Seks na deser (Gorący Romans) - Janice Maynard - ebook

Seks na deser (Gorący Romans) ebook

Janice Maynard

3,9
9,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Abby Hartmann, prawniczka z amerykańskiego miasteczka, przyjmuje w kancelarii Duncana Stewarta, wnuka klientki, który pomaga w interesach ukochanej babce. Jest zdumiona, gdy Duncan niespodziewanie zaprasza ją na randkę. Rozsądek mówi, że flirt z Duncanem kłóci się z jej etyką zawodową, ale zmysły szepczą, że krótki romans to nie grzech...

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 158

Oceny
3,9 (75 ocen)
35
12
16
12
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Janice Maynard

Seks na deser

Tłumaczenie:Katarzyna Ciążyńska

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Abby Hartmann lubiła swoją pracę. Bycie prawnikiem w małym mieście oznaczało dla niej zdecydowanie więcej dobrych niż złych dni. Tego sobotniego ranka, odrobinę przejęta, lekko spoconymi dłońmi wygładziła spódnicę i wskazała na fotel znajdujący się naprzeciwko dużego biurka z drewna czereśniowego.

– Proszę usiąść, panie Stewart.

Poprawiła papiery i wzięła głęboki oddech. Mężczyzna, który samą swoją obecnością sprawiał, że gabinet kurczył się w oczach, był dobrze zbudowany, miał krótko ostrzyżone włosy i oczy w kolorze czekolady. Choć sprawiał wrażenie spokojnego, jednocześnie wyglądał, jakby w każdej chwili mógł przeskoczyć dzielącą ich przestrzeń, porwać ją na ręce i pocałować. A może to tylko wybryk jej wyobraźni…

Czuła się zbita z tropu swą reakcją. Fakt, że mężczyzna mówił z seksownym szkockim akcentem, a jego ciało było godne uwagi, to nie powód, by tracić nad sobą kontrolę. Poza tym atrakcyjny Szkot był uosobieniem męskiej arogancji, która działała jej na nerwy. Spotkała dziesiątki takich mężczyzn, którzy brali, co chcieli, nie dbając o innych.

– Nie bardzo wiem, dlaczego tu jestem – odezwał się jej gość. – Moja babka czasami lubi być tajemnicza.

Abby uśmiechnęła się siłą woli.

– Isobel Stewart jest niewątpliwie osobą nietuzinkową. Otóż pani Stewart wniosła poprawki do swojego testamentu i prosiła, żebym je z panem przejrzała. Pozwoli pan, że spytam, czemu postanowił pan przenieść się ze Szkocji do Karoliny Północnej?

Duncan uniósł brwi.

– Myślałem, że to oczywiste. Babcia jest już po dziewięćdziesiątce. Od śmierci dziadka minął prawie rok. Mój brat Brody ożenił się i ma dziecko, wszyscy troje wrócili do Skye.

– Tak, słyszałam. Pańska szwagierka była właścicielką księgarni „Ośle uszy”, tak?

– Tak. A ponieważ nie udało nam się przekonać babci, żeby wszystko sprzedała i wyjechała z Candlewick, ktoś musiał tu przyjechać, żeby się nią zaopiekować.

– To wyjątkowo szlachetne z pańskiej strony. Niewielu znanych mi mężczyzn odłożyłoby na bok własne życie przez wzgląd na babkę.

Duncan nie mógł się zdecydować, czy ta dziwna nuta w głosie prawniczki to podziw, czy jednak ironia.

– Właściwie nie miałem wyboru. – Wstydził się swojej niechęci do przyjazdu, ale zamierzał zrobić, co należy. A jednak pochwały prawniczki go krępowały. Choć wydawała się niegroźna, nie miał zamiaru jej bezkrytycznie ufać. Nie miał najlepszej opinii na temat przedstawicieli tego zawodu. Rozwód rodziców pokazał mu ich z najgorszej strony.

Abby Hartman przypatrywała mu się bacznie.

– Każdy ma wybór, panie Stewart. Mogłabym pomyśleć, że zrobił pan to dla pieniędzy, ale pana babka opowiedziała mi o panu i pańskim bracie więcej, niż muszę wiedzieć. W związku z tym wiem, że jest pan w znakomitej sytuacji finansowej niezależnie od tego, czy otrzyma pan udziały Stewart Properties.

Duncan skrzywił się.

– Pewnie zastrzegła również, że nasz ojciec nie dostanie ani grosza.

Abby posłała mu uprzejmy uśmiech i skinęła głową.

– Niewykluczone, że o tym napomknęła. Znalazłam w sieci informacje na temat pana ojca. Jest właścicielem świetnie prosperujących galerii sztuki w Wielkiej Brytanii, prawda? Wątpię, żeby mu zależało na pieniądzach matki.

– Ich relacja jest skomplikowana. Najlepiej im się układa, kiedy mieszkają na dwóch różnych kontynentach.

Przez twarz kobiety przemknął cień.

– Świetnie to rozumiem.

Choć Duncan nie miał ochoty tu przychodzić, stwierdził, że chętnie z nią pokonwersuje. Spodziewał się zastać matronę w szarym kostiumie i okularach, chłodną i prezentującą stanowcze opinie.

Niewykluczone też, że wyrobił sobie zdanie na temat prawników na podstawie tego, co widział w filmach i telewizji. Abby Hartmann nie pasowała do szablonu. Jak wskazywały wiszące na ścianie dyplomy, dobiegała trzydziestki. Była ciepła i pociągająca. Włosy w nieokreślonym kolorze sięgały jej do brody.

Miała na sobie czarną ołówkową spódnicę do kolan podkreślającą pośladki i nogi, które teraz ukrywała pod biurkiem. Guziki czerwonej bluzki z trudem trzymały się na piersiach. Duncan starał się nie zawieszać na nich wzroku. Nie był przecież dzikusem. Tylko dwa górne guziki były rozpięte, odsłaniając złoty krzyżyk. A dekolt…

Odchrząknął i pożałował, że odmówił, gdy proponowała mu wodę.

– Kocham babcię, proszę pani. Stworzyli z dziadkiem Stewart Properties od zera. Dla niej dziadek dzięki temu wciąż żyje.

– Babka powiedziała mi też, że pana dziadek zdecydował się przybrać jej panieńskie nazwisko, żeby klan Stewartów nie wygasł. To dość wyjątkowe, nie sądzi pan? Zwłaszcza jak na mężczyznę z jego pokolenia.

Duncan wzruszył ramionami.

– Przeżyli wielki romans, jeden z tych, o których czyta się w książkach. Uwielbiali się. Z jego punktu widzenia to ona wszystko dla niego porzuciła: rodzinę, ojczyznę. Przypuszczam, że w ten sposób chciał jej się odwdzięczyć.

– To piękny gest.

– Ale?

– Nie powiedziałam ale.

– Jestem prawie pewny, że miała to pani na końcu języka. – Uśmiechnął się.

Abby się zaczerwieniła.

– Nie mam zamiaru lekceważyć uczuć pana dziadków, wątpię po prostu, żeby podobne historie jeszcze się zdarzały. Małżeństwa, które trwają dziesiątki lat.

– Chyba jest pani za młoda na taki pesymizm.

– A pan nie zna mnie dość dobrze, żeby mnie osądzać.

Duncan zamrugał. Tej kobiecie nie brakuje temperamentu.

– Przepraszam. Wróćmy do testamentu. Nie chcę zabierać pani czasu.

– To ja przepraszam. Ale najpierw jeszcze jedno pytanie. Skoro babka opuściła Szkocję, żeby osiąść tu z pana dziadkiem, jak to się stało, że pan jest Szkotem?

– Dziadkowie mieli tylko jedno dziecko, mojego ojca, który był zafascynowany swoimi szkockimi korzeniami. Kiedy dorósł, przeniósł się na północ Szkocji. Tam się urodziłem.

– Słyszałam o firmie pańskiego brata w Skye. A czym pan się zajmuje?

– Byłem jego dyrektorem finansowym. – Westchnął. – Właściwie nadal jestem. Nie wiemy, jak długo tu zostanę. Prosiłem, żeby znalazł kogoś na moje miejsce. Dla firmy nie byłoby dobrze, gdyby ta sytuacja trwała bez końca.

– Przykro mi. To musi być dla pana trudny okres.

Szczera troska w jej jasnoszarych oczach poruszyła go. Po raz pierwszy od wielu dni uwierzył, że przetrwa tę życiową rewolucję.

– Nie tak trudny jak strata dziadka. To był wstrząs dla nas wszystkich. Dziadek był wspaniałym człowiekiem.

– To prawda. Nie znałam go dobrze, ale cieszył się w Candlewick szacunkiem. Pana babka też jest tu kochana.

– Wiem. To jeden z powodów, dla których nikt z nas nie miał serca nalegać, żeby opuściła to miejsce. Musielibyśmy ją chyba siłą wsadzić do samolotu.

– Niewyobrażalne, prawda?

– Kiedy uparta stara Szkotka coś sobie postanowi, lepiej jej schodzić z drogi.

– Nie zazdroszczę panu. – Abby uśmiechnęła się.

Duncan starał się nie patrzeć na jej piersi, które zakołysały się, gdy poprawiła się w fotelu.

– Da się pani zaprosić na kolację? – spytał pod wpływem nagłego impulsu.

Zastygła w bezruchu. Zdawało się, że powietrze w pokoju też znieruchomiało. Duncan się speszył. Nie był człowiekiem impulsywnym.

Abby przygryzła wargę.

– To kłóci się z moją etyką zawodową.

Nie uznał tego za odmowę.

– Nie jest pani moim prawnikiem.

Teraz wyglądała na nieco przestraszoną.

– Mój kolega, pan Chester, od lat jest adwokatem pańskich dziadków. W tej chwili przebywa na zwolnieniu po operacji serca, więc przekazał mi sprawy babki. Mamy klienta, który jest zainteresowany kupnem Stewart Properties.

Do głosu doszedł cynizm Duncana podszyty sporą dawką rozczarowania. Jednak prawnicy to żmije, bez wyjątku.

– Nie jestem zainteresowany.

– To bardzo dobra oferta.

– Nic mnie to nie obchodzi. Babcia nie chce sprzedać firmy.

– Sądziłam, że ma pan na względzie jej najlepszy interes – zauważyła z przekąsem.

– Zdecydowanie tak, więc kiedy prawnicy chcą skłonić ją do sprzedaży jej ukochanej firmy, słyszę głośny dzwonek alarmowy.

– Pan Chester dba o dobro pańskiej babki.

– Jakie to wzruszające.

– Jest pan nieuprzejmy tylko teraz czy to u pana norma? Nie podoba mi się, kiedy ktoś podważa moją etykę zawodową.

– A mnie nie podobają się ludzie, którzy chcą wykorzystać starą kobietę.

– Czyniąc ją wyjątkowo bogatą?

– Babcia nie potrzebuje więcej pieniędzy, ma ich dość.

– Nikt nie ma dość pieniędzy, panie Stewart, może mi pan wierzyć.

Usłyszał w tym urazę, nie chciał jednak teraz drążyć tego tematu. Mimo antypatii do prawników i nieodpartej myśli, że powinien trzymać się z dala od tej kobiety, wrócił do swojej propozycji.

– Niech pani zje ze mną kolację.

– Nie.

Ściągnął brwi.

– Nie znam w tym mieście nikogo poza babką i panią. Proszę to potraktować jako dobry uczynek. I proszę mi mówić Duncan. Mam wrażenie, że już się znamy.

– Niech pan nie przesadza, Duncanie. Zastanowię się, ale proszę nie naciskać. Poza tym czemu miałby pan jeść kolację z podstępną żmiją? Otrzymuję od pana niejednoznaczne sygnały.

Duncan uniósł ręce.

– Ma pani rację. Więc co z tym testamentem?

Wydawało się, że Abby odetchnęła z ulgą. Duncan świetnie się bawił, obserwując, jak nacisnęła klawisz w komputerze, sprawdziła coś w notesie i otworzyła teczkę, pomrukując pod nosem.

Zawsze pociągały go inteligentne kobiety. Ich niechęć do tolerowania męskich bredni stanowiła dla niego wyzwanie. Choć wyczuwał, że prawniczka odwzajemnia jego zainteresowanie, nie był tak głupi, by zakładać, iż ułatwi mu to podbój. W końcu Abby podsunęła mu teczkę.

– Widział pan wcześniejszą wersję. Jeden znaczący dodatek to ta klauzula. Jeśli po dwudziestu czterech miesiącach pobytu będzie pan tu nieszczęśliwy i zechce wrócić do domu, babka sprzeda Stewart Properties i pojedzie z panem do Szkocji. Zaznaczyłam miejsca, gdzie musi pan podpisać. Pański brat i babka już złożyli swoje podpisy.

– Tak? – Duncan zmarszczył czoło.

– Brody musiał to zrobić przed wyjazdem. Pańska babka z nim przyszła.

– Czemu mi nic nie powiedział? – Miał złe przeczucia.

– Ja pana teraz informuję.

Duncan przejrzał paragrafy zapisane prawniczym językiem. Maleńkie różowe znaczki w miejscach, gdzie miał złożyć podpis, śmiały mu się w nos.

– Nie rozumiem – oznajmił powoli. – Babcia mówiła, że zostawi firmę Brody’emu i mnie, po połowie.

– W świetle ostatnich okoliczności – małżeństwa Brody’ego i pana przyjazdu do Stanów – babka i pański brat uznali, że jedynym sprawiedliwym rozwiązaniem jest podział osiemdziesiąt do dwudziestu procent. Porzucił pan swoje życie w Szkocji. Chcą panu to wynagrodzić.

– To moja decyzja. Nie prosiłem o nic w zamian. To niedorzeczne. Nie podpiszę tego.

– Zna pan swoją babkę? – spytała Abby. – Zapewniam pana, że nie zmieni zdania. Poza tym zapracuje pan na to. Firma jest ogromna. Jeden z menedżerów przenosi się na zachodnie wybrzeże. Pana babka wciąż się angażuje, ale nie jest w stanie pracować tak jak kiedyś. Los firmy zależy od pana.

– Dzięki za słowa otuchy.

– Pana decyzja o przeprowadzce do Candlewick nie była pewnie łatwa. Opieka nad starszymi ludźmi nie jest łatwa. Na dodatek będzie panu towarzyszył stres związany z prowadzeniem wartej miliony dolarów firmy.

– Naprawdę jest pani świetna.

Uśmiechnęła się.

– Moim zadaniem jest doprecyzowanie tego, co nie jest do końca jasne.

– Zapewniam panią, że wszystko jest jasne. – Poczuł się chory. – Mam chęć zostawić to wszystko Brody’emu.

– Nie sądzę, żeby to przyjął.

– Świetnie, po prostu świetnie.

– Niech pan to potraktuje jak przygodę.

Duncan złożył podpis w odpowiednich miejscach i odsunął od siebie teczkę.

– Mam nadzieję, że mogę na panią liczyć w nadchodzących miesiącach.

Miękkie różowe wargi Abby, delikatnie podkreślone błyszczykiem, rozchyliły się.

– W kwestii porad prawnych? – spytała po chwili.

Duncan uśmiechnął się do niej, po raz pierwszy okazując, jak bardzo jest nią zainteresowany.

– W każdej kwestii.

Do końca dnia pracy działała jak we mgle. Wahała się między podekscytowaniem, że Duncan Stewart zaprosił ją na randkę, i absolutną pewnością, że z niej żartował.

Na szczęście była umówiona na kolację z najlepszą przyjaciółką Larą Finch. Wybrały się do Claremont. W Candlewick nie brakowało czarujących knajpek, poza tym były też pizzerie, ale w poszukiwaniu prywatności i nowego otoczenia warto było wykonać pewien wysiłek.

Lara wypytywała Abby nad naleśnikami z kurczakiem.

– Co się dzieje? Jesteś cała w rumieńcach i od wejścia ledwie się odezwałaś.

– Rozmawiałyśmy w samochodzie.

– Nieprawda – odparła Lara. – To ja mówiłam. Ty słuchałaś.

– Umówiłyśmy się, że prowadzisz. Wypiłam kieliszek wina, dlatego jestem czerwona.

– Abby. – Lara rzuciła jej spojrzenie, które mówiło, że tego nie kupuje.

– No dobra. Skoro musisz wiedzieć, poznałam dziś faceta.

Lara odłożyła widelec i wlepiła wzrok w Abby.

– To chyba nie jest aż tak nadzwyczajne? – spytała Abby.

– Ostatni raz wspomniałaś o facecie około przełomu wieków.

– Około przełomu wieków nawet się nie znałyśmy – zauważyła oschle Abby.

Lara sięgnęła po widelec i machnęła nim w powietrzu.

– Pozwoliłam sobie na pewną przesadę dla podkreślenia tego faktu. Ten tajemniczy mężczyzna musi być niesamowity. Powiedz, proszę, że ma brata. U mnie w tej chwili jest posucha.

– Ma – odparła Abby. – Niestety żonatego.

– A niech to.

– Taa. – Abby zastanawiała się, ile może zdradzić. Gdyby przyznała, jak wielkie wrażenie zrobiło na niej spotkanie z Duncanem, Lara by ją zamęczyła. – Znasz Isobel Stewart?

– Wszyscy znają Miss Izzy. Ma w banku kilka rachunków.

Lara była inspektorem kredytowym w miejscowym banku. Podobnie jak Abby uważała, że jeśli chodzi o mężczyzn, sytuacja w Candlewick jest krytyczna. Nie wspominając o tym, że wielu mężczyzn odstraszała chłodna na pozór aparycja Lary. Przyjaciółka Abby miała przysłowiowe złote serce, ale była też znana z tego, że jeśli mężczyzna przekraczał niewidzialną linię, kończyła znajomość.

– Cóż, to wnuk Miss Izzy.

– Brody?

– Nie, Brody właśnie się ożenił.

– Z tą właścicielką księgarni.

– Zgadza się.

– Więc ma brata?

– O tak.

– Chodzi o ten akcent, co? Założę się, że nawet gdyby miał dwie głowy i brodawki, kobiety by na niego leciały.

– Chcesz powiedzieć, że jestem płytka?

– Nie bądź taka przewrażliwiona. Powiedz, co on w sobie ma, że moja najdroższa przyjaciółka jest rozdygotana.

– Nie wiem nawet, co to znaczy.

– Dygot. Zdenerwowanie, podekscytowanie albo strach.

Cóż, to wszystko dotyczyło Abby.

– Coś w sobie ma. Jakąś energię. Nie wiem, czy potrafię to wytłumaczyć. Jest bardzo męski.

Oczy Lary zrobiły się okrągłe. Powachlowała się serwetką i wypiła łyk wody.

– Więc co zrobimy, żeby ten samiec alfa cię zauważył?

Abby powściągnęła uśmiech.

– Właściwie to już mnie zaprosił na kolację.

Przyjaciółka o figurze modelki, platynowych włosach i szafirowych tęczówkach przewróciła oczami.

– Poważnie? Chodzi o cycki, tak? Chryste, co ja bym dała, żeby mieć takie cycki chociaż przez dwadzieścia cztery godziny. To magnes na facetów.

– Sądzę, że nie mówił poważnie. – Abby dała wyraz swoim największym lękom. – Jest tu sam, nie zna nikogo w mieście.

– Na pewno nie tylko o to chodzi, inaczej nie byłabyś tak roztrzęsiona.

– Flirtował ze mną niemal od początku, ale też obraził mój zawód i zakwestionował moje motywy.

– Więc co mu odpowiedziałaś?

– Że muszę się zastanowić.

– A, to dobrze. Niech się trochę postara.

– Lara! Nie to miałam na myśli. Nie jestem pewna, czy powinnam się z nim spotkać. Czy to etyczne. Ciężko pracowałam, żeby znaleźć się tu, gdzie jestem… żeby wszyscy wiedzieli, że nie jestem taka jak ojciec.

– Dobry Boże! Nie reprezentujesz go w sądzie. Poza tym czy Miss Izzy nie jest klientką twojego szefa?

– Tak, ale…

Lara przerwała jej z triumfalnym uśmiechem.

– Więc po sprawie. Masz jakąś ładną bieliznę i co na siebie włożysz, kiedy w końcu wybawisz go z niedoli?

ROZDZIAŁ DRUGI

Abby postanowiła odczekać tydzień, nim skontaktuje się z Duncanem. Jeżeli przez ten czas stwierdzi, że on tylko się nią bawi, oszczędzi sobie zbędnego zażenowania.

Planowała zadzwonić do niego w sobotę rano. W piątkowy wieczór Lara wpadła do niej na filmowy maraton. Szykowały w kuchni popcorn. Lara buszowała w lodówce.

– Ojciec cię ostatnio nachodził? – spytała, otwierając wodę. Potem usiadła na blacie i machała nogami.

– Nie, dzięki Bogu. Jest podejrzanie cicho. To mnie denerwuje.

– Mama prosiła, żeby ci powtórzyć, że zapraszamy cię na Święto Dziękczynienia.

– To jeszcze szmat czasu – odparła Abby smętnie.

– Nie taki szmat. Moja mama cię kocha. Cała nasza rodzina cię kocha. To nie twoja wina, że twój ojciec świruje.

Abby wsypała popcorn do misek i westchnęła.

– Czuję, jakby to była moja wina. Może powinnam załatwić mu pomoc lekarską. Nie wiem, czy jego problemy da się zdiagnozować, czy jest tylko popapranym dupkiem.

– Nie powinnam była o nim wspominać – rzekła Lara z żalem. – Ale nie mogę dopuścić do tego, żeby twoje święta wyglądały tak jak w zeszłym roku. To było piekło. Jesteś dla mnie jak siostra. Zasługujesz na coś lepszego. – Zeskoczyła z blatu i wzięła do ręki miskę. – Dość tej ponurej gadki. Nie zapomnij o serniku, który przyniosłam.

– Sernik pasuje do popcornu?

– Sernik pasuje do wszystkiego – zapewniła Lara.

Półtorej godziny później, kiedy na ekranie przewijały się napisy końcowe pierwszego filmu, Abby ziewnęła.

– Wybacz – powiedziała. – Kiepsko dziś spałam.

Lara kopnęła ją w kostkę.

– Marzyłaś o przystojnym Szkocie?

– Jeszcze się do mnie nie odezwał.

– Jeśli mnie pamięć nie myli, powiedziałaś mu, żeby dał ci czas, bo musisz to przemyśleć.

– To prawda.

– Więc w czym problem?

– Nie wiem, czy chcę się z nim umówić.

– Kłamiesz.

– Proszę cię – powiedziała Abby urażona.

– Oczywiście, że chcesz. Tylko się boisz.

– Aha. – To akurat była prawda. – Mam sześć kilo nadwagi.

– Nie każdy facet pragnie chudzielca. Spodobało mu się to, co widział. Jesteś piękną kobietą.

Łatwo Larze powiedzieć. Była uosobieniem ideału. Gdyby nie była tak cudownym człowiekiem, Abby musiałaby ją znienawidzić.

– Tak czy owak nie odezwał się. A mnie chyba nie starczy odwagi, żeby do niego zadzwonić.

– Spójrzmy na to obiektywnie. Jak często w naszym mieście pojawiają się nowi mężczyźni?

– Prawie nigdy.

– A kiedy już się zjawiają, jak często są młodzi, atrakcyjni i wolni?

– Prawie nigdy.

– A kiedy znajdzie się młody, atrakcyjny i wolny, jak często jest przyzwoitym gościem, który kocha swoją babkę i jest gotowy poświęcić dla niej własne szczęście?

– Mówisz, jakby był skrzyżowaniem Robin Hooda i Jamesa Bonda. Jestem pewna, że Duncan Stewart chce tylko seksu.

– Wszyscy faceci tego chcą. Tobie też nie zaszkodzi.

– Lara!

– Zegar tyka. Przyjdzie trzydziestka, potem czterdziestka. Wszyscy przyzwoici mężczyźni znikną. Masz jednego pod ręką. Nie zmarnuj okazji.

– To najbardziej seksistowska i idiotyczna mowa, jaką kiedykolwiek słyszałam.

– Wiesz, że mam rację.

– Jakoś nie widzę, żebyś ty się wokół kogoś kręciła.

– Może gdyby czarujący Szkot zaprosił mnie na kolację, zrobiłabym to.

– Jest bogaty, arogancki i złośliwy.

– Wyślij mu esemesa. Napisz, że się zgadzasz.

– Znęcasz się nade mną.

– Nie, ja cię zachęcam.

Abby niechętnie sięgnęła po komórkę.

– Nie wiem, co napisać.

W tym momencie dostała wiadomość. Tak się przestraszyła, że omal nie wypuściła telefonu z ręki. Słowa na ekranie nie pozostawiały wątpliwości co do ich autorstwa.

„Dałem ci dość czasu, dziewczyno? Kolacja we wtorek? Przyjadę po ciebie o 6”.

– To on. – Abby ściskała telefon. – Jednak mówił poważnie.

Lara przeczytała wiadomość i rozpromieniła się.

– Oczywiście. Facet ma dobry gust. Odpisz mu, szybko.

Drżącą ręką Abby zaczęła pisać: „Dwa warunki. To nie jest randka i pozwoli mi pan opowiedzieć o ofercie naszego kupca”. Nacisnęła wyślij i westchnęła.

– Nie jem deseru. Myślisz, że do wtorku zrzucę sześć kilo?

Lara podała jej widelczyk.

– Jedz ten cholerny sernik. Jesteś piękna. Jeśli Duncan Stewart myśli inaczej, jest idiotą.

Duncan wpadł w pewien rytm, który ułatwiał mu życie w nowym miejscu. Babka lubiła dłużej sypiać. Duncan wstawał wcześnie, ruszał do miasta i otwierał biuro przed pojawieniem się innych pracowników. Lubił w spokoju przyjrzeć się różnych sprawom.

Personel traktował go życzliwie, lecz Duncan zgadywał, że wszyscy zastanawiają się, czy ktoś straci pracę. Nie planował zwolnień. Firma kwitła. Do niego należało zadbanie o to, by ta sytuacja nie uległa zmianie.

Firma działała na dwóch frontach – budowali domki w górach i wynajmowali je turystom. Isobel i Geoffrey zbili kapitał na rynku turystycznym w początkach jego rozwoju i budowali swoją opinię krok po kroku. Główna siedziba firmy mieściła się w Candlewick, zaś jej oddziały w Asheville i kilku innych miejscach.

W niewiele ponad tydzień Duncan zapoznał się z podstawami działania biura. Zorientował się, którzy pracownicy są bezcenni, a którzy mogą stanowić źródło potencjalnych kłopotów. Miał dyplom z finansów, więc nie martwił się o księgowość. Należało jednak zwrócić uwagę na strukturę firmy i plany rozwoju.

Ponieważ babka była zdeterminowana, by uczestniczyć w pracach firmy, Duncan jeździł po nią koło jedenastej. Umysł miała bystry jak zawsze, gorzej było z kondycją fizyczną. Czasami zostawała w biurze do końca dnia, ale bywało, że ktoś odwoził ją do domu o trzeciej.

We wtorek Duncan i Isobel spędzili parę godzin nad projektami domków, które chcieli zbudować na niedawno zakupionej ziemi. W końcu Isobel zamknęła teczkę i postukała w nią palcem.

– Będą się cieszyć popularnością. Wspomnisz moje słowa.

Duncan podrapał się w głowę i ziewnął, wstając, kiedy babka także się podniosła.

– Wierzę ci, babciu. Jesteś szefem.

Isobel chwyciła go za rękę i przyłożyła ją do policzka.

– Dziękuję ci za wszystko, co robisz dla starej kobiety. Nigdy nie dowiesz się, ile to dla mnie znaczy.

Duncan objął ją zadowolony, że nie wiedziała, jaką walkę stoczył z sobą, myśląc o tej życiowej zmianie.

– Kocham cię, babciu. Opiekowałaś się nami po rozwodzie rodziców. Choćby za to jestem ci coś winny. Poza tym dobrze się bawię.

Nie spodziewał się tego, więc skok adrenaliny w obliczu nowych wyzwań był miłą niespodzianką.

– Chyba powinienem ci coś powiedzieć. Mam dziś wieczorem randkę. Nie czekaj na mnie.

Oczy starej kobiety zabłysły.

– Powiedz mi chłopcze, znam ją?

– To Abby Hartmann. Pracuje w kancelarii, gdzie mnie posłałaś.

– Ach tak, Abby. – Isobel ściągnęła brwi. – To miła młoda kobieta.

– Czemu mi się zdaje, że tego nie pochwalasz?

– Abby nie miała łatwego życia. Zasługuje za dobre traktowanie.

– Nie zamierzam jej pobić, babciu.

– Nie bądź taki pyskaty, chłopcze. Wiesz, o czym mówię. Nie chcę, żebyś sobie żartował z jej uczuć.

– Sprawia wrażenie wyjątkowo rozsądnej. Myślę, że sobie radzi.

– Przywieziesz ją do domu, żebym mogła się z nią przywitać?

– Może następnym razem. Zobaczymy, jak się potoczy ten wieczór.

– Czyli nie jesteś pewny siebie. To dobrze.

– Po czyjej jesteś stronie? – spytał z żalem.

– Zawsze po twojej, ale kobiety muszą się wspierać.

Kilka godzin później Duncan zaparkował przed ładnym białym domem, gdzie mieszkała Abby. Była to cicha boczna uliczka dwie przecznice od rynku. Maleńkie podwórko było zadbane, okna błyszczały w słońcu wczesnego wieczoru.

Od chwili gdy Abby przyjęła jego zaproszenie, raz czy dwa wymienili się esemesami. Duncan niecierpliwie czekał na to spotkanie. Być może potrzebował odskoczni od pracy i nowego życia. A może chciał się przekonać, czy pierwsze oczarowanie nie minęło.

Jej warunki z początku wprawiły go w złość. Potem pomyślał: Niech sobie mówi o swoim tajemniczym kupcu do woli. To i tak niczego nie zmieni.

Kiedy otworzyła drzwi, wstrzymał oddech. W jej uśmiechu dojrzał wahanie, choć była gotowa do wyjścia. Zielona jedwabna sukienka podkreślała figurę w kształcie klepsydry. Czarne szpilki dodawały jej kilka centymetrów.

– Wyglądasz pięknie – stwierdził. – Bardzo się cieszę, że przyjęłaś zaproszenie.

– Ja też. Wezmę tylko torebkę.

Jadąc do Claremont, gawędzili o tym i owym. Droga była dość długa, by przełamali lody. Duncan wybrał restaurację specjalizującą się w kuchni francuskiej. Kiedy pomógł Abby wysiąść z auta, lekko chwytając ją za łokieć, poczuł przypływ pożądania. Z powodu przeprowadzki przez pewien czas żył w celibacie, ale ta niewysoka prawniczka nie tylko go podniecała. Ona go fascynowała.

Podczas kolacji starał się czegoś o niej dowiedzieć.

– Opowiedz mi o swoim dzieciństwie. Zawsze chciałaś być prawnikiem? Myślałem, że większość dziewczynek marzy, żeby zostać księżniczką.

Abby zaśmiała się, tak jak przewidział. Jej oczy osłonięte długimi rzęsami przypominały mu kotkę, którą miał w dzieciństwie.

Na moment rozmowę przerwał im kelner. Potem Abby odpowiedziała na jego pytanie.

– Mówiąc szczerze, chciałam studiować za granicą, ale wiedziałam, że mnie na to nie stać. Mama zmarła, jak miałam trzy lata, ojciec sam mnie wychowywał. Stale brakowało nam pieniędzy.

– Studia prawnicze nie są tanie.

– Miałam dużo szczęścia. Pan Chester senior, który był pierwszym adwokatem twoich dziadków, pomagał uczniom miejscowego liceum. Jego syn to kontynuuje. W ostatniej klasie udało mi się dostać do niego na praktykę. Spodobała mi się ta praca. Po czterech latach na uniwersytecie stanowym dzięki pomocy pana Chestera przyjęto mnie na prawo w Wake Forest. Kiedy zrobiłam dyplom, pan Chester zaproponował mi pracę.

– Nie chciałaś wyruszyć do dużego miasta?

Uśmiech Abby zgasł.

– Chyba wszyscy wyobrażamy sobie, jak by to było zacząć wszystko od nowa w nowym miejscu. Dla mnie pozostanie w Candlewick miało więcej plusów niż minusów. Nie żałuję tej decyzji. A ty, Duncanie? Jak wyglądało twoje życie w Szkocji?

Wzruszył ramionami, wciąż czuł słodko-gorzką tęsknotę za tym, co pozostawił.

– Pewnie słyszałaś o wyspie Skye. Jest tak piękna jak mówią. Woda, niebo i wszystko, co pomiędzy nimi.

– Tęsknisz, słyszę to w twoim głosie.

– Tak, ale jestem dorosły. Poradzę sobie z tym.

– Jak to się stało, że pracowałeś z bratem?

– Brody stworzył firmę zajmującą się komercyjnym połowem i turystycznym łowieniem ryb. Jak skończyłem uniwersytet, błagał mnie, żebym został dyrektorem finansowym. Dobrze nam się razem pracowało.

– Mówiłeś, że brat trzyma dla ciebie tę pracę.

– To nie ma sensu. Babcia jest zdrowa jak koń. Może żyć jeszcze dziesięć lat. Mam nadzieję, że tak będzie.

Był zaskoczony, gdy Abby z uśmiechem wyciągnęła rękę nad stolikiem, by ująć jego dłoń.

– Jesteś bardzo słodki, Duncanie.

– Nie jestem słodki. – Zjeżył się.

Pogłaskała kciukiem jego palce.

– To komplement.

Uniósł wolną rękę i gestem wezwał kelnerkę.

– Możemy prosić o kartę deserów?

– Och, nie dla mnie – zaprotestowała Abby.

– Ich pudding z chleba jest już słynny.

– Sam go zjedz. Ja więcej nie zmieszczę.

– Bzdura, zjadłaś sałatkę i kawałek kurczaka. Nie będę sam jadł deseru.

Teraz Abby zdenerwowała się nie na żarty. Puściła jego rękę.

– Nie jem deseru – oznajmiła. – Jestem na diecie.

Duncan zamówił dla siebie deser i zmarszczył czoło.

– Czemu, na Boga, jesteś na diecie, dziewczyno? Wyglądasz pięknie.

Abby czekała na puentę. Spodziewała się, że będzie jej kadził, byle tylko dała się zaciągnąć do łóżka. Tymczasem Duncan wydawał się szczerze zaskoczony i zirytowany jej odmową zjedzenia deseru.

– Jesteś wysoki i szczupły – podjęła. – Taka kobieta jak ja, niska i…

Wyciągnął rękę i zasłonił jej usta.

– Nie mów tego. Czy mężczyźni tutaj są ślepi? Cały wieczór zastanawiam się, kiedy wreszcie ujrzę twoje krągłości. A ty przejmujesz się deserem?

Kelnerka przyniosła pudding z prawdziwą bitą śmietaną. Postawiła go na stoliku, położyła dwie serwetki, dwie łyżeczki i odeszła. Abby poczuła, że zalewa się rumieńcem. Duncan wziął łyżeczkę i nabrał porcję puddingu.

– Otwórz buzię. Muszę cię nakarmić, skoro nie mogę teraz zrobić nic innego.

Abby rozchyliła wargi, ściskając kolana. Sposób, w jaki patrzył na nią Duncan, powinien być zakazany.

– Szerzej – poprosił.

Łyżeczka wsunęła się do jej ust. Smaki eksplodowały na języku Abby, aż w głowie jej się zakręciło. Duncan patrzył na nią jak głodny jastrząb obserwujący mysz.

– Smakuje? – zapytał.

– Tak. Chcesz trochę?

– Jeśli mnie nakarmisz.

Abby nigdy dotąd nie znalazła się w takiej sytuacji. Duncan zamienił posiłek w grę wstępną.

– Nie chodzę z mężczyznami do łóżka na pierwszej randce – oświadczyła, przypominając sobie wszystkie powody, dla których przestrzegała tej zasady.

– Ale to nie jest randka, wiesz? – odparł. – Chcę zjeść deser, zanim wystygnie.

Abby miała wrażenie, że już nigdy nie będzie jej zimno. Drżącą ręką nabrała porcję deseru.

– Przestań – powiedziała.

– Co? – spytał niewinnie.

– Wyobrażać sobie mnie nagą.

– Nie wiedziałem, że potrafisz czytać w myślach.

– Otwórz usta, Duncanie.

– Tak, proszę pani.

Nie miała pojęcia, jak erotyczne może być karmienie mężczyzny deserem. Kiedy zęby Duncana o mały włos nie przygryzły jej palców, Abby zadrżała.

– Wystarczy? – Usiadła prosto i napiła się wody tak łapczywie, że omal się nie zakrztusiła.

– Chcę więcej.

– No to jedz.

– Skoro nie prześpisz się dziś ze mną, myślałem, że możemy przynajmniej sublimować.

– Nauczyli cię takich słów w szkockiej szkole?

Tytuł oryginału: On Temporary Terms

Pierwsze wydanie: Harlequin Desire. 2018

Redaktor serii: Ewa Godycka

© 2018 by Janice Maynard

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o.

Warszawa 2019

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin (nazwa serii) są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B lokal 24-25

www.harpercollins.pl

ISBN 9788327644473

Konwersja do formatu EPUB: Legimi S.A.