Macedonia Północna. W rytmie oro - Justyna Mleczak - ebook
NOWOŚĆ

Macedonia Północna. W rytmie oro ebook

Justyna Mleczak

3,5

Opis

Co wspólnego ma ajwar z wiertarką?
Dlaczego w Macedonii nie chodzi się do restauracji w pojedynkę?
Czemu Skopje nazywane jest perłą brutalizmu?

Macedonia, wciśnięta między Albanię, Kosowo, Grecję, Serbię i Bułgarię, leży na kulturowym rozdrożu Bałkanów. Przewodnicy lubią opowiadać, że gdziekolwiek wbijesz łopatę, dokopiesz się do starożytnych zabytków. To tutaj przez lata zderzały się wpływy Wschodu i Zachodu, co widać nie tylko w architekturze, ale też w zwyczajach czy historii – dopiero w 2019 roku państwo zyskało oficjalną nazwę Macedonia Północna.
Autorka zaprasza nas w podróż angażującą zmysły: od słynnego Jeziora Ochrydzkiego przez tajemniczy skopijski bazar, zachwycający Kanion Matka aż po nieznane turystom miejsca, gdzie czas się zatrzymał. Prowadzi po górskich szlakach, zabiera do jaskiń i… klasztorów. Przybliża także kulinarne oblicze kraju, w którym zapach kawy po turecku podanej ze słodkim slatko miesza się z wszechobecnym aromatem papryki. Dzięki temu Macedonia, nieodkryta perła Bałkanów, staje się o wiele bliższa.

Jak dobrze, że Justyna Mleczak zrobiła sobie kiedyś nieplanowany przystanek w Skopje! Zatrzymała się, zachwyciła i wsiąkła. Jej Macedonia Północna to burek, rakija i ochrydzkie perły, ale też narodowe kompleksy, podziały i wrzenia. To kraj, który wciąż się staje, choć ma przecież tradycje sięgające starożytności. Fascynująca lektura!
Dionisios Sturis

Justyna Mleczak, która zna Macedonię od podszewki, odsłania przed nami ten kraj warstwa po warstwie. Nasza jesteś – słyszy autorka od przyjaciółki z Macedonii. Dzięki Justynie Mleczak Macedonia ma szansę stać się też trochę nasza.
Sylwia Siedlecka

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 264

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,5 (4 oceny)
1
2
0
0
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
haniap87

Nie polecam

nudna książka historyczna pisana zza biurka. Zero żywych ludzi kontaktu przygód. zbiór nudnych faktów rodem z wikipedii wydany jako książka
00



Co­py­ri­ght © Ju­styna Mle­czak, 2024 Co­py­ri­ght © Wy­daw­nic­two Po­znań­skie sp. z o.o., 2024
Re­dak­torka pro­wa­dząca: We­ro­nika Ja­cak
Mar­ke­ting i pro­mo­cja: Agata Gać
Re­dak­cja: Ida Świer­kocka
Kon­sul­ta­cja me­ry­to­ryczna: Zvonko Di­mo­ski
Ko­rekta: Ka­ta­rzyna Dra­gan, Da­mian Paw­łow­ski
Pro­jekt ty­po­gra­ficzny i ła­ma­nie: Grze­gorz Ka­li­siak | Pra­cow­nia Li­ter­nic­twa i Gra­fiki
Pro­jekt okładki i stron ty­tu­ło­wych: Ula Pą­gow­ska
Fo­to­gra­fia na okładce: © Ozbalci | iStock
Fo­to­gra­fie we wnę­trzu: s. 35, 43, 82, 94, 190, 202-203, 210-211, 244, 250-251, 270-271, 292, 293, 294, 295, 300, 301, 304, 316, 317 | Alamy Stock Photo; s. 138-139 © Ra­fał So­liń­ski
Po­zo­stałe fo­to­gra­fie we wnę­trzu i fo­to­gra­fia au­torki na okładce po­cho­dzą z ar­chi­wum au­torki.
Ze­zwa­lamy na udo­stęp­nia­nie okładki książki w in­ter­ne­cie.
ISBN 978-83-68158-42-7
Wy­daw­nic­two Po­znań­skie Sp. z o.o. ul. Fre­dry 8, 61-701 Po­znań tel. 61 853-99-10re­dak­cja@wy­daw­nic­two­po­znan­skie.plwww.wy­daw­nic­two­po­znan­skie.pl
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

Wiemy, że wiele po­dróży za­czyna się w domu, w za­ci­szu wy­god­nego fo­tela z książką w dłoni. Dla­tego stwo­rzy­li­śmy se­rię po­dróż­ni­czą, w któ­rej dzie­limy się oso­bi­stymi opo­wie­ściami o miej­scach bli­skich i da­le­kich. Wy­da­jemy książki pełne lo­kal­nych sma­ków i nie­za­po­mnia­nych za­pa­chów. Przy­bli­żamy kul­turę, ję­zyk i hi­sto­rię da­nego kraju. Po­ru­szamy te­maty za­an­ga­żo­wane spo­łecz­nie i po­li­tycz­nie, a jed­no­cze­śnie po­ka­zu­jemy co­dzienne ży­cie miesz­kań­ców oraz nie­zwy­kłe miej­sca, któ­rych nie znaj­dzie­cie w prze­wod­ni­kach.

Dzięki na­szym książ­kom każdy dzień jest po­dróżą.

W SE­RII PO­DRÓŻ­NI­CZEJ WY­DAW­NIC­TWA PO­ZNAŃ­SKIEGO DO­TYCH­CZAS UKA­ZAŁY SIĘ:

Na­ta­lia Ko­ła­czek I cóż, że o Szwe­cji

Anna Ku­rek Szczę­śliwy jak ło­soś. O Nor­we­gii i Nor­we­gach

Ma­ciej Brencz Fa­rer­skie ka­dry. Wy­spy, gdzie owce mó­wią do­bra­noc

Mag­da­lena Ge­now Buł­ga­ria. Złoto i ra­kija

Alek­san­dra Michta-Jun­tu­nen Fin­lan­dia. Sisu, sauna i sal­miakki

Mi­ko­łaj Bu­czak So­bre­mesa. Spo­tkajmy się w Hisz­pa­nii

Agnieszka Ka­miń­ska Szwaj­ca­ria. Po­dróż przez raj wy­my­ślony

Agnieszka Kraw­czyk Ru­mu­nia. Al­ba­stru, ciorba i wino

Da­mian Ha­daś Ala­ska. Przy­sta­nek na krańcu świata

Ka­ta­rzyna Łoza, Ukra­ina. So­roczka i ki­szone ar­buzy

Iza­bela No­wek, Al­ba­nia. W szpo­nach czar­nego orła

Syl­wia Iza­bela Schab, Da­nia. Tu mieszka spo­kój

Zu­zanna Ci­chocka, Sło­we­nia. Mały kraj wiel­kich od­le­gło­ści

Łu­kasz Grze­si­czak, Sło­wa­cja. Apa­cze, ko­smos i ha­luszki

Ca­thy Yan­dell, Fran­cja. Ra­dość ży­cia, prze­ło­żyła Do­rota Ma­lina

Kla­rze, za prze­dłu­żony ter­min waż­no­ści

WSTĘP

Bał­ka­ni­styka nie była moim pierw­szym wy­bo­rem. Fa­scy­no­wał mnie Kau­kaz, spo­glą­da­łam ra­czej na wschód niż na po­łu­dnie. O Bał­ka­nach za­de­cy­do­wał przy­pa­dek i ro­dzinny road trip. Gdy w lipcu 2015 roku za­trzy­ma­li­śmy się w Sko­pje, nie wie­dzia­łam nic o tym mie­ście. Nie do­tar­li­śmy do ča­ršiji[1*], nie prze­kro­czy­li­śmy Ka­mien­nego Mo­stu, omi­nę­li­śmy wszyst­kie „bru­tale”, czyli mo­der­ni­styczne bu­dynki, po­wstałe po trzę­sie­niu ziemi w 1963 roku. To był bar­dzo krótki przy­sta­nek w dro­dze do Al­ba­nii – wy­star­czył jed­nak, by roz­bu­dzić moją cie­ka­wość. Za­nim do­je­cha­li­śmy do gra­nicy z Al­ba­nią, w my­ślach już skła­da­łam pa­piery na bał­ka­ni­stykę.

Pierw­szy lek­to­rat ję­zyka ma­ce­doń­skiego wspo­mi­nam nie­mal jak pierw­szą randkę. Cze­ka­łam na te za­ję­cia z cie­ka­wo­ścią i lekką obawą. Tra­fi­łam do grupy pierw­szo­rocz­nia­ków, bo jako je­dyna na stu­diach ma­gi­ster­skich do­piero za­czy­na­łam przy­godę w świe­cie po­łu­dnio­wo­sło­wiań­skim. Po dzie­więć­dzie­się­ciu mi­nu­tach lek­cji za­dzwo­ni­łam pod­eks­cy­to­wana do mamy: „Mamo, ten ję­zyk jest prze­cu­downy!”. Mia­łam szczę­ście tra­fić na wspa­nia­łego na­uczy­ciela ma­ce­doń­sko­ści – Zvonko Di­mo­skiego. To dzięki niemu pierw­sze za­uro­cze­nie prze­kształ­ciło się w za­an­ga­żo­wa­nie i od­da­nie. Na za­ję­ciach prze­ra­bia­li­śmy nie tylko za­wi­ło­ści po­dwój­nego do­peł­nie­nia czy róż­nice po­mię­dzy aory­stem i im­per­fec­tum, lecz także słu­cha­li­śmy mu­zyki, pa­rzy­li­śmy kawę po tu­recku i tań­czy­li­śmy oro (ina­czej kolo, wy­ko­ny­wany w kole ta­niec lu­dowy[2*]). I to Zvonko po­zwo­lił mi zo­stać przy­ja­ciółką jego przy­ja­ciół, co znacz­nie uła­twiło mi za­pusz­cze­nie ko­rzeni w Ma­ce­do­nii.

Je­sie­nią 2016 roku za­miesz­ka­łam w Sko­pje, na sześć mie­sięcy zo­sta­jąc stu­dentką Uni­wer­sy­tetu Świę­tych Cy­ryla i Me­to­dego. Już w pierw­szym ty­go­dniu po­bytu za­ło­ży­łam bloga[3*], który w ko­lej­nych la­tach zmie­nił się w je­dyne pol­skie miej­sce w in­ter­ne­cie tak szcze­gó­łowo po­świę­cone za­po­mnia­nej by­łej ju­go­sło­wiań­skiej re­pu­blice. Wtedy jesz­cze by­łam prze­ko­nana, że tuż po obro­nie pracy ma­gi­ster­skiej moja przy­goda z Ma­ce­do­nią się skoń­czy. Nie po­tra­fię po­wie­dzieć, w któ­rym do­kład­nie mo­men­cie zro­zu­mia­łam, że choć nie­szcze­gól­nie je­stem skora do tańca, to dźwięki ma­ce­doń­skich utwo­rów lu­do­wych spra­wiają, że nogi same wy­bi­jają rytm, a po prze­kro­cze­niu gra­nicy (każ­dej!) z Ma­ce­do­nią, ra­miona roz­luź­niają się i na twa­rzy po­ja­wia się uśmiech. Na pewno za­częło się nie­po­zor­nie – od wa­ka­cji w 2017 roku – gdy jako prze­wod­niczka dla pol­skich tu­ry­stów w Al­ba­nii dwa razy w ty­go­dniu po­ja­wia­łam się w Ochry­dzie, żeby pro­wa­dzić wy­cieczkę. W tam­tym se­zo­nie po­ka­za­łam mia­sto kil­ku­set oso­bom. I po­czu­łam, że za­ko­chuję się w tym miej­scu. I że chcę się dzie­lić tym uczu­ciem z in­nymi.

O Ma­ce­do­nii pi­szę i opo­wia­dam od ośmiu lat. Ten kraj wzbu­dza we mnie wiele emo­cji: od za­uro­cze­nia i tę­sk­noty po roz­go­ry­cze­nie i złość. Ni­gdy jed­nak obo­jęt­ność. Jako pi­lotka wy­cie­czek, au­torka ar­ty­ku­łów czy pre­le­gentka mam oka­zję prze­ka­zy­wać swoją fa­scy­na­cję Bał­ka­nami ty­siącom osób. I znana je­stem z tego, że nie­za­leż­nie od kraju, w któ­rym aku­rat opro­wa­dzam, za­wsze znajdę spo­sób, by wtrą­cić kilka – no może kil­ka­na­ście – słów o Ma­ce­do­nii.

Na Alek­san­drze Ma­ce­doń­skim, któ­rego po­mniki znaj­dują się w dzie­siąt­kach ma­ce­doń­skich miast, wiel­kość „im­pe­rium” jego rze­ko­mych spad­ko­bier­ców nie zro­bi­łaby wra­że­nia. Po­wierzch­nia ca­łej Re­pu­bliki Ma­ce­do­nii Pół­noc­nej to 25 713 km2, co od­po­wiada mniej wię­cej wiel­ko­ści wo­je­wódz­twa lu­bel­skiego. W ca­łej Ma­ce­do­nii mieszka mniej osób (1 836 713)[1], niż li­czy po­pu­la­cja War­szawy (1 861 644)[2]. Jed­no­cze­śnie to wła­śnie to nie­wiel­kie te­ry­to­rium było przed­mio­tem po­żą­da­nia mo­carstw, wie­lo­krot­nie prze­cho­dząc z rąk do rąk, a ślady naj­więk­szych im­pe­riów roz­pro­szone są po ca­łym pań­stwie. Tu­ry­styczny po­ten­cjał kraju jest ogromny, i to za­równo ze względu na liczbę za­byt­ków z róż­nych okre­sów, jak i wa­runki przy­rod­ni­cze. Nie­stety pol­skie biura po­dróży wciąż zdają się spi­sy­wać Ma­ce­do­nię na straty ze względu na brak do­stępu do mo­rza. „Ma­ce­doń­skie mo­rze”, Je­zioro Ochrydz­kie, naj­głęb­sze je­zioro na Bał­ka­nach i naj­star­sze w Eu­ro­pie[3], jest jed­nym z nie­wielu miejsc po­ja­wia­ją­cych się w ma­ce­doń­skich pla­nach po­dróży pol­skich tu­ry­stów.

A Ma­ce­do­nia na­prawdę ma wiele do za­ofe­ro­wa­nia. Mnie naj­bar­dziej za­chwy­cają góry. Sama Ochryda przy­wo­dzi nie­któ­rym na myśl wło­skie je­zioro Garda, ze względu na oto­cze­nie ze wszyst­kich stron przez góry, które od­bi­jają się w ta­fli je­ziora. Spo­ty­ka­łam się rów­nież z in­nymi po­rów­na­niami, od­da­ją­cymi ukształ­to­wa­nie geo­gra­ficzne Ma­ce­do­nii, jak choćby „Ty­bet Eu­ropy”, czyli Park Na­ro­dowy Ma­vrovo, czy „Mała Szwaj­ca­ria”, okre­śle­nie opi­su­jące Be­rovo we wschod­niej Ma­ce­do­nii. Zna­jomi Ma­ce­doń­czycy przy­znają ze śmie­chem, że gdyby Ma­ce­do­nię „roz­pra­so­wać”, jej te­ry­to­rium zwięk­szy­łoby się kil­ku­krot­nie – znaj­duje się tu kil­ka­dzie­siąt pasm gór­skich, a osiem­na­ście naj­wyż­szych szczy­tów li­czy po­nad 2000 m n.p.m. Naj­wyż­szym z nich jest Go­lem Ko­rab w pół­nocno-wschod­niej Ma­ce­do­nii, wspólny dla Ma­ce­do­nii i Al­ba­nii, się­ga­jący 2764 m n.p.m. Dzięki ukształ­to­wa­niu te­renu kraj jest co­raz czę­ściej wy­bie­ra­nym kie­run­kiem przez wiel­bi­cieli trek­kin­gów, ko­lar­stwa gór­skiego, a także nar­ciar­stwa po­za­tra­so­wego (fre­eskiing). Ma­ce­do­nia znana jest rów­nież z do­sko­na­łych wa­run­ków do upra­wia­nia pa­ra­lot­niar­stwa (naj­bar­dziej znane pa­ra­lot­nia­rzom są Kru­ševo, Pri­lep oraz oko­lice Ochrydy).

Geo­gra­fia kraju zde­cy­do­wała o tym, że przez wieki ho­dowla zdo­mi­no­wana była przez kozy i owce. Nic więc dziw­nego, że ma­ce­doń­skie sery, z któ­rych za naj­lep­sze uznaje się te z re­gionu ma­vrow­skiego na za­cho­dzie oraz oko­lic Be­rova na wscho­dzie, sta­no­wią nie­od­łączny ele­ment lo­kal­nej kuchni. Jed­nak to nie góry, lecz roz­cią­ga­jąca się od Sko­pje po Ge­vge­liję przy gra­nicy z Gre­cją Do­lina War­daru spra­wiła, że w cza­sach Ju­go­sła­wii Ma­ce­do­nia za­opa­try­wała po­zo­stałe re­pu­bliki w pro­dukty rolne, wa­rzywa i owoce. To wła­śnie w cen­tral­nej i po­łu­dniowo-wschod­niej Ma­ce­do­nii sku­pia się więk­szość uprawy wi­no­ro­śli i znaj­duje się naj­więk­sza liczba win­nic. Wino jest naj­waż­niej­szym pro­duk­tem eks­por­to­wym, a ma­ce­doń­skie grona zdo­by­wają co­raz więk­sze uzna­nie wśród świa­to­wych ko­ne­se­rów. Jesz­cze w dru­giej po­ło­wie mi­nio­nego stu­le­cia ma­ce­doń­ski ty­toń po­zy­ski­wany był przez naj­więk­szych świa­to­wych pro­du­cen­tów pa­pie­ro­sów i wy­ro­bów ty­to­nio­wych – oczy­wi­ście ze względu na do­sko­nałą ja­kość. Do dzi­siaj w oko­li­cach Pri­lepu ob­ser­wo­wać można cały pro­ces uprawy, zbio­rów i su­sze­nia li­ści ty­to­niu, a na obrze­żach mia­sta po­ło­żony jest In­sty­tut Ba­dań nad Ty­to­niem. Tu­taj też mie­ści się ogromne Mu­zeum Ty­to­niu – fa­scy­nu­jący obiekt li­czący kilka ty­sięcy przed­mio­tów, o któ­rych ze swadą i lek­ko­ścią opo­wiada Alek­san­der, straż­nik hi­sto­rii in­sty­tutu.

Wci­śnięta mię­dzy Al­ba­nię, Ko­sowo, Gre­cję, Ser­bię i Buł­ga­rię, Ma­ce­do­nia jest kul­tu­ro­wym roz­dro­żem Bał­ka­nów. Prze­wod­nicy lu­bią opo­wia­dać, że wy­star­czy wbić ło­patę w do­wol­nym miej­scu kraju, by do­trzeć do za­bytku się­ga­ją­cego sta­ro­żyt­no­ści. Tu­taj krzy­żo­wały się an­tyczne szlaki han­dlowe, a po­zo­sta­ło­ściami jed­nej z nich – rzym­skiej drogi Via Egna­tia – wciąż można przejść, je­śli do­brze po­szu­kać w la­sach w oko­li­cach Je­ziora Ochrydz­kiego. W ar­chi­tek­tu­rze Za­chód spo­tyka się ze Wscho­dem, w pra­wo­sław­nych cer­kwiach znaj­dują się wi­ze­runki rzym­skich pa­pieży, a bi­zan­tyj­skie świą­ty­nie uroz­ma­icają cha­rak­te­ry­styczne drew­niane ak­centy, z któ­rych sły­nęli sny­cer­scy mi­strzo­wie z tego re­gionu. To wła­śnie pra­wo­sławna sztuka sa­kralna i zwią­zane z nią iko­no­pi­sar­stwo oraz rzeźba w drew­nie, wzbo­ga­cane nie­kiedy przez rze­mio­sło fi­li­granu[4*], są jed­nym z naj­więk­szych kul­tu­ro­wych skar­bów Ma­ce­do­nii. Śre­dnio­wieczne ikony czy fre­ski, za­cho­wane w nie­któ­rych ze świą­tyń, ucho­dzą za naj­cen­niej­sze za­bytki z okresu tak zwa­nego re­ne­sansu Pa­le­olo­gów, sztuki schyłku Ce­sar­stwa Bi­zan­tyj­skiego (po­łowa XIII do po­łowy XV wieku).

Nie ma jed­nej Ma­ce­do­nii. Na­zwa ta prze­miesz­cza się na ma­pie, roz­sze­rza i kur­czy, od po­nad dwóch i pół ty­siąca lat. Na­wet dziś słowo „Ma­ce­do­nia” okre­ślać może przy­naj­mniej trzy różne re­giony: Ma­ce­do­nię Pi­ryń­ską, re­gion w po­łu­dniowo-za­chod­niej Buł­ga­rii, Ma­ce­do­nię Egej­ską, pół­nocną część Gre­cji, roz­cią­ga­jącą się od gra­nicy z Al­ba­nią po Tur­cję, oraz Ma­ce­do­nię War­dar­ską. I to tej ostat­niej po­świę­cona jest ta książka. Ma­ce­do­nia War­dar­ska od­po­wiada – w przy­bli­że­niu – Re­pu­blice Ma­ce­do­nii Pół­noc­nej.

Ma­ce­do­nia Pół­nocna – tak od 2019 roku brzmi ofi­cjalna na­zwa tego kraju. Wcze­śniej, przez po­nad ćwierć wieku, w sto­sun­kach dy­plo­ma­tycz­nych i na fo­rum mię­dzy­na­ro­do­wym obo­wią­zy­wała na­zwa „tym­cza­sowa” FY­ROM – For­mer Yugo­slav Re­pu­blic of Ma­ce­do­nia. Na­zew­ni­czy im­pas był wy­ni­kiem kon­fliktu grecko-ma­ce­doń­skiego. Gdy 8 wrze­śnia 1991 roku Ma­ce­do­nia wy­szła ze struk­tur ju­go­sło­wiań­skich i ogło­siła nie­pod­le­głość, przyj­mu­jąc kon­sty­tu­cyjną na­zwę Re­pu­blika Ma­ce­do­nii, po­łu­dniowy są­siad uznał to za za­własz­cze­nie kul­tu­rowe. Zgod­nie z grecką nar­ra­cją prawo do uży­wa­nia tej na­zwy ma wy­łącz­nie pół­nocny re­gion Gre­cji ze sto­licą w Sa­lo­ni­kach, tak zwana Ma­ce­do­nia Egej­ska. Spór o na­zwę za­mknął Ma­ce­do­nii drogę naj­pierw do Unii Eu­ro­pej­skiej, a na­stęp­nie do NATO, Gre­cja za­we­to­wała bo­wiem roz­mowy ak­ce­syjne, nie po­zwa­la­jąc są­sia­dowi na wej­ście do struk­tur unij­nych pod kon­sty­tu­cyjną na­zwą. Ofi­cjal­nie, po zmia­nie na­zwy w 2019 roku, kon­flikt zo­stał za­że­gnany. Zmiana zo­stała jed­nak do­ko­nana bez kon­sul­ta­cji spo­łecz­nych, wbrew opi­nii pu­blicz­nej, pre­zen­to­wa­nej w obu kra­jach wy­jąt­kowo ży­wio­łowo, i wsparła dal­sze krze­wie­nie na­cjo­na­li­zmów, do­pro­wa­dziła do po­dzia­łów we­wnętrz­nych w Ma­ce­do­nii oraz po­głę­bie­nia nie­chęci w sto­sun­kach po­mię­dzy oboma pań­stwami. A Ma­ce­do­nia w nar­ra­cji po­łu­dnio­wego są­siada wciąż jest kra­jem, któ­rego... nie ma.

Zde­cy­do­wa­li­śmy się – wraz z wy­daw­nic­twem – po­zo­sta­wić w ty­tule okre­śle­nie „Pół­nocna”, w tek­ście uży­wam go jed­nak wy­łącz­nie w miej­scach nie­zbęd­nych. To wy­raz mo­jej tro­chę prze­kor­nej, tro­chę może na­iw­nej kam­pa­nii sprze­ci­wia­ją­cej się po­zor­no­ści roz­wią­za­nia kon­fliktu grecko-ma­ce­doń­skiego. Mia­łam oka­zję ob­ser­wo­wać zwrot w ma­ce­doń­skiej po­li­tyce wo­bec sporu o na­zwę w la­tach 2016–2019. Nie bę­dąc prze­ciwko zmia­nie na­zwy jako ta­kiej, nie zga­dzam się z twier­dze­niem, że ko­sme­tyczne do­da­nie „Pół­nocna” do „Re­pu­blika Ma­ce­do­nii” było kro­kiem na dro­dze in­te­gra­cji eu­ro­pej­skiej i trium­fem eu­ro­pej­skiej de­mo­kra­cji.

Przede wszyst­kim jed­nak chcę mó­wić o Ma­ce­do­nii tak, jak mó­wią o niej moi bo­ha­te­ro­wie i moi przy­ja­ciele. Nie po­tra­fię być obiek­tywna, ale też przez lata pracy prze­wod­nic­kiej prze­sta­łam wie­rzyć w obiek­ty­wizm. Wie­rzę w wie­lość hi­sto­rii, które – szcze­gól­nie na Bał­ka­nach – po­tra­fią się spla­tać, krzy­żo­wać i prze­czyć so­bie na­wza­jem, ale bez któ­rych nie da się zro­zu­mieć tego re­gionu w pełni.

MA­CE­DOŃ­CZYCY MAJĄ CZAS

Z ma­ce­doń­ską teo­rią względ­no­ści zde­rzy­łam się la­tem 2015 roku, kiedy po raz pierw­szy do­tar­łam do Ma­ce­do­nii. Był to przy­sta­nek w dro­dze na spon­ta­niczne wa­ka­cje w Al­ba­nii. Do Sko­pje przy­je­cha­łam wraz z ro­dzi­cami i bra­tem. Pod­eks­cy­to­wani, li­czy­li­śmy na dłu­gie zwie­dza­nie i de­gu­sta­cję bał­kań­skiej kuchni, ale ra­dość oka­zała się przed­wcze­sna. Czas i prze­strzeń w Ma­ce­do­nii rzą­dzą się bo­wiem wła­snymi pra­wami. Ad­res na­szego apar­ta­mentu na Bo­oking.com był błędny, wła­ści­ciel po­dał nam co prawda w wia­do­mo­ści ma­ilo­wej inny, ale po do­tar­ciu na miej­sce wy­szło na jaw, że ta­bliczka z na­zwą ulicy nie po­krywa się z żad­nym z po­wyż­szych. Wkrótce mia­łam się do­wie­dzieć, że ad­res nie za­wsze jest naj­lep­szym spo­so­bem na usta­le­nie po­ło­że­nia na Bał­ka­nach. Dziś nie dziwi mnie już ko­perta pod­pi­sana „trzeci dom na lewo od cer­kwi świę­tej Bar­bary”.

Tego sa­mego dnia skon­fron­to­wa­łam się rów­nież z ma­ce­doń­skim po­czu­ciem czasu. Gdy wła­ści­ciel za­po­wie­dział, że przy­bę­dzie z klu­czami za pięć mi­nut, oczy­wi­ście nie uwie­rzy­li­śmy mu na słowo. Spo­dzie­wa­li­śmy się jed­nak ra­czej trzy­dzie­stu, a nie stu trzy­dzie­stu.

W ciągu ko­lej­nych lat przy­wy­kłam do tego, żeby nie spraw­dzać roz­kła­dów jazdy ani nie przy­wią­zy­wać się za bar­dzo do punk­tu­al­no­ści więk­szo­ści mo­ich tam­tej­szych zna­jo­mych. Tłu­ma­cząc ma­ce­doń­ski sto­su­nek do do­trzy­my­wa­nia ter­mi­nów, od­wo­łuję się do dzia­ła­nia roz­kła­dów jazdy na sko­pij­skich przy­stan­kach au­to­bu­so­wych. Je­żeli na­wet ta­kie się tam znaj­dują, to dla prze­cięt­nego tu­ry­sty są cał­ko­wi­cie nie­przy­datne. Wid­nieją na nich dwie go­dziny: od­jazdu z pierw­szego przy­stanku i przy­jazdu na koń­cowy. Au­to­bus po­ja­wia się na kon­kret­nym przy­stanku gdzieś po­mię­dzy nimi. Tak samo funk­cjo­nują mi­ni­busy po­mię­dzy Ochrydą a Strugą, miej­sco­wo­ściami zna­nymi pol­skim tu­ry­stom ze względu na bazę ho­te­lową, wy­ko­rzy­sty­waną przez naj­więk­sze biura. Je­dyną od­po­wie­dzią, ja­kiej mogą się spo­dzie­wać, gdy za­py­tają: „O któ­rej od­jeż­dża bus do Strugi?”, jest: „Stań na przy­stanku i cze­kaj. Jeż­dżą mniej wię­cej co pół go­dziny”.

Naj­więk­szy szok po prze­pro­wadzce do Sko­pje prze­ży­łam jed­nak przy pierw­szej pró­bie za­pła­ce­nia mie­sięcz­nego czyn­szu. Dru­giego dnia po przy­jeź­dzie i za­ła­twie­niu for­mal­no­ści mel­dun­ko­wych z wła­ści­cie­lem miesz­ka­nia za­py­ta­łam, czy mo­żemy jesz­cze po­dejść do ban­ko­matu. Gdy Go­ran do­wie­dział się, że chcę wy­jąć pie­nią­dze na czynsz za po­kój, żach­nął się. „Nema pro­blem! Za­pła­cisz póź­niej, jak wrócę wie­czo­rem”. Po jego wyj­ściu na­tych­miast wy­ru­szy­łam na po­szu­ki­wa­nia ban­ko­matu. Wy­pła­ci­łam go­tówkę, wró­ci­łam do miesz­ka­nia i cze­ka­łam, aż przyj­dzie.

Przy­szedł. Wie­czo­rem. Dwa dni póź­niej.

W Ma­ce­do­nii nie na­leży rów­nież przy­wią­zy­wać się zbyt­nio do go­dzin otwar­cia. Do­ty­czy to w szcze­gól­no­ści ad­mi­ni­stra­cji pu­blicz­nej. Kiedy wal­czy­łam z ma­ce­doń­ską ma­szyną urzęd­ni­czą o po­zwo­le­nie na po­byt, prze­ko­ny­wa­łam się o tym przy każ­dej wi­zy­cie. Na drzwiach ga­bi­netu wisi ta­bliczka in­for­mu­jąca o po­po­łu­dnio­wych go­dzi­nach przy­ję­cia we wtorki i czwartki. Nie zdziw się, gdy o wska­za­nej po­rze po­ca­łu­jesz klamkę, a za­py­tany urzęd­nik z lekką iry­ta­cją od­po­wie, że prze­cież wszy­scy wie­dzą – przyj­mują w środy. Kiedy? No, le­piej być wcze­śniej niż póź­niej, róż­nie bywa.

Nie ina­czej jest z nie­któ­rymi skle­pami, ro­dzin­nymi biz­ne­sami, ka­sami bi­le­to­wymi, a na­wet mu­ze­ami. Więk­sze za­ufa­nie – zwłasz­cza w mniej­szych miej­sco­wo­ściach czy nie­tu­ry­stycz­nych dziel­ni­cach – bu­dzą przy­kle­jone na drzwiach ręcz­nie na­pi­sane go­dziny pracy niż in­for­ma­cje do­stępne w in­ter­ne­cie. Co wię­cej, za­mknięte drzwi nie za­wsze ozna­czają, że lo­kal jest w rze­czy­wi­sto­ści za­mknięty. I na­wet od­ręcz­nie wy­pi­sane kartki przy wej­ściu nie za­dzia­łają każ­dego dnia. Po paru ty­go­dniach w Ma­ce­do­nii w nie­któ­rych ulu­bio­nych miej­scach za­ku­pów za­czę­łam igno­ro­wać ofi­cjalne go­dziny pracy. Szu­ka­łam zna­ków. Nie­spo­dzie­wa­nie za­mknięty lo­kal w środku dnia? Ro­zej­rzyj się. Szu­kaj pu­stych fi­li­ża­nek, po­zo­sta­wio­nych na za­im­pro­wi­zo­wa­nym sto­liku obok wej­ścia, czy opróż­nio­nych tu­li­pan­ków (szkla­nych fi­li­ża­nek do tu­rec­kiej her­baty) przed wi­tryną. Je­śli ich nie ma, być może wła­śnie trwa prze­rwa ka­wowa i warto za­pu­kać do sklepu obok.

Ma­ce­doń­czycy mają czas. Dużo czasu. Za­tem także na de­lek­to­wa­nie się kawą w pracy. Na Bał­ka­nach nie prak­ty­kuje się wło­skiego zwy­czaju wy­pi­ja­nia un caffè przy ba­rze. Pi­cie kawy jest ry­tu­ałem. Ni­kogo nie dziwi, że eks­pe­dientka opusz­cza lo­kal, czę­sto na­wet go nie za­my­ka­jąc, żeby spę­dzić prze­rwę z wła­ści­cielką dru­giego sklepu. Cza­sem wi­duje się prze­my­ka­ją­cego chłopca, spraw­nie la­wi­ru­ją­cego po­mię­dzy prze­chod­niami ze srebrną tacą, na któ­rej stoi kilka ma­leń­kich szkla­nek z mocną, tu­recką her­batą. A na ba­za­rach nie­które sto­iska pu­sto­szeją na dłu­żej, gdy przy­cho­dzi mo­ment omó­wie­nia ostat­nich są­siedz­kich spraw.

Ma­ce­doń­czy za­wsze mają czas na prze­rwę ka­wową

Pod­czas uma­wia­nia się z Ma­ce­doń­czy­kiem na kawę na­leży przy­jąć bar­dzo sze­ro­kie ramy cza­sowe – nie­za­leż­nie od tego, czy to spo­tka­nie to­wa­rzy­skie, czy biz­ne­sowe. Nie po­winno się rów­nież za­kła­dać, że omó­wie­nie in­te­re­sów prze­bie­gnie płyn­nie i za­koń­czy się na jed­nym spo­tka­niu. Nic bar­dziej myl­nego! Wy­soce praw­do­po­dobne jest, że pierw­sze go­dzinne lub dwu­go­dzinne spo­tka­nie po­świę­cone zo­sta­nie przy­ja­znemu small tal­kowi. Je­żeli na­leży się do grupy osób przy­jezd­nych, na pewno padną py­ta­nia i su­ge­stie: „A jak po­doba ci się Ma­ce­do­nia?”, „Mu­sisz od­wie­dzić ko­niecz­nie (tu pada miej­sco­wość ro­dzinna roz­mówcy)!” oraz, z pew­no­ścią: „Masz tu chło­paka/dziew­czynę?”. Po­tem można wresz­cie... umó­wić się na ko­lejną kawę, na któ­rej przej­dziemy do in­te­re­sów. Ma­ce­doń­czycy mają czas.

Ma­ce­doń­ska teo­ria względ­no­ści czasu do­ty­czy rów­nież stanu dróg i sa­mo­cho­dów

Ale nie tylko roz­mowy je­den na je­den cią­gną się w nie­skoń­czo­ność – warto przyj­rzeć się także tym ma­ce­doń­sko-unij­nym, bo są one im­po­nu­jące. Spo­śród dzie­wię­ciu państw ma­ją­cych w 2023 roku sta­tus kan­dy­da­tów do Unii Eu­ro­pej­skiej[5*] tylko Tur­cja za­siada dłu­żej przy stole ne­go­cja­cyj­nym. Roz­po­czę­cie roz­mów o ukła­dzie sto­wa­rzy­sze­nio­wym (to pierw­szy krok na dłu­giej dro­dze do otwar­cia roz­dzia­łów ak­ce­syj­nych) na­stą­piło w marcu 2000 (!) roku. Wnio­sek o człon­ko­stwo Re­pu­blika Ma­ce­do­nii zło­żyła cztery lata póź­niej, otrzy­mu­jąc sta­tus kan­dy­data po kil­ku­na­stu mie­sią­cach, w grud­niu 2005 roku. I od tego czasu kan­dy­da­tem tym po­zo­staje. W ciągu po­nad dwóch de­kad przy­naj­mniej trzy­krot­nie Ma­ce­doń­czy­ków za­trzy­mano w progu. W 2008 roku zro­biła to Gre­cja. Po je­de­na­stu la­tach, gdy ma­ce­doń­sko-grecki kon­flikt o na­zwę pań­stwa zo­stał (po­zor­nie) roz­wią­zany, na dro­dze sta­nął pre­zy­dent Fran­cji Em­ma­nuel Ma­cron[6*], nie zga­dza­jąc się na roz­po­czę­cie ne­go­cja­cji o przy­stą­pie­niu Al­ba­nii i Ma­ce­do­nii Pół­noc­nej do Unii Eu­ro­pej­skiej. Gdy wy­co­fał on swój sprze­ciw na po­czątku 2020 roku, weto ogło­sił inny są­siad Ma­ce­do­nii, Buł­ga­ria, ar­gu­men­tu­jąc, że nie ist­nieje od­rębna ma­ce­doń­ska toż­sa­mość, a Ma­ce­doń­czycy pro­wa­dzą po­li­tykę przy­własz­cza­nia kul­tury i dzie­dzic­twa Buł­ga­rii. Osią tego kon­fliktu jest spór o ję­zyk ma­ce­doń­ski, który – zgod­nie ze sta­no­wi­skiem władz w So­fii – jest za­le­d­wie dia­lek­tem buł­gar­skiego.

W ma­ce­doń­skiej cza­so­prze­strzeni wi­zja wej­ścia do Unii Eu­ro­pej­skiej to zbliża się, to od­dala. Wy­daje się wręcz, że dla prze­cięt­nego Ma­ce­doń­czyka unijne struk­tury funk­cjo­nują w rze­czy­wi­sto­ści rów­no­le­głej. Obiet­nice te można by rów­nie do­brze odło­żyć na półkę z li­te­ra­turą science fic­tion. Zresztą, kto by się po­ła­pał we wszyst­kich pod­pi­sy­wa­nych umo­wach, po­ro­zu­mie­niach i trak­ta­tach. Zwłasz­cza gdy ory­gi­nał do­ku­mentu jest w ob­cym dla za­in­te­re­so­wa­nego ję­zyku. Jak po­ro­zu­mie­nie po­ko­jowe z Ochrydy, koń­czące kon­flikt we­wnętrzny mię­dzy Ma­ce­doń­czy­kami a al­bań­ską mniej­szo­ścią[7*]. Skon­stru­owane przez dy­plo­ma­tów ame­ry­kań­skich i eu­ro­pej­skich, spe­cja­li­stów od bez­pie­czeń­stwa na­ro­do­wego, po­ro­zu­mie­nie spi­sane zo­stało w ję­zyku an­giel­skim. Kiedy przed­sta­wiano je pod­czas ob­rad do­ty­czą­cych ro­zejmu, ko­nieczne było sy­mul­ta­niczne tłu­ma­cze­nie na ję­zyk al­bań­ski i ma­ce­doń­ski, w prze­ciw­nym ra­zie nie wszy­scy do­wódcy zbrojni i po­li­tycy zro­zu­mie­liby treść ory­gi­nal­nego do­ku­mentu. Być może jest to je­den z po­wo­dów, dla któ­rego po po­nad dwu­dzie­stu la­tach nie­któ­rych za­ło­żeń po­ro­zu­mie­nia wciąż nie wdro­żono.

Inną dzie­dziną, w któ­rej czas po­zo­staje wy­bit­nie względny, są in­we­sty­cje dro­gowe. W tej kwe­stii Ma­ce­doń­czycy biją na głowę wszyst­kich swo­ich są­sia­dów. Chyba naj­słyn­niej­szą in­fra­struk­tu­ralną in­we­sty­cją jest pięć­dzie­się­cio­sied­mio­ki­lo­me­trowy od­ci­nek au­to­strady mię­dzy Ochrydą a Ki­če­vem w po­łu­dniowo-za­chod­niej Ma­ce­do­nii. W 2023 roku po­now­nie prze­su­nięto (już po raz czwarty!) pla­no­wane otwar­cie drogi, tym ra­zem na 2026 rok. Bu­dowę roz­po­częto w 2014 roku, a ukoń­czony już od­ci­nek na­daje się obec­nie do re­montu. Nie­jed­no­krot­nie pod­czas po­sto­jów na sta­cjach ben­zy­no­wych by­łam py­tana przez za­gu­bio­nych ob­co­kra­jow­ców, gdzie za­czyna się wi­doczna na ma­pie A2. Zwy­kle roz­sta­jemy się skon­fun­do­wani, kiedy od­po­wia­dam, że to wła­śnie ta droga, a oni uśmie­chają się lekko za­kło­po­tani, prze­ko­nani, że nie zro­zu­mia­łam py­ta­nia.

Ko­lej­nymi przy­kła­dami nie­spiesz­nej re­ali­za­cji in­we­sty­cji dro­go­wych są: od­ci­nek łą­czący Sko­pje z ko­sow­ską gra­nicą – usta­lono am­bitny ter­min od­da­nia (któ­rego nie do­trzy­mano) jego pierw­szych dwóch ki­lo­me­trów na trzy lata od dnia roz­po­czę­cia, a także re­mont li­czą­cej nie­całe dwa ki­lo­me­try ulicy Abaz Emin w Ochry­dzie, który trwał trzy lata. Moim fa­wo­ry­tem jest na­to­miast trzy­dzie­stocz­te­ro­ki­lo­me­trowy od­ci­nek au­to­strady z Ku­ma­nova (bli­sko pół­noc­nej gra­nicy Ma­ce­do­nii) do Kri­vej Pa­lanki (gra­nica z Buł­ga­rią). Pro­jekt na po­łą­cze­nie au­to­stradą oraz li­nią ko­le­jową Sko­pje z So­fią po­wstał pra­wie czter­dzie­ści lat temu, czego pa­miątką są wia­dukty ko­le­jowe, które można po­dzi­wiać choćby pod­czas zwie­dza­nia słyn­nych Ka­mien­nych La­lek[8*] we wsi Ku­klica.

Cho­ciaż wiele in­we­sty­cji gwał­tow­nie przy­spie­sza tuż przed wy­bo­rami, kryje się tu pe­wien ha­czyk. Wy­bory w Ma­ce­do­nii cza­sem przy­cho­dzą nad­spo­dzie­wa­nie szybko.

Po­li­tyczna cza­so­prze­strzeń

Przez pierw­sze dwie de­kady ist­nie­nia nie­pod­le­głej Ma­ce­do­nii scena po­li­tyczna w kraju nie­wiele się zmie­niła. Par­tie VMRO-DPMNE[9*] i SDSM[10*] to dwie główne siły po­li­tyczne w Ma­ce­do­nii, wy­mie­nia­jące się wła­dzą od chwili ogło­sze­nia przez Re­pu­blikę nie­pod­le­gło­ści w 1991 roku. Pierw­sza to kon­ser­wa­tywna par­tia, od­wo­łu­jąca się do spu­ści­zny or­ga­ni­za­cji re­wo­lu­cyj­nej z prze­łomu XIX i XX wieku – VMRO (We­wnętrz­nej Ma­ce­doń­skiej Or­ga­ni­za­cji Re­wo­lu­cyj­nej), któ­rej ce­lem było wy­zwo­le­nie Ma­ce­doń­czy­ków spod pa­no­wa­nia tu­rec­kiego i do­pro­wa­dze­nie do po­wsta­nia nie­pod­le­głej Ma­ce­do­nii. Druga wy­wo­dzi się z So­ju­szu Ko­mu­ni­stów Ma­ce­doń­skich, je­dy­nej le­gal­nej par­tii w cza­sach So­cja­li­stycz­nej Re­pu­bliki Ma­ce­do­nii. W 1991 roku, przed wy­bo­rami, pod­czas kon­gresu za­ło­ży­ciel­skiego dawni dzia­ła­cze ko­mu­ni­styczni za­de­cy­do­wali o zmia­nie na­zwy i trans­for­ma­cji w kie­runku so­cjal­de­mo­kra­cji. Istotną rolę w po­li­tyce od­gry­wają rów­nież par­tie al­bań­skie, re­pre­zen­tu­jące in­te­resy mniej­szo­ści al­bań­skiej w par­la­men­cie. Ze względu na li­czeb­ność mniej­szo­ści[11*] (po­nad 25 pro­cent spo­łe­czeń­stwa), sta­nowi ona ważną cześć elek­to­ratu. Od­da­jąc głosy głów­nie na „swoje”, al­bań­skie par­tie, wy­mu­sza na zwy­cię­skich par­tiach ma­ce­doń­skich po­szu­ki­wa­nia so­jusz­ni­ków wśród Al­bań­czy­ków w celu stwo­rze­nia ko­ali­cji rzą­do­wej. Od 1991 roku każdy ma­ce­doń­ski rząd współ­two­rzyła przy­naj­mniej jedna par­tia al­bań­ska[1].

Słynne Ka­mienne Lalki we wsi Ku­klica

Pierw­sze de­mo­kra­tyczne wy­bory par­la­men­tarne po ogło­sze­niu nie­pod­le­gło­ści od­były się w 1994 roku. Do 2020 roku prze­pro­wa­dzono ich łącz­nie dzie­więć, z czego ostat­nich pięć (2008, 2011, 2014, 2016, 2020)[12*] to wy­bory przed­ter­mi­nowe. W 2008 i 2020 roku ofi­cjal­nym po­wo­dem po­da­nia się do dy­mi­sji rządu były de­cy­zje pod­jęte na szczy­tach unij­nych – za­we­to­wa­nie przez Gre­cję kan­dy­da­tury Ma­ce­do­nii do Unii Eu­ro­pej­skiej oraz po­nowne weto, tym ra­zem pre­zy­denta Em­ma­nu­ela Ma­crona, mimo speł­nie­nia wy­mogu o roz­wią­za­niu kon­fliktu z Gre­cją i zmiany kon­sty­tu­cyj­nej na­zwy kraju na Ma­ce­do­nię Pół­nocną.

Jesz­cze bar­dziej in­try­gu­jące dla mię­dzy­na­ro­do­wej prasy wy­dają się oko­licz­no­ści i skutki przed­ter­mi­no­wych wy­bo­rów w la­tach 2014 i 2016. Po po­now­nej wy­gra­nej kon­ser­wa­tyw­nej par­tii VMRO-DPMNE w 2014 roku opo­zy­cyjna par­tia SDSM uznała wy­bory za sfał­szo­wane i zde­cy­do­wała się na boj­kot Zgro­ma­dze­nia Na­ro­do­wego, jed­no­izbo­wego par­la­mentu ma­ce­doń­skiego. Przez pięt­na­ście mie­sięcy, do wrze­śnia 2015 roku, par­la­ment dzia­łał bez udziału naj­więk­szej par­tii opo­zy­cyj­nej. Pro­te­sty za­częły się już je­sie­nią 2014 roku, jed­nak kry­zys wy­buchł do­piero na po­czątku ko­lej­nego roku.

W lu­tym 2015 w ser­wi­sie YouTube po­ja­wiły się na­gra­nia z frag­men­tami roz­mów ów­cze­snego pre­miera Ni­koli Gru­evskiego, li­dera VMRO-DPMNE, oraz in­nych człon­ków rządu. Ujaw­niły one różne afery ko­rup­cyjne, za­aran­żo­wane aresz­to­wa­nia, ma­ni­pu­la­cje wy­bor­cze. Prze­wod­ni­czący par­tii SDSM Zo­ran Zaev oskar­żył rząd o nie­le­galne pod­słu­chi­wa­nie po­nad dwu­dzie­stu ty­sięcy oby­wa­teli, w tym po­li­ty­ków, dzien­ni­ka­rzy i in­nych osób pu­blicz­nych. Rok póź­niej Gru­evski zło­żył re­zy­gna­cję z funk­cji pre­miera, utwo­rzono rząd tech­niczny, a ko­lejne wy­bory wy­zna­czono na kwie­cień tego sa­mego roku. Ter­min wy­bo­rów dwu­krot­nie prze­kła­dano, na uli­cach trwały pro­te­sty, or­ga­ni­zo­wano wiece i blo­kady par­la­mentu. Wresz­cie, pod na­ci­skiem Unii Eu­ro­pej­skiej, wy­zna­czono datę gra­niczną: 11 grud­nia 2016 roku.

Wtedy do gry wkro­czyła ma­ce­doń­ska teo­ria względ­no­ści.

Tuż po za­mknię­ciu lo­kali wy­bor­czych zwo­len­nicy obu par­tii za­częli gro­ma­dzić się w cen­trum Sko­pje. Sym­pa­tycy VMRO-DPMNE świę­to­wali triumf pod sie­dzibą par­tii. Li­der opo­zy­cji Zo­ran Zaev ob­wie­ścił zaś upa­dek trwa­ją­cego od de­kady re­żimu pre­miera Ni­koli Gru­evskiego. Oczy­wi­ście, ce­le­bra­cja była nie­za­leżna od spły­wa­ją­cych wy­ni­ków.

Na­stęp­nego ranka nic nie było pewne. Osta­teczne wy­niki dały VMRO-DPMNE – pięć­dzie­siąt je­den, a SDSM – czter­dzie­ści dzie­więć miejsc w li­czą­cym sto dwa­dzie­ścia trzy man­daty par­la­men­cie. Ozna­czało to ko­niecz­ność za­wią­za­nia ko­ali­cji i ne­go­cja­cje z wię­cej niż jed­nym ugru­po­wa­niem al­bań­skim. Po­ja­wiło się widmo na­stęp­nych przed­ter­mi­no­wych wy­bo­rów ze względu na brak jed­no­znacz­nego zwy­cię­stwa oraz ko­niecz­ność wie­lo­par­tyj­nej ko­ali­cji. Ko­men­ta­to­rzy pod­kre­ślali ab­surd sy­tu­acji – były pre­mier Gru­evski zo­stał zmu­szony do ne­go­cja­cji z Al­bań­czy­kami, mimo że bu­do­wał całą swoją kam­pa­nię na nie­chęci do nich. Zgod­nie z kon­sty­tu­cją ma­ce­doń­scy po­li­tycy mieli czas na po­wo­ła­nie rządu do końca lu­tego, za­tem mniej niż trzy mie­siące od ogło­sze­nia wy­ni­ków wy­bo­rów. I tym ra­zem czas oka­zał się wy­bit­nie ela­styczny.

Mimo wy­gra­nej w wy­bo­rach Ni­kola Gru­evski nie zdo­łał utwo­rzyć ko­ali­cji, która umoż­li­wi­łaby mu sfor­mo­wa­nie rządu. Oskar­żył wów­czas Pań­stwową Ko­mi­sję Wy­bor­czą, za­gra­nicz­nych dy­plo­ma­tów i or­ga­ni­za­cje po­za­rzą­dowe o spi­sek i in­ge­ro­wa­nie w we­wnętrzne sprawy kraju. Przed­sta­wi­ciele zwy­cię­skiej par­tii na­ci­skali na po­wtó­rze­nie wy­bo­rów, jed­nak nie zy­skali po­par­cia. Z po­mocą ko­le­dze par­tyj­nemu ru­szył pre­zy­dent Gjorge Iva­nov, który od­mó­wił prze­ka­za­nia Zo­ra­novi Za­evovi man­datu po­zwa­la­ją­cego na utwo­rze­nie rządu. By unik­nąć oskar­żeń o ła­ma­nie kon­sty­tu­cji, pre­zy­dent za­żą­dał do­wodu na po­sia­da­nie więk­szo­ści w par­la­men­cie, tym sa­mym da­jąc czas VMRO-DPMNE oraz jego zwo­len­ni­kom na usta­le­nie li­nii frontu. Gdy Zo­ran Zaev roz­po­czął ne­go­cja­cje z par­tiami al­bań­skimi, Gru­evski oskar­żył go o ak­cep­ta­cję żą­dań, które mia­łyby do­pro­wa­dzić do roz­padu kraju. Eska­la­cja pro­te­stów na­stą­piła, kiedy były pre­mier we­zwał swo­ich zwo­len­ni­ków do „obrony pań­stwa” i prze­ciw­sta­wie­nia się „dzia­ła­niom se­pa­ra­cyj­nym”. W ko­lej­nych mie­sią­cach do­cho­dziło do słow­nych i fi­zycz­nych ata­ków na dzien­ni­ka­rzy, ak­ty­wi­stów i kry­ty­ków rządu. Osta­tecz­nie pre­zy­dent przy­znał li­de­rowi SDSM man­dat. Stało się to moż­liwe do­piero po in­cy­den­cie, który wstrzą­snął nie tylko Ma­ce­do­nią, lecz także ob­ser­wa­to­rami eu­ro­pej­skimi. Wy­da­rze­nie prze­szło do hi­sto­rii jako krwawy czwar­tek.

27 kwiet­nia w trak­cie kon­fe­ren­cji pra­so­wej od­by­wa­ją­cej się Po wy­bo­rze Al­bań­czyka Ta­lata Xha­fe­riego na spi­kera po­nad dwu­stu zwo­len­ni­ków VMRO-DPMNE (człon­ków sto­wa­rzy­sze­nia Za Jed­ność Ma­ce­do­nii) wdarło się do par­la­mentu, gdzie zgro­ma­dzeni byli po­li­tycy SDSM, ich ko­ali­cjanci oraz dzien­ni­ka­rze. Przez parę go­dzin pro­te­stu­jący oku­po­wali salę pra­sową, za­trzy­mu­jąc po­słów i dzien­ni­ka­rzy we­wnątrz bu­dynku. Kil­ka­na­ście osób zo­stało ran­nych, w tym sam Zo­ran Zaev, a bru­tal­nie po­bity prze­wod­ni­czący al­bań­skiej par­tii So­jusz dla Al­bań­czy­ków Zia­din Sela w kry­tycz­nym sta­nie tra­fił do szpi­tala na­tych­miast po od­bi­ciu bu­dynku przez po­li­cję.

Po sze­ściu mie­sią­cach od wy­bo­rów, w czerwcu 2017 roku, Zo­ran Zaev utwo­rzył rząd. Zre­zy­gno­wał z urzędu nie­całe trzy lata póź­niej, roz­pi­su­jąc ko­lejne przed­ter­mi­nowe wy­bory.

Ma­ce­doń­scy an­ty­kwi­za­to­rzy

Spe­cy­fika ma­ce­doń­skiej cza­so­prze­strzeni obej­muje rów­nież de­batę hi­sto­ryczną. Gdy w 2006 roku wła­dzę prze­jęła pra­wi­cowa par­tia VMRO-DPMNE, rząd za naj­waż­niej­szego bo­ha­tera kraju uznał Alek­san­dra Wiel­kiego. Au­to­strada bie­gnąca od gra­nicy serb­sko-ma­ce­doń­skiej na pół­nocy do grecko-ma­ce­doń­skiej na po­łu­dniu otrzy­mała an­tycz­nego wo­dza za pa­trona. Sta­dion na­ro­dowy w Sko­pje ochrzczony zo­stał imie­niem ojca im­pe­ra­tora – Fi­lipa II[13*]. Uwień­cze­niem tej szcze­gól­nej apo­te­ozy było od­sło­nię­cie po­mnika w cen­tral­nym punk­cie Sko­pje. Choć jego ofi­cjalna na­zwa brzmiała Wo­jow­nik na ko­niu, oczy­wi­ste było, że z wy­so­ko­ści po­nad dwu­dzie­stu me­trów spo­gląda Alek­san­der Wielki, do­sia­da­jący swego uko­cha­nego i rów­nie le­gen­dar­nego wierz­chowca, Bu­ce­fała.

Wo­jow­nik na ko­niu, czyli Alek­san­der Ma­ce­doń­ski w cen­tral­nym punk­cie Sko­pje

Po­mnik – jak i dzie­siątki in­nych, a także bu­dowa lub prze­bu­dowa sie­dzib in­sty­tu­cji rzą­do­wych czy bu­dyn­ków uży­tecz­no­ści pu­blicz­nej – po­wstał w wy­niku ogło­szo­nego w 2009 roku przez pre­miera Ni­kolę Gru­evskiego pro­jektu Sko­pje 2014. Ten okres uznaje się za czas kształ­to­wa­nia no­wej idei toż­sa­mo­ścio­wej: „an­tycz­nego Ma­ce­doń­czyka”[2]. Jed­nym z ba­da­czy, który z uważ­no­ścią przy­gląda się ma­ce­doń­skiej „mi­to­lo­gii cza­so­prze­strzen­nej”, jest Piotr Ma­jew­ski[14*]. Wy­róż­nił on trzy stra­te­gie kon­stru­owa­nia (lub – jak sam mówi – re­kon­stru­owa­nia) na­rodu ma­ce­doń­skiego: kon­ty­nu­ację, an­ty­kwi­za­cję oraz re­wi­zję[3].

„Kon­ty­nu­ato­rzy” wy­zna­czają po­czątki ma­ce­doń­sko­ści na VI–VII wiek, wraz z po­ja­wie­niem się Sło­wian na Pół­wy­spie Bał­kań­skim. Fun­da­men­tem ich mi­to­lo­gii po­zo­stają bra­cia Cy­ryl i Me­tody oraz ich dwaj ucznio­wie: święty Kli­ment i święty Naum, wraz z li­te­racką i kul­tu­rową spu­ści­zną pra­wo­sławną oraz bi­zan­tyj­ską.

„An­ty­kwi­za­to­rzy” prze­ciw­nie, ne­gują sło­wiań­skie po­cho­dze­nie Ma­ce­doń­czy­ków, uzna­jąc się za bez­po­śred­nich spad­ko­bier­ców sta­ro­żyt­nego im­pe­rium ma­ce­doń­skiego i wy­zna­cza­jąc bez­po­śred­nią li­nię mię­dzy Alek­san­drem Wiel­kim a współ­cze­snymi Ma­ce­doń­czy­kami. Taka nar­ra­cja po­zwala im sta­wiać się na równi z kul­turą grecką, „po­sta­rzać” swoją toż­sa­mość, a także udo­wod­niać, że „byli tu pierwsi” a bi­twa o pierw­szeń­stwo do skrawka ziemi, na któ­rej za­pu­ściło się ko­rze­nie, jest na Bał­ka­nach nie­zwy­kle istotna. Idea ta miała swo­jego szcze­gól­nego pro­pa­ga­tora, uzna­wa­nego cza­sem za prawą rękę Gru­evskiego, in­spi­ra­tora pro­jektu Sko­pje 2014. Był nim Pa­sko Ku­zman, „ma­ce­doń­ski In­diana Jo­nes”, ar­che­olog ce­le­bryta. Ten dawny dy­rek­tor Urzędu Ochrony Ma­ce­doń­skiego Dzie­dzic­twa Kul­tu­ro­wego twier­dził z peł­nym prze­ko­na­niem, że o au­ten­tycz­no­ści nie­któ­rych ze swo­ich od­kryć prze­ko­nał się dzięki po­dró­żom w cza­sie. In­nym pro­mo­to­rem an­ty­kwi­za­cji był hi­sto­ryk Alek­san­der Don­ski, który dzięki te­le­pa­tii miał prze­pro­wa­dzić wy­wiad z sa­mym Alek­san­drem Wiel­kim, co opi­sał w książce Ame­ry­kań­ski ja­sno­widz w kon­tak­cie z du­chem Alek­san­dra Ma­ce­doń­skiego. Do in­nych pu­bli­ka­cji tego hi­sto­ryka ce­le­bryty na­leżą choćby: Je­zus Chry­stus i Ma­ce­doń­czycy (2000) czy Ma­ce­doń­skie po­cho­dze­nie nie­któ­rych ame­ry­kań­skich pre­zy­den­tów (2006).

Kon­cep­cja re­wi­zjo­ni­styczna, ina­czej „nar­ra­cja dwóch ko­rzeni”, scala ideę sło­wiań­ską (kon­ty­nu­ato­rów) i an­tyczną (an­ty­kwi­za­to­rów). Zgod­nie z nią współ­cze­sna Ma­ce­do­nia może się od­wo­ły­wać za­równo do dzie­dzic­twa Alek­san­dra Ma­ce­doń­skiego, jak i spu­ści­zny cy­ry­lo­me­to­dej­skiej. „Anek­tu­jąc” dla sie­bie bo­ha­te­rów wy­stę­pu­ją­cych w pan­te­onach są­sia­dów, przed­sta­wi­ciele tej nar­ra­cji po pierw­sze, nie ak­cep­tują mie­sza­nej toż­sa­mo­ści po­staci hi­sto­rycz­nych (je­śli Alek­san­der Wielki był Ma­ce­doń­czy­kiem, to nie miał nic wspól­nego z Gre­kami; je­śli re­wo­lu­cjo­ni­sta Goce De­lčev był przy­wódcą ru­chów dą­żą­cych do nie­pod­le­gło­ści Ma­ce­do­nii, nie mo­gła w nim pły­nąć choćby kro­pla buł­gar­skiej krwi), a po dru­gie, są nie­kon­se­kwentni i wy­biór­czy. Nie­które pro­jekty rzą­dowe, szcze­gól­nie Sko­pje 2014, są kry­ty­ko­wane za et­no­cen­trycz­ność i wy­łą­cza­nie Al­bań­czy­ków, Ro­mów, Wo­ło­chów, Tur­ków i in­nych mniej­szo­ści et­nicz­nych z nar­ra­cji, która ma bu­do­wać za­równo we­wnętrzny, jak i ze­wnętrzny wi­ze­ru­nek Ma­ce­do­nii i Ma­ce­doń­czy­ków.

Rzą­dowi Ni­koli Gru­evskiego (2006–2016) za­rzu­cano za­nie­dby­wa­nie za­byt­ków z okresu Im­pe­rium Osmań­skiego, na­le­żą­cych do dzie­dzic­twa mu­zuł­mań­skiego albo znaj­du­ją­cych się w mia­stach zdo­mi­no­wa­nych przez mniej­szość al­bań­ską. Te i im po­dobne po­su­nię­cia przy­czy­niają się do kre­owa­nia sprzecz­nych wi­zji hi­sto­rii. Se­gre­ga­cja w edu­ka­cji – sys­tem zmia­nowy, który od­dziela od sie­bie dzieci al­bań­skie i ma­ce­doń­skie, ry­wa­li­za­cja na sym­bole, izo­lo­wa­nie się od sie­bie na­wza­jem obu spo­łecz­no­ści de­sta­bi­li­zują Ma­ce­do­nię. We­dług słów Sama Vak­nina, miesz­ka­ją­cego w Sko­pje izra­el­skiego pi­sa­rza, „an­ty­kwi­za­cja ma dwa cele, któ­rymi są: mar­gi­na­li­za­cja Al­bań­czy­ków oraz wy­kre­owa­nie toż­sa­mo­ści, która nie po­zwoli Al­bań­czy­kom stać się Ma­ce­doń­czy­kami”[4]. Pro­wa­dzi to rów­nież do po­wsta­nia dwóch, co­raz bar­dziej od­izo­lo­wa­nych od sie­bie prze­strzeni.

Czas w tych prze­strze­niach pły­nie ina­czej. W nie­któ­rych miej­scach Ma­ce­do­nii jakby cał­kiem się za­trzy­mał. Tak jest w opu­sto­sza­łych wsiach, za­miesz­ki­wa­nych za­le­d­wie przez kilka ro­dzin. Wi­dać to w czę­sto geo­gra­ficz­nie od­izo­lo­wa­nych en­kla­wach et­nicz­nych, jak choćby we wsi Be­kir­lija, spor­tre­to­wa­nej w no­mi­no­wa­nym do Oscara fil­mie do­ku­men­tal­nym Kra­ina miodu. Ha­ti­dże Mu­ra­tova, bo­ha­terka do­ku­mentu, mieszka ze znie­do­łęż­niałą matką w jed­no­izbo­wej cha­cie bez elek­trycz­no­ści i ogrze­wa­nia[15*]. Są ostat­nimi miesz­kan­kami wio­ski, nie­gdyś zaj­mo­wa­nej przez Wo­ło­chów i Al­bań­czy­ków. Choć Ha­ti­dże ma tu­rec­kie po­cho­dze­nie, po­słu­guje się ar­cha­iczną od­mianą tu­rec­kiego. Gdy re­ali­za­to­rzy filmu po­szu­ki­wali tłu­ma­cza, aby po­mógł im zro­zu­mieć, co mówi bo­ha­terka na na­gra­nych przez nich ma­te­ria­łach, mu­sieli zna­leźć ję­zy­ko­znawcę i eks­perta od ar­cha­icz­nych odła­mów tu­rec­kiego.

Ta­kie hi­sto­rie nie są w Ma­ce­do­nii ni­czym wy­jąt­ko­wym. Nie­kiedy można wręcz od­nieść wra­że­nie, jak gdyby gra­nice mię­dzy oboma prze­strze­niami były płynne, tro­chę ma­giczne, jak nie­wi­dzialne bramy do róż­nych świa­tów. Na za­cho­dzie kraju, gdzie mieszka więk­szość Al­bań­czy­ków ży­ją­cych w Ma­ce­do­nii, zda­rza się tra­fić na są­sia­du­jące ze sobą miej­sco­wo­ści wy­rwane jakby z róż­nych świa­tów. By­wają miej­sca, w któ­rych nikt nie mówi po ma­ce­doń­sku bądź w któ­rych mąż i żona mó­wią w róż­nych ję­zy­kach.

Naj­sil­niej chyba jed­nak ma­ce­doń­ską cza­so­prze­strzeń de­fi­niuje sto­lica kraju, Sko­pje. Nie tylko dla­tego, że wspo­mniany już pro­jekt Sko­pje 2014 wcale w roku 2014 się nie skoń­czył, ale trwa na­dal i jego kresu wciąż nie wi­dać. Rów­nież dla­tego, że, jak pi­sze Ni­kos Čau­si­dis[16*], Sko­pje to „mia­sto, które ro­śnie na głę­bo­ko­ści; mia­sto, które sze­rzy się pod zie­mią; mia­sto, które samo sie­bie zjada”[5].

El Do­rado ar­che­olo­gów. Ki­czo­waty Di­sney­land. Nie­koń­czące się cmen­ta­rzy­sko.

Sko­pij­ska čar­sija, czyli ba­zar

PO­MNI­KOWE MIA­STO

Wiele osób dziwi się mo­jemu sen­ty­men­towi do Sko­pje. Do mia­sta, które za sprawą pro­jektu Sko­pje 2014 zo­stało ochrzczone mia­nem ki­czo­wa­tego Di­sney­landu. Do sto­licy prze­cię­tej na pół, gdzie kon­tra­stują ze sobą dwa światy: biedy i ab­sur­dal­nego bo­gac­twa. Do Sko­pje, które mimo brzy­doty be­to­no­wych bu­dyn­ków po­trafi cza­sem urze­kać. To mia­sto się albo ko­cha, albo się je nie­na­wi­dzi. A ja mam do niego sła­bość. Do jego kampu, ab­surdu i brzy­doty.

Zwie­dza­nie Sko­pje z prze­wod­ni­kiem trwa prze­cięt­nie od go­dziny do dwóch. Za­czyna się czę­sto na le­wym brzegu rzeki War­dar, na po­zo­sta­ło­ściach sko­pij­skiej twier­dzy, skąd roz­ciąga się wi­dok na całe mia­sto. Rzym­ska ko­lo­nia Scupi, po­przed­niczka dzi­siej­szej sto­licy, znaj­do­wała się kilka ki­lo­me­trów na pół­nocny za­chód od twier­dzy. Scupi wy­ro­sło na po­czątku na­szej ery w miej­scu wcze­śniej­szego rzym­skiego obozu woj­sko­wego[1]. Ko­lo­nia nie miała jed­nak szczę­ścia. Pu­sto­szyły ją na­jazdy na­pie­ra­ją­cych na Im­pe­rium Rzym­skie bar­ba­rzyń­ców, w tym Go­tów i Hu­nów, a o osta­tecz­nym upadku mia­sta za­de­cy­do­wało trzę­sie­nie ziemi w 518 roku.

Kiedy spa­ce­ruje się sa­mot­nie po uli­cach sto­licy, trudno do­wie­dzieć się cze­go­kol­wiek o tych an­tycz­nych po­cząt­kach. Nie ma zna­ków ani ta­blic, a gdyby na­wet były, to sta­no­wi­sko ar­che­olo­giczne Scupi nie za­chęca do wi­zyty. Bra­kuje in­for­ma­cji o go­dzi­nach otwar­cia, a przez więk­szość dnia nie ma rów­nież osoby, która mo­głaby po­móc za­in­te­re­so­wa­nym tu­ry­stom. Po­zo­sta­ło­ści rzym­skich łaźni, willi oraz ba­zy­liki wcze­sno­chrze­ści­jań­skiej nie są ni­czym za­bez­pie­czone, po­dob­nie jak nie­które zna­le­zi­ska ar­che­olo­giczne, w tym ta­blice z in­skryp­cjami. Sko­pje za­czyna się od twier­dzy, ale Scupi nie do­cze­kało się swo­jego miej­sca na tu­ry­stycz­nych ma­pach.

Pod ko­niec X wieku Sko­pje peł­niło funk­cję sto­licy tak zwa­nego Pierw­szego Pań­stwa Buł­gar­skiego. Po upadku buł­gar­skiego im­pe­rium te­reny te zna­la­zły się pod pa­no­wa­niem Bi­zan­cjum, by w XIII wieku przy­paść w udziale ko­lej­nemu mło­demu mo­car­stwu. W 1282 roku król serb­ski Ste­fan Uroš II Mi­lu­tin uzy­skał kon­trolę nad mia­stem. Jego wnuk Ste­fan Du­šan w 1346 roku ko­ro­no­wał się na cara, czy­niąc Sko­pje sto­licą im­po­nu­ją­cego Car­stwa Serb­skiego. Sko­pje przez parę wie­ków było jed­nym z naj­waż­niej­szych miast re­gionu, sto­licą mo­carstw i sie­dzibą po­tęż­nych wład­ców, jego złoty wiek przy­pada jed­nak na lata póź­niej­sze. Na czas, gdy miesz­kań­ców Sko­pje o świ­cie za­częło bu­dzić wo­ła­nie mu­ezina.

Złoty wiek Üsküb[2]

W XVII wieku, u schyłku zło­tego okresu suł­ta­natu, obecna sto­lica Ma­ce­do­nii ucho­dziła za jedno z naj­pięk­niej­szych i naj­bo­gat­szych miast Orientu. Sko­pij­ska twier­dza pod­no­siła sta­tus mia­sta, za­chwy­ca­jąc przy­by­wa­ją­cych do sto­licy no­szą­cej wów­czas na­zwę na­rzu­coną przez Im­pe­rium Osmań­skie – Üsküb. Twier­dza nie zo­stała jed­nak wznie­siona po przy­by­ciu Tur­ków. Wy­bu­do­wa­nie pierw­szych mu­rów obron­nych przy­pi­suje się bo­wiem ce­sa­rzowi Ju­sty­nia­nowi Wiel­kiemu. Ce­sarz Bi­zan­tyj­ski, który uro­dził się pod ko­niec V wieku nie­całe dwa­dzie­ścia ki­lo­me­trów od współ­cze­snej sto­licy Ma­ce­do­nii – w Tau­re­sium – miał w ten spo­sób „spła­cić dług wdzięcz­no­ści wo­bec domu, który go wy­cho­wał”[3]