9,99 zł
Zajęty wyłącznie pracą milioner Alessandro Falcone przyjeżdża do Szkocji, by zabrać swojego ojca do Londynu. Tam będzie mógł mu zapewnić lepszą opiekę. Jednak ojciec nie chce słyszeć o wyjeździe. Laura Reid, przyjaciółka rodziny, uświadamia Alessandrowi, że nie zna wielu faktów z życia ojca. Zaintrygowany Alessandro postanawia więc zostać dłużej, by się o tym przekonać…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 140
Tłumaczenie:
– Co ty tutaj robisz? – Roberto Falcone spojrzał na swojego syna, stając w drzwiach niczym ochroniarz blokujący wejście do klubu. – Przecież ci mówiłem, żebyś się nie fatygował.
Alessandro poczuł się tak samo jak zawsze w tych nielicznych chwilach, kiedy spotykał się z ojcem w jego firmie. Wtedy jednak wymieniali uprzejmości, których zabrakło tym razem. Zrozumiał, że czeka go ciężki weekend. Musieli przetrwać go razem. Nie było innego wyjścia.
– Wpuścisz mnie czy będziemy rozmawiać na progu? Jeśli mam tkwić na dworze, przyniosę sobie płaszcz z samochodu. Nie chciałbym zamarznąć.
– Nie da się zamarznąć przy tej temperaturze.
Alessandro nie zamierzał się sprzeczać. Chociaż Roberto Falcone miał osiemdziesiątkę na karku, nie dało się go nazwać pokornym staruszkiem. Nigdy niczego nie oddawał bez walki. Musiał mieć ostatnie słowo w każdej sprawie, nawet tak błahej jak pogoda. Dorastał w Szkocji, gdzie śnieżyce nie należały do rzadkości, i dlatego uważał, że mężczyzna może brnąć w zaspach śnieżnych półnagi i bosy. A swojego syna miał za mięczaka, zmuszonego podkręcać ogrzewanie za każdym razem, kiedy słońce skryje się za chmurami. Właśnie z tego powodu Alessandro ograniczał wizyty u niego do minimum.
– Tak czy inaczej, pójdę po płaszcz.
– Daruj sobie. Skoro już przyleciałeś, nie mam wyboru i muszę cię wpuścić. Jeśli jednak myślisz, że przekonasz mnie do powrotu do Londynu, lepiej od razu daj sobie spokój. Nie zamierzam stąd wyjeżdżać – powiedział z naciskiem starszy mężczyzna.
– Porozmawiamy w środku. A tak w ogóle, dlaczego sam otwierasz drzwi? Gdzie się podziewa Fergus?
– Każdy ma prawo do wolnego weekendu.
– Pół roku temu miałeś wylew i złamałeś biodro. Nie możesz być sam.
Chociaż ojciec się skrzywił, Alessandro nie zamierzał ustąpić. Musiał zadbać o jego zdrowie i właśnie dlatego zamierzał zabrać go do Londynu. Roberto nie mógł mieszkać całkiem sam w tej ogromnej rezydencji, nawet jeśli nadal było go stać na opłacanie całej armii pracowników, którzy zajmowali się nie tylko domem, ale także ogromnym terenem, na którym go wzniesiono. Nie pozwalał na to jego stan zdrowia, nawet jeśli starszy mężczyzna nie chciał się do tego przyznać.
– Pójdę po torbę i zaraz dołączę do ciebie w salonie. Mam nadzieję, że nie dałeś wolnego całemu personelowi? Płacisz im tyle, że powinni być gotowi na każde twoje skinienie.
– Możesz się rządzić w swojej londyńskiej posiadłości – skwitował Roberto. – Ale to jest mój dom i ja tutaj o wszystkim decyduję.
– Posłuchaj, nie zamierzam marnować weekendu na słowne potyczki – zirytował się Alessandro, po czym westchnął ciężko, przyglądając się ojcu. Mimo słusznego wieku nadal prezentował się imponująco. Mierzył sto osiemdziesiąt centymetrów i był niewiele niższy od syna. Jego siwe włosy pięknie podkreślały ciemne oczy. Jedyną oznaką słabego zdrowia była laska, na której się wspierał.
– Freya została w domu. Jedzenie czeka w kuchni, gdzie znajdziesz także mnie. Gdybyś uprzedził o swoim przyjeździe, poprosiłbym ją, żeby przygotowała coś bardziej wykwintnego. Skoro jednak pojawiasz się bez zapowiedzi, musisz się zadowolić tym, co jest.
– Przecież wiedziałeś, że przyjadę – zauważył Alessandro, panując nad głosem. Nagły podmuch wiatru odgarnął kilka kosmyków z jego twarzy. – Wysłałem ci mejl.
– W takim razie musiałem o tym zapomnieć.
Zaciskając zęby, Alessandro patrzył, jak ojciec odwraca się do niego plecami i odchodzi. Wiedział, że przeprowadzka ojca do Londynu będzie ogromnym wyzwaniem dla nich obu. Niewiele ich łączyło. Nie mieli nawet wspólnych tematów do rozmowy. Tak czy inaczej, los zadecydował za nich.
Byli zdani na siebie. Nie mieli bowiem innych krewnych. Alessandro był jedynym dzieckiem Roberta Falcone, który jednak nigdy nie poświęcał mu wiele uwagi. Jako siedmioletni chłopiec został posłany do szkoły z internatem, a podczas krótkich pobytów w domu mógł liczyć na zainteresowanie głównie ze strony opiekunek i innych pracowników posiadłości. Tak naprawdę ojca widywał jedynie na kolacjach, podczas których zajmowali miejsca po przeciwległych stronach bardzo długiego stołu.
Kiedy Alessandro dorósł, zrezygnował z prób przypodobania się ojcu na każdym kroku. Przestał się także zastanawiać, dlaczego ojciec traktował go chłodno i czy to mogłoby się zmienić, gdyby tamten ożenił się ponownie po śmierci Muriel Falcone. Co więcej, zaczął głośno wypowiadać własne zdanie, którego później zaciekle bronił.
I także tym razem nie zamierzał ustępować. Przerzucił torbę przez ramię i zatrzasnął bagażnik czarnego SUV-a, rozmyślając o tym, że będzie musiał znaleźć ojcu jakieś zajęcie, które pozwoli mu zapomnieć o szkockiej posiadłości i przywyknąć do nowego mieszkania, które dla niego kupił.
Kiedy przekraczał próg Standeth House, uznał, że niewiele się tutaj zmieniło. W całej rezydencji nadal panowała chłodna, nieprzyjazna atmosfera. Mimo to doceniał jej architektoniczny kunszt. Jego ojciec nigdy nie szczędził pieniędzy na niezbędne naprawy i renowację budynku. Mógł sobie na to pozwolić, ponieważ nie tylko pochodził z zamożnej rodziny, ale także odnosił sukcesy w życiu zawodowym.
Alessandro znalazł go w kuchni.
– Mówiłeś, że Freya zajmie się przygotowaniem posiłku – mruknął, rozglądając się po pustym pomieszczeniu.
Roberto zerknął na syna spod siwych, krzaczastych brwi.
– Wyszła o czwartej, ale zostawiła jedzenie na kuchence. Wszystko jest ciepłe. – Nałożył sobie na talerz sporą porcję łososia z ziemniakami, po czym dodał: – Jej pies zachorował i musiała go zabrać do weterynarza. No cóż… takie życie. I zanim zaczniesz przekonywać mnie do wyjazdu do Londynu, zjedzmy w spokoju i porozmawiajmy o czymś innym. Nie widzieliśmy się od kilku miesięcy. Na pewno w twoim życiu wydarzyło się coś w tym czasie.
– W pracy wszystko układa się dobrze – odparł Alessandro, podejrzliwie przyglądając się rybie. Freya, która gotowała dla jego ojca od ponad piętnastu lat, nie mogła się pochwalić talentem kulinarnym, a jej potrawom często brakowało smaku. – Kupiłem nieduże wydawnictwo i trzy hotele w Stanach Zjednoczonych. Przyznaję, że to miła odmiana po branży telekomunikacyjnej i komputerowej.
Mimo że pochodził z bardzo bogatej rodziny, uczył się w najdroższych szkołach i dostawał kieszonkowe przewyższające niejedną pensję, Alessandro nie uszczknął nic z rodzinnej fortuny, kiedy wszedł w dorosłe życie. Doskonale zdawał sobie bowiem sprawę, że w sprawach zawodowych nie może liczyć na wsparcie surowego ojca.
Roberto nigdy nie zaproponował mu posady w swoim imperium. W efekcie wszystko, co osiągnął, zawdzięczał wyłącznie sobie. Po studiach, które ukończył z najlepszym wynikiem na roku, zaczął tworzyć własną firmę i odniósł sukces.
– Ciągle spotykasz się z tą głupią gęsią, którą ostatnio tutaj przywiozłeś? Zachowywała się tak, jakby nigdy wcześniej nie widziała błota. Nie chciała nawet spacerować po ogrodzie z obawy, że jej niebotyczne obcasy ugrzęzną w mokrej po deszczu ziemi. – Starszy mężczyzna zarechotał.
– Nazywała się Sophia – syknął Alessandro. Chociaż jego ostatnia partnerka rzeczywiście nie grzeszyła inteligencją, nie lubił, kiedy ojciec go krytykował.
Musiał jednak przyznać, że w kobietach nie interesowało go nic prócz ładnej buzi i długich nóg. Nie zamierzał wiązać się na dłużej ani tym bardziej zakładać rodziny. Dlatego też przelotne znajomości z niezbyt mądrymi pięknościami w zupełności go satysfakcjonowały.
– Właśnie, Sophia… Naprawdę ładniutka z tą burzą loków i zadartym noskiem. Nie było jednak sensu zaczynać z nią rozmowy na jakikolwiek temat. Przypuszczam, że tobie to nie przeszkadzało. Dlaczego jej z tobą nie ma?
– Rozstaliśmy się.
– Oczywiście – mruknął Roberto, odsuwając na bok pusty talerz. – W dużych miastach, takich jak Londyn, aż się roi od ludzi ostrzących sobie pazury na cudze pieniądze. Między innymi dlatego nie zamierzam się tam przeprowadzać. Lepiej więc wynajmij to mieszkanie, które dla mnie kupiłeś.
– W Londynie mieszkają najróżniejsi ludzie – odparł Alessandro, zastanawiając się, czy jego ojciec ma przyjaciół. Przez lata poznał ledwie kilka osób, z którymi Roberto utrzymywał stosunki towarzyskie. Ostatnio jednak w ogóle nie wychodził z domu i nie widywał się z nikim poza pracownikami dbającymi o jego posiadłość. – Większość z nich ma więcej do powiedzenia niż to, jak zmieniła się pogoda i jakie są nowe sposoby połowu łososia. A tak na marginesie, Freya nie poczyniła postępów w sztuce kulinarnej…
– Prostemu człowiekowi wystarczy proste jedzenie – stwierdził oschle Roberto. – Gdybym chciał skosztować wykwintnej kuchni, zatrudniłbym jednego z tych sławnych kucharzy z telewizji, używając przypraw, o których nikt nigdy nie słyszał.
Alessandro uśmiechnął się z przekąsem. Szybko jednak uzmysłowił sobie, że odbiegli od głównego tematu rozmowy i spochmurniał.
– Mam jeszcze trochę pracy – oświadczył, spoglądając na zegarek.
– Przecież nikt cię nie zatrzymuje – odparł Roberto, wskazując ręką drzwi.
– Idziesz spać?
– Jeszcze nie. Może wybiorę się na spacer, żeby się nacieszyć otwartą przestrzenią, zanim zamkniesz mnie w ciasnym mieszkaniu w Londynie.
– Freya będzie jutro w pracy? – zapytał spokojnie, ponieważ nie zamierzał dać się sprowokować. – Pytam, bo jeśli nie zamierza się pojawić, zrobię jutro zakupy, żeby niczego nie zabrakło nam przez weekend.
– Sam umiem o siebie zadbać – burknął jego ojciec. – Poza tym jeśli Freya nie będzie mogła jutro przyjść, na pewno przyśle kogoś w zastępstwie. Czasami tak robi.
– Czy ta kobieta jest niepoważna? – Alessandro spiorunował ojca wzrokiem. – Płacisz jej istną fortunę, a ona nie potrafi nawet wywiązać się ze swoich obowiązków?
– To moje pieniądze i ja decyduję o tym, na co je wydaję! I jeśli zapragnę zapłacić jakiejś kobiecie, żeby co weekend przychodziła tutaj tańczyć na stole, to nic ci do tego!
Alessandro westchnął zrezygnowany.
– Jak sobie chcesz. Zostawiam naczynia w zlewie dla tej osoby, która przyjdzie jutro do pomocy. Idę popracować. Mogę skorzystać z twojego gabinetu?
– Jest twój – odparł Roberto, nie zaszczycając syna choćby jednym spojrzeniem.
Laura Reid wsiadła na rower i pospiesznie ruszyła spod domu, w którym mieszkała razem z babcią. Była już czterdzieści pięć minut spóźniona. Życie w tym miejscu toczyło się całkiem innym rytmem, niż była przyzwyczajona. I chociaż od jej przeprowadzki minęło już półtora roku, nadal nie mogła przywyknąć.
Chwilowo miała dom tylko dla siebie, ponieważ babcia wyjechała do swojej siostry w Glasgow. Regularnie odwiedzali ją przyjaciele, którzy najwyraźniej sądzili, że nie potrafi sama o siebie zadbać. Kiedy jej nie nachodzili, wciąż wydzwaniali. Pytali, czy dobrze się odżywia albo czy pamięta, że zmieniono porę wywożenia śmieci. Upewniali się, że ma suche drewno do palenia w kominku i że na noc zamyka drzwi na klucz. Traktowali ją jak małą dziewczynkę.
Jako młoda dziewczyna wyjechała stąd do Londynu, gdzie została asystentką dyrektora jednej z wiodących firm telekomunikacyjnych. Praca w prężnie rozwijającej się firmie sprawiała jej wiele przyjemności i dawała poczucie satysfakcji. Poza tym poznawała zalety życia w dużym mieście. Poznała nowych znajomych i nie żałowała decyzji o wyprowadzce z rodzinnej miejscowości.
Po dwóch latach poznała cudownego mężczyznę, który wydawał jej się tak innych od wszystkich, z którymi wcześniej miała do czynienia. Zakochała się w nim bez pamięci. Problem polegał na tym, że należał do kadry kierowniczej firmy. Niedawno przyjechał z Nowego Jorku i traf chciał, że zwrócił uwagę właśnie na nią.
Był przystojnym trzydziestoczteroletnim blondynem z dołeczkami w policzkach, które tak się jej podobały. Oczarował Laurę tak bardzo, że nie dostrzegła żadnych znaków ostrzegawczych. Nie miała mu za złe, że nie spędzali razem weekendów. Rozumiała, że musiał odwiedzać swojego schorowanego ojca gdzieś w New Forest. Nie protestowała także wtedy, kiedy poprosił, żeby do niego nie dzwoniła.
– Nigdy nie ma właściwej pory na telefon – żartował często. – Mogę robić zakupy, kiedy do mnie zadzwonisz, nieść siatki, udzielać komuś pierwszej pomocy w metrze albo brać prysznic. Pozwól więc, że to ja będę dzwonił do ciebie.
Spotykali się przez okrągły rok, aż pewnego dnia spotkała go na ulicy. Spacerował w towarzystwie blondynki, która prowadziła wózek z uśmiechniętym maluchem. Wtedy zrozumiała, że dała się oszukać. Zakochała się w żonatym mężczyźnie.
Czym prędzej złożyła wypowiedzenie w firmie i wyjechała z Londynu, przekonana, że postępuje słusznie. Chociaż posada asystentki dyrektora wiązała się z wysoką pensją, to praca nauczycielki, którą podjęła w rodzinnej miejscowości, dawała jej dużo większą satysfakcję. Poza tym dostała nauczkę i obiecała sobie, że nigdy więcej nie będzie się interesowała mężczyznami spoza swojej ligi.
W ten pochmurny sobotni poranek chłodny wiatr smagał jej twarz i targał ubranie, jakby chciał zerwać z niej kurtkę przeciwdeszczową. Zerknęła przez ramię na znikające w oddali miasteczko, zanim ponownie skupiła uwagę na drodze. Przed nią rozpościerał się typowy wiejski krajobraz. Na całym świecie nie było kraju piękniejszego od Szkocji ani takiego miejsca, w którym mogłaby się rozkoszować ciszą i bogactwem przyrody. Zamieszkała w tej okolicy zaraz po śmierci rodziców, kiedy miała siedem lat, i bardzo szybko pokochała ją całym sercem.
Wjechała na szczyt wzniesienia i przystanęła na moment, żeby się rozejrzeć. Widok pól i sadów napawał ją spokojem. W oddali majaczył wjazd do posiadłości Roberta. Niespiesznie skierowała się na podjazd prowadzący pod same drzwi rezydencji.
Zdziwiła się na widok SUV-a zaparkowanego nieopodal wejścia. Wpatrując się w samochód, zsiadła z roweru. Roberto rzadko miewał gości. Oczywiście spotykał się ze swoimi przyjaciółmi z miasteczka. Bardzo lubił między innymi jej babcię, z którą łączyły go bliskie stosunki. Pojawiał się także na imprezach organizowanych dla seniorów. Ale to czarne auto na pewno nie należało do żadnego z mieszkańców pobliskiej miejscowości.
Nagle dotarło do niej, kim mógł być jego właściciel. Chociaż nigdy nie poznała syna Roberta, miała o nim nie najlepsze zdanie. Z bijącym sercem oparła rower o ścianę budynku, po czym nacisnęła dzwonek.
Alessandro zaklął pod nosem, kiedy usłyszał ciche brzęczenie. Siedział w gabinecie ojca, gdzie próbował pracować od śniadania. Jak dotąd w domu nie pojawili się żadni pracownicy Roberta, więc wszystko musiał robić sam.
Energicznym krokiem ruszył do drzwi frontowych. Jednak kiedy otworzył je na oścież, całkiem osłupiał. Na dworze stała drobna dziewczyna przypominająca kupkę nieszczęścia. Miała najbardziej zielone oczy, jakie w życiu widział.
– Najwyższa pora.
– Słucham? – zapytała zdumiona Laura, która spodziewała się ujrzeć Roberta, a nie tego niezwykle przystojnego mężczyznę w sile wieku.
Zupełnie inaczej wyobrażała sobie tego człowieka. Z opowieści Roberta wywnioskowała, że to niski, napuszony brzydal, który nigdy w życiu nie wyściubił nosa z Londynu. Tymczasem stał przed nią sam Adonis. Nigdy wcześniej nie widziała tak pięknego mężczyzny. Chociaż był ubrany w zwykłą czarną koszulkę i czarne dżinsy, prezentował się oszałamiająco.
– Napatrzyłaś się już? – rzucił lodowatym głosem, zawstydzając Laurę. – Jeśli tak, to może wejdziesz do środka i zabierzesz się do pracy, za którą ci płacą.
– Słucham? – powtórzyła młoda kobieta, mrugając powiekami.
Alessandro nie zamierzał jednak udzielać żadnych wyjaśnień. Odwrócił się tylko i ruszył przodem, a ona podreptała za nim. Wpatrywała się w jego plecy, czując narastającą wściekłość.
– Co się tutaj dzieje? – zapytała po chwili.
– Co się tutaj dzieje? – odparł mężczyzna, spoglądając na nią. – Trzeba posprzątać w kuchni. To chyba należy do twoich obowiązków? Ale popraw mnie, jeśli się mylę. Rozumiem, że Freya musiała się zaopiekować chorym psem, ale to, że przysłała zastępstwo dopiero dzisiaj o dziesiątej, jest naprawdę karygodne!
Spokojna z natury Laura zagotowała się z gniewu. Krzyżując ręce na piersi, spiorunowała swojego rozmówcę wzrokiem.
– Skoro kuchnia wymaga posprzątania, to czemu sam się tym nie zająłeś?
– Udam, że tego nie słyszałem.
– Gdzie Roberto?
– Po co ci Roberto? Żeby opowiedzieć mu łzawą historyjkę o kuzynie psa, który zachorował, bo deszcz padał na niego pod złym kątem? Wolne żarty! Powinnaś była zacząć pracę o ósmej. Spóźniłaś się dwie godziny. Nie jestem taki miękki jak mój ojciec i na pewno nie puszczę tego płazem.
– Czy to groźba?
– Raczej oświadczenie. Bądź szczęśliwa, że nie wyrzuciłem cię za drzwi.
– Dość tego! Chcę się widzieć z Robertem!
Alessandro przyjrzał jej się, mrużąc oczy. Nie przypominał sobie, żeby Freya kiedykolwiek zwracała się do jego ojca po imieniu, tak jak to robiła ta dziewczyna. Okrążył ją wolno, niczym drapieżnik swoją ofiarę, po czym ponownie stanął przed nią.
– Interesujące – mruknął.
– Co takiego? – Laura zrobiła krok w tył, ponieważ czuła się nieswojo, stojąc tuż obok tego nieziemsko seksownego mężczyzny.
– To interesujące, że mój ojciec zatrudnił kogoś, kto zwraca się do niego po imieniu.
– Chyba nie nadążam…
– Młoda, atrakcyjna dziewczyna pracująca dla starszego, bogatego mężczyzny… Jestem całkiem niezły w dodawaniu, a to, co wychodzi z tego równania, wcale mi się nie podoba.
Laura zbladła.
– Czy ty sugerujesz…?
– Na litość boską, mogłabyś być jego wnuczką! Ile ty masz lat? Dwadzieścia dwa? Dobrze, że pojawiłem się w porę i zobaczyłem, co się tutaj dzieje.
– Po pierwsze mam dwadzieścia sześć lat – uściśliła dziewczyna. – A po drugie nie pracuję tutaj jako sprzątaczka.
– Czyżby? – Alessandro ściągnął brwi. Bez względu na to, kim była ta kobieta, musiał przyznać, że jego ojciec miał niezły gust. Chociaż nie przypominała modelek, z którymi czasem się umawiał, nie wyrzuciłby jej z łóżka w zimną, deszczową noc.
Powiódł spojrzeniem po jej urodziwej twarzy. Poza niezwykle zielonymi oczami, miała jedwabiście gładką cerę, zgrabny nos i zmysłowe usta. Nic dziwnego, że zdołała zauroczyć jego ojca i wkraść się w jego łaski.
– Może wyjaśnisz mi w takim razie, co cię łączy z moim ojcem – poprosił, świdrując ją wzrokiem.
– Nazywam się Laura i przyjaźnię się z Robertem. Wiedziałbyś o tym, gdybyś zrobił, o co prosiłam, i poszedł po niego.
– W porządku, zaraz po niego pójdę – odparł Alessandro stanowczym głosem. – Ale najpierw utniemy sobie pogawędkę. Może więc zajmiesz miejsce przy stole, Lauro, i opowiesz mi o sobie coś więcej. Chciałbym cię lepiej poznać.
Uśmiechnął się do niej seksownie, potęgując jej złość i zakłopotanie.
– Dobrze. – Ona także miała mu co nieco do powiedzenia. – Potem jednak spotkam się z Robertem.
Tytuł oryginału: A Pawn in the Playboy’s Game
Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2015
Redaktor serii: Marzena Cieśla
Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla
Korekta: Hanna Lachowska
© 2015 by Cathy Williams
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2017
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wydanie niniejsze zostało opublikowane w porozumieniu z Harlequin Books S.A.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne.
Jakiekolwiek podobieństwo do osob rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25
www.harlequin.pl
ISBN 978-83-276-2853-4
Konwersja do formatu EPUB: Legimi Sp. z o.o.