Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
33 osoby interesują się tą książką
Kontynuacja historii Tate i Jareda z powieści Dręczyciel!
Wszyscy wiedzieli, jak wielką nienawiścią Jared darzył Tatum w szkole średniej. Zamienił jej życie w prawdziwe piekło, a jednak przecież później się dogadali. Zostali parą. Stali się nierozłączni.
A mimo tego dwa lata później nie są już razem.
Jared jest teraz znanym kierowcą wyścigowym i rzadko odwiedza rodzinne strony. Sytuacja się zmienia, kiedy na prośbę matki postanawia wrócić. Przecież zapewniła go, że Tatum nie ma w mieście. Nie chciał już nigdy więcej widzieć byłej dziewczyny.
Ani ona, ani on nie byli przygotowani na to spotkanie, podczas którego nienawiść wisiała w powietrzu, gęsta jak chmura gradowa, ale było coś jeszcze… Pożądanie.
Jednak Tatum ma teraz chłopaka, a Jared to dla niej tylko wspomnienie. Ona już nie jest tamtą dziewczyną sprzed lat i nigdy nie będzie. Opis pochodzi od Wydawcy.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 319
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Tytuł oryginału
Aflame
Copyright © 2015 by Penelope Douglas
All rights reserved
Copyright © for Polish edition
Wydawnictwo NieZwykłe Zagraniczne
Oświęcim 2023
Wszelkie Prawa Zastrzeżone
Redakcja:
Sandra Pętecka
Korekta:
Katarzyna Chybińska
Edyta Giersz
Katarzyna Olchowy
Redakcja techniczna:
Paulina Romanek
Projekt okładki:
Paulina Klimek
www.wydawnictwoniezwykle.pl
Numer ISBN: 978-83-8320-655-4
Tate
Cztery lata temu…
– Jaredzie Trencie – skarciłam go – jeśli po raz pierwszy w życiu wpadnę w kłopoty na trzy tygodnie przed ukończeniem szkoły średniej, powiem tacie, że to przez ciebie.
Prawie biegłam, gdy ciągnął mnie ciemnym korytarzem, a za naszymi plecami rozbrzmiewała muzyka ze szkolnej imprezy.
– Twój ojciec uważa, że należy brać odpowiedzialność, Tate – wytknął z humorem. – Chodź. – Ścisnął moją dłoń. – Szybko.
Potykałam się, gdy pospiesznie prowadził mnie po schodach na piętro, a moja niebieska sukienka do ziemi plątała mi się przy nogach. Zbliżała się północ, a bal na zakończenie liceum – który miał miejsce na dole – nie interesował mojego chłopaka, co akurat nie było niczym dziwnym.
Czasami wydawało mi się, że po prostu znosił wydarzenia towarzyskie tylko po to, by knuć, co mi zrobi, gdy w końcu zostaniemy sami. Jared Trent lubił tylko kilka osób, więc jeśli ktoś nie zaliczał się do tej grupy, otrzymywał skromne minimum uwagi. Jeśli nie mógł być ze mną, wytrzymywał jedynie w towarzystwie swojego brata Jaxa lub przyjaciela Madoca Caruthersa.
Nienawidził takich imprez, nie tańczył, nie znosił monotonnych pogaduszek. I chociaż najczęściej wszystkich odtrącał, ludzie pragnęli go poznać. Oczywiście cieszył się z tego jak cholera… Ale jakoś to wytrzymywał. Dla mnie. I robił to z uśmiechem na twarzy. Uwielbiał mnie uszczęśliwiać.
Biegłam, by za nim nadążyć, trzymając jego rękę w obu dłoniach, aż w końcu dotarliśmy na miejsce. Szeroko otworzył drzwi klasy i czekał, aż wejdę. Zmarszczyłam brwi, zastanawiając się, co zamierza, po czym i tak weszłam do sali, bo bałam się, że ktoś nas zobaczy. Nie powinniśmy włóczyć się po szkole.
Gdy wszedł i zamknął drzwi, odwróciłam się do niego, stojąc na środku pustego pomieszczenia.
– Klasa pani Penley? – zapytałam.
Nie postawił tu nogi od ostatniego semestru.
Spojrzał na mnie czekoladowymi oczami, w których widać było cwaniacki przebłysk.
– Tak.
Przeszłam między dwoma rzędami pustych ławek, czując, że mnie obserwuje.
– Tu, gdzie się nienawidziliśmy? – droczyłam się z nim.
– Tak.
Przesunęłam opuszkami po drewnianym blacie.
– Tu, gdzie zaczęliśmy się kochać? – kontynuowałam zabawę.
– Tak. – Miękki szept był niczym ciepły koc na mojej skórze.
Uśmiechnęłam się do siebie, wspominając.
– Tu, gdzie byłam twoją północą?
Elizabeth Penley uczyła nas literatury. Zeszłej jesieni oboje chodziliśmy na jej lekcje – motywy filmowe i literackie.
I byliśmy wrogami.
Wyznaczyła nam zadanie, w którym musieliśmy znaleźć sobie partnerów dla każdego kierunku geograficznego. Jared został moją „północą”.
Niechętnie.
Srebrne sandałki na szpilkach – które pasowały do srebrnych ozdób na sukience bez pleców – stukały na podłodze, gdy odwróciłam się, by spojrzeć na Jareda, ponieważ nadal stał przy drzwiach.
Na jego twarzy malował się spokój, tylko w oczach dostrzegłam błysk groźby. Nagle poczułam chęć, by wspiąć się na chłopaka jak na drzewo.
Wiedziałam, że nienawidził garnituru, ale szczerze mówiąc, elegancko ubrany wyglądał jak sam diabeł. Dopasowane czarne spodnie podkreślały nogi i wcięcie w talii. Czarna koszula nie była opięta, ale nie ukrywała jego sylwetki, podobnie jak czarna marynarka. Krawat dopełniał silnego, seksownego wyglądu.
W ciągu ośmiu miesięcy, w których byliśmy razem, stałam się biegła w przełykaniu śliny, która napływała mi do ust.
Na szczęście Jared patrzył na mnie z takim samym zachwytem.
Oparł się o drzwi i odsunąwszy marynarkę, włożył ręce do kieszeni spodni, cały czas przyglądając mi się z zainteresowaniem. Ciemne włosy opadały mu na czoło w eleganckim chaosie, zacieniając jego oczy.
– O czym myślisz? – zapytałam, gdy nadal tak stał.
– Tak bardzo tęsknię za widokiem, gdy wchodzisz do tej sali – odparł, omiatając mnie wzrokiem.
Zrobiło mi się cieplej, bo dokładnie wiedziałam, o czym mówi. Cieszyłam się zabawą z nim, gdy wiedziałam, że mnie obserwuje.
– I – ciągnął – będzie mi brakowało widoku twojej podniesionej ręki, gdy jak kujonka chciałaś odpowiadać na każde pytanie.
Sapnęłam wkurzona i wybałuszyłam oczy.
– Kujonka? – powtórzyłam. Wzięłam się pod boki i zacisnęłam usta, by ukryć uśmiech.
Wyszczerzył zęby i żartował dalej:
– A także tego, jak bardzo pochylałaś się nad ławką, gdy skupiałaś się na testach, jak gryzłaś ołówki, gdy się denerwowałaś.
Zerknęłam w bok, gdzie stała moja stara ławka.
Odsunął się od drzwi i podszedł o krok, kontynuując opowieść:
– Będę też tęsknił za tym, jak się rumieniłaś, gdy szeptałem ci do ucha, w momencie, w którym Penley stała do nas tyłem. – Przechylił głowę na bok.
Spojrzałam na niego, gdy się zbliżał. Dostałam gęsiej skórki, kiedy przypomniałam sobie, jak pochylał się nad ławką i łaskotał mi ucho seksownymi obietnicami. Zamknęłam oczy, gdy poczułam, że zetknęły się nasze torsy.
– Będzie mi brakowało siedzenia pół metra od ciebie – szepnął – i tego, że nikt nie wiedział, że zakradłem się tamtego ranka do twojego pokoju.
Oddychałam pospiesznie, gdy oparł czoło na moim czole.
– Będę tęsknił – ciągnął – za uporczywym pragnieniem ciebie w środku lekcji, gdy nie mogłem cię mieć. Będę tęsknił za nami w tej klasie, Tate.
Również będę odczuwać tę tęsknotę.
Przyciąganie między nami istniało od zawsze. Nawet w zatłoczonej sali, pełnej hałasu i rozpraszających rzeczy, była między nami niewidzialna, łącząca nas lina. Dotykał mnie, ilekroć mógł mnie dosięgnąć. Szeptał mi do ucha, bo siedział pół metra za mną. I zawsze czułam jego usta, nawet gdy byliśmy osobno.
Uśmiechnęłam się, otworzyłam oczy i dostrzegłam, że jego wargi znajdują się zaledwie centymetry ode mnie.
– Nawet jeśli siedziałeś za mną, zawsze czułam, że na mnie patrzysz, Jared. Nawet jeśli zachowywałeś się, jakbyś mnie nienawidził, czułam, że mi się przyglądasz.
– Nigdy cię nie nienawidziłem.
– Wiem. – Pokiwałam lekko głową, obejmując go w pasie.
Trzy lata, podczas których traktował mnie jak wroga były nie do zniesienia. Teraz cieszyłam się, że dręczenie dobiegło końca. Byłam wdzięczna, że jesteśmy tu razem.
Jednak nie przyjdzie mi wspominać czasu spędzonego w szkole średniej jako przyjemnego i wiedziałam, że Jared miał wyrzuty sumienia.
Przez całe życie cierpiał z powodu porzucenia i samotności. Zostawił go jego okropny ojciec, nie interesowała się nim matka alkoholiczka. Sąsiedzi go ignorowali, nauczyciele odwracali głowy.
W wakacje przed pierwszą klasą rodzice, którzy powinni go chronić, zniszczyli go niemal nie do naprawienia. Ojciec się nad nim znęcał, a matka go nie broniła.
Jared zdecydował więc, że woli samotność. Odciął się od wszystkich.
Ze mną jednak poszedł o krok dalej. Nawet kilka kroków. Szukał zemsty.
Byłam wtedy jego najlepszą przyjaciółką, a on sądził, że również go porzuciłam. Nałożyło się na siebie zbyt wiele spraw, które miały miejsce w niewielkich odstępach czasowych, więc zaczął się na mnie wyżywać. Nie zamierzał pozwolić mi o sobie zapomnieć.
Traktował mnie źle, by czuć, że znów nad wszystkim panuje i w ten oto sposób stałam się jego ofiarą. Przez całe liceum cierpiałam przez niego.
Sytuacja zmieniła się w sierpniu zeszłego roku, gdy wróciłam z zagranicy.
Jared na mnie naciskał, a ja zaczęłam się stawiać. Świat wywrócił się do góry nogami, po czym po nieprzyjemnych rzeczach, których nawet nie chcę pamiętać, odnaleźliśmy drogę do siebie.
– Mamy wiele dobrych wspomnień związanych z tą klasą. – Odchyliłam głowę i spojrzałam mu w twarz. – Ale istnieje miejsce, z którym się nie wiążą… – Wyszłam z jego objęć, zbliżyłam się do drzwi i pochyliłam, by zdjąć buty. – Chodź – nalegałam, zerkając z uśmiechem przez ramię.
Wyszłam na korytarz i pobiegłam.
– Tate! – krzyknął za mną.
Odwróciłam się i szłam tyłem, obserwując, jak opuszcza klasę. Zdezorientowany zmarszczył brwi, przyglądając mi się uważnie.
Przygryzam dolną wargę, by się nie śmiać, nim ponownie się odwróciłam i puściłam pędem korytarzem.
– Tate! – zawołał ponownie. – Biegasz na co dzień. Masz niesprawiedliwą przewagę!
Zaśmiałam się, bo ekscytacja napędzała moje kończyny. Uniosłam sukienkę i zbiegłam po dwa stopnie naraz, po czym pospieszyłam w kierunku sali gimnastycznej.
Słyszałam za sobą ciężkie kroki. Jared zeskoczył ze schodów, a ja pisnęłam, wpadłam do szatni i zyskałam przewagę.
Popędziłam do trzeciego rzędu szafek, opadłam na metalowe drzwiczki, dysząc ciężko, przez co napinał się materiał mojej sukienki. Upuściłam buty.
Nie upięłam swoich długich, jasnych włosów – moja przyjaciółka K.C. ułożyła mi je w luźne fale. Kusiło mnie, by odsunąć je z dala od twarzy, ale Jared uwielbiał, gdy miałam je rozpuszczone, więc dziś chciałam, by oszalał na moim punkcie.
Otworzyły się drzwi szatni. Zacisnęłam dłonie w pięści, słysząc, że nadchodzi.
Miękkie kroki skierowały się w moją stronę, jakby dokładnie wiedział, gdzie mnie znaleźć.
– Damska szatnia? – zapytał, a na jego twarzy odmalowało się zmartwienie.
Wiedziałam, że się zawstydzi, ale nie zamierzałam pozwolić mu się wycofać.
Odetchnęłam głęboko.
– Ostatnim razem, gdy tu byliśmy…
– Nie chcę myśleć o ostatnim razie, gdy tu byliśmy – przerwał mi i pokręcił głową.
Jednak znów spróbowałam:
– Ostatnim razem, gdy tu byliśmy – podkreśliłam – groziłeś mi i próbowałeś mnie nastraszyć – przypomniałam. Zbliżyłam się do niego, wzięłam go za rękę i zaprowadziłam do miejsca przy szafkach, gdzie skonfrontowaliśmy się jesienią. Odchyliłam się, złapałam go w pasie i przyciągnęłam do siebie.
– Wtargnąłeś w moją przestrzeń osobistą i stałeś dokładnie tak jak teraz – szepnęłam – po czym zostałam zawstydzona przed całą szkołą. Pamiętasz?
Wyłożyłam kawę na ławę. Nie mogliśmy się obawiać rozmawiać o tych sprawach. Musieliśmy się z tego śmiać, ponieważ miałam już dość płaczu. Musieliśmy stawić czoła obawom i żyć dalej.
– Byłeś okrutny – naciskałam.
Przyszedł po tym, gdy wzięłam prysznic, wyrzucił stąd wszystkie dziewczyny i mi groził, gdy stałam odziana jedynie w ręcznik. Potem jednak pojawiło się kilka uczennic, które zaczęły robić zdjęcia. I choć nic się między nami nie działo, półnaga z chłopakiem w szatni nie zrobiłam najlepszego wrażenia na wszystkich, którzy później obejrzeli te fotki.
W spojrzeniu Jareda, które w tej chwili zawsze przy mnie miękło, pojawił się żar. Złapałam za poły jego marynarki i przycisnęłam się do niego, pragnąc stworzyć w tym miejscu dobre wspomnienie.
Zbliżył do mnie twarz, a dech uwiązł mi w gardle, gdy przesunął palcami po moim udzie, podciągając sukienkę.
– Zatem wróciliśmy do miejsca, w którym zaczęliśmy – szepnął przy moich ustach. – Czy tym razem mnie uderzysz, jak na to zasługuję?
Rozbawił mnie i poczułam, że unoszą mi się kąciki ust.
Odsunęłam się od niego, wskoczyłam na ławkę, by nad nim górować. Spodobało mi się zdziwienie na jego twarzy, gdy się do mnie odwrócił. Położyłam obie ręce na szafkach na wysokości jego twarzy i opuściłam głowę.
– Jeśli kiedykolwiek cię dotknę – szepnęłam, powtarzając jego słowa sprzed miesięcy – będziesz tego pragnął.
Zaśmiał się cicho i musnął moje wargi.
Przechyliłam głowę, bawiąc się z nim.
– Chcesz? – nalegałam. – Pragniesz tego?
Objął moją twarz.
– Tak – błagał. Pochwycił moje usta w pocałunku. – Do diabła, tak.
Rozpłynęłam się.
Jak zawsze.
Jared
Obecnie…
Dzieciaki są szalone, zwariowane i bezmyślne. Wyjaśnia się coś, po czym się to powtarza, bo nie słuchały za pierwszym razem, a kiedy tylko się kończy, zadają te same przeklęte pytania, na które właśnie się odpowiadało przez dwadzieścia minut!
I co za pytania, cholera.
Niektóre z tych dzieci wypowiadały więcej słów jednego dnia niż ja przez całe życie i nie mogłem się od nich uwolnić, bo za mną chodziły.
Przecież istniały wskazówki!
– Jared! Chcę niebieski kask! Connor miał go ostatnio, więc teraz moja kolej! – jęknął stojący na torze blondyn, gdy reszta dzieci wsiadła do gokartów ustawionych po sześć w dwóch rzędach.
Pochyliłem głowę i odetchnąłem głęboko, zaciskając ręce na otaczającym tor płocie.
– Nieważne jakiego koloru masz kask – warknąłem, napinając mięśnie.
Blondyn – jak, u licha, miał na imię? – skrzywił się i poczerwieniał.
– Ale… ale to nie fair! Miał go dwa razy, a ja…
– Weź czarny kask – poleciłem, przerywając mu. – To twój szczęśliwy, pamiętasz?
Zmarszczył brwi i piegowaty nos.
– Tak?
– Tak – skłamałem. Gorące, kalifornijskie słońce grzało niemiłosiernie, czarna koszulka lepiła mi się do ramion. – Miałeś go na głowie, gdy wywróciliśmy buggy trzy tygodnie temu. Zapewnił ci bezpieczeństwo.
– Myślałem, że miałem niebieski.
– Nie. Czarny – skłamałem ponownie. Naprawdę nie pamiętałem, co miał wtedy na głowie.
Powinienem mieć wyrzuty sumienia z powodu kłamstwa, ale zupełnie się tym nie przejmowałem. Kiedy dzieciaki nabiorą nieco rozsądku, zdołam nakłonić je do robienia tego, czego chcę.
– Pospiesz się! – krzyknąłem. Rozchodził się warkot małych silników gokartów. – Zaraz odjadą bez ciebie.
Pobiegł na drugą stronę bramy do półki, na której leżały kaski i wziął czarny. Przyglądałem się dzieciakom w wieku od pięciu do ośmiu lat, które przypinały się pasami i unosiły małe kciuki. Ściskały kierownice, napinając ramiona, a ja poczułem, jak uśmiech rozciąga się na mojej twarzy.
To akurat nie było takie złe.
Skrzyżowałem ręce na piersi i z dumą obserwowałem, jak startują, a każde z nich z coraz większą precyzją obsługuje pojazd. Kaski błyszczały w promieniach letniego słońca, gdy gokarty przemierzały zakręty i warczały, przyspieszając. Niektóre dzieciaki cały czas wciskały gaz do dechy, inne jednak uczyły się, aby się nie spieszyć tylko oceniać trasę przed sobą. Trudno o cierpliwość, gdy chciało się wysunąć na czoło wyścigu, jednak niektórzy szybko pojęli, że dobra obrona to najlepszy atak. Nie chodziło o to, by wyprzedzić tych z przodu, ale również, by pozostać na czele w stosunku do tych z tyłu.
Dzieci nie tylko się uczyły, ale również dobrze bawiły. Gdyby tylko taki tor istniał, gdy byłem w ich wieku.
Kiedy te maluchy po raz pierwszy tu przyszły, nie wiedziały prawie nic, a teraz jazda po torze była dla nich niczym spacer po parku, a wszystko dzięki mnie i innym wolontariuszom. Nasi goście zawsze byli tu szczęśliwi, uśmiechali się i patrzyli na mnie z podziwem.
Chcieli spędzać ze mną czas.
Nie miałem pojęcia dlaczego, ale jednego byłem pewien. Choćbym narzekał, czy uciekał do biura, by odnaleźć w sobie choćby odrobinę cierpliwości, uwielbiałem im towarzyszyć. Niektórzy byli naprawdę fajnymi gówniarzami.
Kiedy nie podróżowałem, nie pracowałem na torze i nie ścigałem się z własnym zespołem, pomagałem przy dzieciakach.
Jasne, to nie był tylko tor gokartowy. Mieliśmy warsztat i sklep, czas spędzało tu wielu kierowców i ich dziewczyny. Naprawiali motocykle i tak dalej.
Z głośników popłynęło Something Different zespołu Godsmack. Spojrzałem na niebo i oślepiło mnie słońce.
W domu dziś pewnie padało. W Shelburne Falls w czerwcu często przechodziły burze.
– Proszę – powiedziała Pasha i podała mi podkładkę. – Podpisz.
Wziąłem ją i skrzywiłem się, patrząc przez okulary przeciwsłoneczne na moją asystentkę o czarno-fioletowych włosach, gdy gokarty śmigały obok nas.
– Co to? – Odczepiłem długopis i spojrzałem na coś, co wyglądało jak zamówienie.
Obserwując tor, odpowiedziała:
– To jedno z zamówień na twoje części motocyklowe. Zlecę, by wysłano je do Teksasu. Twoja ekipa będzie wiedziała, co z nimi zrobić, gdy dotrzesz tam w sierpniu…
Opuściłem ręce.
– To za dwa miesiące – rzuciłem. – Skąd wiesz, że nadal tam będą, gdy dotrę na miejsce?
Austin miało być moim pierwszym przystankiem, gdy po przerwie zamierzałem wrócić do wyścigów. Rozumiałem, o co jej chodziło. Do tego czasu nie potrzebowałem sprzętu, ale to części warte kilka tysięcy dolarów, więc komuś mogły przylepić się do rąk. Wolałem je mieć tu, w Kalifornii, niż niepilnowane trzy stany dalej.
Spojrzała na mnie gniewnie, jakbym posmarował musztardą jej naleśniki.
– Pozostałe dwa to formularze, które przefaksował twój księgowy – ciągnęła, ignorując moje zmartwienie. – Dokumenty związane z JT Racing. – Zerknęła na mnie zaciekawiona. – Trochę to próżne, nie sądzisz? Żeby nadać firmie swoje inicjały.
Spojrzałem na dokumenty i westchnąłem.
– To nie są moje inicjały – wymamrotałem. – I nie płacę ci za opinię na każdy temat, a już na pewno nie za to, byś działała mi na nerwy.
Oddałem jej podkładkę, na co się uśmiechnęła.
– Nie, płacisz mi za to, bym pamiętała o urodzinach twojej mamy – odparła. – Płacisz mi też za wrzucanie nowej muzyki na twojego iPoda, opłacanie twoich rachunków, pilnowanie bezpieczeństwa twoich motocykli, aktualizowanie twojego harmonogramu na telefonie, rezerwowanie lotów, napełnianie lodówki twoim ulubionym żarciem i, co najbardziej mi się podoba, bym dzwoniła pół godziny po tym, gdy zostaniesz zmuszony do uczestnictwa w jakimś zadaniu czy imprezie, aby dać ci wymówkę, byś mógł się wykręcić, bo nienawidzisz ludzi i wydarzeń towarzyskich, tak? – wytknęła zarozumiale, a ja nagle ucieszyłem się, że nie miałem siostry.
Nie nienawidziłem ludzi.
Okej, dobra. Nienawidziłem większość z nich.
– Umawiam ci fryzjera – ciągnęła – prowadzę stronę toru oraz twoją na Facebooku… A tak przy okazji, podobają mi się te zdjęcia topless, które wysyłają ci laski. Jestem też pierwszą osobą, której szukasz, gdy chcesz na kogoś nawrzeszczeć. – Wzięła się pod boki i zmrużyła oczy. – Czekaj, bo zapomniałam. Możesz powtórzyć, za co mi nie płacisz?
Odetchnąłem głośno i przygryzłem wargę z nadzieją, że zrozumie, co mam na myśli, i sobie pójdzie. Praktycznie czułem jej zadowolony z siebie uśmieszek, gdy wracała do warsztatu.
Wiedziała, że stanowiła nieocenioną pomoc. Być może była zarozumiała, ale miała rację. No i dawałem jej w kość.
Pasha była w moim wieku. To córka człowieka, z którym prowadziłem warsztat motocyklowy. Drake Weingarten był starszy, ale to legenda na torze. Postanowił być moim cichym wspólnikiem, bo przeszedł już na emeryturę. Kiedy przebywał w mieście, czas spędzał w barze z bilardem, poza tym można go było zastać w domku niedaleko jeziora Tahoe.
Lubiłem tu mieszkać, bo miałem blisko do Pomony i odkryłem, że naprawdę podobał mi się program dla dzieci, który Drake sponsorował. Dwa lata temu zacząłem kręcić się obok tego warsztatu, i wtedy – w idealnym czasie – zapytał, czy nie chciałbym zapuścić tutaj korzeni i odkupić od niego części interesu.
W domu już nic na mnie nie czekało. W tej chwili żyłem tutaj.
Zimna, mała dłoń wsunęła się do mojej i spojrzałem w dół na Giannę, brunetkę o jasnej twarzy, którą zdążyłem polubić. Uśmiechnąłem się, wypatrując jej zwyczajowej wesołości, ale ścisnęła moją rękę i wtuliła się we mnie, jakby była bardzo smutna.
– Co się stało, mała? – zapytałem. – Komu muszę skopać tyłek?
Objęła małymi dłońmi moją i poczułem, że drży.
– Przepraszam – wymamrotała. – Chyba płaczą tylko dziewczyny, nie? – rzuciła z mocnym sarkazmem.
O rety.
Laski – nawet te ośmioletnie – były skomplikowane. Kobiety nie mówiły, co było nie tak. O nie. Nie mogło być tak łatwo. Trzeba było wziąć łopatę i to z nich wydobyć.
Gianna przychodziła tu od dwóch miesięcy, ale dopiero niedawno zaczęła się ścigać. Spośród wszystkich dzieciaków zapowiadała się najbardziej obiecująco. Zawsze chciała być idealna, pilnowała się i potrafiła się ze mną pokłócić, zanim dowiedziała się, co mam do powiedzenia. Miała jednak to coś.
Dar.
– Dlaczego nie jesteś na torze? – Zabrałem rękę i usiadłem przy stole piknikowym, by móc zrównać się z nią wzrokiem.
Wpatrywała się w ziemię, przygryzając drżącą dolną wargę.
– Tata mówi, że nie mogę już brać udziału w programie.
– Dlaczego?
Przestąpiła z nogi na nogę, a moje serce zgubiło rytm, gdy spojrzałem i zobaczyłem, że miała czerwone trampki, zupełnie jak Tate, gdy poznaliśmy się w wieku dziesięciu lat.
Uniosłem głowę i dostrzegłem jej wahanie, nim powiedziała:
– Tata mówi, że przez to jest przykro mojemu bratu.
Oparłem łokcie na kolanach i uniosłem głowę, by się jej przyjrzeć.
– Ponieważ pokonałaś go w zeszłym tygodniu na torze – domyśliłem się.
Przytaknęła.
No jasne. Wygrała ze wszystkimi, a jej brat bliźniak wyszedł stąd z płaczem.
– Mówi, że brat nie będzie czuł się mężczyzną, jeżeli będę się z nim ścigać.
Prychnąłem, ale spoważniałem na widok jej grymasu.
– To nie jest śmieszne – szepnęła. – I to niesprawiedliwe.
Pokręciłem głową i z tylnej kieszeni spodni wyjąłem szmatkę.
– Masz. – Podałem materiał, by otarła łzy. Odchrząknąłem, przysunąłem się do niej i powiedziałem chicho: – Słuchaj, teraz to niewiele pomoże, ale zapamiętaj sobie na później. Twój brat przez lata zrobi wiele dziwnych rzeczy, by poczuć się mężczyzną, ale to nie jest twój problem. Rozumiesz?
Słuchała z nieczytelnym wyrazem twarzy.
– Lubisz się ścigać? – zapytałem.
Przytaknęła pospiesznie.
– Robisz coś złego?
Pokręciła głową, zakołysały się jej dwa warkocze przy ramionach.
– Czy powinnaś obawiać się robić coś, co lubisz, tylko dlatego, że zwyciężasz, a inni sobie z tym nie radzą? – naciskałem.
W końcu popatrzyła na mnie burzliwymi, niebieskimi oczami i uniosła głowę, po czym ponownie nią pokręciła.
– Nie.
– Więc pakuj się na tor – poleciłem i spojrzałem na pędzące gokarty. – Jesteś spóźniona.
Posłała mi uśmiech, który zajął pół jej twarzy, po czym cała podekscytowana pobiegła do wejścia. Zatrzymała się jednak i wróciła.
– A co z tatą?
– Zajmę się nim.
Ponownie posłała mi uśmiech, więc musiałem walczyć z własnym.
– Och, nie powinnam ci o tym mówić – zawołała – ale mama ma cię za przystojniaka.
Odwróciła się i pobiegła w stronę gokartów.
Świetnie.
Westchnąłem, po czym zerknąłem na trybuny, na których siedziały mamy. Gorące mamuśki, jak nazwałby je Madoc.
Cóż, przynajmniej przed tym, jak się ożenił.
Z tymi kobietami zawsze było tak samo i wiedziałem, że niektóre przyprowadzały tu swoje dzieci, aby zbliżyć się do zawodników czy kierowców, których można tu było spotkać. Pojawiały się z dopieszczonymi fryzurami i makijażem, zazwyczaj na obcasach i w dżinsach rurkach lub krótkich spódniczkach, jakbym miał wybrać sobie którąś, by iść z nią do biura, gdy jej dziecko ściga się na torze.
Połowa z nich miała przed nosami telefony, aby nie widać było, co tak naprawdę robią. Dzięki niewyparzonemu językowi Pashy wiedziałem, że nie tylko wykorzystywały okulary przeciwsłoneczne, by się na mnie gapić, ale również przybliżały obraz na komórkach.
Super. Wtedy ustanowiłem kolejne zadanie dla Pashy, by nie mówiła mi o rzeczach, o których nie musiałem wiedzieć.
– Jared! – krzyknęła moja asystentka ponad hałasem na torze. – Masz połączenie na Skype!
Przechyliłem głowę na bok, by na nią spojrzeć. Na Skype?
Zastanawiając się, kto, do cholery, chciał ze mną rozmawiać przy użyciu kamery, wstałem i przeszedłem przez bar, aby dostać się do sklepu i warsztatu w jednym, ignorując spojrzenia tych, którzy mnie rozpoznawali. Nikt nie znał mnie poza światem motocykli, ale tutaj zacząłem wyrabiać sobie markę, a od zawsze źle znosiłem poświęcaną mi uwagę. Cieszyłbym się, mogąc zrobić bez niej karierę, jednak do kompletu z wyścigami była również publika.
Wszedłem do biura, zamknąłem drzwi, obszedłem biurko i spojrzałem na ekran laptopa.
– Mama? – rzuciłem do kobiety, która stanowiła żeńską wersję mnie samego.
Dzięki Bogu, że nie byłem podobny do ojca.
– Och – jęknęła – zatem pamiętasz, kim jestem. Już się martwiłam. – Pokiwała protekcjonalnie głową.
Oparłem się o biurko unosząc brwi.
– Nie przesadzaj – wymamrotałem.
Po tle za nią nie poznałem, gdzie się znajdowała, ale dostrzegłem wiele bieli, więc założyłem, że to sypialnia. Jej mąż – a ojciec mojego przyjaciela, Jason Caruthers – to odnoszący sukcesy prawnik, a ich nowe mieszkanie w Chicago pewnie było najlepsze w swojej klasie.
Matka wyglądała idealnie. Była piękna, co świadczyło o tym, że postanowiła wykorzystać drugą szansę, którą dostała od życia. Wyglądała na zdrową i szczęśliwą.
– Rozmawiamy co kilka tygodni – przypomniałem jej. – Ale nigdy wcześniej nie rozmawialiśmy przez kamerę, więc dlaczego teraz to robimy?
Odkąd dwa lata temu rzuciłem studia i opuściłem dom, odwiedziłem rodzinne miasto tylko raz. Zostałem na tyle długo, by zrozumieć, że to błąd. Nie spotykałem się z przyjaciółmi czy bratem, utrzymywałem kontakt z matką jedynie dzwoniąc i pisząc, a i to niezbyt często.
Tak było lepiej. Co z oczu to z serca, bo za każdym razem, gdy słyszałem mamę, dostawałem e-mail od brata czy wiadomość z domu, myślałem o niej.
Tate.
Mama pochyliła się do komputera; podobne do moich czekoladowe włosy opadły jej na ramiona.
– Mam pomysł. Zacznijmy od nowa – pisnęła, prostując plecy. – Cześć, synu. – Uśmiechnęła się. – Co tam u ciebie? Tęskniłam. A ty?
Parsknąłem nerwowym śmiechem i pokręciłem głową.
– Jezu – sapnąłem.
Poza Tate, matka znała mnie jak nikt inny. Nie dlatego, że przez lata byliśmy zżyci, ale ponieważ mieszkała ze mną na tyle długo, by wiedzieć, że nie lubiłem niepotrzebnego bełkotu.
Pogaduchy? Nie, dzięki.
Usiadłem w skórzanym fotelu i postanowiłem ją zadowolić.
– Dobrze – odparłem. – A u ciebie?
Pokiwała głową i zauważyłem, że biło od niej szczęście.
– Jestem dość zajęta. Tego lata sporo dzieje się w domu.
– W Shelburne Falls? – zagadnąłem. Większość czasu spędzała z mężem w Chicago. Dlaczego wróciła do oddalonego o godzinę jazdy rodzinnego miasta?
– Przyjechałam wczoraj. Zostanę do końca lata.
Na chwilę spuściłem wzrok, lecz wiedziałem, że mama to zauważyła. Kiedy uniosłem spojrzenie, wyraźnie mi się przyglądała. Czekałem, bo wiedziałem, co się stanie.
Milczałem, więc mnie zachęciła.
– To chwila, w której pytasz, dlaczego zostaję z Fallon i Madokiem zamiast z mężem, Jared.
Obróciłem głowę, starając się nie okazać zdenerwowania. Jej mąż miał kiedyś dom w Shelburne Falls, ale dał go synowi, gdy ten się ożenił. Jason i matka zatrzymywali się w nim, gdy byli w mieście i z jakiegoś powodu mama uznała, że będę tym zainteresowany.
Bawiła się moim kosztem. Starała się mnie zaintrygować. Pragnęła, bym pytał o dom.
Ale może nie chciałem wiedzieć. A może jednak chciałem…
Przez dwa ostatnie lata dobrze rozmawiało mi się z bratem. Jax nie był wścibski, wiedział, że jeśli będę chciał o czymś pogadać to poruszę ten temat. Matka jednak przypominała gotową do wybuchu bombę. Nigdy nie było wiadomo, kiedy coś palnie.
Była w Shelburne Falls, a ponieważ to wakacje, pewnie wszyscy się zjawili.
Wszyscy.
Zamiast zapytać, przewróciłem oczami i odchyliłem się w fotelu, postanawiając nie pobłażać jej w tej gierce.
Zaśmiała się, więc uniosłem głowę.
– Kocham cię – zmieniła ze śmiechem temat. – I dobrze, że twoja pogarda dla pogaduszek nie zmalała.
– Poważnie?
Rozpromieniły się jej oczy.
– Pocieszające, że niektóre rzeczy się nie zmieniają.
Zacisnąłem usta, czekając na wybuch bomby.
– Tak, też cię kocham – odpowiedziałem beznamiętnie i odchrząknąłem. – Przejdź do rzeczy. Co jest?
Zabębniła palcami o blat.
– Nie byłeś w domu od dwóch lat i chciałabym cię zobaczyć. To wszystko.
Byłem w domu. Raz. Po prostu o tym nie wiedziała.
– I tyle? – dociekałem, bo jej nie uwierzyłem. – Jeśli tak bardzo za mną tęsknisz, to wsiadaj w samolot i przyleć do mnie – droczyłem się.
– Nie mogę.
Zmrużyłem oczy.
– Dlaczego?
– Przez to. – Wstała i pokazała duży brzuch.
Wybałuszyłem oczy i posmutniałem, zastanawiając się, co oni wyprawiali.
Cholera.
Czułem, że pulsuje żyła na mojej szyi, gdy wpatrywałem się w wybrzuszenie w jej talii, które… nie, to nie mogła być prawda.
Ciąża? Nie była w ciąży! Miałem dwadzieścia dwa lata. Matka miała… jakieś czterdzieści.
Obserwowałem, jak złapała się za plecy i ponownie usiadła. Zwilżyłem językiem zaschnięte wargi i odetchnąłem.
– Mamo? – Nawet nie mrugałem. – To jakiś żart?
Posłała mi współczujące spojrzenie.
– Obawiam się, że nie – odparła. – Twoja siostra ma pojawić się na świecie za trzy tygodnie.
Siostra?
– I chciałabym, żeby wszyscy jej bracia byli tu, gdy się urodzi – dokończyła.
Odwróciłem wzrok, serce mało nie wyskoczyło mi z piersi.
Cholera jasna, moja mama jest w ciąży.
Siostra, powiedziała. Wszyscy bracia.
– Więc to dziewczynka – powiedziałem bardziej do siebie niż do niej.
– Tak.
Potarłem kark, wdzięczny, że mama lubiła mówić, bo mogłem się nad tym zastanowić. Nie miałem jednak pojęcia, co myśleć.
Będzie miała dziecko, więc częściowo chciałem wiedzieć, co właściwie sobie myślała. Kiedy dorastałem, piła przez piętnaście lat i chociaż mnie kochała i cechowała ją dobroć, jako pierwszy miałem przebić bańkę, w której aktualnie żyła i wyznać jej, jak gównianym była rodzicem.
Jednocześnie wiedziałem, że wyzdrowiała i nie była już alkoholiczką. Zasługiwała na kolejną szansę i po pięciu latach trzeźwości, chyba była na nią gotowa. Była również idealną mamą zastępczą dla mojego przyrodniego brata Jaxa, gdy zaczął z nami mieszkać i miała teraz niesamowite wsparcie.
Chociaż ja nim nie byłem, skoro wyjechałem z domu.
Miała pasierba Madoca i jego żonę Fallon, Jaxa i jego dziewczynę Juliet, męża Jasona, gosposię Addie… wszyscy byli tam dla niej z wyjątkiem mnie.
Pokręciłem głową i spojrzałem na ekran.
– Jezu… mamo, ja… – jąkałem się niemiłosiernie. Nie miałem pojęcia, co powiedzieć lub zrobić. Nie byłem emocjonalny ani dobry w takich sytuacjach. – Mamo. – Przełknąłem ślinę i spojrzałem jej w oczy. – Cieszę się. Nigdy bym nie pomyślał…
– Że chcę mieć więcej dzieci? – przerwała mi. – Chcę, Jared. Bardzo za tobą tęsknię – przyznała. – Madoc i Fallon opiekują się mną, skoro Jason pracuje w mieście, a Jax i Juliet też są cudowni, ale chcę, byś ty też tutaj był. Przyjedź do domu. Proszę.
Odchrząknąłem. Dom.
– Mamo, mój harmonogram… – Szukałem wymówki. – Postaram się, ale…
– Tate tu nie ma – przerwała mi, opuszczając wzrok. Puls tętnił mi w uszach. – Jeżeli o to się martwisz – dodała. – Jej ojciec wyjechał do Włoch na kilka miesięcy, więc wakacje spędza z nim.
Zwiesiłem głowę i odetchnąłem głośno.
Tate nie ma w domu.
Dobrze. Zacisnąłem zęby. To dobrze. Nie musiałbym się z nią widzieć. Mógłbym pojechać do domu i spędzić czas z rodziną, i byłoby po sprawie. Nie musiałbym się z nią spotkać.
Nie chciałem tego przyznawać, nawet przed sobą, ale bałem się z nią spotykać i to tak bardzo, że przez to nie wracałem do domu.
Potarłem dłonią udo, aby pozbyć się potu, który pojawił się na samą myśl o tej dziewczynie. Nawet jeśli wyjechałem, aby odbudować samego siebie, nadal tkwiła we mnie pewna pustka.
Dziura, którą tylko ona była w stanie wypełnić.
Nie mogłem się z nią spotkać i jej nie pragnąć. A raczej nie pragnąć jej nienawidzić.
– Jared? – zawołała mama.
Zapanowałem nad wyrazem twarzy.
– Tak. – Westchnąłem. – Jestem.
– Posłuchaj – poleciła. – Tu nie chodzi o to, dlaczego wyjechałeś. Chodzi o twoją siostrę. Chcę, byś myślał teraz o niej. Przepraszam, że nie powiedziałam ci wcześniej, ale… – Spuściła wzrok, jakby szukała słów. – Nigdy nie wiem, o czym myślisz, Jared. Zawsze się pilnujesz, a ja chciałabym mieć cię tutaj, by powiedzieć ci to osobiście. Nigdy nie masz czasu, by wpaść do domu, jednak czekałam tak długo, jak tylko mogłam.
Nie wiedziałem dlaczego, ale wkurzało mnie, że mama miała problem z rozmową ze mną. Chyba nigdy się nad tym nie zastanawiałem, ale skoro o wszystkim mi powiedziała, uświadomiłem sobie, że nie podobało mi się to, że była zdenerwowana.
Wzięła głęboki wdech i spojrzała na mnie łagodnie, ale z powagą.
– Potrzebujemy cię – powiedziała miękko. – Madoc będzie zapoznawał ją z zabawkami. Jax będzie chodził po górach, nosząc ją na ramionach. Ale ty jesteś tarczą, Jared. Jesteś tym, który dopilnuje, by nie została skrzywdzona. Nie proszę cię o to, ale cię informuję. Quinn Caruthers potrzebuje wszystkich swoich braci.
Mimowolnie się uśmiechnąłem.
Quinn Caruthers. Moja siostra. Miała imię.
I tak, zamierzałem być tam dla niej.
Odpowiedziałem, kiwając głową.
– Dobrze. – Na jej twarzy odmalowała się ulga. – Jax wyśle ci e-mailem bilet na samolot.
Rozłączyła się.