9,99 zł
Od razu zwrócił na nią uwagę. Tajemnicza dziewczyna, niespokojny duch. Tylko jakim sposobem, śpiewając w tanich knajpach, może sobie pozwolić na tak długi pobyt w jego luksusowym hotelu? Może to oszustka? A jednak stracił dla niej głowę. I to chyba z wzajemnością...
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 150
Tłumaczenie:
Wiekowa furgonetka marki Volkswagen w kolorach bieli i akwamaryny, z wymalowanymi na drzwiach stokrotkami, dotoczyła się do widokowej zatoki i tam wydała ostatnie tchnienie.
Siedząca za kierownicą właścicielka przyjęła to bez zdziwienia. Zoe Chamberlain wiedziała, że wielokrotnie naprawiany silnik może wysiąść w każdej chwili.
Co nie znaczy, że była gotowa położyć krzyżyk na swym ulubionym środku lokomocji o dźwięcznym imieniu Bessie, który od ładnych paru lat stanowił bodaj jedyny stały element w jej wędrownym życiu. Bessie najwidoczniej uznała, że ich kolejnym miejscem tymczasowego postoju będzie miasteczko Silver Glen w Karolinie Północnej.
Zoe wyskoczyła z szoferki i przeciągnąwszy się, z rozkoszą wciągnęła w płuca świeże powietrze kwietniowego poranka. U jej stóp, w wąskiej kotlinie między dwoma wzniesieniami, spoczywało urocze miasteczko mogące pięknem swego położenia konkurować z niejedną szwajcarską wioską.
Szukając informacji w I-phonie, Zoe dowiedziała się, że w miasteczku nie ma taksówek, a jedynym dostępnym środkiem transportu są samochody obsługujące drogi hotel o miło brzmiącej nazwie Silver Beeches. Zapewne kursujące między hotelem a lotniskiem.
Jednakże wędrowne życie nauczyło Zoe radzić sobie w najdziwniejszych sytuacjach. I zdawała sobie sprawę, że jej uśmiech potrafi zdziałać cuda.
Kolejny raz musi się odnaleźć w nieznanym otoczeniu i zmierzyć z nowymi problemami. W głębi ducha czuła, że ma dość takiego życia. Wiecznej ucieczki.
W dodatku ciężka choroba, którą niedawno przeszła, wyraźnie osłabiła jej organizm, zaś odkrywanie raz na tydzień, a nawet częściej, coraz to nowych fascynujących miejsc też zaczęło tracić dawny urok. Więc chociaż starała się o tym nie myśleć, narastało w niej pragnienie, aby znaleźć środowisko, w którym mogłaby zapuścić korzenie i stać się jego częścią.
Upodobanie do przygód, potrzeba poznawania świata i poszerzania horyzontów – takimi argumentami już nazbyt długo usprawiedliwiała swe tchórzostwo. Nadal jednak nie potrafiła stanąć do walki ze ścigającymi ją demonami. Musi najpierw dać sobie czas na odpoczynek i odzyskać zarówno fizyczne, jak i duchowe siły.
Może spoczywające w dole senne miasteczko stworzy jej po temu warunki? Oby tak się stało.
Czule poklepała błotnik Bessie.
– Trzymaj się, staruszko. Postaram się jak najszybciej załatwić ci holowanie do warsztatu. A tymczasem podziwiaj piękne widoki.
Liam Kavanagh popatrzył z zaciekawieniem na wchodzącą do hotelowego holu blondynkę. Sama uroda dziewczyny wystarczyła, aby przyciągnąć wzrok, ale poza tym szeroka wielobarwna spódnica do kostek oraz trzymana w ręku gitara w pokrowcu nadawała jej wygląd wracającej z koncertu hippiski z lat 60-ych XX wieku.
Liam miał pełne zaufanie do swego wyszkolonego personelu, który wszystkim gościom okazywał niezmienną życzliwość i gościnność, toteż normalnie witał osobiście tylko swoich dobrych znajomych.
Tym razem jednak jakaś przemożna siła kazała mu podążyć w kierunku nowo przybyłej.
– Miło mi panią powitać w Silver Beeches. Czym mogę służyć?
– Chciałabym wynająć pokój – odparła, poprawiając przewieszoną przez ramię torbę z rafii i obdarzając go czarującym uśmiechem.
Liam z trudem ukrył zaskoczenie. Najtańszy pokój w jego hotelu kosztował osiemset dolarów, zaś piękna dziewczyna nie robiła wrażenia osoby mogącej sobie pozwolić na taki luksus.
– Czy ma pani rezerwację?
– Tak, godzinę temu zrobiłam rezerwację przez internet. Czy coś się stało?
– Ależ nie – rzucił szybko, chcąc zatrzeć złe wrażenie, jakie najwyraźniej zrobiło na niej jego pytanie. – Po prostu rezerwacje sprawdzałem znaczenie wcześniej, z samego rana. Uprzejmie zapraszam – oświadczył, podprowadzając ją do recepcji. – Oddaję panią w dobre ręce Marjorie. I proszę się do mnie zwracać, gdyby miała pani jakiekolwiek życzenie. Staramy się, aby nasi goście dobrze się u nas czuli.
– Cóż za galanteria!
Uśmiech, jakim go obrzuciła, sprawił, że Liamowi zrobiło się gorąco. Nie miał pewności, czy dziewczyna sobie z niego nie kpi.
– No cóż, staramy się – odparł, zły na siebie, że zachowuje się jak sztywniak.
Niestety poczucie odpowiedzialności za matkę i liczne rodzeństwo, jaką wziął na siebie dwadzieścia lat temu po nagłym zniknięciu ojca, narzuciło Liamowi wewnętrzny rygor, który nie pozwalał mu się odprężyć.
Skłoniwszy się uprzejmie, podszedł do dyżurującego w recepcji zasłużonego pracownika.
– Nie bardzo pasuje do naszej klienteli – zauważył.
Liczący ponad sześćdziesiąt lat Pierre, który od wczesnej młodości pracował dla rodziny Kavanghów, ściągnął wargi.
– Niebrzydka – mruknął.
Liam w roztargnieniu pokiwał głową. Nie potrafił określić wieku nowo przybyłej. Jasna nieskazitelna cera nadawała dziewczynie młodzieńczy wygląd, lecz spojrzenie jej oczu zdawało się świadczyć o dużym doświadczeniu. Nie bardzo rozumiał, dlaczego nieznajoma tak bardzo go fascynuje. Różniła się diametralnie od nienagannie ubranych i umalowanych kobiet, jakie zazwyczaj tutaj się zatrzymywały.
Goście hotelu rekrutowali się spośród zamożnych emerytów, robiących karierę przedstawicieli młodego pokolenia oraz znanych osobistości pragnących na pewien czas ukryć się przed światem. Strzeżenie ich prywatności i zaspokajanie potrzeb należały do naczelnych zasad obowiązujących cały personel.
Kiedy po krótkiej chwili boy wniósł do holu skromną walizkę i poprowadził nieznajomą w kierunku wind, Marjorie wysunęła się zza lady i podeszła do Liama oraz Pierre’a.
– Jakiś problem? – zapytał Liam, marszcząc czoło.
– Sama nie wiem – odparła Marjorie.
Była to zażywna kobieta w średnim wieku o włosach przyprószonych siwizną.
– Ale na wszelki wypadek powinieneś chyba wiedzieć, że ta pani wynajęła pokój aż na sześć tygodni.
Mężczyźni byli wyraźnie zaskoczeni. Liam pierwszy odzyskał głos.
– Były jakieś trudności z ustaleniem sposobu regulowania rachunku?
– A zasadzie nie. Ma platynową kartę bez żadnych ograniczeń. Ale nikt normalnie nie robi w dniu przyjazdu tak długiej rezerwacji. Wydało mi się to dosyć dziwne.
– Musi mieć po temu jakiś powód – odparł Liam, nie chcąc zdradzać przed pracownikami zaniepokojenia.
– Będę ją miał na oku – zapewnił go Pierre. – Dam panu znać, jeśli zauważę coś podejrzanego.
W tym momencie od strony bocznej klatki schodowej energicznym krokiem weszła do holu matka Liama. Maeve Kavanagh była pełną życia sześćdziesięciolatką o bystrym spojrzeniu, przed którym nic nie mogło się ukryć.
– Co macie takie kwaśne miny? – zwróciła się do debatującej trójki. – Jakieś kłopoty?
– Nie, nic ważnego – uspokoił matkę Liam. – Zastanawialiśmy się nad pochodzeniem kobiety, która przyjechała tu chwilę temu.
– Dajcie sobie spokój – prychnęła Maeve. – Nie znoszę plotek.
– Dobrze, mamo, będę o tym pamiętał – zapewnił ją Liam, uśmiechając się z przymusem.
W duchu jednak nadal dręczył go niepokój. Nie znosił sekretów i niejasności. Tajemne życie ojca o mało nie zrujnowało rodziny i doprowadziło do jego przedwczesnej śmierci. Liam nie tolerował też skłonności do mijania się z prawdą. Zarówno u mężczyzn, jak i kobiet. Nawet tych najbardziej atrakcyjnych.
– Przepraszam, ale mam do załatwienia kilka ważnych telefonów – powiedział i skinąwszy głową, udał się do biura. Tłumaczył sobie po drodze, że nie powinien wyciągać pochopnych wniosków na temat tajemniczej blondynki.
– Możesz mi powiedzieć, kim jest ten przystojniak wyglądający jak młody Harrison Ford? – zapytała Zoe boya, kiedy wsiedli do windy.
– Pewnie ma pani na myśli pana Liama Kavanagha – odparł chłopak z łobuzerskim uśmiechem. – On i jego rodzina to właściciele hotelu. Zresztą należy do nich połowa miasteczka.
– I mimo to pracuje? – zdziwiła się Zoe.
Winda zatrzymała się na ostatnim piętrze. Chłopak poczekał, aż Zoe wysiądzie pierwsza.
– W rodzinie Kavanaghów nikt nie próżnuje – odparł z widoczną aprobatą. – Wpojono im szacunek dla pracy, chociaż mają pieniędzy jak lodu. Pan Liam i jego matka razem kierują hotelem.
Gdy weszli do pokoju, Zoe dała boyowi sowity napiwek i serdecznie mu podziękowała.
– Proszę dzwonić do recepcji, gdyby pani czegoś potrzebowała – odparł, składając niezdarny ukłon. – W środkowej szufladzie komody znajdzie pani listę restauracji nie tylko u nas, ale i w miasteczku. Życzymy miłego pobytu.
Po jego wyjściu Zoe otworzyła walizeczkę i rozmieściła swój skromny dobytek w luksusowym wnętrzu. W furgonetce zostało kilka rzeczy, ale na razie może się bez nich obyć. Potem rozejrzała się po elegancko umeblowanym pokoju.
W górskim zakątku Karoliny Północnej można się było spodziewać znacznie skromniejszego wystroju, tymczasem hotel Silver Beeches był urządzony z dużym smakiem. W dodatku za oknem rozciągał się przepiękny widok.
Bessie słusznie wybrała. Hotel kosztuje wprawdzie majątek, ale przez ostatni rok Zoe żyła bardzo oszczędnie, więc należy jej się odrobina luksusu. Zwłaszcza po przebytej zimą chorobie.
Wyjęła gitarę z pokrowca i usiadła z nią na wyłożonej czerwonym pluszem ławeczce w wykuszu okna. Trącając delikatnie struny, zanuciła swą ulubioną piosenkę. Przypomniała sobie, jak piorunujące wrażenie zrobiło na niej spotkanie z Liamem Kavanaghem. Pod wpływem jego spojrzenia po raz pierwszy od wielu miesięcy poczuła się znowu kobietą.
Wyjrzała z westchnieniem przez okno, podziwiając ciemniejącą w zapadającym zmierzchu dolinę. Burczenie w brzuchu przypomniało Zoe, że od rana nic nie jadła. Najchętniej wybrałaby się do miasteczka, ale na razie to niemożliwe. Dopóki silnik Bessie nie zostanie naprawiony, trudno myśleć o zwiedzaniu.
Zamówiła do pokoju obfitą kolację, pozwoliła sobie nawet na tiramisu na deser. Podczas choroby straciła ponad siedem kilogramów, więc może sobie dogadzać.
Ostatni tydzień spędziła w Asheville, występując wieczorami w uroczej knajpce w centrum miasta, w której roiło się od artystów i na każdym kroku coś się działo. Była niemal gotowa osiąść tam na stałe, ale przedwczoraj wieczorem mignęła jej na ulicy znajoma twarz, więc Zoe zdała sobie sprawę, że trzeba ruszać w dalszą drogę.
Na szczęście hotel zapewniał gościom pełną anonimowość. Mogła mieć nadzieję, że nikt jej tutaj nie wytropi.
Po spożyciu obfitego posiłku ogarnęło ją poczucie winy. Przebrała się zatem w spodnie treningowe i takiż biustonosz, po czym wyczytała z hotelowego informatora, że sala ćwiczeń znajduje się w piwnicy. Narzuciwszy żakiet na ramiona, wyszła na korytarz i pobiegła do windy.
Liam pocił się w siłowni do utraty tchu. Niemniej, ocierając ręcznikiem pot z czoła, zdał sobie sprawę, że nawet tak wyczerpujące ćwiczenia w niczym nie osłabiły seksualnego pobudzenia.
Jego ciało każdą swą cząstką domagało się fizycznego zaspokojenia. Dawno nie był z kobietą, a tajemnicza blondynka, która tego popołudnia pojawiła się w hotelu, stanowiła żywe ucieleśnienie jego marzeń.
Jeśli nieznajoma rzeczywiście zamierza spędzić tutaj sześć tygodni, będzie musiał mieć się na baczności. Nie jest wcale powiedziane, że Zoe Chamberlain odwzajemni jego uczucia, a ponadto robiła wrażenie osoby mającej wiele do ukrycia, natomiast życie nauczyło Liama wystrzegać się tego rodzaju kobiet.
Mimo sympatycznych pozorów Zoe może być jedną z nich. Bardzo wcześnie, bo mając zaledwie szesnaście lat, Liam dowiedział się, że śliczna buzia bywa bardzo zdradliwa. Raczej pozwoli sobie uciąć prawą rękę, niż narazi matkę i braci na konsekwencje podobnej pomyłki. Dobro rodziny jest dla niego stokroć ważniejsze niż chęć zaspokojenia przelotnego zauroczenia.
Kiedy jednak po wzięciu prysznica i przebraniu się w spodnie i koszulę wrócił do sali ćwiczeń, na ruchomej bieżni energicznym krokiem maszerowała Zoe. Na jej widok serce gwałtownie mu zabiło, wszystkie wcześniejsze zastrzeżenia prysły. Libido w jednej chwili wzięło górę nad rozsądkiem.
Spróbował wprawdzie wymknąć się z sali ćwiczeń niezauważony, lecz Zoe go dostrzegła, zeskoczyła z bieżni i podbiegła.
– Witam, panie Kavanagh.
– Skąd pani wie, jak się nazywam? – zapytał, próbując oderwać wzrok od jej ponętnego ciała.
– Może to nieładnie, ale nie mogłam się oprzeć pokusie i w drodze do pokoju pociągnęłam boya za język – odparła, ocierając ramieniem pot z czoła. – Moja wina. Wiem, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła.
Liam ucieszył się w duchu. Fakt, że dopytywała się o niego, dobrze wróżył na przyszłość, gdyby faktycznie chciał się do niej zbliżyć. Co rzecz jasna nie wchodzi w grę. Chociaż kto wie?
– Nie sądzę, żeby ciekawość była aż takim przewinieniem – odparł, by przerwać niezręczne milczenie. – A czy jest pani zadowolona z pokoju?
– Co za pytanie! – obruszyła się. – Jest znakomity. A widok jeszcze wspanialszy. Może pan być dumny z tego hotelu.
– Dziękuję za miłe słowa. Moi rodzice zbudowali hotel tuż po zakończeniu drugiej wojny światowej. A w następnych latach był rozbudowywany i modernizowany. – Przecież nie będzie jej zanudzał opowiadaniem historii hotelu, zreflektował się w duchu.
Czuł się dziwnie skrępowany, co nigdy mu się dotąd nie zdarzało. Na ogół to on onieśmielał swych rozmówców, zarówno mężczyzn, jak kobiety.
– Przepraszam, ale muszę wracać na górę.
– Czy mam pana ofertę traktować poważnie? – zapytała Zoe, lekko przekrzywiając głowę.
– Co ma pani na myśli?
– Jeśli dobrze słyszałam, jest pan gotów spełnić każde moje życzenie. Czy była to jedynie grzecznościowa formułka, czy mówił pan serio?
Liamowi zrobiło się gorąco. Zachęca go do flirtu czy tylko się z nim droczy?
– Oczywiście, że mówiłem serio. Potrzebuje pani czegoś konkretnego?
Najchętniej wypaliłaby wprost: „Ciebie!”, ale nie bardzo wypadało. Liam Kavanagh działał na nią jak nikt dotąd, ale zarazem wprawiał w zakłopotanie. Wysyłał bowiem sprzeczne sygnały: z jednej strony okazywał jej żywe zainteresowanie, a z drugiej starał się zachować dystans.
Jeśli podejrzewa, że Zoe nie potrafi przestrzegać obowiązującej w jego hotelu dyskrecji, to głęboko się myli. W dziedzinie dochowywania osobistych tajemnic była prawdziwą mistrzynią. Może i on ma sekrety, których pilnie strzeże. Jeśli tak, to faktycznie trudno myśleć o zbliżeniu dwojga tak bardzo zamkniętych w sobie osób.
Życie polegające na ciągłej ucieczce, jakie od kilku lat było jej udziałem, praktycznie uniemożliwiało nawiązywanie relacji damsko-męskich. A ponieważ Zoe nie uznawała przelotnych romansów, była w rezultacie skazana na samotne wieczory i noce. Wolała to jednak, niż zadawanie się z przypadkowymi mężczyznami.
Tymczasem Liam od pierwszej chwili działał na nią niczym afrodyzjak. Zarazem przerażała ją świadomość, że w niczym nie przypomina jej dotychczasowych znajomych. Czyżby spotkanie z nim miało odmienić jej życie? Czy była gotowa na to, by stawić czoło popełnionym w przeszłości błędom i wyjść naprzeciw nowej, jakże kuszącej przyszłości?
W dodatku Liam nie sprawiał wrażenia mężczyzny, którym da się łatwo manipulować.
Niemniej jego uprzejma rezerwa kusiła, aby się z nim podrażnić. Toteż z zaczepnym uśmiechem rzuciła:
– Wie pan, jestem po raz pierwszy w tej okolicy. Czy mógłby mnie pan zaprosić na drinka i opowiedzieć pokrótce o turystycznych atrakcjach Silver Glen?
Propozycja ta wyraźnie go zaskoczyła, ale szybko się opanował i obrzuciwszy Zoe spojrzeniem równie bezceremonialnym jak jej propozycja, oświadczył:
– Z wielką chęcią.
Nagły impuls kazał jej zadać bezczelne pytanie:
– Czy istnieje jakaś pani Kavanagh?
Liam z kamienną twarzą skinął głową, a Zoe zrzedła mina.
– O tak – odparł. I po krótkiej pauzie dodał: – Jest nią moja matka. Ale zapewne nie będzie nam towarzyszyć, bo na ogół wcześnie chodzi spać.
– Więc jednak nie jest pan pozbawiony poczucia humoru – zauważyła Zoe, chcąc ukryć przed samą sobą, jak wielką odczuła ulgę. – A już myślałam, że się pan urodził bez tego ważnego talentu.
– A pani, jak sadzę, nie nauczono w dzieciństwie dobrych manier.
– Bardzo się pan myli – odrzekła, czując mimowolny skurcz żołądka. – W takim razie skoczę na górę, żeby wziąć prysznic. Spotkamy się w holu za pół godziny, dobrze?
Liam zmierzył ją bacznym spojrzeniem swych ciemnoniebieskich oczu. Ich barwa oraz gęsta czupryna czarnych włosów unaoczniły Zoe jego irlandzkie pochodzenie, o którym świadczyło skądinąd nazwisko.
– Jak najbardziej. Będę na panią czekał za pół godziny. I zamówię w kuchni specjalne zakąski.
– Przepraszam, ale jestem już po kolacji.
– Nie szkodzi, mam na myśli bardzo lekkie zakąski. Na pewno będą pani smakowały.
– Czy wszyscy goście hotelu cieszą się podobnymi względami?
– Tylko ci, którzy sobie tego życzą – odparł chłodno. – A więc do zobaczenia niebawem.
Po powrocie do pokoju i wzięciu prysznica Zoe przejrzała swą skromną, świeżo wyciągniętą z walizki garderobę. Po krótkim namyśle zdecydowała się na sukienkę z czarnej dzianiny. Sukienka, na pozór skromna, idealnie przylegała do ciała, ukazując jego krągłości.
Zoe była świadoma, że wygląda seksownie, wręcz prowokująco, ale dobrze się w niej czuła, a ponadto umiała zachowywać się swobodnie mimo skrępowania.
Wiedziała z doświadczenia, że z niewybrednymi zalotami podpitych wielbicieli doskonale można sobie poradzić, okazując im pogardliwe lekceważenie. Oczywiście ze strony Liama nic takiego jej nie grozi, niemniej umiejętność panowania na sobą pozwoli jej opanować nerwy.
Obciągnąwszy sukienkę, wpięła w uszy błyszczące kolczyki i wsunęła stopy w czarne pantofelki na wysokim obcasie. Z zadowoleniem obejrzała się w lustrze i lekko westchnęła. Kiedy ostatni raz zdarzyło jej się pójść na randkę z dobrze wychowanym mężczyzną, w eleganckim lokalu?
Zazwyczaj dostarczała jedynie muzycznego tła cudzym randkom, co zresztą całkowicie jej odpowiadało, wręcz sprawiało przyjemność.
Ale dziś miało być inaczej. Chciała się cieszyć szarmanckimi manierami Liama, a może nawet zdoła naruszyć mur jego uprzejmej rezerwy.
Dla dopełnienia stroju zawiesiła na szyi cienki złoty łańcuszek. Jej prawdziwa biżuteria, naszyjniki z pereł i brylantów, pierścionki oraz inne klejnoty spoczywały daleko stąd, w bankowym sejfie.
I miały tam spoczywać do końca jej kariery wędrownej piosenkarki.
Wziąwszy głęboki oddech, włożyła do torebki kartę magnetyczną do drzwi i komórkę, po czym skierowała się do wyjścia.
Nie chciała się spóźnić na spotkanie z Liamem.
Kiedy Zoe Chamberlain pojawiła się w drzwiach baru, Liam oniemiał. Jej wejście przyciągnęło ogólną uwagę. Szła lekkim krokiem, jakby nieświadoma roztaczanego wokół uroku. Emanowała z niej radosna swoboda, gotowość do zmierzenia się z nową fascynującą przygodą.
Opanowawszy pierwsze wrażenie, pomachał jej ręką. Nagłe pożądanie, jakie ogarnęło go na widok Zoe, było w jego życiu czymś niespotykanym. Był doświadczonym mężczyzną, miał w życiu niejedną kochankę, ale żadna nie działała na niego tak silnie jak Zoe.
Noszenie sukienki, którą miała na sobie, powinno być zabronione. Liam przez długą chwilę bezskutecznie wypatrywał śladów bielizny pod opinającą ciało materią.
– Cześć, Liam – powiedziała głosem brzmiącym jak muzyka. – Jeśli mogę mówić ci po imieniu…
– Już to zrobiłaś – mruknął, podnosząc jej dłoń do ust.
Zaśmiała się cicho, a Liam zaprowadził ją do stolika w zacienionym zakątku sali. Ku jego zadowoleniu bar cieszył się dzisiaj wyjątkowym powodzeniem.
Obecność licznych gości pozwoli mu swobodnie wybadać, z kim ma do czynienia. Nie ulega wątpliwości, że pocałuje ją na zakończenie wieczoru, lecz wolał udawać przed sobą, że nie jest to ostatecznie przesądzone.
– Bardzo ładny bar – stwierdziła Zoe. – Ty i twoja rodzina macie dobry gust.
– Dziękuję za uznanie. Czy i ja mogę ci mówić po imieniu?
– Oczywiście. Nie lubię konwencjonalnych uprzejmości. Tylko przeszkadzają.
– W czym?
– Choćby w zawieraniu przyjaźni.
Liam upił łyk wina, zastanawiając się, jak rozumieć ostatnie słowa Zoe. Tymczasem do stolika podszedł kelner z półmiskiem zakąsek.
– Spróbuj przysmaków naszego szefa kuchni – zaproponował, podając jej nadziany na wykałaczkę kawałek owiniętego w szynkę melona.
Zoe posłusznie nachyliła się, rozchyliła wargi i pozwoliła włożyć sobie zakąskę do ust.
– Uhm, pyszne – wydała z siebie pomruk, który wprawił jego zmysły w nerwowe drżenie.
W tym momencie matka Liama stanęła obok stolika.
– Mam nadzieję, że nie przeszkadzam. Możesz mnie przedstawić tej uroczej pani?
Maeve Kavanagh lubiła wtykać nos w sercowe przygody syna. Ale tym razem nie miał jej tego za złe, a nawet był ciekaw, jakie wrażenie zrobi na matce jego tajemnicza towarzyszka.
– Poznajcie się – rzekł ochoczo, zrywając się z krzesła. – Zoe Chamberlain, poznaj moją matkę, Maeve Kavanagh.
Panie uścisnęły sobie ręce, a kelner podsunął do stolika trzecie krzesło.
– Jak na matkę Liama, wygląda pani o wiele za młodo – zauważyła Zoe, spoglądając na starszą panią z trochę niepewnym uśmiechem.
– Miło mi to słyszeć – odparła pani Kavanagh, obrzucając parę młodych bacznym spojrzeniem. – Co panią sprowadza do Silver Glen? Interesy czy chęć spędzenia tu urlopu?
– Prawdę mówiąc, ani jedno, ani drugie. Przeszłam w marcu ciężkie zapalenie płuc, wylądowałam nawet na kilka dni w szpitalu i w rezultacie byłam zmuszona zwolnić tempo życia. Pobyt w państwa uroczym hotelu pozwoli mi odpocząć i odzyskać siły.
– Dobrze pani wybrała. Jeśli zaczniemy pani dogadzać, nie będzie pani miała ochoty wracać do domu.
– A właśnie, Zoe – skorzystał z okazji Liam, by włączyć się do rozmowy. – Gdzie mieszkasz na stałe?
Zoe po raz pierwszy lekko się zmieszała. Ale trwało to tylko moment.
– Pochodzę z Connecticut, ale już od dawna tam nie mieszkam.
– Nie odpowiedziałaś na moje pytanie.
Zoe zmarszczyła brwi.
– Czy jestem przesłuchiwana?
Zadzwoniła komórka pani Kavanagh, anonsując nadejście esemesa.
– Przepraszam, ale obowiązki wzywają – powiedziała, podnosząc się z krzesła. – Postaraj się, synu, nie dokuczać naszemu gościowi. Chciałabym, żeby Zoe dobrze się u nas czuła.
Po jej odejściu zapadło milczenie. W końcu przerwał je Liam.
– Odkąd to grzecznościowa rozmowa uchodzi za przesłuchanie? – zapytał.
– Dotąd była bardzo jednostronna. Wyczuwam z twojej strony skrywaną podejrzliwość. Masz do mnie jakieś zastrzeżenia?
– Nie – skłamał. – A jeśli o mnie chodzi, to chętnie poddam się przesłuchaniu. Pytaj, o co chcesz, nasza rodzina nie ma nic do ukrycia.
– Każda rodzina ma jakiś szkielet w szafie, ale jestem gotowa uwierzyć ci na słowo. Masz rodzeństwo?
– Bardzo liczne, jak to zwykle bywa w katolickich rodzinach irlandzkiego pochodzenia. Nasza matka to święta kobieta.
– A ojciec?
Liam nagle sposępniał.
– Umarł, kiedy miałem szesnaście lat – rzucił z nieskrywaną irytacją w głosie.
– Przepraszam – rzekła miękko.
Wyczuła, że jest to temat, którego nie należy drążyć.
– To było dawno temu – odezwał się Liam po dłuższej chwili. Był wdzięczny Zoe za okazaną w sprawie ojca delikatność.
– Zawsze chciałeś prowadzić hotel? – zapytała po namyśle.
– Nie. Jako nastolatek marzyłem o karierze pierwszoligowego futbolisty – oświadczył, na co Zoe zareagowała wybuchem śmiechu. – Co w tym zabawnego? – zapytał lekko wzburzony.
– Przepraszam, wcale nie kwestionuję twoich sportowych możliwości. Po prostu ze swoim wyrafinowaniem nie pasujesz mi do brutalnego świata zawodowego futbolu.
– Wyrafinowanie to tylko pozory: sposób bycia i ubranie. Tak czy inaczej po śmierci ojca zmieniłem kierunek studiów, a po dyplomie z zarządzania wróciłem do domu i zacząłem pomagać matce w prowadzeniu hotelu.
– Nie miałeś wyboru? – zdziwiła się Zoe.
– Nikt mnie nie zmuszał. Sam wiedziałem, że jako najstarszy z rodzeństwa mam taki obowiązek. Bracia byli na to za mali.
– Rozumiem – odparła, ale Liam odniósł wrażenie, że nie jest o tym przekonana.
– Czy narażając się na zarzut wścibstwa, mogę cię zapytać, co studiowałaś? – zaryzykował.
– Kiedy po czterech semestrach w Vassar zdałam sobie sprawę, że nadal nie mam pojęcia, co chcę w życiu robić, rzuciłam studia i wstąpiłam do Korpusu Pokoju.
– Poważnie? – Chyba rzeczywiście Zoe to coś w rodzaju reliktu epoki lat 60-tych XX wieku.
– Dla młodej naiwnej dziewczyny było to nadzwyczajne doświadczenie. Otworzyło mi oczy na wiele spraw. Przedtem nie miałam pojęcia, w jakiej nędzy żyją mieszkańcy trzeciego świata.
– Rodzice nie protestowali?
– Nie pytałam ich o zdanie.
To, czego się o niej dowiadywał, jeszcze bardziej zaostrzyło jego ciekawość, nie chciał jednak nadużywać jej cierpliwości. Więc tylko zapytał:
– Napijesz się jeszcze czegoś?
– Mam ochotę na brzoskwiniowe daiquiri. – I zaczepnie spytała: – Czemu okazujesz mi tyle względów?
– Nie przyszło ci do głowy, że to ty robisz mi uprzejmość?
Po raz pierwszy od ich pierwszego spotkania w recepcji Zoe była wyraźnie zakłopotana. Zarumieniła się i uciekła spojrzeniem w bok, dając Liamowi okazję do przyjrzenia się jej profilowi, którego niezrównaną harmonię mąciło jedynie lekkie skrzywienie nosa i świadczący o uporze wydatny podbródek.
– Czemu tak mi się przyglądasz? – burknęła, zauważywszy jego spojrzenie.
– Przepraszam, zastanawiałem się tylko, czy kiedyś nie złamałaś sobie nosa.
– Bardzo to widać?
– Nie, nie bardzo. Gdyby nie ta drobna niedoskonałość, twoje rysy byłyby aż nazbyt doskonałe.
– Nie wiem, czy mogę to uznać za komplement.
– Po prostu staram się unikać konwencjonalnych uprzejmości – odparł z przekornym uśmiechem.
Zoe nareszcie się rozpogodziła.
Kelner przyniósł zamówione drinki.
Zoe z widoczną przyjemnością sączyła daiquiri. Liam najchętniej zapytałby ją wprost, czy może sobie pozwolić na sześciotygodniowy pobyt w jego drogim hotelu.
To, że zapisano ją do ekskluzywnego żeńskiego college’u, świadczyłoby o zamożności rodziców, ale równie dobrze mogła mieć stypendium.
Zarazem zdawał sobie sprawę, że zainteresowanie jej finansowym położeniem tylko częściowo wynika z troski o interesy hotelu. W ogóle chciał o niej jak najwięcej wiedzieć, pragnął, aby odkryła przed nim swe sekrety.
To niemal obsesyjne zaciekawienie jej osobą wprawiało go w nieokreślony niepokój.
Może, jeśli będzie cierpliwy, Zoe w końcu opowie mu o sobie coś więcej. Ale oprócz cierpliwości musiał zachować ostrożność. Dwadzieścia lat temu odebrał bolesną lekcję, która uświadomiła mu żałosne skutki rezygnacji ze zdrowego rozsądku dla zaspokojenia czysto fizycznego pożądania.
Cieszyła się każdą chwilą tego wyjątkowego wieczoru. Rzadko miała okazję spędzać czas w towarzystwie przystojnego kulturalnego mężczyzny.
Liam coraz bardziej ją fascynował. Na pierwszy rzut oka robił wrażenie dżentelmena, lecz pod jego gładkimi manierami wyczuwała obecność drugiego, znacznie bardziej rozwichrzonego „ja”.
Wysączywszy resztkę koktajlu, poczuła przyjemne rozluźnienie. Nie przesadzała z alkoholem, wiedziała, że ma raczej słabą głowę, ale jedno daiquiri wprawiło ją w stan miłego odprężenia.
Liam nie zdradzał chęci zakończenia ich spotkania, jej też nigdzie się nie spieszyło.
Bar tymczasem stopniowo pustoszał. Zoe, która lubiła pasjami obserwować ludzi, łatwo rozpoznawała wśród wychodzących pary małżeńskie z długim stażem, młodych małżonków i kochanków.
Jej znajomość ludzi brała się między innymi stąd, że pozycja występującej w lokalu artystki pozwalała jej swobodnie obserwować zajętych sobą gości, którzy na ogół prawie jej nie zauważali.
Teraz jednak była przedmiotem zainteresowania siedzącego obok Liama. Jego spojrzenie zdawało się przenikać ją na wskroś. Miał oczy niebieskie, podobnie jak ona, był to jednak niezwykle intensywny odcień błękitu, taki, jaki widuje się w samym jądrze płomienia.
Liam rozpiął koszulę pod szyją i rozluźnił krawat. Po długim dniu na jego policzkach pojawił się cień zarostu. Patrząc na niego, Zoe wyobraziła sobie, jak wyglądałby w łóżku. Przeszedł ją nagły dreszcz. Oj, niedobrze, pomyślała. Chyba jednak Bessie nie wybrała najlepiej. Silver Glen może okazać się nie bezpiecznym schronieniem, tylko groźną pułapką.
Wędrowne życie Zoe nie sprzyjało nawiązywaniu bliższych relacji z mężczyznami, co chroniło jej serce przed uczuciowym zaangażowaniem. Ale nigdy do tej pory nie spotkała mężczyzny, który tak silnie na nią działał i tak bardzo ją zainteresował jak Liam Kavanagh.
Dla niego byłaby gotowa odmienić swoje zwyczaje i bez namysłu ulec pokusom ciała. Czyżby przyczyną takiego zaniku woli była przebyta niedawno choroba?
Najgorsze momenty przeżyła, leżąc w szpitalu w Nowym Meksyku. Nikt nie wiedział, co się z nią dzieje, nie znał miejsca jej pobytu. Nie było nikogo, kto przyniósłby jej kwiatek, wpadł z wizytą i zapytał, jak się miewa. Gdyby umarła, nie wiadomo, kto i kiedy zacząłby jej szukać.
A jednak wróciła do dawnej rutyny. Wędrowanie weszło jej w krew, sprawiło, że nie umiała się zrelaksować. Wmawiała sobie, że tak jest dobrze, że niczego więcej nie pragnie, że ograniczenie własnych potrzeb jest cnotą.
Gdyby jednak przyszło jej zrobić rachunek sumienia, czym mogłaby się pochwalić, co osiągnęła w ciągu dwudziestu siedmiu lat błąkania się po świecie?
Niemniej zmiana trybu życia wydawała się niesłychanie trudna. Wręcz przerażająca.
– Jak się czujesz, Zoe? – zapytał Liam, ujmując jej dłoń. – Zbladłaś. I drżysz. Może powinnaś się położyć? Pewnie nie doszłaś jeszcze do siebie po chorobie.
– Nie, nic mi nie jest. – Uśmiechnęła się z trudem. – Może przepłynął koło mnie cień śmierci.
– Jesteś przesądna.
– Właściwie nie. Słyszałam, że Irlandczycy bywają przesądni. Chociaż ty nie wyglądasz na kogoś, kto ulegałby podszeptom sprzecznym z rozsądkiem.
Liamowi pociemniały oczy. Twarz mu stężała.
– Masz rację – przytaknął ponuro. – Za dobrze wiem, ile cierpień potrafi przysporzyć bliskim osoba pozbawiona poczucia rzeczywistości.
Był wyraźnie poruszony, lecz Zoe nie mogła tego tak zostawić.
– A ja wiem, ile złego potrafią wyrządzić ludzie bezduszni, którzy nie dostrzegają magii codziennego życia. Więc może prawda leży gdzieś pośrodku.
Przez chwilę patrzyli sobie w oczy. W ich beztroski flirt wdarła się dziwnie poważna nuta.
Liam pierwszy się otrząsnął.
– Boję się, że nasza rozmowa zawędrowała w rejony, których badanie lepiej odłożyć na inną porę. Miałem ci opowiedzieć, co warto zobaczyć w Silver Glen.
– To prawda, ale robi się późno, a ja muszę się wyspać. Odłóżmy to do jutra.
– Odprowadzę cię – oświadczył, wstając.
– Ależ nie trzeba.
– Naszym gościom należą się specjalne względy – odparł z figlarnym uśmiechem.
Wyszli do opustoszałego holu, gdzie recepcjonistka pomachała im zza lady. Żaden dźwięk nie mącił spowijającej hotel ciszy.
W milczeniu wsiedli do windy. Stali naprzeciwko siebie, nic nie mówiąc. Po krótkiej jeździe brzęknął dzwonek i znaleźli się na najwyższym piętrze.
– Dobrej nocy – powiedziała Zoe, która spodziewała się, że Liam wróci tą samą windą na parter.
On jednak wysiadł razem z nią.
– Muszę sprawdzić, czy jakiś zły duch nie ukrył się pod twoim łóżkiem.
Czyżby oczekiwał zaproszenia do pokoju?
– Sądziłam, że w tym hotelu zatrudniacie specjalnego pogromcę duchów. Dziękuję za przemiły wieczór.
Zatrzymali się pod jej drzwiami, ale chociaż stali w pewnej odległości od siebie, z ich oczu biło nerwowe napięcie.
Zoe zadała sobie w duchu pytanie, czy przypadek, który sprawił, że znalazła się w tym miejscu, ma zadecydować o jej przyszłym losie.
A może los celowo kazał jej się tutaj zatrzymać? Miała ochotę pocałować stojącego przed nią mężczyznę, lecz zabrakło jej odwagi.
– Dobrej nocy, Liam – rzekła tylko.
– Dobrej nocy, Zoe.
Tytuł oryginału: A Not-So-Innocent Seduction
Pierwsze wydanie: Harlequin Desire, 2014
Redaktor serii: Ewa Godycka
Korekta: Urszula Gołębiewska
© 2014 by Janice Maynard
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o. Warszawa 2015
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne.
Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Harlequin i Harlequin Gorący Romans są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25
www.harlequin.pl
ISBN: 978-83-276-1893-1
Konwersja do formatu EPUB: Legimi Sp. z o.o. | www.legimi.com