9,99 zł
Gareth Wolff, ekscentryczny artysta, izoluje się od świata. Do jego domu na odludziu wdziera się nieproszony gość – piękna rudowłosa kobieta. Wściekły Gareth wyrzuca ją za drzwi. Nie wie, że tak łatwo się jej nie pozbędzie...
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 140
Tłumaczenie:
Gareth wyszedł spod prysznica i przyjrzał się swemu odbiciu w lustrze. Strumienie lodowatej wody nie ukoiły jego zdenerwowania. Nagi, zaczął się golić, odruchowo kurcząc palce w zetknięciu z chłodną, kamienną podłogą.
Kruczoczarne, lśniące, lekko falowane włosy sięgały mu prawie do ramion. Zawsze nosił fryzurę nieco dłuższą niż ta, która aktualnie była w modzie. Tym razem jednak trochę przesadził, długie włosy przeszkadzały mu w pracy. Wyjął z szuflady cienki, skórzany rzemyk i związał je w kucyk.
W tym momencie rozległo się uporczywe stukanie do drzwi. Nie spodziewał się nikogo o tak wczesnej porze.
Ojciec i bracia nie zadaliby sobie nawet trudu, żeby pukać. Zawsze bezceremonialnie wchodzili, nie czekając na zaproszenie. Z kolei stryj Vincent i kuzyni szanowali jego prywatność i nigdy nie pojawiliby się bez zapowiedzi. Wszelkie przesyłki zawsze były dostarczane do głównego budynku. Nie miał nawet pojęcia, kim był nieproszony gość.
Kiedyś jego nazwisko uporczywie pojawiało się w plotkarskich kolumnach brukowców. Uciekając od niechcianego rozgłosu, zaciągnął się do wojska. Doświadczenia koszarowego życia nauczyły go doceniać spokój i samotność. Nie licząc członków rodziny, Gareth unikał kontaktów towarzyskich jak diabeł święconej wody.
Niejednokrotnie przekonał się, że nic tak nie przyciąga fałszywych przyjaciół jak wielka fortuna. Nie chciał więcej być przedmiotem żadnych intryg i gierek. Nie zadając sobie nawet trudu, żeby włożyć bieliznę, pospiesznie wskoczył w dżinsy. Nie miał ochoty się ubierać. Miał nadzieję, że niekompletny strój zniechęci osobnika, który ośmielił się zakłócić jego spokój.
Ruszył pospiesznym krokiem do drzwi, przeklinając pod nosem, kiedy rzemyk pękł i wilgotne włosy opadły mu na ramiona. Za chwilę spławię bezczelnego intruza, pocieszał się w duchu.
Otworzył gwałtownym ruchem drzwi. Na progu ujrzał filigranową dziewczynę o rudych, falujących włosach. Mimo zdenerwowania, nie uszło jego uwagi, że była bardzo atrakcyjna.
– Kim jesteś i czego chcesz? – spytał, nie kryjąc rozdrażnienia.
Kobieta, wystraszona jego reakcją, cofnęła się o krok. Gareth stał w drzwiach w lekkim rozkroku. Jego postawa nie pozostawiała najmniejszych wątpliwości, że nie była tu mile widziana. Rudowłosa powoli uniosła wzrok. W innej sytuacji mogłoby mu schlebiać, że jego nagi, umięśniony tors wywarł na niej piorunujące wrażenie. Spojrzała mu prosto w oczy.
– Muszę z tobą pomówić – wycedziła powoli. Mówiła cicho i wyraźnie, jakby chciała udobruchać bestię i w ten sposób uniknąć ataku.
– Wtargnęłaś na teren prywatny. – Gareth zmierzył ją wzrokiem.
Miała niezwykle jasną cerę i szczupłą, wyprostowaną sylwetkę. Przemknęło mu przez głowę, że mógłby wziąć tę kruchą osóbkę w ramiona i doprowadzić do spazmów rozkoszy.
Próbował się szybko otrząsnąć. Serce łomotało mu mocno w piersi. Zawsze podniecały go kobiety o płomiennie rudych włosach i delikatnie zarysowanych kościach policzkowych.
Nawet nie pamiętał, kiedy ostatni raz był z kobietą. Z trudem tłumił pożądanie.
– Czego chcesz? – ostrym tonem ponowił pytanie.
Zamrugała nerwowo powiekami, nie spuszczając z niego spojrzenia błękitnych oczu. Dla dodania sobie odwagi, uniosła nieco głowę.
– Moglibyśmy wejść do środka i tam zamienić kilka słów? – spytała z rozbrajającym uśmiechem. – Chętnie bym się czegoś napiła. Obiecuję, że nie zajmę ci dużo czasu.
Gareth zesztywniał z oburzenia. Próbuje mnie naciągnąć, jak wszystkie inne, pomyślał z niepohamowaną złością. Celowo zignorował wyciągniętą w geście powitania dłoń.
– Wynoś się! – krzyknął, licząc, że wystraszy ją podniesiony głos.
Tym razem cofnęła się pół kroku, wpatrując się w niego okrągłymi oczami. Twarz jej zbladła.
– Precz z mojej posiadłości. Jesteś tu intruzem.
Otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć na swoją obronę. Dokładnie w tym momencie jej stopa zsunęła się ze stopnia. Poleciała do tyłu jak na zwolnionym filmie. Spadła ze schodów i wylądowała bez ruchu na ziemi.
Gareth w okamgnieniu znalazł się przy niej. Miał pustkę w głowie i nie mógł opanować drżenia rąk.
Była nieprzytomna. Zbadał puls i delikatnie sprawdził, czy nie doszło do złamania kości. Wychowując się w domu pełnym chłopców, nieraz widział zwichnięte kończyny braci i kuzynów, ale nie zniósłby, gdyby coś takiego przydarzyło się tej kruchej istocie o alabastrowej karnacji.
Odetchnął z ulgą, przekonany, że nie doszło do poważniejszej kontuzji, ale ogromny siniak na skroni i zakrwawiona noga zmusiły go do szybkiego działania. Bez najmniejszego wysiłku wziął ją na ręce i zaniósł do pokoju, który był dla niego miejscem prywatnego azylu. Ułożył bezwładne ciało na łóżku, którego nie zdążył jeszcze posłać. Bez chwili zwłoki udał się po lód i środki opatrunkowe.
Fakt, że nie odzyskała jeszcze przytomności, martwił go znacznie bardziej niż widoczne obrażenia. Chwycił telefon i wybrał numer brata.
– Jacob, przyjeżdżaj natychmiast. Weź przybory. To nagły wypadek.
Dziesięć minut później obaj bracia pochylali się pełni niepokoju nad filigranową kobietą, która wydawała się jeszcze drobniejsza w wielkim łożu. Rude loki rozsypywały się w nieładzie na szaroniebieskiej pościeli z delikatnego kaszmiru.
Jacob zbadał ją dokładnie, nie okazując cienia emocji. W tym momencie był wyłącznie profesjonalistą skoncentrowanym na pacjentce.
– Na ranę nogi trzeba założyć kilka szwów. Uraz głowy wygląda poważnie, ale nie zagraża życiu. Źrenice w normie. – Zawiesił głos. – Znasz ją?
Gareth żachnął się, nie spuszczając wzroku z leżącej.
– Widziałem ją przez jakieś dwie minuty, zanim spadła ze schodów. Mówiła, że chce ze mną porozmawiać. Domyślam się, że to jakaś dziennikarka.
– Co się stało? – Jacob zmarszczył brwi.
Gareth nachylił się i odgarnął jej z czoła rude pasmo włosów.
– Chciałem ją wystraszyć. Udało się.
Jacob westchnął.
– Zachowujesz się jak pustelnik. Pewnego pięknego dnia to obróci się przeciwko tobie. Nie przyszło ci do głowy, że może pozwać naszą rodzinę do sądu i puścić z torbami?
Gareth wzdrygnął się, kiedy Jacob wbił strzykawkę ze środkiem znieczulającym tuż nad raną, jakby to ukłucie sprawiło ból jemu samemu.
– Chciałem, żeby znikła mi z oczu – mruknął pod nosem, odganiając ponure myśli z przeszłości. Starał się nie tracić nadziei, że akurat ona nie miała złych zamiarów.
Jacob założył ostatni szew i dokładnie zabandażował ranę.
– Powinniśmy sprawdzić jej tożsamość. Miała coś przy sobie?
Gareth potwierdził, wskazując ruchem głowy torbę na długim pasku, wiszącą na poręczy krzesła. Ukradkiem obserwował kobietę. Miał wrażenie, że to anioł zasnął w jego własnym łóżku.
Jacob trzymał w dłoni niewielki zwitek banknotów i dokument ze zdjęciem.
– Spójrz, nazywa się Gracie Darlington.
– O ile paszport nie został podrobiony.
– Nie wyciągaj pochopnych wniosków. I przestań dopatrywać się we wszystkim spiskowej teorii dziejów. Może wcale nie jest zamieszana w żadną intrygę.
– A ja jestem baletnicą. Nie oczekuj, że dam się łatwo zwieść tylko dlatego, że jest taka śliczna i słodka.
– Daj spokój. Twoja narzeczona była nadmiernie ambitna. Zresztą to dawna historia, Gareth. Odpuść.
– Nie. Muszę poznać prawdę.
Jacob wzruszył ramionami z dezaprobatą, podsuwając Gracie pod nos fiolkę z amoniakiem. Poruszyła się, jęknęła i odzyskała przytomność. Gareth ujął jej drobną dłoń.
– Obudź się – poprosił.
Powoli otworzyła oczy, mrugając, oślepiona światłem.
– Jest was dwóch – szepnęła drżącym głosem.
Jacob roześmiał się.
– Jeśli nie twierdzisz, że widzisz czterech, to wszystko wraca do normy. Podejrzewam lekkie wstrząśnienie mózgu. Powinnaś pozostać w łóżku i przyjmować duże ilości płynów. Przyjadę, gdybyś nagle gorzej się poczuła. Nie wykonuj żadnych gwałtownych ruchów.
Zdawało się, że żartobliwy ton Jacoba nie wywarł na niej większego wrażenia. Wyraźnie czuła się nieswojo.
– Gdzie ja jestem? – spytała.
– W sypialni mojego brata. Ma na imię Gareth, a ja nazywam się Jacob – wyjaśnił. – Gareth nie gryzie – dodał, widząc w jej oczach panikę. – Przykładaj jej lód na nogę i na skronie. – Tym razem Jacob zwrócił się do brata. – Zostawiam też środek przeciwbólowy, gdyby poczuła się gorzej. Przywieź ją jutro rano do kliniki na prześwietlenie. Chcę mieć pewność, że nic nie przeoczyłem. Do zobaczenia.
Gareth usiadł na krawędzi łóżka. Z przykrością zauważył, że Gracie, mimo ogromnego wyczerpania, bezwiednie próbowała się od niego odsunąć. Nawet to okazało się wysiłkiem przekraczającym jej możliwości. Z twarzą bladą jak ściana przechyliła się i zaczęła wymiotować. Następnie wybuchła płaczem.
Garethem targały sprzeczne uczucia. Nigdy do tej pory nie odczuwał tak przemożnej potrzeby, żeby kogoś do siebie przytulić. Z drugiej strony, Gracie mogła być podstępną oszustką i stanowić zagrożenie dla niego i całej rodziny, choć wydawała się tak bezbronna, że nie mógł opanować współczucia.
Przyniósł z łazienki wilgotny ręcznik i wręczył go Gracie, a sam zajął się wycieraniem podłogi.
Spazmy płaczu powoli przekształciły się w łkanie, a potem w cichy jęk, przerywany odgłosami czkawki.
Gareth w wieku dwunastu lat spadł z konia i przez długi czas cierpiał, więc łatwo mu było wyobrazić sobie, jak musiała się czuć. Nie zbliżał się więcej do łóżka. Szeroko otworzył oba okna, żeby wpuścić do środka świeże, wiosenne powietrze. Zaciągnął zasłony, by światło nie raziło jej w oczy.
Przyglądał się ukradkiem leżącej postaci. Zastanawiał się, jak to się stało, że dzień, który zaczął się zupełnie zwyczajnie, przyjął tak zaskakujący bieg. Delikatnym ruchem poprawił kołdrę.
– Jak odpoczniesz, będziemy musieli porozmawiać – powiedział cicho. – Już prawie południe. Przygotuję coś lekkiego do jedzenia. Musisz się wzmocnić. – Przystanął w drzwiach, czekając na odpowiedź.
Gracie bezskutecznie usiłowała ogarnąć sytuację. Cała ta scena wydawała się jakby wyjęta z jakiegoś dziwacznego snu. Ten postawny mężczyzna zajmował się nią troskliwie, ale wyczuwała w nim niechęć. Miał ciekawą twarz, którą trudno zapomnieć; raczej charakterystyczną niż piękną. Lekko garbaty nos, usta jakby wyrzeźbione z granitu i wydatne kości policzkowe, które podkreślały głęboką czerń oczu.
Kruczoczarne włosy spadały mu na twarz. Emanowała od niego jakaś dzikość. Gracie zapragnęła pogłaskać go po głowie i naocznie sprawdzić, czy czarne fale były tak miękkie i jedwabiste, jak jej się wydawało.
Idealnie umięśnione ramiona i tors były opalone na złotobrązowy kolor. Absolutnie perfekcyjny obraz zakłócały trzy niewielkie blizny w okolicach klatki piersiowej. Bardzo chciała dotknąć każdej z nich. Nie przyznawała się sama przed sobą, jak wielkie wywarł na niej wrażenie.
Nie doczekawszy się żadnej reakcji z jej strony, Gareth wyszedł z sypialni, cicho zamykając za sobą drzwi. Gracie zapadła w niespokojną drzemkę, przerywaną odczuciem bólu i samotności.
Po jakimś czasie wrócił z tacą, którą umieścił na szafce obok łóżka. Włączył niewielką lampkę nocną z kremowym, jedwabny abażurem. Delikatne światło było kojące.
– Spróbuj usiąść i coś zjeść – odezwał się.
Gracie miała na końcu języka tysiące pytań, ale smakowity zapach dolatujący z ceramicznego, ręcznie wykonanego naczynia sprawił, że zaburczało jej w brzuchu. Udawał, że nic nie słyszał i bez słowa pomógł jej przyjąć pozycję siedzącą. Wydawał się zupełnie obojętny. Natomiast Gracie czuła przeszywające gorąco w miejscach, gdzie jej dotknął.
Kiedy już siedziała oparta o poduszki, podał jej tacę. Poruszyła nogą i wstrzymała oddech z bólu. Do tej pory była przekonana, że doznała wyłącznie urazu głowy.
– Jacob założył ci sześć lub siedem szwów na łydce – powiedział, odgadując jej myśli. – Uderzyłaś o ostry kamień, kiedy… – Przerwał skonsternowany. Przysiadł na krześle i w milczeniu obserwował, jak je.
Gdyby nie była tak głodna, czułaby się nieswojo. On, a może ktoś inny, przygotował rosół wymagający znacznie więcej wysiłku niż sięgnięcie po puszkę z gotowym produktem i rozcieńczenie go w wodzie. W aromatycznym bulionie pływały kawałki białego mięsa z piersi kurczaka, plasterki marchwi, słupki selera i innych warzyw. Sięgnęła po jeszcze ciepły kawałek pszennego chleba i zjadła z pośpiechem. Nie zamienili ze sobą ani jednego słowa, dopóki nie opróżniła talerza, a właściwie ceramicznej miski. Kiedy skończyła, Gareth zabrał tacę i usiadł na krześle ze skrzyżowanymi rękami.
Miał na sobie lekko wyblakłe dżinsy i był boso. Do tego włożył bordową koszulę z kołnierzykiem, wykonaną z ręcznie tkanego materiału. Inny mężczyzna mógłby prezentować się w takim stroju nieco groteskowo, ale on wyglądał zupełnie naturalnie. Wyjątkowy kolor i tkanina tylko podkreślały jego nietuzinkową urodę i męską pewność siebie.
Starała się w nieskończoność odwlekać moment udania się do toalety. Obawiała się, że bez jego pomocy nie będzie mogła podnieść się z łóżka. Chora noga zdawała się odmawiać posłuszeństwa. Po chwili jednak złapała równowagę i jakoś dowlekła się do łazienki.
Było to ogromne pomieszczenie z podłogą wyłożoną naturalnym kamieniem i przeszkloną kabiną prysznicową. Oczyma wyobraźni ujrzała potężną sylwetkę tajemniczego mężczyzny. Po jego nagim ciele spływały krople wody.
Ugięły się pod nią kolana. Mimo choroby i osłabienia miała świadomość, jak był seksowny. Wychodząc z łazienki, popełniła wielki błąd i spojrzała w lustro. Własne odbicie zupełnie ją rozstroiło. Była tak blada, że piegi zdawały się jeszcze ciemniejsze, jak kolorowe kropki naklejone na biały papier. Fryzura przypominała rozpadające się ptasie gniazdo.
Bez większego poczucia winy otworzyła szufladę i grzebała w niej, aż znalazła grzebień. Kiedy usiłowała rozczesać najbardziej splątane pasma, trafiła na bolące miejsce i bezwiednie krzyknęła z bólu. W okamgnieniu Gareth znalazł się obok, nawet kurtuazyjnie nie zapukał.
– Co się stało? Znowu zrobiło ci się słabo?
Po chwili zorientował się, co spowodowało nagły krzyk.
– Nie rób tego – mruknął, biorąc ją na ręce.
Kiedy znalazła się w łóżku, przyłożył lód na chore miejsca, podał jej dwa środki przeciwbólowe i szklankę mleka.
Czuła się trochę jak chore dziecko pod troskliwą opieką jednego z rodziców, chociaż sama reagowała na obcego mężczyznę jak dojrzała kobieta.
– Nie wychodź – poprosiła, widząc, że on zmierza do drzwi. – Nie zostawiaj mnie samej – dodała, rumieniąc się w obawie, że mógł odczytać jej myśli.
Ponownie rozsiadł się na krześle.
– Nic ci nie grozi. Jacob twierdzi, że szybko wyzdrowiejesz – powiedział obojętnym, nieco szorstkim tonem.
Chyba musiała się wcześniej mylić, doszukując się w jego słowach cienia czułości i współczucia. Tym razem jego głos brzmiał podejrzliwie i wrogo.
– Mieszkasz razem z bratem? – spytała, obracając w palcach brzeg prześcieradła.
– Po sąsiedzku. On ma dom w okolicy. – Zmarszczył brwi. – Po co tu przyjechałaś?
Znowu poczuła się słaba i zupełnie bezradna. Zsunęła się z poduszki i zaczęła wpatrywać w uchylone okno.
– Nie wiem – odparła drętwym głosem.
– Spójrz na mnie.
Z niechęcią zwróciła głowę w jego kierunku.
– To, co mówisz, nie ma najmniejszego sensu.
Przygryzła dolną wargę, powstrzymując napływające do oczu łzy.
– Jesteś zdenerwowany. To z mojego powodu?
Gdyby mu się tak bacznie nie przyglądała, mogłaby nie zauważyć, że przez ułamek sekundy w jego oczach pojawiła się panika, a palce zacisnęły się na poręczach krzesła.
– Nie. – Wzruszył ramionami. – Wkrótce poczujesz się na tyle dobrze, że będziesz mogła wyjechać.
Nie miała najmniejszych wątpliwości, że kłamie. Czuła, że nie była w tym domu mile widzianym gościem. Odrzuciła gwałtownym ruchem kołdrę
– Pójdę sobie.
– Nie bądź śmieszna – odparł z gniewnym błyskiem w oku. – Dzisiaj nie jesteś w stanie nigdzie się ruszyć, ale w
ciągu najbliższych dni musisz opuścić mój dom. Im szybciej, tym lepiej.
Pulsujący ból przeszywał jej skronie. Ogarnięta złymi przeczuciami znowu międliła w palcach róg prześcieradła. To był jej sposób na opanowanie ataku histerii.
– Proszę – wyszeptała ledwie słyszalnym głosem.
– O co? – spytał zupełnie zbity z tropu.
– Proszę, powiedz mi, kim jestem.
Tytuł oryginału: Into His Private Domain
Pierwsze wydanie: Harlequin Desire, 2012
Redaktor serii: Ewa Godycka
Redakcja: Małgorzata Pogoda
Korekta: Joanna Rososińska
© 2012 by Janice Maynard
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp.z o.o., Warszawa 2014, 2015
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne.
Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Harlequin i Harlequin Gorący Romans są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25
www.harlequin.pl
ISBN: 978-83-276-1850-4
Konwersja do formatu EPUB: Legimi Sp. z o.o. | www.legimi.com