9,99 zł
Dylan jest zaskoczony, kiedy dowiaduje się, że Mia, zdolna koleżanka ze szkoły, dzięki której zdał maturę, jest samotną matką bez pieniędzy. Proponuje jej pracę i mieszkanie w swojej rezydencji. Utrzymanie ich relacji tylko na gruncie zawodowym okazuje się trudne, ponieważ Mia zaczyna go uwodzić...
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 157
Tłumaczenie:
W sobotnie wieczory Silver Dollar zwykle pękał w szwach. Dylan Kavanagh powiódł po sali badawczym spojrzeniem, rejestrując najdrobniejsze szczegóły. Nowożeńcy przy stoliku numer sześć. Gość notorycznie nadużywający alkoholu, którego niedługo trzeba będzie wyprosić. Dziwnie nerwowy chłopak, który chyba zamierza posłużyć się sfałszowanym dowodem.
Przy masywnym drewnianym barze – pochodzącym z początku dziewiętnastego wieku i ocalonym z budynku w Kolorado – komplet klientów popijających drinki i jedzących orzeszki. Od razu wyłowił wzrokiem turystów. Po pierwsze, znał miejscowych, po drugie, przybysze rozglądali się ciekawie, wypatrując znanych twarzy.
Zachodnia część Karoliny Północnej z wielu powodów przyciągała ludzi. Była popularnym miejscem na rodzinne wakacje. Wabiła pięknem krajobrazu i stanowiła idealne tło dla produkcji filmowych. Eleganckie Silver Glen, rodzinne miasto Dylana, wiele razy gościło gwiazdy ekranu. Nie dalej jak tydzień temu słynny hollywoodzki reżyser postanowił kręcić tu film o wojnie secesyjnej.
Dylan skrzywił się w duchu. Świat filmu był mu absolutnie obojętny i celebryci nie robili na nim wrażenia. Nieważne, ilu z nich wpadało na drinka czy posiłek. Jak już raz się sparzył, to dmuchał na zimne.
Nieoczekiwanie zdał sobie sprawę, że bezwiednie przygląda się scenie, która powinna dać mu do myślenia. Kobieta siedząca przy końcu baru w niepokojącym tempie wychylała kolejnego drinka. Dziwne, że Rick, główny barman, dotąd nie zainterweniował.
Wszedł za bar. Za ladą uwijało się jeszcze dwóch barmanów. Trzy kelnerki obsługiwały gości, zbierając zamówienia i roznosząc potrawy.
Stanął obok Ricka i klepnął go po ramieniu.
– Ta pani w różowym chyba ma dość – rzekł cicho. – Lepiej daj jej na wstrzymanie. – Kobieta robiła wrażenie osoby mocno zdesperowanej.
Rick uśmiechnął się, wprawnie szykując drinki.
– Spokojnie, szefie. Pije tylko truskawkowe daiquiri, bez alkoholu.
– Aha. – Na dworze żar lał się z nieba, ale tutaj, w klimatyzowanym wnętrzu, panował przyjemny chłód, a ona nadal sączyła drinka.
Dylan kiwnął głową i wycofał się zza baru, by nie utrudniać pracy barmanom.
– Idź do domu, szefie. Damy sobie radę. – Przysadzisty mężczyzna mówiący z lokalnym akcentem znakomicie nadawał się na głównego barmana. Był profesjonalistą. Ani on, ani pozostali pracownicy nie potrzebowali czujnego oka właściciela.
Rzecz w tym, że Silver Dollar był jego oczkiem w głowie. Miał dwadzieścia lat, gdy kupił stary zrujnowany budynek, wyremontował go i otworzył knajpkę, obecnie jeden z najlepiej prosperujących biznesów w Silver Glen.
Już wtedy był bardzo zamożny. Nawet gdyby restauracja splajtowała, nadal byłby bogaty. Mógłby nie pracować i do końca życia opływać w dostatki, ale matka nauczyła go i jego sześciu braci szacunku do ciężkiej codziennej pracy.
Chociaż trzymało go tu coś innego. Powody były bardziej złożone. Ten bar to dowód, że w życiu do czegoś doszedł, nie okazał się przegrany.
Nie lubił wracać myślami do wczesnej młodości, bo tamte lata były dla niego koszmarem. Później musiał pogodzić się z faktem, że w nauce nigdy nie dorówna starszemu bratu. Bardzo to przeżywał. Aż do dnia, kiedy wreszcie poddał się i rzucił studia.
Tu czuł się najlepiej. Odpowiadała mu niewymuszona atmosfera Silver Dollar, gdzie wciąż rozbrzmiewał gwar i coś się działo. Tutaj mógł być sobą. Nikt nie wiedział o jego problemach, nikt nie pamiętał o jego szkolnych porażkach. Nie był w stanie opanować materiału, co doprowadzało go do furii. Ten gniew i frustrację sprytnie maskował, pracując na opinię nieodpowiedzialnego łobuza.
Aż do dnia, gdy natknął się na ten zrujnowany budynek. Wtedy odkrył w sobie pasję, dokonała się w nim przemiana. Chodziło o coś więcej niż przywrócenie do życia zniszczonego domu – sprawdzenie siebie, pokazanie, że jest coś wart. Silver Dollar to jego osobista deklaracja niezależności.
Była sobota wieczór, a wcale nie miał ochoty wracać do domu. Zakończył poprzedni związek i chwilowo był sam. Wolał być tu, niż siedzieć w domu i oglądać telewizyjne powtórki. Lubił być wśród ludzi. Po prostu. Znów popatrzył na zagadkową klientkę w różowej bluzce.
Rick miał rację: pora wracać do domu. Przyjemnie posiedzieć w knajpie, ale życie to nie tylko praca. Jednak nim wyjdzie, powinien zainteresować się tą tajemniczą kobietą. Kiedy obok niej zwolniło się miejsce, uznał to za znak. Miał w żyłach domieszkę irlandzkiej krwi i wierzył w takie rzeczy.
Samotna kobieta przy barze nie była tu niczym niezwykłym. Jednak te, które zwykle widywał, zachowywały się inaczej, szukały przygody. Ta wydawała się odcięta od otaczającego ją świata. Wzrok miała wbity w kolorowy napój. Ostrożnie usiadł po jej lewej stronie i dopiero teraz zobaczył coś, czego nie dostrzegł z poprzedniego miejsca.
Trzymała na kolanach dziecko.
Niemowlę. Ułożone na prawej ręce, spało spokojnie. Dziewczynka, sądząc po różowej kokardce na ciemnym loczku. Pożałował swojego impulsywnego zachowania. Błyskawicznie ocenił sytuację. Jest bardziej skomplikowana, niż myślał. Najlepiej się wycofać. Wiele razy spieszył ludziom z bezinteresowną pomocą i nikt tego nie doceniał. Co gorsza, często obracało się to przeciwko niemu.
Nie zauważyła jego obecności, chociaż siedzieli obok siebie. Powinien wstać i odejść, to najlepsze rozwiązanie. Kobieta postawiła kieliszek na blacie. Cichy dźwięk, jaki wyrwał się z jej piersi, nie pozostawiał złudzeń. Płakała albo zaraz zacznie płakać.
Nie mógł spokojnie patrzeć na kobiece łzy. Pod tym względem był jak wszyscy mężczyźni. Wychował się bez sióstr, a ostatni raz widział płaczącą mamę na pogrzebie taty, przed laty. Tym bardziej chciał uciekać.
Jednak coś nie pozwoliło mu odejść. Jakaś głęboko ukryta rycerska potrzeba niesienia pomocy. I ulotny kobiecy zapach kojarzący się w różanym ogrodem otaczającym należący do brata elegancki hotel Silver Beeches na szczycie wzgórza.
Zastanawiając się, co powinien zrobić, uważnie przyjrzał się jej z boku. Siedziała, więc trudno było ocenić jej wzrost. Raczej średni. Spodnie khaki i bladoróżowa koszulowa bluzka. Ciemne włosy upięte w niedbały koński ogon odsłaniały delikatny profil i lekko uniesioną brodę.
Było w niej coś znajomego. Może dlatego, że przypominała aktorkę Zooey Deschanel, choć nie miała jej uśmiechu i radości życia. Przeciwnie, wyglądała na wyczerpaną. Lewą dłoń położyła na blacie, zaciśniętą w pięść. Nie miała obrączki. Co o niczym nie świadczy.
Wstań. Odejdź stąd.
Podświadomość bardzo chciała mu pomóc, jednak czasami mężczyzna musi zachować się po męsku. Krzywiąc się w duchu, pochylił się w stronę tajemniczej nieznajomej, by przekrzyczeć muzykę i gwar.
– Przepraszam panią. Nazywam się Dylan Kavanagh, jestem właścicielem tego baru. Dobrze się pani czuje? Mogę w czymś pomóc?
Gdyby nie trzymała Cory tak mocno, z wrażenia by ją upuściła. Przeżyła szok, słysząc głos Dylana. Była tak zaskoczona, że zapomniała o rozpaczy i zmęczeniu. Słyszała, że Silver Dollar należy do niego, dlatego tu weszła, z czystej ciekawości. Nie sądziła, że go zastanie.
Podniosła na niego wzrok, zagryzła wargę.
– Cześć, Dylan. To ja, Mia. Mia Larin.
Zdumienie, jakie odmalowało się na jego twarzy, nie było dla niej miłe. Dylan szybko się opamiętał.
– O Boże, Mia Larin. Co cię przyniosło do Silver Glen?
Rzeczowe pytanie. Wyjechała z miasta zaraz po maturze. Dylan miał wtedy osiemnaście lat i rozsadzała go energia. Ona miała szesnaście i z lękiem patrzyła w przyszłość. Iloraz inteligencji niemal sto siedemdziesiąt, nieprzystosowana społecznie. Gdy zaczęła studia, rodzice sprzedali rodzinny dom i przenieśli się nad Zatokę Meksykańską, definitywnie przecinając ostatnią więź łączącą ją z Silver Glen.
– Czy ja wiem? Chyba nostalgia. Jak ci leci?
Beznadziejne pytanie. Przecież sama widzi. Wysoki szczupły chłopak zmienił się w fantastycznego mężczyznę. Brązowe oczy patrzyły na nią ciepło.
Szerokie bary, gęsta złotobrązowa czupryna, mocne umięśnione ciało. Stuprocentowy facet. Ciekawe, czy nadal jest takim nieznośnym zawadiaką. W młodości wciąż tylko szukał kłopotów. Był pierwszym chłopakiem, z którym się przyjaźniła. Aż do końca studiów jedynym, z jakim się całowała. I oto znowu się spotkali.
Uśmiechnął się i ten jego uśmiech dobił jej poranione serce. W mgnieniu oka przeniosła się w czasy, gdy oboje chodzili do szkoły. Była w nim zakochana, choć wiedziała, że nie ma u niego żadnych szans.
Dylan uniósł rękę, dając dyskretny sygnał barmanowi. Po chwili przyniesiono mu wodę z limonką. Upił odrobinę, odstawił szklankę i musnął Mię po włosach.
– Wydoroślałaś.
W jego głosie zabrzmiało zdziwienie i zainteresowanie, a jej serce natychmiast zareagowało. Naprawdę było jej nadzwyczaj miło. Co z tego, że jest po trzydziestce, ma dwa doktoraty i od dwunastu tygodni jest matką.
– Ty też. – Musiała odwrócić wzrok, bo nie mogła wytrzymać jego spojrzenia, co ją wkurzało. Już od dawna nie jest nieśmiałą dziewczynką, jaką kiedyś była, jednak nawet najbardziej pewna siebie kobieta przyzna, że Dylan Kavanagh robi wrażenie.
Bawiąc się słomką, z ciekawością przypatrywał się Corze. Dziecko wciąż mocno spało. Ochota na sen przechodziła jej zwykle dopiero koło drugiej w nocy.
– A więc masz dziecko – zauważył.
– Jak na to wpadłeś, bystrzaku?
Zamrugał. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że mógł odebrać to jako nawiązanie do przeszłości. Pomagała mu w nauce, bo z powodu dysleksji miał problemy w szkole. Byli wtedy w ostatniej klasie. Dla Dylana to była męka. Musiał korzystać z pomocy koleżanki, w dodatku o dwa lata młodszej, bo Mia nadrobiła dwa lata. Dobijało go, że piętnastolatka jest świadkiem jego trudności.
– Przepraszam – poprawiła się szybko. – Jestem trochę przewrażliwiona, bo mam dziecko, a nie jestem mężatką. Moi starzy już się z tym oswoili, ale zachwyceni nie są.
– To gdzie jest ojciec dziecka? – Najwyraźniej darował jej tę niewczesną odzywkę.
– Nie czuję się na siłach, żeby teraz o tym mówić.
Mężczyzna po prawej stronie Mii zarechotał i gwałtownie odchylił się do tyłu, niechcący ją potrącając. Mia mocno przytuliła córeczkę, jeszcze dobitniej uzmysławiając sobie, że bar nie jest miejscem dla maleńkich dzieci.
Dylan chyba pomyślał to samo, bo dotknął jej ramienia i uśmiechnął się zachęcająco.
– Tutaj nie pogadamy. Chodźmy na górę, będzie nam wygodniej. Mieszkała tam moja księgowa, ale we wtorek się wyprowadziła.
Pomógł jej wstać. Schyliła się po torbę z pieluszkami, zarzuciła ją na ramię.
– Dobrze. – Była zbyt wykończona, by zdobyć się na bardziej wyszukany komentarz. Odkąd miała dziecko, ani razu nie przespała całej nocy.
– Idź za mną. – Przeszli przez restaurację, weszli na zaplecze. Wąskie strome schody wiodły na górę.
Dylan uparł się, by wziąć torbę i dziecko, lecz Mia przycisnęła Corę do siebie.
– Ja ją będę niosła. – Szła za Dylanem po schodach, starając się nie spoglądać na jego zgrabne ciało.
Był nieprawdopodobnie bogaty, ale nigdy się tym nie afiszował, potrafił świetnie zgrać się z innymi. Zawsze mu tego zazdrościła, bo sama czuła się wyobcowana. Nieśmiała i poważna, nie umiała nawiązać kontaktu z grupą starszych kolegów i koleżanek z klasy.
Zatrzymali się na piętrze.
– Po lewej stronie mamy magazyn – rzekł Dylan. – Tutaj mieszkała księgowa, ale zaręczyła się i przeprowadziła na drugi koniec kraju. Domyślasz się, co to dla mnie znaczy. Już narobiłem takiego bałaganu, że jeśli szybko nie znajdę kogoś na jej miejsce, skarbówka dobierze mi się do skóry za podatki.
Otworzył drzwi i wpuścił Mię do środka. Rozejrzała się po wnętrzu. Przestronny salon z dużą i mniejszą kanapą, dwa fotele w granatowo-beżowy wzorek, neutralny dywan, na ścianach ślady po zdjętych obrazach.
– Długo tu mieszkała?
Dylan położył torbę na fotelu.
– Niemal od początku. Po śmierci męża znalazła się na lodzie. Zaproponowałem jej posadę, co było korzystne dla obu stron. Kilka miesięcy temu poznała kogoś, resztę historii już znasz.
Mia z westchnieniem opadła na kanapę, położyła obok siebie niemowlę. Cora nawet się nie poruszyła.
– Życie jest pełne niespodzianek.
Dylan rozsiadł się w fotelu.
– Żebyś wiedziała. Pamiętasz mojego brata Liama?
– No jasne. Zawsze trochę się go bałam. Był strasznie poważny i onieśmielający.
– Złagodniał, odkąd jest z Zoe. To jego żona. Powinnaś ją poznać. Na pewno szybko byście się dogadały.
– Tak myślisz? Dlaczego?
Widać dopiero teraz zastanowił się nad bezwiednie rzuconymi słowami, bo zawahał się.
– No wiesz. Dziewczyny mają swoje sprawy…
Zapiekły ją policzki. Pogawędki nigdy nie były jej mocną stroną, przeciwnie. Pochyliła się nad dzieckiem i zaczęła poprawiać kocyk, by nie patrzeć na Dylana. Chyba powinna się zbierać, ale tak namieszała w życiu, że chętnie skorzysta z okazji, by choć na chwilę się oderwać, skupić myśli na czymś innym. Oparła się wygodniej, uśmiechnęła do Dylana.
– To co od mojego wyjazdu, poza małżeństwem twojego brata, wydarzyło się w Silver Glen?
Dylan oparł nogę na kolanie, skrzyżował dłonie za głową.
– Jesteś po kolacji? – zapytał, bo umierał z głodu.
– W zasadzie nie. Ale nie przejmuj się mną.
– Firma stawia. W imię dawnych czasów. – Wyjął komórkę i wysłał esemesa. – Zaraz coś przyniosą.
– Świetnie. – Uśmiechała się nieśmiało. Pamiętał, że gdy coś ją cieszyło, lekko pochylała głowę i wyginała w uśmiechu usta. Wtedy nie zależało mu, by sprawiać jej przyjemność. Świadomość, że musi korzystać z pomocy piętnastolatki, wkurzała go. I chyba dał jej to odczuć.
– Dlaczego to robiłaś? – Sam był zaskoczony, że zadał to pytanie.
– To znaczy? – Zmarszczyła czoło.
– Dlaczego pomagałaś mi w nauce? – Patrzył na nią posępnie.
– No nie, Dylan. Musiało minąć tyle czasu, żebyś o to zapytał?
Wzruszył ramionami.
– Wcześniej byłem bardzo zajęty.
– Fakt – przyznała. – Piłka, koszykówka, randki z panienkami.
– Zauważałaś to?
– Wszystko widziałam – odparła beznamiętnie. – Durzyłam się w tobie bez pamięci.
Zbladł, przypominając sobie, jak niesprawiedliwie ją traktował. Choć był głęboko wdzięczny, że mu pomagała i dzięki niej pojął Szekspira, to trzymał się od niej z daleka, a nawet żartował na jej temat. Już wtedy zdawał sobie sprawę, że wyrządza jej przykrość.
Chciał uchodzić za zuchwałego buntownika i robił wszystko, by wyrobić sobie taką opinię. Gdy niektórym kolegom proponowano studia na prestiżowych uczelniach, udawał, że jego to nie obchodzi. Wciąż powtarzał, że studia są beznadziejne i do niczego niepotrzebne; w końcu sam prawie w to uwierzył. Kiedy dostał się na dwuletnie studia przygotowawcze i nie był w stanie niczego zaliczyć, przeżył bolesne upokorzenie.
– Jestem ci winien ogromne przeprosiny – powiedział. – Tyle z siebie dałaś, żeby rozjaśnić mi w głowie.
– Ale zaliczyłeś angielski.
– To prawda. I to bez kombinowania, co może pamiętasz.
– Napisałeś wypracowanie na temat Romea i Julii, wyjaśniłeś, dlaczego ich historia wydaje ci się nieprawdopodobna.
– A tak nie jest? Co za głupek sięga po truciznę, skoro mógłby porwać dziewczynę i uciec z nią do Las Vegas?
Mia zaśmiała się. Gdy na jej twarzy widniał uśmiech, znów przypominała dziewczynę, z którą chodził do liceum.
– Miałeś kłopoty z nauką, ale to nie była twoja wina. Powinni zdiagnozować cię już w podstawówce. Wszystko wtedy inaczej by wyglądało.
– Nie mam żalu. Udawałem, że jestem leniem i nie chcę się uczyć. Dali się nabrać.
– Może innych udało ci się nabrać, ale nie mnie.
Cierpki uśmiech i ten autoironiczny komentarz. Czyli dla Dylana to nadal bolesna sprawa. Serce się jej ścisnęło. Miał trudności w szkole z powodu dysleksji, ale przecież jest niezwykle inteligentny. Ma twórczy umysł, potrafi współpracować. Pod tym względem ona nie ma do niego startu. Jest bystry i utalentowany, ale przy tradycyjnym sposobie nauczania nie miał szans, by błysnąć.
Powróciła do jego pytania.
– Chciałeś wiedzieć, dlaczego pomagałam ci w nauce.
– No właśnie, dlaczego?
– Powodów było wiele. Po pierwsze, nauczycielka mnie poprosiła. Po drugie, tak jak wszystkie inne dziewczyny w miasteczku, chciałam być z tobą.
Dylan potarł szczękę.
– To wszystko?
– Nie. – Pora na brutalną szczerość. – Zależało mi, żebyś się wyciągnął. Odniósł sukces. Uważałam, że jestem w stanie ci pomóc. Udawałeś, że jest ci wszystko jedno, ale wiedziałam, jak bardzo nie chcesz czuć się…
– Przygłupem – wszedł jej w słowo. – To chciałaś powiedzieć.
Popatrzyła na niego, zaskoczona tym, że dawne historie wciąż wywołują w nim takie emocje.
– Na Boga, Dylan. Jesteś szanowanym człowiekiem, osiągnąłeś sukces. Zarabiasz na życie, choć mógłbyś w ogóle nie pracować. Dzięki tobie Silver Dollar jest wyjątkowym miejscem. Jakie to ma znaczenie, że miałeś trudności w szkole? Już dawno nie jesteśmy dziećmi. Wystarczająco udowodniłeś, ile jesteś warty.
Zacisnął zęby, oczy mu pociemniały. Był poruszony.
– A ty, Mio? Czym się zajmujesz?
– Pracuję naukowo w laboratorium badawczym. W aglomeracji Raleigh-Durham. Nasz zespół prowadzi badania nad szczepionkami dla dzieci, zbiera dane potwierdzające, że są one absolutnie bezpieczne.
– A ja zarabiam na życie, sprzedając piwo.
– Opanuj się. – Rozzłościło ją jego podejście. – Nie musimy się licytować.
– Jasne, że nie. Nigdy nie mogłem z tobą konkurować. Iloma językami umiesz się posługiwać?
Ten sarkazm jej się nie podobał. Nie prosiła się o to, żeby mieć genialny umysł. Ile razy gotowa była oddać wszystko, by stać się głupią blondynką! Popatrzyła na śpiącą Corę.
– Pójdę już – powiedziała cicho. – Nie chciałam wracać do przeszłości. Miło było znowu cię zobaczyć. – Przykre było poczucie rozczarowania. I przykre były wspomnienia.
Oboje podnieśli się jednocześnie.
– Nie odchodź. Straszny ze mnie palant. To nie twoja wina, że jesteś mądra.
– Jestem kobietą – odparła beznamiętnie. – Poczujesz się lepiej, kiedy usłyszysz, że beznadziejnie spieprzyłam sobie życie? – Głos jej się łamał. Łzy, które dotąd udawało jej się powstrzymywać, teraz zapiekły pod powiekami. Dławiło ją w gardle, nie mogła nabrać powietrza. Wcale nie jest mądra, ale przerażona i zrozpaczona.
Zasłoniła twarz dłońmi. Dobijała ją myśl, że Dylan będzie świadkiem jej rozpaczy.
Poczuła na ramionach ciepły dotyk jego rąk.
– Mio, usiądź. Wszystko będzie dobrze.
– Tego nie wiesz – zaszlochała, pociągając nosem. Znowu, jak zwykle, nie miała pod ręką chusteczki.
– Proszę. – Wyjął z kieszeni białą bawełnianą chusteczkę. Jeszcze ciepła. Mia wytarła nos, osuszyła twarz. Czuła się słaba i wyczerpana.
Dylan pociągnął ją na kanapę. Instynktownie oboje spojrzeli na Corę. Dziecko spało.
– Nie przejmuj się mną. – Zaśmiała się z przymusem. – Nie załamię się.
Dylan uśmiechnął się, w policzku zrobił mu się dołek.
– Opowiesz mi, co się wydarzyło?
– To długa historia.
– Mam całą noc.
Szczera troska, jaką widziała w jego oczach, rozbroiła ją. Może warto usłyszeć obiektywną opinię. Jest na rozstaju i musi się na coś zdecydować, a w takim stanie, gdy jest permanentnie zmęczona i niewyspana, trudno o racjonalne rozwiązanie.
– Dobrze. Sam tego chciałeś.
– Zacznij od początku. – Wyciągnął ramię na oparciu kanapy. Poczuła się trochę niezręcznie. Dylan był tak blisko, czuła jego zapach.
Położyła drżące dłonie na kolanach.
– Gdy skończyłam dwadzieścia dziewięć lat, zapragnęłam mieć dziecko. Banał, wiem, ale mój biologiczny zegar tykał coraz głośniej.
– Twój facet był za tym?
– Nie miałam wtedy nikogo. Był jeden, ale to trwało z piętnaście minut. Zupełnie do siebie nie pasowaliśmy, na szczęście zorientowaliśmy się w porę, nim doszło do czegoś nieodwołalnego.
– To kto miał zostać ojcem?
– Nikt – odparła. – Uznałam, że jako osoba dobrze wykształcona i niezależna finansowo mogę sama wychować dziecko.
Dylan patrzył na nią sceptycznie. Z perspektywy czasu widziała, jak była wtedy naiwna i pewna siebie.
– Nadal pozostaje kwestia nasienia.
Zaczerwieniła się znowu.
– Oczywiście, ale z tym nie było problemu. Jako naukowiec wiedziałam, że nasze laboratoria stale prowadzą badania związane z niepłodnością, bo na to idą ogromne pieniądze.
– Ale co z nasieniem?
– Już do tego dochodzę. Gdy już znalazłam sprawdzonego lekarza i ośrodek, któremu mogłam zaufać, przeszłam wstępne badania. Upewniłam się, że jestem zdrowa i nie mam problemu z owulacją. Pozostało tylko zgłosić się do banku spermy i wybrać dawcę.
– Domyślam się, że doktoranta medycyny o inteligencji równej twojej – rzekł poważnie.
Mia pokręciła głową.
– Nie. Nic z tych rzeczy. Nigdy bym tego nie zrobiła. Chciałam mieć normalne dziecko.
– Na Boga, Mio. Chcesz powiedzieć, że z premedytacją postarałaś się, żeby Cora nie dorównała mamie inteligencją? – Patrzył na nią z niedowierzaniem.
– Tego nie powiedziałam, ale na dawcę wybrałam robotnika fizycznego o inteligencji przeciętnej.
– Dlaczego?
– Bo chciałam, żeby Cora miała szczęśliwe życie.
Zamurowało go. Te cicho wypowiedziane słowa powiedziały mu więcej, niż gdyby miał przed sobą życiorys Mii. Po raz pierwszy uświadomił sobie, że choć sam przeżywał w szkole katusze, Mii wcale nie było łatwiej, choć w inny sposób.
Odetchnął, słysząc pukanie do drzwi. Może darować sobie komentarz do tego rozdzierającego serce stwierdzenia. Przyniesiono przystawki i burgery, więc zajęli się jedzeniem. Wcześniej Mia piła drinki bez alkoholu, dlatego do picia zamówił colę.
Jadła z ogromnym apetytem.
– Wspaniałe jedzenie – powiedziała. – Wielkie dzięki. Od wielu dni odgrzewam tylko mrożone dania i pizzę. Przez pierwsze półtora tygodnia pomagała mi mama, ale dziecko strasznie ją męczyło. W końcu przekonałam ją, żeby wróciła do siebie.
Dylan uniósł brwi i sięgnął po frytki.
– Czekam na ciąg dalszy twojej opowieści.
– Miałam nadzieję, że straciłeś zainteresowanie. Ta historia nie stawia mnie w dobrym świetle.
Poczuł dziwny dreszcz, obserwując, jak Mia ociera z warg kroplę ketchupu. Natychmiast się opamiętał.
– Zamieniam się w słuch.
Mia była szczuła i pełna gracji. Kobieca nawet bez makijażu i biżuterii. Przed laty raz ją pocałował, jeszcze gdy byli w liceum. Bardziej z ciekawości. Fala gorąca, jaka go wtedy ogarnęła, zaskoczyła go i przeraziła. Potrzebował pomocy Mii, nie chciał jej do siebie zrazić. Ale hormony szalały. Co wtedy tak go w niej ujęło? Była cichą i nieśmiałą piętnastolatką, choć kilka razy dzielnie stawiła mu czoło, gdy chciał machnąć ręką na zadania, które sprawiały mu trudność.
Był od niej starszy, nie wydawała mu się atrakcyjna. Wciąż miała dziewczęce kształty, choć pod innymi względami była znacznie dojrzalsza. Jednak miała w sobie coś, co go intrygowało i pociągało. Nigdy nie nabijała się z jego nieudolności, nigdy nie dała mu odczuć, że jest od niego mądrzejsza.
Z perspektywy czasu, już jako dorosły, zdumiewał się, że wytrzymała z nim mimo jego arogancji. Z czasem stali się przyjaciółmi, ale początki były naprawdę trudne. Zachowywał się wtedy jak skończony osioł. W dodatku niewdzięczny.
Czekał w milczeniu, nie chcąc jej poganiać.
Mia dopiła colę, odstawiła naczynia i podwinęła pod siebie nogi.
– Rzecz w tym – zaczęła, marszcząc nos, jakby szykując się do przyznania do przestępstwa – że sztuczne zapłodnienie nie jest tanie. Założyłam sobie, błędnie, jak się okazało, że skoro jestem młoda i zdrowa, to już za pierwszym podejściem zajdę w ciążę.
– Tak się nie stało.
– Nie. Co miesiąc, gdy dostawałam okres, płakałam.
– Dlaczego to miało dla ciebie takie znaczenie?
Zamrugała, na jej twarzy odmalowało się zaskoczenie. Jakby nikt wcześniej nie zadał jej takiego pytania.
– Chciałam mieć kogoś swojego, kogoś do kochania. Może nie pamiętasz, ale miałam starszych rodziców. Kiedy się urodziłam, mama miała czterdzieści trzy lata. Kocham ich całym sercem i rozumiem, dlaczego chcieli przejść na emeryturę i przeprowadzić się na południe. Nawet gdy mieszkaliśmy blisko, rzadko się widywaliśmy.
– Dlaczego?
Zawahała się.
– Byli dumni, że jestem taka mądra, ale nie bardzo wiedzieli, co ze mną począć. Gdy poszłam na swoje, nasze drogi jeszcze bardziej się rozeszły. Częściowo z mojej winy. Nigdy nie umiałam rozmawiać z nimi o mojej pracy. Poza tym…
– Mów.
– Gdy miałam kilkanaście lat, odkryłam, że nie chcieli mieć dzieci. To było dla mnie straszne. Przeczytałam jeden z dzienników mamy. Okazało się, że gdy zostałam poczęta, mama przechodziła menopauzę i była pewna, że ciąża już jej nie grozi. Czyli byłam niespodzianką. Starali się dla mnie, jak tylko mogli, za co jestem im bardzo wdzięczna.
Pomyślał o swojej dużej, zżytej i czasami męczącej rodzinie. Mama nadal troskliwie hołubiła synów, choć już dawno byli dorosłymi mężczyznami. Owszem, zdarzały się gorsze momenty, jak w każdej rodzinie, ale nie wyobrażał sobie życia bez matki i braci.
– Tak mi przykro – rzekł cicho. – Nie było ci lekko.
Wzruszyła ramionami.
– Pytałeś, dlaczego tak zależało mi na dziecku. No cóż, chciałam mieć kogoś do kochania, kogoś, kto będzie mnie kochać. Chciałam mieć rodzinę. – Delikatnie położyła rękę na kocyku córeczki. – Udało się dopiero po ośmiu podejściach. Gdy lekarz potwierdził, że jestem w ciąży, to był dla mnie najpiękniejszy dzień w życiu.
Ale ta euforia nie trwała chyba długo…
– Ciąża była trudna?
– Nie. Zupełnie nie.
– Ludzie zadawali ci pytania?
– Mój zespół był niewielki, poza tym każdy zajmował się konkretnym wycinkiem projektu. To raczej relacje zawodowe niż koleżeńskie, jakie zdarzają się w typowych miejscach pracy. Prawdę znała Janette, bliska koleżanka. Szczerze mówiąc, nie pochwalała mojego pomysłu. Próbowała mnie od niego odwieść. Ale wspierała mnie, kiedy zaszłam w ciążę. Poszła nawet ze mną do szkoły rodzenia i była w szpitalu, gdy Cora przyszła na świat.
– Co nie wyszło? Dlaczego wróciłaś do Silver Glen i przyszłaś do mojej knajpy?
Opuściła głowę, zapatrzyła się w dal.
– Fatalny splot wydarzeń. Dobrze zarabiałam, miałam oszczędności. Prawie wszystko poszło na zabiegi, ale niespecjalnie się tym przejmowałam. Planowałam żyć skromniej i szybko odbudować zasoby. Nie spodziewałam się, że los nagle może się odmienić.
– To znaczy?
– Kiedy byłam na macierzyńskim, fundusze na moje badania i funkcjonowanie laboratorium zostały zredukowane do zera. Cięcia budżetowe. Czyli zostałam z dzieckiem i bez pracy. Na dodatek moja współlokatorka postanowiła przeprowadzić się do chłopaka.
Dylan oparł dłonie na kolanach, pochylił się ku niej i uśmiechnął ze współczuciem.
– To wkurzające.
Zaśmiała się z przymusem.
– Pewnie byłabym w lepszej formie, gdyby Cora przesypiała noce. Próbuję wszystkiego, ale bez powodzenia. Śpi w dzień, a w nocy chce się bawić.
– Nie dziwię się. Sam tak czasem mam.
Rozbawił ją, choć wcale nie było jej do śmiechu. Pamiętała, że Dylan zawsze był duszą towarzystwa, w dodatku nie był humorzasty. Tacy jak on, czyli bogaci i przystojni, często koncentrowali się na sobie. Dylan nigdy taki nie był. Przez całe liceum starał się udowodnić, że jest taki jak wszyscy.
Zmieszała się nagle. Dylan chyba uważa ją za wariatkę. Pora wyjść. Już miała wstać, gdy Cora poruszyła się i zakwiliła.
Dylan popatrzył na maleńkie rączki niemowlęcia, twarz mu złagodniała.
– Ktoś zaraz zacznie szaleć.
– Muszę ją nakarmić.
– Masz dla niej jedzenie? Jeśli trzeba, wyślę kogoś do sklepu.
– Nie, dzięki. Sama ją nakarmię. No wiesz, piersią.
Oblał się rumieńcem. Dałaby głowę, że przesunął spojrzeniem po jej biuście i szybko odwrócił wzrok.
– Jasne. Nie ma sprawy. W sypialni jest wygodny fotel. Będzie dobrze?
– Bardzo dobrze. – Przeszukiwała torbę, wyjmując czystą pieluszkę i chusteczki. Czuła na sobie wzrok Dylana. – To nie potrwa długo. Nie przejmuj się mną. Fajnie było cię znowu zobaczyć. Nakarmię ją i zaraz sobie pójdę.
Wstał, gdy Mia się podniosła, i obserwował, jak bierze dziecko i podrzuca je lekko, by mała nie zaczęła płakać na cały głos. Cora uspokoiła się i uśmiechnęła.
– Daj spokój. Po co się spieszyć? Chętnie wezmę Corę na ręce, kiedy ją nakarmisz. Pozwolisz mi?
Spojrzała na niego zaskoczona. Wielki muskularny Dylan Kavanagh chce potrzymać niemowlę? Zrobiło się jej ciepło na sercu. Dlaczego kobiety stają się ckliwe na widok mężczyzn z maleńkimi dziećmi?
– Oczywiście. Ale nie masz czegoś do zrobienia?
Wsunął ręce w tylne kieszenie spodni, potrząsnął głową i uśmiechnął się wesoło.
– Żartujesz? Mia Larin wróciła do miasteczka, i to dorosła. Dla mnie to najfajniejsze spotkanie od miesiąca. Idź nakarmić małą. Będę tu na was czekać.
Tytuł oryginału: Baby for Keeps
Pierwsze wydanie: Harlequin Desire, 2014
Redaktor serii: Ewa Godycka
Korekta: Urszula Gołębiewska
© 2014 by Janice Maynard
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o. Warszawa 2016
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne.
Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Harlequin i Harlequin Gorący Romans są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25
www.harlequin.pl
ISBN: 978-83-276-1891-7
Konwersja do formatu EPUB: Legimi Sp. z o.o.