Wakacje na Majorce (Światowe Życie) - Cathy Williams - ebook

Wakacje na Majorce (Światowe Życie) ebook

Cathy Williams

3,9
9,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Hiszpański biznesmen Luca Rossi musi się zaopiekować sześcioletnim siostrzeńcem, którego rodzice zginęli w wypadku. To dla niego wyzwanie, bo nie wie, jak postępować z dziećmi. Któregoś dnia chłopiec ucieka z domu. Znajduje go i przyprowadza młoda nauczycielka Ellie Edwards. Jej od razu udało się nawiązać kontakt z Jakiem. Luca zatrudnia ją jako opiekunkę. Ellie przekonuje go, że powinien spędzać więcej czasu z siostrzeńcem. Na dobry początek budowania relacji wszyscy troje jadą na Majorkę…  

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 146

Oceny
3,9 (63 oceny)
19
22
17
4
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Cathy Williams

Wakacje na Majorce

Tłumaczenie: Agnieszka Baranowska

HarperCollins Polska sp. z o.o. Warszawa 2020

Tytuł oryginału: Contracted for the Spaniard’s Heir

Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2019

Redaktor serii: Marzena Cieśla

Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla

© 2019 by Cathy Williams

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2020

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25

www.harpercollins.pl

ISBN 978-83-276-4958-4

Konwersja do formatu EPUB, MOBI: Katarzyna Rek / Woblink

ROZDZIAŁ PIERWSZY

– Czy przyprowadzić dziewczynę, proszę pana?

Siedzący w obrotowym fotelu Luca Rossi spojrzał w stronę drzwi, gdzie stała gosposia, pani Muller. Od rana Luca zdążył już zwolnić nianię, odbyć poważną rozmowę z chrześniakiem, a teraz powinien się uporać z trzecim punktem na liście rzeczy do zrobienia, czyli z dziewczyną czekającą w kuchni. Dzień i tak mógł już zaliczyć do straconych. Skinął głową bez słowa. Gosposi nie zrażało szorstkie zachowanie szefa, bo sama miała maniery sierżanta.

– Tylko nie wpuszczaj psów, nie życzę sobie jeszcze większych strat.

Luca obrócił się z powrotem w stronę biurka wyposażonego we wszystkie najbardziej nowoczesne udogodnienia, umożliwiające kierowanie licznymi firmami na całym świecie, i zapatrzył się ze zmarszczonym czołem w ekran komputera.

Zawiódł, należało to w końcu jasno sobie powiedzieć. Sześć miesięcy temu nieoczekiwanie spadła na niego rola jedynego opiekuna sześcioletniego kuzyna, którą przyjął bez zastanowienia, z właściwą sobie nonszalancją i pewnością siebie. Luca nie utrzymywał kontaktu z żadnym z nielicznych krewnych, więc rolę ojca chrzestnego jedynego syna swego kuzyna traktował jako czystą formalność. Co jakiś czas przelewał na jego konto okrągłą sumkę, uznając, że liczne obowiązki zwalniają go z utrzymywania kontaktu z kuzynem i jego żoną poszukującymi szczęścia po drugiej stronie oceanu w Kalifornii. Nigdy w najśmielszych snach nie przypuszczał, że los zadrwi z niego okrutnie – rodzice Jake’a zginęli tragicznie w wypadku, zostawiając osierocone dziecko na łaskę i niełaskę zapracowanego krewnego. Luca próbował rozwiązać problem najlepiej jak potrafił, czyli przy pomocy pieniędzy. Bez powodzenia. Dlatego teraz czekało go spotkanie z drobniutką brunetką, która dwie godziny wcześniej przywiozła chłopczyka do domu. Luca nie mógł sobie darować, że zawiódł. Gdy podejmował się jakiegokolwiek obowiązku, wywiązywał się z niego bez zarzutu, zawsze.

Gdy już uprzątnę ten bałagan, muszę się poważnie zastanowić nad zaistniałą sytuacją, postanowił z mocą.

Pozostawiona przed drzwiami jak niechciana przesyłka przez gosposię o stalowym spojrzeniu, Ellie zastanawiała się czy zapukać do uchylonych drzwi, wejść bez pukania, czy też, co zrobiłaby najchętniej, odwrócić się na pięcie i uciec. Nie mogła jednak zostawić psów, które mokły w deszczu, biegając po ogrodzie nieprzyzwoicie wręcz fantastycznej posiadłości w Chelsea. Wątpiła, by nieprzyjemna gospodyni lub jej pracodawca o sercu z kamienia zadali sobie trud zadbania o psy. Stała na progu, wyginając palce spoconych dłoni i oblizując spierzchnięte usta. Starała się nie myśleć o wyrośniętym, onieśmielającym facecie, z którym rozmawiała półtorej godziny wcześniej, gdy przyprowadziła do jego drzwi sześcioletniego uciekiniera. Kiedy w drzwiach stanął oszałamiająco przystojny mężczyzna o oczach zimnych jak lód, zaniemówiła. Ogarnął wzrokiem ją, blond chłopczyka, psy, i natychmiast przejął kontrolę nad sytuacją, wydając polecenia tonem nieznoszącym sprzeciwu. Psy wylądowały w ogrodzie, a ona w kuchni. Chłopczykiem zajęła się gospodyni. Ellie zebrała się w końcu na odwagę, zapukała niepewnie do drzwi i weszła do środka. Jak reszta domu, pokój onieśmielał marmurowymi wykończeniami, lśniącą drewnianą posadzką i dziełami sztuki zdobiącymi wysokie ściany.

– Przepraszam, że musiałaś czekać. – Ruchem dłoni gospodarz wskazał jej skórzany fotel po drugiej stronie biurka. Czujne czarne oczy obserwowały każdy jej ruch.

Gdy otworzył drzwi i ujrzał na progu niewysoką postać ukrytą pod obszerną kurtką przeciwdeszczową, nie był nawet pewien, czy ma do czynienia z kobietą, czy z dzieckiem. Miała krótkie włosy, twarz nietkniętą makijażem i ubranie świadczące o całkowitym braku próżności.

– Właśnie, nie rozumiem, dlaczego kazał mi pan czekać? Zdezorganizował mi pan cały dzień! – rzuciła oskarżycielskim tonem.

– Witam w klubie – mruknął. – Panno Edwards, naprawdę nie spodziewałem się, że mój chrześniak da dyla.

– Powinien się pan cieszyć, że się na niego natknęłam! – burknęła Ellie.

Przystojniak, chociaż udawał ważniaka, najwyraźniej nie potrafił nawet zapanować nad sześciolatkiem, który zdążył wielokrotnie narazić swoje życie, przebiegając przez kilka ulic, zanim się na niego natknęła przy wejściu do jednego z londyńskich parków. Postanowiła złościć się na nieudolnego opiekuna jak najdłużej, bo obawiała się, że w przeciwnym razie utonie w jego pięknych ciemnych oczach. Jak to możliwe, że jego śniada skóra lśniła jak wypolerowany marmur?

– Nie ma pan pojęcia, jak niebezpiecznym miastem jest Londyn – warknęła. – Kto wie, jakie okropności czyhają na młodego chłopaka błąkającego się samotnie po parku.

– Tak, bez wątpienia. – Luca rozparł się w fotelu. – Cóż, zatem wspaniale się złożyło, że była pani na miejscu, by zapobiec nieszczęściu.

– Żeby pan wiedział.

– W takim razie wspaniale się też złożyło, że nie zadzwoniłem na policję, w przeciwnym razie musiałaby pani rozmawiać teraz z nimi, nie ze mną – rzucił lodowatym tonem, przyglądając jej się uważnie.

– Słucham? – Ellie wytrzeszczyła oczy, starając się zrozumieć, co przystojniak sugerował.

– Gdy gosposia poinformowała mnie o zniknięciu Jake’a, w pierwszej chwili podejrzewałem porwanie.

– Słucham? – powtórzyła niezbyt inteligentnie.

– Proszę się rozejrzeć. – Luca machnął niedbale dłonią wkoło.

Ellie posłusznie ogarnęła wzrokiem imponujący gabinet.

– Nie zatrudniłem ochrony, co z perspektywy ostatnich wydarzeń może się wydawać niedopatrzeniem. Z drugiej strony nie mam doświadczenia w opiece nad nieprzewidywalnymi dziećmi. Musiała pani czekać, bo chciałem ustalić, czy i jaką rolę odgrywała pani w zniknięciu mojego siostrzeńca.

– Nie rozumiem – przyznała w końcu.

– Proszę się postarać.

– Sugeruje pan, że ja…

– Nic nie sugeruję, po prostu sprawdzam pani wersję. Skąd mam wiedzieć, że nie zwabiła pani dzieciaka przy pomocy tych psów, które dewastują mi teraz ogród?

– Zwabiła?! W jakim celu, na Boga?!

– Zdaje sobie pani sprawę, że ludzie majętni narażeni są na różne niebezpieczeństwa? Nie twierdzę, że porwała pani Jake’a, ale może poznała go pani w parku, gdzie spacerował z nianią, i postanowiła skorzystać z okazji?

– Nie wierzę! – Ellie zerwała się na równe nogi, jej policzki płonęły, z oburzenia zabrakło jej słów.

– Proszę mi uwierzyć, że policja nie cackałaby się z panią tak jak ja. Ludzie są w stanie posunąć się do różnych niegodziwości, by uszczknąć dla siebie nieco cudzej fortuny – zauważył filozoficznie.

– Może w pana świecie! Zapewne otacza się pan ludźmi bez zasad! Zapewniam pana, że nie interesuje mnie pana fortuna. I nie miałam pojęcia, gdzie mały mieszka. Gdyby nie zawieszka z adresem, to ja musiałabym wzywać policję.

– Ma dopiero sześć lat, wrócił do kraju zaledwie kilka miesięcy temu. Uznałem, że nie zapamięta adresu. – Luca zaczął się tłumaczyć, wyraźnie zmieszany faktem, że założył chłopcu zawieszkę identyfikacyjną, jaką przeważnie przyczepia się do obroży psa. – Niania miała go nie spuszczać z oczu, ale niestety zawiodła.

– Nie zamierzam wysłuchiwać pana oskarżeń – burknęła Ellie, ale zatrzymała się przy drzwiach.

– Nie zamierzam pani oskarżać. Jake przyznał, że się nudził, gdy niania rozmawiała przez telefon, i postanowił sam pozwiedzać okolicę.

Luca skrzywił się w duchu na wspomnienie zaciętej miny chłopca, unikającego kontaktu wzrokowego i odpowiadającego na wszystkie pytania monosylabami. W końcu, przyciśnięty, Jake wybuchł.

– Nienawidzę tego miejsca! Poszedłem się pobawić.

Nic więcej nie udało się Luce wydusić z upartego siostrzeńca.

– To normalne w jego wieku – burknęła wciąż nasrożona Ellie.

Czy ten nadęty bogacz naprawdę sądził, że wszyscy czyhają na jego majątek?! Za kogo on się uważa?! Z drugiej strony, zreflektowała się, ona sama przekonała się boleśnie, do czego zdolni są ludzie powodowani chciwością. Jej piękna matka przelała wszystkie swoje niezaspokojone ambicje na młodszą córkę, piękność, której przeznaczeniem było wyjść za mąż za milionera i zapewnić rodzinie wymarzony majątek i status. Dla sumiennej i pracowitej, ale nie oszałamiającej urodą Ellie matka nie potrafiła już znaleźć czasu. Na szczęście jej ojciec hołdował zupełnie innym zasadom i to na nim Ellie się wzorowała, dorastając. Całe życie pogardzała ludźmi opętanymi pieniędzmi, takimi jak rozparty w swym designerskim fotelu miliarder.

– Muszę zaprowadzić psy do ich właścicieli, nie mogę sobie pozwolić na utratę klientów. Czy to już wszystko?

– Proszę mi podać ich adresy. Zadbam, by psy wróciły bezpiecznie do domów – odpowiedział gładko.

– Siedzę tu już ponad półtorej godziny. Skoro uznał pan, że nie jestem porywaczką, mogę chyba już sobie iść? Sama odprowadzę psy. Są zmęczone, trzeba je nakarmić.

– Chcę jeszcze omówić z panią kilka szczegółów. Zapewniam, że o psy ktoś zadba.

– Pana gosposia? – Ellie parsknęła pogardliwie. – Wyrzuciła je za drzwi, na deszcz!

– Wypełniła jedynie moje polecenie. Psy lubią przebywać na zewnątrz, nic im nie będzie. Mój kierowca ma dwa psy, zajmie się pani podopiecznymi.

– Przecież wszystko już pan wie! Jake podbiegł, żeby pobawić się z psami, okazało się, że jest sam, więc przyprowadziłam go z powrotem do domu. I nie chcę za to żadnych pieniędzy! – dodała z naciskiem.

– Zrozumiałem, ale wrócimy do tego jeszcze.

– Nie ma do czego wracać, proszę pana!

Wstał nagle. Zaskoczona Ellie zamilkła.

– Uratowała pani mojego chrześniaka. Może przejdziemy na ty? – zaproponował niespodziewanie. – Luca – przedstawił się.

Imię silnego, dominującego mężczyzny, przemknęło jej przez myśl. Zbeształa się w duchu za frywolność i wzruszyła ramionami.

– Ellie.

– Wygląda na to, że nieźle sobie radzisz z dziećmi – zauważył. – Masz własne?

– Mam dopiero dwadzieścia pięć lat…

– I nie masz męża.

– Skąd…?

– Brak obrączki – wyjaśnił. – Jake cię polubił – wrócił do tematu, który naprawdę go interesował. – Pozwolił ci się nawet wziąć za rękę. Zaufał ci. Może dla ciebie to nic wyjątkowego, ale zapewniam cię, że w jego wypadku to rzadkość. Trudno mu się tutaj odnaleźć. – Luca uważnie dobierał słowa, by nie spłoszyć dziewczyny.

– Mogę spytać, co się stało?

W pierwszej chwili chciał burknąć „nie”, bo nie zwykł pozwalać się przesłuchiwać, zwłaszcza na tematy osobiste. Niestety tym razem nie miał wyboru. Jeśli chciał rozwiązać problem, musiał się odrobinę nagiąć.

– Jego rodzice zginęli w wypadku samochodowym i osierocili syna. Okazało się, że jestem jego najbliższym krewnym, kuzynem i ojcem chrzestnym w jednym, gwoli ścisłości. Dostałem go w spadku.

– No tak. – Pokiwała głową w zamyśleniu.

– Co takiego? – zjeżył się natychmiast. Czyżby już go oceniła jako niewydolnego opiekuna?

– Nic, pokrewieństwo nie zawsze oznacza automatycznie zażyłość – wyjaśniła polubownie Ellie. Jej własna relacja z siostrą nie należała do idealnych.

– Jake mieszkał z rodzicami w Ameryce, a ja mam sporo pracy. – Luca zdawał sobie sprawę, że się tłumaczy, co natychmiast go rozzłościło.

– Nikogo nie oceniam – mruknęła Ellie, choć dokładnie to robiła.

Była pewna, że Luca zajęty liczeniem swoich milionów nie znajdował już czasu na nic więcej.

– Biedny maluch – wyrwało jej się. – Dzieci nie zawsze łatwo się adaptują, zwłaszcza wychowane za granicą. Szczególnie jeśli odda się je w opiekę niani, gosposi i Bóg wie kogo jeszcze – dodała, uznając, że nie ma nic do stracenia.

– A jednak oceniasz mnie, i to niezbyt pochlebnie – zauważył ostro.

– Widzę, że ci się to nie podoba, ale nie zamierzam kłamać. Mówię, co widzę. Jestem nauczycielką. Wiem co nieco o dzieciach.

– Ciekawe. – Luca zapisał coś w leżącym na biurku notesie.

– Czyżby? – zapytała, zaciskając usta.

Wyglądała zabawnie, gdy próbowała robić surową minę, zauważył. Jej wielkie zielone oczy błyszczały gniewnie, ale krótka grzywka opadająca niesfornie na czoło i rozkosznie wydęte usteczka nie dodawały jej powagi. Uśmiechnął się.

– Coś cię bawi? – zaperzyła się.

Ellie czuła, że serce wali jej mocno, nie tylko ze wstydu. Uśmiech Luki zaskoczył ją. Spod lodowatej fasady bezwzględnego miliardera wyjrzał ktoś zupełnie inny, ktoś o zniewalającym, chłopięcym uśmiechu… Ktoś szalenie niebezpieczny dla rodzaju kobiecego, pomyślała, starając się opanować drżenie kolan.

– Nie, ale z tymi zaciśniętymi ustami i gniewnym spojrzeniem możesz być tylko nauczycielką – wyjaśnił z rozbawieniem.

Jego lekki ton uraził ją do żywego.

– I to cię tak ubawiło? Cóż, tak się składa, że jestem dumna ze swojego zawodu, i nie zamierzam ci prawić komplementów, gdy na nie nie zasługujesz.

Zamiast się obrazić, uśmiechnął się ponownie.

– To ożywcza odmiana – powiedział.

Nie spuszczając wzroku z jej twarzy, odebrał dzwoniący telefon. Rozmowa trwała zaledwie kilka sekund. Ellie czuła się coraz bardziej skrępowana, spojrzenie czarnych oczu rozpalało jej ciało w całkowicie niezrozumiały sposób.

– Psy zostały dostarczone do właścicieli – poinformował ją Luca, rozsiadając się wygodnie w fotelu. – Mogę cię o coś zapytać? – dodał niespodziewanie.

Czuła, że nic by sobie nie zrobił z jej protestu, więc skinęła jedynie głową.

– Dlaczego wyprowadzasz ludziom psy, skoro jesteś nauczycielką?

Ellie zaczerwieniła się po czubki uszu.

– Nie twoja sprawa – mruknęła.

– Zwolniłem nianię. Drugą w ciągu zaledwie pół roku – Luca zmienił znowu temat.

– Biedny Jake. Ostatnie, czego potrzebuje, to kolejne zmiany – odpowiedziała automatycznie. Jego słowa dźwięczały jej w uszach: „zaciśnięte usta i gniewne spojrzenie”… Nie powinna się przejmować jego zdaniem na swój temat, a jednak…

– W pełni się z tobą zgadzam, ale co zrobić? – zapytał filozoficznie. – Pierwsza niania nie poradziła sobie z Jakiem, który wygląda jak aniołek, ale ma niezły charakterek. Nie potrafiła mu się nawet przeciwstawić, gdy odmawiał pójścia do szkoły.

– Nie polubił szkoły? – zapytała Ellie, choć najchętniej dowiedziałaby się, do czego zmierza ich zawiła rozmowa, która definitywnie czemuś miała służyć.

Nie potrafiła sobie jednak wyobrazić, czego mógł chcieć od niej ten piękny mężczyzna mieszkający w eleganckiej posiadłości. Pochodzili z dwóch światów, tak od siebie odległych, jak dwie planety z różnych galaktyk. Pierwszy raz od dłuższego czasu znowu poczuła się gorsza. Dorastając z Lily, wysoką, smukłą blondynką, przyzwyczaiła się do roli brzydkiej siostry, zawsze pozostającej w cieniu. Nauczyła się stawać niewidzialna i zajmować swoimi sprawami. Uczyła się pilnie, latem pracowała jako wolontariuszka w schroniskach dla zwierząt i uprawiała sporty, by jak najmniej czasu spędzać w domu. Baczne spojrzenie Luki, obserwującego ją niczym insekt pod lupą, wprawiło ją w irytację.

– Przykro mi, że pana chrześniak ma problemy z odnalezieniem się w nowym środowisku – oznajmiła swym najbardziej oficjalnym, nauczycielskim tonem. – Sugeruję, żeby spędzał pan z nim więcej czasu, ale coś mi mówi, że zignoruje pan moje rady. W każdym razie proszę przekazać obecnej niani, że chłopiec w tym wieku powinien bawić się na podwórku, a nie siedzieć zamknięty w domu. Wyjazd na krótkie wakacje, na przykład nad morze, na pewno dobrze by mu zrobił.

– Cóż, to raczej niemożliwe – zauważył spokojnie gospodarz, gdy już umilkła. – Zwolniłem ją.

Na chwilę odebrało jej mowę.

– Dlaczego? – wykrztusiła w końcu.

– A jak sądzisz?

Ellie miała ochotę wygłosić arogantowi wykład na temat dawania ludziom jeszcze jednej szansy, ale wątpiła, by przejął się jej pouczeniami. Wzruszyła tylko ramionami, szykując się do wyjścia.

– Zresztą, nieważne co było, ważne co będzie – rzucił enigmatycznie i spojrzał jej głęboko w oczy.

ROZDZIAŁ DRUGI

Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej

Spis treści:
OKŁADKA
KARTA TYTUŁOWA
KARTA REDAKCYJNA
ROZDZIAŁ PIERWSZY
ROZDZIAŁ DRUGI
ROZDZIAŁ TRZECI
ROZDZIAŁ CZWARTY
ROZDZIAŁ PIĄTY
ROZDZIAŁ SZÓSTY
ROZDZIAŁ SIÓDMY