Wojowniczki, Boginie, Księżniczki. Historie kobiet Dubaju - Kinga Jesman - ebook + audiobook

Wojowniczki, Boginie, Księżniczki. Historie kobiet Dubaju ebook

Jesman Kinga

3,9

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Od Arabskiej Wojowniczki do Marokańskiej Bogini

Dubaj. Największe miasto Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Jedno ze światowych centrów finansowych i popularny kierunek turystyczny. Większość mieszkańców tej pełnej kontrastów arabskiej metropolii stanowią przybysze z Azji Południowej i Południowo-Wschodniej. Aż jedna czwarta dubajczyków ma korzenie irańskie. Oczywiście, jest tu także wielu ekspatów, specjalistów, którzy przyjeżdżają do Dubaju na kilka, kilkanaście lat, skuszeni ofertami dobrze płatnej pracy.

Autorka tej niezwykłej książki, Kinga Jesman, mieszka w Dubaju od ponad dekady. Tu spotkała miłość swojego życia, założyła rodzinę, tu pracuje i nawiązuje przyjaźnie z kobietami wielu narodowości, o rozmaitym statusie i w różnych sytuacjach życiowych. Ich historie, obserwowane przez autorkę osobiście, jak również opowiedziane jej przy filiżance mocnej kawy, stały się kanwą książki o mieszkankach pustynnego miasta - opowieści niczym z Księgi tysiąca i jednej nocy.

Przekonaj się, jak naprawdę żyją kobiety Dubaju!

Posłuchaj audiobooka:

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 180

Oceny
3,9 (33 oceny)
13
10
5
5
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
ania83sosnowiec

Nie oderwiesz się od lektury

Kochani, przychodzę do Was dzisiaj z wyjątkową książką. Mowa o najnowszej książce Kingi Jesman "Wojowniczki, Boginie, Księżniczki. Historie kobiet Dubaju" @editio.red. Historie kobiet Dubaju to dziesięć wyjątkowych historii o kobietach. Dziesięć kobiet, mieszkanek magicznego Dubaju. Kobiet takich samych jak my. Zwyczajnych, a jednak wyjątkowych. Ich losy jakże różne przedstawiają prawdziwe losy kobiet żyjących w arabskim świecie. W świecie pełnym bogactwa, przepychu, dominacji mężczyzn. W świecie gdzie pieniądz rządzi na równi z religią. Bieda, bogactwo, szara rzeczywistość. Wszystko to autorka pokazała w swojej książce. Nie mamy tutaj pikantnych opowieści (za co serdecznie dziękuję autorce) mamy zwyczajne życie. Życie kobiet walczących o miłość, pracę, godziwe życie. Mające swoje słabsze i lepsze dni. Kobiet takich jak my. Autorka w swojej książce opisuje swoje doświadczenia życia w Dubaju. Pokazuje, że życie w magicznym zakątku świata uważanym za raj na ziemi nie jest takie kolorowe,...
10
Pola93

Całkiem niezła

Ksiązka nie jest zła, ale po przeczytaniu nie zostawia po sobie nic.
00
MissMadeleine

Z braku laku…

Przesłodzony obraz piekła na ziemi spływającego krwią bezbronnych I niewinnych ludzi . Moja pierwsza I ostatnia książka tej autorki.
00
Mifufu

Z braku laku…

Bardzo powierzchowna, język prosty, historie równie dobrze mogłyby się toczyć w Polsce albo innym kraju europejskim. Dziewczyny opisane w książce niby jako wojowniczki 🤷🏼‍♀️ cóż, każda z nas jest wojowniczką, mimo że nie zdecydowała się na Dubaj
00
patrycjawolanin

Całkiem niezła

druga część zdecydowanie lepsza ta w formie reportaże nie przemówiła aż tak do mnie. chodź wiele w niej ciekawostek o przyjezdnych do Dubaju z innych państw k o tamtejszym skrawku życie, perspektywy autorki
00

Popularność




Kinga Jesman

Wojowniczki, Boginie, Księżniczki.

Historie kobiet Dubaju

Słowem wstępu

15 kwietnia 2012 roku zamieszkałam w Dubaju. Mieście, w którym spotkałam miłość życia, założyłam rodzinę i które pokochałam niemal tak bardzo jak własną ojczyznę. Już rok przed moją oficjalną przeprowadzką znałam to miejsce prawie jak własną kieszeń. Choć to stwierdzenie, tak często używane przez Polaków, niekoniecznie ma rację bytu w najszybciej rozwijającej się metropolii świata. I mówię to jak najbardziej szczerze. Dubaj to miasto żywcem wyjęte z Księgi Rodzaju, a dokładniej z fragmentu o Wieży Babel. Burdż Kalifa nawet wyglądem przypomina biblijnego kolosa, a mieszkający tutaj przedstawiciele ponad dwustu narodowości śmiało mogą szukać korzeni genealogicznych u budowlańców, którym Bóg pomieszał języki. Wśród samych Hindusów jest ich dwadzieścia dwa i to tylko tych oficjalnych. Do tego potrafią być tak różne, iż ludzie często posiłkują się słówkami angielskimi. Dubaj jest niezwykłą mieszanką kulturową i religijną. Nie wiem, czy istnieje drugie takie miejsce na świecie, gdzie na ulicach można spotkać arabską kobietę o twarzy zakrytej burką, spacerującą u boku koleżanki w krótkiej, letniej sukience. Taką harmonię pomiędzy różnicami udało się stworzyć Zjednoczonym Emiratom Arabskim. Maleńkiemu krajowi w rejonie Zatoki Perskiej, który przed odkryciem ropy w 1966 roku był niewiele znaczącym portem. Zachęcam do wyszukania w Internecie zdjęć Dubaju sprzed pięćdziesięciu lat i porównania ich z aktualnymi. Już za samą wizję szejk Rashid bin Saeed Al Maktoum zasługuje na szacunek, a za stworzenie futurystycznej metropolii świata na skrawku pustyni — na dozgonny podziw. Fakty mówią same za siebie i moja wypowiedź nie ma nic wspólnego z miłością, jaką darzę to wspaniałe, choć nie idealne miasto.

Bo Dubaj to nie tylko imponujące budowle i obiekty turystyczne. To miasto wspólnoty, pięknych ludzi i obsesja bicia oraz tworzenia nowych rekordów Guinessa. Jest w nim już nie tylko najwyższy budynek świata, ale też najbardziej skręcony. Dubaj posiada najdłuższą, w pełni zautomatyzowaną linę metra, największą ramę zdjęciową, najgłębszy basen, najszybszą kolejkę górską, największą liczbę wieżowców, najwyżej umieszczony kort tenisowy. Największych rozmiarów filiżankę do herbaty, największy złoty pierścień, najdłuższy złoty łańcuch, najdłuższą książkę, największy, ręcznie wykonany dywan, największy żyrandol, największą choinkę w święta Bożego Narodzenia, największe akwarium i wiele więcej. Żeby było jeszcze zabawniej, Dubaj bije swoje własne rekordy, jak to było w przypadku największych na świecie tańczących fontann. Otwarte 22 października 2020 roku Palm Fountains pobiły rozmiarem te u stóp Burdż Kalifa.

Mnie najbardziej spodobał się rekord ustanowiony 2 grudnia 2019 roku, kiedy na pokładzie emirackich linii lotniczych znaleźli się przedstawiciele z ponad stu czterdziestu pięciu krajów świata. Był to dzień narodowy Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Wspaniały, historyczny gest.

Jeżdżąc codziennie z obrzeży miasta do pracy w centrum Dubaju, mijaliśmy z mężem po drodze pustynną panoramę okolic. Na rozległej przestrzeni udało się przeżyć jedynie kilku kępkom dzikiej roślinności. Po przeprowadzce zmieniliśmy codzienną trasę. Kiedy zaledwie dwa lata później zobaczyliśmy okolice poprzedniej, niczym za dotknięciem magicznej różdżki żółty piach przemienił się w zielone osiedla bloków mieszkalnych, wliczając w to skwerki dla zmęczonych spacerowiczów, bieżnie, place zabaw dla dzieci, a nawet szkołę i szpital. Problem w tym, że tak szybki rozwój urbanistyczny stał się zabójczy dla nieruchomości. Wykupione mieszkanie na własność, nawet jeśli w centrum miasta, po kilku latach zaczyna tracić wartość. Obok budują się nowe, bardziej atrakcyjne obiekty i właścicielom nie pozostaje nic innego, jak obniżyć cenę wynajmu. Często drastycznie. Przykładem może być tutaj mój znajomy, który w 2015 roku wynajmował swoje dwupokojowe mieszkanie przy Dubaj Marina za sto dwadzieścia tysięcy dirhamów rocznie. Dzisiaj, w 2022 roku wynajmuje je za siedemdziesiąt pięć tysięcy, a przed pandemią covidową dostawał zaledwie dziesięć więcej. Do tego istnieje ryzyko, iż nasz wspaniały widok na Zatokę Perską zostanie nagle przysłonięty kolejną konstrukcją. Boleśnie doświadczyli tego niektórzy właściciele mieszkań, we wspomnianej dzielnicy Dubaj Marina, kiedy nagle widok za oknem z błękitnej laguny zmienił się w pustynny kolor filarów nowo powstałej drogi na Bluewaters Island. Nawet kultowy hotel Burj Al Arab został ukryty za resortem wypoczynkowym Jumeirah Al Naseem i nie ma już możliwości podziwiania go, przejeżdżając ulicą Jumeirah Beach.

Pomimo tych drobnych niedogodności Dubaj to miasto, które ma do zaoferowania swoim mieszkańcom oraz odwiedzającym je turystom naprawdę wiele: najbardziej zróżnicowaną architekturę na świecie, pustynny spokój, liczne plaże, luksusowe hotele i restauracje, obiekty bijące rekordy świata, wolność wyznania religijnego oraz miejsca tradycji kulturowej Arabów. Co więcej spora część tych atrakcji jest zupełnie darmowa. Będąc jeszcze turystką, zorganizowałam sobie tygodniową wycieczkę po mieście, nie wydając przy tym nawet jednego dirhama na atrakcje. Jedynym moim kosztem był transport linią metra i kawa mrożona, na którą sobie pozwalałam, mając pewność, że widok z kawiarni będzie wart każdego wydanego filsa1. Futurystyczne miasto znalazło sposób nawet na upały, które bez wątpienia spędzają sen z powiek inwestorom sektora usług turystycznych. Powierzchnia centrum handlowego Dubai Mall jest tak potężna, że prócz tysiąca dwustu sklepów i luksusowych butików znalazło się tam miejsce na: autentyczny szkielet dinozaura, prehistorycznego diplodoka długiego, akwarium i podwodne zoo z ponad trzystoma gatunkami zwierząt morskich, kino z dwudziestoma dwoma salami, ogromny park rozrywki oraz park interaktywno-edukacyjny dla dzieci — KidZania. Dubai Mall został okrzyknięty najczęściej odwiedzanym budynkiem świata i z doświadczenia moich własnych licznych wizyt nie mam co do tego stwierdzenia najmniejszych wątpliwości. Mniejszym pod kątem liczby sklepów i odwiedzających jest drugie najbardziej popularne centrum handlowe w Dubaju, czyli Mall of the Emirates. To właśnie tam znajduje się największy na świecie kryty park śnieżny oraz największy na świecie kryty stok narciarski. Już samo wejście do centrum zapiera dech w piersi, ponieważ zielona konstrukcja kopuły i błękit nieba stworzyły nieograniczone możliwości dla wyobraźni dekoratorów w okresie wszelakich świąt. Warto również wspomnieć Dubai Frame — największą na świecie ramę zdjęciową, w której przeszklona część podłogi, pozwala na ekscytujący spacer w przestworzach. Wygląd zewnętrzny imponującej budowli został zainspirowany oficjalnym logiem na EXPO2020 i jest niepisaną granicą pomiędzy nowym i starym Dubajem.

Ja również znalazłam w Dubaju swoją małą obsesję, ale wcale nie jest nią żaden budynek, tylko… wielkość księżyca. Kiedy turyści podziwiają imponujący zachód słońca nad Zatoką Perską, ja odwracam głowę w przeciwnym kierunku, by nie przegapić momentu pojawienia się na horyzoncie innego olbrzyma. Wschodzący księżyc jest tak duży, że łatwo uznać go za atrapę. Mój trzyletni wówczas synek zaskoczył mnie całkiem ciekawym porównaniem.

— Mamo, zobacz jaki wielki balon. — Wskazał na czerwoną kulę unoszącą się tuż nad ziemią. — Możemy się nim przelecieć tak jak świnka Peppa?

Za nic nie chciał dać się później przekonać, że to ta sama kuleczka, która później rozjaśnia nocne niebo.

Choć Dubaj przyciąga ludzi nawet z najdalszych zakątków naszej pięknej planety, włączając w to celebrytów z całego świata, to daje ludziom poczucie prywatności. Jestem przekonana, że przez dziesięć lat mojego mieszkania tutaj niejednokrotnie siedziałam w restauracji obok sławnego aktora czy piosenkarki z innego kraju. Pamiętam, jak ponad dekadę młodsza ode mnie koleżanka, wysłała mi kiedyś selfie z restauracji, którą poleciłam jej na popołudniową herbatkę z kuzynką odwiedzającą Dubaj. Tuż za nimi dostrzegłam znajomą twarz sławnej skandalistki lat dwudziestych — Lindsay Lohan. Swobodnie jadła posiłek w gronie znajomych i nikt jej tego czasu nie zakłócał. W Zjednoczonych Emiratach Arabskich nie istnieje zawód paparazzi, a osoba natrętnie naruszająca czyjąś prywatność może zostać za to słono ukarana. Pracując w firmie zajmującej się publikacją arabskich magazynów o modzie, przynajmniej raz w tygodniu poznaję bardziej lub mniej sławnych celebrytów ze Wschodu. I nawet nie miałabym pojęcia, że witam się z kimś popularnym, gdyby nie zaczerwienione policzki siedzącej obok mnie koleżanki, która w czasach szkolnych była zagorzałą fanką danego artysty. Zresztą w Dubaju samemu nietrudno poczuć się niczym celebryta. Sektor usługowy doskonale wie, jak zadbać o klienta, by wyszedł z restauracji, salonu piękności czy nawet sklepu spożywczego zadowolony. Ludzie są dla siebie nad wyraz życzliwi i jedynie okazyjnie spotyka się tutaj obojętny, a jeszcze rzadziej nieprzyjemny personel.

Nie bez powodu też tak wiele słyszy się o bezpieczeństwie w tym kraju. Przekraczając granicę, jesteśmy dokładnie sprawdzani, włącznie ze skanem gałki ocznej. Mój mąż ma dodatkową przyjemność opróżniania bagażu niemal za każdym razem, kiedy przylatujemy tutaj z Polski. Uzasadnieniem jest bezdyskusyjny zakaz wwożenia do Zjednoczonych Emiratów Arabskich wszelkich środków odurzających. Prócz alkoholu i papierosów nie znajdziemy w kraju żadnych używek, w tym przede wszystkim narkotyków. Nawet mak jest produktem zakazanym ze względu na zawartą w nim ilość alkaloidów. I dlatego świątecznemu makowcowi, głośno mówimy nie.

Dzięki mojej pierwszej pracy w akademii lotnictwa, gdzie miałam niebywałą okazję porozmawiać bardziej prywatnie nie tylko z pilotami myśliwców, ale też siłami policji, dowiedziałam się trochę o tutejszych sposobach walki z przestępczością.

— Kamery są niemal wszędzie, nawet pustynia jest monitorowana — zapewnił mężczyzna podczas jednej z przerw w trwającym kursie.

— Myślę, że kluczem do bezpieczeństwa jest wysoka karalność — stwierdził inny z moich rozmówców. — Wysokie mandaty, trudne warunki w więzieniach, natychmiastowa deportacja całej rodziny.

Kolejnym czynnikiem, który pomaga w utrzymaniu takiego stanu rzeczy, są wymagania wizowe. Przylatujący do Emiratów imigranci znajdują się pod presją znalezienia pracy, by otrzymać wizę rezydenta i móc legalnie przebywać w kraju. W efekcie tego odpada problem bezrobocia. Błaganie o jałmużnę w Dubaju również jest surowo zabronione i choć sama kilkakrotnie spotkałam się z osobami proszącymi mnie o pomoc finansową, to zdarza się to naprawdę rzadko. Częściej można dostrzec sytuacje, kiedy to przeciętny obywatel wyciąga pomocną rękę, przywołując do siebie pracownika robót fizycznych, by podarować mu choćby niewielką kwotę pieniędzy. Oprócz żebrania, w Zjednoczonych Emiratach Arabskich nie ma zezwolenia na protesty. Rodowici Arabowie i tak nie mają wielu powodów do niezadowolenia, a imigranci są tutaj jedynie gośćmi, którzy wjechali do kraju z własnej woli. Ten, kto nie jest zadowolony z oferowanych warunków, ma prawo swobodnie stąd wyjechać. Trzeba też być uczciwym względem władców tego państwa, bo choć zmiany postępują i system tutejszych wartości coraz mocniej ukierunkowuje się w stronę zachodu, to jednak dobro własne i lokalnej ludności zawsze będzie dla nich na pierwszym miejscu.

Dlatego nie każdemu żyje się tutaj wygodnie i nawet nie mam na myśli okrutnie wykorzystywanych pracowników fizycznych. Oni bardzo często uciekają z o wiele gorszego położenia. Są jednak w Dubaju osoby, dla których to miasto nie jest szczęśliwym przystankiem na drodze życia, bo uważają, iż nie ma ono duszy ani tożsamości. Co więcej te opinie wcale nie są bezpodstawne. Wystarczy tylko lepiej się rozejrzeć lub nadstawić uszu. Z jednej strony piach, z drugiej cement, a do tego ciągnące się w nieskończoność prace budowlane. I w tej kwestii Dubaj jest bezkompromisowy. Chcąc tutaj zamieszkać, trzeba przyzwyczaić się do ciągłego hałasu maszyn oraz obecności pyłu. Szczególnie, że ze względu na wysokie temperatury w okresie letnim, prace są zazwyczaj wykonywane nocą. Zanim jeden obiekt zostanie w pełni wykończony, w okolicy już rozpoczynają się prace nad trzema kolejnymi. Dlatego miłośnicy ciszy i spokoju mogą napotkać tutaj sporo niedogodności. Na szczęście lokalni deweloperzy próbują znaleźć i na to rozwiązanie, odważniej wykorzystując tereny pustynne. W kraju powstaje coraz więcej zamkniętych wspólnot osiedlowych, gdzie lokatorzy mają do dyspozycji nie tylko samo mieszkanie, ale również prywatne place zabaw dla dzieci, małe farmy z ekologiczną żywnością, siłownie, baseny, a nawet przedszkola. Kosztuje to krocie, ale w mieście takim jak Dubaj chętnych i bogatych nie brakuje.

Ja natomiast odnalazłam w tym miejscu wszystko, czym zawsze pragnęłam się otaczać, a o każdym aspekcie mojego życia tutaj mogłabym napisać osobną książkę. Możliwe, że w przyszłości właśnie tak zrobię. Natomiast teraz, jak mówi sam tytuł, skupię się na historiach silnych i wyjątkowych kobiet, które poznałam przez dekadę mieszkania w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. W każdym rozdziale opowiem bardzo osobiste doświadczenia moich znajomych, koleżanek a nawet przyjaciółek. Wojowniczek, które nigdy nie poddały się w dążeniu do szczęścia, choć dla każdej to słowo oznacza coś innego. Wszystkie te kobiety mieszkały w Dubaju i poznały to miasto z zupełnie innej perspektywy niż ja sama. Jedne będą utożsamiać je z rajem na ziemi, inne wolnością, jeszcze inne z piekłem, które mocno je poparzyło. Nie ma ludzi idealnych, nie ma też idealnego miejsca. Jedni wolą zieleń i naturę, inni kochają szum miasta i szybkie tempo życia. Jak to powtarzała moja świętej pamięci babcia: „jeszcze się taki nie urodził, co by każdemu dogodził”. Więc i ja nie będę próbować Cię, drogi Czytelniku, do niczego przekonać. Jedyne, czego pragnę, to pokazać Dubaj i jego mieszkańców z bardzo unikalnej perspektywy, bo mojej osobistej. Nie chcę pouczać, a jedynie zabrać Cię w podróż po Zjednoczonych Emiratach Arabskich moimi oczami i sercem.

Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione. Wykonywanie kopii metodą kserograficzną, fotograficzną, a także kopiowanie książki na nośniku filmowym, magnetycznym lub innym powoduje naruszenie praw autorskich niniejszej publikacji.

Wszystkie znaki występujące w tekście są zastrzeżonymi znakami firmowymi bądź towarowymi ich właścicieli.

Redaktor prowadzący: Justyna Wydra

Ryciny w książce: Kinga Jesman

Helion S.A.

ul. Kościuszki 1c, 44-100 Gliwice

tel. 32 230 98 63

e-mail: [email protected]

WWW: https://editio.pl (księgarnia internetowa, katalog książek)

Drogi Czytelniku!

Jeżeli chcesz ocenić tę książkę, zajrzyj pod adres

https://editio.pl/user/opinie/twkodu_ebook

Możesz tam wpisać swoje uwagi, spostrzeżenia, recenzję.

ISBN: 978-83-8322-773-3

Copyright © Helion S.A. 2023

Poleć książkęKup w wersji papierowejOceń książkę
Księgarnia internetowaLubię to! » nasza społeczność

Arabska Wojowniczka

Poszukiwanie pracy w Dubaju nie zawsze jest łatwe i często wymaga wręcz anielskiej cierpliwości. Choć istnieje mnóstwo agencji rekrutacyjnych i stron, gdzie firmy ogłaszają otwarte stanowiska, większość aplikacji pozostaje bez odzewu. Osobiście znam osoby, które przez ponad rok intensywnych poszukiwań nie otrzymały nawet jednej racjonalnej oferty. Problemem jest konkurencja. Tutejszy rynek pracy zalany jest przez mniej wymagających kandydatów, gotowych pracować za znacznie niższą stawkę niż przeciętny Europejczyk na obczyźnie. Niejednoznaczne standardy doprowadziły do sytuacji, w której już niewiele firm tworzy budżet na dane stanowisko, raczej skupia się na negocjacjach w stylu: „kto chce mniej”. Niestety prawo pracownicze, choć wydaje się dobrze skonstruowane, ma ogromne luki i niedociągnięcia. W wielonarodowościowym kraju otwiera to możliwość tworzenia bardzo zróżnicowanych warunków pracy. Firmy często oczekują pracy po godzinach lub w weekendy, przez co ludzie ciągle poszukują nowych możliwości i lepszych standardów. A nowi od razu mają pod górkę. Zdecydowana większość ofert zamieszczonych na stronach rekrutacyjnych wymaga uprzedniego doświadczenia w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, a nawet konieczności bycia na miejscu, zanim w ogóle rozważą czyjąś kandydaturę. Dochodzi do tego jeszcze kwestia pochodzenia, która również ogranicza możliwość dowolnego wyboru zawodu. Dla przykładu — prace fizyczne mogą wykonywać jedynie przedstawiciele pochodzący z mniej rozwiniętych ekonomicznie krajów Azji oraz Afryki.

Istnieją też grupy oszustów, którzy podstępem próbują wciągnąć człowieka w piramidy finansowe lub co gorsza marnują cenny czas na bezowocne pogaduszki. Niejednokrotnie otrzymałam prośbę, by spotkać się w kawiarni, a nawet lobby hotelowym. Nie do końca rozumiałam, z czego to wynika. Początkowo założyłam, że dany przedsiębiorca ma firmę w innym kraju, a w Emiratach prowadzi jedynie dodatkowe interesy. Dlatego po przylocie do Dubaju dwa razy zgodziłam się na taką formę rozmowy kwalifikacyjnej. Nie zaowocowało to natomiast żadnym pozytywnym rezultatem. Zwykle osoby, z którymi rozmawiałam, nie miały nawet odrobiny przyzwoitości, by zaprezentować się profesjonalnie. Moje pytania o stanowisko pracy, profil firmy czy wynagrodzenie były zbywane ogólnikami. Nieuczciwi przedsiębiorcy ewidentnie nie mieli innych powodów, by się ze mną spotkać, prócz chęci wypicia kawy w towarzystwie kobiety. Pod przykrywką wyboru odpowiedniego kandydata na nieistniejące stanowisko zadawali mnóstwo pytań, często wręcz intymnych. Podobny schemat potwierdziły moje koleżanki, które również dały się przekonać do takiego spotkania.

— Dzień dobry, czy rozmawiam z panią Kingą Jesman?

— Tak. Słucham?

— Aplikowała pani o pracę w naszej firmie. Tak się składa, że mamy wolne stanowisko, które mogłoby panią zainteresować.

— Wspaniale, a czy mógłby mi pan powiedzieć coś więcej o tej ofercie?

— Oczywiście, ale najlepiej jak porozmawiamy twarzą w twarz. Wie pani, ja pracuję w głównej siedzibie firmy w Abu Zabi, ale jutro będę w Dubaju. Moglibyśmy przeprowadzić wstępną rozmowę kwalifikacyjną i jeśli okaże się pani odpowiednią kandydatką, przekażę dokumenty do działu HR.

— Dobrze, ale czy mógłby pan chociaż zdradzić nazwę firmy, żebym do jutra mogła zapoznać się z państwa profilem?

Rozmówca podawał mi nazwę firmy i po jej odnalezieniu w przeglądarce Google w obu przypadkach okazało się, iż siedziba firmy znajdowała się w Dubaju. Natomiast kiedy człowiek dopiero raczkuje na tutejszym rynku pracy, nie jest wszystkiego świadomy, za to lekko zdesperowany. Chwyta się każdej możliwości w nadziei, iż ta okaże się właściwą. Tak też było w moim przypadku. Chciałam jak najszybciej znaleźć pracę, ponieważ moja wiza turystyczna była ważna jedynie przez miesiąc2.

Kolejnym nieuczciwym postępowaniem na tutejszym rynku pracy jest prośba o darmową próbkę umiejętności. O ile dzień czy dwa pracy charytatywnej potrafię zrozumieć, to dwóch tygodni, a tym bardziej miesiąca już nie. A podczas jednej z rozmów kwalifikacyjnych z takim warunkiem spotkała się moja znajoma. Już mniejsza o stracony czas, jeśli ostatecznie nie doszłoby do zatrudnienia, ale gdyby w tym czasie firmę naszła niezapowiedziana kontrola imigracyjna, to taka zabawa kosztowałaby zarówno pracownika, jak i pracodawcę ogromne pieniądze. Według obecnego prawa jest to pięćdziesiąt tysięcy dirhamów nałożone na nielegalnego pracownika i do stu tysięcy na pracodawcę. Takie inspekcje zdarzają się już znacznie rzadziej, ale przed pandemią każde biuro, w którym pracowałam, było sprawdzane przynajmniej raz do roku. Nikt tego wcześniej nie ogłaszał, a karty pracownicze sprawdzano wybiórczo. Niestety — nawet ciężkie konsekwencje nie powstrzymują nieuczciwych pracodawców przed próbami wyzysku pracowników.

Rząd Dubaju walczy również z nielegalnym przedłużaniem pobytu imigrantów w kraju, nabijając za to wysokie kaucje. Na tę chwilę jest to dwieście dirhamów za pierwszy dzień i po sto za każdy kolejny przy wizie turystycznej i dwadzieścia pięć dirhamów na dzień, jeśli przedłużymy swój pobyt po odwołaniu wizy pracowniczej. Przy aplikowaniu o nową pracę lub próbie opuszczenia kraju trzeba tę karę uregulować.

Ja miałam ogromne szczęście znaleźć pracę już po tygodniu i tylko dlatego, że skończyłam studia inżynieryjne. Początkowo aplikowałam w ciemno, odpowiadając praktycznie na każde ogłoszenie, często nawet niepokrywające się z moim wykształceniem ani doświadczeniem zawodowym. Jak już wcześniej wspomniałam — byłam lekko zdesperowana. Szczęśliwie dla mnie, pewien Niemiec pracujący w firmie konstrukcyjnej zainteresował się moim profilem. Zadzwonił i wytłumaczył mi, iż to nie jest najlepszy pomysł, bym zatrudniła się w typowo wykonawczej firmie. Nie dość, że praca jest ciężka, nieraz na bezpłatnych nadgodzinach, to jeszcze wypłaty często napływają z opóźnieniem. Zasugerował, że praca w administracji będzie dla mnie lepszym rozwiązaniem, i obiecał zorganizować rozmowę kwalifikacyjną u brata swojego szefa, który prowadzi firmę kształcącą w zakresie lotnictwa. Oczywiście przystałam na jego propozycję i po latach stwierdzam, iż nie mogłam lepiej trafić. Właścicielem był Emiratczyk, a w chwili mojego zatrudnienia pracownikami byli sami muzułmanie, w dużej przewadze kobiety. Od podszewki poznałam życie codzienne i kulturę Arabów, a rozmowy z tymi ludźmi i obserwowanie ich dostarczyły mi inspiracji na niejedną książkę.

Zanim jednak rozpoczęłam pracę w owej firmie, doświadczyłam niemało przez krótki okres tygodnia: dwóch bezwartościowych rozmów w kawiarni; prośby o rozmowę kwalifikacyjną w pokoju hotelowym po dwudziestej; pytania, czy będę ubierać się do pracy seksownie, bo poprzedniczka tak robiła. Do tego dwa profesjonalne spotkania w biurze o wysokim standardzie, ale śmiesznym wynagrodzeniu, i jedno w towarzystwie Arabskiej Wojowniczki — bohaterki tego rozdziału — oraz jej przełożonego.

Kobieta była przyjaciółką szefa mojego męża, wtedy jeszcze chłopaka, więc rozmowę kwalifikacyjną zyskałam po znajomości. Pracowała dla Emiratczyka, który posiadał kilka placów zabaw dla dzieci. Arabska Wojowniczka była jego prawą ręką — osobą, która zajmowała się biznesem podczas licznych podróży właściciela. W tamtym okresie poszukiwali osoby do kontrolowania standardów czystości ich obiektów. Mój partner zawiózł mnie na rozmowę kwalifikacyjną, lecz sam został w samochodzie. Cała aranżacja tego spotkania była niepotrzebnie skomplikowana. Zamiast wymienić się bezpośrednim kontaktem, mój mąż dzwonił do swojego szefa, żeby ten poinformował Arabską Wojowniczkę, iż zbliżamy się do ustalonego miejsca. Na szczęście, kobieta czekała już na mnie przed budynkiem, więc odpadł mi stres związany z poszukiwaniem właściwego wejścia i ewentualnym spóźnieniem. Przywitała się życzliwie, ale od początku dostrzegłam jak nieprzyjazne spojrzenia rzucała w kierunku mojego partnera. Pomimo iż ten od roku pracował u jej przyjaciela, nigdy wcześniej się nie spotkali. Wytłumaczyłam to sobie kolorem jego skóry. Wiele osób w tej części świata gloryfikuje białych i jest dla nich nie do pomyślenia, że blondynka spotyka się z ciemnoskórym. W krajach arabskich, podobnie jak niemal w całej Azji, im bledsze lico, tym atrakcyjniejsze.

Po udanej, choć niełatwej rozmowie kwalifikacyjne — ani ja, ani właściciel firmy nie mówiliśmy płynnie po angielsku — kobieta zaoferowała, iż oprowadzi mnie po kompleksie. Obeszłyśmy całe miejsce, zajrzałyśmy chyba pod każdą maszynę, karuzelę, a nawet trampolinę i przy okazji rozmawiałyśmy. Jak większość Arabek, Wojowniczka okazała się bardzo bezpośrednia.

— Ten w samochodzie to twój mąż? — Pytanie padło niemal natychmiast po wyjściu z biura jej przełożonego. I po wcześniejszych doświadczeniach, wcale mnie to nie zaskoczyło.

Poszukiwałam pracy w Dubaju zaledwie od tygodnia, a już kilka razy odpowiadałam na to pytanie, spotykając się z osądzającym spojrzeniem.

— Jesteśmy razem, ale jeszcze nie jako małżeństwo — przyznałam.

— A skąd on jest? — kontynuowała.

— Ze Sri Lanki — moją narodowość znała z wcześniejszej rozmowy.

— To dobrze, bo już miałam ci poradzić, żebyś uważała na Arabów — ostrzegła.

— Nie zamierzam wiązać się z Arabem, przyleciałam tutaj dla mojego chłopaka, planujemy ślub — zaczęłam się tłumaczyć.

— Lepiej dla ciebie jakbyś wyszła za Europejczyka. Arabom nie można ufać, to oszuści i krętacze — kobieta jakby ignorowała moje słowa i rzeczywistość.

Narzekała na arabskich mężczyzn, na agresywność i brak zaufania do nich. Prawdę mówiąc, trochę mnie tym wystraszyła. Mieszkając jeszcze w Polsce, wielokrotnie słyszałam ostrzeżenia, że jak pojadę do Arabów, to stracę godność. Moje zdanie nie będzie miało najmniejszego znaczenia, a jeśli sprzeciwię się mężczyźnie, ten będzie miał prawo mnie spoliczkować. I nagle, po tygodniowym pobycie w Dubaju, słuchałam jeszcze gorszych historii.

Mówiąc o Arabach, Wojowniczka miała wręcz obłęd w oczach, dlatego bardziej z obawy niż szczerych chęci pozwoliłam jej przejąć kontrolę nad rozmową. Słuchałam, potakiwałam głową i spokojnie czekałam, aż wrócę do mojego partnera. Na pewno nie miałabym ochoty pracować w jej towarzystwie.

Kobieta ubrana była normalnie, w jeansy i obszerną koszulkę z logo firmy. Jedynym znakiem świadczącym o jej przynależności do islamu były włosy zakryte ozdobną chustą. Choć sama wprosiłam się do kraju o takim wyznaniu, w tamtym okresie ten fakt nadal był czerwoną flagą dla moich nerwów.

Szczęśliwie doczekałam końca tego spotkania i dopiero w samochodzie, obok mojego partnera, poczułam się bezpiecznie. Wróciliśmy do biura, w którym pracował, a jego szef zalał mnie pytaniami: Opowiadaj, jak minęła rozmowa kwalifikacyjna? Czy podobało mi się tamto miejsce pracy? A co z zaoferowanym wynagrodzeniem? Satysfakcjonuje cię?

Po wyczerpującej rozmowie zapytał wreszcie o swoją przyjaciółkę, a ja byłam już tak zmęczona, że nie miałam siły ukrywać prawdy. Opowiedziałam mu o naszej rozmowie i jej dziwnym zachowaniu. Wyznałam, jak bardzo wystraszyły mnie jej słowa. I pewnie żałowałabym swojej słabości, gdyby się nie okazało, że mimo wszystko tym posunięciem wygrałam. Szef mojego męża miał artystyczną duszę i najwyraźniej zrozumiał moją wrażliwość. Zapewne nie chciał też, by ktoś niewłaściwie oceniał zachowanie jego przyjaciółki. Dlatego opowiedział mi dramatyczną historię tej kobiety, dosłownie wciskając mnie nią w fotel.