Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
"Patrzyła, jak zamawia u barmana dwa kieliszki martini. Następnie wziął po jednym w każdą dłoń i zaczął iść w jej kierunku. W tym momencie ocknęła się i z powrotem znalazła w swoim ciele. Widząc, jak zbliża się w jej stronę, wpadła w panikę i zaczęła się nerwowo zastanawiać, co w ogóle ma mówić. Nie zakładała na poważnie, że tego wieczoru będzie musiała rozmawiać z kimś, kogo nie zna."
Cztery kobiety w różnym wieku odkrywają, że żadna z nich nie ma planów na sylwestra. W ramach zabawy i ekscytującego eksperymentu postanawiają zamieścić wspólne ogłoszenie, że poszukują partnera na ten wyjątkowy wieczór. Gdy nadchodzi ustalona pora, zbierają się w hotelowym barze, czekając w napięciu na to, co się wydarzy...
"Noc sylwestrowa" to urocze opowiadanie erotyczne pełne namiętności i nieoczekiwanych spotkań.
Boże Narodzenie tuż, tuż. Samotne święta z jednej strony pogłębiają poczucie pustki, ale z drugiej... wcale nie muszą być szare i nudne.
A gdyby tak zamówić sobie pod choinkę prezent specjalny? Wystarczy odrobina wyobraźni i inwencji, by wziąć sprawy w swoje ręce. Pójść na szaloną imprezę sylwestrową, poznać nowych ludzi, przeżyć coś niesamowitego. I kto wie, może wydarzy się świąteczny cud?
Nigdy nie jest za późno, by uwierzyć w Świętego Mikołaja... i znaleźć miłość.
W skład zbioru wchodzi 9 pełnych uroku i zmysłowości opowiadań z magią świąt i wzbierającą falą namiętności w tle:
Nie pozwól odejść
Na jej zasadach
Dziewczyna pod choinkę
Sylwester: Kraina snów
Najlepsze odwołane święta
(Nie) czekając na cud
Morena, bogini zimy
Rozbłysk
Noc sylwestrowa
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 156
Alessandra Red Catrina Curant Annah Viki M. Victoria Październy SheWolf Ewelina Nawara Katja Slonawski
Tłumaczenie Emil Chłabko
Lust
Masz to, czego chciałaś: Antologia erotyki świąteczno-sylwestrowej
Tłumaczenie Emil Chłabko
Tytuł oryginału Masz to, czego chciałaś: Antologia erotyki świąteczno-sylwestrowej 2023
Język oryginału szwedzki
Zdjęcie na okładce: Shutterstock
Copyright © 2023 Ewelina Nawara, SheWolf, Victoria Październy, Annah Viki M., Catrina Curant, Erika Svensson, Alessandra Red i LUST
Wszystkie prawa zastrzeżone
ISBN: 9788727102276
1. Wydanie w formie e-booka
Format: EPUB 3.0
Ta książka jest chroniona prawem autorskim. Kopiowanie do celów innych niż do użytku własnego jest dozwolone wyłącznie za zgodą Wydawcy oraz autora.
www.sagaegmont.com
Saga jest częścią Grupy Egmont. Egmont to największa duńska grupa medialna, należąca do Fundacji Egmont, która każdego roku wspiera dzieci z trudnych środowisk kwotą prawie 13,4 miliona euro.
Miałam dwadzieścia trzy lata, byłam szalenie zakochana i spodziewałam się pierwszego dziecka. Ślub braliśmy zimą: piękną, czystą i nieskazitelną zimą. Sceneria przyprawiała o zawrót głowy, było bajecznie. Wchodząc do kościoła, czułam się zupełnie jak Królowa Lodu wstępująca do lodowego zamczyska. Doskonale pamiętam zapach świeżości, igliwia i żywicy. Kochałam zimę i nie wyobrażałam sobie innej pory roku, w której mogłabym przypieczętować najważniejszy dzień życia. Zapamiętałam również przyjemny dotyk futerka, które okrywało moje ciało w śnieżnobiałej sukni z długim trenem pokrytym migocącymi diamencikami. Tak, kiedyś kochałam zimę. Biel, iskrzące się drobinki niczym drobniutkie kryształki najpiękniejszych ozdób. Wsłuchiwałam się w skrzypienie pod stopami i uwielbiałam zrzucać puch z uginających się pod nim gałęzi. Długie i leniwe spacery aż po horyzont, a później grzane piwo, koc i ramiona ukochanego męża.
A teraz? Nie było już ani zimy, ani ramion. Miasto pokryła szarówka i obrzydliwy mróz, który cały swój brud zatrzymał w hibernacji, nie pozwalając spłynąć wraz z topniejącym, niewielkim śniegiem. Mąż natomiast postanowił ułożyć sobie życie poza granicami kraju. Najpierw wyjechał tylko do pracy, a później napisał, że poznał kogoś i tam zakłada rodzinę. A przecież rodzinę miał tutaj, na miejscu! Posyłał pieniądze dla syna i myślał, że w ten sposób odpokutuje swoje winy. Za nic miał moje uczucia, obietnice, które składał, marzenia, którymi kreśliliśmy wspólną przyszłość. Za nic miał moje zdanie i fakt, że mieszkałam z jego rodzicami. Zostałam sama z dzieckiem u rodziców męża, który założył w Wielkiej Brytanii drugą rodzinę. Czy można zostać bardziej upokorzoną?
*
Zatrzasnęłam za sobą drzwi, mocniej, niż chciałam, ale emocje nie pozwalały mi się uspokoić. Nie mogłam znieść wzroku teściowej, jej bólu, ale najbardziej litości skierowanej do mnie i małego Michasia. Wiedziałam, że to tylko kwestia czasu, gdy teściowa zacznie mnie o wszystko obwiniać. Byłam pewna, że gdy minie pierwszy szok i niedowierzanie, będzie szukała winnych. A przecież nie oskarży jedynego syna o zniszczenie małżeństwa i rodziny. Zbiegłam po schodach z drugiego piętra i naparłam na drzwi wyjściowe. Zimowy, mroźny wiatr uderzył mnie w twarz jak drobinki szkła. Momentalnie poczułam szczypanie skóry i natychmiast się osłoniłam. Przeszłam między blokami i skierowałam się w stronę drogi oraz przystanku autobusowego. Tuż za nim znajdował się niewielki parking, gdzie miałam czekać. Wyjęłam słuchawki i puściłam ulubioną muzykę, by wykorzystać czas oczekiwania, a przede wszystkim uspokoić rozedrgane ciało.
Kurs prawa jazdy dawał poczucie sprawczości. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że nie będę mieszkać z teściami. Wiedziałam, że muszę jak najszybciej się usamodzielnić, i to był mój pierwszy i najważniejszy krok. Uwielbiałam jeździć i wiedziałam, że to będzie jedynie formalność. Można powiedzieć, że jazdę samochodem miałam we krwi. W mojej rodzinie wszyscy mężczyźni byli zawodowymi kierowcami. Niestety, każdy z nich zmarł zbyt szybko i co ciekawe, nie w wypadkach samochodowych, a dlatego, że nie chcieli zadbać o własne zdrowie. Cukrzyca, zawał serca, zatorowość płucna. Nie planowałam takiego życia, miałam dla kogo istnieć, walczyć i się nie poddawać. Wiedziałam doskonale, że posiadanie samochodu to swoista wolność i ogromne udogodnienie. Brak zależności od kogokolwiek. Zrobiłam już niemal połowę godzin przeznaczonych na jazdy, ale zawsze z niecierpliwością i pewnym rozrzewnieniem czekałam na dzień, w którym wsiądę za kółko. Wiązało się to nie tylko z samą przyjemnością prowadzenia pojazdu.
Gdy za niewielkim wzniesieniem ujrzałam czerwoną toyotę yaris z dużą elką na dachu, schowałam pospiesznie telefon i słuchawki. Dreptałam z niecierpliwością w miejscu, pocierając zmarznięte dłonie. Jazdy lubiłam jeszcze z jednego powodu, a tym powodem był Bogdan.
Samochód zaparkował, a poprzedni kursant wykonał wszystkie niezbędne czynności, po czym przesiadł się na tylną kanapę. Mimo szczypiącego mrozu zdjęłam kurtkę i rzuciłam ją na tylne siedzenie. Pospiesznie wsiadłam do auta.
– Dzień dobry – powiedziałam, spoglądając na instruktora i jednocześnie właściciela szkoły jazdy.
– Dzień dobry, Karolino. Przygotuj się, proszę, do jazdy. – Spojrzał mi w oczy, uśmiechnął się i wrócił do wypełniania kart godzinowych.
Najpierw odwieźliśmy poprzedniego kursanta do domu, a pozostałe niespełna dwie godziny przeznaczyliśmy na szlifowanie prowadzenia samochodu.
– Jesteś dziś wyjątkowo spięta i rozkojarzona, coś się stało? – zapytał Bogdan, gdy wjeżdżałam na autostradę. – Jak będzie zjazd na centrum, to skręć – dodał.
– Oczywiście – odparłam, tym samym ignorując pytanie, które zadał instruktor.
Od samego początku zastanawiałam się, co jest takiego w tym mężczyźnie, że tak silnie reaguję na jego obecność. Dlaczego zawsze czułam dreszcze na plecach, gdy nasze spojrzenia się krzyżowały? Dlaczego tak bardzo oddziaływało na mnie wszystko, co robił i mówił?
Wybrałam tę szkołę jazdy nieprzypadkowo. Kilka osób poleciło właśnie Bogdana jako świetnego nauczyciela i instruktora. Część teoretyczną przedstawił w ciekawy sposób, posiłkując się przykładami z życia, a wszystko było okraszone filmami, więc przyswojenie wiedzy przyszło mi szybko. Natomiast na część praktyczną zapisywano się indywidualnie do różnych instruktorów. Wiedziałam, że nawet gdyby nie polecono mi Bogdana, to i tak zgłosiłabym się do niego. Polubiłam go od razu. Jego dynamika i energia mocno mi odpowiadały. Nie był porywczy, ale bardzo wyważony i stonowany, chociaż nie flegmatyczny. Raczej melancholijny. Był świetnym rozmówcą, choć nienarzucającym się. Doskonale obserwował ludzi i wyciągał trafne wnioski. Podobał mi się. Pociągał mnie, nie tylko fizycznie. Wysoki, szczupły i wysportowany. Zapewne po czterdziestce. Włosy przyprószone siwizną dodawały mu uroku i podbijały seksapil. Był szalenie pociągający! Imponował mi mądrością i sposobem, w jaki potrafił znaleźć wyjście niemal z każdej sytuacji. Jeździliśmy już ze sobą piętnaście godzin, a każda z nich uczyła mnie nie tylko sztuki prowadzenia pojazdu, ale również życia. Czułam to całą sobą. I czułam się zauważona oraz ważna. Pierwszy raz od bardzo dawna. A to sprawiło, że pragnęłam się w tym umacniać. I mimo że stosunkowo niedawno rozleciało się moje małżeństwo, chciałam spędzić trochę czasu w towarzystwie interesującego i przystojnego mężczyzny. Uznałam to za doskonałą odskocznię, zapomnienie o swojej codzienności, problemach i bólu. Na ten czas chciałam być inną Karoliną. Inną kobietą.
*
Karolina, moja kolejna kursantka. Było w tej dziewczynie coś, co momentalnie zwróciło moją uwagę. Nieprzeciętna uroda, ale nie chodziło tylko o to. W swojej pracy spotykałem różne kobiety: takie, od których nie dało się oderwać ani wzroku, ani dłoni, takie, z którymi można było rozmawiać godzinami, ale też takie, z którymi kontakt był szalenie utrudniony. Ogromna rozpiętość zachowań, osobowości i temperamentów. Natomiast Karolina miała w sobie jakąś iskrę, która tliła się, jakby czekając, by ją wzniecić.
Pędziliśmy autostradą. Byłem czujny i skupiony, trzymając w pełnej gotowości nogę nad hamulcem. Czułem, że młoda coś przeżywa, coś trawi. Zgrabnie uniknęła odpowiedzi na zadane pytanie, ale pozostawiłem to bez komentarza. Być może niezbyt rozważne było wypuszczanie jej na trasę, ale zauważyłem, że po jakimś czasie odprężyła się i rozluźniła. Zostawiłem ją na chwilę z własnymi myślami i pozwoliłem cieszyć się szybką jazdą. Intrygująca kobieta i bardzo zdolna. Prowadzenie auta złapała w lot, co oczywiście nie oznaczało, że już wszystko wie i potrafi. Ale miała niezaprzeczalny talent. Zwykle kursantkom trudność sprawiało wyczucie sprzęgła, harmonijne zwalnianie go i dodawanie gazu. Szarpały samochodem. Natomiast Karolina od razu wiedziała, co i jak robić. Zaimponowała mi, co niezwykle rzadko się zdarzało. Być może byłem dla niej zbyt łaskawy i doszukiwałem się samych pozytywnych aspektów, bo zwyczajnie mi się podobała.
Minęło już kilka lat od mojego rozwodu. Miewałem po drodze różne znajomości, ale żadna nie trwała zbyt długo. Nie ubolewałem nad tym, ale od dawna nie czułem porywu serca i emocji, których potrzebowałem. Lubiłem, gdy wszystko we mnie buzowało, gdy spalałem się od środka, a emocje wylewały się uszami. Żadna z dotychczasowych, przelotnych znajomości nie dawała mi spełnienia w tym zakresie. Dopiero przy Karolinie moje serce mocniej drgnęło. Ta piękna, młoda kobieta fascynowała. Była szalenie tajemnicza. Uśmiechnięta, grzeczna, piekielnie inteligentna, z doskonałym i ciętym humorem. Ale widziałem w jej oczach bezdenny smutek i zagubienie. W spojrzeniu zawierała wszystko, co w niej wzbierało, co krzyczało wewnętrznie, a nie mogła lub nie chciała pozwolić temu wyjść na zewnątrz. Chciałem odkryć, co skrywa i co w niej drzemie. Powoli przełamywałem barierę wynikającą z ról, w jakich się znajdowaliśmy. Nie robiłem tego jednak nachalnie, by nie spłoszyć dziewczyny, a jedynie zachęcałem do rozmów, wzajemnego poznawania się. Niczego nie oczekiwałem. Pragnąłem zobaczyć, dokąd nas to doprowadzi.
Zjechaliśmy z trasy do ośrodka. Karolina chciała poćwiczyć jazdę po łuku i wzniesieniu. Przy okazji mogłem zabrać resztę kart i dokumentów od innych kursantów.
– Jest strasznie zimno, chodź ze mną do biura. Nie będziesz przecież tutaj siedzieć i marznąć – zachęciłem dziewczynę.
– Chętnie rozprostuję nogi i skorzystam z toalety, jeśli można. – Spojrzała jakby lekko zawstydzona.
– Pewnie. Zaraz ci pokażę, gdzie jest, tylko pozbieram te wszystkie papierzyska. Utonę w tym kiedyś! – Nic mnie tak nie irytowało, jak ogrom papierologii wciągającej niczym bagno.
– Przydałby ci się ktoś, kto to ogarnie… znaczy panu. Przepraszam bardzo!
A jednak… tu cię mam, moja dziewczynko! Wiedziałem, miałem przeczucie, że ona też czuje miętę.
– Ależ nic się nie stało! Szalenie mi miło, że mówisz do mnie po imieniu, nie czuję się wtedy taki stary. – Postanowiłem zagrać w otwarte karty. „Niech się dzieje!”, pomyślałem.
– Przecież nie jesteś! Znaczy pan! – Karolina zawstydziła się i dostrzegłem rumieniec na jej delikatnej buzi. Jakąż miałem ochotę dotknąć jej twarzy! Przekręciłem się na siedzeniu w jej kierunku i spojrzałem na nią. Opuściła głowę i spoglądała na mnie wstydliwie. Czułem jej niepewność i… pokorę. Podobało mi się to, chociaż podskórnie wyczuwałem również pewną prowokację, może grę? Może chciała coś odegrać, zabawić się? Nie mogłem jeszcze do końca jej rozgryźć.
– Popatrz na mnie – powiedziałem łagodnie, ale stanowczo. Podniosła te swoje błękitne oczy i wlepiła je we mnie. Co ona ze mną wyprawiała! – O, tak lepiej. To może umówmy się, że będziemy sobie mówić po imieniu, gdy będziemy sami. Co ty na to?
– Nie chciałam, by tak to zabrzmiało… – I znów ta maniera przedstawiająca obraz zbitego dziecka. Jak będzie chciała, to dopiero dostanie klapsa!
– Wszystko jest okej. Powiedz, co ty na to? – Pochyliłem głowę i spojrzałem z dołu, uśmiechając się. – Zgoda?
– Zgoda.
– Zatem chodźmy do biura, bo nie chcę cię zbyt długo zatrzymywać. Jeszcze musimy odwieźć cię do domu, zapewne czekają na ciebie – rzuciłem, wysiadając z samochodu.
– Nigdzie się nie spieszę… – odparła cicho, zatrzaskując drzwi. Puściłem tę uwagę mimo uszu. Wiedziałem, że nigdzie się jej nie spieszy. Całe jej ciało krzyczało o dotyk. Odebrałem wszystkie jej sygnały i postanowiłem spróbować. Ta jej niepewność, ale i wewnętrzna potrzeba, by coś w sobie przełamać, szalenie mnie podniecały.
*
Z jednej strony miałam nadzieję, że nie usłyszał, ale z drugiej po cichu liczyłam, że jednak tak, chociaż nie skomentował. Wzięłam kurtkę, narzuciłam ją na siebie i poszłam za Bogdanem do parterowego budynku przypominającego długi barak. Korytarz był ciemny i wyłożony posadzką w odcieniach szarości z mnóstwem czarnych plamek. Pamiętałam taką jeszcze ze swojej starej szkoły. Tuż za wejściem, po prawej stronie stała wersalka, niezgrabnie wciśnięta obok żeliwnego kaloryfera. Minęliśmy ją i skręciliśmy w prawo. Wzdłuż korytarza było kilkoro drzwi, wszystkie po prawej stronie. Na każdych znajdowała się niewielka plakietka z nazwą firmy.
– Wiem, że nie wygląda zachęcająco, ale u siebie w mieszkaniu nie mam miejsca na te wszystkie papierzyska – powiedział ze szczerością.
– Poczułam się jak w innej epoce – stwierdziłam z przekąsem i uśmiechem.
– W biurze jest znacznie przytulniej, a tam, o! jest toaleta. – Wskazał ręką na drzwi na końcu korytarza. Te wcześniejsze należały do Bogdana. Otworzył je kluczem i zostawił uchylone.
Gdy wróciłam, weszłam nieśmiało i rzeczywiście, jakbym ponownie przeniosła się w inny świat. Było czysto, przytulnie i ciepło. Dopiero po chwili poczułam, że jestem cała zmarznięta, dłonie mam lodowate i ogarnia mnie niepokój wymieszany z podekscytowaniem. Sama już nie wiedziałam do końca, czego mam się spodziewać. Wydawało mi się, że między mną i Bogdanem iskrzy. Że w jakiś sposób działamy na siebie. Ale teraz nie byłam niczego pewna. Stanęłam przy kaloryferze i próbowałam się rozgrzać. Zauważył moje poczynania i podszedł. Ujął moje dłonie.
– Jesteś cała zmarznięta! Zrobię herbatę, żebyś się trochę ogrzała.
– Nie chcę herbaty. I tak zaraz będziemy musieli wracać… – powiedziałam z rezygnacją w głosie, chociaż nie miało to aż tak mocno wybrzmieć.
Bogdan włączył czajnik z wodą i ponownie zbliżył się do mnie. Stał na tyle blisko, że poczułam ciepło jego skóry. Patrzyłam w jego mgliste oczy, jakbym zapadała się w studnię bez dna. Dostrzegłam, że próbuje mnie odczytać, jakby pytał bezgłośnie. Miałam nadzieję, że nie zrezygnuje zbyt szybko.
– Możesz zostać tutaj tak długo, jak chcesz. – Stał i przyglądał się uważnie. Oddech nieznacznie mu przyspieszył i zadrżał. Od razu to wyłapałam. Sama poczułam, że sytuacja diametralnie się zmieniła i nie chodziło już wcale ani o dokumenty, ani nawet o herbatę. Moje ciało zaczęło reagować na wzrost adrenaliny. Nie chciałam stracić ani jednej chwili więcej.
Zrzuciłam z siebie kurtkę i zrobiłam krok w jego stronę. Zrozumiał, bo odpowiedział tym samym. Utonęliśmy w namiętnym i głębokim pocałunku. Woda w czajniku wrzała równie mocno, jak nasze emocje. Kanapa, która znajdowała się pod ścianą, stała się spokojną wyspą. Nie odrywając się od siebie i zdejmując ubrania, zbliżyliśmy się w jej kierunku. Położyłam się na plecach, a Bogdan natychmiast okrył mnie swoim ciałem. Nie chciałam poddać się zupełnej chuci, więc jeszcze przez chwilę smakowaliśmy się nawzajem. Nie zastanawiałam się zupełnie nad niczym, tylko uległam dotykowi i pieszczotom. Usta błądziły po zakamarkach ciała, a dłonie zaciskały się mocno. Szczypały i ugniatały skórę. Sycił się mną, a ja niecierpliwie pochłaniałam każdy jego gest. Oboje byliśmy jak wygłodniałe zwierzęta, które długo nie miały możliwości się posilić, ale rozkoszowaliśmy się jeszcze własnym ciepłem i spleceniem. Bałam się utracić te chwile. Wniknął we mnie niespiesznie, rozsmakowując się każdym milimetrem wilgotnej i gorącej kobiecości. Wypchnęłam niecierpliwie biodra, by przyjąć go natychmiast w całości. Dopasowywaliśmy się, by po chwili złapać wspólny rytm. Pędziłam w kierunku prawdziwej rozkoszy płynącej z połączenia spragnionych ciał. Objęłam go szczelnie i ponaglałam rosnącym z każdym pchnięciem pożądaniem. Dyszał w moje włosy. Gorąco rozlewało się po skórze, a pulsowanie w trzewiach nie pozostawiało miejsca na zatrzymanie lawiny eksplozji, która wybuchła niespodziewanie i zatrzymała nas w zakleszczeniu.
*
Święta Bożego Narodzenia zbliżały się wielkimi krokami. Śnieg sypał nieprzerwanie od kilku dni i świat w końcu zmienił się z odcieni szarości w piękny, biały krajobraz. Szybko robiło się ciemno, a porozwieszane niemal wszędzie lampki dodawały uroku w każdym możliwym miejscu. Zaczęłam dostrzegać magię i piękno wyłaniające się dookoła. Wiedziałam też, że to za sprawą Bogdana i jego obecności. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że to jedynie krótkotrwała i przelotna znajomość, która zapewne potrwa do czasu zakończenia kursu, więc raptem jeszcze kilka chwil. Nie miałam jednak zamiaru się nad tym zastanawiać, tylko czerpać, ile mogłam.
Po pierwszym seksie z instruktorem poczułam, że odżyłam. Jakby wstąpiły we mnie nowe, nieznane dotąd siły. Odnalazłam w sobie przestrzeń na postawienie granic teściom i zmuszenie ich do niewtrącania się w moje życie. Znalazłam również kawalerkę dla siebie i Michasia. Postanowiłam wyprowadzić się jak najszybciej, nawet jakbym miała spać na samym materacu. Wzięłam kilka dni urlopu i przygotowałam mieszkanko – głównie pokoik dla synka. Niewielki, wykrojony z dużego salonu, ale własny. Cieszyłam się, gdy syn rzucił się na moją szyję z radością za namalowanego na ścianie dinozaura.
Każde kolejne spotkanie z Bogdanem wyglądało jak niekończąca się feeria długotrwałego i rozkosznego pobudzania. Po jazdach jechaliśmy do biura. Umawiał się na takie godziny, by już nikogo więcej nie mieć. A gdy tylko zamykał za sobą drzwi, zrywał ze mnie ubrania i oddawaliśmy się pożądaniu. To ono kreśliło nasze zachowania i działania. To ono było w tych chwilach głównym reżyserem dla emocji, jakie w nas buzowały. Powietrze między nami można było ciąć nożem, było tak gęste od naszej żądzy. Jakby nagle puściły wszystkie hamulce i ruszyliśmy oboje w drogę, gnając bez ustanku, nie bacząc na nic dookoła. Potrzebowałam tych spotkań, bo moje ciało dopominało się pieszczot. Usta były spragnione, piersi głodne dotyku, kobiecość łakoma czułości. Dostawałam to wszystko, a on o nic nie pytał, niczego nie oczekiwał – po prostu całował, dotykał, pieścił, brał. Dzięki niemu byłam nasycona, zrelaksowana, po prostu szczęśliwa. Nie zastanawiałam się nad przyszłością, konsekwencjami. Jakbym całkowicie wyłączyła tę część mózgu. Nie mogłam dopuścić, by pojawiło się jakiekolwiek uczucie. Potrzebowałam jedynie emocji – mocnych, gwałtownych i wyzwalających, spełnienia oraz satysfakcji. Być może z lęku przed kolejnym rozczarowaniem, ale też z pewnego pragmatyzmu, zupełnie nie wyobrażałam sobie związku z Bogdanem. Układ, w jaki się wplątaliśmy, pasował i zupełnie wystarczał. Nie chciałam go psuć rozmyślaniem o tym, jak mogłoby to wszystko wyglądać. Czy w ogóle mogłoby. Nie rozmawialiśmy o tym. Zatapialiśmy się we własnych ciałach i umysłach, ale wyłącznie w rejony, które mogły posłużyć do rozwoju relacji. W wyuzdane rozmowy do późna na komunikatorze, telefony w wolnej chwili. Ukradkowe spotkania, gdy Michaś już słodko spał. Pochłonęło mnie zupełnie, ale oboje żyliśmy z tym szczęśliwie.
Nieuchronnie nastała Wigilia i Boże Narodzenie. Ten czas chciałam spędzić wyłącznie z synkiem, chociaż miałam na uwadze chęć zabrania go przez teściów. Zgodziłam się na pierwszy dzień świąt. Gdy wzięli go do siebie, zostałam sama w kawalerce. Nie pojechałam z nimi, potrzebowałam całkowitego psychicznego odcięcia się, by nabrać jeszcze większego dystansu. Zdawałam sobie sprawę, że zarówno oni, jak i ojciec dziecka będą obecni w moim życiu.
Rozsiadłam się wygodnie z kubkiem ciepłego kakao na materacu, okryłam kocem i miałam zamiar obejrzeć długo odkładany na później serial. Lampki choinkowe przyjemnie ocieplały pomieszczenie, a zapach pierników, pomarańczy i goździków unosił się w powietrzu. Polubiłam takie inne święta. Nie miałam ochoty na nostalgiczne rozmyślania nad własnym życiem. Nie chciałam, by miało to jeszcze jakikolwiek wpływ na samopoczucie, choć zdawałam sobie sprawę, że przez jakiś czas będzie oddziaływać. Patrzyłam w ekran, ale nie potrafiłam się skupić. Przypomniałam sobie, jak Bogdan ujmował moją twarz w swoje dłonie, tak by mieć ją tuż przed oczami. Jak przywierał do mych warg z niekontrolowaną gwałtownością, gdy nie mógł znieść napięcia, i niecierpliwie wpijał się w moje usta, stapiając je ze swoimi. Mocnymi pchnięciami języka przełamywał barierę moich warg i zębów. Mruczałam z przyjemności, gdy językiem przedzierał się przez tę granicę i brał w posiadanie każdy fragment moich ust. Pieścił mnie wolno i natarczywie. Przeciągnęłam językiem po jego wargach, pozostawiając na nich swój smak, a on złapał zębami moją dolną wargę. Kochaliśmy się swoimi językami, wykonując szybkie, lekkie pchnięcia, a później mocniejsze, wolniejsze i głębsze.
Dzwonek do drzwi wyrwał mnie z zamyślenia. Pobiegłam w obawie, że może teść z małym wrócili. Ale w drzwiach stał Bogdan. Spojrzał tym swoim znaczącym spojrzeniem. Tym, od którego miękły mi kolana i stawałam się niemal całkowicie poddana jego woli. Momentalnie podniecona. Znałam ten wygłodniały, pożądliwy i jednocześnie czuły wzrok. Która z nas nie pragnie, by właśnie tak na nią patrzono?
– Jesteś sama? – zapytał bez ogródek.
– Tak…
To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.
Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.
Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.
Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.
Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.
Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.
Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.
Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.
Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.
Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.
Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.
Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.
Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.
Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.
Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.
Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.
Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.