Miesiecznik W drodze 8/2022 (588) - Wydanie zbiorowe - ebook

Miesiecznik W drodze 8/2022 (588) ebook

Wydanie zbiorowe

5,0

Opis

Sierpniowy numer „W drodze” poleca się do czytania! Jak zwrócić uwagę bez obrażania? Jak nie marnować czasu z nosem w smartfonie? Czy ksiądz może wymagać kartek do spowiedzi? Bella Italia, ale historia brutalna.

 

Rozmowa w drodze

Trudno sobie wyobrazić, że w odległych zakątkach świata bycie chrześcijaninem może kosztować życie. W rozmowie z Włodzimierzem Bogaczykiem opowiada o tym Tomasz Zawal z Papieskiego Stowarzyszenia Pomoc Kościołowi w Potrzebie.

 

Uważaj na słowa

Chyba każdy z nas ma czasem potrzebę zwrócenia komuś uwagi. Niektórzy nie przebierają w słowach, inni mają opory. Jak rozmawiać o tym, co trudne, jak krytykować? – o tym Małgorzata Terlikowska i Cyprian Klahs OP.

A dziennikarz i redaktor Michał Szułdrzyński w rozmowie z Romanem Bieleckim OP dzieli się refleksjami na temat współczesnego dziennikarstwa, polityków, autorytetów i słów, które coraz mniej znaczą.

 

Zrób sobie post

Czy potrafimy sobie wyobrazić dzień bez Facebooka, Twittera, Instagrama? Tym, którzy marzą o tym, by odzyskać czas tracony na przeglądaniu tego, co napisali i zamieścili w sieci inni, Maksymilian Nawara OSB poleca drogę małych kroków i – w rozmowie z Katarzyną Kolską – podpowiada, jak zrobić ten pierwszy krok. A Natalia Hatalska opowiada o tym, jak firmy walczą o naszą uwagę i czas, zarabiając na tym gigantyczne pieniądze.

 

30-lecie Jamnej

Aż trudno uwierzyć, że minęło już tyle lat od kiedy Jan Góra OP kupił starą szkołę w Beskidach. Zaprosił tam młodych ludzi i stworzył dla nich dom. Ojca Jana już nie ma, ale Jamna ma się świetnie. O tym miejscu Stanisław Zasada.

 

Bella Italia

Z Beskidów zajrzyjmy na do Włoch. Lubimy tam jeździć, odpoczywać, zwiedzać. Ale chyba rzadko myślimy o skomplikowanej i pełnej brutalności historii tego kraju, o której opowiada Tessa Capponi-Borawska w rozmowie z Dominikiem Jarczewskim OP.

 

Siedem pierwszych

Tym razem Dominik Jurczak OP odpowiada na pytania Arkadiusza Wojtasa OP o spowiedź: czy ksiądz ma prawo wypytywać nas o szczegóły z naszego życia, o żalu za grzechy i o kartkach do spowiedzi.

 

Pytania w drodze

Wojciech Surówka OP podejmuje temat dzieci, które zmarły przed chrztem – czy będą zbawione?

 

I jeszcze więcej…

Polecamy felietony, recenzje i rozważania na niedzielę.

 

 

SPIS TREŚCI
ROZMOWA W DRODZE

Gdy wiara kosztuje / o prześladowaniu chrześcijan

rozmawiają Tomasz Zawal z Papieskiego Stowarzyszenia Pomoc Kościołowi w Potrzebie i Włodzimierz Bogaczyk

 

UWAŻAJ NA SŁOWA

Co ja ci zrobiłem? / od troski do hejtu

Małgorzata Terlikowska

Sztuka upominania / najpierw w cztery oczy

Cyprian Klahs OP

Codzienne zbawianie świata / celebracja oburzenia

rozmawiają Michał Szułdrzyński, dziennikarzem i publicystą, i Roman Bielecki OP

 

ZRÓB SOBIE POST

Odzyskać życie / informacyjny detoks

Natalia Hatalska

Koło od roweru / szkoła uważności

rozmawiają Maksymilian Nawara OSB i Katarzyna Kolska

 

BELLA ITALIA

Wieczna wojna / czego nie wiemy o Włoszech

rozmawiają Tessa Capponi-Borawska i Dominik Jarczewski OP

 

30-LECIE JAMNEJ

Jak górale Górze górę dali / po prostu dom

Stanisław Zasada

 

SIEDEM PIERWSZYCH

Nigdy nie będzie idealnie / o rachunku sumienia, żalu za grzechy i kartkach do spowiedzi

rozmawiają Dominik Jurczak OP i Arkadiusz Wojtas OP

 

ORIENTACJE

Odsłonięty nerw epoki / w kinie i w domu

Wiesław Kot

Język wystawiony do lodu / „Migot. Z krańca Grenlandii” Ilony Wiśniewskiej

Marcin Cielecki

 

PYTANIA W DRODZE

Los dzieci po śmierci / czy będą zbawione?

Wojciech Surówka OP

 

DOMINIKANIE NA NIEDZIELĘ

Koło w koło / Marcin Barański OP

Przy niewygodnym Słowie / Tomasz Zamorski OP

Najkrótsza droga do nieba / Paweł Możejko OP

Miłosierne upomnienie / Błażej Matusiak OP

Niedostępnie dostępny / Radosław Więcławek OP

 

FELIETONY

 „…ale jeden przyświecał nam cel” / Wojciech Ziółek SJ

Szlajfka i pozłotko / ks. Grzegorz Strzelczyk

Ofiary losu / Stefan Szczepłek

O czymś innym / Paweł Krupa OP

Od świtu do zmierzchu / Paulina Wilk

Ewangeliczna utopia synodalnej drogi / ks. Mirosław Tykfer

Wakacje dopiero przed nami / Jarosław Mikołajewski

 

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 174

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (5 ocen)
5
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Drodzy Czytelnicy,

nie mam złudzeń co do tego, że utknęliśmy w pułapce dwóch skrajności. Z jednej strony jest w nas pokusa komentowania nawet najbardziej błahego wydarzenia. Przykładów mamy aż nadto, w końcu tak skonstruowane są media, a w szczególności internet, w którym emocje pełnią funkcję podstawowego przekaźnika. Z drugiej strony bywamy okrutnie obojętni – wolimy nie widzieć, nie słyszeć, nie wtrącać się, by nikt nas nie posądził o arogancję, nietolerancję, wsadzanie nosa w nie swoje sprawy. W efekcie albo milczymy, albo stosujemy taktykę niekończącego się oburzania na wszystko i wszystkich, a im większą mamy możliwość zachowania anonimowości, z tym większą łatwością obrażamy, poniżamy i wyśmiewamy innych.

Nie popadając w naiwny idealizm, w marzenia o świecie, z którego znikną wszelkie zło i krzywdzące słowa, przyznam, że nie przekonują mnie argumenty tych, którzy mówią, że nic na to nie poradzimy i że zwracanie uwagi nie ma sensu. Przesłanie chrześcijaństwa zostawione nam dwa tysiące lat temu przez Jezusa niesie w sobie dawkę kontrkulturowości aktualną w każdym miejscu i czasie, a zawartą w słowach braterskiego upomnienia: „Gdy brat twój zgrzeszy przeciw tobie, idź i upomnij go w cztery oczy” (Mt 18,15). Można te słowa rozumieć jako wezwanie do konstruktywnej krytyki, która ma służyć rozwojowi drugiego człowieka, mobilizować go do zmiany, a nie wywoływać w nim frustrację, złość czy atak. Trzeba o nich myśleć jako o zaproszeniu do wzięcia na siebie odpowiedzialności za bliźniego, być może długotrwałego towarzyszenia mu, poświęcenia uwagi i czasu.

Krótko mówiąc, za wezwaniem Chrystusa stoi perspektywa zaangażowania, na które często nie mamy ochoty, zwłaszcza jeśli chodzi o kogoś, kto nas drażni i kogo nie darzymy sympatią. Jednak tylko na takiej drodze mamy szansę odzyskać wagę i znaczenie słów, o czym mogą Państwo przeczytać w sierpniowym numerze miesięcznika. ¶

Gdy wiara kosztuje

Jeśli ktoś zostanie oskarżony o bycie chrześcijaninem, jeśli ma jakieś materiały, święte obrazki czy, nie daj Boże, przepisywaną ręcznie Biblię, to urzędnik państwowy na prowincji nie waha się wykonać egzekucji. A w miastach trybunały skazują wierzących na pobyt w obozach, gdzie przeżywa około trzydziestu procent uwięzionych.

Z Tomaszem Zawalem z Papieskiego Stowarzyszenia Pomoc Kościołowi w Potrzebie

rozmawiaWłodzimierz Bogaczyk

Kiedy szykowałem się do naszej rozmowy, nie mogłem się opędzić od myśli, że żyjemy w bardzo spokojnych czasach. Nie musimy się bać o swoją codzienność, o to, co myślimy i mówimy. Możemy wierzyć w Boga i tę wiarę wyznawać. Raporty przygotowywane przez Pomoc Kościołowi w Potrzebie, organizację, której jest pan przedstawicielem, pokazują jednak, że moja perspektywa jest odmienna od perspektywy wierzących w innych częściach świata.

To prawda. Około trzystu milionów wyznawców Chrystusa z wszystkich Kościołów – a im głównie pomagamy – żyje w sytuacji prześladowania i dyskryminacji.

Prześladowanie to możliwość utraty mienia, zdrowia i życia tylko dlatego, że jest się chrześcijaninem. Natomiast dyskryminacja ma miejsce w różnych obszarach – administracyjnych, prawnych, nawet w dostępie do opieki zdrowotnej. To ostatnie bardzo wyraźnie pokazała pandemia. W tych prowincjach Indii, w których rządzą hinduscy nacjonaliści, chrześcijanie albo byli pomijani w dostępie do szczepień i do środków ochrony osobistej – masek i rękawiczek, albo dostawali je jako ostatni.

Ile osób traci życie z powodu wiary?

Z męczeństwem mamy do czynienia wtedy, gdy ktoś musi wyrzec się wiary, by ocalić życie, ale tego nie robi. Stolica Apostolska mówi o trzech, czterech tysiącach takich osób rocznie. Natomiast zabijanych z nienawiści do wiary jest więcej, około stu tysięcy, choć oczywiście trudno to dokładnie obliczyć.

Gdzie te prześladowania i dyskryminacja są największe?

Afryka i Azja to dwa rejony świata, w których sytuacja chrześcijan jest szczególnie trudna. Tam wyznawanie wiary w Jezusa Chrystusa wiąże się z ryzykiem utraty zdrowia i życia. Prawie cztery miliardy ludzi żyją w dwudziestu sześciu krajach uznawanych za najbardziej dotknięte naruszeniami wolności religijnej.

Jednym z nich jest Nigeria. To najbogatszy i najliczniejszy pod względem liczby ludności kraj Afryki, chrześcijan jest tam około stu milionów. W środkowym obszarze Nigerii trwają krwawe prześladowania. Podczas czerwcowych uroczystości Zesłania Ducha Świętego w kościele Świętego Józefa w Ondo islamiści zabili w zamachu ponad osiemdziesiąt osób. Atakują wtedy, kiedy kościoły są pełne, podczas wielkich uroczystości, gdy jest jasne, że efektywność zamachu będzie wysoka. I będzie on siał strach wśród innych wierzących. Terroryści Boko Haram walczą z zachodnią edukacją, zwłaszcza kobiet, porywają chrześcijańskich uczniów ze szkół z internatem i zmuszają do przejścia na islam.

Bardzo trudna jest też sytuacja w Mali, Burkinie Faso i Czadzie. To kraje zdecydowanie mniej zaludnione, całkowicie niestabilne politycznie. Wojsku i policji trudno jest dbać o prawa obywatelskie i prawa do wolności religijnej. Napastnicy pojawiają się, nie wiadomo skąd, i szybko znikają, zanim ktokolwiek zdąży zareagować. Dla obywateli tych państw każdy dzień staje się wyzwaniem, dla chrześcijan szczególnie.

Nowym punktem zapalnym na kontynencie afrykańskim jest Mozambik, była kolonia portugalska bardzo bogato przez Boga obdarowana złożami minerałów i kopalin. Niestety, to bogactwo próbują przejąć grupy dżihadystyczne, czyli fundamentaliści islamscy związani z Al-Kaidą i Państwem Islamskim, bo ewentualna kontrola nad kopalniami i polami naftowymi może dać im środki, których potrzebują, by dalej prowadzić wojnę. Często stosują siłową rekrutację. Jeśli ktoś nie chce wstąpić w ich szeregi, jest zabijany.

Brzmi to bardzo, bardzo pesymistycznie. Czy gdzieś w Afryce sytuacja w ostatnim czasie w ogóle się poprawiła?

Wolność religijna poszerzyła się w Egipcie. Kościół koptyjski to duża mniejszość religijna, należy do niego czternaście milionów ludzi. Władze państwowe w ostatnim czasie odbudowały kilka zniszczonych świątyń. Można powiedzieć, że Koptowie zawdzięczają to swoim męczennikom. 15 lutego 2015 roku dwudziestu egipskich chrześcijan, którzy wyjechali do pracy w Libii, zostało ściętych na plaży pod Trypolisem. Porwali ich islamiści, gehenna trwała czterdzieści dni, w trakcie których próbowano ich zmusić, by wyrzekli się Chrystusa. Kiedy nagranie z egzekucji trafiło do sieci, prezydent Abd al-Fattah as-Sisi wydał rozkaz zbombardowania pozycji Państwa Islamskiego. Reszta świata czekała jeszcze rok z wojskową interwencją. Od tego czasu sytuacja wyznających chrześcijaństwo Egipcjan umiarkowanie się poprawia.

Nowe kościoły budowane są też w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, zdarza się, że sam emir daje na to środki.

To już Zatoka Perska. Z ostatniego raportu o wolności religijnej na świecie wynika, że chrześcijanie w większości krajów tego regionu podlegają prześladowaniom.

Islam jest tam religią państwową, często wyznawaną w fundamentalistycznej wahabistycznej wersji. Politycznie karty rozdaje Arabia Saudyjska jako depozytariusz dwóch najważniejszych miast związanych z Mahometem, Mekki i Medyny, do których wszyscy muzułmanie mają obowiązek pielgrzymować raz w życiu.

W tych bogatych państwach eksportujących ropę rdzenni obywatele żyją na bardzo wysokim poziomie. Od kilkudziesięciu lat są odzwyczajani od ciężkiej pracy fizycznej, a potrzebują taniej siły roboczej, dlatego zapraszają ludzi z Filipin, Indonezji, Bangladeszu, Mjanmy. Kiedy przyjeżdżają robotnicy, zabiera się im dokumenty i na czas kontraktu, często kilkuletniego, są w zasadzie zamknięci na terenie posiadłości swych pracodawców, żyjąc na ich łasce. W naszych raportach mamy udokumentowane przypadki, gdy z powodu drobnych uchybień, takich jak niewykonanie na czas pracy, stosowano wobec nich kary fizyczne. To są czasem dramatyczne sprawy. Kobiecie, która zbiła cenną dla gospodarzy wazę, ucięto rękę. Bez żadnego trybunału, bez żadnego wyroku. Po prostu. Tortury, niedożywienie, wykorzystywanie seksualne, spanie na betonie, wiadro zamiast toalety…

Filipińczycy, w większości katolicy, stanowią duży odsetek tych ludzi. Najmują się do prac domowych, budowlanych. Kwestia obrony ich praw i wolnego wyznawania kultu w zasadzie nie istnieje. W Arabii Saudyjskiej działa wszechwładna i wszechwiedząca policja religijna, która kontroluje życie wszystkich. Oczywiście zdarza się, że z posługą przyjeżdżają tam jako turyści kapłani katoliccy czy protestanccy, zawsze jest to jednak związane z zagrożeniem więzieniem i dla nich, i dla wiernych. Msze święte są odprawiane w tajemnicy, nie jest to jednak, mimo wszystko, Korea Północna.

To chyba jedyny dziś kraj na świecie, który oficjalnie głosi, że jest i chce być ateistyczny.

Obowiązująca tam oficjalnie ideologia dżucze jest z jednej strony na wskroś ateistyczna, z drugiej jednak strony można powiedzieć, że ma charakter parareligijny. Ma swoich bogów, czyli dynastię Kimów, ma swoich kapłanów, czyli urzędników partyjnych. Widzimy te obrazki – ludzie, idąc do pracy, kłaniają się przed portretami wielkich przywódców, w rocznicę ich śmierci udają się na place, gdzie przed olbrzymimi pomnikami Kim Ir Sena i Kim Dzong Ila oddają im cześć jako tym, którzy stworzyli dla wszystkich tak wspaniały świat.

Przed wojną z lat 1950–1953, która podzieliła półwysep, Korea miała pięciu biskupów i była fascynującym ośrodkiem kwitnącego chrześcijaństwa. W Phenianie – tylko w samym mieście – było kilkanaście zgromadzeń zakonnych i kilkanaście tysięcy wiernych.

Potem na Północy chrześcijanie musieli zejść do podziemia. Dziś są tam nieliczni, zamknięci w wewnętrznych kręgach, nie mają możliwości powierzenia swojego doświadczenia wiary komukolwiek, nawet członkom rodzin, bo i dla nich, i dla najbliższych byłoby to śmiertelne zagrożenie. Widziałem film z udzielania sakramentu chrztu. Wszystko odbywa się w mieszkaniu w całości wygłuszonym kocami, w wannie w łazience, gdzie katechumen był tak przykryty, żeby nie widział, kto go chrzci.

Jeśli ktoś zostanie oskarżony o bycie chrześcijaninem, jeśli ma jakieś materiały, święte obrazki czy, nie daj Boże, przepisywaną ręcznie Biblię, to urzędnik państwowy na prowincji nie waha się wykonać egzekucji. A w miastach trybunały skazują wiernych na pobyt w obozach, gdzie przeżywa około trzydziestu procent uwięzionych. Szansa, że wyjdą stamtąd wolni, jest bardzo mała, raczej wyjdą wolni do królestwa niebieskiego.

Czy tym ludziom można jakoś pomóc?

Nie mamy programów, za pomocą których moglibyśmy wspierać tamtejszych chrześcijan. To jest niemożliwe. Możemy się za nich jedynie modlić. Bycie chrześcijaninem w Korei Północnej oznacza bycie herosem wiary.

Nie jest to jedyny kraj azjatycki, w którym chrześcijanie muszą być gotowi na męczeństwo.

Niesłychanie trudna sytuacja jest też w Pakistanie. Z jednej strony to kraj dysponujący bronią jądrową i sojusznik Stanów Zjednoczonych. Z drugiej strony ma najbardziej restrykcyjne na świecie prawo dotyczące wolności religijnej.

Casus skazanej na śmierć chrześcijanki Asi Bibi jest powszechnie znany. Została oskarżona o to, że pracując na polu razem z muzułmankami, napiła się wody ze źródła. Kobiety uznały, że będzie mogła ją pić tylko wtedy, jeśli przejdzie na islam: „Niech Jezus da ci wodę”. Bibi odpowiedziała: „Jezus Chrystus umarł za moje grzechy i za grzechy świata. A co zrobił Mahomet dla ludzi?”. W myśl ustawy o bluźnierstwie jakiekolwiek negatywne zdanie o Mahomecie czy Koranie skutkuje wieloletnim więzieniem, a nawet, tak jak w tym wypadku, możliwością orzeczenia kary śmierci. Asia Bibi spędziła w więzieniu dziesięć lat, a od chwili, gdy pod wpływem nacisku międzynarodowej opinii publicznej została zwolniona, wciąż musi się ukrywać.

Kiedy w 2016 roku podczas Światowych Dni Młodzieży w Krakowie kilkoro młodych ludzi z Pakistanu przedstawiało swoje świadectwa, to muszę przyznać, że był to dla mnie, Europejczyka, Polaka, wstrząs.

Mieszkając w Polsce, słyszę czasami, głównie w mediach katolickich, że chrześcijanie są tu prześladowani.

Oczywiście spojrzenie na Polskę z perspektywy globalnej powinno nas uczyć pokory.

A jednak w odniesieniu do Europy Ojciec Święty mówi o „uprzejmym prześladowaniu”. Co to znaczy?

To głównie kwestia stanowionego prawa. Spychania ekspresji religijnej do indywidualnego doświadczenia i zamknięcia wspólnot w kościołach i kaplicach, by tylko tam mógł się odbywać tradycyjny kult.

W Korei Północnej i w Pakistanie byłoby to spełnienie marzeń chrześcijan.

To prawda. Zresztą nie tylko tam.

Chiny, najludniejszy kraj świata, są państwem totalitarnym. Odniosły sukces ekonomiczny, stały się drugą po Stanach Zjednoczonych potęgą gospodarczą. W innych częściach świata porządek społeczny stabilizują systemy religijne albo prawne. Tam robi to technologia. Jest pełna inwigilacja, zwłaszcza na terenie zamieszkanym przez muzułmańskich Ujgurów, bardzo podejrzliwie przez Chińczyków traktowanych.

W całych Chinach obowiązuje system punktów społecznych. Kiedy przechodzi pan przez przejście dla pieszych, system skanuje pamięć pańskiego telefonu. Jeśli znajdzie kontakt, o którym wiadomo, że jest niepewny społecznie, to przyznaje się panu punkt ujemny albo trafia pan na listę osób obserwowanych. Kościoły podziemne, katolicki czy protestanckie, podlegają bardzo głębokiej inwigilacji.

Chińskie władze uznają tylko oficjalny Kościół katolicki, w którym to one decydują o nominacjach biskupich. Jednak dziewięćdziesiąt procent katolików w Chinach do niedawna należało do Kościoła podziemnego. Stolica Apostolska próbuje nawiązywać kontakty z Kościołem państwowym, co nie jest dobrze odbierane przez wiernych działających w podziemiu. Ich zdaniem Rzym, wchodząc w relacje z uznanymi przez władze biskupami, w pewien sposób zdradza trwających przy wierze w sposób, który może ich prowadzić ścieżką męczeńską.

A nie jest tak?

Stolica Apostolska chce poprzez te działania poprawić sytuację wszystkich katolików. Kościołowi oficjalnemu przywrócić łączność z papieżem, a podziemnemu umożliwić legalne działanie.

Papież Franciszek widzi, że centrum chrześcijaństwa przesunęło się z Europy do Azji. Dziś w Chinach, według danych państwowych, żyje osiemdziesiąt milionów wyznawców Chrystusa. Można powiedzieć, że niewiele, bo Chińczyków jest prawie półtora miliarda. Nieoficjalne szacunki mówią jednak, że chrześcijan jest dwa razy więcej, a około 2040 roku będzie ich pięćset milionów, z czego trzysta pięćdziesiąt milionów katolików. W tej chwili trwa tam eksplozja chrześcijaństwa, mimo – albo może właśnie dlatego – że trwają prześladowania.

Mówił pan już o tym, jak w innym azjatyckim kraju, Indiach, chrześcijanie byli traktowani przez rządzących hinduistów podczas pandemii. Czy teraz, gdy COVID-19 stał się mniej groźny, sytuacja uległa poprawie?

Ponad pięćset milionów Hindusów z miliarda stu milionów wszystkich obywateli uważa, że hinduizm jest religią narodową Indii. Z tą religią związany jest system kastowy, prawnie zniesiony, ale nieoficjalnie, zwłaszcza na prowincji, wciąż funkcjonujący. Chrześcijańskie misje to nie tylko kościoły. To także punkty medyczne, szpitale oraz szkoły. Wiele projektów, które nasza organizacja wspiera, dotyczy właśnie edukacji, otwartej dla wszystkich, także dla dalitów, kasty niedotykalnych. Nauczanie najuboższych, najsłabszych, najbardziej wykluczonych pozwala na awans społeczny tych ludzi, ale często spotyka się z protestami pozostałych. No bo jeśli nie będzie dalitów, to kto będzie wykonywał zarezerwowane dla nich najbrudniejsze prace, których nie tykają się ludzie z wyższych klas?

Inny problem jest taki, że dla wielu mieszkańców Indii chrześcijaństwo to obca naleciałość, pozostałość po europejskim kolonializmie.

Misjonarze przychodzą do nich z Dobrą Nowiną, ale oni jej nie chcą i uważają ich za postkolonialnych dywersantów?

Trzeba zadać sobie pytanie, z czym chrześcijanie kiedyś do nich przyszli. Być może najpierw z Dobrą Nowiną. A potem? Kolonializm nie był pokojowym szerzeniem chrześcijaństwa. Misjonarze szli wtedy razem z armiami, które podbijały te ludy, żeby je wykorzystać.

To jest doświadczenie wielu dumnych i bogatych narodów, często o dużo dłuższej i bogatszej tradycji niż nasza. Podbitych i upodlonych przez białych, związanych z krzyżem ludzi, którzy niszczyli tamtejszą kulturę. I kradli! Kradli na potęgę! Nie tylko dobra naturalne, także ludzi. Niewolnictwo do dziś jest przeogromną raną na organizmie Afryki. Kto za nie odpowiada? Bogate południe Ameryki. Przecież to nie byli ateiści.

To doświadczenie upokorzenia trwa w kolejnych generacjach. Powiedział pan o „postkolonialnych dywersantach”. Tak, właśnie tak chrześcijanie są często postrzegani – jako potencjalna piąta kolumna. Było to bardzo widoczne podczas amerykańskiej interwencji w Iraku, gdzie od wieków żyły wspólnoty chrześcijańskie. Kiedy po zajęciu kraju Amerykanie usunęli z administracji wszystkich dotychczasowych urzędników, ich miejsce zajęli iraccy chrześcijanie. Potem na tych terenach powstało Państwo Islamskie i lokalne Kościoły doświadczyły prześladowań w skali, jakiej nie zaznały nigdy od momentu swego powstania.

Katolicki ksiądz z Mosulu Douglas Al-Bazi, porwany i torturowany przez islamistów, mówił w 2015 roku w Episkopacie Polski: „Chrześcijaństwo na Bliskim Wschodzie przeżywa Wielki Piątek. Pomóżcie, żeby dotrwało do Niedzieli Zmartwychwstania”.

I wy chcecie im w tym pomóc? Czym się zajmuje wasza organizacja?

Pomoc Kościołowi w Potrzebie to istniejąca od siedemdziesięciu pięciu lat fundacja papieska. Działamy na rzecz chrześcijan z wszystkich Kościołów i wspólnot prześladowanych i dyskryminowanych ze względu na wiarę. Pracujemy w dwudziestu trzech biurach na świecie, realizując rocznie pięć do sześciu tysięcy projektów w stu czterdziestu krajach świata.

Wydawało się, że pandemia ograniczy nasze możliwości działania, tymczasem, paradoksalnie, ofiarność naszych darczyńców wzrosła. W 2019 roku zebraliśmy około stu dziesięciu milionów euro, w 2020 już sto dwadzieścia, a w zeszłym roku sto trzydzieści milionów.

Przyjmujemy przede wszystkim dary finansowe. To wynika z naszego sposobu działania. Kościół lokalny, który wnioskuje o potrzebne środki, kiedy je otrzyma, kupuje towary i usługi wśród lokalnych społeczności, wzmacniając je finansowo. Dobro się w ten sposób multiplikuje.

Jak rozumiem, przede wszystkim wspieracie Kościoły w Azji i Afryce.

Tak, choć w tym roku po rosyjskiej agresji olbrzymie środki zaczęliśmy kierować na Ukrainę. To jest dziś nasz podstawowy kierunek. W przypadku tych działań wyjątkowo przyjmowaliśmy dary rzeczowe. Sekcje krajowe w Europie poprzez Sekcję Polską PKWP wysłały na wschód kilkanaście tirów z zaopatrzeniem, pomocą medyczną i żywnościową.

Pomagamy konkretnym wspólnotom. Na przykład benedyktynkom klauzurowym, wspólnocie dziesięciu sióstr, która przyjęła w klasztorze kilkuset uchodźców i potrzebna im była większa kuchnia, łóżka, materace. Ich życie kompletnie się zmieniło, z kontemplacyjnego w doświadczenie służby Chrystusowi przychodzącemu w poranionym człowieku. Siostry mówią, że to błogosławieństwo.

Jak można włączyć się w wasze działania?

Wspierane przez nas Kościoły najpierw proszą o modlitwę. Ich sytuacja jest zawsze trudna, czasem dramatyczna. Choć niektórzy mogliby wyjechać do diaspor w bogatych społeczeństwach w Skandynawii, w Stanach Zjednoczonych czy w Australii, to trwają na miejscu pomimo zagrożenia. Modlitwa jest pierwszym darem, jaki możemy im dać.

Druga sprawa to informacja. Mówmy innym, że nasi bracia i siostry w wielu miejscach świata cierpią. Że jedna czwarta wyznawców Chrystusa, czyli około ośmiuset milionów ludzi, nie może swobodnie wyznawać swojej wiary.

Trzecia rzecz to kwestie finansowe. Poprzez stronę pkwp.org można wspierać nasze programy. To są bardzo konkretne działania. Polska sekcja właśnie zakończyła budowę centrum pastoralno-edukacyjnego w Bidibidi w Ugandzie. Poznański werbista Andrzej Dzida jest tam duszpasterzem w obozie uchodźców z południowego Sudanu. Setka dzieci będzie mogła w bezpieczny sposób poprawiać swoje wyniki w nauce. Nie na dworze, po zapadnięciu zmroku, tylko w budynku przy oświetleniu z paneli i z czystą wodą.

To konkretna poznańska inicjatywa, wsparta zresztą przez osoby niezwiązane z Kościołem. Jeden z biznesmenów, człowiek niewierzący, powiedział mi: Ja, panie Tomaszu, nie jestem za bardzo kościelny, ale jeżdżę dużo po świecie. Wiem, że wy jako Kościół katolicki schodzicie z pokładu ostatni. Miał na myśli ewakuację w sytuacji zagrożenia.

I przekazał na to centrum trzydzieści tysięcy złotych. ¶

Tomasz Zawal – ur. 1971, pracownik Regionalnego Biura Papieskiego Stowarzyszenia Pomoc Kościołowi w Potrzebie, zafascynowany sztuką sakralną i turystyką kajakową, żonaty, ma troje dzieci, mieszka w Poznaniu.

Ziółka na serce

Wojciech Ziółek SJ

jezuita, uratowany grzesznik Twitter: wziolek_sj

„…ale jeden przyświecał nam cel”

„Było nas trzech, w każdym z nas inna krew…” – śpiewał Perfect. Nas było ośmiu. Ale reszta się zgadza: krew w każdym inna, a cel u wszystkich ten sam. Umówiliśmy się na spotkanie w Tomsku, bo każdy z nas – ośmiu jezuitów pracujących w Rosji – obchodzi w tym roku jakiś jubileusz. A świętowanie jubileuszu to jak czytanie na głos własnej autobiografii. Celebrując to, co i jak przeżyłeś, pokazujesz ludziom, jaki jesteś: „w końcu człowiek zawsze odpowiada własnym życiem na co ważniejsze pytania” (Sándor Márai, Żar).

Zacznę od tego, który nie dojechał, a miał być jubilatem najważniejszym (50 lat kapłaństwa). Niestety, Bogusławowi władze rosyjskie nie przedłużyły wizy i zamiast lecieć na Syberię, musiał szybko spakować swój dobytek do dwóch walizek, lecieć do Kaliningradu i na piechotę wrócić do Polski. Przed odlotem z Moskwy – on, siedemdziesięciosiedmioletni przełożony naszego Regionu, a wcześniej prowincjał Polski Południowej, asystent Generała na Europę Wschodnią i wieloletni superior naszej kurii generalnej – wymył jeszcze okno i podłogę w opuszczanym przez siebie pokoju, „żeby ktoś inny mógł zaraz zamieszkać”. Bo to nieprawda, że nie ma pokornych jezuitów. Najwybitniejsi są najpokorniejsi.

Drugi to Michael – siedemdziesięciopięcioletni Amerykanin. Od młodości chciał pracować w Rosji, ale wtedy nie było to możliwe. Zaraz po święceniach (45 lat temu) zgłosił się więc do pracy w Chile. Po szesnastu latach spędzonych tam – gdy tylko pojawiła się możliwość (1993) – przyleciał do Rosji i pracuje tu nieprzerwanie. W czasie mszy jubileuszowej z taką wdzięcznością i rozrzewnieniem mówił o Panu Jezusie, który z grubo ciosanych kamieni wzniósł gmach Swego Towarzystwa, że słuchając go, owe kamienie były wzruszone nie mniej niż on.

Był też nasz współbrat – biskup. Piszę o nim dopiero na trzecim miejscu, bo wśród jezuitów nie ma precedencji. Jest braterska bezpośredniość, a ta podpowiada, by zachować porządek chronologiczny. Joseph pochodzi z nadwołżańskich Niemców, zesłanych przez Stalina do Kazachstanu. Zabrali ze sobą podręczne tobołki i wiarę, którą ocalili przez wszystkie lata prześladowań. A ona ocaliła ich. Mając siedemdziesiąt lat, mówi, że to właśnie prosta, ufna wiara doprowadziła go do działającego na Litwie tajnego nowicjatu jezuitów, bo zaufał księdzu (nie wiedział, że to tajny biskup), który poradził mu, by przez dziesięć dni modlił się do Ducha Świętego, a On pokaże mu, co ma robić. Gdy przyjął sakrę, został biskupem największej na świecie diecezji: całego terytorium Rosji od Uralu na wschód.

Pochodzący z Białegostoku Krzysztof miał dziesięć lat, gdy usłyszał, jak pracujący w Rosji człowiek opowiadał jego tacie, jak tam jest. Mówił również o zamkniętych i opuszczonych kościołach, w których dzieci grają w piłkę. Na dziesięcioletnim Krzysiu zrobiło to tak ogromne wrażenie, że jeszcze tego samego dnia powiedział Panu Bogu: „Nie czuję chęci bycia księdzem, ale jeśli to mogłoby pomóc, żeby do tamtych kościołów powrócili wierni i żeby dzieci nie grały w nich w piłkę, to jestem gotów”. Pan Bóg wysłuchuje ludzkich modlitw. Dziecięcych też. Przez dwadzieścia pięć lat swego kapłaństwa Krzysztof gorliwością, dobrocią i poświęceniem ożywiał różne opustoszałe kościoły w Kirgizji, Kazachstanie i Rosji.

Janez to Amerykanin słoweńskiego pochodzenia. Jest absolwentem Akademii West Point i kariera wojskowa stała przed nim otworem, ale będąc żołnierzem, nie czuł się spełniony. Szukał czegoś więcej. Zaraz po upadku Związku Sowieckiego przyjechał jako wolontariusz do Magadanu i pomagał w katolickiej parafii. Potem wstąpił do Towarzystwa i został księdzem. Przez wszystkie dwadzieścia lat kapłaństwa pracował w Rosji, dając ćwiczenia duchowne, pracując duszpastersko i… robiąc doskonałe zdjęcia, bo – jak to u Naszych bywa – pod surową wojskową powłoką kryje się wielka wrażliwość.