Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
276 osób interesuje się tą książką
Co się stanie, gdy dwoje ludzi z różnych światów połączy prawdziwa miłość?
Sadie White od dłuższego czasu jest przytłoczona życiowymi problemami. Sama opiekuje się domem oraz ciężarną matką. Zupełnie nie przypomina swoich rówieśniczek, które bez przerwy przywiązują dużą wagę do błahostek. W trakcie wakacji dziewczyna znajduje pracę w prywatnej willi słynnego rockmana. W nowym miejscu przeżyje coś, czego nigdy się nie spodziewała…
Jax Stone, popularny muzyk i zarazem łamacz kobiecych serc, szuka schronienia przed najzagorzalszymi fanami. W tym celu udaje się do swojej ekskluzywnej posiadłości na prywatnej wyspie. Ku jego zdziwieniu poznaje tam piękną, młodą nieznajomą – Sadie. Między nimi od razu rodzi się gorące uczucie.
„Oddychaj mną” autorstwa Abbi Glines to romantyczna opowieść o nieokiełznanych emocjach, przełamywaniu własnych barier i poszukiwaniu osobistego szczęścia.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 347
Rok wydania: 2025
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Tytuł oryginału: Breathe
Przekład z języka angielskiego: Agnieszka Skowron
Copyright © Abbi Glines, 2025
This edition: © Risky Romance/Gyldendal A/S, Copenhagen 2025
Projekt graficzny okładki: Marcin Słociński
Redakcja: Marian Bruno
Korekta: Justyna Tomas
ISBN 978-91-8076-584-8
Konwersja i produkcja e-booka: www.monikaimarcin.com
Wszelkie podobieństwo do osób i zdarzeń jest przypadkowe.
Word Audio Publishing International/Gyldendal A/S
Klareboderne 3 | DK-1115 Copenhagen K
www.gyldendal.dk
www.wordaudio.se
Mojej matce Becky, która czytała moje „manuskrypty”, odkąd skończyłam dziewięć lat, i na każdym kroku zachęcała mnie do pisania.
Prolog
Sadie
Życie od zawsze dawało mi w kość. Wiedziałam, że inni nie mają lepiej, nigdy jednak nie przestałam marzyć, że pewnego dnia nie będę już czuła się taka samotna i odizolowana od reszty normalnego świata. To marzenie pomogło mi przetrwać te wszystkie noce, kiedy walczyłam z pokusą, by po prostu zniknąć. Jestem przekonana, że moja matka nie miałaby obiekcji. Wiem, co myślicie, ale nie, nigdy nie usłyszałam tych słów płynących z jej ust, jednak moje przyjście na świat dramatycznie zmieniło bieg jej losów. Była szkolną pięknością z małego miasteczka w Arkansas, gdzie dorastała. Wszyscy mówili, że kiedyś dokona wielkich rzeczy. Być może piękno i wdzięk otworzyłyby jej wiele drzwi, gdyby nie poznała mężczyzny, który przyczynił się do mojego pojawienia się na świecie. Prawda jest taka, że wyjechała, by zostać gwiazdą, i zakochała się w żonatym facecie, który nie uznał mnie i nie pomógł jej, obawiając się o swoją reputację w wielkim mieście Nashville w Tennessee.
Pierwszą część życia spędziłam w jednopokojowej budzie na wzgórzach Tennessee. Tak było do momentu, gdy pewnego dnia moja matka wstała i zdecydowała, że życie będzie łatwiejsze w Alabamie. Na południowym wybrzeżu znajdzie pracę, a słońce będzie dla nas korzystne – tak przynajmniej mówiła. Wiedziałam, że potrzebuje ucieczki bądź też miejsca, gdzie zacznie wszystko od nowa. Jeśli istniała osoba, będąca magnesem dla nieudaczników, to była nią moja mama – wkrótce w tym niestabilnym życiu, jakie prowadziła, a które mocno zawierzała dziecku, czyli mnie, miała się pojawić kolejna istota. Gdyby tylko pozwoliła mi podejmować za nią decyzje dotyczące randek, jak pozwala w każdym innym aspekcie. Niestety jednak wyruszałyśmy do południowej Alabamy, gdzie słońce miało świecić jaśniej i zmyć wszystkie nasze zmartwienia…Tak, oczywiście.
Rozdział I
Jax
To koniec. Nareszcie. Ostatni przystanek w tournée. Otworzyłem drzwi prywatnego apartamentu, a Kane, mój ochroniarz, zamknął je porządnie za mną. Krzyki po drugiej stronie drzwi przyprawiały mnie tylko o ból głowy. Kiedyś mnie to bawiło. Teraz jedyne, o czym myślałem, to uciec od tego wszystkiego. Dziewczyn. Rygorystycznych harmonogramów. Braku snu i ciągłej presji. Chciałem być kimś innym. Gdziekolwiek indziej.
Opadłem na czarną skórzaną sofę i patrzyłem na mojego młodszego brata Jasona, który stał z wielkim uśmiechem na ustach i dwoma piwami w rękach.
– To już koniec – ogłosił. Tylko Jason ostatnimi czasy rozumiał moje odczucia. Był ze mną podczas tej szalonej jazdy. Widział, jak rodzice pchają mnie do przodu, a ja z nimi walczę. On był moim najlepszym przyjacielem. Moim jedynym przyjacielem. Już dawno temu dałem sobie spokój z rozmyślaniem, kto lubi mnie dla kasy i sławy. To było bez sensu.
Jason podał mi piwo i usiadł na sofie.
– Dałeś dzisiaj czadu. Publiczność oszalała. Nikt by nie przypuszczał, że nie możesz się doczekać porannej ucieczki do Alabamy, żeby ukryć się tam na całe lato.
Mój agent Marco powiedział rodzicom o prywatnej wyspie na wybrzeżu Alabamy. Tak bardzo chcieli mieć dom gdzieś indziej niż w Los Angeles, że od razu skorzystali z okazji.
Powrotu do rodzinnego Austin w Teksasie raczej nie planowali. Zbyt wielu ludzi wiedziało, kim jesteśmy.
Bezpieczeństwo, jakie oferowało Sea Breeze, pozwalało mi na wolność, którą straciłem, kiedy usłyszał o mnie świat. Każdego lata na kilka tygodni znów stawaliśmy się rodziną. Ja byłem zwykłym człowiekiem, który mógł chodzić po plaży bez obecności kamer i fanów. Żadnych autografów. Tylko spokój. Jutro wybieraliśmy się właśnie tam. To była nasza letnia przerwa. Nie obchodziło mnie, jakie plany mieli wobec mnie matka czy agent. Ukrywałem się przez trzy miesiące, a oni mogli pocałować mnie w tyłek. To, na co kiedyś nalegała matka, czyli wspólne spędzanie lata w Alabamie, stało się moim rytuałem. Potrzebowałem czasu tylko z nimi. Przez resztę roku rzadko ich widywałem. To był jedyny dom, który mogliśmy nazywać naszym wspólnym. W LA ja miałem swój, a rodzice i Jason – swój.
– Też przyjeżdżasz, prawda? – zapytałem go.
Jason przytaknął.
– Taa. Będę tam, ale nie jutro. Potrzebuję kilku dni. Mama i ja pokłóciliśmy się o szkołę. Chcę dać sobie kilka dni, zanim znów się z nią zobaczę. Ona doprowadza mnie do szaleństwa.
Kiedy w grę wchodziło nasze życie, matka stawała się jego reżyserem.
– Dobry pomysł. Porozmawiam z nią. Może uda mi się ją przekonać, żeby nieco odpuściła.
Jason położył głowę na skórzanym zagłówku.
– Powodzenia. Ona ma misję unieszczęśliwienia mnie.
Ostatnio czuję, że to samo robi ze mną. Już z nią nie mieszkałem. Byłem niezależny. To ja płaciłem jej rachunki. Nie rozumiałem, dlaczego wciąż myślała, że może mi mówić, co mam robić. Ale tak właśnie postępowała. Zawsze myślała, że wie, co jest dla nas najlepsze. Miałem już tego dość, podobnie jak Jason. Już z nią na ten temat rozmawiałem. Musiała się nauczyć, kto tak naprawdę tu rządził, i dać sobie spokój.
– Poczekaj kilka dni. Zrób coś dla siebie. Pozwól mi przygotować mamę na to, że nie pozwolę jej kontrolować twojego życia. A potem przyjeżdżaj na południe – powiedziałem, zanim wziąłem łyk piwa.
Sadie
– Mamo, idziesz dzisiaj do pracy? – przewróciłam oczami, patrząc na moją ciężarną matkę, leżącą na łóżku w samych majtkach i biustonoszu. Ciąża sprawiła, że Jessica stała się jeszcze większą histeryczką niż wtedy, zanim zaczęła uprawiać seks bez zabezpieczenia z kolejnym palantem.
Jęknęła i zakryła twarz poduszką.
– Czuję się fatalnie, Sadie. Idź zamiast mnie.
Na kilometr czułam, że tak będzie, zanim jeszcze skończyła się szkoła. Wczoraj był ostatni dzień nauki, ale zamiast dać mi szansę na bycie normalną nastolatką, Jessica oczekiwała, że zacznę zarabiać pieniądze. Tak jakby od początku zaplanowała, że zajmę jej miejsce.
– Mamo, nie mogę tak po prostu iść i cię zastąpić. Nie zgodzą się, żeby twoja siedemnastoletnia córka pracowała za ciebie.
Ściągnęła poduszkę z twarzy i rzuciła mi posępne spojrzenie, które dopracowywała latami.
– Sadie, nie mogę już sprzątać domu z brzuchem wielkości piłki plażowej. Jest mi gorąco i jestem zmęczona. Potrzebuję twojej pomocy. Ty zawsze coś wymyślisz.
Podeszłam do okiennej klimatyzacji i wyłączyłam ją.
– Jeśli przestałabyś ustawiać temperaturę na dwadzieścia stopni, może wtedy potrzebowałybyśmy mniej pieniędzy. Wiesz, ile kosztuje włączona przez cały dzień klimatyzacja?
Nie miała pojęcia i niewiele ją to obchodziło, ale musiałam zapytać. Skrzywiła się i usiadła.
– A czy ty masz pojęcie, jak jest mi gorąco z tymi dodatkowymi kilogramami? – parsknęła.
Z całej siły starałam się powstrzymać od zarzucenia jej, że nie użyła gumki. Sama jej kupiłam i dbałam o to, by zawsze miała kilka w torebce. Nawet przypominałam jej o nich przed randkami.
Trudno było ustalić, kto tak naprawdę w naszej rodzinie jest dorosły. Czasami miałam wrażenie, że role się odwróciły – dla Jessiki bycie dorosłym nie oznaczało podejmowania mądrych decyzji, ponieważ ona po prostu nie wiedziała, jak być odpowiedzialną.
– Wiem, że jest ci gorąco, ale nie możemy wydawać każdego grosza na klimatyzację – przypomniałam jej.
Westchnęła i znów osunęła się na łóżko.
– No cóż – burknęła.
Podeszłam do jej torebki i zajrzałam do środka.
– W porządku, pójdę za ciebie i mam nadzieję, że wpuszczą mnie za bramę. Jeśli to nie wypali, to nie mów, że cię nie ostrzegałam. Kwalifikuję się tylko do pracy za najniższą stawkę, z której nie opłacimy rachunków. Jeśli poszłabyś ze mną, miałabym większe szanse.
Wiedziałam, kiedy wypowiadałam te słowa, że zostanę olana. Ona pracowała dwa miesiące i tyle też zwykle udawało jej się utrzymać pracę.
– Sadie, obie dobrze wiemy, że dasz sobie radę.
Westchnęłam pokonana i zostawiłam ją tam, gdzie była. Znów pójdzie spać, jak tylko wyjdę z domu. Chciałam być na nią zła, ale widząc, że jest taka wielka, czułam litość. Nie była najlepszą matką na świecie, ale była moja. Ubrałam się i przeszłam obok jej pokoju, zaglądając przez uchylone drzwi. Cichutko chrapała, a klimatyzacja po raz kolejny była ustawiona na dwadzieścia stopni. Pomyślałam, żeby ją wyłączyć, ale zmieniłam zdanie. W mieszkaniu już było ciepło, a dzień miał być jeszcze gorętszy.
Wyszłam na zewnątrz i wsiadłam na rower. Trzydzieści minut zajęło mi dostanie się do mostu, który prowadził do ekskluzywnej wyspy połączonej z Sea Breeze. Nie mieszkali na niej miejscowi, spędzali tu wakacje bogaci przyjezdni, którzy zatrudniali pełną obsługę. Jessice udało się zdobyć posadę pomocy domowej za dwanaście dolarów za godzinę. Modliłam się, żeby przejąć jej pracę bez większych przeszkód.
Adres znalazłam na identyfikatorze, który zabrałam z jej torebki. Moje szanse na zdobycie zatrudnienia były niewielkie. Im dalej jechałam w kierunku wyspy, tym większe i bardziej ekstrawaganckie stawały się domy. Miejsce, w którym pracowała mama, znajdowało się już tylko trzy budynki dalej. Ona oczywiście musiała znaleźć pracę w najbardziej ekskluzywnym przy całej ulicy, nie wspominając, że w tym najbliżej plaży.
Podjechałam do wielkiej, zdobionej żelaznej bramy i podałam identyfikator Jessiki człowiekowi przy wejściu. Ten zmarszczył brwi i spojrzał na mnie. Podałam mu też swoje prawo jazdy.
– Jestem córką Jessiki White. Mam ją dziś zastąpić, ponieważ się rozchorowała.
Kiedy podniósł słuchawkę i zadzwonił do kogoś, wciąż miał zmarszczone brwi. To nie był dobry znak, zważywszy na to, że nikt nie wiedział o zastępstwie. Zjawiło się dwóch wielkich gości, którzy ruszyli w moją stronę. Obaj nosili ciemne okulary i przypominali graczy NFL – powinni nosić sportowe uniformy zamiast czarnych garniturów.
– Panno White, czy możemy zobaczyć pani torebkę? – jeden z nich bardziej stwierdził, niż zapytał, podczas gdy drugi już ściągał ją z mojego ramienia.
Przełknęłam ślinę i starałam się powstrzymać od drżenia. Byli onieśmielający, wielcy i wyraźnie mi nie ufali. Zastanawiałam się, czy przy moich stu siedemdziesięciu centymetrach wzrostu uważają mnie za zagrożenie. Spojrzałam w dół na fioletowy top i skąpe białe szorty – ciekawa byłam, czy wiedzą, że pod takim strojem trudno byłoby ukryć broń. Pomyślałam, że to trochę dziwne, dwóch wielkich facetów ociągających się przed wpuszczeniem mnie za bramę. Jeśli nawet stanowiłabym zagrożenie, wierzę, że nawet z zawiązanymi rękami szybko by mnie obezwładnili. Zachciało mi się śmiać, gdy sobie to wyobraziłam. Przygryzłam dolną wargę i czekałam, aż zostanę wpuszczona przez tę wielką żelazną bramę.
– Może pani wejść, panno White. Proszę skierować się do drzwi dla służby, po lewej stronie od kamiennej ściany, i zgłosić się do kuchni, gdzie zostanie pani dalej poinstruowana.
Kim byli ludzie, którzy potrzebowali dwóch facetów wielkości Goliata do obstawienia wejścia? Wsiadłam na rower i przejechałam przez otwartą już bramę. Kiedy ominęłam bujne palmy i tropikalny ogród, zobaczyłam dom. Przypominał mi posiadłości z programu MTV Cribs. Nigdy nie przypuszczałam, że w Alabamie takie istnieją. W Nashville widziałam domy podobnej wielkości, ale nie aż tak spektakularne. Uspokoiłam się nieco i poprowadziłam rower za róg, próbując nie gapić się na ogrom wszystkiego, co mnie otaczało. Oparłam rower o ścianę, by nie rzucał się w oczy. Drzwi dla służby były imponujące. Wysokie na co najmniej trzy i pół metra, ozdobione grawerowaną literą „S”. Nie dość, że wielkie, były także ciężkie, musiałam więc użyć całej siły, żeby je otworzyć. Zajrzałam do środka wielkiego hallu i przeszłam do miejsca, gdzie stało przede mną troje łukowatych drzwi. Nigdy tu wcześniej nie byłam, nie wiedziałam więc, gdzie może znajdować się kuchnia. Podeszłam do pierwszych drzwi po prawej i zajrzałam do środka. Pomieszczenie wyglądało na ogromny salon, nic nadzwyczajnego, nie było tam żadnych kuchennych urządzeń, skierowałam się więc do drzwi numer dwa, zerknęłam do środka i zobaczyłam wielki, okrągły stół, przy którym siedzieli ludzie. Starsza pani przy kości stała obok pieca, jakiego nigdy jeszcze w żadnym domu nie widziałam. Takie coś widuje się jedynie w restauracjach.
To musiało być to miejsce. Weszłam do środka. Kobieta przy piecu zauważyła mnie i zmarszczyła brwi.
– W czym mogę pomóc? – spytała ostrym, autorytarnym tonem, jednak mimo to przypominała mi ciocię Bee z The Andy Griffith Show.
Uśmiechnęłam się, czując jednocześnie, że gorąca fala wystrzeli mi zaraz uszami, kiedy patrzyłam, jak wszyscy siedzący przy stole zaczynają obracać się w moją stronę. Nienawidziłam wzbudzać zainteresowania i robiłam wszystko, aby nie zwracać na siebie uwagi. Nawet jeśli z wiekiem było to coraz trudniejsze. Starałam się unikać wszystkiego, co zachęcało innych do mówienia. Sztukę bycia „nieciekawą” doprowadziłam do perfekcji. Nie w tym rzecz, że jestem samotnikiem, po prostu mam zbyt dużo obowiązków. Bardzo wcześnie zorientowałam się, że przyjaźnie nie są dla mnie. Jestem zbyt zajęta opiekowaniem się mamą.
– Hmm, tak, powiedziano mi, że mam się zgłosić do kuchni po dalsze instrukcje – cicho odchrząknęłam i czekałam. Nie podobało mi się, jak na mnie patrzyła, ale skoro już tu byłam, nie miałam innego wyboru jak zostać.
– Jestem pewna, że cię nie zatrudniałam. Kto cię tu skierował?
Nienawidziłam tych wszystkich oczu skupionych na mnie i tego, że Jessica była taka uparta. Potrzebowałam jej, przynajmniej dzisiaj. Dlaczego zawsze mi to robi?
– Nazywam się Sadie White. Jestem córką Jessiki White. Ona, cóż, nie czuła się dziś zbyt dobrze, więc przyszłam ją zastąpić. Ja… hmm… miałam tego lata z nią pracować.
Nie chciałam wyjść na zdenerwowaną, ale gapili się na mnie ludzie. Kobieta zmarszczyła brwi, zupełnie jak ciocia Bee, gdy ktoś ją zdenerwował. Ucieczka wydawała się kusząca.
– Jessica nie pytała, czy będziesz mogła z nią pracować, poza tym nie zatrudniam dzieci. To nie jest dobry pomysł, zwłaszcza teraz, kiedy rodzina przyjeżdża tu na wakacje. Może jesienią, kiedy wyjadą, damy ci szansę.
Moje zdenerwowanie spowodowane tym, że jestem w centrum uwagi, natychmiast zniknęło, spanikowałam na myśl, że mama może stracić jedyny dochód, którego tak bardzo potrzebowałyśmy. Zrezygnowałaby, gdyby dowiedziała się, że nie mogę jej zastąpić. Zdecydowałam, że dorosłym, pewnym siebie głosem muszę przekonać tę kobietę, że nadaję się do pracy jak nikt inny.
– Rozumiem pani obawy. Jednak gdyby dała mi pani szansę, udowodnię, że jestem wartościowym pracownikiem. Nigdy nie spóźnię się do pracy i zawsze będę wypełniać swoje obowiązki. Proszę o jedną szansę.
Kobieta zerknęła na kogoś siedzącego przy stole, jakby szukała opinii. Ponownie spojrzała na mnie i wiedziałam, że udało mi się zmienić jej decyzję.
– Dobrze, Sadie White, twoja szansa zaczyna się teraz. Dołączysz do Fran, która pracuje w tym domu tak długo jak ja. Ona cię poinstruuje i zda mi raport. Pod koniec dnia dam ci odpowiedź. To twój okres próbny, panno White, proszę tego nie zaprzepaścić.
Przytaknęłam i uśmiechnęłam się do stojącej już obok mnie Fran.
– Chodź za mną – powiedziała wysoka szczupła kobieta o rudych włosach, wyglądająca na jakieś sześćdziesiąt pięć lat, po czym odwróciła się i wyszła z pokoju.
Zrobiłam, co mi kazano, nie patrząc w oczy nikomu, kto był w pokoju. Miałam misję do wykonania.
Fran oprowadziła mnie po korytarzu, mijając po drodze kilka drzwi. Zatrzymałyśmy się, otworzyłyśmy jedne z nich i weszłyśmy do środka. W pokoju były wysokie po sam sufit półki z książkami. W całym pomieszczeniu stały ciemnobrązowe fotele obite skórą. Żaden z nich nie był skierowany w stronę drugiego czy też użyty na okazję wizyt i spotkań. Pokój wyraźnie zaadaptowano na bibliotekę. Miejsce, gdzie każdy mógł przyjść, wybrać książkę i zatracić się w lekturze, siedząc w jednym z tych wielkich wygodnych foteli.
Fran wskazała pokój gestem pełnym klasy.
– To ulubione miejsce pani Stone. Pokój był zamknięty przez cały rok. Zetrzesz kurze z książek oraz półek, skórę wyczyścisz specjalnym środkiem i umyjesz okna. Odkurz zasłony, umyj i nabłyszcz podłogę. Ten pokój ma lśnić. Pani Stone lubi, gdy w jej sanktuarium wszystko jest idealne. Przyjdę po ciebie w porze lunchu, który zjemy w kuchni.
Podeszła do drzwi i usłyszałam, jak komuś dziękuje. Weszła z powrotem do środka, ciągnąc wózek pełen środków czystości.
– Tu znajdziesz wszystko, czego potrzebujesz. Ostrożnie obchodź się ze wszystkimi oprawionymi dziełami i eksponatami. Ostrzegam, że wszystko w tym domu jest bardzo cenne i musi być otoczone należytą opieką. Zatem nie trać czasu na głupoty, oczekuję ciężkiej pracy.
Pani Fran z kamienną twarzą wyszła z pokoju.
Okrążyłam bibliotekę, napawając się otaczającą mnie ekstrawagancją. Pomieszczenie nie było przesadnie duże, wydawało się jednak wypełnione po brzegi. Dam radę tu posprzątać. Nie zostałam poproszona o coś niewykonalnego. Zabrałam środek do usuwania kurzu i poszłam w stronę drabiny połączonej z półkami na książki. Mogę zacząć od góry, zwłaszcza że kurz i tak opadnie.
Zanim Fran zabrała mnie na lunch, zdołałam pozbyć się zabrudzeń i umyć okna. Potrzebowałam przerwy i jedzenia. Jej skwaszona mina była miłym widokiem. Zanim poprowadziła mnie w ciszy korytarzem, którym szłyśmy tego ranka, omiotła wzrokiem pokój i przytaknęła. Już zza rogu uderzył mnie zapach świeżo pieczonego chleba. Weszłam do wielkiej jasnej kuchni. Pani Mary stała przy kuchence i wskazywała na młodszą kobietę z upiętymi w kucyk włosami, schowanymi – identycznie jak jej włosy – pod ochronną siatką.
– Ładnie pachnie, Henrietta. Myślę, że masz talent. Przetestujemy dziś tę partię na obsłudze, jeśli wszystkim zasmakuje, przejmiesz przygotowanie wypieków do rodzinnych posiłków. – Pani Mary odwróciła się i wytarła dłonie w fartuch.
– Ach, oto nasza nowa pracownica. Jak idzie?
Pani Fran skinęła głową i odparła:
– W porządku.
Albo ta kobieta rzadko się uśmiechała, albo mnie po prostu nie lubiła.
– Siadaj, siadaj, mamy sporo roboty, zanim przyjedzie rodzina.
Usiadłam zaraz za Fran, a pani Mary postawiła przed nami półmiski z jedzeniem. Musiałam zrobić coś nie tak, ponieważ kolejne słowa Fran skierowała w moją stronę.
– Cała obsługa je przy tym stole. Każdy z nas przychodzi na lunch o różnych porach. Wybierz sobie, na co masz ochotę.
Przytaknęłam, sięgnęłam w stronę półmiska z kanapkami i poczęstowałam się jedną. Z talerza wzięłam świeży owoc.
– Napoje są tam, na barze. Możesz iść i wybrać, co jest, lub zrobić sobie coś sama.
Podeszłam do baru i nalałam sobie lemoniady. Zjadłam w ciszy i słuchałam, jak pani Mary instruuje Henriettę. Wydawało mi się, że przygotowywały chleb na dzisiejszy posiłek. Ani Fran, ani ja nie paliłyśmy się do rozmowy.
Kiedy zjadłyśmy, podeszłam za nią do zlewozmywaka. Opłukałyśmy talerze, po czym załadowałyśmy naczynia do pojemnej zmywarki. W ciszy wróciłyśmy do biblioteki. Teraz byłam już nieco mniej zdenerwowana i bardziej ciekawa otoczenia. Gdy szłyśmy korytarzem, zauważyłam portrety. Przedstawiały dwóch małych uroczych chłopców. Im dalej szłam, tym starsi się wydawali. Przy ogromnym przejściu do biblioteki poczułam, jak znajoma twarz śmieje się do mnie z portretu. Twarz, którą wielokrotnie oglądałam w telewizji i w gazetach. Nawet podczas wczorajszej kolacji widziałam ją w telewizji. Jessica podczas posiłku oglądała Entertainment Daily. Nastoletni rockman i łamacz damskich serc Jax Stone był jednym z bohaterów. Wczoraj pokazywali go z dziewczyną, która według plotki wystąpi w jego nowym teledysku. Fran zatrzymała się za mną. Odwróciłam się w jej stronę, była skupiona na obrazie.
– To jego wakacyjny dom. Lada dzień przyjedzie tu ze swoimi rodzicami i bratem. Poradzisz z tym sobie?
Widząc na ścianie twarz Jaxa Stone’a, przytaknęłam w szoku, nie mogąc wydobyć z siebie jakichkolwiek słów.
Fran ponownie ruszyła, a ja podążyłam jej śladem do biblioteki.
– To on jest powodem, dla którego nastolatki nie są zatrudniane. To jego prywatny azyl. Kiedy był młodszy, jego rodzice nalegali, by co roku odpoczywał w ich towarzystwie, z dala od zgiełku Hollywood. Teraz, gdy jest już starszy, nadal spędza tu lato. Od czasu do czasu wyjeżdża uczestniczyć w różnych imprezach, ale większość czasu spędza tutaj. Zabiera ze sobą rodzinę, ponieważ przez resztę roku nie widują się zbyt często. Jeśli nie będziesz umiała sobie z tym poradzić, zostaniesz zwolniona w trybie natychmiastowym. Jego prywatność ma najwyższe znaczenie. To dlatego praca tu jest tak dobrze płatna.
Wyprostowałam się i chwyciłam wiadro, którego wcześniej używałam.
– Poradzę sobie ze wszystkim. Ta praca jest dla mnie ważniejsza niż nastoletnia gwiazda rocka.
Fran skinęła głową, ale po chwili zmarszczyła brwi, widziałam, że mi nie wierzy.
Całą swoją energię skupiłam na pracy. Pod koniec długiego dnia usłyszałam, jak małomówna, skwaszona Fran raportuje coś pani Mary. Wierzyła, że będę dobrym pracownikiem i powinna dać mi szansę. Podziękowałam jej i Mary. Do jesieni, kiedy pojawi się dziecko, a ja wrócę do szkoły, będę w stanie zaoszczędzić trochę pieniędzy. Dam radę.
Tak, Jax Stone był sławny i jego niesamowicie niebieskie oczy sprawiały, że serce biło mi mocniej. Tyle mogłam przyznać. Był najpiękniejszą istotą znaną ludzkości. Wszyscy jednak wiedzą, że uroda jest bardzo powierzchowna. Podejrzewałam, że jego płytka osobowość okaże się tak odrażająca, że nie będzie mnie obchodziło, czy sprzątam w jego domu lub czy mijam go na korytarzu. Poza tym faceci byli gatunkiem, o którym nie miałam zielonego pojęcia. Nigdy nie poświęciłam swojego czasu na rozmowę z jednym z nich, nawet jeśli któryś chciał porozmawiać ze mną. Zawsze miałam na głowie większe problemy, jak choćby troska o to, czy będziemy miały co jeść i czy mama pamiętała, żeby zapłacić rachunki.
Kiedy pomyślę o tej całej kasie zmarnowanej na kondomy, które upychałam jej do ręki i torebki, zanim wychodziła z jednym z niezliczonej ilości mężczyzn, trudno się mi na nią nie gniewać. Nawet w lumpeksie wyglądała przepięknie. Jeden z jej obleśniejszych wybranków powiedział, że odziedziczyłam po niej ten przeklęty wygląd. Mam wszystko: od jej blond loków po niebieskie oczy i gęste czarne rzęsy. Mam jednak jeszcze coś, co mogłoby ocalić mnie przed nieuchronną katastrofą – wydaję się raczej nudna. Matka często mi o tym przypomina, a ja, zamiast być przygnębiona, trzymam się tego jak ostatniej deski ratunku. To, co ona uważała zawsze za wadę mojego charakteru, ja traktowałam jak jedyną szansę. Nie chciałam być taka jak ona. Jeśli posiadanie nudnej osobowości chroni mnie przed pójściem w jej ślady, to ja będę się tego trzymać.
Mieszkanie, które kosztowało nas pięćset dolarów miesięcznie, znajdowało się w dużym, starym domu. Weszłam, by się przekonać, że nie ma jej w środku. Zważywszy, że miałyśmy cztery pokoje, nie mogła się zbytnio oddalić.
– Mamo? – nie odpowiedziała.
Słońce już zachodziło, więc wyszłam na coś, co Jessica nazywała patiem. Gdybyście chcieli wiedzieć, dla mnie wyglądało to jak niewielki kawałek betonowej płyty za domem.
Stała w ogrodzie z tym swoim wciąż powiększającym się brzuchem, ubrana w bikini, które kupiłam kilka tygodni temu w sklepie z używaną odzieżą. Odwróciła się i uśmiechnęła do mnie. Po fasadzie udręczenia, wymalowanej na jej twarzy rano, nie było już śladu. Ona promieniała.
– Sadie, jak było? Czy stara dobra pani Mary sprawiała ci problemy? Jeśli tak, to mam nadzieję, że byłaś miła. Potrzebujemy tej pracy, a ty potrafisz być taka niegrzeczna i nietowarzyska.
Słuchałam jej paplania o mojej aspołeczności i czekałam, aż skończy, wtedy odparłam:
– Dostałam pracę na lato, jeśli chcę.
Jessica westchnęła dramatycznie.
– Wspaniale, przez najbliższe kilka miesięcy będę potrzebowała odpoczynku. Dziecko mnie wykańcza. Nie rozumiesz, jak trudno jest być w ciąży.
Chciałam jej przypomnieć, jak starałam się ją przed tym uchronić, poświęcając pieniądze przeznaczone na jedzenie, żeby kupić jej gumki, których i tak nie używała. Ja jednak przytaknęłam i weszłam z nią do środka.
– Sadie, umieram z głodu. Mogłabyś mi coś szybko przygotować? Ostatnio jem za dwóch.
Zanim dotarłam do domu, już zaplanowałam, co zjemy na kolację. Moja mama kompletnie nie radziła sobie w kuchni. Ja przetrwałam pierwsze osiem lat swojego życia na kanapkach z masłem orzechowym i dżemem. Około moich ósmych urodzin zrozumiałam, że mama potrzebuje pomocy – musiałam dorosnąć szybciej niż inne dzieci. Im bardziej się starałam, tym więcej obowiązków na mnie zrzucała, kiedy skończyłam jedenaście lat, robiłam już wszystko.
Makaron się gotował, a mięsny sos dochodził, ja zaś weszłam do swojego pokoju, zdjęłam robocze ubranie i włożyłam podkoszulek oraz przetarte dżinsy z lumpeksu, które były podstawą mojej garderoby. Mój styl był prosty.
Garnek zaczął gwizdać na znak, że czas sprawdzić makaron. Jessica długo jeszcze nie będzie w stanie niczego sprawdzić. Pognałam do małej kuchni, nawinęłam nitkę spaghetti na widelec i rzuciłam nią o ścianę za kuchenką. Przykleiła się, więc była gotowa.
– Naprawdę, Sadie, nie mogę zrozumieć, dlaczego rzucasz makaronem o ścianę. Skąd ten pomysł?
Zmierzyłam Jessicę wzrokiem. Rozsiadła się w bikini na wyblakłej pastelowej kanapie, którą zastałyśmy tu, kiedy się wprowadzałyśmy.
– Jak byłam mała, zobaczyłam to w telewizji i zapamiętałam. Poza tym to się sprawdza.
– To paskudne – Jessica wymamrotała z kanapy.
Nie potrafiła nawet zagotować wody, ale postanowiłam ugryźć się w język i dokończyć kolację.
– Gotowe, mamo – powiedziałam, nakładając porcję spaghetti na talerz, o którego przyniesienie zaraz mnie poprosi.
– Skarbie, podaj mi talerz, proszę.
Uśmiechnęłam się półgębkiem. Byłam o krok przed nią. Ostatnimi czasy wstawała tylko wtedy, gdy naprawdę była do tego zmuszona. Na talerz położyłam widelec i łyżkę. Nawet nie usiadła. Talerz umieściła na brzuchu i zaczęła jeść. Obok niej postawiłam szklankę z mrożoną herbatą i poszłam nałożyć sobie porcję. Zgłodniałam. Potrzebowałam jedzenia.
Rozdział II
Jax
Pani Mary stała już wraz z całą służbą, kiedy limuzyna zatrzymała się przed domem. Nie czekałem na kierowcę, aż otworzy mi drzwi. Mogłem spokojnie przestać się martwić o to, jakie wrażenie tu wywrę. Mogłem robić, co mi się żywnie podoba. Wysiadłem z limuzyny i przeciągnąłem się, a kiedy spojrzałem na dom będący dla mnie synonimem wolności, na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
Tu nie było groźby ataku szalonych dziewczyn, dobijających się do moich drzwi. Nie musiałem w niczym uczestniczyć. Żadnych wywiadów. Nic. Mogłem leżeć na plaży cały cholerny dzień i nikt mnie nie niepokoił. Życie w południowej Alabamie było przyjemne. Mamy jeszcze nie było, miałem więc czas, żeby pójść się przywitać z panią Mary. Napić się słodkiej mrożonej herbaty i zjeść maślane ciastko, zanim zmierzę się z mamą.
Pani Mary wbiegła przez drzwi, zanim jeszcze zdążyłem wejść po schodach.
– Panie Jaxie, wygląda pan, jakby od naszego ostatniego spotkania schudł jakieś pięć kilogramów. Proszę tu podejść i częstować się porządnym jedzeniem. Dorastający chłopcy nie muszą być znów tacy chudzi.
Prawdę mówiąc, odkąd widziała mnie po raz ostatni, przybrałem pięć kilo – dzięki nowemu trenerowi. Ale nie miałem zamiaru się z nią kłócić. Nie należało się sprzeczać z panią Mary. Nawet mama to wiedziała.
– Witam, pani Mary. Wygląda pani jeszcze piękniej.
To było coś, co powtarzałem rok w rok od pięciu lat. Na mój komplement jej pomarszczone policzki zalały się rumieńcem.
– Cicho tam, chłopcze. Oboje wiemy, że to nieprawda. Za to moje ciasteczka to coś, czym można się zachwycać.
Była dumna ze swoich kulinarnych umiejętności, a ja z kolei byłem od nich uzależniony. To właśnie dlatego płaciłem jej, żeby pracowała tu cały rok, nawet gdy mnie nie było w rezydencji. Lubiłem myśl, że mogę tu przyjechać, kiedy tylko będę chciał. Utrzymanie domu dawało pracę nie tylko pani Mary, ale i kilku innym osobom ze służby. Pani Mary musiała zatrudniać dodatkowych ludzi tylko latem.
Sadie
Nie musiałam być już przeszukiwana i dostałam nawet identyfikator do pokazania przy bramie. Sprawy miały się coraz lepiej. Raz nawet Fran się do mnie uśmiechnęła. Po lunchu pani Mary wysłała mnie na trzecie piętro, gdzie znajdowała się większość sypialni. Łatwo było mi zapomnieć, w czyim domu sprzątam. Nie miałam żadnych przyjaciół, z którymi mogłabym się podzielić tą informacją. Zignorowanie faktu, że stoję w pokoju, w którym tego lata będzie spała najgorętsza nastoletnia gwiazda rocka, nie było więc czymś niemożliwym. Weszłam do jego sypialni i rozejrzałam się wokół. To nie był typowy pokój nastolatka. Wydawał się dziwacznie przytulny.
Na jednej ze ścian znajdowały się kije bejsbolowe i piłki z różnymi podpisami, niektóre z nich wyglądały na bardzo zużyte. Obok prezentowały się dumnie koszulki – musiał je nosić jako dziecko. Potrafiłam wyobrazić sobie małego chłopca, którego portrety widziałam wczoraj, gdy gra w piłkę jak zwyczajne dziecko. Podeszłam, aby lepiej się przyjrzeć, i pod każdą z koszulek drużyn, w których grał, zobaczyłam zdjęcia. Na starszych fotografiach trudno było mi znaleźć chłopca, który dziś był gwiazdą. Na tych, gdzie miał dziesięć, jedenaście lat, poznałam go z łatwością. Koszulki i zdjęcia były ułożone chronologicznie od czasów przedszkola do wieku trzynastu lat. Rok później po raz pierwszy usłyszałam w radiu jego imię. Zanim odkryła go wytwórnia, wydawał się prowadzić zwyczajne życie.
Ściana nad jego łóżkiem wyglądała inaczej niż w tradycyjnym chłopięcym pokoju. Wisiały tam gitary o różnym kształcie, wielkości i kolorze, część z nich była podpisana, niektóre błyszczały nowością. Jedna wyglądała na złoconą, co nie byłoby wielkim zaskoczeniem. Stanęłam na palcach, żeby się lepiej przyjrzeć. Widniała na niej nazwa Fender. Kontynuowałam oglądanie autografów na coraz to droższych modelach. Przejechałam palcem po napisie Jon Bon Jovi i uśmiechnęłam się. Najwyraźniej gwiazdy rocka również mają swoich idoli. Zaciekawiła mnie mała zużyta gitara. Stanowiła centrum kolekcji, co mogło świadczyć, że była pierwszą, najukochańszą.
Zajrzałam przez drzwi, żeby upewnić się, czy nikt za nimi nie stoi, po czym stanęłam przed malutką gitarą, która musiała być początkiem tego wszystkiego. Nie byłam szaloną fanką, ale coś, co było odpowiedzialne za spełnienie niezwykłego marzenia, wydawało się niemal święte.
Mój wózek stał nietknięty przy drzwiach i wiedziałam, że muszę wziąć się do pracy. Nie chciałam dowiedzieć się o tym człowieku niczego nowego czy osobistego. Chciałam, żeby w moich oczach pozostał płytki i nieosiągalny. Świadomość, że kiedyś był uroczym małym chłopcem z ciemnymi lokami, którego uśmiech pewnego dnia miał wywołać dziki szał, sprawiała, że wydawał się bardziej przyziemny niż boski. Swoje zainteresowanie jego osobą musiałam zredukować do minimum. Szybko zabrałam się do wycierania kurzy, zamiatania i mycia drewnianych podłóg. Zdecydowałam, że lepiej będzie, jak szybko się z tym uporam, zanim natrafię na kolejny ślad jego jako małego chłopca. Skupiłam swoje myśli na przyszłości, a wyparłam to, co związane było z Jaxem Stone’em.
– Sadie, skończyłaś? Rodzina już przyjechała i musimy zejść do pomieszczenia dla służby – powiedziała Fran zza drzwi.
Środki czystości umieściłam z powrotem w wózku i poszłam w stronę drzwi, gdzie stała bardzo zdenerwowana Fran.
– Jasne, właśnie skończyłam.
Fran kiwnęła głową i udała się do windy, którą przemieszczała się obsługa, by nie rzucać się w oczy rodzinie. Weszła szybciutko do środka, a ja pognałam za nią, ale niestety wypadła mi z wózka butelka ze środkiem do czyszczenia okien. Sięgnęłam po mały ręcznik, po czym podniosłam butelkę z podłogi i szybko przetarłam zaplamione miejsce.
– Pośpiesz się, proszę – Fran zawołała z windy zatroskanym tonem. Rodzina musiała już iść w tę stronę.
Wyprostowałam się i natychmiast poczułam mrowienie na karku. Zaniepokojona, odwróciłam się za siebie i wtedy go zobaczyłam, stojącego i wpatrującego się we mnie. Nie był słodkim maluchem z kręconymi włosami, ale sławną gwiazdą rocka. Zamarłam, niepewna, co zrobić, zważywszy, że według pani Mary moja obecność nie była tu mile widziana. Na jego absurdalnie seksownej twarzy pojawił się uśmiech, a ja poczułam, jak rumieniec zalewa mi policzki. Odwróciłam wzrok i uciekłam do windy.
Nie wyglądał na rozzłoszczonego, że w jego domu pracuje nastolatka. Wydawał się rozbawiony. Fran zmarszczyła brwi, gdy na nią spojrzałam, ale nie powiedziała ani słowa. Odstawiłam swój wózek i poszłam do kuchni złożyć raport, skończyłam bowiem pracę na piętrze. Pani Mary stała z rękami opartymi na biodrach i czekała na nasze przybycie. Po cichu wymieniła z Fran kilka słów. Po chwili przytaknęła, sięgnęła po elegancko złożone ubranie i podała mi je.
– W czasie gdy rodzina mieszka w rezydencji, każdy z obsługi nosi uniform. Ponadto nie będziesz już sprzątała domu, ale pomożesz mi w kuchni, a panu Gregowi w ogrodzie. Dziś jednak potrzebuję, byś podała kolację. Pani Stone zażyczyła sobie, aby służba widziana przez rodzinę i gości wyglądała reprezentacyjnie. William, młody człowiek, którego zatrudniłam, żeby pomógł Marcusowi przy obsłudze, zadzwonił dziesięć minut temu z informacją, że jest chory, więc mamy tylko ciebie. Udowodniłaś, że potrafisz ciężko pracować i zależy ci na tym stanowisku. Twój wiek mnie niepokoi, ponieważ pan tego domu, niewiele starszy od ciebie, jest idolem dziewcząt. Wyczuwam jednak, że niewiele cię to obchodzi. Mam nadzieję, że będziesz kontynuować tak dojrzałą postawę.
Nie wiedziałam, co powiedzieć po tym wykładzie, więc przytaknęłam.
– Dobrze. Od dziś masz to nosić codziennie. Poproszę o uszycie jeszcze dwóch egzemplarzy w twoim rozmiarze, każdy z nich musisz zostawić co wieczór tutaj do wyprania i wyprasowania. Zadbaj o to, by wchodzić tym samym wejściem i szybko przebierać się w pralni. Zanim się ubierzesz, poproszę cię o pomoc w przygotowaniu popołudniowego posiłku. Musisz być czysta i schludna, gdy serwujesz dania.
Przez kolejne dwie godziny siekałam, kroiłam, mieszałam i nadziewałam różne rodzaje mięs i warzyw. Kiedy pani Mary powiedziała, żebym się przebrała i ułożyła włosy, zmęczenie zaczęło dawać mi się we znaki. Przymierzyłam czarną spódnicę do kolan oraz białą koszulę z okrągłym kołnierzykiem. Na to włożyłam czarny fartuszek. Rozpuściłam włosy, zebrałam je i spięłam wysoko na głowie. Umyłam twarz i ręce, po czym spojrzałam na odbicie w lustrze. Może i twarz mojej matki załatwiła mi pracę, ale to moja powściągliwa osobowość pozwoliła zdobyć zaufanie pani Mary. Kiedy oczy mojej matki psotnie błyszczały, moje były poważne i pełne rezerwy.
Uśmiech Jaxa Stone’a na żywo olśniewał równie mocno, jak ten, który widziałam wielokrotnie w gazetach i na plakatach. Nie oznaczało to, że byłam na tyle naiwna, żeby poczuć do niego miętę jak cała reszta świata. Wzięłam głęboki oddech i poszłam do kuchni, gdzie czekała na mnie pani Mary.
– W porządku, teraz pamiętaj, że kładziesz to przed panem Jaxem w tym samym momencie, kiedy Marcus – machnęła ręką w stronę wysokiego chudego chłopaka, którego dotąd nie poznałam. – Postawi to przed panią Stone. Będą tylko we dwoje. Pan Stone oraz Jason przyjadą jutro. Dziś więc będziecie serwować tylko we dwójkę. Pamiętaj, żeby stać dyskretnie za panem Jaxem, podczas gdy on będzie jadł, i obserwuj Marcusa – pomoże ci we wszystkim, czego nie jesteś pewna.
Spojrzałam na Marcusa – wyglądał na studenta, jedynie kilka lat starszego ode mnie. Jego blond włosy i radosne zielone oczy pomogły mi się nieco zrelaksować.
Z uśmieszkiem na ustach wyciągnął w moją stronę opaloną dłoń.
– Marcus Hardy.
Podałam mu rękę.
– Sadie White.
Skinął głową, wciąż się uśmiechając, i złapał za tacę.
– Widziałem twój wczorajszy występ, kiedy próbowałaś obronić swoje stanowisko. Byłem zaskoczony, widząc, jak w mniej niż sekundę twoje oczy ze zdenerwowanych zmieniły się w zdeterminowane.
Podniósł swoją tacę, po czym zabrał także moją.
– Będziesz szła za mną, skoro ja mam serwować jedzenie pani Stone – puścił oko, zanim odwrócił się i poszedł w stronę jadalni.
Ogromny pokój nie był dla mnie niczym nowym. Dziś rano myłam tu podłogi. Marcus zajął miejsce za panią Stone, która siedziała zaraz przy wejściu. Moje ciało w naturalny sposób zaalarmowało mnie, kiedy musiałam stanąć za Jaxem, siedzącym na honorowym miejscu. Spojrzałam na Marcusa, by ten mnie poinstruował. Skinął głową, kiedy w tym samym momencie położyliśmy sałatki na stół. Odsunęłam się. Marcus pokazał, żebym stanęła obok niego, tak też zrobiłam.
– Nadal nie rozumiem, dlaczego tata zmusza Jasona do pójścia na rozmowę do Yale, jeśli on nie chce tam studiować – jego głos brzmiał gładko, wręcz nierealnie.
Poczułam się, jakbym weszła na plan filmowy i oglądała scenę, która grana jest dla mnie.
– Twój brat nie wie, co jest dla niego najlepsze. Ma potencjał, żeby być kimś więcej niż tylko młodszym bratem Jaxa Stone’a. Sam może stworzyć swoją markę, jeśli skupi się na tym, a nie będzie tracił czasu na zabawę w giełdę. Jego matematyczna głowa się marnuje.
Jax, jakby rozbawiony, spojrzał w moją stronę, po czym zwrócił się do matki.
– Oboje go od siebie odepchniecie. Masz rację, jest mądry i nie musicie za niego myśleć.
Pani Stone zaśmiała się sztucznie.
– Gdybym cię tak nie przyciskała, nie byłbyś tu, gdzie teraz jesteś. Jedyne, czego chciałeś, to grać w baseball ze swoimi koleżkami i mieć ten głupiutki garażowy zespół, w którym talent miałeś tylko ty.
Jax westchnął, upił łyk wody i spojrzał na matkę.
– Wystarczy, mamo, nie mów źle o jedynych prawdziwych przyjaciołach, jakich miałem.
Pani Stone odsunęła się od stołu, Marcus dotknął mojej dłoni, żeby przypomnieć, po co właściwie tam byliśmy. Zbliżyliśmy się do państwa Stone’ów i jednocześnie zabraliśmy talerze po sałatce.
– Czy mógłbym zaproponować do kolacji coś innego niż woda? – Marcus zapytał z czarującym południowym akcentem.
Wzrok Jaxa znów wbity był we mnie. Ledwo powstrzymywałam się od skierowania oczu w jego stronę.
Pani Stone westchnęła.
– Kieliszek merlota mi nie zaszkodzi – spojrzała na syna, wyprostowała serwetkę na kolanach, starając się na coś zdecydować. – Przynieś mi kieliszek najlepszego merlota, jakiego mamy w piwniczce.
Jax oparł się na krześle, a ja wciąż czułam na sobie jego wzrok. Wzięłam głęboki oddech i spojrzałam na niego.
– Jeśli mogę prosić o szklankę słodkiej mrożonej herbaty pani Mary…
Przytaknęłam i ledwo powstrzymałam się przed odwzajemnieniem uśmiechu.
– Tak, proszę pana – odpowiedział Marcus.
Zrobił krok do tyłu i wskazał ręką, żebym pierwsza poszła w stronę kuchni. Wyszłam z ogromnego pokoju i natychmiast wzięłam głęboki oddech. Nie sądziłam, że to będzie aż tak stresujące. Kiedy tylko weszliśmy do kuchni, Marcus uśmiechnął się do mnie.
– Co? Nawaliłam?
Marcus przecząco pokręcił głową, a jasny kosmyk włosów spadł mu na oczy.
– Nie, byłaś świetna. Zanieśmy zupę z kraba, zanim pani Mary się wkurzy – odwrócił się w stronę przełożonej. – Pani Mary, potrzebujemy merlota z piwnicy.
Kobieta podała mu otwartą już butelkę wraz z kieliszkami.
– Domyśliłam się. Tutaj macie mrożoną herbatę dla Jaxa.
– Zajmę się napojami – odparł Marcus.
Byłam zbyt wdzięczna, żeby zapytać dlaczego. Skinęłam tylko głową i ruszyłam za nim do jadalni. Na chwilę przed wejściem Marcus spojrzał na mnie.
– Zignoruj to, że się gapi. Jesteś niezłym widokiem. Nie mogę go winić, ale jeśli chcesz zachować posadę, staraj się być niewidzialna – puścił do mnie oko i otworzył drzwi.
Moim życiowym celem było stanie się niewidzialną. Myślałam, że właśnie to robię. Wygląda jednak, że muszę się nieco bardziej postarać.
– Zamierzam sporo czasu poświęcić na relaks na plaży. Podoba mi się, że mamy prywatny dostęp do morza, a o tym, że będę mógł spokojnie odpocząć bez nikogo, kto chciałby ze mną porozmawiać, poznać mnie czy dostać autograf, myślałem z utęsknieniem przez cały rok. Potrzebuję przerwy. Wiem, że Gregory’emu nie podoba się myśl, że przez trzy miesiące będę nieosiągalny, ale potrzebuję tego dla mojego zdrowia psychicznego – Jax spojrzał na mnie, gdy stawiałam przed nim talerz z zupą krabową. – Dziękuję – wyszeptał.
– Też chcę, żebyś zrobił sobie wolne. Gregory myśli jednak, że chwilka spędzona tego lata z fanami dobrze zrobi twojemu PR. Może mógłbyś zagrać koncert na plaży albo zjawić się na kilku premierach?
Jax pokręcił głową.
– Nie ma mowy, mamo. Nie chcę, żeby ludzie wiedzieli, że tutaj jestem. Wybrałem Alabamę, dlatego że jest tu tak mało ludzi. Co więcej, ta wyspa jest prywatna. Przemyślę sprawę premier, ale to tyle. Żadnych koncertów.
Pani Stone wzruszyła ramionami.
– No cóż, powiedziałam Gregory’emu, że spróbuję i spróbowałam. Niech on sobie z tobą radzi. Jesteś dorosły. Nie mam zamiaru już na ciebie naciskać.
Jax wrócił do jedzenia, a ja stałam obok Marcusa, gapiąc się to przez okno, to na talerz Jaxa, i czekałam na moment, kiedy będę musiała go zabrać. Spojrzałam na Marcusa, a on się do mnie uśmiechnął. Był poważny i miałam pewność, że chciał, aby mi się powiodło. Zdobyłam przyjaciela. Marcus delikatnie dotknął mojego ramienia i zrobił krok do przodu. Natychmiast podążyłam jego śladem i razem posprzątaliśmy talerze.
– Jeszcze mrożonej herbaty, proszę pana?
Jax popatrzył na mnie i przeniósł wzrok na Marcusa.
– Tak, proszę.
Pani Stone zdążyła upić tylko łyk swojego wina. Kolejny raz Marcus wskazał, bym wyszła pierwsza. Powtórzyliśmy naszą sekwencję. W kuchni odebraliśmy przygotowane tace z najbardziej egzotycznymi produktami, jakie w życiu widziałam.
– Wow, sporo jedzą.
– Pani Stone tylko skosztowała swojego jedzenia, podejrzewam, że teraz będzie podobnie.
– On natomiast je wszystko.
– Tak, ale to dorastający chłopiec.
Uśmiałam się, słysząc Marcusa naśladującego panią Mary, podniosłam tacę i podążyłam za nim znanym mi już korytarzem. Postawiłam przed Jaxem posiłek, a Marcus podał mi jego mrożoną herbatę.
Matka i syn jedli tym razem w ciszy. Od czasu do czasu czułam jego wzrok na sobie i dotyk Marcusa przypominający o tym, że muszę być niewidzialna. Nie pozwoliłam sobie odwzajemnić ciekawskiego spojrzenia tych błękitnych oczu. Jax i jego matka wymienili kilka słów, ale większość czasu jedli w milczeniu. W końcu, całą wieczność później, postanowiłam sprawdzić, czy Jax skończył posiłek, i nasze spojrzenia się spotkały. Próbowałam odwrócić wzrok, ale jego oczy wydawały się rozbawione. Spojrzałam w dół, a Marcus ścisnął moją rękę. Popatrzyłam w jego stronę, a on kiwnął głową na znak, że możemy zbierać talerze. Posprzątaliśmy stół w tym samym czasie i ponownie skierowaliśmy się w stronę wyjścia.
– Nie będę jadła deseru – powiedziała pani Stone. – Nie znoszę zostawiać cię samego podczas posiłku, ale jestem wykończona. Będę w swoim pokoju, na wypadek gdybyś mnie potrzebował.
Jax wstał, gdy jego matka odchodziła od stołu. Kiedy wyszła, ponownie usiadł.
– A ja proszę o deser – zapewnił nas, a może… mnie.
Marcus skinął głową.
– Tak, proszę pana – odparł oficjalnym tonem i wyszliśmy z jadalni.
W kuchni Marcus odstawił swoją tacę.
– Okej, teraz uważaj. Powinnaś przynieść mu talerz, a ponieważ jego matka wyszła, ja nie mam powodu, żeby tam wracać. Mógłbym iść za ciebie, co byłoby najlepszym rozwiązaniem, ale obawiam się, że mogłoby go to rozzłościć. Zwrócił na ciebie uwagę, co – jak uważam – było nie do uniknięcia, mam jednak nadzieję, że nie poleci na kolejną piękną twarzyczkę.
Marcus westchnął, oparł się biodrem o stół i skrzyżował swoje długie nogi.
– Decyzję zostawiam tobie.
– Mnie?
– Co chcesz zrobić, Sadie? Tu nie chodzi o twoją pracę, ale o moją. Jeśli tam nie wrócisz, mogą mnie zwolnić za zabieranie ci pracy. Myślę, że już zauważył moje zachowanie wobec ciebie. Pójdziesz czy nie, twoja pozycja tu jest bezpieczna… póki co.
Wzięłam oddech i sięgnęłam po tacę z deserem. Nie potrafiłabym narazić czyjejś pracy, żeby sobie pomóc.
– Zrobię to.
Bez słowa poszłam korytarzem.
Kiedy weszłam do jadalni, mój wzrok napotkał jego niebieskie oczy. Uśmiechnął się.
– Ach, a więc pozwolił ci przyjść samej. Zastanawiałem się, czy zobaczę jego zamiast ciebie.
Nie chciałam się uśmiechnąć na tę uwagę, ale nie udało mi się zachować kamiennej twarzy.
Postawiłam przed nim talerz z deserem i zajęłam swoje miejsce.
– Potrafisz mówić? – zapytał.
– Tak – Marcus mówił za mnie cały wieczór.
– Zwykle nie mamy tutaj młodych pracownic. Jak udało ci się przekonać Mary?
– Jestem dojrzała jak na swój wiek.
Tylko przytaknął i wziął kęs czekoladowego fondant, z którego środka wypłynęło jeszcze więcej czekolady. Kiedy już pogryzł i przełknął, znów na mnie spojrzał. Odwróciłam wzrok w stronę okna, za którym fale rozbijały się o brzeg.
– Ile masz lat?
– Siedemnaście – miałam nadzieję, że moja krótka odpowiedź zakończy to przesłuchanie.
– Skąd wiedziałaś, że tu mieszkam?
Jego pytanie wytrąciło mnie z równowagi, spojrzałam mu w oczy.
– Trudno przeoczyć twoje zdjęcia, kiedy ścieram kurze i myję podłogę.
Zmarszczył brwi.
– Zgłosiłaś się do tej pracy, nie wiedząc, że tu mieszkam?
Domyśliłam się, że sądził, że jako fanka zdołałam przemknąć się przez szczelną ochronę, i chciał wiedzieć, jak to zrobiłam.
– Moja matka sprzątała tu przez dwa miesiące. Jednak z powodu zaawansowanej ciąży wysłała mnie na zastępstwo. Udowodniłam swoją wartość i pani Mary pozwoliła mi zostać. Moja obecność tutaj nie ma w żaden sposób związku z panem, a wynika z potrzeby jedzenia i opłacania rachunków.
Wiem, że wyglądałam na zirytowaną, ale tak właśnie było i nic nie mogłam na to poradzić.
Przytaknął i wstał od stołu.
– Przepraszam. Kiedy cię zobaczyłem, taką młodą i no cóż… atrakcyjną, pomyślałem, że jedynym powodem, dla którego ktoś taki jak ty może tu pracować, jest to, by się do mnie zbliżyć. Często mam do czynienia z kobietami, ale moja uwaga, że pracujesz tu, żeby się do mnie dobrać, była nie fair. Proszę, wybacz mi.
Przełknęłam ślinę. Czułam, że ta praca wymyka mi się z rąk, ale nie będę płakać.
– Rozumiem – tyle zdołałam wykrztusić.
Chłopięcy uśmiech wymalował się na jego twarzy i skinął głową w kierunku drzwi.
– Mogłem się zorientować, że cię chroni. Gapiłem się na ciebie częściej, niż powinienem, ale wciąż czekałem, aż poprosisz mnie o autograf albo dasz mi swój numer wypisany na serwetce.
Uniosłam brwi ze zdumienia.
Jax wzruszył ramionami.
– Tak wygląda moje życie. Tego właśnie się spodziewałem.
Tym razem odwzajemniłam uśmiech. Nie był aż taki zły, jak go oceniałam na początku.
Nie zamierzał mnie zwolnić.
– Jestem tu po to, by wykonywać swoją pracę, proszę pana. Nic więcej.
– Wyświadcz mi przysługę i nie zwracaj się do mnie per pan. Jestem od ciebie tylko dwa lata starszy.
Ostrożnie, żeby nie dotknąć jego dłoni, zabrałam talerz i zrobiłam krok do tyłu.
– Dobrze – odpowiedziałam w nadziei, że mogę już wyjść.
– Więc on jest twoim chłopakiem?
Zaskoczył mnie tym pytaniem. Zamarłam.
– Kto? Marcus?
Krzywy uśmieszek pojawił się na jego twarzy. Trudno było się na niego nie gapić.
– Jeśli Marcus jest tym gościem, który wydawał się bardzo zdeterminowany, żebyś nie popełniła dzisiaj żadnej gafy, to tak.
– Nie, on jest… on jest przyjacielem.
Jax uśmiechnął się i pochylił, by wyszeptać blisko mojego ucha:
– Mam nadzieję, że wkrótce i mnie uznasz za przyjaciela. A nie mam ich wielu.
Moja twarz była rozpalona, a skóra drżała od jego bliskości.
Ciepły oddech na moim policzku sprawił, że z trudem potrafiłam sformułować jakiekolwiek zdanie. Przełknęłam ślinę, starając się skupić na jego słowach i nie zemdleć u jego stóp jak jakaś wariatka.
– Ja mam tylko jednego – wypaplałam jak idiotka.
Jax zmarszczył brwi.
– Jakoś trudno mi w to uwierzyć.
Wzruszyłam ramionami.
– Nie mam czasu na przyjaciół.
Jax podszedł krok bliżej i z uśmiechem otworzył mi drzwi.
– Mam nadzieję, że znajdziemy chwilkę w twoim napiętym grafiku, ponieważ wychodzi na to, że sam potrzebuję przyjaciela… Kogoś, kogo nie obchodzi, kim jestem… Kogoś, kto nie śmieje się z moich żartów, gdy nie są zabawne. Jeśli się nie mylę, masz gdzieś, że jestem w tym miesiącu na okładce „Rolling Stone’a”, a moje zdjęcie wisi na ścianie w pokoju każdej amerykańskiej nastolatki.
Jego komentarz zdawał się nieco uspokajać mój chwilowy brak zdrowego rozsądku spowodowany jego bliskością. Potrząsnęłam głową.
– Nie każdej nastolatki w Ameryce. Nigdy nie wisiałeś na ścianie w moim pokoju. Więc chyba masz rację, mam to gdzieś.
Odeszłam, zostawiając go za sobą.
Rozdział III
Jax
Zapomniałem ją spytać o imię. Cholera. Byłem tak zafascynowany nią i jej odpowiedziami, że nawet nie zapytałem, jak się nazywa. Wiedziałem, że chłopak ma na imię Mark albo Matt, albo Marcus. Niech to diabli, nie pamiętałem. Cieszyłem się tylko, że z nim nie była. Nie żeby to miało znaczenie. Nie żebym miał zamiar ją podrywać.
Kiedy zobaczyłem ją wcześniej obok mojego pokoju, pomyślałem, że będzie musiała odejść. Już wtedy nie podobała mi się ta myśl, ponieważ ta dziewczyna jest piękna, ale widziałem już wiele pięknych dziewczyn, które były piekielnie walnięte. Ta jednak mnie nie chciała. Byłem pewien, że nawet mnie nie lubi. To była… dziwna, ale i orzeźwiająca zmiana.
Po raz pierwszy od lat chciałem, żeby dziewczyna mnie polubiła. Mój brat powiedziałby, że tracę rozum. Te jej seksowne niebieskie oczy i ciało, którego nie zdołał ukryć noszony przez nią strój, nie przekonałyby Jasona. Jeśli chodziło o dziewczyny, nie ufał im. Wybierając, z kim się będzie umawiał, zachowywał ostrożność. Nie tylko na śliczną twarz zwracał uwagę. Musiał mieć pewność, że poprzez niego nie chcą się dostać do mnie.
Kiedy wszedłem do sypialni, udałem się w stronę okna wychodzącego na podwórko z tyłu domu. Nie chciałem przyznać, że sprawdzam, czy już wychodzi… ale tak było. Przyznając się czy nie, wyglądałem tej dziewczyny.
Sadie
Marcus czekał na mnie w kuchni, popijając mrożoną herbatę i rozmawiając z panią Mary. Kiedy tylko weszłam, on wstał.
– No i jak poszło?
– Myślał, że jestem fanką, która dostała się tutaj przez nieszczelną ochronę, i chciał wiedzieć, jak to zrobiłam. Poinformowałam go, że zastępuję moją matkę z powodu jej ciąży, nie jestem fanką i nie wiedziałam, że dom należy do niego, kiedy najmowałam się do pracy.
Marcus zmarszczył brwi.
– I jak przyjął twoje wyjaśnienia?
– Nie sądzę, żeby były jakieś problemy teraz, kiedy wie, że nie jestem szaloną fanką, która chce mu wcisnąć zapisany na serwetce numer telefonu. Wątpię, żeby od teraz w ogóle na mnie zwracał uwagę.
Marcus uniósł brwi, jakby mi nie wierzył.
Pani Mary podeszła bliżej i zabrała z moich rąk tacę.
– Dobrze, wiedziałam, że damy radę. A teraz przebierz się i wracaj do domu. Spodziewam się ciebie jutro o siódmej rano.
Pobiegłam do pralni się przebrać. Gdy tylko włożyłam swoje ciuchy, udałam się w kierunku drzwi. Pani Mary nuciła coś, sprzątając, a Marcus stał pod drzwiami i czekał.
– Już późno, przyjechałaś tu czy przyszłaś pieszo? – zapytał, gdy dotarłam do drzwi.
– Przyjechałam na rowerze.
Otworzył drzwi i razem wyszliśmy na zewnątrz.
– Pozwól, że zapakuję twój rower na tył mojego samochodu i zawiozę cię do domu.
Wyglądał, jakby szczerze się o mnie martwił.
– Okej, dziękuję.
Kiedy siedzieliśmy już w samochodzie na zużytych skórzanych kanapach, nieco się zrelaksowałam.
– Jak długo pracujesz w rezydencji Stone’ów?
Spojrzał na mnie.
– Zacząłem poprzedniego roku. Pracuję tu tylko latem. Jestem miejscowy, ale obecnie studiuję na Uniwersytecie Alabama. To moje wakacyjne zajęcie.
– Oczywiście dla mnie to też praca tylko na lato. Tej jesieni zaczynam ostatni rok nauki. Przeprowadziłyśmy się tutaj z Tennessee.
Siedzieliśmy kilka minut w ciszy, a ja patrzyłam za okno na spacerujące rodziny, wciąż ubrane w plażowe ciuchy. Zanim tu zamieszkałyśmy, nigdy wcześniej nie widziałam plaży. Nie mogłam powstrzymać ekscytacji, jaką czułam, patrząc na fale rozbijające się o piaszczysty brzeg.
– Wyglądasz poważniej niż na ostatnią klasę liceum. Prawdę mówiąc, jesteś dojrzalsza niż większość dziewczyn, z którymi studiuję.
Uśmiechnęłam się w duchu. Gdyby tylko wiedział. Jednak dzisiejszego wieczoru nie zamierzałam zawracać głowy komuś, kto mógł okazać się prawdziwym przyjacielem.
– Wiem. Zawsze byłam starą kobietą w ciele dziecka. To doprowadza moją matkę do szału.
– Nie nazwałbym cię starą kobietą, tylko bardziej dojrzałą niż inne siedemnastolatki.
Normalne siedemnastolatki stały właśnie na ulicach, śmiały się i flirtowały. Letni romans nie był czymś, co potrafiłam zrozumieć, ale okazuje się, że tutaj było to czymś istotnym. Miejscowe dziewczyny nazywały turystów letnimi chłopcami. Nie bardzo to rozumiałam, ale w końcu nie byłam przecież zbyt normalna.
Marcus odwrócił się w moją stronę.
– Zraniłem twoje uczucia? Nie miałem takiego zamiaru. To był komplement, serio. Mam już dość głupoty i płytkości dziewczyn. Ty jesteś jak powiew świeżego powietrza.
Spojrzałam na niego z uśmiechem. On naprawdę był miłym gościem. Chciałam poczuć ciepło i mrowienie, gdy na mnie patrzył, jednak ewidentnie moje ciało reagowało tak tylko na nastoletnią gwiazdę rocka. Na myśl, że mogę przez to wyjść na płytką, zrobiło mi się niedobrze.
– Dziękuję, nikt nigdy wcześniej nie komplementował mojej dziwnej osobowości.
Skrzywił się i potrząsnął głową.
– Nie nazwałbym cię dziwną… Raczej orzeźwiająco unikatową.
Roześmiałam się na tę jego próbę złagodzenia moich słów.
– Dzięki. Orzeźwiająco unikatowa brzmi zdecydowanie lepiej. Na następnych światłach skręć w prawo, a jak miniemy dwa domy – w lewo.
Resztę drogi przejechaliśmy w ciszy.
– Zatrzymaj się na poboczu. Nie możemy korzystać z podjazdu właściciela. To ich dom. My wynajmujemy małe mieszkanie na dole.
Marcus zatrzymał samochód.
– Jeszcze raz dziękuję za podwiezienie mnie do domu.
Otworzył swoje drzwi, wyskoczył i poszedł po mój rower. Obserwowałam, jak go wyjmuje i opiera o ścianę domu.
– Zawsze kiedy będziemy razem kończyć, mogę cię podrzucać.
Jeszcze raz mu podziękowałam.
Marcus spojrzał na mnie i zaczął przestępować z jednej nogi na drugą.
– Skoro jesteś tu nowa i razem pracujemy tego lata, może zabiorę cię gdzieś po pracy lub w niedzielę w trakcie dnia, kiedy oboje mamy wolne? Mogę ci pokazać fajne miejsca, przedstawić ci kilka osób. Wiesz, jak przyjaciele.
Brzmiało dobrze, ale nieco zdziwiła mnie wzmianka o niedzieli.
– Niedziela? – zapytałam.
Zmarszczył brwi.
– Nie wiedziałaś, że niedziele są wolne? Nawet dla pani Mary.
Pokręciłam przecząco głową.
– Nie, nie wiedziałam. Ale tak, z przyjemnością zwiedzę okolicę z kimś, kto wie, dokąd warto się wybrać.
Uśmiechnął się szeroko i przeczesał palcami swoje blond włosy.
– Wspaniale. W tym tygodniu coś zaplanuję i dam ci znać, co robimy.
Pożegnaliśmy się. Patrzyłam, jak wraca do swojego samochodu, pomachałam mu i udałam się do Jessiki i jej dwudziestu pytań, co zajęło mi tyle czasu.
W mieszkaniu było cicho i ciemno. Zajrzałam do pokoju Jessiki i znalazłam ją śpiącą w pościelonym łóżku, z wciąż włączoną klimatyzacją. Wzięłam kołdrę i przykryłam ją, zanim wyszłam do swojego pokoju przygotować się do kąpieli. Wcześnie poszła spać. Nie było żadnych dwudziestu pytań czy gotowania kolacji. Uśmiechnęłam się i udałam się w stronę łazienki. Potrzebowałam prysznica i snu. Dziś udało mi się poradzić sobie z największą przeszkodą. Jutro powinno być już lepiej. Żadnych spotkań z Jaxem. Posiadanie przyjaciela sprawi, że wszystko będzie jeszcze przyjemniejsze.
Następny tydzień wypełniony był rutyną. Przyjeżdżałam do pracy i od razu udawałam się do kuchni pani Mary. Była bardziej rozmowna niż Fran i opowiadała zabawne historie. Mówiła mi o swoich dwóch córkach i siedmiu wnuczętach. Jedna z jej córek wraz z pięcioma wnuczkami mieszkały w Michigan. Inna z kolei mieszkała w Georgii, miała dziewięcioletnią dziewczynkę oraz małego chłopca, który był ulubieńcem rodziny pełnej dziewcząt. Jej opowieści uświadomiły mi, jak dysfunkcjonalnie wyglądało życie z Jessicą. Wyobraziłam sobie swoje życie jako pełne i normalne – jak u pani Mary. Wiedziałam, że kiedyś będę miała szansę zbudować przyszłość wypełnioną miłością i rodziną. Często fantazjowałam o takim życiu.
Moje pierwsze popołudnia z panem Gregiem były nieco sztywne. Nie był zadowolony z pomocy nastolatki, jednak po dniu, podczas którego nie musiał klęczeć na swoich artretycznych kolanach, docenił moją obecność. Pod koniec czwartego dnia pan Greg i ja zasiedliśmy w altanie do partyjki szachów. Za każdym razem mnie ogrywał, ale obiecałam, że się poprawię, i pewnego dnia go pokonam. Marcusa widywałam popołudniami, kiedy wszyscy zasiadaliśmy do stołu i zajadaliśmy się zupą i sałatką. Pani Mary zawsze przekazywała mi dodatkową porcję dla Jessiki i podejrzewam, że robiła to przez wzgląd na mnie. Mimo że nie znała prawdy, zdawała się rozumieć, jak wygląda moje życie rodzinne. Kiedy Marcus kończył dniówkę, zawsze zabierał mnie i mój rower do domu. William wrócił już do pracy z Marcusem i wszystko zdawało się układać dobrze między obsługą a rodziną.
Nawet nie zauważyłam, jak nastał niedzielny poranek. Leżałam w łóżku, przykrywając twarz poduszką i chroniąc oczy przed ostrym światłem wdzierającym się do pokoju. Dobrze było nie musieć wyskakiwać z łóżka i przygotowywać się do wyjścia. Lubiłam swoją pracę, ale lubiłam też spać do późna. Ziewnęłam i wyciągnęłam się na łóżku. Dziś wychodzę z przyjacielem. Byłam pewnie podekscytowana bardziej, niż byłby każdy inny, ale nic nie mogłam na to poradzić. Usiadłam i potarłam dłońmi twarz, starając się obudzić na tyle, by pójść zjeść śniadanie. W mieszkaniu wciąż było cichutko, ponieważ Jessica zwykle spała do jedenastej. Poszłam do kuchni, przygotowałam sobie miseczkę płatków Peanut Butter Crunch i usiadłam na zewnątrz. Słońce odbijało się od wody i ogrzewało mnie, kiedy delektowałam się płatkami. Dziś był pierwszy dzień mojego prawdziwego lata. Dziś mogłam robić to, co każda siedemnastolatka.
– Co tam jesz? – zapytała Jessica, wychodząc, a raczej drepcząc powolutku zza drzwi.
– Płatki Peanut Butter Crunch – odpowiedziałam, biorąc kolejny kęs.
Usiadła obok mnie na krześle ogrodowym i westchnęła.
– Kochasz mnie?
Przewróciłam oczami, wiedząc, co nastąpi za chwilę.
– Tak – powiedziałam, biorąc kolejną łyżkę płatków.
– Ulitujesz się więc nade mną i moim wielkim brzuchem i przygotujesz mi porcję, jak skończysz?
To była jej stara śpiewka. Uważała, że to urocze spytać, czy ją kocham, zanim o coś poprosi.
Wstałam dopiero wtedy, kiedy zjadłam resztę płatków i wypiłam mleko.
– Idę przygotować ci płatki – powiedziałam, przechodząc przez próg.
– Dzięki, kotku – odpowiedziała, nie otwierając oczu.
Przygotowałam ogromną miskę, żeby nie chodzić po dokładkę, i zaniosłam jej śniadanie. Musiałam powiedzieć jej o Marcusie, zanim tu przyjedzie. Krzesło ogrodowe było zepsute i jedyną pozycją, jaką przyjmowało, była pozycja leżąca. Żeby zjeść śniadanie, Jessica musiała więc trochę się unieść.
– Dzięki wielkie – powiedziała z uśmiechem.
Usiadłam ponownie.
– Zaprzyjaźniłam się z kimś z pracy, przyjedzie po mnie dzisiaj i pokaże mi okolicę.
Jessica odłożyła łyżkę.
– Masz chłopaka! Ty?
– Nie umawiam się z nim. To tylko przyjaciel. Jest stąd i chce się dzisiaj spotkać.
Uśmiechnęła się i zjadła łyżkę płatków. Ledwo zdążyła przełknąć, powiedziała.
– Nie mogę uwierzyć, że rozmawiałaś z kimś na tyle długo, żeby się zaprzyjaźnić. Czy on też jest takim samotnikiem?
Wstałam, nie mając ochoty wysłuchiwać jej docinków. Uwielbiała wypominać mi brak umiejętności życia w społeczeństwie. Wchodziłam już do domu, kiedy z rozbawieniem powiedziała:
– Tylko się droczę, Sadie. Nie złość się. Cieszę się, że masz przyjaciela. Nie zapomnij o mnie i nie znikaj na cały dzień. Smutno mi tu tak samej.
Nie znosiłam, kiedy próbowała wzbudzić we mnie poczucie winy.
– Masz samochód. Jedź gdzieś, zrób coś.
Westchnęła melodramatycznie.
– Muszę pójść na pedicure, skoro nawet nie widzę swoich palców.
Pokręciłam głową.
– Nie, zrób coś, na co nie musisz wydawać pieniędzy. Na przykład pospaceruj po plaży.
Przewróciła oczami, a ja weszłam do środka. Poszłam prosto do miejsca, w którym leżały pieniądze przeznaczone na rachunki, i przełożyłam je gdzie indziej. Nie chciałam wrócić do domu i dowiedzieć się, że wydała wszystkie nasze oszczędności. Kiedy zabezpieczyłam kasę, poszłam przygotować się na swój dzień z Marcusem. Musiałam umyć włosy i nasmarować się kremem przeciwsłonecznym. Słońce w tym rejonie bywało zdradliwe. Najpierw jednak musiałam znaleźć swój kostium kąpielowy i coś do ubrania. Sprawdziłam czas. Do jego przyjazdu miałam jeszcze trzydzieści minut. Musiałam się pośpieszyć, żeby to Jessica nie przywitała go i nie powiedziała czegoś żenującego.
– Dzień dobry – przywitał się Marcus, kiedy otworzyłam drzwi.
– Dzień dobry! Poczekaj sekundę, tylko wezmę torebkę – odwróciłam się, poszłam do dużego pokoju i zabrałam torebkę, która leżała na stoliku.
– Idę. Ty też wyjdź i coś zrób – powiedziałam mamie, zanim wyszłam.
– Jak to? Nie zaprosisz go do środka? – wciąż była ubrana w czarną koszulę nocną, rozciągniętą na brzuchu.
– Nie, mamo, nie, kiedy jesteś w piżamie.
Zaśmiała się, a ja pośpieszyłam do drzwi.
– Jesteś gotowa zobaczyć to miasto oczami miejscowego? – zapytał z uśmiechem.
Skinęłam głową, podekscytowana.
– Tak.
Otworzył mi drzwi samochodu i weszłam do środka. Obiegł wóz naokoło, wskoczył na siedzenie, a na nos założył okulary przeciwsłoneczne.
– Jesz surowe ostrygi?
– Nie ma mowy!
Uśmiechnął się.
– Mogłem się domyślić: jesteś dziewczyną z Tennessee. Ale to nic, grillują tam też hamburgery, kolby kukurydzy i żeberka.
– Uwielbiam burgery, kukurydzę i żeberka.
– Ach, to dobrze. Jedziemy do domu mojego przyjaciela. Mają tam dziś grilla i surowe ostrygi na przystawkę.
Skrzywiłam się na myśl o surowym rozmiękłym i oślizgłym czymś w muszli, co inni będą wkładać do ust.
Zaśmiał się na widok mojej miny.
– Nie brzmi to aż tak źle, jeśli dorasta się w tej okolicy.
Nie skomentowałam, ponieważ nie byłam pewna, jak ktokolwiek mógł przyzwyczaić się do jedzenia czegoś takiego.
– Przyjaźnię się z Rockiem od podstawówki. Polubisz tamtejszą ekipę. Będziemy grillować i pojeździmy na nartach wodnych. Mają łódź. Pójdziemy na przystań ją uruchomić. Jeździłaś kiedyś na nartach wodnych?
– Niestety nie, ale bardzo chciałabym spróbować – chyba takiej odpowiedzi oczekiwał, bo na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
– Mogę cię nauczyć. Zanim dzień się skończy, będziesz już śmigała.
Podjechaliśmy pod parterowy dom na palach, podobny do innych w tej okolicy. Nie był zbyt luksusowy i zdawało się, że przetrwał kilka huraganów. Siding wyglądał na wielokrotnie łatany.
Marcus podszedł do mnie, gdy wyszłam z samochodu, i wsunął mi na nos okulary słoneczne.
– Będziesz ich potrzebować. Bez nich rozboli cię głowa.
– Zawsze wozisz ze sobą damskie okulary? – zapytałam przekornie.
Zaśmiał się głośno.
– Nie, mam siostrę.
Nic nie wiedziałam o jego rodzinie. Podobała mi się myśl, że wiem o nim coś więcej niż oczywistości.
– Proszę, powiedz, że masz na sobie krem z filtrem. Nawet najwięksi fani opalania palą się na tym słońcu.
– Tak, grubą warstwę.
– Chodź tędy – powiedział, ciągnąc mnie za sobą przez wysoką trawę, która rosła na piasku. Na środku podwórka zobaczyłam prostokątny wpuszczony w ziemię basen, a nad nim kolesi w kąpielówkach i dziewczyny w bikini. Wszyscy połykali to oślizgłe paskudztwo z muszli, a ja musiałam zapanować nad grymasem, gdy mówili do mnie, zajadając się tym czymś. Marcus ścisnął moją dłoń i pociągnął mnie za sobą.
– Marcus, w końcu przyjechałeś. Wszystkie muszle są już prawie puste – zawołał chłopak z długimi brązowymi dredami.
Marcus uśmiechnął się do mnie i wyszeptał:
– Nie zjem żadnej w twoim towarzystwie, obiecuję.
Pokręciłam głową.
– Nie, naprawdę, jest okej.
Zaśmiał się i poprowadził nas do grupy facetów stojących obok gościa z dredami. Kilka osób krzyknęło coś do Marcusa, który skinął głową i pomachał im. Żołądek ścisnął mi się z nerwów, kiedy zorientowałam się, że większość ludzi się na mnie gapi.
– Hej, chłopaki, to jest Sadie. Sadie, to Rock – a raczej wielki, umięśniony gość ze zgoloną głową, pomyślałam. – To Preston – sezonowy plażowicz z długimi blond włosami i opalenizną, dodałam w myślach. – No i Dwayne – jak się okazało, chłopak z dredami miał także kilka tatuaży i kolczyków. – Przyjaźnimy się od drugiej klasy podstawówki.
– Odkąd Rock pobił się z Prestonem, poczciwy Marcus podłożył się za niego i dostał łomot od Rocka, a ja zainterweniowałem i wszyscy zostaliśmy zawieszeni w prawach ucznia – cała czwórka zaśmiała się na to wspomnienie, a ja starałam się wyobrazić sobie ich wszystkich jako małych chłopców.
– Nasi rodzice byli tacy dumni. Mieli w domu szkolnych przestępców – Dwayne uśmiechnął się szeroko i przechylił do ust muszlę z ostrygą.
– Dwayne będzie tak wspominał cały dzień, jeśli mu na to pozwolisz. Nie udawaj, że cieszą cię jego opowieści. On nie przestanie – powiedział z uśmiechem Marcus.
Przyjaźń między tą czwórką sprawiała, że rozpływałam się w środku. To nie było coś, czego sama kiedykolwiek doświadczyłam.
– A więc, Sadie, w jaki sposób taki paskudny Marcus znalazł tak piękną, niewidomą dziewczynę – zapytał Rock, przewracając równocześnie burgera.
Spojrzałam na Marcusa, a ten uśmiechnął się do mnie.
– Razem pracujemy. Przyszedł mi na ratunek drugiego dnia mojej pracy, a wzrok mam 10 na 10.
Jeden z chłopaków zagwizdał cicho, a inny zaśmiał się szelmowsko.
– Mówię ci, Marcus to nasz rycerz w lśniącej zbroi – skomentował Dwayne, machnąwszy dredami. Marcus popchnął go w żartach, a ten wybuchnął śmiechem.
– Zabieram ją, żeby poznała innych, bo wasza trójka nie potrafi się zachować.
– Co ja znowu zrobiłem?
Marcus posłał mu gniewne spojrzenie i zwrócił się do mnie:
– Jesteś spragniona?
Dwayne sięgnął do lodówki i wyciągnął puszkę napoju gazowanego. Wzięłam ją, dziękując, i przysłuchiwałam się, jak cała czwórka rozmawia o siatkówce plażowej i przyszłotygodniowym meczu między nimi a rywalami. Od czasu do czasu zadawali mi pytania, wciągając do rozmowy, ale przede wszystkim planowali i układali strategię. Nie miałam pojęcia, że siatkówka plażowa to taki poważny sport.