39,90 zł
Mamo, gdzie byłaś?
Patrzyłaś, lecz mnie nie widziałaś.
Twoje ciepło nigdy nie ogarnęło mojego dziewczęcego serca.
Dlaczego się rozminęłyśmy, Mamo?
Gdzie byłaś?
Czy to przeze mnie?
Emocjonalnie niedostępna matka to taka, która nie jest w pełni obecna w życiu dziecka, zwłaszcza jeśli chodzi o sferę przeżyć.
Być może masz problemy w relacjach z innymi ludźmi, z poczuciem własnej wartości i wiarą w siebie, bo rzadko słyszałeś słowa „kocham cię, jesteś dla mnie kimś wyjątkowym, jestem przy tobie...”
Jako dorosłe dziecko niedostępnej emocjonalnie matki możesz nie potrafić określić dokładnie, czego brakuje ci w życiu. Psychoterapeutka Jasmin Lee Cori pomoże ci lepiej zrozumieć twoją matkę i wyleczyć ukryte rany niedostatecznego macierzyństwa.
W swojej książce autorka podpowie ci m.in.:
– czym jest „deficyt matki” i dlaczego twoja matka nie była w stanie dać ci w dzieciństwie miłości,
– jak odnaleźć dziecko w sobie i wypełnić „matczyną lukę”,
– czym jest zaniedbanie i przemoc emocjonalna i jak sobie z nimi radzić w dorosłym życiu,
– jak uzdrowić „pomatczyne” rany i zadbać o szczęśliwszą przyszłość dla siebie (i być może dla swoich dzieci).
Dzięki praktycznym ćwiczeniom zawartym w książce możesz uzdrowić swoje wewnętrzne niekochane dziecko i stać się silnym a jednocześnie czułym dorosłym – uwierz, że ta droga jest warta przebycia!
O autorce
Jasmin Lee Cori jest licencjonowaną psychoterapeutką specjalizującą się w pracy z dorosłymi, którzy doświadczyli molestowania i zaniedbywania w dzieciństwie. Doświadczenie nabyte w trakcie praktyki klinicznej przeplata z wiedzą z dziedziny neuronauki. Wykładała psychologię w szkołach wyższych i szkołach dla profesjonalnych terapeutów. Jest autorką licznych artykułów i pięciu książek, w tym Healing From Trauma.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 357
Tytuł oryginału: THE EMOTIONALLY ABSENT MOTHER: How to Recognize and Heal the Invisible Effects of Childhood Emotional Neglect– Updated and Expanded Second Edition
Copyright © Jasmin Lee Cori, 2010, 2017
© Copyright for the Polish edition by Wydawnictwo Zwierciadło Sp. z o.o., Warszawa 2024
Tłumaczenie: Katarzyna Iwańska/Quendi Language Services
Redakcja: Anna Stawińska/Quendi Language Services
Korekta: Renata Pizior-Krymska/Quendi Language Services
Zdjęcie autorki: Gail A. Bishop
Skład i łamanie: Sylwia Kusz, Magraf sp.j., Bydgoszcz
Skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski, Magraf sp.j., Bydgoszcz
Projekt okładki: Eliza Luty
Niniejsza książka zawiera opinie i przemyślenia autorki mające na celu dostarczenie pomocnych i pouczających materiałów z zakresu poruszonych w niej tematów. Zostaje wprowadzona do sprzedaży z zastrzeżeniem, że ani autorka, ani wydawca nie oferują w związku z jej publikacją żadnych usług medycznych, zdrowotnych ani innego rodzaju profesjonalnych usług o charakterze osobistym. Autorka i wydawca wyraźnie zaprzeczają, jakoby ponosili jakąkolwiek odpowiedzialność za roszczenia, straty i ryzyka – osobiste i innego rodzaju – poniesione bezpośrednio lub pośrednio na skutek wykorzystania lub zastosowania treści niniejszej książki.
Wiele spośród oznaczeń stosowanych przez producentów i sprzedawców w celu wyróżnienia swoich produktów ma status znaków handlowych. Oznaczenia, co do których wydawnictwo miało świadomość, iż stanowią znaki handlowe, są zapisywane w niniejszej publikacji wielką literą.
Redaktor inicjująca: Blanka Wośkowiak
ISBN: 978-83-8132-558-5
Dyrektor produkcji: Robert Jeżewski
Wydawnictwo Zwierciadło Sp. z o.o.
ul. Widok 8, 00-023 Warszawa
tel. 603-798-616
Dział handlowy:
Wszelkie prawa zastrzeżone. Reprodukowanie, kopiowanie w urządzeniach przetwarzania danych, odtwarzanie, w jakiejkolwiek formie oraz wykorzystywanie w wystąpieniach publicznych tylko za wyłącznym zezwoleniem właściciela praw autorskich
Wydanie II, 2024
–fragment–
Dla dziecka dorastającego bez matki,
które jakimś cudem przetrwało,
choć brakowało mu tak wiele,
nawet kiedy matka była przy nim.
Ta książka jest dla ciebie.
Mamo, gdzie byłaś?
Moje pierwsze kroki.
Stałam na chwiejnych nogach, pękając z dumy,
Zachwycona niczym pisklę, które odkryło, że potrafi latać.
Spojrzałam za siebie z uśmiechem rozkwitającym na twarzy,
Lecz napotkałam tylko pustkę.
Mamo, gdzie byłaś?
Mój pierwszy dzień w szkole.
Wsiadłam do hałaśliwego, rozklekotanego autobusu
Zmierzającego ku nieznanemu miejscu.
Gąszcz dzieci, tłum dorosłych,
Całkiem nowy świat.
Mamo, gdzie byłaś?
Mój pierwszy powrót do domu z płaczem
Po tym, jak stałam się pośmiewiskiem dzieci.
Ich kąśliwe słowa odbijały mi się echem w głowie.
Łaknęłam pocieszenia,
Lecz ty milczałaś.
Oglądam cię na starych fotografiach,
Ale w moich wspomnieniach cię nie ma.
Nikt mnie nie tulił, nie pocieszał.
Nie ma wyjątkowych chwil – tylko ty i ja.
Nie pamiętam twojego zapachu ani dotyku.
Pamiętam za to kolor twoich oczu
I ból tlący się głęboko na ich dnie –
Zazwyczaj skryty, jak wszystko inne,
Pod maską, której nie potrafiłam przeniknąć.
Patrzyłaś, lecz mnie nie widziałaś.
Twoje ciepło nigdy nie ogarnęło mojego dziewczęcego serca.
Dlaczego się rozminęłyśmy, Mamo?
Gdzie byłaś?
Czy to przeze mnie?
– JC
NIEWIELE JEST W ŻYCIU DOŚWIADCZEŃ głębszych niż uczucia żywione względem matki.
Zarówno na płaszczyźnie kulturowej, jak i psychologicznej nasze relacje z matkami są często niespójne i zagmatwane. Jej postać to sugestywny symbol, otaczany czcią w sferze narodowej psyche, lecz zaniedbywany pod względem społecznym, czego dowodem jest chociażby – tak skąpy w porównaniu z innymi państwami rozwiniętymi – wymiar urlopu wychowawczego przysługującego kobietom w naszym kraju. Gdybyśmy naprawdę poważnie podchodzili do macierzyństwa, to zapewnilibyśmy matkom większe wsparcie finansowe i pomoc w prowadzeniu domu. Na razie matki zostały wyniesione na piedestał i… nic oprócz tego.
Jako dorośli jesteśmy świadomi, że relacja z matką ma różne wymiary. Tylko nielicznym udaje się wyzbyć głęboko wpojonego przeświadczenia, że matkom należy się szacunek. Niemniej wielu z nas jest skrycie (lub całkiem otwarcie) niezadowolonych z tego, co otrzymaliśmy od matek, i czuje do nich urazę – np. że pod wieloma względami nie potrafiły zapewnić nam tego, czego potrzebowaliśmy.
Są to delikatne tematy: zarówno dla matek, jak i nas wszystkich. Są tacy, którzy czując potrzebę ochrony matek przed wszelką krytyką, oskarżają tych, którzy wyrażają niezadowolenie. Jako terapeutka widzę przytłaczające poczucie winy i ogromne opory, jakie ludzie muszą przełamać, aby przestać chronić własne matki. To tak, jak byśmy bali się je skrytykować, nawet w zaciszu własnego umysłu. Chronimy wewnętrzny wizerunek matki i naszą kruchą relację, zaprzeczając wszystkiemu, co mogłoby je zakłócić, aby nie narażać siebie na rozczarowanie, gniew i ból, który wyparliśmy ze świadomości. Wielu dorosłych nigdy nie odważy się skonfrontować z bolesną prawdą na temat niedostatków swoich matek, ponieważ nie są gotowi stawić czoło wszystkiemu, co się z tym wiąże.
Każda relacja tak złożona jak ta pomiędzy matką a dzieckiem musi siłą rzeczy łączyć w sobie zarówno miłość, jak i nienawiść. Większość małych dzieci odczuwa chwilową nienawiść, gdy ich potrzeby lub życzenia nie zostają spełnione, choć nigdy nie ośmieliłyby się powiedzieć tego na głos. Z drugiej strony prawie wszystkie dzieci kochają matkę, nawet jeśli jest ona emocjonalnie wycofana i nieobecna. Jak napisał Robert Karen w opracowaniu podsumowującym wyniki badań nad przywiązaniem:
Właściwie wszystkie dzieci, również te krzywdzone, kochają swoich rodziców. Jest to wpisane w ich naturę. Bywają zranione, rozczarowane, uwięzione w destrukcyjnych wzorcach egzystencji, zaprzepaszczających jakąkolwiek szansę na to, że kiedykolwiek otrzymają miłość, której łakną, lecz „być przywiązanym”, nawet jeśli towarzyszy temu niepokój, znaczy dla nich „kochać”. Z każdym rokiem dziecku może być nieco trudniej uwolnić te pokłady miłości; z każdym rokiem może z rosnącą stanowczością opierać się potrzebie więzi; wręcz wyrzec się rodziców i zaprzeczać, jakoby żywiło względem nich jakiekolwiek serdeczne uczucia; lecz miłość nie zamiera, podobnie jak pragnienie, aby ją aktywnie uzewnętrznić i aby została odwzajemniona – żarzy się w mroku niczym płonąca gwiazda[1].
Te słowa trafnie opisują, jak złożona jest relacja rodzic–dziecko. Nikt nie zdoła uciec od pragnienia matczynej miłości.
Macierzyństwo jest również delikatnym tematem dla samych matek. Gdy zaczęłam pracować nad tą książką, dostrzegałam przejawy poczucia winy i odruch obronny ze strony kobiet będących matkami, zwłaszcza gdy wyjawiałam, jaki temat zamierzam poruszyć. Domyślałam się, co chciały powiedzieć: „Nie przypisuj nam tak wielkiej siły sprawczej. Życie dziecka jest uzależnione od wielu czynników. Nie tylko my jesteśmy winne temu, że jako dorośli są tacy, jacy są”. To niewątpliwie prawda. Na przebieg dzieciństwa rzutuje szereg dodatkowych uwarunkowań, jak choćby relacje z rodzeństwem, więź z ojcem i jego zdolność do pełnienia roli rodzica, wpływ środowiska i genów na podstawowe cechy fizjologiczne dziecka, zmiany w obrębie rodziny i przełomowe wydarzenia w jej historii, jak choćby ciężka choroba, oraz stresy wynikające z szerzej pojmowanych oddziaływań kulturowych.
Mimo wielości współgrających czynników nic nie wywiera tak silnego wpływu na dziecko jak matka. Troskliwa, kompetentna i czuła potrafi zrekompensować wiele problemów i przeciwności losu. Z drugiej strony niedostateczna opieka z jej strony jest bodaj największą przeszkodą, jaką dziecko może napotkać na drodze: gdy matka nie wypełnia należycie swojej roli, dziecku brakuje fundamentów.
Skupiam się na matkach nie po to, aby obarczyć je jeszcze większą winą lub odpowiedzialnością, lecz ponieważ jakość matczynej opieki, jakiej zaznajemy w dzieciństwie, ma silny wpływ na nasz rozwój. Mam nadzieję, że pełniejsze pojmowanie tej współzależności pomoże nam dogłębniej zrozumieć nas samych oraz, co najistotniejsze, wypełnić do końca stojące przed nami zadania rozwojowe i zaleczyć rany będące skutkiem niedostatecznego zaangażowania ze strony matki.
Tym czytelniczkom, które są matkami lub wkrótce nimi zostaną, życzę, aby rozłożenie roli matki na czynniki pierwsze, tutaj dokonane, oraz podkreślenie fundamentalnego znaczenia matczynego zaangażowania pomogło im skupić uwagę na tym, co najważniejsze. Choć pewne aspekty macierzyństwa są intuicyjne i przekazywane z pokolenia na pokolenie przez kobiety, które same doświadczyły należytej matczynej opieki, pewne z nas muszą się świadomie nauczyć, na czym polega właściwe pełnienie tej roli. Przed kobietami bez pozytywnych wzorców od swoich matek stoją dwa zadania: zaleczyć własne rany i otworzyć się na inną formę obcowania z własnymi dziećmi niż ta, której doświadczyły w relacjach ze swoimi matkami.
Gdy zajęłam się tym tematem, chciałam przede wszystkim lepiej zrozumieć zaniedbywane przez matki dorosłe dzieci, z którymi spotykałam się w kręgach rodziny i znajomych, jak również w toku pracy jako psychoterapeutka. Ogłosiłam więc, że poszukuję osób wychowanych przez nieopiekuńcze matki, skłonnych wziąć udział w wywiadzie. Natychmiast zostałam zalana lawiną zgłoszeń. Co łatwe do przewidzenia, wśród chętnych do rozmowy z obcą osobą o doświadczeniach z dzieciństwa było więcej kobiet niż mężczyzn, choć mogło to również wynikać z faktu, że znalazłam do nich łatwiejszy dostęp. Dobór próby nie miał żadnych podstaw naukowych, więc nie twierdzę, że uchwyciłam pełen przekrój ofiar zaniedbania ze strony matki z jakiejkolwiek konkretnej perspektywy demograficznej czy socjologicznej, lecz uważam, iż ich odważne i często niezmiernie wnikliwe wyznania mogą być dla nas wszystkich bardzo pouczające. Część moich spostrzeżeń jest rozproszona, lecz większość została zebrana w rozdziale 6: „Życie z emocjonalnie nieobecną matką” – opisuję tam zarówno środowisko rodzinne, w którym dorastali badani, jak również wyzwania, przed którymi stanęli w dorosłym życiu.
Książka jest podzielona na trzy części. W Części I przyjrzymy się temu, czego dziecko potrzebuje od matki. Przeanalizujemy elementy należytej matczynej opieki i znaczenie tej pierwszej relacji przywiązania. W Części II wyjaśnię, co się dzieje, gdy matka nie wypełnia należycie swojej roli, jakie są następstwa emocjonalnego zaniedbania i psychicznej przemocy oraz co sprawia, że matki zawodzą dzieci w tej sferze. Część III jest poświęcona kwestii uzdrawiania. Na początek nakreślę przebieg całego procesu, aby w dalszych rozdziałach przejść do psychoterapii, wtórnego wychowania wewnętrznego dziecka i zadośćuczynienia niezaspokojonym potrzebom oraz przeformułowania relacji z matką z pozycji dorosłego.
Książka zawiera szereg ćwiczeń, które wedle uznania można wykonać lub pominąć. W kilku miejscach przewidziano także przerwy w lekturze, które mają skłonić czytelnika do głębszego przemyślenia materiału i refleksji nad własną sytuacją. Zachęcam do poświęcenia chwili na te rozważania oraz wsłuchania się w myśli nasuwające się podczas czytania, nawet jeśli zrezygnujesz z udzielania pełnych odpowiedzi na poszczególne pytania.
Ponieważ to, co wyniesiesz z tej książki w kategoriach samopoznania i samouleczenia, jest istotną korzyścią płynącą z jej lektury, warto dać sobie czas. Pamiętaj, że musisz siebie pilnować: jeśli natrafisz na szczególnie przygnębiające zagadnienie, zastanów się, jakiego rodzaju wsparcia potrzebujesz, aby przez nie przejść. Ćwicz na sobie bycie dobrą matką i nie obarczaj się ciężarem większym, niż w danej chwili jesteś w stanie udźwignąć. Zawsze możesz wrócić do tej partii tekstu w późniejszym terminie. Dla niektórych czytelników pierwsza część poświęcona należytej opiece ze strony matki jest zbyt sugestywna i wolą powrócić do niej na dalszym etapie, gdy nieco „ochłoną” po lekturze. Choć każdy rozdział stanowi rozwinięcie tego, co zostało omówione wcześniej, możesz pracować z książką liniowo lub wyrywkowo, tak jak najbardziej ci odpowiada.
Przy pisaniu tej książki przyświecały mi następujące cele:
• Pomóc czytelnikowi uzyskać klarowniejszy obraz, jakiego rodzaju matczynej opieki zaznał.
• Uzmysłowić mu związek pomiędzy tym, przez jaką matkę został wychowany, a trudnościami, z którymi boryka się w dorosłym życiu. Jest to droga do powiązania tego, co uznaje się za osobiste defekty, z deficytami w sferze matczynej opieki, a tym samym uwolnienia się od poczucia winy.
• Zasugerować, w jaki sposób można zrekompensować sobie brakujące elementy – czy to w drodze terapii, poprzez bliskie relacje, czy też zapewnienie sobie tego, czego się nie otrzymało.
• Pomóc czytelnikowi w podjęciu decyzji, jak postępować w dorosłych stosunkach z matką, poprzez wyposażenie go w dodatkowe narzędzia i umiejętności w ramach uzupełnienia wcześniej znanych mu strategii.
Dobra wiadomość jest taka, że braki spowodowane deficytem matki można spróbować wyrównać na dalszym etapie – może nie w pełni, lecz w większym stopniu, niż myślimy. Jesteśmy w stanie uzdrowić nasze wewnętrzne niekochane dziecko i stać się silnymi, czułymi dorosłymi. Jest to niewątpliwie droga warta przebycia.
Matka jako drzewo życia
Nigdy nie zapomnę pewnej fotografii z wystawy „The Family of Man” – wysoka, smukła czarnoskóra kobieta stoi w towarzystwie dwójki dzieci, których ciemne twarze spowija cień. Na sąsiedniej stronie umieszczono napis nawiązujący do Księgi Przysłów: „Ona jest dla nich drzewem życia”.
Drzewo życia. Drzewo zapewniające schronienie, dom, ochronę. Drzewo, na które można się wspiąć i którego owocami można się karmić. Drzewo, które wydaje się ogromne, gdy samemu jest się kilka razy mniejszym. Twoje drzewo.
W tradycji mistycyzmu drzewo życia jest pionową osią, wokół której kręci się życie. Na podobnej zasadzie matka pełni funkcję osi, wokół której obraca się rodzina i emocjonalne życie dziecka. Przed epoką chrześcijaństwa drzewo życia często przedstawiano jako matkę, a Wielka Matka/Bogini nieraz przybierała postać drzewa.
Tak więc drzewo jest naturalnym symbolem matczynej opieki. Dzięki owocom i kwiatom, ptakom i zwierzętom bytującym na nim i w jego sąsiedztwie daje schronienie i żywi.
Ten motyw został wykorzystany przez Shela Silversteina w książce dla dzieci pt. Drzewo, które umiało dawać, opublikowanej po raz pierwszy w 1964 roku. Historia ta uchodzi za klasyczną przypowieść o miłości i oddaniu. Opowiada o chłopcu i drzewie (będącym w książce płci żeńskiej, przyp. tłum.), które bardzo go kocha i oddaje mu wszystko, co ma. Pozwala mu huśtać się na swoich konarach, odpoczywać w cieniu, jeść zrodzone przez nie jabłka i odrąbać gałęzie, aby zbudował z nich dom. Zgadza się nawet, aby ściął jego pień i zrobił z niego łódź. Ostatecznie gdy z drzewa zostaje sam karcz, a chłopiec jest już staruszkiem, daje mu miejsce wiecznego spoczynku.
Wiele osób dostrzega, że związek pomiędzy chłopcem a drzewem bardzo przypomina relację dziecko–matka. Drzewo na pierwszym miejscu stawia potrzeby chłopca. Ciągle tylko daje i daje. Dawanie należy do roli matki, lecz momentami konkuruje z jej potrzebą osobistego rozwoju w oderwaniu od macierzyństwa i relacji z innymi ludźmi. Wiele kobiet żali się, że zatraciło się w roli matki i partnerki. Jednak jeśli kobieta nie jest gotowa na to, aby – przynajmniej na pewnym etapie życia – skupić się wyłącznie na potrzebach innych, być może nie jest gotowa sprostać wyzwaniom macierzyństwa.
Istnieje wiele zrozumiałych powodów, dla których kobiety mogą nie być w stanie podjąć się kolosalnego zadania, jakim jest pełnienie roli matki. Niestety często nie daje się im (albo czują, że nie mają) wyboru w tej kwestii. Nieplanowane ciąże lub oczekiwania ze strony otoczenia sprawiają, że zostają matkami, świadomie o tym nie decydując. Często takie kobiety same jeszcze w pełni nie dorosły. A już na pewno nie są przygotowane na to, co je czeka.
Niełatwo jest dać coś z siebie, gdy samemu ma się szereg niezaspokojonych potrzeb. A macierzyństwo wymaga ciągłego dawania. Nic dziwnego, że „matka” jest symbolem poświęcenia!
Matka jako glina, z której jesteśmy ulepieni
Stwierdzenie, że jesteśmy krwią z krwi i kością z kości naszych matek, ma dwa istotne wymiary. Pierwszy, oczywisty, ma charakter biologiczny: wyrośliśmy w jej ciele i zostaliśmy z niego zrodzeni. Do tego dochodzi aspekt psychologiczny – matka jest częścią naszej osobowości, psychiki i duchowej struktury. Wyjaśnię to dokładniej w następnych rozdziałach.
Nasza psychiczna konstrukcja, sposób, w jaki się postrzegamy, nasze poczucie własnej wartości, nieuświadomione przekonania o związkach – wszystko to jest w dużej mierze ukształtowane przez matkę. Naturalnie podlegamy też innym wpływom, lecz ona sama i nasze wzajemne interakcje stanowią podstawowy budulec wszystkich tych stanów.
To, czy odbieramy to oddziaływanie jako wzmacniające czy toksyczne, jest uzależnione w dużym stopniu od jakości naszych relacji z matką. Kluczowe znaczenie ma przy tym nie to, co matka robi, lecz raczej jej zaangażowanie i miłość.
Mówiąc wprost, gdy stosunki pomiędzy matką a dzieckiem układają się dobrze, dziecko czuje się wspaniale, lecz kiedy coś się psuje, czuje się okropnie. Możesz postrzegać to, co przejąłeś od matki, jako wewnętrzne rusztowanie, rezerwę miłości, do której w każdej chwili możesz sięgnąć, albo też coś martwego lub trującego, co nosisz w środku. Ta szkodliwa substancja jest tym, co wchłonąłeś w toku waszych wzajemnych interakcji, być może zakażając się toksynami tkwiącymi w niej samej.
Kto może pełnić rolę matki?
Używam określenia „matka” w całej książce, lecz niekoniecznie oznacza ono wyłącznie kobietę, która urodziła dane dziecko – choć ta relacja, nawet jeśli nie wykracza poza poród (ponieważ kobieta umiera lub oddaje noworodka), naznacza całe nasze życie. Kiedy pytam czytelnika o matkę, mam na myśli osobę, która zasadniczo pełniła tę rolę. Termin „Dobra Matka” odnosi się do dowolnego dorosłego, który przejmuje w rodzinie funkcję opiekuna, żywiciela i obrońcy, wypełniając zadania opisane w kolejnym rozdziale.
W tym sensie może być nią matka adopcyjna, babcia lub macocha; taka definicja „matki” obejmuje nawet ojca, o ile spełnia on powyższe kryteria. Inne osoby spoza kręgu najbliższej rodziny także miewają wkład w zaspokajanie dziecięcych potrzeb (nawet do dorosłości): nauczyciele, ciotki, matki przyjaciół, terapeuci, partnerzy. Nawet my sami jesteśmy w stanie zaspokoić niektóre z nich w miarę dojrzewania, gdy pojmiemy, że w głębi duszy dorośli w dalszym ciągu są tamtymi niedopieszczonymi dziećmi i nadal potrzebują tego samego co wtedy.
Choć nie każda kobieta potrafi zaadaptować się do roli matki, natura postarała się, aby odpowiednio wyposażyć kobiety pod względem biologicznym. Naukowcy potwierdzają, że matki instynktownie wykazują zachowania preferowane przez niemowlęta. Badania przeprowadzone w Szwecji dowiodły, że nawet w sytuacji, gdy matka pracuje poza domem, a opieką nad dzieckiem zajmuje się głównie ojciec, maluchy nadal wyraźnie wolą przebywać z mamą[1].
Natura wspiera także biologiczne matki poprzez hormony (zwłaszcza oksytocynę), które zdają się nastrajać je na budowanie więzi i są bezpośrednio skorelowane z zachowaniami nastawionymi na jej zacieśnianie. Podczas karmienia piersią niemowlę znajduje się w idealnej odległości od matki, aby móc skupić wzrok na jej twarzy. Oczywiście już płód rozwijający się w kobiecym łonie nawiązuje relację z matką, reagując na zmiany tempa bicia jej serca, głos, dotyk przez powłoki brzuszne i jej pełną energii obecność.
Niestety niektórym kobietom te wrodzone atuty mogą nie wystarczyć, aby przezwyciężyć brak gotowości do wzięcia na siebie trudu macierzyństwa. Dobrze więc, że biologiczna matka może zostać w tym zastąpiona.
Wystarczająco dobra matka
Matki nie muszą być doskonałe – to niewykonalne. Perfekcja, jeśli już, rodzi się w oczach dziecka, które – o ile matka dostatecznie dobrze wypełnia swoje zadania, zaspokajając jego podstawowe potrzeby – darzy ją bezgranicznym uwielbieniem. To niezmiernie pomocne, ponieważ kiedy jest się od kogoś całkowicie zależnym, dobrze jest ufać, że opiekun podoła zadaniu. Przymykanie oka na potknięcia i puszczanie w niepamięć momentów, kiedy zabrakło wyczucia, przy jednoczesnym podkreślaniu tego, co dobre, jest dobrą strategią zarówno z psychologicznego, jak i ewolucyjnego punktu widzenia, gdyż pozytywne sygnały ze strony dziecka zachęcają matkę do wzmacniania łączącej ich więzi.
Termin „wystarczająco dobra matka” został ukuty przez D.W. Winnicotta, uznanego pediatrę i psychoanalityka, jako określenie matki, która daje dziecku dostatecznie dużo, aby zapewnić mu dobry start w życiu. Według Winnicotta podstawowym zadaniem dostatecznie dobrej matki jest zaadaptowanie się do dziecka. Opisuje on, jak wystarczająco dobra matka od początku nastawia się niemal wyłącznie na zaspokojenie potrzeb dziecka, stopniowo zmniejszając zakres harmonizacji, w miarę jak dziecko jest w stanie znieść silniejszą frustrację. Matka, która bez końca zaspokajałaby wszystkie potrzeby dziecka idealnie i bezzwłocznie, pozbawiałaby je możliwości próbowania nowych zachowań, potrzeby nabywania nowych umiejętności oraz okazji do uczenia się, jak radzić sobie w trudnych i stresujących sytuacjach.
Najnowsze badania potwierdzają, że kobieta nie musi być w stu procentach nastawiona na dziecko i dostępna dwadzieścia cztery godziny na dobę, aby być dostatecznie dobrą matką. Sugerują, że wystarczy, jeśli będzie z nim zsynchronizowana (w znaczeniu harmonijnego bycia razem i akomodacji ze strony matki) przez trzydzieści procent czasu[2]. Czy to tak wiele?
Zdaniem psychoterapeutki Diany Foshy, „rzeczą równie ważną co naturalna zdolność dostrojenia się do dziecka (o ile nie ważniejszą) jest umiejętność naprawienia sytuacji, w których doszło do desynchronizacji, tak aby odbudować optymalną więź”[3]. Wystarczająco dobra matka musi eliminować nieuniknione tarcia, które występują w każdej relacji. Nie wymaga się od niej, aby w każdej sytuacji postępowała w sposób optymalny, ale musi wiedzieć, jak się zrehabilitować, gdy się pomyli.
Badania sugerują, że może liczyć w tym względzie na pomoc ze strony dziecka. Noworodki przychodzą na świat z pragnieniem i zdolnością utrzymania silnej relacji z matką. Są ponadto tak zaprogramowane, aby maksymalnie wykorzystać jej wysiłki dążące do naprawy sytuacji[4]. Świadomość zdolności łagodzenia nieuchronnych zadrażnień w ich wzajemnych stosunkach jest dla dziecka niezwykle budująca. Z drugiej strony nieumiejętność zwrócenia na siebie matczynej uwagi, ponownego nawiązania kontaktu po tym, jak został zerwany, może wywołać u dziecka głębokie poczucie bezradności oraz zniechęcić je do angażowania się w relacje i dążenia do zaspokojenia swoich potrzeb.
Gdy matka nie jest dostatecznie wyczulona na pragnienia dziecka, ostatecznie to dziecko dostosowuje się do matki, nie na odwrót. Pozbawione tego kluczowego doświadczenia, wykształca to, co Winnicott określa mianem „fałszywego »ja«” (fałszywej jaźni).
* * *
koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji
WSTĘP
[1] Robert Karen, PhD, Becoming Attached: First Relationships and How They Shape Our Capacity to Love, Oxford University Press, Nowy Jork 1998, s. 230.
ROZDZIAŁ 1: ROLA MATKI
[1] David J. Wallin, Attachment in Psychotherapy, Guilford Press, Nowy Jork 2007, n. 1, s. 24.
[2] Diana Fosha, The Transforming Power of Affect: A Model for Accelerated Change, Basic Books/Perseus Book Group, Nowy Jork 2000, s. 64.
[3] Ibid., s. 65.
[4] Ibid.