Przyjęcie postawy. Wybór wierszy z lat 2003-2019 - Janusz Szuber - ebook

Przyjęcie postawy. Wybór wierszy z lat 2003-2019 ebook

Janusz Szuber

0,0
19,90 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Wybór wierszy Janusza Szubera zawierający utwory z lat 2003–2019 obejmuje siedemdziesiąt siedem wierszy pochodzących z sześciu poprzednich tomików wybitnego sanockiego poety. Sam autor traktuje Przyjęcie postawy jako podsumowanie ważnego etapu swojej twórczości.

W trzeciej osobie liczby pojedynczej

Jeszcze ciemno, dlatego zapala lampkę.

I pierwsze na co patrzy, po raz nie wiedzieć który,

to, tak jak je zostawił na krześle,

te same spodnie, podkoszulek, slipy.

Sięga po bloczek i długopis, aby powtarzalne

i na pozór konieczne w trybie orzekającym

znalazło swoje potwierdzenie.

Bo gdyby na przykład teraz, obok,

twarzą do ściany, ten lub ta, i tej

lub tego ubranie pomieszało się z tym

tu na krześle, to co?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 48

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Opieka redakcyjna: KRZYSZTOF LISOWSKI
Korekta: EWELINA KOROSTYŃSKA, MARIA ROLA, ANNA RUDNICKA
Projekt okładki i stron tytułowych: MAREK PAWŁOWSKI
Na okładce wykorzystano grafikę Leszka Rózgi Wenecja-Getto
Redaktor techniczny: ROBERT GĘBUŚ
Skład i łamanie: Infomarket
© Copyright by Janusz Szuber © Copyright for this edition by Wydawnictwo Literackie, 2020
Wydanie pierwsze
ISBN 978-83-08-07171-7
Wydawnictwo Literackie Sp. z o.o. ul. Długa 1, 31-147 Kraków tel. (+48 12) 619 27 70 fax. (+48 12) 430 00 96 bezpłatna linia telefoniczna: 800 42 10 40 e-mail: [email protected] Księgarnia internetowa: www.wydawnictwoliterackie.pl
Konwersja: eLitera s.c.

Grażynie

CZĘŚĆ I

.

Jeśli o to chodzi, to jest tu

Moje, na pozór zachłanne lata 60.,

ich schyłek, tuż przed dekadą ponurych tajfunów

(jak o moim tamtym chorowaniu

mawiał jeden z lekarzy),

kiedy dziadek Stefan odwiedził nas na Filtrowej,

a ja od niedawna z patentem dorosłości,

zaprosiłem go do Teatru Żydowskiego, bo gdzieś

kiedyś wspominał, jak od kolegów nauczył się jidysz.

To, że dziadek był bez słuchawek,

i jego ormiański po Zacharjasiewiczach nos, budziło

wyraźną sympatię podczas antraktu i potem w szatni,

kiedy po oddaniu numerka pomagałem

nałożyć obszerną pelisę, którą mu sprawiła

jego siostra Helena z renty wypłacanej jej teoretycznie w dolarach:

płaszcz podbity przytulnym błamem z nutrii,

kołnierz i czapka bobrowe nie dziwiły, wręcz przeciwnie,

podobnie jak to, że to jest tu, jeśli o to chodzi,

bo tamto ani tu, ani tam,

chyba że w jakimś wsobnym nigdzie,

które tak nazwane, powinno przecież także jakoś być.

Wtedy, w 1967, napisałem był wiersz pt. Biberlied,

który z gromadą innych rówieśników

nie dożył mego późnego debiutu.

.

Tu wszystko może być tytułem

Jakby wczesne lata sześćdziesiąte

ubiegłego stulecia i ja, dla niepoznaki

jeszcze niepełnoletni, strofowany przez kobietę

w średnim wieku, w pretensjach, która nagle wydała mi się

stara i nijaka, kiedy, w chybotliwym tu, zajadle

broniła swego miejsca w ogonku do stoiska z czymś

na pierwszy rzut oka bezużytecznym:

z mokrych wyklejanek wylatywały zmarszczone motyle,

a za ladą sklepowe piły kawę,

z warstwą fusów na dnie szklanek, służbowe

fartuchy niedopięte na ich wydatnych brzuchach,

więc po co ten sen, skoro zaraz po tym

jak sięgały do szuflady, żeby wydać resztę,

między kocimi łbami bruku błyszczy

drobna moneta i, po to, by ją podnieść,

trzeba by twardej jawy.

.

Przedwiośnie 1935

Podczas ostatniego widzenia z żoną

oświadczył, powołując się na życzliwego mu lekarza,

że jest systematycznie czymś truty.

Skóra na twarzy i rękach potwierdzała powyższe.

Ciało wuja Bolesława

odesłano z więzienia w Łomży

w zapieczętowanej trumnie.

Władze nabrały wody w usta,

bądź co bądź oficer z odznaczeniami,

koledzy blisko Marszałka,

opozycja przeciwnie, prezes miejscowego sądu

gdzie mógł dolewał oliwy do ognia.

Mecenasa Głuszkiewicza, obrońcę,

ktoś zastrzelił w kancelarii we Lwowie.

Miasto niechętnie patrzyło na skromny kondukt,

wiatr targał welony żałobnic. Złoty sygnet

wuja Bolesława z monogramem BD

dostałem po maturze w 1967 i tylko

przy myciu ściągam z palca.

.

Kutná Hora – Sedlec

A skąd tu ten aniołek,

Putto barokowe, tłuścioszek

Golutki z dołeczkiem w kolanie,

Na piramidzie kunsztownej

Bieluchnych piszczeli,

Które w szczękach bezdziąsłych

Aportują czaszki czyściutkie,

Gładziutkie, bez jednego włoska?

Ach, te leniwe słodkie czeskie morza,

A w nich pobożne ossuarium –

Rafa szalonych mnichów.

Tam nasze spotkanie Mirando, Xenio, Biserko,

Małgorzato, Anno: w nieoswojonym, wspólnym,

Jakimś pozaludzkim „my”.

.

Oktostych

Nieśliśmy wieniec na pogrzebie kuzyna,

ktoś nas zagarnął i ustawił za inną parą.

Pierwszy raz tak blisko siebie,

chodziła wyżej, do pierwszej technikum.

Jak na początek lata dzień wyjątkowo zimny,

ubrani lekko i kuso, stąd gęsia skórka u obojga,

wtenczas nie było w czym wybierać, sprawiano nam

tylko rzeczy niezbędne i praktyczne.

.

Rynek 14/1

Pierwsze piętro w domu przy rynku,

jakieś trzydzieści metrów od mego okna,

zajmował do 1916 pradziadek Maurycy,

przez sześć dni w tygodniu

po poobiedniej drzemce schodził na parter,

do gabinetu z osobnym wejściem od frontu,

tam, gdzie teraz jest karczma i automaty do gier,

a wcześniej, przez ponad pół wieku, fotograf,

aby między czwartą a szóstą przyjmować chorych

i ulżyć naturze skażonej przez grzech,

a stangret, który z rana wiózł doktora do szpitala

i wszędzie tam, dokąd zwykł był zaglądać,

przedzierzgał się w kamerdynera,

uciszał harmider w poczekalni,

topił nad świecą lak,

glancował klamki.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki