Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Prusy, które wyrosły z Brandenburgii i ziem Zakonu Krzyżackiego, niegdyś odebranych pogańskiemu ludowi Prusów, w XVIII wieku stały się jednym z najważniejszych państw niemieckich. Umocniły swą potegę dzięki zwycięstwom w wojnach śląskich, udziałowi w rozbiorach Rzeczypospolitej oraz w XIX wieku pokonaniu Austrii i Francji. W 1871 r. pruska dynastia Hohenzollernów objęła tron nowo utworzonego Cesarstwa Niemieckiego. Prusy jako część Niemiec przetrwały do 1945 r., gdy w wyniku drugiej wojny światowej ich terytorium w znacznej części przypadło Polsce i ZSRR.
Prof. dr hab. Grzegorz Kucharczyk z Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu podjął się syntetycznego opracowania dziejów państwa Hohenzollernów od XVI do XX wieku, którego losy wielokrotnie dramatycznie wiązały się z historią Polski. To próba nowego spojrzenia na te dzieje. Autor kładzie nacisk na historię polityczną, ale również uwzględnia najważniejsze aspekty dotyczace kultury, społeczeństwa i gospodarki. Tekst jest wzbogacony o ramki prezentujące osoby i ciekawostki zwiazane z tematyką poszczególnych rozdziałów. Książka zawiera liczne ilustracje i mapy.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 978
WSTĘP
To, co w historii przyjęło się nazywać „Prusami”, aż do pierwszej połowy XVIII wieku było konglomeratem obszarów ‒ połączonym więzami dynastycznymi i przedzielonym polskim terytorium, rozciągającym się od Renu po Niemen, o odmiennym statusie prawno-ustrojowym, odrębnej strukturze społecznej i związanymi z tym różnorodnymi uwarunkowaniami gospodarczymi. Berlin i Królewiec – dwie stolice państwa pruskiego – były najpierw stolicami (odpowiednio) Marchii Brandenburskiej i Księstwa Pruskiego, dwóch bytów państwowych, z których połączenia wyłoniły się Prusy.
Ernest Lavisse, wybitny historyk francuski przełomu XIX i XX wieku, specjalista od dziejów Niemiec, nad którymi Francuzi dotknięci traumą Sedanu pochylali się wtedy długo i systematycznie, zauważył w 1891 roku, że: „Matka Natura stworzyła wiele krajów i przygotowała kolebki dla nowych narodów. Dla Prus nie zrobiła nic. Nie ma narodu pruskiego, obszaru geograficznego zwanego Prusami. Niemcy są dzieckiem Natury, lecz Prusy stworzone były przez człowieka”1.
Francuski uczony miał stuprocentową rację. „Czynnik ludzki”, a konkretnie czynnik dynastyczny, był trzecim elementem – obok Marchii Brandenburskiej i Księstwa Pruskiego – który złożył się na Prusy. Przez niemal czterysta lat dzieje tych dwóch bytów państwowych nierozerwalnie związane były z dziejami dynastii Hohenzollernów.
„Prusy są cudem w historii narodów, a ród ich władców jest cudem w historii Domów panujących. Wszystkie narody, wszystkie rodziny [panujące] dochodziły do wielkości jasno wytyczoną drogą. Tylko Prusy oraz ich władcy szli do niej wszystkimi ścieżkami – poprzez traktaty, podboje, wojny, nabytki, a nawet poprzez klęski. Jeśli nie wznosili się dzięki swoim wielkim cnotom, rośli dzięki wielkim niegodziwościom, jeśli ich wzrost nie był dziełem narodu, przychodził od królów. Aby wznieść się na poziom, na którym ich obecnie widzimy, z równym powodzeniem wspierali się na absolutyzmie, jak i obecnie na rewolucji”.2
Te słowa – jednak pełne niekłamanego podziwu – wyszły w 1849 roku spod pióra hiszpańskiego katolickiego tradycjonalisty Juana Donoso Cortesa, który w 1849 roku pełnił obowiązki posła Królestwa Hiszpanii na berlińskim dworze. Zarówno Francuz, jak i Hiszpan piszący w odstępie kilkudziesięciu lat zwracali uwagę właściwie na to samo – na pewną sztuczność w pruskiej historii; na to, że została ona wytworzona, niejako została zaprojektowana, a nie była owocem organicznego wzrostu za sprawą matki Natury czy Historii.
Wrażenie było ogólnoeuropejskie. Wielki Anglik, lord Acton, pisał: „Państwo pruskie zostało stworzone sztuką jego władców. Nie zostało ukształtowane na naturalnej czy narodowej podstawie. Jednolitość jego historii, podobnie jak przyczyna jego wzrostu, leży w jego polityce”3.
O Prusach jako „państwie sztucznym” (Kunststaat), pisano wówczas również nad Renem i Sprewą, niekoniecznie widząc w tym powód do chluby. Sztuczność oznaczała nienaturalność, „nieorganiczność” pruskiego państwa. Jednak niemiecki termin Kunststaat można również tłumaczyć jako „państwo sztuki” vel „państwo–sztuka” – rezultat cierpliwej rozbudowy administracji i armii przez kolejnych Hohenzollernów w siedemnastym i osiemnastym wieku oraz bezwzględnego stosowania „prawa sprzyjających okoliczności” w polityce międzynarodowej.
To wymagało sztuki. Podobnie jak stawianie czoła kolejnym zadaniom integracyjnym, wywoływanym przez kolejne militarne i dyplomatyczne sukcesy monarchii Hohenzollernów na arenie międzynarodowej. Najczęściej integracja szła w parze z modernizacją. Następujące po sobie przedsięwzięcia modernizacyjne miały jednocześnie spoić wewnętrznie i unowocześnić konglomerat terytoriów rozsianych od Renu po Kłajpedę, które składały się na państwo Hohenzollernów.
Integracja i modernizacja – to dwa słowa klucze, bez których nie sposób zrozumieć historii Prus. Jak pokazywał jednak przykład Polaków, którzy pod koniec XVIII wieku nie z własnej woli dostali się w obręb państwa Hohenzollernów, nie zawsze były to procesy wobec siebie komplementarne. Im więcej państwo pruskie wprowadzało na obszary zaboru procesów modernizacyjnych (np. akcję uwłaszczenia chłopów czy Kulturkampf), tym trudniej było Berlinowi na tych ziemiach osiągnąć cel integracyjny.
Należy ponadto zwrócić uwagę, że związek między modernizacją a rozrostem terytorialnym Prus nie przebiegał według quasi-imperialnego wzorca: centrum – peryferie. Jeśli przez te ostatnie rozumieć anektowane przez Berlin obszary, to niejednokrotnie dawały one impuls modernizacyjny, a nie odwrotnie. Dość przywołać przykład Śląska przyłączonego manu militari w 1740 roku oraz Nadrenii i Westfalii zajętych przez Prusy w wyniku ustaleń kongresu wiedeńskiego.
Był taki czas, że niemal trzy czwarte dzisiejszego obszaru Polski wchodziło w skład Prus. Monarchia Hohenzollernów należała do inicjatorów rozbiorów Polski, z którymi w sensie geopolitycznym, ale i kulturowym borykać się musimy do dzisiaj. A jednak ciągle panuje u nas dziwna niechęć, swego rodzaju odmowa wiedzy na temat historii Prus. Pamiętam, jak w 2017 roku zaproponowałem jednemu z poczytnych tygodników artykuł związany z 70. rocznicą decyzji Międzysojuszniczej Rady Kontroli Niemiec o likwidacji państwa pruskiego. Uzyskałem odpowiedź, że redakcja nie skorzysta, „bo taka tematyka nie interesuje naszych czytelników”.
A przecież powinna. Podobnie jak poznańskich studentów (znowu wiedza z autopsji) głośno zastanawiających się, dlaczego w centrum stolicy Wielkopolski znajdują się kierunkowskazy informujące o „trakcie cesarsko-królewskim”. Żeby nie popaść w kompleksy, przytoczę relację jednego z moich kolegów historyków, który na początku lat 90. ubiegłego wieku dorabiał sobie jako przewodnik wycieczek z niemieckimi turystami. Jedną z nich zaprowadził pod kamienicę przy ulicy Podgórnej w Poznaniu, gdzie w 1847 roku urodził się Paul von Hindenburg. Wycieczka składała się z niemieckich nauczycieli. Gdy usłyszeli, że „oto jesteśmy przed kamienicą, w której urodził się przyszły feldmarszałek i zwycięzca spod Tannenbergu Paul von Hindenburg”, zaskoczeni szeptali do siebie: „Ty, nie wiedziałem, że Hindenburg też był Polakiem”.
Mam nadzieję, że oddawana do rąk Czytelnikom historia pięciu stuleci dziejów Prus pomoże rozwiać te i inne wątpliwości. Książka opowiada o pięciu wiekach dziejów Prus, przy czym wiek wiekowi nie jest równy. Tak, jak w historii Europy mamy „długie” (np. wiek XX od 1789 do 1914) i „krótkie” (wiek XX od 1914 do 1989) stulecia, również w przypadku Prus pewne procesy ustrojowe i zmiany polityczne, społeczne oraz kulturowe każą odejść od podręcznikowego schematu. Dzięki temu lepiej widać to, co najważniejsze w historii: ciągłość i zmianę.
Rozpoczynam od genezy, czyli zarysowania średniowiecznych dziejów Marchii Brandenburskiej oraz państwa zakonu krzyżackiego. Następuje potem pierwsze „pruskie stulecie”, czyli wiek XV – od objęcia przez Hohenzollernów władzy w Brandenburgii po sekularyzację państwa krzyżackiego (1415–1525). Wiek XVI zaczyna się od hołdu pruskiego w 1525 roku, a kończy przejęciem władzy przez Hohenzollernów brandenburskich w Księstwie Pruskim i początkiem wojny trzydziestoletniej w Rzeszy (1525–1618). Stulecie XVII jest wybitnie „krótkie”. Trwa tylko siedemdziesiąt lat – od 1618 do końca panowania Fryderyka Wilhelma Hohenzollerna, Wielkiego Elektora w 1688 roku. Jednak właśnie w tym „krótkim” stuleciu dochodzi do przełomowego wydarzenia, jakim było zerwanie zależności lennej między Księstwem Pruskim a Koroną Polską (1657).
XVIII wiek w historii Prus to z kolei „długie” stulecie. Trwa od 1688 roku do początku fatalnej dla Prus wojny z napoleońską Francją w 1806 roku. XIX wiek rozpoczął się wraz z klęską pod Jeną, ale i z początkiem dzieła reform Steina-Hardenberga. Zakończył się, jak cały XIX wiek w Europie, wraz z „sierpniowymi salwami” 1914 roku. Ostatnie stulecie w dziejach Prus, wiek XX, było najkrótsze. Zaczęło się wraz z Wielką Wojną (1914), a zakończyło w 1947 roku wraz ze wspomnianą decyzją Międzysojuszniczej Rady Kontroli Niemiec o likwidacji państwa pruskiego.
Po każdym rozdziale staram się rzucić okiem, czyli zatrzymać uwagę Czytelnika na pewnym aspekcie historii Prus, charakterystycznym dla danej epoki lub po prostu w interesującym i ‒ mam nadzieję ‒ ilustrującym dotychczas mniej znane aspekty.
Rozdział I
Geneza, czyli Marchia Brandenburska i państwo Zakonu Krzyżackiego w średniowieczu
Działająca w warszawskim Generalnym Gubernatorstwie niemiecka cenzura wojenna na swoje listy druków objętych zakazem rozpowszechniania wciągnęła w 1916 roku między innymi książkę Ludwika Stasiaka Brandenburg: kraina słowiańskich mogił. Nie pomógł jej fakt, że została ona opublikowana w 1902 roku w Krakowie, a więc pod okiem austriackiej cenzury. W oczach niemieckich cenzorów niedopuszczalne były zawarte w niej opisy efektów podboju przez Niemców ziem należących kiedyś do Słowian Połabskich w rodzaju: „To grobowisko narodów. Całe narody wymarły. Język ich i pieśń ich umarła. Nawet pamięć po nich umarła. […] Na tym olbrzymim słowiańskim cmentarzysku, w śpiewie słowika dzwoni rzewna nuta smutku, wicher jesienny wyje głosem mordowanych ludzi. Łka wicher i płacze, po raz tysięczny sypie żółte liście na słowiańskie mogiły”.
Niemieccy cenzorzy czasów Wielkiej Wojny troszczyli się również o dobre imię zakonu krzyżackiego. Na listach prohibitów nie brakowało publikacji przypominających krwawy podbój plemion pruskich przez niemieckich rycerzy w habitach oraz prowadzone przez nich wojny z Polską. Zakazano upowszechniania pod koniec 1915 roku w Warszawie pięć lat wcześniej dziełka Pochód wojsk polskich i bitwa pod Grunwaldem. Opowiadanie historyczne z początków XV wieku dla młodzieży i ludu naszego. Niemiecka cenzura nie przeoczyła tego, co jej zdaniem uniemożliwiało wydanie zgody na rozpowszechnianie tej książeczki, a mianowicie, że jest to „paszkwil najbrutalniejszego rodzaju wymierzony w zakon niemiecki”, który nie może zostać dopuszczony do rozpowszechniania, „ponieważ może przyczynić się on właśnie obecnie do pobudzenia nienawiści i wrogości narodu polskiego wobec narodu niemieckiego i niemieckiej armii oraz do zatrucia polskiej młodzieży”4.
Trudno stwierdzić, czy podejmując takie decyzje, niemieccy cenzorzy działający w Warszawie na początku XX wieku mieli w tyle głowy genealogię państwa pruskiego, ciągle formalnie istniejącego, które w 1871 roku walnie przyczyniło się do powstania Rzeszy Niemieckiej. U podstaw tego drzewa genealogicznego państwa Hohenzollernów były dwa organizmy państwowe: Marchia Brandenburska oraz państwo zakonu krzyżackiego. Inaczej mówiąc, bez zaboru przez Brandenburczyków (przy wydatnym wsparciu innych feudałów niemieckich) ziem słowiańskich między Łabą a Odrą oraz bez podboju plemion pruskich między Wisłą a Niemnem przez Krzyżaków nie byłoby państwa pruskiego.
Ekspansja królestwa niemieckiego na wschód, w kierunku ziem słowiańskich położonych między Łabą a Odrą, datuje się już na początek panowania króla Niemiec i cesarza rzymskiego (od 962 roku) Ottona I. Podboje poczynione przez margrabiów Gerona i Hodona oznaczały, że w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych X wieku granice królestwa niemieckiego faktycznie przesunęły się w kierunku Odry, pod zachodnią granicę tworzącego się właśnie państwa pierwszych Piastów.
Zabiegiem mającym stabilizować nowy porządek polityczny na ziemiach zachodniosłowiańskich było powołanie dzięki staraniom Ottona I regularnej organizacji kościelnej na tych obszarach. Jej zwornikiem miało być utworzone w 968 roku arcybiskupstwo magdeburskie. Metropolia w Magdeburgu, jak doskonale wiemy z naszej historii, miała ambicje rozciągnięcia swojego zwierzchnictwa również nad arcybiskupstwem gnieźnieńskim (ostatecznie plany te zostały zarzucone w pierwszej połowie XII wieku). W epoce średniowiecza, gdy instytucje kościelne i państwowe były ze sobą ściśle splecione (dodatkowo zaś musimy pamiętać, że mówimy o okresie sprzed reform gregoriańskich zmierzających do emancypacji Kościoła spod wpływów państwa), powstanie pod auspicjami króla Niemiec metropolitalnej organizacji kościelnej między Łabą a Odrą miało swoje konkretne znaczenie polityczne.
Na problem podporządkowania feudałom niemieckim ziem między Łabą a Odrą należy spojrzeć również od strony wschodniej, z perspektywy Słowian nadłabskich. Fatalnym zjawiskiem dla nich, a dalekosiężnym dla przyszłości całej Europy Środkowej, była niezdolność wytworzenia przez nich jednolitej organizacji państwowej – na podobieństwo naszej monarchii wczesnopiastowskiej czy czeskiego państwa Przemyślidów. Niejednokrotnie zresztą plemiona zachodniosłowiańskie brały udział wspólnie z Niemcami w wojnach przeciw Piastom. Dość wspomnieć postawę Wieletów walczących wspólnie z Hodonem przeciw Mieszkowi I i później w okresie wojen Bolesława Chrobrego z Henrykiem II wspomagających tego ostatniego (co piętnował św. Brunon z Kwerfurtu, zarzucając władcy niemieckiemu szukanie sojuszy z poganami przeciw chrześcijańskiemu władcy Polski).
Zabrakło więc zmysłu, czy jak kto woli, politycznej wyobraźni, sił bowiem Słowianom nadłabskim nie brakowało. Udowodnili to pod koniec X wieku, podejmując udane powstanie przeciw władzy niemieckich panów feudalnych. Zniszczeniu uległa również powołana do życia przez Ottona I organizacja kościelna, choć sam Magdeburg, położony poza zasięgiem powstania, przetrwał. Było to ostatnie „pięć minut” dla nadłabskich plemion słowiańskich, by stworzyć własne, jednolite (rzecz jasna, na miarę tamtej epoki, a nie współczesnych realiów ustrojowych) państwo. Królestwo Niemieckie, zaangażowane w nasilający się konflikt z papiestwem o inwestyturę, nie miało możliwości podjęcia próby odbudowania stanu swojego posiadania między Łabą a Odrą. Bolesław Śmiały wykorzystał ten okres, by przeprowadzić odnowę gnieźnieńskiej metropolii, a następnie odnowić instytucję Królestwa Polskiego (koronacja w Gnieźnie w 1076 roku). Między Łabą a Odrą nic się pod tym względem nie zmieniło; aż do pierwszej połowy XII wieku.
Jako początek nowej fali ekspansji niemieckiej na te ziemie należy potraktować datę 1125 roku, gdy wywodzący się z rodu Askańczyków (Askanier) Albrecht Niedźwiedź został margrabią Łużyc. Uwieńczeniem jego trwających (z przerwami) trzydziestoletnich podbojów ziem zachodniosłowiańskich było opanowanie przez niego w 1157 roku Brenny/Brandenburga, stolicy słowiańskich Stodoran. W ten sposób manu militari został rozstrzygnięty na korzyść niemiecką spór z Jaksą z Kopanicy o spadek po zmarłym w 1150 roku władcy Stodoran, Przybysławie (Henryku).
Po 1157 roku w źródłach historycznych regularnie pojawia się określenie Albrechta Niedźwiedzia mianem „margrabiego brandenburskiego”. W tym samym roku, w którym skończyła się historia słowiańskiej Brenny, książę Bolesław Kędzierzawy w Krzyszkowie pod Poznaniem został zmuszony złożyć hołd królowi Niemiec i cesarzowi rzymskiemu Fryderykowi I Barbarossie, w którym jako senior wszystkich pozostałych władców piastowskich (zgodnie z tzw. testamentem Krzywoustego z 1138 roku) uznawał nad sobą i nad całym podzielonym państwem piastowskim zwierzchność króla Niemiec i rzymskiego cesarza. Wydawało się, że niemieckie Drang nach Osten w swojej średniowiecznej wersji osiągnęło apogeum.
Nie należy jednak przypisywać temu pojęciu znaczenia, które nadawali mu dziewiętnasto- i dwudziestowieczni niemieccy ideologowie z tytułami profesorów nauk historycznych. Widzieli w tych wydarzeniach zapowiedź „dobroczynnego” działania pruskiej Komisji Kolonizacyjnej i Związku Wszechniemieckiego. O tym, że w Krzyszkowie Bolesław Kędzierzawy składał hołd lenny Barbarossie boso i z mieczem przewieszonym na szyi, wiemy z kroniki czeskiej, ponieważ wyprawa 1157 roku była przedsięwzięciem niemiecko-czeskim, a więc niemiecko-słowiańskim. Królowi Niemiec i cesarzowi rzymskiemu towarzyszył czeski książę Władysław II, który według Kroniki Mistrza Wincentego miał „podżegać nienawiść Rudego Smoka [Barbarossy – G.K.] do Bolesława”.
Dziesięć lat wcześniej, gdy w 1147 roku ruszyła tzw. północna krucjata – wyprawa przeciw Słowianom nadłabskim – zorganizowana przez północnoniemieckich feudałów (pierwsze skrzypce grali tutaj Sasi); w jej szeregach znalazł się również książę Mieszko, syn Bolesława Krzywoustego (znany jako Mieszko III Stary). Niektórzy badacze widzieli w tym nie tyle dowód krótkowzroczności Piasta, ile raczej przejaw starania, by zabezpieczyć polskie wpływy na Pomorzu Zachodnim, skoro „krucjata” doszła aż do Szczecina. Może – domniemują inni – chodziło o wzmocnienie pozycji Jaksy z Kopanicy nad Sprewą. Jeśli tak miało być, zamysł – jak widzieliśmy – okazał się zupełnie nieskuteczny.
Następcy Albrechta Niedźwiedzia z dynastii askańskiej potrafili wykorzystać sprzyjające im okoliczności, zarówno zewnętrzne, czyli pogłębiające się w XII i XIII wieku dzielnicowe rozbicie Polski, oraz wewnątrzniemieckie, a więc narastające po śmierci Barbarossy w 1189 roku osłabienie władzy królewskiej związane z zaangażowaniem Hohenstaufów (Henryka VI oraz Fryderyka II) w sprawy Italii (spadek sycylijski) oraz w kolejną fazę sporów z papiestwem. Od połowy XIII wieku Niemcy i instytucja cesarstwa rzymskiego wchodzą w okres tzw. wielkiego bezkrólewia.
Wszystko to sprzyja politycznemu usamodzielnianiu się książąt Rzeszy, którzy korzystając ze słabości, a od połowy XIII wieku z faktycznego zaniku władzy centralnej (brak króla i cesarza) umacniają swoje władztwa terytorialne. Nie inaczej było w przypadku margrabiów brandenburskich, którzy dodatkowo korzystali na całkowitym zaniku władzy centralnej u ich wschodniego sąsiada, piastowskiej Polski. Gdy nie było króla Niemiec i ciągle brakowało (od 1079 roku) króla Polski, brandenburscy margrabiowie rośli w siłę. Nie zawsze działo się to drogą zbrojnych podbojów.
Nie tylko Stany Zjednoczone powiększały się drogą wielkich zakupów (Luizjana w 1803, Alaska w 1867 roku). Ponad pięćset lat wcześniej w podobny sposób rozszerzali swoje posiadłości władcy Marchii Brandenburskiej. Zakup nie był pod względem wielkości terytorium objętego transakcją tak okazały, jak w przypadku ziem w Nowym Świecie, ale strategicznie kluczowy.
Takie znaczenie miała położona w większości po zachodniej stronie Odry ziemia lubuska z jej głównym grodem Lubuszem, nazywanym w trzynastowiecznych źródłach „kluczem Królestwa Polskiego”5. W 1248 roku – siedem lat po upadku tzw. monarchii Henryków Śląskich w wyniku najazdu mongolskiego (bitwa pod Legnicą w 1241 roku) – książę śląski Bolesław Rogatka, poszukując pieniędzy na dalszą walkę ze swoimi braćmi i z kuzynami o władzę nad Śląskim i Wielkopolską, sprzedał ziemię lubuską wraz z jej stołecznym grodem arcybiskupowi Magdeburga. Ten zaś po kilku latach odsprzedał ją margrabiom brandenburskim.
Opanowanie przez Brandenburczyków w połowie XIII wieku ziemi lubuskiej, położonej na styku Śląska, Wielkopolski i Pomorza Zachodniego, było wzięciem przez nich w posiadanie obszaru otwierającego dalszą ekspansję w trzech kierunkach: na Pomorze, Wielkopolskę i Śląsk. Z perspektywy wieków bez przesady można powiedzieć, że bez posiadania ziemi Lubuskiej ekspansja Hohenzollernów – następców Askańczyków w Brandenburgii – w kierunku Pomorza, ale i Śląska nie byłaby możliwa.
W krótszej perspektywie czasowej ziemia lubuska stała się podstawą dla utworzenia przez margrabiów brandenburskich w drugiej połowie XIII wieku Nowej Marchii, która klinem wbijała się między Wielkopolskę a Pomorze Zachodnie. Stanowiła również bazę wypadową dla ekspansji Brandenburczyków jeszcze dalej na wschód, w kierunku Pomorza Nadwiślańskiego. Po raz pierwszy swoją władzę nad Pomorzem Gdańskim rozciągnęli przejściowo w 1271 roku. W 1308 roku ponowili próbę, opanowując Gdańsk. Zostali jednak stamtąd wyparci przez nowego silnego konkurenta w postaci zakonu krzyżackiego.
Zakon Najświętszej Maryi Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie powstał w Ziemi Świętej w czasie III wyprawy krzyżowej. W 1291 roku rycerze w białych płaszczach z czarnym krzyżem, wraz z templariuszami i joannitami, należeli do obrońców Akki, ostatniego bastionu „łacinników” w Ziemi Świętej. W momencie gdy wojska sułtana Bajbarsa ostatecznie położyły kres istnieniu Królestwa Jerozolimskiego, Krzyżacy mieli już swoje własne państwo nad Bałtykiem.
Podjęte w odstępie niemal dwudziestu lat dwie decyzje książąt piastowskich pośrednio zadecydowały o zaistnieniu okoliczności, bez których nie powstałoby w przyszłości państwo pruskie. O fatalnym kupczeniu ziemią lubuską przez księcia Bolesława Rogatkę była już mowa. Prawie dwie dekady wcześniej książę Konrad Mazowiecki zaprosił na swoje ziemie Krzyżaków i osadził ich w ziemi chełmińskiej, skąd mieli działać na rzecz zabezpieczenia Mazowsza przed niszczącymi najazdami plemion pruskich. Piast zdawał się zupełnie nie przejmować faktem wcześniejszego wygnania niemieckiego zakonu z Siedmiogrodu przez króla Węgier, Andrzeja II, który szybko zorientował się, że Krzyżacy dążą do całkowitego zrzucenia jego zwierzchnictwa.
Takich ambicji Krzyżacy nie wyzbyli się po przybyciu do ziemi chełmińskiej. Ich realizacji sprzyjał brak w Polsce centralnej władzy królewskiej. Kilkanaście lat po ich osadzeniu przez Konrada Mazowieckiego rozbicie dzielnicowe w Polsce tylko się pogłębiło na skutek niszczącego najazdu mongolskiego w 1241 roku, który położył kres jednoczeniu ziem polskich przez śląskich Piastów (w momencie śmierci w bitwie pod Legnicą książę Henryk Pobożny władał zwartym kompleksem terytoriów od ziemi lubuskiej po Sandomierszczyznę, od południowej Wielkopolski po Kraków). W tym czasie Krzyżacy prowadzą już bezwzględny podbój ziem Prusów, który zakończy się na początku lat osiemdziesiątych XIII wieku wraz z podporządkowaniem sobie Jaćwięgów. Równolegle, wykorzystując słabość państwa piastowskiego, Zakon uzyskuje od kolejnych papieży i cesarzy potwierdzenie swojej wyłącznej władzy nad podbijanymi ziemiami. I nie tylko. Dokumenty te mówią również o ich prawowitym zwierzchnictwie nad ziemią chełmińską.
W ten sposób Krzyżacy uznawali nad sobą podwójną zwierzchność – papieża i cesarza, a więc dwóch suwerenów, którzy na początku XIV wieku nie tylko byli daleko, ale na dodatek mocno osłabieni (por. „niewolę awiniońską” papiestwa i zamęt wewnętrzny w Rzeszy) i dodatkowo ciągle ze sobą skonfliktowani. Sytuacja idealna z punktu widzenia „tego trzeciego” (tj. Krzyżaków), który na tym tylko korzystał, umacniając swoją suwerenność.
Czternaste stulecie, które dla całej średniowiecznej christianitas było okresem katastrof naturalnych („czarna śmierć”), politycznych i eklejzalnych (wojna stuletnia między Anglią a Francją, przeniesienie stolicy papiestwa z Rzymu do Awinionu, a w 1378 roku początek „awiniońskiej schizmy”), dla Krzyżaków okazało się złotym wiekiem ich potęgi; z czasem stworzone przez nich państwo stało się pierwszorzędnym graczem politycznym w Europie Północnej i Środkowej.
Podbój w latach 1308–1309 Pomorza Gdańskiego, de facto uznany przez króla Kazimierza Wielkiego na mocy pokoju kaliskiego z 1343 roku (choć polski władca ciągle tytułował się „najwyższym władcą Pomorza”) i wejście w posiadanie Gotlandii w 1398 roku były wydarzeniami wyznaczającymi linię wzrostu państwa krzyżackiego. W ciągu tych dziewięćdziesięciu lat (między 1308–1398) Krzyżacy kontynuują wysiłki na rzecz podbicia Litwy. Celem organizowanych od ostatniej ćwierci XIV wieku „rejz”, w których brało udział również zachodnioeuropejskie rycerstwo, był podbój Żmudzi, a więc zyskanie połączenia terytorialnego z państwem „siostrzanego” Zakonu Kawalerów Mieczowych w Inflantach (dzisiejsza Łotwa i Estonia).W ten sposób władza wielkich mistrzów zakonu krzyżackiego, od 1309 roku rezydujących już nie w Wenecji, ale w nowej stolicy – Malborku, rozciągałaby się nieprzerwanym pasmem terytoriów od Odry po Estonię.
Oto bowiem na początku XV wieku, u szczytu swojej potęgi Krzyżacy dokonali cennego zakupu. W 1402 roku za kwotę 63,2 tys. florenów węgierskich zakupili z rąk Zygmunta Luksemburskiego – od 1387 roku króla węgierskiego, potem zaś króla Niemiec i cesarza rzymskiego – Nową Marchię. W wyniku wewnątrz-dynastycznych porozumień dostała się ona pod zwierzchnictwo ciągle poszukującego gotówki Zygmunta (dość wspomnieć oddanie Koronie Polskiej w zastaw miast spiskich).
Dzięki tej transakcji po raz pierwszy zetknęły się ze sobą dwie części przyszłego państwa pruskiego – Brandenburgia i państwo zakonu krzyżackiego. Na początku XV wieku znajdowały się one jednak w diametralnie odmiennej sytuacji wewnętrznej. Marchia Brandenburska po wygaśnięciu dynastii askańskiej w 1320 roku coraz bardziej pogrążała się w anarchii feudalnej uwarunkowanej postępującą erozją władzy margrabiów. Najpierw, w 1324 roku, przypadła ona w udziale Wittelsbachom za sprawą decyzji cesarza Ludwika Bawarskiego, który przekazał Marchię Brandenburską we władanie swojemu małoletniemu synowi (też Ludwikowi).
Przez kolejne półwiecze Brandenburgia nie tylko doświadczyła faktycznej emancypacji stanu rycerskiego spod władzy margrabiów (których de facto nie było), ale poniosła znaczące straty terytorialne. Odpadły: Łużyce (Górne i Dolne), Krosno Nadodrzańskie i Świebodzin oraz Marchia Wkrzańska. Ostatecznie też Brandenburczycy musieli w tym czasie pożegnać się z aspiracjami do rozciągnięcia zwierzchności lennej nad Pomorzem Gdańskim. W starciu z rosnącymi w siłę Krzyżakami, od 1308 roku panującymi w Gdańsku i Tczewie, nie mieli żadnych szans.
Jedynym wydarzeniem, które w pierwszej połowie XIV wieku odbiegało od ciągu tych fatalnych dla pozycji Marchii Brandenburskiej w Rzeszy i wobec wschodnich sąsiadów wydarzeń, było opublikowanie w 1346 roku Złotej Bulli. Formalnie potwierdzała ona status brandenburskich margrabiów jako elektorów przy wyborach cesarza rzymskiego, a z drugiej strony przesądzała o niepodzielności jej terytorium jako władztwa elektoralnego.
Dokument, o którym mowa, został wydany przez cesarza Karola IV z dynastii Luksemburgów. W 1373 roku ród ten przejął władzę nad Marchią Brandenburską. Dynastia ta nie traktowała jednak Brandenburgii jako podstawy swojego znaczenia w obrębie Rzeszy, czy szerzej – w odniesieniu do możliwości realizacji ambitnych planów politycznych dotyczących Europy Środkowej. W ciągu niespełna czterdziestoletniego okresu rządów Luksemburczyków w Brandenburgii jej terytorium ulegało dalszemu uszczupleniu (por. transakcja z Krzyżakami w 1402 roku). Dla Luksemburgów ważniejsze było to, co działo się w Czechach (rewolucja husycka) lub nad Dunajem (perspektywa objęcia władzy nad ziemiami Korony św. Stefana). Po roku 1410 trzeba było – co systematycznie robił Zygmunt Luksemburski – występować jako adwokat Krzyżaków w ich sporze z państwem jagiellońskim, który to spór w sensie militarnym zakończył się dla zakonu katastrofą pod Grunwaldem.
Rzut oka na:
Stosunki prusko-krzyżackie:
Zakon krzyżacki po utracie swojego państwa w 1525 roku w wyniku reformacji przetrwał w katolickich częściach Rzeszy. Gdy w 1701 roku elektor brandenburski Fryderyk III Hohenzollern podjął dyplomatyczne starania u innych władców Rzeszy, by uznali jego tytuł „króla w Prusach”, zakon krzyżacki rozpoczął szeroko zakrojoną kontrakcję przeciw „uzurpatorowi rządzącemu zakonnymi posiadłościami w Prusach”. Dyplomacja Fryderyka I kontratakowała, przypominając w finansowanych przez siebie pamfletach o rozkładzie moralnym elit krzyżackich na początku XVI wieku. Krzyżacy nie uznawali królewskiej tytulatury Hohenzollernów nawet po tym, jak w 1787 roku uczyniła to Stolica Apostolska.
W XIX wieku w Prusach „zapomniano” Krzyżakom te protesty. Sygnał do „krzyżackiego renesansu” dali romantycy i liberałowie reformatorzy. W 1803 roku na łamach „Berlinische Zeitung” ukazał się artykuł dwudziestoletniego Maksa von Schenkendorfa, który po odwiedzinach w popadającym pod pruskimi rządami w ruinę Malborku (Marienburg) wzywał do poszanowania rezydencji wielkich mistrzów. Domagał się „upamiętnienia ojców”, których dzieło „należy czcić, a nie niszczyć”.
Zamek w Malborku, który dostał się po pierwszym rozbiorze Polski w granice Prus, służył po części jako koszary, a po części jako siedziba manufaktury tkackiej. Na początku XIX wieku urządzono w nim wojskowe magazyny. Wielkim zwolennikiem przywrócenia po 1815 roku Malborkowi jego dawnej świetności był nadprezydent prowincji pruskiej Theodor von Schön – należący do obozu pruskich reformatorów po 1806 roku, a w późniejszym okresie jeden z ideologów wschodniopruskiego liberalizmu. Dzięki jego inicjatywie pod kierunkiem Karla Friedricha Schinkla prowadzono w latach 1817–1834 pierwsze prace restauracyjne.
Schön pisał w 1842 roku do króla Prus Fryderyka Wilhelma IV: „W Marienburgu żyje całe Królestwo Prus”. Odnowiony Malbork miał służyć przede wszystkim upamiętnieniu chwały Krzyżaków i kreowanych na ich sukcesorów – Prusaków. To dlatego z serii witraży zaprojektowanych przez Karla Wilhelma Kolbego na wyraźne polecenie Schöna zniknęła bitwa pod Grunwaldem. Pojawiło się natomiast inne wydarzenie z 1410 roku – zwycięska obrona Malborka przed armią króla Władysława Jagiełły. Na witrażu żołnierze polskiego króla mieli bez wyjątku orientalne rysy, jakby kontyngent tatarski stanowił zasadniczą część wojsk polsko-litewskich. Chodziło jednak o zaakcentowanie zasadniczego przekazu ideowego: Krzyżacy i Prusacy są „forpocztą i bastionem zachodniej cywilizacji, szturmowaną przez wschodnie hordy barbarzyńców”.
Do tej poetyki nawiązywała opublikowana w 1862 roku praca Heinricha von Treitschkego Das deutsche Ordensland Preussen. Autor – polityk związany z ruchem liberalnym, a jednocześnie historyk, jeden z głównych reprezentantów tzw. pruskiej szkoły historiograficznej – utrzymywał, że sensem istnienia państwa krzyżackiego była obrona „niemieckiej kultury” przed „słowiańskim barbarzyństwem”. W tym przypadku – jak utrzymywał – nie tylko chodziło o „wojnę kulturową”, ale również o „walkę rasową”, bez której „nie można zrozumieć najbardziej wewnętrznej istoty pruskiego państwa”. Krzyżacy przy wszystkich swoich zasługach mieli jednak jeden feler – swój katolicyzm. Był on, jak utrzymywał Treitschke, „najbardziej utajonym zafałszowaniem państwa zakonnego”.
Na początku XX wieku w Malborku uwielbiający wszelkiego typu inscenizacje ostatni król Prus i cesarz niemiecki Wilhelm II urządzał tam „krzyżackie uroczystości”, gdzie wygłaszał płomienne mowy przeciw „polskiej bucie”. Po jednej z takich mów, wygłoszonej 5 czerwca 1902 roku, w której wezwał „do świętej wojny z polską bezczelnością i sarmacką butą”, współpracę z Hohenzollernem jako jego nadworny malarz zerwał Wojciech Kossak.
Według niektórych źródeł zniszczenia spowodowane na skutek szerzącej się w XIV wieku anarchii feudalnej w Brandenburgii były tak wielkie, że w jej niektórych regionach (Marchia Wkrzańska, Nowa Marchia) aż 40% dotychczas uprawianych gruntów leżało odłogiem. Choć nie należy lekceważyć również wpływu „czarnej śmierci”, która co prawda nie uderzyła tu z taką mocą jak w Europie Zachodniej, ale szerzyła się także w naszym regionie Starego Kontynentu.
Groziło to zaprzepaszczeniem dzieła kolonizacji wiejskiej i miejskiej, a ta przecież od drugiej połowy XII wieku – obok podbojów militarnych i stabilizacji organizacji kościelnej – była trzecim filarem, na których wspierała się władza margrabiów brandenburskich nad świeżo podporządkowanymi sobie ziemiami zachodniosłowiańskimi. Kolejni następcy Albrechta Niedźwiedzia aktywnie wspierali akcję kolonizacyjną na wsi i proces lokacji miast.
W jednym i drugim przypadku kolonizacja odbywała się na „prawie niemieckim”, co nie oznaczało na przykład, że wszystkie nowe osady wiejskie powstałe w XII i XIII wieku w Brandenburgii były tworzone tylko i wyłącznie przez etnicznych Niemców. Należy zresztą zauważyć, że w odniesieniu do średniowiecznych realiów to ostatnie określenie jest wysoce nieprecyzyjne, by nie powiedzieć – ahistoryczne. Raczej należy mówić o osadnikach dolnosaksońskich, tj. wywodzących się z Dolnej Saksonii (północne Niemcy), skąd w większości pochodzili uczestnicy trwającej od XII wieku w Brandenburgii akcji kolonizacyjnej.
Jak wskazują badacze tego procesu, wśród mieszkańców nowo lokowanych wsi nie brakowało rodzimych, słowiańskich mieszkańców zasiedlanych ziem. Uczestniczyli również w procesie reorganizacji (scalania) dotychczas istniejących osad6. Miało to oczywiście swoje konsekwencje – rozłożone na setki lat – w zakresie przebudowy etnicznej ziem między Łabą a Odrą. Należy się jednak zgodzić, że nie można tutaj mówić o jakieś celowej, świadomie rozłożonej na etapy „czystce etnicznej” avant la lettre, czy tym bardziej ludobójczej polityce zmierzającej do uczynienia z tych ziem „wielkiego cmentarzyska Słowian”. W tym ostatnim przypadku potrzebne były totalitarna ideologia i wyposażone w odpowiednie instrumenty (chociażby infrastrukturę komunikacyjną) państwo totalitarne. Tego w średniowieczu, rzecz jasna, nie było.
Akcji kolonizacyjnej pod patronatem brandenburskich margrabiów sprzyjała również słaba gęstość zaludnienia na połabszczyźnie. Ziemie zachodnich Słowian, choć nie były „etnicznie wyczyszczane” przez wszechwładne państwo, to jednak systematycznie stawały się coraz bardziej niemieckie. Jak już zaznaczono, był to proces rozłożony na stulecia i trzeba było impulsu w postaci protestanckiej reformacji, aby uległ on dalszemu przyspieszeniu. Nie do przecenienia był wpływ, jaki odegrało „unarodowienie” Kościoła w Brandenburgii, której władcy ostatecznie przystąpili do obozu protestanckiego.
Częścią procesu kolonizacyjnego były również lokacje miast. W XIII wieku nastąpiło m.in. nadanie praw miejskich Berlinowi–Cölln, usadowionemu między istniejącymi już grodami Spandau i Kopanica (władcą tego ostatniego był wspomniany Jaksa, nieskutecznie walczący z Albrechtem Niedźwiedziem o Brennę). Stolica (a właściwie stolice, jeśli oddzielnie traktować Berlin i Cölln) Brandenburgii, a później Prus i Niemiec, otrzymała prawa miejskie w latach 1237‒1244 r.
W okresie swojej świetności państwo zakonu krzyżackiego było wyjątkiem w feudalnej Europie, która w sensie ustrojowym nie znała scentralizowanej formy administracji państwowej. Pod tym względem organizm państwowy stworzony przez Krzyżaków między Wisłą a Niemnem był przypadkiem szczególnym. Na czele państwa stał wielki mistrz dożywotnio wybierany na ten urząd przez kapitułę generalną zakonu, obradującą w Malborku (składała się z mistrzów krajowych stojących na czele lokalnych odgałęzień zakonu).
Wielki mistrz sprawował władzę, opierając się na grupie najwyższych dostojników zakonu, na czele z wielkim komturem, wielkim marszałkiem, wielkim szatnym, wielkim szpitalnikiem oraz wielkim podskarbim. Dostojnicy ci byli jednocześnie lokalnymi komturami (na przykład wielki marszałek był jednocześnie komturem królewieckim, a wielki szpitalnik był komturem elbląskim). Komturie zarządzane przez podporządkowanych wielkiemu mistrzowi komturów były podstawowymi jednostkami podziału administracyjnego zakonnego państwa. Ponieważ mówimy tutaj o zakonie rycerskim, cała struktura administracyjna tego państwa miała służyć nie tylko zabezpieczeniu władztwa terytorialnego, ale również istnieniu sprawnej struktury wojskowej.
Urzędy w zakonie krzyżackim (podobnie jak w innych rycerskich i nierycerskich zakonach) nie były dziedziczone, tylko obieralne. Państwem zakonnym zarządzała więc grupa ludzi, która nie zawdzięczała swoich stanowisk prostemu dziedziczeniu. Dodatkowo zaś należy pamiętać, że ta elita władzy złożona z zakonnych braci, którzy mogli pełnić wymienione kluczowe urzędy, była bardzo ograniczona liczebnie. Szacuje się, że na początku XV wieku nie przekraczała ona tysiąca osób w całym państwie zakonnym7.
Zupełnie wyjątkowa była również struktura własnościowa w tym państwie. Do końca istnienia – tj. do pierwszej połowy XVI wieku – w Prusach największym właścicielem państwa krzyżackiego był zakon, czyli w tamtych realiach państwo. Pokaźne władztwo należało również do lokalnego Kościoła, czyli biskupstw: sambijskiego, pomezańskiego, warmińskiego i chełmińskiego. Posiadłości rycerskie w przeważającej części należały do napływowych (z krajów niemieckich) przedstawicieli tego stanu.
Zorganizowana przez Krzyżaków akcja kolonizacyjna na wsi oraz lokacje miast, podobnie jak w Brandenburgii, miały konsekwencje w postaci stopniowej przebudowy etnicznej ziem zamieszkanych przez rdzennych mieszkańców (w tym przypadku przez plemiona pruskie). Czy ta długa perspektywa czasowa oznaczała, że gdy jest mowa o krwawym podboju ziem Prusów przez zakon, mówimy jedynie o „czarnej legendzie”? Raczej nie, choć trzeba pamiętać, że podbój ten – bezwzględny i brutalny – nie miał charakteru ludobójczego. Z drugiej jednak strony nie można zaprzeczyć, że bez przybycia Krzyżaków i zorganizowania przez nich mocno scentralizowanego państwa, proces niemczenia tych ziem by nie nastąpił. Podobnie jak w Brandenburgii, również tutaj zwycięstwo reformacji znacznie go przyspieszyło.
Przedstawiony tutaj w zarysie model zarządzania państwem zakonnym zdecydowanie odbiegał od tego, co w tym samym czasie (tj. na przełomie XIV i XV wieku) ukształtowało się w Brandenburgii. Upadek władzy centralnej po wymarciu Askańczyków skutkował tam wyemancypowaniem się stanów, przede wszystkim zaś stanu rycerskiego (szlacheckiego). Będzie to miało swoje konsekwencje dla przyszłości państwa pruskiego, zwłaszcza jeśli się zważy, że podobny proces emancypowania się stanów w państwie zakonnym w połowie XV wieku będzie bezpośrednio związany z postępującą erozją pozycji Malborka po grunwaldzkiej katastrofie.
XV wiek – feudałowie i rycerze zakonni
Pięćsetlecie objęcia władzy w Brandenburgii przez Hohenzollernów przypadło na drugi rok Wielkiej Wojny. Siłą rzeczy ten okrągły jubileusz, który w warunkach pokojowych z pewnością wypadłby bardziej okazale (uwielbiający pompatyczne uroczystości cesarz niemiecki i król Prus Wilhelm II z pewnością by o to zadbał), przyćmiły wydarzenia wojenne. Ale przecież nie pozostał niezauważony.
Pruski generał piechoty, zdobywca Antwerpii i Modlina Hans von Beseler w październiku 1915 roku – a więc ledwie parę tygodni po objęciu kierownictwa nad warszawskim Generalnym Gubernatorstwem – pisał do żony o dobrodziejstwach, które spłynęły na Brandenburgię z chwilą przybycia nad Sprewę i Hawelę pierwszych Hohenzollernów. Dzięki nim w „tym zaniedbanym kraju [Brandenburgii – G.K.], stojącym jeszcze przed swoim rozwojem kulturowym”, doszło do „wspaniałej przemiany”. To Hohenzollernowie sprawili, że z biegiem czasu Brandenburgia – „zaniedbany kraj” – przedzierzgnęła się w „toczące wielkie bitwy dzisiejsze Niemcy”. „Czy byśmy do tego doszli, gdyby przywództwo w Niemczech objęli Wettynowie lub Wittelsbachowie? Nie sądzę! Nawet jeśli dynastyczną legendą jest to, że wszyscy Hohenzollernowie byli wielcy, to możemy im być wdzięczni za to, że ci wielcy pojawili się we właściwym czasie”8.
Postawiony na czele niemieckiego sektora okupacyjnego w Kongresówce pruski generał piechoty czuł się zresztą jak pierwsi Hohenzollernowie, którzy przybyli do „zaniedbanej” Brandenburgii. Tak jak oni, musiał „wszystko organizować” i zmagać się z „wieloletnimi zapóźnieniami cywilizacyjnymi”. Pozostawiając na boku osobiste ambicje i idiosynkrazje Beselera, należy przyznać, że objęcie władzy przez Hohenzollernów w Brandenburgii w 1415 roku było trzecim w odstępie trzydziestu lat wydarzeniem, które miały dalekosiężne skutki dla Brandenburgii oraz państwa krzyżackiego. Pierwszym z nich było zawarcie w 1385 roku unii polsko-litewskiej, która zapoczątkowała, używając dwudziestowiecznego języka, geopolityczną rewolucję w Europie Środkowej i Wschodniej. Drugim było zwycięstwo polsko-litewskie pod Grunwaldem, które ostatecznie złamało potęgę Krzyżaków i potwierdziło mocarstwowy status monarchii jagiellońskiej. Trzecim było przybycie Hohenzollernów do Brandenburgii.
Rozdział II
Hohenzollernowie w Brandenburgii. Koniec potęgi Państwa Krzyżackiego
Dynastia, która przez kolejne stulecia miała być związana z brandenburskim elektoratem i Księstwem Pruskim (w tym ostatnim przypadku od początku XVI wieku), wywodziła się ze Szwabii. Pierwsze wzmianki o przedstawicielach rodu „von Zolorin” pojawiają się w źródłach w XI wieku. Na początku XIII wieku Hohenzollernowie związali się z Frankonią, obejmując urząd burgrabiego norymberskiego. W połowie tego stulecia doszło do podziału rodu na dwie linie: szwabską i frankońską. W 1248 roku przedstawiciele tej ostatniej władali Bayreuth, a następnie Ansbach. Nieprzerwanie też dzierżyli urząd burgrabiego Norymbergi9.
Jeden z nich, Fryderyk VI, już w 1411 roku dostał od Zygmunta Luksemburskiego przyrzeczenie objęcia władzy w Marchii Brandenburskiej. Jak wiemy, brak gotówki już wcześniej skłonił Zygmunta do sprzedaży Krzyżakom Nowej Marchii (1402). Tym razem chodziło o odwdzięczenie się Hohenzollernowi za finansowe wsparcie uwieńczonych sukcesem starań Luksemburczyka o koronę niemiecką. Śladem tej mało heroicznej genezy władztwa Hohenzollernów nad Brandenburgią był fakt, że początkowo przyznano burgrabiemu norymberskiemu marchię jako zastaw za sto tysięcy guldenów.
Oficjalnie Fryderyk VI jako Fryderyk I – margrabia, elektor brandenburski i arcykomornik Rzeszy ‒ objął władzę nad Sprewą 30 kwietnia 1415 roku. Hołd wszystkich stanów marchii złożony nowemu władcy odbył się w Berlinie 21 października 1415 roku. Natomiast uroczysta ceremonia nadania brandenburskiego lenna przez cesarza Zygmunta Luksemburskiego miała miejsce w Konstancji 18 kwietnia 1417 roku.
Nie było cienia przesady w określaniu Brandenburgii mianem „zaniedbanego kraju” w momencie przybycia tam Hohenzollernów. Trwające niemal sto lat (od wygaśnięcia dynastii askańskiej w 1320 roku) osłabienie, a często brak władzy centralnej miały znaczące konsekwencje. O emancypacji rycerstwa, przeradzającej się w feudalną anarchię – była już mowa. Temu towarzyszyła, jak wiemy, zapaść gospodarcza widoczna przede wszystkim w marchijskim rolnictwie. Namacalnym wyrazem tego ogólnego „zaniedbania” były straty terytorialne, które ponosiła Brandenburgia na przełomie XIV i XV wieku. Nowa Marchia nie była przecież jedynym utraconym terytorium.
Pierwsze dekady rządów brandenburskich Hohenzollernów poświęcone były konsolidacji władzy elektorskiej oraz rewindykacjom terytorialnym. Na obu tych polach nowi władcy osiągnęli wymierne sukcesy. W momencie przejmowania władzy w brandenburskim elektoracie obszar marchii wynosił ok. 23 tysięcy kilometrów kwadratowych. W 1499 roku wzrósł on do 36 tysięcy kilometrów kwadratowych. Z pewnością największym sukcesem pierwszych brandenburskich Hohenzollernów było wykupienie w 1455 roku Nowej Marchii z rąk Krzyżaków. Do tego kluczowego nabytku, bo pozwalającego myśleć brandenburskim elektorom o wznowieniu ekspansji w kierunku Księstwa Pomorskiego (dzisiejsze Pomorze Zachodnie i Środkowe) rządzonego przez Gryfitów, należy dodać uzyskane w 1482 roku: Krosno Odrzańskie, Sulechów i Lubsko. Był to zastaw przejęty przez brandenburskich Hohenzollernów na mocy układu zawartego z piastowskim księciem Żagania, Janem.
Na tym nie kończyła się lista zakupów dokonywanych przez Hohenzollernów. Już w latach czterdziestych XV wieku zakupili oni lenna: Cottbus, Peitz, Teupitz, Barwalde (Barwice) i Gr. Lübben. W 1490 roku dokupili jeszcze położone w pobliżu Berlina władztwo Zossen. Nie ogniem i mieczem, a nawet nie sakiewką i mieczem, a samą sakiewką dokonywał się rozrost terytorialny Brandenburgii pod rządami pierwszych Hohenzollernów. Należy podkreślić, że było to dzieło całej dynastii, sakiewkę bowiem napełniali frankońscy Hohenzollernowie. Czerpali oni duże dochody ze swoich władztw w Ansbach, Bayreuth i Kulmbach, gdzie istniało o wiele bardziej dochodowe niż w Brandenburgii rolnictwo (oparte przede wszystkim na rencie pieniężnej), rozwinięte miasta i – last but not least – sprawna administracja fiskalna.
Sama sakiewka nie wystarczyła jednak do wypełnienia innego pilnego zadania – ukrócenia anarchii feudalnej. Tutaj potrzebny był miecz. Zaraz na początku swoich rządów w Brandenburgii, jeszcze przed oficjalnym nadaniem lenna, Fryderyk I zderzył się z opozycją brandenburskich feudałów. Toczona w latach 1412–1413 wojna przeciw wewnętrznej opozycji (skoncentrowanej w tzw. Starej Marchii oraz w Prignitz) zakończyła się sukcesem Fryderyka I. Również w tym przypadku nieocenione okazały się posiłki – tym razem zbrojne – z Frankonii.
Kolejną przeszkodą na drodze do wzmocnienia władzy elektorskiej była samodzielność stanu mieszczańskiego. Miasta brandenburskie wykorzystały okres osłabienia władzy centralnej do uzyskania faktycznej autonomii, czemu sprzyjało zawiązywanie przez nie wewnętrznych porozumień oraz układów z innymi związkami miast na obszarze Rzeszy, z potężną Hanzą na czele. W połowie XV wieku ten okres politycznej samodzielności marchijskich miast należał już do przeszłości. Przełomowym i spektakularnym przykładem podporządkowywania sobie miast przez brandenburskich Hohenzollernów był Berlin, a właściwie dwumiasto Berlin‒Cölln.
W 1442 roku elektor Fryderyk II wykorzystał spór władz miasta, dziesięć lat wcześniej połączonego, z cechami. Wystąpił jako arbiter, zarządzając powrót do rozbicia stolicy na dwa miasta: Berlin i Cölln. Spór toczył się do 1448 roku, gdy ostatecznie władze Berlina podporządkowały się woli elektora. Widomym znakiem, ale i gwarancją trwałości władzy elektorskiej było wybudowanie w 1451 roku pierwszego zamku władców brandenburskich w berlińskiej stolicy.
Jedynym stanem, który bez zastrzeżeń przyjął w Brandenburgii nowych władców z Frankonii, było duchowieństwo. Biskupi z Brandenburga, Lubusza i Havelbergu bez oporów uznali władzę Hohenzollernów, ciesząc się i tak licznymi przywilejami (np. immunitetem sądowym), które pochodziły jeszcze z czasów rządów dynastii askańskiej. Nowi władcy nie zamierzali jednak tolerować aż tak daleko posuniętej autonomii stanu duchownego. W 1447 roku elektor brandenburski uzyskał od papieża Mikołaja V prawo nominacji biskupich na swoim terytorium (zatwierdzał je papież). Przy tej okazji ograniczono kompetencje sądów duchownych, wyłączając spod ich jurysdykcji sprawy dotyczące poddanych elektora sądzonych w procesach cywilnych i karnych.
Trwałości władztwa Hohenzollernów w Brandenburgii służyły również wewnątrzdynastyczne ustalenia, które miały zapobiec ewentualnym konfliktom wokół kwestii dziedziczenia władzy w Brandenburgii oraz w posiadłościach frankońskich. Ostatnim elektorem brandenburskim, który sprawował jednocześnie władzę w Marchii i we Frankonii, był Albrecht Achilles (okres panowania 1470–1486). Na mocy specjalnej dyspozycji (Dispositio Achillea) z 1473 roku dokonał faktycznego podziału władztwa Hohenzollernów na dwie linie: elektorską (brandenburską) oraz ansbachską (młodszą). Oznaczało to, że po śmierci Albrechta jego najstarszy syn Jan miał objąć władzę w elektoracie brandenburskim, średni Fryderyk (jako Fryderyk III Stary) przejąć Ansbach i Bayreuth, a najmłodszy Zygmunt panować w Kulmbach10.
Sukcesy polityki „sakiewki i miecza” pierwszych brandenburskich Hohenzollernów nie byłyby możliwe bez mądrej polityki zagranicznej elektorów. Jej roztropność polegała na utrzymaniu poprawnych relacji z dwoma potężnymi sąsiadami – od wschodu z monarchią jagiellońską, od zachodu z Rzeszą. Hohenzollernowie przybywali do Brandenburgii w momencie, gdy Korona Polska złączona unią personalną z Wielkim Księstwem Litewskim po rozgromieniu Krzyżaków pod Grunwaldem stawała się pierwszorzędnym graczem w Europie Środkowej. Tego faktu nowi władcy Brandenburgii nie lekceważyli. Pamiętano zresztą w Berlinie, że w 1402 roku Zygmunt Luksemburski pierwotnie rozważał sprzedaż Nowej Marchii właśnie królowi polskiemu.
Starano się więc unikać jakichkolwiek zadrażnień z Polską, a nawet doprowadzić do zacieśnienia relacji z Krakowem. Wyrazem tych dążeń były plany zawarcia związków dynastycznych między Hohenzollernami a Jagiellonami. Pierwszą próbą był projekt małżeństwa syna elektorskiego, późniejszego elektora Fryderyka II, z Jadwigą, córką króla Władysława Jagiełły. Kurprinz (następca elektora) przebywał nawet przez jakiś czas na krakowskim dworze. Ostatecznie z matrymonialnego projektu nic nie wyszło. Jednak plany zawiązania dynastycznej koligacji między Hohenzollernami a Jagiellonami nie zostały zarzucone.
Rzut oka na:
Panowanie bohaterów „Iliady” i Rzymian w Marchii Brandenburskiej
Czterech elektorów brandenburskich z dynastii Hohenzollernów panujących w stuleciu między 1471 a 1571 rokiem nosiło przydomki nawiązujące do bohaterów wojny trojańskiej i rzymskiej historii. Byli więc: Albrecht Achilles (1471–1486), Johann Cicero (1486–1499), Joachim I Nestor (1499–1535) oraz Joachim II Hektor (1535–1571). Żadna dynastia europejska takiego natężenia „bohaterskich” przydomków nie miała. To przede wszystkim zasługa nadwornych historyków Domu Hohenzollernów w XVI wieku, którzy w ten sposób chcieli zwiększyć prestiż dynastii panującej w Berlinie. Elektor Albrecht z racji rycerskich cnót nazwany został Achillesem, a jego syn Johann z racji swej biegłości w łacinie znany był jako Cicero Germanicus.
Elektorowi Joachimowi I przypisywano dar udzielania roztropnych rad na podobieństwo króla Pylos Nestora z Iliady. Z kolei Joachim II miał się odznaczać siłą fizyczną, ale jako dowódca wojskowy (np. w czasie wypraw u boku Habsburgów przeciw Turkom w latach 1541–1542) nawet nie zbliżył się do mężnego dowódcy Trojan.
Czternastego maja 1479 roku młodszy syn elektora Albrechta Achillesa, dziewiętnastoletni Fryderyk – władca na Ansbach i Bayreuth (a więc z linii frankońskiej), poślubił piętnastoletnią córkę króla Polski i wielkiego księcia litewskiego Kazimierza Jagiellończyka, Zofię. W ten sposób Hohenzollernowie wiązali się z najpotężniejszą wówczas dynastią w Europie Środkowej, której przedstawiciele rządzili państwami w trójmorzu, między Bałtykiem, Morzem Czarnym a Adriatykiem.
Małżeństwo Zofii i Fryderyka doczekało się osiemnaściorga dzieci. Dziewiątym z kolei był urodzony 17 maja 1490 roku Albrecht – późniejszy ostatni (jak się okazało) wielki mistrz zakonu krzyżackiego w Prusach oraz pierwszy książę pruski; siostrzeniec kolejnych Jagiellonów panujących na tronie polskim: Jana Olbrachta, Aleksandra i Zygmunta I Starego.
Poprawne relacje utrzymywali brandenburscy Hohenzollernowie również z kolejnymi cesarzami rzymskimi z dynastii luksemburskiej oraz habsburskiej. Tych pierwszych wspierali politycznie i zbrojnie w walce z husytami. W 1431 roku elektor Fryderyk I dowodził armią Rzeszy podczas kolejnej (nieudanej) wyprawy przeciw zwolennikom czeskiego reformatora. Gdy siedem lat później rozpoczęła się w Rzeszy era władców z dynastii Habsburgów, Hohenzollernowie podtrzymali dotychczasowy kurs polityczny obliczony na unikanie konfliktów z cesarzami11. Jako elektorowie brandenburscy należeli do elity Rzeszy. Dodatkowo zaś rozsianie rodowych posiadłości od Odry po Ren (Brandenburgia, Frankonia, Szwabia) czyniło priorytetem utrzymywanie poprawnych relacji z kolejnymi panującymi dynastiami. Tym bardziej że czas grał na ich korzyść.
Tym bowiem, co charakteryzowało Rzeszę (innymi słowy: Święte Cesarstwo Rzymskie Narodu Niemieckiego) pod koniec średniowiecza, był proces „nasilającej się terytorializacji, czyli przekształcania się władzy złożonej z mnogości uprawnień władczych nad osobami w jednolitą władzę nad konkretnym obszarem”. W praktyce oznaczało to, że pod koniec XV wieku Rzesza, która nigdy nie była jednolitym organizmem, coraz bardziej stawała się „związkiem osób, skomplikowanym i ułożonym hierarchicznie systemem złożonym z osób i korporacji, na czele którego stał cesarz nadawający całości symboliczną jedność i prawomocność”12. W tym systemie „osób i korporacji” połączonych siecią powiązań i zależności lennych oraz przynależnością do wspólnych instytucji (takich jak Reichstag) pozycja brandenburskich elektorów w związku z sukcesami Hohenzollernów w polityce wewnętrznej i zagranicznej systematycznie rosła. Co jeszcze ważniejsze, aż do początku XVI wieku odbywało się to właściwie bez prowadzenia kosztownych i ryzykownych wojen.
Gdy w Brandenburgii następowała systematyczna konsolidacja władzy elektorskiej i nowi władcy systematycznie powiększali terytorium Marchii, państwo krzyżackie wchodziło w chroniczny kryzys. Klęska Krzyżaków pod Grunwaldem, choć nie przyniosła bezpośrednich strat terytorialnych (Pomorze Gdańskie na mocy pierwszego pokoju toruńskiego z 1411 roku pozostało przy zakonie), to jednak – mówiąc współczesnym językiem – podcięła im perspektywy rozwojowe. Przede wszystkim otworzyła w państwie między Wisłą a Pregołą trwającą niemal sto lat epokę kryzysu, którą można określić załamaniem się legitymizacji wewnętrznej zakonu krzyżackiego na tych ziemiach. I to w podwójnym sensie – w oczach swoich własnych poddanych oraz, co okazało się decydujące, w podejściu samych braci zakonnych do kontynuowania swojej misji jako katolickiego, uznającego zwierzchność papieża i cesarza rzymskiego zakonu rycerskiego.
Pierwszą odsłonę tego kryzysu można określić jako dążenie stanów państwa zakonnego (przede wszystkim rycerstwa i mieszczan) do emancypacji spod słabnącej po 1410 roku władzy wielkich mistrzów. Malbork coraz bardziej potrzebował pieniędzy na prowadzenie kosztownych i regularnie przegrywanych wojen z państwem jagiellońskim. To zaś oznaczało konieczność coraz głębszego sięgania do sakiewek rycerstwa i mieszkańców pruskich miast. Podobnie jak Hohenzollernowie brandenburscy, również Krzyżacy prowadzili w pierwszej połowie XV wieku politykę „miecza i sakiewki”. Ale w odróżnieniu od brandenburskich elektorów zarówno „miecz” (tj. wojny z Polską i Litwą), jak i „sakiewka” (dochody państwa) nie zapewniały wzrostu potęgi zakonu, jego władzy centralnej, ale wręcz odwrotnie – jeszcze bardziej przyczyniały się do osłabienia państwa. Gdy Hohenzollernowie brandenburscy konsolidowali swoją władzę, łamiąc opór stanów, Krzyżacy musieli stawiać czoło konsolidującej się opozycji stanowej. Elektorowie wzmacniali się w XV wieku, dbając o możliwie poprawne relacje z Koroną Polską. Krzyżacy w tym czasie szukali swojej pomyślności w eskalowaniu napięć z Krakowem.
Pierwszym sygnałem wzrastającego oporu stanów pruskich przeciw obciążeniom podatkowym było powstanie w 1397 roku złożonego z rycerstwa Związku Jaszczurczego. Po grunwaldzkiej klęsce zakonu szeregi stanowej opozycji protestującej przeciw ciągłemu zwiększaniu obciążeń podatkowych zasilili mieszczanie. Pozycję miast państwa zakonnego (takich jak Gdańsk czy Elbląg) wzmacniała jeszcze przynależność do potężnego ciągle (choć mającego apogeum swojego znaczenia już za sobą) związku hanzeatyckiego.
W 1440 roku największe miasta państwa krzyżackiego skupiły się w Związku Pruskim. Inicjatorami powstania tej organizacji byli mieszczanie, ale nie tylko oni zostali jej członkami. Do Związku Pruskiego wstępowali również przedstawiciele miejscowego rycerstwa (szlachty). Związek już w momencie swojego powstania domagał się współudziału w rządzeniu państwem poprzez powołanie do życia politycznej reprezentacji stanowej – Rady Krajowej (Landesrat) – która miała się składać z dwóch izb, osobno dla rycerstwa (szlachty) i mieszczan.
Od początku też Związek Pruski widział w Koronie Polskiej, a mówiąc precyzyjniej – w królu Polski – sprzymierzeńca i patrona. Przecież krótko po Grunwaldzie pruskie stany w oczekiwaniu na rychłe zdobycie Malborka przez zwycięskie wojska króla Władysława Jagiełły złożyły hołd polskiemu władcy. Pokój toruński z 1411 roku co prawda unieważnił ten akt, ale pamięć o nim pozostała.
Słabnący zakon próbował walczyć z opozycją stanową. W 1449 roku Krzyżacy uzyskali dekret rozwiązujący Radę Krajową (Radę Pruską), która jednak kontynuowała swoją działalność, tyle że nielegalnie. Ponadto nie ustawał ucisk fiskalny ze strony państwa zakonnego. Szczególnie dotkliwe dla mieszczan było tzw. cło funtowe (Pfundzoll) nakładane w Gdańsku.
W 1454 roku delegacja Związku Pruskiego udała się do Krakowa, gdzie ponowiła hołd z 1410 roku, oddając się pod opiekę króla polskiego. W odpowiedzi Kazimierz Jagiellończyk 6 marca 1454 roku wydał akt inkorporujący ziemie pruskie (tj. cały obszar państwa zakonnego) do Korony Polskiej. Opieki i zwierzchności króla polskiego, co należy podkreślić, poszukiwali mieszczanie i szlachta, która w sensie pochodzenia etnicznego była niemiecka. Jednak najważniejsza była ustrojowa atrakcyjność Korony Polskiej, w której prawa stanów (zwłaszcza stanu szlacheckiego) były systematycznie rozszerzane. Nieprzypadkowo dokument inkorporacyjny przewidywał, że stany pruskie w obrębie Korony Polskiej cieszyć się będą tymi samymi przywilejami jak polskie stany, zachowując jednocześnie wszystkie swoje dotychczasowe prawa. Polski władca jednocześnie obiecywał, że wszystkie urzędy w inkorporowanych do Korony ziemiach będą sprawowane tylko przez krajowców. Natomiast wszystkie najważniejsze sprawy dotyczące tych ziem miały być rozstrzygane przez krajowe zgromadzenie stanowe. Kazimierz Jagiellończyk zgodził się nawet na prawo ziem pruskich do bicia własnej monety w Gdańsku i Toruniu13.
Wojna trzynastoletnia (1454–1466) Korony Polskiej z Krzyżakami nie zakończyła się pełnym zwycięstwem Polski. Nie udało się wcielić – zgodnie z aktem inkorporacyjnym – całości państwa zakonnego. Do Korony powracało jednak Pomorze Gdańskie z jego najważniejszym portem oraz ziemie chełmińska i michałowska. Dodatkowo zostało przyłączone do Polski biskupstwo warmińskie oraz dotychczasowa stolica państwa krzyżackiego – Malbork. To były Prusy Królewskie, które terytorialnie oraz ustrojowo stały się częścią monarchii jagiellońskiej. Pozostałe obszary państwa krzyżackiego pozostały pod władzą wielkiego mistrza, który po utracie Malborka przeniósł swoją stolicę do Królewca. Warto wspomnieć o jeszcze jednej stracie terytorialnej poniesionej pośrednio na skutek wojny z Polską. Mowa o Nowej Marchii, którą w poszukiwaniu gotówki Krzyżacy musieli odsprzedać Brandenburgii w 1455 roku.
Drugi pokój toruński z 1466 roku określił nowy przebieg granicy między Koroną a państwem krzyżackim. Przewidywał ponadto, że każdy wielki mistrz po swoim wyborze będzie zobowiązany złożyć przysięgę wierności królowi Polski, co w praktyce oznaczało nawiązanie stosunku lennego z Koroną. Ponieważ pokój kończący wojnę trzynastoletnią nie był zatwierdzony przez papieża ani przez cesarza, Krzyżacy wykorzystywali ten fakt, usiłując doprowadzić do jego rewizji. Zaczęli od sabotowania zaciągniętego w 1466 roku zobowiązania do składania przysięgi wierności kolejnym władcom polskim.
Pod koniec XV wieku w czasie panowania na tronie polskim króla Jana Olbrachta (1492–1501) pojawiła się na dworze polskim sugestia przeniesienia Krzyżaków znad Pregoły nad Dniestr, na Podole, gdzie mogliby się bardziej wykazać biegłością w sztuce rycerskiej i umiłowaniem Kościoła, chroniąc południowo-wschodnie Kresy przed Turkami i Tatarami. Gotowości do takich poświęceń w zakonie jednak nie było. Nikt tam nie chciał występować w roli antemurale christianitatis (zwłaszcza antemurale Poloniae), co swoją drogą było przejawem poważniejszego kryzysu duchowej tożsamości, który już wtedy mocno infekował zakon.
Gdy Turcy nie tylko mocno stanęli nad Dniestrem (podporządkowując sobie Wołoszczyznę i Mołdawię), ale również regularnie penetrowali pod koniec XV wieku południową Italię, Krzyżacy, odrzucając jakąkolwiek myśl o zaangażowaniu się w obronę christianitas z mieczem w ręku (co było przecież rdzeniem etosu zakonów rycerskich od początku ich istnienia), ostatecznie przypieczętowali swój los. Nie powtórzyli historii joannitów, którzy bohatersko broniąc Rodos, a potem Malty przed muzułmanami, uratowali swoje istnienie. Uratowali je, bo zachowali pierwotne powołanie jako „rycerzy w habitach”.
Krzyżacy skoncentrowali zaś pod koniec XV wieku swoje wysiłki na utrzymaniu swojej władzy nad Pregołą, a w dalszej perspektywie odebraniu Polsce utraconych w 1466 roku ziem. Stąd pomysł, by wybrać na urząd wielkiego mistrza przedstawiciela niemieckiego rodu książęcego, co pozwoliłoby szukać poparcia przeciw Polsce w Rzeszy. Takie było tło wyboru w 1498 roku saskiego księcia Fryderyka z rodu Wettynów. Aż do swojej śmierci w 1510 roku odmawiał on złożenia przysięgi wierności królom Polski. Sprzyjały temu częste zmiany na tronie polskim (między 1501 a 1506 rokiem zasiadało na nim aż trzech władców) oraz wojna Litwy z Moskwą.
XVI wiek – Hohenzollernowie idą w ślady Lutra
Na początku XVI wieku – w 1511 oraz w 1517 roku – doszło do dwóch wydarzeń, które w istotny sposób przyczyniły się do powstania państwa brandenbursko-pruskiego. Pierwsza data nawiązuje do wyboru na urząd wielkiego mistrza zakonu krzyżackiego księcia Albrechta Hohenzollerna z frankońskiej linii tej dynastii (6 lipca 1511 roku). Druga oznacza początek reformacji protestanckiej, zapoczątkowanej ogłoszeniem przez księdza Marcina Lutra z Wittenbergi swoich 95 tez (choć żadna z nich w 1517 roku nie głosiła otwarcie konieczności zerwania z Kościołem rzymskim i nie nazywała papieża „Antychrystem”).
Rozdział III
Przełom Reformacyjny nad Sprewą i Pregołą. Znika Państwo Krzyżackie, powstaje Księstwo Pruskie
Czy można traktować wybór Albrechta Hohenzollerna na wielkiego mistrza krzyżackiego jako „otwarcie drogi do królewsko-cesarskiej zawrotnej kariery swego domu”?14 Jeśli uznać, że początkiem drogi do stworzenia jednolitego państwa pruskiego, którego rdzeń stanowiły elektorat brandenburski i Księstwo Pruskie, było skupienie tych dwóch organizmów państwowych w ręku jednej dynastii, to taką opinię trudno uznać za przesadzoną. Po raz pierwszy właśnie w 1511 roku przedstawiciele jednej dynastii rządzili zarówno w Berlinie, jak i w Królewcu. Jak wiadomo urząd wielkiego mistrza krzyżackiego był obieralny, nie dziedziczny. Sytuacja ta mogła więc wydawać się tymczasowa. Wszystko jednak zmieni sekularyzacja zakonu krzyżackiego w Prusach na skutek przyjęcia przez wielkiego mistrza Albrechta i całą elitę zakonną nad Pregołą reformacji protestanckiej. To otworzyło przed Albrechtem perspektywę ustanowienia tam swojej władzy dziedzicznej na podobieństwo tej, którą sprawowali w Brandenburgii jego kuzyni z linii elektorskiej.
Wybór Albrechta Hohenzollerna na urząd wielkiego mistrza zakonu krzyżackiego był kontynuacją linii politycznej zapoczątkowanej wyborem w 1498 roku na ten sam urząd księcia saskiego Fryderyka. W osobie Albrechta władzę w Królewcu obejmował reprezentant rodu, którego pozycja w Rzeszy na początku XVI wieku systematycznie rosła. Dość powiedzieć, że w 1514 roku w gronie siedmiu elektorów wybierających cesarza rzymskiego aż dwa miejsca przypadały Hohenzollernom. Jedno z tytułu posiadania elektoratu brandenburskiego (złączonego z urzędem arcykomornika Rzeszy), drugie zaś było związane z nominacją Albrechta Hohenzollerna (brata elektora Joachima I, nie mylić z wielkim mistrzem krzyżackim) na godność arcybiskupa Moguncji. Każdorazowo ta kościelna godność związana była z przywilejem zasiadania w elektorskim kolegium oraz sprawowaniem urzędu arcykanclerza Rzeszy. W 1518 roku arcybiskup Albrecht Hohenzollern otrzymał kapelusz kardynalski. Jak widać, wpływy Hohenzollernów sięgały daleko poza obręb Rzeszy.
Podczas cesarskiej elekcji, która w 1519 roku wyniosła króla Hiszpanii Karola I Habsburga do godności króla niemieckiego i cesarza rzymskiego Karola V, jako ostatni dwaj elektorzy swoje głosy oddawali Hohenzollernowie. Obydwaj opowiedzieli się za kandydaturą Habsburga, co ostatecznie pogrzebało szansę jego konkurenta do korony cesarskiej, króla Francji Franciszka I Walezjusza.
Hohenzollernowie systematycznie rozszerzali swój stan posiadania i wzorem ubiegłych dekad uciekali się przy tym przede wszystkim do „sakiewki”. W 1523 roku margrabia Ansbachu Jerzy I Pobożny (frankońska linia Hohenzollernów) nabył Księstwo Karniowskie na Śląsku. Od tego czasu datują się związki rodu z tą ziemią. Z punktu widzenia długofalowych konsekwencji dla historii monarchii Hohenzollernów było to wydarzenie trudne do przecenienia.
Wybiegając nieco do przodu, należy również zauważyć aktywizację polityki brandenburskiej na kierunku pomorskim. Od układu w Pyrzycach z 1493 roku z pomorskimi Gryfitami Hohenzollernowie snuli plany przejęcia władzy nad Księstwem Pomorskim, które w charakterze lenna podlegało cesarzowi. W 1521 roku status ten został formalnie potwierdzony nadaniem mu statusu osobnego księstwa Rzeszy. W 1529 roku brandenburscy Hohenzollernowie na mocy traktatu zawartego z księciem pomorskim Jerzym I uzyskali potwierdzenie (obowiązującego już od 1493 roku) swojego prawa do dziedziczenia po Gryfitach, a elektor Joachim I prawo tytułowania się księciem pomorskim. Odnowienie przymierza pyrzyckiego przypieczętowano zawarciem w 1530 roku związku dynastycznego przez ślub księcia Jerzego I z córką elektora brandenburskiego, Małgorzatą.
Polityka brandenburskich Hohenzollernów szła jednak dwoma torami. Na jednym były porozumienie i dynastyczne koligacje, na drugim uderzanie w Księstwo Pomorskie poprzez utrudnianie mu kontaktu z jego bezpośrednim zapleczem gospodarczym w dorzeczu Odry. Elektorowie od lat trzydziestych XVI wieku nakładając restrykcyjne cła, utrudniali handel na żeglugowej trasie warciańsko-odrzańskiej. Z kolei frankfurckie prawo składu mocno nadwerężyło kontakty handlowe Pomorzan ze swoim zapleczem drogą lądową.
Członkowie obradującej w Królewcu kapituły generalnej zakonu krzyżackiego wybierając w 1511 roku Albrechta Hohenzollerna na urząd wielkiego mistrza, z pewnością jako jego główny atut traktowali silne „umocowanie” rodu księcia w Rzeszy. Być może nie bez znaczenia było również to, że nowy wielki mistrz był siostrzeńcem panującego w Polsce króla Zygmunta I. Można domniemywać, że liczono w Królewcu, iż w tej sytuacji polski władca nie będzie twardo egzekwował zapisu pokoju z 1466 roku o przysiędze wielkiego mistrza na wierność królowi Polski.
Jeśli były takie kalkulacje, okazały się one całkowicie błędne. Jagiellon wspierany przez kolejne sejmy nie zamierzał ani na jotę ustępować z ustaleń kończących wojnę trzynastoletnią. Na domiar złego dla coraz bardziej zeświecczającego się zakonu ponownie pojawiły się na dworze krakowskim pomysły przeniesienia Krzyżaków znad Bałtyku na Podole, by tam na nowo odkryli swoje powołanie jako zakonu rycerskiego.
Wielki mistrz Albrecht Hohenzollern, wzorem swoich poprzedników, ani myślał podejmować się ryzykownej misji strażnika „przedmurza chrześcijaństwa”. Swoją szansę dostrzegł natomiast w dołączeniu do szerokiej antypolskiej koalicji montowanej przez cesarza Maksymiliana I Habsburga, do której mieli wejść obok elektorów brandenburskich również książęta sascy, państwo Zakonu Kawalerów Mieczowych w Inflantach, Dania oraz Wielkie Księstwo Moskiewskie15.
Zwrot w polityce jagiellońskiej, który na mocy traktatu krakowskiego z 1515 roku zakończył ostrą fazę dynastycznej rywalizacji o pierwszeństwo w Europie Środkowej (ostatecznie rozstrzygnięta na korzyść Habsburgów na skutek klęski Węgier w bitwie z Turkami pod Mohaczem w 1526 roku), zapobiegł zawiązaniu tego układu. W tej sytuacji wielki mistrz Albrecht zdecydował się na kontynuowanie antypolskiego projektu dyplomatycznego w węższej formule, opartej na porozumieniu krzyżacko-moskiewskim przeciw monarchii jagiellońskiej. Było to porozumienie iście „ekumeniczne”, zważywszy, że władcy Moskwy wobec trwania tzw. schzmy wschodniej traktowani byli przez Kościół katolicki (a Krzyżacy, ciągle poszukując protekcji papieża przeciw Polsce, przedstawiali się jako „wierni synowie Kościoła”) jako schizmatycy, z którymi obcowanie było dla prawowiernego katolika grzechem śmiertelnym. Również dla władców Moskwy, pielęgnujących już mit „trzeciego Rzymu”, który nie upadnie w wierze tak jak „Rzym pierwszy” – papieski, kontakty z katolickim zakonem rycerskim miały charakter pewnej transgresji.
W latach 1517–1519 najbliższy doradca Albrechta Dietrich von Schönberg odbył trzy poufne podróże do Moskwy. Już pierwsza z nich zakończyła się zawarciem 10 marca 1517 roku sojuszu przeciwko Polsce. Wielki książę Moskwy Wasyl III zobowiązywał się wysłać Albrechtowi posiłki wojskowe w postaci 10 tysięcy piechoty oraz 2 tysięcy jazdy oraz wspólnie z nim wystąpić zbrojnie przeciw monarchii jagiellońskiej. Z perspektywy Królewca rzecz była warta nawet takich „protokolarnych ustępstw” jak padanie na twarz poselstwa krzyżackiego przed Wasylem i zgoda na witanie wielkiego mistrza przez posła moskiewskiego ledwie skinieniem głowy16.
W 1519 roku wielki mistrz Albrecht Hohenzollern rozpoczął wojnę przeciw Koronie Polskiej. Pomoc moskiewska okazała się iluzoryczna. Na dodatek brandenburscy kuzyni wielkiego mistrza nie zamierzali porzucać swojej dotychczasowej polityki opartej na niezadrażnianiu relacji z Polską. Elektor brandenburski Joachim I zachował neutralność w konflikcie polsko-krzyżackim, obawiając się, że w przeciwnym razie narazi się na atak wojsk polskich na Marchię.
W tej sytuacji Krzyżacy zgodzili się na zawarcie w 1521 roku rozejmu z Polską, a wielki mistrz udał się do Rzeszy, szukając tam wsparcia przeciw swojemu królewskiemu wujowi. O nastroju Albrechta, z jakim opuszczał państwo zakonne, świadczyły słowa napisane do biskupa sambijskiego Georga Polentza: „Nie wrócę [do Prus – G.K.], aby się zagłodzić. Jako urodzony książę brandenburski mogę się utrzymać ze swej ojcowizny. Niech inni siedzą w Prusach na polewce”17.
Albrecht przybywał do Rzeszy w okresie szczególnym. W ciągu dziesięciu lat od jego wyboru na wielkiego mistrza doszło do epokowej zmiany. Rozpoczęty w 1517 roku przez księdza Marcina Lutra ruch reformy Kościoła w 1521 roku przybrał formę rewolucyjnego zerwania z Rzymem i papieżem jako „Antychrystem”. Rok wcześniej niemiecki ksiądz został ekskomunikowany przez papieża Leona X. Marcin Luter zrewanżował się publicznym spaleniem ekskomunikującej go bulli pod murami Wittenbergi. Do tego gestu nawiązywać będą w kolejnych wiekach następni organizatorzy wielkich paleń „nieprawomyślnych” druków w Niemczech (np. podczas obchodów trzechsetlecia reformacji w Wartburgu w 1817 roku).
Gdy do Rzeszy przybył ostatni wielki mistrz Zakonu Niemieckiego w Prusach, nauka Lutra była już ukształtowana w swoich najważniejszych elementach, czyli w przekonaniu, że na drodze do osiągnięcia zbawienia nie jest potrzebny wiernym autorytet Kościoła, wyznaczy sama wiara (sola fide), ukształtowana przede wszystkim przez „prawdziwą Ewangelię” (sola scriptura). Z katolickiej nauki o siedmiu sakramentach pozostał jedynie sakrament chrztu.
Zakwestionowanie autorytetu Kościoła przez Lutra i jego zwolenników miało dalekosiężne skutki polityczne, społeczne i kulturowe. Ukształtowany w ciągu setek lat ład christianitas opierał się bowiem na współdziałaniu władzy świeckiej i władzy duchownej. Jak pokazywały długie konflikty papiestwa z cesarstwem, harmonia między tymi ośrodkami była krucha, ale jednak opierała się na istnieniu dwóch autonomicznych wobec siebie władz. Protestancka reformacja radykalnie zakwestionowała ten stan rzeczy.
Czynnikiem, który przesądził o tym, że ruch Marcina Lutra (i on sam) nie podzielił losu wcześniejszych, heterodoksyjnych prób „odnowy” Kościoła, było opowiedzenie się za reformacją władzy świeckiej ‒ niektórych książąt Rzeszy widzących w tym szansę na poszerzenie podstaw rządów we własnych państwach, jak i na zewnątrz poprzez możliwość wyemancypowania się spod zwierzchności cesarskiej. Marcin Luter odwdzięczał się za wsparcie swojego ruchu, nauczając, że książęta Rzeszy, którzy stanęli po stronie „prawdziwej Ewangelii”, są „biskupami z konieczności” (Notbischöfe). W tym charakterze nie tylko mogli, ale wręcz powinni ingerować w sprawy dotychczas zastrzeżone dla władzy duchownej. W tym ostatnim przypadku nie chodziło tylko o zarządzanie strukturą i majątkiem Kościoła, ale również kwestie dotyczące na przykład prawa małżeńskiego, co miało ścisły związek z odrzuceniem przez Lutra sakramentalnego charakteru małżeństwa („Nic, co dotyczy spraw małżeńskich, nie należy do Ewangelii” – mawiał)18.
Przykład Rzeszy (w tym Brandenburgii, o której będzie jeszcze mowa) potwierdzał regułę spotykaną także w innych państwach, gdzie zwyciężała reformacja (Anglia i monarchie skandynawskie), zgodnie z którą jej sukces był uwarunkowany „odgórnie”. Decydującym impulsem okazywało się opowiedzenie po stronie „nowej wiary” władzy państwowej oraz akces do niej (lub bierność) sporej części duchowieństwa katolickiego. Jak świadczyły przykłady wielkich powstań chłopskich w Szwecji i Anglii w obronie „starej wiary”, lud Boży za nowinkami religijnymi nie specjalnie tęsknił.
Klasycznym wręcz przykładem takiego „odgórnego” modelu narzucania protestantyzmu był los państwa Zakonu Niemieckiego w Prusach. Do spotkania wielkiego mistrza Albrechta z Marcinem Lutrem doszło w listopadzie 1523 roku w Wittenberdze. W marcu tego samego roku niemiecki reformator zwrócił się w liście otwartym do członków zakonu w Prusach, by porzucili „papistowskie przesądy” w postaci celibatu i innych ślubów zakonnych oraz by przyjęli „prawdziwą Ewangelię” na nowo odkrytą przez doktora z Wittenbergi. Eks-ksiądz radził to samo wielkiemu mistrzowi.
W obu przypadkach wezwanie padło na podatny grunt. Proces zeświecczenia zakonu krzyżackiego datował się od przełomu XV i XVI wieku. Przełomowe pod tym względem okazało się urzędowanie jako wielkiego mistrza księcia Fryderyka Saskiego (1498–1510), który uczynił ze swojej siedziby w Królewcu dwór świeckiego władcy, otwarty na wpływy włoskiego humanizmu renesansowego. Nie byłoby w tym nic zdrożnego, gdyby nie fakt, że chodziło o instytucję zakonną. Jak wiemy, rycerze w białych habitach z czarnym krzyżem zdecydowanie odrzucali myśl o przeniesieniu się na pierwszą linię frontu walki z kolejną falą muzułmańskiej ofensywy na chrześcijańską Europę. Duch obrońców Akki z 1291 roku dawno umarł nad Bałtykiem.
Na początku XVI wieku w Zakonie Niemieckim w Prusach panował zgoła odmienny duch. Cytując autora niedawno opublikowanej biografii Albrechta Hohenzollerna, zakon krzyżacki w momencie obejmowania przez niego władzy w 1511 roku „znajdował się w stanie rozkładu. Zaczęły zanikać powaga i godność stanu duchownego. Zdarzały się wypadki, że Krzyżacy popełniali pospolite przestępstwa, takie jak morderstwa, grabieże, kradzieże i oszustwa”. Wśród najwyższych dostojników zakonnych szerzyły się choroby weneryczne (zapadł na nią sam Albrecht), które raczej nie były rezultatem gorliwego praktykowania cnót i rad ewangelicznych19.
Grunt, w sensie duchowym, pod przyjęcie „prawdziwej Ewangelii” przez wielkiego mistrza i elitę władzy Zakonu Niemieckiego w Prusach był gotowy jeszcze przed 1517 rokiem. Pod tym względem los Krzyżaków w Prusach w niczym nie odbiegał od losu tych licznych konwentów zakonnych w państwach niemieckich, które gremialnie – niemal z dnia na dzień – przyjmowały naukę Marcina Lutra i porzucały Kościół rzymski, choć wcześniej przyrzekały mu wierność.
Równie wymowny i znaczący był fakt, że ochoczo akces do „nowej wiary” złożyli również dwaj biskupi pruscy (inaczej: cały pruski episkopat): wspomniany biskup sambijski Georg Polentz oraz biskup pomezański Erhard Queis. Nie tylko dobrowolnie porzucili swoje godności biskupie, ale ochoczo wspierali Albrechta w zaprowadzeniu nad Pregołą nowej wiary, oddając mu do dyspozycji majątki kościelne oraz uznając jego zwierzchnictwo we wszystkich sprawach dotyczących organizacji kościelnej w Prusach. Okazało się, że w połowie lat dwudziestych XVI wieku dwa filary starego porządku w państwie zakonnym – elita zakonna oraz miejscowy episkopat – przeszły w komplecie do obozu reformacyjnego.
Pozostawał jeszcze jeden, decydujący dla przyszłości protestantyzmu na ziemiach pruskich, czynnik – stanowisko Korony Polskiej. Po zawarciu rozejmu z Krzyżakami w 1521 roku czas biegł na korzyść Polski. Sam Albrecht, jak widzieliśmy, miał świadomość niemal beznadziejności swojego położenia. Również wśród władców europejskich panowało dość powszechne przekonanie, że tylko kwestią czasu jest przejęcie przez Polskę całości ziem państwa zakonnego.
Stojąca u szczytu swojej potęgi monarchia jagiellońska zdecydowała się na inne rozwiązanie. Król Zygmunt I Stary przyjął usługi mediacyjne, które w imieniu Albrechta podjęli książę legnicki Fryderyk (ze śląskich Piastów) oraz brat wielkiego mistrza, margrabia Ansbachu, Jerzy. Wynikiem negocjacji podjętych w marcu 1525 roku było podpisanie 8 kwietnia w Krakowie traktatu, który uznawał sekularyzację Prus Krzyżackich i przekazywał powstałe w ten sposób Księstwo Pruskie – pierwsze państwo luterańskie – we władanie Albrechtowi jako „księciu w Prusach” (dux in Prussia).
Jako władca Księstwa Pruskiego (Prus Książęcych) był on lennikiem króla Polski, któremu zgodnie z traktatem krakowskim przysługiwał tytuł „pana i dziedzica wszystkich Prus” (dominus et haeres totius Prussiae). Określenie „wszystkie Prusy” nawiązywało do nazewnictwa odnoszącego się do całości ziem państwa krzyżackiego, które po 1466 roku zostały częściowo wcielone do Korony jako tzw. Prusy Królewskie. Od 1525 roku formalnie zaczęła się również historia Prus Książęcych (czyli Księstwa Pruskiego oddanego we władanie księciu Albrechtowi).
Na mocy traktatu krakowskiego władza Albrechta jako „księcia w Prusach” stawała się dziedziczna. W razie braku męskiego potomka tron książęcy mieli dziedziczyć jego trzej bracia z linii frankońskiej dynastii Hohenzollernów, margrabiowie Kazimierz, Jerzy i Jan, oraz ich synowie.
Symbolicznym dopełnieniem układu polsko-pruskiego, ale i wykonaniem traktatowego postanowienia, iż „winien pan margrabia Albrecht złożyć przysięgę Jego Królewskiej Mości i Królestwu Polskiemu, jako swemu przyrodzonemu i dziedzicznemu Panu, oraz okazywać się na przyszłość posłusznym Jego Królewskiej Mości we wszystkim, jak z prawa należy księciu wasalnemu względem swego dziedzicznego pana”, była ceremonia uroczystego hołdu księcia Albrechta przed królem Polski Zygmuntem I na rynku w Krakowie 10 kwietnia 1525 roku. Po złożeniu na klęczkach przysięgi wierności królowi i jego potomkom na tronie polskim Albrecht, na znak zależności lennej, otrzymał od polskiego władcy chorągiew z herbem nowego Księstwa Pruskiego. Na białym polu widniał czarny orzeł, który jako symbol podległości lennej koronę miał na szyi, a nie na głowie, a pod nią inicjał „S” na oznaczenie łacińskiego brzmienia imienia polskiego króla (aż do 1640 roku litera ta będzie odnosić się do innych imion – Stephanus [Stefana Batorego] i Sigismundus [Zygmunta III Wazy], pojawi się również litera V w odniesieniu do imienia Vladislaus [króla Władysława IV]).
Zafrasowany Stańczyk ze słynnego obrazu Jana Matejki Hołd pruski był symbolem złych przeczuć, które towarzyszyły zawarciu układu Zygmunta Starego z Albrechtem. Czas (okres zaborów), w którym powstało to płótno, dodatkowo sprzyjał przypominaniu o nieostrożności popełnionej przez Jagiellona. Głosy przestrogi odzywały się już w momencie zawierania traktatu krakowskiego. Wybitny humanista i biskup warmiński Jan Dantyszek pisał na początku 1525 roku do króla Zygmunta: „Nie powinno się pominąć żadnej sposobności, ażeby wejść w posiadanie tego kraju [Prus krzyżackich – G.K.], skąd tyle nieszczęść od dawnych czasów spadało na Polskę, gdyż okazywanie łaskawości i miłosierdzia, zwłaszcza wrogom, często przynosiło niepowetowane szkody”20. Trzeba przyznać, słowa godne wielkiego męża stanu.
Inni obserwatorzy wskazywali na fatalną rolę, jaką odegrali w całej sprawie najbliżsi doradcy Zygmunta I ‒ kanclerz Krzysztof Szydłowiecki i biskup Piotr Tomicki. Żadnych wątpliwości w tej sprawie nie miał przebywający w Polsce legat papieski Antonio Puglioni, który przyznawał, że „król jest dobrym człowiekiem, lecz w wielu sprawach pozwala kierować sobą, a część rady królewskiej, w której rękach spoczywają podobne sprawy, jest dość przekupna”. Kanclerz cesarza Karola V Mercurino Gattinara stwierdził, że godząc się na sekularyzację państwa krzyżackiego i status Albrechta jako luterańskiego władcy świeckiego, król Polski „utracił wszelką powagę i dobre mniemanie u wszystkich”21.
Na marginesie można dodać, że jeszcze w XX wieku prymas Polski kardynał Stefan Wyszyński krytycznie wypowiadał się o postawie króla Polski w 1525 roku, określając je „mimowolnym patronowaniem zdradzie Kościoła przez Krzyżaków”, co „kosztowało Polskę bardzo wiele”. Cała zaś późniejsza historia relacji polsko-pruskich (niemieckich) była „dla nas ostrzeżeniem, iż za cenę niewierności Bogu nie można ubezpieczać ani Narodu, ani państwa” (Gniezno, 27 kwietnia 1975 roku) 22.
Krytyczne opinie papieskich i cesarskich dyplomatów o traktacie krakowskim niespecjalnie dziwią. Przyjęcie przez Albrechta luteranizmu i sekularyzacja państwa krzyżackiego w Prusach oznaczały, że zarówno papież, jak i cesarz przestali być protektorami Zakonu Niemieckiego nad Bałtykiem, bo zakon przestał tam istnieć. Jego ostatni wielki mistrz rezydujący w Królewcu stał się zaś heretykiem i jako taki ściągnął na siebie ekskomunikę (od papieża) i karę banicji z Rzeszy (w 1532 roku). Nowy książę pruski – w oczach swoich dotychczasowych protektorów heretyk i banita – od 1525 roku miał nowego i jedynego prorektora w osobie króla Polski i jego następców. Od wschodu, zachodu i południa otoczony był przez jagiellońską monarchię, która przeżywała właśnie swój „złoty wiek”. Należy zgodzić się z opinią Władysława Konopczyńskiego, który komentując znaczenie traktatu krakowskiego z 1525 roku, stwierdził: „Od dalszej zręcznej polityki oraz od siły cywilizacyjnej obu stron zależało, czy Prusy przylgną na stałe do Polski, czy też, połączone z Brandenburgią, odcinać ją będą od Bałtyku”23.
Zygmuntowi I Staremu nie można zarzucić krótkowzroczności – kategorycznie odrzucił sugestie ks. Albrechta, by rozszerzyć listę przyszłych dziedziców Księstwa Pruskiego o brandenburskich Hohenzollernów. Król Polski przewidywał zagrożenie, jakie dla Korony mogło wyniknąć w skupieniu w jednym ręku władzy w Berlinie i Królewcu. Brandenburskim Hohenzollernom nie pomogło nawet dynastyczne skoligacenie z polskim domem panującym. Historię zmarnowanych okazji i krótkowzrocznych decyzji rozpoczyna dopiero panowanie ostatniego Jagiellona, króla Zygmunta Augusta.
Na drodze do osiągnięcia przez Hohenzollernów strategicznego celu, tj. jednoczesnego panowania w Brandenburgii i Księstwie Pruskim, trzeba było nie tylko pokonać nieprzychylność dworu polskiego. Czynnikiem, który w pierwszych latach po traktacie krakowskim wyraźnie ograniczał możliwości realizacji tego planu, była odmienność wyznaniowa Brandenburgii oraz zsekularyzowanych Prus Książęcych. Przez pierwsze dziesięć lat po krakowskim hołdzie księcia Albrechta między Brandenburgią a Księstwem Pruskim utrzymywały się napięte relacje wywołane tym, że panujący w Berlinie elektor Joachim I aż do swojej śmierci (11 lipca 1535 roku) pozostał przy Kościele rzymskim.
Elektor brandenburski do końca swojego panowania był również zdecydowany bronić wiary katolickiej w Rzeszy z mieczem w ręku. W 1521 roku na sejmie Rzeszy w Wormacji (tam miały paść owiane legendą słowa Marcina Lutra: „Tutaj stoję, inaczej nie mogę”) Joachim I opowiedział się przeciw twórcy reformacji. Trzy lata później wydał zakaz rozpowszechniania na terenie Marchii tłumaczenia Biblii na język niemiecki dokonanego przez reformatora. W 1533 roku – a więc osiem lat po utworzeniu pierwszego państwa luterańskiego w postaci Księstwa Pruskiego – elektor brandenburski zawarł w Halle wraz z innymi książętami Rzeszy związek mający na celu obronę (również manu militari) wiary katolickiej w cesarstwie.
Rzut oka na:
Miłosierdzie pana i lennika