Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Ostateczna bitwa o rodzinę
TRWA ZACIEKŁA BITWA O RODZINĘ. CZAS NA PRAWDZIWY PLAN RATUNKOWY. Szatan i jego słudzy zrobią wszystko, by zniszczyć Boży plan na rodzinę i małżeństwo! Co możemy zrobić w obliczu nadciągającej konfrontacji? KSIĄDZ PIOTR GLAS, rekolekcjonista i były egzorcysta, orazDR JACEK PULIKOWSKI, ceniony doradca rodzinny, mąż i ojciec, z odwagą i determinacją przypominają nam, jaka jest prawdziwa wartość rodziny i z jakimi niebezpieczeństwami oraz atakami musi się dziś ona mierzyć. W czasach, gdy świat proponuje nam relacjeRODZINOPODOBNE, małżeństwa przeżywają kryzys spowodowany brakiem otwartości na życie oraz wiarę, podważa się tożsamość mężczyzny i kobiety, potrzebujemy mocnego i klarownego głosu opowiadającego się za Prawdą. Opierając się na własnym bogatym doświadczeniu pracy z ludźmi, ks. Piotr Glas wraz z Jackiem Pulikowskim wskazują, że rozpad małżeństw jest dziś ściśle związany z odejściem od Boga. Siostra Łucja z Fatimy powiedziała:„Ostateczna bitwa pomiędzy Bogiem a królestwem szatana zostanie stoczona w kwestiach małżeństwa i rodziny”.Czas na plan ratunkowy, bo PRZYSZŁOŚĆ LUDZKOŚCI ZALEŻY OD RODZINY.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 458
Copyright © Piotr Glas & Jacek Pulikowski & Wydawnictwo Esprit 2022
Copyright © for this edition by Wydawnictwo Esprit 2022
All rights reserved
MATERIAŁY OKŁADKOWE: © slavasam777, TomasSereda / iStock
© ARZTSAMUI / Shutterstock
REDAKCJA: Agnieszka Zielińska
KOREKTA: Anna Adamczyk, Monika Nowecka
ISBN 978-83-66859-88-3
Wydanie I, Kraków 2022
WYDAWNICTWO ESPRIT SP. Z O.O.
ul. Władysława Siwka 27a, 31-588 Kraków
tel./fax 12 267 05 69, 12 264 37 09, 12 264 37 19
e-mail: [email protected]
Księgarnia internetowa: www.esprit.com.pl
Ostateczna bitwa pomiędzy Bogiem a królestwem szatana zostanie stoczona w kwestiach małżeństwa i rodziny
SIOSTRA ŁUCJA DOS SANTOS DO KARD. CARLO CAFFARRY
Na przestrzeni dziejów ludzie żyli, pracowali i umierali, żeby utrzymywać i chronić swoje rodziny. Nie bez racji. Rodzina, wyrastająca z płodnego zróżnicowania płci, jest kamieniem węgielnym ludzkiej tożsamości. Jest głębokim źródłem bezpieczeństwa i sensu życia. Daje każdemu z nas dom i miejsce w świecie, wiążąc dawne pokolenia z przyszłymi. Stanowi dobro nie tylko dla jednostki. Arystoteles pisał, że „w rodzinie spotykamy pierwsze początki i źródła przyjaźni, i ustroju, i sprawiedliwości”1. Rodzina wyrabia w osobach do niej należących charakter moralny. Wpaja nawyki pracy, wzajemnego szacunku i panowania nad sobą. W ten sposób wzmacnia wszystkie inne instytucje społeczne. Dzięki silnym rodzinom powstają zdrowe społeczeństwa. Słabe i rozbite rodziny tworzą coś przeciwnego.
Z tego przekonania powstała książka Ostateczna bitwa o rodzinę – zapis długiej i mądrej rozmowy prowadzonej przez dwóch promotorów ludzkiej miłości i apostołów chrześcijańskiej wizji małżeństwa i rodziny. Katolicki kapłan ks. Piotr Glas, znany rekolekcjonista, proboszcz angielskiej parafii pod wezwaniem św. Józefa w Reading, wymienia się doświadczeniami i refleksją z dr. inż. Jackiem Pulikowskim, od lat zaangażowanym w duszpasterstwo rodzin i poradnictwo rodzinne. Obaj rozmówcy znani są z tego, że dla Chrystusa i Kościoła gotowi są stracić nie tylko czas i siły, ale i twarz. Z tym większą ciekawością sięgnąłem po tę nieprzeciętną książkę, będącą wypchanym po brzegi skarbcem wiedzy o współczesnych małżonkach i rodzicach. Z pewnością przyciągnie ona jak magnes uwagę również innych poszukiwaczy swego miejsca w życiu. Jej lektura daje czytelnikowi ogrom wiedzy o sprawach ludzkich relacji miłosnych, niejednokrotnie zaskakując oryginalnością i światłem odpowiedzi zgoła odmiennych od wizji lansowanej w mediach. Jej wartością dodaną jest z całą pewnością potężna zachęta do uwolnienia się od dominującego bełkotu i banału w sprawach ludzkiej intymności i do pójścia pod prąd w poszukiwaniu prawdy o sobie samym. To podręcznik umiejętności kochania drugiego człowieka i budowania trwałych relacji z nim w oparciu o sekret chrześcijańskiego zaufania do Chrystusa. Rzadko można natrafić na publikację umiejętnie łączącą zakochanie ze zbawieniem, orgazm z uświęceniem, miłość z krzyżem. Jak się okazuje, terenem walki o niebo może być nie tylko klęcznik i kaplica, lecz także sypialnia dzielona z ukochaną osobą.
Obszary duchowej walki
Rodzina powinna być zatem ważna – tymczasem współczesny model życia przyczynia się do jej cierpienia. Zazwyczaj zgodnie potakujemy, gdy słyszymy o wartości małżeństwa i rodziny, ale dzisiejsza kultura i rozwiązania prawne nastawione są na osłabienie jednego i drugiego. Upadek małżeństwa pociąga za sobą upadek rodziny, a upadek rodziny nieuchronnie prowadzi nie tylko do upadku społeczeństwa, lecz także do zaniku wiary. Jak przypominają nam papieże i święci, rodzina jest „Kościołem domowym”. Rządzona mądrze i z miłością, jest inkubatorem wiary.
Bez wielkiej przesady można powiedzieć, że uśmiercenie rodziny pociąga za sobą śmierć społeczeństwa oraz eutanazję Kościoła. Dobrze o tym wie diabeł. Z tego też powodu wielkie systemy totalitarne, których polityka doprowadziła do niewyobrażalnego w skutkach ludobójstwa XX wieku, systematycznie i planowo zwalczały rodziny i Kościoły. Zawsze istniał ścisły związek między wiarą a rodziną. Wielu niesłusznie uważa, że schyłek rodziny na Zachodzie jest skutkiem procesów sekularyzacyjnych. Jest dokładnie odwrotnie: to kryzys rodziny napędza tryby sekularyzacji społeczeństwa. Zależność tę można wyrazić następująco: to, co postanowisz zrobić w przyszłości, jeśli chodzi o rodzinę – czy ją założysz, ożenisz się, ile będziesz chciał mieć dzieci – będzie miało ogromny wpływ na to, ile czasu spędzisz (lub nie) w kościele. Oczywiście pozytywny wpływ na religijność mają rodziny liczne i trwałe. W tym sensie wręcz sejsmiczny efekt wywołało w społeczeństwie wydobycie się z butelki złego ducha antykoncepcyjnego przyzwolenia, a wraz z nim łatwiejszy do zrealizowania seks pozamałżeński oraz uwolnienie się od obawy o „niechcianą ciążę”. W skrócie: im więcej pigułki, tym mniej czasu na rodzinę, a w związku z tym mniej czasu na religię. Więcej pigułek, mniej Boga.
Historyk i analityk społeczny Christopher Lasch opisywał rodzinę jako „przystań w bezdusznym świecie”2. Praktycznie każdy człowiek marzy o udanej rodzinie. I praktycznie każda rodzina jest mieszaniną poświęcenia i egoizmu, światła i ciemności, pęknięć i odbudowy. Kultura współdziała z rodziną, żyje z nią w symbiozie. Silne rodziny tworzą silne społeczeństwo. Ale zdrowe społeczeństwo, by takie pozostało, musi także służyć zdrowiu rodziny. W naszym kraju i w naszych czasach przeciwdziałają temu różne czynniki.
John Locke, twórca myśli liberalnej, uważał tradycyjne pojmowanie struktury rodzinnej za mało praktyczne. Małżeństwo według niego było umową zawartą między autonomicznymi jednostkami, mężczyzną i kobietą, w praktycznym celu: zrodzenia i wychowania dzieci. Nie miało nic wspólnego z przymierzem. Nie oznaczało, że dwie odrębne osoby stają się „jednym ciałem”. Autorytet rodziców, zdaniem Locke’a, był tymczasowy, a nie wynikający z natury. Małżeństwo mogło zostać rozwiązane, gdy jego użytkowa rola związana z dziećmi dobiegła końca.
W podobnym kierunku podążała filozofia komunizmu. Wedle jej założeń wszelka moralność zależy od metod produkcji. Rodzina kapitalistyczna opiera się na kapitale lub indywidualnym zysku i „zniknie wraz z kapitałem”. Jeśli zlikwiduje się zasadę dziedziczenia i da się kobietom prawa równe z mężczyznami, rodzina zbudowana na własności prywatnej i wypływającym z niej prawie dziedziczenia, a także na dominacji męża nad żoną – ponieważ to on otrzymuje kopertę z wynagrodzeniem od pracodawcy – wnet zniknie. A co z miłością? Marksiści oddzielali miłość od woli i umieszczali ją w gruczołach, przekonując, że „tylko związek oparty na miłości jest moralny. Stąd związek powinien trwać tak długo, jak trwa miłość. Kiedy miłość wygaśnie bądź też zastąpi ją nowa namiętność, rozwód staje się korzyścią”3. Jak twierdziła radziecka propagandystka Aleksandra Kołłontaj, miłość jest szklanką wody, którą się pije, aby zaspokoić pragnienie. Pijesz wodę i zapominasz o szklance, a zatem cieszysz się przyjemnością, nie zwracając uwagi na osobę. W zgodzie z sowieckim kodeksem rodzinnym małżonkowie mogą się rozwieść w każdej chwili. Wystarczy jedynie wysłać pocztówkę do urzędu stanu cywilnego, który z kolei inną pocztówką powiadomi o nieistnieniu związku4. Widać, skąd się wzięła inspiracja dla współczesnego podejścia do miłości.
Zdaniem Roberta Kraynaka
rodzina chrześcijańska jest heteroseksualnym, monogamicznym związkiem ustanowionym przez Boże prawo przez wzgląd na prokreację i miłość. Jest obrazem Boga w istotach ludzkich tęskniących za nieśmiertelnością i ofiarną miłością. Już same te cechy sprawiają, że rodzina chrześcijańska jest kontrowersyjna we współczesnej demokracji, w której prawa gejów, prawo do aborcji i feminizm podważają naturalne i Boskie fundamenty rodziny5.
W epoce wszechobecnych liberalnych mediów – liberalnych wobec niektórych spraw, a nietolerancyjnych względem innych – chrześcijańskie przekonania dotyczące seksu i rodziny nie mają dobrej prasy. Wrogość wobec idei rodziny jako takiej – matki, ojca, dzieci i dalszych krewnych – jest znakiem rozpoznawczym współczesnej epoki.
Tysiące kłamstw o miłości
Trzeba przyznać, że ludzka miłość i rodzina przeżywają dziś prawdziwe trzęsienie ziemi. A to wszystko doprowadziło do oderwania się seksualności od otwartości na życie, od małżeństwa, a nawet od samej miłości. W tle natomiast odnajdujemy próbę oderwania człowieka od jego wnętrza. W wielu tekstach postnowoczesnej kultury przebrzmiewa przekonanie, iż prawdziwą naturą człowieka, jego istotą, jest jego duchowość. Ludzki duch potrzebuje uwolnienia od wszystkiego, co jest „na zewnątrz”, to znaczy od ciała i seksualności. Także i te rzeczywistości potrzebują uwolnienia, bowiem jeśli pozostają zamknięte w strukturach społecznych konwenansów, stanowią dla człowieka prawdziwą przeszkodę w wyrażeniu swego „ja”. Dla wolnego ducha nie istnieje niemoralność, dobro albo zło. Towarzyszy mu przekonanie, że potrafi on być świadomy prawdy o sobie i o swoim przeznaczeniu, toteż może przeżywać każde doświadczenie poza kategoriami winy lub zasługi. Oto nowa natura człowieka: z jednej strony utożsamiana z materiałem biologicznym podlegającym determinizmowi przyrody, z drugiej zaś postrzegana jako czysty duch niepodlegający ograniczeniom ciała. Ta druga koncepcja wiąże się z przekonaniem o czystości i spójności ducha ludzkiego niezależnie od tego, w jaki sposób i do czego używa się ciała. Ten powszechnie przyjmowany sposób rozumowania przypomina starożytną gnozę, którą św. Ireneusz z Lyonu, chrześcijański pisarz z III wieku po Chrystusie, charakteryzował następująco:
Jak złoto rzucone w błoto nie traci nic ze swego blasku, ale zachowuje swą właściwość i błoto mu nie szkodzi, tak też i oni – gnostycy – twierdzą, że jakiejkolwiek materialnej czynności się oddają, nie ma to żadnego negatywnego wpływu ani nie jest w stanie zaszkodzić ich duchowej naturze. Z tego też powodu ci, którzy wśród nich uchodzą za doskonałych, popełniają bez skrupułów wszelkie zabronione czyny, o których Pismo mówi, że „kto dopuszcza się tych rzeczy, królestwa Bożego nie odziedziczy” (Ga 5, 21)6.
Nie ma w gnostyckim sposobie myślenia żadnych moralnych barier dla ludzkiego działania, bowiem cała rzeczywistość jest rozumiana jako więzienie dla prawdziwego wewnętrznego „ja”, dla tego, co w nas boskie, dla wolnego ducha. Stąd też swobodny seks w niczym nie może naruszyć wyzwolonego z wszelkich form represji ducha. Gnostycki libertynizm odnosi się z pogardą do ciała, traktując je jako coś zewnętrznego w stosunku do prawdziwego bytu i godności osoby. W tym właśnie celu rewolucja seksualna z całą swą furią zaatakowała rodzinę, aby obalić obowiązujące w niej limity i dotrzeć do domniemanej ostatecznej wolności ducha. Można powiedzieć, że rodzina to ostatni bastion broniący sensu rzeczywistości i wyczucia granic przed całkowitym zatraceniem się w iluzorycznej dowolności. W rodzinie nie jesteśmy wszechmogącymi bogami, ale zależymy od innych, zwłaszcza od rodziców, ci zaś od Boga Stwórcy. Domniemany „nowy człowiek” pragnie uśmiercić Boga: nie potrzebuje już zależności od Niego, sam bowiem napawa się swą wątpliwą boskością. Oto motyw współczesnego buntu przeciw rodzinie. Zawsze łatwiej jest stwierdzić, że Boga nie ma, aniżeli być świadomym nieposłuszeństwa względem Jego woli. Człowiek nie chce słyszeć w sobie głosu kogoś innego, gdy zadowala się własną zachcianką; nie istnieje zaś skuteczniejszy środek na znieczulenie sumienia niż uleganie seksualnym uciechom. Święty Grzegorz z Nyssy uczył, że „spośród wszystkich namiętności wdzierających się w ludzkie serce nie ma innej o równej sile niszczenia jak rozwiązłość”7. Ogromnie skutecznym narzędziem służącym niszczeniu człowieka jest doprowadzanie do upadku jego obyczajów. Im bardziej człowiek jest zepsuty w swym postępowaniu i im bardziej pozostawiony sobie samemu ze swymi słabościami, tym łatwiejszym łupem staje się dla utopijnych ideologii. „Wysoki poziom moralny w połączeniu ze zdrowymi obyczajami rodzi świętych – mawiał Gustave Thibon – natomiast zeszpecenie go złym prowadzeniem rodzi żyjących złudzeniami rewolucjonistów”8. Wiadomo, że rodzina stanowi środowisko przekazu wartości i pozytywnych wzorców postępowania. Oderwana od rodziny jednostka różni się zdecydowanie od człowieka, którego korzenie istnienia zostały głęboko zanurzone w rodzinnej tożsamości. Społeczeństwo samotnych jednostek i społeczeństwo oparte na rodzinie to dwie całkowicie odmienne rzeczywistości społeczne.
Kościelne zmagania
W Kościele jest wiele norm i argumentów ratujących ludzi przed seksem przeżywanym w oderwaniu od miłości i odpowiedzialności za drugą osobę, choć niewiele par uszu jest dziś skłonnych się w nie wsłuchiwać. Propozycje Kościoła coraz częściej odbijają się od muru obojętności współczesnych społeczeństw, bardziej przejętych zachętą sformułowaną niegdyś przez Friedricha Nietzschego: „Zaklinam was, bracia, pozostańcie wierni ziemi i nie wierzcie tym, co wam o nadziemskich mówią nadziejach! Truciciele to są, wiedni czy nieświadomi!”9. Toczy się batalia pomiędzy tymi, którzy sami zamierzają zbudować sobie raj na ziemi, a tymi, którzy ośmielają się z nadzieją spoglądać w niebo. Dym tej walki spowijał środowiska młodych ludzi pokolenia rewolucji seksualnej 1968 roku, teraz zaś przenika święte pomieszczenia kościelnych duszpasterstw i redakcji. Także kontrasty, jakie ujawniły się podczas ostatnich dwóch synodów o rodzinie w latach 2014 i 2015, ogniskowały się wokół pytań: Czy wszelkie możliwe relacje seksualne, które zdominowały styl życia postnowoczesnych ludzi, mają w sobie coś dobrego? Czy można pomóc osobom rozwiedzionym tkwiącym w innych związkach, zapraszając ich do sakramentów? Czy nierozerwalność małżeńska nadal leży w zasięgu możliwości nowoczesnych kobiet i mężczyzn? Czy ma jeszcze sens przeciwstawianie się głównemu nurtowi fascynacji antykoncepcją?
Te pytania uświadamiają nam, że Kościół znajduje się w sytuacji nowej schizmy. Mówił o niej kard. Walter Kasper: „Nauczanie Kościoła okazuje się bardzo odległe od rzeczywistości. Mamy do czynienia z pewną praktyczną schizmą. Wielu chrześcijańskich małżonków, dla przykładu, nie żyje już według wskazań encykliki Humanae vitae na temat antykoncepcji”. Rozwiązaniem według niemieckiego hierarchy byłoby postawienie na prymat duszpasterstwa ponad doktryną, „która nie może pozostać abstrakcyjną wykładnią”10. Kardynał Gerhard Ludwig Müller, były prefekt Kongregacji Nauki Wiary, przestrzegał przed nieuzasadnionym rozdzielaniem nauczania kościelnego od praktyki, dodając, iż może to doprowadzić do podobnych skutków jak rebelia protestancka 1517 roku: „Trzeba żyć tak, jak się myśli, inaczej bowiem dojdzie się do myślenia tak, jak się żyje”11. Mimo że obaj kardynałowie niemieccy zdają się mówić o tym samym, ich oceny zjawiska są diametralnie odmienne. Niewielu jest jednak zainteresowanych wstępowaniem na ślubne kobierce, kogo zatem może interesować spór między dwoma teologami? Niektórzy sarkastycznie dodają, że dziś małżeństwami przejmują się tylko księża i homoseksualiści – przy czym jedni stają w obronie tych tradycyjnych i sakramentalnych, drudzy natomiast walczą o przyznanie im jak największej liczby praw. Batalia, w którą angażuje się Kościół, ma jednak głęboki sens. Chodzi w niej nie tylko o kształt społeczeństwa i ochronę uprzywilejowanego środowiska osobotwórczego, jakim jest rodzina12. Małżeństwo jest sakramentem Chrystusa Zmartwychwstałego. Nawet gdy się fizycznie rozpadnie, nie przestanie być drogą zbawienia dla uczniów Jezusa.
Dziś Kościół, małżeństwo, seksualność, wolność, prawda, łaska i miłosierdzie znalazły się na jednej płaszczyźnie wzajemnych zależności, przyczyniając się do powstania diametralnej różnicy między życiem skoncentrowanym na tymczasowości a tym zorientowanym na wieczność.
Problemolodzy i rozwiązywacze
Kardynał Giacomo Biffi, przemawiając w przeddzień konklawe 2005 roku, zacytował Mafaldę ze słynnej argentyńskiej kreskówki Joaquína Lavado:
Świat jest pełen „problemologów”, lecz brakuje „rozwiązywaczy”. Ile zamieszania, pogubienia i pobłądzenia spadło w tych latach na Lud Boży, zasmucając zwłaszcza maluczkich? W tym całym zamęcie nieraz można ulec wrażeniu, że dziś o wiele bardziej w modzie są „problemolodzy” niż „rozwiązywacze”. Tymczasem miłość prawdziwa trwa na wieki i odmienia serca oraz przeznaczenie wieczne ludzi. Miłość podnosi się, by przeciwstawić się złu. Niszczy je, biorąc je na siebie. Miłość nie może sprzeciwiać się zamiarom Boga, prawom Bożym. Dzisiejszy świat tego nie rozumie, bo nie zna już Boga13.
Zdaniem kardynała z Bolonii wszyscy możemy zbliżyć się do miłosierdzia Bożego. Ważne, by go nie zbanalizować – podobnie jak nie możemy banalizować Kościoła, jego nauczania i dyscypliny. Sztuka duszpasterzowania wymaga dwóch rzeczy: ukazywania najpełniejszego chrześcijańskiego przesłania bez ogródek i kompromisów oraz cierpliwego zanurzania się w ludzką połowiczność. Trzeba uważać, by przy tym nie pominąć innej ważnej sprawy – nie wolno lekceważyć prawdy! Unikanie mówienia o niej wcale nie oznacza, że bardziej wierzy się w zbawienie. Odrzucanie wiary w piekło wcale nie wzmacnia przekonania o istnieniu nieba. Człowiek, który szuka Boga i Kościoła skrojonego na własną miarę lub na miarę dominujących mód, już się Boga w zasadzie wyrzekł.
Drogi czytelniku, książka ta wpisuje się w dzieje chrześcijańskiego radykalizmu. Domaga się podejścia do życia z pasją. O jaką pasję chodzi? O miłość. Prawdziwa Miłość przyszła do nas z nieba. Narodziła się na obrzeżach rzymskiego imperium, na wzgórzu zwanym Kalwarią, w piątek zwany Wielkim Piątkiem. Był to Ogień, który zapłonął w pewnym Człowieku ukrzyżowanym za grzechy świata, a ekstatyczny szczyt osiągnął siedem tygodni później, w dzień Zesłania Ducha Świętego, gdy pokazał się w postaci płonących języków, potem zaś przyjął postać męczeństwa, mistycyzmu, działalności misjonarskiej i apostolatu. Zmiótł ze świata greckie ideały umiarkowania i rzymską obojętność wobec prawdy. Ludzie byli tak pochłonięci miłością, że opuszczali domy, aby głosić Dobrą Nowinę. Młode kobiety całe serce oddawały swoim małżonkom. Przez pokolenia ta pochodnia była przekazywana i miliony tak bardzo kochały swego Pana, że żadne pochlebstwa nie mogły zmusić ich do odwrócenia się od czegoś, co sprawiało, że wszelkie ziemskie rzeczy wydawały się próżne. To rodzaj ognia, którego nam brakuje. Choć miłość wciąż ogarnia niektórych wiernych, to jeśli chodzi o świat, jakby przestała istnieć, a jej ogień przygasał.
Młodzi ludzie szukają ognia, miłości. Chcą też wierzyć, że istnieje zło na świecie i że człowiek winien je zwalczać. Niestety dzisiejszy świat przekonał ich, że jedyne zło jest w porządku pieniądza. Uwierzyli zatem, że można pogodzić pasję walki z powszechną niesprawiedliwością z kompletnym zaniedbaniem własnej prawości. Mają sumienie czułe, by zwalczać zło innych, ale nie mają żadnej siły, by przeciwstawić się własnemu. Toczą walkę z rzekomą podłością innych, lecz zrzucają z siebie obowiązek powierzenia się Bogu. Akcje sprzątania popychają ich do angażowania się w zaprowadzanie porządku na coraz to nowych obszarach, tymczasem nikt nie wyrzuca śmieci zalegających we własnym sercu. Dzieje się jak w przypowieści o pustym domu: wypędzamy diabła z naszych głów i domów, lecz skoro miłość w nich nie mieszka, siedem innych demonów, gorszych od poprzedniego, przybywa, aby je zasiedlić. Człowiek nie może żyć bez wielkiej miłości, w przeciwnym wypadku da się pochłonąć tandecie i podróbkom.
Książka ta nie jest nowym poradnikiem „sztuki kochania” ani też pseudoreligijnym podręcznikiem moralności. Autorzy nie chcą stawać ani po stronie „problemologów”, ani po stronie „rozwiązywaczy”. Wiedzą, że czekają nas trudne czasy. Będą one wymagały „przepasanych bioder i zapalonych pochodni” (por. Łk 12, 35) – ale nie wolno nam tracić ufności. Bóg prowadzi nasze życie. Chrystus przelał za nie swoją krew na krzyżu i daje nam swego Ducha. Ci, którzy napisali tę książkę, a także ci, którzy ją wydali, dobrze wiedzą, że
Przyjdzie […] chwila, kiedy zdrowej nauki nie będą znosili, ale według własnych pożądań – ponieważ ich uszy świerzbią – będą sobie mnożyli nauczycieli. Będą się odwracali od słuchania prawdy, a obrócą się ku zmyślonym opowiadaniom. Ty zaś czuwaj we wszystkim, znoś trudy, wykonaj dzieło ewangelisty, spełnij swe posługiwanie! (2 Tm 4, 3–5)
Im silniejsze wieją lodowate wiatry zmian i rewolucji, tym więcej potrzeba nam ognia prawdziwej miłości.
ks. Robert Skrzypczak
Siostra Łucja w słowach wypowiedzianych do kard. Caffarry stwierdziła, że ostateczna bitwa z szatanem będzie się toczyła o rodzinę. Nie ma wątpliwości, że jesteśmy już świadkami tej bitwy – coraz więcej małżeństw się rozpada, wiele państw zalegalizowało małżeństwa jednopłciowe, wiele osób nie decyduje się już w ogóle na założenie rodziny. Czy ma jeszcze sens jakakolwiek rozmowa o rodzinie we współczesnym świecie?
JACEK PULIKOWSKI: Zacznę trochę niestandardowo. Świętej i niezapomnianej pamięci ks. Pawlukiewicz opowiadał kiedyś anegdotę. Zgłosiło się do niego pewne duszpasterstwo i zapytało, czy ksiądz może przyjechać do nich na rekolekcje albo wykład. „No dobrze – mówi Pawlukiewicz – zapisuję w kalendarzu. A o czym wam powiedzieć?” „O seksie” – pada odpowiedź. „A może coś o Bogu?” – dopytuje ks. Pawlukiewicz. „Nie, nie, o seksie”.
Myślę, że wielu czytelników będzie się bało, że będziemy mówili wyłącznie o seksie. Ale my postaramy się tu mówić dużo o Bogu, który ma wyjątkowy plan dla człowieka. I tym planem jest niewątpliwie rodzina. Jak my, współcześni, myślimy teraz o rodzinie? Gdzie te rodziny są? Jak funkcjonują? Ksiądz Piotr powiedział kiedyś, że teraz coraz częściej mamy do czynienia z „produktem rodzinopodobnym”, że w wielu przypadkach współczesna rodzina jest karykaturą tego, czego dla nas chce Bóg.
JP: Już na początku muszę zaznaczyć, że mój ogólny ogląd stanu rodziny jest troszeczkę wypaczony, dlatego że od ponad czterdziestu lat spotykam się w poradni dla małżeństw z małżeństwami w kiepskiej kondycji. Tam przychodzą małżeństwa, które mają kłopoty. Od tego zacznijmy. Nie mam wiele styczności ze świetnymi rodzinami (poza własną i rodzinami zaprzyjaźnionymi), a poznaję „od podszewki” głównie te, które się najgorzej mają. A tych jest dużo. Mogę powiedzieć bardzo ogólnie, że gubią się te rodziny, które odchodzą od Boga, Jego przykazań i łask sakramentalnych. Takie jest moje doświadczenie. Oczywiście osobie niewierzącej może wydawać się to dziwne, a nawet dziwaczne, ale jest to potwierdzone tysiącami przykładów. Dodam do tego jeszcze jedną rzecz: jeśli małżeństwa, które się pogubiły, padną na kolana, zaczną od spowiedzi, od powrotu do modlitwy, do sakramentów, to się „zbierają”. I to w sytuacjach absolutnie nieprawdopodobnych. Takich, że po ludzku wydawać by się mogło: nie mają szans się pozbierać. I kolejna ważna rzecz, tym razem dla tych, którzy się jeszcze nie pogubili: żeby się po prostu mocno trzymali Boga i przykazań. Bo małżeństwo jest pomysłem Pana Boga. W nauce Kościoła czytamy: „Małżeństwo bowiem nie jest wynikiem jakiegoś przypadku lub owocem ewolucji ślepych sił przyrody: Bóg-Stwórca ustanowił je mądrze i opatrznościowo w tym celu, ażeby urzeczywistnić w ludziach swój plan miłości”14. Tyle że Stwórca do tego swego pomysłu dołączył receptę na małżeństwo, czyli swoistą instrukcję obsługi – dekalog. Trzy pierwsze punkty z dziesięciu przykazań dotyczą relacji z Producentem, siedem następnych – relacji międzyludzkich. To jest niezawodna recepta na udane życie człowieka i udane małżeństwo.
W ostatnim czasie ludzie masowo odchodzą od Boga.
JP: Tak, oczywiście składa się na to wiele czynników. Ale z tego właśnie powodu sypią się rodziny. To moim zdaniem jest ze sobą absolutnie organicznie związane: odejście od Boga wiąże się z rozpadem rodziny. A nawiązując do słów siostry Łucji, mówiącej o tym, iż największa walka stoczy się o rodzinę, chciałbym przypomnieć, że wielką walkę o rodzinę podjął Jan Paweł II. Słyszeliśmy od niego wielokrotnie, że przyszłość ludzkości idzie przez rodzinę. Nie mam żadnych wątpliwości, że to jest nie jakieś puste hasełko, tylko istota rzeczy. Bo rodzina jest jedynym terenem, w którym można przekazywać człowiekowi wartości. Wychowanie do wartości, a zwłaszcza do miłości musi się odbywać w rodzinie. Więc jeśli uda się światu, siłom zła, zniszczyć rodzinę, to świat ulegnie samozagładzie. Jestem o tym przekonany. Poza rodziną można „wyhodować” człowieka, natomiast wychować go do wartości – nie. Nie mam wątpliwości, że stan rodziny się pogarsza i jest to ściśle związane z odchodzeniem od Boga. Osłabienie wiary wyrażające się zanikiem praktyk zawsze wpływa na osłabienie kondycji małżeństw i rodzin. Potwierdzają to tysiące znanych mi przypadków małżeństw w kryzysie. Natomiast nie podejmę się szacunków, jaki procent małżeństw podających się za wierzące też się rozpada. Na pewno jest to wielokrotnie mniej niż wśród podających się za niewierzące. Dodajmy, że małżeństwo naprawdę wierzące i trzymające się Boga i Jego przykazań po prostu nigdy się nie rozpadnie. Widzę wśród małżeństw w kryzysie wyraźną tendencję do odchodzenia od Boga; to poprzedza początek rozpadu.
Przeważnie tak jest, że jeśli się od czegoś oddalamy, w to miejsce pojawia się coś nowego. Odchodząc od Boga, znajdujemy sobie nowe przestrzenie. Czy może je pan wskazać, nazwać?
JP: Oczywiście, że mogę. Na pewno przyczyną odejścia jest hedonizm, zaniechanie jakiejkolwiek pracy nad sobą, świadomie wybranej ascezy. Wiąże się z tym odrzucenie wszelkich „krępujących” zasad (czytaj: chroniących przed grzechem, czyli przed samozniszczeniem). Otwiera to perspektywę, że oto człowiek sam dla siebie staje się bogiem, on ustala, co jest dobre, a co złe, co mu przyniesie szczęście. Staje na miejscu Boga i czyni siebie kreatorem. Odpowiadając na pytanie: nową przestrzenią jest pole do nieskrępowanego… grzeszenia. Myślę, że warto trochę konkretniej przyjrzeć się mechanizmowi odchodzenia od Boga. Od Boga odchodzą przede wszystkim ci, którzy nie radzą sobie z przykazaniami. Jeśli chodzi o mężczyzn, najczęściej dzieje się to w sferze seksualności. Kiedy nastolatek budzi się hormonalnie, w sposób naturalny pojawia się w nim zainteresowanie drugą płcią. Ta sfera zaskakuje niedojrzałego chłopaka bardzo silnymi reakcjami ciała. On nie był przygotowany na walkę z pokusami, na walkę o własną czystość. Jego ciało zaczyna reagować na bodźce, których jest pełno w otaczającym go świecie. Bodźce te są generowane z premedytacją i mają na celu zniewolenie ludzi seksualnością. Jest wiele środowisk, które młodemu chłopakowi podsuwają pod nos (po zaledwie jednym kliknięciu) bardzo silne bodźce, z którymi on po prostu sobie nie radzi. W tle jest oczywiście często brak ojca, brak rozmów o dojrzewaniu, o procesie samowychowania, brak miłości w domu. Odbierający silne bodźce dorastający człowiek zwyczajnie nie potrafi nad nimi zapanować, a to prowadzi do tego, że nie radzi sobie z przykazaniami, a konkretnie z przykazaniem „nie cudzołóż”, wymagającym od człowieka czystości, panowania nad sobą w dziedzinie płciowości. Zaczyna się konflikt sumienia, konflikt z Bogiem i nauczaniem Kościoła tłumaczącym zamysł Boga. Nieświadomie zagubiony młody człowiek tylko szuka pretekstu, żeby odejść od Kościoła. A świat skwapliwie podsuwa te preteksty – rozdmuchując prawdziwe i generując nieprawdziwe problemy. Kryzys Kościoła, zagubienie kapłanów… to wystarczy niejednemu, aby odejść. Młodzi często widząc, że jakiś kapłan się pogubił i daje fatalne „świadectwo”, myślą, że taki jest Bóg, taki jest Kościół. I decydują się na odejście z Kościoła. Przypisują sobie szlachetne intencje zerwania ze złem, podczas gdy dezerterują z pola walki o swoją czystość i w efekcie o swoje szczęście. Oczywiście popełniają poważny błąd życiowy, poprzedzony błędem w rozumowaniu. Bowiem złe postępowanie i błędy choćby wszystkich księży na świecie w niczym nie świadczą o świętości Kościoła założonego przez Chrystusa. W niczym nie świadczą o Bogu. Ludzie wyciągają wniosek o Bogu, patrząc na konkretnego kapłana albo częściej na jakąś wizję zdeprawowanego kapłana, którą przygotowała, spreparowała propaganda. Ta wizja jest często nieprawdziwa albo co najmniej przesadzona. Wracając jednak do sedna – zniszczenie małżeństwa, zniszczenie rodziny jest mocno związane z praktycznym odejściem w życiu od przykazań. Chociażby przykazania „nie cudzołóż”. W moim przekonaniu jest to podstawowa linia frontu w walce dobra ze złem. Od wielu lat mam kontakt z rozpadającymi się małżeństwami i wszystkie, z którymi pracowałem, miały problem z seksualnością, najczęściej poprzedzony – i zapewne przynajmniej częściowo spowodowany – pornografią. Wszystkie. Także wszyscy kapłani, których znałem, a którzy odeszli z kapłaństwa, odchodzili właśnie z powodu niedostatecznego panowania nad sferą płciowości. Nawet jeśli początkowo wydawało się, że tak nie jest, później w tle pojawiał się jakiś związek… Sfera seksualności jest warta specjalnego pochylenia się, bo tu się dokonuje główny atak sił zła na człowieka.
A to przekłada się na rodzinę.
JP: Oczywiście, to, w jakim stanie młody mężczyzna i młoda kobieta wchodzą w małżeństwo, przekłada się bezpośrednio na jakość ich małżeństwa i założonej rodziny. Poranienia wnoszone w małżeństwo bywają naprawdę wielkie. Chłopak najczęściej gubi się w okresie dojrzewania. A jeżeli nie poradzi sobie ze sferą seksualną w tym czasie, potem dopadnie go ona w małżeństwie, w życiu samotnym czy jako księdza. Nie chcę tu powiedzieć, że sfera seksualności jest jedynym źródłem tragedii, jednak świat wielkich mediów wmawia nam, że poprzez działania seksualne dokonuje się nasze podstawowe spełnienie w życiu. Mówi o seksie kompletnie oderwanym od trwałej więzi, od małżeństwa i rodziny, i od przekazywania życia w miłości. Tak jak na mężczyzn „poluje się” poprzez obraz (bo jesteśmy wzrokowcami), tak dziewczyny i kobiety próbuje się deprawować poprzez wyobraźnię, bodźce psychogenne. Mamy zalew piśmideł dla dziewcząt i kobiet, w których dominuje „miłość”. Tyle że nie ta prawdziwa: dozgonna małżeńska i matczyna, tylko jej karykatura polegająca na zabawach i przygodach seksualnych w dowolnej konfiguracji. Dziewczęta zwodzi się chwytliwymi hasełkami typu: „Grzeczne dziewczynki idą do nieba, niegrzeczne mają raj na ziemi”. Wiele niedojrzałych dziewczynek niestety daje się na to nabrać. Brzmi zachęcająco. Już teraz możesz osiągnąć raj, a nie jakieś tam niebo, nie wiadomo kiedy i gdzie. I taka młoda dziewczyna często rusza na poszukiwanie tego raju w alkoholu, narkotykach, seksie. W wieku dwunastu–trzynastu lat jest zniszczona na całe życie. Oczywiście zawsze może się pozbierać. Święta Maria Magdalena też się pozbierała. Ale ta dziewczyna już ma rany, które do końca życia będą ją boleć, nawet jeśli się zabliźnią. A miała mieć raj, tak? Myśli, że jest nowoczesną, niepruderyjną dziewczyną, którą wszyscy (zdeprawowani) klepią po plecach… A tak naprawdę rujnuje swoje życie i swoją przyszłą rodzinę. Rani boleśnie swych rodziców, bliskich. I oczywiście jeżeli kiedyś wejdzie w małżeństwo, to z tym bagażem będzie ono narażone na wielkie niebezpieczeństwo.
Księże Piotrze, a od strony duchowej rzeczywiście jest tak, że mamy teraz do czynienia z „produktem rodzinopodobnym”?
KS. PIOTR GLAS: Trzeba powiedzieć bardzo wyraźnie, że od strony duchowej szatan rzucił dziś ostateczne wyzwanie rodzinie i człowiekowi, który z rodziny wychodzi. Szatan nienawidzi małżeństw chrześcijańskich, zwłaszcza wierzących, oraz modelu rodziny według zamysłu Stwórcy. Dokładnie wie, gdzie i jak trzeba uderzyć, żeby zniszczyć nas jako ludzi stworzonych na obraz i podobieństwo Boga. Dlatego właśnie najmocniej dzisiaj uderza w rodzinę. Bóg, Stwórca człowieka, Stwórca rodziny, przygotował dla nas swój plan. A szatan, który jest „małpą Boga”, chce nam pokazać, że za jego sprawą powstanie jakaś kompletnie nowa, alternatywna rzeczywistość, antystworzenie. Jest to wprowadzenie nowego ładu, nowych systemów wartości i nowego spojrzenia na świat. To od jakiegoś czasu dzieje się bardzo intensywnie. Szatan na płaszczyźnie duchowej wprowadza swój demoniczny ład i zrobi wszystko, żeby ludzie uznali ten nowy porządek, nowy model rodziny i nowe prawa.
Jakie to są prawa?
PG: Najpierw musimy sobie przypomnieć, jakie są prawa Boże. Podstawowym prawem jest prawo do życia każdego człowieka i prawo do posiadania rodziny. Zobaczmy, jak bardzo atakuje się teraz prawo do życia, jak potężna jest promocja prawa do aborcji i eutanazji. W większości tak zwanych krajów rozwiniętych to prawo jest już w zasięgu ręki każdej kobiety, każdego człowieka. Kobieta może zdecydować i wybrać, czy poczęty w jej łonie człowiek będzie żył, czy też nie.
Aborcja staje się wręcz prawem człowieka.
PG: Dokładnie tak wygląda ten nowy demoniczny ład. Aborcja staje się powszechnym prawem człowieka, tylko silniejszego człowieka, czyli można mówić o prawie dżungli. Silniejszy ustanawia i realizuje swoje prawa. Druga kwestia to prawo do rodziny. Zobaczmy, co się dzieje na tym polu. Szatan walczy, żeby wprowadzić alternatywę tego, co było zamiarem Boga od stworzenia świata. Przeprowadza definitywny i zmasowany atak na to, w co wierzymy, co jest zapisane w Starym Testamencie, a potwierdzone i jasno wyjaśnione przez Jezusa Chrystusa w Ewangelii. Diabeł, ten odwieczny kłamca i szyderca kpiący z Bożych postanowień, wprowadza swoją wizję antyrodziny, w której już nie chodzi o błogosławiony związek kobiety i mężczyzny, ale o wersje alternatywne: kobiety z kobietą, mężczyzny z mężczyzną, kobiety z dzieckiem, które pojawiło się na świecie dzięki istnieniu tak zwanych banków spermy… i na pewno to jeszcze nie koniec tych demonicznych pomysłów. To jest dziś najpotężniejsze uderzenie ojca kłamstwa i szyderstwa w Boży plan. Nikt o zdrowych zmysłach nie może temu zaprzeczyć. Szatan wie, że w ten sposób zniszczy religijność rodzin i tradycje przekazywania chrześcijańskiej wiary z pokolenia na pokolenie, a może wręcz uniemożliwi jej przekaz następnym pokoleniom, spowoduje wielki kryzys powołań do kapłaństwa, a przez to ograniczy dostęp do Eucharystii i innych sakramentów. Niestety, nie cofnie się przed niczym, aby zrealizować swój przewrotny plan. Z bólem trzeba stwierdzić, że używa do osiągnięcia swoich perfidnych celów nawet ludzi Kościoła. Ja to nazywam „judaszowym kapłaństwem”; rozplenia się ono wśród duchowieństwa wszelkiej rangi. Dzisiaj bardzo wyraźnie widzimy tego owoce. Biblia nam mówi, że szatan przychodzi, aby zabijać, kraść i niszczyć. W samej jego naturze leży nienawiść do tego, co pochodzi od Boga, oraz niewyobrażalna zazdrość. On cały czas zazdrości Bogu, że Bóg jest Najwyższym Panem, zazdrości Mu, że jest wszechmogący. Tak zrodził się jego bunt przeciwko Bogu. Doskonale wiemy, jak do tego doszło. Szatan pragnie być na równi z Bogiem. „Nie będę służył”. Dlaczego tak zrobił? Bo w swojej niczym nieograniczonej pysze chce udawać Boga. Dlatego uzurpuje sobie Jego władzę i potęgę, ale jednej rzeczy nie może uczynić. Nie może stwarzać, bo sam jest stworzeniem. Może jedynie zdobywać nasze dusze dla siebie. Tylko Bóg stwarza nowe życie i tylko On przekazuje nowe życie poprzez małżonków, poprzez małżeństwo kobiety i mężczyzny. Stwarza ludzi, aby Jemu samemu oddawali cześć i uwielbienie tu, na ziemi, oraz w niebie, a szatan jedynie przez pokusy i zwiedzenie jest zdolny buntować istniejące stworzenia przeciwko Bogu. Dlatego robi wszystko, żeby zniszczyć małżeństwa i model rodziny, który został stworzony według zamysłu Boga. Obecnie w propagandzie antyrodzinnej ważne jest to, aby rodziło się coraz mniej dzieci. Promuje się egoistyczne hasła o życiu skierowanym tylko na siebie, o realizacji własnych planów, zainteresowań, o samorozwoju, karierze zawodowej, osobistej, osiąganiu coraz to nowych celów, czerpaniu przyjemności z życia. Poprzez środki masowego przekazu, szkoły i oficjalne państwowe programy promowany jest model rodziny całkowicie przeciwnej chrześcijaństwu. Z całą pewnością możemy to nazwać alternatywnym stworzeniem lub „produktem rodzinopodobnym”. Dzieci, jeżeli przychodzą na świat w takich związkach, wiedzą mało lub nie wiedzą nic o Bogu, są wychowywane w całkowitej obojętności na Niego i świat duchowy. Nie tylko nie wielbią już Boga, ale w późniejszym okresie swojego życia powielają ten sam model antychrześcijański i antyrodzinny, a same żyjąc w grzechu, dołączają do licznych chórów bluźnierców Boga. I o to właśnie chodzi szatanowi: aby jak najwięcej ludzi poprzez grzeszny – lub jak kto woli: nowoczesny – styl życia bluźniło Bogu, żyło wbrew Jego przykazaniom, przeciw temu, co Bóg ustanowił od początku świata. Szatan doskonale wie, że musi zacząć swoje dzieło destrukcji już w samym zarodku, a zarodkiem tym zawsze jest rodzina. Oczywiście, że cuda się zdarzają, a z patologicznych, chorych rodzin wychodzą ludzie wspaniali i bardzo wartościowi. Niestety zazwyczaj bywa tak, jak to określa stare polskie przysłowie – czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci.
Szatanowi chodzi tylko o to, żeby coraz mniej ludzi było po stronie Boga.
PG: Tak. Jemu chodzi o to, żeby „tworzyć” produkty podobne, ale niemające z Bogiem i Jego odwiecznym i niezmiennym prawem nic wspólnego, produkty skierowane na bluźnierstwo. On chce po swojemu urządzać ten świat, niejako stwarzać go na nowo według własnego zamysłu i planu. My, ludzie XXI wieku, jesteśmy tego świadkami. Głównym celem piekła jest rozbicie rodziny, chrześcijańskich małżeństw, stworzenie nowych modeli i wizji rodziny bez Bożego błogosławieństwa lub możliwości prokreacji. Cel tego działania jest jeden: powstrzymanie misji Kościoła, a przez to paraliżowanie wypełniania sensu jego istnienia, jakim jest uświęcanie i zbawienie ludzi. Widzimy doskonale, jak wygląda sytuacja w seminariach na całym świecie: świecą pustkami. W Polsce jest dwóch, trzech kleryków na roku. A kiedyś na pierwszy rok do seminarium potrafiło się zgłosić kilkudziesięciu mężczyzn. Ale skąd oni mają przychodzić? Przecież Kościół to my, nasze Bogiem silne rodziny oraz dzieci wychowane w zdrowym duchu wiary. Niestety jesteśmy w całkowitym odwrocie, a z Kościołem coraz mniej jest ludziom po drodze.
Słyszałem kiedyś historię, jak jeden z papieży, zaniepokojony sytuacją w Kościele, dzielił się swoimi zmartwieniami z kardynałami. Jeden z nich powiedział: „Ojcze święty, proszę się nie martwić, bo przecież Jezus obiecał, że łódź Piotrowa nigdy nie zatonie”. Na to papież miał odpowiedzieć: „Tak, ale Pismo Święte nic nie mówi o tym, co Jezus myślał o załodze okrętu”. Ile w tym mądrości. Kościół nie zatonie, ale co stanie się z nami, ze zbawieniem milionów pogubionych chrześcijan? Jeżeli od wielu już lat młodzi ludzie są wychowywani na wszystkich frontach w duchu antyreligijnym, w obojętności na Boga i Jego przykazania, niechęci lub – co gorsza – nienawiści do Kościoła i wszystkiego, co z nim związane? Jeżeli rodziny są niewierzące lub wierzące słabo, porozbijane, to czy z takich rodzin wyjdą mądrzy i święci kapłani? Nie będzie klasztorów i domów zakonnych, nie będzie młodych i świętych ludzi gotowych podjąć misję Kościoła, walczyć za Chrystusa i Jego Kościół. A jeśli nie będzie kapłanów, to nie będzie także posługi, nauczania Ewangelii oraz dostępu do sakramentów. Kto będzie kierował Bożym okrętem płynącym po coraz burzliwszych wodach świata? Dlatego chrześcijańska rodzina jest najważniejszym celem zawziętego i nienawistnego ataku szatana. To jest wojna o wielką stawkę, a szatan jest tego świadomy. Wojna o Bogiem silną rodzinę, o Kościół Chrystusowy, tradycję i wartości chrześcijańskie. Dzisiaj w wielu rodzinach Boże Narodzenie to tylko św. Mikołaj na saniach z reniferami, migająca choinka, prezenty i szturm na galerie handlowe. Wielkanoc to pisanki, zajączek i śmigus-dyngus, a gdzieś pomiędzy tymi świętami wysilamy się na wystawne chrzciny czy ckliwą Pierwszą Komunię. Wysyłamy hurtowo do bierzmowania, a śluby zamieniamy na quasi-sakralne eventy. To raczej wygląda na imitację wiary, parodię chrześcijaństwa – a na tym właśnie tak bardzo dzisiaj zależy szatanowi. W takim duchu nie Bogu, ale diabłu, duchowi tego świata, oddajemy pokłon w naszych sercach i rodzinach.
A wigilia coraz częściej jest zamieniana na wyjazd do pensjonatu, na narty, do spa.
PG: A jeśli już jest jakiś rodzaj wigilii, to jest to sentymentalne spotkanie przy kolędopodobnej muzyczce i prezentach, często bez rodziny, nawet bez tradycyjnych wigilijnych potraw, ale za to w gronie przyjaciół i znajomych. A przecież tradycja chrześcijańska, szczególnie w Polsce, rozumie ten dzień zupełnie inaczej. Szatan ma na celu rozmydlić lub wykasować wszystkie tradycje chrześcijańskie. Jego marzeniem jest wprowadzenie teraz innego, idącego z duchem czasu modelu, nowego porządku, aby zapanować nad tym światem. Jakże wielu ludzi świeckich – ale też duchownych – dało się wmanipulować w ten nowoczesny styl demonicznej propagandy. Do osiągnięcia pełnego sukcesu ciągle przeszkadza szatanowi idea mocnej chrześcijańskiej rodziny, w której katolicka wiara i tradycje będą pielęgnowane i zachowywane. Dlatego też jesteśmy świadkami bezprecedensowego ataku na rodzinę, bitwy o młode pokolenia, bitwy, w której szatan i jego współpracownicy nie biorą jeńców. Ksiądz kardynał August Hlond wypowiedział przed laty wciąż bardzo aktualne słowa: „Mówią, że to powiew Europy, a w rzeczywistości wieje tu woń przykra moralnego rozkładu tej Europy, która już cuchnie […]”.
JP: Chciałbym dopowiedzieć coś do tego, co ks. Piotr przed chwilą powiedział. Nazwa „rodzina” przysługuje tylko takiemu związkowi, który jest zdolny do rodzenia. Więc teraz ukradziono nawet nazwę. Próbuje się powoływać jakieś twory biologicznie do rodzenia niezdolne, które nazywa się rodziną. W tej nowej definicji już zawiera się atak na prawdziwą rodzinę. Powtarzam – pary biologicznie niezdolne do rodzenia nazywa się rodziną. Mało tego. Daje im się przywileje rodziny. Jeszcze więcej – daje im się przywileje większe niż normalnym rodzinom. To jest ta eskalacja sił zła, która pokazuje, że za chwilę normalne rodziny będą chodzić pod murami i wstydzić się, że są normalne. Ja czasem tak prowokacyjnie się przedstawiam: że jestem mężem jednej żony, żona jest kobietą, od czterdziestu pięciu lat jesteśmy razem i nie zamierzam tego zmieniać. Ale skoro obowiązuje tolerancja, proszę o tolerancję dla takiego dziwactwa jak moje.
Rzeczywiście świat zwariował i to szaleństwo zaczyna się już od zmiany definicji słów. A potem wchodzi do prawodawstwa. Powiedział ksiądz o siłach zła. Ja bym dodał takie moje inżynierskie przemyślenia na temat antidotum na siły zła. Spójrzmy na historię świata. Mamy bitwę pod Lepanto poprzedzoną modlitwą różańcową. Jeden podmuch wiatru zmiótł całą flotę nieprzyjaciela. Realnych szans wobec dysproporcji sił w tej walce nie było. Mamy Wiedeń, mamy Cud nad Wisłą. Tam wszędzie wkracza Maryja. Jest historia zawierzenia Maryi całego świata przez Piusa XII 31 października 1942 roku, a już 2 lutego 1943 roku Hitler ponosi klęskę pod Stalingradem. I potem kolejne klęski w kolejne święta maryjne, aż do kapitulacji 8 maja, czyli w dniu Matki Bożej Pompejańskiej. Dlaczego to mówię? Bo na całe szczęście mamy narzędzie, którego nie ma szatan. On włada ludźmi, którzy mają pieniądze, wojsko, media. We wszystkim mają nad porządnymi przewagę. Poza jednym – nie mają wsparcia modlitewnego. I patrzę na to tak po inżyniersku. Jeżeli mamy wygrać, a mamy, bo to obiecała nam Maryja, a przede wszystkim Pismo Święte mówi, że siły piekielne nie pokonają Kościoła, to musimy po prostu zaatakować bronią, której oni nie mają. Bronią, która ich skutecznie pokona, czyli modlitwą, zwłaszcza różańcową, a więc poprzez Maryję. Takie też są intuicje niektórych genialnych dla mnie kapłanów, choćby ks. Dominika Chmielewskiego, który wzywa swoich Wojowników Maryi do nowenny pompejańskiej, do modlitwy za wrogów Kościoła, do modlitwy w intencji wyborów. I wierzę, że to ma większy wpływ niż pyskowanie w telewizji i obrzucanie się nawzajem epitetami. Największą atrakcją dla gawiedzi jest spektakl dwóch osobników obrzucających się wyzwiskami. A mnie się marzą takie programy, w których zasiądzie dwóch mędrców i wszyscy będą słuchać i uczyć się, bo oni będą dyskutować na argumenty. Nie obrażać się nawzajem, nie rzucać inwektywami. Chciałem to dodać do wypowiedzi księdza: żebyśmy zwrócili uwagę na Maryję. Wszystkie wyraźnie antymaryjne siły osobiście automatycznie kojarzę ze złym duchem, i chyba się nie mylę. Tego dowiemy się jednak po drugiej stronie.
Kilka lat temu w czasie rekolekcji użył ksiądz sformułowania, że teraz żyjemy w czasie trzeciej wojny światowej i że jest to wojna z Bogiem. Kiedy patrzymy na to, co się dzieje na całym świecie, mimo wszystko mamy wrażenie, że Polska jest ciągle bastionem wiary. Ale ksiądz, mieszkając od wielu lat za granicą, ma już zupełnie inne doświadczenia.
PG: W porównaniu do Zachodu w Polsce ciągle jest wielu ludzi głęboko wierzących – zarówno pośród osób duchownych, jak i świeckich. Często są tu ludzie, wielu z nich to młodzi, którzy żyją wiarą, chcą coś zrobić, chcą walczyć po stronie Boga z coraz to bardziej krzykliwą i rosnącą w siłę armią „dzieci diabła”, jak określa ich Biblia (1 J 3, 10). Nie wiem, jak długo jeszcze będą w stanie wytrwać, bo niejednokrotnie brakuje im wsparcia ze strony tych, którzy z powołania powinni im pomagać duchowo. O to teraz jest bardzo trudno. Strach o własne pozycje i utrzymanie władzy, różnego rodzaju układy, niewygodna przeszłość oraz tak zwane haki paraliżują duchowo wielu ludzi Kościoła, nie pozwalając im opowiedzieć się jednoznacznie po stronie prawdy oraz otwarcie wesprzeć walczących na froncie duchowych zmagań. Jedyne, co jeszcze pomaga wytrwać wielu z tych ludzi, to żarliwa modlitwa, tak jak wcześniej wspomniał Jacek. Ktoś kiedyś powiedział, że mogą nam wszystko odebrać, wszelkie pomoce duszpasterskie, domy rekolekcyjne, książki, mogą nas odizolować od świata zewnętrznego, a na księży nawet nałożyć kary kościelne za na przykład brak posłuszeństwa, ale modlitwy nam nigdy nie zabronią i nie zabiorą. Tego nie można wyłączyć jak sieci wi-fi. Modlić się można w każdym miejscu, w każdej chwili, wystarczy czysta wiara oraz intencja kontaktu z Bogiem. Sam Jezus powiedział, abyśmy modlili się zawsze i wszędzie. To najmocniejsza broń, największy oręż, jaki mamy – każdy człowiek świecki czy duchowny. Na Zachodzie i w wielu innych częściach „postępowego świata” w obecnym czasie Kościół oddaje swoje terytorium, wycofuje się w przerażającym tempie. Przekazuję tu doświadczenie moich kolegów, którzy również pracują na zachodzie Europy, w Stanach Zjednoczonych lub innych miejscach. Oprócz jednostek, które jeszcze walczą, próbują działać i nauczać w duchu wiary i Tradycji Kościoła, wielu ułożyło swoje życie całkiem wygodnie, wycofało się z pola walki, podporządkowując się duchowi czasu. Tragedią jest to, że poddał się także Kościół hierarchiczny. W Anglii, gdzie pracuję, episkopat przedłużył do pierwszej niedzieli adwentu dyspensę od uczestnictwa w niedzielnej Mszy Świętej. Dla mnie jest to po prostu duchowa wegetacja lub wręcz duchowa egzekucja tych, którzy jeszcze mieli wewnętrzną motywację i praktykowali wiarę. Przed covidowymi restrykcjami było wielu zaangażowanych w życie religijne i parafialne, ale w ostatnim czasie duża liczba ludzi zniechęciła się i odeszła. W tych trudnych czasach wielu poszukuje Boga i tęskni za nauczaniem całej prawdy Ewangelii. Ale jeśli dodatkowo biskupi nie zachęcają do powrotu, lecz wprost przeciwnie, otwierają furtkę do niczym nieuzasadnionej już dyspensy, to jest to w mojej opinii działanie samobójcze. Kościół tu, ale też w wielu innych krajach, idzie już z duchem tego świata. Słynny angielski konwertyta Gilbert Keith Chesterton powiedział: „Kościół nie może iść z duchem czasów – z tego prostego powodu, że duch czasów donikąd nie idzie. Kościół może co najwyżej ugrzęznąć w bagnie razem z duchem czasów, by razem z nim cuchnąć i gnić”. Jak mamy w takich warunkach działać? Jak nauczać prawd wiary, na przykład o moralności chrześcijańskiej? Jak głosić całą Ewangelię Chrystusa, która jest trudna i wymagająca? Presja, by odpowiednio – powiem więcej: ostrożnie – dobierać tematy kazań czy katechez, jest olbrzymia. Sami chrześcijanie są już tak tym światowym myśleniem przesiąknięci, że gdybym powiedział kazanie na przykład o tym, że jedyne prawdziwe małżeństwo jest związkiem mężczyzny i kobiety, zostałbym oskarżony o brak tolerancji, miłosierdzia względem inaczej myślących czy kochających oraz głoszenie wbrew obecnej, postępowej wizji Kościoła. Podstawowym argumentem liberalnych chrześcijan jest to, że Bóg jest miłością i każda miłość jest dobra, podoba się Bogu. Nie wolno nam nikogo ani niczego osądzać. Są to argumenty zamykające jakąkolwiek drogę merytorycznej dyskusji. W przekonaniu ludzi żyjących na opak z boskimi przykazaniami Bóg jest nieograniczoną niczym Miłością i każda miłość, obojętnie kogo się kocha, jak się kocha oraz czy dane osoby żyją w związku małżeńskim czy tylko partnerskim, jest pobłogosławiona przez Niego. Bardzo często myli się uczucie zakochania, fascynacji czy namiętności z miłością, która jest postawą, a nie tylko przeżywanym – choćby intensywnie – uczuciem. Niestety nieraz trudno znaleźć jakąkolwiek płaszczyznę porozumienia, dyskutować, bo takie osoby jako argumenty cytują niezrozumiałe i niejasne wypowiedzi niektórych najwyższych hierarchów Kościoła katolickiego.
JP: To ja tu wejdę w słowo. Powiedział ksiądz o argumencie „bo każda miłość”. Ja bym się nawet podpisał pod tym, że każda miłość jest dobra i podoba się Bogu. Byleby to była miłość prawdziwa, czyli rodząca dobro i będąca bezinteresownym darem z siebie samego. Ale może posłużę się przykładem z poradni. Przychodzi pan. Właściwie nie wiadomo, dlaczego przyszedł. Może mama go prosiła. A może chciał się upewnić, że podjął dobrą decyzję, zagłuszyć wyrzuty sumienia. Nie wiem. Postanowił odejść od żony, od dzieci, bo (jak twierdził) miłość ma swoje prawa. Nawet św. Augustyn mówił: „Kochaj i rób, co chcesz”. Na miłość nie ma rady. Więc on odchodzi od żony i dzieci, bo spotkał prawdziwą miłość swojego życia. Oczywiście to, co powiem teraz w dwie minuty, rozkładam na godzinną rozmowę z tym człowiekiem. W skrócie, mówię mu: najpierw ustalmy pojęcia, żebyśmy się rozumieli, gdy ze sobą rozmawiamy. Zgódźmy się, że miłość daje się rozpoznać po tym, że rodzi dobro i tylko dobro. Jeżeli coś nie rodzi dobra czy wręcz rodzi krzywdę, na pewno nie jest miłością. Pan, odchodząc od żony i dzieci, krzywdzi ich. Dodajmy: dzieci całkowicie niewinne. To jest niekwestionowalne. Potwierdzają to wszystkie badania. Odejście ojca z rodziny powoduje u dzieci większą traumę, niż gdyby ten ojciec umarł. A więc pan krzywdzi dzieci. Pan krzywdzi żonę, łamiąc złożoną przed Bogiem obietnicę dozgonnej miłości. Miłości, czyli troski o najgłębiej rozumiane dobro drugiej osoby, a więc dobro doczesne i wieczne. Pan krzywdzi również siebie, choć tego pan nie chce przyjąć do wiadomości, bo w tej chwili jest fajnie i przyjemnie poza małżeństwem, z inną kobietą. Czyli za tym pana odejściem idzie jedna wielka krzywda – już w kategoriach czysto ziemskich, ale również w kategoriach ostatecznych. Jeżeli pan wziął ślub sakramentalny, to przynajmniej kiedyś pan się podawał za wierzącego. Czyli po pierwsze, to coś, co pan teraz czuje, nie jest miłością. Możemy rozmawiać dalej. Już mina rzednie, bo miłość przestaje być wytrychem, który wszystko załatwia i wszystko usprawiedliwia. Pan się po prostu zakochał, czyli stracił pan kontrolę nad uczuciami. Krótko mówiąc, jest pan mało dojrzały, skoro te uczucia wzięły górę nad rozumem i wolą. I w imię swojej niedojrzałości pan żąda prawa do odejścia, do skrzywdzenia żony, dzieci i… siebie. Tak więc po tych słowach ks. Piotra chciałbym zgłosić postulat, żeby zawalczyć o znaczenie słowa „miłość”, o przywrócenie temu słowu jego pierwotnego znaczenia. I wtedy wszystkie mdłe hasełka o „miłości” się rozlecą, bo oferty świata nie mają nic wspólnego z prawdziwą miłością. Jak jest krzywda, to nie ma miłości. Jak jest wynaturzenie, to nie ma miłości. Jak są złe owoce, to nie ma miłości. Trzeba zło zdiagnozować i wymyślać jakieś nowe określenia na te działania, które świat tak ochoczo nazywa miłością. Wiadomo, że metodą szatana, ojca kłamstwa, jest zmienianie znaczenia słów i pojęć. Sądzę, że ważnym elementem walki o ocalenie rodziny jest obronienie znaczenia słowa „miłość”. Chodzi mi nie tylko o znaczenie słownikowe, ale o właściwe znaczenie, które jest w głowach ludzi, które siedzi w podświadomości. Bo to już się stało: ludzie miłością nazywają zjawiska, które nie mają z nią nic wspólnego. Proszę mi wierzyć, jak małżonkowie przychodzą z problemami do poradni i dotykają sfery współżycia, nie używają innych wyrażeń jak tylko: „My już się nie kochamy od pół roku („kochanie się”), bo coś tam…”. Czyli bardzo często słowo „miłość” traktują wymiennie ze słowem „współżycie”. Nie zdziwmy się, gdy w gazecie przeczytamy, że gwałciciel „kochał się” z ofiarą w krzakach, a potem ją zamordował. Wielu dziś takim językiem mówi. Trzeba to demaskować, a może nawet ośmieszać. Przywrócić właściwe znaczenie słowu: „kocham”, „miłość”. I wtedy okaże się, że tylko w małżeństwie kobieta i mężczyzna mogą nie tylko realizować miłość między sobą, przez co osoby się w swojej kobiecości i męskości rozwijają, czyli zmierzają do swojego szczęścia, ale mogą też generować miłość poprzez rodzenie dzieci, te dzieci mogą zawierać małżeństwa i dalej mogą mieć swoje dzieci, wnuki, albo wybierać kapłaństwo czy stan zakonny. Cała lawina szczęścia idzie poprzez prawdziwą miłość małżeńską. Inne układy nazywane miłością tego po prostu nie dają.
PG: Najgorsze jest to, że takie pomieszanie pojęć weszło już w nowomowę kościelną. Taka w tej chwili jest narracja wielu ludzi Kościoła na świecie.
JP: Moim zdaniem to trzeba oczyszczać.
PG: Ale to się zaczyna już na samej górze. W obecnej chwili księża, a nawet biskupi mają już coraz mniejsze pole manewru. Jeśli któryś próbuje z mocą głosić naukę zgodnie z nauczaniem Katechizmu Kościoła katolickiego, który jest bardzo jasny i dokładny, często zostaje kanonicznie upomniany lub nawet uciszony na jakiś czas. Mówi się, że to nie średniowiecze i trzeba obecnie podchodzić do każdego z miłością i tolerancyjnym miłosierdziem. Kochają się? To najważniejsze. A cała reszta? Trzeba być miłosiernym i wyrozumiałym. Szkoda tylko, że sama Biblia nie jest tak tolerancyjna wobec grzechu.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
1 Arystoteles, Etyka wielka. Etyka eudemejska (1242 a-b), tłum. W. Wróblewski, Warszawa 1977, s. 250.
2 C. Lasch, Haven in a Heartless World. The Family Besieged, New York 1979, s. 96.
3 F. Engels, Pochodzenie rodziny, własności prywatnej i państwa, Kraków 1912, s. 95.
4 F.J. Sheen, Communism and the Conscience of the West, New York 1951, s. 141.
5 R. Kraynak, Christian Faith and Modern Democracy. God and Politics in the Fallen World, Notre Dame 2011, s. 215.
6 Św. Ireneusz z Lyonu, Adversus haereses, I, 6, 2.
7 Św. Grzegorz z Nyssy, Vita Moisis, II, 301: PG 44, 361 i nn.
8 G. Thibon, Ritorno al reale, Milano 1998, s. 118.
9 F. Nietzsche, Tako rzecze Zaratustra. Książka dla wszystkich i dla nikogo, tłum. W. Berent, Kęty 2004, s. 14.
10 W. Kasper, A muchos la doctrina les resulta muy alejada de la realidad; hay un cisma práctico, wywiad z Mariano De Vedia, „La Nación”, 6 września 2015.
11 P. Bourget, Le Démon de Midi, Paris 2001; M. Matzuzzi, Separare pastorale e dottrina è „sottile eresia”, dice il cardinale Müller, „Il Foglio”, 4 grudnia 2014.
12 Por. K. Wojtyła, Rodzina jako „communio personarum”. Próba interpretacji teologicznej, „Ateneum Kapłańskie” 1974, t. 83, z. 3, s. 348.
13 M. Carletti, Il Conclave 2005 e le sue sfumature: il racconto di un grande cardinale, „Libertà e Persona”, 10 grudnia 2015.
14 Paweł VI, Encyklika „Humanae vitae”, nr 8.