Od dawna o tobie marzę (Gorący Romans) - Joanne Rock - ebook

Od dawna o tobie marzę (Gorący Romans) ebook

Joanne Rock

3,7
9,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Marcus przyjechał do Mesa Falls w Montanie, by podpisać umowę z nowym klientem, wykupić akcje przyrodniego brata i przejąć kontrolę nad imperium medialnym, które stworzył. Brat się spóźnia, w zastępstwie przysyła swoją współpracownicę Lily, którą Marcus od dawna jest zafascynowany. Jej obecność może pokrzyżować jego plany, bo Lily ostro walczy o firmę. Nie potrafi jednak oprzeć się pożądaniu, które Marcus umiejętnie w niej rozbudza...

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 158

Oceny
3,7 (46 ocen)
12
15
13
4
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Joanne Rock

Od dawna o tobie marzę

Tłumaczenie: Katarzyna Ciążyńska

HarperCollins Polska sp. z o.o. Warszawa 2021

Tytuł oryginału: The Rebel

Pierwsze wydanie: Harlequin Desire, 2019

Redaktor serii: Ewa Godycka

© 2019 Joanne Rock

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2021

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Gorący Romans są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-672 Warszawa

ul. Domaniewska 34A

www.harpercollins.pl

ISBN 978-83-276-6720-5

Konwersja do formatu EPUB, MOBI: Katarzyna Rek / Woblink

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Marcus Salazar miałby o wiele więcej przyjemności z przejażdżki konno, gdyby zostawił komórkę na ranczu. Po dwóch telefonach z biura, które zignorował, włączył wibracje, mimo to wciąż zerkał na ekran. To było od niego silniejsze. Przyjechał na ranczo Mesa Falls, do luksusowego ośrodka wypoczynkowego w Montanie, na najważniejsze spotkanie biznesowe w swoim życiu – chciał wypracować umowę z przyrodnim bratem Devonem, która ostatecznie przekaże mu pełną kontrolę nad ich wspólną firmą Salazar Media. Niecierpliwie czekał na rozpoczęcie negocjacji.

Kiedy telefon znów zawibrował, wyciągnął go z kieszeni kurtki i zobaczył, że dzwoni Devon. Może wreszcie przyjechał. Marcus przypomniał sobie, by nie rozpoczynać od konfliktu. Różnie postrzegali przyszłość Salazar Media, lecz w tym tygodniu nie powinni rozgrzebywać dawnych problemów.

Dowie się, jak wykupić Devona i w końcu będą mogli przeciąć więzy. Dotknął ekranu i odebrał.

- Mogę się z tobą spotkać w głównym budynku za dwadzieścia minut – powiedział bez wstępów, wdzięczny, że klacz Appaloosa z nim współpracuje. Starał się trzymać uzdę jedną ręką, w drugiej ściskał telefon. - Czekając na ciebie, wziąłem konia ze stajni i wybrałem się na przejażdżkę, ale już wracamy.

Mrużąc oczy przed słońcem, Marcus widział porośnięty sosnami grzbiet górski, u stóp którego, na liczącym sobie prawie dwa tysiące pięćset hektarów ranczu, w pobliżu Bitterroot River, znajdowały się stajnie. Jego ojciec Alonzo Salazar bywał tu często i nieraz wspominał, że zabierze Marcusa i Devona do Montany.

Kiedy Marcus i Devon byli dziećmi, konflikt między matkami chłopców uniemożliwił zorganizowanie wspólnego wyjazdu. Z czasem między dorosłymi już mężczyznami pojawiło się sporo wrogości.

Zeszłego lata Marcus i Devon pożegnali ojca, który przegrał krótką walkę z rakiem trzustki. Ojciec był jedynym powodem, dla którego bracia zachowywali w miarę uprzejme stosunki.

Zapewne mogli rozstać się na dobre, nie przyjeżdżając do Montany. Postanowili jednak spełnić ostatnią wolę ojca, który kazał im obiecać, że zanim ich drogi się rozejdą, spotkają się na ranczu.

- Niestety jeszcze nie jestem w Montanie. – Głos Devona walczył z hałasem w tle. – Jestem na lotnisku w Bombaju.

- W Bombaju? – Marcus zatrzymał konia, by skupić się na rozmowie. – Na drugim końcu świata?

Czuł, że wzbiera w nim złość.

- Zadzwoniłbym wcześniej, ale skradziono mi telefon i paszport, no i zatrzymały mnie służby celne. – W głosie brata były irytacja i zmęczenie.

- Odzyskałeś telefon? – Marcus sprawdził ID rozmówcy i zobaczył twarz brata. Dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że Devon kontaktuje się z nim za pośrednictwem mediów społecznościowych.

- Nie, kupiłem nowy w kiosku na lotnisku. – Devon miał schrypnięty głos. – Wysłałem wiadomość do ambasady, żeby pomogli mi wrócić do kraju, ale w międzyczasie… – na łączach pojawiły się zakłócenia – …niedługo powinienem być w Montanie.

- Nie słyszałem cię. – Marcus ścisnął boki konia, zastanawiając się, czy na tym gęsto zalesionym szlaku jest tak słaby zasięg. Klacz ruszyła. – Właśnie sfinalizowałem umowę z Mesa Falls Ranch, są już oficjalnie naszym klientem. – Pracował z właścicielami rancza, odkąd zdał sobie sprawę, że nie uniknie podróży do tego miejsca, a wcześniej tego dnia uzyskał ustne potwierdzenie jednego z właścicieli. – Mogę tu zostać jeszcze jeden dzień, ale jeżeli nie pojawisz się w ciągu czterdziestu ośmiu godzin, wracam do Los Angeles.

Marcus kierował biurem na zachodnim wybrzeżu. Devon, współdyrektor firmy, miał swoje biuro w Nowym Jorku. Ich ojciec był głównie symbolicznym prezesem.

- Nie ma potrzeby. Ja… – kolejne słowa Devona zanikły – …wysłałem ją w zastępstwie. Będzie mnie reprezentować.

W telefonie rozległ się głośny trzask.

- Kto? – Marcus starał się zrozumieć, co mówi brat, ale jakość połączenia była fatalna. – Ktoś przyjedzie na ranczo w twoim zastępstwie?

- …ci znać. Przepraszam.

Połączenie zostało zerwane.

Marcus patrzył zirytowany na zdjęcie Devona wciąż widniejące na ekranie. Jak Devon mógł czekać z tą podróżą do ostatniej chwili? Lot z Bombaju trwa co najmniej osiemnaście godzin.

Co prawda Marcus też został kiedyś zatrzymany przez służby celne i wiedział, co to znaczy. Poza tym może dzięki temu, że Devon tu nie dotrze, Marcusowi uda się przejąć Salazar Media na dobre. W końcu to on wymyślił tę firmę. Ojciec i brat wsparli go finansowo, a ojciec został prezesem tylko po to, by rywalizujący z sobą bracia byli w stanie się porozumieć. Po śmierci ojca to Marcus zasługiwał na stanowisko prezesa i planował je objąć. W innym wypadku opuści firmę.

Wcisnął telefon do kieszeni i pogalopował w stronę głównego budynku Mesa Falls. To miejsce posiadało niezaprzeczalny urok. Góry i otaczające je przestrzenie na moment odwróciły jego uwagę od problemów.

Szóstka współwłaścicieli od ośmiu lat zajmowała się tą ziemią i hodowlą zwierząt, każdy z nich miał dom na terenie rancza. Rok temu postanowili otworzyć ranczo dla gości, by zarabiać na prowadzenie gospodarstwa ekologicznego. Marcus wyczuł w tym okazję biznesową, podjął z właścicielami rozmowy w nadziei, że zostaną klientami Salazar Media.

Właściciele wyrazili na razie słowną zgodę na półroczną współpracę z firmą braci Salazarów, która miała się zająć marketingiem Messa Falls w mediach społecznościowych. Z opcją jej przedłużenia, jeśli będą z tego zadowoleni. Marcus zamierzał odbyć kilka spotkań z kluczowymi członkami personelu rancza, a po podpisaniu kontraktu wybierał się z powrotem do Los Angeles.

Z czystym sumieniem, bo próbował spotkać się tutaj z bratem. Jeśli Devon się nie pokaże, to nie jego wina.

Kiedy zatrzymał konia obok stajni, zobaczył, jak czarny lśniący escalade podjeżdża przed główny budynek. Szofer wyskoczył z samochodu. Przyciemnione szyby nie pozwalały Marcusowi dojrzeć pasażera.

Przypomniał sobie słowa brata. Czy Devon przysłał kogoś w zastępstwie? Zirytował się, bo jeśli to prawda, musiał to zorganizować wiele godzin wcześniej. Najwyraźniej telefon do Marcusa z informacją, że jest spóźniony, nie był dla Devona priorytetem.

Zsiadł z konia i przekazał go stajennemu. Podziękował mu i przeniósł znów spojrzenie na samochód, kiedy z otwartych drzwi wysunęła się kobieca noga.

W czarnej wysokiej szpilce. Smukła łydka. Skrawek szarej spódnicy w prążki.

Będzie mnie reprezentować...

Te słowa odbiły się echem w jego głowie, gdy kobieta, której wolno było występować w imieniu Devona, pokazała się w całej swej okazałości.

Lily Carrington stanęła na podjeździe w czarnym płaszczu narzuconym na popielaty kostium i lawendową bluzkę. Z jej ramienia zwisała mała czarna torebka. Marcus nigdy nie widział tak idealnej kobiety. Poza tym była kompetentna i skuteczna.

Klienci ją chwalili. Była prawą ręką Devona w szalonych latach, kiedy firma się rozwijała, aż zasłużyła na awans.

Osoba numer dwa w biurze w Nowym Jorku. Chłodna i opanowana, przeciwieństwo cech, które Marcus lubił w kobietach. Zwykle wybierał te o temperamencie artystek. Jednak z jakiegoś powodu, który budził w nim irytację, Lily zawsze mu się podobała.

Na szczęście była zaręczona, czyli niedostępna.

Niestety na jej widok, kiedy stała na podjeździe w ciemnych okularach zasłaniających połowę twarzy, poczuł przypływ pożądania.

- Marcus. – Widząc go, uśmiechnęła się uprzejmie. – Wspaniałe miejsce na odpoczynek. – Przesunęła wyżej okulary i wskazała nowo zbudowany gmach dla gości. Omiotła spojrzeniem stajnie i padok, a także wzgórza przechodzące w wysokie góry. – Zapiera dech w piersi.

On wolał widok Lily niż jesiennego pejzażu, ale zatrzymał to dla siebie.

Zaczął już liczyć, jak szybko może opuścić ranczo, nie narażając na szwank swojej pozycji przetargowej. Robił w życiu rzeczy, z których nie był dumny, lecz nie zamierzał ulegać przyciąganiu kobiety należącej do innego mężczyzny. Tej granicy nie przekraczał.

- Pewnie świetnie się fotografuje. – Przeniósł wzrok na góry. – Skoro Devon się nie pofatygował, może razem popracujemy i zbierzemy informacje, które zespół kreatywny będzie mógł wykorzystać. Prześlę ci agendę, żebyśmy nie tracili czasu i jak najszybciej wrócili do domu.

Lily milczała długą chwilę. Tak długo, prawdę mówiąc, że musiał się znów do niej odwrócić.

- Możemy tak zrobić – przyznała z namysłem. – Możemy też rozpocząć dialog na temat pozycji prezesa, skoro to był główny cel spotkania. Może uda nam się wypracować jakiś realny plan dla przyszłości Salazar Media.

- Miałem odbyć takie spotkanie z Devonem, nie z tobą. – Był ciekaw, jak postrzegała swoją rolę w tych negocjacjach. Czy liczyła na to, że zdobędzie lepszą pozycję? A może nawet przejmie kierownictwo biura w Nowym Jorku?

Gdyby nie to, że każdy z braci posiadał biuro na innym wybrzeżu, firma mogłaby upaść już przed laty. Radzili sobie dzięki temu, że działali możliwie niezależnie.

- Ja też pracuję w tej firmie – przypomniała mu. – Teraz, kiedy zabrakło waszego ojca, który łagodził napięcia między wami, miałam nadzieję, że ułatwię wam rozmowę o przyszłości.

- Czy mój brat prosił cię, żebyś mnie do czegoś przekonała? – Zdał sobie sprawę, że z powodu napięcia seksualnego mówi ostrzej niż w innych okolicznościach. – Uznał, że skutecznie nakłonisz mnie do jego koncepcji?

Marcus uważał, że zbyt często szedł na kompromis, rezygnując ze swojej wizji firmy, przez co tracili dobre okazje tylko dlatego, że Devon postrzegał to inaczej.

- Oczywiście, że nie – odparła, kręcąc głową. – Chociaż nie są mi obce powody niezadowolenia obu stron…

- Nie, Lily – przerwał jej. – Nie masz pojęcia, jak bardzo jestem sfrustrowany.

Ich oczy się spotkały. Marcus wiedział, w którym momencie uświadomiła sobie ukryte znaczenie jego słów. Nieco głośniej wciągnęła powietrze. Naprawdę nie zdawała sobie sprawy, jak na niego działa?

Zresztą to bez znaczenia. Dał napiwek szoferowi, który przywiózł Lily, i odesłał samochód. Kiedy się znów odwrócił do dyrektor operacyjnej Salazar Media, odniósł wrażenie, że przesłoniła swoją piękną twarz maską obojętności.

- W takim razie czekam na wiadomość, kiedy będziesz gotowy się spotkać. – Trzymała teraz torebkę przed sobą, która dość żałośnie odgrywała rolę tarczy.

Kiwnąwszy głową, Marcus zakręcił się na pięcie, by dosiąść konia. Cieszył się w duchu, że wybrał domek dla gości z dala od głównego budynku.

Im większy dystans będzie go dzielił od Lily Carrington, tym lepiej. Ta kobieta poważnie zagraża jego koncentracji, a przecież gra toczy się o firmę.

Co się właściwie wydarzyło?

Lily po raz kolejny zadała sobie to pytanie, zanurzając się głębiej w wannie na nóżkach w łazience swojego apartamentu. Miała nadzieję, że kąpiel po podróży pomoże jej oczyścić umysł.

Apartament był piękny. Podłogi były z twardego drewna, sufit zdobiły odzyskane ze starej stajni belki. A jednocześnie nie brakowało nowoczesnych rozwiązań, jak choćby szklana kabina prysznicowa obok wanny w starym stylu. Zaraz po wejściu Lily rozpaliła kominek, choć na zewnątrz nie było zimno. Chciała doświadczyć wszystkich uroków górskich wakacji.

Przesunęła dłonią po powierzchni pachnącej różami wody, żałując, że nie uda jej się bez reszty rozkoszować się urodą Montany i nieoczekiwaną wycieczką. A to z powodu tego czegoś nieokreślonego między nią a Marcusem.

Czegoś pełnego erotycznego napięcia, co ją zaskoczyło.

Opuściła powieki i wciągnęła przesycone parą powietrze, wracając myślą do chwili tuż po przyjeździe. Ucieszyła się na widok Marcusa, choć miała się na baczności. Wiedziała o chłodnych stosunkach między braćmi, choć nigdy w pełni tego nie rozumiała. Skoro tak się nie lubili, czemu założyli wspólny biznes? Trzeba przyznać, że ich talenty się dopełniały. Marcus był geniuszem w dziedzinie mediów cyfrowych. Devon posiadał zmysł biznesowy, który pozwalał firmie być na plusie.

Od pięciu lat Devon był przełożonym Lily i jej przyjacielem, a jednak nie zdradzał jej wiele na temat swojego życia osobistego. Marcus, który kierował oddziałem firmy na zachodnim wybrzeżu, pozostawał dla niej tajemnicą.

Gdy Devon poprosił, by zastąpiła go na ranczu, podeszła do tego z ostrożnym optymizmem. Zastanawiała się – może naiwnie – czy zdoła doprowadzić do dialogu między braćmi, kiedy ich ojciec już nie żyje, a przyszłość firmy stoi pod znakiem zapytania. To była wspólna własność braci Salazarów, więc nie było zarządu, który nalegałby na szybki wybór prezesa. Jednak po kilku miesiącach impasu część klientów zaczęła wyrażać irytację z powodu braku jednej osoby decyzyjnej w firmie. Walka braci o władzę mogła zniszczyć firmę.

To zaś, co wydarzyło się na podjeździe po jej przybyciu, może utrudnić działania pojednawcze. Marcus obudził w niej coś, czego jako kobieta zaręczona nie miała prawa poczuć. Jego ciemne włosy i jeszcze ciemniejsze oczy bardzo różniły się od włosów i oczu brata. Wysoki, dobrze zbudowany…

Wzięła głęboki oddech i powiedziała sobie stop. Podniosła powieki i wyjęła rękę z wody, by spojrzeć na brylant na palcu, pamiątkę rodzinną, którą Eliot Winthrop podarował jej przed dwoma laty, kiedy się jej oświadczył. Pięciokaratowy brylant był nieskazitelnie piękny, jego faseta odbijała światło łazienkowych kinkietów.

Do niedawna Lily nie kwestionowała długiego okresu narzeczeństwa. Oboje byli zajęci rozwijaniem karier – on w rodzinnej firmie, ona w Salazar Media. Przyjaźnili się od dziecka, ich rodziny budowały swoje fortuny w świecie finansów, w związku z czym utrzymywały bliskie kontakty.

Po skandalu związanym z jej narodzinami to dzięki Eliotowi w mniejszym stopniu czuła się outsiderką.

Matka Lily nie zdradziła swoim rodzicom, kim jest ojciec, a ostatecznie zrzekła się praw do dziecka, pozostawiając czteroletnią Lily pod opieką dziadków. W efekcie Lily nigdy nie czuła się częścią zamożnego świata Newport, w którym się wychowała.

W liceum byli z Eliotem parą.

Kiedy Eliot zaczął naukę w college’u, Lily uznała, że odtąd każde z nich pójdzie swoją drogą. Kiedy jej się oświadczył, rozczarowana pijacką atmosferą bractwa studenckiego w swojej elitarnej szkole skorzystała z okazji, wiedząc, że stworzą zgrany zespół. Nie był to pewnie gorący ekscytujący romans, ale solidne partnerstwo oparte na wzajemnym zrozumieniu.

Rozmawiali o fuzji ich rodzinnych firm, kiedy się pobiorą. Lily zawsze czerpała siłę z tej przyjaźni, przekonana, że przerodzi się w miłość, jaka łączyła jej dziadków. Ale teraz, wspominając spojrzenie Marcusa, zastanowiła się, czemu nigdy nie czuła niczego podobnego w stosunku do Eliota.

Wytarła ręce i sięgnęła po telefon leżący obok wanny. Kiedy porozmawia z narzeczonym, przestanie myśleć o incydencie z Marcusem.

Głos Eliota przypomni jej, czemu do siebie pasują – choć wciąż nie ustalili daty ślubu.

Dotknęła ikonki serca na ekranie – tak oznaczyła Eliota w kontaktach – i przełączyło ją na pocztę głosową. Nagrany głos Eliota nie spełnił tej roli, jakiej spodziewała się po chwili rozmowy. Przypomniał jej tylko, jak często nie jest w stanie się z nim skontaktować. Czy to normalne u zakochanych?

Zostawiła mu wiadomość, rozłączyła się i starała się odsunąć od siebie wszelkie niepokoje, kładąc znów telefon na stercie ręczników. Cokolwiek miało miejsce podczas spotkania z Marcusem, było czystym przypadkiem. Ulotnym zainteresowaniem.

Jej matka należała do kobiet, które dają się skusić relacji opartej wyłącznie na pociągu seksualnym. To dlatego wybrała kochanka, porzucając córkę. Lily była mądrzejsza i wiedziała, że nie można liczyć na chwilowe pożądanie. Tak zwana chemia tylko mąci ludziom w głowach, przesłaniając fundamenty, na których powinien być oparty związek. Na przykład wspólne wartości i cele. Wzajemny szacunek i uczucia sympatii, czułości i przywiązania.

Wyszła z wanny i wytarła się ręcznikiem kąpielowym. Jej ciało pachniało różami. Kiedy Marcus przyśle jej agendę, będzie gotowa do pracy.

Wyglądało na to, że on również chce skoncentrować się na sprawach zawodowych.

Na pewno do końca ich pobytu w Montanie oszczędzi jej długich namiętnych spojrzeń. Nawet jeśli jakaś drobna jej część miała chęć na powtórkę tamtej chwili, przekieruje te emocje tam, gdzie ich miejsce – na związek z narzeczonym.

Nazajutrz, uzbrojona w maskę profesjonalizmu, maszerowała holem na spotkanie z Marcusem. Budynek, gdzie znajdował się jej apartament, był dziwnie cichy, w tym tygodniu była tam jedynym gościem. Jednak pokojówki już pracowały. Kiedy wybrała się na wieczorny spacer w świetle księżyca, ktoś posłał jej łóżko. Z kolei podczas spaceru odkryła, że w stajni są pracownicy i może się przejechać konno.

Była ciekawa tego rancza. Główny budynek wyglądał jak hotel w luksusowym kurorcie górskim, ale przed przyjazdem poczytała o Mesa Falls i wiedziała, że ranczo prowadzi z sukcesem hodowlę bydła i owiec.

Weszła do pomieszczenia, gdzie podłogę z kafli ocieplały kolorowe dywaniki, których czerwienie i oranże powtarzały się na ozdobnych poduszkach i oprawionych grafikach na ścianach z drewnianych bali.

Na niewielkim barku stały najlepsze trunki pilnie strzeżone przez wypchanego bizona amerykańskiego. Tylko jeden ze stołków barowych obitych wyprawioną czarno-białą skórą był zajęty.

Siedział na nim Marcus.

Przyglądała mu się, zanim ją zobaczył. Włosy miał ciemniejsze niż starszy brat, a także dłuższe. Pisał coś szybko na tablecie, słuchawki w uszach odcinały go od świata. Kiedy zwrócił na nią spojrzenie, wyprostowała się, pamiętając o minionym wieczorze. A jednak nie dostrzegła tych iskier co wówczas.

Marcus wygasił ekran, wyjął z uszu słuchawki i schował je do kieszeni marynarki wiszącej na oparciu stołka.

- Nie spodziewałem się ciebie tak wcześnie. – Wstał i wskazał na barek.

- Przyjechałam tu do pracy – przypomniała mu, przystając obok stołu bilardowego i zachowując dystans.

- Do pracy czy po to, żeby zebrać informacje dla Devona?

- Wszystkie informacje, jakie zdobędę, przyniosą korzyść wam obu. Pracuję dla Salazar Media, nie tylko dla twojego brata.

Nie lubiła tych słownych gierek z Marcusem, ale zamierzała bronić swojej pozycji. Praca była dla niej zbyt ważna, by nadepnąć na odcisk współwłaścicielowi firmy.

- Okej. – Kiwnął głową. – Ale zaczęłaś karierę jako prawa ręka Devona. Nie sądzę, żebyś nagle przestała dbać o jego interesy.

- Chcesz pracować czy kwestionować moje motywy? – Wzburzona i zniecierpliwiona położyła torbę z laptopem na stole. Nie da się zastraszyć. – Chciałabym mieć jasność.

- Wolę pracować, ale nie będę mógł tego robić, dopóki nie zrozumiem, czemu Devon przysłał cię na spotkanie, na którym mieliśmy decydować o przyszłości firmy.

Jego bliskość była dla niej problemem. Widziała cień zarostu na jego twarzy, dostrzegała nieufność w oczach. Czuła w powietrzu wyzwanie, które przyprawiało ją o zawrót głowy. Kiedy wzięła głęboki oddech, poczuła zapach jego wody po goleniu, męski i korzenny.

- Devon chce tu być, wiesz o tym. – Szukała słów, które pozwolą im odzyskać dotychczasową zawodową relację. – Kiedy skradziono mu paszport, prosił mnie, żebym się tu pojawiła na wypadek, gdybyś potrzebował pomocy.

W Nowym Jorku nadzorowała codzienne operacje, ale miała również możliwość pracy z klientami.

Dwa tygodnie temu dowiedziała się, że Marcus zwrócił się do Mesa Falls Ranch z propozycją, by zostali ich klientem. Poprosił wówczas o materiały z jej biura.

Natychmiast sprawdziła, z kim mają do czynienia i z radością skorzystała z okazji, by odwiedzić ranczo i uciec przed rosnącą presją dziadków domagających się wyznaczenia daty ślubu.

Marcus gwałtownie uniósł brwi.

- Na wypadek gdybym ja – postukał się w pierś – potrzebował pomocy? Pozyskaliśmy klienta, zanim się tu pojawiłaś.

Powściągnęła westchnienie irytacji. Mężczyźni i ich ego. Zawahała się, niepewna, ile może mu powiedzieć.

- Devon nie wiedział, że umowa została przypieczętowana, kiedy do mnie dzwonił. Mówiąc szczerze, obawiał się, że wsiądziesz do pierwszego samolotu do Los Angeles, jeśli nie pokaże, że ma dobre intencje.

- I to ty jesteś tą dobrą intencją? – Jego głos sugerował coś, co nie odpowiadało dość opryskliwym słowom.

Zdusiła chęć oblizania wyschniętych nagle warg.

- Tak, czy ci się to podoba czy nie.

Stał zbyt blisko. Patrzył na nią oceniająco. Nagle jego spojrzenie stało się nieobecne, twarz nieczytelna.

- Niestety, skuteczniej pracuję sam – poinformował ją spokojnie, po czym odwrócił się i sięgnął po laptopa. – Sugeruję, żebyśmy się podzielili zadaniami i na tym zakończyli.

Niemile zaskoczona nie wiedziała, co powiedzieć, kiedy on postukiwał w ekran.

- Obchodzi cię w ogóle ta firma? – Zawsze odnosiła wrażenie, że Marcus nie do końca jej ufa. Nigdy jednak nie przyznał otwarcie, że nie ma ochoty z nią współpracować. – Robisz jej niedźwiedzią przysługę, usuwając mnie poza krąg decydentów.

Widziała drgający mięsień jego twarzy.

- To nigdy nie było moim zamiarem. Mogę przesyłać dzienne raporty na temat wszystkiego, co się tu dzieje. Chciałbym jak najszybciej zakończyć pracę na ranczu, żebyśmy wrócili do domu i zajęli się własnymi projektami.

Lily czuła wzbierającą w niej złość, musiała jednak nad nią zapanować i zachowywać się profesjonalnie.

- Pozwolę sobie się nie zgodzić. – Zabrała swoje rzeczy. Wiedziała, że teraz najmądrzej będzie się wycofać, aż się uspokoją. Ale najpierw spojrzała mu w oczy. – Mam zamiar pozostać i pracować tutaj, gdzie moja obecność jest najwyraźniej potrzebna.

ROZDZIAŁ DRUGI

Dalsza część dostępna w wersji pełnej

Spis treści:
OKŁADKA
KARTA TYTUŁOWA
KARTA REDAKCYJNA
ROZDZIAŁ PIERWSZY
ROZDZIAŁ DRUGI
ROZDZIAŁ TRZECI
ROZDZIAŁ CZWARTY
ROZDZIAŁ PIĄTY
ROZDZIAŁ SZÓSTY
ROZDZIAŁ SIÓDMY
ROZDZIAŁ ÓSMY
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY