Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Letnie rytuały są wyborem czterdziestu lat pracy poetyckiej Grzegorza Wróblewskiego. Już jako młody twórca dwukrotnie został wyróżniony Konkursie na Brulion Poetycki. Utwory prezentowane w niniejszym zbiorze były drukowane w najbardziej prestiżowych pismach i wydawnictwach, m.in. w „brulionie”, paryskiej „Kulturze”, „Bibliotece Narodowej”, nieistniających już, ale legendarnych „Kartce” i „Lampie”. Wiele z nich zostało tłumaczone na kilkanaście języków.
Letnie rytuały to rejestr ze światów, sytuacji kosmicznych stołecznego Dolnego Mokotowa, a następnie z jego „bazy”, na wyspie Zelandii w Kopenhadze, a także z Nowego Jorku, Londynu, Kioto, gdzie Wróblewski często przebywał i tam prowadził swój poetycki „dziennik życia”. Dziennik o losie (nie zawsze optymalnym) człowieka na Ziemi. Na obrzeżach Drogi Mlecznej. To wiersze o przeznaczeniu, naszym losie i duchowych peregrynacjach autora.
Urodzony w 1962 roku w Gdańsku, wychowany w Warszawie, od 1985 roku mieszka w Kopenhadze. Wróblewski to nie tylko znakomity poeta, prozaik i dramaturg, ale „człowiek-orkiekstra” – nagradzany malarz, którego wystawy indywidudalne pokazywane były w wielu krajach, autor instalacji, współtwórca zespołu SLURP, często występujący razem z muzykami alternatywnymi, rockowymi bądź jazzowymi.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 58
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
redaktor prowadzący
Paweł Orzeł
projekt okładki
Anna Sztwiertnia
korekta
Jakub Nowacki, Andrzej Śnioszek
© Copyright by Grzegorz Wróblewski
© Copyright for this edition Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2022
Wydanie pierwsze
Warszawa 2022
Państwowy Instytut Wydawniczy
ul. Foksal 17, 00–372 Warszawa
tel. 22 826 02 01
e-mail: [email protected]
Księgarnia internetowa www.piw.pl
www.fb.com/panstwowyinstytutwydawniczy
Twenty, twenty, twenty-four hours to go
I wanna be sedated
Nothing to do, nowhere to go, oh
I wanna be sedated
Ramones
gatunek
to ja i on
jeżeli my razem
to ja
nie
Rozwinąłem papier.
Wyciągnąłem kanapkę i szybko przytknąłem do ust.
Chleb z masłem i żółtym serem.
Nieźle, całkiem nieźle – pomyślałem.
Ten obok też coś wcinał.
Nie potrafiłem dojrzeć co. – Ty! co masz? – zapytałem.– Z masłem i mielonką! – wrzasnął.
Oklapłem na wyrko.
Z masłem.
Z masłem i mielonką.
Mielonka i masło krążyły po mej głowie.
Ciamkałem powoli kanapkę, zastanawiając się
nad przedziwnym brzmieniem słowa – mielonka.
Masło odstawiłem na kiedy indziej.
Leżałem długo odurzony.
Nie potrafiłem się zmusić do logicznego myślenia.
Ten obok przeglądał w lusterku zęby.
Macał je paluchami i mruczał coś pod nosem. – Ty! co tam? – zapytałem go. – Chwytam zębami pokarm, a potem go rozdrabniam.
Więcej nie odezwał się do mnie.
Ustały mu czynności.
Nieźle, całkiem nieźle – pomyślałem.
oglądam paznokcie
ze zdziwieniem
to chyba jakaś
ROGOWACIZNA
nagle dreszcz
skąd mi to
przyszło do głowy
to słowo
jest przecież
tyle innych
Penetrowałem różne zakątki świata.
Uwagę moją zwróciło pewne zagłębienie.
Mała rysa na jednej z zielonych ławek.
Rysa była nienormalnie wydłużona.
Przypominała swym wyglądem oceaniczną rybę.
Miała odpowiedni, opływowy kształt.
Uznałem jednak, że trop ten jest na pewno fałszywy.
Pożeglowałem więc przed siebie.
Odwróciłem głowę w przeciwnym kierunku.
Czekał tam na mnie całkiem nowy obszar.
pod września
miesiąca koniec
ery wychyliłem
głowę na zewnątrz
oko mieszkania
i natknąłem się
na jesieni początek
duńskiej ujrzałem
liści pióropusz
żółtopomarańczowych
wetknięty w szyję
zielonej butelki
a naklejki nie było
może po piwie
Tuborg bo rozmył ją
silny deszcz od
tygodnia więc schowałem
głowę z powrotem oko
do swojego mieszkania
sztorm
Umiem zatrzymać oddech
na kilkanaście minut.
Na ile wyglądam lat? – zapytał guru.
Na 65 – odpowiedziałem.
Pomyłka, mam 70. Czy coś
w życiu potrafisz?
Potrafię rozmawiać z psami – rzekłem wspominając Aresa.
Guru spojrzał na mnie
lękliwie, wypowiedział
tajemnicze zaklęcie i szybko
opuścił salę.
Pewna kobieta z Perth
przypaliła białą serwetę.
ŻYJESZ BEZ BOGA BO NIE MA TU BOGA ZABRALI NAM
BOGA PŁYNIE KREW BOGA NIE WIERZYSZ W BOGA
WSZYSTKO PRZEZ BOGA BO NIE MA BOGA
CZY WIDZIAŁ KTOŚ BOGA? MÓDL SIĘ DO BOGA
GROŹNEGO BOGA ZABILI NAM BOGA NIE WIERZYSZ W BOGA
ZWRÓĆCIE NAM BOGA! ŻĄDAMY TU BOGA!
ZDRADZIŁEM BOGA CZY WIDZIAŁ KTOŚ BOGA?
BOGA OTRULI BO NIE MA JUŻ BOGA ZABRALI NAM
BOGA MÓWIĘ DO BOGA POTRZEBA WAM BOGA!
BOGA NA BOGA WSZYSTKO PRZEZ BOGA! A BOGA
TU NIE MA CZY WIDZIAŁ KTOŚ BOGA? BOGA
MIŁUJCIE ZDRADZIŁEM BOGA WINA JEST BOGA
NIE WIERZYSZ W BOGA? ŻĄDAM TU BOGA!
BOGA I BOGA MÓDL SIĘ DO BOGA
WYRZEKNIJ SIĘ BOGA BO NIE MA TU BOGA
BOGA ZABILI ŻYJESZ BEZ BOGA POTRZEBA CI
BOGA A BOGA TU NIE MA CZY WIDZIAŁ KTOŚ
BOGA? JA WIERZĘ W BOGA I ŻĄDAM TU BOGA!
PŁYNIE KREW BOGA BO WSZYSTKO PRZEZ BOGA
Na stoliku zobaczyłem:
kolorową puszkę z niemieckimi piernikami w środku,
futerał na okulary, nożyczki i mydełko krawieckie,
czterowkładowy gruby długopis, 2 pudełka zapałek,
„LITERATURĘ NA ŚWIECIE” – nr 7 z 1986 roku,
3 tabletki przeciw grypie firmy H. Lundbeck A/S,
list z Polski od Mariana i reklamówkę nowego
miesięcznika „GØR DET SELV”.
Oglądałem to bogactwo świata przez cały tydzień.
A potem mnie zabrali.
Cztery razy grubą kasjerkę z Brugsena
pięć razy miejscowego pijaczka – poetę Pierra
może ze sto razy sąsiada Christiansena
następnie tłustego pekińczyka (który na mnie warczy) – może z dziesięć razy
jego właścicielkę, w tym układzie – też z dziesięć razy
pana Pakistana prowadzącego kiosk – niezliczoną ilość razy
czyli… oni też mnie musieli
jeżeli ja ich tyle razy, to oni mnie również
ciekawe, ile razy?
publiczny dom (250 od łebka)
rzeźnia (słodkawy, mdły zapach)
fryzjer (obcina nieżywych już staruszków)
to jest moja duńska przestrzeń
a konkretnie valby ulica długa
zmęczony malarz w białym kombinezonie
wchodzi, załatwia błyskawicznie miłość
i odjeżdża furgonem, z którego
wystaje mu składana drabinka
(rzeźnik zbiera z ulicy czerwoną maź)
a ja nie potrafię tak znienacka
wejść i równie szybko wyjść