9,99 zł
Doktor Jacob Wolff przyjmuje pacjentów, którym zależy na uniknięciu rozgłosu. Trafia do niego piękna aktorka Ariel Dane. Jest chora, ale bardzo chce zagrać główną rolę w filmie kręconym na Karaibach. Prosi Jacoba, by z nią pojechał jako narzeczony i dopilnował leczenia. Jacob, odludek i samotnik, waha się, ale pokusa wspólnych nocy z Ariel jest zbyt silna…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 151
Tłumaczenie:
Jacob Wolff widział więcej nagich kobiet niż przeciętny mężczyzna. Znał kobiece ciało, w końcu był lekarzem. Kiedy jednak kompletnie ubrana Ariel Dane pojawiła się w jego gabinecie, zareagował jak mężczyzna, nie jak lekarz.
Wycofał się za metalowe biurko w kolorze grafitowym i gestem zaprosił ją, by usiadła.
– Proszę usiąść, pani Dane.
Można by pomyśleć, że jest głucha. Nerwowym krokiem podeszła do szerokiego okna i wyjrzała na las, łącząc dłonie za plecami.
Korzystając z okazji, Jacob jej się przyglądał. Była szczupła, właściwie chuda. To bez wątpienia wpływ Hollywood. Ariel Dane była gwiazdą. Widząc ją po raz pierwszy na żywo, zrozumiał, dlaczego tak jest. Była piękna, wyjątkowa. Jasne włosy związała w koński ogon. Proste surowe uczesanie podkreśliło subtelne rysy i przyciągało uwagę do delikatnego karku.
Jacob poruszył się niespokojnie na krześle. Jej milczenie mu nie przeszkadzało. Odezwie się, kiedy będzie gotowa. Przeszkadzał mu własny przyspieszony oddech i podniecenie. Od lat nie był z kobietą. Nauczył się siłą woli powściągać libido, panować nad swoją seksualnością. Teraz, w obecności tej kobiety, której widok niewątpliwie rozpalał męskie fantazje, przekonał się, że jest tylko człowiekiem.
W końcu jednak ciekawość wzięła górę.
– Jak pani do mnie trafiła, pani Dane?
Lekko się odwróciła i z zamyśloną miną raczyła łaskawie odpowiedzieć.
– Zna pan Jeremy’ego Vargasa, prawda? Tego aktora?
– Trochę. Moja nowa bratowa Olivia jest jego przyjaciółką.
Kiwnęła głową, wracając spojrzeniem do rododendronów i drzew laurowych.
– Niedawno na przyjęciu powiedział, że wyglądam jak… – Była spięta. Odwróciła się do niego twarzą i skrzywiła. – Przepraszam. Powiedzmy, że Jeremy niezbyt pochlebnie wyrażał się o moim wyglądzie. Stwierdził, że powinnam pana odwiedzić. Upierał się, że da mi do pana kontakt.
– W Hollywood nie brakuje lekarzy.
Uniosła głowę.
– Jeremy mówił, że z powodu tego, co pańska rodzina przez lata wycierpiała od prasy, jest pan nadzwyczaj dyskretny. Czyżby się mylił? Mam świadomość, że za kopię wyników moich badań paparazzi zapłaciliby niezłą sumkę. Nie mam się do kogo zwrócić. Nikomu innemu nie mogę ufać.
– Nie potrzebuję pieniędzy, pani Dane. Moja rodzina nie darzy ciepłym uczuciem tych szmatławców. Więc jeśli chodzi o dyskrecję, mogę ją pani zapewnić.
– Dziękuję. – Cicho, krótko zaszlochała. – Nie wie pan, ile to dla mnie znaczy. – Objęła się w talii.
Bladoróżowa jedwabna suknia tuż nad kolano odsłaniała szczupłe zgrabne nogi. Cienki materiał podkreślał jędrne, choć niewielkie piersi. Jeśli w ogóle miała na sobie biustonosz, musiał być bardzo cienki, bo widział jej sutki.
W gardle mu zaschło. Weź się w garść, Jacobie.
– Muszę przyznać, że jeśli chodzi o zaburzenia żywieniowe, mam skromne doświadczenie. Mogę panią skierować do prywatnej kliniki.
Spojrzała na niego przestraszona.
– Pewnie wyglądam gorzej, niż mi się zdaje.
Jej głos kontrastował z kruchą postacią, był niski, schrypnięty, budził w mężczyźnie myśl o seksie. Pewnie to jeden z powodów, dla których zrobiła błyskawiczną karierę. Po kilku dobrze opłacanych dziecięcych rolach w wieku lat siedemnastu dostała pierwszą dorosłą gwiazdorską rolę.
– Jest pani piękna – rzekł celowo obojętnym tonem. – Ale widać, że jest pani chora. Moim zadaniem jest dostrzeganie takich rzeczy.
Przekrzywiła głowę, patrząc na niego z napięciem, od którego spocił się pod świeżą białą koszulą. Powiedziała z nutą humoru:
– Uwielbiam mleczne koktajle, tłuste frytki i pizzę. Mam świetny metabolizm. Nie znoszę wymiotować. Nie cierpię na zaburzenia odżywiania. – Kąciki jej warg uniosły się w uśmiechu. – Niech mi pan pokaże talerz śmieciowego jedzenia, a udowodnię to panu.
Jacob odetchnął z ulgą. Anoreksja i bulimia to poważne przypadłości. Poza tym on się w tym nie specjalizował.
Zaraz potem do głowy wpadła mu inna myśl. Czy ta kobieta jest uzależniona od zażywanych okazjonalnie narkotyków? Jej reputacja nie była tajemnicą, nawet dla człowieka, który z wyboru żył w odosobnieniu. Uwielbiała się bawić.
Jacob nie był jednak idiotą. Wiedział, że media przesadzają w obie strony – dobrą i złą, a zatem z góry jej nie oceniał.
– Skoro mowa o jedzeniu – zaczął. – Ma pani na coś ochotę? Mogę zaproponować lekką przekąskę albo zadzwonić po coś bardziej wyszukanego.
– Dziękuję, nie trzeba. – Zaczęła się rozglądać, wzięła do ręki książkę, potem zdjęcie. – Kto to?
– Moi bracia i ja, byliśmy wtedy nastolatkami. Ojciec pozwolił nam na spływ pontonem rzeką Kolorado. To były nasze jedyne prawdziwe wakacje.
– Czemu? – Zmarszczyła czoło. – Jest aż tak oszczędny?
– To nie kwestia pieniędzy. Kiedy byliśmy mali, porwano i zamordowano naszą matkę i ciotkę. Ojciec żył w strachu, że kolejnym celem będą dzieci.
– Tak mi przykro. – Ogromne niebieskofioletowe oczy wypełniły się bólem. – Oczywiście, słyszałam to i owo na temat nieszczęść, jakie spotkały pańską rodzinę.
Jacob wzruszył ramionami.
– Dawne czasy. Większość ludzi zna tę historię. Ile ma pani lat?
– Dwadzieścia dwa.
Dobry Boże. Nie było jej na świecie, kiedy rodzina Wolffów przeżywała tragedię.
– Przesłałam panu mejlem niezbędne informacje. Dokładnie wypełniłam pański siedmiostronicowy formularz.
– Nie spodziewałem się pani tak szybko. – Jej wiadomość dotarła do niego minionego wieczoru. – Później się z tym zapoznam. – Rzadko nawiązywał bliższe stosunki z pacjentami, ale z jakiegoś powodu chciał ją uspokoić. – Mamy więcej wspólnego, niż się pani zdaje. Moja rodzina od lat jest celem paparazzich, od chwili zabójstwa matki i ciotki. Sprawcy nie zostali schwytani, więc od czasu do czasu ta historia wypływa na powierzchnię.
– Przykro mi – rzekła znów. – Powinnam była poczekać, aż pan się ze mną skontaktuje i wyznaczy mi wizytę. Ale nie mam wiele czasu.
Jacob poczuł irracjonalny strach.
– Została pani już zdiagnozowana?
Skinęła głową, przemierzając długość gabinetu. Jacob przyglądał się jej, szukał oznak śmiertelnej choroby. Choć nie zaszkodziłoby jej więcej kilogramów, cerę miała zdrową i nie zauważył, by jej organizm atakował rak.
Z każdą chwilą jego lęk się wzmagał. Zdusił wspomnienia i gwałtownie wciągnął powietrze.
– Chodzi o jakieś uzależnienie czy coś gorszego? – W jego głosie było więcej potępienia, niż chciał wyrazić.
Kobieta zamarła w połowie drogi między biurkiem i drzwiami. Potem powoli się do niego zbliżyła, opadła na fotel i ściągnęła brwi.
– Mój Boże, wali pan prosto z mostu.
W jej oczach Jacob dojrzał cień lawendy i szarości. Przypominała mu młodą Ingrid Bergman. Miała klasyczną ponadczasową urodę. Niestety, większość reżyserów angażowało ją do roli nimfetek w wakacyjnych przebojach.
Jacob starał się zachować spokój, choć był od tego daleki.
– Nie pomogę pani, nie znając prawdy.
Miała szczupłe dłonie o długich palcach z francuskim manikiurem. Nie nosiła nawet zegarka. Jedyną jej biżuterię stanowiły maleńkie brylantowe kolczyki, które odbijały światło, gdy poruszała głową.
– Podobno przyjmuje pan wyłącznie sławy, którym zależy na zachowaniu prywatności.
– To prawda.
– Więc rozumie pan, dlaczego potrzebuję pańskiej pomocy.
– Rozumiem potrzebę dyskrecji. Nie wiem jeszcze, co panią do mnie sprowadza.
Wstała i znów zaczęła krążyć.
– Czemu został pan lekarzem? – spytała, stojąc do niego plecami.
Jacob walczył z chęcią posadzenia jej znów w fotelu, by mógł czuć jej zapach.
– Kiedy zamordowano matkę, płakałem i pytałem ojca, czemu lekarze jej nie uratowali. Nie rozumiałem wówczas, że zginęła na miejscu od rany postrzałowej. Ojciec powiedział mi, że nikt nie mógł jej uratować.
Ariel stanęła do niego twarzą, patrząc z troską.
– Ale pan tego nie kupił?
Jacob wzruszył ramionami.
– Byłem dzieckiem. Postanowiłem, że zostanę lekarzem, żeby inne rodziny nie musiały cierpieć tak jak my.
– Słodkie.
– Ale mylne. Lekarze nie są bogami, niezależnie od tego, co sądzą niektórzy koledzy. Zgadujemy najlepiej jak potrafimy i modlimy się, żebyśmy mieli rację.
– Czemu więc pan to robi?
– Wiem, jak to jest, kiedy nie ma się prywatnego życia, kiedy świat spekuluje, a nawet kłamie na temat tych, których kochamy. Więc kiedy mogę pomóc ludziom, którzy nie mogą nigdzie indziej szukać pomocy, służę im, jak umiem. Gdy nie przyjmuję pacjentów, zajmuję się badaniami nad białaczką. Mam czas i pieniądze, by coś zdziałać w tym zakresie.
– Dlaczego akurat białaczka?
– Kiedy miałem sześć czy siedem lat, moim najlepszym kumplem był syn człowieka, który odpowiadał u nas za stajnie i zwierzęta. Miał na imię Eddie. Zdiagnozowano u niego białaczkę i choć mój ojciec i stryj sprowadzali najlepszych lekarzy, opłacali wszystkie terapie, w wieku ośmiu lat Eddie zmarł. Wspomnienie Eddiego pokierowało moją medyczną edukacją.
– To godne podziwu.
Jacob wzruszył ramionami.
– Bardzo lubię swoją pracę.
– A co z biednymi i nie tak sławnymi?
– Jeśli myśli pani o opiece medycznej w ogólności, zapewniam, że rodzina Wolffów sporo inwestuje w Lekarzy bez barier. Mój brat Kieran i ja zbudowaliśmy kilka klinik w kraju i za granicą. Nie musi pani mieć poczucia winy, że korzystając z moich usług, staje się pani jakąś primadonną.
Na jej wargach pojawił się lekki uśmiech.
– Za późno. Jestem zepsuta i rozwiązła, nie wie pan?
W jej słowach Jacob słyszał ból.
– Nie przeszkadza pani, że stale jest pani pod obstrzałem?
– Przez lata powinnam była do tego przywyknąć.
– Ale wciąż boli.
Ich spojrzenia się skrzyżowały, oczy Ariel wypełniły się łzami.
– Delikatnie mówiąc, doktorze.
– Proszę usiąść, pani Dane.
– Proszę mi mówić Ariel. – Opadła znów na fotel, zrzuciła płaskie srebrne sandały i podciągnęła pod siebie nogi.
Jacob starał się zignorować fakt, że suknia odsłoniła jej uda.
– Ładne imię. Dość rzadkie.
Pochyliła się, oparła łokieć na biurku, a brodę na dłoni.
– „Mała syrenka” była ulubionym filmem mojej mamy.
– Pani jest blondynką. Prawdziwa Ariel była ruda. – Co prawda kolor włosów Ariel zmieniał się wraz z sezonem.
– Nieważne. Ale – powiedziała, jakby czytała mu w myślach – jestem naturalną blondynką. Chociaż nikogo to nie obchodzi. Nigdy nie farbowałam włosów do roli. Nosiłam peruki.
– Czemu pani to podkreśla? Sądziłem, że większość aktorek dla roli zrobi wszystko.
– Zawsze słyszałam, że blondynki mają lepiej. Chyba jeszcze nie udało mi się o tym przekonać.
Jacob usłyszał w jej głosie ironię. Cynizm, który sprawiał, że wydawała się starsza, niż była w rzeczywistości.
– Lubi pani swoją pracę?
– Coś takiego jak idealna praca nie istnieje, doktorze Wolff. Jestem zdziwiona, że pan tego nie wie.
– Nie wiem. – Odrobinę odsunął się z krzesłem. Nie powinien zostać lekarzem tej kobiety. Już się zastanawiał, czy te różowe wargi smakują tak dobrze, jak wyglądają. – Co panią sprowadza na Wolff Mountain? – Lekko zniecierpliwiony miał ochotę zakończyć to spotkanie.
– Proszę mi opowiedzieć o tym miejscu. – Grała na zwłokę. – Przez drzewa dojrzałam główny budynek. Wygląda jak zamek.
– Czasami tak go nazywamy – przyznał. – Ale dawniej, kiedy dorastałem, to był po prostu dom.
– Zdumiewający dom. Hektary ziemi na odludziu. Podjazd długości wielu kilometrów. Nieźle.
– Dorastając tu, czułem się raczej jak w więzieniu – urwał, omal nie ugryzł się w język. Musi pamiętać, że rozmawia z pacjentką. – Ale chyba powinniśmy wrócić do pani, pani Dane. Ariel. Pani także może się do mnie zwracać po imieniu.
– A jeśli wolę „doktorze Wolff”?
Był podniecony, zażenowany, sfrustrowany.
– Sądziłem, że ludzie z branży filmowej wolą bezpośredniość.
– Wolałabym zachować pewien dystans z mężczyzną, który może widzieć mnie nagą.
– Wydaje mi się, że niepotrzebnie się pani fatygowała, Ariel. Nie mogę pani pomóc.
Usiadła prosto, mrużąc oczy.
– Jeszcze nie powiedziałam, co mi jest.
– A powie pani? – spytał opryskliwie.
– Czemu pan się złości?
– Nie złoszczę się. Kiedy pani przyjechała, właśnie pracowałem.
– Większość mężczyzn znajduje dla mnie czas.
Ani przez chwilę w to nie wątpił.
– Zdawało mi się, że potrzebuje pani lekarza, nie mężczyzny.
– Może obu.
Aż do bólu zacisnął zęby.
– Chyba się nie rozumiemy. Zechce mnie pani poinformować, w jakim celu pani przybyła?
Jej jasna skóra poczerwieniała. Jeszcze przez wiele lat obędzie się bez interwencji chirurga plastycznego, by utrzymać się w pracy. Była uosobieniem młodości, łącznie z delikatnymi piegami, którymi obsypane były jej policzki.
Zwiesiła głowę, pokonana i zrezygnowana. Czy może to zagrała, by natychmiast zapewnił ją o swojej pomocy?
– Ariel? – Westchnął w duchu. Starszy od niej o osiem lat, powinien lepiej kontrolować tę rozmowę. Nie powinien ulegać jej oczom, stworzonym po to, by doprowadzać mężczyzn do szaleństwa. Ariel ledwie osiągnęła pełnoletność. – Porozmawiajmy. Cokolwiek pani powie w tym pokoju, zostanie między nami, nawet jeśli nie zechce pani zostać moją pacjentką. Przysięgam.
Koniuszkiem języka zwilżyła wargi. Uniosła głowę.
– Chcę pana zatrudnić na dwa następne miesiące – oznajmiła bez ceremonii.
Jacob zmarszczył czoło.
– Jako lekarza?
Skrzywiła się, wiercąc się w fotelu i odsłaniając dodatkowe centymetry uda.
– Jako mojego chłopaka.
Ariel w duchu jęknęła. Powinno było pójść jej lepiej. Ale Jacob Wolff miał w sobie coś takiego, co wytrącało ją z równowagi. Zupełnie odbiegał od jej wyobrażeń. Spodziewała się mężczyzny po czterdziestce w lekarskim fartuchu i okularach w drucianych oprawkach. Kogoś, komu można się zwierzyć i kto pocieszy jak ojciec.
Jacob Wolff był młody, przystojny i potwornie ją denerwował. Jego szare oczy prześwietlały ją jak promienie Roentgena, w porównaniu z tym castingi były pestką.
Miał krótko ostrzyżone czarne włosy, prostą, ale ewidentnie kosztowną i szytą na miarę koszulę, która podkreślała szerokie ramiona. Czarne spodnie przyciągały uwagę do płaskiego brzucha i mocnych ud.
Ariel zazwyczaj otaczali atrakcyjni mężczyźni, którzy zarabiali na życie dzięki wyrzeźbionym na salach gimnastycznych mięśniom. Jacob Wolff różnił się od nich tym, że był prawdziwy. Jego spokój, pewność siebie i powaga czyniły go seksownym i atrakcyjnym.
W tej chwili jednak, sądząc z mowy ciała, chciał zakończyć ten krępujący epizod.
– Proszę wybaczyć, jeśli źle panią zrozumiałem. Miałbym być pani chłopakiem?
Spytał z takim niedowierzaniem, że Ariel oblała się czerwienią.
– Wiem, pan jest dojrzałym mężczyzną.
Przez jego twarz przemknął cień irytacji.
– To znaczy starym? Proszę mi wierzyć, jestem świadomy, że mam na karku trzydziestkę, podczas gdy pani wciąż jest dzieckiem.
– Niech pan nie traktuje mnie protekcjonalnie – warknęła. – Nie jestem niewiniątkiem. W Hollywood na lunch pożera się niemowlęta. Musiałam szybko dorosnąć.
– Wygląda pani na szesnaście lat.
– Ale mam więcej. Moja mama mówi, że w duchu jestem stara.
– Odbiegamy od tematu. Znowu. Czemu potrzebuje pani chłopaka? Już nie spotyka się pani z tym raperem?
– To zdjęcie miało tylko służyć reklamie. Jestem zaskoczona, że pan je widział.
– Nawet taki pustelnik i niedołężny starzec jak ja nie żyje już w epoce telefonów z tarczą. Co drugi dzień o pani piszą. Nie zauważyła pani?
Uśmiechnął się tak, że dech jej zaparło.
– Nie czytam nowinek z branży.
– To szokujące, pani Dane. Dobrze, że nie liczę sobie za godzinę. Kiepsko radzi sobie pani w kontaktach z lekarzem.
– A pan jako mój chłopak.
Jacob wzruszył ramionami.
– Już mnie pani rzuca? – Westchnął z przesadą. – Taki mój los.
– Niech pan nie będzie śmieszny. Nie wyobrażam sobie, żeby jakaś kobieta pana rzuciła. Na pewno ma pan za sobą wiele związków.
Jacob spoważniał i ostentacyjnie zerknął na zegarek.
– Albo będzie pani ze mną szczera, albo kończymy.
– Jestem chora – oświadczyła, wiedząc, że zmarnowała czas. Jacob Wolff nie należał do mężczyzn, którymi kobieta może manipulować.
Jacob podejrzliwie zmrużył oczy.
– To żart? Mam wrażenie, że gramy w jakiejś sztuce, ale pani zapomniała dać mi tekst.
– Wie pan, że jest pan dosyć przerażający. Czy lekarzy nie uczą podejścia do pacjenta?
Znów ten seksowny uśmiech. Tym bardziej ujmujący, że rzadki.
– Nie jest pani jeszcze moją pacjentką. Proszę mówić.
– To prawda – szepnęła ze ściśniętym gardłem. – Jestem chora. Dlatego chciałabym, żeby został pan moim chłopakiem.
Być może Jacob zdał sobie sprawę, że Ariel lada moment się załamie, bo jego głos złagodniał.
– Proszę zacząć od początku. Nie będę pani oceniał ani przerywał. Chcę pani pomóc, może mi pani zaufać.
Nagle w pokoju zaległa niepokojąca cisza. Zrobiło się duszno. Ariel chciała otworzyć okna, wpuścić świeże powietrze i odgłosy lasu, ale nie była u siebie.
– Kilka miesięcy temu zabrałam mamę nad Amazonkę. Zdiagnozowano u niej raka piersi. Chciałam, żebyśmy wybrały się w ostatnią wspólną podróż, póki jeszcze miała na to siły.
Jacob patrzył z uwagą.
– Przykro mi to słyszeć.
Ariel machnęła ręką, choć poczuła ukłucie żalu.
– Mama jest pogodzona ze śmiercią.
– A pani?
Ściśnięte gardło przez kilka sekund nie pozwoliło jej się odezwać.
– A ja tu przyjechałam. Przez większość mojego życia byłyśmy razem, więc zrozumie pan, kiedy powiem, że nie wyobrażam sobie bez niej życia.
– Czytałem gdzieś, że to mama zgłosiła panią do jakichś reklam, jak była pani dzieckiem. To prawda?
– Tak. Większość ludzi zakłada, że zrobiła to dla pieniędzy… bo ojciec nas opuścił.
– Pani się z tym nie zgadza?
– Pieniądze nam pomogły. Ale myślę raczej, że chciała dać mi szansę. Nie była zamożna, ale jeden z jej kuzynów był łowcą talentów. Poprosiła go, żeby pomógł mi wystartować w tym biznesie.
– Czy kiedyś miała pani o to do niej żal?
Ariel zaśmiała się zaskoczona.
– Od początku byłam kabotynem. Kochałam oklaski, tłumy. Aktorstwo nadało sens mojemu życiu.
– Nie poszła pani do college’u?
Czyżby słyszała krytykę? A może jest przewrażliwiona?
– Od ukończenia czternastego roku życia kręciłam dwa filmy rocznie, czasem trzy. Moja edukacja zakończyła się maturą. Zresztą nie byłam najlepszą uczennicą, więc to mała strata. Zarabiam mnóstwo pieniędzy.
– Mnie czy siebie próbuje pani przekonać? – spytał.
Zdumiona jego przenikliwością przygryzła wargę.
– Teraz pan zmienia temat – zauważyła znacząco.
Jacob uniósł ręce.
– Słusznie. Proszę kontynuować.
– Mama lubi podróże. Więc kiedy odniosłam sukces, w przerwach między kolejnymi filmami jeździłyśmy po świecie. Byłyśmy w Paryżu, Rzymie, Johannesburgu i wielu innych miejscach.
– Wyprawa nad Amazonkę się udała? Mamie starczyło siły?
– Jest twarda jak skała. To ja się rozchorowałam.
Spojrzał na nią baczniej.
– Co się stało?
– To był piąty tydzień naszego pobytu, zbliżała się pora powrotu. Zachorowałam na malarię.
– Nie szczepiła się pani przed wyjazdem?
– Szczepiłam się, ale najwyraźniej szczep, którym się zaraziłam, był na to odporny. Niewiele pamiętam z tych paru dni. Mama była przerażona. Wynajęłyśmy świetnego przewodnika, ale byłyśmy w środku dżungli, a ja nie mogłam się ruszyć. Makimba znalazł szamana, który mnie leczył.
– Mogła pani umrzeć.
– Proszę mi wierzyć, że wiem. Jednak mieszanki ziołowe zadziałały. Byłam potem potwornie słaba, ale żyłam.
– Co dalej?
– Wróciłyśmy do domu. Miałam w planach dubbing w filmie animowanym. Na szczęście studio znajdowało się w LA, więc codziennie wracałam do domu. Nie była to ciężka praca, tak jak podczas normalnych zdjęć.
– Musi pani zbadać krew – rzekł. – Żeby zidentyfikować pasożyta i stwierdzić, jak panią leczyć. Robiła pani coś w tym kierunku?
– Nie.
– Czemu? To nie jest zabawa. – Prawie na nią krzyczał.
– Dlatego tu jestem – odparła z godnością, na jaką było ją stać. – Trzy tygodnie temu miałam nawrót, nie tak silny, a jednak dość przykry. Nie mogę iść do normalnego lekarza i ryzykować, że informacja przecieknie.
– Czemu? Przecież to normalna choroba? – spytał szczerze zdziwiony.
– Za dziesięć dni zaczynam zdjęcia do filmu, który może odmienić moją karierę. Wszyscy, którzy czytali scenariusz, przyznają, że zasługuje na Oscara. Pokonałam pięć najlepszych aktorek. Jeśli przecieknie informacja, że w środku zdjęć mogę być niezdolna do pracy, zabiorą mi tę rolę.
– Kariera jest dla pani ważniejsza niż zdrowie? – spytał z krytyką i ironią w głosie.
– Nie pańska sprawa. – Pochyliła się ku niemu wściekła. – Nie ma pan pojęcia o moim życiu. Dobrze, że rzadko przyjmuje pan pacjentów, bo powiem panu, że jest pan aroganckim dupkiem.
Siedzieli tak przez pół minuty, ich twarze dzieliły ledwie centymetry. Na jego opalonej szyi Ariel widziała przyspieszone tętno. Pachniał drogą wodą po goleniu.
O dziwo, to on pierwszy ustąpił.
– Przepraszam – rzekł sztywno. – Obiecałem, że panią wysłucham, i nie będę oceniać ani przerywać, lecz mi się nie udało. Proszę kontynuować.
Ariel została rozbrojona. Rzadko spotyka się mężczyznę, który potrafi przepraszać. Choć emanował wyższością, która doprowadzała ją do szału, musiała przyjąć przeprosiny.
– Kocham moją pracę – oznajmiła. – Skłamałabym, mówiąc, że nie obchodzi mnie kariera. Grałam już tyle głupich blondynek, że czasami się zastanawiam, czy nie staję się jedną z nich. Poza zawodowymi korzyściami nowej roli pieniądze też są ważne. Mama nie ma ubezpieczenia. Płacę wszystkie rachunki. Więc dla niej chcę to zrobić. Chcę też, żeby była ze mnie dumna. Płakała, kiedy jej powiedziałam, że dostałam tę rolę.
Jacob siedział w milczeniu, jego twarz nie zdradzała żadnych uczuć. W końcu westchnął.
– Nie mogę dyskutować z pani motywami, ale czuję, że mama i tak jest z pani dumna. Chyba jesteście ze sobą bardzo blisko.
– Owszem. Więc… muszę zrobić ten film. Kolejny atak malarii wisi nade mną jak miecz Damoklesa. Chciałabym pana zatrudnić na czas zdjęć jako mojego lekarza.
– Nie powiedzieliby, że się pani w głowie przewróciło?
– Niech pan się skupi, doktorze. Właśnie dlatego mówiłam, że potrzebuję chłopaka. Nikt nie wie, że jestem chora. Dla reżysera i ekipy będziemy parą. Jak będę miała nawrót, pan będzie mnie krył, zajmie się pan mną i zrobi wszystko, żeby opóźnienie w zdjęciach było minimalne. Oczywiście nie da się ukryć, że jest pan Wolffem. Pana zawód nie musi być tajemnicą. Nie mogą tylko wiedzieć o mojej chorobie.
– Czy ktoś pani powiedział, że żyje pani złudzeniami?
– Cały mój świat jest złudzeniem.
Jacob potrząsnął głową.
– W pani ustach brzmi to tak prosto. Ja zajmuję się faktami, Ariel. Wątpię, bym miał choć krztynę aktorskiego talentu.
– Może pan nie ma. Ale niezłe z pana ciacho. Dodając do tego pański talent medyczny, zupełnie mi to wystarczy.
Jeśli liczyła na to, że wprawi go w zażenowanie, przeliczyła się.
– Na jakiej podstawie sądzi pani, że mógłbym w ogóle rozważać pani propozycję? Mam swoją pracę.
W wieku szesnastu lat Ariel nauczyła się, że uroda pomaga zdobyć to, czego się pragnie, zwłaszcza od mężczyzn. Choć dysponowała bogatym repertuarem sztuczek, prawość, jaką wyczuwała w Jacobie, kazała jej powiedzieć:
– Z jakiegoś powodu został pan lekarzem. Lubi pan być potrzebny. Ja pana potrzebuję. Pomoże mi pan?
Tytuł oryginału: Impossible to Resist
Pierwsze wydanie: Harlequin Desire, 2012
Redaktor serii: Ewa Godycka
Opracowanie redakcyjne: Małgorzata Pogoda
Korekta: Jolanta Rososińska
© 2012 by Janice Maynard
© for the Polish edition by Harlequin Polska sp. z o.o., Warszawa 2014, 2016
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne.
Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Harlequin i Harlequin Gorący Romans są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25
www.harlequin.pl
ISBN: 978-83-276-1948-8
Konwersja do formatu EPUB: Legimi Sp. z o.o.