Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Czerwcowy miesięcznik „W drodze” poleca się do czytania! O postawie papieża Franciszka w sprawie wojny na Ukrainie, o tym, kim trzeba się pilnie zająć w Kościele, oraz o tym, ile powinniśmy spać.
Echa wojny
Od chwili wybuchu wojny na Ukrainie papież Franciszek spotyka się z nieustanną krytyką: publicyści, dziennikarze i przede wszystkim zwykli ludzie dziwią się postawie Watykanu i nie rozumieją zachowania, i słów Franciszka. Dlaczego Stolica Apostolska i papież są tacy ostrożni w komentowaniu toczącej się wojny? Czego mamy prawo oczekiwać od głowy Kościoła katolickiego? O tym rozmawiają ks. prof. Piotr Mazurkiewicz i Katarzyna Kolska.
O naszym stosunku do literatury i muzyki rosyjskiej pisze natomiast publicysta Jerzy Sosnowski. Czy w geście solidarności z narodem ukraińskim powinniśmy przestać czytać Dostojewskiego i Puszkina, nie słuchać Czajkowskiego i Bułata Okudżawy? Co robić i jak się zachować, by nie być posądzonym o wspieranie agresora?
Lucy Easthope, światowej sławy specjalistka od zarządzania kryzysami, tłumaczy, co przeżywają ludzie, doświadczający katastrofy, jak im pomagać i dlaczego nasza chęć do niesienia pomocy po sześciu-, ośmiu tygodniach słabnie.
Od początku wojny do Polski przyjechało ponad trzy miliony uchodźców z Ukrainy – część z nich to ludzie wierzący – w większości grekokatolicy i prawosławni. Czy znaleźli w naszym kraju opiekę duszpasterską? Co może zrobić Kościół katolicki w Polsce, by im ją zapewnić? O tym Maria Semenchenko i Włodzimierz Bogaczyk.
Kościół nieoczywisty
Opieki duszpasterskiej potrzebują nie tylko uchodźcy – są w naszym polskim Kościele osoby, na które wielu duszpasterzy patrzy krzywym okiem, a najchętniej nie chcieliby ich widzieć u siebie w ogóle. Kim trzeba się pilnie zająć i do kogo duszpasterze muszą wyciągnąć rękę? Rozmawiają bp Artur Ważny i Tomasz Maćkowiak.
A o wyzwaniach popandemicznego duszpasterstwa pisze Paweł Kozacki OP.
Siedem pierwszych
Po co jest post eucharystyczny? Dlaczego trwa godzinę? Czy po przyjęciu komunii powinniśmy klęczeć, siedzieć czy stać? Pyta Arkadiusz Wojtas OP, odpowiada Dominik Jurczak OP.
Rozmowa W drodze
Profesor Adam Wichniak w rozmowie z Dorotą Ronge-Juszczyk mówi o tym, ile godzin trzeba spać, dlaczego sen nie jest marnowaniem czasu i co się z nami dzieje, gdy notorycznie niedosypiamy.
Lektura przed snem to dobry pomysł, więc do poduszki… #CzytajWdrodze!
SPIS TREŚCI
ROZMOWA W DRODZE
Sowy i skowronki / siedem godzin w łóżku
rozmawiają prof. Adam Wichniak i Dorota Ronge-Juszczyk
ECHA WOJNY
Zbrodnie dyplomacji / co myśli papież
rozmawiają ks. prof. Piotr Mazurkiewicz i Katarzyna Kolska
Skasować Rosję? / czy powinniśmy bojkotować kulturę agresora
Jerzy Sosnowski
Zmęczeni współczuciem / życie po katastrofie
rozmawiają prof. Lucy Easthope i Jolanta Brózda-Wiśniewska
Nie samym chlebem / duchowa pomoc dla uchodźców
Maria Semenchenko i Włodzimierz Bogaczyk
KOŚCIÓŁ NIEOCZYWISTY
Ci, których nie ma / wykluczeni ze wspólnoty
rozmawiają bp Artur Ważny i Tomasz Maćkowiak
Głosić, a nie zbawiać / duszpasterstwo ALE-katolików
Paweł Kozacki OP
SIEDEM PIERWSZYCH
Z zegarkiem w ręku / jak przygotować się do Eucharystii
rozmawiają Dominik Jurczak OP i Arkadiusz Wojtas OP
ORIENTACJE
Faktury wsteczne / w kinie i w domu
Wiesław Kot
Życia wzajemne / „Gwiazda Piołun. Opowieść o poezji, podróżowaniu i przyjaźni” Andrzeja Franaszka
Anna Król
PYTANIA W DRODZE
Wszyscy jesteśmy winni / jak rozumieć te słowa
Wojciech Surówka OP
DOMINIKANIE NA NIEDZIELĘ
Pokonać przekleństwo wieży Babel / Marcin Barański OP
Chwila kontemplacji / Tomasz Zamorski OP
Głód Boga / Paw eł Możejko OP
Kościół śpiewa / Błażej Matusiak OP
Kanibalizm / Radosław Więcławek OP
FELIETONY
Dyskretny olbrzym / Paulina Wilk
Miłość w czasach Zarazy / Wojciech Ziółek SJ
Czekanie na słowa / Stefan Szczepłek
Metan i Cano / ks. Grzegorz Strzelczyk
Śląskie / Jarosław Mikołajewski
Intelektualny hołd polskiej Solidarności / ks. Mirosław Tykfer
Kasandra z Nowogrodu / Paweł Krupa OP
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 182
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
w wielu miejscach w Polsce dobiegają końca diecezjalne konsultacje związane z przygotowaniem zwołanego przez papieża Franciszka przyszłorocznego synodu o synodalności. Zerknąłem do wniosków, które pojawiły się w trakcie spotkań środowisk skupionych przy klasztorze Dominikanów w Poznaniu. Jest tam między innymi mowa o potrzebie skrócenia dystansu w komunikacji między księżmi a wiernymi, o dialogu i wzajemnym słuchaniu się, o zmianie języka kaznodziejów z abstrakcyjnego na braterski. A także o szacunku, szukaniu dobrej woli i próbie zrozumienia przez duchownych konkretnych, czasami bardzo skomplikowanych ludzkich historii w miejsce wydawania szybkich i jednoznacznych ocen.
W sumie te głosy nie powinny dziwić. Jak w soczewce odbijają się w nich bolączki Kościoła, na które od lat zwraca się uwagę w publicznej dyskusji. Dlatego ucieszyłem się z wywiadu, którego udzielił miesięcznikowi wyświęcony w ubiegłym roku biskup Artur Ważny z diecezji tarnowskiej. Odnosi się w nim bowiem do wspomnianych powyżej problemów. Mówi na przykład tak: „To ważne, że jako wierzący mamy swoją doktrynę, ale sposób, w jaki to ludziom komunikujemy, nie może ich dyskredytować, eliminować, odstraszać”. Albo: „Słuchanie naprawdę zmienia perspektywę patrzenia na ludzką biedę”. Odpowiada też na zarzuty, z którymi spotykał się jako duszpasterz małżeństw niesakramentalnych, że tworzenie takich wspólnot to zachęcanie ludzi do życia w grzechu. „To nie tak: my nie zachęcamy, ale skoro ludzie żyją w takich związkach, to my z tymi ludźmi chcemy być”. Pozostaje sobie życzyć, żeby ten głos hierarchy nie był tylko wyjątkiem od reguły, ale nadzieją na zmianę klimatu duszpasterskiego w Polsce i szukanie w Kościele miejsca dla nieobecnych. ¶
Szanowni Państwo, rosnąca inflacja, wzrost cen papieru, kosztów wysyłki i druku zmuszają nas do podniesienia ceny „W drodze”, zarówno egzemplarzy detalicznych, jak i prenumeraty. Liczymy na zrozumienie tej niełatwej dla nas decyzji. Mamy nadzieję, że mimo tych trudności pozostaną Państwo z nami, odnajdując w miesięczniku treści pozwalające budować swoją wiarę i świadome myślenie o Kościele.
Panie profesorze, podobno przesypiamy jedną trzecią życia. Sporo, gdy się pomyśli, ile w tym czasie moglibyśmy zrobić, zobaczyć, przeczytać, nauczyć się, a tymczasem marnujemy czas w łóżku.
Zapewniam panią, że wcale go nie marnujemy, choć to dość powszechne myślenie w społeczeństwie. Nic by pani nie zrobiła, gdyby się pani nie wysypiała. Dobra jakość i odpowiednia długość snu sprawiają, że w ciągu dnia możemy pracować lub uczyć się efektywnie. Właściwe zaspokajanie potrzeby snu jest też konieczne dla zachowania dobrego stanu zdrowia. Niestety w ciągu ostatnich stu lat średnia długość snu w krajach rozwiniętych skróciła się z dziewięciu godzin do siedmiu. Czyli śpimy około dwóch godzin mniej na dobę niż nasi przodkowie. Rozwój cywilizacyjny, rewolucja przemysłowa spowodowały, że zmienił się rytm aktywności człowieka. Pojawiła się praca zmianowa, nie tylko fizyczna, ale również związana z nadzorowaniem różnych urządzeń. Do tego doszła rewolucja informacyjna, czyli przeładowanie mózgu bodźcami. Ludzie muszą pracować z większą uwagą, cały czas przetwarzać wiadomości, a to wymaga czuwania. Jednocześnie zmniejsza się nasza aktywność fizyczna, rzadziej przebywamy na łonie natury i w konsekwencji coraz częściej cierpimy na bezsenność. My, mieszkańcy krajów rozwiniętych, bo w krajach rozwijających się odsetek osób z bezsennością jest niższy.
Można powiedzieć, że sami sobie zgotowaliśmy ten los.
A jeszcze pamiętajmy, że nie tylko długość snu się liczy, ale również jego jakość. Od tego, czy dobrze śpimy, zależy nasza aktywność w ciągu dnia, to, czy jesteśmy w stanie efektywniej się uczyć, szybciej rozwiązywać problemy.
Co to znaczy dobrze spać?
Dobry sen oznacza, że rano jestem wypoczęty, zregenerowany, mam dobry nastrój, szybko myślę, podejmuję decyzje, po prostu chce mi się żyć. Zły sen to z kolei obniżony lub drażliwy nastrój, niechęć do wszystkiego, brak koncentracji i już od rana poczucie zmęczenia. Dlatego te siedem godzin w łóżku to żadne marnowanie czasu, a życiowa konieczność.
Dzieci też potrzebują tylu godzin?
Potrzebują więcej. Nastolatki powinny spać osiem godzin, a młodsze dzieci około dziewięciu, dziesięciu.
Kiedy mają to robić, skoro je zrywamy czasami przed szóstą, bo muszą zdążyć do szkoły na siódmą trzydzieści? Czy my przypadkiem nie robimy im jakiejś krzywdy?
Robimy. Specjaliści uważają, że nastolatki nie powinny zaczynać szkoły przed godziną dziewiątą. Ale są do tego zmuszane, bo tak funkcjonuje świat dorosłych. Poza tym szkoły, czasami przepełnione, muszą działać od wczesnych godzin rannych do późnego popołudnia. Doliczmy tym dzieciom jeszcze czas na dojazd. O ile te młodsze udaje się nieraz zapędzić szybciej do łóżka i zapewnić im odpowiedni czas na sen, o tyle z nastolatkami jest wielki problem. W tym wieku dochodzi do fizjologicznego opóźnienia rytmu snu. Preferowane jest późne chodzenie do łóżka i późne wstawanie. Nastolatki wstające o godzinie szóstej, siódmej powinny iść do łóżka około 22–23. Jeśli kładą się później, powinny spać do ósmej. Trudno też przekonać nastolatków do zadbania o higienę snu, to znaczy, żeby godzinę przed spaniem się wyciszyli: odłożyli telefony, wyłączyli wszystkie urządzenia elektroniczne, aby do łóżka nie wędrowali prosto sprzed komputera. Byłoby też dobrze, żeby przed snem nie uczyli się rzeczy nowych, a raczej skupili na powtarzaniu starych, nie robili niczego, co się wiąże z ekspozycją na światło, nie oglądali filmów i mediów społecznościowych.
Słyszy pan profesor te ciężkie westchnienia bezradnych rodziców?
Jeżeli tego nie dopilnują, ich dzieci będą miały kłopoty z zasypianiem i w końcu tego snu zacznie im brakować. A niedobór snu źle wpływa na samopoczucie, sposób reagowania i na efektywność nauki. Dzieci stają się drażliwe, wybuchowe, brak im cierpliwości. Rodzice zaczynają szukać pomocy lekarza, psychologa, a nierzadko wystarczy tylko zadbać o właściwy sen. Problemy z zaburzeniami snu ma około 15 procent nastolatków. Brak dbania o sen powoduje, że trudności z zasypianiem, definiowane jako brak zaśnięcia w ciągu 60 minut od momentu położenia się do snu, występują nawet u co drugiego dziecka. To bardzo niepokojące zjawisko.
Pewnie dlatego tak trudno ich wyciągnąć z łóżka w weekendy i święta. Śpią do południa, bo muszą w końcu odespać.
I to jest pyrrusowe zwycięstwo. Na krótką metę odsypianie w weekendy niedoboru snu jest skuteczną strategią. Niby wszystko w porządku, ale jeżeli to się powtarza w każdy weekend, a te przesunięcia w porach wstawania u nastolatków mogą wynosić nawet sześć godzin – bo w tygodniu wstają o szóstej, a w weekend śpią do południa – to jest tak, jakby polecieć do Nowego Jorku na weekend, a potem wrócić do Polski w poniedziałek. Tygodni szkolnych mamy czterdzieści w roku, więc to jest cotygodniowa podróż do Nowego Jorku i z powrotem. Nietrudno sobie wyobrazić, jakie to sieje spustoszenie w naszym organizmie. To już ma swoją nazwę: społeczny jet lag.
Wyjaśnijmy, że jet lag to są zaburzenia spowodowane podróżą z nagłą zmianą strefy czasowej.
Dzisiaj już wiemy, że podobne problemy powodują zmiany pór snu i aktywności człowieka pomiędzy dniami roboczymi a wolnymi. Ten problem nie dotyczy tylko uczniów, ale również osób dorosłych. Ciągłe nadganianie niedoboru snu w weekendy powoduje takie rozregulowanie organizmu, że umęczeni pacjenci mówią mi: Doktorze, ja teraz wezmę urlop i wszystko odeśpię. Wracają z tego urlopu i narzekają, że w ogóle nie mogli spać albo spali bardzo płytko, co chwilę się budząc. Miejmy świadomość, że problemy ze snem coraz częściej zaczynają narastać od nastoletniego wieku. Po wielu latach mogą prowadzić do bezsenności, która jest już uważana za chorobę cywilizacyjną. Coraz więcej specjalistów uznaje społeczny jet lag za taki sam czynnik ryzyka problemów ze snem, jak pracę zmianową.
Co jest podstawą dobrego snu, żeby od rana tryskać znakomitym humorem i sprawnie działać?
Po pierwsze silny rytm okołodobowy snu. Ważna jest zatem regularność. Chodzenie spać, ale przede wszystkim wstawanie rano o tej samej godzinie. Po drugie aktywność fizyczna w ciągu dnia. Nie musi to być coś spektakularnego, jednak musi być codziennie! Na przykład 60 minut marszu. Marszu! Nie spaceru. Osoby, które ćwiczą w ciągu dnia albo pracują fizycznie, sypiają o wiele lepiej niż ci, którzy mają siedzący tryb życia i tak zwaną pracę umysłową. Po trzecie do snu trzeba się przygotować, pozwolić organizmowi uwolnić się od napięcia psychicznego. Wiele osób robi to, oglądając do późnych godzin telewizję, spędzając czas przed tabletami i z komórkami w ręce. Ale wówczas melatonina, hormon wskazujący organizmowi, że nadeszła noc, a więc pora snu, nie ma najmniejszej szansy na to, by zacząć się wydzielać. To się dzieje dopiero po zgaszeniu światła. Nasi pacjenci często opowiadają, że idą do łóżka około północy, jednak spokojny, głęboki sen mają dopiero nad ranem. A wtedy właśnie dzwoni budzik i mimo braku wypoczęcia trzeba zacząć kolejny dzień.
Najzdrowszy sen jest przed północą?
To była prawda dawno temu, kiedy ludzie przebywali wieczorami w półmroku, co powodowało wydzielanie się melatoniny. Szybko się zasypiało i do północy były już odespane dwa pierwsze cykle snu, najbardziej bogate w sen głęboki. Wstawało się o czwartej, piątej, wraz ze wschodem słońca, a ten stały rytm – powtarzam: stały rytm – jest najważniejszy dla dobrego, zdrowego snu. Współcześnie ludzie wieczorem przebywają w dobrze oświetlonych pomieszczeniach, utrzymują wysoką aktywność do późnych godzin nocnych, no i rzadko spełniony jest kolejny warunek pozwalający zachować dobrą jakość snu – właściwe wyciszenie emocji, a więc niezabieranie problemów do łóżka.
Gandhi doradzał, by przed pójściem spać zapomnieć o swojej złości.
Nie tylko o złości. Problemy ze snem pojawiają się nie tylko w reakcji na wielkie dramaty, jak śmierć kogoś bliskiego czy poważne kłopoty finansowe. Takie sytuacje oczywiście są wrogiem snu, ale okazuje się, że bezsenność mogą też powodować „małe zmartwienia”. Częstsze występowanie bezsenności u kobiet niż u mężczyzn tłumaczone jest między innymi tym, że oprócz pracy zawodowej są one bardziej obciążone obowiązkami domowymi i rodzinnymi. Dlatego przed snem rozmyślają, czego nie zdążyły zrobić dzisiaj, co muszą zrobić jutro, do kogo zadzwonić, dokąd pójść, a to przeszkadza w wyciszeniu się i rozpoczęciu snu. Oczywiście trzeba planować i porządkować życie, ale nie róbmy tego na ostatnią chwilę, w łóżku. Otwórzmy wieczorem kalendarz i załatwmy to godzinę przed spaniem. Wiem, że te wszystkie zasady nie są możliwe do spełnienia każdego dnia, ale warto je znać, by wiedzieć, co robię w życiu nie tak, że mój organizm nie chce spać, choć ja tego snu bardzo potrzebuję.
I muszę się ratować tabletką.
Niestety, bagatelizujemy problemy ze snem i zamiast zmienić styl życia sięgamy po leki, najpierw roślinne, potem na receptę. Tabletki są dobrym rozwiązaniem dla kogoś, kto ma przejściowe kłopoty ze snem, bo coś ważnego wydarzyło się w jego życiu, wytrąciło go z równowagi, a do tej pory spał dobrze. Leki nasenne powinno się podawać również w przypadku choroby czy nadciśnienia tętniczego, zaburzeń hormonalnych, zespołów bólowych, zaburzeń psychicznych. Natomiast jeśli doszło do rozregulowania snu, czyli problemy ze snem trwają powyżej trzech miesięcy, to nie ma co liczyć, że leki w pojedynkę rozwiążą problem. Trzeba bezwzględnie wdrożyć zasady, o których wcześniej mówiliśmy, aby wzmocnić fizjologiczne mechanizmy regulujące sen.
A jeżeli nie jesteśmy skowronkiem, który radośnie wstaje o świcie, tylko sową i najlepiej pracuje nam się w nocy, bo jest cicho, nikt nam nie przeszkadza, to możemy uznać, że to jest nasz rytm?
W zasadzie nie ma znaczenia, jaką porę do spania człowiek sobie wybierze. Dzisiaj są sposoby, aby w pokoju mieć całkowitą ciemność i ciszę. Jest tylko jeden warunek: pory snu powinny być regularne. Jeżeli chodzimy spać o drugiej w nocy i śpimy do południa, to nic złego. Ale musi to być codziennie, zawsze o tej samej porze. Organizm musi żyć w pewnym stałym rytmie. Często wskazuje się, że skowronki sypiają lepiej niż sowy. Można to łatwo wytłumaczyć. Skowronki przeważnie wstają zawsze o tej samej porze i pilnują godziny pójścia do łóżka. Sowy nie są już tak zdyscyplinowane. Bywa, że kładą się późno, ale następnego dnia muszą wstać wcześniej z powodu służbowych obowiązków. Jeśli to się powtarza, to po jakimś czasie rytm snu się rozregulowuje i sen człowieka o rytmie sowy staje się mniej wydajny niż sen człowieka o rytmie skowronka.
Jakie to wszystko proste, a jakie trudne.
Jakość naszego snu naprawdę zależy w dużym stopniu od tego, jak żyjemy. Niedawne badania przeprowadzone w czasie pandemii covidowej wykazały, że jakość snu społeczeństwa uległa pogorszeniu. Badano, jakie czynniki podczas lockdownu najbardziej na tę jakość wpływały. Wydawało się, że będą to emocje, lęk, że mogę zachorować ja albo ktoś z moich bliskich, i rzeczywiście, kiedy choroba lub śmierć zdarzyły się w rodzinie, ludzie mieli problemy ze snem. Natomiast na poziomie całego społeczeństwa najważniejszym czynnikiem wpływającym na pogorszenie jakości snu było odejście od naturalnego rytmu życia, zbyt niska ekspozycja na światło w ciągu dnia, przebywanie w pomieszczeniach zamkniętych, praca i nauka zdalna, czyli wielogodzinne siedzenie przed monitorami. Na dalszym miejscu odnotowano brak aktywności fizycznej. Przecież lockdown odebrał ludziom nawet możliwość pójścia do pracy i szkoły, przejścia chociażby na przystanek, a mało komu chciało się ćwiczyć w domu. Warto więc mieć świadomość, że na dobry sen trzeba sobie zapracować.
Lepiej spać przy otwartym oknie, przy gorących kaloryferach, w chłodnym czy ciepłym pomieszczeniu?
Sypialnia powinna być najchłodniejszym pokojem w mieszkaniu. Optymalna temperatura to około 18–21 stopni. Ale wiem od pacjentów, że większość sypialni jest przegrzana, nawet do 24 stopni. W mieście, z powodu ulicznego hałasu, są jeszcze trudności z otwarciem w nocy okien. O ile w dzień ten szum ulicy jest jednostajny i nie zwracamy na niego uwagi, o tyle w nocy w tę ciszę wjeżdża nagle jakiś samochód albo motocykl i powoduje wybudzenie ze snu.
Co wtedy robić? Liczyć barany?
Wszyscy budzimy się w nocy średnio dziesięć razy, chociażby po to, by zmienić pozycję ciała, przekręcić się na drugi bok, napić się, pójść do toalety. Osoby z dobrą jakością snu zaraz potem znowu zasypiają, a rano nawet nie pamiętają, że wstawały. Natomiast osoby z zaburzeniami snu czy bezsennością mogą mieć kłopoty. W ich wypadku liczenie baranów nie jest skuteczne. Lepiej wyjść z łóżka niż nieruchomo w nim leżeć i przymuszać się do snu. Można się otulić kocem na fotelu, zadbać o ciepło stóp, bo to bardzo ważne, i przy łagodnej muzyce poczytać, pomyśleć o czymś przyjemnym i po około trzydziestu minutach wrócić do łóżka i próbować zasnąć.
Zmiana czasu na letni i zimowy ma znaczenie dla naszego organizmu?
Ma, i to bardzo niekorzystne, szczególnie wiosną, gdy śpimy o godzinę krócej. A jeśli w weekend lubimy pospać dłużej, to po zmianie czasu jest nam jeszcze trudniej. Nie dość, że musimy wstać wcześniej niż w sobotę i w niedzielę, to tracimy jeszcze tę przesuniętą godzinę snu. W pierwszym tygodniu po wiosennej zmianie czasu większość ludzi jest rozdrażniona i obserwujemy wiele niekorzystnych następstw zdrowotnych, jak pogorszenie samopoczucia, ale też zawały serca i skoki ciśnienia tętniczego. To na szczęście nie są bardzo silne wahania, ale ponieważ dotyczą całego społeczeństwa, to skutkują dość dużą liczbą powikłań zdrowotnych. Są też i dobre wiadomości. Wiosenna zmiana czasu działa na nas również korzystnie, gdyż dzień jest dłuższy i mamy więcej światła. A tego bardzo potrzebujemy. Natomiast zmiana jesienna najpierw nas cieszy z powodu dodatkowej godziny snu, ale potem jest już gorzej. Zmienia się rytm światła, ciągle jest szaro. Po trzech, czterech dniach od jesiennej zmiany czasu obniża nam się nastrój i pogarsza jakość snu.
Drzemka w ciągu dnia to dobry pomysł?
Może być pomocna. Chronobiologia, czyli nauka o rytmach biologicznych, wskazuje, że dla snu korzystne są dwie fazy w ciągu doby. Pierwsza z nich to noc. Zaspokajanie potrzeby snu przez siedem godzin snu w nocy bez drzemki. Ale jeśli śpimy trochę krócej, na przykład sześć godzin, możemy to uzupełnić trzydziestominutową drzemką w ciągu dnia. Drzemką ratują się też mieszkańcy krajów południowych, w których z powodu wysokiej temperatury muszą się schronić przed słońcem i wzmacniać odpoczynkiem. Czas sjesty to druga faza korzystna dla snu. Ważna jest zatem pora drzemki, nie później niż około godziny czternastej, piętnastej, wtedy jest to odświeżająca drzemka zgodna z fizjologią człowieka. Nie może ona jednak trwać dłużej niż pół godziny. Jeśli przekroczymy ten czas, istnieje duże ryzyko, że wejdziemy w sen głęboki, a po wybudzeniu z niego będziemy się czuli rozbici.
Nie warto pospać więcej, tak na zapas?
Nie da się wyspać na zapas, tak jak nie można się najeść na zapas. Potrzeba snu narasta w ciągu dnia i jest odsypiana w nocy. Są jednak osoby, które skarżą się na nadmiar snu. Nadmierna senność jest dzisiaj podobnym problemem społecznym jak bezsenność. Jeśli dużo śpimy, a mimo to nigdy nie czujemy się wyspani i w ciągu dnia zasypiamy wbrew naszej woli w różnych sytuacjach, to należy się zainteresować swoim stanem zdrowia i pójść do lekarza.
Co się dzieje z człowiekiem, który nie śpi od kilku dni?
Już jedna zarwana noc ma na nas istotny wpływ. Pracownik zmianowy wychodzący rano z fabryki albo lekarz po nocnym dyżurze w swoich reakcjach są tak zaburzeni i opóźnieni, jakby mieli jeden promil alkoholu we krwi. Natomiast po trzech, czterech nocach bez snu powstaje stan wysokiego zagrożenia zdrowotnego w wyniku zaburzeń czynności autonomicznego układu nerwowego. Możemy się spodziewać na przykład wahań ciśnienia tętniczego krwi, zaburzeń rytmu serca, zasłabnięć, omdleń i problemów z przewodem pokarmowym. Prawdę mówiąc, człowiek nie jest w stanie tak długo wytrzymać bez spania, jeżeli nie jest to spowodowane jakąś ekstremalną sytuacją, na przykład stresem towarzyszącym działaniom wojennym. Albo musi być tego snu pozbawiony w sposób celowy. Służby specjalne stosują taką torturę, że nie pozwalają ludziom spać. W pamiętnikach z okresu drugiej wojny światowej ludzie wspominają, że kiedy uciekali, to spali – maszerując. Jeżeli się zdarza, że nie śpimy przez dłuższy czas, organizm próbuje sobie jakoś radzić i wtedy pojawia się mikrosen, czyli epizody krótkiego snu, wtrącone w okres czuwania. W takim stanie reakcje nie są prawidłowe. Zwracamy na to uwagę na przykład kierowcom, którzy mimo zarwania nocy lub odczuwania senności decydują się na prowadzenie samochodu. Zaśnięcie za kierownicą jest jedną z głównych przyczyn śmiertelnych wypadków na drogach szybkiego ruchu i autostradach.
Można umrzeć z niewyspania?
Tak. Długotrwały, całkowity brak snu powoduje spadki ciśnienia, niewydolność narządów i ogólne załamanie stanu zdrowia. Przy czym muszę powiedzieć, że w ostatniej fazie braku snu organizm tak się będzie go domagał, że aby człowiek nie zasnął, trzeba wobec niego stosować bodźce, najczęściej bólowe, albo głośny hałas, żeby mu w zaśnięciu przeszkodzić. Po prostu organizm za wszelką cenę chce spać.
Czym jest sen?
Złożonym procesem biologicznym, podstawowym stanem świadomości przeciwnym do stanu czuwania. Podczas snu przyjmujemy typową dla danego gatunku pozycję spoczynku i zmniejsza się nasza reaktywność na bodźce zewnętrzne, cechująca się pełną odwracalnością. To znaczy, że na przykład pod wpływem hałasu, a czasami wystarczy tylko szelest – obudzimy się. Tym właśnie się różni sen od śpiączki chorobowej. Kiedy śpimy i podłączymy mózg do aparatury medycznej, to zobaczymy, że podczas snu nasz mózg jest wciąż aktywny, choć jego aktywność się zmienia. Czyli to jest program biologiczny, który ten mózg nam naprawia i regeneruje. A więc sen, przypomnę, z pewnością nie jest marnowaniem czasu. ¶
Znamy się tylko z widzenia. Z mijanki na schodach, gdy on powoli, miarowo wstępuje do siebie, na drugie, a ja akurat schodzę z pierwszego, ciągniona przez psa na smyczy. Zawsze mnie wtedy dziwi, jak subtelnie mówi „dzień dobry”, jaki ma delikatny głos. Pasowałby raczej do szczupłego, szpakowatego pracownika umysłowego. Jest taki typ wiecznych, niestarzejących się chłopców. Mój sąsiad nie jest tym typem. To wysoki, barczysty i w ogóle potężny facet o lśniącej łysinie, posiwiałej już i obfitej brodzie, a także zawsze – żeby nie wiem co – powolnych ruchach. Nosi ciemnozielone bojówki, ciężkie skórzane buty, bluzy i czarną ramoneskę, którą latem zastępuje prosty T-shirt. To typ silnego drwala, którego podejrzewam o czułe serce.
Nigdy się nie spieszy. Nie wiem, jak to możliwe. Ja pół życia z wywieszonym językiem, pilnuję każdych pięciu minut, które mogłabym spędzić w aptece albo na poczcie, na którą – choć jest za rogiem – idę od miesiąca, ryzykując już nie mandat, ale sprawę karną. Mój sąsiad nie ma takich problemów. On panuje nad czasem z imponującą konsekwencją. Budynek, w którym mieszkamy, zbudowano zaraz po drugiej wojnie światowej, wśród pól grochu. Budowano szybko i trochę byle jak, więc wszystko w nim słychać. Zanim do mieszkania nade mną wprowadził się brodaty sąsiad, był tam cyrk na kółkach – co roku nowy zestaw imprezujących studentów, a potem melina. Od kilku lat nie mogę się nadziwić ciszy, nie przestaję się nią napawać. Bo mój sąsiad prowadzi dyskretny styl życia i jest ujmująco punktualny. Jego budzik każdego dnia dzwoni o 6.30. Nawet jeśli nie usłyszę samego dzwonienia, do moich uszu dobiegnie to, co niezawodnie następuje po nim. A jest to długie, głośne i wykonane z zaangażowaniem całych płuc ziewnięcie. Coś jakby ryk lwa, wydany nie dla przestrachu, ale z zadowolenia. Ryk oznaczający rozpoczęcie dnia, istnienie naturalnego ładu, pochwała życia i rytuał powitania słońca – wszystko w jednym. Uśmiecham się na ten dźwięk, jest dla mnie tym, czym pianie kur dla mojej babci – znakiem, że stary dobry świat wciąż się kręci.
Po ziewnięciu są ciężkie, niespieszne kroki w kierunku łazienki. I półgodzinna kąpiel. Co dzień, świątek czy piątek. Mój sąsiad samotnik, a może człowiek samotny, mieszka sam i nigdy nie miewa gości. Ale kocha kąpiele, a sądząc ze śpiewu rur, wodę lubi lać obficie. Wyobrażam sobie, że to jego jedyny, a w każdym razie ulubiony wymiar luksusu – że cieszy się wodą, co rano sprawia sobie przyjemność i nie odmawia sobie czasu, by jej zażywać. Bo poza tym prowadzi życie skromnie, niemal bezdźwięcznie i trochę jak unikające innych stworzeń zwierzę – ma swoje sprawy, nimi jest pochłonięty, nie zajmuje sobą świata, nie przykuwa uwagi.
O jego skromności pozwalają mi sądzić pozory – a to całkiem wiarygodne źródło wiedzy, o ile obserwację prowadzi się długo, ja mam tę przyjemność już od kilku lat. Mój sąsiad ze spożywczego wraca z niedużą siatką wypełnioną podstawowymi produktami. Nie zajeżdża pod samą klatkę samochodem, z którego trzeba wyładowywać wielkie ekotorby z dyskontów. Podejrzewam, że jest w tej chlubnej mniejszości, która nie marnuje jednej trzeciej kupowanego jedzenia.