Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Wydawałoby się, że Amelia Rushwood ma wszystko – urodę, inteligencję, a także godziwy posag. Niestety, spada na nią straszliwy cios: jej narzeczony niespodziewanie umiera. Dziewczyna jest przekonana, że szczęście opuściło ją na zawsze. Pogrążona w melancholii, żyje niczym więdnący kwiat aż do dnia, w którym los płata jej figla, otwierając nowe, niezwykłe perspektywy.
O czym marzy Amelia? Dlaczego ukrywa owe marzenia przed niemal całym światem? Jakie przeszkody przyjdzie jej pokonać, aby wywalczyć sobie miejsce w świecie, którym rządzą mężczyźni? I czy na pewno jej serce pozostanie zamknięte na miłość?
Marzenia Amelii to romans historyczny, który przenosi nas do XIX-wiecznego Londynu i na wrzosowiska Szkocji, do świata angielskich dworków, skandali towarzyskich i konwenansów. Pokochają go wielbicielki Dumy i uprzedzenia, Dziwnych losów Jane Eyre oraz Bridgertonów.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 352
1
Nagły przeciąg zatrzasnął skrzydło okna, omal nie tłukąc szybek. Przestraszona Amelia Rushwood zerwała się z krzesła, niechcący wylewając inkaust na pisany właśnie list.
– To nic! – zawołała Fanny, która akurat przyniosła zwężoną suknię do przymiarki. – To przecież nic takiego, zaraz posprzątam.
Ale było już za późno – Amelia stała przez chwilę jak skamieniała, a potem rozpłakała się, jakby rozlany atrament i zmarnowany arkusik papieru stanowiły jakieś straszne nieszczęście. Najpierw otarła łzę, kolejną i jeszcze jedną, ale po chwili zaniosła się szlochem, który odbierał jej swobodę oddychania. Nieszczęsna pokojówka usiłowała pocieszać panienkę, lecz na nic się to nie zdało. Amelia padła na łóżko, wtuliła twarz w poduszkę i łkała tak długo, aż zasnęła.
Właściwie Fanny miała czas przywyknąć, panna Rushwood wpadała bowiem w „stany nerwowe” z byle powodu od dość dawna – dokładniej od czterech lat z okładem. Nie było żadnej wątpliwości, co było tego przyczyną. Otóż przed czterema laty narzeczony Amelii, łagodny, hojny, wręcz uwielbiany przez służbę pan Karol Fowlen zmarł w wyniku zapalenia płuc. Nikt się tego nie spodziewał. Zaczęło się od zwykłego przeziębienia, Karol po prostu pokasływał nieco, odwołał więc swój przyjazd do Hornby, gdzie czekała na niego narzeczona. Zamierzali razem z bratem Amelii, sir Cedrikiem, odwiedzić Allenham House, piękny dwór, w którym młodzi mieli zamieszkać po ślubie. Ponieważ Karol nie czuł się najlepiej, postanowiono, że z wyjazdem można zaczekać.
Tydzień później już nie żył. Lekarz rozkładał ręce: nigdy dotąd nie spotkał się z tak gwałtownym rozwojem choroby. Fowlen nie był nawet świadom, że umiera, nie napisał żadnego listu, nie pożegnał się z ukochaną. Zasnął z wysoką gorączką, wstrząsany dreszczami, w nocy na jego skórze pojawiły się dziwne wybroczyny, na koniec dostał drgawek – i nie obudził się więcej.
Służba szeptała po kątach, że nad panną Rushwood wisi jakaś klątwa. Fanny służyła w Hornby dopiero od czterech lat, więc nie mogła pamiętać początków narzeczeństwa Amelii i Karola; znała je jedynie z opowieści. Miętosząc z przejęcia fartuszek, z wypiekami na policzkach słuchała szeptaniny starszych służących, jak to początkowo, gdy sir Cedrik odziedziczył po wuju majątek i tytuł baroneta, szesnastoletnia wówczas panna Amelia była przygotowywana do wyjścia za mąż za jakiegoś obrzydliwego starucha, który podobno liczył sobie aż czterdzieści siedem lat! Miała za niego wyjść wyłącznie po to, by urodzić syna, który stałby się dziedzicem jej brata. Fanny nie rozumiała tego dokładnie, ale podkuchenna Katherine wyjaśniła jej, co następuje:
– Głuptasie, czegoż tu można nie rozumieć? Allenham House jest objęte majoratem, więc kobieta nie może dziedziczyć, tylko potomek płci męskiej. A sir Cedrik miał nie doczekać syna, tak się wtedy mówiło, bo wrócił z wojny z tak okaleczoną twarzą, taki oszpecony, że która panna by go zechciała? Swoją narzeczoną zwolnił z danego mu słowa, ulitował się nad nią. Toż nawet patrzeć się na niego nie dało bez wstrętu.
– A jednak się ożenił – wtrąciła cichutko Fanny, która uważała, że sir Cedrik jest pięknym mężczyzną.
– Ech, głupiaś! Potem dopiero znalazł sobie żonę, kiedy blizna zbladła, już nie była taka czerwona jak krew. A zresztą podobno to jakaś dziwna historia była z tym ożenkiem, ponoć lady Rushwood nie miała posagu i sama mu się oświadczyła...[1] Ale mniejsza o to! No więc początkowo panna Amelia miała dać rodzinie męskiego potomka, którego sir Cedrik zamierzał usynowić. Koniec końców chłopiec odziedziczyłby i majątek, i tytuł.
– Ale potem...?
– Przecież wiesz! Potem był ten ślub sir Cedrika i wkrótce pojawiły się dzieci, a wtedy zamążpójście panienki już nie było takie pilne, ale wszyscy gadali... – tu Katherine zniżyła głos do szeptu, choć znajdowały się właśnie w najdalszej części ogrodu, gdzie zrywały świeże zioła do natarcia mięsiwa i nikt nie mógł ich usłyszeć – ...wszyscy gadali, że ona o niczym innym nie marzy. Kochała się w panu Karolu od dawna i usychała z tęsknoty, a on jej wcale nie chciał...
– Jak to: nie chciał? – zdziwiła się Fanny. – Takiej pięknej i posażnej panny by kto nie chciał, akurat!
– Tak gadali – powtórzyła Katherine, robiąc obrażoną minę. – Trzeba było wielu intryg, żeby się w ogóle oświadczył. Za to gdy już to zrobił, nasza panienka rozkwitła niby ta róża. Zresztą to już widziałaś, boś akurat za niedługo zaczęła służyć we dworze.
– Myślałam, że po ślubie zabierze mnie do Allenham House – westchnęła z żalem Fanny. – Stara pani Rushwood powiada, że nie ma na świecie piękniejszego miejsca, i utyskuje, że syn jej tego dworu nie podarował...
– Syn może by i podarował – zaśmiała się w odpowiedzi podkuchenna. – Ale nie jego żona. Lady Charlotta nie darzy miłością swojej teściowej, nie zauważyłaś? Co innego szwagierkę. Podobno to z namowy żony sir Cedrik zamierzał ulokować panienkę Amelię z panem Karolem właśnie tam. Tylko kazał im dotrwać w narzeczeństwie, aż panienka będzie starsza. Potem miał być ślub i przeprowadzka...
– Ale biedny pan Karol nie doczekał...
– Uhm, nie doczekał.
Nie było dnia, żeby Amelia nie żałowała swego posłuszeństwa. Kiedy Cedrik przyjmował oświadczyny Karola (ponieważ ojciec nie żył, to brat sprawował formalną pieczę nad panną), postawił jeden warunek: ślub odbędzie się dopiero wtedy, gdy Amelia skończy osiemnaście lat.
– Gdybyśmy wówczas nie posłuchali! – wyrzucała sobie dziewczyna. – Gdybym postawiła na swoim... Mogliśmy uciec do Szkocji i wziąć ślub od razu, natychmiast po oświadczynach! Nawet gdyby okrutny los odebrał mi potem męża, miałabym choć ten jeden rok, zachowałabym w sercu wspomnienia miesiąca miodowego, wspólnych poranków i wieczorów. A teraz? Nie mam nic. Jedynie to głębokie niespełnienie w duszy, to poczucie krzywdy i niesprawiedliwości... Nie jestem nawet wdową!
Brat nieszczęsnej nie-wdowy i jego żona Charlotta, którą łączyła z Amelią szczera przyjaźń, byli na tyle taktowni, że nie usiłowali na siłę organizować jej rozrywek. Rozumieli, że żałoba ma swoje prawa. Zapewniali dziewczynie wsparcie, zwłaszcza Charlotta potrafiła po prostu słuchać bez niepotrzebnego udzielania rad i pouczania – ale żadne z nich nie próbowało czegokolwiek przyspieszać.
Niestety, Amelia nie mogła liczyć na podobną delikatność ze strony matki. Stara pani Rushwood już dawno zapomniała, co to porywy serca. Sama wyszła wprawdzie za mąż z miłości, lecz uważała to za wielki błąd.
– Na co komu te wszystkie wzruszenia i omdlenia! – sarkała. – Małżeństwo powinno być rodzajem kontraktu, w dodatku korzystnego dla obu stron. Spójrz choćby na swojego brata. Ożenił się nie dlatego, że tak bardzo kochał Charlottę Rilley, w istocie nie kochał jej wcale. Ba! Nawet jej nie znał. Potrzebował młodego, zdrowego ciała, które da mu potomstwo, ot co! A uczucie, jeśli rzeczywiście jakieś się pojawiło, przyszło później.
Pani Rushwood była zgryźliwa i w głębi duszy nie wierzyła w miłość między sir Cedrikiem a jego żoną. Podejrzewała, że Charlotta po prostu okazała się dość sprytna, by mimo braku posagu złapać bogatego męża. A co do Amelii, stara matrona wychodziła z założenia, że sentymenty powinny już dawno wywietrzeć z panieńskiej główki. Karola Fowlena uważała za umiarkowanie dobrą partię, jego śmierć nie obeszła jej zatem jakoś szczególnie. Oczywiście to zawsze przykre, gdy młody człowiek umiera, ale z punktu widzenia planowanego mariażu – według pani Rushwood – wcale nie stało się nieszczęście. Amelia może znaleźć sobie znacznie lepszego konkurenta.
2
– Kochana Charlotto – zaczął Cedrik, przechadzając się po bawialni. – Obawiam się, że trzeba przedsięwziąć jakieś stanowcze kroki w związku z moją siostrą.
– Co masz na myśli? – zapytała z niepokojem jego żona. – Czy nadeszły jakieś złe wieści z Hornby?
– Owszem. Dostałem list od matki... Zresztą sama przeczytaj.
Podał jej sfatygowaną kartkę. Charlotta znała męża na wylot – skoro papier był w takim stanie, Cedrik musiał czytać list wielokrotnie, bijąc się z myślami. To dowodziło, że sprawa jest poważna.
Drogi Synu!
Nie wiem już doprawdy, co robić, żeby Twoja siostra zaczęła bywać, udzielać się towarzysko, żeby odzyskała wigor i chęć do życia. Wydawało się, że jest lepiej, ale w ostatnich dniach znów ma te swoje ataki rozpaczy – ni stąd, ni zowąd potrafi zalać się łzami i przepłakać pół dnia. Dwa razy przyłapałam ją przy szeroko otwartym oknie, a wierz mi, nie panikuję – ona naprawdę wyglądała, jakby zamierzała skoczyć. Stary James spotkał ją onegdaj stojącą bez ruchu i wpatrującą się szeroko otwartymi oczami w ogień, kiedy palono chwasty za murkiem. Mówił mi, że stała niebezpiecznie blisko ogniska, a jej suknia omal się nie zajęła. Wiesz przecież, jak rodzi się plotka, tego tylko brakuje, żeby uznano Amelię za niezdrową na umyśle! W dodatku wygląda bardzo źle, wychudła okropnie, nie przypomina dawnej siebie, jej oczy straciły blask, a włosów ma chyba o połowę mniej niż przed rokiem.
Nikt mi nie wmówi, że to żałoba po niedoszłym mężu. Wiem, co znaczy strata, i wiem też, że żadna miłość nie trwa wiecznie. Zresztą Ty wiesz o tym równie dobrze. Dlatego proszę, przestań już uspokajać mnie, że to minie, że to naturalna reakcja na zawiedzione dziewczęce marzenia. Amelia ma dwadzieścia dwa lata, w jej wieku byłam już poważną kobietą i prowadziłam dom Twemu ojcu. Tymczasem ona spędza całe dnie, popłakując i rozpamiętując dawne uniesienia!
Zgodnie z Twoją dyspozycją obstalowałam jej niedawno cztery nowe suknie, aby mogła pójść na bal, złożyć komuś wizytę, wrócić do świata, między ludzi. Na nic się to zdało, bo od czasu, kiedy je dostarczono, nie udało mi się nakłonić tej nieznośnej dziewczyny nawet do tego, by je przymierzyła.
Biada nam, Cedriku, jeśli czegoś nie uczynimy. Amelia gotowa do cna postradać zmysły. Ja zapewne nie pożyję już długo, a wtedy na Twoich barkach spocznie opieka nad zdziwaczałą siostrą, nieszczęśliwą starą panną, która prędzej czy później stanie się dla Was utrapieniem.
Twoja kochająca matka
– I co o tym myślisz? – zapytał Cedrik niecierpliwie, widząc, że jego żona skończyła czytać.
– Sama nie wiem... Może rzeczywiście ten smutek trwa zbyt długo. To już nie jest żałoba, lecz chroniczna melancholia.
Charlotcie z trudem przychodziło przyznanie racji teściowej. Panie bardzo się nie lubiły, by tak rzec, od pierwszego wejrzenia.
– Rzadko przyznaję słuszność mojej matce – rzekł Cedrik, zupełnie jakby usłyszał myśli żony. – Tym razem jednak skłonny jestem to uczynić. Ale na litość boską, nie możemy oddać Amelii do jednego z tych strasznych miejsc zwanych azylami.
– Nawet o tym nie myśl!
Charlotta zerwała się z sofy i podeszła do okna. Jej wzrok spoczął na sylwetkach dzieci, Francisa i Alexandry, bawiących się w altance pod opieką niani, lecz tak naprawdę nie widziała ich wcale. Myślami była daleko, w ogrodach Allenham House, gdzie spacerowała ongiś ze szwagierką, wraz z nią snując piękne marzenia.
– Więc co zrobimy? – W głosie Cedrika zabrzmiała nie tylko troska, ale też bezradność. – Charlotto, nie potrafię sobie radzić z kobiecymi łzami. Wiesz dobrze, że w obliczu płaczącej kobiety staję się miękki i potulny niczym cielę.
Jego żona ukryła uśmiech.
– Kochanie, myślę, że naszym zadaniem nie jest poradzić sobie z jej łzami, lecz sprawić, aby one przestały płynąć – zauważyła spokojnie. – Na początek musisz mi tu przywieźć Amelię, i to czym prędzej.
– Zrobię to choćby jutro, ale zdajesz sobie chyba sprawę, że wówczas przyjedzie również matka. Przecież tyle razy proponowaliśmy, żeby Amelia zamieszkała z nami na stałe... Za każdym razem słyszałem, że jestem niewdzięcznikiem i chcę zostawić staruszkę samą...
– Cedriku, mój drogi. Nie chcę być niegrzeczna, wydaje mi się jednak, że twoja mama... Przy wszystkich swoich zaletach... może nie pomagać, a wręcz utrudniać Amelii... – Zawahała się na moment.
– Rozumiem – przerwał jej zdecydowanie. – Nie musisz mówić nic więcej. Oto moja propozycja: wyjedziecie we dwie do Londynu. Wiesz, że matka nie lubi miasta, twierdzi, że się tam dusi. Weźmiesz Francisa i Alexandrę – dodał od razu, widząc, że żona zamierza się przeciwstawić. Doskonale wiedział, że nie znosi rozstawać się z dziećmi. – Ja udam się do Newcastle w interesach, mamę zaś poproszę o sprawowanie nadzoru nad Wickworth. Niechybnie poczuje się przez to doceniona i ważna.
– O tak, bez opieki twojej matki nasz dom gotów by się zawalić – zauważyła ze śmiechem Charlotta. – Całe szczęście, że wszystkim się zajmie.
Mąż podszedł do niej i objął ciasno, a ona zamknęła oczy.
– A teraz ty zajmij się mną, kochanie, skoro masz jechać do Hornby – szepnęła, po czym nadstawiła usta do pocałunku. – Już za tobą tęsknię.
Przypisy