Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Drugi tom cyklu "Pamiętaj o mnie", który skradł serca czytelniczkom. Ta historia zostaje w pamięci na długo. I bohaterka, której decyzje budzą emocje.
Małgorzacie udaje się spotkać z tajemniczym nadawcą listów, ale odkrycie, kim on jest, bardzo ją zaskakuje. Musi ponownie zajrzeć w przeszłość, by przeanalizować wydarzenia sprzed dwudziestu lat, a życie płynie. Bohaterka boryka się z wydarzeniami dnia codziennego. Oprócz własnych, dopadają ją kłopoty najbliższych, które często przesłaniają walkę o własne szczęście. A to może czekać za progiem, bo jej serce mocniej zabiło do nadawcy listów…
Czy tajemniczy mężczyzna okaże się idealnym partnerem dla Małgorzaty? Czy bohaterce uda się wydobyć z dotychczasowego toksycznego związku? Uratować rodzinę, pomóc siostrze? A wreszcie osiągnąć szczęście, które dla niej jest tak ważne?
Na odpowiedzi musimy czekać do ostatniego rozdziału, jak to zwykle bywa w historiach pisanych przez życie.
Anna Karpińska - autorka poczytnych książek obyczajowych, które cieszą się niesłabnącym zainteresowaniem czytelników. Ukończyła politologię na Uniwersytecie Wrocławskim, uczyła studentów, była dziennikarką, wydawała książki, prowadziła firmę. Osiem lat temu porzuciła dotychczasowe życie zawodowe, całkowicie oddając się pisaniu powieści. Ma męża, trójkę dorosłych dzieci i troje wnucząt. Mieszka w Toruniu, weekendy spędza na wsi, przynajmniej raz w roku podróżuje gdzieś dalej, by naładować akumulatory. Nie wyobrażam sobie życia bez moich bohaterów, ale tworzę dla czytelników. To ich zainteresowanie stanowi dla mnie źródło satysfakcji i motywuje do pracy.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 361
Copyright © Anna Karpińska-Plaskacz, 2020
Projekt okładki
Sylwia Turlejska
Agencja Interaktywna Studio Kreacji
www.studio-kreacji.pl
Zdjęcia na okładce
© Jane Morley/Trevillion Images
Redaktor prowadzący
Michał Nalewski
Redakcja
Ewa Charitonow
Korekta
Katarzyna Kusjoć
Maciej Korbasiński
ISBN 978-83-8123-699-7
Warszawa 2020
Wydawca
Prószyński Media Sp. z o.o.
02-697 Warszawa, ul. Rzymowskiego 28
www.proszynski.pl
Martusiu, dziękuję, że jesteś ze mną.
Przy każdej książce.
Rozdział 1
Informacja o tym, że zamierzam wyruszyć do Zbiczna na spotkanie z domniemanym Ksawerym, bardzo poruszyła moją siostrę i wytrąciła ją z równowagi, budząc uzasadnione wątpliwości. Michalina obawiała się zawodu, jakiego mogę doznać bez względu na obrót sprawy. Wieczorem przed moim wyjazdem ujawniła rozterki.
– Gośka, zastanów się jeszcze, czy warto rozgrzebywać przeszłość. Jeżeli ten Jonasz Grad rzeczywiście jest Ksawerym, który wystawił cię do wiatru wiele lat temu, niewiele dobrego można o nim powiedzieć. Rozumiem, że miło ci się z facetem koresponduje, ale jeżeli zataił prawdziwą tożsamość, to tak, jakby oszukał cię po raz drugi.
Byłam nieprzejednana.
– Chcę stanąć z nim twarzą w twarz i usłyszeć wyjaśnienia. Wspólna córka i moje złamane życie są chyba tego warte?
– Nie galopuj, Gośka. Jeszcze nie wiesz, czy ten facet to rzeczywiście Ksawery. – Michaśka zmieniła front. – Właściwie na jakiej podstawie tak sądzisz? Bo Eryk ci go przypomina? Bo gość mieszkał w Poznaniu? Bo przeżył kiedyś wielką niespełnioną miłość? Znajdziesz wielu, którzy podpadają pod ten standard. Jedyne, co wiesz, to że jest rozwodnikiem, ma szesnastoletniego syna i prowadzi pensjonat w Zbicznie. No i przede wszystkim nosi nazwisko Grad, a nie Krzemiński, jak ten twój Ksawery. Prawdę mówiąc, nie wiem, dlaczego miałby nagle je zmienić. Listy pisałaś do Jonasza Grada? – upewniła się.
Musiałam potwierdzić i uznać jej racje. Było mało prawdopodobne, by ucieczka przede mną skłoniła go do zmiany nazwiska. Łatwiej było zadzwonić i zakończyć związek.
Rozsądek podpowiadał rezygnację z wyprawy, ale przeważyła chęć rozwiania wątpliwości. Bez wyjaśnienia sprawy nie wyobrażałam sobie dalszej korespondencji z Jonaszem, jak w pewnym momencie ponownie zaczęłam go nazywać.
Postanowiłam go poznać i się z nim skonfrontować, chociaż w którymś z listów zaprzeczył, że jest Ksawerym.
Dalsza dyskusja z Michaliną nie miała sensu.
– Wyjeżdżam jutro o dziewiątej – obwieściłam swoją decyzję. – Niech ta huśtawka się zakończy. Wrócę wieczorem. Poradzisz sobie?
Michaśka stanęła na wysokości zadania.
– Też bym tak zrobiła na twoim miejscu. – Posłała mi uśmiech wyrażający aprobatę.
– To dlaczego mnie zniechęcałaś?
– Bo się o ciebie martwię, głuptasie. Tylko proszę, cokolwiek odkryjesz na miejscu, zachowaj spokój. Może pojadę z tobą?
Zdawała sobie sprawę, że odmówię. Tę batalię musiałam rozegrać sama.
Targana emocjami, długo nie mogłam zasnąć, więc kolejny dzień powitałam dobrze po dziesiątej. Wstałam rozdrażniona i zła na siebie przez opóźnienie wyjazdu.
Moja siostra czekała w kuchni z kawą i śniadaniem. Już od progu przywitałam ją wymówkami.
– Dlaczego mnie nie budzisz? O tej porze miałam już być w drodze!
– Jeszcze nie wyjechałaś, a już cała w nerwach – mruknęła. – Usiądź, spokojnie wypij kawę i ruszysz. Nie budziłam cię, bo na dworze zawierucha, którą trzeba przeczekać. W ogóle jestem zdania, że powinnaś odłożyć wyjazd do jutra. Może będzie lepsza pogoda?
Faktycznie, aura za oknem nie zachęcała do wyjścia. Deszcz ze śniegiem popędzany porywistym wiatrem biczował szyby. Zwarta fala opadu niczym teatralna kurtyna zasłaniała sylwetki samochodów, pozostawiając ludzkim oczom ich ledwo widoczne kontury.
Przez moment zastanowiłam się nad sugestią pozostania w domu, ale silne postanowienie wzięło górę nad przeciwnościami, jakie zgotowała natura. Pozwoliłam się jedynie przekonać do zabrania dodatkowego swetra, a zamiast kozaków na cienkiej podeszwie śniegowców z futerkiem.
– Odezwij się, Małgonia. Będę czekać. – Siostra pożegnała mnie z troską w oczach.
Usadowiłam się wygodnie w aucie, sprawdziłam, czy półlitrowa butelka wody zajmuje swoje miejsce pomiędzy siedzeniami, włączyłam ogrzewanie, by po chwili zapomnieć o nieprzyjemnym uczuciu wszechogarniającego chłodu. Włączyłam radio i skierowałam samochód do Olsztyna.
Po minięciu toruńskich rogatek mimo woli powróciły wspomnienia naszej pierwszej rodzinnej wyprawy nad jezioro Zbiczno. Przypomniałam sobie dzień, kiedy namówiłam Rafała, by spędzić weekend na Pojezierzu Brodnickim. Gdy jeszcze smacznie spał, spakowałam torbę z prowiantem i rzeczami dla Zuzy i przygotowałam śniadanie.
– Kochanie, wstawaj, bo cię okradną! – zażartowałam, całując go w policzek. – Piękna pogoda, mam niespodziankę!
– Nie lubię niespodzianek – odburknął i nakrył głowę poduszką.
– To polubisz! – Odsunęłam kołdrę. – No wstań, nawet Zuzia dzisiaj nie marudzi. Jedziemy na wycieczkę. Pożyczyłam samochód od rodziców i zabieram nas pod Brodnicę – zakomunikowałam podekscytowana perspektywą spędzenia cudownego dnia.
I taki się okazał, mimo początkowych oporów Rafała. Zajechaliśmy do Zbiczna, gdzie w niewielkim pensjonacie wynajęłam pokój na jedną noc. Teren schodził do jeziora. Podwórze zdobiły dwie wielkie lipy, w których cieniu zjedliśmy obiad przy drewnianych stołach. Zuzka po raz pierwszy w życiu płynęła kajakiem.
– Tylko wracajcie, kiedy dopłyniecie do końca jeziora, bo żeby przedostać się na Strażym, trzeba przenieść kajak – przestrzegała gospodyni.
– A co tam jest ciekawego? – zainteresował się Rafał.
– To, co i tu. Kilka pensjonatów wokół i spokój.
Smakowałam wieczorną ciszę, przerywaną jedynie głosami drozdów i trznadli, których istnienie uświadomił nam pan Antoni, gospodarz siedliska Zacisze. I jeżeli nawet, przytulona do męża, wspomniałam Ksawerego, ukryłam tę myśl w najskrytszym zakamarku duszy.
– Ech, jakże to było dawno… – wyszeptałam pod nosem, znajdując przyjemność we wspomnieniach.
Droga mijała jednostajnie. Z uwagi na duży ruch i zacinający deszcz ze śniegiem jechałam stosunkowo wolno, wpleciona w sznur samochodów. Celowo nie wyprzedzałam, dając sobie czas na przemyślenia i opóźnienie chwili spotkania z Ksawerym.
Lub z moim wyobrażeniem.
Sama nie wiedziałam, czego oczekuję i jak się potoczy moje spotkanie z mężczyzną, do którego zdążałam. W głębi duszy, mimo urazu, jakiego doznałam porzucona przez Ksawerego, nie przestawała się we mnie tlić iskierka dawnego uczucia. Nie potrafiłam zapomnieć tych dwóch miesięcy, które przeżyliśmy razem, planując nasze dalsze życie. Zwłaszcza że nie udało mi się stworzyć z Rafałem trwałej więzi, a moje małżeństwo legło w gruzach.
Michalina miała rację – gdyby Jonasz Grad okazał się Ksawerym, ukrywając swoją tożsamość, oszukałby mnie po raz drugi. Tyle że teraz byłam w innym momencie życia. Już nie tak niepewna jak wówczas, gdy kończyłam studia. Nie tak uległa wobec matki i Rafała. Nie tak bezwolna. Teraz mogłam stawić czoło każdej sytuacji, w jakiej bym się znalazła.
Przyśpieszyłam, czując przypływ siły i determinacji. Pomogły mi wyobrazić sobie spotkanie z Ksawerym. Oczami duszy ujrzałam jego bujną jasną czuprynę, szerokie ramiona, w których w tamtym czasie tak lubiłam przepadać, i spojrzenie niebieskich oczu przypominających lazur południowych mórz. Nie chciałam myśleć o upływie czasu i zmianach. Ksawery wciąż był dla mnie młody, a ja chciałam go spotkać. I niezależnie od tego, co miała przynieść przyszłość, wysłuchać.
Mijając Kowalewo Pomorskie, z którego do Brodnicy zostało niecałe pół godziny drogi, zaczęłam zastanawiać się, czy powiedzieć mu o Zuzannie. Wjeżdżając do miasta, zdecydowałam się pominąć ten wątek do czasu, kiedy porozmawiam z córką. Odczułam nieprzyjemny skurcz w sercu na myśl o tym, że nie zrobiłam tego do tej pory. Mea culpa to słowa, które najczęściej pojawiały się w mojej głowie i nie dawały mi spać. Lecz teraz z każdym kilometrem zbliżałam się do wyprostowania własnego życia i postawienia na uczciwość.
W Brodnicy GPS poprowadził mnie w stronę Zbiczna. Niebo zaczęło się przecierać, mogłam wyłączyć wycieraczki i podziwiać okolicę. Mimo upływu czasu pamiętałam, że za domami, po prawej i lewej stronie drogi ciągnie się woda i że po kilku minutach znajdę się na północnym krańcu jeziora Zbiczno, które objadę przez Ryte Błota. Dalej droga powiedzie mnie do Wędrownego Sokoła. Kalkulator odległości wskazywał cztery minuty do celu.
Zatrzymałam się w najbliższej zatoczce i sięgnęłam po lusterko. Czyżbym się denerwowała? Schowałam je do torebki, wyjęłam telefon i wybrałam numer Michaliny.
– Dojeżdżam. Będę u niego za trzy minuty – poinformowałam siostrę, podświadomie oczekując wsparcia.
– Weź miętówkę. Podobno ssanie pomaga na nerwy – poradziła. – Pamiętaj, cokolwiek się wydarzy, będzie dobrze. Jesteś dużą, silną dziewczynką, a do tego wspaniałą pisarką, matką i siostrą. Jedziesz, żeby poznać prawdę, a to, co z nią zrobisz, zależy wyłącznie od ciebie. Zrozumiałaś?
– Uhm.
– Gośka, słyszysz mnie? Jeżeli on coś ci zrobi, to oberwę mu łeb! – krzyknęła. – Dzwoń do mnie jak na sto dwanaście!
Wyłączając komórkę, uśmiechnęłam się do siebie. Przekręciłam kluczyk w stacyjce i ruszyłam, by po chwili stanąć przed bramą pensjonatu Jonasza Grada, opatrzoną wypaloną w drewnie nazwą.
Ujrzałam połać lasu schodzącą w kierunku jeziora, a pośrodku niej polanę, na której posadowiono drewniany budynek z bali. Jak się domyśliłam, pensjonat. Był otoczony kilkoma mniejszymi budynkami, zapewne gospodarczymi. Mimo woli zastanowiłam się, w którym z nich znajduje się pracownia rzeźbiarska Jonasza.
Stałam przez dłuższą chwilę, nie szukając dzwonka. Oparta o płot, zauroczona spoglądałam w stronę jeziora pokrytego łachami kry. Deszcz przestał padać, ustępując miejsca chmurom osiadłym na przybrzeżnym sitowiu. Bajeczny widok zaczarował mnie tak, że na moment zapomniałam, w jakim celu tu jestem.
Zobaczyłam go na brzegu, w pobliżu pomostu, i poznałam mimo grubej futrzanej kurtki i czapki, która zasłaniała mu niemal całą twarz. Zastygłam w bezruchu, a nawet pomyślałam o ucieczce. Ale w tej sytuacji nie mogłam tego zrobić.
To był Ksawery, a ja musiałam do niego podejść.
CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ, PŁATNEJ WERSJI