Odrodzona - Jaymin Eve - ebook
NOWOŚĆ

Odrodzona ebook

Jaymin Eve

4,4

250 osób interesuje się tą książką

Opis

W końcu mam życie, o jakim marzyłam. Dlaczego odnoszę więc wrażenie, że wszystko jest do bani?

Zdobyłam to, o czym marzyłam, odkąd mój ojciec zdradził naszą watahę, a ja stałam się popychadłem i pośmiewiskiem Tormy. Jestem partnerką alfy, szanowaną i budzącą strach przywódczynią. Jaxson stara się odbudować naszą przyjaźń, a Torin próbuje mnie do siebie przekonać.

Czuję jednak, że coś tu nie gra, a gdy tylko o tym pomyślę, w mojej piersi pojawia się dziwne pulsowanie. Gdzie, na Bestię Cienia, podziewa się Simone i dlaczego nie pamiętam ostatnich miesięcy, a może lat? 
 
Rozwikłam tę tajemnicę. A kiedy się dowiem, kto igrał sobie z moim życiem i ukradł mi wspomnienia, zemsta będzie słodka. Ten ktoś pożałuje, że zadarł z Merą Callahan.
 
 Nadchodzę!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 488

Rok wydania: 2024

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,4 (401 ocen)
257
84
41
15
4
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Kastlin

Nie oderwiesz się od lektury

Fantastyczne wszystkie trzy części 😍
40
yvonn83

Nie oderwiesz się od lektury

Petarda seria. Czekam na kolejną. 10 na 10 🫶
30
Enderwoman

Nie oderwiesz się od lektury

genialna!
30
mater0pocztaonetpl

Nie oderwiesz się od lektury

Uwielbiam
30
Ilewinka

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam. Przeczytałam w jeden dzień tak mnie wciągnęła.
30

Popularność




Mojemu mężowi, zaborczemu draniowi

Bez ciebie Bestia Cienia nie miałby kilku cech swojej osobowości, a to byłaby prawdziwatragedia.

Ta książka to nasza historia miłosna… jeśli nagle obudzilibyśmy się w paranormalnejrzeczywistości.

Kocham cię. Przez większośćczasu.

Spis treści

I

II

III

IV

V

VI

VII

VIII

IX

X

XI

XII

XIII

XIV

XV

XVI

XVII

XVIII

XIX

XX

XXI

XXII

XXIII

XXIV

XXV

XXVI

XXVII

XXVIII

XXIX

XXX

XXXI

XXXII

XXXIII

XXXIV

XXXV

XXXVI

XXXVII

XXXVIII

XXXIX

XL

XLI

XLII

XLIII

XLIV

XLV

XLVI

XLVII

XLVIII

XLIX

L

LI

LII

XLIII

XLIV

LV

LVI

LVII

LVIII

LIX

LX

LXI

LXII

Posłowie

I

Złamany umysł i roztrzaskana dusza. Czy istniało odkupienie lub uwolnienie od nieskończonej ciemności? Czy może miałam dalej rozmyślać nad przekleństwemegzystencji?

Jeszcze raz przeczytałam ostatnią linijkę książki trzymanej w dłoni. Paranormalny romans, który pokochałam mimo dość paskudnego cliffhangera na końcu. Miałam do nich mieszane uczucia, z jednej strony przez nie desperacko pragnęłam się dowiedzieć, co będzie dalej, z drugiej natomiast dreszczyk niepewności sprawiał, że historia towarzyszyła mi jeszcze długo po odłożeniulektury.

Tak czy inaczej, to była świetna powieść, bo choć na chwilę po­zwo­liła mi zapomnieć o tym cyrku, jakim się stało mojeżycie.

– A, tutajjesteś!

Wzięłam głęboki oddech i próbowałam nie wpaść w szał na myśl, że ktoś odkrył moją kryjówkę nad jeziorem. I to nie byle kto… Sisily Longeran. Niegdyś wróg, a obecnie pseudoprzyjaciółka,co było równie dezorientujące, jak irytujące. Jak zresztą wszystko w ostatnimczasie.

Odkąd tydzień temu obudziłam się w łóżku Torina ze sporą luką w pamięci, wszystko stanęło na głowie. Najlepszy przykład? Sisily, zmiennokształtna, która przespała się z moim prawdziwym partnerem na moich oczach, a przy tym domagała się mojej śmierci, teraz była moją nową „najlepsząprzyjaciółką”.

Z takimiprzyjaciółmi…

– Meeerrro – przeciągnęła irytująco i opadła obok mnie. Jej wzrok na moment spoczął na niebieskiej, typograficznej okładce książki leżącej na moim udzie. – Serio? Nadal czytasz? Nie rozumiemtego.

Naprawdę nie rozumiała i to był pierwszy sygnał ostrzegawczy, że nigdy nie zostałabym przyjaciółką tejwariatki.

– Książki dosłownie mnie uratowały – przypomniałam jej. – Kiedy zginął mójtata.

Sisily zbladła. Nikt nie lubił rozmawiać o okresie, gdy prześladowano mnie w watasze. Nikt nie chciał też tego potwierdzić, bo teraz byłam związana zalfą.

Byłam partnerkąalfy.

Ten tytuł przyprawiał mnie odreszcze.

– Torin cię szuka – zmieniła temat i przeczesała dłonią mahoniowewłosy.

Wiatr wiosennego poranka rozwiewał je wokół jej ładnej twarzy. Szczerze, jakim cudem zrobiła się wiosna? Ostatnie, co pamiętałam, to zima dusząca życie wTormie.

– Jest pierdolonym alfą – warknęłam. – Gdyby chciał mnie znaleźć, z pewnością wystarczyłoby, żeby porzucił swoje ego, i wtedy trafiłby do mnie dokładnie tak jakty.

Torin próbował dawać mi czas, ponieważ nie zamierzałam się do niego zbliżać, spać w jego łóżku ani w ogóle uznawać jego istnienia, dopóki się nie dowiem, co spowodowało, że zapomniałam o tamtych dramatycznych wydarzeniach w Tormie z ostatnichlat.

Moja pamięć zdawał się mocno dziurawa, ale z tego, co udało mi się wyciągnąć od Torina, brakowało mi więcej niż kilku miesięcy. Kiedy się obudziłam, pamiętałam swoją pierwszą przemianę, odrzucenie przez Torina i nic poza tym. Ale nie to było nawet najbardziej zaskakujące. Okazało się, że to wszystko nie zdarzyło się w dwa tysiące dwudziestym roku, jak sądziłam. Nie. Podobno tuż przed przesileniem zimowym tamtego rocznika Victor, nasz były alfa, wkurzył boga zmiennokształtnych, czyli Bestię Cienia, przez co zginął, a cała Torma została uwięziona w dwuletnimletargu.

Ocknęłam się z niego razem z pozostałymi w dwa tysiące dwudziestym drugim roku, przemieniłam się po raz pierwszy i zostałam odrzucona. Pamiętałam to, ale reszta była pustką. Więc technicznie rzecz biorąc, brakowało mi dwóch lat i dwóch miesięcy. Z jednym wyjątkiem: wspomnieniem dnia pierwszej przemiany i odrzucenia przezTorina.

Jak, do kurwy nędzy, cokolwiek z tego miało sens? Nic dziwnego, że głowa mi pękała, gdy próbowałam wydobyć wspomnienia, które według mnie zostałyskradzione.

– Przypomnij mi jeszcze raz, gdzie są moja mama, Simone i Glendra – zwróciłam się do Sisily, z nadzieją, że tym razem wpadnie w pułapkę i wyjawi prawdę. – Torin wspomniał, że cała Torma była w letargu, więc jak może ich tu teraz nie być?

– To takie dziwne, że nie pamiętasz niczego z ostatnich miesięcy. – Nachyliła się z uśmiechem, jakbyśmy miałyplotkować.

Spojrzałam na nią gniewnie, z żalem, że nie mogę równie łatwo zapomnieć o jejistnieniu.

– W każdym razie – ciągnęła, nieprzejęta tym, że jej nienawidzę – twoja mama uciekła i podejrzewamy, że mieszka z jakimś nieudacznikiem w wataszeAlikta.

Trudno mi było uwierzyć, że moja mama na tyle wytrzeźwiała, żeby to zrobić, ale nie było to całkowicieniemożliwe.

– A Simone… – Sisily zmarszczyła nos. – Wyjechała zaraz po wyjściu z letargu na jakieś wakacje, które podobno planowała od lat. Nie znam szczegółów. Nigdy nie byłyśmy przyjaciółkami. Ale ma sięświetnie.

Ta część doprowadzała mnie do szału, bo Simone nigdy nie wyjechałaby na „wakacje” beze mnie. I dlaczego, do cholery, jej telefon był ciągle wyłączony? Jej rodzice zapewniali mnie, że wszystko u niej w porządku, tak samo jak Sisily. Utrzymywali, że rozmawiają z nią co kilka dni i przekazują jej moje obawy, ale Simone nie chce się kontaktować z nikim innym, bo medytuje nad swoją przyszłością. Wszyscy wmawiali mi te samerzeczy.

Które brzmiały jakbzdura.

– A Glendra zwiała zaraz po zakończeniu letargu. – W tonie Sisily pobrzmiewał smutek, dobrze się dogadywała z matką Torina. – Nie mam pojęcia dlaczego, bo gdyby Bestia Cienia chciał ją też zabić, zrobiłby to tamtejnocy.

Jej historia pokrywała się z wersją Torina. I całej Tormy. Powtarzali ją tak często, że zaczęłam się zastanawiać, czy może faktycznie nie jest jednakprawdziwa.

Bogowie, życie stałoby się o wiele prostsze, gdybym to zaakceptowała i zaczęła budować swój świat w watasze. Byłam partnerką alfy i wreszcie mogłabym się czuć komfortowo wśród zmiennokształtnych. A jednak niepotrafiłam.

– Poczułabyś się lepiej, gdybyś pozwoliła sobie na prawdziwą relację z Torinem – powiedziała Sisily, czym przerwała moje ponure myśli. – Nawet śpisz w swoim starym mieszkaniu. Słuchaj, Meero, nie możemy pozwolić, żeby partnerka alfy siedziała w takiejnorze.

Jej sposób wymawiania „Meero” sprawił, że zacisnęłamzęby.

– Och, Sissss – przedrzeźniałam ją – jesteś taką wspaniałą przyjaciółką. – Sarkazm zdawał się jedyną rzeczą na właściwym miejscu w moim życiu. – Ale lepiej, jeśli nie będę się spieszyć, dopóki nie odzyskam pamięci. Jestem pewna, że ty… i wszyscy inni… torozumiecie.

Zignorowała całkowicie moją ironię, a jej twarzpojaśniała.

– Potrzebujemy babskiego wieczoru! To jedyny sposób, żeby przypomnieć ci, jaka byłaś super. Dziewczyno, ta ponura wersja ciebie jest już naprawdęprzygnębiająca.

Super? O kim, do cholery, ta sukamówiła?

– Czy dziś nie wypada spotkaniewatah?

Śledziłam sprawy watahy, nawet jeśli z całych sił starałam się unikać Torina. Na jego widok przechodziły mnie ciarki i nieważne, jak bardzo próbowałam zaakceptować swojego prawdziwego partnera, coś tu nie grało. Instynkt podpowiadał mi, że w moich wspomnieniach czai się coś, co muszę odkryć. I to jaknajszybciej.

Moja wilczyca poruszyła się w piersi, jej moc była słaba i niewyraźna, tak jak przez cały ostatnitydzień.

– Idę się przemienić i pobiegać – powiedziałam do Sisily i podciągnęłamkoszulkę.

To był pierwszy raz od dwóch dni, kiedy moja wilczyca dała jakiekolwiek oznaki życia, i zamierzałam ją wypuścić, z nadzieją, że to doda jejenergii.

– Pobiegnę z tobą. – Sisily też zaczęła sięrozbierać.

Potrząsnęłam głową, puściwszy brzeg koszulki, i chwyciłam ją zaprzedramię.

– Chcę być sama – oznajmiłam wprost, skoro najwyraźniej nie była dobra w czytaniu międzywierszami.

Jej twarz pobladła, podczas gdy błękitne oczy pozostały twarde i iskrzące gniewem. Sądziła, że nie przejrzałam jej sztucznych uśmiechów i irytujących przezwisk, jednak ja widziałam wszystko. Nienawidziła mnie, ale chciała czerpać korzyści z przyjaźni z partnerką alfy. Sisily lubiła podtrzymywać znajomości z ważnymiosobami.

Niestety dla niej miałam bardzo dobrą pamięć. Co brzmi ironicznie, zważywszy na utratę wspomnień z ostatnich miesięcy, ale wszystko inne… kojarzyłamdoskonale.

Nigdy nie pobiegłabym z nią jako częściąwatahy.

– No dobra, to pewnie zobaczymy się wieczorem w domu – odpowiedziała z westchnieniem, po czym się odwróciła iodeszła.

Krzyżyk na drogę, jeśli o mnie chodzi. Pozbyłam się reszty ubrań, położyłam książkę i telefon na szafce i pokręciłam głową na widok daty i godziny na wyświetlaczu. Czy to dlatego moja wilczyca była taka ospała? Bo nasza pierwsza przemiana została opóźniona o dwa lata? Nie potrafiłam znaleźć lepszego wytłumaczenia, chociaż spędzałam każdą wolną chwilę na próbach jejodszukania.

Może ktoś z innych watah zdradzi mi przypadkiem jakąś nową informację. Spotkanie watah było pierwszym od czasu naszej kary krokiem na drodze do prawdziwego powrotu Tormy do świata zmiennokształtnych. Myśl, że Bestia Cienia mógł po prostu ukraść nam lata życia, była… przerażająca. Demon z naszych lęków, który zawsze wydawał się bardziej mitem niż rzeczywistością, najwyraźniej okazał się bardzo realny. W dodatku według żeńskiej części zmiennokształtnych był cholernie przystojny, a według męskiej – śmiertelnie niebezpieczny. Wataha Tormy stoczyła z nim walkę, podczas której nasz alfa zostałzabity.

To była kurewsko wielka sprawa, prawda? Więc dlaczego nic z tego nie kojarzyłam? Wszyscy inni pamiętali dzień, w którym unieruchomił nas letarg, opowiadali o strachu i żalu z powodu utraconego czasu. Równie dobrze pamiętali dzień przebudzenia i przesilenie zimowe, które nadeszło tydzień później. Ostatnie, co ja zachowałam w pamięci, to szkoła i terroryzujący mnie Jaxson, a potem dzień mojej przemiany i odrzucenia. Reszta po prostu nieistniała.

Czytałam historie o kobietach, którym ktoś dosypał coś do drinków i budziły się bez wspomnień z jednej nocy, czasem nawet kilku. Ich żal i przerażenie z powodu bezbronności w tym czasie oraz obawa, że zostały skrzywdzone lub zgwałcone, opisywane na kartach książek zdawały się wręcz namacalne. Współczułam im, a jedyną rzeczą, która trzymała mnie przy zdrowych zmysłach, było zapewnienie Torina, że jeszcze ze sobą niespaliśmy.

Nie spieszyliśmy się, gdyż kazałam mu najpierw zasłużyć na wybaczenie, co brzmiało bardziej prawdopodobnie niż jakakolwiek inna część tej historii. Przebudzenie w jego łóżku w zeszłym tygodniu było podobno dopiero drugim razem, gdy u niego nocowałam. I jednym z małych kroków w kierunku zaufania mu na nowo. Kroków, których teraz całkowicie zaprzestałam, skupiona na odzyskaniu wszystkich brakującychdni.

Ostry ból w głowie stanowił sygnał, że za mocno eksplorowałam zasoby pamięci i powinnam odpuścić. Moje wspomnienia nie chciały, żebym je szturchała, ostrzegały mnie migreną i atakami przypominającymi drgawki. Gdyby tylko odpuszczanie czegokolwiek leżało w mojej naturze. Nawet świadomość, że mogłabym wieść wygodne życie jako partnerka alfy, jeślibym po prostu to wszystko zaakceptowała i ruszyła dalej, nie wystarczała, by mnieprzekonać.

Ktokolwiek mi to zrobił, dał mi prawie wszystko, czego moje zmiennokształtne serce pragnęło, i sądził, że to wystarczy, by utrzymać mnie w ryzach. Gdyby ta manipulacja pamięcią dotyczyła kogokolwiek innego, prawdopodobnie by mu się to udało.

Kto jednak jest na tyle potężny, żeby czegoś takiego dokonać? To musiał być Bestia Cienia. I to musiało się stać, gdy Victor zostałzniszczony.

Czy zdenerwowałam Bestię, kiedy tu był? Mój język często wpędzał mnie w kłopoty i chociaż Torin zapewniał, że nigdy nawet nie rozmawiałam z bogiem zmiennokształtnych… wydawało mi się, że musiałam jednak tozrobić.

Moja wilczyca zawyła i nie walczyłam z nią, pozwoliłam przemianie nas pochłonąć. Była powolna i bolesna, czego się spodziewałam, skoro przemieniałyśmy się dopiero od kilku miesięcy. Choć niesamowite zdawało się to, że umiałam ją tak wypuścić, by nie stracić kontroli nad częścią mózgu należącą do Mery. Zyskałam tę zdolność od pierwszej przemiany, ale nadal nie miałam pojęciadlaczego.

Torin twierdził, że to dzięki naszej więzi tak szybko zyskałam kontrolę, a brzmiał przy tym tak dumnie jak wtedy, gdy mówił o rozmiarze swojego penisa, więc najwyraźniej nietrudno wywrzeć na nimwrażenie.

Stanęłyśmy na czterech łapach, a moja wilczyca zawyła ponownie, zirytowana, że znowu nienawidzę naszego alfy. W jej wilczym umyśle powinnyśmy zaakceptować naszą pozycję tutaj i być wdzięczne za tak silnego, potężnego prawdziwegopartnera.

Gdyby tylko ludzki umysł działał w ten samsposób.

Wiedziałam, że ktoś mnie okłamuje, a niemożność dotarcia do sedna sprawy, skoro wszyscy w Tormie powtarzali tę samą historię, doprowadzała mnie doszaleństwa.

To była bardzo wygodna historia, którą każde z nich opowiadało wiernie co dosłowa.

Normalnej osobie prawdopodobnie by to wystarczyło, ale mnie zdawała się wręcz wyuczona na pamięć. Dopóki więc nie odkryję prawdy, nie zaufam nikomu w tejwatasze.

Zupełnie jak za dawnych czasów. Najwyraźniej moja poprzednia rola worka treningowego watahy była tą częścią przeszłości, której miałam nigdy niezapomnieć.

II

Moja wilczyca biegła jak oszalała przez pierwsze dziesięć minut. Gdy już zaczynałam czuć odrobinę optymizmu, że odzyskuje energię, nagle się zachwiała i potknęła, aż w końcu zatrzymałyśmy się pod drzewem. Mój niepokój narastał. Próbowałam przeniknąć jej istotę w poszukiwaniu przyczyny, więc musiałam zapytać: Co siędzieje?

Zaskomlała. Gdy zagłębiłam się w więź między nami, wyczułam jej mentalną słabość. Z naszej piersi wyrwało się wycie i nie byłam pewna, która z nas je zainicjowała. Nigdy wcześniej dusza mojej wilczycy nie wydawała się bardziej odrębnym, żyjącym we mnie stworzeniem niż dziś. Ale prawdę mówiąc, przez tę głupią utratę pamięci znałam naszą więź dopiero od tygodnia. Może zawsze takbyło…?

Zaskomlałyśmy razem i ułożyłyśmy głowę na skrzyżowanych przednich łapach. Długo trwałyśmy w ponurym milczeniu, szukającspokoju.

Który nigdy nienadszedł.

Zamiast tego pojawił się ogromny wilk, prawie tak irytujący jak Sisily. Wkroczył nonszalancko w nasze pole widzenia, a ja miałam przeczucie, że obserwował mnie od dłuższego czasu, jak przystało na cholernegoprześladowcę.

Westchnęłam i się podniosłam, ale nie zmieniłam postaci, bo nie chciałam być przy nimnaga.

Lśniąca, czarna sierść wilka była dłuższa od mojej, przez co wyglądał niemal kudłato, to jednak nie umniejszało tego, jak niesamowity zdawał się nowy beta watahyTormy.

JaxsonHeathcliff.

Kiedyś był moim najlepszym przyjacielem. Nie zapomnia­łam, że przez wiele lat stanowił moją opokę, ale wszystko się zmieniło, kiedy zmarł mój ojciec. Od tamtej pory staliśmy się wrogami.

W ciągu ostatniego tygodnia widziałam go tylko dwa razy i żadne z tych spotkań nie skończyło się dobrze. Ja krzyczałam o utracie pamięci i o tym, że wszyscy coś przede mną ukrywają. On nazwał mnie szaloną, przez co wielokrotnie rozważałam rozszarpanie mugardła.

Moja wilczyca zawarczała na to wspomnienie i rozstawiła łapy w pozycji lepszej do ewentualnegoataku.

Wilk Jaxsona zignorował moją wrogość, podbiegł i mnie trącił. Tyle wystarczyło, by moja wilczyca porzuciła gniew. Odpowiedziała tym samym, chciała się bawić i hasać ze swoją watahą. To, że powstrzymywałam nas od życia w watasze, bez wątpienia pogłębiało jejmelancholię.

Nigdy wcześniej nie czułam się tak ponuro i podle, nawet w czasach, gdy doświadczałam najgorszego traktowania przez watahę. Obecne depresyjne epizody przypominały… osobną istotę i bez względu na to, jak bardzo starałam się z nich wydostać, wciągały mnie każdego dnia głębiej. Było nawet gorzej niż po śmierci ojca, bo wtedy przynajmniej wiedziałam, dlaczego doświadczałam takich emocji. Rozumiałam, że przechodzężałobę.

Dziś nie rozumiałamniczego.

Jaxson próbował mnie przewrócić, ale stłumiłam wilczycę i ponownie zawarczałam w jego stronę. Kiedy wściekły dźwięk wydobył się z mojej piersi, beta się wycofał. Byłam partnerką alfy, jednak moja moc pochodziła z pozycji Torina w watasze, a nie od mojej wilczycy. Jako beta Jaxson słuchał mnie tylko dlatego, że tego chciał, nie dlatego, że jestempotężniejsza.

Całkiem do dupy, jeśli spytacie mnie ozdanie.

W powietrzu zawirowała magiczna energia, a potem Jaxson stanął na dwóch nogach. Czarne włosy miał lekko potargane, a ciemne oczy utkwił we mnie. Podszedł bliżej, boso, reszta jego imponującej sylwetki zresztą również była naga. Wysoki i szczupły, umięśniony we wszystkich odpowiednich miejscach, ale w przeciwieństwie do poprzednich razy, gdy widziałam jego ciało, teraz czułam tylko zimną pustkę. Patrzyłam na niego jak na posąg Dawida Michała Anioła. Wyglądał kusząco, ale nie budził we mniepożądania.

Kiedy to do mnie dotarło, sama się przemieniłam, ale zadbałam o zachowanie odpowiedniej odległości międzynami.

– Czego chcesz, Jaxson?

– Jest po piątej, skarbie. Wiesz, że mamy dziś to spotkanie integracyjne. – Wydawał się zaskoczony ostrym tonem mojegogłosu.

Stopa wystrzeliła mi w jego kierunku, zanim zdążyłam pomyśleć. Prawdopodobnie zyskał lepszy widok na moją cipkę, niż powinien, gdy solidnie kopnęłam go w pierś. Poleciał do tyłu, co było… dziwne, bo nie byłam wystarczająco silna, żeby zrobić coś takiego mężczyźnie jegopostury.

– Mera! Co, do kurwy?! – krzyknął, już na nogach, bez choćby zadrapania. – Co się z tobądzieje?

– Nie wiem – warknęłam przez zaciśnięte zęby. – Wiem tylko, że wkurwia mnie, kiedy mówisz do mnie „skarbie”. Przestań.

Jego oczy pociemniały. Ich głęboka kawowa barwa przypomniała dawne czasy. Były ciepłe jak kiedyś. Część mnie życzyła sobie, żeby ktokolwiek ukradł mi wspomnienia, wrócił i zabrał też te z okresu, gdy mój najlepszy przyjaciel mnie zdradził. Może by mniej bolało, gdybym o tym niepamiętała.

– Nie możesz wiecznie wszystkich odpychać – ostrzegł mnie Jaxson.

Tak, wyzwanieprzyjęte.

– Nie chcę, żeby miprzeszkadzano.

– Trudno, księżniczko. – Skrzyżował ramiona. – Jesteś partnerką alfy, więc musisz pokazywać jedność z Torinem podczas takichwydarzeń.

– Nie jesteśmy zjednoczeni. – Zacisnęłam zęby tak mocno, że mogłypopękać.

Było jasne, że Jaxson przyszedł tu w jednym celu: upewnić się, że nasza wataha nie będzie wyglądać na słabą. To oczywiście zadanie bety, ale gdyby Torin okazał się godnym partnerem, sam by tu przylazł i sam załatwiał swojesprawy.

Nie umiałam szanować alfy, który kazał innym toczyć swoje bitwy.

– Proszę, Mera – przekonywał Jaxson. – Powrót do życia w watasze dobrze ci zrobi. Może to pomoże pobudzić twoją pamięć. I przypomnieć ci szczęśliwszeczasy.

W pierwszym odruchu zamierzałam warknąć, że nie mia­łam żadnych „szczęśliwych czasów” w tej watasze. Odkąd pamiętam, chciałam uciec z Tormy, ale jakoś w tym okresie, którego brakowało w moich wspomnieniach, odeszli stąd wszyscy, na których mi zależało, tylko ja nadal tu byłam.

Czy zostałam z jakiejś przyczyny? Dlaczego nie wyjecha­łam z Simone? Czy to z tego powodu nie chciała teraz ze mną rozmawiać?

To wszystko po prostu bolało, a ja pragnęłam, żeby przestało. Prawdę mówiąc, Jaxson miał rację w jednej kwestii: moja postawa jedynie pogłębiała przepaść między mną a resztą Tormy.

Może spróbowanie czegoś nowego wyciągnie mnie z tego mrocznego nastroju. Książki maskowały ból, ale w głębi duszy byłam zraniona. Potrzeba odkrycia dlaczego i przez kogo niemal mnieniszczyła.

– W porządku – powiedziałam cicho. – Będę dzisiaj i postaram się bardziej zintegrować zwatahą.

Te słowa smakowały gorzko na języku, ale zanim zdążyłam zakwestionować swój nowy plan, wezwałam wilczycę, by się przemienić. Tylko że ona nie wypłynęła na powierzchnię, zamiast tego zapadła się tak głęboko, że ledwo ją czułam. Wiedziałam, że oczy mam szeroko otwarte w panice, kiedy podniosłam wzrok naJaxsona.

Zrobił krok w moją stronę, jego mina wyrażała troskę, gdy lustrował mniespojrzeniem.

– Co się dzieje, Mero? Co jest nietak?

Czy powinnam mu się zwierzyć? Naprawdę zwierzyć? Nie miałam tu nikogo innego do rozmowy, a Jaxson przynajmniej kiedyś był moim dobrym przyjacielem, co jednak nie przekreślało lat, kiedy zachowywał się jak dupek. Poczułam sięzdesperowana.

– Sądzę, że Bestia Cienia coś mizrobił.

Skrzywił się i stało się jasne, że to ostatnia rzecz, jaką spodziewał sięusłyszeć.

– O co chodzi? Kiedy widziałaś BestięCienia?

– Wiesz, że nie pamiętam czasu, gdy nas wszystkich ukarał, ale musiałam tam być, prawda? – Westchnęłam. – Wszyscy mówiliście, że tam byłam. Co, jeśli go wtedy czymś zdenerwowałam, a to jest dodatkowakara?

– Byłaś tam, ale nawet się do niego nie zbliżyłaś. – Jaxson pokręcił głową. – Victor został ukarany pierwszy, a resztę z nas unieruchomił, bo nie mógł się nami „zająć”, jak to ujął. Nawet przez sekundę nie zwrócił uwagi na ciebie, Mero.

– Kto inny miałby moc, żeby zabrać mi wspomnienia? – warknęłam. – Jestem, do cholery, zmiennokształtną! Leczymy urazy głowy, więc to musi być magia! – Zamilkłam, zdawszy sobie sprawę, że po raz pierwszy usłyszałam nową informację. – Co miałeś na myśli, gdy powiedziałeś: „zająć się nami”? Czy zajął się nami w jakiś inny sposób poza wywołaniem letargu?

– Właściwie nie. – Jaxson zamrugał, a następnie wzruszył ramionami. – I dopóki nie wspomniałaś o tym teraz, nawet się nad tym niezastanawiałem…

– Co, jeśli to mną się zajął? Co, jeśli chodziło o mnie? – Zaczęłam głośno oddychać, głos mi nienaturalnieświszczał.

Jaxson wyciągnął rękę, ale się odsunęłam, nie chciałam byćdotykana.

– Mera – powiedział i znów pokręcił głową. – Myślę, że powinnaś się uspokoić. Nie wiem, czemu tak się tym stresujesz. Nawet jeśli straciłaś kilka miesięcy, co to za różnica? To sześćdziesiąt dni. Nic się w tym czasie istotnego nie wydarzyło, poza połączeniem z Torinem, a przed tobą cała przyszłość z nim. Jeśli to była jedyna kara, bądź wdzięczna i idźdalej.

– Wiesz, że nie mogę. Nieważne, o ile prostsze stałoby się życie, nie umiem tego tak zostawić. Ktoś mnie okradł, a ja chcę odzyskać te pieprzonewspomnienia.

Zrobił kolejny krok do przodu, a ja walczyłam z chęcią, by zasłonić się ramionami. Nigdy wcześniej nie czułam się dziwnie przy nagich mężczyznach, zmiennokształtni zawsze byli w różnych stadiach rozebrania, ale odkąd „obudziłam się” w łóżku Torina, unikałam przebywania przy gołych przedstawicielach płcimęskiej.

Wydawałam się wtedy sobienielojalna.

Ale wobec kogo? Na pewno nie wobec mojego „partnera”, skoro najsilniejszą emocją, jaką do niego żywiłam, byłanienawiść.

– Dlaczego nienawidzęTorina?

To pytanie zostało skierowane bardziej do mnie samej niż do Jaxsona, ale i takodpowiedział.

– Pomijam lata, gdy nie traktowaliśmy cię właściwie… – zaczął, wiercąc się niespokojnie. – Odrzucenie prawdziwego partnera to prawie niewybaczalna zbrodnia. Torin ma sporo do nadrobienia, jeśli chce być ciebie godny. – Westchnął, wpatrzony w otaczający nas las. – Prawdopodobnie nie pamiętasz, ale gdy się dowiedziałem, że to on jest twoim prawdziwym partnerem, nie przyjąłem tego dobrze. Myślałem, że to będę ja. Miałem nadzieję, że to będę ja. Wtedy nikt nie mógłby nas rozdzielić, nawet mójojciec…

– Ciągle robisz te małe aluzje – przerwałam mu i gorzko się roześmiałam. – Sugerujesz, że Dean Heathcliff stał się jedynym powodem, dla którego przestaliśmy być najlepszymi przyjaciółmi. Nie jesteś już szczenięciem! Przyznaj się do swoich porażek, Jax! Traktowałeś mnie jak gówno. Krzywdziłeś mnie, ignorowałeś i znęcałeś się nade mną. Dean, ten zły skurwysyn, nie był dla mnie ważny. Ty byłeś. I ty mniezawiodłeś.

Przeklął tak głośno, że dźwięk odbił się echem po lesie i wrócił donas.

– Byłem cholernym dzieciakiem! Mój ojciec jest brutalnym, bezlitosnym człowiekiem. Robiłem, co mogłem. Kiedy ja cię dręczyłem, to przynajmniej on tego nie robił, a uwierz mi, jego cios jest dużo, kurwa, mocniejszy niżmój.

Następna pretensja zamarła mi na języku. Słyszałam wiele plotek o tym, jak Dean traktuje swoją rodzinę, ale to pierwszy raz, gdy Jaxson powiedział o tym tak otwarcie. Mimo to minęło zbyt wiele lat. Wydarzyło się zbyt wiele krzywd. Mój ból został głębokozakorzeniony.

– Powinieneś był znaleźć lepszy sposób – powiedziałam cicho, mój głos wibrował od bólu, który zawsze czaił się tuż pod powierzchnią. – Mogliśmy to zrobić razem. Gdybym wiedziała, co się z tobą dzieje, próbowałabym zrozumieć. Odciąłeś się ode mnie na wszystkie możliwe sposoby i tego nie umiem ciwybaczyć.

Odwróciłam się, by odejść. Czekał mnie długi marsz z powrotem bez pomocy mojejwilczycy.

– Mera! – zawołał Jaxson, a ja się zatrzymałam, ale nie odwróciłam. – Wróćmy do tego, co było między nami kiedyś, proszę. Wiem, że czujesz się zraniona, ale wiem też, że potrafisz znaleźć w sobie siłę, by miprzebaczyć.

Jego słowa paliły moją duszę jakkwas.

– Przepraszam, Jax. – Nadal stałam do niego tyłem. – Nie znasz mnie tak dobrze, jak ci się wydaje. Nie jestem już typem osoby, która wybacza izapomina.

Jużnie.

Tym razem, gdy odchodziłam, nie próbował mnie zatrzymać.

III

Kiedy dotarłam do swojego mieszkania, przebrałam się w jedyną w miarę przyzwoitą kreację i wróciłam na teren watahy. Przyjęcie było już w pełnym rozkwicie. Dom Torina wypełnili alfowie z wielu innych watah, a także spora grupa samotnych zmiennokształtnych, którzy liczyli na znalezienie tej nocy prawdziwegopartnera.

Gdyby tylkowiedzieli.

Mimo mojej niechęci do wszystkiego, co wiązało się z byciem partnerką alfy, Torin przydzielił mi kilka zadań związanych z tym małym przyjęciem. Większość z nich miała polegać na kontaktach w sprawie listy gości, dekoracji czy jedzenia z moimi odpowiedniczkami z innych watah. Oczywiście zignorowałam jego polecenia. Nie wiedziałam, kto przejął moje obowiązki. Pewnie Sisily. Wyczuwałam, że wciąż rżnie się z moim partnerem… Och, przepraszam, zaspokaja jego potrzeby, skoro partnerka go zaniedbuje. Naprawdę nie czułam z tego powoduzłości.

Dopóki ktoś zajmował jego uwagę, nie musiałam tego robićja.

Srebrna sukienka z cekinami wirowała wokół nudnych srebrnych szpilek, gdy szłam po schodach do sali balowej. Pomieszczenie tonęło w delikatnym świetle, przystrojone girlandami lampek na górze i świecami na poziomie podłogi. Wszystko urządzono ze smakiem, w złoto-srebrnejtonacji.

W wieloczęściowych oknach rozsunięto ciężkie złote zasłony, tak by zapewnić wspaniały widok na tereny watahy oraz przestrzeń na zewnątrz, gdzie też mieli się gromadzić goście. To było spotkanie dekady i tej nocy spodziewaliśmy się takiej liczby osób, że nie wszyscy zmieszczą się nawet w naszej ogromnej salibalowej.

– Mero – odezwał się Torin, pojawiwszy się u podnóża schodów w idealnie skrojonym czarnym smokingu. Przeczesał dłonią ciemne włosy i pokiwał głową, gdy jego pełne zachwytu spojrzenie spotkało się z moim. – Wyglądasz absolutnieoszałamiająco.

Zmusiłam się do uśmiechu i zerknęłam na swoją kreację. Sukienka należała do mojej matki. Wisiała w szafie nieużywana, odkąd zabito mi ojca, bo od tego czasu kobieta nie miała już gdzie chodzić na bale czy przyjęcia. Skromnie skrojona, na wąskich ramiączkach i z dłuższym tyłem była niezbyt w moim stylu, ale na tę okazję sięnadawała.

– Dziękuję – powiedziałam. Marzyłam, żeby przestał patrzeć na mnie w ten sposób. Mimo więzi, którą między nami czułam, jego gorące spojrzenie sprawiało, że skóra mnieświerzbiła.

– Gotowa? – zapytał i wyciągnął do mnierękę.

Nie chciałam jej przyjąć, ale słowa Jaxsona odbijały się echem w mojej głowie, a co gorsza, sam beta stał po drugiej stronie sali i obserwował mnie równie uważnie jak Torin. Obaj potrzebowali, żebym tej nocy odegrała swoją rolę, pokazała silny, zjednoczony front. Postanowiłam dać z siebie jakieś trzydzieściprocent.

– Dotknij mnie gdziekolwiek poza dłonią – mruknęłam do Torina z ustami rozciągniętymi w fałszywym uśmiechu – a sprawię, że zapragniesz odrzucić mnieponownie.

Skrzywił się, przełknął ciężko, ale nie protestował, tylko ujął moją dłoń w swoją znacznie większą. Zmusiłam się, by utrzymać uśmiech na twarzy, nawet kiedy przez myśl przemknęła mi wizja zdjęcia buta i przebicia Torinowi klatki piersiowejobcasem.

Bez wątpienia potrzebowałam pomocy w radzeniu sobie z gniewem. Ale winę za to ponosiła wataha. W końcu zbierali to, cozasiali.

Gdy wyszliśmy na parkiet, wiele spojrzeń zwróciło się w naszą stronę, zebrani kiwali nam z szacunkiem głowami. Nie panował tu jeszcze tłok, więc przez salę kroczyliśmy bez przeszkód. Niestety, dało to Torinowi okazję dorozmowy.

– Kiedy zamierzasz przestać być dziewicą? – zapytał bez ogródek i dość niegrzecznie, bo to ani odpowiedni czas, ani właściwe miejsce na rozmowę oseksie.

Ale hej, nie jestem nieśmiała, więc skoro chciał to roztrząsać właśnie teraz, czekała go szczeraodpowiedź.

– Nigdy nie oddam swojego ciała zmiennokształtnemu, dopóki nie uznam, że jest tego godny – rzuciłam równie bezpośrednio jak alfa. Otworzył usta, ale nie dopuściłam go do głosu. – I to nie tak, że uważam się za lepszą od innych. Mam jednak dłoń i wibrator, więc jeśli chodzi o orgazmy, sprawa jest załatwiona. A w seksie… potrzebuję więzi i połączenia. Wzajemnego szacunku. I naprawdę nie sądzę, że to zbytwiele.

Szarpnął głową i rozejrzał się nerwowo w obawie, że inni zmiennokształtni mogli usłyszeć moje słowa. Najwyraźniej chciał jednak zachować tę osobistą sprawę w tajemnicy, tylko że to on poruszył tutaj tentemat.

Zjeb!

– Zawsze musisz ze wszystkim walczyć – powiedział w końcu, upewniwszy się, że nikt nas nie podsłucha. – Nawet gdy byliśmy dziećmi, nigdy nie umiałaś odpuścić. Ciągle szukałaś guza. Wtykałaś nos w nie swoje sprawy, co najwyraźniej jest waszą cechą rodzinną. Twojego ojca wpędziło to w kłopoty i nie chcę, żebyś poszła tą samą drogą. Jesteśmy partnerami. To się nie zmieni. Po prostu muszę czuć z tobą głębsząwięź.

Tłumaczenie: mój kutas potrzebuje głębszego kontaktu z tobą. Przewróciłamoczami.

Ważniejsza od jego biednego „zaniedbanego” kutasa była wzmianka o moim ojcu. Lockhart Callahan zniszczył mi życie napaścią na alfę Victora. Za tę zbrodnię został stracony. Ale przynajmniej jego kara skończyła się od razu, w przeciwieństwie do tej wymierzonej mnie i mojejmatce.

– Powiedz mi, co sprawiło, że mój ojciec zaatakował Victora – rzuciłamnagle.

Przez lata nigdy nie kwestionowałam wydarzeń z tamtego dnia. Raz, gdy byłam młodsza, zapytałam o to Jaxsona i Torina, a oni zamknięciem w celi więziennej na dwa dni skutecznie zniechęcili mnie do ponownego podejmowania tego tematu. Prawie umarłam tam z odwodnienia, bo wtedy nie umiałam jeszcze przywołać swojejwilczycy.

Moja nienawiść do nich naprawdę nie powinna ichdziwić.

– Musisz przestać grzebać w przeszłości, Mero. – Torin zbladł. – Po prostu musisz. Nawet ja nie wiem, co się stało. I jestem prawie pewien, że jedyni zmiennokształtni, którzy wiedzieli, już nie żyją. Cokolwiek było między Lockhartem a moim ojcem, umarło razem z nimi. Zostawmyto.

– Oczywiście, kochanie. Jak sobie życzysz. – Moje usta wykrzywiły się w najbardziej sztucznym uśmiechu tegowieczoru.

Torin miał szczęście, że byłam zbyt leniwa, by sięgnąć po but. Bo ta przelotna myśl, którą miałam wcześniej, właśnie zmieniała się wpragnienie.

W tym momencie przybyła część gości, więc nasza rozmowa została przerwana, a my skupiliśmy się na witaniu przybyłych. Reszta wieczoru upłynęła na nieustannym poznawaniu się i gadaniu o pierdołach związanych z watahą. To, jak często żałowałam, że nie przemyciłam tu książki, by móc się skryć i poczytać w kącie, dorównywało liczbie sytuacji, gdy musiałam się zachwycać Torinem i udawać, że jest on kolejnym wcieleniem Bestii Cienia, skoro „uratował nas” z mrokówkary.

Uroczo, że nikt nie wspomniał o tym, iż to Victor tę karę sprowokował. Najwyraźniej tylko Callahanowie mieli być potępiani za grzechyojca.

Nastrój mi się poprawił, kiedy odkryto pięć więzi prawdziwych partnerów, w tym jedną na moich oczach – między dwiema kobietami z watah z Kalifornii Południowej i Północnej. Były tak blisko siebie przez cały ten czas i nie wiedziały. Podobało mi się, że więź prawdziwych partnerów nie zna płci ani rasy i naprawdę stawia na to, kto najlepiej pasuje do twojej duszy. Przynajmniej miałam nadzieję, że wciąż tak jest. Torin i ja musieliśmy być wyjątkiem, prawda? Kiedyś całą sobą wierzyłam w magię tych więzi i nie mogłam całkiem tego porzucić, nawetteraz.

W połowie wieczoru wymówiłam się potrzebą skorzystania z łazienki, a kiedy z niej wyszłam, nie kłopotałam się już szukaniem Torina. Zamiast tego postanowiłam wyjść na zewnątrz, by zaczerpnąć świeżegopowietrza.

Gdy chłodna bryza musnęła mi twarz, zniknęła część napięcia dławiącego mojego ducha. Zamknęłam oczy i cieszyłam się chwilą spokoju. Zmiennokształtnego wyczułam sekundę przed uniesieniem powiek, przez co ledwo uniknęłam zderzenia znim.

– Przepraszam! – rzuciłam pospiesznie i cofnęłam się o krok przed wysokim mężczyzną, który nie należał do watahyTormy.

Miał ciemną skórę i takie tęczówki, wyglądał na osobę pochodzenia azjatyckiego. Mógł być alfą lub betą którejkolwiek z watah, a ponieważ nie poświęciłam czasu na poznanie wszystkich przywódców, musiałam wyciągnąć to od niego podczasrozmowy.

– Proszę wybaczyć – odezwał się głębokim, przyjemnym głosem. – Nie mówię poangielsku.

Wgapiłam się wniego.

– Właśnie mówi pan perfekcyjnym angielskim – zauważyłam i aż uniosłam brwi ze zdziwienia. – Uznałabym, że to pański językojczysty.

Oczy mu się rozszerzyły, a w ich głębi dostrzegłam niepokój, poczułam też, jak zmienia się energia jego wilka. Najwyraźniej powiedziałam cośirytującego.

– W jaką grę pani gra? – warknął wkońcu.

Teraz to ja przyjęłam postawę obronną, ale w przeciwieństwie do jego wilka moja ospała wilczyca ledwo sięruszyła.

– Nie gram w żadne gry, proszę pana. Po prostu komentuję. A teraz przepraszam, szukam chwilisamotności.

Odwróciłam się i odeszłam, tylko raz zerknęłam za siebie. Zobaczyłam, że patrzy za mną z podejrzliwością wymalowaną na twarzy. Poważnie, to było jedno z najdziwniejszych zdarzeń w moim życiu, ale miałam już zbyt wiele na głowie, by się tym dłużejprzejmować.

– Mera!

Okrzyk zatrzymał mnie, zanim dotarłam między drzewa. Zacisnęłam zęby, niezdolna dłużej utrzymać fałszywego uśmiechu. Odwróciłam się i czekałam, aż Jaxson zakłóci mi spokój po raz drugi tegodnia.

– Czy ty właśnie rozmawiałaś z alfą Daiem? – zapytał, gdy do mniepodbiegł.

– Alfa Dai? – Spojrzałam ponad jego ramieniem w miejsce, gdzie stał tamtenmężczyzna.

– Tak. – Jaxson skinął głową. – Jest z Tokio, odwiedza Amerykę z kilkoma członkami swojej watahy. Zdziwiło mnie to, bo on nie mówi po angielsku, a wiem, że ty w szkole japońskioblałaś.

– Mówił perfekcyjnie po angielsku. Jeśli to jakiś wasz wspólny żart, to naprawdę kiepski. – Zmrużyłam oczy i próbowałam uporządkować swojezdezorientowanie.

Jaxson się nie uśmiechnął ani nie zaśmiał. Mogłabym przysiąc, że był równie skołowany jakja.

– Żadnych żartów, Mero. Facet potrzebuje tłumacza za każdym razem, gdy pojawia się na takichspotkaniach.

Wyciągnął telefon i po kilku kliknięciach pokazał mi akta alfy. Przewijał dane dotyczące wielu watah i poszczególnych ich członków, aż wreszcie zatrzymał się na sekcji międzynarodowej. Rzeczywiście, czarno na białym miał napisane: Alfa Dai, wymagatłumacza.

– Eee… – Co miałam na to powiedzieć? – Może to nie był on. To znaczy, nie ma innego racjonalnego wyjaśnienia, prawda? Chyba że nauczyłam się japońskiego w ciągu tych dwóch miesięcy, których nie pamiętam, i to w sekrecie przedwszystkimi.

Stwierdziłam to z sarkazmem, ale Jaxson nawet się nie uśmiechnął. Podniósł telefon, wcisnął kilka przycisków i usłyszałam dźwięk wybierania numeru. Po drugiej stronie znajomy głos odpowiedział szorstkim: „Czego?”.

– Coś jest nie tak z Merą – rzucił Jaxson do Torina. – Wyjdź na zewnątrz i przyprowadź ze sobą alfęDaia.

Gdy się rozłączył, ledwo powstrzymałam chęć ucieczki, zanim mój partner kretyn się tu pojawi. Ta mała część mnie, ciekawa, czy to wszystko nie jest jakimś nieporozumieniem, powstrzymała mnie przed zwianiemstąd.

Czekaliśmy z Jaxsonem w niezręcznej ciszy. Kilka razy próbował ją przerwać pieprzeniem o niczym, ale ignorowałam go, zapatrzona w domwatahy.

Gdy tylko Torin i alfa Dai wyszli, ruszyłam w ichstronę.

– Wszystko w porządku? – zapytał Torin z troską w głosie. – Chyba zabiję Jaxsona, jeśli nie przestanie serwować mi tych tajemniczych wiadomości o mojejpartnerce.

Kiedy objął mnie ramieniem i przyciągnął bliżej, próbowałam zrozumieć, dlaczego jego dotyk jest tak odrażający. Torin dawał mi wszystko, czego kiedykolwiek pragnęłam – prawdziwą watahę i życie rodzinne… a jednak czułam, że to tak bardzo nie wporządku.

Pochyliłam się do przodu, by jego ramię zsunęło się ze mnie, i uśmiechnęłam się do alfyDaia.

– Czy chwilę temu rozmawiał pan ze mną poangielsku?

Alfa przechylił głowę i znów wyglądał naskonsternowanego.

– Mówi pani po japońsku – odezwał się w tym, co brzmiało jak perfekcyjnyangielski.

Postanowiłam zmienić taktykę i zwróciłam się do Jaxsona, którego mimo wszystko wciąż tolerowałam bardziej niżTorina.

– Czy mówiłam pojapońsku?

– Tak, dla mnie tak to brzmiało – potwierdziłJaxson.

– Widzisz – powiedziałam i się odwróciłam, ale zaraz potrząsnęłam głową i zerknęłam z ukosa na mojego najstarszego przyjaciela. – Przepraszam, co? Mówiłam pojapońsku?

Znałam japoński? Naprawdę nauczyłam się go podczas tych dwóch miesięcy, których nie pamiętam? Gdy próbowałam zgłębić tę myśl, znajomy ostry ból w głowie ukłuł mocniej niżzwykle.

– Jak to możliwe? – wymamrotałam zaćmiona bólem. – Miałam jeden semestr w szkole! Mój japoński ogranicza się do Konnichiwai Ohayougozaimasu!

Alfa Daizamrugał.

– Kiedy to powiedziałaś, brzmiałaś jak Amerykanka próbująca kaleczyć mój język, ale wcześniej mówiłaś do mnie perfekcyjną japońszczyzną. Jakby to był twój ojczystyjęzyk.

– Nie. – Potrząsnęłam głową. – Nie, przepraszam, ale tego nieogarniam.

Zanim ktokolwiek zdążył to skomentować, odwróciłam się na pięcie i pobiegłam między drzewa, bo desperacko potrzebowałam stąduciec.

– Mera! – ryknął za mną Torin, ale nawet się nieodwróciłam.

Jedyną zaletą dzisiejszego wydarzenia było to, że Torin musiał być na nim obecny i rozmawiać ze wszystkimi alfami. Zwłaszcza że był świeży w tej roli, a my bardziej niż kiedykolwiek potrzebowaliśmy umocnić swoją pozycję w hierarchii watah i nawiązać noweprzyjaźnie.

Obowiązki przede wszystkim. Co mnie dawało dokładnie to, czego pragnęłam – czas naucieczkę.

Ktoś jednak ruszył za mną, słyszałam trzask krzaków i drzew, gdy przedzierałam się przezlas.

Mimo to wciąż się nieodwróciłam.

Jeśli mnie chcieli, musieli najpierwzłapać.

IV

Po kilku minutach biegu z pełną prędkością i bez zastanawiania się nad kierunkiem czy celem moja wilczyca w końcu się pojawiła, by użyczyć mi swoich szybkości i siły. Natychmiast pozbyłam się szpilek i zatrzymałam się na moment, by oderwać trensukni.

Teraz pędziłam z wiatrem, księżyc oświetlał mi drogę, a gdy odchyliłam głowę do tyłu, z mojej piersi wyrwało sięwycie.

Były dni, że za nic nie oddałabym tego daru posiadania wilczej duszy i nadprzyrodzonychzdolności.

– Mera!

Dlaczego, do cholery, Jaxson ciągle wykrzykiwał moje imię? I zawsze tym rozkazującym tonem. Na jego nieszczęście skończyłam już z wykonywaniem czyichkolwiek rozkazów. Nawet tych wydawanychbezgłośnie.

Biegłam szybciej. Jeszczeszybciej.

Drzewa migały, a ja uwalniałam się od niepokoju i stresu, które pożerały mnie od wieludni.

Żyłam tak już zdecydowanie za długo, złamana, brnąc przez ciemność w mojej głowie. Musiałam się z tego wyrwać. Musiałam być… kimświęcej?

W myślach zaczęły mi się formować słowa, bardzo znajome, a kiedy nabierały formy, widziałam to, jakby ktoś zapisywał je dosłownie przed moimnosem.

Z ciemnościfeni…

Ból uderzył mocniej niż kiedykolwiek wcześniej. Tym razem nie byłam na niego przygotowana, więc potknęłam się o własne nogi, gdy mój mózg gwałtownie eksplodował. Uderzenie w drzewo z taką prędkością wyrzuciło mnie w powietrze, a następnie stoczyłam się po małejskarpie.

Kiedy w końcu się zatrzymałam, byłam zakrwawiona i poobijana; sukienka zmieniła się wstrzępy.

– Mera, kurwa, wszystko w porządku? – Gdzieś nad sobą usłyszałam głosJaxsona.

Oczywiście nie mogłam bety zobaczyć, bo byłam zbyt zajęta próbą podniesienia się z gałęzi, która przebiła moje praweramię.

– Nie ruszaj się – powiedział. – Za piętnaście sekund będę na dole i cipomogę.

Ten drań rzeczywiście pojawił się dokładnie po piętnastu sekundach i pomógł mi uwolnić się od drzewa. Bolało jak skurwysyn, ledwo powstrzymałam krzyk, czekając, aż zadziała leczenie zmiennokształtnych i cierpienieustąpi.

– Co ci, do chuja, strzeliło do głowy? – warknął Jaxson, choć brzmiało to mniej imponująco, niż pamiętałam. – Jesteś zmiennokształtną, ale to nie znaczy, że jesteś niezniszczalna. Możesz zginąć, Mera, i co mamy wtedy nibyzrobić?

– Świętować – prychnęłam pogardliwie. – Od lat próbujecie mnie zabić, powinniście być wdzięczni, że sama się wykańczam. To może się okazać jedynym sposobem, w jaki uda się wam toosiągnąć.

Rana na ramieniu wreszcie zaczęła się zrastać, co najwyraźniej sprawiło, że Jaxson poczuł się uprawniony, by mnąpotrząsnąć.

– Mera, to nie są żarty. Jesteś ważna dla wielu osób i proszę, żebyś przestała się zachowywać jak wariatka choć przez minutę. Pragnę, żebyś o siebiedbała.

– Jeśli jestem taka cholernie ważna, to gdzie jest moja matka? Gdzie Simone? – Jego słowa coś we mnie przełamały. – Serio chcesz mi wmówić, że obie zniknęły tuż po tym, gdy w końcu uwolniliśmy się od kary? Co za idiota by w to uwierzył? To nawet nie jest sensowna przykrywka. Po pierwsze, moja matka jest spłukana i ciągle pijana. Po drugie, z Simone planowałyśmy razem opuścićTormę.

– Tak, ale teraz jesteś partnerką alfy – powiedział Jaxson. – Nie możesz odejść, a ona ma marzenia, które ciebie nieobejmują.

To zabolało bardziej niż gałąź przebijającaramię.

To znaczy, nie byłam na tyle zapatrzona w siebie, wiedziałam, że Simone ma własne życie, beze mnie. Po prostu coś mi nie pasowało w tym, że stała się nagle całkowicienieosiągalna.

– Nie wytrzymałaby tak długo bez kontaktu ze mną – stwierdziłam w końcu. – Na pewno by nie wytrzymała. Dzwoniłam dziesiątki razy i wysłałam tyle samo wiadomości, ale ona nigdy nie odpowiedziała. A wiesz, jak kocha swój telefon. Nigdy się z nim nierozstaje!

– To rzeczywiście cię niepokoi, prawda?

Jaxson wreszcie usłyszał to, co do niego mówię. Kurwa, miałam ochotę walnąć go w tę głupiątwarz.

– Oczywiście, że tak. Żartujesz sobie teraz zemnie?

Zignorował pytanie, pokiwał kilka razy głową, jakby to sobie w niejukładał.

– Jutro porozmawiam z jej rodzicami i zapytam, jak się z nią kontaktują. Ma obowiązek być dla nas dostępna, więc to nie będzie dziwna prośba. Co ty nato?

– Brzmi, jakbyś traktował mnie protekcjonalnie. – Miałam ochotę warknąć. – Żywię jednak nikłą nadzieję, że odkryjesz coś ważnego, więc byłabym naprawdę wdzięczna, gdybyś postarał się jąodnaleźć.

Jeśli Simone po prostu się upiła i zaszyła na Bora Bora z jakimś facetem czy kobietą, sama wyśmieję swoją paranoję i jednocześnie się ucieszę , że dziewczyna żyje. Ale dopóki nie będę tego pewna, nie przestanę sięmartwić.

– A twoja matka… – zaczął Jaxson, chociaż ja już o niej zapomniałam. Nie żeby jej nieobecność nie była niepokojąca, tylko że to właściwie stały element mojej codzienności. – Torin nie radzi sobie najlepiej ze śledzeniem zmiennokształtnych, którzy opuszczają Tormę, ale według ostatnich informacji Lucinda dostała pozwolenie na wyjazd z alfą Shawem z watahy Alikta w Idaho. Jestem pewien, że wróci, gdy ten się niąznudzi.

– Tak, to do niej podobne – prychnęłam i wzruszyłam ramionami, bo nareszcie ostatnie rany się zagoiły i mogłam tozrobić.

Uzyskanie pozwolenia na opuszczenie Tormy stało się o wiele łatwiejsze za rządów Torina niż Victora. Oczywiście, z moim szczęściem, dla mnie było już na to za późno. Zwłaszcza że zostałam cholerną partnerkąalfy.

– Chodź – powiedział Jaxson i złapał mnie za rękę, żeby wyciągnąć z wąwozu, ale nie potrzebowałam jego pomocy, więc sięwyrwałam.

Kiedy wydostaliśmy się z jaru i wróciliśmy na główną ścieżkę, pytania bez odpowiedzi kotłowały się w mojej głowie mocniej niż kiedykolwiek. Co sprawiło, że mózg mi niemal eksplodował, a ja aż wpadłam do wąwozu? Co to był za napis, który widziałam wewspomnieniach?

Spróbowałam ponownie o nim pomyśleć, ale zanim dotarłam choćby do trzeciego słowa, ból uderzył we mnie niczym młotem. Przyciskałam dłonie do skroni, oddychając przez kłujące uczucie, i zdołałam się zrelaksować dopiero, gdy ból zniknął. A zniknął wtedy, gdy przestałam próbować przypomnieć sobie całezdanie.

Wyglądało na to, że te słowa łączą się z brakującymi częściami mojego życia. Ktoś bardzo nie chciał, żebym je odkryła, ale jedyne, co przez to osiągnął, to rozbudzenie we mnie potrzeby rozwikłania tejzagadki.

Ktoś musiał znać prawdę. Jeśli nie Torin, to w Tormie było mnóstwo innych zmiennokształtnych, a mój mózg nie da mi spokoju, dopóki nie przepytam każdego członkawatahy.

– Znowu to robisz – wtrącił Jaxson, czym przerwał moje rozważania. – Zatracasz się w swoich myślach. Przez dwadzieścia lat naszej przyjaźni nigdy nie widziałem ciętakiej.

Zmusiłam się do skupienia na jego wypowiedzi. Dwadzieścia lat? Tak, jasne, stary. Raczej dziesięć, bo potem zostaliśmy zaprzysięgłymiwrogami.

– Skradziono mi wspomnienia – wycedziłam. – Nie mogę odpuścić, Jax. Rozumiem, że kazałeś mi cieszyć się błogosławieństwem i prestiżową pozycją w watasze, aleto…

– Nie w twoim stylu – dokończył za mnie. – Tak, wiem. I… sądzę, że najlepiej będzie, jeśli przestanę ci przeszkadzać i zacznę pomagać. Może razem odkryjemy, co spowodowało twoją utratę pamięci, i wreszcie będziesz szczęśliwa. Chcesz, żebym porozmawiał z każdym członkiem watahy, którego spotkam, i sprawdził, czy ktoś pamięta cokolwiek nietypowego, co wydarzyło się wokół ciebie w ostatnichmiesiącach?

To, że w końcu postanowił mnie wesprzeć, dało mi poczucie przynależności do watahy. Ale w momencie gdy o tym pomyślałam, dziwne pulsowanie uderzyło w moją pierś, a zaraz potem poczułam swędzenie dłoni. Połączenie tych dwóch doznań było tak osobliwe, że aż się zatrzymałam i zapatrzyłam w swoją wolną od jakichkolwiek widocznych zmian rękę. Jakby łaziły po niej robaki, choć nic na niej niedostrzegałam.

– Wszystko w porządku? – zapytał Jaxson, zauważywszy moje kolejnezdezorientowanie.

– Nie jestem pewna… – Potrząsnęłam głową. – Po prostu… Twoje wsparcie wywołało we mnie uczucie prawdziwej przynależności do watahy. – Gorzki śmiech wydobył się ze mnie z oczywistych powodów. – Jednocześnie poczułam też nienaturalne uczucie w piersi, a moja dłoń strasznieswędzi.

Wypowiedziane na głos zabrzmiało to jeszcze głupiej, aż przez moment rozważałam, czy nie powinnam się w końcu nauczyć trzymać dziwnych myśli w głowie, tam gdzie ichmiejsce.

– Jesteś moją watahą, Mera. – Jaxson położył mi ciężką rękę na ramieniu. – Zawsze nią byłaś, a gdyby los nie okazał się taką suką, zostałabyś też moją partnerką. Popełniłem tyle cholernych błędów w tym, jak cię traktowałem, ale przysięgam, że mój kretyński nastoletni mózg sądził, że w pewien sposób chronię cię przed moimojcem.

Strząsnęłam jegodłoń.

– Czemu nie zabiłeś Deana? Po tym wszystkim, co ci zrobił. – I mnie, jeśli mam być szczera. Właściwie… – Ja powinnam zabić Deana. Jestem prawie pewna, że musi zginąć dla przyszłego bezpieczeństwa zarówno mojego, jak i innych członkówwatahy.

– To prawda, ale dobrze wiesz, że nie możesz go zabić bez powodu. Połowa watahy obróci się przeciwko tobie. – Jaxson potrząsnął głową i popchnął mnie lekko, żebym szładalej.

– Mogłabym gowyzwać.

Znów mnie popchnął. Jeśli zrobi to jeszcze raz, przećwiczę swoje umiejętności mordercy na synu w ramach rozgrzewki przedojcem.

– Możesz wyzwać tylko kogoś o wyższej pozycji, a on jest poniżej ciebie – przypomniał miJaxson.

Kurwa mać! Jaxson się nie mylił. Ta zasada została ustanowiona, by chronić słabszych członków watahy. Nie miałam nic przeciwko tej regule, ale oznaczała, że nie jestem w stanie zabić Deana bez bycia sprowokowaną przez niego. A on będzie teraz bardzo uważał, żeby mnie nie zdenerwować, skoro zostałam partnerkąalfy.

Coś jednak wymyślę albo, co bardziej prawdopodobne, były beta znowu spieprzy sprawę i ujawni swoją złą stronę. Wtedy będę miała pełne prawo urwać mułeb.

Choć naprawdę zasługiwał na coś znaczniegorszego.

V

W drodze powrotnej do Tormy nie rozmawialiśmy już ze sobą, ale odniosłam wrażenie, że Jaxson stał mi się bliższy. Jego propozycja pomocy zarówno w sprawie Simone, jak i mojej utraty pamięci była najwyraźniej gałązką oliwną, na którą czekałam, by zrobić krok naprzód i spróbować odbudować namiastkęprzyjaźni.

Zajmie to trochę czasu. Lata, jeśli choć trochę znam samą siebie, ale ten krok naprzód to krok we właściwymkierunku.

Gwar i śmiech uderzyły w nas, gdy dotarliśmy na skraj terenów watahy. Wilcze spotkanie trwało w najlepsze. Dłoń znów mnie zaswędziała, a ja potarłam ją o resztki podartej sukienki i zmusiłam się, by nie myśleć o tym nowym, zastanawiającym zjawisku. Czyżbym natknęła się na jakiś nieodkryty gatunek rośliny, na który zmiennokształtni sąuczuleni?

W końcu zdarzały się dziwniejsze rzeczy, prawda?

Kiedy wyłoniliśmy się z cienia, nikt nawet nie zwrócił na nas uwagi, choć byliśmy nieco poobijani i brudni. Zapewne założyli, że częściowo się przemieniłam i rozerwałam sukienkę, gdy biegałam po lesie. Zmiennokształtni często byli w stanie niejakiego nieładu. Taka już naszanatura.

– Chyba będę się zbierać – powiedziałam do Jaxsona i znów potarłam dłonią o strzęp sukienki. – Wystarczy mi już obowiązków nadzisiaj.

Zanim zdążył odpowiedzieć, pojawił sięTorin.

Musiałam wydać z siebie cichy, zirytowany jęk, bo Jaxson rzucił mi ostrzegawcze spojrzenie. Tak, to pewnie nie było normalne, że nienawidziłam widoku swojego prawdziwego partnera, ale mimo połączenia, które czułam przez naszą więź, większa część mnie po prostu go nie znosiła. Bo nawet ta mistyczna więź nie dawała Torinowi prawa do życia ze mną, zwłaszcza po tym, jak mnie traktował. Teraz musiał zasłużyć na moje ciało, duszę imiłość.

Żadna kobieta nie powinna się godzić namniej.

– Gdzie wy byliście? – spytał ostro Torin i przesuwał wzrokiem po resztkach mojej sukienki i śladach krwi naniej.

– Naprzebieżce…

– Nie twoja pieprzona sprawa – warknęłam, by zagłuszyć Jaxsona, który jak zwykle uważał, że musi chronić swojego alfę. – Nie jestem twoją własnością. Jeszcze raz odezwiesz się do mnie takim tonem, a rozszarpię ci twarz… i będę się przy tymuśmiechać.

Niestety moje oświadczenie odniosło skutek odwrotny do zamierzonego. Oczy Torina pociemniały, a on sam przybliżył się o krok i mogłabym się założyć, że chciał zaciągnąć mnie za włosy do swojego pokoju i wreszcie pozbawić dziewictwa. Znowu potraktować mnie jak jakąś cholernąwłasność.

– Podoba mi się twój ogień, Mero – zamruczał, jego źrenice zmieniły się w wilcze, kiedy sięgał w mojąstronę.

Uchyliłam się przed jego ręką, wymierzyłam prosto w brzuch i odepchnęłam go na kilkakroków.

– Nie wolno ci mnie dotykać. – Moje słowa były ciche i zimne, wiedziałam, że przyciągamy sporo uwagi. Nic dziwnego, skoro właśnie uderzyłam alfę, czyli zrobiłam dokładnie to, przed czym ostrzegał mnieJaxson.

Zaszłam jednak już zbyt daleko, by się terazzatrzymać.

– Nie jestem twoją własnością, a prawdziwy partner czy nie, nie zasłużyłeś sobie na mnie ani na moje ciało. Zapamiętajto.

Obróciłam się na bosej pięcie i odmaszerowałam, nie obejrzawszy się ani razu, mimo spojrzeń, które czułam na plecach. Na szczęście nie musiałam się martwić o to, co planował Torin, bo rozproszyło mnie kolejne trzepotanie w piersi i swędzeniedłoni.

W tym tempie zedrę sobie skórę, zanim dotrę do mojego marnego staregomieszkania…

– Ranisz go, wiesz? – Głos Sisily wyrwał mnie z gniewnych rozważań, gdy byłam mniej więcej w połowie drogi domiasta.

Jak, do chuja złotego, udało jej się tak do mnie podkraść? Naprawdę musiałam się przestać zamyślać, bo znów ktoś mnie zaskoczy. Ostatnio zaniedbałam nawyk chronienia samej siebie, a jeden błąd mógł oznaczać wyrok śmierci. Nie zamierzałam dać im tejsatysfakcji.

– Słucham?

Nawet idiota z połową mózgu wiedziałby, że „słucham” wypowiedziane takim tonem tak naprawdę oznacza: Co ty, kurwa, właśnie do mniepowiedziałaś?.

Sisily jednak, najwyraźniej znajdująca się w kategorii mniej-niż-pół-mózgu, zrozumiała mnie dosłownie idoprecyzowała:

– Powiedziałam, że go ranisz. Torina. Przez ciebie wypada publicznie nasłabego.

Zaczęłam się śmiać, zanim nawet skończyła, i to śmiechem, który w żaden sposób nie świadczył o rozbawieniu. Ciemność zamgliła mi wzrok. Sisily wybrała naprawdę zły moment, żeby poruszyć ten temat. Wyglądała na zaskoczoną, gdy śmiech zamarł mi w gardle, a ja zrobiłam krok w jej stronę. Cokolwiek zobaczyła na mojej twarzy, sprawiło, że jej własna wykrzywiła się w przerażeniu. Z żałosnym piskiem odwróciła się i pobiegła, jakby ogon stanął jej wpłomieniach.

Chciałam ruszyć za nią, ale nie mogłam przecież skrzywdzić podrzędnego członka watahy bez powodu, a jej próba obrony alfy nie stanowiła wystarczającego usprawiedliwienia. Słowa Sisily uderzyły mnie mocno i przywołały każde wspomnienie o tym, jak bardzo Torin mnie kiedyś krzywdził: swoimi ostrymi słowami i ciężką ręką, swoją obojętnością i brakiem ochrony przed jego ojcem. Wszyscy w tej watasze przymykali oko na to, jak Victor traktował mnie i mojąmamę.

A teraz miałam być partnerką ichalfy?

Żadne z nich na mnie nie zasługiwało. Może to był mój obecny problem… i powód gniewu. Zostałam partnerką alfy watahy, która wolałabym, żeby nie istniała… i nie umiałam dłużej udawać odgrywania tej roli. Gdy już dotrę do sedna tajemnicy dotyczącej mojej pamięci i tego, co sprawiło, że Torma straciła parę lat życia na rzecz Bestii Cienia, zostawię tę watahę za sobą i wytyczę nową ścieżkę. Taką, na której, mam nadzieję, odnajdęSimone.

Kiedy dotarłam do mieszkania, w mojej głowie zaczął się formowaćplan.

Skorzystam z sugestii Jaxsona, żeby rozpytać członków watahy. Zacznę od tych wyżej postawionych. Ktoś musi mieć informacje, a nawet najbłahszy fakt możepomóc.

Chciałam też się w końcu dowiedzieć, dlaczego lata temu mój ojciec zaatakował Victora. Zawsze zakładałam, że chodziło o jakąś gównianą zazdrość kochanków wywołaną przez Glendrę, partnerkę Victora, która słynęła z podsycania męskiego ego i temperamentu, ale może było w tym coświęcej.

Wreszcie znalazłam się na pozycji pozwalającej domagać się odpowiedzi. Tylko Torin mógłby mnie powstrzymać, ale jeśli ten gnojek wie, co dla niego dobre, uważnie rozważy swoje ewentualne zapędy wobecmnie.

Bo zupełnie jak na szachownicy – królowa rządziwszystkim.

A on popełnił błąd, gdy odwołał odrzucenie, bo tutaj to ja byłam pierdoloną królową i poświęciłabym każdego z nich, by poznaćprawdę.

Odrodzona

Copyright © Jaymin Eve

Copyright © Wydawnictwo Inanna

Copyright © MORGANA Katarzyna Wolszczak

Copyright © for the translation by Marcin A. Dobkowski

Copyright © for the cover art by Łukasz Matuszek

Copyright © for the inside art by Anne Mathiasz |Adobe Stock

Wszelkie prawa zastrzeżone. All rightsreserved.

Tytuł oryginału: Reborn

Wydanie pierwsze, Bydgoszcz 2024r.

książka ISBN 978-83-7995-678-4

ebook ISBN 978-83-7995-679-1

Redaktor prowadzący: Marcin A. Dobkowski

Tłumaczenie: Marcin A. Dobkowski

Redakcja: Joanna Błakita

Korekta: Paulina Kalinowska

Grafika na okładce: Łukasz Matuszek

Projekt i adiustacja autorska wydania: Marcin A. Dobkowski

Projekt okładki: Ewelina Nawara

Skład i typografia: proAutor.pl

Książka ani żadna jej część nie może być przedrukowywana ani w jakikolwiek inny sposób reprodukowana czy powielana mechanicznie, fotooptycznie, zapisywana elektronicznie lub magnetycznie, ani odczytywana w środkach publicznego przekazu bez pisemnej zgodywydawcy.

MORGANA Katarzyna Wolszczak

ul. Kormoranów 126/31

85-432 Bydgoszcz

[email protected]

www.inanna.pl

Książkę i ebook najtaniej kupisz na: MadBooks.pl