Miłość bez scenariusza - Denise Hunter - ebook + książka
BESTSELLER

Miłość bez scenariusza ebook

Denise Hunter

4,3

10 osób interesuje się tą książką

Opis

Idealny partner istnieje tylko na papierze…

Po zerwaniu z chłopakiem Chloe Anderson napisała powieść, w której wykreowała ideał mężczyzny – a jej literacki debiut szybko zdobył serca czytelniczek. Teraz bohater Chloe może podbić Hollywood, bo jej książka ma zostać zekranizowana.

Kiedy autorka dowiaduje się, że do głównej roli wybrano Liama Hamiltona, hollywoodzkiego bad boya, jest przerażona. Bez ogródek przedstawia producentce swój sprzeciw wobec wyników castingu. Nie zdaje sobie jednak sprawy, że jej wybuch słyszy sam gwiazdor.

Aby rozwiązać problem ze złą reputacją Liama, jego menedżer tworzy plan poprawy jego wizerunku i jednocześnie promocji filmu i książki. Podczas zdjęć w Stillwater Bay aktor i pisarka mają udawać, że są w stałym związku. Fani Liama zobaczą go w innym świetle, a Chloe zyska rozgłos. Bohaterowie przystają na ten układ, nie wiedząc jednak, jak dalece sprawy mogą się wymknąć spod kontroli.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 365

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (92 oceny)
46
32
10
3
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Paulina19912

Z braku laku…

Książka nudna nie dałam rady przeczytać do końca. Jest to historia miłosną jak wiele innych książek nic ciekawego
10
maialen75

Z braku laku…

Kiepściutkie, strasznie papierowe postaci, a ich relacja nie wzbudza żadnych emocji. Wydumana historia, nie do uwierzenia.
10
Marchewka1980

Nie oderwiesz się od lektury

Cudowna ciepła opowieść o miłości. On wielką sława bożyszcze wszystkich kobiet . Ona napisała książkę, która chce zekranizować skromna i urocza. On odgrywa główną rolę w filmie , ona pomaga mu jak wczuć się w rolę. Co z tego wyniknie - zapraszam do lektury. Polecam
11
Malwi68

Nie polecam

„Miłość bez scenariusza” Denise Hunter to książka, która obiecywała emocjonującą opowieść o miłości i hollywoodzkim blichtrze, ale niestety nie spełniła moich oczekiwań. Pomysł wyjściowy – autorka, która zmuszona jest udawać związek z aktorem o wątpliwej reputacji – wydawał się pełen potencjału. Niestety, szybko okazało się, że fabuła jest przewidywalna, a bohaterowie szablonowi. Chloe Anderson miała być silną, niezależną kobietą, ale zamiast tego wydawała się raczej infantylna i mało przekonująca. Liam Hamilton, niby "bad boy", to w rzeczywistości papierowa postać, której brakowało głębi i charyzmy. Ich relacja, mająca być dynamiczna i pełna napięcia, była wymuszona i pozbawiona chemii. Dialogi? Schematyczne. Zwroty akcji? Żadne. Wątki poboczne? Tak samo nieciekawe, jak główny motyw. Miałam wrażenie, że autorka wybrała najprostsze rozwiązania fabularne, zamiast zaskoczyć czytelnika czymś nowym. Co więcej, mam wrażenie, że Denise Hunter zmarnowała nie tylko potencjał fabularny, ale ...
00
ewcud2

Nie oderwiesz się od lektury

dobrze się czyta, ale nic się nie dzieje
00

Popularność




Ty­tuł ory­gi­nału: 
Love, Unscrip­ted
Au­tor: 
De­nise Hun­ter
Tłu­ma­cze­nie z ję­zyka an­giel­skiego: 
Jo­anna Ole­jar­czyk
Re­dak­cja i ko­rekta:
Do­mi­nika Wilk
Skład i opra­co­wa­nie gra­ficzne:
Anna Bro­dziak
Pro­jekt okładki: © Chri­sto­pher To­bias, © Tho­mas Nel­son
Zdję­cia na okładce: © Adobe Stock
Frank McKenna / Unsplash.com
Resa Ca­hya / Unsplash.com
xand­tor / Unsplash.com
ma­ria­isa­bela / Pi­xa­bay.com/pl/
li­fe­for­stock / Fre­epik.com
re­li­neo / Fre­epik.com
Wek­tory: ma­cro­vec­tor / Fre­epik.com
my­riam­mira / Fre­epik.com
fre­epik / Fre­epik.com
raw­pi­xel.com / Fre­epik.com
ISBN 978-83-66977-95-2 
© 2024 by De­nise Hun­ter by Tho­mas Nel­son, Har­per­Col­lins Chri­stian Pu­bli­shing Inc.
© 2024 for the Po­lish edi­tion by Dre­ams Wy­daw­nic­two
Dre­ams Wy­daw­nic­two Li­dia Miś-No­wak
ul. Unii Lu­bel­skiej 6A, 35-016 Rze­szów
www.dre­am­swy­daw­nic­two.pl
Rze­szów 2024, wy­da­nie I
Druk: Dru­kar­nia Read Me
Wszel­kie prawa za­strze­żone. Żadna część tej pu­bli­ka­cji nie może być re­pro­du­ko­wana,
prze­cho­wy­wana jako źró­dło da­nych, prze­ka­zy­wana w ja­kiej­kol­wiek me­cha­nicz­nej,
elek­tro­nicz­nej lub in­nej for­mie za­pisu bez pi­sem­nej zgody wy­dawcy.

Rozdział 1

W świe­cie, w któ­rym nie­spo­dzianki nie za­wsze były miłe, Chloe An­der­son wo­lała cie­szyć się chwilą. Wła­śnie to so­bie po­my­ślała, gdy zo­ba­czyła swoją de­biu­tancką po­wieść na wy­sta­wie księ­garni. Jej li­te­rac­kie dziecko. Na­wet po roku od pre­miery na jej wi­dok czuła ra­dość i wdzięcz­ność.

Dźwięk dzwo­neczka po­wi­tał ją, kiedy we­szła do sklepu. Cie­pły żar wdzięcz­no­ści tłu­miła w niej tylko tro­ska o naj­lep­szą przy­ja­ciółkę. Po­de­szła pro­sto do lady, za którą Me­ghan roz­ma­wiała przez te­le­fon. Jej dłu­gie blond loki, za­zwy­czaj opa­da­jące fa­lami na smu­kłe ra­miona, dzi­siaj były zwią­zane w ni­ski ku­cyk, a na ustach nie było na­wet śladu szminki. Jed­nym sło­wem: kło­poty miała wy­pi­sane na twa­rzy.

Chloe miała na­dzieję, że w księ­garni bę­dzie ci­cho, i tak było, nie li­cząc roz­mowy pro­wa­dzo­nej przez Me­ghan.

– Przy­kro mi, pani Eve­lyn. Je­śli przy­nie­sie pani tę książkę, wy­mie­nimy ją na inny eg­zem­plarz… – Me­ghan za­uwa­żyła Chloe i po­ma­chała do niej pal­cami, jed­no­cze­śnie wy­wra­ca­jąc oczami. – Przy­kro mi… Nie, nie wie­dzia­łam, że po­trze­buje ją pani na dys­ku­syjny klub książki. To mało czasu, ale pani szybko czyta, więc na pewno… Tak, ro­zu­miem. Odłożę eg­zem­plarz pod ladę, więc je­śli mnie nie bę­dzie… Jesz­cze raz prze­pra­szam za kło­pot… W po­rządku, do wi­dze­nia, pani Eve­lyn. Pro­szę po­zdro­wić mamę.

– Co znowu? – spy­tała Chloe, gdy tylko przy­ja­ciółka się roz­łą­czyła.

Pani Eve­lyn była znana z tego, że zwra­cała każdą ku­pioną książkę, na­wet je­śli już ją prze­czy­tała.

– Tym ra­zem miała słuszną skargę. W książce bra­kuje ca­łego pierw­szego roz­działu.

– Co? To w ogóle moż­liwe? Dzięki Bogu, że o tym nie wie­dzia­łam.

Chloe od­cho­dziła od zmy­słów i za­mar­twiała się każ­dym szcze­gó­łem przed pre­mierą swo­jej po­wie­ści – jak się oka­zało, zu­peł­nie nie­po­trzeb­nie.

Me­ghan wy­jęła smart­fon i za­częła stu­kać w ekran.

– Jak się czu­jesz? – spy­tała Chloe. – Po­trze­bu­jesz cze­goś? Cze­ko­lady? Al­ko­holu? Cy­janku? Dla niego, nie dla sie­bie.

– Na­prawdę nie mu­sisz co­dzien­nie spraw­dzać, co u mnie – po­wie­działa Me­ghan, nie uno­sząc wzroku znad te­le­fonu. – Wszystko jest w naj­lep­szym po­rządku.

– Wiem. Ale ro­zu­miem też, ja­kie to trudne, i chcę być przy to­bie.

Trzy lata temu po utra­cie pracy mąż Me­ghan, Kyle, snuł się po domu i pił, pod­czas gdy Me­ghan ha­ro­wała w księ­garni Be­ach­front, żeby opła­cić ra­chunki. Po dwóch la­tach bez­sku­tecz­nego na­kła­nia­nia go, by za­się­gnął pro­fe­sjo­nal­nej po­mocy, wnio­sła o se­pa­ra­cję. Dała mu jesz­cze rok, żeby się za sie­bie wziął, ale nic z tego. W ze­szłym ty­go­dniu roz­wód zo­stał sfi­na­li­zo­wany.

– Do­ce­niam twoją tro­skę, ale na­prawdę nic mi nie jest. Mu­szę tylko przez to przejść, aż na­staną lep­sze dni.

– Po­wiedz mi, że nie sie­dzisz znowu w tej apce – od­parła Chloe.

Me­ghan wciąż wle­piała wzrok w ekran.

– Nie sie­dzę znowu w tej apce.

– Kłam­czu­cha!

Me­ghan trzy­mała się cał­kiem nie­źle, do czasu, kiedy pół roku temu od­kryła, że Kyle za­pro­sił swoją dziew­czynę z cza­sów li­ceum, by się do niego wpro­wa­dziła. Wtedy Me­ghan przy­po­mniała so­bie o apli­ka­cji w te­le­fo­nie, która po­zwa­lała zdal­nie ste­ro­wać ter­mo­sta­tem w sta­rym domu Kyle’a.

– Dzi­siaj w domu mo­jego by­łego bę­dzie go­rąca at­mos­fera – po­wie­działa. – Może tak z dwa­dzie­ścia dzie­więć stopni…

Chloe nie mo­gła wi­nić Me­ghan za jej zgorzk­nie­nie, ale miała na­dzieję, że szybko jej przej­dzie.

– A co z tymi „lep­szymi dniami”? Masz piękną księ­gar­nię… I mnie. Czego jesz­cze ci po­trzeba?

Me­ghan ostatni raz stuk­nęła w ekran i scho­wała te­le­fon do kie­szeni, uśmie­cha­jąc się trium­fal­nie.

– I ot tak, od razu czuję się le­piej. A je­śli już mó­wimy o to­bie, to czy wi­dzia­łaś moją wy­stawę? Twoja książka stoi z przodu na sa­mym środku i na­dal sprze­daje się jak świeże bu­łeczki.

– Och, je­steś dla mnie zbyt do­bra. – Me­ghan nie tylko była jej naj­więk­szą fanką; to ona w ogóle za­chę­ciła Chloe do na­pi­sa­nia po­wie­ści. – Po­win­nam do­pi­sać twoje na­zwi­sko na okładce.

– Wzmianka w po­dzię­ko­wa­niach w zu­peł­no­ści wy­star­czyła. Po­ka­zuję ją każ­demu, kto wcho­dzi do księ­garni.

– I do­brze!

Me­ghan wy­szła zza lady.

– Kiedy wyj­dzie film, po­win­ny­śmy znowu zor­ga­ni­zo­wać spo­tka­nie z roz­da­wa­niem au­to­gra­fów.

Bo ow­szem, książka Chloe miała zo­stać ze­kra­ni­zo­wana. Nie dla te­le­wi­zji czy Net­flixa, tylko jako praw­dziwy ki­nowy film. Na wiel­kim ekra­nie. Chloe po raz nie wia­domo który po­czuła się przy­tło­czona wła­snym szczę­ściem i wy­cią­gnęła rękę do Me­ghan, która po­słusz­nie ją uszczyp­nęła.

– Kie­dyś to do cie­bie do­trze.

– Ale nie dziś. To wszystko za­wdzię­czam to­bie. – Uści­skała przy­ja­ciółkę.

– Co ty ple­ciesz? To twój suk­ces. To ty na­pi­sa­łaś mi­ło­sną hi­sto­rię, którą chce prze­czy­tać każda ko­bieta.

– Stwo­rzy­łam bo­ha­tera, o któ­rego ist­nie­niu wszyst­kie ma­rzą.

– Ra­cja. Led­ger Ford jest tak bar­dzo wart wiel­kich unie­sień, że to aż nie­do­rzeczne. Je­śli spo­tkasz jego od­po­wied­nik w praw­dzi­wym ży­ciu, przy­ślij go do mnie.

Serce Chloe zmię­kło. Ni­czego tak nie pra­gnęła, jak znowu zo­ba­czyć ra­do­sny uśmiech na twa­rzy przy­ja­ciółki. Taki szczery.

– Za­ła­twione.

– Chodź, po­dzi­wiaj moje dzieło.

Chloe po­de­szła za Me­ghan do okna wy­sta­wo­wego. Trzy lata temu la­men­to­wały nad bra­kiem bo­ha­te­rów z praw­dzi­wego zda­rze­nia. Chło­pak, z któ­rym Chloe cho­dziła pra­wie rok, zdra­dził ją i zła­mał jej serce. Evan był ostat­nim z ca­łej se­rii ro­man­tycz­nych roz­cza­ro­wań. Me­ghan na­le­gała, żeby Chloe w końcu prze­lała na pa­pier tę po­wieść, którą od za­wsze pra­gnęła na­pi­sać. Chloe po­czuła na­tchnie­nie – wresz­cie mo­gła sama wy­kre­ować bo­ha­tera we­dług wła­snych wy­tycz­nych. Je­śli ide­alny fa­cet nie ist­niał, mo­gła stwo­rzyć go ze słów! I wła­śnie tak zro­biła.

Epicka hi­sto­ria mi­ło­sna opo­wia­dała o mło­dej wdo­wie, która wraca do swo­jego ro­dzin­nego mia­steczka nad mo­rzem i po­now­nie spo­tyka dawną mi­łość – czło­wieka, który wiele lat wcze­śniej zła­mał jej serce. Z po­mocą agenta Chloe sprze­dała prawa wy­daw­nic­twu Ro­se­wood Press.

Led­ger Ford spodo­bał się czy­tel­nicz­kom ro­man­sów tak bar­dzo, że Chloe na­wet o tym nie śniła. W ciągu kilku mie­sięcy od pre­miery wy­dawca udzie­lił li­cen­cji na jej hi­sto­rię du­żemu pro­du­cen­towi fil­mo­wemu. Czy to coś dziw­nego, że Chloe wciąż mu­siała się szczy­pać?

– Ja­kieś wie­ści z ca­stin­gów? – spy­tała Me­ghan.

Da­isy Hu­ghes miała za­grać rolę Cate – co we­dług Chloe było do­sko­na­łym wy­bo­rem.

– Nic no­wego ostat­nio nie sły­sza­łam. Tak się de­ner­wuję tym, kogo wy­biorą do roli Led­gera. To klu­czowa sprawa, je­śli ta ad­ap­ta­cja ma być udana.

– Na­dal li­czę na Chrisa Evansa.

– Wspo­mnia­łam o nim, ale zo­ba­czymy. Mam na­dzieję, że ak­tor, któ­rego wy­biorą, ma do­brą re­pu­ta­cję.

– Ja­sne, ale ak­tor i po­stać to nie to samo.

– Wiem. Po pro­stu nie chcę, żeby ja­kiś pa­skudny skan­dal spla­mił do­bre imię Led­gera.

– Je­steś kon­sul­tantką pro­du­centa, więc masz coś do po­wie­dze­nia. Ale wiem, ja­kie to jest dla cie­bie ważne. I oso­bi­ste.

To dla­tego, że Led­ger był bo­ha­te­rem serca Chloe. Czło­wie­kiem, któ­rego pra­gnęła spo­tkać gdzieś w praw­dzi­wym ży­ciu. Tym, który ją po­ko­cha, bę­dzie wo­bec niej lo­jalny i jej nie po­rzuci. Była go­towa, a na­wet bar­dzo chętna, to wszystko od­wza­jem­nić.

– Fak­tycz­nie o wszyst­kim mnie in­for­mują i słu­chają, co mam do po­wie­dze­nia, ale to nie jest tak, że mam ostat­nie słowo. – Sta­nęły przy wy­sta­wie. – Skąd masz cały ten pia­sek?

– Z plaży, rzecz ja­sna. To dziwne, że brat ci o tym nie wspo­mniał.

– A co ma do tego Sean?

– Po­pro­si­łam go, żeby po­ży­czył mi pick-upa, a skoń­czyło się na tym, że mi po­mógł. Prze­go­nili nas ja­cyś dzia­ła­cze z ochrony śro­do­wi­ska, ale zdą­ży­li­śmy zwę­dzić dość pia­sku na wy­stawę. Nie­zła za­bawa.

Chloe zmarsz­czyła brwi, wi­dząc uśmie­szek na ustach Me­ghan i błysk w jej oku. Chloe ko­chała brata, na­prawdę. Ale jej przy­ja­ciółka była w bar­dzo trud­nej sy­tu­acji, a Sean miał w so­bie pe­wien urok, który zła­mał już wiele ko­bie­cych serc. Oba­wiała się, że ni­gdy się nie ustat­kuje.

– Czy wia­derka to prze­sada?

– Nie, są su­per. Je­steś bar­dzo kre­atywna. – Chloe za­wie­siła wzrok na okładce ja­kiejś po­wie­ści hi­sto­rycz­nej i się­gnęła po nią. – Wy­gląda cie­ka­wie. Fajne, sto­no­wane ko­lory.

– Ak­cja to­czy się w Chi­cago w la­tach dwu­dzie­stych ubie­głego wieku. Bo­ha­terka to ama­torka cze­ko­lady, która otwiera sklep z cze­ko­lad­kami.

– Będę mo­gła się z nią utoż­sa­mić. – Chloe wci­snęła książkę pod ra­mię i po­de­szły do kasy. – Mu­szę wra­cać do domu i prze­brać się do pracy.

Ra­zem z bra­tem pra­co­wali w re­stau­ra­cji Do­ck­si­ders, na­le­żą­cej do mamy.

Kiedy Me­ghan ka­so­wała książkę, za­dzwo­nił te­le­fon Chloe. Na ekra­nie zo­ba­czyła na­zwi­sko pro­du­centki wy­ko­naw­czej filmu. W ży­łach dziew­czyny od razu za­bu­zo­wała ad­re­na­lina.

– To Si­mone Jack­son.

– No­winki fil­mowe! Od­bierz.

Z ser­cem w gar­dle Chloe prze­su­nęła pal­cem po ekra­nie i przy­wi­tała się z ko­bietą.

– Cześć, Chloe – od­po­wie­działa Si­mone. – Jak się mie­wasz, ko­chana?

– Świet­nie. Do­brze. A co u cie­bie?

Me­ghan stuk­nęła pal­cem w swoją dłoń, bez­gło­śnie mó­wiąc: „Gło­śnik!”. Chloe włą­czyła tryb gło­śnego mó­wie­nia i księ­gar­nię wy­peł­nił głos Si­mone.

– Mam dla cie­bie do­sko­nałą wia­do­mość i nie mo­głam cze­kać, mu­sia­łam do cie­bie za­dzwo­nić.

Me­ghan ci­cho kla­snęła w dło­nie.

– A ja nie mogę się do­cze­kać, aż ją usły­szę. Wy­da­jesz mi się pod­eks­cy­to­wana.

– Ty też bę­dziesz. Wiesz, że przez ostat­nie dwa mie­siące pra­co­wa­li­śmy nad ca­stin­giem. Co po­wiesz na to, że Led­gera za­gra nie kto inny, jak… Liam Ha­mil­ton!

Chloe spoj­rzała w roz­sze­rza­jące się oczy Me­ghan. Liam Ha­mil­ton był  wiel­kim gwiaz­do­rem. Ale też naj­więk­szym pod­ry­wa­czem, ja­kiego wi­działo Hol­ly­wood. Sławę kilka lat temu przy­nio­sła mu rola w ulu­bio­nej ko­me­dii ro­man­tycz­nej Chloe, w któ­rej grał męż­czy­znę zdra­dza­ją­cego na­rze­czoną z jej druhną. I za­grał tę po­stać cał­kiem prze­ko­nu­jąco!

W praw­dzi­wym ży­ciu był rów­nie nie­wierny i nie­po­korny. To ko­bie­ciarz. Może nie był dia­błem wcie­lo­nym, ale na pewno był anty-Led­ge­rem!

Si­mone się za­śmiała.

– Wi­dzę, że z szoku ode­brało ci mowę.

Chloe za­częła cho­dzić, żeby coś zro­bić z ener­gią, która bu­zo­wała w niej jak prąd elek­tryczny. Mu­siała coś po­wie­dzieć. W imie­niu Led­gera, wszyst­kich jego fa­nek, dla do­bra filmu. Si­mone przy­jęła jej ko­men­ta­rze i uwagi do sce­na­riu­sza. Może to były dro­bia­zgi, ale Chloe była au­torką tej książki! Ona stwo­rzyła Led­gera Forda. Na pewno po­winna mieć coś do po­wie­dze­nia w kwe­stii tego, kto za­gra rolę po­staci, którą nie­któ­rzy fani (i Pu­bli­shers We­ekly)okrzyk­nęli naj­lep­szym książ­ko­wym aman­tem w hi­sto­rii!

Chloe za­trzy­mała się przed Me­ghan. „Po­wiedz coś!” – pod­su­nęła przy­ja­ciółka bez­gło­śnie.

– Chloe? – ode­zwała się Si­mone.

– Ekhm, tak, je­stem tu. I rze­czy­wi­ście je­stem za­sko­czona. Cho­dzi o to, że… – Słowa za­bul­go­tały w niej i wy­ki­piały. – Na­prawdę nie przy­cho­dzi mi do głowy nikt, kto mniej pa­so­wałby do roli Led­gera Forda. To bo­ha­ter w każ­dym sen­sie tego słowa. Jest do­sko­nały. Ma ce­chy, któ­rych w part­ne­rze szuka każda ko­bieta. A Liam Ha­mil­ton…

– Chloe…

– On nie ma żad­nej z tych cech i cho­ciaż wi­dzia­łam go tylko w jed­nym fil­mie, to jego re­pu­ta­cja…

– Liam jest…

– …mówi sama za sie­bie. A ak­to­rzy na pewno prze­no­szą te ce­chy na plan zdję­ciowy. Po pro­stu nie uwa­żam, że on jest…

– …tu­taj.

– …wła­ści­wym wy­bo­rem do tej roli. Prze­pra­szam, co mó­wi­łaś?

– Liam. Jest tu­taj, ze mną. Te­raz. Słu­cha nas.

– Cześć, Chloe – ode­zwał się ni­ski głos z lek­kim na­pię­ciem.

Chloe spoj­rzała na Me­ghan, któ­rej brą­zowe oczy były tak sze­roko otwarte, że w in­nych oko­licz­no­ściach wy­da­łoby się to ko­miczne. Ale nie te­raz.

– Wła­ści­wie to Liam wła­śnie pod­pi­sał kon­trakt! – Głos Si­mone dźwię­czał en­tu­zja­stycz­nie. W słu­chawce coś za­sze­le­ściło i ko­bieta cią­gnęła da­lej, przy­ci­szo­nym to­nem. – Ode­szłam od stołu. To było na­prawdę nie­zręczne.

– Czy on…? – Głos Chloe za­brzmiał pi­skli­wie, więc od­chrząk­nęła i za­py­tała: – Czy on sły­szał wszystko, co po­wie­dzia­łam?

– Tro­chę za późno wy­łą­czy­łam gło­śnik.

Chloe jęk­nęła i oparła głowę na la­dzie.

– O nie. Prze­pra­szam. – A po­tem przy­po­mniała so­bie, co po­wie­działa Si­mone. – Cze­kaj. Pod­pi­sał kon­trakt?

– Umowa za­warta.

Och. Chloe za­kryła dło­nią twarz. Czy jej się to po­do­bało, czy nie, Liam Ha­mil­ton miał za­grać Led­gera. Och, dla­czego nie za­py­tali jej o zda­nie? Roz­ma­wiali o ca­stingu i na­zwi­sko Ha­mil­tona nie po­ja­wiło się ani razu!

– My­śla­łam, że bę­dziesz za­do­wo­lona. Do­wie­dzie­li­śmy się, że Chris Evans nie jest dys­po­zy­cyjny, a Liam jest do­brze znany w stu­diu i do­sko­nale pra­cuje. Wszy­scy tu­taj się cie­szą, że przy­jął tę rolę. Są świa­domi pro­blemu z jego złą prasą, ale będą się przy­glą­dać sy­tu­acji. Fak­tycz­nie, mamy z tym tro­chę pracy. Ale za­ufaj mi, stu­dio so­bie z tym po­ra­dzi, a on przy­cią­gnie wielką pu­blicz­ność. Prze­cież wła­śnie tego chcemy. Wiem, co ro­bię, Chloe. Nie masz się czym mar­twić.

Chloe zi­gno­ro­wała uczu­cie ogrom­nego cię­żaru w żo­łądku. Niech bę­dzie. Klamka za­pa­dła. To była ko­bieta, która od­po­wia­dała za pro­duk­cję jej filmu. Pora być dużą dziew­czynką. Wy­si­liła się na odro­binę en­tu­zja­zmu.

– Na pewno masz ra­cję. Je­steś eks­pertką. A ja tylko pi­sarką.

– Nie­sa­mo­witą pi­sarką. Ale mu­sisz mi za­ufać. Liam bę­dzie do­sko­nały u boku Da­isy. Bę­dzie mię­dzy nimi nie­zła che­mia, zo­ba­czysz. Stu­dio chce, żeby po­stać Led­gera zdo­była taką po­pu­lar­ność jak ty. Ro­zu­mieją, jak ważny jest suk­ces tego filmu, więc zro­bimy wszystko, żeby prze­nieść urok two­ich słów na wielki ekran.

– Oczy­wi­ście. Na pewno wam się uda.

– Wszystko idzie zgod­nie z pla­nem i za­czy­namy zdję­cia w czerwcu. Po­trwają ja­kieś trzy mie­siące. Krę­cimy w Stil­l­wa­ter Bay, tam, gdzie to­czy się ak­cja książki.

– Nie wie­rzę, że to już za kilka mie­sięcy.

– Bę­dzie su­per, zo­ba­czysz. – W słu­chawce roz­legł się sze­lest. – O kur­czę. Mu­szę wra­cać do Liama. Chyba tro­chę go zde­ner­wo­wa­łaś.

Chloe się skrzy­wiła.

– Jesz­cze raz bar­dzo za to prze­pra­szam.

– Ak­to­rzy i te ich de­li­katne ego. Nie przej­muj się. Ugła­skam go.

Chwilę póź­niej Chloe się roz­łą­czyła, a jej ciało zwię­dło jak od­wod­niona be­go­nia w let­nim słońcu.

– To ko­niec. Mój film jest zruj­no­wany.

– Och, skar­bie. Nie za wcze­śnie na ta­kie oceny? Może nie bę­dzie tak źle. W Po­rzu­co­nej był bar­dzo prze­ko­nu­jący.

Chloe po­słała Me­ghan oschłe spoj­rze­nie.

– Jako ko­bie­ciarz.

– No cóż… To prawda.

– Czy­ta­łaś o tym naj­now­szym skan­dalu? Po­dobno zdra­dził Brit­t­ney Bloom z Ka­tie Simp­son. Z nim za­wsze coś.

– Te plotki nie za­wsze są praw­dziwe, wiesz?

– Ha! Może cza­sem tu i tam trafi się ja­kaś plotka, ale eska­pady Liama mają stałą ru­brykę! – Za­kryła twarz. – Na­prawdę, nie mo­gli wy­brać gor­szego ak­tora do tej roli. Co Si­mone so­bie my­ślała?

– Hmmm… Wa­sza re­la­cja nie za­częła się naj­le­piej.

– Dzięki za pod­su­mo­wa­nie.

Me­ghan uśmiech­nęła się li­to­ści­wie i po­kle­pała ją po ręce.

– Bę­dzie do­brze. Spodo­bał ci się ak­tor wy­brany do roli mło­dego Led­gera.

– To prawda. – Duża część hi­sto­rii uka­zy­wała Led­gera i Cate za cza­sów, gdy byli na­sto­lat­kami. – Jest ide­alny do tej roli. A ak­torka gra­jąca młodą Cate to strzał w dzie­siątkę. Ale prze­cież… ja wła­śnie znie­chę­ci­łam ak­tora, który ma grać do­ro­słego Led­gera!

– Kiedy Liam tu przy­je­dzie, prze­ko­nasz go do sie­bie. I kto wie? Może Si­mone ma ra­cję – stwier­dziła. – Może cię za­sko­czy i mimo wszystko udźwi­gnie tę rolę.

Za­no­siło się na wielką ka­ta­strofę. Wszyst­kie jej na­dzieje i ma­rze­nia o tym, że zo­ba­czy, jak Led­ger ożywa na du­żym ekra­nie, zo­stały po­grze­bane przez je­den tra­giczny te­le­fon.

Liam Ha­mil­ton! Okrop­ność!

– Przy­naj­mniej jest przy­stojny – pod­su­nęła po­tul­nie Me­ghan.

Chloe od­po­wie­działa dłu­gim, ża­ło­snym wes­tchnię­ciem.

Rozdział 2

Stil­l­wa­ter Bay nie­źle nada­wało się na miej­sce ucieczki. Liam Ha­mil­ton ścią­gnął da­szek czapki z logo Bra­ve­sów ni­żej nad oku­lary prze­ciw­sło­neczne i wszedł w tłum na głów­nej ulicy. Z jed­nej strony cią­gnęła się pro­me­nada, na któ­rej spa­ce­ro­wi­cze mo­gli po­dzi­wiać za­pie­ra­jący dech wi­dok sma­ga­nej wia­trem plaży. Po dru­giej stro­nie re­stau­ra­cje dum­nie ob­no­siły się wol­nymi miej­scami na pa­tio, a przed skle­pi­kami z mar­ki­zami wy­sta­wiono sto­jaki z ubra­niami. W to sło­neczne nie­dzielne po­po­łu­dnie lu­dzie prze­glą­dali wie­szaki z to­wa­rem na wy­prze­daży.

On jed­nak nie przy­je­chał tu na za­kupy, broń Boże. Był tu­taj, żeby wy­ba­dać miej­sce, w któ­rym miał na­krę­cić swój naj­now­szy film. I ow­szem, chciał też uciec z Hol­ly­wood przed ostat­nim skan­da­lem.

Za­bu­czał jego te­le­fon. Dzwo­nił Spen­cer. Skoro już mowa o ostat­nim skan­dalu, jego me­ne­dżer i za­ra­zem naj­lep­szy przy­ja­ciel przez cały dzień pró­bo­wał się do niego do­dzwo­nić. Liam od­rzu­cił po­łą­cze­nie, scho­wał smart­fon do kie­szeni i ro­zej­rzał się wo­kół.

Mia­steczko miało fajny, wy­lu­zo­wany kli­mat. Cał­ko­wi­cie róż­niło się od ka­li­for­nij­skiego wy­brzeża. Nie było tu tylu zna­nych ma­rek i chu­dych dziew­czyn pra­gną­cych zo­stać ak­tor­kami. Wię­cej co­dzien­nych stro­jów, na­tu­ral­nych twa­rzy i po­łu­dnio­wych uprzej­mo­ści. Liam czuł, że mógłby się do tego przy­zwy­czaić.

Spa­ce­ro­wał pro­me­nadą przez kilka mi­nut, a na­stęp­nie prze­szedł na drugą stronę ulicy i ru­szył po za­tło­czo­nym chod­niku. Te­le­fon znowu za­wi­bro­wał. Spoj­rzał na ekran. Za­stygł, a po­tem wy­szedł z tłumu i scho­wał się w cie­niu mię­dzy bu­ti­kiem i pie­kar­nią.

– Cześć, mamo. Co sły­chać?

– Wszystko po sta­remu. Wła­śnie czy­ta­łam so­bie ga­zetę.

Na pewno prze­glą­dała ogło­sze­nia o nie­ru­cho­mo­ściach taty.

– Je­stem te­raz na Wschod­nim Wy­brzeżu, w Ka­ro­li­nie Pół­noc­nej. Pięk­nie tu.

– Sły­szę ocean. Ach, ty to masz ży­cie. A ja my­śla­łam, że bę­dziesz mu­zy­kiem.

Było wcze­sne po­po­łu­dnie, a ona już lekko prze­cią­gała słowa.

– Może kie­dyś za­gram mu­zyka w fil­mie.

Mama za­śmiała się zbyt gło­śno.

– Tak do­brze ci idzie. Gdyby tylko udało się coś zro­bić, żeby te ta­blo­idy prze­stały o to­bie plot­ko­wać.

– Obie­ca­łaś, że prze­sta­niesz je czy­tać.

– Nic ta­kiego nie ro­bi­łam.

Po­my­ślał o ostat­nim skan­dalu i dwu­let­nim zdję­ciu, które mu to­wa­rzy­szyło. Wy­wró­cił oczami.

– Ni­kogo nie zdra­dzi­łem, prze­cież wiesz.

– Oczy­wi­ście, że wiem. A skoro mowa o zdra­dach, masz ja­kieś wie­ści od ojca? – W jej gło­sie po­brzmie­wała na­dzieja i Liam miał ochotę nią po­trzą­snąć… A ojcu po­rząd­nie przy­ło­żyć.

– Ra­czej nie. Jest za­jęty pracą.

Oj­ciec był wzię­tym po­śred­ni­kiem nie­ru­cho­mo­ści w Ri­ver­side w Ka­li­for­nii, ro­dzin­nym mie­ście Liama. Te­raz jego roz­wie­dzeni ro­dzice miesz­kali na jego prze­ciw­le­głych koń­cach.

– Na­dal spo­tyka się z tą rudą?

– Z tego, co wiem, to tak.

Mama wes­tchnęła. Mi­nęło wiele lat, od­kąd oj­ciec po­rzu­cił ją dla blon­dynki o dwa­dzie­ścia lat młod­szej od sie­bie. Od tam­tej pory zmie­niał dziew­czyny jak rę­ka­wiczki. A mama wciąż ro­biła so­bie na­dzieję.

Mu­siała w końcu za­mknąć ten roz­dział i żyć da­lej. Może wtedy prze­sta­łaby pić i zna­la­złaby so­bie in­nego part­nera. Była atrak­cyjną pięć­dzie­się­cio­latką i za­słu­gi­wała na ko­goś lep­szego niż jego oj­ciec – jak każda ko­bieta zresztą.

– Do­brze, nie za­trzy­muję cię już. Od­pocz­nij so­bie i na­ciesz się urlo­pem.

Po­że­gnał się i scho­wał te­le­fon, wzdy­cha­jąc z ulgą, że nie po­pro­siła o pie­nią­dze. Ostat­nio zda­rzało się to co­raz czę­ściej. Za­wsze jej je da­wał. Może nie była Matką Roku, ale za­wsze miał wszystko, czego po­trze­bo­wał. Zno­siła jego prze­cią­ga­jącą się fazę buntu i etap pun­kowca, gdy za­ło­żył ze­spół, z któ­rym ćwi­czył w ga­rażu obok domu. Nie skar­żyła się, kiedy trzy dni po ukoń­cze­niu li­ceum oznaj­mił, że wy­jeż­dża do Hol­ly­wood, żeby zo­stać gwiazdą. (Tak na­prawdę zo­stał kel­ne­rem i ba­ri­stą, a w pew­nym mo­men­cie rów­nież świ­nią tań­czącą na ulicy, by wa­bić klien­tów do knajpy Bar­ny­ard Joe’s BBQ).

Na­gle jego wzrok spo­czął na ko­bie­cie sto­ją­cej przy jed­nym ze skle­pów i prze­glą­da­ją­cej wie­szaki na ulicz­nej wy­prze­daży. Jej brą­zowe włosy opa­dły, kiedy schy­liła się, żeby spoj­rzeć na metkę. Gdy od­wie­siła ubra­nie, lśniąca kur­tyna się unio­sła, od­sła­nia­jąc zna­jome sze­ro­kie nie­bie­skie oczy i łu­ko­wate brwi. Miała zbyt sze­ro­kie usta i zbyt kwa­dra­tową twarz, ale ja­kimś cu­dem to po­łą­cze­nie da­wało ładny efekt.

Na­prawdę ładny.

Ze zgro­ma­dzo­nych ostat­nio in­for­ma­cji do­wie­dział się, że Chloe An­der­son była au­torką tylko jed­nej książki, która oka­zała się osza­ła­mia­ją­cym suk­ce­sem. W wy­wia­dach elo­kwent­nie opi­sy­wała pro­ces twór­czy i swoje ży­cie w Ka­ro­li­nie Pół­noc­nej. Była bli­sko zwią­zana z ro­dziną (ro­dzi­cami i bra­tem) i w od­róż­nie­niu od Liama miała nie­ska­zi­tel­nie czy­stą re­pu­ta­cję.

Jej książka też była nie­ska­zi­telna – ow­szem, prze­czy­tał ją, kiedy przy­jął tę rolę – a jed­no­cze­śnie re­ali­styczna i wcią­ga­jąca.

Po kilku ty­go­dniach czy­ta­nia o Chloe An­der­son nie był w sta­nie zna­leźć żad­nego po­wodu, by jej nie lu­bić, i to go iry­to­wało.

Nie po­do­bała mu się jed­nak jej opi­nia na jego te­mat. Spo­sób, w jaki za­re­ago­wała na wie­ści od Si­mone, był uwła­cza­jący, mimo jej uro­czego po­łu­dnio­wego ak­centu.

Chloe prze­glą­dała sto­jak z ja­skra­wymi ha­waj­skimi ko­szu­lami, kiedy za­bu­czał jej te­le­fon. Zer­k­nęła szybko na ekran i po­wi­tała brata.

– Co po­wiesz na jajka na­dzie­wane ostrym so­sem sri­ra­cha? – spy­tał Sean bez wstę­pów.

– Mmm… Mu­szę skosz­to­wać.

– Wła­śnie chło­dzą się w lo­dówce.

– Pra­cu­jesz w nie­dzielę?

– Two­rze­nie no­wych dań to nie praca.

Jej brat, szef kuchni, odzie­dzi­czył po ma­mie wszyst­kie ku­char­skie geny. Pla­no­wali do­dać nową przy­stawkę do let­niego menu. Wci­snęła te­le­fon mię­dzy ra­mię a ucho i unio­sła ko­szulę. Za długa na jej krótki tu­łów.

– Spró­buję ju­tro, jak wpadnę.

– Mo­gła­byś być go­dzinę wcze­śniej, żeby po­móc z przy­go­to­wa­niami? Mamy braki w ob­słu­dze.

Kiedy po­de­szła do ko­lej­nego sto­jaka, jej wzrok spo­czął na męż­czyź­nie sto­ją­cym w wą­skiej alejce mię­dzy skle­pami. Czy to…? Za­mru­gała, wpa­tru­jąc się w niego.

To na pewno Liam Ha­mil­ton.

Miał na so­bie prze­bra­nie za­re­zer­wo­wane do miejsc pu­blicz­nych, czyli czapkę z dasz­kiem i ciemne oku­lary. Przez ostat­nie trzy mie­siące Chloe wi­działa wszyst­kie jego nie­po­zo­wane zdję­cia i czy­tała wszyst­kie spro­śne ar­ty­kuły na jego te­mat. Wszę­dzie roz­po­zna­łaby te do­sko­nałe ostre rysy twa­rzy.

Czy on się na nią ga­pił? Trudno było po­wie­dzieć przez te oku­lary, ale na pewno pa­trzył w jej stronę. Obej­rzała się za sie­bie. Mógł przy­pa­try­wać się ko­mu­kol­wiek, nie­ko­niecz­nie ko­bie­cie, która utarła mu nosa przez te­le­fon.

– Chloe? – ode­zwał się Sean. – Je­steś tam?

Liam ru­szył w jej stronę!

– Mu­szę koń­czyć! – pi­snęła.

Schy­liła się, żeby jej nie zo­ba­czył, i ro­zej­rzała się za kry­jówką. Okrą­gły sto­jak z ubra­niami. Za­nur­ko­wała do środka, stu­ka­jąc wie­sza­kami. Je­den z nich spadł na zie­mię u jej stóp. Do­piero kiedy bez­piecz­nie, choć nie­pew­nie ku­cała na chod­niku, do­tarło do niej, że Liam nie miał po­wodu, by ją roz­po­znać. Żad­nego!

No cóż. Po­sta­no­wiła prze­cze­kać, aż so­bie pój­dzie. Co on w ogóle ro­bił tu­taj tak wcze­śnie? Ak­to­rzy mieli przy­je­chać do­piero w przy­szłym ty­go­dniu na próby. Zdję­cia miały się za­cząć ty­dzień póź­niej. Wtedy bę­dzie mu­siała wi­dy­wać Liama pra­wie co­dzien­nie.

Ubra­nie, które wi­siało przy jej twa­rzy, miało do­szyte pióra. Bar­dzo ła­sko­czące pióra. Po­nie­waż rę­kami pod­pie­rała się o chod­nik, żeby nie upaść, dmuch­nęła, by je od­su­nąć. Jedno z piór wró­ciło mści­wie jak po­cisk sa­mo­na­pro­wa­dza­jący i tra­fiło wprost do jej dziurki w no­sie.

Kich­nęła. A po­tem znowu.

Na chod­niku tuż przed nią po­mię­dzy ubra­niami po­ja­wiła się para kla­pek Bir­ken­stock.

– Cześć, Chloe.

Kurde. Za­mknęła oczy, przez krótką chwilę uda­jąc sama przed sobą, że w ten spo­sób uda jej się znik­nąć. Ale znowu zbie­rało jej się na kich­nię­cie. Cho­lerne pióra! Za­ci­snęła usta i wstrzy­mała od­dech.

– Po­trze­bu­jesz po­mocy?

– Aaa… psik!

– Na zdro­wie.

Wyj­rzała nie­śmiało spo­mię­dzy ubrań i po­wio­dła wzro­kiem w górę, wzdłuż umię­śnio­nych nóg, szor­tów z ni­ską ta­lią i ob­ci­słego T-shirtu aż do twa­rzy męż­czy­zny, z któ­rym miała prze­cież sta­nąć oko w oko do­piero za ty­dzień, je­śli nie dwa.

– O, cześć! Ty je­steś Liam. Ja wła­śnie… – Go­rącz­kowo ob­ma­cała zie­mię i jak ostat­nią de­skę ra­tunku zła­pała ja­kiś za­po­dziany wie­szak. – Upu­ści­łam coś… I wła­śnie to pod­no­si­łam.

Wzięła się w garść i jak gdyby ni­gdy nic wy­szła ze środka sto­jaka na ubra­nia, pro­stu­jąc się do peł­nego me­tra sześć­dzie­się­ciu. Liam był wyż­szy, niż są­dziła – za­pewne dla­tego, że zwy­kle to­wa­rzy­szyły mu ak­torki o po­stu­rze po­są­gów.

– Mam! – Unio­sła ura­to­wany wie­szak. – Przez przy­pa­dek upu­ści­łam moje nowe…

– Sznu­recz­kowe bi­kini?

Oszo­ło­miona spoj­rzała na to, co trzy­mała w dłoni. Ow­szem. Z wie­szaka zwi­sały ja­skra­wo­żółte stringi – wła­ści­wie bar­dziej wstążka niż ubra­nie.

Bez góry do kom­pletu.

– To bę­dziesz no­sić na pla­nie?

W ży­ciu by tego nie za­ło­żyła!

– Po prze­my­śle­niu… – Od­wie­siła ko­stium ką­pie­lowy z po­wro­tem na wie­szak. – To jed­nak nie mój ko­lor.

Na­cią­gnęła pa­sek to­rebki na ra­mię, za­darła pod­bró­dek i sta­rała się wy­glą­dać rześko i spo­koj­nie. Przez te oku­lary trudno było po­wie­dzieć, co Liam so­bie my­ślał, ale jego po­stawa ciała i py­szał­ko­waty uśmie­szek ja­sno wy­ra­żały aro­gan­cję.

– My­śla­łam… Co tu­taj ro­bisz już te­raz?

– Lu­bię przy­jeż­dżać wcze­śniej i zro­bić roz­po­zna­nie te­renu.

Nie wie­działa, co to zna­czy. Ale źle za­częli tę zna­jo­mość – i to już drugi raz. A Chloe kilka ty­go­dni temu do­szła do wnio­sku, że je­śli ist­niała jesz­cze ja­kaś na­dzieja na ura­to­wa­nie tego filmu, to w ca­ło­ści spo­czy­wała w nim.

Może bę­dzie umiał oży­wić Led­gera, je­żeli po­zna go tak do­brze, jak ona. A to bę­dzie moż­liwe tylko, je­śli się do­ga­dają.

Pora prze­łknąć dumę.

– Po­słu­chaj, na­wet się cie­szę, że na cie­bie wpa­dłam.

Po­nad oprawką jego oku­la­rów po­ja­wiła się zmarszczka wy­ra­ża­jąca scep­ty­cyzm. No tak. Na­dal się na nią gnie­wał.

– Chcę cię prze­pro­sić za moją po­chopną re­ak­cję, kiedy Si­mone za­dzwo­niła do mnie kilka mie­sięcy temu. – W jego oku­la­rach od­bi­jała się jej spięta (i wy­krzy­wiona) twarz. Nic nie od­po­wie­dział, dla­tego do­dała: – A więc prze­pra­szam, że zra­ni­łam twoje uczu­cia, czy coś.

Prze­chy­lił głowę na bok i na­stała nie­zręczna ci­sza, która wy­peł­niła całą prze­strzeń mię­dzy nimi. Pu­chła jak pod­mor­ska fala. Na­ra­stała i na­ra­stała…

– Cho­dzi o to, że wi­dzia­łam cię w Po­rzu­co­nej i oczy­wi­ście na­tknę­łam się na ar­ty­kuły o to­bie w ta­blo­idach i… wiem, że nie bez po­wodu na­zywa się je szma­tław­cami, ale no wiesz… Nie ma dymu bez ognia. – Jej ner­wowy śmiech za­wisł w po­wie­trzu mię­dzy nimi, a po­tem upadł i roz­kwa­sił się u jej stóp.

– A więc nie apro­bu­jesz mo­jego stylu ży­cia.

Jego mo­no­tonny głos nie zdra­dzał praw­dzi­wych emo­cji.

– Hmmm… „Nie apro­buję”, jak to po­waż­nie brzmi. Ja po pro­stu… – Zmień te­mat! Od­chrząk­nęła. – Po­słu­chaj, chcę tylko wy­ja­śnić, że po­stać, którą grasz, jest naj­waż­niej­sza w ca­łej tej hi­sto­rii. Za­tem moje gra­tu­la­cje! – Znowu ner­wowy śmiech. – Wi­dzisz, cała ta hi­sto­ria opiera się na Led­ge­rze. To dzięki niemu książka zy­skała tylu czy­tel­ni­ków i my­ślę, że mo­głoby ci po­móc… wejść w rolę… gdy­byś ją prze­czy­tał… Bo chyba nie czy­ta­łeś?

– A więc sce­na­riusz też ci się nie po­doba?

Ni­czego nie uła­twiał! Jej po­liczki za­pło­nęły ża­rem.

– Sce­na­riusz jest cu­dow­nie na­pi­sany, ale to tylko dia­logi i su­che wska­zówki. Po­wieść po­zwala ci wejść w głowę bo­ha­te­rów. Po­zna­jesz ich my­śli i uczu­cia i do­piero wtedy ich czyny stają się dla cie­bie ja­sne, wiesz? – Na­wet je­śli te­raz się do tego nie przy­znał, wie­działa, że nie prze­czy­tał jej książki. Mó­wił o tym w Va­nity Fair.

– To brzmi, jak­byś mi dyk­to­wała, jak mam wy­ko­ny­wać swoją pracę.

Po­wstrzy­mała się, żeby nie tup­nąć nogą.

– Ce­lowo za­cho­wu­jesz się jak głu­pek. Nie cho­dzi o twoje umie­jęt­no­ści ak­tor­skie…

– Sama wspo­mnia­łaś o Po­rzu­co­nej.

– Mar­twię się o tę kon­kretną po­stać, a po­nie­waż to ja stwo­rzy­łam Led­gera, znam go le­piej niż kto­kol­wiek inny. Ty grasz go w fil­mie, więc może mógł­byś prze­czy­tać książkę i wszyst­kiego się o nim do­wie­dzieć, po­znać po­wody, dla któ­rych mi­lion czy­tel­ni­czek się w nim za­ko­chało.

Prze­stą­pił z nogi na nogę, a jego twarz po­zo­sta­wała za­gadką. Och, zdej­mij te durne oku­lary!

– A ty? – spy­tał.

– A ja co?

– Też za­ko­cha­łaś się w Led­ge­rze?

Otwo­rzyła usta. I za­raz je za­mknęła. Oso­bi­ste py­ta­nie, co, waż­niaku? Coś jej mó­wiło, że rów­nież pod­chwy­tliwe.

– Ja… Stwo­rzy­łam go z mi­ło­ścią w swoim umy­śle i prze­la­łam na pa­pier z wła­snymi łzami, krwią i po­tem. Zdaję so­bie sprawę, że dla cie­bie to po pro­stu ko­lejna fik­cyjna po­stać, ale dla wielu ko­biet to naj­lep­szy li­te­racki amant i to ważne, że­byś…

– Li­te­racki amant?

Prych­nęła.

– To ter­min ozna­cza­jący…

– Ro­zu­miem jego zna­cze­nie, dzięki. I do­ce­niam to, że film ma go­tową wi­dow­nię w po­staci two­ich czy­tel­ni­ków. Po­sta­ram się ich nie za­wieść. A te­raz nie za­trzy­muję cię już. Wra­caj do… – Zer­k­nął na stringi. – … za­ku­pów. Do zo­ba­cze­nia na pla­nie.