Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
18 osób interesuje się tą książką
Zwolniona za niestosowne zachowanie.
Nie mogłam uwierzyć, kiedy czytałam list w moich rękach.
Dziewięć lat. Dziewięć cholernych lat zapracowywałam się na śmierć dla jednej z największych firm w Ameryce, a kiedy wróciłam do domu po tygodniu spędzonym na Arubie, wyrzucono mnie, w dodatku za pośrednictwem listu.
Wszystko za sprawą filmu nakręconego, gdy byłam na wakacjach ze znajomymi – prywatnego filmu nakręconego w moim prywatnym czasie. A przynajmniej tak myślałam…
Wkurzona otworzyłam butelkę wina i napisałam swój własny list do dyrektora generalnego, miliardera, w którym powiedziałem mu, co myślę o jego firmie i jej praktykach. Nie sądziłam, że faktycznie zareaguje.
Z pewnością nigdy nie myślałam, że nagle zostanę korespondencyjną kumpelą bogatego palanta.
W końcu zdał sobie sprawę, że zostałam pokrzywdzona, i dopilnował, bym odzyskała pracę.
Tylko… to nie była jedyna rzecz, jaką Grant Lexington chciał dla mnie zrobić.
Ale nie było mowy, żebym związała się z szefem szefa mojego szefa. Nawet jeśli był absurdalnie wspaniały, pewny siebie i czarujący.
Byłoby to całkowicie nieodpowiednie, a nawet… niestosowne.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 361
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Nie ma kwiatów bez deszczu
Boże, czuję się koszmarnie.
Uniosłam głowę z poduszki i się skrzywiłam. To właśnie dlatego tak rzadko piłam alkohol – perspektywa pobudki o wpół do czwartej rano z okropnym kacem nie wydawała się zbyt zachęcająca. Sięgnęłam ręką w stronę irytującego brzęczenia i po omacku zaczęłam szukać telefonu na nocnym stoliku, żeby wyłączyć alarm.
Niestety dziesięć minut później w pokoju znów rozległ się ten nachalny dźwięk. Jęknęłam, wyczołgałam się z wygodnego łóżka i skierowałam się do kuchni po kawę i ibuprofen, których rozpaczliwie potrzebowałam. Postanowiłam jeszcze zrobić sobie okłady z lodu na oczy, żeby jakoś znośnie wyglądać, kiedy się pokażę rano na antenie.
Nalewałam parującej kawy do kubka, gdy nagle sobie przypomniałam, co doprowadziło mnie do takiego stanu. Jak, do diabła, mogłam o tym zapomnieć?
List.
Ten przeklęty list.
– Auć! Cholera! – krzyknęłam, gdy gorąca kawa wylała się z kubka i poparzyła mi dłoń. – Cholera! Aua!
Włożyłam rękę pod strumień zimnej wody i zamknęłam oczy. Co ja najlepszego zrobiłam? Miałam ochotę wczołgać się z powrotem do łóżka i wrócić do krainy zapomnienia.
Niczym tsunami zalała mnie fala wspomnień z wczorajszego dnia. Godzinę po moim powrocie z tygodniowych wakacji w raju kurier doręczył mi przesyłkę.
Zwolnienie.
W formie listu.
Na dzień przed moim powrotem do pracy z urlopu.
Poczułam mdłości. Od czternastego roku życia ani przez chwilę nie byłam bezrobotna. Nie wspominając już o tym, że po raz pierwszy to nie ja odeszłam z pracy, lecz zostałam zwolniona. Zakręciłam wodę i zwiesiłam głowę, próbując sobie przypomnieć tekst tego przeklętego listu.
Szanowna Pani Saint James,
z przykrością informujemy, że Pani umowa z Lexington Industries została rozwiązana ze skutkiem natychmiastowym z następujących powodów:
– naruszenie zasad 3–4 polityki firmy: „Popełnienie jakiegokolwiek czynu związanego z molestowaniem seksualnym lub nieprzyzwoitym obnażeniem się”,
– naruszenie zasad 3–6: „Używanie internetu i/lub innych środków komunikacji do angażowania się w zachowania seksualne lub czyny lubieżne”,
– naruszenie zasad 3–7: „Angażowanie się w inne niemoralne lub niestosowne formy zachowań seksualnych”.
Niestety nie przysługuje Pani odprawa ze względu na to, iż została Pani zwolniona z wyżej wymienionych powodów. W ciągu trzydziestu dni wyślemy do Pani list z informacją o aktualnym stanie Pani świadczeń. Pozostanie Pani ubezpieczona przez czas określony w prawie pracy stanu Nowy Jork.
Dział kadr zajmie się Pani ostatnią wypłatą i skontaktuje się z Pani przełożonym w sprawie przekazania Pani rzeczy osobistych.
Niezmiernie żałujemy, że zostaliśmy zmuszeni do podjęcia tej decyzji, i życzymy powodzenia w kolejnych przedsięwzięciach.
Z poważaniem
Joan Marie Bennett
Dyrektor HR
W wyściełanej kopercie znajdował się jeszcze pendrive z trzydziestosekundowym filmikiem nagranym przez jedną z moich przyjaciółek na plaży. Poczułam palenie w gardle, bynajmniej nie z powodu zatrucia alkoholem, na które zapewne się naraziłam.
Moja praca. Przez ostatnie dziewięć lat była całym moim życiem. I jakiś głupi, kiepskiej jakości filmik wystarczył, aby obrócić w pył wszystko, nad czym tak ciężko pracowałam!
Bach! Żegnaj, kariero. Jęknęłam.
Boże. Co ja mam teraz zrobić, do jasnej cholery?
W tym momencie wiedziałam tylko jedno – niczego nie wymyślę na stojąco. Zabrałam więc swoją obolałą głowę z powrotem do sypialni, wczołgałam się pod kołdrę i cała się nią nakryłam w nadziei, że ciemność połknie mnie żywcem.
W końcu znów zapadłam w sen. Obudziłam się kilka godzin później już w nieco lepszym stanie. Moje samopoczucie natychmiast się jednak pogorszyło, gdy zdałam sobie sprawę, że pamiętam zaledwie połowę wydarzeń z ostatniej nocy.
• • •
Mia, moja współlokatorka i najlepsza przyjaciółka, nalała mi kawy i podgrzała ją w kuchence mikrofalowej. Po jej zmarnowanym wyglądzie domyśliłam się, że też ma kaca.
– Jak ci się spało? – zapytała.
Oparłam się łokciami o blat kuchenny i podtrzymałam głowę dłońmi. Spojrzałam na nią przymrużonym okiem i odpowiedziałam pytaniem na pytanie:
– A jak myślisz?
Westchnęła.
– Nie potrafię się pogodzić z tym, że cię zwolnili. Przecież miałaś z nimi umowę. Czy to w ogóle legalne? Zwalniać kogoś za coś, co zrobił poza pracą?
Wypiłam łyk kawy.
– Najwyraźniej tak. Rozmawiałam o tym ze Scottem kilka minut temu.
Schowałam dumę do kieszeni i zadzwoniłam do swojego byłego – ostatniego dupka na świecie, z którym miałam ochotę rozmawiać, a zarazem jedynego prawnika, jakiego znałam. Niestety potwierdził, że mój pracodawca postąpił zgodnie z prawem.
– Tak mi przykro. Nie miałam pojęcia, że niewinny dzień na plaży może się tak tragicznie skończyć. To wszystko moja wina. Wpadłam na durny pomysł opalania się topless.
– To nie twoja wina.
– Co ta Olivia sobie myślała? Nie dość, że zamieściła ten filmik na Instagramie, to jeszcze nas wszystkie na nim oznaczyła!
– Chyba w ogóle nie myślała po tych wszystkich piña coladach z podwójnym rumem, które serwował nam ten uroczy kelner. Nie mogę pojąć, jak nagranie trafiło do HR-u. Olivia oznaczyła na filmiku Ireland Saint James, a nie Richardson, a to pod tym nazwiskiem występuję na antenie. A właściwie występowałam. Jakim cudem widzą mój prywatny profil? Sprawdziłam ustawienia już dwa razy i jestem pewna, że nie jest publiczny.
– Nie wiem. Może ktoś z twojej pracy śledzi jedną z nas, która ma publiczny profil?
– Na to wygląda. – Potrząsnęłam głową z niedowierzaniem.
– Czy ten dupek odpowiedział przynajmniej na twojego e-maila?
– Jakiego e-maila? – Zmarszczyłam brwi.
– Nie pamiętasz?
– No nie.
– Tego, którego wysłałaś do prezesa swojej firmy.
Wybałuszyłam oczy. O cholera. Sytuacja przedstawiała się jeszcze gorzej, niż myślałam.
• • •
Najwyraźniej dno ma piwnicę.
Zwolniona.
I to bez odprawy.
Tydzień po zapłaceniu wykonawcy drugiej i największej raty za budowę mojego domu.
Prawdopodobieństwo uzyskania dobrych referencji od byłego pracodawcy? Zerowe, bo wpadłam w pijacki szał i poinformowałam faceta pracującego w wieży z kości słoniowej, co myślę o nim i jego firmie.
Wspaniale.
Po prostu fantastycznie.
Świetna robota, Ireland!
Po tym, jak wydałam większość oszczędności życia na zakup ziemi w Agoura Hills i zapłaciłam rachunek za alkohol z całego tygodnia panieńskiego na Karaibach, zostało mi jakieś tysiąc dolarów. Na domiar złego, moja współlokatorka wkrótce miała wyjść za mąż i się wyprowadzić, a wtedy cały koszt wynajmu spadnie na mnie.
Ale nie martw się, Ireland. Dostaniesz inną pracę.
Jasne. Prędzej piekło zamarznie.
Branża medialna była równie wyrozumiała, jak moje konto bankowe po całodniowych zakupach w centrum handlowym.
Miałam przechlapane.
Całkowicie.
Został mi tylko powrót do pisania artykułów prasowych za grosze, co ledwie pozwoli mi się utrzymać. Myślałam, że już dawno zamknęłam ten rozdział. Przez prawie dziesięć lat wypruwałam sobie żyły, pracując prawie sześćdziesiąt godzin tygodniowo, żeby zasłużyć na obecne stanowisko. I miałabym teraz tak po prostu poddać się bez walki?
Musiałam spróbować przynajmniej załagodzić sytuację, żeby chociaż uzyskać przyzwoite referencje. Wzięłam głęboki oddech, zebrałam się w sobie i otworzyłam laptopa, żeby sprawdzić, co takiego właściwie napisałam prezesowi Lexington Industries. Za nic w świecie nie mogłam sobie tego przypomnieć. Może nie było aż tak źle? Weszłam do folderu „wysłane” i odnalazłam e-maila:
Szanowny Panie Dzong Un
Przymknęłam oczy. Cholera. Chyba właśnie runęła moja ostatnia nadzieja. Ale może nie zrozumiał żartu i uznał, że pomyliłam jego nazwisko? To możliwe, czyż nie?
Wstrzymałam oddech i z niechęcią czytałam dalej.
Chciałabym oficjalnie przeprosić za swoją drobną niedyskrecję.
„Hm, całkiem niezły początek. Jest dobrze. Jest naprawdę dobrze”, pomyślałam. Niestety okazało się, że dopiero się rozkręcałam.
Widzi Pan, nie zdawałam sobie sprawy, że pracuję dla dyktatora.
Eh, zamieniam się we wredną zołzę, kiedy za dużo wypiję. Wypuściłam głośny, drżący oddech i już się nie hamowałam.
Myślałam, że po pracy mam prawo robić, co mi się podoba. Naprawdę ciężko pracuję, w przeciwieństwie do Pana, w czepku urodzonego dupka, więc chyba zasługuję na to, żeby od czasu do czasu się wyluzować. A jeśli oznacza to zafundowanie odrobiny słońca moim cycuszkom na prywatnych wakacjach tylko dla kobiet, to co z tego? Nie złamałam prawa. To była plaża dla nudystów. Mogłam pójść dalej i całkiem się rozebrać, ale poprzestałam na toplessie. Bądźmy szczerzy – mam świetne cycki. Jeśli oglądał Pan „niestosowne nagranie”, które Pańska sztywna dyrektorka HR przesłała mi na pendrivie wraz z idiotycznym zwolnieniem, powinien się Pan uważać za szczęściarza. Nie zdziwiłabym się, gdyby dodał Pan ten filmik do swojej kolekcji porno, zboczeńcu.
Od ponad dziewięciu lat wypruwam sobie żyły dla Pana i Pańskiej durnej firmy. Idźcie do diabła.
Pocałuj mnie gdzieś!
Ireland Saint James
No dobra. Załagodzenie sytuacji będzie trudniejsze, niż się spodziewałam. Ale nie mogłam się zniechęcać. Może el presidente nie przeczytał jeszcze tego nieszczęsnego e-maila i mogłabym go poprosić, aby go zignorował.
Zależało mi na znalezieniu pracy w tej branży, więc nie mogłam dopuścić, aby wystawiono mi niekorzystne referencje. Firma naruszyła moją prywatność, więc mogłaby chociaż zachować neutralność. Oblał mnie zimny pot i przygryzałam nerwowo paznokieć. Chyba nie pozostało mi nic innego, jak zniżyć się do błagania. Przekleiłem pospiesznie adres e-mail prezesa do okienka nowej wiadomości. Gonił mnie czas.
Niestety gdy tylko zaczęłam pisać, laptop powiadomił mnie o przyjściu nowego e-maila. Otworzyłam go i moje serce zamarło. Przeczytałam adres nadawcy: [email protected].
O Boże.
Nie.
Chciałam przełknąć ślinę, ale zaschło mi w gardle.
Oj, niedobrze. Pytanie tylko, jak bardzo mam przerąbane?
Szanowna Pani Saint James,
urodzony w czepku dupek dziękuje za e-maila, którego przeczytał o drugiej w nocy, bo jeszcze pracował w biurze. Z tonu Pani listu oraz zbyt wielu błędów, jak na kobietę z wykształceniem dziennikarskim, wywnioskowałem, że napisała go Pani pod wpływem alkoholu. Jeśli tak, to teraz przynajmniej nie musi Pani rano wstawać. Nie ma za co.
Gwoli ścisłości, nie widziałem filmiku, o którym Pani wspomina. Jeśli jednak znudzą mi się kiedyś filmy porno z mojej kolekcji, być może wykopię go z mojego kosza w skrzynce pocztowej wraz ze standardowym listem polecającym, który miał Pani przekazać Pani przełożony.
Z poważaniem
Richie Rich
Wypuściłam wstrzymywany oddech. Jasna cholera.
Zamówić dla pana lunch, panie Lexington? Facet, z którym miał się pan spotkać o czternastej, właśnie zadzwonił i poinformował, że spóźni się pół godziny, więc ma Pan małą przerwę.
– Dlaczego ludzie się wiecznie spóźniają? – wymamrotałem pod nosem i wdusiłem przycisk interkomu, żeby odpowiedzieć asystentce: – Czy może mi pani zamówić pełnoziarnistą kanapkę z indykiem Boar’s Head i plasterkiem sera Alpine Lace? Tylko proszę wyraźnie zaznaczyć, że chcę tylko jeden plasterek. Ostatnim razem kanapkę przyrządzał mi chyba ktoś z Wisconsin.
– Oczywiście, panie Lexington.
Skoro kolejny spóźnialski rozwalił mi mój idealny harmonogram dnia, postanowiłem odpowiedzieć na zaległe e-maile, więc otworzyłem laptopa. Zacząłem przeglądać wiadomości w poszukiwaniu tej najpilniejszej, kiedy mój wzrok się zatrzymał na nazwisku: Ireland Saint James.
Ta kobieta musiała być alkoholiczką lub wariatką, albo nawet jedno i drugie. A jednak jej ostatni e-mail okazał się znacznie bardziej interesujący niż połowa tych wszystkich spraw, które na mnie czekały. Zaciekawiony odczytałem więc jej nową wiadomość:
Szanowny Panie Lexington,
czy uwierzy Pan, jeśli napiszę, że ktoś włamał się wczoraj na moje konto i wysłał Panu tego niedorzecznego e-maila?
Zapewne nie, zważywszy na Pańskie wykształcenie, inteligencję, pracowitość i liczne sukcesy zawodowe.
Przesadzam z kadzeniem Panu?
Przepraszam, ale trochę sobie nagrabiłam.
Czy możemy zacząć od nowa? Wbrew temu, co Pan sobie teraz o mnie myśli, w zasadzie jestem prawie abstynentką. Dlatego też po otrzymaniu wypowiedzenia umowy o pracę, nie potrzebowałam wiele, aby zatopić swoje żale… I najwyraźniej również rozum.
W każdym razie jestem Panu wdzięczna, jeśli nadal Pan to czyta. Oto wiadomość, jaką powinnam była Panu wysłać:
Szanowny Panie Lexington,
uprzejmie proszę o pomoc z powodu mojego bezprawnego – w moim odczuciu – zwolnienia. Pragnę zaznaczyć, iż byłam oddanym pracownikiem Lexington Industries przez dziewięć i pół roku. Zaczęłam jako stażystka i z czasem awansowałam na różne stanowiska dziennikarskie, aby ostatecznie osiągnąć swój cel i zostać prezenterką telewizyjną.
Ostatnio w ramach przyjęcia panieńskiego wraz z ośmioma innymi kobietami udałam się na bardzo potrzebne mi wakacje na Arubę. Do naszego hotelu przynależał prywatny kawałek plaży przeznaczony dla nudystów. Chociaż nie należę do ekshibicjonistek, dołączyłam do kilku opalających się topless koleżanek. Zrobiono wówczas parę niewinnych zdjęć, z których żadnego osobiście nie opublikowałam. Nie oznaczono mnie na filmiku pod nazwiskiem, jakim przedstawiam się na antenie. A jednak po powrocie do domu otrzymałam list z wypowiedzeniem umowy z powodu niestosownego i naruszającego politykę firmy zachowania.
Popieram politykę Lexington Industries, ale szczerze wątpię, aby karanie pracownika za jego niewinne prywatne wakacje rzeczywiście chroniło dobre imię firmy. Z tego względu uprzejmie proszę Pana o zapoznanie się z przyczyną rozwiązania mojej umowy.
Z poważaniem
Ireland Saint James (na wizji Ireland Richardson)
Saint James. Skąd znam to nazwisko? Już wcześniej wydało mi się znajome, więc sprawdziłem je w końcu w katalogu firmy. Pracowała w dziale wiadomości, który prowadziła moja siostra i którego unikałem jak zarazy, odkąd objąłem stanowisko prezesa po śmierci ojca osiemnaście miesięcy temu. Nie przepadałem za polityką, propagandą i biurokracją. Formalnie zostałem prezesem, ale w praktyce zajmowałem się głównie finansami Lexington Industries.
Wygrzebałem pierwszego e-maila od pani Saint James i przeczytałem go ponownie. Ten nowy z pewnością był stosowniejszy, ale nie tak zabawny jak pierwszy. Podpisała go: „Pocałuj mnie gdzieś”, czym tak mnie rozbawiła, że aż zachichotałem. Nikt nie odnosił się do mnie w taki sposób. Co ciekawe, uznałem to za miłą odmianę. W dodatku poczułem dziwną chęć porozmawiania z panią Richardson przy kilku drinkach. Ta kobieta naprawdę mnie zaintrygowała. Znów wdusiłem przycisk interkomu.
– Millie, czy możesz zadzwonić do producenta porannych wiadomości? Jak on się nazywa? Harrison Bickman czy Harold Milton… jakoś tak.
– Oczywiście. Umówić go z panem?
– Nie. Powiedz mu, że chciałbym zobaczyć akta jednej z jego pracownic: Ireland Saint James. Oficjalnie występowała pod nazwiskiem Ireland Richardson.
– Już się robi.
– Dziękuję.
Moje popołudniowe spotkanie trwało zaledwie kwadrans. Nie dość, że facet się spóźnił półtorej godziny, to jeszcze w ogóle nie był przygotowany. Nie mam cierpliwości do ludzi, którzy nie cenią mojego czasu, więc dałem sobie z nim spokój. Wyszedłem z sali konferencyjnej powiadomiwszy go, żeby nie próbował nawet do mnie dzwonić.
– Wszystko w porządku? – Millie spojrzała na mnie, gdy mijałem jej stanowisko. – Potrzebuje pan czegoś ze swojego biura?
– Nie, spotkanie zakończone. Jeśli zadzwoni tu jeszcze ktoś z Bayside Investments, proszę się rozłączyć.
– Och… Dobrze, panie Lexington. – Millie wstała i poszła za mną do mojego biura z notatnikiem w ręku. – Dzwoniła pana babcia. Kazała przekazać, że nie potrzebują alarmu i odesłali instalatora do domu.
Okrążyłem biurko i potrząsnąłem głową.
– Wspaniale. Po prostu świetnie.
– Odnalazłam dla pana dokumenty pani Saint James i je wydrukowałem. Leżą w folderze na pana biurku. Znalazłam też jakieś nagranie w aktach działu kadr i podesłałam je panu e-mailem.
– Dziękuję, Millie. – Usiadłem przy biurku. – Możesz zamknąć za sobą drzwi?
• • •
Jezu Chryste. Teraz ją sobie przypomniałem. To się wydarzyło dawno temu, ale nie sposób było zapomnieć takiej historii. Firmą zarządzał wtedy mój ojciec. Siedziałem w jego biurze, kiedy Millie przyniosła mu jakieś dokumenty na temat Ireland Saint James. Opowiedział mi jej historię i wyjaśnił, jakie działania podejmuje firma, żeby chronić swój wizerunek.
Odchyliłem się na krześle. Od zawsze sprawdzaliśmy przeszłość pracowników, zwłaszcza tych znanych z twarzy i nazwiska, których życie prywatne mogło wpłynąć na wizerunek marki. Lustracją zajmował się głównie dział HR i zewnętrzna firma detektywistyczna. Jeśli dany pracownik okazywał się czysty, menedżer zatrudniał go za zgodą dyrektora działu. Kierownictwo wyższego szczebla zwykle nie angażowało się w ten proces – chyba że menedżer chciał zaproponować stanowisko komuś, kto stwarzał potencjalne zagrożenie dla marki.
Ireland Saint James. Potarłem lekki zarost na brodzie. Pewnie zapamiętałem ją ze względu na dość niezwykłe imię, chociaż wyparłem mnóstwo wspomnień sprzed dziesięciu lat.
Przejrzałem jej akta… Podsumowanie zmieściło się na jednej stronie, ale cała teczka miała z pięć centymetrów grubości.
Na UCLA zdobyła licencjat z telekomunikacji oraz ukończyła kierunek dodatkowy: język angielski. W Berkeley Graduate School of Journalism zrobiła specjalizację podyplomową w dziennikarstwie śledczym. Nieźle. Nigdy nie została aresztowana i dostała tylko jeden mandat za nieprawidłowe parkowanie. Osiemnaście miesięcy temu, kiedy objęła stanowisko prezenterki, jej dokumentacja została zaktualizowana. Wyglądało na to, że spotyka się z jakimś prawnikiem. Podsumowując, niczym się nie wyróżniała. Ot, idealny pracownik i uczciwy obywatel.
Ale jej ojciec to inna historia…
Następne pięćdziesiąt stron dotyczyło głównie jego. Swego czasu był ochroniarzem w miejskim kompleksie apartamentów, ale wszystkie informacje z teczki dotyczyły okresu po jego odejściu z pracy. Przeglądałem kolejne strony, pozwalając im opadać powoli jedna po drugiej, aż doszedłem do zdjęcia małej dziewczynki. Zbliżyłem je do oczu, żeby lepiej się przyjrzeć, i odczytałem podpis. Przedstawiało Ireland, która musiała mieć jakieś dziewięć lub dziesięć lat. Z jakiegoś powodu nie mogłem oderwać wzroku od tego zapłakanego dziecka wyprowadzanego z domu za rękę przez policjantkę.
„Dzielna mała”. To ci wyjdzie na dobre, Ireland – jeszcze sporo osiągniesz.
Z jakiegoś powodu uśmiechnąłem się do tej fotografii. Po takiej tragedii jej życie mogło się potoczyć w zupełnie innym kierunku, ale najwyraźniej była wojowniczką. Nic dziwnego, że odważyła się wysłać mi drugiego e-maila.
Wcisnąłem guzik interkomu w telefonie na biurku.
– Tak, panie Lexington? – odezwała się Millie.
– Potrzebuję kilka ostatnich odcinków porannych wiadomości z panią Saint James. Na antenie występuje pod nazwiskiem Ireland Richardson. Czy możesz poprosić, aby wysłali mi e-mailem link do archiwum?
– Oczywiście.
• • •
Poświęciłbym więcej uwagi Broadcast Media, gdybym wiedział, jak wygląda ich prezenterka. Nigdy nie oglądałem porannych wiadomości.
Ireland Saint James była prawdziwą pięknością – miała duże niebieskie oczy, jasne blond włosy, pełne usta i białe zęby, które często pokazywała w uśmiechu. Wyglądała jak młodsza wersja tej wysokiej aktorki z ostatniego Mad Maxa.
Obejrzałem trzy pełne odcinki wiadomości, zanim zajrzałem do e-maila, którego wcześniej wysłała mi Millie. Otworzyłem filmik z załącznika i na ekranie niespodziewanie wyskoczyły mi trzy pary cycków. Zdezorientowany odsunąłem głowę. Nagranie z pewnością nie miało nic wspólnego z pracą Ireland. Ubrane jedynie w skąpe majteczki od bikini kobiety wylegiwały się na plaży i popijały przez słomkę drinki w skorupie orzecha kokosowego. Zmusiłem się do podniesienia wzroku, żeby się przyjrzeć ich twarzom. Żadnej z nich nie znałem, ale na kilka sekund przed końcem filmiku podeszła do nich jeszcze inna kobieta. Jej mokre włosy wyglądały na ciemniejsze po kąpieli w morzu, ale tego uśmiechu nie sposób było pomylić z żadnym innym.
Chociaż najpierw zwróciłem uwagę na ciała tamtych kobiet, a dopiero potem na ich twarze, to w przypadku Ireland spojrzałem w dół dopiero wtedy, gdy filmik się skończył – bynajmniej nie z powodu jej nieatrakcyjności – i na ekranie pozostała stopklatka akurat z nią. Miała pełne i naturalne piersi, które doskonale pasowały do jej ponętnych kształtów. Ale to ten rozbrajający uśmiech wydał mi się najbardziej niebezpieczny.
Poprawiłem się na swoim miejscu i zamknąłem plik. Co prawda Ireland po pijanemu zasugerowała, żebym dodał go do swojej kolekcji filmów porno, ale uznałem, że ta kobieta zasługuje na większy szacunek. Co innego, gdyby sama wysłała mi to nagranie. Na pewno nie zamierzałem odtwarzać tego wideo kilkanaście razy i fundować sobie erekcji w biurze, bez względu na to, jak bardzo kusił mnie mój wewnętrzny dupek.
Odwróciłem się na krześle, żeby wyjrzeć przez okno. „Ireland Saint James. Wyglądasz na niezłe ziółko”. Z pewnością należała do tego rodzaju kobiet, które powinienem omijać szerokim łukiem. A jednak czułem, że muszę się dowiedzieć o niej czegoś więcej. Przez kilka minut się zastanawiałem, czy nie zgłębić tematu jej zwolnienia i nie wysłuchać jej wersji wydarzeń.
Ale dlaczego miałbym to robić?
Bo byłem ciekaw Ireland Saint James.
Czy zależało mi na sprawiedliwym traktowaniu pracowników w mojej firmie, czy też chodziło raczej o hipnotyzujący uśmiech tej kobiety, jej zabójczy tyłek i popieprzoną przeszłość, która mnie zaintrygowała?
Już po chwili nie miałem żadnych wątpliwości, jak brzmi odpowiedź na te pytania. Wszystkie czujniki ostrzegawcze w moim mózgu kazały mi usunąć tego e-maila i zniszczyć wszystkie jej dokumenty w niszczarce. To byłaby najrozsądniejsza i zdecydowanie najwłaściwsza decyzja biznesowa. A jednak…
Ponownie włączyłem laptopa, otworzyłem okno nowej wiadomości i zacząłem pisać.
Szanowna Pani Richardson,
po głębszej analizie…
Harold Bickman to dupek!”
Dalsza część dostępna w wersji pełnej
Tytuł oryginału:
Inappropriate
Redaktorka prowadząca: Joanna Pawłowska
Wydawczyni: Joanna Pawłowska
Redakcja: Jolanta Olejniczak-Kulan
Korekta: Ida Świerkocka
Projekt okładki: Sommer Stein, Perfect Pear Creative, www.perfectpearcreative.com
Opracowanie graficzne okładki: Ewa Popławska
Zdjęcie na okładce: © Wander Aguiar
Model: Simone Curto
Copyright © 2020. INAPPRO PRIATE by Vi Keeland
Copyright © 2022 for the Polish edition by Wydawnictwo Kobiece Łukasz Kierus
Copyright © for the Polish translation by Karolina Bochenek, 2022
Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.
Wydanie elektroniczne
Białystok 2022
ISBN 978-83-67137-88-1
Grupa Wydawnictwo Kobiece | www.WydawnictwoKobiece.pl
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Katarzyna Rek