49,90 zł
Intelektualna autobiografia wybitnego polskiego astrofizyka i pomost między fizyką a wiarą.
Między Bogiem a prawdą to napisana z talentem literackim i rzadko spotykaną erudycją opowieść o drodze naukowej profesora Marka Artura Abramowicza, a przede wszystkim o nierozerwalnym dla niego splocie fizyki z wiarą. Pisząc o nauce, autor nie waha się przed użyciem w jej kontekście takich słów jak „metafizyka”, „transcendencja” i wreszcie: „Bóg”. Nie tylko klarownie opisuje trwające od wieków na ten temat dyskusje, z polemiczną pasją tropi gazetowe uproszczenia i intelektualne mody, ale też jasno i odważnie formułuje własne stanowisko.
Dlaczego nie ma żadnej sprzeczności pomiędzy subiektywną wiarą w Boga a obiektywną wiedzą, jaką oferuje współczesna nauka? Czy fizyka ma prawo rozważać metafizyczne aspekty rzeczywistości, a może wręcz powinna to robić? Co oznacza fenomen antropicznie wyregulowanego Wszechświata?
Książka profesora Abramowicza jest też dowodem na to, że o fizyce i niezwykle złożonych zagadnieniach można opowiadać lekko i z poczuciem humoru – jak w rozdziale o kosmicznych polskich pączkach i szczupłych dyskach. Pojawią się w niej takie pojęcia jak macierze i tensory – czyli odrobina konkretu matematycznego dla miłośników nauk ścisłych. Humaniści z kolei docenią to, jak zajmująco i pięknie można pisać o działaniu 2 + 2 = 4.
„Nie potrafię zmyślać” – pisze autor i rzeczywiście przedstawia nam siebie jako człowieka z krwi i kości, pełnego apetytu na życie we wszystkich jego wymiarach. Mimochodem, ale z uwagą wyczulonego na szczegół obserwatora opisuje miejsca, w których długo mieszkał lub które odwiedzał – będziemy zatem uprawiać fizykę na korsykańskiej plaży, a dysputy o teologii toczyć na triesteńskim nabrzeżu. Między Bogiem a prawdą jest zatem intelektualną biografią, diariuszem podróży, pamiętnikiem fascynacji literackich, zbiorem fenomenalnych anegdot, pozycją popularnonaukową i metafizycznym credo w jednym.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 713
Książkę tę dedykuję wszystkim studentom, którzy słuchali moich wykładów. W szczególności wymienionym niżej moim praktykantom, magistrantom i doktorantom, z którymi pracowałem nad rozwiązywaniem wielu konkretnych problemów fizyki, często dość trudnych – byli to: Adèle Plat, Aleksander Sądowski, Antonella Garzilli, Antonio Lanza, Audrey Moudens, Bao Gang, Bożena Czerny, Clara Pettersson, Cristina Marsi, Debora Lančova, Eva Šrámková, Ewa Szuszkiewicz, Frederik Wallinder, Frida Håkanson, Gabriele Ghisellini, Gabriel Török, Grzegorz Mazur, Hans Westman, Iwona Stasieczek, Ju-Fu Lu, Lei Qian, Lina Levin, Marcel Percival, Maryam Ghasemnezhad, Mats Granath, Mohammad Safarzadeh, Odele Straub, Omer Blaes, Paola Rebusco, Paul Henderson, Piergiovanni Madau, Rikard Jonsson, Rikard Slapak, Rim Turkmani, Ronaldo Vieira, Wenchi Yan, Zbyszek Loska.
01.
NIE POTRAFIĘ ZMYŚLAĆ
I SZLI CAŁĄ NOC.
Jerzy Andrzejewski, Bramy raju
W tej książce wyjaśniam, skąd wynika moje przekonanie, iż nie ma żadnej sprzeczności pomiędzy subiektywną wiarą w Boga a obiektywną wiedzą, jaką oferuje współczesna fizyka. Twierdzę, sine ira et studio, że obie – wiara i wiedza – są mi łącznie koniecznie potrzebne do racjonalnego rozumienia rzeczywistości. Wyjaśnianie tego stwierdzenia wspomagam rozważaniami dotyczącymi fizyki oraz opowiadaniem zdarzeń, które ukształtowały moje poglądy na równi z tym, czego się nauczyłem z książek i od innych ludzi. W rozdziale 23. wspominam także krótko o związkach wiary i władzy w kontekście relacji pomiędzy obecnymi władzami państwowymi a Kościołem katolickim w Polsce: uważam je za fundamentalnie niewłaściwe.
Przez wiele lat zachodziłem często do małej księgarni PIW-u na Foksal, dziś już nieistniejącej, aby przeglądać nowe książki. Kiedyś, chyba latem 2010, gdy wcześnie rano mijałem zamknięty jeszcze lokal, zobaczyłem w witrynie książkę Dusza czyśćcowa. Wspomnienia o Stanisławie Grochowiaku. Postanowiłem ją kupić, gdy będę wracał po południu do domu. Mieszkam z żoną Henryką tuż obok, na Smolnej. Ale po południu Duszy czyścowej już w oknie wystawowym nie było. Pani sprzedawczyni zmartwiła się moim zmartwieniem i powiedziała:
– W sklepie co prawda już nie ma, ale pójdę sprawdzić w magazynie, czy się nie zawieruszył jakiś egzemplarz.
– Bardzo dziękuję! Kupię dwa, jeśli są dwa.
Drugi chciałem podarować Staszkowi Bajtlikowi, z którym kiedyś długo rozmawiałem o ważnym dla nas obu wierszu Grochowiaka Piersi królowej utoczone z drewna.
Po chwili pani wróciła, radośnie uśmiechnięta, niosąc dwa egzemplarze.
– To dwa ostatnie. Nie mogę ich od razu panu sprzedać, bo muszę je wpierw zinwentaryzować.
Położyła jedną z książek przy kasie i zajęła się inwentaryzacją. Drugi egzemplarz przeglądałem, siedząc w fotelu obok. I wtedy do księgarni wszedł Jerzy Pilch. To znaczy: nie wiedziałem na pewno, czy to był Pilch, bo go osobiście nigdy nie poznałem. Ale wyglądał jak Pilch na fotografiach, a poza tym młoda kobieta, z którą przyszedł, była dokładnie taka, jak ją opisał w jednej ze swych powieści (cytuję z pamięci): „jest tak piękna, że gdy idzie ulicą, oglądają się za nią wszyscy mężczyźni, kobiety, dzieci i zwierzęta”.
Jak po sznurku od razu podszedł do Duszy czyścowej i wziął książkę do ręki.
– To mój Grochowiak – powiedziałem. – Pani go właśnie inwentaryzuje. Ten drugi też jest mój. Innych już nie ma, wszystkie sprzedane. Jeśli chce pan poczytać na miejscu, proszę bardzo. Zostanę, jak długo trzeba, ale w końcu i jednego, i drugiego Grochowiaka zabiorę.
Obie panie popatrzyły na Pilcha, wyraźnie ciekawe, jak odeprze tę impertynencję. Jego odpowiedź była mistrzowska:
– Czy pan znał dobrze osobiście Grochowiaka? Bo ja tak.
Wyszedłem od razu na szmondaka, który Grochowiaka nawet nie znał osobiście, a teraz kupuje książki o nim. Próbowałem się ratować:
– Nie, nie znałem Grochowiaka osobiście, ale potrafię z pamięci wyrecytować wszystkie jego wiersze.
– To wszyscy potrafią.
Tym pognębił mnie ostatecznie, rozłożył na łopatki, a ja na sto procent się przekonałem co do słuszności zidentyfikowania go jako Pilcha – było to bowiem stwierdzenie równie kategoryczne, co absurdalne, w Pilchowskim stylu, przypominające jego powiedzenie najbardziej przeze mnie podziwiane: „Komunizm upadł w Polsce tylko dlatego, że wszyscy czytaliśmy Prousta w oryginale, a nie w tłumaczeniu Boya-Żeleńskiego”. Ale pamiętałem jego mniej udane stwierdzenie w tym samym stylu (też z felietonu w „Polityce”): „Wyobraźcie sobie państwo, że powieść Jerzego Andrzejewskiego Bramy raju składa się z jednego tylko zdania”. Wszyscy wiedzą, że to nieprawda. Słynna powieść Andrzejewskiego składa się z co najmniej dwóch zdań. To drugie, krótkie, które ją kończy, brzmi: „I szli całą noc”. Ma orzeczenie, zaczyna się od dużej litery, kończy kropką i następuje po kropce zamykającej poprzednie zdanie. To podsunęło mi myśl, aby zmienić temat:
– Powiem panu coś, o czym wiem, że pan tego na pewno nie wie. Bramy raju Andrzejewskiego nie składają się z jednego zdania, jak napisał niedawno pewien modny felietonista „Polityki”, ani nawet z dwóch zdań, jak myśli większość czytelników, którzy dobrnąwszy do końca, widzą wydzielone kropkami i akapitem cztery ostatnie słowa: „I szli całą noc”. Powieść składa się z trzech zdań. Andrzejewski ze wszystkich zakpił i gdzieś w połowie postawił kropkę, zaczynając nowe zdanie od wielkiej litery, ale nie od akapitu. Bez akapitu jest to łatwo przeoczyć i wszyscy, prócz mnie, przeoczyli.
To go zaciekawiło. Chwilę milczał. Wreszcie uśmiechnął się:
– Pan to zmyślił na poczekaniu?
– Tak – skłamałem – zmyśliłem to na poczekaniu.
– Gratuluję. Doskonała historia: zwarta, pouczająca i zabawna. Niech się pan nie obawia, nie zabiorę panu Grochowiaka. Zresztą już musimy wychodzić. Do widzenia.
I wyszli. Nie mogę jednak być dumny z pochwały Pilcha dotyczącej kunsztu zmyślania przeze mnie historii, bo ja historii tej nie wymyśliłem. O kropce w środku powieści Andrzejewskiego powiedział mi mój brat Jacek, filolog studiujący twórczość Adama Mickiewicza. Nie wiem, czy on tę kropkę naprawdę znalazł, czy właśnie zmyślił. On sam już teraz tego nie pamięta.
Nie potrafię zmyślać. Żadna z historii opisanych w tej książce nie jest zmyślona, wszystkie są prawdziwe.