Mężczyzna multiorgazmiczny. Jak mężczyzna może ulepszyć swoje życie seksualne - Mantak Chia, Douglas Carlton Abrams - ebook

Mężczyzna multiorgazmiczny. Jak mężczyzna może ulepszyć swoje życie seksualne ebook

Chia Mantak, Douglas Carlton Abrams

3,2

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Książka Mężczyzna multiorgazmiczny opiera się na liczących trzy tysiące lat praktykach seksualnych Wschodu.

Do podobnych odkryć w dziedzinie seksu dotarł w latach czterdziestych ub. wieku Alfred Kinsey, znany amerykański seksuolog. Mimo to większość współczesnych mężczyzn jest nieświadoma swojego multiorgazmicznego potencjału.

Dzięki autorom seksualność przestała być źródłem niepokoju, frustracji i wstydu, stając się cudownym doznaniem, w którym rozwijamy się i spełniamy. Przedstawione przez autorów w jasny i prosty sposób, udoskonalane przez stulecia techniki miłosne – są niezwykle skuteczne. Mogą znacznie polepszyć nie tylko kondycję seksualną, ale także ogólny stan zdrowia. Zaczynamy zdawać sobie sprawę, że postrzeganie seksu wykształcone przez zachodnią kulturę niewiele ma wspólnego z tym, co może osiągnąć dwoje ludzi, stosując opisane w książce techniki.

Dodatkową korzyścią, jaką niesie ze sobą taka praktyka, jest przypływ sił witalnych.

Mistrz Mantak Chia to znany na całym świecie nauczyciel sztuk taoistycznych, od tai chi po taoistyczną seksualność. Jest autorem wielu bestsellerów, między innymi: Kobieta multiorgazmiczna i Sekrety wielokrotnych orgazmów. Mieszka w Tajlandii, a wykłady i warsztaty prowadzi na całym świecie.

Douglas Abrams jest autorem i wydawcą licznych książek i długoletnim adeptem taoistycznych praktyk seksualnych. Jest współautorem książki Sekrety wielokrotnych orgazmów.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 292

Oceny
3,2 (5 ocen)
2
0
0
3
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Teishu

Z braku laku…

Główna myśl książki to ćwicz mięsień PC i wytrysk jest zły. Stwierdzenie że jakiś chłopak siedział 4 lata w jednej klasie dlatego że się masturbował 4 razy dziennie.... wow śmiała teza 🤣 Przestrzegam przed głębokim oddychaniem przez długi czas. Hiperwentylacja nie jest zdrowa, więcej tlenu nie oznacza lepiej (Butejko w google dla ciekawych) Ostatnio też gdzieś wyczytałem aby nie ćwiczyć mięśnia PC w czasie sikania także lepiej może poddać ćwiczenia opisane w książce dalszemu sprawdzeniu czy one faktycznie pomagają czy szkodzą. Powoływanie się na cesarzy japońskich i traktowanie tego jak świętość nie koniecznie może służyć. Z tego co pamiętam to niektórzy z nich brali kąpiele w rtęci także nie wszystko co robili było cudowne lub wydłużało życie.
11

Popularność




Uwaga

Nie jest to jesz­cze jeden porad­nik na temat seksu. Tak wiele w dzi­siej­szych cza­sach mówi się o sek­sie, a mimo to rośnie liczba zwią­za­nych z nim nie­po­ro­zu­mień – trudno roz­po­znać, co ma jakąś war­tość i okaże się przy­datne. Bez wąt­pie­nia widzia­łeś, jak rekla­mują się eks­perci w spra­wach seksu, któ­rzy obie­cują uczy­nić z cie­bie naj­lep­szego kochanka na świe­cie i nauczyć cię osią­gać boską eks­tazę, a wszystko to bez naj­mniej­szego wysiłku. Ta książka opiera się na liczą­cej trzy tysiące lat tra­dy­cji auten­tycz­nych doświad­czeń sek­su­al­nych. Dla­tego jej auto­rzy zdają sobie sprawę, jakich potrzeba sta­rań – skąd­inąd przy­jem­nych – aby odmie­nić swoje życie sek­su­alne. Zgłę­bia­nie taj­ni­ków seksu to jedno, a wcie­la­nie ich w życie to zupeł­nie coś innego. Tech­niki opi­sane w tej książce całe tysiąc­le­cia były testo­wane i udo­sko­na­lane przez rze­sze kochan­ków w labo­ra­to­rium codzien­nego życia. Sta­ra­li­śmy się je przed­sta­wić w spo­sób tak jasny i pro­sty, jak to tylko moż­liwe, lecz jedy­nym spo­so­bem na to, aby przy­nio­sły nam poży­tek, jest zasto­so­wa­nie ich w prak­tyce.

Są to metody nie­zwy­kle sku­teczne. Mogą znacz­nie polep­szyć twój stan zdro­wia, a także twoją kon­dy­cję sek­su­alną, mimo że nie sta­wiamy żad­nej dia­gnozy ani nie zale­camy żad­nej kura­cji. Ludzie, któ­rzy mają wyso­kie ciśnie­nie krwi, cier­pią na cho­roby serca lub są ogól­nie sła­bego zdro­wia, powinni czy­nić postępy w wol­niej­szym tem­pie. Jeżeli uskar­żasz się na jakieś dole­gli­wo­ści, warto, byś skon­sul­to­wał się z leka­rzem. Jeżeli nasuną ci się pyta­nia albo natra­fisz na trud­no­ści, zasię­gnij porady instruk­tora Uzdra­wia­ją­cego Tao1.

Podziękowania

Chcie­li­by­śmy wyra­zić wdzięcz­ność tym wszyst­kim mul­tior­ga­zmicz­nym męż­czy­znom i kobie­tom z całego świata, któ­rzy przy­czy­nili się do powsta­nia tej książki, szcze­rze opi­su­jąc swoje doświad­cze­nia oraz prak­tyki sek­su­alne. Poja­wia­jące się tu cytaty zaczerp­nę­li­śmy bez­po­śred­nio z wywia­dów i ankiet, a jeżeli zmie­ni­li­śmy je nieco, to jedy­nie dla­tego, by uczy­nić je bar­dziej zro­zu­mia­łymi.

Szcze­gól­nie pra­gniemy podzię­ko­wać instruk­to­rom Uzdra­wia­ją­cego Tao, któ­rzy wspie­rali nas mądro­ścią, doświad­cze­niem, humo­rem i przy­jaź­nią. Są to: Michael Winn, Mar­cia Ker­witt, B.J. San­terre, Masa­hiro Ouchi, Angela Shen, Louis Shen, Wal­ter Bec­kley, Ste­fan Sie­grist i Karl Dan­skin. Wraz z wie­loma innymi oso­bami latami pra­co­wali nad uprosz­cze­niem i udo­sko­na­le­niem opi­sa­nych tu tech­nik. Wdzięczni jeste­śmy także sek­su­olo­gom, któ­rzy swoją pio­nier­ską pracą wzbo­ga­cili naszą wie­dzę o wie­lo­krot­nych orga­zmach męż­czy­zny i przy­jem­no­ści sek­su­al­nej – tu zasłu­żeni są zwłasz­cza Wil­liam Hart­man, Mari­lyn Fithian, Ber­nie Zil­ber­geld, Marion Dunn, Alan i Donna Bau­ero­wie, Beverly Whip­ple, Alice Kahn Ladis, John Perry, Lon­nie Bar­bach, Bar­bara Keesling i oczy­wi­ście Alfred Kin­sey oraz Wil­liam Masters i Vir­gi­nia John­son. Prócz tego chcie­li­by­śmy wyra­zić uzna­nie licz­nym mistrzom i uczniom tao­izmu, dzięki któ­rym mogli­śmy wzbo­ga­cić swoją wie­dzę na temat sek­su­al­nego kung-fu. Należy do nich Douglas Wile, któ­rego mistrzow­skie dzieło Art of the Bed­cham­ber (Sztuka alkowy) stało się źró­dłem więk­szo­ści przy­kła­dów zawar­tych w tej książce. Dzię­ku­jemy też Megory Andre­son – za wszystko.

Dzię­ku­jemy rów­nież Heide Lange, naszej uta­len­to­wa­nej agentce. Jej doświad­cze­nie, intu­icja i ser­decz­ność były dla nas nie­wy­czer­pa­nym źró­dłem otu­chy pod­czas pisa­nia tej książki. Wdzięczni jeste­śmy Joh­nowi Loudo­nowi, naszemu zna­ko­mi­temu wydawcy, za to, że wie­rzył w tę książkę od samego początku i wspie­rał pracę nad nią.

Naszą wdzięcz­ność zaskar­bili sobie także inni ludzie z Har­per San Fran­ci­sco, któ­rzy prze­pro­wa­dzili tę książkę przez cały pro­ces powsta­wa­nia, a potem wypra­wili ją w świat. Są to w szcze­gól­no­ści Karen Levine, Joel Foti­nos, Rosana Fran­ce­scato, Carl Walesa, Ralph Fow­ler, Laura Beers i Peter Evers.

Przede wszyst­kim dzię­ku­jemy swoim życio­wym part­ner­kom i współ­au­tor­kom naszych ksią­żek, Mane­ewan Chia i Rachel Carl­ton Arava, dzięki któ­rym pozna­li­śmy sekret praw­dzi­wego zna­cze­nia tao.

Wstęp

Ponad trzy tysiące lat temu Chiń­czycy odkryli, że męż­czyźni mogą doświad­czać wie­lo­krot­nych orga­zmów, opóź­nia­jąc albo nawet powstrzy­mu­jąc wytrysk. Jest to moż­liwe, ponie­waż orgazm i eja­ku­la­cja to dwa oddzielne pro­cesy, choć Zachód od dawna je ze sobą utoż­sa­mia. Wpraw­dzie sta­ro­żyt­nym Chiń­czy­kom bra­ko­wało pre­cy­zji dzi­siej­szych naukow­ców, zapi­sy­wali oni jed­nak szcze­gó­łowo swoje odkry­cia z myślą o przy­szłych poko­le­niach bada­czy sfer seksu i ducho­wo­ścip1.

Na Zacho­dzie dopiero w latach czter­dzie­stych ubie­głego wieku Alfred Kin­sey, pio­nier nauko­wego podej­ścia do seksu, dono­sił o podob­nych odkry­ciachp2. Mimo to dziś, kil­ka­dzie­siąt lat póź­niej, gdy jego twier­dze­nia już wie­lo­krot­nie poparły wyniki badań labo­ra­to­ryj­nych, więk­szość męż­czyzn pozo­staje nie­świa­doma swo­jego mul­tior­ga­zmicz­nego poten­cjału. Pozba­wieni tej wie­dzy oraz nie­zna­jący kon­kret­nych tech­nik męż­czyźni nie są w sta­nie odczuć róż­nicy mię­dzy cre­scendo orga­zmu a salwą eja­ku­la­cji.

To błąd, że w kul­tu­rze Zachodu męska sek­su­al­ność kon­cen­truje się na dąże­niu do nie­uchron­nie roz­cza­ro­wu­ją­cego celu, jakim jest wytrysk („spusz­cze­nie się”), zamiast na dostar­cza­ją­cym orga­zmicz­nej roz­ko­szy pro­ce­sie cie­le­snego obco­wa­nia ze sobą. Książka ta poka­zuje męż­czy­znom, jak mogą oddzie­lić w sobie orgazm od eja­ku­la­cji i zamie­nić ulotny moment roz­ła­do­wa­nia napię­cia sek­su­al­nego w serię nie­zli­czo­nych wzlo­tów ogar­nia­ją­cych całe ciało. Jeden z mul­tior­ga­zmicz­nych męż­czyzn ujął to tak: „Po zwy­czaj­nym wytry­sku moja przy­jem­ność szybko mija. Zupeł­nie ina­czej jest z wie­lo­krot­nymi orga­zmami. Osią­gnięta dzięki nim roz­kosz prze­peł­nia mnie cały dzień. Dozna­nie to zdaje się nie mieć gra­nic. Dodat­kową korzy­ścią z tej prak­tyki jest przy­pływ sił wital­nych, toteż ni­gdy nie czuję się zmę­czony. Teraz mogę upra­wiać seks tak długo, jak zechcę. Nie jest tak, że ciało panuje nade mną, to ja panuję nad cia­łem. Cze­góż wię­cej mógłby żądać męż­czyzna?”.

Książka ta poka­zuje rów­nież męż­czy­znom, jak mogą wyko­rzy­stać mul­tior­ga­zmiczny poten­cjał part­ne­rek. Pewien czło­wiek, który przez trzy mie­siące sto­so­wał się do zawar­tych w niej porad, tak opi­sał swoje doświad­cze­nia: „Odkąd zaczą­łem prak­ty­ko­wać te tech­niki, sypia­łem z trzema kobie­tami. Wszyst­kie trzy oznaj­miły, że byłem ich naj­lep­szym kochan­kiem. Dosłow­nie wprost powie­działy mi, że z nikim nie było im tak dobrze”.

Kobiety po prze­czy­ta­niu tej książki poznają taj­niki męskiej sek­su­al­no­ści, z któ­rych nie­wiele osób płci obojga zdaje sobie sprawę. Pary, które prze­czy­tają ją razem, wzniosą się na taki poziom sek­su­al­nej eks­tazy i sek­su­al­nego zado­wo­le­nia, o jakim nawet im się nie śniło. Part­nerka pew­nego mul­tior­ga­zmicz­nego męż­czy­zny stwier­dziła: „W łóżku zawsze było nam dobrze, ale teraz, gdy każde z nas doświad­cza wielu fal roz­ko­szy, nasze poży­cie stało się dużo bogat­sze i bar­dziej wywa­żone. Wie­lo­krotne orga­zmy są jed­nak tylko wstę­pem do głęb­szych zmian, które owe prak­tyki wywo­łały w naszym związku. Nasza miłość jest teraz znacz­nie głęb­sza i bar­dziej intymna”.

Męż­czyźni mogą doświad­czać wie­lo­krot­nych orga­zmów. Ten fakt jest dla więk­szo­ści z nas tak zaska­ku­jący, że aż trudno nam uwie­rzyć w jego praw­dzi­wość. Należy pamię­tać, że wie­lo­krotne orga­zmy kobiet dopiero w ciągu ostat­nich czter­dzie­stu lat zostały uznane i zaak­cep­to­wane jako „nor­malne”. Jesz­cze bar­dziej zadzi­wia­jące jest to, jak wiele kobiet zaczęło ich doświad­czać, kiedy powie­dziano im, że są one moż­liwe. Od lat pięć­dzie­sią­tych minio­nego stu­le­cia, kiedy to Kin­sey badał kobiecą sek­su­al­ność, liczba kobiet prze­ży­wa­ją­cych wie­lo­krotne orga­zmy ule­gła potro­je­niu, z 14 do prze­szło 50 pro­centp3! W latach osiem­dzie­sią­tych dwu­dzie­stego wieku sek­su­olo­dzy Wil­liam Hart­man i Mari­lyn Fithian odkryli, że 12 pro­cent męż­czyzn będą­cych obiek­tem ich badań może doświad­czać orga­zmów wie­lo­krot­nych. Kiedy męż­czyźni się dowie­dzieli, że mają ów poten­cjał, i opa­no­wali kilka pro­stych tech­nik, ta liczba zaczęła wzra­stać.

Auto­rzy tej książki czer­pią ze sta­ro­żyt­nych prak­tyk tao­istycz­nych i z naj­now­szej wie­dzy nauko­wej, aby poka­zać czy­tel­ni­kom, jak oddzie­lić orgazm od eja­ku­la­cji, jak dozna­wać wie­lo­krot­nych orga­zmów i jak popra­wić ogólny stan zdro­wia. Pier­wot­nie tao­iści byli w sta­ro­żyt­nych Chi­nach (około VI w. p.n.e.) grupą poszu­ki­wa­czy, któ­rzy zgłę­biali taj­niki zdro­wia i ducho­wo­ści. Cho­ciaż opra­co­wane przez nich metody mają już ponad dwa tysiące lat, nie stra­ciły swo­jej mocy. Opi­sane tu tech­niki tra­fiły do świata Zachodu zale­d­wie pięt­na­ście lat temu. Wywo­łały cichą rewo­lu­cję sek­su­alną wśród zwy­czaj­nych męż­czyzn, któ­rzy je sto­so­wali i dowie­dli ich sku­tecz­no­ści. Auto­rzy żywią prze­ko­na­nie, że jedy­nych wia­ry­god­nych dowo­dów dostar­cza ciało każ­dego męż­czyzny. Mają nadzieję, że gdy czy­tel­nik przyj­mie lub odrzuci zawarte w tej książce infor­ma­cje, będzie bazo­wał na swo­ich oso­bi­stych doświad­cze­niach.

Wie­lo­krotny orgazm nie jest zare­zer­wo­wany wyłącz­nie dla doj­rze­wa­ją­cych mło­dzień­ców, cie­szą­cych się nie­by­wa­łym szczę­ściem star­szych panów albo dla wyznaw­ców okre­ślo­nych reli­gii. Trzy­dzie­sto­pa­ro­letni sprze­dawca pro­gra­mów kom­pu­te­ro­wych, który sam sie­bie nazwał „cynicz­nym i spię­tym nowo­jor­czy­kiem”, pew­nego wie­czoru zajął się ćwi­cze­niami opi­sa­nymi w tej książce i prze­żył sześć orga­zmów z rzędu: „Orga­zmy przy­cho­dziły jeden po dru­gim i były coraz moc­niej­sze. Niczego podob­nego dotych­czas nie doświad­czy­łem. Ale naj­bar­dziej zdu­mie­wa­jące było to, że wła­śnie zaczy­na­łem czuć się chory z prze­mę­cze­nia, a następ­nego ranka obu­dzi­łem się zdrowy i pełen ener­gii jak ni­gdy dotąd”. Zgod­nie z zasa­dami tao­istycz­nych prak­tyk sek­su­al­nych prze­ży­wa­nie wie­lo­krot­nych orga­zmów bez wytry­sku zwy­kle pomaga męż­czyź­nie osią­gnąć dosko­nały stan zdro­wia, a nawet – może­cie w to wie­rzyć albo nie – prze­dłuża mu życie.

Tao­istyczna sztuka kocha­nia, zwana rów­nież „Sek­su­al­nym kung-fu”, kie­dyś była dzie­dziną chiń­skiej medy­cyny („kung-fu” zna­czy dosłow­nie „mistrzo­stwo”, zatem „Sek­su­alne kung-fu” to po pro­stu „sek­su­alne mistrzo­stwo”). Sta­ro­żytni tao­iści byli leka­rzami, zaj­mo­wali się fizycz­nym sta­nem zdro­wia i zaspo­ko­je­niem cie­le­snych pra­gnień. Sek­su­alne kung-fu pomaga męż­czy­znom nabrać sił wital­nych i zyskać dłu­go­wiecz­ność, bo pozwala im unik­nąć wycień­cze­nia, nastę­pu­ją­cego po eja­ku­la­cji – powstrzy­muje, w dosłow­nym sen­sie, utratę soków.

W roz­dziale 1 przed­sta­wimy pocho­dzące z kul­tur Wschodu i Zachodu dowody na ist­nie­nie wie­lo­krot­nego orga­zmu u męż­czyzn. Omó­wimy także wyniki naj­now­szych badań nauko­wych, potwier­dza­jące prze­świad­cze­nie sta­ro­żyt­nych tao­istów o zna­cze­niu szczy­to­wa­nia bez wytry­sku. Pre­zen­tu­jąc to zaska­ku­jące odkry­cie, „New York Times” pod­su­mo­wał: „Wytwa­rza­nie spermy jest o wiele trud­niej­sze, niż wyobra­żali to sobie naukowcy, i anga­żuje zasoby, które w innej sytu­acji zapew­niają męż­czyź­nie dłu­gie lata zdro­wia”p4.

Jed­nak teo­ria bez prak­tyki jest bez­u­ży­teczna. Dla­tego w roz­dzia­łach 2 i 3 znaj­dziesz „ćwi­cze­nia solo”, które możesz wyko­ny­wać, aby uwol­nić w sobie mul­tior­ga­zmiczny poten­cjał – nie­za­leż­nie od tego, czy masz part­nerkę, czy nie. Wielu męż­czyzn zaczyna doświad­czać wie­lo­krot­nych orga­zmów po tygo­dniu lub dwóch, a więk­szość jest w sta­nie opa­no­wać przed­sta­wione tu tech­niki w ciągu od trzech do sze­ściu mie­sięcy.

W roz­dzia­łach 4 i 5 poznasz „ćwi­cze­nia w parze”, które pozwolą ci podzie­lić się z part­nerką taj­ni­kami „Sek­su­al­nego kung-fu” i zapew­nić jej przy­jem­ność, o jakiej nawet nie śniła.

Cho­ciaż kobiety mogą wiele sko­rzy­stać na lek­tu­rze całej tej książki, roz­dział 6 napi­sa­li­śmy spe­cjal­nie dla nich. Wyja­śnia on, co powinny wie­dzieć, aby pomóc part­ne­rom – a także sobie – w osią­gnię­ciu mul­tior­ga­zmicz­nych unie­sień.

Z kolei roz­dział 7 napi­sa­li­śmy z myślą o gejach. Zapre­zen­to­wa­li­śmy tam spe­cjalne prak­tyki, które powinni opa­no­wać, aby wieść speł­nione, zdrowe życie sek­su­alne i osią­gać wie­lo­krotne orga­zmy.

Roz­dział 8 odnosi się do męskich pro­ble­mów sek­su­al­nych: przed­wcze­snego wytry­sku, impo­ten­cji i bez­płod­no­ści. Tao­istyczna sztuka kocha­nia zna wiele spo­so­bów na prze­zwy­cię­że­nie owych pro­ble­mów.

I w końcu roz­dział 9 zawiera porady, dzięki któ­rym męż­czyźni oraz ich part­nerki mogą całe życie cie­szyć się sek­su­al­nymi unie­sie­niami. Zaczyna się on frag­men­tem prze­zna­czo­nym dla męż­czyzn w śred­nim wieku i star­szych, czę­sto doświad­cza­ją­cych osła­bie­nia ape­tytu sek­su­al­nego oraz spadku poten­cji. Pre­zen­tu­jemy wyniki badań z udzia­łem mul­tior­ga­zmicz­nych męż­czyzn, które zadają kłam powszech­nemu prze­świad­cze­niu, że męż­czyźni osią­gają punkt szczy­towy moż­li­wo­ści sek­su­al­nych przed dwu­dzie­stym rokiem życia, a potem z wolna je tracą. Tao­iści zawsze wie­dzieli, że jeśli męż­czyzna rozu­mie naturę swo­jej sek­su­al­no­ści, to kiedy wkra­cza w wiek doj­rzały, jego sek­su­al­ność staje się dosko­nal­sza.

W tym roz­dziale powie­dzie­li­śmy rów­nież, jak męż­czy­zna może pomóc swo­jemu synowi roz­po­cząć zdrowe i satys­fak­cjo­nu­jące życie sek­su­alne. Gdyby tylko nasi ojco­wie o tym wie­dzieli!

W Chi­nach powstały pierw­sze – naj­bar­dziej wszech­stronne i szcze­gó­łowe – porad­niki na temat seksu. Dzięki swo­jej książce chcemy kon­ty­nu­ować wie­lo­wie­kową tra­dy­cję ich pisa­nia. Dajemy męż­czy­znom oraz ich part­ner­kom prze­wod­nik, który odmieni sferę ich sek­su­al­no­ści.

Choć w tao­izmie sek­su­al­ność i ducho­wość pozo­stają w ści­słym związku, zda­jemy sobie sprawę, że jed­nych czy­tel­ni­ków będą inte­re­so­wać wyłącz­nie wska­zówki prak­tyczne, pod­czas gdy dru­dzy zechcą dowie­dzieć się cze­goś wię­cej na temat uświę­co­nego wymiaru miło­ści cie­le­snej. Zaczy­namy od zapre­zen­to­wa­nia pod­sta­wo­wych metod, z któ­rymi musi zazna­jo­mić się każdy, by zacząć doświad­czać wie­lo­krot­nych orga­zmów, a póź­niej stop­niowo wpro­wa­dzamy tech­niki bar­dziej wyra­fi­no­wane. Są one prze­zna­czone dla tych czy­tel­ni­ków, któ­rzy pra­gną wyko­rzy­stać swoją sek­su­al­ność, by popra­wić swoje zdro­wie i roz­wi­jać się duchowo.

Warto wspo­mnieć, że nie jest to książka na temat tao­izmu – jego filo­zo­ficz­nego lub reli­gij­nego aspektu. Jeden z jej auto­rów, Man­tak Chia, ma w dorobku ponad dzie­sięć ksią­żek obja­śnia­ją­cych nie­zwy­kle dro­bia­zgowo taj­niki tej sta­ro­żyt­nej tra­dy­cji. Pomo­gła mu ona opra­co­wać wszech­stronny sys­tem lecze­nia, zwany Uzdra­wia­ją­cym Tao. W tej książce pre­zen­tu­jemy tech­niki o sku­tecz­no­ści potwier­dzo­nej bada­niami nauko­wymi. Kie­ru­jemy ją do tych czy­tel­ni­ków, któ­rym zależy na głęb­szym doświad­cza­niu wła­snej sek­su­al­no­ści, a nie do tych, któ­rzy szu­kają nowej reli­gii.

Mamy nadzieję, że nasze dzieło zaini­cjuje dal­sze poszu­ki­wa­nia naukowe, mogące potwier­dzić lub zwe­ry­fi­ko­wać jego treść. Wie­rzymy, że czasy izo­la­cji i kul­tu­ro­wego szo­wi­ni­zmu bez­pow­rot­nie minęły. Wschód i Zachód mogą dzie­lić się wie­dzą z pożyt­kiem dla wszyst­kich nowo­cze­snych kochan­ków, któ­rzy w tej epoce – epoce cie­le­snego cha­osu – szu­kają sek­su­al­nego speł­nie­nia.

Roz­dział 1

Dowód tkwi w twoich spodniach

Być może doświad­cza­łeś już wie­lo­krot­nych orga­zmów. Choć wydaje się to zaska­ku­jące, wielu męż­czyzn jest do tego zdol­nych, zanim wkro­czy w wiek doj­rze­wa­nia i zacznie eja­ku­lo­wać. Z bada­nia Kin­seya wynika, że nie­mal połowa chłop­ców w wieku poprze­dza­ją­cym doj­rze­wa­nie jest zdolna do osią­gnię­cia dru­giego orga­zmu wkrótce po pierw­szym, a pra­wie jedna trze­cia może prze­ży­wać pięć lub wię­cej orga­zmów jeden po dru­gim. Dopro­wa­dziło to Kin­seya do wnio­sku, że „szczy­to­wa­nie jest moż­liwe bez eja­ku­la­cji”.

Wie­lo­krotne orga­zmy nie są zare­zer­wo­wane wyłącz­nie dla chłop­ców na progu doj­rze­wa­nia. Kin­sey pisze: „Ist­nieją męż­czyźni w bar­dziej zaawan­so­wa­nym wieku, nawet po trzy­dzie­stce i starsi, zdolni do takiej wydaj­no­ści”. W swo­jej książce Fun­da­men­tals of Human Sexu­ality (Pod­stawy ludz­kiej sek­su­al­no­ści) dok­tor Herant Kat­cha­do­urian zauwa­żył: „Nie­któ­rzy męż­czyźni są w sta­nie powstrzy­mać wydzie­la­nie nasie­nia, kiedy doświad­czają skur­czów orga­zmicz­nych – innymi słowy mają orgazm bez wytry­sku (bez­e­ja­ku­la­cyjny). Po takich orga­zmach nie nastę­puje okres refrak­cji (który wiąże się z utratą erek­cji), co pozwala tym męż­czy­znom na prze­ży­wa­nie nastę­pu­ją­cych po sobie lub wie­lo­krot­nych orga­zmów – jak u kobiet”.

Dla­czego więk­szość męż­czyzn traci zdol­ność prze­ży­wa­nia wie­lo­krot­nych orga­zmów? Być może eja­ku­la­cja jest dla wielu z nich doświad­cze­niem tak sil­nym, że przy­ćmiewa orgazm. Poza tym siła tego doświad­cze­nia spra­wia, że męż­czyźni tracą zdol­ność roz­gra­ni­cze­nia mię­dzy jed­nym a dru­gim. Pewien mul­tior­ga­zmiczny męż­czyzna tak wspo­mina swoją pierw­szą eja­ku­la­cję: „Wciąż pamię­tam to dokład­nie. Szczy­to­wa­łem wtedy jak zwy­kle, ale tym razem wytry­snął ze mnie biały płyn. Myśla­łem, że umie­ram. Przy­rze­kłem Bogu, że ni­gdy wię­cej nie będę się mastur­bo­wał. Oczy­wi­ście wytrwa­łem w tym posta­no­wie­niu jeden dzień”.

Ponie­waż orgazm i eja­ku­la­cję zwy­kle dzielą sekundy, łatwo je ze sobą pomy­lićp5. Aby móc prze­ży­wać orga­zmy wie­lo­krotne, musisz zyskać (a nie­wy­klu­czone, że odzy­skać) zdol­ność roz­gra­ni­cza­nia tych dwóch doznań zwią­za­nych ze sta­nem pod­nie­ce­nia. Pozwoli ci to roz­ko­szo­wać się orga­zmem bez eja­ku­la­cji. Kiedy zro­zu­miesz, jak bar­dzo orgazm i eja­ku­la­cja róż­nią się od sie­bie, łatwiej ci będzie roz­róż­niać je w twoim ciele.

Fale mózgowe i odruchy

Orgazm jest jed­nym z naj­bar­dziej inten­syw­nych i satys­fak­cjo­nu­ją­cych ludz­kich doznań. Jeżeli kie­dy­kol­wiek go prze­ży­łeś – a prze­żyli go nie­mal wszy­scy męż­czyźni – nie muszę ci tłu­ma­czyć, na czym polega. U każ­dego czło­wieka orgazm jest nieco inny. Zda­rza się też, że jest nieco inny u tej samej osoby w róż­nych sytu­acjach. Nie­mniej męskie orga­zmy mają pewne cechy wspólne: naj­pierw ryt­miczne ruchy ciała, przy­spie­szone tętno i zwięk­szone napię­cie mię­śni, a potem gwał­towne roz­luź­nie­nie, obej­mu­jące skur­cze w rejo­nie mied­nicy. One też są przy­jemne. Trzy­na­ste wyda­nie dzieła Smith’s Gene­ral Uro­logy (Uro­lo­gia ogólna Smi­tha) zawiera stwier­dze­nie: „Orgazm jest naj­sła­biej pozna­nym pro­ce­sem sek­su­al­nym”. Zawiera rów­nież infor­ma­cję, że skła­dają się na niego „nie­kon­tro­lo­wane ryt­miczne skur­cze zwie­ra­cza odbytu, hiper­wen­ty­la­cja (zwięk­szona czę­sto­tli­wość odde­chu), tachy­kar­dia (przy­spie­sze­nie akcji serca) i wzrost ciśnie­nia krwi”.

Opisy te doty­czą zmian, które zacho­dzą w całym ciele. Mimo to bar­dzo długo orgazm był postrze­gany – a przez wielu męż­czyzn na­dal jest postrze­gany – jako pro­ces ogra­ni­czony do obszaru geni­ta­liów. W świe­cie Zachodu jako pierw­szy Wil­helm Reich w swo­jej kon­tro­wer­syj­nej książce Funk­cja orga­zmu2 wyka­zał, że orgazm zacho­dzi w całym cielep6. Na Wscho­dzie tao­iści od dawna wie­dzieli, że orgazm może być dozna­niem obej­mu­ją­cym całe ciało, i opra­co­wali tech­niki pozwa­la­jące spo­tę­go­wać przy­jem­ność, którą daje.

Orgazm, jak dowo­dzi wielu współ­cze­snych naukow­ców zgłę­bia­ją­cych taj­niki seksu, ma tak naprawdę wię­cej wspól­nego z naszym mózgiem niż z naszymi mię­śniami. Bada­nia fal mózgo­wych dały począ­tek odkry­ciu, że orgazm zacho­dzi przede wszyst­kim w mózgu. Można prze­żyć orgazm we śnie, i to bez udziału dotyku, co zdaje się potwier­dzać tę teo­rię. Podob­nego zda­nia był Robert J. Heath, neu­ro­log z Tulane Uni­ver­sity. Odkrył on, że pewne czę­ści mózgu pobu­dzane elek­tro­dami wywo­łują dozna­nia sek­su­alne takie same, jak te będące efek­tem sty­mu­la­cji fizycz­nej. Wielu tera­peu­tów sek­su­olo­gów z lubo­ścią powta­rza, że seks odbywa się w mózgu. W stwier­dze­niu tym jest tro­chę prawdy, zwłasz­cza jeśli cho­dzi o orgazm.

W prze­ci­wień­stwie do orga­zmu, który jest szczy­tem doznań emo­cjo­nal­nych i fizycz­nych, eja­ku­la­cja to po pro­stu odruch. Jak wyja­śnia Michael Winn, mistrz Uzdra­wia­ją­cego Tao i współ­au­tor książki Miło­sny poten­cjał męż­czy­zny3: „Wielu męż­czyzn wpada w panikę na samą myśl o orga­zmie bez wytry­sku, gdyż upra­wiają seks eja­ku­la­cyjny od dłu­giego czasu, czę­sto przez całe dekady. Przede wszyst­kim należy zatem zde­ma­sko­wać praw­dziwe obli­cze eja­ku­la­cji, która jest tylko mimo­wol­nym skur­czem mię­śni”.

Dzięki ćwi­cze­niom jesteś w sta­nie nauczyć się doświad­czać orga­zmu bez eja­ku­la­cji. W kolej­nych dwóch roz­dzia­łach wyja­śnimy dokład­nie krok po kroku, jak oddzie­lić orgazm od eja­ku­la­cji i jak roz­prze­strze­nić dozna­nie orga­zmu na całe ciało. Naj­pierw jed­nak przyj­rzyjmy się dowo­dom na to, że męż­czyźni, podob­nie jak kobiety, są zdolni doświad­czać orga­zmów wie­lo­krot­nych.

Udowodnij to

Praw­do­po­dob­nie naj­bar­dziej roz­le­głe bada­nia labo­ra­to­ryjne nad orga­zmami wie­lo­krot­nymi u męż­czyzn prze­pro­wa­dzili Wil­liam Hart­man i Mari­lyn Fithian. Prze­ba­dali oni trzy­dzie­stu trzech męż­czyzn, uwa­ża­ją­cych się za mul­tior­ga­zmicz­nych – to zna­czy takich, któ­rzy są w sta­nie prze­żyć dwa orga­zmy lub wię­cej, nie tra­cąc erek­cji.

Rysu­nek 1. Wykres stanu pobu­dze­nia mul­tior­ga­zmicz­nego męż­czy­zny. Źró­dło: Hart­man i Fithian.

Męż­czyźni ci w labo­ra­to­rium upra­wiali seks ze swo­imi part­ner­kami, a Hart­man i Fithian moni­to­ro­wali akcję serca każ­dego z nich, gdyż uznali to za naj­bar­dziej wia­ry­godną metodę roz­po­zna­wa­nia orga­zmu. W sta­nie spo­czynku tętno czło­wieka wynosi prze­cięt­nie 70 ude­rzeń na minutę, pod­czas orga­zmu nie­mal się podwaja (docho­dzi do 120 ude­rzeń), a po orga­zmie wraca do war­to­ści spo­czyn­ko­wej (rys. 1). Obser­wa­cji pod­dano rów­nież u tych męż­czyzn skur­cze mię­śni w rejo­nie mied­nicy (ich naj­wy­raź­niej­szym prze­ja­wem jest nie­kon­tro­lo­wane zaci­ska­nie zwie­ra­cza odbytu), pokry­wa­jące się z przy­spie­sze­niem tętna w trak­cie orga­zmu. Wyniki były dosyć zaska­ku­jące – wykresy stanu pobu­dze­nia bada­nych męż­czyzn były iden­tyczne jak wykresy pobu­dze­nia mul­tior­ga­zmicz­nych kobiet.

Męska i kobieca sek­su­al­ność mogą być bar­dziej podobne, niż się powszech­nie sądzi. Jest to zro­zu­miałe z ana­to­micz­nego punktu widze­nia: męskie i żeń­skie geni­ta­lia wykształ­cają się w okre­sie pło­do­wym z tych samych tka­nek. W swo­jej słyn­nej książce The G Spot and Other Recent Disco­ve­ries About Human Sexu­alilty (Punkt G oraz inne naj­now­sze odkry­cia doty­czące sek­su­al­no­ści czło­wieka) Alice Ladas, Beverly Whip­ple i John Perry dowo­dzą, że męska i kobieca sek­su­al­ność są nie­mal iden­tyczne. Wysu­nęli oni rów­nież tezę, że męż­czyźni mogą doświad­czać wie­lo­krot­nych orga­zmów podob­nie jak ich part­nerki. Poza tym sporo miej­sca poświę­cili odkry­ciu punktu G u kobiet (wię­cej o punk­cie G napi­sa­li­śmy w roz­dziale 4).

W trak­cie eks­pe­ry­mentu Hart­mana i Fithian badani męż­czyźni osią­gali śred­nio cztery orga­zmy. Kilku szczy­to­wało co naj­mniej dwa razy, a jeden aż szes­na­ście razy! Rów­nież Marion Dunn i Jan Trost prze­pro­wa­dzili bada­nie, w któ­rym więk­szość męż­czyzn miała od dwóch do dzie­wię­ciu orga­zmów pod­czas jed­nego sto­sunkup7.

Warto wspo­mnieć, że w sek­su­olo­gii tao­istycz­nej cho­dzi nie o noto­wa­nie wyni­ków i bicie rekor­dów, ale o speł­nie­nie i dąże­nie do dosko­na­ło­ści. Możesz czuć się usa­tys­fak­cjo­no­wany jed­nym orga­zmem, trzema lub szes­na­stoma orga­zmami. Twój sek­su­alny poten­cjał wra­sta, kiedy sta­jesz się bar­dziej świa­domy swo­ich cie­le­snych doznań i dosko­na­lisz umie­jet­ność intym­nego obco­wa­nia z part­nerką. Każdy czło­wiek jest inny i każde doświad­cze­nie sek­su­alne jest inne, a „wła­ściwa” liczba orga­zmów zależy od tego, na co ty i twoja part­nerka w danej chwili macie ochotę. Kiedy sta­jesz się zdolny do prze­ży­wa­nia orga­zmów wie­lo­krot­nych, nie musisz się mar­twić, jak długo wytrzy­masz albo ile razy szczy­to­wała twoja kochanka, ponie­waż oboje może­cie mieć tyle orga­zmów, ile tylko zechce­cie.

Mała śmierć

Jako leka­rze mistrzo­wie tao zaj­mo­wali się sek­su­al­no­ścią, ponie­waż była dla nich jed­nym z ele­men­tów ogól­nego stanu zdro­wia czło­wieka. Prak­ty­ko­wali „Sek­su­alne kung-fu”, bo odkryli, że wytrysk pozba­wia męż­czy­znę ener­gii. Praw­do­po­dob­nie zauwa­ży­łeś u sie­bie spa­dek ener­gii i ogólne zmę­cze­nie po eja­ku­la­cji. Cho­ciaż chcesz oka­zać zain­te­re­so­wa­nie sek­su­al­nymi i emo­cjo­nal­nymi potrze­bami part­nerki, twoje ciało domaga się wyłącz­nie snu. Jak ujął to pewien mul­tior­ga­zmiczny męż­czy­zna: „Po wytry­sku poduszka wydaje mi się o wiele atrak­cyj­niej­sza od mojej dziew­czyny”.

Wize­ru­nek nie­za­spo­ko­jo­nej kobiety, któ­rej part­ner docho­dzi i z wes­tchnie­niem na nią opada, jest tak powszechny, że stał się przed­mio­tem dow­ci­pów. Ale wyczer­pa­nie ogar­nia­jące męż­czy­znę po eja­ku­la­cji to zja­wi­sko rów­nie wie­kowe, jak pierw­sze miło­sne unie­sie­nia. Peng Tsy, który na dwo­rze sław­nego Żół­tego Cesa­rza peł­nił funk­cję doradcy w spra­wach seksu, tak oto pisał przed nie­mal pię­cioma tysią­cami lat: „Po wytry­sku męż­czy­zna jest zmę­czony, w uszach mu szumi, powieki ma cięż­kie i chce mu się spać. Doskwiera mu pra­gnie­nie, a jego członki są odrę­twiałe i zesztyw­niałe. Cie­szy się krótką chwilą unie­sie­nia, ale potem cze­kają go dłu­gie godziny wyczer­pa­nia”.

Nie­któ­rzy ludzie Zachodu także przy­wią­zują wagę do zacho­wa­nia ener­gii sek­su­al­nej. Spor­tow­com znane jest uczu­cie osła­bie­nia i apa­tii po wytry­sku, dla­tego w noc poprze­dza­jącą zawody powstrzy­mują się od seksu. Podob­nie postę­pują arty­ści – rezy­gnują z seksu przed wystę­pem. Muzyk jaz­zowy Miles Davis tak to wyja­śnił w wywia­dzie dla maga­zynu „Play­boy”:

Davis: Nie możesz naj­pierw szczy­to­wać, a potem wal­czyć lub grać. Nie podo­łasz. Kiedy jestem gotowy, docho­dzę, ale póź­niej nie jestem w sta­nie grać.

Play­boy: Wyja­śnij to dosłow­nie.

Davis: Zapy­taj Muham­mada Alego. Gdyby wcze­śniej miał wytrysk, nie wytrzy­małby na ringu dwóch minut. Kur­czę, nawet mnie by nie pod­sko­czył!

Play­boy: Sta­nął­byś do walki z Muham­ma­dem Alim, żeby to udo­wod­nić?

Davis: Tak, zmie­rzył­bym się z nim, tylko on musiałby obie­cać, że przed­tem kogoś wydup­czy. W prze­ciw­nym razie nie wal­czę. Szczy­tu­jąc, pozby­wasz się całej ener­gii. Tra­cisz ją bez reszty. Jeśli zamie­rzasz się pie­przyć przed wystę­pem, jak potem dasz coś z sie­bie na sce­nie?

Miles Davis nie był zbyt roman­tyczny, ale też nie owi­jał w bawełnę. Jako jeden z naj­więk­szych trę­ba­czy świata zda­wał sobie sprawę, że eja­ku­la­cja pozba­wia go ener­gii, co odbija się na jego muzyce. Nie­stety, jak więk­szość męż­czyzn nie wie­dział, że mógłby upra­wiać tyle seksu, ile dusza zapra­gnie, a nawet prze­ży­wać orga­zmy przed każ­dym wystę­pem, o ile nie towa­rzy­szy­łaby im eja­ku­la­cja. Mogłoby to nawet popra­wić jego wydaj­ność na sce­nie.

Cho­ciaż zawo­dowi muzycy i bok­se­rzy bar­dziej odczu­wają skutki wytry­sku, osta­tecz­nie wszy­scy męż­czyźni doświad­czają po nim takiego samego osła­bie­nia. Pewien mul­tior­ga­zmiczny męż­czy­zna zauwa­żył: „Jeżeli docho­dzi do wytry­sku, tak naprawdę odczu­wam to rano. Powłó­czę nogami i jestem zmę­czony całe przed­po­łu­dnie. Kiedy prze­ży­wam wie­lo­krotny orgazm bez eja­ku­la­cji, budzę się rześki i potrze­buję mniej snu”. Inny męż­czy­zna, który wra­cał do sie­bie po prze­wle­kłej cho­ro­bie, stwier­dził: „Zawsze mia­łem silny popęd sek­su­alny, więc eja­ku­lo­wa­łem czę­sto, raz czy dwa razy dzien­nie. A z każ­dym wytry­skiem moje zdro­wie się pogar­szało, ponie­waż tra­ci­łem mnó­stwo ener­gii”. Wielu męż­czyzn, zwłasz­cza mło­dych, może nie zauwa­żać tego osła­bie­nia, dopóki nie doj­dzie u nich do wytry­sku w trak­cie cho­roby albo po cięż­kiej pracy.

Na Zacho­dzie przy­jęło się, że eja­ku­la­cja to nie­uchronne następ­stwo pod­nie­ce­nia męż­czy­zny i że ozna­cza ona koniec sto­sunku sek­su­al­nego. W Chi­nach leka­rze już dawno odkryli, że cena za przy­jem­ność, to, co Fran­cuzi nazy­wają le petit mort (małą śmier­cią) nie­bez­piecz­nie uszczu­pla męskie siły witalne, ale na szczę­ście nie trzeba tej ceny pła­cić.

Donżuani, mnisi i multiorgazmiczne robaki

Na pierw­szej stro­nie „New York Timesa” z 3 grud­nia 1992 roku poja­wił się arty­kuł poświę­cony wstrzą­sa­ją­cemu bada­niu nauko­wemu. Zda­wało się ono potwier­dzać pogląd sta­ro­żyt­nych tao­istów na to, jakim obcią­że­niem jest dla orga­ni­zmu męż­czy­zny pro­duk­cja nasie­nia. „Te wyniki są ostat­nią rze­czą, jakiej się spo­dzie­wa­łem, przy­stę­pu­jąc do tego eks­pe­ry­mentu” – powie­dział Wayne Van Voor­hies z Uni­wer­sy­tetu Stanu Ari­zona. „Były tak zaska­ku­jące, że powtó­rzy­łem wszystko cztery razy, aby się upew­nić, że nie popeł­ni­łem błędu. Zasad­ni­czo mówiły one wiele rze­czy, któ­rych nie obej­mują nasze z góry przy­jęte wyobra­że­nia na temat męskiej sek­su­al­no­ści”p8.

Dok­tor Van Voor­hies obser­wo­wał pro­ste, lecz intry­gu­jące bez­krę­gowce zwane nicie­niami. Zapy­ta­cie pew­nie, co wspól­nego z ludzką sek­su­al­no­ścią mogą mieć jakieś robaki. No cóż, róż­nią się one od innych roba­ków. „Geny i pro­cesy bio­che­miczne zacho­dzące w ich orga­ni­zmach są takie same jak u czło­wieka oraz u innych ssa­ków” – wyja­śnił dok­tor Phi­lip Ander­son z Uni­wer­sy­tetu Stanu Wiscon­sin. Dla­tego w bada­niach nauko­wych nicie­nie są czę­sto wyko­rzy­sty­wane zamiast ludzi.

Dok­tor Van Voor­hies pod­dał obser­wa­cji trzy grupy osob­ni­ków rodzaju męskiego. Pierw­sza grupa mogła kopu­lo­wać do woli, co wyma­gało czę­stego wytwa­rza­nia nasie­nia. Śred­nia dłu­gość życia wśród tych don­żu­anów wyno­siła 8,1 dnia. (Nicie­nie z reguły nie żyją zbyt długo). Robaki z dru­giej grupy w ogóle nie miały dostępu do samic. Ci – nazwijmy ich tak – mnisi doży­wali prze­cięt­nie 11,1 dnia. Naj­bar­dziej zdu­mie­wa­jące było jed­nak to, że w trze­ciej gru­pie, zło­żo­nej z osob­ni­ków mul­tior­ga­zmicz­nych, które nie musiały cią­gle pro­du­ko­wać nasie­nia, cho­ciaż miały nie­ogra­ni­czoną moż­li­wość kopu­la­cji, śred­nia dłu­gość życia się­gała pra­wie 14 dni. Była pra­wie o połowę dłuż­sza niż dłu­gość życia nicieni, które nie­prze­rwa­nie zuży­wały swój zapas spermy.

„New York Times” pod­su­mo­wał: „Nowe odkry­cie suge­ruje, że nie­ustanna pro­duk­cja nasie­nia ma swoją cenę, gdyż praw­do­po­dob­nie wymaga zasto­so­wa­nia zło­żo­nych enzy­mów lub pro­ce­sów bio­che­micz­nych, które wywo­łują szko­dliwe skutki uboczne”. Autor arty­kułu sfor­mu­ło­wał nastę­pu­jący wnio­sek: „[…] róż­nicę w dłu­go­ści życia mię­dzy męż­czy­znami a kobie­tami można powią­zać z wytwa­rza­niem spermy. Kobiety żyją śred­nio około sze­ściu lat dłu­żej niż męż­czyźni”. Ist­nieją inne teo­rie, które tłu­ma­czą tę róż­nicę odmien­nym sty­lem życia i dzia­ła­niem innych hor­mo­nów. Nie­za­leż­nie od tego, czy wytwa­rza­nie nasie­nia fak­tycz­nie skraca twoje życie, z całą pew­no­ścią nad­wą­tla twoje siły.

Ponad dwa tysiące lat temu – na długo przed eks­pe­ry­men­tem na nicie­niach – tao­iści pod­kre­ślali, jak ważne jest powstrzy­my­wa­nie się od eja­ku­la­cji. Roz­prawa o Naj­wyż­szym Tao pod Nie­bem głosi: „Jeżeli męż­czy­zna odbywa sto­su­nek, nie roz­le­wa­jąc swego nasie­nia, jego siły witalne ule­gają wzmoc­nie­niu. Jeżeli postąpi tak dwa razy, jego słuch i zdol­ność widze­nia stają się prze­ni­kliw­sze. Jeżeli trzy razy, zni­kają wszyst­kie jego fizyczne dole­gli­wo­ści. Za czwar­tym razem zacznie odczu­wać wewnętrzny spo­kój. Po pią­tym razie jego krew będzie żywiej krą­żyć. Po szó­stym jego geni­ta­lia zyskają nową jur­ność. Po siód­mym jego uda i pośladki staną się twarde. Po ósmym jego ciało będzie pro­mie­nio­wało zdro­wiem. Po dzie­wią­tym wydłuży się jego życie”. Auto­rzy sta­ro­żyt­nych tek­stów ucie­kali się do prze­sady, aby wzmoc­nić swoje argu­menty – jest mało praw­do­po­dobne, że wymie­nione wyżej korzy­ści nastę­po­wały wła­śnie w takim porządku i cza­sie. Nie­mniej nie ulega wąt­pli­wo­ści, że mistrzo­wie tao od dawna wie­dzieli, jak ważne jest oszczę­dza­nie nasie­nia.

Płodzenie i przyjemność

Patrząc na pro­ste liczby zwią­zane z pro­duk­cją nasie­nia, łatwiej zro­zu­mieć, dla­czego eja­ku­la­cja może być dla orga­ni­zmu tak wyczer­pu­jąca. Eja­ku­lat zawiera prze­cięt­nie od 50 do 250 milio­nów komó­rek nasien­nych. (Teo­re­tycz­nie gdyby każdy plem­nik był w sta­nie zapłod­nić jakieś jajeczko, to od jed­nego do pię­ciu wytry­sków jed­nego męż­czy­zny wystar­czy­łoby do podwo­je­nia popu­la­cji Sta­nów Zjed­no­czo­nych!) Każda z tych komó­rek jest zdolna spo­wo­do­wać powsta­nie nowej istoty ludz­kiej. A każda fabryka, w któ­rej powstaje od 50 do 250 milio­nów pro­duk­tów, potrze­buje surowca. W tym wypadku surow­cem jesteś ty. Choć twój orga­nizm wytwa­rza codzien­nie nie­wiel­kie ilo­ści nasie­nia, nie lek­ce­waż jego war­to­ści. Gdy­byś nie musiał uzu­peł­niać tych zaso­bów, nie zuży­wał­byś ener­gii. Zgod­nie z naukami tao mógł­byś spo­żyt­ko­wać ją ina­czej: wzmoc­nić ciało i umysł. W prak­tyce tao­istycz­nej ener­gia ta polep­sza zdro­wie, zwięk­sza kre­atyw­ność i sty­mu­luje roz­wój duchowy.

Kiedy docho­dzi do eja­ku­la­cji, twoje ciało zakłada, że wła­śnie przy­stą­piło do two­rze­nia nowego życia. Jak głosi tao, wszyst­kie twoje organy i gru­czoły wydzie­lają wtedy swoją naj­lep­szą ener­gię, noszącą nazwę „ener­gii orga­zmicz­nej”. Ciało zwie­rząt nale­żą­cych do wielu róż­nych gatun­ków zaczyna mar­nieć po wyda­le­niu nasie­nia. Na przy­kład łosoś umiera wkrótce po zapłod­nie­niu ikry. Każdy, kto zna się na ogrod­nic­twie, wie, że rośliny obumie­rają lub popa­dają w stan uśpie­nia, kiedy wyda­dzą nasiona. Rośliny, któ­rym unie­moż­li­wia się wyda­nie nasion, żyją dłu­żej. Cho­ciaż ludzie na szczę­ście nie umie­rają po eja­ku­la­cji, tao­iści zdają sobie sprawę, że wszy­scy jeste­śmy czę­ścią natury i pod­le­gamy jej pra­wom.

Według dzieła Sexual Beha­vior in the Human Male (Zacho­wa­nia sek­su­alne ludz­kiego samca), zna­nego powszech­nie jako „Raport Kin­seya”, prze­ciętny męż­czy­zna w cza­sie całego swo­jego życia sek­su­alnego (ten czas obej­muje rów­nież chwile spę­dzone samot­nie w łazience) eja­ku­luje około pię­ciu tysięcy razy, wyrzu­ca­jąc z sie­bie try­lion plem­ni­ków. U nie­któ­rych liczby te są dużo, dużo więk­sze. Jeśli zało­żymy, że do czę­ści tych eja­ku­la­cji docho­dzi pod­czas obco­wa­nia z kobietą, praw­do­po­do­bień­stwo prze­ka­za­nia kodu gene­tycz­nego jest cał­kiem spore. W więk­szo­ści wypad­ków kiedy upra­wiamy seks – nie dla prze­dłu­że­nia gatunku, ale dla przy­jem­no­ści – nie ma potrzeby, byśmy trwo­nili nasie­nie i osła­biali swój orga­nizm. Jeżeli zatem idziesz z part­nerką do łóżka tylko wtedy, kiedy chce­cie począć dziecko, nie­po­trzebne ci jest „Sek­su­alne kung-fu”. Jeżeli jed­nak chcesz wieść zdrowe życie mul­tior­ga­zmicz­nego męż­czy­zny, czy­taj dalej.

Roz­dział 2

Poznaj siebie

Odkry­wa­nie swo­jego ciała i pozna­wa­nie tempa swo­jego pobu­dze­nia to pod­stawa, jeżeli chcesz posiąść sztukę prze­ży­wa­nia wie­lo­krot­nych orga­zmów. Naj­do­sko­nalsi kochan­ko­wie są świa­domi pra­gnień zarówno wła­snych, jak i swo­ich part­ne­rek. W roz­dziale 4 powiemy o tym, jak zaspo­koić potrzeby part­nerki, ale naj­pierw musisz się nauczyć zaspo­ka­jać wła­sne potrzeby. Ten roz­dział zaczyna się od krót­kiego opisu pod­sta­wo­wych fak­tów zwią­za­nych z twoją ana­to­mią sek­su­alną, ener­gią i eja­ku­la­cją, z twoim pod­nie­ce­niem i orga­zmem. W dal­szej jego czę­ści znaj­dziesz kilka pomy­słów na pełne wyko­rzy­sta­nie swo­jego poten­cjału roz­ko­szy.

Twoje ciało

Penis

Kiedy męż­czyźni myślą o swo­jej sek­su­al­no­ści, więk­szość z nich myśli o peni­sie. To logiczny punkt wyj­ścia, ponie­waż penis sta­nowi naj­bar­dziej wyra­zi­stą część męskiej ana­to­mii sek­su­al­nej. Co dziwne, z tym na pozór pro­stym orga­nem wciąż wiąże się mnó­stwo nie­do­mó­wień i mitów. Na począ­tek wyja­śnimy, że w twoim peni­sie nie ma żad­nych kości ani mię­śni. Zbu­do­wany jest on głów­nie z tkanki gąb­cza­stej. Ponie­waż nie ma w nim mię­śni, nie możesz go powięk­szać jak bicepsa – przy­kro nam bar­dzo. Nie­mniej jego mająca od pię­ciu do sied­miu cen­ty­me­trów część tkwi wewnątrz ciała oto­czona mię­śniem łonowo-guzicz­nym, zna­nym rów­nież jako mię­sień PC (od łaciń­skiej nazwy pubo­coc­cy­geus). Jak się dowiesz z następ­nego roz­działu, jest moż­liwe wyćwi­cze­nie tego mię­śnia, co pozwala na wzmoc­nie­nie erek­cji, osią­ga­nie sil­niej­szych orga­zmów i lep­szą kon­trolę wytry­sku.

Wielu męż­czyzn przej­muje się roz­mia­rem swo­jego penisa, nie­któ­rzy nawet pod­dają się ope­ra­cji jego powięk­sze­nia. Należy więc poświę­cić chwilę na omó­wie­nie tej kwe­stii. Męż­czyźni zawsze sta­rali się prze­dłu­żyć swoją męskość – nawet tao­iści mają na to spo­sób, który opi­szemy w roz­dziale 8. Prawda jest jed­nak taka, że wiel­kość two­jej erek­cji ma o wiele mniej­sze zna­cze­nie niż jej moc i to, jak ją wyko­rzy­stasz. Prak­ty­ku­jąc „Sek­su­alne kung-fu”, prze­ko­nasz się nie raz, że jesteś w sta­nie spro­stać ocze­ki­wa­niom każ­dej kobiety. Jeżeli roz­miar two­jego penisa wciąż napawa cię tro­ską, wstrzy­maj się z wizytą u chi­rurga pla­stycz­nego, dopóki nie prze­czy­tasz pod­roz­działu „Mógł­byś, Panie, obda­rzyć mnie hoj­niej: Powięk­sza­nie penisa” w roz­dziale 8.

Jądra

Więk­szość męż­czyzn wie, że nasie­nie powstaje w jądrach, a może wie rów­nież o tym, że nor­malna tem­pe­ra­tura ciała jest zbyt wysoka dla wytwa­rza­nia spermy. To dla­tego nosze­nie cia­snej bie­li­zny, która przy­ci­ska jądra do ciała, może się przy­czy­nić do obni­że­nia war­to­ści nasie­nia. Kiedy ma nastą­pić eja­ku­la­cja, jądra cho­wają się do jamy mied­nicy. Wycią­ga­nie ich to stara tech­nika opóź­nia­nia wtry­sku, którą opi­szemy póź­niej.

Rysu­nek 2. Ana­to­mia sek­su­alna męż­czy­zny.

Nasie­nio­wód jest rurką bie­gnącą od jąder do gru­czołu pro­staty (rys. 2). Nasie­nie prze­do­staje się tą rurką ku górze i przed eja­ku­la­cją mie­sza się z wydzie­li­nami pęche­rzy­ków nasien­nych i pro­staty. Wydzie­lina pro­staty sta­nowi jedną trze­cią eja­ku­latu, odpo­wiada za jego bia­ławy kolor. Nasie­nie to tylko mała część eja­ku­latu, dla­tego wazek­to­mia nie wpływa na zmniej­sze­nie się jego obję­to­ści.

Prostata

To gru­czoł leżący w samym środku mied­nicy, tuż za kością łonową, nad kro­czem. Więk­szość męż­czyzn sły­szała o nim wyłącz­nie w związku z groź­nym i roz­po­wszech­nio­nym nowo­two­rem pro­staty, który dotyka śred­nio jed­nego na jede­na­stu Ame­ry­ka­nów. Dba­nie o zdro­wie pro­staty pozwala unik­nąć raka i zacho­wać spraw­ność sek­su­alną przez długi czas. Możesz się posta­rać, by dzia­łała pra­wi­dłowo, i zmniej­szyć praw­do­po­do­bień­stwo zacho­ro­wa­nia na raka, upra­wia­jąc zale­cane tutaj tech­niki „Sek­su­al­nego kung-fu” i regu­lar­nie ją masu­jąc. Jeżeli masz pro­blemy z pro­statą albo chcesz ich unik­nąć w przy­szło­ści, zaj­rzyj do pod­roz­działu „Że niby co? Zapo­bie­ga­nie pro­ble­mom z pro­statą i roz­wią­zy­wa­nie ich” w roz­dziale 8.

Pro­stata, podob­nie jak punkt G u kobiet, czę­sto jest bar­dzo wraż­liwa na sty­mu­la­cję sek­su­alną. Nie bez przy­czyny została nazwana „męskim punk­tem G”. Auto­rzy wspo­mnia­nej już książki The G Spot doszli do wnio­sku, że „[…] do orga­zmu u męż­czyzn może docho­dzić na sku­tek pobu­dze­nia penisa i pobu­dze­nia pro­staty”. Suge­rują, że róż­nica jest podobna jak mię­dzy orga­zmem łech­tacz­ko­wym a pochwo­wym u kobiet. Męż­czyźni przy­znają, że orgazm wywo­łany sty­mu­la­cją pro­staty jest zupeł­nie inny pod wzglę­dem emo­cjo­nal­nym i fizycz­nym niż orgazm wywo­łany sty­mu­la­cją penisa.

Im więk­sze jest pod­nie­ce­nie męż­czy­zny i im bli­żej do orga­zmu, tym bar­dziej wyczu­lona na bodźce ero­tyczne staje się pro­stata. To dla­tego bada­nie pro­staty u leka­rza i dotyk part­nerki dostar­czają zupeł­nie innych wra­żeń. (Kochan­ko­wie powinni pamię­tać, że pod­nie­ce­nie roz­cho­dzi się w ciele od przodu ku tyłowi, należy więc zacze­kać, aż męż­czy­zna będzie sil­nie pobu­dzony, i dopiero wtedy przy­stą­pić do sty­mu­lo­wa­nia pro­staty).

Może­cie to robić od zewnątrz, doty­ka­jąc kro­cza w Punk­cie Miliona Dola­rów (wię­cej o nim w dal­szej czę­ści tego roz­działu) albo bar­dziej bez­po­śred­nio – przez odbyt. Jeżeli nie jesteś zbyt giętki, nie przyj­dzie ci to łatwo. Gene­ral­nie naj­le­piej uło­żyć się na ple­cach z ugię­tymi kola­nami i sto­pami opar­tymi o pod­łoże albo pod­cią­gnąć kolana do klatki pier­sio­wej. W takiej pozy­cji możesz wsu­nąć dobrze nawil­żony palec do odbytu i zagiąć go ku przo­dowi. Powi­nie­neś poczuć coś w rodzaju orze­cha wło­skiego o śred­nicy od dwóch i pół do pię­ciu cen­ty­me­trów, przy­le­ga­ją­cego do przed­niej ściany jelita gru­bego – dotkną­łeś pro­staty. Poru­sza­jąc pal­cem w przód i w tył, deli­kat­nie pocie­raj ten gru­czoł. Możesz także naci­skać go ryt­micz­nie, róż­ni­cu­jąc tempo, czym pobu­dzisz rów­nież bar­dzo wraż­liwe nerwy ota­cza­jące odbyt. Jeżeli twoja part­nerka wyrazi chęć, może zro­bić to samo. Jej będzie nieco wygod­niej, upew­nij się tylko, czy ma krót­kie paznok­cie. Jeżeli oboje nie jeste­ście zain­te­re­so­wani zapusz­cza­niem się w głąb two­jej odbyt­nicy, poprze­stań­cie na doty­ka­niu kro­cza i zwie­ra­cza odbytu – to rów­nież sty­mu­luje pro­statę.

Kiedy pobu­dza­nie pro­staty dopro­wa­dzi cię do eja­ku­la­cji, płyn nasienny raczej wypły­nie, a nie wytry­śnie. Miej na uwa­dze fakt, że taka sty­mu­la­cja jest głęb­sza i bar­dziej inten­sywna niż sty­mu­la­cja geni­talna, dla­tego może ci być o wiele trud­niej zapa­no­wać nad pod­nie­ce­niem. Dzia­łaj powoli i sta­raj się nie dopro­wa­dzić samego sie­bie do sza­leń­stwa.

Krocze (perineum)

Jest to dla seksu obszar o zna­cze­niu stra­te­gicz­nym, okre­ślany przez tao­istów mia­nem „Bramy życia i śmierci”. Jego rola w zapo­bie­ga­niu eja­ku­la­cji to dobrze strze­żona tajem­nica. W kro­czu, tuż przed odby­tem, znaj­duje się Punkt Miliona Dola­rów, nazy­wany tak ze względu na swą war­tość dla „Sek­su­al­nego kung-fu” (rys. 2). Pier­wot­nie był on znany jako Punkt Miliona Sztuk Złota, gdyż praw­do­po­dob­nie tyle musiał­byś zapła­cić w sta­ro­żyt­nych Chi­nach, aby mistrz tao wska­zał ci jego poło­że­nie. (Mistrzo­wie tao byli świą­to­bliwi, ale też musieli jakoś zara­biać na życie). W następ­nym roz­dziale będzie mowa o tym, jak za pomocą tego punktu możesz zapa­no­wać nad eja­ku­la­cją.

Mięsień PC

Mię­sień łonowo-guziczny, czyli PC (pubo­coc­cy­geus) to grupa waż­nych włó­kien mię­śnio­wych, bie­gną­cych od kości łono­wej (łac. pubis) do koń­co­wego odcinka krę­go­słupa, zwa­nego kością guziczną (łac. coc­cy­gis). Mię­sień ten jest pod­stawą two­jego zdro­wia sek­su­al­nego i ma zasad­ni­cze zna­cze­nie dla two­jej zdol­no­ści prze­ży­wa­nia wie­lo­krot­nych orga­zmów. W następ­nym roz­dziale znaj­dziesz ćwi­cze­nia, które pozwolą ci wzmoc­nić ten mię­sień.

Jeżeli kie­dy­kol­wiek byłeś zmu­szony pozo­sta­wać w łóżku przez dłuż­szy czas albo nosić gips, mia­łeś oka­zję się prze­ko­nać, że mię­śnie ule­gają zani­kowi lub osła­bie­niu, kiedy nie pra­cują. Ta sama zasada doty­czy two­jego mię­śnia seksu. Penis rze­czy­wi­ście może się cof­nąć do wnę­trza ciała, jeśli nie jest regu­lar­nie uży­wany. Doświad­cza tego wielu star­szych męż­czyzn, mają­cych lata aktyw­no­ści sek­su­al­nej za sobą. Tao­iści dosko­nale wie­dzieli, że organy sek­su­alne należy tre­no­wać tak samo jak inne czę­ści ciała.

Odbyt

Bli­skie sąsiedz­two pro­staty i sku­pie­nie mnó­stwa wraż­li­wych koń­có­wek ner­wo­wych czyni z odbytu strefę wysoce ero­genną, o czym miało oka­zję się prze­ko­nać wielu męż­czyzn – zarówno hetero-, jak i homo­sek­su­al­nych. Ludzie czę­sto się oba­wiają, że odbyt jest brudny, i uwa­żają, że jego sty­mu­la­cja sek­su­alna jest rze­czą nie­na­tu­ralną. Po pierw­sze zawsze powi­nie­neś się upew­nić, że twój odbyt jest czy­sty, zanim go dotkniesz, a potem umyć wszystko, co miało z nim stycz­ność (na przy­kład palce), zanim przy­stą­pisz do sty­mu­lo­wa­nia pochwy part­nerki, aby unik­nąć prze­nie­sie­nia bak­te­rii. A po dru­gie – po cóż odbyt miałby być tak wraż­li­wym sek­su­al­nie miej­scem, gdyby jego sty­mu­la­cja była nie­na­tu­ralna? Nie­je­den hete­ro­sek­su­alny męż­czyzna mar­twi się rów­nież, że jest gejem lub że sta­nie się gejem, jeżeli będzie czer­pał przy­jem­ność z pobu­dza­nia odbytu. Nie ma jed­nak żad­nych dowo­dów wska­zu­ją­cych na powią­za­nia mię­dzy wraż­li­wo­ścią tych oko­lic a homo­sek­su­ali­zmem. Homo­sek­su­alizm jest orien­ta­cją, nie rodza­jem prak­tyki sek­su­al­nej. Sty­mu­lo­wa­nie odbytu może spra­wiać przy­jem­ność gejom i w nie mniej­szym stop­niu rów­nież hete­ro­sek­su­ali­stom.

Sutki

Wielu męż­czyzn ze zdu­mie­niem odkrywa, że ich sutki są wraż­liwe. Inni mogą potrze­bo­wać regu­lar­nej sty­mu­la­cji, aby roz­bu­dzić znaj­du­jące się w sut­kach zakoń­cze­nia ner­wowe. Piesz­czoty sut­ków to jedna z nie­do­ce­nia­nych i nie­po­zna­nych roz­ko­szy męskiej sek­su­al­no­ści.

Twoja energia

Kiedy poznasz zasady prze­pływu ener­gii w swoim orga­ni­zmie, będziesz mógł roz­prze­strze­niać dozna­nia orga­zmu geni­tal­nego na całe ciało, a także dzięki ener­gii sek­su­al­nej zwięk­szyć kre­atyw­ność i popra­wić stan zdro­wia. Jak mówi­li­śmy we wstę­pie, „Sek­su­alne kung-fu” wykształ­ciło się jako gałąź tra­dy­cyj­nej medy­cyny chiń­skiej. Zasługą tej medy­cyny, jed­nego z naj­star­szych i naj­bar­dziej efek­tyw­nych sys­te­mów lecz­ni­czych świata, jest wyna­le­zie­nie tak spraw­dzo­nych i sku­tecz­nych tera­pii jak aku­punk­tura i aku­pre­sura. Według sta­ro­żyt­nych chiń­skich leka­rzy oprócz struk­tury fizycz­nej masz rów­nież ener­gię, która nie­ustan­nie krąży we wszyst­kich komór­kach two­jego ciała.

Elektryka ciała

Odkąd zachod­nie nauki przy­rod­ni­cze osią­gnęły wyż­szy poziom, jeste­śmy w sta­nie udo­wod­nić, że nasze ciała są fak­tycz­nie wypeł­nione ener­gią i ładun­kami elek­trycz­nymi. W maga­zy­nie „Disco­ver” z lutego 1984 roku K.C. Cole posłu­żył się nastę­pu­ją­cym porów­na­niem: „Elek­trycz­ność jest nie­mal na pewno naj­bar­dziej nie­uchwyt­nym ele­men­tem naszej codzien­no­ści. Pły­nie w ścia­nach naszych domów i kie­ruje życiem naszych komó­rek. Napę­dza pociągi i nasze mózgi. Całe ciało ludz­kie jest wielką machiną elek­tryczną, a che­mia orga­ni­zmu, jak cała che­mia, opiera się na wią­za­niach elek­trycz­nych”.

Pod­stawą dia­gnozy i lecze­nia w tra­dy­cyj­nej medy­cy­nie chiń­skiej jest zdol­ność czło­wieka do pod­trzy­ma­nia pra­wi­dło­wego krą­że­nia ener­gii bio­elek­trycz­nej w jego ciele. Jeżeli kie­dy­kol­wiek pod­da­łeś się zabie­gowi aku­punk­tury, doświad­czy­łeś w ciele krą­że­nia tej ener­gii, którą Chiń­czycy nazy­wają qi. Jeżeli nie mia­łeś takiej spo­sob­no­ści, możesz poczuć swoje wła­sne qi dzięki pro­stemu eks­pe­ry­men­towi. Pocie­raj jedną dło­nią o drugą przez dzie­sięć sekund, a potem oddal je od sie­bie mniej wię­cej na trzy cen­ty­me­try. Jeżeli się sku­pisz, poczu­jesz prze­pły­wa­jącą mię­dzy nimi ener­gię.

Idea qi nie jest znana tylko w Chi­nach. John Mann i Larry Short, auto­rzy książki The Body of Light (Sub­stan­cja świa­tła), nali­czyli na świe­cie czter­dzie­ści dzie­więć kul­tur, w któ­rych wystę­puje słowo sta­no­wiące odpo­wied­nik chi, na przy­kład prana w san­skry­cie, ney­ato­neyah w języku Indian Dakota, num – „punkt wrze­nia” – w języku Busz­me­nów z Kala­hari. Zachód nie ma odpo­wied­nika qi. W kul­tu­rze Zachodu mówimy, że ktoś „czuje się naener­ge­ty­zo­wany” albo „ma niski poziom ener­gii”, ale poza tym zwy­kle igno­ru­jemy tę istotną część swo­jej fizycz­no­ści.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Ofi­cjalną listę koor­dy­na­to­rów z poszcze­gól­nych kra­jów – i kon­takt do nich – można zna­leźć w inter­ne­cie; nie ma tam na razie koor­dy­na­tora z Pol­ski (przyp. red.). [wróć]

Wil­helm Reich, Funk­cja orga­zmu (Funk­tion der Orga­smus), tłum. Nata­sza Szy­mań­ska, Jacek San­tor­ski & Co., War­szawa 1996 (przyp. tłum.). [wróć]

Michael Winn, Miło­sny poten­cjał męż­czy­zny (Tao­ist Secrets of Love: Cul­ti­va­ting Male Sexual Energy), tłum. Jan Ste­fan, Roman Zawadzki, Czarna Owca, War­szawa 2010. [wróć]

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Po zapo­zna­niu się z tymi zapi­skami Herant Kat­cha­do­urian, autor kla­sycz­nego pod­ręcz­nika Fun­da­men­tals of Human Sexu­ality, stwier­dził: „Sta­ro­żytni Chiń­czycy naj­wy­raź­niej znali róż­nicę mię­dzy orga­zmem eja­ku­la­cyj­nym a bezeja­ku­la­cyj­nym. Ci, któ­rzy opa­no­wali sztukę osią­ga­nia tego dru­giego, unik­nęli prze­cho­dze­nia przez okres refrak­cji (nie tra­cili erek­cji), co umoż­li­wiało im odby­wa­nie dłuż­szego sto­sunku i doświad­cza­nia wielu orga­zmów bez­e­ja­ku­la­cyj­nych”. [wróć]

Pro­wa­dząc swoje słynne bada­nia nad męską sek­su­al­no­ścią, Kin­sey odkrył, że „[…] orgazm może nastą­pić bez wydzie­la­nia nasie­nia. Męż­czyźni ci doświad­czają praw­dzi­wego orga­zmu, który bez trudu roz­po­znają, nawet jeżeli nie towa­rzy­szy mu eja­ku­la­cja”. Zob. A. Kin­sey, Sexual Beha­vior in the Human Male, s. 158–159. [wróć]

W. Hart­man, M. Fithian, Any Man Can, s. 157. [wróć]

Nata­lie Angier, „New York Times”, 3 grud­nia 1992. [wróć]

Wielu ludzi, któ­rzy zaprze­czali temu, że męż­czy­zna może mieć orga­zmy wie­lo­krotne, myliło orgazm z eja­ku­la­cją. Pio­nie­rzy badań w dzie­dzi­nie seksu, Wil­liam Masters i Vir­gi­nia John­son, zaty­tu­ło­wali jeden z roz­dzia­łów swo­jej wyda­nej w 1966 roku książki „Orgazm męż­czy­zny (Eja­ku­la­cja)”. Usta­lili oni, że tylko nie­liczni z bada­nych przez nich męż­czyzn byli w sta­nie prze­żyć powtórny orgazm po eja­ku­la­cji. Kat­cha­do­urian wyja­śnia jed­nak: „Z bar­dziej aktu­al­nych dowo­dów wynika, że wie­lo­krotne szczy­to­wa­nie nie jest taką rzad­ko­ścią, jeżeli męż­czy­zna doświad­cza orga­zmu bez eja­ku­la­cji”. Nawet Masters i John­son osta­tecz­nie wpro­wa­dzili roz­róż­nie­nie mię­dzy orga­zmem „[…] nagłymi ryt­micz­nymi skur­czami mię­śni w rejo­nie mied­nicy oraz innych czę­ściach ciała, które wyzwa­lają nagro­ma­dzone napię­cie i któ­rym towa­rzy­szą dozna­nia psy­chiczne” a eja­ku­la­cją, czyli „wyda­le­niem nasie­nia”. Sek­su­olo­gia tao­istyczna zawsze nauczała męż­czyzn, jak osią­gać wie­lo­krotne orga­zmy, a nie wie­lo­krot­nie eja­ku­lo­wać. [wróć]

Szkoła psy­cho­te­ra­pii Reicha wpro­wa­dza roz­róż­nie­nie mię­dzy szczy­to­wa­niem (cli­max), czyli skur­czami mię­śni w rejo­nie geni­ta­liów, a orga­zmem, który okre­śla jako skur­cze roz­prze­strze­nia­jące się po całym ciele. Cho­ciaż roz­róż­nie­nie to oka­zuje się przy­datne w oddzie­la­niu szczy­to­wa­nia (i orga­zmu) od eja­ku­la­cji, wydaje się zbyt sztywne. W sekwen­cji sek­su­al­nych przy­jem­no­ści gra­nica mię­dzy szczy­to­wa­niem a orga­zmem czę­sto bywa roz­myta. Dla­tego na uży­tek tej książki będziemy trak­to­wać szczy­to­wa­nie (czyli skur­cze geni­ta­liów) jako jeden z aspek­tów orga­zmu. [wróć]

M.E. Dunn, J.E. Trost, Male Mul­ti­ple Orga­sms: A Descrip­tive Study, „Archi­ves of Sexual Beha­vior”, s. 382. [wróć]

Odkry­cia te opu­bli­ko­wano w cza­so­pi­śmie „Nature”. Voor­hies pisze: „Seks i śmierć są dwoma fun­da­men­tal­nymi, lecz słabo pozna­nymi aspek­tami życia. Czę­sto są ze sobą łączone, ponie­waż repro­duk­cja pozba­wia ciało ogra­ni­czo­nych zaso­bów nie­zbęd­nych do jego roz­woju i wypeł­nia­nia funk­cji życio­wych. To zagar­nię­cie zaso­bów wystę­pu­jące u parzą­cych się zwie­rząt, czę­sto zwane kosz­tami repro­duk­cji, zwy­kle prze­ja­wia się w ogra­ni­cze­niu dłu­go­ści życia tych osob­ni­ków. Ogra­ni­cze­nie dłu­go­ści życia samca jest spo­wo­do­wane dodat­kową pro­duk­cją nasie­nia, a nie aktyw­no­ścią fizyczną towa­rzy­szącą spół­ko­wa­niu. Wnio­sek ten znaj­duje popar­cie w spo­strze­że­niu, że zmu­to­wany gen redu­ku­jący wytwa­rza­nie spermy zwięk­sza o 65 pro­cent prze­ciętną dłu­gość życia zarówno spół­ku­ją­cych sam­ców, jak i oboj­na­ków. Prze­czy to tra­dy­cyj­nemu prze­ko­na­niu, że pro­duk­cja dużych komó­rek jajo­wych jest bar­dziej kosz­towna niż wytwa­rza­nie małych plem­ni­ków”. Wayne A. Van Voor­hies, Pro­duc­tion of Sperm Redu­ces Nema­tode Life­span, „Nature”, nr 360, 3 grud­nia 1992, s. 456–458. [wróć]