Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Penna Carstairs to wyjątkowa dziewczyna. Największa buntowniczka spośród Renegatów i najseksowniejsza sportsmenka w rankingach prestiżowych magazynów. W sportach ekstremalnych nie ma dla niej nieprzekraczalnych granic. Nie istnieje też ani jeden stereotyp dotyczący kobiet, którego by nie przełamała.
Ale Penna Carstairs to także wyjątkowa kobieta, którą poznałem w barze w Vegas i z którą spędziłem szaloną, pamiętną noc. Jestem gotów skoczyć za nią w ogień, ale od teraz jest dla mnie nietykalna. Właśnie zaczynam prowadzić wykłady na uniwersytecie, a ona znalazła się w grupie moich studentów.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 565
Penna
Las Vegas
Ten dzieciak wciąż się gapił.
Znajdowałam się właśnie w lobby hotelu Bellagio, przeglądając wiadomości w telefonie i zdecydowanie ignorując większość z nich, jednak kiedy spojrzałam w górę, dostrzegłam, że patykowaty nastolatek wciąż wpatruje się we mnie z otwartymi ustami. Miał na sobie czapkę marki Fox Motocross oraz koszulkę z logo The Nitro Circus World Games1. Sądząc po sposobie, w jaki zerkał to na swój telefon, to na mnie, prawdopodobnie odgadł, kim jestem.
Na szczęście moja komórka po raz kolejny wydała z siebie dźwięk powiadomienia, dzięki czemu łatwiej było mi zignorować fakt, że nieznajomy prawdopodobnie właśnie postanowił podzielić się z użytkownikami Twittera tym, gdzie można mnie znaleźć.
Świetnie.
Mały John: Wszystko załatwione.
Penna: Dziękuję. Widzimy się za piętnaście minut przed hotelem?
Mały John: Nadal uważam, że to chujowy pomysł.
Penna: Wezmę to pod uwagę.
Wsunęłam telefon do tylnej kieszeni dżinsów w chwili, gdy dzieciak ruszył w moją stronę. Obejrzał się jeszcze, żeby sprawdzić, czy jego rodzice wciąż są zajęci meldowaniem się.
– Przepraszam? – zaczął łamiącym się głosem.
– Co tam? – spytałam, posyłając mu uśmiech.
– Głupie pytanie, ale… ty jesteś Rebel?
Przyłapana.
– Jasne. – Nie zmieniłam wyrazu twarzy, chociaż moje mięśnie sporo to kosztowało.
Dzieciak szeroko otworzył oczy. Dopiero wtedy rzeczywiście szczerze się uśmiechnęłam.
– Uwielbiam cię – palnął, po czym zalał się rumieńcem. – To znaczy… uwielbiam cię oglądać. Kurde, nie jestem stalkerem czy coś.
Śmiech delikatnie wstrząsnął moimi ramionami.
– Nie przejmuj się, zrozumiałam, o co ci chodziło.
Po zrobieniu sobie z nim kilku wspólnych fotek czułam, że zrobiłam mu dzień.
– Mogę cię o coś poprosić? – rzuciłam, składając podpis na jego czapce.
– O wszystko.
– Mógłbyś odczekać kilka godzin, zanim wrzucisz gdzieś te zdjęcia? Bardzo mi na tym zależy. – Doskonale wiedziałam, że nieważne, co odpowie, i tak może to zrobić. Czułabym się jednak lepiej z zapewnieniem z jego strony.
– Jasne. Pewnie. Nie ma problemu! – Entuzjastycznie pokiwał głową.
– Dzięki. – Oddałam mu czapkę, a w tej samej chwili jego rodzice ruszyli w naszą stronę.
Odwróciłam się, by odejść w stronę baru, kiedy usłyszałam jeszcze pytanie nastolatka:
– Rebel, czy to oznacza, że wróciłaś?
– Chyba niedługo się przekonamy – odparłam, po czym zniknęłam mu z oczu.
Mimo upływu czasu wciąż czułam niemałe zaskoczenie, gdy ktoś mnie rozpoznawał. Podobnie zadziwiała mnie świadomość, że jakimś cudem udało nam się zdobyć popularność naszymi wybrykami. Tym razem jednak czułam się odrobinę inaczej. Może dlatego, że po raz pierwszy działałam na własną rękę, bez Paxa, Landona, Nicka… czy Brooke. Albo dlatego, że od trzech miesięcy nie brałam udziału w żadnym z renegackich numerów.
Nie, nie o to chodziło. Czułam się dziwnie, bo tamtemu dzieciakowi udało się mnie rozpoznać, mimo że sama siebie już nie rozpoznawałam.
Rebel. Zyskałam ten pseudonim dosyć szybko, a to dlatego, że nigdy nie starałam się dopasować do społecznych norm, jakie narzucali mi rodzice, kiedy byłam jeszcze małą dziewczynką. Motocykle, snowboardy, spadochrony, liny do skoków na bungee – to one stanowiły dla mnie odpowiedniki domków dla lalek. Rozgrywki X Games były ważniejsze od potańcówek. Ciężko pracowałam nad każdym numerem i zdobyłam złoty medal w konkurencji Whip, w której do tamtego momentu brali udział wyłączenie faceci. Zamiast zapisać się do ligi juniorów, poddałam się uzależnieniu od adrenaliny oraz sportów ekstremalnych i wspólnie z trzema najlepszymi przyjaciółmi, którzy z czasem stali się moimi braćmi, stworzyłam ekipę Renegatów. Jedynym sposobem na to, by mnie do czegoś zmusić, było zabronienie mi tego. Bunt miałam we krwi.
Tym razem było jednak inaczej.
Tym razem buntowałam się przeciwko przyjaciołom. Działałam na własną rękę.
Hałas dobiegający z kasyna niemal ranił moje uszy, gdy szłam do baru, przy którym umówiłam się z Patrickiem. Luźna koszulka na ramiączkach, dopasowane dżinsy oraz czarne vansy może i nie stanowiły właściwego stroju w tym miejscu, jednak przywykłam już do tego, że zwykle się wyróżniam.
Szybko rozejrzałam się po pomieszczeniu i zauważyłam, że Patrick jeszcze nie dotarł, dlatego ruszyłam w stronę baru, gdzie oparłam się o granitowy blat.
– Co dla pani? – spytał barman.
– Wodę z lodem i cytryną – złożyłam zamówienie, wślizgując się na stołek.
– Robi się.
– Życie na krawędzi, co? – tuż obok rozległ się niski głos z delikatnym akcentem.
Odwróciłam się w jego stronę i odruchowo niemal nabrałam tchu. Co za zabójczy uśmiech. Facet wyglądał tak niesamowicie, że nie można było odwrócić od niego wzroku. Miał dość krótko przycięte, gęste czarne włosy, głębokie czekoladowobrązowe oczy, opaloną skórę oraz uśmiech, przez który mocniej oparłam się o bar w nadziei, że ślina, która z pewnością pociekła mi z ust na jego widok, wyląduje na blacie. Te dołeczki i… niech mnie szlag, mocne ramiona jak z filmu porno. Podwinięte rękawy jego koszuli odsłaniały kuszący zarys bicepsów. Poczułam, jak coś ściska mnie w brzuchu – po raz pierwszy od lat reagowałam w ten sposób na widok seksownego faceta.
Uniósł brew, a jego uśmiech stał się jeszcze bardziej seksowny, wręcz niebezpieczny. Wyglądał, jakby doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jak na mnie działa, choć nie roztaczał wokół siebie aury zadufanego w sobie dupka, jak większość facetów, do których przywykłam. Sprawiał bardziej wrażenie rozbawionego. Sama też pozwoliłam sobie na uśmiech i potrząsnęłam głową. Od zawsze otaczało mnie mnóstwo seksownych, niesamowicie zbudowanych mężczyzn, a tu proszę, właśnie traciłam głowę dla jakiegoś nieznajomego.
Nieznajomego, który nie miał pojęcia, kim jestem, co robię w życiu ani co przydarzyło mi się w ciągu ostatnich trzech miesięcy.
– Jestem Cruz – oznajmił, przesuwając swój stołek tak, by odwrócić się w moją stronę.
– Pen… Penelope. – Poczułam się dziwnie, wypowiadając swoje pełne imię, bo od zawsze nazywałam siebie Penną. Tamtego wieczoru jednak nią nie byłam. Rebel też nie. Cholera, sama już nie wiedziałam, kim jestem.
– Penelope – powtórzył, z akcentem, który pieścił moje uszy.
Cofam swoje wcześniejsze słowa, w ustach tego mężczyzny moje imię brzmi niebiańsko. Ciekawe, co to za akcent? Hiszpański? Chyba nie, ale równie seksowny.
– Dzisiaj bez procentów? – spytał, przesuwając kciukiem po wciąż pełnej szklance stojącej przed nim. Nie miał obrączki.
Podziękowałam kelnerowi, gdy ten podał mi wodę z cytryną, i położyłam przed nim pięciodolarowy banknot, po czym odwróciłam się z powrotem w stronę Cruza.
– Nope. Nie potrzebuję, żeby mieszały mi w głowie.
Uniósł jedną ze swoich czarnych jak noc brwi.
– Niepełnoletnia?
– Chciałbyś wiedzieć, co? – Chwila, czy ty z nim flirtujesz? Przecież ja nigdy nie flirtowałam, nigdy w życiu. No, może i takie wrażenie sprawiałam przed kamerami czy tłumem fanów, ale nie pozwalałam sobie na to na osobności.
– Chciałbym – przyznał, pochylając się nieco do przodu.
Wykonałam ten sam ruch i wyszeptałam mu do ucha:
– A żebyś wiedział, że jestem niepełnoletnia i znalazłam się tu tylko po to, by wpakować cię w niezłe kłopoty. – Boże, tak niesamowicie pachniał, połączeniem gorącej, drogiej wody kolońskiej i… czegoś, czego nie byłam jeszcze w stanie rozpoznać.
Zmarszczył brwi, jakby próbował domyślić się, czy próbuję go wkręcić. W końcu roześmiałam się, co zaskoczyło mnie samą, bo ten śmiech brzmiał lekko i zdawał się pozbawiony kryjącego się w nim zwykle ciężaru.
– Żartowałam. Mam dwadzieścia jeden lat… tak właściwie w przyszłym miesiącu skończę dwadzieścia dwa.
– Dzięki Bogu.
Coś w jego spojrzeniu sprawiło, że wszystkie dotychczas uśpione hormony w moim ciele ożywiły się, jakby ktoś wrzucił je na wyższy bieg. Upiłam kolejny łyk wody, licząc na to, że schłodzi mnie w miejscach, które ani trochę nie miały prawa się teraz rozgrzewać.
Zanim dane mi było powiedzieć coś więcej, przez co pewnie jeszcze bardziej bym się pogrążyła, poczułam mocne klepnięcie w tyłek. Chyba sobie kpi, do cholery.
Odwróciłam się gwałtownie i wbiłam łokieć w brzuch gościa za moimi plecami, po czym dokończyłam obrót, celując dłonią w jego gardło i przygniatając go do blatu.
Pieprzony Patrick.
– Wyluzuj, Rebel. Chciałem tylko sprawdzić twoją czujność – stwierdził z aroganckim uśmieszkiem, unosząc ręce do góry w geście poddania.
– Trzymaj pierdolone łapy przy sobie, bo jeśli jeszcze raz dotkniesz mojego tyłka, nie będziesz już wykręcał tylu numerów.
Posłał mi spojrzenie pełne udawanego zaskoczenia.
– Rany, taki język przystoi panience?
– Zamknij się, Pat. W życiu byś czegoś takiego nie odwalił, gdyby Pax i Landon tu byli. – Puściłam go i z powrotem zajęłam swoje miejsce przy barze, teraz bardziej niż świadoma, że w oczach Cruza wyszłam pewnie na jakąś psycholkę.
Patrick posłał mi kolejny uśmieszek, po czym zajął stołek obok i skinął głową w kierunku telewizora zawieszonego nad barem. Na kanale ESPN pokazywano właśnie najlepsze fragmenty z dzisiejszych konkurencji na X Games.
– Jak widać, nie ma ich tutaj i dlatego zadzwoniłaś do mnie.
– Zadzwoniłam do ciebie, bo jesteś jedynym Renegatem w pobliżu, reszta jest albo na drugim krańcu świata, albo w Aspen. Poza tym potrzebuję kogoś, komu ufam. – Mimowolnie zerknęłam na Cruza, ten jednak odwrócił się już do swoich przyjaciół.
Świetnie, tak będzie lepiej. Zresztą, między nami i tak nic by się nie wydarzyło.
– No, letnie rozgrywki bardziej mi pasują – odparł Patrick, a ja z powrotem przeniosłam na niego uwagę. Jak na Renegata nie wyróżniał się niczym szczególnym. Może i był świetnym sportowcem, ale nigdy nie plasował się w czołówce. Wyglądał nieźle, tyle że… sporo mu brakowało do Cruza. Nachylił się bliżej i jego gorący oddech owiał moją twarz. – Poza tym miałem nadzieję, że po prostu masz ochotę zobaczyć się ze mną sam na sam.
Zamrugałam i odsunęłam się od niego. Niemożliwe… a jednak?
– Piłeś? – spytałam, w duchu licząc na to, że się mylę.
Jasne, Renegatów cechuje lekkomyślność, w końcu lubimy ryzyko, ale pewnej granicy nigdy nie przekraczamy – nie łączymy akrobacji z używkami. Coś takiego można przypłacić życiem.
Patrick jedynie wzruszył ramionami.
– Łyknąłem sobie, ale nie masz się o co martwić. Wciąż mogę skoczyć.
– Nie, nie możesz. – Odwróciłam wzrok. Szansa na zrealizowanie planu topniała mi w głowie szybciej niż lód w szklance.
– Co ty gadasz? Mogę.
Ponownie popatrzyłam mu prosto w oczy.
– Nie. Możesz. Nie przy tak niebezpiecznym numerze. – I co ja niby miałam teraz zrobić? Zrezygnować? Zadzwonić po wsparcie i czekać? Przyznać, że nie jestem w stanie sama tego dokonać?
W spojrzeniu Patricka błysnęło coś złośliwego.
– I kim ty niby, do diabła, jesteś, żeby o tym decydować?
Wszystkie myśli w mojej głowie zamarły, powstrzymane przez lodowaty gniew.
– Jestem jedną z Pierwszych. To mój numer i mój sprzęt i po raz kolejny powtarzam ci, że wypadłeś z gry.
Prychnął w odpowiedzi i zeskoczył ze stołka.
– Pierdol się, Penna. Ktoś cię kiedyś strąci z tego ślicznego piedestału, na którym wydaje ci się, że stoisz. Wszyscy i tak już wiedzą, jaka jesteś popieprzona. Sama się ogarnij, ja to walę.
Odszedł, nie zaszczycając mnie więcej spojrzeniem, a ja nagle zapragnęłam, by szklanka stojąca przede mną wypełniła się wódką. Co do jednego miał całkowitą rację – rzeczywiście byłam popieprzona. Przyznanie tego nie przychodziło mi z łatwością, jednak prawda była taka, że podczas gdy wszyscy moi przyjaciele właśnie świętowali w Aspen zdobycie nowych medali na rozgrywkach X Games, ja zaszyłam się w Las Vegas… i to naprawdę załamana.
Powinnam spędzać tam czas z kumplami, startować w różnych konkurencjach, również przeciwko nim. Rebel tak by właśnie zrobiła – twarda dziewczyna, inteligentna, świadoma tego, ile jest warta i co potrafi. Tyle że zgubiłam ją gdzieś na arenie w Dubaju, kiedy leżałam na podłodze przygnieciona przez motocykl i reflektor, który spadł na mnie za sprawą mojej własnej siostry.
Przez ostatnie trzy miesiące czułam się jak stara dobra Penna, i nieważne, co bym zrobiła, nie umiałam przebudzić w sobie Rebel. Sprawić, by zerwała się na równe nogi i dostrzegła, że niknę w oczach.
Lekarze już miesiąc temu, tuż przed Bożym Narodzeniem, ściągnęli mi gips, ale od tamtej pory używałam każdej możliwej wymówki, by nie wsiąść na motor czy skuter śnieżny; ogólnie nie robiłam nic, przez co mogłabym ponownie znaleźć się na świeczniku jako jedna z Pierwszych Renegatów. W trakcie miesięcy, które spędziłam w gipsie, zupełnie wyszłam z formy, ale nie tylko moje ciało potrzebowało dłuższej przerwy. Czułam się, jakby umysł przesłoniła mi mgła. Nie byłam w stanie się na niczym skupić i miałam złamane serce. Tęskniłam za jedyną osobą, za którą nie powinnam. Tęskniłam za Brooke.
Dzisiejszy wieczór miał stanowić pierwszy krok w stronę powrotu do bycia zajebistą. No i nici z planu. Nie możesz zrobić tego sama. Złamanie kolejnej renegackiej zasady byłoby równie złe, jak złamanie tej pierwszej o używkach. Podczas numerów każdego z nas obowiązywała trzeźwość pod każdym względem oraz odpowiednie wsparcie.
– Wszystko gra? – Głos Cruza przerwał moje użalanie się nad sobą.
– Tak – zapewniłam, ale nie byłam w stanie się uśmiechnąć. – Po prostu moje plany na wieczór całkowicie się zmieniły.
– Ale chyba na lepsze, o ile miałaś na myśli tego typa o łapach wędrujących tam, gdzie nie powinny?
– Nie umknęło ci to, co? – rzuciłam. Z ulgą dostrzegłam, że teraz na ESPM leciało już tylko podsumowanie z meczu hokeja.
– Taa… Już miałem skoczyć i bronić twojego honoru, ale szybko się zorientowałem, że sama doskonale sobie poradzisz. – Zasalutował w moją stronę szklanką, jednak odstawił ją na blat bez upijania ani łyka.
– Dziękuję. – W otoczeniu takich facetów jak Landon i Pax nieczęsto miałam okazję toczyć własne walki. O dziwo, całkiem miło było zostać uznaną za silną kobietę.
Do baru wkroczyła weselna świta. Panna młoda miała na sobie kreację bez ramiączek, która przepięknie kontrastowała z jej skórą w odcieniu mokki. Nachyliła się nad barem obok mnie i gwizdnęła, by przywołać barmana, gdy ten nie podszedł do niej od razu.
Typ laski, z którą zdecydowanie bym się dogadała.
– Poprosimy trochę wody gazowanej. Moja przyjaciółka poplamiła sobie sukienkę – powiedziała.
– To co masz teraz zamiar zrobić z resztą nocy, skoro twoje plany nie wypaliły? – spytał Cruz.
Zerknęłam na telefon. Mały John czekał już przed hotelem.
– Nie jestem pewna. – No, bo co niby zamierzałam zrobić? To było pytanie warte milion dolarów.
– Nie mamy w planach niczego konkretnego – skinął głową w stronę kolegów – ale będę zachwycony, jeśli zechcesz do nas dołączyć. Albo możemy tu razem posiedzieć i nie pić – dodał z kolejnym uśmiechem, który niemal zatrzymał mi serce.
Zanim zdążyłam sformułować odpowiedź, kumple przywołali go do siebie.
– Pomyśl o tym – dodał jeszcze, zanim się odwrócił.
– Laska, na twoim miejscu zrobiłabym o wiele więcej niż tylko pomyślała. W mgnieniu oka wspięłabym się na niego jak na drzewo – rzuciła w moją stronę panna młoda, przez co niemal oplułam się wodą.
– Słucham?
– Nie słuchaj, tylko działaj, bo potem będziesz żałować. – Posłała Cruzowi jeszcze jedno spojrzenie.
Do baru podeszła blondynka w bladozielonej sukience z paskudną czerwoną plamą.
– Nie mogę uwierzyć, że to zrobiłam – jęknęła z południowym akcentem.
– Wyluzuj. Jesteśmy już po sesji, więc jedyne, co nam teraz pozostało, to imprezka – zapewniła ją panna młoda. – Poza tym nie byłybyśmy sobą, gdyby wszystko poszło po naszej myśli, co?
– Udało się wam coś znaleźć? – spytała kolejna z przyjaciółek, dziewczyna o rudych włosach.
– Proszę bardzo. – Barman położył na stole butelkę, a dziewczyna podpisała rachunek.
– Dzięki. Ember, ogarniesz to?
– Jasne – odparła rudowłosa, polewając sukienkę blondynki.
Panna młoda odwróciła się i oparła o blat.
– To co z tą jego propozycją? – spytała mnie, kiwając w stronę Cruza.
– Ja… um… sama nie wiem.
– Powinnaś się zgodzić. Kiedy ostatnim razem ktoś tak na mnie spojrzał… no cóż, powiedzmy, że wspiął się dla mnie na bar, a ja skończyłam jako jego żona – odparła, z uśmiechem kiwając w stronę drzwi.
W chwili, gdy stanęło w nich trzech mężczyzn, na mój telefon przyszła nowa wiadomość.
Mały John: Hej, robimy to czy nie? Okienko ci się zamyka.
Przełknęłam ślinę, a mój mózg zaczął rozważać wszystkie możliwe scenariusze. Co, jeśli zdecydowałabym się na samotny skok? Landon i Pax pewnie by się wściekli, ale i tak będą mieli pretensje o to, że nie uwzględniłam ich w swoim planie. A gdybym tak wszystko odwołała? Czy kiedykolwiek jeszcze zdobędę się na odwagę, by wrócić do gry? Nigdy nie byłam typem dziewczyny, która najpierw wkłada palec do wody, żeby ją sprawdzić – od zawsze byłam tą, która skacze na główkę, żeby w ten sposób przekonać się, co czeka na dnie.
– Serio, idź z nim – rzuciła jeszcze ponaglająco panna młoda, po czym ogromny mężczyzna w smokingu przerzucił ją sobie przez ramię.
– Koniec pogawędki – stwierdził z uśmiechem. – Josh, przytrzymasz mi drzwi?
– Bierz się za niego! – dodała jeszcze dziewczyna udawanym szeptem.
– Cała przyjemność po mojej stronie – zawołał inny mężczyzna, przepuszczając parę, po czym cała szóstka opuściła hotelowy bar.
Kciukiem starłam osadzającą się na szklance parę i kilka razy zerknęłam na drink Cruza, z którego wciąż nie upił ani łyka. A może… Pomysł był naprawdę szalony, podobnie zresztą jak to, co od początku zamierzałam zrobić tego wieczoru.
– To jak? – spytał Cruz, odwracając się w moją stronę, kiedy wszyscy jego znajomi wstali, przygotowując się do wyjścia.
Skacz. W tym akurat jesteś dobra.
– Wiesz coś może o skokach ze spadochronem?
Na to pytanie uniósł wysoko brwi.
– Założę się, że wiem o nich więcej niż ty.
– No i przegrałbyś ten zakład – odparłam, nie mogąc powstrzymać się od uśmiechu. Coś w moim brzuchu zaciskało się raz za razem, gdy nasze spojrzenia się spotykały, ale nigdy wcześniej nie czułam się lepiej.
– Jakimś cudem w ogóle mnie to nie dziwi – odparł powoli.
– Cruz, gotowy? – spytał jeden z chłopaków.
Ten jedynie przechylił głowę, wpatrując się we mnie pytająco.
– Mam lepszy pomysł – odparłam cicho.
– Opowiadaj.
– Co ty na to, żeby zrobić ze mną coś naprawdę niebezpiecznego? – Wstrzymałam oddech, czując, że Cruz nie patrzy na mnie tak zwyczajnie; on zaglądał w moje wnętrze. Przez kilka uderzeń serca czułam się naga pod jego spojrzeniem, nawet jeśli nie spuszczał wzroku z mojej twarzy. Każdy instynkt w ciele krzyczał, bym się odwróciła, jednak tonęłam w tych oczach i jak nic szłam już na dno.
– A powiesz coś więcej?
– Nope. Albo w to wchodzisz, albo nie – odparłam odważniej, niż w rzeczywistości się czułam.
– Cruz? – powtórzył któryś z kolegów.
Obserwowałam rozwój niemej wewnętrznej debaty w jego oczach. Po upływie chwili skinął głową.
– Chłopaki, idźcie przodem, dołączę do was później – stwierdził, nie przerywając naszego kontaktu wzrokowego.
Poczułam szarpnięcie w sercu, które nagle zaczęło galopować. Jasna cholera, ja naprawdę się na to zdecydowałam. Boże, naprawdę liczyłam na to, że nie kłamał i rzeczywiście miał jakieś doświadczenie… Ale jakie były szanse na to, że przypadkiem wylądowałam w barze obok faceta, który byłby w stanie coś takiego zrobić?
To przeznaczenie – wyszeptało moje serce.
Stul dziób – skontrował mózg.
Przecież nigdy nie zmieniałam się w papkę przy facetach. Nie pozwalałam sobie mięknąć i wyglądać przez to na słabą.
– Panie przodem? – rzucił, wstając, gdy jego koledzy już wyszli.
Wstałam. Raaany. Nawet przy moich stu siedemdziesięciu trzech centymetrach wzrostu górował nade mną o dobre dziesięć, a co do jego ciała… Facet był porządnie zbudowany, chyba nawet lepiej niż Pax, a to naprawdę trudno osiągnąć. Już sam widok idealnie wyciosanych mięśni na jego przedramionach podpowiedział mi, że to, czego nie widzę, jest równie mocno wyrzeźbione.
Równym krokiem wyszliśmy z hotelu i ruszyliśmy w stronę miejsca, w którym czekał na mnie Mały John.
– Jeśli mam być z tobą w stu procentach szczera, to, co zamierzam zrobić, może być odrobinę niezgodne z prawem – przyznałam.
– Ktoś tu jest pełen niespodzianek – stwierdził cicho, przytrzymując dla mnie drzwi do wyjścia.
– Pojęcia nie masz.
Bo co jak co, ale dzisiaj cholernie zaskakiwałam nawet samą siebie.
Cruz
Las Vegas
Nie spuszczałem wzroku z jej tyłka, kiedy wsiadała do czarnego jak noc sedana, który czekał na nas pod hotelem Bellagio. Zwykle szczyciłem się tym, że nie jestem mizoginicznym dupkiem, ale teraz dosłownie miałem pod nosem, jak i w zasięgu dłoni, te idealne krągłości, podkreślone dodatkowo przez dżinsy, które wyglądały, jakby uszyto je wyłącznie z myślą o jej ciele.
– Idziesz? – spytała już z wnętrza samochodu, narzucając na siebie skórzaną kurtkę.
No cóż, to może być albo początek epickiej przygody, albo najgorszego horroru. Tak czy siak, nie zamierzałem odpuścić.
Wślizgnąłem się na fotel obity skórą, a samochód ruszył, nim jeszcze zdążyłem zapiąć pas. Ogromny, łysy facet zerknął na mnie zza kierownicy, po czym skręcił w Las Vegas Strip.
– Ty nie jesteś Patrick.
– Nie, nie jestem – potwierdziłem, a jego oczy nieco się rozszerzyły. Był jej kierowcą? Ochroniarzem? Błagam, nie okaż się zazdrosnym chłopakiem.
– Nie zatrzymuj się – nakazała Penelope, wyglądając przez okno. – Patrick się upił, więc musiałam się go pozbyć.
– Żartujesz sobie? – ryknął facet.
– Nope. Nie było opcji, żebym pozwoliła mu założyć sprzęt w takim stanie.
Typ postukał palcami o kierownicę, kiedy czekaliśmy na zielone światło przed skrętem w jedną z bocznych ulic.
– Cholera, no dobra, a ten to kto?
– To Cruz. Cruz, to jest Mały John, mój dobry przyjaciel, ale i koordynator numerów kaskaderskich – wyjaśniła Penelope.
Mały John… Jak w Robin Hoodzie?
– Okej – odparłem, starając się płynąć z prądem. Koordynator numerów kaskaderskich? Niech to szlag, kim w ogóle jest ta dziewczyna?
– I dlaczego uważasz, że nadaje się do tej roboty? A może po prostu dorwałaś pierwszego lepszego przystojniaka w lobby?
– Rzeczywiście dorwała mnie przy barze – wyjaśniłem, kiedy ponownie ruszyliśmy.
– Ja pierdolę, Penna, co ty sobie, u diabła, myślałaś? Nie możesz wcisnąć w uprząż i sprzęt pierwszego lepszego nieznajomego i liczyć na to, że wszystko pójdzie jak po maśle. Paxa i Landona popierdoli ze złości.
– To nie mój problem – odparła, chociaż zacisnęła przy tym jedną z dłoni na udzie.
Może to ci dwaj są zazdrosnymi chłopakami?
– Jasne, bo to mój problem. Mój i tego tutaj – wskazał na mnie kciukiem – kiedy przez ciebie zginie.
– Powiedział, że może skoczyć – wykłócała się.
– O, serio? – warknął Mały John, kiedy zatrzymaliśmy się na tyłach kompleksu złożonego z hotelu oraz kasyna Linq. – Bo co? Udało mu się kilka razy skoczyć razem z kumplem w tandemie, żeby skreślić coś ze swojej listy rzeczy do zrobienia przed śmiercią? Przez ciebie facet może poważnie ucierpieć, Penna.
Okej, wystarczy.
– Słuchajcie, nie mam pojęcia, co macie w planach ani kim jesteście, ale mam za sobą prawie setkę skoków w Osiemdziesiątej Drugiej Dywizji Powietrznodesantowej, więc żaden ze mnie żółtodziób.
Na to wyznanie obydwoje zareagowali zdumionymi spojrzeniami, jednak o wiele bardziej podobało mi się obserwowanie, jak szerzej otwierają się te niebieskie oczy Penelope. Póki co sprawiała wrażenie dziewczyny, której trudno zaimponować.
– Służysz w wojsku? – spytał Mały John.
– Służyłem trzy lata, po czym zrezygnowałem – odparłem.
– Jesteśmy ci wdzięczni za twoją służbę – oznajmiła miękko Penelope. – I teraz trochę mi głupio za przekomarzanie się z tobą na temat skoków. – Uroczo zmarszczyła nos.
– Nie przejmuj się. To jak, będziemy tu siedzieć całą noc? Bo, o ile pamiętam, piękna dziewczyna obiecała mi coś niebezpiecznego i odrobinę niezgodnego z prawem.
– Odrobinę? – Mały John ponownie warknął na Penelope. – Czy ty mu w ogóle cokolwiek powiedziałaś?
– Słuchaj, to była dosyć impulsywna decyzja…
– Ty i impulsywna decyzja? Niemożliwe – rzucił sarkastycznie.
– Przestań być dupkiem. Możemy już iść?
Wymamrotał pod nosem coś, co brzmiało jak: „Oni mnie, kurwa, za to zabiją”, po czym otworzył drzwi po swojej stronie. Zrobiliśmy to samo i spotkaliśmy się przy bagażniku, gdzie Mały John podał nam po plecaku oraz uprzęży z doczepionym do niej kaskiem. Plan polegał najwyraźniej na jakimś skoku, a skoro w zasięgu wzroku nie było żadnego lotniska, musiało chodzić o BASE jumping2… co było nielegalne jak diabli.
– Wciąż się na to piszesz? – upewniła się Penelope, przerzucając sobie sprzęt przez ramię i przeciągając długie niemal do bioder blond włosy przez otwór w bejsbolówce. Mimo drobnej budowy radziła sobie z tym plecakiem tak, jakby absolutnie nic nie ważył.
– To pytanie jest trochę nie fair, zważywszy na to, że nie do końca wiem, co chcemy zrobić. – Chwyciłem czapkę, którą mi podała, i założyłem ją.
Wskazała dłonią w górę i podążyłem wzrokiem za jej palcem, aż moim oczom ukazał się High Roller, najwyższy diabelski młyn na świecie.
– Żartujesz sobie? Przecież to ma ze…
– Nieco ponad sto sześćdziesiąt siedem metrów w najwyższym punkcie – dokończyła, podążając już za Małym Johnem na tyły konstrukcji. Przeszliśmy pod olbrzymią metalową platformą, z której pasażerowie wsiadali do kapsuł, a mój umysł wirował szybciej niż cały ten młyn. – Nie musisz tego robić, jeśli się boisz – dorzuciła jeszcze przez ramię.
Myślała, że się boję? Skoku ani trochę, za to tego, co się stanie, gdy już nas złapią – jak najbardziej. To mogłoby spierdolić wszystko, na co tak ciężko pracowałem przez ostatnich osiem lat. Nieważne, jak niesamowita, czarująca i kompletnie odurzająca wydawała się ta kobieta, nie mógłbym zrezygnować ze wszystkiego, by wykonać z nią nielegalny skok.
Odwróciła się, przytrzymując dla mnie drzwi.
– Jeśli nas złapią, do czego nie dojdzie, największy zarzut, jaki nam postawią, to wtargnięcie na teren prywatny, co jest wykroczeniem, za które co najwyżej dostaniemy po łapkach. Posłuchaj, nie musisz tego ze mną robić. Możesz odwrócić się na pięcie i odejść, możesz wjechać ze mną na górę, a później z niej zjechać. Ale możesz też skoczyć.
Wbiła we mnie wzrok, a mowa jej ciała wyraźnie dawała do zrozumienia, że naprawdę nie interesuje jej, co zrobię, bo podjęła już decyzję i zamierzała zrobić to, na co miała ochotę. Tyle że w oczach dziewczyny dostrzegłem jednak coś zupełnie innego. Kryła się w nich jakaś rana, desperackie błaganie, które uczepiło się mojej duszy, choć wydawało mi się, że jestem już na takie rzeczy odporny.
Rany, ale się myliłem.
Nie była żadną damą. Może i znalazła się w opałach, ale nie zamierzała prosić o wsparcie, a świadomość tego uruchomiła wszystkie dzwonki ostrzegawcze w mojej głowie i załączyła tryb rycerza na białym koniu, który z całych sił starała się mi wpoić babcia.
Cholera. Podwójna cholera. Kurwa.
Z natury nie byłem lekkomyślny, wręcz przeciwnie. Rozgrywałem życie niczym partię szachów, bo tym właśnie dla mnie było. Potrafiłem przewidzieć konsekwencje własnych czynów na co najmniej siedem ruchów w przód. Może doszedłem do wniosku, że jutro i tak wyjeżdżam, więc nie będzie mnie w kraju przez kilka miesięcy, a może po prostu okłamywałem samego siebie, że zależy mi na zabawie. Tyle że nie chodziło o żadną z tych opcji – chodziło wyłącznie o nią, ten fenomen kobiety, który poznałem ledwie godzinę temu.
Kiepsko byłoby złapać wykroczenie w kartotece, ale nie zrujnowałoby moich planów tak, jak mogłoby to zrobić poważne przestępstwo. Jasna cholera, ty naprawdę rozważasz właśnie powagę różnych zarzutów?
– Pojadę z tobą – oznajmiłem.
Ulga kryjąca się w jej uśmiechu wywołała falę ciepła, która przetoczyła się po moim wnętrzu. Dla niej to świetna decyzja. Dla ciebie? Beznadziejna.
Uciszyłem diabła siedzącego mi na ramieniu i podążyłem za nowymi znajomymi w głąb ciemnego korytarza. Doprowadził nas do kas biletowych, przy których nikt nie czekał, zupełnie jakby kolejkę na koło na moment wstrzymano.
– Wszystkim się zająłem – oznajmił Pennie Mały John. – Pominęliśmy kontrolę bezpieczeństwa i sprawdzanie bagażu, więc nie zobaczą spadochronów. Tutaj macie bilety. Penna, upewnij się, że podczas sprawdzania twój będzie na wierzchu, bo pracownik odpowiednio go oznaczył. Kiedy go zobaczy, wyłączy system bezpieczeństwa w waszej kapsule, reszta zależy już do was. Będę czekał na tyłach. Po wylądowaniu nie traćcie czasu na zbieranie spadochronów, obydwoje jesteście o wiele więcej warci niż one.
– Jasne – rzuciła Penelope, zabierając od niego bilety.
– Jesteś tego pewna? – spytał jeszcze.
– Nie – odparła, a ja natychmiast uniosłem wzrok i zobaczyłem, jak kręci głową. – Ale muszę to zrobić, jeśli znowu chcę poczuć się sobą. Nie mogę się tylko ostrożnie przymierzać, żeby wrócić do dokumentu. Albo uda mi się ten numer, albo nie zasługuję na to, by być Renegatką.
– To jakaś kompletna bzdura.
– Nie, to prawda. – Stanęła na palcach i cmoknęła go w policzek. – Dziękuję, wiem, ile cię to będzie kosztowało. Do zobaczenia na dole.
– Po prostu uważaj na siebie i wiesz… postaraj się go nie zabić. – Obrócił się i zostawił nas stojących w drzwiach prowadzących do platformy.
Odgłosy dochodzące z korytarza świadczyły o tym, że kolejka ruszyła i właśnie kieruje się w naszą stronę.
– Chodźmy – powiedziałem, delikatnie kładąc dłoń na dolnej części jej pleców, by pokierować ją przez drzwi. Nie było to coś, czego nie ośmieliłbym się zrobić na randce, a jednak ten zwykły dotyk sprawił, że mój penis zareagował tak, jakby usłyszał sygnał budzika.
Spokój, młody. Teraz nie ma na to czasu. Szybko zabrałem rękę.
Co ja, u diabła, wyprawiam? – pytałem samego siebie przez całą drogę w kierunku faceta z obsługi, który właśnie wpakował do kapsuły przed nami co najmniej dziesięć osób.
Penelope podała mu nasz bilet, a chłopak nieco szerzej otworzył oczy na widok znaczka widocznego na rogu. Skinął głową, kierując nas w stronę przezroczystej kapsuły, w której spokojnie mogłaby się pomieścić dwudziestoosobowa grupa.
– Proszę pamiętać, że wyjście jest po przeciwnej stronie – oznajmił. – Cała rundka trwa jakieś pół godziny, więc życzę przyjemnej jazdy. Witamy na High Rollerze.
Przekroczyliśmy kilkucentymetrową szczelinę oddzielającą platformę od kapsuły, a pracownik zamknął za nami drzwi. Usadowiliśmy się w dość ciemnej, choć podświetlonej delikatnym fioletem sferycznej przestrzeni. Kiedy ruszyliśmy, niemal nie dało się poczuć żadnego bujania.
Ekrany rozmieszczone w środku natychmiast zaczęły wyświetlać informacje na temat koła, wraz z odczytującym je głosem lektora płynącym z głośników. Jednym szybkim kliknięciem udało mi się go wyciszyć. Położyłem plecak na podłodze, Penelope poszła w moje ślady, a później oboje stanęliśmy przy oknach, by podziwiać światła Las Vegas rozświetlające niebo nad nami. Jeszcze chwila, a wzniesiemy się ponad nimi.
– Jestem ci winna wyjaśnienia – zaczęła cicho Penelope, nieco mnie tym zaskakując.
– Nie mam nic przeciwko wyjaśnieniom, ale sam podjąłem decyzję, więc nic nie jesteś mi winna. – Nasze ramiona zetknęły się ze sobą i przez moje ciało przebiegło to samo elektryzujące uczucie co wcześniej. Nie miałem pojęcia, kim jest ta dziewczyna, ale niesamowitej chemii między nami nie dało się zaprzeczyć.
– Nigdy wcześniej tego nie robiłam.
– Czego? BASE jumpingu? Łamania prawa? A może proponowania pierwszemu lepszemu nieznajomemu, by złamał je razem z tobą? – Poczułem, jak kąciki ust unoszą mi się w reakcji na czystą absurdalność tej chwili.
Penelope roześmiała się cicho. Był to niesamowity, pełen lekkości dźwięk, który sprawił, że zapragnąłem usłyszeć go po raz kolejny.
– Nigdy wcześniej nie poderwałam żadnego faceta, o podrywie w barze nawet nie wspominając. Gdyby dodać do tego prośbę o to, żebyś zaryzykował własnym życiem podczas skoku z nieznajomą, to wieczór pełen pierwszych razów.
– Serio? Rany, a mnie coś podobnego przydarzyło się w zeszłym tygodniu w Seattle – zażartowałem, przez co obdarzyła mnie kolejnym zapierającym dech w piersi uśmiechem i delikatnym chichotem.
Boże, ta dziewczyna była istnym dziełem sztuki, rysy twarzy piękne niczym antyczna grecka rzeźba – wysokie kości policzkowe, zadarty nosek i usta, które niemal błagały, by ich spróbować. A jej oczy, jasnoniebieskie z ciemniejszymi plamkami, sprawiały, że wpatrywałem się w nią o wiele dłużej, niż powinienem.
– Swoją drogą, ile masz lat? – spytała.
– Dwadzieścia siedem. A co, martwisz się, że jestem nieletni?
– Nieee, po prostu upewniam się, że nie masz niedługo zamiaru dołączyć do klubu emerytów.
– Auć. – Roześmiałem się na tę jawną zniewagę.
Odwróciła spojrzenie na budynki, gdy mijaliśmy ich kolejne piętra, powoli wznosząc się ponad linię horyzontu Las Vegas.
– Nie mogę uwierzyć, że to zrobiłam. – Jej telefon zaczął wydawać z siebie dźwięki, jeden za drugim. Gdy wyjęła go z kieszeni i zaczęła sprawdzać wiadomości, zaklęła pod nosem.
– Jakiś problem?
Przesuwała palcem po powiadomieniach, kiedy przyszło kolejne.
– Pax. Leah. Pax. Landon. Rachel. Nick. Cholera. Wiedzą, że tu jestem.
W jej oczach błysnęła panika. Zaczęła maltretować zębami dolną wargę, a ja zerknąłem na zegarek.
– Okej, zostało jakieś dziesięć minut do dotarcia na szczyt.
– Jasne – odpowiedziała, wciąż przeglądając wiadomości.
– I istnieje duża szansa, że po tym, jak wylądujemy, już cię więcej nie zobaczę.
Popatrzyła na mnie.
– Wylądujemy?
– O ile zdecyduję się z tobą skoczyć – doprecyzowałem. – Znalazłaś się tutaj z gościem, którego nie dalej jak godzinę temu poznałaś w barze, mimo że najwyraźniej mnóstwo osób się o ciebie troszczy. To nie moja sprawa, ale czuję, że coś mi tutaj umyka.
Wciąż się we mnie wpatrywała, jednak w końcu przesunęła spojrzenie na horyzont. Wyłączyła telefon i wsunęła go sobie z powrotem do tylnej kieszeni dżinsów.
– Nie masz o mnie zielonego pojęcia.
– I może właśnie dlatego mogę ci coś takiego powiedzieć.
Naprawdę zamierzałem wyskoczyć z tą dziewczyną, by ją przed sobą otworzyć? Coś zżerało ją od środka i najwyraźniej nie zamierzała porozmawiać o tym z żadną z osób, które właśnie próbowały się do niej dobić. Spojrzałem w stronę plecaków na podłodze kabiny.
– Jak związałaś liny? – Jeśli miałem w ogóle rozważyć skok z tego diabelskiego młyna, potrzebowałem upewnić się, że w plecakach rzeczywiście znajdują się spadochrony.
– Klasycznym węzłem, ósemką.
– Bez dodatkowego wiązania?
– I bez suwaka.
– Chwila, bez suwaka i bez dodatkowego wiązania?
– Brak suwaka pozwoli nam szybciej otworzyć spadochron, a przy wysokości prawie stu siedemdziesięciu metrów…
– Potrzebujemy każdej dodatkowej sekundy – dokończyłem. Sama droga w dół potrwa ich zaledwie kilka. Jeśli Mały John rzeczywiście będzie na nas czekał po wylądowaniu, możemy szybko pozbyć się spadochronów, a jeśli dzięki czapkom uda nam się uniknąć rozpoznania na nagraniach z kamer… rzeczywiście możemy uniknąć konsekwencji.
– A dodatkowe wiązanie to jeszcze jeden niepotrzebny krok przed rozłożeniem spadochronu – dodała Penelope.
– Naprawdę jesteś w tym niezła, co?
Dostrzegłem, jak kącik jej ust unosi się ku górze.
– Jestem wyjątkowo dobrze opłacaną sportsmenką ekstremalną… a przynajmniej kiedyś nią byłam – dokończyła głosem tak cichym, że przypominał szept.
– I już nią nie jesteś? – Posłała mi ostrzegawcze spojrzenie, a ja uniosłem dłonie w obronnym geście. – Hej, mam zaledwie jedną noc, a raczej kilka minut w tej naszej nieskończoności, żeby postarać się ciebie zrozumieć. – Postarać się pomóc.
– Naprawdę potrzebujesz wszystkich rozumieć?
– Tak, mam lekki problem z potrzebą kontroli. – I, według babci, cierpię też na kompleks bohatera.
Poczułem na sobie jej wzrok, jednak nie odwróciłem oczu od horyzontu, nad który powoli zaczęliśmy się w końcu wznosić.
– Kilka miesięcy temu dość mocno ucierpiałam – stwierdziła, krzyżując ramiona na piersi.
Wiele kosztowało mnie teraz milczenie. Potrzebowała kogoś, kto by jej wysłuchał, a nie przerywał. Moje wysiłki zostały docenione, gdy westchnęła i kontynuowała:
– Moja ekipa… pozostali sportowcy… jesteśmy bardziej jak rodzina niż przyjaciele. Jeden z moich naprawdę dobrych przyjaciół, Nick, został sparaliżowany, kiedy pracował nad nowym numerem, a moja siostra bardzo go kochała. Kiedy odciął się od nas wszystkich, coś w niej pękło. Od jakiegoś czasu kręcimy film dokumentalny, głównie po to, by przypomnieć, jak dużą rolę Nick gra w realizacji każdego numeru, jednak od samego początku wszystko szło nie po naszej myśli. Ktoś majstrował przy sprzęcie, którego używaliśmy, Leah prawie zginęła… – wyszeptała, jednak szybko się otrząsnęła i nabrała urywanego tchu. – Brooke, moja siostra, próbowała skrzywdzić Paxa, ale zamiast tego, na całe szczęście, dopadła tylko mnie. Zmiażdżyła mi nogę. – Poruszyła kostką, bym mógł ją zobaczyć. – Od miesiąca nie noszę już gipsu i jestem gotowa, by wrócić do gry, ale zamiast się z tego cieszyć, poprosiłam o założenie ortezy. Sama poprosiłam o miejsce na ławce rezerwowych.
– I to dlatego nie jesteś teraz z przyjaciółmi?
– Są w Aspen, biorą udział w rozgrywkach X Games. Naprawdę chciałam wsiąść z nimi do samolotu, ale nie potrafiłabym się im przyglądać bez zastanawiania nad tym, czy kiedykolwiek jeszcze będę miała jaja, by wrócić do tego, co robiłam. Muszę się o tym przekonać na własną rękę. Gdybym podzieliła się z nimi swoim planem, dalej obchodziliby się ze mną jak z jajkiem i próbowaliby mnie namówić, bym wróciła do sportu w „spokojnym tempie”.
– A ty nie jesteś dziewczyną, która rozkręca się powoli?
Przewróciła oczami, słysząc podwójne znaczenie tych słów, zupełnie niezamierzone, a ja parsknąłem śmiechem. Najwyraźniej moja podświadomość żyła własnym życiem, co było całkowicie zrozumiałe, zważywszy na to, że od ciała dziewczyny niemal biła wizja gorącego, orgazmicznego seksu. Ale to wcale nie jej niesamowite krągłości przekonały mnie do tego, by wsiąść z nią do kapsuły, co mogło okazać się najbardziej lekkomyślną decyzją w moim życiu. Nie, przekonał mnie do tego ból kryjący się w jej spojrzeniu, gdy pozwalała sobie na opuszczenie nieco gardy.
– Jestem dziewczyną, która najpierw skacze na główkę, a dopiero później sprawdza, jak jest głęboko – odparła. – Od czasu, kiedy po raz pierwszy usiadłam na motocyklu Paxa, a później zażądałam własnego, nigdy nie bałam się ani wzlotów, ani upadków. Jeśli uda mi się ten skok, to może znaczyć, że tamta dziewczyna wciąż we mnie siedzi. – Poklepała się w pierś. – Jeśli się uda, będę o krok bliżej do tego, by spojrzeć na swój motocykl i nie mieć przy tym wrażenia, że żołądek wywija mi się na drugą stronę.
Wiedziałem już, że gdyby tamtej dziewczyny już w niej nie było, nie stałaby teraz obok mnie – zostałaby na ziemi, ale to nie ja potrzebowałem się o tym przekonać. Ona tego potrzebowała.
Skinąłem głową, bardziej sam do siebie niż doniej, i nabrałem głęboko tchu. Wygląda na to, że skaczesz.
– Masz jakichś dobrych prawników pod ręką, żeby nas z tego wyciągnąć, sportsmanko ekstremalna? – spytałem, sięgając ku plecakom.
– Najlepszych – zapewniła. – Poza tym, jak już mówiłam, to będzie co najwyżej wykroczenie, zresztą i tak nas nie złapią.
– Jak bardzo jesteś tego pewna? – zapytałem, sprawdzając zawartość plecaka. Naprawdę chciałbym mieć teraz dość przestrzeni, by móc wyciągnąć z niego wszystko i przepakować po swojemu, by zyskać trochę spokoju w głowie. Skaczesz albo nie, ale nie ma tutaj żadnej taryfy ulgowej, pamiętasz? Ufasz jej albo nie. Pomagasz jej albo siedzisz, kurwa, cicho.
– Na tyle, żeby postawić butelkę niezłego szampana, kiedy już będzie po wszystkim – stwierdziła z uśmiechem, który wykradł mi całe powietrze z płuc.
– Trzymam cię za słowo.
Kilka chwil później miałem już na sobie uprząż. Zapiąłem się i poprawiłem kask. Opuściłem rękawy koszuli, by w jak najlepszy możliwy sposób osłonić sobie ramiona.
Kapsuła wzniosła się niemal ponad wszystkimi otaczającymi nas kasynami.
– Ten widok jest niesamowity – powiedziała Penelope uroczyście. Jej wzrok przesunął się po horyzoncie, a usta rozchyliły, kiedy wsparła dłonie o szybę.
– Taa, masz rację. – Ani na moment nie odwróciłem od niej spojrzenia.
Dostrzegła to, kiedy popatrzyła w moją stronę, i na jej policzkach wykwitł rumieniec.
– Pora na nas. – Wskazała na ekran. Minuta dzieliła nas od znalezienia się w najwyższym punkcie podczas obrotu.
Skierowała się do drzwi po przeciwnej stronie kabiny i otworzyła je, używając przy tym o wiele mniej siły, niż się spodziewałem. Szybko starłem rękawem odciski jej palców z szyby.
Do środka wdarła się styczniowa bryza, rozjaśniając mi nieco umysł. Stanąłem przy rozchylonych drzwiach obok Penelope, by spojrzeć w dół na niemal opustoszały parking.
– Musisz uważać na tamto drzewo – rzuciła, wskazując w odpowiednią stronę.
– A ty na tamtą latarnię.
– Boże, uwielbiam to uczucie – wyszeptała, jakby wcale nie zamierzała wypowiedzieć tej myśli na głos.
– To podekscytowanie? – zgadłem.
– To oczekiwanie. Wojnę, która w milczeniu rozgrywa się wewnątrz mnie między tym, co chcę zrobić, a świadomością, jakie to niebezpieczne. Sposób, w jaki ściska mnie w brzuchu, a serce zaczyna pędzić. Moment, w którym decyzja należy wyłącznie do mnie.
Doskonale rozumiałem, jaki moment opisuje, bo sam przeżywałem go nie raz, a nawet właśnie teraz. To był moment, w którym człowiek znajdował się na granicy czegoś epickiego i decydował się zeskoczyć z krawędzi.
Spojrzała w górę, po czym wpięła hak liny zaczepowej do stalowego pręta nad ramą drzwi. Zrobiłem to samo, po czym cofnąłem się, by sprawdzić na monitorze nasze położenie.
– Już czas – stwierdziłem.
Stanęła na samej krawędzi kapsuły, tak że czubki czarnych jej vansów wystawały już poza krawędź. Chwilę później zamknęła oczy i uniosła twarz ku niebu, a czysta radość zalała jej rysy.
Byłem nią oczarowany. Dziewczyna, której poszukiwała, czaiła się bliżej powierzchni, niż mogłaby się tego spodziewać.
– Do zobaczenia na dole – rzuciła jeszcze przez ramię, porażając mnie uśmiechem o mocy tysiąca watów, po czym skoczyła.
Penelope była kurewsko nieustraszona i nawet gdybym nie miał na sobie plecaka ze spadochronem, pewnie ruszyłbym za nią, byle tylko być tuż obok – tyle miała w sobie magnetyzmu.
– Pojedź do Vegas, mówili. Będzie fajnie, mówili – wymamrotałem pod nosem.
Odliczyłem w głowie dwie sekundy i kiedy dostrzegłem, jak otwiera swój spadochron, sam rzuciłem się prosto w ciemną nicość.
Penna
Las Vegas
Jasna cholera. Udało ci się.
Adrenalina pędziła w moich żyłach, wzmacniając jedynie poczucie euforii, które zalewało całe ciało. Zrobiłam to. Wciąż byłam sobą.
Może i nieco poturbowaną, załamaną, ale nadal sobą. Tak długo, jak będę miała tego świadomość, wszystko inne nie straci sensu. Nawet jeśli nie będę w stanie wykonać przed kamerami żadnego numeru czy uderzać na rampy z pozostałymi Renegatami, wspomnienie tej chwili pozostanie ze mną na zawsze.
Pędziłam ku ziemi – spadochron wprawdzie spowalniał lot, jednak nie na tyle, by szczególnie ułatwić mi lądowanie. Minęłam lampę uliczną, później drzewo i leciałam w kierunku parkingu, na którym czekał już Mały John. Ugięłam kolana i wbiegłam na asfalt, a Ziemia powitała mnie z powrotem na swojej powierzchni.
Obróciłam się natychmiast, by sprawdzić, co z Cruzem, i niemal omdlałam z ulgi, kiedy dostrzegłam, że ląduje jakieś sześć metrów dalej na prawo ode mnie. Nasze spojrzenia spotkały się w stłumionym świetle latarni i przepłynęło między nami coś niemal namacalnego, choć trudnego do opisania.
Magiczna chwila minęła w mgnieniu oka. W pośpiechu zaczęłam zbierać spadochron, by zdążyć, zanim dotrze do nas ochrona obiektu. Nie było szans, że nikt nie zauważył naszego skoku.
– Zostaw go! – krzyknął Cruz, biegnąc w moją stronę. Zdążył już odciąć swój.
Mały John zawrócił samochód i z piskiem opon zatrzymał się przed nami.
– Uda mi się go złożyć! – oznajmiłam, zagarniając materiał.
Cruz chwycił mnie w swoje ramiona, obrócił i odpiął uprząż od spadochronu.
– Musimy stąd spieprzać. Olej. Spadochron.
Może i nie podniósł na mnie głosu, ale nie pozostawił mi też pola do dyskusji.
– Okej – zgodziłam się, jakby wcale nie podjął za mnie tej decyzji. Miał rację: spadochrony nie były ważne. Nie miały na sobie żadnego charakterystycznego oznakowania, więc nie dałoby się ich z nami powiązać.
Ujął mnie za dłoń, pociągnął w stronę samochodu, po czym szarpnięciem otworzył drzwi. Zanurkowałam na tylne siedzenie, kryjąc się za Małym Johnem, a Cruz wślizgnął się obok.
– Jedź! – krzyknęłam, kiedy tylko rozległo się trzaśnięcie drzwiami.
Mały John ruszył z piskiem opon, przedzierając się przez parking w przeciwnym kierunku do naszego hotelu. Cruz siedział z zaciśniętą szczęką. Obserwowałam pospinane mięśnie na jego twarzy, kiedy odwrócił się, by zerknąć przez tylną szybę.
– Póki co nikt za nami nie jedzie – rzucił do Małego Johna.
– Dobra, dobra… – mruknął pod nosem ten drugi.
Droga mijała w ciszy. Podczas ucieczki powoli wyparowywała z nas adrenalina. Jakieś pięć minut później Mały John wjechał na osiedle mieszkalne i zatrzymał samochód.
– Dajcie mi chwilę – rzucił, wyskakując na zewnątrz.
– Wow – westchnęłam, nie będąc w stanie wymyślić żadnego innego słowa, którym można byłoby podsumować to, co się właśnie stało.
– Mogę się z tym zgodzić – odparł Cruz, zdejmując kask, i przeczesał dłonią włosy.
Mały John wrócił do środka.
– No dobra, założyłem z powrotem tablice, więc możemy teraz wracać do hotelu. Jak się czujesz?
Usta wygięły mi się w uśmiechu.
– Jak prawdziwa buntowniczka.
– Dzięki Bogu – odparł, uderzając dłonią o kierownicę. – Jeśli dzięki temu wrócisz do gry, to rzeczywiście było warto.
– Ta… – przytaknęłam cicho. Nie wiedziałam jednak, czy rzeczywiście ten skok był w stanie mi to umożliwić. Czułam się jak dawna ja, podekscytowana wykonanym numerem oraz tym, że po raz kolejny pokonałam nie tylko przeciwności, ale i własne ograniczenia. Pozostawało jednak pytanie, czy jestem gotowa, by na dobre wrócić do gry. Wsiąść na motocykl. Dać się sfilmować.
– Bobby dostanie pierdolca, kiedy się dowie, że tego nie nagrałaś.
– Tutaj chodziło wyłącznie o mnie, a nie o dokument. W tym roku cały świat widział, jak idę na dno, bo pozwoliłam mu wykorzystać tamten materiał. Ten skok był mój.
– A co z twoim kontraktem? – zapytał, kiedy zajechaliśmy przed główne wejście do hotelu Bellagio.
– Mówi tyle, że pozwolę mu nakręcić każdy ekstremalny numer sponsorowany przez Renegatów, w którym wezmę udział, a ten konkretny… nie był.
– Tak czy siak, już się nie mogę doczekać pewnego telefonu.
Pochyliłam się do przodu i uścisnęłam go przez oparcie fotela.
– Dziękuję ci. Wiem, że nie do końca ci się to podobało, więc tym bardziej jestem ci ogromnie wdzięczna.
Mały John poklepał mnie po dłoni, po czym delikatnie ją ścisnął.
– Dobrze wiesz, Penna, że dla ciebie bym góry przenosił.
– Czyli pozwolisz mi jutro pospać dłużej?
Roześmiał się, słysząc to.
– Mowy nie ma. Wylatujemy w południe. Będę walił do twoich drzwi o ósmej i lepiej, żebyś była już wtedy gotowa.
– Dobra. – Cmoknęłam go w policzek, kiedy zatrzymał się przy głównym wejściu i wrzucił jałowy bieg. – Do zobaczenia rano!
Cruz otworzył i przytrzymał dla mnie drzwi, a ja wysiadłam z samochodu. Wyglądał na spiętego, strzelał spojrzeniem wszędzie, byle tylko nie na mnie. Położył dłoń na dolnej części moich pleców, gdy wchodziliśmy do hotelu, a ja jej nie odtrąciłam. Zamiast tego delektowałam się tym uczuciem, jednocześnie marząc o tym, by całkowicie się o niego oprzeć.
O ironio, w końcu spotkałam na swojej drodze faceta, który w niewytłumaczalny sposób mnie pociągał, a teraz zostało mi co najwyżej pół minuty w jego towarzystwie.
W ciszy dotarliśmy do wind, całkowicie ignorując odgłosy dobiegające z kasyna, a kiedy drzwi zamknęły się za nami i znaleźliśmy się sam na sam w ciasnej przestrzeni, pełna napięcia cisza nadal trwała. No bo co można powiedzieć nieznajomemu po tym, jak właśnie wspólnie odwaliło się nielegalny BASE jumping? Miałabym podzielić się z nim informacją o tym, jak krew dudniła mi w żyłach? Albo o tym, że przez ten jego niesamowity zapach jedyne, na co miałam ochotę, to mocniej się w niego wtulić?
Co, do cholery, było ze mną nie tak?
– No, to… – Urwałam, starając się wpaść na coś sensownego. Oboje wcisnęliśmy przyciski z numerami naszych pięter.
– Jesteś szalona – stwierdził Cruz, w końcu się do mnie odwracając. Poczułam się kompletnie pochłaniana przez te niesamowite, ciepłe oczy. – Wiesz o tym, prawda? Szalenie seksowna, nie… niesamowicie piękna, inteligentna, silna i niewiarygodnie pociągająca, ale trochę popieprzona.
– Tak – przyznałam szeptem, kiedy winda ruszyła w górę.
Zamrugał kilkakrotnie, a uśmiech na jego twarzy pojawił się i zniknął. Potrząsnął głową, jakby nie dowierzał, że mu przytaknęłam, ale jak mogłabym zaprzeczyć? Nie miałam pewności, czy ktokolwiek byłby w stanie robić to, co Renegaci, nie tracąc przy tym zdrowego rozsądku.
Zresztą, ostatnio coraz częściej kwestionowałam to, czy sama mam go jeszcze chociaż odrobinę.
– Nigdy nie poznałem nikogo takiego jak ty – stwierdził cicho, kiedy zbliżaliśmy się do jego piętra. Zostało mi może z pięć sekund, zanim zniknie mi z oczu.
– A to dlatego, że nie ma drugiej takiej jak ja – stwierdziłam z całkowitą szczerością. – Zapewniam cię ze stuprocentową pewnością, że jestem Pierwsza.
Uśmiechnęłam się sama do siebie za ten żart o podwójnym znaczeniu, którego nie mógł zrozumieć.
Rozległ się dźwięk sygnalizujący dotarcie do celu i zatrzymaliśmy się na piętrze Cruza. Nasz wspólny czas dobiegł końca.
– To prawda.
Coś ścisnęło mnie w brzuchu, kiedy zrobił krok w stronę drzwi, gdy te się rozsunęły, odsłaniając przed nami długi korytarz.
Nigdy więcej go nie zobaczę.
Co, jeśli już nigdy nie poczuję z nikim takiego połączenia? Co, jeśli to był jedyny facet, do którego umiałabym coś poczuć? Co, jeśli właśnie ominie mnie okazja życia, i to wyłącznie dlatego, że, o ironio, bałam się skoczyć na główkę?
„Co, jeśli” było dla mnie myślą nie do zaakceptowania.
Sięgnął ku drzwiom, by się nie zamknęły, po czym rzucił mi spojrzenie przez ramię.
– Dziękuję ci za dzisiejszy wieczór, nigdy go nie zapomnę.
Ja też nie… i nie byłam jeszcze gotowa na to, by się zakończył.
– Zatrzymałeś się kiedykolwiek w penthousie w tym hotelu? – spytałam, zanim mózg byłby w stanie powstrzymać usta przed wypowiedzeniem tych słów.
– Nie – odparł, a jego oczy pociemniały, kiedy przesunął wzrok na moje usta.
O mój Boże, naprawdę zamierzam to zrobić. Żołądek ścisnął mi się w supeł większy niż przed ostatnimi rozgrywkami X Games.
– A masz ochotę? W końcu wiszę ci szampana. – Miałam nadzieję, że mój drżący głos w jego uszach zabrzmi uwodzicielsko.
Dostrzegłam, jak jego mięśnie pleców tężeją.
– Zapewniam, że penthouse legalnie należy do mnie i tym razem nie zaproponuję ci nawet, żebyś z niego wyskoczył.
Powoli odwrócił się, by stanąć ze mną twarzą w twarz, jednak nie cofnął ręki blokującej drzwi. Im dłużej się we mnie wpatrywał, tym szybciej krew krążyła w moich żyłach, zaciskając przy tym uścisk na brzuchu jak imadło i prawie roztapiając mi uda. Jak zwykłe spojrzenie potrafiło tak szybko i oszałamiająco mnie nakręcić?
– Penelope… – wypowiedział moje imię po części jak błaganie, po części jak modlitwę.
– Wiem, o co proszę – zapewniłam. Prosiłam o coś, co pozostanie ze mną już na zawsze, o tę jedną wspólną noc, która jutro będzie już dla mnie zaledwie wspomnieniem. Taka opcja wciąż była lepsza niż zastanawianie się, „co by było gdyby”.
– Jesteś tego pewna? – Zrobił krok w moją stronę, a drzwi windy zasunęły się tuż za jego szerokimi ramionami. Mój puls przyspieszył, bo teraz widziałam już tylko jego. Skupiłam wszystkie myśli na tym, jak by to było poczuć jego skórę pod swoimi palcami.
Potaknęłam, na co jedynie pokręcił głową.
– Potrzebuję, żebyś to powiedziała. – Słodki oddech owiał moją twarz, kiedy nachylił się nade mną i niemal dotknął ustami moich, gdy winda ponownie ruszyła do góry.
Boże, ledwo byłam w stanie myśleć, kiedy stał tak blisko. Patrzył na mnie z oczekiwaniem w oczach, w których kryło się również pragnienie. Zwykle w takim momencie dawałam facetom kosza, jednak nigdy wcześniej nie czułam się tak, jak w tej chwili. Niemal namacalne pożądanie bijące od Cruza sprawiło, że poczułam się silna, zaintrygowana, ale i podniecona – całe moje ciało aż drżało od nagromadzonej w nim słodkiej elektryczności.
Nie pragnął mnie jako trofeum – nawet nie wiedział, kim jestem.
Pragnął po prostu mnie.
– Tak – odparłam w końcu, udzielając pozwolenia nie tylko jemu, ale i sobie samej. Chociaż raz w życiu chciałam odpuścić i niech szlag trafi konsekwencje.
Musnął ustami moje, zupełnie jakby prosił w ten słodki sposób o pozwolenie, którego już mu udzieliłam. Nasze usta spotkały się w pieszczocie, przez którą stanęłam na palcach, błagając o więcej. Samym pocałunkiem sprawił, że stałam się aż nader świadoma każdej części własnego ciała i tego, że przebudził się w nim każdy nerw. Czułam się jak w pierwszym rozdziale powieści romantycznej, w samym środku urzekającego początku, od którego tak wirowało mi w głowie, że pragnęłam już przejść do następnej strony.
Odsunął się ode mnie z uśmiechem, przesuwając wzrokiem po mojej twarzy, jakbym była drogocennym dziełem sztuki. Nim zdołał coś powiedzieć, winda wydała z siebie kolejny dźwięk, tym razem oznaczający, że dotarliśmy na piętro z penthousem.
Ujęłam go za dłoń i poprowadziłam krótkim, nieskazitelnym korytarzem aż do wynajętego apartamentu. Ręka lekko mi zadrżała, kiedy wyciągałam kartę-klucz z tylnej kieszeni dżinsów i o włos minęłam czytnik. No, to by było na tyle, jak chodzi o opanowaną boginię seksu.
Cruz nakrył moją dłoń swoją, ciepłą i silną, po czym nachylił się i delikatnie musnął ustami moje ucho.
– Nie czuj się w żaden sposób zobowiązana do tego, żeby otworzyć te drzwi albo zaprosić mnie do środka, Penelope.
Boże, uwielbiałam sposób, w jaki wypowiadał moje imię. Ledwie byłam w stanie powstrzymać dreszcz, który spłynął mi po kręgosłupie. Szybkim i zdecydowanym ruchem przyłożyłam znów kartę do czytnika.
Kiedy tylko lampka błysnęła na zielono, przekręciłam klamkę i wkroczyłam do apartamentu, oglądając się przez ramię na tego pięknego mężczyznę, który zatrzymał się w progu.
– Potrzebujesz zaproszenia? – spytałam.
– Tak – przyznał, wspierając dłonie o framugę, jakby musiał się powstrzymywać.
I oto nadeszła ta chwila – czy naprawdę byłam gotowa, by zaprosić nieznajomego do swojego pokoju? Do swojego… łóżka? Dopiero podczas skoku tak naprawdę poznaje się osobę, z którą się na niego zdecydowało. Jak wiele razy powtarzałam tę mantrę nowym Renegatom?
Cruz czekał cierpliwie, emanując tą prymitywną, pełną erotyzmu energią, obserwując, jak próbuję podjąć decyzję. W jego oczach czaiła się intensywna mieszanina pożądania oraz cierpliwości. Coś mi podpowiadało, że podobnie będzie zachowywał się w łóżku – bez pośpiechu. Zamiast tego postawi na skrupulatność i całkowicie mnie pochłonie.
Po raz pierwszy w życiu pragnęłam, by ktoś mnie tak potraktował.
– Wejdź – rzuciłam cicho.
Odepchnął się od framugi i wystarczyły trzy kroki, bym znalazła się w jego ramionach. Jedną dłonią chwycił mnie za talię, a drugą ujął twarz. Drzwi zatrzasnęły się za nim w tej samej chwili, gdy poczułam jego usta na swoich.
Ten pocałunek nie przypominał delikatnej pieszczoty, jaką był ten pierwszy. Cruz przesunął językiem po mojej dolnej wardze. Pod niewielkim naciskiem jego kciuka rozchyliłam usta. Wsunął do środka język, gorący i natarczywy, i tak umiejętnie nim poruszał, że już kilka sekund później zaciskałam mu dłonie na koszuli.
Kierował mnie do tyłu, aż zahaczyłam tyłkiem o stolik za sofą, z którego spadł wazon i uderzył o podłogę z żałosnym głuchym łoskotem. Poczułam, jak Cruz się uśmiecha, a ja odwzajemniłam ten uśmiech dosłownie milisekundy przed tym, jak ponownie posiadł moje usta, a dłoń wsunął mi we włosy. Zmienił kąt, pod którym mnie całował, pogłębiając pieszczotę, aż cały mój świat skurczył się zaledwie do dotyku jego warg, do prądu krążącego mi w ciele i bezmyślnej potrzeby, by znaleźć się jeszcze bliżej.
Całował mnie i całował bez ustanku, nie naciskając na nic więcej, a jednocześnie przyjmując wszystko, co chciałam mu dać. Czułam się oszołomiona jego smakiem, równie mrocznym i bogatym, co otaczający go zapach. Przesunęłam palce po jednym z twardych wzgórków jego mięśni, a potem otoczyłam ramionami szyję. Przycisnęłam się do jego klatki piersiowej, kiedy przyciągnął mnie bliżej.
Pragnęłam więcej – potrzebowałam więcej tego słodkiego płomienia, który rozgościł się w moim brzuchu, oraz przeszywającej desperacji, by poczuć na sobie skórę tego mężczyzny. Sutki stwardniały mi pod stanikiem, przez co stałam się nader świadoma każdego ich otarcia o materiał.
– Sypialnia – wyszeptałam.
– Gdzie? – spytał, delikatnie przygryzając moje ucho.
Jasna. Cholera. To było niesamowite.
– Na końcu korytarza. – Kiwnęłam głową, nie chcąc wypuszczać go z ramion nawet na sekundę.
Uniósł mnie za tyłek bez większego wysiłku, co tylko spotęgowało erotyzm tego ruchu. Otoczyłam go nogami w pasie, a jego usta wróciły do moich, podczas gdy kontynuował spacer w kierunku sypialni. Nie zasunęłam wcześniej zasłon, przez co światła migające na Las Vegas Strip lekko wygładziły rysy jego twarzy, kiedy położył mnie na miękkiej narzucie. Cruz był po prostu przepiękny, niesamowicie seksowny w niemal prymitywny sposób, a kiedy zobaczyłam go nad sobą, moje zauroczenie osiągnęło kolejny poziom.
Przesunął ustami po linii mojej żuchwy, a mój oddech przyspieszał mi z każdym kolejnym pocałunkiem, jaki składał mi na szyi. Sapnęłam, kiedy delikatnie zassał wrażliwe miejsce na skórze. Wsunęłam palce w jego ciemne, grube włosy, by przytrzymać go przy sobie.
Czułam się pijana, odurzona jego ustami, zapachem i ciężarem, który poczułam, kiedy umościł się między moimi udami. To właśnie w tamtej chwili zrozumiałam, dlaczego wszyscy tak świrują na punkcie seksu, bo pragnienie tej intensywnej przyjemności niemal zawładnęło wszystkimi moimi zmysłami. Tych kilka pocałunków, jakie dzieliłam z innymi chłopakami, nijak miało się do tego, czego właśnie doświadczałam. Całowanie Cruza doprowadzało mnie do szaleństwa. Gdy składał pocałunki na moim obojczyku, wszystkie racjonalne myśli ulatywały mi z głowy. Stałam się wytworem czystej fizycznej potrzeby.
Skóra. Potrzebowałam poczuć na sobie jego skórę i przesunąć palcami po wyrzeźbionych mięśniach skrytych pod koszulą. Pragnęłam tego bardziej, niż byłam mu to w stanie wyznać, dlatego po prostu szarpnęłam za materiał. Przysiadł na piętach, a moje nogi zsunęły się po jego biodrach, przez co leżałam teraz przed nim z rozchylonymi udami. Uśmiech zamajaczył mu na ustach, kiedy płynnym ruchem zdjął z siebie koszulę.
Tym jednym gestem skradł mi oddech – patrzyłam właśnie na czystą perfekcję, jaką prezentowała jego klatka piersiowa. Przywykłam do widoku dobrze zbudowanych facetów, jednak Cruz był najpiękniejszym mężczyzną, jakiego kiedykolwiek było mi dane zobaczyć. Sięgnęłam ku niemu i przesunęłam opuszkami palców po mocnych wgłębieniach na jego brzuchu, eksplorując linię mięśni zdobiących tors. Na bicepsie miał tatuaż związany ze służbą w armii, jednak pozostałe centymetry jego opalonej miękkiej skóry pozostały nienaruszone. Już nie mogłam się doczekać, aż jej posmakuję.
– Ty… – Potrząsnęłam głową, bo nie byłam w stanie znaleźć odpowiednich słów. Przesunęłam językiem po opuchniętych od pocałunków ustach. – Jesteś niesamowity.
– Pomyślałem sobie o tobie dokładnie to samo – odparł, sunąc dłonią między moimi piersiami, jednak ani przez chwilę ich nie dotykał. – No, może coś bardziej niestosownego.
Otoczyłam palcami srebrny łańcuszek, który nosił na szyi. Nieśmiertelnik idealnie wpasował mi się w dłoń i użyłam go, by przyciągnąć Cruza bliżej. Powoli przygniótł mnie swoim ciężarem, po czym pochylił się, by skubnąć zębami moją dolną wargę.
– Jak bardzo niestosownego? – spytałam, teraz niemal już dysząc.
– Obrzydliwie – odpowiedział tuż przy mojej szyi, przesuwając usta bliżej obojczyka.
Chyba oszaleję, jeśli zaraz mnie nie dotknie.
Kiedy jego dłonie musnęły moje żebra, wygięłam się w łuk, a Cruz, jakby czytając mi w myślach, ujął w dłoń jedną z piersi. Zaskomlałam, kiedy przesunął kciukiem po sutku, który pod jego dotykiem stwardniał jeszcze bardziej, podczas gdy wszystko inne w moim ciele zaczęło się rozpływać. Zakołysałam biodrami, a Cruz syknął. Wtedy go poczułam, długiego i twardego, w miejscu, w którym łączyły się nasze ciała. Dzieliło nas zaledwie kilka warstw materiału.
Boże, naprawdę go pragnęłam i choć było to dla mnie kompletnie nowe doznanie, powitałam je równie gorliwie, co każde inne pierwsze doświadczenie w życiu. Miałam dwadzieścia jeden lat i jeśli to była jedyna chwila, gdy będzie mi dane poczuć tak silne pożądanie, zamierzałam pozwolić jej trwać tak długo, jak to tylko możliwe.
– Cruz – wyjęczałam, kiedy przysunął usta do moich piersi i zębami zaczął je skubać przez materiał koszulki i stanik. Uczucie było niesamowite i mimo że jeszcze nie dotknął mnie poniżej talii, dokładnie w to miejsce spływała cała przyjemność. Zacisnęłam dłonie w pięści na jego włosach, kiedy to niesamowite zniecierpliwienie zaczęło brać nade mną górę. – Proszę – błagałam, poruszając biodrami, by się o niego otrzeć.
– Powiedz to jeszcze raz – warknął niskim głosem, który posłał kolejną falę ciepła między moje uda.
– Proszę – powtórzyłam, świadoma tego, że potrzebuję więcej i że jest w stanie mi to zapewnić.
Uniósł się nade mną tak, by nasze spojrzenia się spotkały.
– Moje imię, Penelope. Wypowiedz moje imię. Ktoś tak piękny i odurzający jak ty nigdy nie powinien błagać. Nie, kiedy jedyne, czego pragnę, to wielbić każdy milimetr twojego ciała.
Wow. Wystarczyły same słowa, żebym całkowicie się rozpłynęła, a do tego pragnienie szalejące w tych brązowych oczach… Sprawił, że poczułam się seksowna i pełna mocy, jak mityczna syrena. Przyciągnęłam go z powrotem do siebie, tak blisko, by nie pozostała między nami żadna wolna przestrzeń, i delikatnie musnęłam jego usta swoimi.
– Cruz – wyszeptałam.
Niski pomruk rozszedł się echem po jego piersi, a wtedy ponownie wziął w posiadanie moje usta, naznaczając je językiem w sposób, w jaki pragnęłam, by zrobił to z całym moim ciałem. Pewnymi, mocnymi ruchami wyzwalał we mnie fale przyjemności.
Ponownie zakołysałam biodrami w poszukiwaniu dotyku, który mógłby choć trochę zaspokoić potrzebę budującą się w moim wnętrzu. Cruz rozpiął mi guzik dżinsów, a później oparł czoło o moje. Nasze oddechy mieszały się ze sobą podczas tej krótkiej przerwy.
– Tak – zapewniłam, domyślając się, że potrzebuje werbalnej zgody. – Dotknij mnie.
Wsunął dłoń w moje spodnie i przesunął palcami po niebieskich koronkowych stringach. Nigdy wcześniej nie byłam tak wdzięczna samej sobie za fetysz związany z noszeniem seksownej bielizny.
Chwilę później wszystkie myśli uleciały mi z głowy, gdy odsunął materiał na bok i przesunął palcami wzdłuż mojego wejścia. Złączył nasze usta i całował do utraty tchu, jednocześnie badając kciukiem moją łechtaczkę, przesuwając po niej raz za razem.
Sapnęłam, przerywając pocałunek, kiedy przyjemność rozeszła się po całym moim ciele.
– Penelope – wypowiedział moje imię niczym odkrycie, ze zdumieniem i czcią, tym samym odzierając mnie ze wszystkich barier ochronnych, które pieczołowicie wokół siebie budowałam. W tamtej chwili nie byłam Penną. Nie byłam Rebel. Byłam Penelope należącą do Cruza i świadomość tego znaczyła dla mnie… wszystko. Nasze spojrzenia znów się ze sobą spotkały, a ja doszłam do wniosku, że nigdy wcześniej nie czułam tak intensywnej więzi z żadnym innym człowiekiem.
Przesunęłam dłonie na jego ramiona, wbijając mu paznokcie w skórę, a on nie przestawał mnie pocierać, wyciągając na powierzchnię oszalałą, wszechogarniającą potrzebę, by…
Łup. Łup. Łup.
Nagle rozległo się walenie do drzwi wejściowych. Oboje zamarliśmy.
– Spodziewasz się kogoś? – spytał, oddychając miarowo, chociaż w jego oczach czaiła się dzikość.
Potrząsnęłam głową.
– Nie, ale być może Mały John chciał się upewnić, że wszystko ze mną w porządku. Daj mi chwilę.
Cruz stoczył się ze mnie, a ja przeklęłam w duchu nadopiekuńczość przyjaciół. Zabawne, że fizycznie już się nie dotykaliśmy, a ja wciąż czułam na sobie jego dłonie.
Wygłodniałym spojrzeniem obserwował, jak zapinałam dżinsy. Małemu Johnowi totalnie by odbiło, gdyby się dowiedział, że wpuściłam do pokoju nieznajomego. Tyle że w tej chwili Cruz ani trochę mi się nim nie wydawał.
Nachyliłam się i mocno go pocałowałam, delektując się jego smakiem, każdym pociągnięciem języka oraz delikatnością ust.
Rozległa się kolejna salwa walenia w drzwi.
– Cholera, wracam za sekundę – zapewniłam Cruza, po czym wyszłam z sypialni, zamykając za sobą drzwi. Jednocześnie liczyłam na to, że moja fryzura nie zdradzi zbytnio, co robiłam przez ostatnie kilkanaście minut.
– Już otwieram! – zawołałam, gdy do drzwi załomotano po raz kolejny. Lepiej, żeby przerwano nam z powodu czyjejś nagłej śmierci, bo jeśli nie, to sama do niej doprowadzę.
Z rozmachem otworzyłam drzwi i dostrzegłam za nimi konsjerża, który wyglądał na nieco spanikowanego.
– Panno Carstairs, bardzo przepraszam, ale panowie…
Dwóch policjantów przepchnęło się przed niego. Na widok niebieskich uniformów od razu otrzeźwiałam.
– Penelope Carstairs? – spytał jeden z nich.
– Tak?
Poczułam, jak od nagłych mdłości żołądek zwija mi się w supeł.
– Będzie pani musiała pojechać z nami i odpowiedzieć na kilka pytań – oznajmił niższy z nich, jednym płynnym ruchem odwracając mnie do siebie plecami i wykręcając mi ręce.
Ja. Pierdolę.
– Ała! – syknęłam cicho, licząc, że Cruz tego nie usłyszał i że nie wyjdzie sprawdzić, co się dzieje. Skoro wiedzieli, że to ja byłam skoczkiem z High Rollera, jego też pewnie już poszukiwali. – O co chodzi?
Poczułam na nadgarstkach chłód kajdanek. Niższy z policjantów przeciągnął mnie przez próg.
– Gdzie znajdziemy twojego partnera od skoku? – spytał, ignorując pytanie, ale jednocześnie na nie odpowiadając.
Wzruszyłam ramionami.
– Nie mam pojęcia, w którym pokoju się zatrzymał. Poznaliśmy się w barze.
Zmrużył podejrzliwie oczy, a ja posłałam mu uśmiech. Już dawno nauczyłam się, że najlepszym sposobem na kłamstwo jest zawarcie w nim jak największej ilości prawdy.
– Więc przyznajesz się do wtargnięcia na teren prywatny?
Mój uśmiech wciąż był słodki jak miód.
– Przyznaję się tylko do tego, że chciałabym skontaktować się ze swoim prawnikiem.
I to by było na tyle w kwestii działania na własną rękę. Pax i Landon ukatrupią mnie za ten wybryk. Z drugiej strony, gdy chodziło o numery, nie istniało coś takiego jak zła sława.
Policjant potrząsnął głową, wyraźnie zdegustowany, po czym wyprowadził mnie z apartamentu i pokierował w stronę windy. Kiedy zjeżdżaliśmy na parter, krótkofalówka, którą miał przy sobie, wydała z siebie kilka komunikatów, jednak całkowicie je zignorowałam. Mój umysł działał na zwiększonych obrotach, bo modliłam się, by nie udało im się znaleźć Cruza.
Do którego prawnika powinnam zadzwonić? Na pewno nie do tego pracującego dla taty, on już miał pełne ręce roboty przy sprawie Brooke.
Odgłos wydany przez windę przerwał moje rozmyślania. Wyszliśmy na zatłoczony parter, gdzie znajdowało się kasyno. Na całe szczęście widok dziewczyny wyprowadzanej przez policjanta w Las Vegas nie był niczym szczególnym.
Pochyliłam głowę, by nie dać się nikomu rozpoznać, a policjant wyprowadził mnie tymi samymi drzwiami, którymi weszłam, kiedy Mały John podrzucił nas tutaj z powrotem mniej niż godzinę temu. Wpadli na mój trop niesamowicie szybko.
Kolejny policjant czekał przy jednym z dwóch zaparkowanych radiowozów. Kiedy podeszliśmy bliżej, otworzył drzwi, uśmiechając się przy tym kpiąco.
– Panno Carstairs – zaczął, delikatnie przytrzymując mnie za głowę, bym nie uderzyła nią o drzwi, wsuwając się na tylne siedzenie. – Następnym razem, kiedy najdzie cię ochota na nielegalny numer, upewnij się, że jakiś nadgorliwy fan nie udostępnia twojej lokalizacji na Twitterze.
Dzieciak z lobby. Cholera. Cholera. Cholera. Cholera.
Zamknęli za mną drzwi i zostawili mnie na moment samą w radiowozie, po czym zajęli miejsca z przodu. No cóż, zapowiadała się całkiem długa noc – i to taka, której nie będzie mi dane zapomnieć, gdy Pax i Landon już się o wszystkim się dowiedzą.
Nie przejmowałam się zbytnio tym, że zrobiłam coś nielegalnego. Finansowo bez wątpienia będzie mnie to sporo kosztować, ale w końcu na biedną nie trafiło. Tyle że, cholera, będę musiała zadzwonić do Brandona – okutanego w garnitur brata Wildera, który zwykle zachowywał się, jakby miał kij w dupie, ale zawsze wyciągał nas z podobnych gównianych sytuacji, kiedy powinęła nam się noga.
A może nie? Może uda mi się z tego wygrzebać na własną rękę?
Ruszyliśmy spod hotelu Bellagio. Obróciłam jeszcze głowę, kiedy kątem oka dostrzegłam, jak na zewnątrz wychodzi kolejny policjant. Z całych sił starałam się nie stracić go z oczu, kiedy skręciliśmy, jednak okazało się to niemożliwe.
Nie, o nie. Teraz już się nie martwiłam – byłam po prostu przerażona.
Będę musiała zadzwonić do Brandona, bo…
Policjanci wyprowadzili w kajdankach również Cruza.