Prusy. Pięć wieków - Grzegorz Kucharczyk - ebook

Prusy. Pięć wieków ebook

Grzegorz Kucharczyk

4,4

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Prusy, które wyrosły z Brandenburgii i ziem Zakonu Krzyżackiego, niegdyś odebranych pogańskiemu ludowi Prusów, w XVIII wieku stały się jednym z najważniejszych państw niemieckich. Umocniły swą potegę dzięki zwycięstwom w wojnach śląskich, udziałowi w rozbiorach Rzeczypospolitej oraz w XIX wieku pokonaniu Austrii i Francji. W 1871 r. pruska dynastia Hohenzollernów objęła tron nowo utworzonego Cesarstwa Niemieckiego. Prusy jako część Niemiec przetrwały do 1945 r., gdy w wyniku drugiej wojny światowej ich terytorium w znacznej części przypadło Polsce i ZSRR.

Prof. dr hab. Grzegorz Kucharczyk z Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu podjął się syntetycznego opracowania dziejów państwa Hohenzollernów od XVI do XX wieku, którego losy wielokrotnie dramatycznie wiązały się z historią Polski. To próba nowego spojrzenia na te dzieje. Autor kładzie nacisk na historię polityczną, ale również uwzględnia najważniejsze aspekty dotyczace kultury, społeczeństwa i gospodarki. Tekst jest wzbogacony o ramki prezentujące osoby i ciekawostki zwiazane z tematyką poszczególnych rozdziałów. Książka zawiera liczne ilustracje i mapy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 978

Oceny
4,4 (5 ocen)
3
1
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
KatarzynaBS

Nie oderwiesz się od lektury

Niezwykle interesująca książka napisana bardzo dobrym językiem .Polecam.
00
Ksurg

Dobrze spędzony czas

Solidna dawka wiedzy.
00

Popularność




Wstęp

WSTĘP

To, co w histo­rii przy­jęło się nazy­wać „Pru­sami”, aż do pierw­szej połowy XVIII wieku było kon­glo­me­ra­tem obsza­rów ‒ połą­czo­nym wię­zami dyna­stycz­nymi i prze­dzie­lo­nym pol­skim tery­to­rium, roz­cią­ga­ją­cym się od Renu po Nie­men, o odmien­nym sta­tu­sie prawno-ustro­jo­wym, odręb­nej struk­tu­rze spo­łecz­nej i zwią­za­nymi z tym róż­no­rod­nymi uwa­run­ko­wa­niami gospo­dar­czymi. Ber­lin i Kró­le­wiec – dwie sto­lice pań­stwa pru­skiego – były naj­pierw sto­li­cami (odpo­wied­nio) Mar­chii Bran­den­bur­skiej i Księ­stwa Pru­skiego, dwóch bytów pań­stwo­wych, z któ­rych połą­cze­nia wyło­niły się Prusy.

Ernest Lavisse, wybitny histo­ryk fran­cu­ski prze­łomu XIX i XX wieku, spe­cja­li­sta od dzie­jów Nie­miec, nad któ­rymi Fran­cuzi dotknięci traumą Sedanu pochy­lali się wtedy długo i sys­te­ma­tycz­nie, zauwa­żył w 1891 roku, że: „Matka Natura stwo­rzyła wiele kra­jów i przy­go­to­wała kolebki dla nowych naro­dów. Dla Prus nie zro­biła nic. Nie ma narodu pru­skiego, obszaru geo­gra­ficz­nego zwa­nego Pru­sami. Niemcy są dziec­kiem Natury, lecz Prusy stwo­rzone były przez czło­wieka”1.

Fran­cu­ski uczony miał stu­pro­cen­tową rację. „Czyn­nik ludzki”, a kon­kret­nie czyn­nik dyna­styczny, był trze­cim ele­men­tem – obok Mar­chii Bran­den­bur­skiej i Księ­stwa Pru­skiego – który zło­żył się na Prusy. Przez nie­mal czte­ry­sta lat dzieje tych dwóch bytów pań­stwo­wych nie­ro­ze­rwal­nie zwią­zane były z dzie­jami dyna­stii Hohen­zol­ler­nów.

„Prusy są cudem w histo­rii naro­dów, a ród ich wład­ców jest cudem w histo­rii Domów panu­ją­cych. Wszyst­kie narody, wszyst­kie rodziny [panu­jące] docho­dziły do wiel­ko­ści jasno wyty­czoną drogą. Tylko Prusy oraz ich władcy szli do niej wszyst­kimi ścież­kami – poprzez trak­taty, pod­boje, wojny, nabytki, a nawet poprzez klę­ski. Jeśli nie wzno­sili się dzięki swoim wiel­kim cno­tom, rośli dzięki wiel­kim nie­go­dzi­wo­ściom, jeśli ich wzrost nie był dzie­łem narodu, przy­cho­dził od kró­lów. Aby wznieść się na poziom, na któ­rym ich obec­nie widzimy, z rów­nym powo­dze­niem wspie­rali się na abso­lu­ty­zmie, jak i obec­nie na rewo­lu­cji”.2

Te słowa – jed­nak pełne nie­kła­ma­nego podziwu – wyszły w 1849 roku spod pióra hisz­pań­skiego kato­lic­kiego tra­dy­cjo­na­li­sty Juana Donoso Cor­tesa, który w 1849 roku peł­nił obo­wiązki posła Kró­le­stwa Hisz­pa­nii na ber­liń­skim dwo­rze. Zarówno Fran­cuz, jak i Hisz­pan piszący w odstę­pie kil­ku­dzie­się­ciu lat zwra­cali uwagę wła­ści­wie na to samo – na pewną sztucz­ność w pru­skiej histo­rii; na to, że została ona wytwo­rzona, nie­jako została zapro­jek­to­wana, a nie była owo­cem orga­nicz­nego wzro­stu za sprawą matki Natury czy Histo­rii.

Wra­że­nie było ogól­no­eu­ro­pej­skie. Wielki Anglik, lord Acton, pisał: „Pań­stwo pru­skie zostało stwo­rzone sztuką jego wład­ców. Nie zostało ukształ­to­wane na natu­ral­nej czy naro­do­wej pod­sta­wie. Jed­no­li­tość jego histo­rii, podob­nie jak przy­czyna jego wzro­stu, leży w jego poli­tyce”3.

O Pru­sach jako „pań­stwie sztucz­nym” (Kun­st­staat), pisano wów­czas rów­nież nad Renem i Sprewą, nie­ko­niecz­nie widząc w tym powód do chluby. Sztucz­ność ozna­czała nie­na­tu­ral­ność, „nie­orga­nicz­ność” pru­skiego pań­stwa. Jed­nak nie­miecki ter­min Kun­st­staat można rów­nież tłu­ma­czyć jako „pań­stwo sztuki” vel „pań­stwo–sztuka” – rezul­tat cier­pli­wej roz­bu­dowy admi­ni­stra­cji i armii przez kolej­nych Hohen­zol­ler­nów w sie­dem­na­stym i osiem­na­stym wieku oraz bez­względ­nego sto­so­wa­nia „prawa sprzy­ja­ją­cych oko­licz­no­ści” w poli­tyce mię­dzy­na­ro­do­wej.

To wyma­gało sztuki. Podob­nie jak sta­wia­nie czoła kolej­nym zada­niom inte­gra­cyj­nym, wywo­ły­wa­nym przez kolejne mili­tarne i dyplo­ma­tyczne suk­cesy monar­chii Hohen­zol­ler­nów na are­nie mię­dzy­na­ro­do­wej. Naj­czę­ściej inte­gra­cja szła w parze z moder­ni­za­cją. Nastę­pu­jące po sobie przed­się­wzię­cia moder­ni­za­cyjne miały jed­no­cze­śnie spoić wewnętrz­nie i uno­wo­cze­śnić kon­glo­me­rat tery­to­riów roz­sia­nych od Renu po Kłaj­pedę, które skła­dały się na pań­stwo Hohen­zol­ler­nów.

Inte­gra­cja i moder­ni­za­cja – to dwa słowa klu­cze, bez któ­rych nie spo­sób zro­zu­mieć histo­rii Prus. Jak poka­zy­wał jed­nak przy­kład Pola­ków, któ­rzy pod koniec XVIII wieku nie z wła­snej woli dostali się w obręb pań­stwa Hohen­zol­ler­nów, nie zawsze były to pro­cesy wobec sie­bie kom­ple­men­tarne. Im wię­cej pań­stwo pru­skie wpro­wa­dzało na obszary zaboru pro­ce­sów moder­ni­za­cyj­nych (np. akcję uwłasz­cze­nia chło­pów czy Kul­tur­kampf), tym trud­niej było Ber­li­nowi na tych zie­miach osią­gnąć cel inte­gra­cyjny.

Należy ponadto zwró­cić uwagę, że zwią­zek mię­dzy moder­ni­za­cją a roz­ro­stem tery­to­rial­nym Prus nie prze­bie­gał według quasi-impe­rial­nego wzorca: cen­trum – pery­fe­rie. Jeśli przez te ostat­nie rozu­mieć anek­to­wane przez Ber­lin obszary, to nie­jed­no­krot­nie dawały one impuls moder­ni­za­cyjny, a nie odwrot­nie. Dość przy­wo­łać przy­kład Ślą­ska przy­łą­czo­nego manu mili­tari w 1740 roku oraz Nad­re­nii i West­fa­lii zaję­tych przez Prusy w wyniku usta­leń kon­gresu wie­deń­skiego.

Był taki czas, że nie­mal trzy czwarte dzi­siej­szego obszaru Pol­ski wcho­dziło w skład Prus. Monar­chia Hohen­zol­ler­nów nale­żała do ini­cja­to­rów roz­bio­rów Pol­ski, z któ­rymi w sen­sie geo­po­li­tycz­nym, ale i kul­tu­ro­wym bory­kać się musimy do dzi­siaj. A jed­nak cią­gle panuje u nas dziwna nie­chęć, swego rodzaju odmowa wie­dzy na temat histo­rii Prus. Pamię­tam, jak w 2017 roku zapro­po­no­wa­łem jed­nemu z poczyt­nych tygo­dni­ków arty­kuł zwią­zany z 70. rocz­nicą decy­zji Mię­dzy­so­jusz­ni­czej Rady Kon­troli Nie­miec o likwi­da­cji pań­stwa pru­skiego. Uzy­ska­łem odpo­wiedź, że redak­cja nie sko­rzy­sta, „bo taka tema­tyka nie inte­re­suje naszych czy­tel­ni­ków”.

A prze­cież powinna. Podob­nie jak poznań­skich stu­den­tów (znowu wie­dza z autop­sji) gło­śno zasta­na­wia­ją­cych się, dla­czego w cen­trum sto­licy Wiel­ko­pol­ski znaj­dują się kie­run­kow­skazy infor­mu­jące o „trak­cie cesar­sko-kró­lew­skim”. Żeby nie popaść w kom­pleksy, przy­to­czę rela­cję jed­nego z moich kole­gów histo­ry­ków, który na początku lat 90. ubie­głego wieku dora­biał sobie jako prze­wod­nik wycie­czek z nie­miec­kimi tury­stami. Jedną z nich zapro­wa­dził pod kamie­nicę przy ulicy Pod­gór­nej w Pozna­niu, gdzie w 1847 roku uro­dził się Paul von Hin­den­burg. Wycieczka skła­dała się z nie­miec­kich nauczy­cieli. Gdy usły­szeli, że „oto jeste­śmy przed kamie­nicą, w któ­rej uro­dził się przy­szły feld­mar­sza­łek i zwy­cięzca spod Tan­nen­bergu Paul von Hin­den­burg”, zasko­czeni szep­tali do sie­bie: „Ty, nie wie­dzia­łem, że Hin­den­burg też był Pola­kiem”.

Mam nadzieję, że odda­wana do rąk Czy­tel­ni­kom histo­ria pię­ciu stu­leci dzie­jów Prus pomoże roz­wiać te i inne wąt­pli­wo­ści. Książka opo­wiada o pię­ciu wie­kach dzie­jów Prus, przy czym wiek wie­kowi nie jest równy. Tak, jak w histo­rii Europy mamy „dłu­gie” (np. wiek XX od 1789 do 1914) i „krót­kie” (wiek XX od 1914 do 1989) stu­lecia, rów­nież w przy­padku Prus pewne pro­cesy ustro­jowe i zmiany poli­tyczne, spo­łeczne oraz kul­tu­rowe każą odejść od pod­ręcz­ni­ko­wego sche­matu. Dzięki temu lepiej widać to, co naj­waż­niej­sze w histo­rii: cią­głość i zmianę.

Roz­po­czy­nam od genezy, czyli zary­so­wa­nia śre­dnio­wiecz­nych dzie­jów Mar­chii Bran­den­bur­skiej oraz pań­stwa zakonu krzy­żac­kiego. Nastę­puje potem pierw­sze „pru­skie stu­le­cie”, czyli wiek XV – od obję­cia przez Hohen­zol­ler­nów wła­dzy w Bran­den­bur­gii po seku­la­ry­za­cję pań­stwa krzy­żac­kiego (1415–1525). Wiek XVI zaczyna się od hołdu pru­skiego w 1525 roku, a koń­czy prze­ję­ciem wła­dzy przez Hohen­zol­ler­nów bran­den­bur­skich w Księ­stwie Pru­skim i począt­kiem wojny trzy­dzie­sto­let­niej w Rze­szy (1525–1618). Stu­le­cie XVII jest wybit­nie „krót­kie”. Trwa tylko sie­dem­dzie­siąt lat – od 1618 do końca pano­wa­nia Fry­de­ryka Wil­helma Hohen­zol­lerna, Wiel­kiego Elek­tora w 1688 roku. Jed­nak wła­śnie w tym „krót­kim” stu­le­ciu docho­dzi do prze­ło­mo­wego wyda­rze­nia, jakim było zerwa­nie zależ­no­ści len­nej mię­dzy Księ­stwem Pru­skim a Koroną Pol­ską (1657).

XVIII wiek w histo­rii Prus to z kolei „dłu­gie” stu­le­cie. Trwa od 1688 roku do początku fatal­nej dla Prus wojny z napo­le­oń­ską Fran­cją w 1806 roku. XIX wiek roz­po­czął się wraz z klę­ską pod Jeną, ale i z począt­kiem dzieła reform Ste­ina-Har­den­berga. Zakoń­czył się, jak cały XIX wiek w Euro­pie, wraz z „sierp­nio­wymi sal­wami” 1914 roku. Ostat­nie stu­le­cie w dzie­jach Prus, wiek XX, było naj­krót­sze. Zaczęło się wraz z Wielką Wojną (1914), a zakoń­czyło w 1947 roku wraz ze wspo­mnianą decy­zją Mię­dzy­so­jusz­ni­czej Rady Kon­troli Nie­miec o likwi­da­cji pań­stwa pru­skiego.

Po każ­dym roz­dziale sta­ram się rzu­cić okiem, czyli zatrzy­mać uwagę Czy­tel­nika na pew­nym aspek­cie histo­rii Prus, cha­rak­te­ry­stycz­nym dla danej epoki lub po pro­stu w inte­re­su­ją­cym i ‒ mam nadzieję ‒ ilu­stru­ją­cym dotych­czas mniej znane aspekty.

Roz­dział I. Geneza, czyli Mar­chia Bran­den­bur­ska i pań­stwo Zakonu Krzy­żac­kiego w śre­dnio­wie­czu

Roz­dział I

Geneza, czyli Mar­chia Bran­den­bur­ska i pań­stwo Zakonu Krzy­żac­kiego w śre­dnio­wie­czu

Dzia­ła­jąca w war­szaw­skim Gene­ral­nym Guber­na­tor­stwie nie­miecka cen­zura wojenna na swoje listy dru­ków obję­tych zaka­zem roz­po­wszech­nia­nia wcią­gnęła w 1916 roku mię­dzy innymi książkę Ludwika Sta­siaka Bran­den­burg: kra­ina sło­wiań­skich mogił. Nie pomógł jej fakt, że została ona opu­bli­ko­wana w 1902 roku w Kra­ko­wie, a więc pod okiem austriac­kiej cen­zury. W oczach nie­miec­kich cen­zo­rów nie­do­pusz­czalne były zawarte w niej opisy efek­tów pod­boju przez Niem­ców ziem nale­żą­cych kie­dyś do Sło­wian Połab­skich w rodzaju: „To gro­bo­wi­sko naro­dów. Całe narody wymarły. Język ich i pieśń ich umarła. Nawet pamięć po nich umarła. […] Na tym olbrzy­mim sło­wiań­skim cmen­ta­rzy­sku, w śpie­wie sło­wika dzwoni rzewna nuta smutku, wicher jesienny wyje gło­sem mor­do­wa­nych ludzi. Łka wicher i pła­cze, po raz tysięczny sypie żółte liście na sło­wiań­skie mogiły”.

Nie­mieccy cen­zo­rzy cza­sów Wiel­kiej Wojny trosz­czyli się rów­nież o dobre imię zakonu krzy­żac­kiego. Na listach pro­hi­bi­tów nie bra­ko­wało publi­ka­cji przy­po­mi­na­ją­cych krwawy pod­bój ple­mion pru­skich przez nie­miec­kich ryce­rzy w habi­tach oraz pro­wa­dzone przez nich wojny z Pol­ską. Zaka­zano upo­wszech­nia­nia pod koniec 1915 roku w War­sza­wie pięć lat wcze­śniej dziełka Pochód wojsk pol­skich i bitwa pod Grun­wal­dem. Opo­wia­da­nie histo­ryczne z począt­ków XV wieku dla mło­dzieży i ludu naszego. Nie­miecka cen­zura nie prze­oczyła tego, co jej zda­niem unie­moż­li­wiało wyda­nie zgody na roz­po­wszech­nia­nie tej ksią­żeczki, a mia­no­wi­cie, że jest to „pasz­kwil naj­bru­tal­niej­szego rodzaju wymie­rzony w zakon nie­miecki”, który nie może zostać dopusz­czony do roz­po­wszech­nia­nia, „ponie­waż może przy­czy­nić się on wła­śnie obec­nie do pobu­dze­nia nie­na­wi­ści i wro­go­ści narodu pol­skiego wobec narodu nie­mieckiego i nie­mieckiej armii oraz do zatru­cia pol­skiej mło­dzieży”4.

Trudno stwier­dzić, czy podej­mu­jąc takie decy­zje, nie­mieccy cen­zo­rzy dzia­ła­jący w War­sza­wie na początku XX wieku mieli w tyle głowy gene­alo­gię pań­stwa pru­skiego, cią­gle for­mal­nie ist­nie­ją­cego, które w 1871 roku wal­nie przy­czy­niło się do powsta­nia Rze­szy Nie­miec­kiej. U pod­staw tego drzewa gene­alo­gicz­nego pań­stwa Hohen­zol­ler­nów były dwa orga­ni­zmy pań­stwowe: Mar­chia Bran­den­bur­ska oraz pań­stwo zakonu krzy­żac­kiego. Ina­czej mówiąc, bez zaboru przez Bran­den­bur­czy­ków (przy wydat­nym wspar­ciu innych feu­da­łów nie­miec­kich) ziem sło­wiań­skich mię­dzy Łabą a Odrą oraz bez pod­boju ple­mion pru­skich mię­dzy Wisłą a Nie­mnem przez Krzy­ża­ków nie byłoby pań­stwa pru­skiego.

Eks­pan­sja kró­le­stwa nie­miec­kiego na wschód, w kie­runku ziem sło­wiań­skich poło­żo­nych mię­dzy Łabą a Odrą, datuje się już na począ­tek pano­wa­nia króla Nie­miec i cesa­rza rzym­skiego (od 962 roku) Ottona I. Pod­boje poczy­nione przez mar­gra­biów Gerona i Hodona ozna­czały, że w latach sześć­dzie­sią­tych i sie­dem­dzie­sią­tych X wieku gra­nice kró­le­stwa nie­miec­kiego fak­tycz­nie prze­su­nęły się w kie­runku Odry, pod zachod­nią gra­nicę two­rzą­cego się wła­śnie pań­stwa pierw­szych Pia­stów.

Zabie­giem mają­cym sta­bi­li­zo­wać nowy porzą­dek poli­tyczny na zie­miach zachod­nio­sło­wiań­skich było powo­ła­nie dzięki sta­ra­niom Ottona I regu­lar­nej orga­ni­za­cji kościel­nej na tych obsza­rach. Jej zwor­ni­kiem miało być utwo­rzone w 968 roku arcy­bi­skup­stwo mag­de­bur­skie. Metro­po­lia w Mag­de­burgu, jak dosko­nale wiemy z naszej histo­rii, miała ambi­cje roz­cią­gnię­cia swo­jego zwierzch­nic­twa rów­nież nad arcy­bi­skup­stwem gnieź­nień­skim (osta­tecz­nie plany te zostały zarzu­cone w pierw­szej poło­wie XII wieku). W epoce śre­dnio­wie­cza, gdy insty­tu­cje kościelne i pań­stwowe były ze sobą ści­śle sple­cione (dodat­kowo zaś musimy pamię­tać, że mówimy o okre­sie sprzed reform gre­go­riań­skich zmie­rza­ją­cych do eman­cy­pa­cji Kościoła spod wpły­wów pań­stwa), powsta­nie pod auspi­cjami króla Nie­miec metro­po­li­tal­nej orga­ni­za­cji kościel­nej mię­dzy Łabą a Odrą miało swoje kon­kretne zna­cze­nie poli­tyczne.

Na pro­blem pod­po­rząd­ko­wa­nia feu­da­łom nie­miec­kim ziem mię­dzy Łabą a Odrą należy spoj­rzeć rów­nież od strony wschod­niej, z per­spek­tywy Sło­wian nad­łab­skich. Fatal­nym zja­wi­skiem dla nich, a dale­ko­sięż­nym dla przy­szło­ści całej Europy Środ­ko­wej, była nie­zdol­ność wytwo­rze­nia przez nich jed­no­li­tej orga­ni­za­cji pań­stwo­wej – na podo­bień­stwo naszej monar­chii wcze­sno­pia­stow­skiej czy cze­skiego pań­stwa Prze­my­śli­dów. Nie­jed­no­krot­nie zresztą ple­miona zachod­nio­sło­wiań­skie brały udział wspól­nie z Niem­cami w woj­nach prze­ciw Pia­stom. Dość wspo­mnieć postawę Wie­le­tów wal­czą­cych wspól­nie z Hodo­nem prze­ciw Miesz­kowi I i póź­niej w okre­sie wojen Bole­sława Chro­brego z Hen­ry­kiem II wspo­ma­ga­ją­cych tego ostat­niego (co pięt­no­wał św. Bru­non z Kwer­furtu, zarzu­ca­jąc władcy nie­miec­kiemu szu­ka­nie soju­szy z poga­nami prze­ciw chrze­ści­jań­skiemu władcy Pol­ski).

Zabra­kło więc zmy­słu, czy jak kto woli, poli­tycz­nej wyobraźni, sił bowiem Sło­wia­nom nad­łab­skim nie bra­ko­wało. Udo­wod­nili to pod koniec X wieku, podej­mu­jąc udane powsta­nie prze­ciw wła­dzy nie­miec­kich panów feu­dal­nych. Znisz­cze­niu ule­gła rów­nież powo­łana do życia przez Ottona I orga­ni­za­cja kościelna, choć sam Mag­de­burg, poło­żony poza zasię­giem powsta­nia, prze­trwał. Było to ostat­nie „pięć minut” dla nad­łab­skich ple­mion sło­wiań­skich, by stwo­rzyć wła­sne, jed­no­lite (rzecz jasna, na miarę tam­tej epoki, a nie współ­cze­snych realiów ustro­jo­wych) pań­stwo. Kró­le­stwo Nie­miec­kie, zaan­ga­żo­wane w nasi­la­jący się kon­flikt z papie­stwem o inwe­sty­turę, nie miało moż­li­wo­ści pod­ję­cia próby odbu­do­wa­nia stanu swo­jego posia­da­nia mię­dzy Łabą a Odrą. Bole­sław Śmiały wyko­rzy­stał ten okres, by prze­pro­wa­dzić odnowę gnieź­nień­skiej metro­po­lii, a następ­nie odno­wić insty­tu­cję Kró­le­stwa Pol­skiego (koro­na­cja w Gnieź­nie w 1076 roku). Mię­dzy Łabą a Odrą nic się pod tym wzglę­dem nie zmie­niło; aż do pierw­szej połowy XII wieku.

Jako począ­tek nowej fali eks­pan­sji nie­miec­kiej na te zie­mie należy potrak­to­wać datę 1125 roku, gdy wywo­dzący się z rodu Askań­czy­ków (Aska­nier) Albrecht Niedź­wiedź został mar­gra­bią Łużyc. Uwień­cze­niem jego trwa­ją­cych (z prze­rwami) trzy­dzie­sto­let­nich pod­bo­jów ziem zachod­nio­sło­wiań­skich było opa­no­wa­nie przez niego w 1157 roku Brenny/Bran­den­burga, sto­licy sło­wiań­skich Sto­do­ran. W ten spo­sób manu mili­tari został roz­strzy­gnięty na korzyść nie­miecką spór z Jaksą z Kopa­nicy o spa­dek po zmar­łym w 1150 roku władcy Sto­do­ran, Przy­by­sła­wie (Hen­ryku).

Po 1157 roku w źró­dłach histo­rycz­nych regu­lar­nie poja­wia się okre­śle­nie Albrechta Niedź­wie­dzia mia­nem „mar­gra­biego bran­den­bur­skiego”. W tym samym roku, w któ­rym skoń­czyła się histo­ria sło­wiań­skiej Brenny, książę Bole­sław Kędzie­rzawy w Krzysz­ko­wie pod Pozna­niem został zmu­szony zło­żyć hołd kró­lowi Nie­miec i cesa­rzowi rzym­skiemu Fry­de­ry­kowi I Bar­ba­ros­sie, w któ­rym jako senior wszyst­kich pozo­sta­łych wład­ców pia­stow­skich (zgod­nie z tzw. testa­men­tem Krzy­wo­ustego z 1138 roku) uzna­wał nad sobą i nad całym podzie­lo­nym pań­stwem pia­stow­skim zwierzch­ność króla Nie­miec i rzym­skiego cesa­rza. Wyda­wało się, że nie­miec­kie Drang nach Osten w swo­jej śre­dnio­wiecz­nej wer­sji osią­gnęło apo­geum.

Nie należy jed­nak przy­pi­sy­wać temu poję­ciu zna­cze­nia, które nada­wali mu dzie­więt­na­sto- i dwu­dzie­sto­wieczni nie­mieccy ide­olo­go­wie z tytu­łami pro­fe­so­rów nauk histo­rycz­nych. Widzieli w tych wyda­rze­niach zapo­wiedź „dobro­czyn­nego” dzia­ła­nia pru­skiej Komi­sji Kolo­ni­za­cyj­nej i Związku Wszech­nie­miec­kiego. O tym, że w Krzysz­ko­wie Bole­sław Kędzie­rzawy skła­dał hołd lenny Bar­ba­ros­sie boso i z mie­czem prze­wie­szo­nym na szyi, wiemy z kro­niki cze­skiej, ponie­waż wyprawa 1157 roku była przed­się­wzię­ciem nie­miecko-cze­skim, a więc nie­miecko-sło­wiań­skim. Kró­lowi Nie­miec i cesa­rzowi rzym­skiemu towa­rzy­szył cze­ski książę Wła­dy­sław II, który według Kro­niki Mistrza Win­cen­tego miał „pod­że­gać nie­na­wiść Rudego Smoka [Bar­ba­rossy – G.K.] do Bole­sława”.

Dzie­sięć lat wcze­śniej, gdy w 1147 roku ruszyła tzw. pół­nocna kru­cjata – wyprawa prze­ciw Sło­wia­nom nad­łab­skim – zor­ga­ni­zo­wana przez pół­noc­no­nie­miec­kich feu­da­łów (pierw­sze skrzypce grali tutaj Sasi); w jej sze­re­gach zna­lazł się rów­nież książę Mieszko, syn Bole­sława Krzy­wo­ustego (znany jako Mieszko III Stary). Nie­któ­rzy bada­cze widzieli w tym nie tyle dowód krót­ko­wzrocz­no­ści Pia­sta, ile raczej prze­jaw sta­ra­nia, by zabez­pie­czyć pol­skie wpływy na Pomo­rzu Zachod­nim, skoro „kru­cjata” doszła aż do Szcze­cina. Może – domnie­mują inni – cho­dziło o wzmoc­nie­nie pozy­cji Jaksy z Kopa­nicy nad Sprewą. Jeśli tak miało być, zamysł – jak widzie­li­śmy – oka­zał się zupeł­nie nie­sku­teczny.

Następcy Albrechta Niedź­wie­dzia z dyna­stii askań­skiej potra­fili wyko­rzy­stać sprzy­ja­jące im oko­licz­no­ści, zarówno zewnętrzne, czyli pogłę­bia­jące się w XII i XIII wieku dziel­ni­cowe roz­bi­cie Pol­ski, oraz wewnątrz­nie­miec­kie, a więc nara­sta­jące po śmierci Bar­ba­rossy w 1189 roku osła­bie­nie wła­dzy kró­lew­skiej zwią­zane z zaan­ga­żo­wa­niem Hohen­stau­fów (Hen­ryka VI oraz Fry­de­ryka II) w sprawy Ita­lii (spa­dek sycy­lij­ski) oraz w kolejną fazę spo­rów z papie­stwem. Od połowy XIII wieku Niemcy i insty­tu­cja cesar­stwa rzym­skiego wcho­dzą w okres tzw. wiel­kiego bez­kró­le­wia.

Wszystko to sprzyja poli­tycz­nemu usa­mo­dziel­nia­niu się ksią­żąt Rze­szy, któ­rzy korzy­sta­jąc ze sła­bo­ści, a od połowy XIII wieku z fak­tycz­nego zaniku wła­dzy cen­tral­nej (brak króla i cesa­rza) umac­niają swoje władz­twa tery­to­rialne. Nie ina­czej było w przy­padku mar­gra­biów bran­den­bur­skich, któ­rzy dodat­kowo korzy­stali na cał­ko­wi­tym zaniku wła­dzy cen­tral­nej u ich wschod­niego sąsiada, pia­stow­skiej Pol­ski. Gdy nie było króla Nie­miec i cią­gle bra­ko­wało (od 1079 roku) króla Pol­ski, bran­den­bur­scy mar­gra­bio­wie rośli w siłę. Nie zawsze działo się to drogą zbroj­nych pod­bo­jów.

Nie tylko Stany Zjed­no­czone powięk­szały się drogą wiel­kich zaku­pów (Luizjana w 1803, Ala­ska w 1867 roku). Ponad pięć­set lat wcze­śniej w podobny spo­sób roz­sze­rzali swoje posia­dło­ści władcy Mar­chii Bran­den­bur­skiej. Zakup nie był pod wzglę­dem wiel­ko­ści tery­to­rium obję­tego trans­ak­cją tak oka­zały, jak w przy­padku ziem w Nowym Świe­cie, ale stra­te­gicz­nie klu­czowy.

Takie zna­cze­nie miała poło­żona w więk­szo­ści po zachod­niej stro­nie Odry zie­mia lubu­ska z jej głów­nym gro­dem Lubu­szem, nazy­wa­nym w trzy­na­sto­wiecz­nych źró­dłach „klu­czem Kró­le­stwa Pol­skiego”5. W 1248 roku – sie­dem lat po upadku tzw. monar­chii Hen­ry­ków Ślą­skich w wyniku najazdu mon­gol­skiego (bitwa pod Legnicą w 1241 roku) – książę ślą­ski Bole­sław Rogatka, poszu­ku­jąc pie­nię­dzy na dal­szą walkę ze swo­imi braćmi i z kuzy­nami o wła­dzę nad Ślą­skim i Wiel­ko­pol­ską, sprze­dał zie­mię lubu­ską wraz z jej sto­łecz­nym gro­dem arcy­bi­sku­powi Mag­de­burga. Ten zaś po kilku latach odsprze­dał ją mar­gra­biom bran­den­bur­skim.

Opa­no­wa­nie przez Bran­den­bur­czy­ków w poło­wie XIII wieku ziemi lubu­skiej, poło­żo­nej na styku Ślą­ska, Wiel­ko­pol­ski i Pomo­rza Zachod­niego, było wzię­ciem przez nich w posia­da­nie obszaru otwie­ra­ją­cego dal­szą eks­pan­sję w trzech kie­run­kach: na Pomo­rze, Wiel­ko­pol­skę i Śląsk. Z per­spek­tywy wie­ków bez prze­sady można powie­dzieć, że bez posia­da­nia ziemi Lubu­skiej eks­pan­sja Hohen­zol­ler­nów – następ­ców Askań­czy­ków w Bran­den­bur­gii – w kie­runku Pomo­rza, ale i Ślą­ska nie byłaby moż­liwa.

W krót­szej per­spek­ty­wie cza­so­wej zie­mia lubu­ska stała się pod­stawą dla utwo­rze­nia przez mar­gra­biów bran­den­bur­skich w dru­giej poło­wie XIII wieku Nowej Mar­chii, która kli­nem wbi­jała się mię­dzy Wiel­ko­pol­skę a Pomo­rze Zachod­nie. Sta­no­wiła rów­nież bazę wypa­dową dla eks­pan­sji Bran­den­bur­czy­ków jesz­cze dalej na wschód, w kie­runku Pomo­rza Nad­wi­ślań­skiego. Po raz pierw­szy swoją wła­dzę nad Pomo­rzem Gdań­skim roz­cią­gnęli przej­ściowo w 1271 roku. W 1308 roku pono­wili próbę, opa­no­wu­jąc Gdańsk. Zostali jed­nak stam­tąd wyparci przez nowego sil­nego kon­ku­renta w postaci zakonu krzy­żac­kiego.

Zakon Naj­święt­szej Maryi Panny Domu Nie­miec­kiego w Jero­zo­li­mie powstał w Ziemi Świę­tej w cza­sie III wyprawy krzy­żo­wej. W 1291 roku ryce­rze w bia­łych płasz­czach z czar­nym krzy­żem, wraz z tem­pla­riu­szami i joan­ni­tami, nale­żeli do obroń­ców Akki, ostat­niego bastionu „łacin­ni­ków” w Ziemi Świę­tej. W momen­cie gdy woj­ska suł­tana Baj­barsa osta­tecz­nie poło­żyły kres ist­nie­niu Kró­le­stwa Jero­zo­lim­skiego, Krzy­żacy mieli już swoje wła­sne pań­stwo nad Bał­ty­kiem.

Pod­jęte w odstę­pie nie­mal dwu­dzie­stu lat dwie decy­zje ksią­żąt pia­stow­skich pośred­nio zade­cy­do­wały o zaist­nie­niu oko­licz­no­ści, bez któ­rych nie powsta­łoby w przy­szło­ści pań­stwo pru­skie. O fatal­nym kup­cze­niu zie­mią lubu­ską przez księ­cia Bole­sława Rogatkę była już mowa. Pra­wie dwie dekady wcze­śniej książę Kon­rad Mazo­wiecki zapro­sił na swoje zie­mie Krzy­ża­ków i osa­dził ich w ziemi cheł­miń­skiej, skąd mieli dzia­łać na rzecz zabez­pie­cze­nia Mazow­sza przed nisz­czą­cymi najaz­dami ple­mion pru­skich. Piast zda­wał się zupeł­nie nie przej­mo­wać fak­tem wcze­śniejszego wygna­nia nie­miec­kiego zakonu z Sied­mio­grodu przez króla Węgier, Andrzeja II, który szybko zorien­to­wał się, że Krzy­żacy dążą do cał­ko­wi­tego zrzu­ce­nia jego zwierzch­nic­twa.

Takich ambi­cji Krzy­żacy nie wyzbyli się po przy­by­ciu do ziemi cheł­miń­skiej. Ich reali­za­cji sprzy­jał brak w Pol­sce cen­tral­nej wła­dzy kró­lew­skiej. Kil­ka­na­ście lat po ich osa­dze­niu przez Kon­rada Mazo­wiec­kiego roz­bi­cie dziel­ni­cowe w Pol­sce tylko się pogłę­biło na sku­tek nisz­czą­cego najazdu mon­gol­skiego w 1241 roku, który poło­żył kres jed­no­cze­niu ziem pol­skich przez ślą­skich Pia­stów (w momen­cie śmierci w bitwie pod Legnicą książę Hen­ryk Pobożny wła­dał zwar­tym kom­plek­sem tery­to­riów od ziemi lubu­skiej po San­do­miersz­czy­znę, od połu­dnio­wej Wiel­ko­pol­ski po Kra­ków). W tym cza­sie Krzy­żacy pro­wa­dzą już bez­względny pod­bój ziem Pru­sów, który zakoń­czy się na początku lat osiem­dzie­sią­tych XIII wieku wraz z pod­po­rząd­ko­wa­niem sobie Jaćwię­gów. Rów­no­le­gle, wyko­rzy­stu­jąc sła­bość pań­stwa pia­stow­skiego, Zakon uzy­skuje od kolej­nych papieży i cesa­rzy potwier­dze­nie swo­jej wyłącz­nej wła­dzy nad pod­bi­ja­nymi zie­miami. I nie tylko. Doku­menty te mówią rów­nież o ich pra­wo­wi­tym zwierzch­nic­twie nad zie­mią cheł­miń­ską.

W ten spo­sób Krzy­żacy uzna­wali nad sobą podwójną zwierzch­ność – papieża i cesa­rza, a więc dwóch suwe­re­nów, któ­rzy na początku XIV wieku nie tylko byli daleko, ale na doda­tek mocno osła­bieni (por. „nie­wolę awi­nioń­ską” papie­stwa i zamęt wewnętrzny w Rze­szy) i dodat­kowo cią­gle ze sobą skon­flik­to­wani. Sytu­acja ide­alna z punktu widze­nia „tego trze­ciego” (tj. Krzy­ża­ków), który na tym tylko korzy­stał, umac­nia­jąc swoją suwe­ren­ność.

Czter­na­ste stu­le­cie, które dla całej śre­dnio­wiecz­nej chri­stia­ni­tas było okre­sem kata­strof natu­ral­nych („czarna śmierć”), poli­tycz­nych i eklej­zal­nych (wojna stu­let­nia mię­dzy Anglią a Fran­cją, prze­nie­sie­nie sto­licy papie­stwa z Rzymu do Awi­nionu, a w 1378 roku począ­tek „awi­nioń­skiej schi­zmy”), dla Krzy­ża­ków oka­zało się zło­tym wie­kiem ich potęgi; z cza­sem stwo­rzone przez nich pań­stwo stało się pierw­szo­rzęd­nym gra­czem poli­tycz­nym w Euro­pie Pół­noc­nej i Środ­ko­wej.

Pod­bój w latach 1308–1309 Pomo­rza Gdań­skiego, de facto uznany przez króla Kazi­mie­rza Wiel­kiego na mocy pokoju kali­skiego z 1343 roku (choć pol­ski władca cią­gle tytu­ło­wał się „naj­wyż­szym władcą Pomo­rza”) i wej­ście w posia­da­nie Gotlan­dii w 1398 roku były wyda­rze­niami wyzna­cza­ją­cymi linię wzro­stu pań­stwa krzy­żac­kiego. W ciągu tych dzie­więć­dzie­się­ciu lat (mię­dzy 1308–1398) Krzy­żacy kon­ty­nu­ują wysiłki na rzecz pod­bi­cia Litwy. Celem orga­ni­zo­wa­nych od ostat­niej ćwierci XIV wieku „rejz”, w któ­rych brało udział rów­nież zachod­nio­eu­ro­pej­skie rycer­stwo, był pod­bój Żmu­dzi, a więc zyska­nie połą­cze­nia tery­to­rial­nego z pań­stwem „sio­strza­nego” Zakonu Kawa­le­rów Mie­czo­wych w Inf­lan­tach (dzi­siej­sza Łotwa i Esto­nia).W ten spo­sób wła­dza wiel­kich mistrzów zakonu krzy­żac­kiego, od 1309 roku rezy­du­ją­cych już nie w Wene­cji, ale w nowej sto­licy – Mal­borku, roz­cią­ga­łaby się nie­prze­rwa­nym pasmem tery­to­riów od Odry po Esto­nię.

Oto bowiem na początku XV wieku, u szczytu swo­jej potęgi Krzy­żacy doko­nali cen­nego zakupu. W 1402 roku za kwotę 63,2 tys. flo­re­nów węgier­skich zaku­pili z rąk Zyg­munta Luk­sem­bur­skiego – od 1387 roku króla węgier­skiego, potem zaś króla Nie­miec i cesa­rza rzym­skiego – Nową Mar­chię. W wyniku wewnątrz-dyna­stycz­nych poro­zu­mień dostała się ona pod zwierzch­nic­two cią­gle poszu­ku­ją­cego gotówki Zyg­munta (dość wspo­mnieć odda­nie Koro­nie Pol­skiej w zastaw miast spi­skich).

Dzięki tej trans­ak­cji po raz pierw­szy zetknęły się ze sobą dwie czę­ści przy­szłego pań­stwa pru­skiego – Bran­den­bur­gia i pań­stwo zakonu krzy­żac­kiego. Na początku XV wieku znaj­do­wały się one jed­nak w dia­me­tral­nie odmien­nej sytu­acji wewnętrz­nej. Mar­chia Bran­den­bur­ska po wyga­śnię­ciu dyna­stii askań­skiej w 1320 roku coraz bar­dziej pogrą­żała się w anar­chii feu­dal­nej uwa­run­ko­wa­nej postę­pu­jącą ero­zją wła­dzy mar­gra­biów. Naj­pierw, w 1324 roku, przy­pa­dła ona w udziale Wit­tels­ba­chom za sprawą decy­zji cesa­rza Ludwika Bawar­skiego, który prze­ka­zał Mar­chię Bran­den­bur­ską we wła­da­nie swo­jemu mało­let­niemu synowi (też Ludwi­kowi).

Przez kolejne pół­wie­cze Bran­den­bur­gia nie tylko doświad­czyła fak­tycz­nej eman­cy­pa­cji stanu rycer­skiego spod wła­dzy mar­gra­biów (któ­rych de facto nie było), ale ponio­sła zna­czące straty tery­to­rialne. Odpa­dły: Łużyce (Górne i Dolne), Kro­sno Nad­odrzań­skie i Świe­bo­dzin oraz Mar­chia Wkrzań­ska. Osta­tecz­nie też Bran­den­bur­czycy musieli w tym cza­sie poże­gnać się z aspi­ra­cjami do roz­cią­gnię­cia zwierzch­no­ści len­nej nad Pomo­rzem Gdań­skim. W star­ciu z rosną­cymi w siłę Krzy­ża­kami, od 1308 roku panu­ją­cymi w Gdań­sku i Tcze­wie, nie mieli żad­nych szans.

Jedy­nym wyda­rze­niem, które w pierw­szej poło­wie XIV wieku odbie­gało od ciągu tych fatal­nych dla pozy­cji Mar­chii Bran­den­bur­skiej w Rze­szy i wobec wschod­nich sąsia­dów wyda­rzeń, było opu­bli­ko­wa­nie w 1346 roku Zło­tej Bulli. For­mal­nie potwier­dzała ona sta­tus bran­den­bur­skich mar­gra­biów jako elek­to­rów przy wybo­rach cesa­rza rzym­skiego, a z dru­giej strony prze­są­dzała o nie­po­dziel­no­ści jej tery­to­rium jako władz­twa elek­to­ral­nego.

Doku­ment, o któ­rym mowa, został wydany przez cesa­rza Karola IV z dyna­stii Luk­sem­bur­gów. W 1373 roku ród ten prze­jął wła­dzę nad Mar­chią Bran­den­bur­ską. Dyna­stia ta nie trak­to­wała jed­nak Bran­den­bur­gii jako pod­stawy swo­jego zna­cze­nia w obrę­bie Rze­szy, czy sze­rzej – w odnie­sie­niu do moż­li­wo­ści reali­za­cji ambit­nych pla­nów poli­tycz­nych doty­czą­cych Europy Środ­ko­wej. W ciągu nie­spełna czter­dzie­sto­let­niego okresu rzą­dów Luk­sem­bur­czy­ków w Bran­den­bur­gii jej tery­to­rium ule­gało dal­szemu uszczu­ple­niu (por. trans­ak­cja z Krzy­ża­kami w 1402 roku). Dla Luk­sem­bur­gów waż­niej­sze było to, co działo się w Cze­chach (rewo­lu­cja husycka) lub nad Duna­jem (per­spek­tywa obję­cia wła­dzy nad zie­miami Korony św. Ste­fana). Po roku 1410 trzeba było – co sys­te­ma­tycz­nie robił Zyg­munt Luk­sem­bur­ski – wystę­po­wać jako adwo­kat Krzy­ża­ków w ich spo­rze z pań­stwem jagiel­loń­skim, który to spór w sen­sie mili­tar­nym zakoń­czył się dla zakonu kata­strofą pod Grun­wal­dem.

Rzut oka na:

Sto­sunki pru­sko-krzy­żac­kie:

Zakon krzy­żacki po utra­cie swo­jego pań­stwa w 1525 roku w wyniku refor­ma­cji prze­trwał w kato­lic­kich czę­ściach Rze­szy. Gdy w 1701 roku elek­tor bran­den­bur­ski Fry­de­ryk III Hohen­zol­lern pod­jął dyplo­ma­tyczne sta­ra­nia u innych wład­ców Rze­szy, by uznali jego tytuł „króla w Pru­sach”, zakon krzy­żacki roz­po­czął sze­roko zakro­joną kontr­ak­cję prze­ciw „uzur­pa­to­rowi rzą­dzą­cemu zakon­nymi posia­dło­ściami w Pru­sach”. Dyplo­ma­cja Fry­de­ryka I kontr­ata­ko­wała, przy­po­mi­na­jąc w finan­so­wa­nych przez sie­bie pam­fle­tach o roz­kła­dzie moral­nym elit krzy­żackich na początku XVI wieku. Krzy­żacy nie uzna­wali kró­lew­skiej tytu­la­tury Hohen­zol­lernów nawet po tym, jak w 1787 roku uczy­niła to Sto­lica Apo­stol­ska.

W XIX wieku w Pru­sach „zapo­mniano” Krzy­ża­kom te pro­te­sty. Sygnał do „krzy­żac­kiego rene­sansu” dali roman­tycy i libe­ra­ło­wie refor­ma­to­rzy. W 1803 roku na łamach „Ber­li­ni­sche Zeitung” uka­zał się arty­kuł dwu­dzie­sto­let­niego Maksa von Schen­ken­dorfa, który po odwie­dzi­nach w popa­da­ją­cym pod pru­skimi rzą­dami w ruinę Mal­borku (Marien­burg) wzy­wał do posza­no­wa­nia rezy­den­cji wiel­kich mistrzów. Doma­gał się „upa­mięt­nie­nia ojców”, któ­rych dzieło „należy czcić, a nie nisz­czyć”.

Zamek w Mal­borku, który dostał się po pierw­szym roz­bio­rze Pol­ski w gra­nice Prus, słu­żył po czę­ści jako koszary, a po czę­ści jako sie­dziba manu­fak­tury tkac­kiej. Na początku XIX wieku urzą­dzono w nim woj­skowe maga­zyny. Wiel­kim zwo­len­ni­kiem przy­wró­ce­nia po 1815 roku Mal­bor­kowi jego daw­nej świet­no­ści był nad­pre­zy­dent pro­win­cji pru­skiej The­odor von Schön – nale­żący do obozu pru­skich refor­ma­to­rów po 1806 roku, a w póź­niej­szym okre­sie jeden z ide­olo­gów wschod­nio­pru­skiego libe­ra­li­zmu. Dzięki jego ini­cja­ty­wie pod kie­run­kiem Karla Frie­dri­cha Schin­kla pro­wa­dzono w latach 1817–1834 pierw­sze prace restau­ra­cyjne.

Schön pisał w 1842 roku do króla Prus Fry­de­ryka Wil­helma IV: „W Marien­burgu żyje całe Kró­le­stwo Prus”. Odno­wiony Mal­bork miał słu­żyć przede wszyst­kim upa­mięt­nie­niu chwały Krzy­ża­ków i kre­owa­nych na ich suk­ce­so­rów – Pru­sa­ków. To dla­tego z serii witraży zapro­jek­to­wa­nych przez Karla Wil­helma Kol­bego na wyraźne pole­ce­nie Schöna znik­nęła bitwa pod Grun­wal­dem. Poja­wiło się nato­miast inne wyda­rze­nie z 1410 roku – zwy­cię­ska obrona Mal­borka przed armią króla Wła­dy­sława Jagiełły. Na witrażu żoł­nie­rze pol­skiego króla mieli bez wyjątku orien­talne rysy, jakby kon­tyn­gent tatar­ski sta­no­wił zasad­ni­czą część wojsk pol­sko-litew­skich. Cho­dziło jed­nak o zaak­cen­to­wa­nie zasad­ni­czego prze­kazu ide­owego: Krzy­żacy i Pru­sacy są „for­pocztą i bastio­nem zachod­niej cywi­li­za­cji, sztur­mo­waną przez wschod­nie hordy bar­ba­rzyń­ców”.

Do tej poetyki nawią­zy­wała opu­bli­ko­wana w 1862 roku praca Hein­ri­cha von Tre­it­sch­kego Das deut­sche Orden­sland Preus­sen. Autor – poli­tyk zwią­zany z ruchem libe­ral­nym, a jed­no­cze­śnie histo­ryk, jeden z głów­nych repre­zen­tan­tów tzw. pru­skiej szkoły histo­rio­gra­ficz­nej – utrzy­my­wał, że sen­sem ist­nie­nia pań­stwa krzy­żac­kiego była obrona „nie­miec­kiej kul­tury” przed „sło­wiań­skim bar­ba­rzyń­stwem”. W tym przy­padku – jak utrzy­my­wał – nie tylko cho­dziło o „wojnę kul­tu­rową”, ale rów­nież o „walkę rasową”, bez któ­rej „nie można zro­zu­mieć naj­bar­dziej wewnętrz­nej istoty pru­skiego pań­stwa”. Krzy­żacy przy wszyst­kich swo­ich zasłu­gach mieli jed­nak jeden feler – swój kato­li­cyzm. Był on, jak utrzy­my­wał Tre­it­schke, „naj­bar­dziej uta­jo­nym zafał­szo­wa­niem pań­stwa zakon­nego”.

Na początku XX wieku w Mal­borku uwiel­bia­jący wszel­kiego typu insce­ni­za­cje ostatni król Prus i cesarz nie­miecki Wil­helm II urzą­dzał tam „krzy­żac­kie uro­czy­sto­ści”, gdzie wygła­szał pło­mienne mowy prze­ciw „pol­skiej bucie”. Po jed­nej z takich mów, wygło­szo­nej 5 czerwca 1902 roku, w któ­rej wezwał „do świę­tej wojny z pol­ską bez­czel­no­ścią i sar­macką butą”, współ­pracę z Hohen­zol­ler­nem jako jego nadworny malarz zerwał Woj­ciech Kos­sak.

Według nie­któ­rych źró­deł znisz­cze­nia spo­wo­do­wane na sku­tek sze­rzą­cej się w XIV wieku anar­chii feu­dal­nej w Bran­den­bur­gii były tak wiel­kie, że w jej nie­któ­rych regio­nach (Mar­chia Wkrzań­ska, Nowa Mar­chia) aż 40% dotych­czas upra­wia­nych grun­tów leżało odło­giem. Choć nie należy lek­ce­wa­żyć rów­nież wpływu „czar­nej śmierci”, która co prawda nie ude­rzyła tu z taką mocą jak w Euro­pie Zachod­niej, ale sze­rzyła się także w naszym regio­nie Sta­rego Kon­ty­nentu.

Gro­ziło to zaprze­pasz­cze­niem dzieła kolo­ni­za­cji wiej­skiej i miej­skiej, a ta prze­cież od dru­giej połowy XII wieku – obok pod­bo­jów mili­tar­nych i sta­bi­li­za­cji orga­ni­za­cji kościel­nej – była trze­cim fila­rem, na któ­rych wspie­rała się wła­dza mar­gra­biów bran­den­bur­skich nad świeżo pod­po­rząd­ko­wa­nymi sobie zie­miami zachod­nio­sło­wiań­skimi. Kolejni następcy Albrechta Niedź­wie­dzia aktyw­nie wspie­rali akcję kolo­ni­za­cyjną na wsi i pro­ces loka­cji miast.

W jed­nym i dru­gim przy­padku kolo­ni­za­cja odby­wała się na „pra­wie nie­miec­kim”, co nie ozna­czało na przy­kład, że wszyst­kie nowe osady wiej­skie powstałe w XII i XIII wieku w Bran­den­bur­gii były two­rzone tylko i wyłącz­nie przez etnicz­nych Niem­ców. Należy zresztą zauwa­żyć, że w odnie­sie­niu do śre­dnio­wiecz­nych realiów to ostat­nie okre­śle­nie jest wysoce nie­pre­cy­zyjne, by nie powie­dzieć – ahi­sto­ryczne. Raczej należy mówić o osad­ni­kach dol­no­sak­soń­skich, tj. wywo­dzą­cych się z Dol­nej Sak­so­nii (pół­nocne Niemcy), skąd w więk­szo­ści pocho­dzili uczest­nicy trwa­ją­cej od XII wieku w Bran­den­bur­gii akcji kolo­ni­za­cyj­nej.

Jak wska­zują bada­cze tego pro­cesu, wśród miesz­kań­ców nowo loko­wa­nych wsi nie bra­ko­wało rodzi­mych, sło­wiań­skich miesz­kań­ców zasie­dla­nych ziem. Uczest­ni­czyli rów­nież w pro­ce­sie reor­ga­ni­za­cji (sca­la­nia) dotych­czas ist­nie­ją­cych osad6. Miało to oczy­wi­ście swoje kon­se­kwen­cje – roz­ło­żone na setki lat – w zakre­sie prze­bu­dowy etnicz­nej ziem mię­dzy Łabą a Odrą. Należy się jed­nak zgo­dzić, że nie można tutaj mówić o jakieś celo­wej, świa­do­mie roz­ło­żonej na etapy „czy­stce etnicz­nej” avant la let­tre, czy tym bar­dziej ludo­bój­czej poli­tyce zmie­rza­ją­cej do uczy­nie­nia z tych ziem „wiel­kiego cmen­ta­rzy­ska Sło­wian”. W tym ostat­nim przy­padku potrzebne były tota­li­tarna ide­olo­gia i wypo­sa­żone w odpo­wied­nie instru­menty (cho­ciażby infra­struk­turę komu­ni­ka­cyjną) pań­stwo tota­li­tarne. Tego w śre­dnio­wie­czu, rzecz jasna, nie było.

Akcji kolo­ni­za­cyj­nej pod patro­na­tem bran­den­bur­skich mar­gra­biów sprzy­jała rów­nież słaba gęstość zalud­nie­nia na połabsz­czyź­nie. Zie­mie zachod­nich Sło­wian, choć nie były „etnicz­nie wyczysz­czane” przez wszech­władne pań­stwo, to jed­nak sys­te­ma­tycz­nie sta­wały się coraz bar­dziej nie­miec­kie. Jak już zazna­czono, był to pro­ces roz­ło­żony na stu­le­cia i trzeba było impulsu w postaci pro­te­stanc­kiej refor­ma­cji, aby uległ on dal­szemu przy­spie­sze­niu. Nie do prze­ce­nie­nia był wpływ, jaki ode­grało „una­ro­do­wie­nie” Kościoła w Bran­den­bur­gii, któ­rej władcy osta­tecz­nie przy­stą­pili do obozu pro­te­stanc­kiego.

Czę­ścią pro­cesu kolo­ni­za­cyj­nego były rów­nież loka­cje miast. W XIII wieku nastą­piło m.in. nada­nie praw miej­skich Ber­li­nowi–Cölln, usa­do­wio­nemu mię­dzy ist­nie­ją­cymi już gro­dami Span­dau i Kopa­nica (władcą tego ostat­niego był wspo­mniany Jaksa, nie­sku­tecz­nie wal­czący z Albrech­tem Niedź­wie­dziem o Brennę). Sto­lica (a wła­ści­wie sto­lice, jeśli oddziel­nie trak­to­wać Ber­lin i Cölln) Bran­den­bur­gii, a póź­niej Prus i Nie­miec, otrzy­mała prawa miej­skie w latach 1237‒1244 r.

W okre­sie swo­jej świet­no­ści pań­stwo zakonu krzy­żac­kiego było wyjąt­kiem w feu­dal­nej Euro­pie, która w sen­sie ustro­jo­wym nie znała scen­tra­li­zo­wa­nej formy admi­ni­stra­cji pań­stwowej. Pod tym wzglę­dem orga­nizm pań­stwowy stwo­rzony przez Krzy­ża­ków mię­dzy Wisłą a Nie­mnem był przy­pad­kiem szcze­gól­nym. Na czele pań­stwa stał wielki mistrz doży­wot­nio wybie­rany na ten urząd przez kapi­tułę gene­ralną zakonu, obra­du­jącą w Mal­borku (skła­dała się z mistrzów kra­jo­wych sto­ją­cych na czele lokal­nych odga­łę­zień zakonu).

Wielki mistrz spra­wo­wał wła­dzę, opie­ra­jąc się na gru­pie naj­wyż­szych dostoj­ni­ków zakonu, na czele z wiel­kim kom­tu­rem, wiel­kim mar­szał­kiem, wiel­kim szat­nym, wiel­kim szpi­tal­ni­kiem oraz wiel­kim pod­skar­bim. Dostoj­nicy ci byli jed­no­cze­śnie lokal­nymi kom­tu­rami (na przy­kład wielki mar­sza­łek był jed­no­cze­śnie kom­tu­rem kró­le­wiec­kim, a wielki szpi­tal­nik był kom­tu­rem elblą­skim). Kom­tu­rie zarzą­dzane przez pod­po­rząd­ko­wa­nych wiel­kiemu mistrzowi kom­tu­rów były pod­sta­wo­wymi jed­nost­kami podziału admi­ni­stra­cyj­nego zakon­nego pań­stwa. Ponie­waż mówimy tutaj o zako­nie rycer­skim, cała struk­tura admi­ni­stra­cyjna tego pań­stwa miała słu­żyć nie tylko zabez­pie­cze­niu władz­twa tery­to­rial­nego, ale rów­nież ist­nie­niu spraw­nej struk­tury woj­sko­wej.

Urzędy w zako­nie krzy­żac­kim (podob­nie jak w innych rycer­skich i nierycer­skich zako­nach) nie były dzie­dzi­czone, tylko obie­ralne. Pań­stwem zakon­nym zarzą­dzała więc grupa ludzi, która nie zawdzię­czała swo­ich sta­no­wisk pro­stemu dzie­dzi­cze­niu. Dodat­kowo zaś należy pamię­tać, że ta elita wła­dzy zło­żona z zakon­nych braci, któ­rzy mogli peł­nić wymie­nione klu­czowe urzędy, była bar­dzo ogra­ni­czona liczeb­nie. Sza­cuje się, że na początku XV wieku nie prze­kra­czała ona tysiąca osób w całym pań­stwie zakon­nym7.

Zupeł­nie wyjąt­kowa była rów­nież struk­tura wła­sno­ściowa w tym pań­stwie. Do końca ist­nie­nia – tj. do pierw­szej połowy XVI wieku – w Pru­sach naj­więk­szym wła­ści­cie­lem pań­stwa krzy­żac­kiego był zakon, czyli w tam­tych realiach pań­stwo. Pokaźne władz­two nale­żało rów­nież do lokal­nego Kościoła, czyli biskupstw: sam­bij­skiego, pome­zań­skiego, war­miń­skiego i cheł­miń­skiego. Posia­dło­ści rycer­skie w prze­wa­ża­ją­cej czę­ści nale­żały do napły­wo­wych (z kra­jów nie­miec­kich) przed­sta­wi­cieli tego stanu.

Zor­ga­ni­zo­wana przez Krzy­ża­ków akcja kolo­ni­za­cyjna na wsi oraz loka­cje miast, podob­nie jak w Bran­den­bur­gii, miały kon­se­kwen­cje w postaci stop­nio­wej prze­bu­dowy etnicz­nej ziem zamiesz­ka­nych przez rdzen­nych miesz­kań­ców (w tym przy­padku przez ple­miona pru­skie). Czy ta długa per­spek­tywa cza­sowa ozna­czała, że gdy jest mowa o krwa­wym pod­boju ziem Pru­sów przez zakon, mówimy jedy­nie o „czar­nej legen­dzie”? Raczej nie, choć trzeba pamię­tać, że pod­bój ten – bez­względny i bru­talny – nie miał cha­rak­teru ludo­bój­czego. Z dru­giej jed­nak strony nie można zaprze­czyć, że bez przy­by­cia Krzy­ża­ków i zor­ga­ni­zo­wa­nia przez nich mocno scen­tra­li­zo­wa­nego pań­stwa, pro­ces niem­cze­nia tych ziem by nie nastą­pił. Podob­nie jak w Bran­den­bur­gii, rów­nież tutaj zwy­cię­stwo refor­ma­cji znacz­nie go przy­spie­szyło.

Przed­sta­wiony tutaj w zary­sie model zarzą­dza­nia pań­stwem zakon­nym zde­cy­do­wa­nie odbie­gał od tego, co w tym samym cza­sie (tj. na prze­ło­mie XIV i XV wieku) ukształ­to­wało się w Bran­den­bur­gii. Upa­dek wła­dzy cen­tral­nej po wymar­ciu Askań­czy­ków skut­ko­wał tam wyeman­cy­po­wa­niem się sta­nów, przede wszyst­kim zaś stanu rycer­skiego (szla­chec­kiego). Będzie to miało swoje kon­se­kwen­cje dla przy­szło­ści pań­stwa pru­skiego, zwłasz­cza jeśli się zważy, że podobny pro­ces eman­cy­po­wa­nia się sta­nów w pań­stwie zakon­nym w poło­wie XV wieku będzie bez­po­śred­nio zwią­zany z postę­pu­jącą ero­zją pozy­cji Mal­borka po grun­waldz­kiej kata­stro­fie.

XV wiek – feu­da­ło­wie i ryce­rze zakonni

XV wiek – feu­da­ło­wie i ryce­rze zakonni

Pięć­set­le­cie obję­cia wła­dzy w Bran­den­bur­gii przez Hohen­zol­ler­nów przy­pa­dło na drugi rok Wiel­kiej Wojny. Siłą rze­czy ten okrą­gły jubi­le­usz, który w warun­kach poko­jo­wych z pew­no­ścią wypadłby bar­dziej oka­zale (uwiel­bia­jący pom­pa­tyczne uro­czy­sto­ści cesarz nie­miecki i król Prus Wil­helm II z pew­no­ścią by o to zadbał), przy­ćmiły wyda­rze­nia wojenne. Ale prze­cież nie pozo­stał nie­zau­wa­żony.

Pru­ski gene­rał pie­choty, zdo­bywca Antwer­pii i Modlina Hans von Bese­ler w paź­dzier­niku 1915 roku – a więc led­wie parę tygo­dni po obję­ciu kie­row­nic­twa nad war­szaw­skim Gene­ral­nym Guber­na­tor­stwem – pisał do żony o dobro­dziej­stwach, które spły­nęły na Bran­den­bur­gię z chwilą przy­by­cia nad Sprewę i Hawelę pierw­szych Hohen­zol­ler­nów. Dzięki nim w „tym zanie­dba­nym kraju [Bran­den­bur­gii – G.K.], sto­ją­cym jesz­cze przed swoim roz­wo­jem kul­tu­ro­wym”, doszło do „wspa­nia­łej prze­miany”. To Hohen­zol­ler­no­wie spra­wili, że z bie­giem czasu Bran­den­bur­gia – „zanie­dbany kraj” – prze­dzierz­gnęła się w „toczące wiel­kie bitwy dzi­siej­sze Niemcy”. „Czy byśmy do tego doszli, gdyby przy­wódz­two w Niem­czech objęli Wet­ty­no­wie lub Wit­tels­ba­cho­wie? Nie sądzę! Nawet jeśli dyna­styczną legendą jest to, że wszy­scy Hohen­zol­ler­no­wie byli wielcy, to możemy im być wdzięczni za to, że ci wielcy poja­wili się we wła­ści­wym cza­sie”8.

Posta­wiony na czele nie­miec­kiego sek­tora oku­pa­cyj­nego w Kon­gre­sówce pru­ski gene­rał pie­choty czuł się zresztą jak pierwsi Hohen­zol­ler­no­wie, któ­rzy przy­byli do „zanie­dba­nej” Bran­den­bur­gii. Tak jak oni, musiał „wszystko orga­ni­zo­wać” i zma­gać się z „wie­lo­let­nimi zapóź­nie­niami cywi­li­za­cyj­nymi”. Pozo­sta­wia­jąc na boku oso­bi­ste ambi­cje i idio­syn­kra­zje Bese­lera, należy przy­znać, że obję­cie wła­dzy przez Hohen­zol­ler­nów w Bran­den­bur­gii w 1415 roku było trze­cim w odstę­pie trzy­dzie­stu lat wyda­rze­niem, które miały dale­ko­siężne skutki dla Bran­den­bur­gii oraz pań­stwa krzy­żac­kiego. Pierw­szym z nich było zawar­cie w 1385 roku unii pol­sko-litew­skiej, która zapo­cząt­ko­wała, uży­wa­jąc dwu­dzie­sto­wiecz­nego języka, geo­po­li­tyczną rewo­lu­cję w Euro­pie Środ­ko­wej i Wschod­niej. Dru­gim było zwy­cię­stwo pol­sko-litew­skie pod Grun­wal­dem, które osta­tecz­nie zła­mało potęgę Krzy­ża­ków i potwier­dziło mocar­stwowy sta­tus monar­chii jagiel­loń­skiej. Trze­cim było przy­by­cie Hohen­zol­ler­nów do Bran­den­bur­gii.

Roz­dział II. Hohen­zol­ler­no­wie w Bran­den­bur­gii. Koniec potęgi Pań­stwa Krzy­żac­kiego

Roz­dział II

Hohen­zol­ler­no­wie w Bran­den­bur­gii. Koniec potęgi Pań­stwa Krzy­żac­kiego

Dyna­stia, która przez kolejne stu­le­cia miała być zwią­zana z bran­den­bur­skim elek­to­ra­tem i Księ­stwem Pru­skim (w tym ostat­nim przy­padku od początku XVI wieku), wywo­dziła się ze Szwa­bii. Pierw­sze wzmianki o przed­sta­wi­cie­lach rodu „von Zolo­rin” poja­wiają się w źró­dłach w XI wieku. Na początku XIII wieku Hohen­zol­ler­no­wie zwią­zali się z Fran­ko­nią, obej­mu­jąc urząd bur­gra­biego norym­ber­skiego. W poło­wie tego stu­le­cia doszło do podziału rodu na dwie linie: szwab­ską i fran­koń­ską. W 1248 roku przed­sta­wi­ciele tej ostat­niej wła­dali Bay­reuth, a następ­nie Ans­bach. Nie­prze­rwa­nie też dzier­żyli urząd bur­gra­biego Norym­bergi9.

Jeden z nich, Fry­de­ryk VI, już w 1411 roku dostał od Zyg­munta Luk­sem­bur­skiego przy­rze­cze­nie obję­cia wła­dzy w Mar­chii Bran­den­bur­skiej. Jak wiemy, brak gotówki już wcze­śniej skło­nił Zyg­munta do sprze­daży Krzy­ża­kom Nowej Mar­chii (1402). Tym razem cho­dziło o odwdzię­cze­nie się Hohen­zol­ler­nowi za finan­sowe wspar­cie uwień­czo­nych suk­ce­sem sta­rań Luk­sem­bur­czyka o koronę nie­miecką. Śla­dem tej mało hero­icz­nej genezy władz­twa Hohen­zol­ler­nów nad Bran­den­bur­gią był fakt, że począt­kowo przy­znano bur­gra­biemu norym­ber­skiemu mar­chię jako zastaw za sto tysięcy gul­de­nów.

Ofi­cjal­nie Fry­de­ryk VI jako Fry­de­ryk I – mar­gra­bia, elek­tor bran­den­bur­ski i arcy­ko­mor­nik Rze­szy ‒ objął wła­dzę nad Sprewą 30 kwiet­nia 1415 roku. Hołd wszyst­kich sta­nów mar­chii zło­żony nowemu władcy odbył się w Ber­li­nie 21 paź­dzier­nika 1415 roku. Nato­miast uro­czy­sta cere­mo­nia nada­nia bran­den­bur­skiego lenna przez cesa­rza Zyg­munta Luk­sem­bur­skiego miała miej­sce w Kon­stan­cji 18 kwiet­nia 1417 roku.

Nie było cie­nia prze­sady w okre­śla­niu Bran­den­bur­gii mia­nem „zanie­dba­nego kraju” w momen­cie przy­by­cia tam Hohen­zol­ler­nów. Trwa­jące nie­mal sto lat (od wyga­śnię­cia dyna­stii askań­skiej w 1320 roku) osła­bie­nie, a czę­sto brak wła­dzy cen­tral­nej miały zna­czące kon­se­kwen­cje. O eman­cy­pa­cji rycer­stwa, prze­ra­dza­ją­cej się w feu­dalną anar­chię – była już mowa. Temu towa­rzy­szyła, jak wiemy, zapaść gospo­dar­cza widoczna przede wszyst­kim w mar­chij­skim rol­nic­twie. Nama­cal­nym wyra­zem tego ogól­nego „zanie­dba­nia” były straty tery­to­rialne, które pono­siła Bran­den­bur­gia na prze­ło­mie XIV i XV wieku. Nowa Mar­chia nie była prze­cież jedy­nym utra­co­nym tery­to­rium.

Pierw­sze dekady rzą­dów bran­den­bur­skich Hohen­zol­ler­nów poświę­cone były kon­so­li­da­cji wła­dzy elek­tor­skiej oraz rewin­dy­ka­cjom tery­to­rial­nym. Na obu tych polach nowi władcy osią­gnęli wymierne suk­cesy. W momen­cie przej­mo­wa­nia wła­dzy w bran­den­bur­skim elek­to­ra­cie obszar mar­chii wyno­sił ok. 23 tysięcy kilo­me­trów kwa­dra­to­wych. W 1499 roku wzrósł on do 36 tysięcy kilo­me­trów kwa­dra­to­wych. Z pew­no­ścią naj­więk­szym suk­ce­sem pierw­szych bran­den­bur­skich Hohen­zol­ler­nów było wyku­pie­nie w 1455 roku Nowej Mar­chii z rąk Krzy­ża­ków. Do tego klu­czo­wego nabytku, bo pozwa­la­ją­cego myśleć bran­den­bur­skim elek­to­rom o wzno­wie­niu eks­pan­sji w kie­runku Księ­stwa Pomor­skiego (dzi­siej­sze Pomo­rze Zachod­nie i Środ­kowe) rzą­dzo­nego przez Gry­fi­tów, należy dodać uzy­skane w 1482 roku: Kro­sno Odrzań­skie, Sule­chów i Lub­sko. Był to zastaw prze­jęty przez bran­den­bur­skich Hohen­zol­ler­nów na mocy układu zawar­tego z pia­stow­skim księ­ciem Żaga­nia, Janem.

Na tym nie koń­czyła się lista zaku­pów doko­ny­wa­nych przez Hohen­zol­ler­nów. Już w latach czter­dzie­stych XV wieku zaku­pili oni lenna: Cot­t­bus, Peitz, Teu­pitz, Bar­walde (Bar­wice) i Gr. Lübben. W 1490 roku doku­pili jesz­cze poło­żone w pobliżu Ber­lina władz­two Zos­sen. Nie ogniem i mie­czem, a nawet nie sakiewką i mie­czem, a samą sakiewką doko­ny­wał się roz­rost tery­to­rialny Bran­den­bur­gii pod rzą­dami pierw­szych Hohen­zol­ler­nów. Należy pod­kre­ślić, że było to dzieło całej dyna­stii, sakiewkę bowiem napeł­niali fran­koń­scy Hohen­zol­ler­no­wie. Czer­pali oni duże dochody ze swo­ich władztw w Ans­bach, Bay­reuth i Kulm­bach, gdzie ist­niało o wiele bar­dziej docho­dowe niż w Bran­den­bur­gii rol­nic­two (oparte przede wszyst­kim na ren­cie pie­nięż­nej), roz­wi­nięte mia­sta i – last but not least – sprawna admi­ni­stra­cja fiskalna.

Sama sakiewka nie wystar­czyła jed­nak do wypeł­nie­nia innego pil­nego zada­nia – ukró­ce­nia anar­chii feu­dal­nej. Tutaj potrzebny był miecz. Zaraz na początku swo­ich rzą­dów w Bran­den­bur­gii, jesz­cze przed ofi­cjal­nym nada­niem lenna, Fry­de­ryk I zde­rzył się z opo­zy­cją bran­den­bur­skich feu­da­łów. Toczona w latach 1412–1413 wojna prze­ciw wewnętrz­nej opo­zy­cji (skon­cen­tro­wa­nej w tzw. Sta­rej Mar­chii oraz w Pri­gnitz) zakoń­czyła się suk­ce­sem Fry­de­ryka I. Rów­nież w tym przy­padku nie­oce­nione oka­zały się posiłki – tym razem zbrojne – z Fran­ko­nii.

Kolejną prze­szkodą na dro­dze do wzmoc­nie­nia wła­dzy elek­tor­skiej była samo­dziel­ność stanu miesz­czań­skiego. Mia­sta bran­den­bur­skie wyko­rzy­stały okres osła­bie­nia wła­dzy cen­tral­nej do uzy­ska­nia fak­tycz­nej auto­no­mii, czemu sprzy­jało zawią­zy­wa­nie przez nie wewnętrz­nych poro­zu­mień oraz ukła­dów z innymi związ­kami miast na obsza­rze Rze­szy, z potężną Hanzą na czele. W poło­wie XV wieku ten okres poli­tycz­nej samo­dziel­no­ści mar­chij­skich miast nale­żał już do prze­szło­ści. Prze­ło­mo­wym i spek­ta­ku­lar­nym przy­kła­dem pod­po­rząd­ko­wy­wa­nia sobie miast przez bran­den­bur­skich Hohen­zol­ler­nów był Ber­lin, a wła­ści­wie dwu­mia­sto Ber­lin‒Cölln.

W 1442 roku elek­tor Fry­de­ryk II wyko­rzy­stał spór władz mia­sta, dzie­sięć lat wcze­śniej połą­czo­nego, z cechami. Wystą­pił jako arbi­ter, zarzą­dza­jąc powrót do roz­bi­cia sto­licy na dwa mia­sta: Ber­lin i Cölln. Spór toczył się do 1448 roku, gdy osta­tecz­nie wła­dze Ber­lina pod­po­rząd­ko­wały się woli elek­tora. Wido­mym zna­kiem, ale i gwa­ran­cją trwa­ło­ści wła­dzy elek­torskiej było wybu­do­wa­nie w 1451 roku pierw­szego zamku wład­ców bran­den­bur­skich w ber­liń­skiej sto­licy.

Jedy­nym sta­nem, który bez zastrze­żeń przy­jął w Bran­den­bur­gii nowych wład­ców z Fran­ko­nii, było ducho­wień­stwo. Biskupi z Bran­den­burga, Lubu­sza i Havel­bergu bez opo­rów uznali wła­dzę Hohen­zol­ler­nów, cie­sząc się i tak licz­nymi przy­wi­le­jami (np. immu­ni­te­tem sądo­wym), które pocho­dziły jesz­cze z cza­sów rzą­dów dyna­stii askań­skiej. Nowi władcy nie zamie­rzali jed­nak tole­ro­wać aż tak daleko posu­nię­tej auto­no­mii stanu duchow­nego. W 1447 roku elek­tor bran­den­bur­ski uzy­skał od papieża Miko­łaja V prawo nomi­na­cji bisku­pich na swoim tery­to­rium (zatwier­dzał je papież). Przy tej oka­zji ogra­ni­czono kom­pe­ten­cje sądów duchow­nych, wyłą­cza­jąc spod ich jurys­dyk­cji sprawy doty­czące pod­da­nych elek­tora sądzo­nych w pro­ce­sach cywil­nych i kar­nych.

Trwa­ło­ści władz­twa Hohen­zol­ler­nów w Bran­den­bur­gii słu­żyły rów­nież wewnątrz­dy­na­styczne usta­le­nia, które miały zapo­biec ewen­tu­al­nym kon­flik­tom wokół kwe­stii dzie­dzi­cze­nia wła­dzy w Bran­den­bur­gii oraz w posia­dło­ściach fran­koń­skich. Ostat­nim elek­to­rem bran­den­bur­skim, który spra­wo­wał jed­no­cze­śnie wła­dzę w Mar­chii i we Fran­ko­nii, był Albrecht Achil­les (okres pano­wa­nia 1470–1486). Na mocy spe­cjal­nej dys­po­zy­cji (Dispo­si­tio Achil­lea) z 1473 roku doko­nał fak­tycz­nego podziału władz­twa Hohen­zol­ler­nów na dwie linie: elek­tor­ską (bran­den­bur­ską) oraz ans­bach­ską (młod­szą). Ozna­czało to, że po śmierci Albrechta jego naj­star­szy syn Jan miał objąć wła­dzę w elek­to­ra­cie bran­den­bur­skim, średni Fry­de­ryk (jako Fry­de­ryk III Stary) prze­jąć Ans­bach i Bay­reuth, a naj­młod­szy Zyg­munt pano­wać w Kulm­bach10.

Suk­cesy poli­tyki „sakiewki i mie­cza” pierw­szych bran­den­bur­skich Hohen­zol­ler­nów nie byłyby moż­liwe bez mądrej poli­tyki zagra­nicz­nej elek­to­rów. Jej roz­trop­ność pole­gała na utrzy­ma­niu popraw­nych rela­cji z dwoma potęż­nymi sąsia­dami – od wschodu z monar­chią jagiel­loń­ską, od zachodu z Rze­szą. Hohen­zol­ler­no­wie przy­by­wali do Bran­den­bur­gii w momen­cie, gdy Korona Pol­ska złą­czona unią per­so­nalną z Wiel­kim Księ­stwem Litew­skim po roz­gro­mie­niu Krzy­ża­ków pod Grun­wal­dem sta­wała się pierw­szo­rzęd­nym gra­czem w Euro­pie Środ­ko­wej. Tego faktu nowi władcy Bran­den­bur­gii nie lek­ce­wa­żyli. Pamię­tano zresztą w Ber­li­nie, że w 1402 roku Zyg­munt Luk­sem­bur­ski pier­wot­nie roz­wa­żał sprze­daż Nowej Mar­chii wła­śnie kró­lowi pol­skiemu.

Sta­rano się więc uni­kać jakich­kol­wiek zadraż­nień z Pol­ską, a nawet dopro­wa­dzić do zacie­śnie­nia rela­cji z Kra­ko­wem. Wyra­zem tych dążeń były plany zawar­cia związ­ków dyna­stycz­nych mię­dzy Hohen­zol­ler­nami a Jagiel­lo­nami. Pierw­szą próbą był pro­jekt mał­żeń­stwa syna elek­tor­skiego, póź­niej­szego elek­tora Fry­de­ryka II, z Jadwigą, córką króla Wła­dy­sława Jagiełły. Kur­prinz (następca elek­tora) prze­by­wał nawet przez jakiś czas na kra­kow­skim dwo­rze. Osta­tecz­nie z matry­mo­nial­nego pro­jektu nic nie wyszło. Jed­nak plany zawią­za­nia dyna­stycz­nej koli­ga­cji mię­dzy Hohen­zol­ler­nami a Jagiel­lo­nami nie zostały zarzu­cone.

Rzut oka na:

Pano­wa­nie boha­te­rów „Iliady” i Rzy­mian w Mar­chii Bran­den­bur­skiej

Czte­rech elek­to­rów bran­den­bur­skich z dyna­stii Hohen­zol­ler­nów panu­ją­cych w stu­le­ciu mię­dzy 1471 a 1571 rokiem nosiło przy­domki nawią­zu­jące do boha­te­rów wojny tro­jań­skiej i rzym­skiej histo­rii. Byli więc: Albrecht Achil­les (1471–1486), Johann Cicero (1486–1499), Joachim I Nestor (1499–1535) oraz Joachim II Hek­tor (1535–1571). Żadna dyna­stia euro­pej­ska takiego natę­że­nia „boha­ter­skich” przy­dom­ków nie miała. To przede wszyst­kim zasługa nadwor­nych histo­ry­ków Domu Hohen­zol­ler­nów w XVI wieku, któ­rzy w ten spo­sób chcieli zwięk­szyć pre­stiż dyna­stii panu­ją­cej w Ber­li­nie. Elek­tor Albrecht z racji rycer­skich cnót nazwany został Achil­lesem, a jego syn Johann z racji swej bie­gło­ści w łaci­nie znany był jako Cicero Ger­ma­ni­cus.

Elek­to­rowi Joachi­mowi I przy­pi­sy­wano dar udzie­la­nia roz­trop­nych rad na podo­bień­stwo króla Pylos Nestora z Iliady. Z kolei Joachim II miał się odzna­czać siłą fizyczną, ale jako dowódca woj­skowy (np. w cza­sie wypraw u boku Habs­bur­gów prze­ciw Tur­kom w latach 1541–1542) nawet nie zbli­żył się do męż­nego dowódcy Tro­jan.

Czter­na­stego maja 1479 roku młod­szy syn elek­tora Albrechta Achil­lesa, dzie­więt­na­sto­letni Fry­de­ryk – władca na Ans­bach i Bay­reuth (a więc z linii fran­koń­skiej), poślu­bił pięt­na­sto­let­nią córkę króla Pol­ski i wiel­kiego księ­cia litew­skiego Kazi­mie­rza Jagiel­loń­czyka, Zofię. W ten spo­sób Hohen­zol­ler­no­wie wią­zali się z naj­po­tęż­niej­szą wów­czas dyna­stią w Euro­pie Środ­ko­wej, któ­rej przed­sta­wi­ciele rzą­dzili pań­stwami w trój­mo­rzu, mię­dzy Bał­ty­kiem, Morzem Czar­nym a Adria­ty­kiem.

Mał­żeń­stwo Zofii i Fry­de­ryka docze­kało się osiem­na­ściorga dzieci. Dzie­wią­tym z kolei był uro­dzony 17 maja 1490 roku Albrecht – póź­niej­szy ostatni (jak się oka­zało) wielki mistrz zakonu krzy­żac­kiego w Pru­sach oraz pierw­szy książę pru­ski; sio­strze­niec kolej­nych Jagiel­lo­nów panu­ją­cych na tro­nie pol­skim: Jana Olbrachta, Alek­san­dra i Zyg­munta I Sta­rego.

Poprawne rela­cje utrzy­my­wali bran­den­bur­scy Hohen­zol­ler­no­wie rów­nież z kolej­nymi cesa­rzami rzym­skimi z dyna­stii luk­sem­bur­skiej oraz habs­bur­skiej. Tych pierw­szych wspie­rali poli­tycz­nie i zbroj­nie w walce z husy­tami. W 1431 roku elek­tor Fry­de­ryk I dowo­dził armią Rze­szy pod­czas kolej­nej (nie­uda­nej) wyprawy prze­ciw zwo­len­ni­kom cze­skiego refor­ma­tora. Gdy sie­dem lat póź­niej roz­po­częła się w Rze­szy era wład­ców z dyna­stii Habs­bur­gów, Hohen­zol­ler­no­wie pod­trzy­mali dotych­cza­sowy kurs poli­tyczny obli­czony na uni­ka­nie kon­flik­tów z cesa­rzami11. Jako elek­to­ro­wie bran­den­bur­scy nale­żeli do elity Rze­szy. Dodat­kowo zaś roz­sia­nie rodo­wych posia­dło­ści od Odry po Ren (Bran­den­bur­gia, Fran­ko­nia, Szwa­bia) czy­niło prio­ry­te­tem utrzy­my­wa­nie popraw­nych rela­cji z kolej­nymi panu­ją­cymi dyna­stiami. Tym bar­dziej że czas grał na ich korzyść.

Tym bowiem, co cha­rak­te­ry­zo­wało Rze­szę (innymi słowy: Święte Cesar­stwo Rzym­skie Narodu Nie­miec­kiego) pod koniec śre­dnio­wie­cza, był pro­ces „nasi­la­ją­cej się tery­to­ria­li­za­cji, czyli prze­kształ­ca­nia się wła­dzy zło­żo­nej z mno­go­ści upraw­nień wład­czych nad oso­bami w jed­no­litą wła­dzę nad kon­kret­nym obsza­rem”. W prak­tyce ozna­czało to, że pod koniec XV wieku Rze­sza, która ni­gdy nie była jed­no­li­tym orga­ni­zmem, coraz bar­dziej sta­wała się „związ­kiem osób, skom­pli­ko­wa­nym i uło­żo­nym hie­rar­chicz­nie sys­te­mem zło­żo­nym z osób i kor­po­ra­cji, na czele któ­rego stał cesarz nada­wa­jący cało­ści sym­bo­liczną jed­ność i pra­wo­moc­ność”12. W tym sys­te­mie „osób i kor­po­ra­cji” połą­czo­nych sie­cią powią­zań i zależ­no­ści len­nych oraz przy­na­leż­no­ścią do wspól­nych insty­tu­cji (takich jak Reich­stag) pozy­cja bran­den­bur­skich elek­to­rów w związku z suk­ce­sami Hohen­zol­ler­nów w poli­tyce wewnętrz­nej i zagra­nicz­nej sys­te­ma­tycz­nie rosła. Co jesz­cze waż­niej­sze, aż do początku XVI wieku odby­wało się to wła­ści­wie bez pro­wa­dze­nia kosz­tow­nych i ryzy­kow­nych wojen.

Gdy w Bran­den­bur­gii nastę­po­wała sys­te­ma­tyczna kon­so­li­da­cja wła­dzy elek­tor­skiej i nowi władcy sys­te­ma­tycz­nie powięk­szali tery­to­rium Mar­chii, pań­stwo krzy­żac­kie wcho­dziło w chro­niczny kry­zys. Klę­ska Krzy­ża­ków pod Grun­wal­dem, choć nie przy­nio­sła bez­po­śred­nich strat tery­to­rial­nych (Pomo­rze Gdań­skie na mocy pierw­szego pokoju toruń­skiego z 1411 roku pozo­stało przy zako­nie), to jed­nak – mówiąc współ­cze­snym języ­kiem – pod­cięła im per­spek­tywy roz­wo­jowe. Przede wszyst­kim otwo­rzyła w pań­stwie mię­dzy Wisłą a Pre­gołą trwa­jącą nie­mal sto lat epokę kry­zysu, którą można okre­ślić zała­ma­niem się legi­ty­mi­za­cji wewnętrz­nej zakonu krzy­żac­kiego na tych zie­miach. I to w podwój­nym sen­sie – w oczach swo­ich wła­snych pod­da­nych oraz, co oka­zało się decy­du­jące, w podej­ściu samych braci zakon­nych do kon­ty­nu­owa­nia swo­jej misji jako kato­lic­kiego, uzna­ją­cego zwierzch­ność papieża i cesa­rza rzym­skiego zakonu rycer­skiego.

Pierw­szą odsłonę tego kry­zysu można okre­ślić jako dąże­nie sta­nów pań­stwa zakon­nego (przede wszyst­kim rycer­stwa i miesz­czan) do eman­cy­pa­cji spod słab­ną­cej po 1410 roku wła­dzy wiel­kich mistrzów. Mal­bork coraz bar­dziej potrze­bo­wał pie­nię­dzy na pro­wa­dze­nie kosz­tow­nych i regu­lar­nie prze­gry­wa­nych wojen z pań­stwem jagiel­loń­skim. To zaś ozna­czało koniecz­ność coraz głęb­szego się­ga­nia do sakie­wek rycer­stwa i miesz­kań­ców pru­skich miast. Podob­nie jak Hohen­zol­ler­no­wie bran­den­bur­scy, rów­nież Krzy­żacy pro­wa­dzili w pierw­szej poło­wie XV wieku poli­tykę „mie­cza i sakiewki”. Ale w odróż­nie­niu od bran­den­bur­skich elek­to­rów zarówno „miecz” (tj. wojny z Pol­ską i Litwą), jak i „sakiewka” (dochody pań­stwa) nie zapew­niały wzro­stu potęgi zakonu, jego wła­dzy cen­tral­nej, ale wręcz odwrot­nie – jesz­cze bar­dziej przy­czy­niały się do osła­bie­nia pań­stwa. Gdy Hohen­zol­ler­no­wie bran­den­bur­scy kon­so­li­do­wali swoją wła­dzę, łamiąc opór sta­nów, Krzy­żacy musieli sta­wiać czoło kon­so­li­du­ją­cej się opo­zy­cji sta­no­wej. Elek­to­ro­wie wzmac­niali się w XV wieku, dba­jąc o moż­li­wie poprawne rela­cje z Koroną Pol­ską. Krzy­żacy w tym cza­sie szu­kali swo­jej pomyśl­no­ści w eska­lo­wa­niu napięć z Kra­ko­wem.

Pierw­szym sygna­łem wzra­sta­ją­cego oporu sta­nów pru­skich prze­ciw obcią­że­niom podat­ko­wym było powsta­nie w 1397 roku zło­żo­nego z rycer­stwa Związku Jasz­czur­czego. Po grun­waldz­kiej klę­sce zakonu sze­regi sta­no­wej opo­zy­cji pro­te­stu­ją­cej prze­ciw cią­głemu zwięk­sza­niu obcią­żeń podat­ko­wych zasi­lili miesz­cza­nie. Pozy­cję miast pań­stwa zakon­nego (takich jak Gdańsk czy Elbląg) wzmac­niała jesz­cze przy­na­leż­ność do potęż­nego cią­gle (choć mają­cego apo­geum swo­jego zna­cze­nia już za sobą) związku han­ze­atyc­kiego.

W 1440 roku naj­więk­sze mia­sta pań­stwa krzy­żac­kiego sku­piły się w Związku Pru­skim. Ini­cja­to­rami powsta­nia tej orga­ni­za­cji byli miesz­cza­nie, ale nie tylko oni zostali jej człon­kami. Do Związku Pru­skiego wstę­po­wali rów­nież przed­sta­wi­ciele miej­sco­wego rycer­stwa (szlachty). Zwią­zek już w momen­cie swo­jego powsta­nia doma­gał się współ­udziału w rzą­dze­niu pań­stwem poprzez powo­ła­nie do życia poli­tycz­nej repre­zen­ta­cji sta­no­wej – Rady Kra­jo­wej (Lan­de­srat) – która miała się skła­dać z dwóch izb, osobno dla rycer­stwa (szlachty) i miesz­czan.

Od początku też Zwią­zek Pru­ski widział w Koro­nie Pol­skiej, a mówiąc pre­cy­zyj­niej – w królu Pol­ski – sprzy­mie­rzeńca i patrona. Prze­cież krótko po Grun­wal­dzie pru­skie stany w ocze­ki­wa­niu na rychłe zdo­by­cie Mal­borka przez zwy­cię­skie woj­ska króla Wła­dy­sława Jagiełły zło­żyły hołd pol­skiemu władcy. Pokój toruń­ski z 1411 roku co prawda unie­waż­nił ten akt, ale pamięć o nim pozo­stała.

Słab­nący zakon pró­bo­wał wal­czyć z opo­zy­cją sta­nową. W 1449 roku Krzy­żacy uzy­skali dekret roz­wią­zu­jący Radę Kra­jową (Radę Pru­ską), która jed­nak kon­ty­nu­owała swoją dzia­łal­ność, tyle że nie­le­gal­nie. Ponadto nie usta­wał ucisk fiskalny ze strony pań­stwa zakon­nego. Szcze­gól­nie dotkliwe dla miesz­czan było tzw. cło fun­towe (Pfun­dzoll) nakła­dane w Gdań­sku.

W 1454 roku dele­ga­cja Związku Pru­skiego udała się do Kra­kowa, gdzie pono­wiła hołd z 1410 roku, odda­jąc się pod opiekę króla pol­skiego. W odpo­wie­dzi Kazi­mierz Jagiel­loń­czyk 6 marca 1454 roku wydał akt inkor­po­ru­jący zie­mie pru­skie (tj. cały obszar pań­stwa zakon­nego) do Korony Pol­skiej. Opieki i zwierzch­no­ści króla pol­skiego, co należy pod­kre­ślić, poszu­ki­wali miesz­cza­nie i szlachta, która w sen­sie pocho­dze­nia etnicz­nego była nie­miecka. Jed­nak naj­waż­niej­sza była ustro­jowa atrak­cyj­ność Korony Pol­skiej, w któ­rej prawa sta­nów (zwłasz­cza stanu szla­chec­kiego) były sys­te­ma­tycz­nie roz­sze­rzane. Nie­przy­pad­kowo doku­ment inkor­po­ra­cyjny prze­wi­dy­wał, że stany pru­skie w obrę­bie Korony Pol­skiej cie­szyć się będą tymi samymi przy­wi­le­jami jak pol­skie stany, zacho­wu­jąc jed­no­cze­śnie wszyst­kie swoje dotych­cza­sowe prawa. Pol­ski władca jed­no­cze­śnie obie­cy­wał, że wszyst­kie urzędy w inkor­po­ro­wa­nych do Korony zie­miach będą spra­wo­wane tylko przez kra­jow­ców. Nato­miast wszyst­kie naj­waż­niej­sze sprawy doty­czące tych ziem miały być roz­strzy­gane przez kra­jowe zgro­ma­dze­nie sta­nowe. Kazi­mierz Jagiel­loń­czyk zgo­dził się nawet na prawo ziem pru­skich do bicia wła­snej monety w Gdań­sku i Toru­niu13.

Wojna trzy­na­sto­let­nia (1454–1466) Korony Pol­skiej z Krzy­ża­kami nie zakoń­czyła się peł­nym zwy­cię­stwem Pol­ski. Nie udało się wcie­lić – zgod­nie z aktem inkor­po­ra­cyj­nym – cało­ści pań­stwa zakon­nego. Do Korony powra­cało jed­nak Pomo­rze Gdań­skie z jego naj­waż­niej­szym por­tem oraz zie­mie cheł­miń­ska i micha­łow­ska. Dodat­kowo zostało przy­łą­czone do Pol­ski biskup­stwo war­miń­skie oraz dotych­cza­sowa sto­lica pań­stwa krzy­żac­kiego – Mal­bork. To były Prusy Kró­lew­skie, które tery­to­rial­nie oraz ustro­jowo stały się czę­ścią monar­chii jagiel­loń­skiej. Pozo­stałe obszary pań­stwa krzy­żac­kiego pozo­stały pod wła­dzą wiel­kiego mistrza, który po utra­cie Mal­borka prze­niósł swoją sto­licę do Kró­lewca. Warto wspo­mnieć o jesz­cze jed­nej stra­cie tery­to­rial­nej ponie­sio­nej pośred­nio na sku­tek wojny z Pol­ską. Mowa o Nowej Mar­chii, którą w poszu­ki­wa­niu gotówki Krzy­żacy musieli odsprze­dać Bran­den­bur­gii w 1455 roku.

Drugi pokój toruń­ski z 1466 roku okre­ślił nowy prze­bieg gra­nicy mię­dzy Koroną a pań­stwem krzy­żac­kim. Prze­wi­dy­wał ponadto, że każdy wielki mistrz po swoim wybo­rze będzie zobo­wią­zany zło­żyć przy­sięgę wier­no­ści kró­lowi Pol­ski, co w prak­tyce ozna­czało nawią­za­nie sto­sunku len­nego z Koroną. Ponie­waż pokój koń­czący wojnę trzy­na­sto­let­nią nie był zatwier­dzony przez papieża ani przez cesa­rza, Krzy­żacy wyko­rzy­sty­wali ten fakt, usi­łu­jąc dopro­wa­dzić do jego rewi­zji. Zaczęli od sabo­to­wa­nia zacią­gnię­tego w 1466 roku zobo­wią­za­nia do skła­da­nia przy­sięgi wier­no­ści kolej­nym wład­com pol­skim.

Pod koniec XV wieku w cza­sie pano­wa­nia na tro­nie pol­skim króla Jana Olbrachta (1492–1501) poja­wiła się na dwo­rze pol­skim suge­stia prze­nie­sie­nia Krzy­ża­ków znad Pre­goły nad Dniestr, na Podole, gdzie mogliby się bar­dziej wyka­zać bie­gło­ścią w sztuce rycer­skiej i umi­ło­wa­niem Kościoła, chro­niąc połu­dniowo-wschod­nie Kresy przed Tur­kami i Tata­rami. Goto­wo­ści do takich poświę­ceń w zako­nie jed­nak nie było. Nikt tam nie chciał wystę­po­wać w roli ante­mu­rale chri­stia­ni­ta­tis (zwłasz­cza ante­mu­rale Polo­niae), co swoją drogą było prze­ja­wem poważ­niej­szego kry­zysu ducho­wej toż­sa­mo­ści, który już wtedy mocno infe­ko­wał zakon.

Gdy Turcy nie tylko mocno sta­nęli nad Dnie­strem (pod­po­rząd­ko­wu­jąc sobie Wołosz­czy­znę i Moł­da­wię), ale rów­nież regu­lar­nie pene­tro­wali pod koniec XV wieku połu­dniową Ita­lię, Krzy­żacy, odrzu­ca­jąc jaką­kol­wiek myśl o zaan­ga­żo­wa­niu się w obronę chri­stia­ni­tas z mie­czem w ręku (co było prze­cież rdze­niem etosu zako­nów rycer­skich od początku ich ist­nie­nia), osta­tecz­nie przy­pie­czę­to­wali swój los. Nie powtó­rzyli histo­rii joan­ni­tów, któ­rzy boha­ter­sko bro­niąc Rodos, a potem Malty przed muzuł­ma­nami, ura­to­wali swoje ist­nie­nie. Ura­to­wali je, bo zacho­wali pier­wotne powo­ła­nie jako „ryce­rzy w habi­tach”.

Krzy­żacy skon­cen­tro­wali zaś pod koniec XV wieku swoje wysiłki na utrzy­ma­niu swo­jej wła­dzy nad Pre­gołą, a w dal­szej per­spek­ty­wie ode­bra­niu Pol­sce utra­co­nych w 1466 roku ziem. Stąd pomysł, by wybrać na urząd wiel­kiego mistrza przed­sta­wi­ciela nie­miec­kiego rodu ksią­żę­cego, co pozwo­li­łoby szu­kać popar­cia prze­ciw Pol­sce w Rze­szy. Takie było tło wyboru w 1498 roku saskiego księ­cia Fry­de­ryka z rodu Wet­ty­nów. Aż do swo­jej śmierci w 1510 roku odma­wiał on zło­że­nia przy­sięgi wier­no­ści kró­lom Pol­ski. Sprzy­jały temu czę­ste zmiany na tro­nie pol­skim (mię­dzy 1501 a 1506 rokiem zasia­dało na nim aż trzech wład­ców) oraz wojna Litwy z Moskwą.

XVI wiek – Hohen­zol­ler­no­wie idą w ślady Lutra

XVI wiek – Hohen­zol­ler­no­wie idą w ślady Lutra

Na początku XVI wieku – w 1511 oraz w 1517 roku – doszło do dwóch wyda­rzeń, które w istotny spo­sób przy­czy­niły się do powsta­nia pań­stwa bran­den­bur­sko-pru­skiego. Pierw­sza data nawią­zuje do wyboru na urząd wiel­kiego mistrza zakonu krzy­żac­kiego księ­cia Albrechta Hohen­zol­lerna z fran­koń­skiej linii tej dyna­stii (6 lipca 1511 roku). Druga ozna­cza począ­tek refor­ma­cji pro­te­stanc­kiej, zapo­cząt­ko­wa­nej ogło­sze­niem przez księ­dza Mar­cina Lutra z Wit­ten­bergi swo­ich 95 tez (choć żadna z nich w 1517 roku nie gło­siła otwar­cie koniecz­no­ści zerwa­nia z Kościo­łem rzym­skim i nie nazy­wała papieża „Anty­chry­stem”).

Roz­dział III. Prze­łom Refor­ma­cyjny nad Sprewą i Pre­gołą. Znika Pań­stwo Krzy­żac­kie, powstaje Księ­stwo Pru­skie

Roz­dział III

Prze­łom Refor­ma­cyjny nad Sprewą i Pre­gołą. Znika Pań­stwo Krzy­żac­kie, powstaje Księ­stwo Pru­skie

Czy można trak­to­wać wybór Albrechta Hohen­zol­lerna na wiel­kiego mistrza krzy­żac­kiego jako „otwar­cie drogi do kró­lew­sko-cesar­skiej zawrot­nej kariery swego domu”?14 Jeśli uznać, że począt­kiem drogi do stwo­rze­nia jed­no­li­tego pań­stwa pru­skiego, któ­rego rdzeń sta­no­wiły elek­to­rat bran­den­bur­ski i Księ­stwo Pru­skie, było sku­pie­nie tych dwóch orga­ni­zmów pań­stwo­wych w ręku jed­nej dyna­stii, to taką opi­nię trudno uznać za prze­sa­dzoną. Po raz pierw­szy wła­śnie w 1511 roku przed­sta­wi­ciele jed­nej dyna­stii rzą­dzili zarówno w Ber­li­nie, jak i w Kró­lewcu. Jak wia­domo urząd wiel­kiego mistrza krzy­żac­kiego był obie­ralny, nie dzie­dziczny. Sytu­acja ta mogła więc wyda­wać się tym­cza­sowa. Wszystko jed­nak zmieni seku­la­ry­za­cja zakonu krzy­żac­kiego w Pru­sach na sku­tek przy­ję­cia przez wiel­kiego mistrza Albrechta i całą elitę zakonną nad Pre­gołą refor­ma­cji pro­te­stanc­kiej. To otwo­rzyło przed Albrech­tem per­spek­tywę usta­no­wie­nia tam swo­jej wła­dzy dzie­dzicz­nej na podo­bień­stwo tej, którą spra­wo­wali w Bran­den­bur­gii jego kuzyni z linii elek­tor­skiej.

Wybór Albrechta Hohen­zol­lerna na urząd wiel­kiego mistrza zakonu krzy­żac­kiego był kon­ty­nu­acją linii poli­tycz­nej zapo­cząt­ko­wa­nej wybo­rem w 1498 roku na ten sam urząd księ­cia saskiego Fry­de­ryka. W oso­bie Albrechta wła­dzę w Kró­lewcu obej­mo­wał repre­zen­tant rodu, któ­rego pozy­cja w Rze­szy na początku XVI wieku sys­te­ma­tycz­nie rosła. Dość powie­dzieć, że w 1514 roku w gro­nie sied­miu elek­to­rów wybie­ra­ją­cych cesa­rza rzym­skiego aż dwa miej­sca przy­pa­dały Hohen­zol­ler­nom. Jedno z tytułu posia­da­nia elek­to­ratu bran­den­bur­skiego (złą­czo­nego z urzę­dem arcy­ko­mor­nika Rze­szy), dru­gie zaś było zwią­zane z nomi­na­cją Albrechta Hohen­zol­lerna (brata elek­tora Joachima I, nie mylić z wiel­kim mistrzem krzy­żac­kim) na god­ność arcy­bi­skupa Mogun­cji. Każ­do­ra­zowo ta kościelna god­ność zwią­zana była z przy­wi­le­jem zasia­da­nia w elek­tor­skim kole­gium oraz spra­wo­wa­niem urzędu arcy­kanc­le­rza Rze­szy. W 1518 roku arcy­bi­skup Albrecht Hohen­zol­lern otrzy­mał kape­lusz kar­dy­nal­ski. Jak widać, wpływy Hohen­zol­lernów się­gały daleko poza obręb Rze­szy.

Pod­czas cesar­skiej elek­cji, która w 1519 roku wynio­sła króla Hisz­pa­nii Karola I Habs­burga do god­no­ści króla nie­miec­kiego i cesa­rza rzym­skiego Karola V, jako ostatni dwaj elek­to­rzy swoje głosy odda­wali Hohen­zol­ler­no­wie. Oby­dwaj opo­wie­dzieli się za kan­dy­da­turą Habs­burga, co osta­tecz­nie pogrze­bało szansę jego kon­ku­renta do korony cesar­skiej, króla Fran­cji Fran­ciszka I Wale­zju­sza.

Hohen­zol­ler­no­wie sys­te­ma­tycz­nie roz­sze­rzali swój stan posia­da­nia i wzo­rem ubie­głych dekad ucie­kali się przy tym przede wszyst­kim do „sakiewki”. W 1523 roku mar­gra­bia Ans­ba­chu Jerzy I Pobożny (fran­koń­ska linia Hohen­zol­ler­nów) nabył Księ­stwo Kar­niow­skie na Ślą­sku. Od tego czasu datują się związki rodu z tą zie­mią. Z punktu widze­nia dłu­go­fa­lo­wych kon­se­kwen­cji dla histo­rii monar­chii Hohen­zol­ler­nów było to wyda­rze­nie trudne do prze­ce­nie­nia.

Wybie­ga­jąc nieco do przodu, należy rów­nież zauwa­żyć akty­wi­za­cję poli­tyki bran­den­bur­skiej na kie­runku pomor­skim. Od układu w Pyrzy­cach z 1493 roku z pomor­skimi Gry­fi­tami Hohen­zol­ler­no­wie snuli plany prze­ję­cia wła­dzy nad Księ­stwem Pomor­skim, które w cha­rak­te­rze lenna pod­le­gało cesa­rzowi. W 1521 roku sta­tus ten został for­mal­nie potwier­dzony nada­niem mu sta­tusu osob­nego księ­stwa Rze­szy. W 1529 roku bran­den­bur­scy Hohen­zol­ler­no­wie na mocy trak­tatu zawar­tego z księ­ciem pomor­skim Jerzym I uzy­skali potwier­dze­nie (obo­wią­zu­ją­cego już od 1493 roku) swo­jego prawa do dzie­dzi­cze­nia po Gry­fi­tach, a elek­tor Joachim I prawo tytu­ło­wa­nia się księ­ciem pomor­skim. Odno­wie­nie przy­mie­rza pyrzyc­kiego przy­pie­czę­to­wano zawar­ciem w 1530 roku związku dyna­stycz­nego przez ślub księ­cia Jerzego I z córką elek­tora bran­den­bur­skiego, Mał­go­rzatą.

Poli­tyka bran­den­bur­skich Hohen­zol­ler­nów szła jed­nak dwoma torami. Na jed­nym były poro­zu­mie­nie i dyna­styczne koli­ga­cje, na dru­gim ude­rza­nie w Księ­stwo Pomor­skie poprzez utrud­nia­nie mu kon­taktu z jego bez­po­śred­nim zaple­czem gospo­dar­czym w dorze­czu Odry. Elek­to­ro­wie od lat trzy­dzie­stych XVI wieku nakła­da­jąc restryk­cyjne cła, utrud­niali han­del na żeglu­go­wej tra­sie war­ciań­sko-odrzań­skiej. Z kolei frank­furc­kie prawo składu mocno nad­we­rę­żyło kon­takty han­dlowe Pomo­rzan ze swoim zaple­czem drogą lądową.

Człon­ko­wie obra­du­ją­cej w Kró­lewcu kapi­tuły gene­ral­nej zakonu krzy­żac­kiego wybie­ra­jąc w 1511 roku Albrechta Hohen­zol­lerna na urząd wiel­kiego mistrza, z pew­no­ścią jako jego główny atut trak­to­wali silne „umo­co­wa­nie” rodu księ­cia w Rze­szy. Być może nie bez zna­cze­nia było rów­nież to, że nowy wielki mistrz był sio­strzeń­cem panu­ją­cego w Pol­sce króla Zyg­munta I. Można domnie­my­wać, że liczono w Kró­lewcu, iż w tej sytu­acji pol­ski władca nie będzie twardo egze­kwo­wał zapisu pokoju z 1466 roku o przy­się­dze wiel­kiego mistrza na wier­ność kró­lowi Pol­ski.

Jeśli były takie kal­ku­la­cje, oka­zały się one cał­ko­wi­cie błędne. Jagiel­lon wspie­rany przez kolejne sejmy nie zamie­rzał ani na jotę ustę­po­wać z usta­leń koń­czą­cych wojnę trzy­na­sto­let­nią. Na domiar złego dla coraz bar­dziej zeświec­cza­ją­cego się zakonu ponow­nie poja­wiły się na dwo­rze kra­kow­skim pomy­sły prze­nie­sie­nia Krzy­ża­ków znad Bał­tyku na Podole, by tam na nowo odkryli swoje powo­ła­nie jako zakonu rycer­skiego.

Wielki mistrz Albrecht Hohen­zol­lern, wzo­rem swo­ich poprzed­ni­ków, ani myślał podej­mo­wać się ryzy­kow­nej misji straż­nika „przed­mu­rza chrze­ści­jań­stwa”. Swoją szansę dostrzegł nato­miast w dołą­cze­niu do sze­ro­kiej anty­pol­skiej koali­cji mon­to­wa­nej przez cesa­rza Mak­sy­mi­liana I Habs­burga, do któ­rej mieli wejść obok elek­to­rów bran­den­bur­skich rów­nież ksią­żęta sascy, pań­stwo Zakonu Kawa­le­rów Mie­czo­wych w Inf­lan­tach, Dania oraz Wiel­kie Księ­stwo Moskiew­skie15.

Zwrot w poli­tyce jagiel­loń­skiej, który na mocy trak­tatu kra­kow­skiego z 1515 roku zakoń­czył ostrą fazę dyna­stycz­nej rywa­li­za­cji o pierw­szeń­stwo w Euro­pie Środ­ko­wej (osta­tecz­nie roz­strzy­gnięta na korzyść Habs­bur­gów na sku­tek klę­ski Węgier w bitwie z Tur­kami pod Moha­czem w 1526 roku), zapo­biegł zawią­za­niu tego układu. W tej sytu­acji wielki mistrz Albrecht zde­cy­do­wał się na kon­ty­nu­owa­nie anty­pol­skiego pro­jektu dyplo­ma­tycz­nego w węż­szej for­mule, opar­tej na poro­zu­mie­niu krzy­żacko-moskiew­skim prze­ciw monar­chii jagiel­loń­skiej. Było to poro­zu­mie­nie iście „eku­me­niczne”, zwa­żyw­szy, że władcy Moskwy wobec trwa­nia tzw. schzmy wschod­niej trak­to­wani byli przez Kościół kato­licki (a Krzy­żacy, cią­gle poszu­ku­jąc pro­tek­cji papieża prze­ciw Pol­sce, przed­sta­wiali się jako „wierni syno­wie Kościoła”) jako schi­zma­tycy, z któ­rymi obco­wa­nie było dla pra­wo­wier­nego kato­lika grze­chem śmier­tel­nym. Rów­nież dla wład­ców Moskwy, pie­lę­gnu­ją­cych już mit „trze­ciego Rzymu”, który nie upad­nie w wie­rze tak jak „Rzym pierw­szy” – papie­ski, kon­takty z kato­lickim zako­nem rycer­skim miały cha­rak­ter pew­nej trans­gre­sji.

W latach 1517–1519 naj­bliż­szy doradca Albrechta Die­trich von Schönberg odbył trzy poufne podróże do Moskwy. Już pierw­sza z nich zakoń­czyła się zawar­ciem 10 marca 1517 roku soju­szu prze­ciwko Pol­sce. Wielki książę Moskwy Wasyl III zobo­wią­zy­wał się wysłać Albrech­towi posiłki woj­skowe w postaci 10 tysięcy pie­choty oraz 2 tysięcy jazdy oraz wspól­nie z nim wystą­pić zbroj­nie prze­ciw monar­chii jagiel­loń­skiej. Z per­spek­tywy Kró­lewca rzecz była warta nawet takich „pro­to­ko­lar­nych ustępstw” jak pada­nie na twarz posel­stwa krzy­żac­kiego przed Wasy­lem i zgoda na wita­nie wiel­kiego mistrza przez posła moskiew­skiego led­wie ski­nie­niem głowy16.

W 1519 roku wielki mistrz Albrecht Hohen­zol­lern roz­po­czął wojnę prze­ciw Koro­nie Pol­skiej. Pomoc moskiew­ska oka­zała się ilu­zo­ryczna. Na doda­tek bran­den­bur­scy kuzyni wiel­kiego mistrza nie zamie­rzali porzu­cać swo­jej dotych­cza­so­wej poli­tyki opar­tej na nie­za­draż­nia­niu rela­cji z Pol­ską. Elek­tor bran­den­bur­ski Joachim I zacho­wał neu­tral­ność w kon­flik­cie pol­sko-krzy­żac­kim, oba­wia­jąc się, że w prze­ciwnym razie narazi się na atak wojsk pol­skich na Mar­chię.

W tej sytu­acji Krzy­żacy zgo­dzili się na zawar­cie w 1521 roku rozejmu z Pol­ską, a wielki mistrz udał się do Rze­szy, szu­ka­jąc tam wspar­cia prze­ciw swo­jemu kró­lew­skiemu wujowi. O nastroju Albrechta, z jakim opusz­czał pań­stwo zakonne, świad­czyły słowa napi­sane do biskupa sam­bij­skiego Geo­rga Polentza: „Nie wrócę [do Prus – G.K.], aby się zagło­dzić. Jako uro­dzony książę bran­den­bur­ski mogę się utrzy­mać ze swej ojco­wi­zny. Niech inni sie­dzą w Pru­sach na polewce”17.

Albrecht przy­by­wał do Rze­szy w okre­sie szcze­gól­nym. W ciągu dzie­się­ciu lat od jego wyboru na wiel­kiego mistrza doszło do epo­ko­wej zmiany. Roz­po­częty w 1517 roku przez księ­dza Mar­cina Lutra ruch reformy Kościoła w 1521 roku przy­brał formę rewo­lu­cyj­nego zerwa­nia z Rzy­mem i papie­żem jako „Anty­chry­stem”. Rok wcze­śniej nie­miecki ksiądz został eks­ko­mu­ni­ko­wany przez papieża Leona X. Mar­cin Luter zre­wan­żo­wał się publicz­nym spa­le­niem eks­ko­mu­ni­ku­ją­cej go bulli pod murami Wit­ten­bergi. Do tego gestu nawią­zy­wać będą w kolej­nych wie­kach następni orga­ni­za­to­rzy wiel­kich paleń „nie­pra­wo­myśl­nych” dru­ków w Niem­czech (np. pod­czas obcho­dów trzech­set­le­cia refor­ma­cji w Wart­burgu w 1817 roku).

Gdy do Rze­szy przy­był ostatni wielki mistrz Zakonu Nie­miec­kiego w Pru­sach, nauka Lutra była już ukształ­to­wana w swo­ich naj­waż­niej­szych ele­men­tach, czyli w prze­ko­na­niu, że na dro­dze do osią­gnię­cia zba­wie­nia nie jest potrzebny wier­nym auto­ry­tet Kościoła, wyzna­czy sama wiara (sola fide), ukształ­to­wana przede wszyst­kim przez „praw­dziwą Ewan­ge­lię” (sola scrip­tura). Z kato­lic­kiej nauki o sied­miu sakra­men­tach pozo­stał jedy­nie sakra­ment chrztu.

Zakwe­stio­no­wa­nie auto­ry­tetu Kościoła przez Lutra i jego zwo­len­ni­ków miało dale­ko­siężne skutki poli­tyczne, spo­łeczne i kul­tu­rowe. Ukształ­to­wany w ciągu setek lat ład chri­stia­ni­tas opie­rał się bowiem na współ­dzia­ła­niu wła­dzy świec­kiej i wła­dzy duchow­nej. Jak poka­zy­wały dłu­gie kon­flikty papie­stwa z cesar­stwem, har­mo­nia mię­dzy tymi ośrod­kami była kru­cha, ale jed­nak opie­rała się na ist­nie­niu dwóch auto­no­micz­nych wobec sie­bie władz. Pro­te­stancka refor­ma­cja rady­kal­nie zakwe­stio­no­wała ten stan rze­czy.

Czyn­ni­kiem, który prze­są­dził o tym, że ruch Mar­cina Lutra (i on sam) nie podzie­lił losu wcze­śniej­szych, hete­ro­dok­syj­nych prób „odnowy” Kościoła, było opo­wie­dze­nie się za refor­ma­cją wła­dzy świec­kiej ‒ nie­któ­rych ksią­żąt Rze­szy widzą­cych w tym szansę na posze­rze­nie pod­staw rzą­dów we wła­snych pań­stwach, jak i na zewnątrz poprzez moż­li­wość wyeman­cy­po­wa­nia się spod zwierzch­no­ści cesar­skiej. Mar­cin Luter odwdzię­czał się za wspar­cie swo­jego ruchu, naucza­jąc, że ksią­żęta Rze­szy, któ­rzy sta­nęli po stro­nie „praw­dzi­wej Ewan­ge­lii”, są „bisku­pami z koniecz­no­ści” (Notbischöfe). W tym cha­rak­te­rze nie tylko mogli, ale wręcz powinni inge­ro­wać w sprawy dotych­czas zastrze­żone dla wła­dzy duchow­nej. W tym ostat­nim przy­padku nie cho­dziło tylko o zarzą­dza­nie struk­turą i mająt­kiem Kościoła, ale rów­nież kwe­stie doty­czące na przy­kład prawa mał­żeń­skiego, co miało ści­sły zwią­zek z odrzu­ce­niem przez Lutra sakra­men­tal­nego cha­rak­teru mał­żeń­stwa („Nic, co doty­czy spraw mał­żeń­skich, nie należy do Ewan­ge­lii” – mawiał)18.

Przy­kład Rze­szy (w tym Bran­den­bur­gii, o któ­rej będzie jesz­cze mowa) potwier­dzał regułę spo­ty­kaną także w innych pań­stwach, gdzie zwy­cię­żała refor­ma­cja (Anglia i monar­chie skan­dy­naw­skie), zgod­nie z którą jej suk­ces był uwa­run­ko­wany „odgór­nie”. Decy­du­ją­cym impul­sem oka­zy­wało się opo­wie­dze­nie po stro­nie „nowej wiary” wła­dzy pań­stwo­wej oraz akces do niej (lub bier­ność) spo­rej czę­ści ducho­wień­stwa kato­lic­kiego. Jak świad­czyły przy­kłady wiel­kich powstań chłop­skich w Szwe­cji i Anglii w obro­nie „sta­rej wiary”, lud Boży za nowin­kami reli­gij­nymi nie spe­cjal­nie tęsk­nił.

Kla­sycz­nym wręcz przy­kła­dem takiego „odgór­nego” modelu narzu­ca­nia pro­te­stan­ty­zmu był los pań­stwa Zakonu Nie­miec­kiego w Pru­sach. Do spo­tka­nia wiel­kiego mistrza Albrechta z Mar­ci­nem Lutrem doszło w listo­pa­dzie 1523 roku w Wit­ten­ber­dze. W marcu tego samego roku nie­miecki refor­ma­tor zwró­cił się w liście otwar­tym do człon­ków zakonu w Pru­sach, by porzu­cili „papi­stow­skie prze­sądy” w postaci celi­batu i innych ślu­bów zakon­nych oraz by przy­jęli „praw­dziwą Ewan­ge­lię” na nowo odkrytą przez dok­tora z Wit­ten­bergi. Eks-ksiądz radził to samo wiel­kiemu mistrzowi.

W obu przy­pad­kach wezwa­nie padło na podatny grunt. Pro­ces zeświec­cze­nia zakonu krzy­żac­kiego dato­wał się od prze­łomu XV i XVI wieku. Prze­ło­mowe pod tym wzglę­dem oka­zało się urzę­do­wa­nie jako wiel­kiego mistrza księ­cia Fry­de­ryka Saskiego (1498–1510), który uczy­nił ze swo­jej sie­dziby w Kró­lewcu dwór świec­kiego władcy, otwarty na wpływy wło­skiego huma­ni­zmu rene­san­so­wego. Nie byłoby w tym nic zdroż­nego, gdyby nie fakt, że cho­dziło o insty­tu­cję zakonną. Jak wiemy, ryce­rze w bia­łych habi­tach z czar­nym krzy­żem zde­cy­do­wa­nie odrzu­cali myśl o prze­nie­sie­niu się na pierw­szą linię frontu walki z kolejną falą muzuł­mań­skiej ofen­sywy na chrze­ści­jań­ską Europę. Duch obroń­ców Akki z 1291 roku dawno umarł nad Bał­ty­kiem.

Na początku XVI wieku w Zako­nie Nie­miec­kim w Pru­sach pano­wał zgoła odmienny duch. Cytu­jąc autora nie­dawno opu­bli­ko­wa­nej bio­gra­fii Albrechta Hohen­zol­lerna, zakon krzy­żacki w momen­cie obej­mo­wa­nia przez niego wła­dzy w 1511 roku „znaj­do­wał się w sta­nie roz­kładu. Zaczęły zani­kać powaga i god­ność stanu duchow­nego. Zda­rzały się wypadki, że Krzy­żacy popeł­niali pospo­lite prze­stęp­stwa, takie jak mor­der­stwa, gra­bieże, kra­dzieże i oszu­stwa”. Wśród naj­wyż­szych dostoj­ni­ków zakon­nych sze­rzyły się cho­roby wene­ryczne (zapadł na nią sam Albrecht), które raczej nie były rezul­ta­tem gor­li­wego prak­ty­ko­wa­nia cnót i rad ewan­ge­licz­nych19.

Grunt, w sen­sie ducho­wym, pod przy­ję­cie „praw­dzi­wej Ewan­ge­lii” przez wiel­kiego mistrza i elitę wła­dzy Zakonu Nie­miec­kiego w Pru­sach był gotowy jesz­cze przed 1517 rokiem. Pod tym wzglę­dem los Krzy­ża­ków w Pru­sach w niczym nie odbie­gał od losu tych licz­nych kon­wen­tów zakon­nych w pań­stwach nie­miec­kich, które gre­mial­nie – nie­mal z dnia na dzień – przyj­mo­wały naukę Mar­cina Lutra i porzu­cały Kościół rzym­ski, choć wcze­śniej przy­rze­kały mu wier­ność.

Rów­nie wymowny i zna­czący był fakt, że ocho­czo akces do „nowej wiary” zło­żyli rów­nież dwaj biskupi pru­scy (ina­czej: cały pru­ski epi­sko­pat): wspo­mniany biskup sam­bij­ski Georg Polentz oraz biskup pome­zań­ski Erhard Queis. Nie tylko dobro­wol­nie porzu­cili swoje god­no­ści bisku­pie, ale ocho­czo wspie­rali Albrechta w zapro­wa­dze­niu nad Pre­gołą nowej wiary, odda­jąc mu do dys­po­zy­cji majątki kościelne oraz uzna­jąc jego zwierzch­nic­two we wszyst­kich spra­wach doty­czą­cych orga­ni­za­cji kościel­nej w Pru­sach. Oka­zało się, że w poło­wie lat dwu­dzie­stych XVI wieku dwa filary sta­rego porządku w pań­stwie zakon­nym – elita zakonna oraz miej­scowy epi­sko­pat – prze­szły w kom­ple­cie do obozu refor­ma­cyj­nego.

Pozo­sta­wał jesz­cze jeden, decy­du­jący dla przy­szło­ści pro­te­stan­ty­zmu na zie­miach pru­skich, czyn­nik – sta­no­wi­sko Korony Pol­skiej. Po zawar­ciu rozejmu z Krzy­ża­kami w 1521 roku czas biegł na korzyść Pol­ski. Sam Albrecht, jak widzie­li­śmy, miał świa­do­mość nie­mal bez­na­dziej­no­ści swo­jego poło­że­nia. Rów­nież wśród wład­ców euro­pej­skich pano­wało dość powszechne prze­ko­na­nie, że tylko kwe­stią czasu jest prze­ję­cie przez Pol­skę cało­ści ziem pań­stwa zakon­nego.

Sto­jąca u szczytu swo­jej potęgi monar­chia jagiel­loń­ska zde­cy­do­wała się na inne roz­wią­za­nie. Król Zyg­munt I Stary przy­jął usługi media­cyjne, które w imie­niu Albrechta pod­jęli książę legnicki Fry­de­ryk (ze ślą­skich Pia­stów) oraz brat wiel­kiego mistrza, mar­gra­bia Ans­ba­chu, Jerzy. Wyni­kiem nego­cja­cji pod­ję­tych w marcu 1525 roku było pod­pi­sa­nie 8 kwiet­nia w Kra­ko­wie trak­tatu, który uzna­wał seku­la­ry­za­cję Prus Krzy­żac­kich i prze­ka­zy­wał powstałe w ten spo­sób Księ­stwo Pru­skie – pierw­sze pań­stwo lute­rań­skie – we wła­da­nie Albrech­towi jako „księ­ciu w Pru­sach” (dux in Prus­sia).

Jako władca Księ­stwa Pru­skiego (Prus Ksią­żę­cych) był on len­ni­kiem króla Pol­ski, któ­remu zgod­nie z trak­ta­tem kra­kow­skim przy­słu­gi­wał tytuł „pana i dzie­dzica wszyst­kich Prus” (domi­nus et haeres totius Prus­siae). Okre­śle­nie „wszyst­kie Prusy” nawią­zy­wało do nazew­nic­twa odno­szą­cego się do cało­ści ziem pań­stwa krzy­żac­kiego, które po 1466 roku zostały czę­ściowo wcie­lone do Korony jako tzw. Prusy Kró­lew­skie. Od 1525 roku for­mal­nie zaczęła się rów­nież histo­ria Prus Ksią­żę­cych (czyli Księ­stwa Pru­skiego odda­nego we wła­da­nie księ­ciu Albrech­towi).

Na mocy trak­tatu kra­kow­skiego wła­dza Albrechta jako „księ­cia w Pru­sach” sta­wała się dzie­dziczna. W razie braku męskiego potomka tron ksią­żęcy mieli dzie­dzi­czyć jego trzej bra­cia z linii fran­koń­skiej dyna­stii Hohen­zol­ler­nów, mar­gra­bio­wie Kazi­mierz, Jerzy i Jan, oraz ich syno­wie.

Sym­bo­licz­nym dopeł­nie­niem układu pol­sko-pru­skiego, ale i wyko­na­niem trak­ta­to­wego posta­no­wie­nia, iż „winien pan mar­gra­bia Albrecht zło­żyć przy­sięgę Jego Kró­lew­skiej Mości i Kró­le­stwu Pol­skiemu, jako swemu przy­ro­dzo­nemu i dzie­dzicz­nemu Panu, oraz oka­zy­wać się na przy­szłość posłusz­nym Jego Kró­lew­skiej Mości we wszyst­kim, jak z prawa należy księ­ciu wasal­nemu wzglę­dem swego dzie­dzicz­nego pana”, była cere­mo­nia uro­czy­stego hołdu księ­cia Albrechta przed kró­lem Pol­ski Zyg­mun­tem I na rynku w Kra­ko­wie 10 kwiet­nia 1525 roku. Po zło­że­niu na klęcz­kach przy­sięgi wier­no­ści kró­lowi i jego potom­kom na tro­nie pol­skim Albrecht, na znak zależ­no­ści len­nej, otrzy­mał od pol­skiego władcy cho­rą­giew z her­bem nowego Księ­stwa Pru­skiego. Na bia­łym polu wid­niał czarny orzeł, który jako sym­bol pod­le­gło­ści len­nej koronę miał na szyi, a nie na gło­wie, a pod nią ini­cjał „S” na ozna­cze­nie łaciń­skiego brzmie­nia imie­nia pol­skiego króla (aż do 1640 roku litera ta będzie odno­sić się do innych imion – Ste­pha­nus [Ste­fana Bato­rego] i Sigi­smun­dus [Zyg­munta III Wazy], pojawi się rów­nież litera V w odnie­sie­niu do imie­nia Vla­di­slaus [króla Wła­dy­sława IV]).

Zafra­so­wany Stań­czyk ze słyn­nego obrazu Jana Matejki Hołd pru­ski był sym­bo­lem złych prze­czuć, które towa­rzy­szyły zawar­ciu układu Zyg­munta Sta­rego z Albrech­tem. Czas (okres zabo­rów), w któ­rym powstało to płótno, dodat­kowo sprzy­jał przy­po­mi­na­niu o nie­ostroż­no­ści popeł­nio­nej przez Jagiel­lona. Głosy prze­strogi odzy­wały się już w momen­cie zawie­ra­nia trak­tatu kra­kow­skiego. Wybitny huma­ni­sta i biskup war­miń­ski Jan Dan­ty­szek pisał na początku 1525 roku do króla Zyg­munta: „Nie powinno się pomi­nąć żad­nej spo­sob­no­ści, ażeby wejść w posia­da­nie tego kraju [Prus krzy­żac­kich – G.K.], skąd tyle nie­szczęść od daw­nych cza­sów spa­dało na Pol­skę, gdyż oka­zy­wa­nie łaska­wo­ści i miło­sier­dzia, zwłasz­cza wro­gom, czę­sto przy­no­siło nie­po­we­to­wane szkody”20. Trzeba przy­znać, słowa godne wiel­kiego męża stanu.

Inni obser­wa­to­rzy wska­zy­wali na fatalną rolę, jaką ode­grali w całej spra­wie naj­bliżsi doradcy Zyg­munta I ‒ kanc­lerz Krzysz­tof Szy­dło­wiecki i biskup Piotr Tomicki. Żad­nych wąt­pli­wo­ści w tej spra­wie nie miał prze­by­wa­jący w Pol­sce legat papie­ski Anto­nio Puglioni, który przy­zna­wał, że „król jest dobrym czło­wie­kiem, lecz w wielu spra­wach pozwala kie­ro­wać sobą, a część rady kró­lew­skiej, w któ­rej rękach spo­czy­wają podobne sprawy, jest dość prze­kupna”. Kanc­lerz cesa­rza Karola V Mer­cu­rino Gat­ti­nara stwier­dził, że godząc się na seku­la­ry­za­cję pań­stwa krzy­żac­kiego i sta­tus Albrechta jako lute­rań­skiego władcy świec­kiego, król Pol­ski „utra­cił wszelką powagę i dobre mnie­ma­nie u wszyst­kich”21.

Na mar­gi­ne­sie można dodać, że jesz­cze w XX wieku pry­mas Pol­ski kar­dy­nał Ste­fan Wyszyń­ski kry­tycz­nie wypo­wia­dał się o posta­wie króla Pol­ski w 1525 roku, okre­śla­jąc je „mimo­wol­nym patro­no­wa­niem zdra­dzie Kościoła przez Krzy­ża­ków”, co „kosz­to­wało Pol­skę bar­dzo wiele”. Cała zaś póź­niej­sza histo­ria rela­cji pol­sko-pru­skich (nie­miec­kich) była „dla nas ostrze­że­niem, iż za cenę nie­wier­no­ści Bogu nie można ubez­pie­czać ani Narodu, ani pań­stwa” (Gnie­zno, 27 kwiet­nia 1975 roku) 22.

Kry­tyczne opi­nie papie­skich i cesar­skich dyplo­ma­tów o trak­ta­cie kra­kow­skim nie­spe­cjal­nie dzi­wią. Przy­ję­cie przez Albrechta lute­ra­ni­zmu i seku­la­ry­za­cja pań­stwa krzy­żac­kiego w Pru­sach ozna­czały, że zarówno papież, jak i cesarz prze­stali być pro­tek­to­rami Zakonu Nie­miec­kiego nad Bał­ty­kiem, bo zakon prze­stał tam ist­nieć. Jego ostatni wielki mistrz rezy­du­jący w Kró­lewcu stał się zaś here­ty­kiem i jako taki ścią­gnął na sie­bie eks­ko­mu­nikę (od papieża) i karę bani­cji z Rze­szy (w 1532 roku). Nowy książę pru­ski – w oczach swo­ich dotych­cza­so­wych pro­tek­to­rów here­tyk i banita – od 1525 roku miał nowego i jedy­nego pro­rek­tora w oso­bie króla Pol­ski i jego następ­ców. Od wschodu, zachodu i połu­dnia oto­czony był przez jagiel­loń­ską monar­chię, która prze­ży­wała wła­śnie swój „złoty wiek”. Należy zgo­dzić się z opi­nią Wła­dy­sława Konop­czyń­skiego, który komen­tu­jąc zna­cze­nie trak­tatu kra­kow­skiego z 1525 roku, stwier­dził: „Od dal­szej zręcz­nej poli­tyki oraz od siły cywi­li­za­cyj­nej obu stron zale­żało, czy Prusy przy­lgną na stałe do Pol­ski, czy też, połą­czone z Bran­den­bur­gią, odci­nać ją będą od Bał­tyku”23.

Zyg­mun­towi I Sta­remu nie można zarzu­cić krót­ko­wzrocz­no­ści – kate­go­rycz­nie odrzu­cił suge­stie ks. Albrechta, by roz­sze­rzyć listę przy­szłych dzie­dzi­ców Księ­stwa Pru­skiego o bran­den­bur­skich Hohen­zol­ler­nów. Król Pol­ski prze­wi­dy­wał zagro­że­nie, jakie dla Korony mogło wynik­nąć w sku­pie­niu w jed­nym ręku wła­dzy w Ber­li­nie i Kró­lewcu. Bran­den­bur­skim Hohen­zol­ler­nom nie pomo­gło nawet dyna­styczne sko­li­ga­ce­nie z pol­skim domem panu­ją­cym. Histo­rię zmar­no­wa­nych oka­zji i krót­ko­wzrocz­nych decy­zji roz­po­czyna dopiero pano­wa­nie ostat­niego Jagiel­lona, króla Zyg­munta Augu­sta.

Na dro­dze do osią­gnię­cia przez Hohen­zol­ler­nów stra­te­gicz­nego celu, tj. jed­no­cze­snego pano­wa­nia w Bran­den­bur­gii i Księ­stwie Pru­skim, trzeba było nie tylko poko­nać nie­przy­chyl­ność dworu pol­skiego. Czyn­ni­kiem, który w pierw­szych latach po trak­ta­cie kra­kow­skim wyraź­nie ogra­ni­czał moż­li­wo­ści reali­za­cji tego planu, była odmien­ność wyzna­niowa Bran­den­bur­gii oraz zse­ku­la­ry­zo­wa­nych Prus Ksią­żę­cych. Przez pierw­sze dzie­sięć lat po kra­kow­skim hoł­dzie księ­cia Albrechta mię­dzy Bran­den­bur­gią a Księ­stwem Pru­skim utrzy­my­wały się napięte rela­cje wywo­łane tym, że panu­jący w Ber­li­nie elek­tor Joachim I aż do swo­jej śmierci (11 lipca 1535 roku) pozo­stał przy Kościele rzym­skim.

Elek­tor bran­den­bur­ski do końca swo­jego pano­wa­nia był rów­nież zde­cy­do­wany bro­nić wiary kato­lic­kiej w Rze­szy z mie­czem w ręku. W 1521 roku na sej­mie Rze­szy w Wor­ma­cji (tam miały paść owiane legendą słowa Mar­cina Lutra: „Tutaj stoję, ina­czej nie mogę”) Joachim I opo­wie­dział się prze­ciw twórcy refor­ma­cji. Trzy lata póź­niej wydał zakaz roz­po­wszech­nia­nia na tere­nie Mar­chii tłu­ma­cze­nia Biblii na język nie­miecki doko­na­nego przez refor­ma­tora. W 1533 roku – a więc osiem lat po utwo­rze­niu pierw­szego pań­stwa lute­rań­skiego w postaci Księ­stwa Pru­skiego – elek­tor bran­den­bur­ski zawarł w Halle wraz z innymi ksią­żę­tami Rze­szy zwią­zek mający na celu obronę (rów­nież manu mili­tari) wiary kato­lic­kiej w cesar­stwie.

Rzut oka na:

Miło­sier­dzie pana i len­nika