Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
12 osób interesuje się tą książką
Dwa złamane serca. Jedno postanowienie: już nigdy nie dać się skrzywdzić.
Landon Rhodes jest irytująco przystojnym, trochę zamkniętym w sobie zawodowym snowboardzistą. Jak wszyscy Renegaci uwielbia ryzyko, a kiedy na coś się uprze, zwykle nic nie może go powstrzymać.
Dotyczy to też kobiet, z którymi się umawia. Angażuje się teraz wyłącznie w niezliczone, niebezpieczne i krótkotrwałe związki. Dlaczego? Mówią, że pewna dziewczyna zostawiła po sobie w jego sercu ranę, której nie da się uleczyć…
Ta dziewczyna to ja. I to ja najlepiej wiem, kto z nas dwojga naprawdę został skrzywdzony. Dlatego postanowiłam, że już nigdy nie pozwolę, by ten chłopak ponownie mnie zranił. Nawet gdy los znów nas połączy, i to nie do końca przypadkiem…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 523
Znajdowałem się w kompletnie surrealistycznym miejscu, przypominającym małą zimową krainę w środku wiecznego lata. Sztuczny śnieg w ośrodku Ski Dubai migotał w świetle rzucanym przez lampy, co wywoływało we mnie tęsknotę za bezchmurnym niebem nad Górami Skalistymi. Kurort narciarski w Aspen miał się niedługo otworzyć, my jednak wciąż przebywaliśmy na Bliskim Wschodzie, pół świata dalej, i do kraju mieliśmy wrócić dopiero przed Bożym Narodzeniem.
Kątem oka dostrzegłem jednego z operatorów kamer, sunącego po stoku tuż za mną, więc przyspieszyłem. Zwykle nie miałem nic przeciwko byciu nagrywanym dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem dni w tygodniu, jednak dzisiaj po prostu działało mi to na nerwy. Może dlatego, że minęło zaledwie kilka dni od naszego pokazu na żywo, a może chodziło o to, co się ostatnio wydarzyło, a dokładniej o sytuację, w której jedna z moich przyjaciółek niemal straciła życie, a druga wylądowała w areszcie. Cholera, a może po prostu była to kwestia tego, że nie mogłem się nawet w spokoju odlać bez towarzystwa kamerzystów depczących mi po piętach. Najzwyczajniej w świecie potrzebowałem teraz kilku minut dla siebie.
Przeniosłem ciężar ciała nieco na bok i pokonałem jeden z zakrętów na trasie, dbając przy tym, aby świadomie kontrolować położenie deski snowboardowej na oblodzonej części stoku tuż za wyciągiem. Cały zjazd zajął mi niewiele ponad kilka sekund i za cholerę nie można było go uznać za trening przed wyprawą do Nepalu, ale lepsze to niż nic, zważywszy na to, że temperatura na zewnątrz przekraczała 32 stopnie Celsjusza.
– Już prawie zapomniałem, jaki potrafisz być szybki – stwierdził Paxton, ślizgiem zatrzymując się obok mnie.
– Poświęciłem w tym tygodniu trochę czasu na trening. O dziwo, nie zastałem się tak, jak mi się wydawało – odparłem, wzruszając ramionami.
Od pięciu dni znajdowaliśmy się w Dubaju, zgodnie z harmonogramem programu uniwersyteckiego Studia na Rejsie, i prawie każdy z nich spędziłem w Ski Dubai. Odkąd trzy miesiące temu opuściliśmy Miami, tylko tutaj miałem okazję użyć deski snowboardowej i nie było nawet mowy, żebym z niej nie skorzystał.
– To co, powtórka? – Pax kiwnął w stronę wyciągu, dokładnie w chwili, gdy kamerzysta w końcu dotarł na kraniec stoku. Całe szczęście, że większość ujęć w Nepalu będziemy nagrywać z helikoptera i kamerek GoPro, bo ten typ w życiu nie byłby w stanie dotrzymać mi kroku.
– Ile mamy jeszcze czasu?
Podwinął rękaw kurtki i zerknął na zegarek.
– Jakąś godzinę, wystarczy na kolejny zjazd. Leah zacznie świrować, jeśli nie dotrzemy na pokład na dwie godziny przed wypłynięciem, więc to będzie mój ostatni.
– Taaa, cóż, tak to jest, jak wolisz baraszkować z dziewczyną w Stambule, a później statek odpływa wam sprzed nosa.
Na twarzy przyjaciela pojawił się leniwy uśmiech.
– Może tak, ale było bardziej niż warto. To jak, zjeżdżamy jeszcze raz?
Zerknąłem na szczyt wzgórza i na osobne trasy, jakie oferowało Ski Dubai, po czym skinąłem głową.
– Ano, możemy. Przez następnych kilka tygodni nie będziemy mieć okazji.
Skierowaliśmy się w stronę krótkiego wyciągu i przez chwilę czekaliśmy na swoją kolej. Wśród osób ubranych w wypożyczone ciemnogranatowe oraz czerwone kombinezony dość mocno wyróżnialiśmy się w swoich, uszytych na zamówienie.
Byłem bardziej niż świadomy tego, że kamera śledzi każdy nasz ruch, ale z całych sił starałem się to zignorować. W końcu dokument o wdzięcznym tytule „Na międzynarodowych wodach” kręciliśmy z myślą o Nicku i te dziewięć miesięcy w świetle reflektorów było niczym w porównaniu z tym, że on musiał spędzić resztę swojego życia na wózku. Wynagrodzenie za udział w filmie zostanie wypłacone w równych częściach zarówno jemu, jak i Pierwszym, czyli naszej czwórce, która stworzyła ekipę, a sam film pokaże światu fenomenalne projekty ramp oraz pomysły na akrobacje Nicka. Więc tak, kamery nie odstępowały nas na krok.
– Hej, Nova – rzuciła w naszą stronę jakaś dziewczyna, wzdychając przy tym lekko.
– Hej, księżniczko – odparłem, mrugając do niej. – Dobrze się bawisz?
Przesunąłem spojrzeniem po jej twarzy, starając się odszukać ją na swojej czarnej liście – ciekawe, czy już się z nią kiedyś przespałem?
Poczułem na sobie ciężar spojrzenia Paxtona i zauważyłem, jak przewraca oczami. Nie znosił tego mojego nawyku i nie miał oporów przed informowaniem mnie o tym od czasu do czasu.
– Jasne! Miło w końcu poczuć trochę chłodu. Wszędzie, gdzie ostatnio się zatrzymywaliśmy, było okrutnie gorąco, co? – Niebieskooka zatrzepotała pomalowanymi mocno powiekami.
– Prawda. – Czyli jest z nami na statku.
– Idealna pogoda na przytulanki – dodała jeszcze, przygryzając wargę, po czym pomachała nam na pożegnanie, kiedy nadjechało jej krzesełko.
– Ani słowa – rzuciłem ostrzegawczo w stronę przyjaciela, kiedy tylko dostrzegłem, że otwiera usta.
Potrząsnął głową, po czym przesunęliśmy się o krok w oczekiwaniu na naszą kolej.
– Potwierdziłem już wyjazd do Nepalu – oznajmił, gdy już rozsiedliśmy się na krzesełkach.
– Serio? Rzeczywiście damy radę ją pogodzić ze studiami?
Od jakiegoś czasu próbowaliśmy ogarnąć wyjazd na narty w miejsce z prawdziwym śniegiem, by trochę potrenować, ale nie mieliśmy za bardzo jak tego zrobić, zważywszy na to, że od ostatnich trzech miesięcy pozostawaliśmy w okolicach Morza Śródziemnego i Afryki.
To na wyprawę do Nepalu postanowiłem postawić wszystko podczas kręcenia dokumentu. Była ona całkowicie zależna od naszego rozkładu zajęć. Podobnie zresztą jak wszystko inne w tym roku.
Siedziskiem szarpnęło i ruszyliśmy w drogę na szczyt sztucznego stoku.
– Uda nam się to zrobić w tygodniu przeznaczonym na opcjonalne wycieczki na lądzie. Będzie nas to kosztowało tydzień w Indiach, ale jakoś wszystko ogarniemy. Potrzebujemy łącznie dziesięciu dni, więc będziemy musieli tylko napisać prace zaliczeniowe, żeby nadrobić jakoś te stracone wycieczki z zajęć kulturowych.
Posłałem mu sceptyczne spojrzenie.
– I co, Leah nie miała nic przeciwko? Twoja panna jest znana z tego, że odwala jej na punkcie wszystkiego, co się wiąże z nauką.
Na twarzy przyjaciela znowu pojawił się uśmiech człowieka, który wpadł po uszy, a ja zignorowałem irracjonalny przebłysk zazdrości, rozpalający się w moim żołądku. Paxton zasługiwał na radość, miłość i całą tę cholerną bajkę – po prostu kisiłem w sobie trochę żalu, bo w moim przypadku nie wchodziło to w grę.
W końcu dawno temu po królewsku spierdoliłem swoją szansę na miłość.
– Miała, ale zmieniła zdanie, gdy obiecałem jej, że spędzimy dzień w Tadź Mahal. Zarezerwowałem nam też przelot helikopterem do obozowiska na Mount Everet.
– Romantiko.
– Hej, Leah nie protestowała. – Na moment zapatrzył się przed siebie, po czym przechylił głowę. – W każdym razie, jeśli masz jakiś pomysł na rozrywkę dla dziewczyn, gdy już tam będziemy, to mów śmiało. Jakoś nie potrafię sobie wyobrazić Leah uderzającej na stoki.
– Prawda. Wymyślimy coś, co im się spodoba. Pennę pewnie będzie nosiło, bo tym razem nie będzie mogła jeździć.
– Wiem – stwierdził cicho Paxton i przez chwilę wznosiliśmy się w pełnej zamyślenia ciszy.
Chłodne powietrze owiewało mi twarz. Gdzieś pod nami radosne okrzyki zjeżdżających odbijały się echem od stalowych ścian. Tylko w Dubaju mógł powstać tak kozacki ośrodek narciarski połączony z centrum handlowym. Penna powinna tutaj z nami być, a nie ukrywać się na statku. Paxton miał rację – do czasu, aż za kilka miesięcy zdejmą jej gips, dziewczyna zupełnie straci swój ogień.
– Martwię się o nią. Odkąd wyszła ze szpitala, prawie w ogóle się nie odzywa, a to zupełnie nie w jej stylu – powiedziałem.
– Obwinia się – odparł Paxton.
– A nie powinna – oceniłem natychmiast. – To jej siostrze odwaliło. Uwielbiam Brooke równie mocno, co ty, ale obydwaj wiemy, że to prawda. Nic z tego, co się wydarzyło przez ostatnie trzy miesiące… Wypadki, sabotaże, pierdolone gierki… Nic z tego nie było winą Penny.
– Tylko jak ją przekonać, żeby w to uwierzyła?
– Musimy sprawić, żeby wciąż czuła się częścią ekipy – odparłem. – Od zawsze była nas czwórka, ty, ja, Nick i Penna. Może i Nick już zawsze będzie na wózku, ale ten, na którym jeździ teraz Penna, nie jest na stałe. Za kilka miesięcy będzie tu nami dyrygować.
– Fizycznie może i tak, ale psychicznie… Myślami jest w naprawdę mrocznym miejscu. Nie wiem, czy dojdzie do siebie na tyle, by wziąć udział w jakichś numerach, ale tegoroczna edycja X Games na pewno odpada. Ledwo zdejmą jej gips. Nie da rady przygotować się na czas.
Powoli wypuściłem powietrze, obserwując, jak zmienia się w parę.
– Taaa… Cóż, jeśli jest na świecie ktoś, komu miałoby się udać, to na pewno jest to Penna. Już niedługo zrzuci gips i wskoczy na motocykl, zanim lekarze zdążą jej powiedzieć, że to kiepski pomysł.
– Cała nasza Rebel – stwierdził Paxton z uśmiechem. Wymawiając jej pseudonim, kiwnął głową.
Wilder, Rebel, Nova i Nitro… czwórka Pierwszych. Może i nasza historia rozpoczynała się w ogródku Paxtona i miejscowym skateparku, ale teraz ekipa rozrosła się już do dwadzieściorga Renegatów na statku i jeszcze większej liczby świeżaków. Jednak nieważne, jak sławni się staliśmy, zawsze będzie chodziło o naszą czwórkę. Po ponad dziesięciu latach wspólnego ryzykowania życiem, czułem się z nimi mocniej związany niż z własną rodziną. Poświęciłbym dla nich wszystko.
Już to zrobiłeś.
Dotarliśmy na szczyt wyciągu. Zeskoczyliśmy na wspaniale wyglądający śnieg. Boże, jak ja tęskniłem za jego chrzęstem pod stopami, za poślizgiem i testowaniem na nim granic możliwości własnego ciała; jedyne, co dla mnie istniało, to ja i deska. Kochałem jazdę na deskorolce, ale snowboarding od zawsze był moją największą miłością.
– Udało ci się ogarnąć też wszystko dla Gabe’a i Alexa? – spytałem, kiedy rozważaliśmy, którą trasę wybrać.
– Taa. Rada uczelniana nie była zbytnio zachwycona przyjęciem ich na drugi trymestr, ale dosyć stanowczo przedstawiłem swoje argumenty.
Prychnąłem w odpowiedzi.
– No tak, zwłaszcza, że statek należy do ciebie i w ogóle…
– Nie zaprzeczam, to mogło odrobinę pomóc – przyznał Paxton. – Wiem, że ich tutaj potrzebujesz, więc trzeba było to załatwić. Przylecieli dzisiaj rano, więc są gotowi, żeby zacząć zajęcia razem z nami.
– To najlepsi zawodnicy naszego pokolenia w zjazdach wysokogórskich.
– Ty jesteś najlepszym zawodnikiem naszego pokolenia w zjazdach wysokogórskich – poprawił mnie.
Wzruszyłem ramionami. Może tak było, a może nie, ale znałem różnicę między zarozumialstwem a pewnością siebie, dlatego potrzebowałem tej dwójki podczas naszej himalajskiej wyprawy – ich osądu oraz doświadczenia, które nieco by mnie przytemperowały, gdyby zaszła taka potrzeba.
– Hej, spróbujmy tędy – zaproponował Pax, kiwając głową w stronę stoku oznaczonego czarnym kolorem. Kamery akurat się z nami zrównały. – Biegnie wzdłuż miejsca, z którego obserwuje nas Leah.
Parsknąłem śmiechem.
– Jasne, trochę popisówy przed twoją panną nie zaszkodzi.
Podeszliśmy do początku czarnej trasy, a ja w duchu przekląłem ekipę filmową. Ciekawe, jak się wam teraz uda dotrzymać nam tempa.
– Co do Leah… Jej współlokatorka już dołączyła? Pewnie powinniśmy załatwić miejsce na wyprawie i dla niej? – Żeby wszystko udało się idealnie, trzeba było zadbać o wiele drobnych szczegółów, a teraz doszedł nam jeszcze jeden.
Dostrzegłem, że stojący obok Pax spina się.
– Taaa, dotarła.
– Co jest? – spytałem, klepiąc go po plecach. – Przyjaciółeczka już odbiera ci czas sam na sam z twoją kobietą?
Potrząsnął głową w odpowiedzi.
– Nic z tych rzeczy.
– Hej, Nova – usłyszeliśmy ten sam słodki dziewczęcy głos co wcześniej. Jego właścicielka chwilę później podjechała na nartach bliżej nas. Oho, blondyna wróciła. – Mamy jeszcze trochę czasu, aż statek wypłynie z portu. Co byś powiedział na drinka na dole?
„Masz ochotę mnie przelecieć, żebym miała co później opowiadać koleżankom?”. O to tak naprawdę jej chodziło. Normalnie nie miałbym nic przeciwko, jednak ostatnio, obserwując Paxtona i Leah, czułem się dosyć rozdrażniony.
A to uczucie było naprawdę do dupy.
– Chyba trochę kiepsko u nas z czasem, ale może złapiemy się gdzieś później na statku? – zasugerowałem z uśmiechem, licząc na to, że nie zranię tym jej uczuć.
– Będę na pokładowym basenie. – Wyszczerzyła się. – A, mam na imię Erin.
– Miło cię poznać, jestem…
– Nova – dokończyła za mnie, a koleżanka za jej plecami zaczęła coś trajkotać.
Landon.
– Dokładnie.
Zupełnie nie interesowało jej to, kim naprawdę jestem. Widziała tylko personę, którą stworzyłem, ale nie było w tym nic złego. Albo jednak było. To i tak lepsze podejście niż u pozostałych lasek, które myślały, że staną się dla mnie kimś więcej niż jednorazowym numerkiem. Że będą w stanie rozgrzać moje skute lodem serce.
Żadna z nich nie miała szans.
Bo żadna nie była nią.
Zepchnąłem tę myśl na granicę umysłu najdalej, jak tylko potrafiłem, po czym zatrzasnąłem za nią drzwi. Gdybym ponownie je otworzył, stałbym się bezużyteczny i ledwo bym funkcjonował, a na to w najbliższym czasie nie zamierzałem sobie pozwolić.
– No to… do zobaczenia na pokładzie! – rzuciła Erin, posłała mi przez ramię ostatnie, dosyć sugestywne spojrzenie, po czym wspólnie z koleżanką skierowały się w stronę najłatwiejszej z tras.
– Nie wyglądałeś na zainteresowanego – stwierdził Pax, nasuwając gogle na oczy.
Podążyłem w jego ślady, a świat nabrał nieco ostrzejszych barw za sprawą specjalistycznych szkieł.
– Bo nie jestem.
– Ach tak – mruknął, powoli kiwając głową, jakby mnie rozumiał.
Tyle że za cholerę niczego nie rozumiał.
– No co? – dopytałem, upewniając się, że żaden z kamerzystów nie znajduje się na tyle blisko, by mikrofon wyłapał naszą rozmowę.
– Pomyślałem, że może w końcu dasz sobie spokój z pieprzeniem wszystkiego, co ma ręce i nogi.
– Raczej nie – warknąłem, na co tylko wzruszył ramionami.
– Była całkiem ładna.
Blond włosy. Niebieskie oczy. Na mojej skali byłaby ósemką.
Problem polegał na tym, że pragnąłem jedenastki i na całym cholernym świecie była taka tylko jedna. Miała włosy ciemniejsze od nocy, smukłe, opalone ciało idealne dopasowane do mojego i czekoladowe oczy w kształcie migdałów, które potrafiły sprawić, że zapominałem własnego imienia, ale nigdy jej.
– No cóż, nie była tą, której chcę. – Odpuść.
Pax ponownie skinął głową.
– Okej.
– I co to niby miało znaczyć?
– Nic, po prostu powiedziałem „okej”.
– Miałeś coś więcej na myśli.
– Przestań szukać dziury w całym. Jeśli nie chcesz tamtej laski, świetnie, naprawdę mnie to nie obchodzi. Rzeczywiście wolałbym, żebyś zmienił swoją metodę samoleczenia, bo ten zżera cię od środka, ale hej, przecież to nie moja sprawa.
Zacisnąłem szczękę.
– Jedźmy już.
– Prawdziwy z ciebie wrzód na dupie – stwierdził, po czym pomknął w dół zbocza.
Nabrałem głęboko tchu, by uspokoić umysł, ale odkąd ona ponownie się w nim pojawiła, nie było już odwrotu.
Próbowałem wrócić myślami do tamtej blondynki, sprawić, by to jej twarz, jej sugestie i sposób, w jaki użyłbym później jej ciała, zapełniły na godzinę lub dwie pustkę w mojej duszy, ale to nie miało sensu.
Przez moją głowę przepływała już tylko jej twarz, jej oczy, jej pyskate usta. Posłałaby mi buziaka, a później pognała za Paxtonem. Dotrzymywałaby mi tempa na każdym kroku, pędziłaby coraz dalej i szybciej.
Minęło dwa i pół roku, a ja czułem w piersi ten sam ciężar, który przygniatał mnie za każdym razem, gdy tylko o niej myślałem.
Rachel.
Pozwoliłem jej imieniu przetoczyć się po całym moim wnętrzu, na moment wpuszczając ją do środka. Tylko podczas tego zjazdu – obiecałem sobie, a później ruszyłem w dół. Pozwolę sobie teraz na pół minuty rozpamiętywania, a kiedy tylko dotrę na kraniec stoku, zamknę tę furtkę.
Kontynuowałem zjazd, zastanawiając się, gdzie ona teraz jest i co robi. Czy wciąż mnie nienawidzi? Miałem taką nadzieję, bo całkowicie na to zasługiwałem.
Bóg jeden wiedział, że nienawidziłem siebie wystarczająco za nas obydwoje.
Problem z miłością polegał na tym, że gdy odchodziła, nic nie było w stanie zapełnić pustki, jaką po sobie pozostawiała. Nie było substytutu tej euforii. Utrata miłości kończyła się syndromem odstawienia, na który nie istniało żadne lekarstwo.
A przynajmniej jeszcze takiego nie odkryłem.
Ugiąłem nieco kolana, by zwiększyć prędkość.
Przynajmniej seks zduszał ten ból na jakiś czas, ale może… Może Paxton miał rację. Byłem tak samo daleko od ruszenia dalej ze swoim życiem, co tamtego dnia, gdy jak ostatni dureń postanowiłem od niej odejść.
Może nadszedł czas, żeby wziąć się w garść i stawić czoła całej tej gównianej sytuacji.
Paxton znajdujący się tuż przede mną pomachał w stronę szyby, a ja spojrzałem w górę i zrobiłem to samo, gdy tylko zrównałem się z obserwującą nas Leah. Odmachała mu, potem mnie, a chwilę później ktoś stanął obok niej.
Jasna cholera. Nie może być.
Włosy dziewczyny lekko spływały jej na ramiona i nawet z odległości dało się dostrzec przecinające je fioletowe pasma. Odwróciłem głowę, nie chcąc stracić jej z oczu.
Twarz jak u wróżki, mocno zarysowane kości policzkowe, zadarty nosek, idealnie zaokrąglone usta – poznałbym je wszędzie.
Docisnęła dłonie do szyby.
Jeb!
Nogi rozjechały mi się na milisekundę przed uderzeniem w ścianę na krańcu stoku. Odbiłem się od niej i wylądowałem na tyłku.
– Uwaga! – krzyknął ktoś po angielsku i o mało nie potraktował mnie kijkiem.
Właśnie wywinąłem orła w miejscu, gdzie zakręcał wyciąg orczykowy, który wyciągał ludzi na szczyt za pomocą liny.
Odepchnąłem się, żeby zjechać im z drogi, i spojrzałem w górę, w miejsce, gdzie Leah stała za szybą. Znów sama.
– Wszystko okej? – odczytałem z ruchu jej warg, a w oczach dostrzegłem zmartwienie.
Co do kurwy, to teraz zaczynałem mieć halucynacje? Tych kilka sekund, kiedy pozwoliłem wspomnieniom przejąć nad sobą kontrolę wystarczyło, by Rachel zaczęła mi się objawiać?
Skinąłem głową w kierunku Leah i poderwałem się do góry. Czyżbym zamyślił się tak bardzo, że mój mózg zaczął widzieć to, co chciał?
– Wszystko dobrze? – spytała jakaś dziewczyna wyciągana przez orczyk. Jej narty znajdowały się jakieś trzydzieści centymetrów nad moją deską.
– Taa, dzięki – odparłem, pochylając głowę.
Tak jest, drogie panie, zdobyłem cztery medale na rozgrywkach X Games, z czego trzy w jeździe na desce, a przed sekundą wpadłem w cholerną ścianę.
Weź się w garść.
Ruszyłem dalej w dół stoku, by spotkać się u jego podnóża z Paxem.
– Pojechałeś okrężną drogą? – spytał.
– Taa, coś w ten deseń – odparłem, zdając sobie sprawę z tego, że nie widział, jak zrobiłem z siebie totalnego błazna. Z pewnością dowie się o tym później, gdy Bobby’emu, reżyserowi naszego dokumentu, wpadnie w łapy nagranie ze zjazdu.
Pax nie kontynuował dyskusji, posłał mi tylko zdumione spojrzenie.
– Czas na nas. Wszystko okej? Jesteś jakiś blady.
– Nic mi nie jest. – Tylko tyle z siebie wykrztusiłem, kiedy zaczęliśmy ściągać z siebie sprzęt.
– Landon, jesteś cały? – spytała Leah, pędząc w moją stronę, gdy wyszliśmy z chłodnej przestrzeni prosto w suchy, pustynny skwar.
– A co się stało? – dorzucił Pax, obejmując ją ramieniem.
– Nic, wszystko ze mną dobrze – odparłem, posyłając dziewczynie uśmiech, a przynajmniej tak mi się wydawało. Nie do końca miałem pewność, bo jedyne, co czułem, to odrętwienie w całym ciele.
To uczucie nie opuszczało mnie, gdy odwożono nas z powrotem do portu, gdzie zacumowała Athena, ani kiedy Pax opowiadał mi o nowych numerach, jakie dla nas wymyślił, tym bardziej że zaledwie kilka dni temu, podczas naszego eventu na żywo, jemu jako pierwszemu udało się wykonać na motocrossie triple front1. Liczba subskrybentów naszego kanału na YouTube gwałtownie wzrosła, podobnie jak na Instagramie oraz Snapchacie, ale tak naprawdę to liczba wyświetleń naprawdę poszybowała.
Uczucie odrętwienia nie minęło też, gdy zeskanowałem identyfikator, by wrócić na ogromny statek wycieczkowy, który od sierpnia zastępował nam dom. W drodze do wielkiego, trzypokojowego apartamentu na tyłach statku jedyne, co widziałem, to wspomnienie, którego mój mózg nie chciał odrzucić: obraz dziewczyny, którą kątem oka dostrzegłem obok Leah.
– Landon! – wrzasnął Pax, wyrywając mnie ze stanu zamroczenia. Poderwałem głowę i spojrzałem w jego stronę.
– No co? Ja pierdolę, nie musisz tak krzyczeć.
– Najwyraźniej muszę, skoro wołałem cię już trzy razy i nic.
– Mówiłem już, że nic mi nie jest.
Przyjaciel zmrużył oczy.
– Okeeej, ale tym razem pytałem, czy chcesz pójść nad basen.
Zamrugałem kilka razy.
– Muszę trochę poćwiczyć.
– Przecież dopiero co jeździłeś na desce. Odpuść sobie siłownię na jeden dzień i po prostu spędź z nami trochę czasu. Wiem, że przygotowujesz się na Nepal, ale jeden dzień cię nie zbawi.
Miał rację, mogłem sobie pozwolić na jeden wolny dzień. Poza tym byłem teraz tak rozkojarzony, że najprawdopodobniej ześlizgnąłbym się z bieżni albo zrobił coś równie durnego jak wjazd w ścianę.
– Dobra, w takim razie basen. Pasuje mi.
– Hej, może uda ci się wypatrzeć tam tego śnieżnego króliczka ze stoku – rzucił jeszcze kpiąco, kierując się po schodach do swojego pokoju.
– Żadnego śnieżnego króliczka – wymamrotałem pod nosem, po czym ruszyłem do siebie. Pierwsza lepsza laska mi w tej sytuacji nie pomoże. Nie, kiedy ona była jedyną, o której myślałem. Już to wcześniej przerabiałem, potrzebowałem po prostu oczyścić głowę. Zrzuciłem z siebie ubrania i założyłem spodenki kąpielowe, a później wróciłem do salonu, by tam spotkać się z Paxem. Bobby i reszta ekipy filmowej właśnie prowadzili spotkanie przy stole w jadalni. Jeśli się pospieszymy, może uda nam się zdobyć trochę czasu na osobności.
– Zachowujesz się dziwnie, serio – rzucił Pax, gdy wsiedliśmy do windy prowadzącej na piętro z basenem. – Leah mówiła, że widziała, jak podczas zjazdu wpadłeś w ścianę. Może dobrze byłoby, żeby ktoś obejrzał twoją głowę? Ona jest już nad basenem, zajęła nam miejsca, ale możemy spotkać się z nią trochę później.
– Nic mi nie jest – powtórzyłem.
– To ty tak twierdzisz.
Gdy weszliśmy na skąpany w ponad trzydziestostopniowym upale pokład z basenem, biła już z niego ogłuszająca muzyka. Promienie słońca opadły na moją skórę, jednak nawet im nie udało się roztopić odrętwienia, którego wciąż nie byłem w stanie się pozbyć.
Może Pax miał rację i rzeczywiście uderzyłem się w głowę mocniej, niż mi się wydawało.
Podobnie jak za każdym razem, kiedy opuszczaliśmy port, muzyka dudniła, a ludzie tłoczyli się w jednym miejscu. Pax zniknął, żeby odszukać w tłumie Leah, a ja w tym czasie rozejrzałem się w nadziei, że chociaż odrobinę udzieli mi się podekscytowanie pozostałych.
Pierwszy trymestr dobiegł końca, czekały nas jeszcze dwa kolejne i właśnie wyruszaliśmy w stronę Oceanu Indyjskiego. Cała ta sytuacja, jakby się nad nią zastanowić, była dość przytłaczająca. Z drugiej strony, to właśnie przez zbyt długie myślenie znalazłem się w tym miejscu.
– Tutaj jesteś! – U mojego boku pojawiła się blondynka poznana na stoku. Cycki prawie wylewały jej się z góry od stroju kąpielowego.
– Hej. – Wysiliłem się na uśmiech, gdy otoczyła mnie ramieniem w pasie.
– Masz ochotę na drinka?
Nieszczególnie.
– Wiesz, chyba przejdę się…
– Oj, daj spokój. Bar jest zaraz obok! – oznajmiła, kierując nas w tamtą stronę.
W tej samej chwili poczułem na torsie coś lodowatego, ześlizgującego się w dół mięśni brzucha aż do spodenek. Z wrażenia aż zassałem powietrze. Jasna cholera, jaki ziąb.
– Strasznie przepraszam! – powiedziała jakaś dziewczyna.
Jej głos uderzył we mnie z mocą huraganu, którym była. Kiedy uniosła wzrok, całe powietrze, jakie wcześniej nabrałem do płuc, uciekło mi przez usta.
Rozszerzyła oczy, a na jej twarzy, tak bardzo znajomej, błysnęła panika.
– O, Boże – wyszeptała.
Fioletowe pasemka spływały gładko wzdłuż linii jej szczęki, a usta delikatnie rozchyliły się od szoku, który z pewnością odzwierciedlał mój.
Cały świat skurczył się do kobiety stojącej przede mną. Ucichło nawet bicie mojego serca, oddając cześć tej chwili. Skąd ona się tu wzięła? Po tak długim czasie rozłąki w końcu stała obok, na wyciągniecie ręki, a jednak jedyne, co byłem w stanie robić, to patrzeć na nią z obawą, że jeśli mrugnę, to zniknie.
Tysiące różnych emocji rozbijało się w moim ciele z taką prędkością, że smagały mnie niczym biczem. Każda z nich trwała na tyle długo, by porządnie ukłuć z siłą godną miliarda igieł, a jednak żadna nie była w stanie sprowadzić mnie na ziemię; niezmącona niczym radość i zdumienie na jej widok po tylu latach, strach, że chluśnie mi w twarz resztką drinków i przytłaczające pragnienie, by znów ją pocałować, błagać o wybaczenie błędów, jakie popełniłem jako durny dzieciak, i o zapomnienie ostatnich dwóch lat, które spędziliśmy osobno.
Najbardziej odczuwalna była jednak czysta ulga, że mogłem ponownie odetchnąć pełną piersią. Że to otępienie, jakie czułem od zjazdu po stoku zniknęło i skóra mrowiłą mnie teraz wszędzie, gdzie tylko krew była w stanie pomknąć spragnionymi jej naczyniami.
Wszystko sprowadziło się do wyłącznie jednego słowa:
– Rachel?
Wydawało mi się, że jestem gotowa na to, co nieuniknione.
Tak bardzo się myliłam.
Oddychaj – nakazałam sobie, ale nie po to, by się uspokoić, a żeby zwyczajnie napełnić płuca tlenem, zanim całkowicie by mnie odcięło. Planowanie zobaczenia się z Landonem, a spotkanie z nim twarzą w twarz to zupełnie różne sprawy. Pierwsza była czysto logiczna, z kolei druga… no cóż, ani jeden nerw w moim ciele nie pozostawał obojętny na jego bliskość.
A teraz powiedz coś… cokolwiek.
– Cześć, Landon – rzuciłam cicho, spoglądając prosto w te zszokowane orzechowe oczy. Niemal zdążyłam już zapomnieć, jak piękne były i jak ich barwa zmieniała się w zależności od jego humoru albo tego, co miał na sobie.
A w tej chwili nie miał na sobie zbyt wiele.
Cóż, na pewno były na nim moje margarity. Właśnie spływały mu po tych niesamowicie wyrzeźbionych mięśniach brzucha, nie zatrzymując się ani na chwilę przy niezliczonych tatuażach zdobiących jego skórę.
Czy pozbył się już tego, który zrobił z myślą o mnie? Nie byłam w stanie dostrzec pod jasnozielonym świństwem spływającym mu po ciele.
Poderwałam wzrok do góry, by napotkać jego spojrzenie, jednak on wciąż stał w bezruchu… i tylko patrzył. Okej, może nie będzie tak źle, jak się spodziewałam.
– No to… dobrze cię widzieć – powiedziałam z nieco drżącym uśmiechem, przesuwając wzrokiem po każdym najdrobniejszym detalu jego twarzy, która idealnie wpasowałaby się w zdjęcie rodzinne braci Hemsworth. Rysy straciły nieco z miękkości, jaką pamiętałam z czasu, gdy widzieliśmy się po raz ostatni. Miał mocno zarysowane nos oraz podbródek, ale usta wciąż wyglądały na równie miękkie jak wcześniej – i równie dobrze wprawione w podrywaniu i wymówkach.
Wspomnienia uderzyły we mnie ze zdwojoną siłą, bombardując niskim tembrem jego głosu, gdy rozmawialiśmy godzinami, ciepłem w oczach, gdy po raz pierwszy wyznał, że mnie kocha, dotykiem jego dłoni na mojej skórze. Nieważne, jak bardzo starałam się zakopać to wszystko głęboko w sobie, teraz właśnie wracało, zalewając mnie falami uczuć, na odkrywanie których nie mogłam sobie pozwolić. Nigdy.
Od tygodnia znajdowałam się na statku ze świadomością, że on też tutaj jest. Wiedziałam o tym, jak daleko posunął się Paxton, by mnie tutaj ściągnąć. Unikałam dawnej miłości niczym plagi, którą zresztą była. Zostałam dla Leah, ale i dla siebie, bo chciałam zetknąć się z własną historią, poznać miejsce, w którym przyszłam na świat. Istniało mnóstwo powodów, by kontynuować rejs, a Landon nie był jednym z nich.
– Co… Jak…? – Najwyraźniej w tym momencie zabrakło mu typowej dla niego gadki na podryw.
Wyobrażałam sobie w głowie tę chwilę tysiące razy. To, jak swobodnie, wręcz lekceważąco się zachowam. Pokażę mu, że mnie zranił, ale nie złamał. Moje wyobrażenia miały się jednak nijak do rzeczywistości i mojej fizycznej reakcji na jego widok.
Dlaczego nie powiedziałeś mi, że odchodzisz? Dlaczego to nie mnie wybrałeś? Dlaczego nie byłam dla ciebie wystarczająca? – wszystkie pytania, które wypłakiwałam w poduszkę jako osiemnastolatka, właśnie unosiły swój paskudny łeb. Jednym ruchem wepchnęłam je z powrotem na miejsce i przełknęłam ślinę, by nawilżyć nieco wysuszone na wiór gardło. Podrażnienie nie miało jednak nic wspólnego z pustynnym upałem.
– Um… znacie się? – spytała blondynka, otaczająca go ramieniem w pasie.
Ciekawe, czy w ogóle wie, jak ona ma na imię.
Kpiący uśmiech wykrzywił mi usta. Inny rok. Inny kraj. Ten sam Landon.
– Kiedyś się znaliśmy.
Chłopak wciąż wyglądał na zszokowanego, więc postanowiłam skorzystać z tej niewielkiej przewagi.
– No cóż, to pewnie do zobaczenia – powiedziałam.
Zmusiłam się, by oderwać od niego wzrok. Poczułam ukłucie w klatce piersiowej, jakby zostawił mnie wczoraj, a nie dwa i pół roku temu.
Zdołałam odwrócić się i odejść. Wrzuciłam puste już kubki po drinkach do kosza. Musiałam znaleźć Leah i o wszystkim jej opowiedzieć, ale to później – teraz potrzebowałam uciekać stąd w cholerę. Od windy dzieliły mnie zaledwie trzy metry, gdy Landon mnie dogonił, tym razem już bez blondyny.
– Rachel! – zaczął, muskając palcami moje przedramię, jakby w ostatniej chwili zmienił zdanie i wolał mnie nie dotykać.
Było tak blisko – pomyślałam, gdy drzwi windy zasunęły mi się przed twarzą.
Odwróciłam się powoli, starając się wyobrazić sobie, jak skrywam wszystkie uczucia za rzędem zasuwek. Nie ma mowy, żebym go przez nie przepuściła.
– Co mogę dla ciebie zrobić? – rzuciłam w stronę jego klatki piersiowej. Bezpieczniej było patrzeć na nią niż w te roztapiające duszę oczy.
– Rachel – powtórzył szeptem.
Milimetr po milimetrze unosiłam wzrok, aż nasze spojrzenia się skrzyżowały. Jasnobrązowe włosy Landona wyglądały, jakby ktoś przed momentem przeczesał je palcami. Górował nad moimi stu pięćdziesięciu siedmioma centymetrami, jednak ta różnica zawsze sprawiała, że czułam się bezpieczna, jakby był górą, której nie da się poruszyć. Okazało się, że ja też nie byłam w stanie tego zrobić.
– No co?
– Ja… Nawet nie wiem, co powiedzieć – przyznał, a na jego twarzy pojawił się zachwyt pomieszany z przerażeniem.
Ja też nie – zawołała osiemnastolatka wewnątrz mnie z miejsca, w którym ją zamknęłam.
– Wow. Muszę przyznać, że spodziewałam się po tobie raczej jakiejś bajery.
Delikatnie potrząsnął głową i zamrugał, jakby spodziewał się, że dzięki temu zniknę, bo jestem wyłącznie wytworem jego wyobraźni.
– A ja nie spodziewałem się ciebie.
– Domyśliłam się. Słuchaj, nie musimy się w ogóle widywać. Trzymaj się swoich zajęć, ja zrobię to samo. Na pewno zdarzy się nam jakiś wspólny czas przez całą tę akcję z Leah i Paxtonem, ale ogólnie mam zamiar cię ignorować. – Musiałam to powiedzieć, by jakoś przetrwać.
Landon zmrużył oczy.
– Akcję z Leah i Paxtonem?
Uniosłam brew, starając się uspokoić mocne bicie serca, ale miałam wrażenie, jakby to diabelstwo miało skrzydła i właśnie obijało się nimi o żebra, starając się wydostać ku jedynej osobie, do której kiedykolwiek należało. Do diabła, niemożliwe.
– Nie powiedzieli ci?
Zrobił krok do przodu, a ja się cofnęłam.
– O czym?
Przez moment kontynuowaliśmy ten dziwny taniec, ja cofałam się, a on przybliżał. Z każdym kolejnym krokiem byłam jednak bliższa ucieczki od niego jak najdalej.
– Rachel, zatrzymasz się na moment? Nie zamierzam pakować się za tobą do windy.
– No tak, w końcu jesteś raczej typem, który odchodzi.
Skrzywił się, słysząc te słowa.
– Serio?
Rozległ się odgłos ogłaszający wypłynięcie statku z portu.
– W końcu mam już jakieś doświadczenie z tobą w tej kwestii. – Zerknęłam mu przez ramię i zauważyłam blondynkę wpatrującą się w nas z ramionami skrzyżowanymi na piersi. – I z tego, co widzę, nic się nie zmieniło.
– Rachel… – Wyciągnąl do mnie rękę, jednak cofnęłam się i lekko odwróciłam, by wcisnąć przycisk przywołujący windę.
– Nie, nie masz prawa wymawiać mojego imienia. Nie masz prawa do niczego, co ze mną związane. Wracaj sobie do bycia Novą, a ja przez następne pół roku będę trzymać się od ciebie z daleka.
– No cóż, do tej pory chyba całkiem nieźle ci to szło, skoro widzę cię po raz pierwszt, a jesteśmy na statku od trzech miesięcy.
Naprawdę musiał wyglądać na tak zranionego? Jakby to, że się przed nim ukrywałam, było podłe?
– Dotarłam tu dopiero w zeszłym tygodniu.
Zmarszczył czoło, a ja zwalczyłam w sobie chęć wygładzenia tych linii własnymi palcami, zupełnie tak, jak miałam w zwyczaju, kiedy jeszcze byliśmy razem. Nie należał do mnie, żebym mogła go dotykać. Nie należał do mnie w żadnym tego wyrażenia znaczeniu.
– W zeszłym tygodniu? Zabawne, właśnie wtedy współlokatorka Leah miała… – Otworzył szerzej oczy i teraz wyglądały na wręcz komicznie wielkie.
– Poskładałeś to sobie do kupy, co? – Drzwi windy rozsunęły się za moimi plecami i bezwstydnie się do niej wślizgnęłam, dostrzegając w oddali zbliżającą się do nas ekipę filmową. Potrzebowałam przestrzeni… i to już.
– Zaczekaj. – Landon wychylił się do przodu, wsuwając ramię między drzwi. – Nic z tego nie rozumiem.
– Paxton ci wyjaśni – stwierdziłam, naciskając przycisk, by szybciej się zamknęły.
– Paxton? – Ponownie potrząsnął głową.
Wydałam z siebie pełne frustracji westchnienie, gdy zorientowałam się się, że w windzie byli też inni studenci.
– Paxton Wilder. Twój najlepszy przyjaciel. Rusz głową, Nova…
– Landon – warknął. – Dla ciebie nigdy nie byłem Novą, nie w tym sensie…
Jesteś niczym supernowa, eksplozja tak jasna, że widać tylko ciebie – powiedziałam mu kiedyś, zaraz po tym, jak zdobył medal w jednej z konkurencji. Podobnie jak moja miłość, jego przezwisko zmieniło się w coś zupełnie innego. Teraz był Casanovą… I zdecydowanie nie należał do mnie.
– To, czym dla siebie byliśmy, za cholerę nie ma już znaczenia – sprostowałam. – To, że tu jestem… Przeznaczenie ani Bóg nie mają z tym nic wspólnego, to wszystko sprawka Paxtona. Chcesz odpowiedzi? Uderz do niego. Od chwili, gdy te drzwi się zasuną, nie zamierzam więcej z tobą rozmawiać.
– I myślisz, że to możliwe? Że tak po prostu cię zignoruję?
– Przez ostatnie dwa i pół roku szło ci całkiem nieźle.
Ktoś za moimi plecami zakasłał, by stłumić śmiech.
Landon posłał tej osobie mordercze spojrzenie, a później na jego twarzy pojawił się ten charakterystyczny uśmieszek Novy, który sprawił, że poczułam się kompletnie rozdarta. Z jednej strony miałam ochotę go trzasnąć, a z drugiej przypominałam sobie, niestety, co ten mężczyzna potrafił zrobić z moim ciałem.
– Rachel.
– No co? – wrzasnęłam.
Zapłaciłabym sporą sumę, by sprawić, żeby przestał wypowiadać moje imię w ten sposób – jakby wciąż mnie znał, pragnął i kochał. Jakby ostatnie dwa lata po prostu wyparowały, a my wciąż rozmawialibyśmy o wspólnej przyszłości w mieszkaniu, które dla nas wynajęłam. Nie miał prawa wypowiadać mojego imienia, jakby wcale dramatycznie nie odmienił każdej pojedynczej komórki mojego jestestwa. Nie byłam już tamtą dziewczyną.
– Następne cztery dni spędzimy na otwartym morzu, więc nie będziesz mogła opuścić statku. To jeszcze nie koniec. – Cofnął się, zabierając ramię spomiędzy drzwi.
Te powoli zaczęły się zasuwać, a Landon nie spuszczał wzroku z moich oczu. Jego spojrzenie stało się cieplejsze. Najwyraźniej otrząsnął się już z pierwszego szoku wywołanego moim widokiem.
– Ten koniec nastąpił dawno temu – oznajmiłam cicho, a on wzdrygnął się i to było ostatnie, co zobaczyłam, nim winda ruszyła.
Zamknęłam za sobą drzwi do naszego apartamentu i oparłam się o nie plecami. Zabolało. Boże, tak bardzo zabolało. Położyłam dłoń pod sercem, modląc się, by przynajmniej z pozoru zaczęło spokojniej bić, ono jednak wciąż galopowało, a płuca spazmatycznie wtłaczały w siebie powietrze. Nawet gardło płonęło mi żywym ogniem od guli, jaka w nim utknęła i za nic w świecie nie chciała zniknąć. Skrzywiłam się, z trudem hamując łzy. Boże, nienawidziłam płakać, a co gorsza, nawet nie byłam smutna. Nie, oczy piekły mnie ze złości, wstydu, bólu w piersi wywołanego spotkaniem z nim… Od przeróżnych emocji, których moje ciało nie potrafiło jeszcze przetworzyć.
Wciągnęłam powietrze do płuc. Jesteś silniejsza niż kiedyś. Jesteś z żelaza. Jesteś z betonu. Jesteś niepokonana.
Sama prawda, ale on był moją jedyną głupią słabostką.
Jakimś cudem, w ciągu zaledwie kilku minut, był w stanie rozorać moją duszę i cofnąć mnie o kilka lat w przeszłość. I gdzie tu sprawiedliwość? Przecież to on odszedł bez słowa, zostawiając mnie bez perspektyw na dalszą naukę w college’u, z wkurzoną rodziną, do której musiałam wrócić z podkulonym ogonem i umową najmu mieszkania, na które nie było mnie stać, a z tego, co widziałam, sam miał się całkiem w porządku. Może nawet bardziej niż w porządku. To ja byłam tą, która usiłowała sobie poradzić ze świeżo otwartą raną w sercu… po raz kolejny.
– Rachel? – Z wnętrza salonu dobiegł mnie głos Penny i poczułam ciężar w żołądku. Jeśli na tym statku była osoba, która nienawidziła mnie bardziej niż Paxton, to właśnie ona. Gardziła mną od lat, a właściwie od chwili, gdy zorientowała się, że podczas gdy umawiałam się z Wilderem, do szaleństwa zakochałam się w jego najlepszym przyjacielu.
Kilka dni temu stała się moją współlokatorką po tym, jak Leah przeniosła się do Paxa. Rozumiałam, dlaczego tak się stało. Penna potrzebowała czasu na rekonwalescencję z dala od publiczności, a nasz apartament stanowił strefę całkowicie zakazaną dla ekipy filmowej. Ale, rany, czasami robiło się tutaj naprawdę niezręcznie.
– Tak, to ja – odpowiedziałam, ruszając wzdłuż korytarza i starając się pozbierać. Marmurowe podłogi, dwie sypialnie i mnóstwo udogodnień stanowiły zbyt duży luksus, ale nie zamierzałam narzekać. Wilder naprawdę przeszedł samego siebie, żeby mnie tutaj ściągnąć. Nienawidziłam jednak świadomości, że przy okazji wykorzystał moją najlepszą przyjaciółkę.
Z drugiej strony, zakochał się w niej, więc wszystko dobrze się skończyło.
– Hej – rzuciła Penna ze swojego wózka. Nogę zakutą w gips aż po biodro wsparła na krześle. Niesamowicie długie blond włosy związała w węzeł na czubku głowy. Ranna czy nie, była posągowo piękna, a jednak śmigała na crossie lepiej niż niejeden facet.
– Hej. – Opadłam na miękką skórzaną kanapę, po czym oparłam stopy o stolik.
Dziewczyna z powrotem skupiła się na czytanej wcześniej książce, przez co siedziałyśmy teraz w niezręcznej ciszy.
Przez całe moje ciało przepływała nerwowa energia, więc wyprostowałam się i oparłam łokcie na kolanach, skrywając twarz w dłoniach. Boże, co za głupota. Szaleństwo. Czekało mnie jeszcze pół roku z nim na tym samym statku i obserwowanie, jak ugania się za wszystkim, co ma na sobie spódniczkę. Jak niby miałam sobie z tym poradzić? Jak miałam poradzić sobie z nim?
– Widziałaś go – stwierdziła cicho Penna, odkładając książkę, na co skinęłam głową.
– Wpadłam na niego. Dosłownie. Polały się margarity.
– Alkohol pomógł?
Uniosłam wzrok.
– Oblałam go nim.
Penna prychnęła, co było pierwszą namiastką śmiechu, jaką od niej dostałam, odkąd zjawiłam się na pokładzie w zeszłym tygodniu.
– No i dobrze, chociaż i bez tego jest wystarczająco zgorzkniały.
Roześmiałam się.
– Na to wygląda.
– Jak się czujesz? – W jej oczach coś błysnęło. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, jak wiele kosztuje ją to pytanie.
– Serio pytasz? Bo jestem pewna, że gdybyś właśnie nie siedziała na wózku, to już dawno wykopałabyś mnie za burtę.
W reakcji na moje słowa przechyliła głowę na bok.
– Nie powiem, rozważałam taką opcję.
Ostatnie, czego w tym momencie potrzebowałam, to jawna niechęć ze strony Penny, a znajdowałyśmy się w jedynym miejscu na statku, do którego mogłam uciec od Landona. Rewelacyjnie.
Drzwi do apartamentu otworzyły się gwałtownie i uderzyły o ścianę.
– Rach? – głos Leah poniósł się po korytarzu na dwie sekundy przed tym, jak wpadła do salonu. – Boże, Landon i Pax właśnie rozmawiają. Co się stało?
Przyjaciółka opadła na kanapę obok mnie. Nic nie zakrywało jej nóg, przez co równoległe blizny na jej łydkach były doskonale widoczne. Przed rejsem nigdy ich nie pokazywała – do czasu, aż Paxtonowi udało się namówić ją, by przestała się ukrywać. Jej oczy w kolorze whisky były szeroko otwarte, a brązowe włosy w wyraźnym nieładzie. Rany, tęskniłam za nią każdego dnia, kiedy była tutaj, a ja wciąż w Los Angeles.
– Wpadłam na Landona.
– Taaa, tę część historii już znam – odparła. – Trzymasz się jakoś?
– Nic mi nie jest – skłamałam.
Roześmiała się, jednak umilkła, gdy posłałam jej spojrzenie spod byka.
– Przepraszam, po prostu odkąd zobaczył cię dzisiaj na stoku, też w kółko powtarza, że nic mu nie jest.
– Zobaczył cię na stoku? – spytała Penna, która najwyraźniej zapomniała już o czytaniu książki. To był chyba pierwszy raz od czasu wypadku, kiedy na tak długo zaangażowała się w rozmowę… Od czasu, gdy siostra złamała jej serce.
– Tak – przyznałam, uśmiechając się mimowolnie. – Spojrzał na Leah, żeby do niej pomachać, a ja wtedy do niej dołączyłam. Nie byłam pewna, czy rzeczywiście mnie widział, ale wyglądał, jakby zobaczył ducha.
– A później wjechał prosto w ścianę – dodała Leah, a ramiona aż trzęsły się jej od powstrzymywanego śmiechu.
– Jaja sobie robisz! – krzyknęła Penna, wywołując tym kolejną salwę śmiechu. – Serio, w ścianę? Na skraju stoku?
– Dokładnie tak. A później jakaś dziewczyna na wyciągu prawie na niego najechała.
Nawet nie byłam blisko, a jego dobrą passę już trafiał szlag.
– O mój Boże – rzuciła Penna, śmiejąc się jeszcze głośniej. – A później co?
– Rozglądał się za tobą – powiedziała do mnie Leah. – Kiedy pozbierał się ze śniegu, już cię nie było, ale szukał cię wzrokiem.
Śmiech ugrzązł mi w gardle pod wpływem kalejdoskopu emocji szalejącego mi w piersi.
– Ale, co dziwne, nie zapytał o ciebie – kontynuowała przyjaciółka. – Gdy się z nim spotkałam, w ogóle nie spytał, kim była ta dziewczyna obok.
– Bo go to nie obchodziło – odparłam obronnie.
– Nie, to nie tak. Wyglądał na wstrząśniętego, zupełnie jakby myślał… że mu się przywidziałaś. Jakby już wcześniej mu się to zdarzało.
Spojrzałam przyjaciółce prosto w oczy.
– To by znaczyło, że kiedykolwiek o mnie myślał.
– Rachel…
– Nie! – warknęłam. – Zostawił mnie bez pożegnania. Jak ostatnia idiotka czekałam na niego na SOR-ze, z pięcioma odrzuconymi połączeniami, dziesięcioma wiadomościami bez odpowiedzi, podartym listem potwierdzającym przyjęcie na studia, pogruchotanym nadgarstkiem po upadku z blatu w naszej nowej kuchni, a, no i ze złamanym sercem. A to wszystko, gdy tusz na umowie najmu mieszkania, na które mnie samej nie było stać, jeszcze dobrze nie wysechł. Spędziłam w tamtym mieszkaniu wiele dni ze świadomością, że wrócił do Renegatów, a jednocześnie wciąż miałam nadzieję, że wróci do domu, do mnie. Że Wilder nie dotrzyma słowa, cofnie to swoje cholerne ultimatum albo przynajmniej okażę się godna jakichkolwiek wyjaśnień albo chociaż pożegnania. Macie w ogóle pojęcie, jak to jest zostać kompletnie olaną z dnia na dzień? Porzuconą? Potraktowaną, jakby nie było się wartą miłości, czasu ani nawet pieprzonego telefonu? Leah, ty ze wszystkich osób powinnaś najlepiej wiedzieć, jak się czułam, gdy musiałam wrócić do rodziców z podkulonym ogonem i błagać o pomoc po tym, jak cisnęłam im w twarz stwierdzeniem, że chcę być niezależna. Oddałam Landonowi wszystko, a jemu to wciąż nie wystarczyło. Więc nie, proszę, nie sugeruj nawet, że kiedykolwiek o mnie pomyślał.
– Powinnaś pozwolić mu się wytłumaczyć – rzuciła cicho Penna.
– Nie masz w tej sprawie nic do powiedzenia – odparłam. – Nie, jeśli chcesz, żebyśmy żyły ze sobą chociaż w pseudoprzyjaznych stosunkach.
Po sposobie, w jaki zacisnęła usta i mocniej chwyciła książkę, widziałam, że trudno jej było powstrzymać się od komentarza.
– Okej – stwierdziła w końcu. – Ale każdy medal ma dwie strony.
Leah przesunęła spojrzeniem po nas obydwu, po czym klasnęła w dłonie.
– Zmiana tematu. – W jej oczach rozbłysło podekscytowanie. – Paxowi udało się ogarnąć dla nas wszystkich wyprawę do Nepalu podczas tygodnia zaplanowanego w Indiach. Zrobimy z niej swoją opcjonalną wycieczkę.
Penna zesztywniała, a ja natychmiast spojrzałam jej w oczy. Wpatrywała się teraz w swój gips.
– Okej?
– Jedziemy wszystkie! No, o ile oczywiście chcesz. Pax znalazł świetne spa dla mnie i Penny, a poza tym doszły mnie słuchy, że są tam wspaniałe stoki do jazdy na nartach…
Zmrużyłam oczy.
– Machasz mi właśnie marchewką przed nosem. Dobrze wiesz, że uwielbiam jeździć.
– To prawda – przyznała.
– Landon tam będzie.
– Tak… właściwie to wyjazd dla niego. Zajawił się na zjazd na snowboardzie po jednym ze zboczy Mount Everest i to jego popisowy numer. Uważa, że dzięki temu dokument okaże się hitem.
On chyba nie zamierza… Od razu odepchnęłam od siebie tę myśl. Na litość boską, spędziłam w jego towarzystwie zaledwie chwilę i już zaczęłam się o niego martwić. W ogóle nie powinnam o nim myśleć ani zastanawiać się, czy rzeczywiście zamierza spróbować z górską granią godną krainy Shangri-La2, o czym mówił od zawsze. Była niesamowicie wysoka, niewiarygodnie stroma i prawdopodobnie zabójcza.
– Uch. – Oparłam głowę o zagłówek kanapy. – Nie ma przed nim ucieczki, co?
– Nie, jeśli chcesz korzystać ze wszystkich korzyści, jakie niesie ze sobą podróżowanie z Renegatami – stwierdziła Penna. – A, o ile dobrze pamiętam, zawsze chętnie dołączałaś do wszystkich naszych szaleństw. Cholera, czasami byłaś nawet bardziej nieustraszona od Landona.
W słowach dziewczyny nie było cienia złośliwości. Może mieszkanie z nią w pokoju nie okaże się aż taką tragedią.
– Uwielbiałam to.
– To co, myślisz, że dasz sobie radę przebywać w jego obecności przez tyle czasu? –zapytała Leah. – Wciąż jestem gotowa się stąd zawijać, jeśli tylko chcesz. Kocham Paxtona, ale cholernie nie podoba mi się podstęp, za pomocą którego ściągnął tutaj nas obydwie.
Ścisnęłam jej dłoń. Wiele wycierpiała w ciągu ostatnich lat i nie zachowałabym się wobec niej w porządku, gdybym odebrała jej szansę na szczęście. Dla niej byłam w stanie przeżyć to pół roku piekła. Poza tym czekała mnie okazja, by dowiedzieć się czegoś o własnej historii, po miesiącach poszukiwań i przeglądania dokumentów rodziców, by poznać lokalizację sierocińca w Korei Południowej… za plecami mamy, bo nie chciałam sprawić jej przykrości. I co, miałam pozwolić Landonowi to wszystko zniszczyć?
– Nic mi nie będzie. Dam sobie radę z jego towarzystwem.
W oczach Leah błysnęła iskierka ulgi. Zwolniła nieco uścisk mojej dłoni.
– Okej, więc jak chciałabyś to wszystko ogarnąć? Pax chciałby, żebyś dołączyła do wyprawy.
– No jasne, że tak, bo chce, żebym była łatwo dostępna dla Landona – warknęłam, po czym skrzywiłam się. – Wybacz.
– Nie ma sprawy, możesz warczeć na mojego chłopaka do woli. Po tym, co odwalił, zasłużył na wszystko, co mu zaserwujesz.
– W porządku. Będziemy się widzieli tylko na wycieczkach na lądzie, więc przez resztę czasu uda mi się go unikać.
– Cóż… – zaczęła Leah.
– Co tym razem?
– To pewnie nie najlepszy moment, by ci powiedzieć, że w tym trymestrze chodzicie na te same zajęcia – dodała Penna. – Tak że będziesz miała z nim te same przedmioty, wycieczki na lądzie, nasze wyjazdy i wszelkie zajęcia w terenie, jakie zaplanują prowadzący.
– Popierdoli mnie.
– Coś czułam, że tak powiesz – skomentowała Leah, znów ściskając moją dłoń. – Wciąż się na to piszesz?
Powoli skinęłam głową.
– Podobnie jak ty, jestem twardsza niż kiedyś. Poza tym przebywanie w jego towarzystwie nie oznacza jeszcze, że muszę z nim rozmawiać.
– Rachel – zaczęła przymilnie Leah.
– Landon potrafi być dosyć natarczywy… i przekonujący – dodała Penna.
– Cóż, a ja potrafię być równie uparta i zdecydowanie mam o wiele więcej doświadczenia w ignorowaniu go niż on w szukaniu mnie. Nie ma nic, co byle facet mógłby zrobić, by zmusić mnie do rozmowy.
Nie umknęło mi spojrzenie, jakie wymieniły ze sobą Leah i Penna.
– Mówię poważnie.
– Wiem – odparła Leah. – To, jaka jesteś uparta, nie podlega dyskusji.
– Skoro i tak utknęłam tutaj z tym czymś – powiedziała Penna, z lekkim uśmiechem kiwając w stronę swojego gipsu – to przynajmniej pooglądam sobie coś ciekawego.
Jak trudne mogło być ignorowanie Landona Rhodesa?
Coś czułam, że niedługo się przekonam.
– Co ty, do kurwy, narobiłeś? – rzuciłem w stronę Paxtona, zatrzaskując za sobą drzwi. Kamery zostały na korytarzu, a ja miałem w dupie, czy nasz producent, Bobby, dowali nam karę finansową za zakaz wstępu do apartamentu. Mogłem pogadać z Paxem tutaj albo w jebanej łazience.
Kochałem Nicka i byłem w stanie wytrzymać dla niego kamery śledzące każdy mój ruch podczas przygotowywania i wykonywania numerów, w trakcie zajęć… cholera, nawet przy barze, gdzie wyszukiwałem kolejne panienki, ale ta akcja z Rachel? Nikt nie musiał jej w to wkopywać, a później jeszcze pokazywać tego gówna w dokumencie.
– No dobra – odpowiedział Pax, unosząc dłonie, jakby był właśnie aresztowany. – Nie zabijaj mnie.
– Nie zabijać cię? Po co miałbym to, do cholery, robić, skoro potrzebuję od ciebie wyjaśnienia? – wrzasnąłem, nie zważając na to, czy sąsiedzi mogą nas usłyszeć. Biorąc pod uwagę paradę kobiet, które wchodziły tutaj i wychodziły, pewnie i tak przywykli już do o wiele gorszych odgłosów dobiegających zza ściany.
– Napijmy się piwa – zaproponował.
W milczeniu ledwo opanowałem złość, podczas gdy on otworzył dwie Corony i wcisnął kawałki limonki przez szyjki butelek. Zaraz po tym jednym haustem opróżniłem jedną z nich. Spotkanie twarzą w twarz z Rachel bolało jak cios prosto w jaja. Wciąż była równie piękna, jak dawniej, o perfekcyjnej figurze i twarzy o barwie porcelany, a jednocześnie zdawała się być niczym wykuta ze stali, co niesamowicie w niej podziwiałem. Była jak mała laska dynamitu, gładka i śliczna, a jednak zdolna do oderwania łba tym, co podejdą zbyt blisko.
Boże, to właśnie w niej uwielbiałem.
Rachel była jak łamigłówka, której nie udało mi się rozwikłać. Nigdy mnie nie nudziła, przez cały czas jej pragnąłem, z każdym dniem coraz bardziej, i robiłem wszystko, by ją zatrzymać. Można było z całą pewnością stwierdzić, że nic się w tej kwestii nie zmieniło, biorąc pod uwagę reakcję mojego ciała na widok dziewczyny i szarpnięcie serca w jej stronę, jakby przyciągała je magnesem.
Tyle że niezmącona niczym nienawiść bijąca z tych głębokich, brązowych oczu była czymś zdecydowanie nowym.
– Uspokoiłeś się trochę? – spytał Pax zza baru, bez wątpienia używając go jako osłony. Problem w tym, że żadna tarcza by go przede mną nie uratowała. Może i był lepiej zbudowany ode mnie, ale miałem nad nim przewagę w postaci dobrych dziesięciu centymetrów przy podobnej wadze.
– Raczej nie. Gadaj. Teraz.
Pokiwał głową, po czym upił łyk piwa.
– No dobra, pamiętasz, kiedy wpadliśmy na cały ten pomysł z rejsem…
– Z rok temu?
– Taaa. Firma ojca kupiła statek, a UCLA wyraziło zgodę na prowadzenie tutaj zajęć i mieliśmy wszystko dopięte na ostatni guzik, więc zaczęliśmy rozsyłać zaproszenia do wysyłania aplikacji, co nie?
– Tak, ale tamten czas trochę mi się zamazuje, bo sporo się działo. Zastanawialiśmy się nad rzuceniem studiów i przygotowywaliśmy się do zimowych rozgrywek X Games, więc chyba nie do końca wszystko pamiętam – stwierdziłem, a on ponownie przytaknął.
– Dokładnie. Musieliśmy jakoś zapełnić ten statek, więc rozesłałem tysiące ulotek do college’ów, ale i bezpośrednio do studentów. I mogłem też wtedy wysłać je do Rachel oraz jej współlokatorki… Leah.
Poderwałem głowę, przerywając odrywanie etykietki z butelki.
– Obrałeś sobie Rachel za cel?
Paxton nawet nie drgnął.
– Tak.
– Jak mogłeś? I po co? Skąd w ogóle wiedziałeś, gdzie jej szukać? – Pytania wypływały mi z ust szybciej, niż byłby w stanie odpowiedzieć. Chciał jej z powrotem po tych wszystkich latach? Mimo że był z Leah?
– Jednak postawiła na Dartmouth.
Potrząsnąłem głową.
– Zrezygnowała z miejsca. – Przeze mnie.
– Jej ojciec ma znajomego w dziale rekrutacji. Doszedł do wniosku, że pewnie ją zostawisz…
– Uważaj, co dalej powiesz, bracie… – Ostrzeżenie z moich ust brzmiało bardziej jak warknięcie. – Jest taka granica, którą za jakieś dwie sekundy przekroczysz.
Nie zrobił żadnego uniku, prawdopodobnie dlatego, że kiedyś skrzywdziłem go bardziej niż on mnie.
– Dlatego postanowili zatrzymać dla niej miejsce przez kolejny miesiąc. W tym czasie…
– Zostawiłem ją. – I udowodniłeś, że jej ojciec miał rację.
Paxton ponownie skinął głową i zacisnął usta w grymasie.
Obydwaj wiedzieliśmy, dlaczego musiałem to zrobić. Przyjaciel postawił mi ultimatum – mogłem mieć albo Rachel, albo Renegatów, nigdy jednego i drugiego. Podjąłem decyzję, wybierając głowę zamiast serca i od tamtej pory to drugie już nigdy nie działało poprawnie.
Z Paxtonem od dawna balansowaliśmy na krawędzi, doskonale wiedząc, że jeśli chcieliśmy pozostać przyjaciółmi, istniały pewne sprawy, których nie wolno było nam poruszyć. W przeszłości on i Rachel spotykali się, ale to dla mnie była miłością życia. Nie potrafiłem poukładać sobie w głowie tego, że podczas gdy ja starałem się całkowicie wyprzeć ją ze swoich myśli, on próbował ją odnaleźć.
– I jakim cudem to wszystko wiesz?
– Od Leah. Tydzień po tym, jak pojawiłeś się w Las Vegas, one poznały się w poczekalni u ortopedy, do którego obydwie chodziły. Później zostały współlokatorkami w akademiku w Dartmouth i od tamtej pory są najlepszymi przyjaciółkami.
– Skąd wiedziałeś, jak wysłać do niej zaproszenie? – spytałem. – Ja nie mogłem jej znaleźć.
– Bo nie szukałeś – odparł cicho.
– Przez ciebie! – wrzasnąłem, uderzając pięściami o blat baru. Z radością powitałem kłujący ból, który przeszył moje ręce. – Wychujałem cię i odbiłem ci dziewczynę, dobrze o tym wiem. Ty postawiłeś mi ultimatum, a ja wróciłem do Renegatów.
– Ale twoje serce zostało z nią.
– To nie podlega dyskusji. Zgodziliśmy się na to lata temu. – Zbyt wiele sprzecznych emocji wiązało się z Rachel, z tym, jaką krzywdę wyrządziliśmy Paxtonowi i tym, co ja zrobiłem Rachel, kiedy wróciłem do Renegatów. Przyjaciel właśnie powoli otwierał drzwi, które od dwóch lat przytrzymywałem własnym ciałem, a to, co wypływało z mrocznego miejsca, które niegdyś było moim sercem, okazało się naprawdę paskudne. Cholera, kogo ja próbowałem nabrać? Rachel wysadziła w powietrze kłódkę od tamtych drzwi w sekundzie, gdy ponownie spojrzałem w te jej bezkresne brązowe oczy.
– Musimy o tym porozmawiać. Wiem, że nie chcesz, ale jesteś moim najlepszym przyjacielem i odkąd wróciłeś, przyglądam się tylko, jak z każdym dniem coś w tobie umiera. Wypieprzyłeś każdą dziewczynę, jaka ci się napatoczyła, i to nie ma nic wspólnego z zabawą, więc skończ pierdolić. A to tylko wierzchołek góry lodowej, raz za razem podejmujesz takie ryzyko… że w końcu kiedyś sam się zabijesz.
– I kto to mówi – rzuciłem oskarżycielsko.
– Zgoda, ale tylko dlatego, że póki co nie mieliśmy zbyt wielu okazji do jazdy na snowboardzie. Zgodziłem się na wyjazd do Nepalu, bo wiem, że tego właśnie potrzebujesz do dokumentu.
– Robimy to dla Nicka – spierałem się. Zjazd po tamtej grani, który zaplanowaliśmy, sprawi, że dokument pobije rekordy popularności, a Nitro będzie w stanie otworzyć sobie nim drogę do konsultingu w naszej branży. Numer wymyślony wspólnymi siłami posadził go na wózku do końca życia, dlatego to Renegaci muszą zapewnić mu przyszłość, jakiej pragnął. Tak właśnie działała rodzina.
– Gówno prawda, to akurat robimy dla ciebie. Poziom niebezpieczeństwa, jaki się z tym wiąże… Mam wrażenie, że masz w dupie, czy w ogóle to przeżyjesz. Jesteś otumaniony, oderwany od rzeczywistości i naprawdę mam dosyć obserwowania, jak wynosisz bezmyślność na kolejne wyżyny.
– I co, pomyślałeś, że sprowadzenie tutaj Rachel w czymkolwiek pomoże?
– Tak, zwłaszcza że to przecież jej szukałeś przez cały ten czas, co? Wtedy tego nie rozumiałem, a już zwłaszcza, kiedy chowaliście się po kątach za moimi plecami, ale teraz, gdy zakochałem się w Leah, już rozumiem. Nie ma nikogo i niczego, co byłoby mnie w stanie powstrzymać przed zdobyciem jej. Kochałeś Rachel, a ja w końcu zrozumiałem, ile musiało cię kosztować odejście od niej.
Oparłem się dłońmi o blat i zacisnąłem palce na drewnie.
– Czyli co, stypendium Leah i cała ta gadka o trzymaniu jej blisko siebie, gdy po raz pierwszy znaleźliśmy się na pokładzie…
Paxton westchnął i przesunął dłonią po ciemnych włosach.
– Kiedy okazało się, że Rachel złapała mononukleozę i nie pojawiła się w Miami, zrozumiałem, że muszę mieć Leah blisko i upewnić się, że jej się tutaj podoba, bo jeśliby wyjechała, straciłbym szansę, że Rachel dotrze na drugi trymestr. Potrzebowałem też, żeby Leah pomogła mi utrzymać dobre stopnie.
– Więc ją wykorzystałeś? – Jakieś mroczne uczucie, które zupełnie mi się nie podobało, zagnieździło się w moim żołądku.
– Z początku tak – przyznał cicho. – Ale później się w niej zakochałem i wszystko się zmieniło.
– A potem, kiedy Rachel dotarła na statek, poznała prawdę? Jezu. To dlatego w zeszłym tygodniu zachowywałeś się jak ostatni dzban. I to dlatego postanowiłeś zmienić trailer, żeby pokazał, jak się zakochiwałeś w Leah. Żeby zobaczyła go na evencie i dała ci drugą szansę. – Przytaknął. – Ty manipulujący dupku.
– Niczego nie żałuję – przyznał. – To dla ciebie sprowadziłem tutaj Rachel, żebyś i ty dostał drugą szansę. Wiem, że zablokowała cię wszędzie w social mediach i że nigdy jej nie szukałeś ze względu na mnie i wszystkich Renegatów. I teraz wiem też, że nigdy nie powinienem był stawiać ci tego pieprzonego ultimatum.
Odniosłem wrażenie, że po raz pierwszy, odkąd sprzątnąłem mu dziewczynę sprzed nosa, między nami pojawiła się czysta, niezmącona niczym szczerość i mimo całej złości, jaką wobec niego teraz czułem, nie potrafiłem wyjść z szoku, jak wiele potrafił dla mnie zrobić, zwłaszcza że wymagało to włączenia do planu jedynej osoby, o której zgodziliśmy się nigdy nie wspominać. On, bo wyrządziłem mu okropną krzywdę, gdy zacząłem się z nią umawiać za jego plecami. Ja, bo nawet nie dawałem rady znieść, kiedy wypowiadał jej imię. Nie obchodziło mnie, że byli parą od pięciu miesięcy – ona od zawsze należała do mnie.
– Ty na serio pchasz mnie w ramiona swojej byłej.
Pax jedynie wzruszył ramionami.
– To bardziej twoja była. Ja… – Nabrał głęboko tchu. – Rachel nigdy nie złamała mi serca. Lubiłem ją, ale to sytuacja między tobą a mną tak naprawdę mnie zmasakrowała.
– A teraz, kiedy Rachel tu dotarła? Co ze wszystkim, na co tak ciężko pracowaliśmy? – On rzeczywiście ryzykował sukcesem Renegatów, ściągając ją tutaj. Ryzykował naszą przyjaźń.
– Naprawdę nie mam nic przeciwko temu. Teraz mam Leah i na całym świecie nie ma dla mnie nikogo lepszego.
– Dla niej odszedłbyś od Renegatów. – Bardziej stwierdziłem, niż spytałem.
– Bez wahania.
Ponownie zacząłem bawić się etykietką na butelce.
– Ja odszedłem od Rachel. Zniszczyło mnie to, ale i tak się na to zdecydowałem. – A ona nigdy mi tego nie wybaczy, widziałem to w jej oczach.
– Miałeś powody.
– Ona o nich nie wie.
– Więc jej powiedz. Nie musisz tego robić dzisiaj ani jutro. Czeka cię jeszcze pół roku dzielenia z nią korytarza.
– Ona mnie nienawidzi.
– Istnieje bardzo cienka granica między nienawiścią a miłością, mój przyjacielu.
Przytaknąłem.
– No chyba, że już jej nie chcesz? – zapytał cicho Paxton. – W takim razie postaw sprawę jasno, że odpowiada ci wyłącznie przyjaźń, a później… o wszystkim zapomnimy.
– Nie o to chodzi – warknąłem w odpowiedzi, a żołądek zwinął mi się w supeł. – Nigdy nie przestałem pragnąć Rachel ani za nią tęsknić. Nie ma na świecie nikogo, kto znałby mnie lepiej. Nikt nie rzuca mi takich wyzwań jak ona, ani mnie tak nie uspokaja. Do diabła, oczywiście, że jej chcę, ale do tej pory nieszczególnie mogłem z tobą o tym porozmawiać.
– Wiem i przepraszam.
Spojrzałem na niego ze zdumieniem. Paxton nigdy nie przepraszał. Nigdy.
Napotkał mój wzrok.
– Przykro mi, że tak cię zraniłem i że byłem zbyt samolubny i wkurwiony, by to dostrzec. I przykro mi, że tak długo zajęła mi próba naprawienia wszystkiego, ale jesteś moim najlepszym przyjacielem i zasługujesz na szczęście. Jeśli Rachel potrafi w tym pomóc, to nie mam nic przeciwko.
– Ona nawet nie chce ze mną rozmawiać. Ten statek już dawno odpłynął.
– Ale ten statek wciąż płynie i będzie jeszcze przez dobre pół roku. – Wyszczerzył się. – Nie bez powodu nazywasz się Nova, Casanovo. Udało ci się oczarować każdą kobietę, jaka znalazła się w zasięgu twojego wzroku.
– Nie licząc Leah i Penny – sprostowałem.
– Penna by cię znokautowała – odparł z uśmiechem, po czym z jego twarzy zniknęła cała wesołość. – A ja bym cię zabił, gdybyś chociaż zbliżył się do Leah.
– Taaa, wiem. – Nie, żeby Leah nie robiła na mnie wrażenia, ale po prostu… nie była Rachel. Nie było takiej drugiej. Nieważne, jak bardzo starałem się żyć dalej, to właśnie do niej porównywałem każdą inną kobietę i wszystkie wypadały blado.
– Chodzi mi po prostu o to, że jeśli jej pragniesz, to oczaruj ją w cholerę.
– A co, jeśli zupełnie mnie zleje?
Paxton posłał mi szeroki uśmiech.
– To wtedy uderz ze zdwojoną siłą.
Oczarować ją. Rachel nigdy nie leciała na żadną moją gadkę na podryw. Doceniała szczerość, pasję i odrobinę niebezpieczeństwa.
W głowie wciąż wirowało mi po tym, jak ją zobaczyłem i zrozumiałem, że znajduje się teraz nie więcej niż sześćdziesiąt metrów ode mnie, ale nie byłem głupi. Nawet jeśli nic się między nami nie wydarzy i jedyne, co uda mi się zrobić, to uświadomić jej, dlaczego odszedłem, warto spróbować.
Musiałem po prostu zacząć od nakłonienia jej, by ze mną porozmawiała.
Dobrze, że wytrwałość w dążeniu do celu jest jedną z moich cech.
– Jestem poważnie podłamana dostępnością napojów na pokładzie – oznajmiłam następnego dnia Leah, patrząc spod byka na swoją pepsi.
– Zapewniam cię, że gdy tylko zaczniemy odkrywać Sri Lankę, zupełnie zapomnisz o wiśniowej coli. – Nawet na mnie nie spojrzała, jedynie przerzuciła stronę w swoim podręczniku do ekonomii. Podziwiałam jej zdolność do skupienia się, zwłaszcza że siedziałyśmy właśnie w zatłoczonej kafeterii, z której rozciągał się widok na niezmącony niczym ocean. Może zdążyła już przywyknąć do tego widoku, w końcu przebywała na pokładzie od trzech miesięcy. Ja z kolei wciąż wpatrywałam się jak urzeczona… praktycznie we wszystko.
– Nie jestem pewna, czy będę ją odkrywać razem z tobą – przyznałam, przysuwając do siebie frytki i wyciskając małą porcję ketchupu na talerz.
Leah zatrzasnęła książkę.
– O czym ty mówisz? Wspólnie planowałyśmy tę podróż. – Zmrużyła oczy. – Nie chcesz przebywać w pobliżu Landona.
Zanurzyłam frytkę w czerwonym sosie, a później odgryzłam kawałek, delektując się jej pysznym smakiem. Jest coś w tym, ile komfortu potrafi zapewnić amerykańskie żarcie, gdy dom znajduje się tak daleko. Miałam ochotę wyściskać kucharza na statku.
– Odpowiedz na pytanie i przestań molestować jedzenie – zarządziła przyjaciółka.
– Dobra, nie chcę być w pobliżu Landona. Wystarczy, że mam z nim dwa przedmioty i naprawdę nie chcę, żeby przewijał się później we wszystkich moich wspomnieniach z podróży dookoła świata.
Leah ponownie popatrzyła na mnie spod zmrużonych powiek, powoli przeżuwając swoją porcję.
– Chcesz wiedzieć, co ja myślę? – rzuciła w końcu.
– Nope – odparłam, wrzucając sobie do ust kolejną frytkę. Cheeseburger na talerzu też wyglądał całkiem smakowicie.
– No cóż, i tak ci powiem.
– Domyśliłam się – upiłam łyk swojej pepsi i czekałam. Najlepsze i najgorsze w przyjaciółce takiej jak Leah było to, że nigdy nie łagodziła ciosów. Ani trochę nie powstrzymywała się przed wytykaniem mi różnych spraw.
– Myślę, że tak naprawdę nigdy nie przestałaś go kochać.
Poczułam ciężar formujący się w piersi i musiałam napiąć wszystkie mięśnie, by napój wyleciał mi nosem. Jakimś cudem udało mi się go spokojnie przełknąć.
– Ty tak na serio?
– Kiedy się poznałyśmy, Landon dopiero co cię zostawił, a Brian zginął.
– Taaa, obydwie przypominałyśmy wraki. – Uwielbiałam to, że była teraz w stanie wypowiedzieć imię Briana bez uronienia choćby jednej łzy. Utrata chłopaka w okropnym wypadku samochodowym sprawiła, że Leah całkowicie zamknęła się w sobie i, chcąc nie chcąc, musiałam przyznać, że to właśnie dzięki Wilderowi poczuła się lepiej. Mogłam postawić jeszcze jednego plusa na liście z jego dobrymi uczynkami.
Przyjaciółka ujęła mnie za dłoń i delikatnie ścisnęła.
– To ja byłam wrakiem. Ty kompletnie odsunęłaś się od innych ludzi i traktowałaś ich chłodno, wszystkich za wyjątkiem mnie, ale też trzymałaś się w jednym kawałku. Dzięki tobie przetrwałam pierwsze miesiące w Dartmouth, a później pomogłaś mi odkryć, jak dalej żyć.
– Leah… – Gdy mówiła coś takiego, zawsze brakowało mi słów. Pamiętam, jak bardzo zraniona wtedy była, dosłownie ledwo żyła, a teraz wydawała się o wiele stabilniejsza psychicznie niż ja.
– Poświęciłaś tyle czasu oraz uwagi mnie i mojej żałobie, że nigdy nie dałaś sobie czasu, by przetrawić własną. Między zajęciami, przeprowadzką i cóż… mną, wkręciłaś się we wszystko inne, byle tylko nie musieć radzić sobie z utratą Landona.
Skrzyżowałam ramiona na piersi, jakbym dzięki temu miała odeprzeć argumenty, którymi szastała w moją stronę.
– No już, nie bądź taka defensywna – zbeształa mnie. – Jesteś niezwykła i silniejsza niż ja kiedykolwiek będę. Po prostu wydaje mi się, że w tej historii jest więcej, niż jesteś skłonna mi powiedzieć, albo i nawet przyznać przed samą sobą. Nigdy nie wyjawiłaś mi jego imienia ani tego, co się wydarzyło, a mieszkałyśmy razem przez ponad dwa lata. Wiedziałam tylko, że jakiś facet złamał ci serce tego samego dnia, kiedy uszkodziłaś sobie nadgarstek, i nie dał wam nawet szansy na rozmowę.
Odwróciłam wzrok w stronę Morza Arabskiego i skupiłam się na tym, jak grzbiety fal przecinają spokojną wodę, a jednocześnie pozwoliłam jej słowom zawisnąć gdzieś między nami. Czy miała rację? Jasne, by aż tak nie cierpieć z powodu złamanego serca, wrzuciłam wszystko, co związane z Landonem, do skrzyni i zakopałam ją tak głęboko, że teraz trudno byłoby mi ją odnaleźć, co jednak nie oznaczało, że nigdy nie przestałam go kochać… prawda?
– Może rzeczywiście powinnam była ci o nim opowiedzieć, ale sama mierzyłaś się z tyloma sprawami, że nie potrzebowałaś, żebym dokładała ci jeszcze swoich problemów. Może wykorzystałam cię, żeby ukryć się przed własnymi problemami. I może podobało mi się, że on nie miał wstępu do mojego życia w Dartmouth, zupełnie jakby dawniej kochała go zupełnie inna osoba – przyznałam. Nabrałam głęboko tchu, by uspokoić skołatane nerwy i postanowiłam jednym sprawnym ruchem oderwać plaster i odsłonić się przed Leah w sposób, w jaki ona robiła to przede mną niezliczoną ilość razy. – Najbardziej nie mogę znieść tego, że gdy go widzę, wracają do mnie wszystkie wspomnienia. Słyszę jego głos i przypominam sobie każdą rozmowę. Ale im dłużej o tym myślę i mocno zastanawiam, czuję przede wszystkim ogromny ból i wstyd.
– Wstyd?
Roześmiałam się cierpko.
– Ile w ogóle Wilder ci powiedział?
– Z grubsza przedstawił, co się stało, a później przyznał, że zmusił Landona do wyboru między tobą a Renegatami.
Poczułam ciężar w żołądku.
– A Landon wybrał ich. Po jakimś czasie.
– Tak mi przykro.