Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
18 osób interesuje się tą książką
Niezmiernie wyczekiwany przez czytelniczki drugi tom serii „Fall Away” Penelope Douglas!
Historia Madoca z Dręczyciela.
Madoc Caruthers i Fallon Pierce mieszkali pod jednym dachem, od czasu kiedy ich rodzice się pobrali. Nigdy za sobą nie przepadali, szczególnie Madoc nie ułatwiał życia Fallon. Dokuczał jej zarówno w domu, jak i w szkole.
Ta dwójka szczerze się nienawidziła oprócz… tych chwil, które spędzała razem w nocy w sypialni Fallon.
Więc kiedy nastolatka nagle wyjechała bez słowa pożegnania, Madoc był wściekły. Jednak dziewczyna po dwóch latach jakby nigdy nic wróciła do jego życia, do jego znajomych, do jego szkoły.
Fallon nie sądziła, że powrót będzie tak trudny. Powinna zapomnieć o Madocu: w końcu był jej przybranym bratem. Ale kiedy zauważyła, że chłopak cieszy się życiem i w dodatku najprawdopodobniej ma dziewczynę, coś w niej pękło.
Między nimi jest wiele tajemnic, żalu i niedopowiedzeń, ale też przyciąganie, z którym trudno jest im walczyć. Jednak Fallon chce, aby tym razem wszystko było inaczej. Nie pozwoli, żeby Madoc znowu ją zranił.
Opis pochodzi od wydawcy.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 393
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Czas: 9 godz. 40 min
Tytuł oryginału
Rival
Copyright © 2014 by Penelope Douglas
All rights reserved
Copyright © for Polish edition
Wydawnictwo NieZwykłe Zagraniczne
Oświęcim 2022
Wszelkie Prawa Zastrzeżone
Redakcja:
Sandra Pętecka
Korekta:
Alicja Szalska-Radomska
Edyta Giersz
Redakcja techniczna:
Paulina Romanek
Projekt okładki:
Paulina Klimek
www.wydawnictwoniezwykle.pl
Numer ISBN: 978-83-8320-316-4
FALLON
Istnieli ludzie, których lubiłam i tacy, których nie lubiłam. Ludzie, których kochałam i których nienawidziłam.
Ale tylko jedną osobę kochałam nienawidzić.
– Czemu to robicie? – Usłyszałam damski pisk, wychodząc zza rogu korytarza prowadzącego do sali od WF-u.
Natychmiast się zatrzymałam i zobaczyłam Tatum Brandt, której czerwona twarz była skierowana w stronę mojego skretyniałego przyrodniego brata – Madoca Caruthersa – i jego przyjaciela – Jareda Trenta. Stali koło szafek z obojętnymi minami, wyglądając na znudzonych, podczas gdy ona trzymała paski od plecaka. Miało to zapewne dać jej poczucie bezpieczeństwa.
– Szczeknąłeś na mnie wczoraj – zmarszczyła brwi, patrząc na Jareda, a Madoc uśmiechnął się zza pleców swojego przyjaciela – a potem dołączyli do ciebie wszyscy twoi przyjaciele. To było dawno, Jared. Kiedy przestaniesz? Dlaczego ciągle to robisz?
Wzięłam głęboki wdech i wykonałam swój typowy, niesamowity zestaw: przewrócenie oczami połączone z pokręceniem głową.
Nienawidziłam wychodzić zza rogów. Nienawidziłam zamkniętych drzwi. Nienawidziłam momentów, kiedy nie widziałam, co jest przede mną.
Narożnik 1: Twój tata i ja się rozwodzimy.
Narożnik 2: Przeprowadzamy się. Znowu.
Narożnik 3: Wychodzę za mąż. Znowu.
Narożnik 952: W sumie nie lubię ani ciebie, ani mojego męża, ani jego syna, więc będę wyjeżdżać sama jakieś piętnaście razy w roku!
Dobra, mama nie powiedziała tego dosłownie, ale jestem dobra w interpretacji. A wychodzenie zza narożników ssie.
Nie podchodziłam bliżej i wsunęłam ręce do kieszeni moich rurek. Czekałam na to, co zrobi ta dziewczyna. Czy w końcu odważy się postawić na swoim? Od dawna miałam już nadzieję, że zrobi coś z Jaredem, ale zawsze mnie rozczarowywała.
Tatum Brandt była frajerką.
Nie wiedziałam o niej dużo. Tylko tyle, że wszyscy poza Madokiem i Jaredem nazywali ją Tate. Ubierała się rockowo, ale wewnątrz była delikatna. No i była ładna jak cheerleaderka.
Długie blond włosy? Piękne.
Duże niebieskie oczy? Można było się w nich zgubić.
Długie nogi, pełne usta i duży biust? Miała cały zestaw, już jako szesnastolatka.
Była ideałem i gdybym była Madokiem, chętnie bym ją pocałowała. Wielokrotnie. Kurde, nawet będąc sobą, chętnie bym to zrobiła. Przygryzłam kącik ust, myśląc o tym intensywnie. Tak, mogłabym być lesbijką. Może. Jeślibym chciała.
Nie, nieważne.
Chodzi o to, że… nie wiedziałam, dlaczego Madoc i Jared dręczyli Tatum, zamiast się z nią umówić. Jednak z jakiegoś powodu mnie to obchodziło. Od początku liceum obaj ją dręczyli. Rozpuszczali plotki na jej temat, zaczepiali ją i robili wszystko, co mogli, żeby uprzykrzyć jej życie. Naciskali na nią, a ona ani razu się nie postawiła. Tak mnie to wkurzało, że miałam ochotę złapać ich za karki i jej bronić.
Ale… ledwo znałam Tatum. A ona nie znała mnie wcale. Nie ona jedna, byłam świetna we wtapianiu się w tło.
– Dlaczego? – Jared powtórzył i zbliżył się do niej zuchwale. – Bo śmierdzisz. – Mówiąc to, zmarszczył swój nos, udając obrzydzenie. – Czuć od ciebie psa.
Tate była w szoku, a jej oczy i policzki zaświeciły się od łez.
Kopnij go w jaja!
Wzdychając z irytacją, poprawiłam okulary na nosie, jak zawsze, kiedy wyczuwałam konfrontację. Tate pokręciła tylko głową.
– Nawet nie pamiętasz, jaki jest dzisiaj dzień? – Dziewczyna przygryzła trzęsące się usta i spojrzała w dół. Mimo że nie widziałam jej oczu, wiedziałam, co czuje. Rozpacz. Zagubienie. Samotność. Nie podnosząc wzroku, Tate odwróciła się i odeszła.
Tak łatwo byłoby go uderzyć. Odpyskować mu. I mimo że gardziłam jej słabością, zrozumiałam jedną rzecz, z której nie zdawałam sobie wcześniej sprawy. Jared był dupkiem, i to takim, który mógł ją rzeczywiście skrzywdzić.
Dlatego że była w nim zakochana.
Skrzyżowałam ręce i podeszłam do szafek, zaraz obok Jareda i Madoca, którzy stali i gapili się na odchodzącą dziewczynę.
– Co to miało znaczyć? Co jest dzisiaj? – Madoc odezwał się pierwszy.
– Nie mam pojęcia, o co jej chodziło. – Jared wzruszył ramionami.
– Jest czternasty kwietnia – wtrąciłam się zza pleców Madoca, który odwrócił się na dźwięk mojego głosu. – Coś ci to mówi, głupku? – zapytałam jego kumpla.
Madoc podniósł jedną ze swoich blond brwi i delikatnie się uśmiechnął. Jared przekręcił głowę tylko na tyle, żebym widziała bok jego twarzy.
– Czternasty kwietnia? – wyszeptał, po czym zamrugał powoli. – Cholera.
Madoc musiał odsunąć się trochę, żeby uniknąć pięści przyjaciela, która uderzyła w drzwiczki jednej z szafek stojących obok niego.
– Co do cholery? – Mój brat spojrzał na Jareda, który przetarł twarz ręką i pokręcił głową.
– Nic. Nieważne – zawarczał. – Idę na geometrię. – Wepchnął ręce do kieszeni swoich spodni i zaczął oddalać się w głąb korytarza, zostawiając mnie i Madoca.
Jeśli miałabym wybierać między moim przyrodnim bratem i jego przyjacielem, bardziej szanowałam Jareda. Obaj byli klasycznymi dupkami, ale jego przynajmniej nie obchodziło, co myśleli o nim ludzie. Jego styl był jakimś dziwnym połączeniem między mięśniakiem i gotem. Jednocześnie popularny i groźny. Mroczny, ale niezmiernie pożądany.
Za to Madoc przejmował się opinią absolutnie wszystkich. Naszych rodziców, dyrektora szkoły i większości uczniów. Kochał być uwielbiany, ale nienawidził tego, że był ze mną jakkolwiek powiązany.
Już jako drugoklasiści Madoc i Jared mieli w tym liceum władzę. Wszyscy wiedzieli, że dopóki będą w szkole, nikt i nic ich nie powstrzyma.
– Twój przyjaciel jest frajerem – powiedziałam, chowając ręce w tylnych kieszeniach jeansów.
Madoc spojrzał na mnie i uśmiechnął się żartobliwie. Po jego oczach było widać, że nie przejął się moim komentarzem.
– Tak samo jak twoi przyjacie… a nie, czekaj, przecież ty nie masz żadnych przyjaciół – odpowiedział ze złośliwym uśmiechem.
– Nie potrzebuję ich mieć. – Nie dałam się podpuścić. – Będąc sama, jestem bardziej elastyczna, łatwiej mi obrać swoją drogę.
– Jak już będziesz obierać tę drogę, to podejdź do pralni, Fallon. Ktoś musi odebrać mi koszule. – Mówiąc to, wygładził tę, którą miał na sobie. Madoc ubierał się na pokaz. Granatowa koszula, lekko sprane jeansy, czarna bransoleta i wystylizowane ciemnoblond włosy. Dziewczyny lgnęły do niego z kilku powodów: wyglądał świetnie w swoich ubraniach, miał gadane i uwielbiał się bawić. Nie dało się ukryć, że był świetnym chłopakiem.
Tylko że zawsze czułam się przy nim mała.
Madoc chodził w designerskich ubraniach, kiedy ja miałam takie z marketu. Z jego perspektywy on miał do tego prawo, ja natomiast byłam córką dziwki, która wykorzystywała kasę jego ojca. Dla niego byłam porównywalna z błotem spod butów. Walić go.
Spojrzałam na niego z pogardą.
– Odebrać twoje koszule? W sumie… są bardzo stylowe. Geje na pewno są o nie zazdrośni.
– Ty też możesz mieć ładne ciuszki. W końcu mój tata płaci wystarczająco twojej mamie za jej usługi.
– Ładne ciuszki? Masz na myśli miniówki, jakie noszą dziewczyny, z którymi się umawiasz?
Nadszedł moment, żeby przemówić mu do rozsądku.
– Większość chłopaków woli coś innego. Wiesz, dlaczego chcesz mnie widzieć w takich „ciuszkach”? Bo im więcej pokazuję, tym mniej się chowam. Przeraża cię to.
– Nada, siostrzyczko. – Pokręcił głową.
Siostrzyczko… Byłam tylko dwa miesiące młodsza od niego. Mówił tak, żeby mnie zirytować.
– Nie jestem twoją siostrzyczką – podeszłam do niego krok bliżej – i mam przyjaciół. I wielu chłopaków jest mną zainteresowanych. Podoba im się to, jak wyglądam. Nie muszę dopasowywać się do tego, co ty i nasi zarozumiali rodzice, myś…
– Ech, już się znudziłem – przerwał mi, wzdychając. – Nie interesuje mnie twoje życie, Fallon. Chcę cię widzieć co najwyżej na obiadkach świątecznych. Może jeszcze raz na jakiś czas w domu.
Zadarłam głowę do góry, próbując ukryć emocje. Nie zabolało mnie ani to, co powiedział, ani jego opinia o mnie, w ogóle. W moim gardle wcale nie było czegoś ciężkiego, co promieniowało też niżej i zakuło mnie w żołądek. To, co powiedział, nie miało znaczenia. Lubiłam to, kim jestem. Nikt nie będzie mi mówił, jak mam się ubierać, zachowywać, do jakich klubów należeć… podejmowałam własne decyzje. Za to Madoc był kukiełką, robotem.
Ja jestem wolna.
Kiedy nic nie odpowiedziałam, zaczął się cofać, odsuwając się ode mnie.
– Rodziców dzisiaj wieczorem nie będzie w domu. Robię imprezę, nie wtrącaj się. Najlepiej schowaj się w pokojach służby, tam i tak jest twoje miejsce.
Patrzyłam, jak odchodził, wiedząc, że go nie posłucham.
I że będę tego żałowała.
MADOC
Dwa lata później
– Serio? – wykrzyknąłem. – Da się w ogóle jechać jeszcze wolniej? – zapytałem Jareda.
Siedziałem na tylnej kanapie pontiaca G8 jego dziewczyny z dłońmi splecionymi za głową. Tate odwróciła się do mnie z siedzenia kierowcy i spojrzała tak, jakby zastanawiała się nad wbiciem mi noża w oko.
– Jadę osiemdziesiąt kilometrów na godzinę na ostrym zakręcie na żwirowej drodze! – wykrzyczała. – To nawet nie jest prawdziwy wyścig, tylko trening. Tak jak już mówiłam! – Wszystkie mięśnie jej twarzy były napięte.
Odchyliłem głowę i westchnąłem. Jared siedział przede mną, opierał się łokciem o drzwi, a ręką podtrzymywał głowę.
Było przyjemne popołudnie, tydzień przed pierwszym prawdziwym wyścigiem Tate na naszym lokalnym, prowizorycznym torze – Pętli. Jeździliśmy po Trasie Piątej już od trzech godzin. Ta idiotka ciągle źle zmieniała biegi albo nie przyśpieszała wystarczająco szybko. Jared siedział cicho, ale ja się nie powstrzymywałem.
On nie chciał zranić uczuć swojej dziewczyny, ale ja miałem ją w dupie. Czemu miałbym się hamować? To nie ja chciałem się z nią przespać.
Już nie.
Tate i Jared nienawidzili się przez większość liceum. Ich kłótnie to była najdłuższa gra wstępna, jaką kiedykolwiek widziałem, a teraz zachowywali się jak Romeo i Julia. W wersji porno.
Jared obrócił się trochę, ale nie na tyle, aby spojrzeć mi w oczy.
– Wysiadaj – rozkazał.
– Co? – zapytałem. – Ale… ale… – zająknąłem się i zobaczyłem usatysfakcjonowany uśmiech Tate w lusterku wstecznym.
– Ale nic – odpowiedział Jared. – Idź po swoje auto. Będziecie się ścigać.
Poczułem, jak rośnie mi adrenalina na myśl o prawdziwej akcji. Tate spokojnie wygrałaby wyścig z jakąś laską, która nie wie, co robi, ale musiała się jeszcze wiele nauczyć i wyhodować jaja.
I teraz wchodzę ja. Chciałem się uśmiechnąć, ale się powstrzymałem. Zamiast tego przewróciłem oczami.
– Zanudzę się za kierownicą.
– Oj, jaki ty zabawny. – Tate zadrwiła ze mnie i złapała mocniej za kierownicę. – Jak narzekasz, brzmisz jak dwunastoletnia dziewczynka.
– Jeśli mowa o narzekaniu – otworzyłem tylne drzwi auta – chcesz się założyć, kto będzie płakał po tym wyścigu?
– Ty – odpowiedziała.
– Nie.
Słysząc to, Tate wzięła paczkę chusteczek i rzuciła nią we mnie.
– Masz, tak na wszelki wypadek.
– O, widzę, że jesteś dobrze przygotowana na takie sytuacje – odpyskowałem. – Często płaczesz? – Odwróciła się do mnie znowu.
– Tais-toi! Je te détes…1
– Co? – przerwałem jej. – Co mówisz? Jestem przystojny i mnie kochasz? Jared, wiedziałeś, że ona tak o mnie…
– Przestań! – Jared wykrzyczał, kończąc nasze przekomarzania. – Niech was oboje szlag trafi. – Machnął ręką, patrząc na nas, jakbyśmy byli niegrzecznymi dziećmi.
Tate i ja na chwilę zamilkliśmy. Potem ona parsknęła śmiechem, a ja nie mogłem się powstrzymać przed dołączeniem do niej.
– Madoc? – Zęby przyjaciela były praktycznie sklejone, jego ton był zimny. – Wysiadaj. Natychmiast.
Zgarnąłem telefon z siedzenia i zrobiłem to, o co mnie poprosił. Wiedziałem, że miał już dość. Cały dzień próbowałem podpuścić jego dziewczynę. W końcu miała się ścigać z prawdziwym przeciwnikiem. Mimo że razem z Jaredem ją trenowaliśmy, wiedzieliśmy, że na torze wszystko może się zdarzyć. Tate twierdziła, że da sobie radę.
A jeśli ona czegoś chciała, to zawsze to dostawała. Jared kompletnie utknął pod butem tej dziewczyny.
Przeszedłem przez tor w kierunku podjazdu, na którym był zaparkowany mój pontiac GTO. Jedną ręką sięgnąłem do kieszeni po kluczyki, a drugą wytarłem pot z czoła.
Był początek czerwca, a pogoda już była straszna. Niby nie było bardzo gorąco, ale wilgoć pogarszała sprawę. Mama chciała, żebym przyjechał do Nowego Orleanu na lato, na co odpowiedziałem jej, że absolutnie nie ma szans. Oczywiście, marzę o tym, żeby tonąć we własnym pocie, podczas gdy jej nowy mąż próbuje nauczyć mnie łowić krewetki w zatoce.
No chyba nie.
Kochałem moją mamę, ale to, że w te wakacje miałem mieć pustą chatę, bo tata planował być w swoim apartamencie w Chicago, było dużo lepszą perspektywą.
Poczułem w ręce wibracje i spojrzałem na telefon.
O wilku mowa.
– Cześć, co tam? – zapytałem taty, podchodząc do auta.
– Cieszę się, że odebrałeś. Jesteś w domu? – Jego głos był dziwnie zaniepokojony.
– Nie, ale miałem niedługo wracać. O co chodzi?
Taty prawie nigdy nie było w domu. Miał swoje mieszkanie w Chicago, żeby mieć gdzie spać, kiedy sprawy sądowe ciągnęły się do późnych godzin nocnych. Mimo jego nieobecności łatwo można się było z nim dogadać.
Lubiłem go, ale nie kochałem.
Od roku nikt nie widział mojej przyszywanej matki. Podróżowała, odwiedzała przyjaciół. Szczerze jej nienawidziłem.
A moja przyrodnia siostra… gdzieś była. Nie mam pojęcia gdzie.
Jedyną osobą w domu, którą kochałem, była Addie, gosposia. To ona upewniała się, że jadłem warzywa i podpisywała papiery potrzebne w szkole. Była moją rodziną.
– Rano dzwoniła Addie – tłumaczył tata. – Fallon pojawiła się dzisiaj w domu.
Serce na chwilę mi stanęło i niemal nie upuściłem telefonu.
Fallon?
Oparłem się o maskę mojego samochodu, pochyliłem się nad nią i spróbowałem powstrzymać zgrzytanie zębów.
Moja przyrodnia siostra była w domu. Po co? Dlaczego dzisiaj?
– No i? – wydusiłem z siebie. – Co to ma ze mną wspólnego?
– Addie spakowała ci walizkę. – Zignorował pytanie i ciągnął dalej: – Rozmawiałem z mamą Jareda, pomieszkasz u nich parę tygodni, do czasu aż będę miał trochę wolnego. Wtedy przyjadę do domu i to wyjaśnię.
Co, przepraszam? Miałem wrażenie, że mój telefon zaraz pęknie w mojej pięści.
– Co? Dlaczego? – wykrzyczałem, ciężko oddychając. – Dlaczego nie mogę mieszkać we własnym domu?
Od kiedy to ona tu rządziła? Co z tego, że wróciła? To ją powinni odesłać, nie mnie!
– Wiesz, dlaczego. – Tata odpowiedział, przybierając groźny ton. – Nie wracaj do domu, Madoc.
Rozłączył się.
Nie ruszyłem się z miejsca, patrzyłem na odbicie drzew w masce mojego auta, myśląc. Tata powiedział mi, żebym jechał do domu Jareda, poczekał na Addie, która przywiezie mi ubrania i żebym nie wracał do domu.
Dlaczego?
Bo moja przyrodnia siostra była w domu, a nasi rodzice wiedzieli. Wiedzieli, co wydarzyło się dwa lata temu.
Ale to nie był jej dom. Nigdy nim nie był. To był mój dom przez całe osiemnaście lat mojego życia. Mieszkała tam tylko chwilę, kiedy nasi rodzice się pobrali, ale potem zniknęła. Wstałem jednego dnia, a jej już nie było. Bez pożegnania, żadnej wiadomości, ani wtedy, ani nigdy później. Rodzice wiedzieli, gdzie się znajdowała, ale ja nie. Nie wolno mi było wiedzieć.
Nie to, żeby mnie to, kurwa, obchodziło.
Ale na pewno chciałem być we własnym domu w wakacje.
Dwie godziny później siedziałem w salonie u Jareda, z jego przyrodnim bratem Jaxem, czekając, aż ich mama przestanie nas obserwować. Im dłużej tak siedziałem, tym bardziej potrzebowałem czegoś, co zajmie moją uwagę. Jared miał mnóstwo alkoholu u siebie w pokoju, który sam mu przyniosłem, a to była dobra pora na sobotnią rozgrzewkę. Jax wylegiwał się na kanapie i grał na konsoli, a Jared wyszedł zrobić sobie tatuaż.
– Nie tak powinieneś to rozwiązać, Jason. – Usłyszałem Katherine Trent, próbującą jednocześnie szeptać i krzyczeć w kuchni.
Zmarszczyłem brwi. Jason? Imię mojego taty.
Katherine przeszła przed drzwiami, rozmawiając przez telefon.
Nazywa mojego ojca Jason? To nie powinno być nic dziwnego – tak ma na imię. Jednak ja byłem zmieszany. Niewielu osobom uchodziło na sucho nazywanie mojego taty po imieniu. Zazwyczaj zwracano się do niego „panie Caruthers” albo po prostu „proszę pana”.
Wstałem i poszedłem do jadalni, która była zaraz obok kuchni.
– To twój syn. – Słyszałem, jak mówiła Katherine. – Musisz wrócić do domu i się tym zająć. – Wsadziłem ręce do kieszeni i oparłem się o ścianę koło drzwi prowadzących do kuchni. Było przez chwilę cicho, z wyjątkiem brzęku naczyń. Pewnie rozładowywała zmywarkę.
– Nie – odpowiedziała stanowczo. – Tydzień maksymalnie. Kocham Madoca, ale to twoja rodzina, potrzebują cię. Nie wymigasz się. Już i tak mam w domu dwóch nastoletnich chłopców. Wiesz, co robią, jak próbuję ustanowić im godzinę policyjną? Śmieją się ze mnie.
Byłem rozdarty pomiędzy śmiechem a irytacją.
– Chcę ci pomóc, Jason – mówiła dalej – ale on cię potrzebuje! – Jej próba szeptania na nic się nie zdała. Nie było możliwe rozkazywać mojemu tacie, szepcząc.
Spojrzałem na Jaxa i zauważyłem, że spauzował grę i patrzył na mnie z uniesioną brwią. Kręcąc głową, zażartował:
– Całe życie nie przestrzegałem godziny policyjnej, ale ona ma do tego urocze podejście, kocham tę kobietę.
Jax był przyrodnim bratem Jareda. Mieli wspólnego ojca, ale różne matki, a Jax spędził większość życia z ich sadystycznym ojcem i w różnych domach opieki. Ostatniej jesieni mój ojciec pomógł Katherine przejąć opiekę nad Jaxem i wyciągnąć go z rodziny zastępczej. Ojciec chłopaków był w więzieniu, a wszyscy chcieli, żeby Jared i Jax zamieszkali razem.
Zwłaszcza oni sami.
Jednak teraz, kiedy Jared, który był moim najlepszym przyjacielem przez całe liceum, znalazł swoją bratnią duszę, dużo rzadziej go widywałem. Przez to zaprzyjaźniłem się bardziej z Jaxem.
– Zbieraj się – kiwnąłem w jego stronę głową – wezmę butelkę czegoś mocnego z pokoju Jareda i wychodzimy.
– Chcę zobaczyć twoje największe kule – rozkazałem, głosem tak niskim, jaki tylko udało mi się wydobyć.
Zmrużyłem oczy, ale musiałem powstrzymywać śmiech.
Tate wyprostowała się i powoli obróciła, patrząc na mnie spod brwi. Przypominało mi to spojrzenie mojej mamy, kiedy zsikałem się w basenie jako dziecko.
– Tego jeszcze nie słyszałam. – Jej oczy się rozszerzyły. – A więc, proszę pana, mamy parę ciężkich, ale wszystkie do szczęścia potrzebują tylko dwóch palców i kciuka. Jest pan wystarczająco zdolny? – Miała wyraz twarzy jakbyśmy rozmawiali o pracy domowej, ale w kącikach jej ust krył się uśmiech.
– Jestem tak zdolny – zasugerowałem – że byłabyś zazdrosna o to, co mogę zrobić tej kuli.
Przewróciła oczami i podeszła do lady. Tate pracowała w kręgielni od zeszłej jesieni.
Musiała, praktycznie nakazał jej to sąd. No, nie do końca. Nakazałby jej to, gdyby Jared wniósł oskarżenie. To ważące pięćdziesiąt cztery kilogramy chucherko, o wzroście sto siedemdziesiąt centymetrów, pewnego dnia rozprawiło się z autem swojego chłopaka za pomocą łomu, podczas jednego ze sławnych epizodów gniewu. Cała akcja była jednocześnie przerażająca i wspaniała. Ktoś to nagrał i wrzucił na Youtube, gdzie to wideo praktycznie zaczęło ruch feministyczny. Filmik był już przerabiany i naśladowany wiele razy. Nazywał się Who’s the Boss Now?2, jako że atakowanym samochodem był mustang boss 302.
Mimo wszystko to było tylko nieporozumienie, a Tate zapłaciła za wszystkie szkody. Dorosła po tym, ja i Jared też. Byliśmy w końcu przyjaciółmi. Oczywiście, oni ze sobą sypiali, a mi niestety nie należały się takie przywileje.
– Piłeś coś? – Tate oparła się o ladę i spojrzała na mnie, jakby była moją matką.
– Co za głupie pytanie.
Oczywiście, że piłem. Zapytała tak, jakby mnie w ogóle nie znała.
Wychyliła się i spojrzała na tory do kręgli za mną. Widząc jej wyraz twarzy, zacząłem się zastanawiać, czy oczy jej zaraz nie wyjdą z orbit.
– Upiłeś też Jaxa?! – oskarżyła mnie, wyraźnie wkurzona.
Obróciłem się, żeby zobaczyć na co patrzy i potknąłem się przy tym o stołek, który stał koło mnie.
– Łooo! – wykrzyknąłem, kiedy zobaczyłem to, co wcześniej widziała już Tate. Podniosłem butelkę Jacka Danielsa, którą trzymałem w ręku. Tłum ludzi zebrał się przy torze, po którym Jax rozbiegał się i ślizgał niczym na ślizgawce. Zawołałem:
– Tak!
Ktoś wyrwał mi butelkę z ręki. Ponownie się obróciłem i zobaczyłem, jak Tate chowa ją pod ladę, patrząc na mnie ze złością.
– Dlaczego skończyła się whisky? – Uderzyłem pięścią w ladę, imitując Kapitana Jacka Sparrow’a.
Tate zaczęła iść wzdłuż korytarza, do drzwiczek, przez które mogła wyjść na tory.
– Masz przerąbane, jak wyjdę zza lady – odkrzyknęła mi.
– Kochasz mnie, wiesz o tym! – zaśmiałem się i odbiegłem, omijając stoliki i krzesła stojące po drodze do toru, na którym bawił się Jax. Kilku innych chłopaków dołączyło się do ślizgania, a tłum wiwatował. O tej godzinie, w sobotni wieczór, na kręgielni nie było za dużo rodzin. Jedynymi, którzy nie bawili się dobrze, byli samotni faceci, spędzający swoją starość narzekając na brzuszki piwne i ciesząc się z tego, że uciekli od małżeństwa. Oni tylko się przyglądali i kręcili głowami.
„Fallon wróciła. Nie wracaj do domu”.
Przełknąłem whisky, która chciała się wydostać z mojego żołądka i odchyliłem głowę.
– Łuuu huuu! – wykrzyczałem, po czym pobiegłem po jasnym, drewnianym torze, skoczyłem na brzuch i sunąłem w dal.
Moje serce łomotało, pełne ekscytacji.
O kurwa!
Te tory były strasznie śliskie. Śmiałem się, nie obchodziło mnie ani to, że Tate jest na mnie wkurzona, ani to, że będę miał ślad po tym, jak Jareda pięść spotka się boleśnie z moją twarzą za to, że przeszkodziłem jego dziewczynie w pracy. Jedyne, na czym mi zależało, to ten moment, nic więcej.
Nie mogę iść do domu.
Tłum wiwatował głośno za mną, a nawet podskakiwał, o czym dowiedziałem się tylko dlatego, że czułem wibrującą pode mną podłogę. Kiedy się zatrzymałem, z nogami na następnym torze, nie chciałem wstawać. Myślałem. Nie o Fallon. Nawet nie o tym, czy byłem już zbyt pijany, żeby wrócić do domu.
– Jak mam niby teraz wstać? – zapytałem na głos. Tory były śliskie. Oczywiście, że były. Nie mogłem tak po prostu wstać, poślizgnąłbym się. Kurde.
– Madoc! Wstawaj! – Usłyszałem warczącą na mnie Tate.
„Madoc. Wstawaj. Jest już widno. Musisz iść”.
– Madoc! Wsta-waj! – Ponownie krzyknęła. Otrzeźwiło mnie to trochę.
– Dobra – chrząknąłem. – Przepraszam, Tate. Wiesz, że cię kocham, prawda? – Szybko usiadłem i czknąłem. Podniosłem wzrok i zobaczyłem, jak Tate idzie wzdłuż rynien między torami, jakby była tutaj szefem. Położyła ręce na biodrach i zmarszczyła brwi.
– Madoc, wiesz, że ja tu pracuję?
Wzdrygnąłem się, nie podobało mi się rozczarowanie, które kryło się w jej głosie. Zawsze pragnąłem jej szacunku.
– Przepraszam, skarbie. – Spróbowałem wstać, ale znowu się pośliznąłem, obijając sobie bok. – Powiedziałem już przepraszam, nie?
Tate kucnęła, objęła moje ramię swoimi i pomagła mi się podnieść.
– Co ci się stało? Nigdy nie pijesz poza imprezami.
Postawiłem stopę na boku rynny i znowu mało się nie przewróciłem. Tate przyciągnęła mnie bliżej siebie i w końcu udało mi się stanąć stabilnie.
– Nic mi się nie stało. – Lekko się do niej uśmiechnąłem. – Jestem żartownisiem. Jestem… – machnąłem ręką – tylko… żartem… znaczy, żartownisiem – dodałem w pośpiechu.
Ciągle mnie trzymała, ale poczułem pod materiałem mojego T-shirta, że jej chwyt osłabł.
– Madoc, nie jesteś żartem. – Jej oczy znów były poważne, ale wyraz twarzy złagodniał.
Nie masz pojęcia, czym jestem.
Podtrzymałem z nią kontakt wzrokowy, chcąc powiedzieć jej o wszystkim. Chciałem, żeby moja przyjaciółka, chociaż ona, mogła zobaczyć prawdziwego mnie. Jared i Jax byli dobrymi kumplami, ale chłopacy nie chcieli słuchać i nie byli tak uważni. Tate wiedziała, że coś się stało, ale nie wiedziałem, jak jej o tym powiedzieć. Chciałem tylko, żeby zrozumiała, że tak naprawdę nie byłem dobrym facetem.
– Robię głupoty. To cały ja. Jestem w tym dobry. – Schowałem jej za ucho kilka kosmyków, które wysunęły się z jej kucyka. Potem wyszeptałem: – Mój ojciec to wie. Ona to wie – spuściłem na chwilę wzrok – i ty też o tym wiesz, prawda?
Tate nie odpowiedziała, tylko mnie analizowała, widziałem, jak w jej głowie pracują trybiki. Położyłem rękę na jej policzku i uświadomiłem sobie, jak często przypominała mi o Fallon. Pogłaskałem palcem policzek Tate, mając nadzieję, że na mnie nakrzyczy. Że miała mnie w dupie. O ile prościej byłoby wiedzieć, że nic w moim życiu nie było prawdziwe. Objąłem obiema rękami jej słodką, nieświadomą twarz i pochyliłem się bliżej, czując zapach jej ledwie wyczuwalnych perfum, kiedy zbliżyłem do niej moje usta.
– Madoc? – zapytała z zakłopotaniem, wciąż mnie obserwując.
Pocałowałem ją delikatnie w czoło i wyprostowałem się powoli. Na jej twarzy widać było zmartwienie, gapiła się na mnie nieustannie.
– Wszystko w porządku?
Nie.
No, czasami.
Okej, tak. Zazwyczaj, chyba.
Tylko nie nocami.
– Łooo… – Wziąłem głęboki wdech i się uśmiechnąłem. – Mam nadzieję, że wiesz, że to nic nie znaczyło – zażartowałem. – Znaczy, kocham cię. Ale nie tak. Bardziej jak siostrę – wybuchłem śmiechem, ledwo kończąc zdanie.
Zamknąłem oczy i złapałem się za brzuch.
– Nie załapałam żartu – skarciła mnie Tate.
W powietrzu rozległ się głośny gwizd i oboje z Tate spojrzeliśmy w kierunku, z którego dochodził.
– Co tu się dzieje, do cholery? – Głośny i zły ojcowski głos Jareda zabrzmiał w całej kręgielni, aż zabolały mnie uszy. Niestety, kiedy się odwróciłem, by spojrzeć mu w oczy, przypadkowo cofnąłem się na śliski tor.
– O, cholera! – wykrzyknąłem, znowu się potykając. Ciągle trzymałem się Tate, ale udźwignięcie całej mojej wagi okazało się dla niej za trudne. Upadliśmy więc razem, obiłem sobie całą dupę o drewnianą podłogę, a Tate miała szczęście, bo upadła na mnie. W sumie, dla mnie to też było szczęśliwym rozwojem wypadków.
Jednak, kiedy spojrzałem na początek toru i zobaczyłem, jak mój najlepszy przyjaciel patrzy się na nas tak, że cieszyłem się, że wzrok nie może zabijać, zepchnąłem Tate z siebie z odrazą.
– Stary, twoja dziewczyna podała mi potajemnie whisky i próbowała mnie zgwałcić! – Pokazałem na Tate. – Trzyma ją pod ladą, sam zobacz!
Tate zawarczała i podniosła się niezdarnie z powrotem na nogi. Jej kitka ledwo się trzymała.
– Jax! – Jared krzyknął na swojego brata, który był na kolanach na torze po mojej prawej. – I ty też! – Wzrok Jareda przeszył mnie niczym pocisk. – Do mojego auta. Natychmiast.
– Oho, pewnie chce ci dać klapsa – wyszeptałem do Tate, która szła już w stronę swojego chłopaka.
– Zamknij się, głupku – odpysknęła.
1Tais-toi! Je te déteste (fr.) – Zamknij się! Nienawidzę cię (przyp. red.).
2Who’s the Boss Now? (ang.) – I kto teraz jest szefem; nawiązanie do Amerykańskiego serialu o tytule Who’s the Boss?.