Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Czy ich przywiązanie będzie zbyt dużym ryzykiem, czy też nieoczekiwanym skarbem?
Wschodząca hollywoodzka gwiazda Mia Emerson padła ofiarą skandalu i szuka bezpiecznego miejsca, by ukryć się przed dziennikarzami. Znajduje je w położonym nad jeziorem miasteczku Bluebell w Karolinie Północnej, gdzie miała spędzić odwołany miesiąc miodowy.
Zaraz po przyjeździe poznaje Leviego Bennetta, który wraz z siostrami prowadzi Pensjonat Bluebell. Mia ufa, że Levi nie zdradzi miejsca jej pobytu, a on – że może jej się zwierzyć z problemów finansowych, które utrzymuje w tajemnicy przed siostrami.
Odnaleziony pamiętnik sprzed lat zainspiruje ich do wspólnego poszukiwania ukrytego w pensjonacie naszyjnika z rzadkim okazem brylantu, jednak przy okazji dojdzie do głosu coś jeszcze. Coś, co może bezpieczniej byłoby uciszyć…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 376
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Mia Emerson nie zdążyła jeszcze otworzyć oczu, a już wiedziała, że to będzie najgorszy dzień w jej życiu. Ale przecież każda doba trwa tylko dwadzieścia cztery godziny – sobota trzydziestego maja też. Uznała, że jakoś to przeżyje.
Niechętnie uniosła powieki, chociaż raziło ją ciepłe światło słoneczne przenikające przez firanki. Postanowiła wstać, wziąć prysznic, ubrać się tak, żeby nie dało się jej łatwo rozpoznać, a potem pobiec do Busy Bean i poczytać gazetę – jak w prawie każdy sobotni poranek.
Odrzuciła kołdrę i usiadła, a jej wzrok spoczął na sukience, którą rzuciła na podłogę, zanim wczołgała się do łóżka. Wspomnienie poprzedniego wieczoru spłynęło na nią niczym zły sen, aż skręciło ją w żołądku.
Była prawie północ, gdy skończyli kręcić film. Cała obsada i ekipa Dwunastu godzin świętowała w jednym z najpopularniejszych klubów w LA. Wszyscy byli podekscytowani i rozemocjonowani, Mia również.
Dopiero drugi raz w karierze grała pierwszoplanową rolę. Obraz Aż do głębi wywindował ją na sam szczyt listy wschodzących gwiazd. A teraz, gdy występowała obok Jaxa Jordana w jego najnowszym filmie akcji, jej kariera zapowiadała się naprawdę obiecująco. Kilka minut po drugiej w nocy Mia postanowiła wrócić do domu. Jej towarzysze byli już wtedy wstawieni lub całkiem pijani. Pożegnała się i wyszła z klubu, żeby zawołać taksówkę. Gdyby wieczór się na tym zakończył, jej myśli zaprzątałby tylko kolejny dzień, którego tak się obawiała. Ale nie.
Telefon zawibrował od przychodzącego połączenia. Na ekranie wyświetliła się twarz Brooke, jej najlepszej przyjaciółki. Były nierozłączne, odkąd miały po siedem lat, gdy mama Mii zatrudniła mamę Brooke – Lettie – jako gosposię.
– Upewniasz się, czy jeszcze nie rzuciłam się z klifu? – spytała, gdy odebrała.
– Nie wygłupiaj się. W pobliżu nie ma żadnego klifu. Nie obudziłam cię?
– Prawie. Położyłam się przed trzecią. – Odsunęła od siebie nagłe wspomnienie Jaxa, podchodzącego do niej przed budynkiem klubu.
– Czyli zdjęcia zakończone, tak?
– Piłka w dołku.
– Jakie masz plany na dziś? Spotkajmy się i zróbmy razem coś fajnego.
– Chcesz zająć czymś moje myśli, tak?
– Zaczniemy od Busy Bean, bo jestem aż tak dobrą przyjaciółką. Potem możemy pobawić się w turystki. Pójdziemy na Aleję Gwiazd, przespacerujemy się Venice Beach i zrobimy cokolwiek, na co tylko masz ochotę – zaproponowała. – A na wieczór mamy rezerwację. Robimy się na bóstwo i idziemy do Musso & Frank.
– Ooo, jakaś ty kochana. Ale wiem, że jesteś zawalona pracą.
Brooke zajmowała się rekwizytami, co było odpowiednim zajęciem dla tak drobiazgowej osoby, a w poniedziałek zaczynała zdjęcia do nowego filmu.
– O to się nie martw, wszystko gotowe.
– Dlaczego nie możesz być człowiekiem, tak jak my wszyscy? Odrobina prokrastynacji jeszcze nikomu nie zaszkodziła.
– Nie przyjmuję odmowy. Wskakuj pod prysznic i za godzinę widzimy się w kawiarni.
Aromat prażonych ziaren rozbudził Mię, gdy tylko weszła do gwarnego lokalu usytuowanego nieopodal jej domu w Beverly Hills. Znajdował się nieco na uboczu i nie miał szyldu Starbucksa, dzięki czemu cieszył się większą popularnością wśród miejscowych niż wśród turystów.
Kofeina. To na pewno dobrze jej zrobi. Przydałby się też wehikuł czasu.
Przyszła trochę za wcześnie, więc stanęła w kolejce. Dochodziła jedenasta. Co by teraz robiła, gdyby Wesley wszystkiego nie odwołał? Może manicure razem z druhnami w Le Luxe? A może pisałaby liścik do Wesa, który wręczyłby mu jego drużba? Napisałaby, że kocha go nad życie, że ma w sobie wszystko, czego oczekiwała od życiowego partnera.
Myliłaby się. Tak bardzo. Wydawało jej się, że był dokładnie tym, kogo potrzebowała – ale co do tego również była w błędzie.
Zamrugała, by przegonić łzy, i przesunęła się do przodu w kolejce. Jak to możliwe, że wciąż uginały się pod nią kolana? Minęły prawie cztery miesiące. Pochyliła głowę i ściągnęła niżej daszek czapki.
Brooke miała rację. Dzisiaj musiała czymś się zająć. Zerknęła na zegarek. Zostało trzynaście godzin – to cała wieczność.
Osoba stojąca przed nią odeszła i Mia znalazła się pierwsza w kolejce. Prawdopodobnie miała przekrwione oczy, ale uśmiechnęła się szeroko i przywitała baristkę:
– Dzień dobry, Bree.
Gdy dziewczyna na nią spojrzała, Mii natychmiast zrzedła mina.
– Co podać? – spytała profesjonalnym tonem.
Mia zamrugała. Bree chyba miała zły dzień.
– Ekhm, to, co zwykle. I poproszę jeszcze dużą herbatę z cynamonem.
Bree wstukała zamówienie.
– Dziesięć dolarów i czterdzieści dwa centy – powiedziała, nie patrząc jej w oczy.
Mia podała jej kartę i spróbowała jeszcze raz.
– Piękna dziś pogoda. W kawiarni duży ruch?
– Można tak to ująć.
Mia wcisnęła kilka banknotów do słoika na napiwki. Bree przesunęła kartę przez czytnik i bez słowa ją oddała, po czym chwyciła dwa kubki i wypisała na nich zamówienie.
Nieznajoma osoba, stojąca za Mią w kolejce, odchrząknęła znacząco, więc dziewczyna odeszła od lady.
Czy zrobiła coś, co mogło obrazić Bree? Wczoraj ucięły sobie krótką pogawędkę, ale Mia nie pamiętała o czym. Wszyscy bariści byli sympatyczni – to między innymi dlatego Bean było jej ulubioną kawiarnią.
Może synek Bree znowu dostał ataku histerii w przedszkolu. A może jej cierpiąca na demencję mama miała się gorzej. Mia pomodliła się w myślach za baristkę i przesunęła się w kolejce.
Ekspres do kawy głośno syknął. Greta obsługiwała go szybko i pewnie, a ciemny kucyk dyndał jej na plecach.
– Dzień dobry, Greto – powiedziała Mia, gdy maszyna ucichła.
Kobieta spojrzała na nią, a jej twarz stężała.
– Dzień dobry – odparła w końcu oschłym tonem.
O co w tym wszystkim chodziło? Mia zerknęła na dwóch pozostałych krzątających się baristów. Zazwyczaj witali się z nią, nawet jeśli byli bardzo zajęci. Greta postawiła przed nią napoje i przeszła do kolejnego zamówienia.
– Dziękuję – powiedziała Mia, ale Greta nie odpowiedziała i nie uraczyła jej spojrzeniem.
Mia wzięła kubki, czując, że zaczyna płonąć ze wstydu. Musiała zrobić coś nie tak, ale nie miała pojęcia co. W kawiarni był tłum i nagle poczuła się przytłoczona. Przemknęła obok kolejki i wyszła na zewnątrz na ogrodzone patio. Dzień był przyjemny i jasny, a odrobina słońca na pewno by jej nie zaszkodziła.
Co wstąpiło w tych przemiłych baristów z sąsiedztwa? Może ktoś został zwolniony. Usiłowała sobie przypomnieć, czy byli sympatyczni dla innych klientów, ale nie zwróciła na to uwagi. A może to miało coś wspólnego z jej odwołanym weselem? Ale przecież ta wieść rozeszła się już kilka miesięcy temu.
Kiedy usadowiła się przy dwuosobowym stoliku obok chodnika, jej telefon zawibrował. Wyciągnęła go z kieszeni. Brooke.
– Tylko mi nie mów, że się spóźnisz – powiedziała Mia. – Bo jestem pewna, że nigdy ci się to nie zdarzyło.
– Gdzie jesteś?
Mia zmarszczyła brwi, słysząc zdecydowany ton przyjaciółki.
– W kawiarni, przecież tu się umówiłyśmy. A ty gdzie jesteś?
– Słuchaj… Zmiana planów. Zaraz cię zgarnę. Jestem tuż za rogiem.
– No dooobra… Co się dzieje, Brooke?
– Powiem ci, jak dojadę na miejsce. Widzę już kawiarnię. Podejdź do krawężnika.
Mia wstała i przewiesiła torebkę przez ramię.
– Jesteś strasznie tajemnicza. – Dostrzegła białą toyotę Brooke. – Widzę cię. Zaraz podejdę.
Mia się rozłączyła, chwyciła napoje i podeszła do drogi. Miała potworne przeczucie, że ten dzień okaże się jeszcze gorszy, niż to sobie wyobrażała.
Mia włożyła kubki do uchwytów, a Brooke włączyła się do ruchu. Auto jadące za nimi zatrąbiło.
– Co się dzieje? – Mię ogarnął strach, powodując przypływ adrenaliny. Przyjrzała się twarzy przyjaciółki, ale oprócz napięcia w kącikach jej oczu nie zauważyła nic nadzwyczajnego. – O co chodzi? Nic ci nie jest?
– Nie, nie chodzi o mnie.
– O twoją mamę? Tylko nie to. – Mia zatrudniła Lettie po śmierci swojej mamy i widziała się z nią jeszcze dziś rano, przed wyjściem z domu.
– Nie, wszystko u niej w porządku. – Brooke trzymała kierownicę w śmiertelnym uścisku. – Mia… Opowiedz mi, co się wydarzyło wczoraj w nocy. Na imprezie po zakończeniu zdjęć.
Aha, a więc chodziło o imprezę. Ktoś musiał zobaczyć, co zrobił Jax, i wygadał się przed Brooke. Miała w branży wielu znajomych. Mia westchnęła.
– Chciałam ci powiedzieć przy kawie. Jax za dużo wypił. Wyszłam na zewnątrz, żeby złapać taksówkę do domu, a on poszedł za mną. Nagle pojawił się przy mnie i mnie pocałował. Czuję się okropnie, Brooke. Mówiłam ci, że przeczuwałam coś w trakcie zdjęć, ale przedtem nigdy mnie nie podrywał.
– A więc… Nie odwzajemniłaś pocałunku?
Mia aż rozdziawiła usta.
– Oczywiście, że nie! To żonaty facet! Nigdy w życiu bym czegoś takiego nie zrobiła.
– Dobra, dobra, przepraszam. Przecież wiem. – Posłała Mii potulne spojrzenie. – Ale to Jax Jordan. Z czarującym uśmiechem i seksownym dołeczkiem w podbródku.
– Nie zapominaj o nieodzownym delikatnym zaroście. Ale on ma żonę! A poza tym kto ci powiedział? Wydawało mi się, że nikt tego nie widział.
Brooke popatrzyła na nią tak, że Mia aż zadrżała.
– Ojejku. Nie wiem, jak ci to powiedzieć.
– Co? Przerażasz mnie.
Brooke skręciła w stromą ulicę, przy której mieszkała Mia, i samochód zaczął wjeżdżać pod górę. Spojrzała na przyjaciółkę ze współczuciem.
– Ktoś zrobił zdjęcie, kochana, i wrzucił do Internetu.
Mia wessała powietrze. Ale przecież pocałunek trwał najwyżej sekundę, zanim odepchnęła Jaxa. Nie mogło być aż tak źle.
Brooke podała jej swój telefon z otwartą stroną Hollywood Reporter.
Nagłówek obwieszczał: „Mia kradnie Emmie męża!”. Pod spodem zamieszczono zdjęcia, a największe, zrobione z profilu, przedstawiało coś, co wyglądało na namiętny pocałunek. Nie dało się rozpoznać ich twarzy, ale fotograf zrobił im też zdjęcie tuż przed pocałunkiem, w chwili, gdy Jax ujął jej twarz w dłonie, a ona była zbyt zaskoczona, żeby się ruszyć.
– To nie tak…
Były też inne zdjęcia. Na jednym z nich ściskali się wcześniej tego samego wieczoru, gdy wszyscy byli w szampańskich nastrojach.
– Ściskałam się ze wszystkimi!
Na kolejnym zdjęciu, zrobionym przy innej okazji, szli obok siebie roześmiani, opuszczając plan zdjęciowy.
– To wygląda, jakby…
– Wiesz, jakie to hieny. Nie obchodzi ich prawda. Chcą tylko sprzedać tak zwane „niusy”.
– Może powinnam… Sama nie wiem. Przekazać to prawnikowi? Zapłacić komuś, żeby uciął te plotki?
– Mam nadzieję, że nie jest za późno. Wiesz, jak szybko takie rzeczy się rozchodzą.
Brooke nie zdążyła jeszcze skończyć, a Mia już otwierała kolejny serwis. Zrobiło jej się gorąco, gdy zobaczyła na głównej stronie artykuł na ten sam temat. Te same zdjęcia, ta sama historia… opowiedziana z trochę większym wyczuciem. Nie została otwarcie oskarżona o uwodzenie męża Emmy. Ale te zdjęcia…
Zamknęła stronę i sprawdziła media społecznościowe.
– Na Twitterze wszyscy o tym piszą. – Pomyślała, że żona Jaxa to zobaczy, i skręciło ją w żołądku. Emma była w ciąży z ich pierwszym dzieckiem. – Biedna Emma. Muszę do niej zadzwonić i to wyjaśnić.
Brooke spojrzała na nią wymownie.
– Co wyjaśnić? Że jej mąż się do ciebie dostawiał, a ty go odtrąciłaś?
– Przecież nie mogę pozwolić, by sobie myślała, że mamy płomienny romans.
– Zostaw to Jaxowi. Sam sobie poradzi.
Mia lubiła Jaxa, mimo że czasem flirtował na planie. Był pracowity i mimo wielkiej sławy nie traktował ludzi z góry.
Ale Mia nie była naiwna. Jax za nic nie przyznałby się przed żoną, że podrywał inną kobietę.
Przyglądała się zdjęciom. Przedstawiały pewną historię – nieprawdziwą, ale ludzie uwierzą, w co zechcą. A Emma nie będzie chciała uwierzyć, że winę ponosił Jax.
Inni zresztą też nie. Emma była ulubienicą Ameryki, idącą w ślady Meg Ryan, Julii Roberts i Reese Witherspoon. Mia była dopiero wschodzącą gwiazdką.
– Wyszłam na kobietę, która rozbija rodziny, i nikt nie da wiary, że jestem niewinna. – Spuściła wzrok na fotografie. – To zrujnuje mi karierę, Brooke. Stracę wszystko, na co pracowałam.
– Nie uprzedzaj faktów. Wiesz, jak to jest z takimi plotkami. Pojawi się coś większego i ludzie zapomną. Możliwe, że to nic takiego.
– Mam nadzieję, że masz rację… Lepiej zadzwonię do Nolana.
Znalazła numer swojego agenta i kliknęła. Spodziewał się jej telefonu i zrobił to, w czym był najlepszy – pocieszył ją. Zakazał jej wchodzić na portale społecznościowe. Powiedziała mu o swoich obawach o rolę w kolejnym filmie – Gorsze czasy. Rola Fiony była spełnieniem jej marzeń, czekała na nią całe życie, a wytwórnia cieszyła się nieskazitelną reputacją i trzymała wysoki standard. Kontrakt, który podpisała, zawierał klauzulę dotyczącą moralności.
Podobnie jak Brooke, Nolan zapewnił Mię, że sprawa ucichnie, a odnoszenie się do tych plotek tylko doleje oliwy do ognia. Powinni raczej mieć nadzieję, że pojawi się jakiś inny skandal, o którym dziennikarze zaczną się rozpisywać.
Kiedy się rozłączyła, streściła przyjaciółce wszystko, co jej powiedział.
– Wiesz co? – odezwała się Brooke po chwili ciszy. – Masz teraz przerwę w grafiku. Mogłabyś na jakiś czas wyjechać z miasta.
– Wtedy ludzie pomyślą, że jestem winna.
– Może i tak. – Zerknęła na Mię. – Przynajmniej zakończyliście zdjęcia i nie będziesz już widywać Jaxa.
– Zostaje jeszcze cała promocja po premierze filmu.
– Oj, będzie niezręcznie. Miejmy nadzieję, że do tego czasu wszystko przycichnie.
Brooke zwolniła, biorąc ostatni zakręt przed dużym domem Mii. Nagle zobaczyły kilka furgonetek telewizyjnych zaparkowanych na ulicy przed podjazdem.
– Schyl się – powiedziała Brooke.
Mia zgięła się wpół aż do kostek, a serce waliło jej o uda, gdy Brooke wcisnęła gaz do dechy.
– Widzieli mnie?
– Chyba nie.
Wspaniale. Cyrk medialny na jej podwórku. Jak długo tu zostaną? Jak miała teraz wrócić do domu? Wiele razy robiono jej zdjęcia, ale nie w taki sposób. Nigdy nie była w centrum skandalu.
– Śledzą nas? – spytała Mia z ustami przy kolanach całą minutę później.
– Chyba nie. Nie wiedzą, jakie mam auto. A poza tym przecież to nielegalne, prawda?
– To wcale nie oznacza, że by tego nie zrobili. – Robienie zdjęć na prywatnym terenie i przez teleobiektyw było niedozwolone, ale to nie powstrzymało paparazzich przed upublicznieniem zdjęcia Gwyneth Paltrow wychodzącej ze swojego basenu w zeszłym tygodniu.
Brooke skręciła w kilka kolejnych ulic i skierowała się z powrotem w dół wzgórza.
– Chyba już możesz się podnieść.
Mia ostrożnie się wyprostowała. Znajdowały się w spokojniejszej części dzielnicy, niecałe dwa kilometry od sceny rozgrywającej się pod jej domem. Co miała teraz począć? Gdzie miała się podziać? Gdyby wróciła do domu, musiałaby tkwić w nim jak w pułapce albo użerać się z reporterami przy każdym wyjściu i powrocie.
– Muszę wyjechać i ukryć się na jakiś czas – zadecydowała.
Wymagało to paru zmian w terminarzu. Nie będzie mogła pojawić się na kilku imprezach i lunchach, będzie też musiała zrezygnować ze stałego spotkania ze swoją „siostrzyczką” Aną Marią z programu Big Brothers Big Sisters1. To ostatnie było dla niej najtrudniejsze.
– Chyba tak będzie najlepiej – stwierdziła Brooke. – Możesz zatrzymać się u mojej mamy.
Mia wyobraziła sobie paparazzich przed domem Lettie w cichej dzielnicy LA.
– Nie chcę zrzucać jej na głowę takiego zamieszania.
– A co powiesz na… – Brooke potrząsnęła głową. – Nie, nieważne. Głupi pomysł.
– Co?
– Nic takiego. Nie przemyślałam tego.
– Brooke!
– No dobra, ale jeśli ci powiem, sama na pewno uznasz, że to idiotyczne. Przypomniałam sobie o tym potwierdzeniu, które dostałaś… w sprawie miesiąca miodowego w Karolinie Północnej… Widzisz? Mówiłam, że to głupi pomysł.
Wesley dokonał bezzwrotnej rezerwacji w pensjonacie nad jeziorem Bluebell. Mia nie zdawała sobie sprawy, że jej nie odwołał, dopóki kilka dni temu nie dostała e-maila. Może to był znak od Boga?
– No cóż, to przynajmniej ustronne miejsce. Nie wspominając o tym, że już opłacone.
– Kochana… Przecież to miał być wasz miesiąc miodowy.
– A teraz mogą z tego być krótkie wakacje, i to na koszt Wesleya.
Brooke spojrzała na nią wymownie.
– No co? To był twój pomysł.
– Koszmarny pomysł.
Wesley nalegał, by polecieli nad Lago di Como we Włoszech, ale Mia chciała odwiedzić miasteczko, w którym dorastała jej mama. Katherine opuściła je w wieku osiemnastu lat, by podążyć za marzeniami do Hollywood. Zmieniła nazwisko i zerwała kontakt z rodziną.
Ojciec Mii odszedł, gdy miała pięć lat, a po śmierci mamy dziewczyna szczególnie zapragnęła odkryć swoje rodzinne korzenie, bo wydawało jej się, że wszyscy inni je mieli. Co prawda jej dziadkowie już nie żyli, ale zawsze chciała zobaczyć Bluebell, w którym mieszkali aż do śmierci. Jakież było jej zdziwienie, gdy dowiedziała się, że pensjonat, który prowadzili, wciąż działał. Kiedy więc w rozmowach z Wesem pojawił się temat miesiąca miodowego, nalegała, by tam pojechać. A ponieważ Mia łaskawie zgadzała się prawie na wszystkie propozycje matki Wesa w kwestii weselnych planów, narzeczony pozwolił jej postawić na swoim.
Bluebell było niewielkim miasteczkiem położonym nad jeziorem ukrytym wśród gór Pasma Błękitnego i wydawało się idealnym miejscem na podróż poślubną. Doskonale też nadawało się na kryjówkę przed całym światem. Jak będzie się czuła, jadąc do miasteczka, w którym miała spędzić z Wesem miesiąc miodowy? Źle, była tego pewna. Ale w jej położeniu nie dało się uniknąć bólu i żalu.
– Muszę kupić bilet na samolot – powiedziała.
– Mia!
– A masz jakiś lepszy pomysł?
– A co z ubraniami i innymi potrzebnymi rzeczami?
– Wolę kupić nowe niż wracać do domu jako ofiara dla tych sępów.
– Mogę poprosić mamę, żeby po nie pojechała.
– Nie pozwolę, żeby Lettie się w to pakowała.
Pomysł wydawał się jej coraz bardziej sensowny. Być może samotny wyjazd na niedoszły miesiąc miodowy był czymś dziwnym, ale nie mogła pozbyć się myśli, że postępowała właściwie. Ten punkt na mapie miał w sobie coś, co sprawiało, że zawsze widziała w nim swój dom.
– A więc postanowione – powiedziała z większą brawurą w głosie niż w sercu. – Lecę do Karoliny Północnej.
Levi Bennett odstawił kosiarkę do szopy i zamknął drzwi na klucz. Nad przeciwległym brzegiem jeziora niebo pokryte było smugami w różnych odcieniach różu. Ostatnie blaski dnia oświetlały mu drogę do pensjonatu przez porośnięte trawą wzniesienie. Dzięki zieleni i kwiatom kwitnącym wzdłuż chodnika posiadłość prezentowała się naprawdę uroczo. Bryza kołysała korony drzew, a w powietrzu unosił się zapach bzów.
Długi weekend z okazji Memorial Day – oficjalne otwarcie sezonu turystycznego – zawsze był pracowity, ale w tym roku przebił wszystkie poprzednie. Levi nie mógł uwierzyć, że jego najmłodsza siostra ukończyła wczoraj szkołę średnią. Bez mamy i taty było to raczej słodko-gorzkie wydarzenie. Levi pragnął sprawić, by wszystko poszło idealnie, ale choćby wychodził ze skóry, nie umiał zastąpić Grace rodziców.
Od ich śmierci półtora roku temu Levi stale doświadczał tej frustracji: bezskutecznie starał się być wszystkim, czego potrzebowały Grace i Molly. W końcu jako najstarszy z rodzeństwa był „głową rodziny”.
Wszedł przez tylne drzwi i zaburczało mu w żołądku. Koszenie trawnika zajęło mu większą część popołudnia, a nie jadł nic od śniadania. W pensjonacie panowała cisza, bo ostatni goście wymeldowali się dziś rano, a zapach cytrynowego środka do czyszczenia drażnił mu nos. Zastał siostry w jadalni, pochylone nad pizzą, którą zamówił pół godziny wcześniej.
– Mam nadzieję, że trochę mi zostawiłyście – powiedział.
Wilgotne kosmyki długich jasnych włosów Grace opadały jej za ramiona. Nałożyła kawałek pizzy na talerz, apetycznie rozciągając roztopiony ser.
– Lepiej się pospiesz.
Levi chwycił krzesło i oderwał sobie kawałek pizzy, dziękując w myślach Bogu za tę niebiańską kompozycję mięsa i sera.
– Co za weekend! – Molly przerzuciła ciemny kucyk za ramię. – Pełne obłożenie i zakończenie szkoły. Daliśmy radę.
– To jeszcze nie koniec. – Levi miał na myśli młodą parę, która miała przyjechać dziś wieczorem na tygodniową podróż poślubną.
– Jacy ludzie wynajmują cały pensjonat tylko dla siebie? – spytała Grace.
– Bogaci – odparła Molly.
– Wiesz coś o tym? – Grace posłała starszej siostrze kpiarskie spojrzenie.
Chłopak Molly, Adam Bradford, był wziętym pisarzem. Niedawno przeprowadził się do Bluebell z Nowego Jorku, żeby być bliżej Molly.
– Mogli wynająć jakąś snobistyczną chatę, jeśli zależało im na prywatności – dodała Grace.
– W domach na wynajem nie ma personelu na miejscu – powiedział Levi. – I właśnie o tym chciałem z wami pogadać. Ci ludzie płacą nam ogromne pieniądze za ten tydzień, więc na pewno mają bogatych przyjaciół, którym mogliby nas polecić. Postarajmy się zadbać o najdrobniejsze szczegóły, dobra?
– Przecież zawsze to robimy. – Grace wywróciła oczami.
– Wyluzuj – powiedziała Molly. – Już sam apartament dla nowożeńców to istna perfekcja.
– A parter sprzątałyśmy przez całe popołudnie. Nie oślepił cię blask lśniących podłóg?
– Wyglądają super. A co z innymi pokojami?
– Jutro je wysprzątamy. – Molly wzruszyła ramionami. – To tylko dwójka gości. Nie będą potrzebować siedmiu pokoi.
– Racja. – Niespecjalnie podobała mu się ta odpowiedź, ale może przesadzał. Czasem mu się to zdarzało, a siostry od razu mu to wytykały.
– A ford jest czysty? – spytała Molly.
Levi przestał gryźć.
– A co to ma do rzeczy?
– Chyba zapomniałam ci powiedzieć… – Molly posłała mu potulne spojrzenie. – Zaoferowałam tej parze, że będziesz ich szoferem.
– Że co?!
– Prosili o kierowcę. – Molly znów wzruszyła ramionami. – Co miałam im powiedzieć? Płacą nam jak za zboże.
Świetnie. Po prostu wspaniale. Levi miał na ten tydzień całą listę rzeczy do zrobienia, a wożenie pary gruchających gołąbeczków na niej nie figurowało.
– Na pewno nie zapomniałaś powiedzieć mi o czymś jeszcze?
– Śniadanie do łóżka? Ale mówiłam już pannie Delli. Pomoże nam.
– Żadnych niebieskich m&m’sów ani importowanej wody mineralnej? – spytał Levi.
Oczy Molly rozbłysły nad kawałkiem pizzy.
– Jak możesz tak mówić o naszych gościach?
– Może sama będziesz ich wozić? O wiele lepiej ode mnie nadajesz się na przewodniczkę.
– A wysprzątasz pokoje i zrobisz pranie?
Zacisnął wargi. Doskonale wiedziała, że prędzej włożyłby spódniczkę tutu na paradę z okazji Dnia Niepodległości.
– A poza tym obiecałam, że pomogę Adamowi w zbieraniu materiałów do nowej powieści. Każdą wolną chwilę w tym tygodniu spędzę w bibliotece.
Levi zwrócił na Grace błagalne spojrzenie.
– Załatwione. – Uśmiechnęła się słodko. – Z chęcią ci pomogę.
– Naprawdę?
– Oczywiście. Chociaż tyle mogę zrobić.
Chwila, moment. Co ona…
– O nie! Nie ma mowy… Obiecałaś, że w tym tygodniu skończysz wysyłać podania na studia, i właśnie tym się zajmiesz.
Odkładała to przez cały rok szkolny, wciąż powtarzając, że uczelnie, które rozważała, miały długie terminy nadsyłania dokumentów.
Grace uśmiechnęła się niewinnie i zamrugała niebieskimi oczami.
– Miłego szoferowania.
– Spokojnie – wtrąciła Molly. – Nie będzie tak źle.
– Jasne – dodała Grace. – To nowożeńcy. Pewnie nawet nie będą wychodzić z pokoju.
Levi zgromił ją wzrokiem. Może i miała dziewiętnaście lat, ale nawet nie chciał myśleć, że jego najmłodsza siostrzyczka wiedziała cokolwiek o miesiącach miodowych.
– No co? – Przerzuciła wilgotne włosy za ramię. – Wiesz, że mam rację.
Zadzwonił dzwonek przy wejściu, oznajmiając przyjazd gości.
– O wilku mowa – wyszeptała Grace.
Levi wytarł dłonie i odsunął się na krześle.
– Ja się tym zajmę.
Równie dobrze mógł się zacząć przyzwyczajać do odpowiadania na każde zawołanie młodej pary.
Mia weszła do pensjonatu i zamknęła za sobą drzwi, czując na skórze chłodne powietrze. W holu ładnie pachniało cytrynami, a puchaty dywan stłumił odgłos jej kroków. Wokół panowała cisza, nie licząc szurania krzesła w innym pokoju.
Rozejrzała się po niewielkim lobby i zatrzymała wzrok na okazałych schodach naprzeciwko drzwi. Zastanawiała się, czy to jej dziadkowie odnowili poręcze – mahoń lśnił w świetle zabytkowego żyrandola.
Pensjonat znajdował się na obrzeżach miasteczka. Na zewnątrz było już prawie ciemno, gdy kierowca wiózł ją wzdłuż wybrzeża, ale Mia widziała światło księżyca odbijające się od powierzchni wody i sylwetki wzgórz wokół jeziora. Dzieciństwo jej mamy musiało być naprawdę sielankowe i wprost nie umiała sobie wyobrazić, że było inaczej.
Mia powędrowała wzrokiem na prawo, w stronę salonu, na końcu którego dostrzegła drzwi francuskie. Zacieniony korytarz po lewej ciągnął się od recepcji w głąb budynku.
– Halo? – zawołała.
Torebka ciążyła jej na ramieniu. Wypełniały ją przybory toaletowe, które kupiła na lotnisku. Miała za sobą długi dzień i potwornie bolała ją głowa. Niełatwo było dotrzeć z LA do Bluebell. Musiała przesiąść się w Dallas na samolot do Charlotte, skąd wynajęła Ubera do pensjonatu, i czy wspominała już, że głowa pękała jej z bólu?
Zdjęła czapkę z daszkiem, którą miała na sobie przez cały dzień, ściągnęła gumkę z włosów i pomasowała sobie skórę głowy. Mmm. O wiele lepiej. Teraz potrzebowała tylko miękkiego łóżka i ośmiu godzin snu. Albo i więcej.
Przynajmniej podczas podróży nie przyciągnęła niczyjej uwagi. Bez makijażu wyglądała inaczej, a większość fanów raczej nie spodziewałaby się zobaczyć jej maszerującej przez lotnisko w dresie i tenisówkach.
Westchnęła głęboko i podeszła bliżej lady, szukając wzrokiem dzwonka. Chciała wreszcie mieć ten długi dzień za sobą. A właściwie te dwa długie dni.
– Pani Hughes?
Mia się wzdrygnęła. Z salonu szedł w jej kierunku mężczyzna ubrany w dopasowane spodnie w kolorze khaki i czarną koszulkę polo z logo pensjonatu. Był kilka centymetrów wyższy niż jej metr siedemdziesiąt osiem. Całkiem przyjemnie było na niego popatrzeć – jego opalona skóra i ciemne włosy uwydatniały jasnoniebieskie oczy. Kojarzył jej się z Liamem Hemsworthem.
Uśmiechnął się i wyciągnął dłoń.
– Witamy w Pensjonacie Bluebell. Nazywam się Levi i jestem jednym z właścicieli.
– Proszę mówić mi Mia.
– Miło cię poznać, Mio. Jak minęła podróż?
– W porządku, dziękuję.
W porządku. Żołądek związał jej się na supeł, gdy zwrócił się do niej nazwiskiem, które mogłaby nosić. Przez ostatnie dwa dni unikała ludzi i prowadziła gorączkowe rozmowy ze swoim agentem. Nie miała dość czasu, by przetrawić myśli o niedoszłym ślubie, a przyjazd tutaj przyniósł jej ulgę, ale wywołał też lęk. Przełknęła ślinę, by pozbyć się guli z gardła. Teraz nie jest na to odpowiednia pora, Mio.
Levi stukał coś na klawiaturze komputera.
– Czy mógłbym prosić o kartę kredytową na dodatkowe koszty? Pobyt jest oczywiście opłacony.
Przesunęła po ladzie swoją visę z nadzieją, że mężczyzna nie rozpozna jej imienia.
– Świetnie. – Klik, klik, klik. – Nasz apartament dla nowożeńców znajduje się na piętrze w głębi korytarza, więc powinien być dla państwa miłym i cichym miejscem.
– Wspaniale. – Mia podpisała dokumenty, które jej podsunął.
– Oto dwa klucze. Gdy tylko zjawi się pan Hughes, oprowadzę państwa i pokażę pokój.
– Aha… – Właśnie teraz powinna powiedzieć, że przyjechała sama. Że nie ma żadnego pana młodego, męża, że nie było wesela. Bała się jednak, że to okropne kłucie w oczach zwiastowało istną powódź łez, a wypowiedzenie tych słów na głos przerwie tamę.
– A czy mógłby pan po prostu pójść ze mną na górę? Mam za sobą długi dzień.
Levi zamrugał.
– Oczywiście. Jak pani sobie życzy.
Ruszył przodem po schodach na górę, opowiadając jej nieco więcej o pensjonacie i okolicy, ale prawie nie zarejestrowała jego słów. Pokój rzeczywiście był ukryty w rogu i naprawdę ją to ucieszyło.
– Proszę bardzo, pokój numer jeden. Jeśli będzie pani czegoś potrzebować, proszę zadzwonić na dół.
– Dziękuję.
Kiedy sobie poszedł, Mia wsunęła klucz do zamka i przekręciła starą szklaną gałkę. Był to pensjonat z duszą i bardzo chciała docenić każdy jego szczegół – ale dopiero jutro. Teraz wzywało ją łóżko.
Pstryknęła włącznik światła i zapaliły się dwie lampki nocne. Jej wzrok spoczął na wazonie z bujnym bukietem białych róż i butelce szampana chłodzącego się na stojaku. Dopiero potem spojrzała na luksusowe łóżko king size, usłane setkami różanych płatków.
Ścisnęło ją w żołądku, gdy wyobraziła sobie, jak powinna wyglądać ta chwila. Wesley przeniósłby ją przez próg. Byłaby w jego ramionach, śmiejąc się i podziwiając romantyczny wystrój. Postawiłby ją na nogi i przytulił, szepcąc jej do ucha słowa pełne miłości.
Sięgnęła po telefon, czując silny impuls, by znowu wyszukać jego nazwisko w przeglądarce. Co dziś robił? Czy smucił się na myśl o odwołanym weselu? Kiedy ostatnim razem go wyszukała, zobaczyła zdjęcie z premiery, na której towarzyszyła mu jakaś europejska modelka. To dodało jej sił, by oprzeć się pokusie. Nie mówiąc o tym, że Wesley nigdy jej nie kochał. Nie zasługiwał na jej tęsknotę ani na główną rolę w jej marzeniach.
Wróciła spojrzeniem na romantyczne dekoracje, na wielkie łóżko, po którym sama mogłaby się turlać.
Nie chciała dzisiaj tu spać. Chciała normalny pokój. Nie miała jednak czelności wrócić na dół, stanąć przed przystojnym właścicielem pensjonatu i przyznać się, że przyjechała tu, na własny miesiąc miodowy, całkiem sama.
Spojrzała na telefon przy łóżku. Mogła po prostu zadzwonić. Na pewno mieli jeszcze jeden wolny pokój. Coś mniejszego, coś nie tak bardzo… takiego.
Zanim zdążyła się powstrzymać, chwyciła telefon i wykręciła numer. Odczekała zaledwie jeden sygnał.
– Recepcja – powiedział męski głos. – W czym mogę pomóc?
– Ekhm… Cześć, tutaj Mia z pokoju numer jeden. Tak się zastanawiam, czy nie macie może innego wolnego pokoju?
Nastąpiła chwila ciszy.
– Czy z twoim apartamentem jest coś nie tak?
– Ależ nie, jest cudowny. Po prostu… Może inny pokój byłby bardziej… – Nie umiała znaleźć odpowiedniego słowa, by dokończyć to zdanie.
– Bardzo mi przykro, ale pozostałe pokoje nie są w tej chwili dostępne. Czy mógłbym zrobić coś innego, żeby było ci bardziej komfortowo?
– Nie, nie. Jest w porządku. Przepraszam, że zawracałam ci głowę.
Rozłączyła się i ukryła zalaną gorącym rumieńcem twarz. Pokój był piękny, pedantycznie czysty i miał w sobie dużo uroku. Łóżko z baldachimem było wysokie, a gruba narzuta wyglądała luksusowo.
Właściciel na pewno sobie pomyślał, że jest rozpieszczoną smarkulą. Jutro będzie musiała wyjaśnić sytuację. Może do tego czasu wypocznie na tyle, żeby zachować spokój.