Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Trzecia część opowieści o polskich babkach wiejskich, akuszerkach i położnych, walczących z gusłami i zabobonami w świecie, w którym cud narodzin przeplata się z dramatem śmierci.
Sierpień 1939 roku, Edyta Żarska, wnuczka Kloci, po śmierci ojca i babci nie decyduje się opuścić kraju razem z krewnymi i zostaje sama w odziedziczonej po ojcu kamienicy w centrum Warszawy. Cudem ocalona podczas nalotów próbuje jakoś żyć w okupowanej przez Niemców stolicy. Zgłasza się do Warszawskiej Szkoły Położnych i wkrótce zaczyna praktykę w szpitalu. Pomaga w opiece nad rannymi i w skrajnie tragicznych warunkach przyjmuje porody.
Po wojnie postanawia spełnić swe marzenie i zamieszkać w Cyprysowie, majątku, który do wojny był własnością jej krewnych. Oczywiście dawni właściciele nie mogą wrócić do kraju, a wszystko, co do nich należało, zostaje znacjonalizowane lub rozgrabione. W cyprysowskim pałacu, wieloletniej siedzibie rodu Kalskich i Żarskich, powstają mieszkania dla robotników. W całej okolicy nie ma ani lekarza, ani położnej. Edyta, bezdomna i pozbawiona środków do życia, rozpoczyna pracę na wsi.
Agnieszka Olszanowska – autorka kilkunastu książek dla dorosłych, dzieci i młodzieży. W swych powieściach porusza niebanalne tematy, a jej bohaterowie to ludzie ukształtowani przez trudne doświadczenia życiowe. Bibliotekarka z powołania i wykształcenia. Mama trójki dorosłych dzieci. Czas wolny spędza na łonie natury, pielęgnując ogród w rustykalnym stylu.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 311
Copyright © Agnieszka Olszanowska, 2024
Projekt okładki
Agata Wawryniuk
Zdjęcia na okładce
© Joanna Czogala/Arcangel.com
Redaktor prowadzący
Anna Derengowska
Redakcja
Ewa Witan
Korekta
Maciej Korbasiński
ISBN 978-83-8352-779-6
Warszawa 2024
Wydawca
Prószyński Media Sp. z o.o.
02-697 Warszawa, ul. Rzymowskiego 28
www.proszynski.pl
Cyprysów, sierpień 1945
– Harcerstwo nauczyło mnie odpowiedzialności.
– Za kogo? Za co?
– Za kraj. Za bliskich. Za własne sumienie.
– Ile lat miała obywatelka w chwili wybuchu wojny?
Władysław Cierpliwy tylko z nazwiska był cierpliwy i dlatego gdyby tylko mógł, już teraz zakończyłby tę niewygodną rozmowę. Niestety, nowe obowiązki, które przyjął na siebie wraz ze stanowiskiem pierwszego powojennego wójta w Cyprysowie, wymagały od niego hamowania wrodzonych skłonności. I zmuszał się do kontynuowania rozmowy z tą biedną dziewczyną, która nie miała się gdzie podziać. Zasadniczo nie było w tym nic dziwnego, gdyż po zakończeniu wojny podobnych do niej bezdomnych istot wędrowało po kraju bez liku. Ale ten przypadek był inny. Ku wielkiemu zdziwieniu wójta jego rozmówczyni twierdziła, że jest blisko spokrewniona z dawnymi właścicielami majątku Cyprysów. Jeśli mówiła prawdę, to miał twardy orzech do zgryzienia, gdyż nie wiedział, czy arystokratka z urodzenia może pracować jako położna w Cyprysowie.
– Skończone osiemnaście. – Edyta Żarska bliska była zemdlenia z głodu i niewyspania. A do tego męczyło ją bardzo intensywne krwawienie i czuła się niezręcznie, nie mogąc zmienić szmatki, zastępującej podkładkę z waty. – Ale już wcześniej byłam sierotą i sama decydowałam o sobie.
– Z tego, co wiem, po śmierci ojca formalną opiekę pełniła nad obywatelką babka? Chyba się nie mylę, że ta sławna Klotylda Żarska była waszą babką? – dopytywał się, udając jednocześnie, iż nie widzi złego stanu przybyłej.
Była bardzo blada, miała zapadnięte policzki i ciemne sińce pod oczami. Wyglądała na zmęczoną i zapewne głodną. Do tego co rusz kręciła się nerwowo, jakby jej się niewygodnie siedziało.
– Dlaczego sławna? Babcia Klocia nic szczególnego nie zrobiła, oprócz tego, że dożyła prawie stu lat! – zaprotestowała Edyta zbyt gwałtownie jak na osobę, która nie miała dachu nad głową i była w bardzo trudnej sytuacji życiowej.
Oczywiście, jak uważał sam Cierpliwy, wszyscy, którzy jakimś cudem przeżyli wojnę i musieli rozpocząć nowe życie w Polsce Ludowej, znajdowali się w bardzo trudnej sytuacji. Szczególnie ci, co, podobnie jak wnuczka Klotyldy Żarskiej, urodzili się w bogatym domu, a nie w chłopskiej chacie czy wilgotnej suterenie.
– Obywatelka jest jeszcze dość młoda i choć zapewne bardzo przez wojenne przeżycia doświadczona, jednak proszę mi wierzyć, że Klotylda Żarska zapisała się w pamięci mieszkańców Cyprysowa w sposób… powiedzmy to oględnie, niesamowity. Kobieta, która urodziła żywe trojaczki i nie umarła, wydając je na świat, bez wątpienia zasłużyła na sławę w okolicy, gdzie przez długie lata żyła. Co prawda z dzisiejszej perspektywy było to życie próżniacze i pozbawione większego sensu – dodał, żeby jasno zasygnalizować swój stosunek do dawnego, bardzo niesprawiedliwego ustroju.
Edyta już, już chciała ostro zaprotestować, lecz w porę ugryzła się w język. I zamiast powiedzieć kilka słów prawdy temu okropnemu człowiekowi, który przed wojną zapewne pielił buraki na polach jej stryjostwa, potulnie spuściła wzrok i tylko wyszeptała cichutko, że tak, babcia żyła z wyzysku biedaków, lecz na szczęście zmarła i już nigdy więcej nikt nie będzie jej usługiwał.
– Hmm, cieszę się bardzo, że zaczynacie rozumieć swoją sytuację. Bardzo chciałbym pomóc, ale dopóki nie dowiem się wszystkiego, nie będę mógł nic zrobić. Zatem odmówiła obywatelka wyjazdu za granicę tuż przed wybuchem wojny, ponieważ czuła się odpowiedzialna za ojczyznę? I za pracujących u obywatelki ludzi?
– Tak właśnie było. W harcerstwie mnie tego nauczono. Odpowiedzialności za mój kraj i bliskich. Nie mogłam zostawić na pastwę losu ludzi, których mój ojciec zatrudniał. Po jego śmierci zakład krawiecki zasadniczo należał do mnie.
– To pięknie! Bardzo pięknie! Tylko zbyt bajkowo jak na czasy, w których przyszło nam żyć. Proszę mi wierzyć, że wiele w życiu złego mnie spotkało. I dużo… za dużo widziałem. Szczególnie podczas wojny. Dlatego trudno mi zrozumieć, że osiemnastoletnia panienka nie słucha stryjostwa hrabiostwa i odmawia wyjazdu czy może raczej ucieczki z kraju tuż przed wybuchem wojny.
– A co tu jest do rozumienia?
Edyta czuła się już tak źle, że pragnęła tylko jednego: jak najszybciej zakończyć rozmowę z człowiekiem, który przez zupełny, dla wielu tragiczny przypadek zostawił pola buraków, by zająć ważne stanowisko.
– Miałam wolną wolę i z niej skorzystałam. Tego dnia pochowałam babcię i nie byłam w stanie zostawić jej świeżego grobu… bez opieki. A do tego przecież wszyscy wiedzieliśmy, że za chwilę wróg nas zaatakuje. To nie był czas na ucieczkę!
– Tylko na co?
– Na przygotowanie się do walki… do obrony. Dlatego nie wyjechałam z nimi – dodała już spokojniej.
– I dobrze obywatelka zrobiła. Nikt z tych przedwojennych krwiopijców już nigdy nie wróci do naszej pięknej Polski Ludowej! Rozumie to obywatelka?
Nie rozumiała. A właściwie było jej wszystko jedno, co mówił ten straszny człowiek. W czasie gdy wójt długo i z wielkim entuzjazmem tłumaczył jej, że dzięki swej odważnej postawie i pozostaniu w kraju nie podzieli losu wiecznych tułaczy, skazanych na potępienie i wygnanie, Edyta zastanawiała się, czy w tobołku, który leżał obok jej nóg, ma jeszcze jakąś czystą szmatkę i czy będzie mogła, oczywiście za pozwoleniem swego rozmówcy, udać się gdzieś, gdzie choć trochę się umyje i oporządzi.
– Zatem, skoro wszystko już wiem, pozostaje mi tylko jedno do sprawdzenia. Dla dobra obywatelki, oczywiście – zapewnił ją, choć tak naprawdę robił to dla własnego bezpieczeństwa. – Rozumiem, że nikt oprócz mnie nie wie, kim obywatelka jest?
Potwierdziła i na jego stanowcze polecenie obiecała milczeć, cokolwiek miałoby się dziać.
– Kazimiero! Kazimiera tu zaraz przyjdzie! Bardzo proszę! – Cierpliwy otworzył szeroko drzwi i donośnym głosem zaczął wołać w głąb ponurej sieni budynku administracji. – Kazimiera wchodzi, bo czasu mało! – Ponaglał starszą kobietę, gdy ta w końcu pojawiła się w gabinecie. – Niech Kazimiera przyjrzy się uważnie tej… tej młodej obywatelce i powie, czy ją zna lub widziała kogoś do niej podobnego. Tylko szczerze! Jak na spowiedzi!
Wezwana z uwagą przyglądała się Edycie. Na jej twarzy widać było skupienie, a nawet pewnego rodzaju troskę, gdy kobiecym okiem zauważyła bladość i wyczerpanie dziewczyny.
– Pierwszy raz widzę. Musi być z miasta, bo chuda taka, jakby przez całą wojnę biedulka nie jadła. Licho wygląda. Ale nie, nie znam i nigdy nie widziałam.
– Do nikogo nie jest podobna? Kazimiera jest pewna? – wypytywał, licząc, że staruszka nie dopatrzy się wyraźnego podobieństwa Edyty do znanej kiedyś z urody wychowanicy hrabiego Kalskiego.
Co prawda Kazimiera była małym dzieckiem, gdy potrójni bracia Żarscy wraz z matką mieszkali w cyprysowskim pałacu, ale kto wie, być może zapamiętała babkę Edyty albo widziała jej portret, który dopiero całkiem niedawno został usunięty ze ściany pałacu i zniszczony.
– A do kogo to biedactwo miałoby być podobne? – zdziwiła się Kazimiera. – Jakby była z naszej okolicy, to pewnie bym jej matkę czy ojca pamiętała. Ale że to sierota ze świata, jak wszystkie te wojenne dziewczyny, co teraz po kraju wędrują i miejsca dla siebie szukają, więc i podobieństwa żadnego u niej nie widzę. Tyle że głodna jest pewnie i brudna bardzo. Zamiast ją przesłuchiwać, niech Władysław wolno puści. To jeść jej dam i zabiorę, żeby obmyć się trochę mogła. Lato jest i gorąc taki, to i pot ciurkiem po człowieku leci – dodała, sugerując wyraźnie, iż w pomieszczeniu śmierdzi zbyt mocno, nawet jak na wiejskie zwyczaje.
– Kazimiera jest wolna. Niech idzie jeść coś znaleźć. Zaraz skończę rozmowę z tą obywatelką.
Kobiecina wyszła bez słowa. Edyta odetchnęła z ulgą i spojrzała z nadzieją na Cierpliwego. Ten przez chwilę drapał się w głowę, myśląc intensywnie, co zrobić z krewniaczką krwiopijców z Cyprysowa, jak zazwyczaj myślał i mówił o hrabiostwie Żarskich. W końcu podjął decyzję. Jedyną, jaka przyszła mu do głowy. Nie patrząc na dziewczynę, sięgnął po kałamarz i stalówkę, i jakby przypadkiem zrobił małego kleksa na metryce Edyty, akurat w miejscu, gdzie było napisane jej nazwisko. Przez chwilę udawał zmartwionego tym, co sam zrobił. Mruczał i z udawanym zaskoczeniem chuchał, dmuchał i wycierał kleksa w taki sposób, że z nazwiska Żarska zrobiła się wielka, nieczytelna plama.
– Jaki pech, obywatelko Żaryska… Muszę teraz pieczęcią potwierdzić, jak się obywatelka nazywa. Prawda, że Edyta Żaryska? Żaryska?
– Prawda – potwierdziła zaskoczona, dziwiąc się samej sobie, że już tak nisko upadła, iż nie broni jedynego, co jej zostało po ojcu, czyli nazwiska.
Wszakże świadomość, że dla Żarskich nie ma już miejsca w Cyprysowie, wpłynęła na jej szybką decyzję, aby uznać wolę Cierpliwego i zostać w miejscu, o którym marzyła przez wszystkie lata wojny. A że zamieszka tu pod innym nazwiskiem, to już chyba nie miało dla niej większego znaczenia. W głębi serca zawsze będzie się nazywała Żarska, a dla ludzi może być kimkolwiek. Nikt jej tu jeszcze nie zna, więc może nazywać się Żaryska. Jeśli ma jej to zapewnić spokój i bezpieczeństwo, którego tak bardzo pragnęła, może zapłacić taką cenę.
– No, my tu żadnych Żaryskich nie znamy. Jakieś takie robotnicze to obywatelki nazwisko… jakby tych robotników z Żyrardowa… Tak by mi pasowało. Zatem, obywatelko Żaryska, na próbę przyjmuję was do pracy. Zaczynacie od jutra. Kazimiera da wam coś zjeść i zaprowadzi do mieszkania. Idźcie spać, a jutro wam miejscowe baby wszystko pokażą. Edyta Żaryska, ładnie to brzmi. Gdybym był babą, chętnie bym rodził przy takiej akuszerce – próbował zażartować, ale mina pozbawionej prawdziwego nazwiska dziewczyny daleka była od wesołej, więc zamilkł i nie mówiąc już nic więcej, ruchem dłoni pokazał jej, żeby wyszła.
Żaryska czy Żarska, jeden diabeł!, pomyślał, gdy Edyta zamknęła za sobą drzwi. I tak płynie w niej błękitna krew, a jak ktoś się o tym dowie, to zrobią ze mną porządek. Zmartwił się, ale gdy sobie przypomniał, ile kobiet w Cyprysowie oczekuje dzieci, od razu odzyskał dobry nastrój. Jako szanujący się wójt przede wszystkim musiał myśleć o potrzebach tutejszych mieszkańców.
W okolicy nie było ani akuszerki, ani położnej, ani nawet wiejskiej babki. Ostatnia zmarła w połowie wojny. Do szpitala w Gadowicach daleko, a nawet gdyby było blisko, i tak miejscowe kobiety nie chciałyby tam rodzić. Zatem pozwolenie położnej z kwalifikacjami, by zamieszkała w Cyprysowie, wydawało się najlepszą decyzją, jaką mógł podjąć. Uznał, iż jeśli dziewczyna ma choć trochę oleju w głowie, nie powie nikomu o swym pochodzeniu. Ustawa nacjonalizacyjna jasno precyzowała stosunek państwa do takich osób jak Żarscy. I absolutnie nie był to życzliwy stosunek. Oczywiście nikt nie zabraniał dawnym ciemiężycielom ludu pracować w Polsce Ludowej, lecz ich los raczej nie byłby godny pozazdroszczenia. Tak przynajmniej uważał Cierpliwy.
CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ, PŁATNEJ WERSJI