Mózg nie służy do myślenia - Lisa Feldman-Barrett - ebook

Mózg nie służy do myślenia ebook

Lisa Feldman-Barrett

4,2

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Myślisz, że o mózgu wiesz już wszystko i nic nie może cię zaskoczyć? Wydaje ci się oczywiste, że powstał po to, by zapewnić nam jasność myśli i wyobraźnię? Jeśli tak, to… jesteś w błędzie! Jak przekonuje specjalistka w dziedzinie psychologii i neurobiologii Lisa Feldman Barrett, dopiero porzucenie tego przeświadczenia pozwala zrozumieć, jak mózg działa, a tym samym, kim naprawdę jesteśmy. „Dawno, dawno temu byliśmy sobie małym żołądkiem na patyku unoszącym się w morzu. Krok po kroczku ewoluowaliśmy. Wykształciliśmy układy czuciowe i zrozumieliśmy, że jesteśmy częścią większego świata. Żeby sprawnie się w nim poruszać, rozwinęliśmy inne układy. Pociągnęło to za sobą powstanie trzymającego pieczę nad budżetem ciała mózgu. Nauczyliśmy się żyć w grupach ze wszystkimi innymi małymi mózgami-w-ciałach. Wyszliśmy z wody na ląd. Na przestrzeni ewolucyjnego czasu – dzięki innowacjom wynikającym z prób i błędów, które kosztowały życie bilionów zwierząt – ostatecznie skończyliśmy jako posiadacze ludzkiego mózgu: mózgu, który potrafi robić tak wiele niesamowitych rzeczy, ale jednocześnie głęboko się myli co do siebie samego”. • Co sprawia, że ludzki mózg wyróżnia się na tle innych zadziwiających mózgów królestwa zwierząt? • Jak wiele różnych umysłów może powstać z tej samej struktury mózgowej? • Co dokładnie daje nam moc stwarzania zwyczajów, zasad i cywilizacji? Jeśli chcesz poznać nieoczywiste, a przy tym rzetelne odpowiedzi na te i inne pytania dotyczące mózgu, nie znajdziesz lepszego źródła niż książka napisana przez Barrett. Ta wybitna specjalistka w tematyce mózgowej i bestsellerowa autorka, obdarzona umiejętnością obrazowego ujmowania zagadnień, w krótkich, błyskotliwie napisanych rozdziałach przedstawia najnowsze odkrycia psychologii, antropologii i neuronauk, które zrewolucjonizowały ludzkie pojęcie o tym, co dzieje się wewnątrz naszych czaszek, dowodząc, że nasza „końcówka od myślenia” jest w stanie znacznie więcej niż tylko myśleć!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 163

Oceny
4,2 (70 ocen)
34
22
12
1
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
yuping

Całkiem niezła

trochę się zawiodłam, ale nie dlatego, że książka była nieciekawa, bo była naprawdę wciągająca. po prostu spodziewałam się czegoś innego. książka jest bardziej zbiorem esejów niż pozycją popularnonaukową, zmusza do refleksji
00
MagdalenaLukas

Nie polecam

nie polecam nic z lektury nie wynosłam
00
piotrsze

Dobrze spędzony czas

Bardzo ciekawa książka. Szybko się czyta ale i warto robić przerwy, aby przemyśleć treść.
00
cuniek

Całkiem niezła

Krótka, nawet ciekawa, ale Bryson to to nie jest ;)
00

Popularność




Od autorki

Od autorki

Napi­sa­łam tę książkę, zło­żoną z krót­kich, swo­bod­nych ese­jów, by was zacie­ka­wić i dostar­czyć wam nieco roz­rywki. To nie jest pod­ręcz­nik. W każ­dej lek­cji przed­sta­wiam kilka intry­gu­ją­cych nauko­wych fak­tów na temat mózgu i zasta­na­wiam się, co one mówią o ludz­kiej natu­rze. Naj­le­piej czy­tać je po kolei, ale może­cie też na wyrywki.

Jako wykła­dow­czyni aka­de­micka zwy­kle zamiesz­czam w moich tek­stach mnó­stwo nauko­wych szcze­gó­łów: opi­sów badań i odno­śni­ków do arty­ku­łów. W przy­padku tej nie­for­mal­nej pracy jed­nak całą biblio­gra­fię umie­ści­łam na mojej stro­nie inter­ne­to­wej, seve­nan­da­hal­fles­sons.com.

Na końcu książki znaj­dzie­cie za to przy­pisy, w któ­rych pogłę­biam nie­które z poru­szo­nych tema­tów, uzu­peł­niam je o wybrane naukowe szcze­góły, wyja­śniam, które ich aspekty są wciąż przed­mio­tem dys­ku­sji, i podaję auto­rów pew­nych inte­re­su­ją­cych spo­strze­żeń.

Dla­czego sie­dem i pół, a nie osiem lek­cji? Otwie­ra­jący całość esej opo­wiada o tym, jak mózg ewo­lu­ował, ale jest to jedy­nie szybki rzut oka na nie­sa­mo­wi­cie roz­le­głą histo­rię – stąd pół lek­cji. Poję­cia wpro­wa­dzone w tym roz­dziale są klu­czowe dla reszty książki.

Mam nadzieję, że będzie­cie się dobrze bawić, czy­ta­jąc o tym, co pewna neu­ro­nau­kow­czyni uważa za fascy­nu­jące w waszym mózgu, oraz o tym, jak to się dzieje, że pół­tora kilo bez­kształt­nej masy mię­dzy uszami czyni nas ludźmi. Lek­cje te nie powie­dzą wam, co macie sądzić o natu­rze ludz­kiej, ale zachęcą was do zasta­no­wie­nia się, jakimi ludźmi jeste­ście lub chcie­li­by­ście być.

Pół lek­cji Nasz mózg nie służy do myśle­nia

Pół lek­cji

Nasz mózg nie służy do myśle­nia

Dawno, dawno temu Zie­mią wła­dały bez­mó­zgie stwo­rze­nia – i nie jest to dekla­ra­cja poli­tyczna, lecz bio­lo­giczna.

Jedną z takich istot był lan­cet­nik. Jeśli kie­dy­kol­wiek jakie­goś widzie­li­ście, praw­do­po­dob­nie – dopóki nie zwró­ci­li­ście uwagi na skrze­lo­po­dobne szpary po bokach jego ciała – wzię­li­ście go za jakie­goś małego robaka. Lan­cet­niki zamiesz­ki­wały oce­any około 550 milio­nów lat temu1, wio­dąc pro­sty żywot. Dzięki bar­dzo pro­stemu ukła­dowi rucho­wemu mogły prze­miesz­czać się w wodzie. Ich spo­sób pobie­ra­nia pokarmu także nie był ani tro­chę skom­pli­ko­wany: kła­dły się na dnie oce­anicz­nym jak źdźbła trawy i pochła­niały wszyst­kie maleń­kie orga­ni­zmy, któ­rym zda­rzyło się pod­pły­nąć w oko­lice ich otworu gębo­wego. Nie przej­mo­wały się sma­kiem i zapa­chem, ponie­waż nie miały zmy­słów podob­nych do naszych. Nie sły­szały i nie miały oczu, a jedy­nie kilka komó­rek wykry­wa­ją­cych zmiany w natę­że­niu świa­tła. Ich mizerny układ ner­wowy, zło­żony z nie­wiel­kiego zlepka komó­rek, trudno było nazwać mózgiem2. Można by powie­dzieć, że lan­cet­nik był czymś w rodzaju żołądka na patyku.

Zwie­rzęta te, nasi dalecy kuzyni, wciąż ist­nieją. Kiedy spoj­rzy­cie na współ­cze­śnie żyją­cego lan­cet­nika, ujrzy­cie istotę bar­dzo podobną do waszego pra­daw­nego, maciup­kiego przodka3, prze­mie­rza­ją­cego nie­gdyś te same morza.

Czy potra­fi­cie wyobra­zić sobie nie­wiel­kie, trzy­cen­ty­me­trowe, gli­sto­wate stwo­rze­nie, koły­sane prą­dami pre­hi­sto­rycz­nego oce­anu, i dostrzec w nim począ­tek ewo­lu­cyj­nej podróży ludz­ko­ści? To trudne. Mamy tak wiele ele­men­tów, któ­rych lan­cet­nik nie posia­dał: kil­ka­set kości, całe mnó­stwo narzą­dów wewnętrz­nych, tro­chę koń­czyn, nos, cza­ru­jący uśmiech i – co naj­waż­niej­sze – mózg. Lan­cet­nik nie potrze­bo­wał mózgu. Jego komórki czu­ciowe były połą­czone z komór­kami odpo­wie­dzial­nymi za ruch: wcho­dził w reak­cje ze swoim wod­nym świa­tem bez głęb­szego zasta­na­wia­nia się. My jed­nak jeste­śmy w posia­da­niu zło­żo­nego, potęż­nego mózgu, zdol­nego do zro­dze­nia tak róż­no­rod­nych zja­wisk men­tal­nych jak myśli, emo­cje, wspo­mnie­nia i marze­nia – sfery życia wewnętrz­nego, która w tak wiel­kim stop­niu kształ­tuje to, co jest cha­rak­te­ry­styczne i zna­czące dla naszego ist­nie­nia.

Nie wywo­dzimy się bez­po­śred­nio od lan­cet­ni­ków, ale nasz wspólny przo­dek był bar­dzo podobny do współ­cze­śnie wystę­pu­ją­cych przed­sta­wi­cieli tego gatunku

W jakim celu taki mózg jak nasz w ogóle wyewo­lu­ował4? Oczy­wi­stą odpo­wie­dzią wydaje się: do myśle­nia. Czę­sto zakłada się, że był czymś w rodzaju kolej­nego szcze­bla na dra­bi­nie roz­woju, powiedzmy, od niż­szych zwie­rząt do wyż­szych, z tym naj­bar­dziej wyra­fi­no­wa­nym, myślą­cym mózgiem – ludz­kim – na szczy­cie. Koniec koń­ców, myśle­nie to nasza super­moc, prawda?

Cóż, ta oczy­wi­sta odpo­wiedź oka­zuje się nie­praw­dziwa. Pogląd, że mózg wyewo­lu­ował, żeby­śmy myśleli, stał się źró­dłem wielu cał­ko­wi­cie błęd­nych prze­ko­nań na temat ludz­kiej natury. Porzu­ce­nie tego pie­czo­ło­wi­cie pie­lę­gno­wa­nego prze­świad­cze­nia jest pierw­szym kro­kiem do zro­zu­mie­nia, jak nasz mózg fak­tycz­nie działa i co jest jego naj­waż­niej­szym zada­niem – a także, osta­tecz­nie, jakimi isto­tami tak naprawdę jeste­śmy.

500 milio­nów lat temu, pod­czas gdy małe lan­cet­niki i inne stwo­rze­nia spo­koj­nie posi­lały się na dnie oce­anu, Zie­mia weszła w okres, który naukowcy nazy­wają kam­bryj­skim. W tym cza­sie na ewo­lu­cyj­nej sce­nie poja­wiło się coś nowego i istot­nego: polo­wa­nie. W pew­nym momen­cie w jakimś miej­scu jedno zwie­rzę stało się zdolne do wyczu­cia obec­no­ści dru­giego i celowo je pożarło. Samo pochła­nia­nie zda­rzało się już wcze­śniej, ale teraz stało się bar­dziej zamie­rzone. Polo­wa­nie nie wyma­gało mózgu, ale sta­no­wiło duży krok naprzód w kie­runku jego wykształ­ce­nia.

Poja­wie­nie się dra­pież­ni­ków w kam­brze zmie­niło pla­netę w miej­sce pełne rywa­li­za­cji i nie­bez­pie­czeństw. Zarówno polu­jący, jak i ich ofiary roz­wi­jali się tak, by sil­niej odczu­wać ota­cza­jący je świat. Two­rzyli coraz bar­dziej wyszu­kane układy czu­ciowe. Lan­cet­niki potra­fiły odróż­nić świa­tło od ciem­no­ści; nowo powsta­jące gatunki rze­czy­wi­ście widziały. Pod­czas gdy te pierw­sze dys­po­no­wały jedy­nie pro­stym czu­ciem skór­nym, te dru­gie nauczyły się peł­niej odczu­wać ruchy swo­jego ciała w wodzie i posłu­gi­wać się zmy­słem dotyku, który pozwa­lał im wykry­wać obiekty poprzez wibra­cję (rekiny do dzi­siaj wyko­rzy­stują ten rodzaj czu­cia do loka­li­zo­wa­nia zdo­by­czy).

Wraz z poja­wie­niem się bar­dziej wyczu­lo­nych zmy­słów najbar­dziej palą­cym życio­wym dyle­ma­tem stało się pyta­nie: „Czy to coś w oddali nadaje się do jedze­nia, czy też raczej zje mnie?”. Stwo­rze­nia, które lepiej rozu­miały swoje oto­cze­nie, miały więk­szą szansę, by prze­żyć i pro­spe­ro­wać. Lan­cet­nik może i był panem swo­jego śro­do­wi­ska, ale nie wie­dział, że w ogóle ma śro­do­wi­sko. Nowe zwie­rzęta wie­działy.

Szanse tro­pią­cych i tro­pio­nych rosły także dzięki innej nowej zdol­no­ści: bar­dziej wyra­fi­no­wa­nym rodza­jom ruchu. Lan­cet­nik, u któ­rego nerwy odpo­wie­dzialne za czu­cie i ruch były ze sobą sple­cione, poru­szał się w skraj­nie pro­sty spo­sób: gdy tylko stru­mień pokarmu wyda­wał się wysy­chać, wił się w loso­wym kie­runku, by spo­cząć w nowym miej­scu. Każdy maja­czący w oddali cień skła­niał jego ciało do ucieczki. W nowym świe­cie polo­wań jed­nakże zarówno łow­czy, jak i ofiary zaczęli roz­wi­jać spraw­niej­sze sys­temy odpo­wia­da­jące za ruch – układy moto­ryczne – pozwa­la­jące im prze­miesz­czać się z więk­szą pręd­ko­ścią i zręcz­no­ścią. Stwo­rze­nia te potra­fiły w spo­sób odpo­wiedni dla ich śro­do­wi­ska rzu­cić się, skrę­cić i zanur­ko­wać w kie­runku kształ­tów przy­po­mi­na­ją­cych jedze­nie i w odwrotną stronę, gdy obiekt wyglą­dał groź­nie.

Kiedy zwie­rzęta nauczyły się już wyczu­wać coś z daleka i wyko­ny­wać bar­dziej wyra­fi­no­wane ruchy, ewo­lu­cja zaczęła fawo­ry­zo­wać te, które robiły to sku­tecz­niej. Jeśli ruszały w pogoń za posił­kiem, ale robiły to zbyt wolno, coś innego mogło dopaść ofiarę i zjeść ją wcze­śniej. Jeśli wyko­rzy­stały ener­gię, ucho­dząc przed poten­cjal­nym zagro­że­niem, które ni­gdy się nie poja­wiło, tra­ciły zasoby, które mogłyby wyko­rzy­stać póź­niej. Wydaj­ność ener­ge­tyczna oka­zała się klu­czowa dla prze­trwa­nia.

Można o niej myśleć jak o budże­cie. Z finan­so­wego punktu widze­nia budżet pozwala obser­wo­wać na bie­żąco nasze wydatki i przy­chody. Budżet naszego ciała w podobny spo­sób śle­dzi zasoby, które zdo­by­wamy i zuży­wamy, jak woda, sól czy glu­koza. Każda czyn­ność powo­du­jąca ich uszczu­ple­nie (choćby pły­wa­nie czy bie­ga­nie) przy­po­mina wypłatę z konta. Aktyw­no­ści, które pozwa­lają uzu­peł­nić rezerwy (jedze­nie czy spa­nie) są jak wpłaty. To uprosz­cze­nie, ale oddaje klu­czową ideę: utrzy­my­wa­nie ciała wymaga zaso­bów bio­lo­gicz­nych. Każde dzia­ła­nie, które podej­mu­jemy (bądź nie) jest wybo­rem eko­no­micz­nym – nasz mózg zga­duje, kiedy zużyt­ko­wać zapasy, a kiedy lepiej je zaosz­czę­dzić.

Naj­lep­szym spo­so­bem, żeby utrzy­mać budżet w ryzach, jest – jak być może wie­cie z wła­snego doświad­cze­nia – uni­ka­nie nie­spo­dzia­nek: prze­wi­dy­wa­nie zaist­nie­nia finan­so­wych potrzeb, zanim wystą­pią, i upew­nie­nie się, że mamy środki na ich pokry­cie. To samo spraw­dza się w przy­padku budżetu naszego ciała. Małe kam­bryj­skie stwo­rzonka musiały opra­co­wać wydajny ener­ge­tycz­nie spo­sób prze­trwa­nia, kiedy w pobliżu poja­wiał się głodny dra­pież­nik. Czy powinny zacze­kać, aż wyposz­czona bestia wykona pierw­szy ruch, i wtedy zare­ago­wać, zasty­ga­jąc bądź ukry­wa­jąc się? A może lepiej byłoby uprze­dzić atak i zawczasu przy­go­to­wać ciało do ucieczki?

W przy­padku pla­no­wa­nia wydat­ków ciała prze­wi­dy­wa­nie oka­zało się lep­sze niż reago­wa­nie. Zwie­rzę, które było gotowe na ruch, nim jesz­cze łowca ude­rzył, miało więk­szą szansę na doży­cie jutra niż to, które ocze­ki­wało na natar­cie prze­ciw­nika. Istoty, które doko­ny­wały traf­nych prze­wi­dy­wań albo popeł­niały błędy nie­skut­ku­jące śmier­cią i uczyły się na nich, radziły sobie dobrze. Z kolei te czę­sto mylące się w swo­ich domy­słach, prze­ocza­jące zagro­że­nia lub pod­no­szące fał­szywy alarm w obli­czu nie­bez­pie­czeń­stwa, które osta­tecz­nie ni­gdy nie nade­szło, radziły sobie gorzej: w mniej­szym stop­niu pene­tro­wały swoje śro­do­wi­sko, mniej żero­wały i miały mniej­szą szansę na repro­duk­cję.

Mózg pro­wa­dzi budżet naszego ciała, regu­lu­jąc zuży­cie wody, soli, glu­kozy i wielu innych zaso­bów bio­lo­gicz­nych wewnątrz orga­ni­zmu – naukowcy nazy­wają ten pro­ces pla­no­wa­nia wydat­ków allo­stazą

Naukowy ter­min opi­su­jący kon­trolę wydat­ków ciała to „allo­staza” (ang. allo­sta­sis)5. Ozna­cza on auto­ma­tyczne prze­wi­dy­wa­nie potrzeb orga­ni­zmu i przy­go­to­wy­wa­nie się do ich zaspo­ka­ja­nia, jesz­cze zanim fak­tycz­nie się poja­wią. Kiedy zwie­rzęta kam­bryj­skie zdo­by­wały i zuży­wały zasoby, bada­jąc śro­do­wi­sko i poru­sza­jąc się, allo­staza przez więk­szość czasu utrzy­my­wała układy ich ciał w rów­no­wa­dze. Wydatki nie sta­no­wiły pro­blemu, póki stwo­rze­nia były w sta­nie odno­wić wyko­rzy­stane zapasy w odpo­wied­nim cza­sie.

W jaki spo­sób zwie­rzęta mogą prze­wi­dzieć przy­szłe potrzeby swo­jego ciała? Naj­lep­szym źró­dłem infor­ma­cji jest prze­szłość – dzia­ła­nia, jakie podej­mo­wały wcze­śniej w podob­nych oko­licz­no­ściach. Jeśli nie­gdy­siej­sze poczy­na­nia przy­nio­sły im korzy­ści w postaci uda­nej ucieczki czy smacz­nego posiłku, praw­do­po­dob­nie zacho­wają się tak po raz kolejny. Wszyst­kie stwo­rze­nia, w tym ludzie, wyko­rzy­stują prze­szłe doświad­cze­nia, żeby przy­go­to­wać swoje ciała na dzia­ła­nie. Prze­wi­dy­wa­nie jest tak przy­datną umie­jęt­no­ścią, że nawet istoty jed­no­ko­mór­kowe pla­nują swoje czyn­no­ści z wyprze­dze­niem – naukowcy wciąż zacho­dzą w głowę, jak to jest moż­liwe.

Wyobraźmy sobie więc maleń­kie kam­bryj­skie stwo­rze­nie dry­fu­jące z prą­dem. Gdzieś nad sobą wyczuwa obiekt, który może być smacz­nym kąskiem. Co teraz? Może się ruszyć, ale czy powinno? Koniec koń­ców, poru­sza­nie się wymaga zuży­cia ener­gii. Ruch powi­nien się opła­cić, eko­no­micz­nie rzecz ujmu­jąc6. To wła­śnie jest prze­wi­dy­wa­nie na pod­sta­wie doświad­cze­nia, mające przy­go­to­wać ciało do dzia­ła­nia. Żeby było jasne – nie cho­dzi mi o świa­domą, prze­my­ślaną decy­zję po roz­wa­że­niu wszyst­kich za i prze­ciw. Mówię tylko, że we wnę­trzu zwie­rzę­cia musiało zda­rzyć się coś, co pozwo­liło mu zapla­no­wać i wdro­żyć tę, a nie inną sekwen­cję ruchów. To coś odzwier­cie­dla osza­co­wa­nie war­to­ści. Waga każ­dego ruchu jest ści­śle zwią­zana z pla­no­wa­niem wydat­ków ciała przez allo­stazę.

W mię­dzy­cza­sie ciała pra­daw­nych zwie­rząt wciąż ewo­lu­owały: sta­wały się coraz więk­sze i bar­dziej zło­żone. Ozna­czało to, że rów­nież wnę­trza ich orga­ni­zmów robiły się coraz bar­dziej wyra­fi­no­wane7. Lan­cet­nik, mały żołą­dek na patyku, nie musiał kon­tro­lo­wać nie­mal żad­nych ukła­dów ciała. Kilka komó­rek wystar­czało, żeby mógł utrzy­mać się pio­nowo w wodzie i tra­wić poży­wie­nie w pry­mi­tyw­nym jeli­cie. Nowo powstałe zwie­rzęta wykształ­ciły jed­nak zło­żone układy wewnętrzne, takie jak układ krą­że­nia z ser­cem, które pom­puje krew, układ odde­chowy, pozwa­la­jący pobie­rać tlen i pozby­wać się dwu­tlenku węgla, czy ela­styczny układ odpor­no­ściowy zwal­cza­jący infek­cje. Tego rodzaju struk­tury spra­wiły, że bilan­so­wa­nie budżetu ciała stało się znacz­nie więk­szym wyzwa­niem: bar­dziej niż zarzą­dza­nie kon­tem w banku zaczęło przy­po­mi­nać pro­wa­dze­nie działu księ­go­wego spo­rej firmy. Tak zło­żone ciała potrze­bo­wały cze­goś wię­cej niż garstki komó­rek, by upew­nić się, że woda, krew, sól, tlen, glu­koza, kor­ty­zol, hor­mony płciowe i dzie­siątki innych zaso­bów są pod kon­trolą, umoż­li­wia­jąc orga­ni­zmowi sprawne dzia­ła­nie. Potrze­bo­wały cen­trum dowo­dze­nia. Mózgu.

I tak, w miarę jak zwie­rzęta stop­niowo wykształ­cały więk­sze ciała wypo­sa­żone w więk­szą liczbę ukła­dów, które nale­żało utrzy­my­wać, zlepki ich komó­rek zaj­mu­jące się pla­no­wa­niem wydat­ków ciała rów­nież ewo­lu­owały, sta­jąc się w coraz więk­szym stop­niu skom­pli­ko­wa­nymi mózgami. Dziś, kil­ka­set milio­nów lat póź­niej, Zie­mia usłana jest wszel­kiego rodzaju wyra­fi­no­wa­nymi mózgami, w tym naszymi – mózgami, które bie­gle nad­zo­rują pracę ponad sze­ściu­set mię­śni w ruchu, bilan­sują stę­że­nia dzie­siąt­ków roz­ma­itych hor­mo­nów, pom­pują krew w tem­pie 7500 litrów na dobę, regu­lują prze­pływ ener­gii przez miliardy komó­rek mózgo­wych, tra­wią jedze­nie, wyda­lają resztki i wal­czą z cho­ro­bami – bez prze­rwy, przez 72 lata, śred­nio licząc. Budżet naszego ciała jest jak tysiące kont olbrzy­miej, mię­dzy­na­ro­do­wej kor­po­ra­cji, a nasz mózg staje na wyso­ko­ści zada­nia. W dodatku całe to rów­no­wa­że­nie rachun­ków ciała nastę­puje w nie­wy­obra­żal­nie skom­pli­ko­wa­nym świe­cie, sta­jącym się jesz­cze więk­szym wyzwa­niem za sprawą innych mózgów-w-cia­łach, z któ­rymi go dzie­limy.

Powra­ca­jąc więc do pier­wot­nego pyta­nia: W jakim celu taki mózg jak nasz w ogóle wyewo­lu­ował? Nie ma na nie odpo­wie­dzi; dzia­ła­nia ewo­lu­cji nie są celowe, nie ma tu żad­nego „po co”. Możemy jed­nak stwier­dzić, jaka jest naj­waż­niej­sza funk­cja mózgu. Nie jest to racjo­nal­ność. Nie są to emo­cje. Wyobraź­nia, kre­atyw­ność, empa­tia – także nie. Naj­waż­niej­szą funk­cją mózgu jest kon­tro­lo­wa­nie ciała – zarzą­dza­nie allo­stazą – poprzez pro­gno­zo­wa­nie potrzeb ener­ge­tycz­nych, jesz­cze zanim się poja­wią, co umoż­li­wia efek­tywne wyko­ny­wa­nie opła­cal­nych ruchów i prze­trwa­nie. Nasz mózg bez­u­stan­nie lokuje ener­gię w nadziei na dobry zwrot z inwe­sty­cji (w postaci jedze­nia, schro­nie­nia, uczu­cia czy fizycz­nej ochrony), aby­śmy byli w sta­nie spro­stać naj­waż­niej­szemu zada­niu powie­rzo­nemu nam przez naturę: prze­ka­za­niu genów kolej­nym poko­le­niom.

Krótko mówiąc, naj­istot­niej­szą misją naszego mózgu wcale nie jest myśle­nie. Jest nią kie­ro­wa­nie małym, gli­sto­wa­tym ciał­kiem, które stało się bar­dzo, bar­dzo skom­pli­ko­wane.

Oczy­wi­ście nasz mózg myśli, czuje, wyobraża sobie i kreuje setki innych doświad­czeń, umoż­li­wia wam na przy­kład czy­ta­nie tej książki i zro­zu­mie­nie jej tre­ści. Nie­mniej jed­nak wszyst­kie te zdol­no­ści umy­słowe są kon­se­kwen­cją jego głów­nego powo­ła­nia – utrzy­my­wa­nia nas przy życiu i w dobrym sta­nie dzięki pro­wa­dze­niu budżetu ciała. Wszystko, co nasz mózg two­rzy, od wspo­mnień po halu­cy­na­cje, od unie­sie­nia po wstyd, jest czę­ścią tego zada­nia. Cza­sem pla­nuje wydatki w per­spek­ty­wie krót­ko­ter­mi­no­wej, jak wtedy, kiedy ratu­jemy się kawą, żeby pra­co­wać do późna i skoń­czyć pro­jekt, choć wiemy, że poży­czamy ener­gię, którą będziemy musieli jutro oddać. Innym razem z kolei zarzą­dza zaso­bami, się­ga­jąc daleko w przy­szłość, jak wtedy, kiedy latami naby­wamy trud­nych umie­jęt­no­ści, takich jak sto­lar­stwo czy mate­ma­tyka, co wymaga cią­głych inwe­sty­cji, ale osta­tecz­nie pomaga nam prze­żyć i się roz­wi­jać.

Ani ja, ani wy nie odczu­wamy każ­dej naszej myśli, każ­dej fali szczę­ścia, gniewu czy naboż­nego zachwytu, każ­dego przy­tu­le­nia, które otrzy­mu­jemy czy dajemy, każ­dego naszego życz­li­wego gestu i każ­dej obrazy, którą musimy znieść, jako wpłaty na nasze meta­bo­liczne konto czy wypłaty z niego – ale w grun­cie rze­czy tym wła­śnie one są. To wyobra­że­nie jest klu­czowe dla zro­zu­mie­nia, jak działa nasz mózg i, w kon­se­kwen­cji, jak zacho­wać zdro­wie i pro­wa­dzić dłuż­sze, pełne sensu życie.

Ta krótka ewo­lu­cyjna histo­ryjka jest począt­kiem dłuż­szej opo­wie­ści o waszym mózgu i innych mózgach w waszym oto­cze­niu. Następne sie­dem krót­kich lek­cji zabie­rze nas w podróż po nie­zwy­kłych odkry­ciach nauko­wych z psy­cho­lo­gii, antro­po­lo­gii i neu­ro­nauk, które zre­wo­lu­cjo­ni­zo­wały nasze poję­cie o tym, co dzieje się wewnątrz naszych cza­szek. Zoba­czy­cie, co spra­wia, że ludzki mózg wyróż­nia się na tle innych zadzi­wia­ją­cych mózgów z kró­le­stwa zwie­rząt. Dowie­cie się, jak nie­mow­lęce mózgi stop­niowo prze­kształ­cają się w doro­słe. Odkry­je­cie, jak wiele róż­nych typów umy­słów może zro­dzić się z tej samej struk­tury mózgo­wej. Roz­pra­wimy się nawet z kwe­stią doty­czącą rze­czy­wi­sto­ści: Co daje nam moc stwa­rza­nia zwy­cza­jów, zasad i cywi­li­za­cji? Po dro­dze wró­cimy do spraw pla­no­wa­nia wydat­ków ciała i prze­wi­dy­wa­nia oraz ich wio­dą­cej roli w kie­ro­wa­niu naszymi dzia­ła­niami i kształ­to­wa­niu doświad­czeń. Zgłę­bimy także potęgę połą­czeń mię­dzy waszymi mózgami, cia­łami a innymi ludz­kimi mózgami-w-cia­łach. Mam nadzieję, że pod koniec książki będzie­cie rów­nie zachwy­ceni jak ja, że nasza myśląca nasadka jest w sta­nie robić znacz­nie wię­cej, niż myśleć.

Lek­cja pierw­sza Mamy jeden mózg (a nie trzy)

Lek­cja pierw­sza

Mamy jeden mózg (a nie trzy)

Dwa tysiące lat temu w sta­ro­żyt­nej Gre­cji filo­zof zwany Pla­to­nem dono­sił o woj­nie – boju toczo­nym nie mię­dzy mia­stami czy naro­dami, lecz wewnątrz każ­dej ludz­kiej istoty. Nasz ludzki mózg, pisał Pla­ton1, jest polem nie­koń­czą­cej się bitwy mię­dzy trzema siłami pra­gną­cymi prze­jąć kon­trolę nad naszym zacho­wa­niem. Na pierw­szą z nich skła­dają się pod­sta­wowe instynkty prze­trwa­nia, takie jak głód i popęd płciowy. Drugą two­rzą emo­cje: radość, strach i gniew. Instynkty i emo­cje są jak zwie­rzęta, cią­gnące nas w roz­bież­nych, cza­sem nie­roz­waż­nych kie­run­kach. Aby prze­ciw­dzia­łać wywo­ły­wa­nemu przez nie cha­osowi, dys­po­nu­jemy trze­cią wewnętrzną siłą, racjo­nalną myślą, która pozwala nam ujarz­mić obie bestie i pro­wa­dzi nas ku bar­dziej cywi­li­zo­wa­nej, cno­tli­wej ścieżce.

Fascy­nu­jąca powiastka etyczna Pla­tona o kon­flik­cie wewnętrz­nym pozo­staje jedną z naj­uko­chań­szych nar­ra­cji cywi­li­za­cji Zachodu. Któż z nas nie poczuł w sobie ni­gdy sza­mo­ta­niny mię­dzy pra­gnie­niem a roz­sąd­kiem?

Idea mózgu trój­dziel­nego

Być może nie jest więc zasko­cze­niem, że naukowcy wyko­rzy­stali pla­toń­ską bitwę do wyja­śnie­nia, jak ewo­lu­ował ludzki mózg2. Dawno, dawno temu – twier­dzili – były sobie jasz­czurki. 300 milio­nów lat temu ich gadzi mózg wystar­czał do zaspo­ka­ja­nia pod­sta­wo­wych potrzeb: pozwa­lał zdo­by­wać poży­wie­nie, toczyć walki i parzyć się. Mniej wię­cej 100 milio­nów lat póź­niej wyewo­lu­ował w nim nowy frag­ment, który przy­niósł nam emo­cje – byli­śmy wtedy ssa­kami. W końcu wykształ­ciła się racjo­nalna część do zarzą­dza­nia naszymi wewnętrz­nymi zwie­rzę­tami. Sta­li­śmy się ludźmi i żyli­śmy długo i logicz­nie.

Według tej ewo­lu­cyj­nej baśni ludzki mózg osta­tecz­nie skła­dał się z trzech warstw – jed­nej odpo­wie­dzial­nej za prze­ży­cie, jed­nej rzą­dzą­cej uczu­ciami i jed­nej słu­żą­cej do myśle­nia. Struk­turę taką nazwano „trój­dziel­nym mózgiem”. War­stwa poło­żona naj­głę­biej, mózg gadzi, który ponoć odzie­dzi­czy­li­śmy po pra­daw­nych jasz­czu­rach, podobno mie­ści nasze instynkty prze­trwa­nia. Na war­stwę środ­kową, zwaną „ukła­dem lim­bicz­nym”, rze­komo skła­dają się obszary zwią­zane z emo­cjami zosta­wione nam w spadku przez pre­hi­sto­ryczne ssaki. Uni­kal­nym, cha­rak­te­ry­stycz­nym wyłącz­nie dla czło­wieka źró­dłem racjo­nal­nej myśli ma zaś być war­stwa naj­bar­dziej zewnętrzna3, sta­no­wiąca część kory mózgo­wej, znana jako „kora nowa”. Zada­niem jed­nego z jej frag­men­tów, kory przed­czo­ło­wej, jest podobno kon­tro­lo­wa­nie gadziego i emo­cjo­nal­nego mózgu – trzy­ma­nie na wodzy naszego irra­cjo­nal­nego, ani­mal­nego „ja”. Według zwo­len­ni­ków hipo­tezy trój­dziel­nego mózgu bar­dzo roz­bu­do­wana kora przed­czo­łowa czło­wieka jest dowo­dem na jego wybit­nie racjo­nalną naturę.

Być może zwró­ci­li­ście już uwagę, że przy­to­czy­łam dwa różne opisy ewo­lu­cji ludz­kiego mózgu. We wcze­śniej­szej „pół­lek­cji” pisa­łam, że mózgi – wraz z koniecz­no­ścią roz­sąd­nego gospo­da­ro­wa­nia zaso­bami coraz bar­dziej skom­pli­ko­wa­nych ciał – wykształ­cały coraz bar­dziej wyra­fi­no­wane układy czu­ciowe i moto­ryczne. Według histo­rii o trój­dziel­nym mózgu jed­nak narządy te ewo­lu­owały, naby­wa­jąc kolej­nych warstw, które umoż­li­wiały roz­sąd­kowi poko­na­nie naszych zwie­rzę­cych popę­dów i emo­cji. Jak pogo­dzić te dwa poglądy naukowe?

Na szczę­ście wcale nie musimy tego robić, ponie­waż jeden z nich jest błędny. Idea trój­dziel­nego mózgu jest jedną z naj­sze­rzej roz­po­wszech­nio­nych i cie­szą­cych się naj­więk­szym powo­dze­niem pomy­łek w całej histo­rii nauki4. Jako opo­wieść nie­wąt­pli­wie robi wra­że­nie, w dodatku cza­sami pokrywa się z naszymi doświad­cze­niami z życia codzien­nego. Kiedy na przy­kład nasze kubki sma­kowe są wodzone na poku­sze­nie sma­ko­wi­tym kawał­kiem aksa­mit­nie cze­ko­la­do­wego cia­sta, ale mimo wszystko go sobie odma­wiamy, bo – bądźmy szcze­rzy – przed chwilą skoń­czy­li­śmy śnia­da­nie, łatwo jest wyobra­zić sobie, że to nasza impul­sywna jasz­czu­rza natura i emo­cjo­nal­nie reagu­jący układ lim­biczny popy­chały nas w stronę cia­sta, a racjo­nalna kora nowa zmu­siła je do ule­gło­ści.

Ale ludzki umysł wcale nie działa w ten spo­sób. Za nie­od­po­wied­nimi zacho­wa­niami nie stoją pra­stare, nie­po­skro­mione wewnętrzne bestie. Wła­ściwe dzia­ła­nie nie jest owo­cem roz­sądku. A roz­są­dek i emo­cje nie są w sta­nie wojny… Tak naprawdę nie rezy­dują nawet w osob­nych czę­ściach mózgu.

Trzy­war­stwowa budowa mózgu była pro­po­zy­cją latami wysu­waną przez nie­któ­rych naukow­ców i sfor­ma­li­zo­waną w poło­wie XX wieku przez leka­rza Paula Mac­Le­ana. Wyobra­żał on sobie mózg jako odzwier­cie­dle­nie pla­toń­skiej bitwy i potwier­dził swoją hipo­tezę za pomocą naj­lep­szej dostęp­nej ówcze­śnie metody: oglę­dzin. Przy­pa­try­wał się przez mikro­skop frag­men­tom mózgów wielu róż­nych mar­twych jasz­czu­rek i ssa­ków, w tym ludzi, i iden­ty­fi­ko­wał podo­bień­stwa i róż­nice mię­dzy nimi jedy­nie za pomocą wzroku. Zauwa­żył na przy­kład, że ludz­kie mózgi mają wiele nowych czę­ści, nie­obec­nych u innych ssa­ków, które nazwał korą nową. Na tej samej zasa­dzie wyróż­nił obszary ist­nie­jące u ssa­ków, któ­rych bra­ko­wało jasz­czur­kom – układ lim­biczny. I voilà, naro­dziła się opo­wieść o pocho­dze­niu czło­wieka.

Histo­ria Mac­Le­ana o trój­dziel­nym mózgu spo­tkała się z apro­batą i zyskała wielu zwo­len­ni­ków wśród przed­sta­wi­cieli spo­łecz­no­ści nauko­wej. Jego teo­ria była pro­sta, ele­gancka i wyda­wała się zgodna z poglą­dami Dar­wina na ewo­lu­cję ludz­kiego pozna­nia. W dziele O pocho­dze­niu czło­wieka Dar­win wyka­zy­wał, że ludzki umysł ewo­lu­ował rów­no­le­gle z cia­łem, a zatem każdy z nas kryje w sobie pra­dawne bestie, które poskra­miamy za pomocą racjo­nal­nej myśli.

Szer­sza publicz­ność zapo­znała się z ideą trój­dziel­nego mózgu dzięki opu­bli­ko­wa­nej w 1977 roku książce astro­noma Carla Sagana Raj­skie smoki, za którą dostał on Nagrodę Pulit­zera. Dziś ter­miny takie jak „gadzi mózg” czy „układ lim­biczny” w naj­lep­sze sze­rzą się w lite­ra­tu­rze popu­lar­no­nau­ko­wej i arty­ku­łach publi­ko­wa­nych na łamach roz­ma­itych gazet i cza­so­pism. W cza­sie, kiedy pra­co­wa­łam nad niniej­szym roz­dzia­łem, w super­mar­ke­cie pod domem natknę­łam się na spe­cjalne wyda­nie „Harvard Busi­ness Review”, w któ­rym wyja­śniano, jak „pobu­dzić gadzi mózg klien­tów, żeby dopro­wa­dzić do sprze­daży”. Tuż obok leżał numer maga­zynu „Natio­nal Geo­gra­phic” wymie­nia­jący obszary mózgu rze­komo wcho­dzące w skład „mózgu emo­cjo­nal­nego”.

Mniej mówi się o tym, że w momen­cie wyda­nia Raj­skich smo­ków spe­cja­li­ści zaj­mu­jący się ewo­lu­cją mózgu dys­po­no­wali już moc­nymi dowo­dami na to, że teza o jego trój­dziel­no­ści jest błędna: dowo­dami, któ­rych nie dało się zoba­czyć gołym okiem, kry­ją­cymi się w budo­wie mole­ku­lar­nej komó­rek mózgu zwa­nych neu­ro­nami. Do lat 90. ubie­głego wieku bada­cze cał­ko­wi­cie odrzu­cili już hipo­tezę o trzy­war­stwo­wym mózgu – w kon­fron­ta­cji z wyni­kami ana­lizy neu­ro­nów za pomocą bar­dziej wyra­fi­no­wa­nych narzę­dzi po pro­stu nie mogła się ona utrzy­mać.

W cza­sach Mac­Le­ana naukowcy porów­ny­wali mózgi zwie­rząt w taki spo­sób, że naj­pierw cięli je na cien­kie jak papier pla­sterki przy­po­mi­na­jące luk­su­sową wędlinę, potem je bar­wili, a następ­nie zer­kali na te kolo­rowe talarki pod mikro­sko­pem. Współ­cze­śni bada­cze ewo­lu­cji mózgu na­dal to robią, ale korzy­stają także z now­szych instru­men­tów, które pozwa­lają im zaj­rzeć do wnę­trza neu­ro­nów i przy­pa­trzeć się zlo­ka­li­zo­wa­nym w nich genom. Odkryli dzięki temu, że neu­rony dwóch gatun­ków zwie­rząt mogą się od sie­bie bar­dzo róż­nić z wyglądu, ale wciąż zawie­rać te same geny, co wska­zuje na to samo ewo­lu­cyjne pocho­dze­nie. Jeśli na przy­kład natkniemy się na te same geny w pew­nych neu­ro­nach czło­wieka i szczura, przy­pusz­czalne podobne neu­rony z tymi genami były obecne rów­nież u naszego ostat­niego wspól­nego przodka5.

Korzy­sta­jąc z tych metod, naukowcy prze­ko­nali się, że ewo­lu­cja mózgu nie przy­po­mina for­mo­wa­nia się skał osa­do­wych: nie dodaje ana­to­mii tego narządu nowych warstw. Nie­mniej jed­nak nasz mózg różni się od mózgu szczura: skąd więc – jeśli nie za sprawą doda­wa­nia nowych warstw – wzięła się ta róż­nica?

Oka­zuje się, że w miarę jak mózgi rosną w pro­ce­sie ewo­lu­cji, ich struk­tura ulega reor­ga­ni­za­cji6.

Wytłu­ma­czę to na przy­kła­dzie. Nasz mózg ma cztery grupy neu­ro­nów – zwa­nych obsza­rami mózgu – które pozwa­lają nam wyczu­wać ruchy ciała i odpo­wia­dają za zmysł dotyku. Wszyst­kie razem two­rzą tak zwaną pierw­szo­rzę­dową korę czu­ciową. U szczu­rów jed­nak na pierw­szo­rzę­dową korę czu­ciową wyko­nu­jącą te same zada­nia składa się tylko jeden obszar mózgu. Gdy­by­śmy po pro­stu porów­nali ludz­kie i szczu­rze mózgi na oko, jak Mac­Lean, mogli­by­śmy dojść do wnio­sku, że szczu­rom bra­kuje trzech rejo­nów soma­to­sen­so­rycz­nych obec­nych u czło­wieka. To z kolei mogłoby pro­wa­dzić do kon­klu­zji, że te trzy struk­tury są nowym ewo­lu­cyj­nym nabyt­kiem i muszą słu­żyć do wypeł­nia­nia cha­rak­te­ry­stycz­nych tylko dla czło­wieka funk­cji.

Oka­zało się jed­nak, że wiele genów wystę­pu­ją­cych w każ­dym z naszych czte­rech obsza­rów czu­cio­wych można zna­leźć w poje­dyn­czym obsza­rze szczu­rzym. Ta naukowa cie­ka­wostka mówi nam coś o ewo­lu­cji: mia­no­wi­cie mózg ostat­niego wspól­nego przodka ludzi i gry­zoni, żyją­cego około 66 milio­nów lat temu, przy­pusz­czal­nie miał jeden obszar czu­ciowy odpo­wie­dzialny za te same zada­nia, które dziś wyko­nu­jemy za pomocą czte­rech róż­nych struk­tur. Gdy nasi ante­naci wykształ­cali więk­sze mózgi i ciała, ten poje­dyn­czy rejon naj­praw­do­po­dob­niej rów­nież się roz­rósł i podzie­lił, by lepiej wypeł­niać swoje obo­wiązki. Tego typu prze­ta­so­wa­nia obsza­rów mózgu – dzie­le­nie się i ponowne łącze­nie7 – umoż­li­wiają stwo­rze­nie bar­dziej zło­żo­nych struk­tur, które są w sta­nie zarzą­dzać więk­szym i bar­dziej skom­pli­ko­wa­nym cia­łem.

Porów­ny­wa­nie mózgów róż­nych gatun­ków może oka­zać się pełne puła­pek, bo ścieżki, któ­rymi podąża ewo­lu­cja, są kręte i nie­prze­wi­dy­walne. Nie wszystko jest takie, jakie się wydaje na pierw­szy rzut oka. Frag­menty, które oce­niane gołym okiem cał­kiem się od sie­bie róż­nią, mog być podobne gene­tycz­nie, a ele­menty odmienne pod wzglę­dem gene­tycz­nym mogą na oko wyglą­dać bar­dzo podob­nie. W dodatku nawet jeśli w mózgach dwóch róż­nych zwie­rząt odnaj­dziemy te same geny, wcale nie muszą one speł­niać tych samych funk­cji.

Dzięki naj­now­szym bada­niom z zakresu gene­tyki mole­ku­lar­nej wiemy już, że gady i ssaki mają te same typy neu­ro­nów co ludzie8 – rów­nież te, które two­rzą osła­wioną korę nową. Ewo­lu­cja nie dodała do gadziego mózgu nowych czę­ści odpo­wie­dzial­nych za emo­cje i roz­są­dek, żeby stwo­rzyć mózg ludzki. Stało się coś znacz­nie bar­dziej inte­re­su­ją­cego.

Oglą­dane gołym okiem mózgi róż­nych zwie­rząt bar­dzo się od sie­bie róż­nią

Nie­dawno naukowcy odkryli, że mózgi wszyst­kich ssa­ków są zbu­do­wane według tego samego planu9 – w dodatku mózgi gadów i innych krę­gow­ców też się na nim wzo­rują. Wielu ludzi, w tym wielu neu­ro­nau­kow­ców, nie wie o tych pra­cach, a ci, któ­rzy wie­dzą, dopiero zaczy­nają liczyć się z ich kon­se­kwen­cjami.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki