Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Jest 57 rok n.e. Weterani rzymskiej armii, trybun Katon i centurion Macro, powracają do stolicy imperium. Po nieudanej kampanii na wschodzie spotykają się z nieprzychylnym przyjęciem na cesarskim dworze. Ich reputacja i przyszłość są zagrożone.
Kiedy wrogowie polityczni Nerona wykorzystują jego zauroczenie kochanką, cesarz zostaje zmuszony skazać ją na wygnanie. Katon, niemile widziany w Rzymie, otrzymuje rozkaz eskortowania kobiety na Sardynię. Po przybyciu z niewielką kadrą oficerów na tę niespokojną wyspę musi stawić czoła śmiertelnej zarazie i brutalnej rebelii, która grozi pogrążeniem całej prowincji w krwawym chaosie.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 534
SIMON SCARROW
CYKL ORŁY IMPERIUM
Brytania
ORŁY IMPERIUM (42–43 rok n.e.)
PODBÓJ (43 rok n.e.)
POLOWANIE (44 rok n.e.)
ORŁY I WILKI (44 rok n.e.)
POŚCIG (44 rok n.e.)
Rzym i prowincje wschodnie
PRZEPOWIEDNIA (Rzym, 45 rok n.e.)
REBELIA (Judea, 46 rok n.e.)
CENTURION (Syria, 46 rok n.e.)
Basen Morza Śródziemnego
GLADIATOR (Kreta, 48–49 rok n.e.)
LEGION (Egipt, 49 rok n.e.)
PRETORIANIN (Rzym, 51 rok n.e.)
Powrót do Brytanii
BRACIA KRWI (51 rok n.e.)
KOHORTA (51 rok n.e.)
BRYTANIA (52 rok n.e.)
Hiszpania
NIEPOKONANY (54 rok n.e.)
Powrót do Rzymu
DZIEŃ CEZARÓW (54 rok n.e.)
Kampania na wschodzie
KREW RZYMU (Armenia, 55 rok n.e.)
ZDRAJCY RZYMU (Syria, 56 rok n.e.)
WYGNAŃCY RZYMU (Sardynia, 57 rok n.e.)
Mojemu synowi Nickowi w roku jego dwudziestych pierwszych urodzin i ukończenia studiów.
Gratuluję, z uznaniem i miłością.
LISTA POSTACI
PRETORIANIE
Prefekt Kwintus Licyniusz Katon, młody oficer, często wykorzystywany
Centurion Lucjusz Korneliusz Macro, weteran zbliżający się do przejścia w stan spoczynku
Centurioni: Ignatius, Plancinus, Porcino, Metellus, oficerowie drugiej kohorty gwardii pretoriańskiej, wszyscy zaufani i dobrzy żołnierze
Optioni: Pelius i Korneliusz z drugiej kohorty, których czeka awans (i służba w niespokojnej prowincji)
DOM KATONA
Apoloniusz, inteligentny i przebiegły wywiadowca
Petronella, żona Macro, nie może doczekać się jego odejścia z wojska
Lucjusz, syn Katona, który nie może się doczekać, aż dorośnie i stanie się taki jak Macro
Kroton, majordomus w rezydencji Katona
Pollenus, niewolnik, który wcześniej należał do senatora Seneki, dlatego jest traktowany z uzasadnioną podejrzliwością
Kasjusz, pies Katona, groźnie wyglądający mieszaniec o sercu ze złota
CESARSKI PAŁAC
Cesarz Neron, próżny, lekkoduszny władca rzymskiego świata
Senator Seneka, cierpliwy mentor Nerona
Prefekt Burrus, niecierpliwy doradca Nerona
PROWINCJA SARDYNIA
Gubernator Borus Pomponiusz Scurra, gnuśny arystokrata, sprawujący urząd znacznie przekraczający jego ubogie umiejętności
Decianus Catus, doradca Scurry i człowiek, który wie, jak pociągać za sznurki
Dekurion Locullus, żołnierz ze świty Scurry
Klaudia Akte, kochanka Nerona przebywająca na wygnaniu i bardzo tym faktem niepocieszona
Centurion Massimilianus, najwyższy rangą centurion w szóstej kohorcie galijskiej
Option Micus, odważny młody oficer z szóstej kohorty galijskiej
Pinotus, magistratus miasta Augustis
Lupis, były myśliwy, obecnie żołnierz auxiliów
Calgarno, młody brygant, który ugryzł więcej, niż był w stanie przełknąć
Barcano, właściciel zaprzęgu mułów, który swój biznes ceni bardziej niż własne życie
Vespillo, poganiacz mułów, który swoje życie ceni bardziej niż biznes swojego pracodawcy
Benicus, herszt brygantów, który cudzą własność przedkłada nad etykę
Milopus, pasterz, który wie więcej, niż to dla niego dobre
INNI
Olearius Rhianarius Probitas, właściciel szemranej firmy przewozowej
Prefekci Vestinus, Bastillus i Tadius, dowódcy kohort sardyńskiego garnizonu
RZYMSKA PROWINCJA SARDYNIA, 57 ROK N.E.
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Rzym, lato 57 roku n.e.
Z ogrodu Dumy Latium rozpościerał się piękny widok na miasto. Karczma znajdowała się na szczycie pagórka tuż przy Via Ostiensis – drodze, która prowadziła z portu w Ostii do odległego o nieco ponad dwadzieścia kilometrów Rzymu. Lekka bryza szeleściła w koronie wysokiej topoli obok karczmy. Porośnięte winoroślą trejaże osłaniały stoły i ławy w ogrodzie przed skwarem popołudniowego słońca. Duma Latium była usytuowana tak, aby czerpać profity z ruchu na drodze. Obsługiwała kursujących tą trasą handlarzy i woźniców, którzy dostarczali do stolicy towary z całego imperium, a także urzędników i turystów korzystających z ukończonego krótko wcześniej kompleksu portowego w Ostii. Jedni opuszczali Rzym, by odbyć zamorską podróż; inni, jak pewna mała grupa siedząca przy stole z najlepszym widokiem na Rzym, wracali do stolicy po okresie służby na wschodniej granicy.
Było ich pięcioro: dwóch mężczyzn, kobieta, chłopiec i duży, groźnie wyglądający pies. Obserwował ich uważnie właściciel karczmy, który dla niepoznaki starą szmatą strzepywał mrówki z kontuaru. Był dość bystry, by rozpoznać żołnierzy, nawet gdy nie mieli na sobie wojskowego rynsztunku. Ci przy stole byli ubrani w lekkie lniane tuniki, a nie ciężkie wełniane stroje legionistów. Niemniej nosili się z pewnością weteranów i mieli blizny świadczące o tym, że stoczyli w życiu niejedną walkę.
Najstarszy z nich wzrostem był poniżej przeciętnej, ale solidnie zbudowany. Jego krótko przystrzyżone ciemne włosy przyprószyła siwizna, a ogorzałą twarz pokrywały bruzdy i blizny. Wokół oczu i w kącikach ust miał jednak charakterystyczne zmarszczki, które świadczyły o tym, że mimo wielu ciężkich doświadczeń zachował jowialną naturę i był skory do uśmiechu. Karczmarz ocenił, że ma około pięćdziesięciu lat, co oznaczało, że zbliżał się do końca służby w wojsku. Drugi mężczyzna, siedzący obok chłopca, również był ciemnowłosy, ale o ponad dekadę młodszy. Mógł mieć trzydzieści parę lat, lecz trudno było powiedzieć coś więcej, ponieważ jego skupiony wyraz twarzy i powściągliwe ruchy zdradzały dojrzałość ponad faktyczny wiek. Był tak wysoki jak jego towarzysz niski i tak szczupły jak jego starszy kompan barczysty i muskularny.
Karczmarz pomyślał, że dawno nie widział tak niedobranej dwójki. Niemniej obaj wyglądali na twarde sztuki, dlatego cieszył się, że to ich pierwszy dzbanek wina i że są trzeźwi. Miał nadzieję, że tak zostanie. Żołnierze, którzy zaczynali pić, mogli być w jednej chwili radośni albo smętni, a w następnej z byle powodu rozjuszeni i agresywni. Na szczęście obecność kobiety i chłopca z pewnością działała na nich tonująco. Ona siedziała obok starszego mężczyzny. Przysunęła się doń bliżej, a on ją objął włochatym ramieniem. Swoje długie ciemne włosy związała do tyłu w prosty kucyk, odsłaniając szeroką twarz, ciemne oczy i zmysłowe usta. Miała pełną figurę i swobodny styl bycia. Dotrzymywała kroku obu kompanom w opróżnianiu kolejnych kubków wina. Chłopiec miał około pięciu lat, ciemne kręcone włosy i szczupłą budowę młodszego mężczyzny, którego karczmarz uznał za ojca dziecka. Malec wyglądał na psotnego urwisa. Podczas gdy dorośli rozmawiali, ukradkiem sięgnął do kubka z winem. Ona pacnęła go w rękę, nawet nań nie patrząc, jak to czynią kobiety, u których wychowywanie dzieci rozwija ten niezwykły szósty zmysł.
Karczmarz uśmiechnął się pod nosem, rzucił szmatę do kubła z mętną wodą i podszedł do ich stołu, trzymając się na dystans od psa.
– Życzycie sobie coś do jedzenia, moi przyjaciele?
Podnieśli nań wzrok, a starszy mężczyzna zapytał:
– A co masz?
– Gulasz wołowy. Wieprzowina na gorąco i zimno. Mam też kurczaki z rożna, kozi ser, świeżo wypieczony chleb i sezonowe owoce. Wybierajcie, na co tylko macie ochotę, a ja polecę dziewczynie, żeby brała się do roboty. Lepiej niż tu nie zjecie nigdzie przy całej Via Ostiensis.
– Nigdzie wzdłuż całych dwudziestu kilometrów? – Starszy mężczyzna parsknął śmiechem i kontynuował kpiącym tonem: – A masz ty w ogóle jakąś konkurencję?
– Odpuść, Macro – wtrącił młodszy i zwrócił się do karczmarza: – Potrzebujemy coś na szybko. Weźmiemy wieprzowinę na zimno i kurczaka z koszykiem chleba. Masz oliwę z oliwek i garum?
– Tak, za dodatkową opłatą.
– Nie lubię garum – bąknął chłopiec. – Jest okropne.
Starszy mężczyzna uśmiechnął się do niego.
– Nie musisz go jeść, Lucjuszu. Chętnie wezmę twoją porcję.
– Jaka cena?
Karczmarz dokonał w myślach szybkiej kalkulacji, biorąc pod uwagę koszt składników, ale głównie jakość odzienia gości i prawdopodobieństwo, że mają przy sobie zaoszczędzony żołd. Z doświadczenia wiedział, że tacy wracający do domu wojacy byli bardziej skłonni wydawać pieniądze lekką ręką. Podrapał się po głowie i odchrząknął.
– Mogę przygotować naprawdę dobre jadło za trzy sestercje od osoby. Wliczając garum, oliwę i jeszcze jeden dzbanek wina.
– Trzy sestercje! – prychnęła szyderczo kobieta. – Całe trzy, powiadasz? Żartujesz sobie, człowieku. Gdybyśmy dali pięć za wszystko, i tak byśmy przepłacili.
– No, ja sobie wypraszam... – Karczmarz wykrzywił twarz w grymasie oburzenia i zrobił krok do tyłu. Ona jednak przerwała mu w pół zdania. Celując weń wskazującym palcem, zmierzyła go wzrokiem od stóp do głów.
– Nie! To ja sobie wypraszam, oślizgły cwaniaczku. Kupowałam żywność na targowiskach Rzymu, od kiedy potrafiłam chodzić. Przez ostatnie dwa lata odwiedzałam również bazary na prowincji i w Tarsie. I nigdzie nie spotkałam nikogo, kto próbowałby mnie orżnąć tak jak ty teraz.
– Ale... przez ten czas, jak was tu nie było, ceny poszły w górę – wymamrotał karczmarz. – Na Sardynii była plaga głodu, a teraz ta zaraza... To napędza ceny.
– Bujać to my, a nie nas – odgryzła się.
Młodszy mężczyzna nie mógł się powstrzymać od śmiechu. Wziął ją za rękę i uścisnął po przyjacielsku.
– Spokojnie, Petronello. Wystraszyłaś go. Ja stawiam. – Potem spojrzał na karczmarza. – Dogadajmy się w imię pokoju i przyjaźni, co?
– No to dziesięć – odparł szybko karczmarz. – Nie mogę za mniej.
– Dziesięć? – Młodszy mężczyzna westchnął. – Osiem albo znowu cię poszczuję Petronellą.
Karczmarz zerknął niepewnie na kobietę, syknął przez pożółkłe zęby i skinął głową.
– Niech będzie osiem. Ale bez wina.
– Z winem – oświadczył stanowczo drugi mężczyzna, a z jego twarzy ulotniły się wszelkie ślady dobrego humoru, gdy wpatrywał się ciężkim spojrzeniem swych ciemnych oczu.
Karczmarz wydął policzki, obrócił się na pięcie i czmychnął, znikając w drzwiach za kontuarem, które prowadziły do kuchni, i wykrzykując polecenia.
– Moja luba, cała ona – rzucił Macro. – Dzika niczym lwica. Wiem, co mówię. Mam na sobie ślady po jej pazurach.
– Mój panie... Katonie, nie powinieneś był się zgodzić na osiem sestercji – mruknęła Petronella. – To za dużo.
Katon pokręcił głową, lekko ubawiony tym, że wciąż od czasu do czasu tytułowała go swoim panem. Podarował jej wolność ponad rok wcześniej, po tym, jak jego przyjaciel ujawnił swoje uczucia do niej. Teraz ona i Macro byli małżeństwem, a stary centurion postanowił wystąpić o zwolnienie z dalszej służby w wojsku, aby mogli rozpocząć razem nowe, spokojne życie. Gwoli prawdy ten spokój mógł okazać się trudniejszy do osiągnięcia, niż Macro sądził, ponieważ razem z małżonką wybierał się do Brytanii, gdzie zamierzał prowadzić oberżę, której był współwłaścicielem pospołu z własną matką. Katon znał ją wystarczająco dobrze, by wiedzieć, że ma charakter równie wybuchowy jak Petronella. Zapowiadało się więc, że Macro znajdzie się między młotem a kowadłem i może jeszcze zatęskni za służbą w legionach. Tak czy inaczej, to była jego decyzja i Katon uznał, że przyjaciel wie, co robi. Oczywiście zdawał sobie sprawę, że będzie mu brakowało starego druha, i to bardzo, ale musiał podążać dalej własną drogą. Mógł mieć tylko nadzieję, że ich drogi ponownie się skrzyżują, jeśli dostanie przydział do garnizonu w Brytanii. Odłożył w myślach te wizje przyszłości na bok i cmoknął.
– Już czas, żebyś przestała zwracać się do mnie „mój panie” – zagadnął do Petronelli. – Dawno nim nie jestem, a teraz, śmiem sądzić, nawet twój mąż nie rości sobie prawa do tego tytułu.
Macro wyszczerzył zęby w uśmiechu, sięgnął ręką i czule poklepał żonę po biodrze.
– Swojego czasu nie takich krnąbrnych rekrutów potrafiłem wziąć w ryzy. Na bogów, Katonie, byłeś jedną z największych niedołęg, jakie widziałem w swojej karierze, kiedy tamtego wieczoru stawiłeś się w koszarach Drugiego Legionu.
– No i spójrz na niego teraz – wtrąciła Petronella. – Trybun gwardii pretoriańskiej. A ty nigdy nie awansowałeś wyżej centuriona.
– Co kto lubi, moja droga. Mnie się podoba bycie centurionem. W tym jestem najlepszy.
– W tym byłeś najlepszy – odpowiedziała z naciskiem. – To już za tobą. I niech ci nawet nie przyjdzie do głowy, by mnie traktować jak jakiegoś rekruta, bo wtedy to ja dam ci wycisk. – Zwinęła dłoń w kułak i przystawiła mężowi pięść do nosa, zanim się odprężyła.
Lucjusz szturchnął Katona.
– Podoba mi się, jak Petronella robi się zła, ojcze – wyszeptał. – Jest wtedy taka straszna.
Słysząc to, Macro ryknął śmiechem.
– Nawet nie masz pojęcia jak bardzo, chłopaku! Wybranka mego serca jest twarda jak stare buty. – Zerknął na nią czujnie. – Ale o wiele milsza.
Petronella przewróciła oczami i szturchnęła go w żebra.
– Och, zamknij się już.
Macro nagle spoważniał. Uniósł dłoń, by obrócić jej twarz do siebie, i pocałował ją czule w usta. Ona wpiła się weń, obejmując ramionami jego szerokie plecy i przywierając do niego całym ciałem. Ich usta przez dłuższą chwilę nie odrywały się od siebie. Gdy w końcu się wyprostowali, Macro pokręcił głową z niedowierzaniem.
– Na wszystko, co święte, to jest kobieta dla mnie. Moja dziewczyna. Moja Petronella.
– Najdroższy... – wymruczała, nie odrywając od niego oczu.
Katon odkaszlnął.
– Mam załatwić wam tu pokój w dobrej cenie, gołąbeczki?
Wkrótce potem na ich stole zjawił się posiłek, który przyniosła na wielkiej tacy korpulentna dziewczyna ociekająca potem od pracy przy palenisku w kuchni. Postawiła tacę i wyłożyła na blat paski wieprzowiny, dwa pieczone kurczaki na drewnianym półmisku, wiklinowy koszyk z kilkoma małymi okrągłymi bochenkami, dwa zatykane dzbanki z ceramiki samijskiej z oliwą i garum oraz jeszcze jeden dzbanek wina. Porcje były większe, niż się spodziewał Katon, a że był w dobrym nastroju, dał usługującej im dziewczynie sestercję napiwku. Ona spojrzała z niedowierzaniem na monetę w swej dłoni i zerknęła nerwowo przez ramię, ale karczmarz był zajęty przy innym stole, gdzie usiadło dwóch nowych klientów. Wsunęła monetę do kieszonki na przodzie swej poplamionej stoli i pospieszyła z powrotem do kuchni.
– Ach, to jest życie! – obwieścił Macro, odrywając udko kurczaka. Szarpnął zębami przypieczoną skórkę i zaczął przeżuwać. – Piękny, słoneczny dzień. Najlepsze towarzystwo, jakie można mieć. Dobre żarcie, znośne wino i perspektywa wygodnego łóżka na koniec dnia. Byłoby dobrze zaliczyć jeszcze gorącą kąpiel i się przebrać.
– Na pewno w domu będzie wszystko, czego potrzebujemy – odpowiedział Katon, rzucając kawałek mięsa psu. Ten tylko kłapnął pyskiem i trącił jego dłoń, domagając się więcej.
– Wybacz, Kasjuszu, tylko tyle ci przysługuje.
Bagaże zostawili w Ostii, skąd jeden z ludzi prefekta miał je przywieźć do Rzymu. Zmierzali do przestronnej rezydencji, której Katon był właścicielem, usytuowanej na Wiminale, w jednej z zamożniejszych dzielnic miasta. Objęcie lata wcześniej stanowiska dowódcy kohorty auxiliów zapewniło mu awans do ekwitów, klasy społecznej o jeden szczebel niższej od senatorów. W tym czasie stał się również człowiekiem dość zamożnym, głównie dzięki temu, że odziedziczył posiadłość i majątek po swoim teściu, który był zamieszany w spisek przeciwko cesarzowi. Spiskowcy zdołaliby zrealizować swój plan zabicia Nerona, gdyby nie interwencja Katona. W nagrodę otrzymał wszystko, co wcześniej należało do senatora Semproniusza. Takie były wzloty i upadki rzymskiej arystokracji pod rządami cezarów, pomyślał Katon. Miał świadomość, że to, co otrzymał od cesarza, równie łatwo mógł stracić. Teraz, gdy miał syna do wychowania, był zdeterminowany trzymać się z daleka od wszelkich intryg i nie kusić losu. Nie żeby to było takie łatwe, biorąc pod uwagę marny początek konfliktu z królestwem Partów przez ostatnie dwa lata. Próba zastąpienia władcy Armenii zwolennikiem Rzymu doprowadziła do katastrofy i buntu w pomniejszym przygranicznym królestwie. To groziło rozprzestrzenieniem się rewolty, zanim ostatecznie udało się zdusić ją w zarodku. Katon odegrał kluczową rolę w obu tych kampaniach i teraz się obawiał, że zapłaci cenę za te porażki, kiedy tylko złoży raport w cesarskim pałacu.
Chóralny śmiech skierował jego uwagę na stół, przy którym siedzieli pozostali goście. Karczmarz właśnie ich zabawiał, po czym wykrzyknął polecenie do dziewczyny z obsługi, następnie podszedł do Katona i jego kompanów, siląc się na uprzejmy uśmiech.
– Przyznaj, panie, że jadło jest tak dobre, jak zapowiadałem, prawda?
– Może być – burknęła Petronella i ostentacyjnie przyjrzała się z bliska jednemu z bochenków. – Chleb mógłby być świeższy.
– Był upieczony z samego rana.
– Nie wątpię. Tyle że nie dzisiaj.
Karczmarz zacisnął zęby, siląc się na spokój.
– Ale reszta jest dobra? Lepsza niż może być, jak rozumiem? Co powiesz, smyku? – zwrócił się do Lucjusza, mierzwiąc ręką jego włosy. Chłopiec, intensywnie pracując szczękami nad kawałkiem chrząstki, potrzasnął głową i podniósł wzrok. Katon przełknął i zainterweniował.
– Całkiem niezłe to jadło.
Wbrew uzasadnionej postawie Petronelli zależało mu na tym, by nie doprowadzać do konfliktu z karczmarzem. Tacy ludzie byli użytecznymi kolporterami informacji i plotek zasłyszanych od przejeżdżających klientów, a Katon chciał się dowiedzieć, jak wygląda sytuacja w Rzymie, zanim wejdą do miasta. Pospiesznie przełknął kawałek nasączonego oliwą pieczywa i odchrząknął.
– Byliśmy parę lat na wschodniej granicy.
– Ach! – Karczmarz skinął głową. – Walczyliście z tymi przeklętymi Partami? Jak idzie wojna?
– Wojna? – Katon wymienił spojrzenia z Macro. – Jeszcze się nie zaczęła.
– Nie? Ostatnim razem, kiedy byłem w Rzymie, w biuletynach wywieszonych na Forum Magnum pisali o serii starć na granicy. I że spuściliśmy im niezły łomot.
– No cóż, nie można wierzyć we wszystko, co piszą w biuletynach – wtrącił Macro. – Potyczki były. A co do reszty... – Wzruszył ramionami.
Karczmarz zmarszczył czoło.
– Chcesz powiedzieć, że biuletyny kłamią?
– Niekoniecznie. Ale nie postawiłbym na nie oszczędności swojego życia.
– W każdym razie – kontynuował Katon – nie jesteśmy na bieżąco z tym, co się dzieje w stolicy. Wydarzyło się coś, o czym powinniśmy wiedzieć?
– Przez ostatnie parę lat? Ile macie czasu?
– Tyle, by zjeść, zanim ruszymy dalej. Tak więc się streszczaj.
Karczmarz podrapał się po policzku, zbierając myśli.
– Największą nowiną jest chyba to, że Pallas, jak słyszałem, jest na wylocie.
– Pallas? – Macro uniósł brew. Pallas był jednym z cesarskich wyzwoleńców, których Neron odziedziczył po Klaudiuszu, a obecnie głównym doradcą cesarza. To było stanowisko, które wymagało ponadprzeciętnych umiejętności w szpiegowaniu i dźganiu w plecy, a także wielkich pokładów chciwości i ambicji. Tego wszystkiego Pallas miał jednak aż w nadmiarze. Wyglądało więc na to, że dał się na czymś przyłapać albo któryś z jego rywali okazał się lepszy. – Co się stało?
– Został oskarżony o spisek mający na celu obalenie cesarza. Proces ma się rozpocząć za jakiś miesiąc. Będzie niezłe widowisko. Broni go senator Seneka. Poszedłbym popatrzeć, gdybym nie miał tutaj tyle roboty.
Macro spojrzał na przyjaciela.
– Ożeż, a to niespodzianka. Myślałem, że Pallas ma już na stałe ryj w korycie. Biorąc pod uwagę, jak bardzo się spoufalił z Agrypiną – dodał ostrożnym tonem.
Katon przytaknął w milczeniu, rozważając w myślach potencjalne konsekwencje tego przetasowania na szczycie władzy. Pallas sprzymierzył się z Agrypiną i jej synem Neronem w ostatnich latach rządów poprzedniego cesarza. Jego relacje z matką Nerona wykraczały poza politykę. Katon i Macro odkryli ten sekret lata wcześniej i roztropnie trzymali język za zębami. Niemniej ta historia była tematem rozmów przy stołach arystokratów i plotek krążących wśród plebsu zbierającego się przy publicznych fontannach w slumsach. Pogłoski to jednak co innego niż znajomość prawdy; taka wiedza była niebezpieczna. Teraz wyglądało na to, że dni Pallasa są policzone. Przypuszczalnie nie tylko jego.
– Czy poza nim ktoś jeszcze będzie sądzony?
– Nic mi o tym nie wiadomo. Może działał sam. Bardziej prawdopodobne, że cesarz ostrzy sobie zęby na jego fortunę. Człowiek nie staje się tak bogaty, nie robiąc sobie przy tym wrogów. Z ludzi, których się sponiewierało, idąc w górę. Albo tych, którzy po prostu zazdroszczą sukcesu i majątku. Wiecie, jak to jest wśród wyższych sfer Rzymu. Każda okazja dobra, by dźgnąć w plecy... Tak mówią. – Zerknął na Katona, a po jego twarzy przemknął cień niepokoju. – To, mówisz, co was sprowadza do Rzymu?
– Wezwano nas. To znaczy moją kohortę gwardii pretoriańskiej.
– Twoją kohortę? – Karczmarz uśmiechnął się blado, nagle zdając sobie sprawę, że stąpa po śliskim gruncie, dzieląc się swoją opinią na temat motywów cesarza.
– Jestem dowódcą w randze trybuna. Macro jest moim najwyższym rangą centurionem. Przypłynęliśmy do Ostii pierwszym statkiem, jaki się nawinął. Reszta kohorty przybędzie za parę dni, więc będziesz miał okazję zarobić, gdy tędy przejdą.
– Nie było moim zamiarem krytykować lepszych ode mnie, panie. To tylko uliczne plotki. Nie chciałem nikogo urazić.
– Spokojnie. Twoja opinia na temat Nerona pozostanie tylko do naszej wiadomości. Ale co z Agrypiną? Masz jakąś wiedzę, czy maczała palce w oskarżeniu Pallasa o spisek? Kiedy wyjeżdżaliśmy na wschód, oboje byli najbliższymi doradcami Nerona.
– Już nie, panie. Jak powiedziałem, Pallas będzie sądzony, a ona wypadła z łask. Cesarz wyrzucił ją z pałacu i pozbawił oficjalnej obstawy.
– Neron? – wtrącił Macro z niedowierzaniem w głosie. – Kiedy ostatni raz widziałem ich razem, ona miała go owiniętego dookoła małego palca. Wygląda na to, że chłopaczkowi w końcu urosły jaja i teraz on rządzi. No i dobrze.
– To się jeszcze okaże... – mruknął Katon. Miał już wcześniej do czynienia z nowym cesarzem, dlatego wątpił, że Neron zrobił coś takiego z własnej inicjatywy. Było bardziej prawdopodobne, iż jego ręką kierowała jakaś inna pałacowa frakcja. – Zatem kto teraz doradza cesarzowi?
Karczmarz, chociaż zapewniony, że jego słowa nie zostaną użyte przeciwko niemu, obniżył głos.
– Niektórzy mówią, że teraz prawdziwą władzę sprawuje Burrus, dowódca gwardii pretoriańskiej. On i Seneka.
Katon przetrawił w myślach tę informację i uniósł pytająco brew.
– A co inni mówią?
– Że Neron jest niewolnikiem swojej kochanki, Klaudii Akte.
– Klaudii Akte? Nigdy o niej nie słyszałem.
– Nic dziwnego, panie, skoro cię tu nie było przez parę lat. Jest widywana w jego towarzystwie dopiero od kilku miesięcy. W teatrze, na wyścigach i tak dalej. Sam ją widziałem, kiedy ostatnio byłem w Rzymie. Ładna, ale chodzą słuchy, że jest wyzwoleńcem, a to nie podoba się możnym.
– Wyobrażam sobie. – Katon wiedział, jak bardzo wyczuleni w kwestii różnic klasowych byli tradycjonaliści w gronie senatorów. Fakt urodzenia się w ich klasie społecznej i wynikające z tego olbrzymie przywileje traktowali jak coś w rodzaju danego im przez bogów prawa do uważania wszystkich innych za podludzi. Ta ich arogancka pycha drażniła Katona. Nawet jeśli myśleli, że ich gówno pachnie ładniej niż tych, którymi pogardzali, bynajmniej tak nie było. W dodatku to samo gówno zwykle zajmowało w ich głowach więcej miejsca niż szara masa zwana mózgiem. Widok cesarza obnoszącego się ze swoją plebejską kobietą i publicznie ucierającego im nosa z pewnością doprowadzał co bardziej drażliwych senatorów do konspiracyjnego szału. Neron ostro sobie z nimi pogrywał, nawet jeśli nie do końca był tego świadom.
– Nie odciągam już dłużej od posiłku, panie. – Karczmarz pokłonił się Katonowi i jego towarzystwu, po czym wrócił na swój stołek przy końcu kontuaru.
Macro opróżnił kubek z winem do dna, beknął i się uśmiechnął.
– Wygląda na to, że w Rzymie w końcu zmieniło się na lepsze. Przy odrobinie szczęścia ta żmija Pallas trafi w zaświaty i przestanie bruździć. Za to warto się napić. – Napełnił kubek sobie i Katonowi. Jego przyjaciel nie sięgnął jednak po swój, tylko patrzył przed siebie w zamyśleniu.
– Co jest, Katonie? Znalazłeś jakieś podwójne dno tej sytuacji? Dlaczego mielibyśmy nie świętować dobrych wieści?
Katon westchnął i sięgnął po kubek.
– W sumie dlaczego by nie? Ale sam powiedz, bracie, jak często w ślad za dobrymi wieściami idą złe?
– Ach, do cholery z tym twoim pesymizmem. Po prostu napij się wina, dobrze?
Petronella szturchnęła Macro łokciem.
– Nie klnij przy dziecku! Chcesz, żeby Lucjusz zaczął mówić jak ty?
Macro zerknął na chłopca i mrugnął do niego, a on się rozpromienił.
– Miejmy więc nadzieję, że się mylę – skwitował Katon i uniósł kubek do toastu. – Za Rzym, za dom i spokojne życie. Zasłużyliśmy sobie na to.