Orły imperium. Krew Rzymu - Simon Scarrow - ebook

Orły imperium. Krew Rzymu ebook

Simon Scarrow

4,5

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Jest 55 rok naszej ery. Na wschodnich krańcach Rzymskiego imperium zaczyna wrzeć. Podstępni Partowie najechali Armenię, sojusznika Rzymu, i obalili króla Radamista. Generał Korbulon musi przywrócić go na tron, jednocześnie szykując swoją armię na wojnę z potężnym królestwem Partów. Pod komendę Korbulona trafiają prefekt Katon i centurion Macro – doświadczeni żołnierze, którzy wiedzą, jak ze słabych, marnie wyposażonych jednostek zrobić doborowe, bitne wojsko. Przywrócenie Radamista do władzy okazuje się jednak niebezpieczną rozgrywką. Brutalne represje króla wobec tych, którzy przyłożyli rękę do zamachu, wywołują rebelię. Odwaga i umiejętności pretorianów zostają wystawione na ciężką próbę. Problemy mogą nadejść także spoza granic pogrążonego w chaosie królestwa…

„Krew, przemoc, polityczne intrygi… Powieść historyczna i thriller w jednym. Sprawi, że i ty sięgniesz po swojego gladiusa”.

DAILY SPORT

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 554

Oceny
4,5 (50 ocen)
31
17
0
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
vodan

Z braku laku…

Książka od początku razi sztucznymi, ekspozycyjnymi dialogami. Jednak straciłem do niej szacunek po stwierdzeniu autora, że starożytni Rzymianie jadali potrawy z pomidorów, które pojawiły się na kontynencie kilkaset lat później po odkryciu Ameryki. To pozwala wątpić, że autor należycie chciał zbadać źródła historyczne.
10
UrszulaLila

Dobrze spędzony czas

Super jak wszystkie poprzednie
10

Popularność




Za­pra­szamy na www.pu­bli­cat.pl
Ty­tuł ory­gi­nałuThe Blood of Rome
Pro­jekt se­riiMA­RIUSZ BA­NA­CHO­WICZ
Pro­jekt okładki NA­TA­LIA TWARDY
Fo­to­gra­fia na okładce© Fxqu­adro / Adobe Stock
Ko­or­dy­na­cja pro­jektuPA­TRYK MŁY­NEK
Re­dak­cjaELŻ­BIETA SPA­DZIŃ­SKA-ŻAK
Ko­rektaBO­GU­SŁAWA OTFI­NOW­SKA
Re­dak­cja tech­nicznaLO­REM IP­SUM – RA­DO­SŁAW FIE­DO­SI­CHIN
Co­py­ri­ght © 2018 Si­mon Scar­row First pu­bli­shed in Great Bri­tain in 2018 by He­adline Pu­bli­shing Group
All ri­ghts re­se­rved.
Po­lish edi­tion © Pu­bli­cat S.A. MMXXIII (wy­da­nie elek­tro­niczne)
Wy­ko­rzy­sty­wa­nie e-bo­oka nie­zgodne z re­gu­la­mi­nem dys­try­bu­tora, w tym nie­le­galne jego ko­pio­wa­nie i roz­po­wszech­nia­nie, jest za­bro­nione.
Wszyst­kie po­staci – oprócz zna­nych po­staci hi­sto­rycz­nych – są fik­cyjne, a ja­kie­kol­wiek po­do­bień­stwo do osób ży­ją­cych lub zmar­łych jest cał­ko­wi­cie przy­pad­kowe.
ISBN 978-83-271-6455-1
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.
jest zna­kiem to­wa­ro­wym Pu­bli­cat S.A.
PU­BLI­CAT S.A.
61-003 Po­znań, ul. Chle­bowa 24 tel. 61 652 92 52, fax 61 652 92 00 e-mail: of­fice@pu­bli­cat.pl, www.pu­bli­cat.pl
Od­dział we Wro­cła­wiu 50-010 Wro­cław, ul. Pod­wale 62 tel. 71 785 90 40, fax 71 785 90 66 e-mail: ksia­znica@pu­bli­cat.pl

SI­MON SCAR­ROW

CYKL ORŁY IM­PE­RIUM

Bry­ta­nia

ORŁY IM­PE­RIUM (42–43 rok n.e.)

POD­BÓJ (43 rok n.e.)

PO­LO­WA­NIE (44 rok n.e.)

ORŁY I WILKI (44 rok n.e.)

PO­ŚCIG (44 rok n.e.)

Rzym i pro­win­cje wschod­nie

PRZE­PO­WIED­NIA (Rzym, 45 rok n.e.)

RE­BE­LIA (Ju­dea, 46 rok n.e.)

CEN­TU­RION (Sy­ria, 46 rok n.e.)

Ba­sen Mo­rza Śród­ziem­nego

GLA­DIA­TOR (Kreta, 48–49 rok n.e.)

LE­GION (Egipt, 49 rok n.e.)

PRE­TO­RIA­NIN (Rzym, 51 rok n.e.)

Po­wrót do Bry­ta­nii

BRA­CIA KRWI (51 rok n.e.)

KO­HORTA (51 rok n.e.)

BRY­TA­NIA (52 rok n.e.)

Hisz­pa­nia

NIE­PO­KO­NANY (54 rok n.e.)

Po­wrót do Rzymu

DZIEŃ CE­ZA­RÓW (54 rok n.e.)

Kam­pa­nia na wscho­dzie

KREW RZYMU (Ar­me­nia, 55 rok n.e.)

Dla sier­żan­tów szta­bo­wych Co­atesa i Hil­lary’ego oraz wszyst­kich współ­cze­snych Ma­cro

PO­GRA­NI­CZE MIĘ­DZY RZY­MEM A PAR­TIĄ, I WIEK N.E.

STRUK­TURA DO­WO­DZE­NIA GWAR­DII PRE­TO­RIAŃ­SKIEJ

LI­STA PO­STACI

Kwin­tus Li­cy­niusz Ka­ton, try­bun do­wo­dzący drugą ko­hortą gwar­dii pre­to­riań­skiej

Lu­cjusz Kor­ne­liusz Ma­cro, naj­star­szy rangą cen­tu­rion dru­giej ko­horty gwar­dii pre­to­riań­skiej, za­pra­wiony w bo­jach we­te­ran

Ge­ne­rał Gne­jusz Do­mi­cjusz Kor­bu­lon, nowo wy­zna­czony głów­no­do­wo­dzący wojsk na wscho­dzie im­pe­rium

Ma­rek Um­mi­diusz Kwa­dra­tus, gu­ber­na­tor Sy­rii

Ga­jusz Ama­tus Pinto, kwe­stor z asy­sty gu­ber­na­tora

GWAR­DIA PRE­TO­RIAŃ­SKA

Igna­tius, Ni­co­lis, Me­tel­lus, Pla­ci­nus, Por­cino, cen­tu­rioni

Mar­cel­lus, Gan­ni­cus, Ter­tius, optioni

Cen­tu­rion Spir­caus Ke­ra­nus, awan­so­wany przez Ka­tona na do­wódcę ba­le­ar­skich pro­ca­rzy

Ru­ti­lius, cho­rąży

Ga­jusz Gla­bius, żoł­nierz au­xi­liów, ba­le­ar­ski pro­carz

Ty­tus Bo­re­nus, le­gio­ni­sta

PAR­TIA

Król Wo­lo­ga­zes, władca Par­tii

Spo­ra­ces, par­tyj­ski ge­ne­rał

Ab­da­ga­zes, kró­lew­ski skarb­nik

Książę Var­da­nes, naj­star­szy i ulu­biony syn króla Wo­lo­ga­zesa, dzie­dzic par­tyj­skiego tronu

Mi­tra­xes, am­ba­sa­dor Ar­me­nii na dwo­rze króla Par­tów

ARME­NIA

Ra­da­mist, ibe­ryj­ski książę i oba­lony król Ar­me­nii

Król Ti­ri­da­tes, brat króla Wo­lo­ga­zesa, nieco wcze­śniej po­sa­dzony przez niego na ar­meń­skim tro­nie

Ar­gha­lis, szam­be­lan na dwo­rze Ti­ri­da­tesa

Na­rses, czło­wiek z oto­cze­nia Ra­da­mi­sta, wy­zna­czony na tłu­ma­cza i ofi­cera łącz­ni­ko­wego mię­dzy Ibe­rami a Rzy­mia­nami

Ze­no­bia, żona Ra­da­mi­sta

Ber­ni­sza, słu­żąca Ra­da­mi­sta przy­gar­nięta przez Ka­tona

IBE­RIA

Król Far­sman, władca Ibe­rii, oj­ciec Ra­da­mi­sta

INNI

Lu­cjusz, syn Ka­tona, urwis

Pe­tro­nella, niańka Lu­cju­sza i ko­bieta, z którą le­piej nie za­dzie­rać

Ju­sef, ju­bi­ler gosz­czący Ka­tona w swoim domu

Gra­ni­cu­lus, kwa­ter­mistrz rzym­skiego gar­ni­zonu Bac­tris

ROZ­DZIAŁ PIERW­SZY

Kte­zy­fon, sto­lica kró­le­stwa Par­tów,

ma­rzec 55 roku n.e.

Za­cho­dzące słońce roz­świe­tliło sze­roką po­łać rzeki Ty­grys, która te­raz lśniła ni­czym roz­to­pione złoto na tle bla­do­po­ma­rań­czo­wego nieba. Po­wie­trze było nie­ru­chome i chłodne. Front bu­rzo­wych chmur, który prze­to­czył się nad mia­stem, spłu­ku­jąc je ka­skadą desz­czu, prze­su­nął się na po­łu­dnie, zo­sta­wia­jąc po so­bie le­d­wie wy­czu­walny me­ta­liczny za­pach. Służba z kró­lew­skiego pa­łacu uwi­jała się jak w ukro­pie, przy­go­to­wu­jąc pa­wi­lon nad brze­giem rzeki na wie­czorne spo­tka­nie, pod­czas któ­rego król i jego rada mieli omó­wić nowe za­gro­że­nie dla Par­tii ze strony Rzymu. Słu­żą­cych po­ga­niał, po­krzy­ku­jąc nie­cier­pli­wie i wy­mie­rza­jąc im ciosy, chudy, wy­mi­ze­ro­wany męż­czy­zna – kró­lew­ski szam­be­lan. Jego przed­wcze­sna si­wi­zna świad­czyła do­bit­nie, ile ner­wów kosz­tuje usłu­gi­wa­nie po­ryw­czemu władcy im­pe­rium roz­po­ście­ra­ją­cego się od brze­gów In­dusu aż do gra­nicy rzym­skiej Sy­rii. Król Wo­lo­ga­zes był po­chło­nięty bez reszty wi­zją przy­wró­ce­nia Par­tii daw­nej świet­no­ści i nie zno­sił, gdy ktoś choćby w naj­mniej­szym stop­niu sta­wał na dro­dze jego prze­zna­cze­nia – nie­za­leż­nie od tego, czy był to bun­tu­jący się oli­gar­cha, czy nie­zdarny, opie­szały słu­żący. Po­przedni szam­be­lan nie do­pil­no­wał, by strawa ser­wo­wana na uczcie u króla była od­po­wied­nio cie­pła, za co zo­stał pra­wie za­chło­stany na śmierć i wy­rzu­cony na ulicę. Jego na­stępca nie za­mie­rzał po­dzie­lić losu po­przed­nika, dla­tego mio­tał prze­kleń­stwa i tłukł swo­ich pod­wład­nych. Ci go­rącz­kowo roz­sta­wiali sofy, gro­ma­dzili opał do pie­cy­ków i roz­wie­szali grube ha­fto­wane ko­tary osła­nia­jące pa­wi­lon z trzech stron. Czwarta strona po­zo­stała od­sło­nięta, by król i jego go­ście mo­gli na­pa­wać się wi­do­kiem rzeki, gdy słońce cho­wało się za ho­ry­zont i gwiazdy za­czy­nały mi­go­tać na nie­bo­skło­nie, po­ły­sku­jąc świa­tłem od­bi­tym w ciem­nie­ją­cej toni Ty­grysu.

Kiedy ostat­nie je­dwabne po­duszki zo­stały sta­ran­nie roz­ło­żone, słu­żący wy­co­fali się pod jedną z ko­tar i cze­kali, pod­czas gdy szam­be­lan oce­niał ich wy­siłki i do­ko­ny­wał drob­nych ko­rekt, aż uznał, że jego pan nie bę­dzie miał czego wy­tknąć. Nie żeby Wo­lo­ga­zes miał skłon­ność do zwra­ca­nia uwagi na każdy szcze­gół ota­cza­ją­cych go luk­su­sów. Nie­mniej, po­my­ślał szam­be­lan, le­piej być skru­pu­lat­nym, niż ry­zy­ko­wać, że ja­kieś uchy­bie­nie wy­woła fu­rię mo­nar­chy. Za­koń­czyw­szy in­spek­cję, kla­snął gło­śno.

– Precz stąd, psy! Przy­nieść owoce i wino.

Gdy słu­żący od­da­lili się truch­tem, zwró­cił się do swo­jego asy­stenta:

– A ty po­wiedz sze­fowi kuchni, żeby miał po­si­łek go­towy do po­da­nia, kiedy tylko dam sy­gnał.

Asy­stent, młod­szy kor­pu­lentny męż­czy­zna, bez wąt­pie­nia aspi­ru­jący do tego, by stać się na­stępcą szam­be­lana, ski­nął głową i opu­ścił pa­wi­lon żwa­wym kro­kiem. Szam­be­lan jesz­cze raz omiótł wzro­kiem wszystko wo­kół, na­stęp­nie sta­nął przed kró­lew­skim pod­wyż­sze­niem i zmru­żył oczy, przy­pa­tru­jąc się uważ­nie so­fie, po­dusz­kom i ple­dom. Po­chy­lił się, by wy­gła­dzić fałdę, wy­pro­sto­wał się i z sa­tys­fak­cją za­ło­żył ręce na piersi. A po­tem, nie­ty­powo dla sie­bie, uśmiech­nął się pod no­sem. Ro­zej­rzał się czuj­nie. Był sam. Przy na­wale obo­wiąz­ków, które nio­sło ze sobą jego sta­no­wi­sko, ta­kie mo­menty zda­rzały się w jego ży­ciu nie­czę­sto. Ta prze­rwa miała trwać tylko chwilę, do czasu, aż słu­dzy wrócą z owo­cami i wi­nem oraz kró­lew­skim de­gu­sta­to­rem, który skosz­tuje ja­dła i na­pitku z każ­dego na­czy­nia, by król Wo­lo­ga­zes miał pew­ność, że może bez­piecz­nie bie­sia­do­wać. Par­tia była mo­car­stwem wiel­kim i sta­bil­nym, lecz jej władcy re­gu­lar­nie pa­dali ofiarą spi­sków oli­gar­chów albo am­bi­cji człon­ków rzą­dzą­cej ro­dziny.

Szam­be­lan ode­tchnął głę­boko. Uśmie­cha­jąc się na wi­dok kró­lew­skiej sofy, na­gle po­czuł w so­bie prze­możną chęć rzu­ce­nia się w te je­dwabne po­duszki. Mógł to zro­bić te­raz, kiedy nikt nie pa­trzył i nikt by się o tym nie do­wie­dział. Jego serce przy­spie­szyło na samą myśl o ta­kim nie­zwy­kłym na­ru­sze­niu dwor­skiej ety­kiety. Jesz­cze przez chwilę zma­gał się z po­kusą. W końcu cof­nął się o krok, z prze­ra­że­niem za­kry­wa­jąc usta dło­nią, gdy wy­obra­ził so­bie, co by się z nim stało, gdyby o jego wy­stępku do­wie­dział się król. Na­wet te­raz, kiedy był sam, kie­ro­wał nim strach przed jego pa­nem i władcą. Wzdry­gnął się na wspo­mnie­nie o swoim prze­lot­nym sza­leń­stwie. Sap­nął nie­cier­pli­wie, na­stęp­nie ru­szył w kie­runku scho­dów wio­dą­cych w dół, do ogro­dów roz­po­ście­ra­ją­cych się po obu stro­nach ścieżki w stronę głów­nego gma­chu pa­ła­co­wego kom­pleksu. Pierw­szy sługa wła­śnie wra­cał, nio­sąc wielką srebrną pa­terę pełną fig, dak­tyli i in­nych wy­kwint­nych owo­ców.

– Bie­giem, le­niwy psie! – wark­nął szam­be­lan i słu­żący przy­spie­szył do truchtu, roz­pacz­li­wie usi­łu­jąc nie wy­mie­szać mi­ster­nie uło­żo­nych na pa­te­rze owo­ców.

Szam­be­lan rzu­cił wo­kół ostat­nie spoj­rze­nie i w my­ślach zmó­wił krótką mo­dli­twę do Mi­try, by jego pan nie zna­lazł ni­czego, co mo­głoby go wpra­wić w zły na­strój.

Za­nim król i jego nie­wielka świta wy­ło­nili się z pa­łacu, słońce zdą­żyło scho­wać się za ho­ry­zont, zo­sta­wia­jąc po so­bie tylko ru­dawy pas nieba gó­ru­jący nad kra­jo­bra­zem po dru­giej stro­nie rzeki, który te­raz to­nął w głę­bo­kich cie­niach. Po­wy­żej brąz prze­cho­dził w fio­let i ciemny ak­sa­mit nocy, na tle któ­rego pierw­sze gwiazdy mi­go­tały ni­czym okru­chy sre­bra. Na prze­dzie ma­sze­ro­wali żoł­nie­rze z oso­bi­stej ochrony mo­nar­chy. Byli uzbro­jeni w włócz­nie i ubrani w po­włó­czy­ste bo­gato ha­fto­wane spodnie, z no­gaw­kami wsu­nię­tymi w cho­lewki skó­rza­nych bu­tów. Ich łu­skowe ki­rysy i stoż­ko­wate hełmy lśniły w świe­tle po­chodni i pie­cy­ków roz­sta­wio­nych po obu stro­nach ścieżki. Przy swoim władcy wy­glą­dali jed­nak jak naj­zwy­klej­szy me­tal przy zło­cie naj­wyż­szej próby. Wo­lo­ga­zes był wy­so­kim, do­brze zbu­do­wa­nym męż­czy­zną, z sze­ro­kim czo­łem i kwa­dra­tową szczęką, któ­rej kan­cia­stość pod­kre­ślała sta­ran­nie przy­strzy­żona ciemna broda. Oczy miał rów­nie ciemne jak wy­po­le­ro­wany he­ban, co przy­da­wało jego spoj­rze­niu bu­dzą­cej re­spekt in­ten­syw­no­ści. Mimo to w jego apa­ry­cji była też pewna jo­wial­ność. Gdy prze­ma­wiał swoim głę­bo­kim, cie­płym gło­sem, w ką­ci­kach ust ma­ja­czył uśmiech. Po­tra­fił ocza­ro­wać po­lo­tem i do­bro­dusz­no­ścią, a nade wszystko mą­dro­ścią. Jego żoł­nie­rze i cały lud wiel­bili go i byli mu lo­jal­nie od­dani. Ci jed­nak, któ­rzy znali go oso­bi­ście, wie­dzieli aż nadto, jak wy­bu­chowy ma tem­pe­ra­ment, dla­tego mieli się na bacz­no­ści, uśmie­cha­jąc się, gdy on to czy­nił, i za­mie­ra­jąc w trwoż­nym bez­ru­chu, kiedy się wście­kał.

Tego wie­czora pa­no­wał po­sępny na­strój. Do sto­licy Par­tów do­tarły wie­ści, że ce­sarz Klau­diusz zo­stał za­mor­do­wany, a wła­dzę po nim prze­jął jego ad­op­to­wany syn Ne­ron. Wo­lo­ga­zes mu­siał te­raz od­po­wie­dzieć so­bie na py­ta­nie, jak ta zmiana może wpły­nąć na dość na­pięte re­la­cje mię­dzy Par­tią a Rzy­mem, które w ostat­nich la­tach jesz­cze się po­gor­szyły. Po­wo­dem tego, jak za­wsze, był los Ar­me­nii – nie­szczę­snego po­gra­nicz­nego kró­le­stwa tar­ga­nego am­bi­cjami Rzymu i Par­tii. Ja­kieś cztery lata wcze­śniej pre­ten­dent do ar­meń­skiego tronu, książę Ra­da­mist z są­sied­niego kró­le­stwa Ibe­rii, na­je­chał Ar­me­nię, za­bił króla i jego ro­dzinę, po czym ogło­sił się no­wym władcą. Sam oka­zał się rów­nie okrutny, co am­bitny, dla­tego Or­mia­nie zwró­cili się do Wo­lo­ga­zesa, by ich uwol­nił od ty­rana. Król Par­tów po­pro­wa­dził więc swoją ar­mię prze­ciwko Ra­da­mi­stowi, który przed nim uciekł. Wów­czas Wo­lo­ga­zes osa­dził na ar­meń­skim tro­nie swo­jego brata, Ti­ri­da­tesa. To była pro­wo­ka­cja i Wo­lo­ga­zes miał tego świa­do­mość, po­nie­waż Rzym uwa­żał, że Ar­me­nia leży w jego stre­fie wpły­wów, i to od po­nad stu lat. Można więc było się spo­dzie­wać, że Rzy­mia­nom nie spodoba się in­ge­ren­cja Par­tów.

Szam­be­lan, który cze­kał przy wej­ściu, po­kło­nił się w pas, gdy przy­by­sze wcho­dzili po stop­niach do pa­wi­lonu. Straż przy­boczna za­jęła po­zy­cje na ze­wnątrz, oprócz dwóch naj­ro­ślej­szych męż­czyzn, któ­rzy usta­wili się po obu stro­nach kró­lew­skiego po­dium. Wo­lo­ga­zes usa­do­wił się wy­god­nie na so­fie, za­nim ski­nął na człon­ków swo­jej rady.

– Usiądź­cie.

W bar­dziej for­mal­nych oko­licz­no­ściach go­ście króla po­zo­sta­liby na sto­jąco, ale Wo­lo­ga­zes ce­lowo wy­brał na miej­sce spo­tka­nia pa­wi­lon, by odło­żyć na bok dwor­ską ety­kietę i za­chę­cić pod­wład­nych do swo­bod­niej­szego wy­ra­że­nia opi­nii. Gdy ci już za­jęli miej­sca na są­sied­nich so­fach, król się po­chy­lił, się­gnął po jedną z fig le­żą­cych na pa­te­rze i od­gryzł kęs, w ten spo­sób sy­gna­li­zu­jąc in­nym, że mogą się czę­sto­wać.

Wo­lo­ga­zes od­rzu­cił nad­gry­zioną figę z po­wro­tem na pa­terę i ro­zej­rzał się po go­ściach. Spo­ra­ces, jego naj­zna­mie­nit­szy ge­ne­rał; Ab­da­ga­zes, kró­lew­ski skarb­nik; książę Var­da­nes, naj­star­szy syn króla i dzie­dzic par­tyj­skiego tronu. Był jesz­cze Mi­tra­xes, przed­sta­wi­ciel Ti­ri­da­tesa, mło­dzie­niec mniej wię­cej w wieku księ­cia.

– Nie mamy czasu do stra­ce­nia, moi przy­ja­ciele – oznaj­mił Wo­lo­ga­zes – dla­tego po­zwól­cie, że przejdę od razu do sedna sprawy. Wszy­scy sły­sze­li­ście wie­ści z Rzymu. Na tron wstą­pił nowy ce­sarz. Ne­ron.

– Ne­ron? – Spo­ra­ces po­krę­cił głową. – Nic mi to imię nie mówi, pa­nie.

– Nic dziw­nego. Zo­stał ad­op­to­wany za­le­d­wie kilka lat temu. To syn ostat­niej żony ce­sa­rza Klau­diu­sza z jej po­przed­niego mał­żeń­stwa.

– Tej sa­mej żony, która, tak się składa, była rów­nież jego bra­ta­nicą – za­uwa­żył cierpko Var­da­nes. Mla­snął ję­zy­kiem i uniósł brew. – Ach, ci Rzy­mia­nie. Tacy cy­wi­li­zo­wani i przy­zwo­ici.

Inni uśmiech­nęli się na jego uwagę.

– Co wiemy o tym Ne­ro­nie? – kon­ty­nu­ował Spo­ra­ces. Był męż­czy­zną o su­ro­wej fi­zjo­no­mii, która pa­so­wała do jego braku cier­pli­wo­ści dla try­wial­nych dy­gre­sji. Więk­szość człon­ków kró­lew­skiego dworu krzy­wiła się na szorst­kie ma­niery ge­ne­rała, ma­jąc go za gbura, ale Wo­lo­ga­zes znał jego war­tość jako żoł­nie­rza i ce­nił jego ta­lenty. Poza tym Spo­ra­ces, jako syn grec­kiego na­jem­nika i pro­sty­tutki z Se­leu­cji, był po­gar­dzany przez moż­nych Par­tii i dla­tego nie sta­no­wił za­gro­że­nia dla Wo­lo­ga­zesa.

Król ski­nął na Ab­da­ga­zesa, który kie­ro­wał siatką szpie­gów do­star­cza­ją­cych Par­tom in­for­ma­cji o tym, co się działo w rzym­skim im­pe­rium.

– Czy­ta­łeś pełny ra­port. Po­wiedz im.

– Tak, pa­nie. – Ab­da­ga­zes od­chrząk­nął. – Po pierw­sze jest młody. Ma za­le­d­wie szes­na­ście lat. To jesz­cze bar­dziej chło­piec niż męż­czy­zna.

– Być może – Spo­ra­ces lekko prze­krzy­wił głowę – ale Au­gu­stus miał tylko osiem­na­ście lat, gdy po­sta­no­wił znisz­czyć swo­ich ry­wali i zo­stać pierw­szym im­pe­ra­to­rem Rzymu.

– Ne­ron to nie Au­gu­stus – skwi­to­wał rze­czowo skarb­nik. – Może jesz­cze wy­ro­śnie na ko­goś tej miary, cho­ciaż we­dług na­szych agen­tów w Rzy­mie to bar­dzo wąt­pliwe. Nowy ce­sarz uważa się za ar­ty­stę. Mu­zyka, po­etę... Ota­cza się ak­to­rami, graj­kami i fi­lo­zo­fami. Ma am­bi­cje uczy­nić Rzym czymś w ro­dzaju azylu dla ta­kich lu­dzi, sprawy mi­li­tarne na­to­miast naj­wy­raź­niej go nie po­cią­gają.

– Ar­ty­sta? Mu­zyk? – Spo­ra­ces po­krę­cił głową. – Co to za ce­sarz?

– Taki, który bę­dzie nam na rękę, jak są­dzę – po­wie­dział Wo­lo­ga­zes. – Miejmy na­dzieję, że młody Ne­ron skon­cen­truje się na swo­ich do­ko­na­niach ar­ty­stycz­nych i nie przyj­dzie mu do głowy in­te­re­so­wać się Ar­me­nią.

– Tak, pa­nie. – Ab­da­ga­zes ski­nął głową. – Mo­żemy mieć taką na­dzieję, ale by­łoby roz­trop­niej nie li­czyć tylko na to. Ne­ron może i jest dy­le­tan­tem, ale nie wolno za­kła­dać z góry, że nie przy­spo­rzy nam pro­ble­mów. Jest oto­czony przez do­rad­ców, z któ­rych wielu ma głowę na karku i już nie­raz za­szli nam za skórę. Głów­nie dla­tego, że to­czy ich rzym­ska cho­roba.

– Rzym­ska cho­roba? – Va­ra­des uniósł brew, się­gnął po drugą figę i ugryzł spory kęs. Prze­żuł nie­spiesz­nie, za­nim spró­bo­wał kon­ty­nu­ować z peł­nymi ustami. – Co to... za... cho­roba?

– Tak część z nas na kró­lew­skim dwo­rze na­zywa przy­pa­dłość Rzy­mian, któ­rzy mają ob­se­sję na punk­cie wła­snej sławy i bar­dzo sztywne po­czu­cie ho­noru. Ża­den sza­nu­jący się rzym­ski ary­sto­krata ni­gdy nie prze­pu­ści oka­zji do zdo­by­cia chwały dla swo­jego rodu. Bez względu na koszty. Wła­śnie dla­tego Kras­sus pró­bo­wał na­je­chać Par­tię i źle na tym wy­szedł. A po nim Ma­rek An­to­niusz. Nie­stety, naj­wy­raź­niej mie­rzą swoją war­tość tym, na ile uda im się prze­wyż­szyć do­ko­na­nia przod­ków, i kie­ruje nimi chęć osią­gnię­cia suk­cesu tam, gdzie in­nym się nie po­wio­dło. – Ab­da­ga­zes za­milkł na mo­ment. – Można od­nieść wra­że­nie, że po­rażki Kras­susa i An­to­niu­sza spra­wiły je­dy­nie, że Rzy­mia­nie za­częli trak­to­wać Par­tię jak wy­zwa­nie. Roz­sądni lu­dzie wy­cią­gnę­liby wnio­ski z nie­po­wo­dzeń, ale u Rzy­mian ho­nor ary­sto­kraty za­wsze bie­rze górę nad roz­sąd­kiem. Au­gu­stus był dość roz­tropny, by so­bie uświa­do­mić, że w kon­tak­tach z Par­tią wię­cej zy­ska dy­plo­ma­cją niż dzia­ła­niami mi­li­tar­nymi. Jego na­stępcy prze­waż­nie brali z niego przy­kład. Na­wet je­śli to ozna­czało scy­sje z se­na­to­rami, któ­rzy do­ma­gali się roz­pę­ta­nia wojny prze­ciwko nam. Py­ta­nie brzmi, czy nowy ce­sarz zdoła oprzeć się za­ku­som swo­ich do­rad­ców i se­natu?

– Mam szczerą na­dzieję, że tak – od­parł Wo­lo­ga­zes. – Par­tia nie może so­bie po­zwo­lić na wojnę z Rzy­mem te­raz, gdy nasi wro­go­wie knują prze­ciwko nam na in­nych fron­tach.

Var­da­nes wes­tchnął.

– Mó­wisz o Hyr­ka­nach, oj­cze?

Var­da­nes był ulu­bio­nym sy­nem króla. Miał w so­bie od­wagę, in­te­li­gen­cję i cha­ry­zmę, czyli przy­mioty, któ­rymi po­wi­nien być ob­da­rzony dzie­dzic tronu. Nie bra­ko­wało mu rów­nież am­bi­cji, a to była ce­cha, która wzbu­dzała mie­szane uczu­cia. Zwłasz­cza w Par­tii. Król spo­chmur­niał.

– Tak, mam na my­śli Hyr­ka­nów. Wy­gląda na to, że nie chcą się po­go­dzić z pod­wyżką try­butu, któ­rej od nich za­żą­da­łem.

Var­da­nes się uśmiech­nął.

– Nic dziw­nego. Co gor­sza, wła­śnie na­ra­zi­li­śmy się na­szym grec­kim pod­da­nym, zmu­sza­jąc ich, by wy­rze­kli się wła­snej mowy i tra­dy­cji na rzecz na­szych, mimo że w ca­łym świe­cie Wschodu greka to uni­wer­salny ję­zyk. A te­raz jesz­cze za­nosi się na kon­flikt z Rzy­mem z po­wodu Ar­me­nii. – Wy­są­czył łyk wina i kon­ty­nu­ował: – Oba­wiam się, że nie mie­rzymy sił na za­miary. Szcze­gól­nie w kwe­stii Ar­me­nii. Rzym i Par­tia są jak dwa psy wal­czące o kość.

Skarb­nik od­kaszl­nął uprzej­mie, za­nim się wtrą­cił.

– Wa­sza wy­so­kość uprasz­cza sprawę. Tak się składa, że ta kość na­leży do nas. Ci rzym­scy in­truzi nie mają do niej żad­nych praw. Więk­szość ar­meń­skiej ary­sto­kra­cji jest spo­krew­niona z nami. Ar­me­nia trwała lo­jal­nie u boku par­tyj­skiego im­pe­rium przez całe wieki, za­nim Rzym skie­ro­wał spoj­rze­nie na wschód.

– My­ślę, że w tej kwe­stii wszy­scy je­ste­śmy zgodni. Rzym nie ma żad­nego prawa do Ar­me­nii. Nie­mniej jed­nak ro­ści je so­bie i je­śli doj­dzie do wojny, za­gar­nie ją. Sły­sza­łem wiele na te­mat po­tęgi rzym­skich le­gio­nów. Nie oprzemy się im.

– Nie w otwar­tej bi­twie, mój książę. Je­śli jed­nak zdo­łamy unik­nąć ta­kiego star­cia, na­sze woj­ska mogą wy­czer­pać prze­ciw­nika, osła­bić go, i kiedy przyj­dzie do­godny mo­ment, ro­ze­rwać go na strzępy. Po­dob­nie jak psy my­śliw­skie za­bi­jają gór­skie niedź­wie­dzie. Czyż nie tak, ge­ne­rale? – Ab­da­ga­zes zwró­cił się do Spo­ra­cesa o wspar­cie.

Ge­ne­rał za­my­ślił się na chwilę, za­nim od­po­wie­dział:

– Par­tia po­ko­nała Rzy­mian w prze­szło­ści. Do­ko­na­li­śmy tego, po­nie­waż wkro­czyli na na­sze zie­mie bez od­po­wied­niego roz­po­zna­nia te­renu i za­pa­sów dla swo­jej ar­mii. Ma­sze­rują po­woli, na­wet bez ta­bo­rów ob­lęż­ni­czych. Tym­cza­sem na­sze woj­ska po­tra­fią się prze­miesz­czać znacz­nie spraw­niej, szcze­gól­nie konni łucz­nicy i ka­ta­frakci. Mo­żemy so­bie po­zwo­lić na to, by od­da­wać te­ren w za­mian za zy­ska­nie czasu po­trzeb­nego do wy­czer­pa­nia ich sił i za­pa­sów. To jed­nak spraw­dzi się tylko wów­czas, gdy ude­rzą przez rzeki i pu­sty­nie Me­zo­po­ta­mii. Ar­me­nia jest inna. Gór­ski te­ren daje prze­wagę ra­czej rzym­skiej pie­cho­cie niż na­szej ka­wa­le­rii. Oba­wiam się, że książę Var­da­nes ma ra­cję. Je­śli Rzym ze­chce za­gar­nąć Ar­me­nię, po­stawi na swoim.

– Pro­szę! – Var­da­nes pstryk­nął pal­cami. – A nie mó­wi­łem?

– Nie­mniej – kon­ty­nu­ował Spo­ra­ces – aby pod­bić Ar­me­nię, Rzym mu­siałby skon­cen­tro­wać swoje woj­ska. Ma naj­lep­szych żoł­nie­rzy na świe­cie, to prawda. Na­wet jed­nak oni nie mogą być w dwóch miej­scach jed­no­cze­śnie. Je­śli Rzym ru­szy na Ar­me­nię, od­słoni się w Sy­rii. Nie zna­czy to, że wów­czas ją pod­bi­jemy. To po­nad na­sze moż­li­wo­ści. Par­tia ni­gdy nie bę­dzie na tyle po­tężna, by znisz­czyć Rzym, a Rzym ni­gdy nie zbie­rze dość sił, by ujarz­mić Par­tię. Tak było za­wsze i tak już po­zo­sta­nie, mój książę. To kon­flikt, w któ­rym żadna ze stron nie może wy­grać. Z tego względu je­dy­nym roz­wią­za­niem jest po­kój.

– Po­kój! – Wo­lo­ga­zes par­sk­nął. – Pró­bo­wa­li­śmy za­wrzeć po­kój z Rzy­mem. Ho­no­ro­wa­li­śmy każdy trak­tat, a ci prze­klęci Rzy­mia­nie tylko je ła­mali, je­den po dru­gim. – Król zmarsz­czył czoło i przez chwilę zbie­rał my­śli. – Wła­śnie dla­tego w kwe­stii Ar­me­nii mu­simy za­cho­wać da­leko idącą ostroż­ność. – Po tych sło­wach zwró­cił się do przed­sta­wi­ciela swo­jego brata. – Mi­tra­xe­sie, jesz­cze nie za­bie­ra­łeś głosu. Nie masz zda­nia na te­mat no­wego ce­sa­rza w Rzy­mie i jego za­mia­rów wo­bec Ar­me­nii?

Mi­tra­xes non­sza­lancko wzru­szył ra­mio­nami.

– Moja opi­nia jest bez zna­cze­nia, pa­nie. Je­stem or­miań­skim ary­sto­kratą, po­tom­kiem dłu­giej li­nii ro­do­wej szla­chet­nie uro­dzo­nych, z któ­rych ża­den ni­gdy nie wi­dział na­szych ziem wol­nych od wpły­wów Par­tii czy Rzymu. Na­szych kró­lów zwy­kle się obala albo mor­duje. Twój brat za­siada na tro­nie od za­le­d­wie dwóch lat. Nie jest gor­szy od nie­któ­rych wład­ców, któ­rzy rzą­dzili Ar­me­nią, ani...

– Licz się ze sło­wami, kiedy mó­wisz o moim bra­cie – ostrzegł go Wo­lo­ga­zes.

– Wa­sza wy­so­kość... Przy­słano mnie tu­taj, bym zdał spra­woz­da­nie z sy­tu­acji w Ar­me­nii i po­pro­sił cię o po­moc. Uwa­żam, że bę­dzie naj­le­piej, je­śli usły­szysz szczere słowa.

Król przyj­rzał mu się uważ­nie i za­uwa­żył, że Or­mia­nin na­wet nie drgnął pod cię­ża­rem jego spoj­rze­nia.

– Od­waga i pra­wość? Czy wszy­scy or­miań­scy ary­sto­kraci są tacy jak ty?

– Nie­stety, nie, wa­sza wy­so­kość. I to jest pro­blem, z któ­rym zmaga się twój brat. Jak już po­wie­dzia­łem, nie jest lep­szy od wielu in­nych wład­ców, cho­ciaż też wcale nie gor­szy. A jed­nak był zmu­szony za­pro­wa­dzić rządy twar­dej ręki, by wy­móc po­słu­szeń­stwo w swoim kró­le­stwie.

– Jak twarda jest ta ręka?

– Nie­któ­rzy możni wolą Rzym, wa­sza wy­so­kość. Inni są prze­ciwni każ­demu ob­co­kra­jow­cowi na or­miań­skim tro­nie. Król Ti­ri­da­tes uznał, że na­leży dać na­uczkę tym, któ­rzy oka­zali nie­lo­jal­ność. Nie­stety, nie­któ­rych uznał za ko­nieczne wy­gnać, in­nych zgła­dzić. Osią­gnął jed­nak za­mie­rzony efekt i zdu­sił fer­ment.

– Wy­obra­żam so­bie. – Var­da­nes się uśmiech­nął. – Cho­ciaż śmiem twier­dzić, że ta­kim po­stę­po­wa­niem przy­spo­rzył so­bie no­wych wro­gów.

– To prawda, wa­sza wy­so­kość. Nie­mniej król Ti­ri­da­tes na­dal za­siada na tro­nie w Ar­ta­sza­cie. Jego wro­go­wie zo­stali za­stra­szeni, przy­naj­mniej na obecną chwilę. Cho­ciaż je­stem pe­wien, że wkrótce zwrócą się o po­moc w oba­le­niu króla. Je­śli jesz­cze tego nie zro­bili. – Mi­tra­xes prze­niósł wzrok na Wo­lo­ga­zesa. – Z tego względu twój brat, pa­nie, prosi cię, abyś przy­słał mu ar­mię, która po­może za­cho­wać kon­trolę nad Ar­me­nią. Ar­mię dość silną, by po­ko­nać moż­nych, któ­rzy kon­spi­rują prze­ciwko niemu, a Rzym znie­chę­cić do na­je­cha­nia jego ziem.

– Ar­mię? Tylko tyle chce ode mnie? – Król Par­tii prych­nął. – Czy mój brat są­dzi, że po­tra­fię wy­cza­ro­wy­wać ar­mię jed­nym pstryk­nię­ciem pal­ców? Po­trze­buję wszyst­kich żoł­nie­rzy, ja­kich mam, tu, w Par­tii, by upo­rać się z za­gro­że­niami dla mo­jego kró­le­stwa.

– Nie prosi o wielką ar­mię, wa­sza wy­so­kość. Wy­star­czy taka, która od­wie­dzie spi­skow­ców od prób oba­le­nia go.

– Or­miań­scy bun­tow­nicy to jedno, a Rzy­mia­nie to dru­gie. Wąt­pię, czy siły, które mógł­bym wy­słać do Ar­me­nii, by­łyby w sta­nie ich od­stra­szyć.

Mi­tra­xes po­krę­cił głową.

– Nie był­bym tego taki pe­wien, pa­nie. Nasi szpie­dzy w Sy­rii do­no­szą, że sta­cjo­nu­jące tam le­giony nie są go­towe na wojnę. Bra­kuje im lu­dzi i sprzętu. Od lat nie brały udziału w żad­nych wal­kach. Nie są­dzę, by sta­no­wiły re­alne za­gro­że­nie dla króla Ti­ri­da­tesa.

Wo­lo­ga­zes od­wró­cił się w stronę swo­jego ge­ne­rała.

– To prawda?

Spo­ra­ces za­my­ślił się na mo­ment.

– To po­krywa się z tym, co wiemy od na­szych wy­wia­dow­ców, pa­nie. Je­śli jed­nak Rzy­mia­nie zde­cy­dują się na in­ter­wen­cję, spro­wa­dzą do Sy­rii wię­cej le­gio­nów, a te już na miej­scu z pew­no­ścią za­silą no­wymi re­kru­tami. Oczy­wi­ście będą jesz­cze mu­sieli ich wy­szko­lić, a także zgro­ma­dzić za­pasy, na­pra­wić drogi i przy­go­to­wać ma­chiny ob­lęż­ni­cze. To wszystko zaj­mie wiele czasu. Może na­wet całe lata. Kiedy jed­nak Rzy­mia­nie po­sta­no­wią dzia­łać, nic ich nie po­wstrzyma. Tak z nimi jest. – Za­milkł na mo­ment, by jego słowa za­pa­dły w pa­mięć po­zo­sta­łym. – Moja rada jest taka, by nie pro­wo­ko­wać na­szego nie­przy­ja­ciela jesz­cze bar­dziej. Rzym już te­raz czuje się do­tknięty tym, że na tro­nie w Ar­me­nii za­siada Ti­ri­da­tes. Nie zde­cy­do­wał się jak do­tąd na wsz­czę­cie wojny. Je­śli jed­nak wy­ślemy woj­sko na po­moc two­jemu bratu, może to prze­wa­żyć szalę i spro­wo­ko­wać Rzy­mian do in­ter­wen­cji. Poza tym jesz­cze nie wiemy, z ja­kiej gliny jest ule­piony ten ich nowy ce­sarz, Ne­ron. Może się skło­nić ku jed­nej lub dru­giej stro­nie. Nie pod­su­wajmy więc awan­tur­ni­kom w Rzy­mie pre­tek­stu, by go prze­ko­nali do roz­pę­ta­nia wojny z nami. Za­miast tego su­ge­ruję, by­śmy go po­łech­tali cie­płymi sło­wami o przy­jaźni i po­gra­tu­lo­wali ob­ję­cia ce­sar­skiego tronu. Je­śli za­kwe­stio­nuje na­sze dzia­ła­nia w Ar­me­nii, od­po­wiedz, że by­li­śmy zmu­szeni oba­lić ty­rana oraz że nie in­te­re­sują nas żadne inne zie­mie gra­ni­czące z rzym­skim te­ry­to­rium. – Na ko­niec po­kło­nił się uni­że­nie. – Taka jest moja skromna rada, wa­sza wy­so­kość.

Wo­lo­ga­zes osu­nął się głę­biej w po­duszki i za­ło­żył ręce na pier­siach, roz­wa­ża­jąc w my­ślach wszystko, co usły­szał od swo­ich do­rad­ców. Było prawdą, że cier­pli­wość Rzy­mian miała swoje gra­nice, a on nie mógł ry­zy­ko­wać wy­sy­ła­nia bratu po­mocy woj­sko­wej w chwili, gdy w Hyr­ka­nii w każ­dej chwili mo­gła wy­buch­nąć re­be­lia.

– Cóż, wy­cho­dzi na to, że je­stem zmu­szony cze­kać, jak roz­wi­nie się sy­tu­acja. Ini­cja­tywa na­leży do ce­sa­rza Ne­rona. Niech zde­cy­duje, czego chce, po­koju czy wojny.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki