Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Poznaj kolejne sekrety kuchni rodziny Winnych.
Nie ma wątpliwości, że kulinaria są nieodłączną częścią dziedzictwa narodowego. Czy można wyobrazić sobie podróż do Włoch lub Grecji pozbawioną tamtejszych smaków?
Podobnie jest z kuchnią rodzinną – to dziedzictwo tworzone przez pokolenia. Smaki dzieciństwa, które wprawiają w zachwyt i pozwalają choć na chwilę wrócić do przeszłości.
Przez sto lat rodzina Winnych tworzyła swoją smakową tradycję. Jej niebagatelną częścią są przetwory i nalewki. W kolejnej książce ze smakołykami Winnych Czytelnik znajdzie kilkadziesiąt przepisów na te właśnie pyszności.
Konia z rzędem temu, kto oprze się smakołykom Broni Winnej – jej wiśniowej konfiturze wzbogaconej nutą pigwy lub dżemowi aroniowo-gruszkowemu.
Ałbena Grabowska
Polka o bługarskich korzeniach. Pisarka, lekarz neurolog. Matka trójki dzieci, która nie wyobraża sobie życia bez pisania.
Autorka wielu książek dla dorosłych i dla dzieci, m.in.: Tam, gdzie urodził się Orfeusz, Stulecie Winnych.Opowiadania, Stulecie Winnych. Notes kulinarny, Lot nisko nad ziemią, Ostatnia chowa klucz, Coraz mniej olśnień, Lady M., bestsellerowej sagi Stulecie Winnych oraz trylogii Alicja w krainie czasów (Wydawnictwo Zwierciadło).
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 75
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
MAŁGOSIA
Smażenie konfitur u babć... To były moje najszczęśliwsze dni. U babci w domu albo u babuni zbierała się cała rodzina. Zaczynaliśmy zbiory późnym latem, w którąś sobotę, zawsze od świtu, jakby nie można było owoców i warzyw zbierać później. Każdy mógł powiedzieć, co chciałby zbierać. Wiadomo było, że ciocia Kasia malin nie będzie tykała, bo ręce podrapie i będzie kłopot w teatrze albo na filmie. Ja się zawsze zgłaszałam, bo miło było w te kłujące krzaki się zanurzyć i do dzbanka zbierać. Miałam taki rytuał: dziesięć do dzbanka, jedna dla mnie. Raz zjadłam przez pomyłkę malinę z jakimś robakiem w środku i zaczęłam strasznie krzyczeć. Dziadek mnie wtedy pocieszał: „kochanie, ten robak to nie zjadł zbyt wiele, taki mały...”.
K arol to był zawsze od wchodzenia na drzewo. Jedyny nie miał lęku wysokości i wdrapywał się na najwyższe gałęzie jak małpka. Stamtąd zbierał najlepsze czereśnie, oczywiście połowę wyjadając. Raz go dziadek Stanisław zobaczył, to się jakoś tak wzruszył i mówi, że taka sama Kasia była. Jak była mała, to też po drzewie chodziła i skakała jak wiewiórka, zwłaszcza że ruda. Chyba mu się coś pomyliło. Owszem, mama ruda, ale w życiu bym jej nie posądzała, że na drzewo się wdrapie. Jak miała na scenie na podwyższenie wejść, to musiał ktoś ją trzymać, bo się bała, że spadnie. Prędzej by ciocia Basia na drzewo weszła albo ciocia Ewa, bo ona taka odważna i nieraz ją widziałam, jak kota z dachu ściąga, bo kot lubił grzać się na dachówkach, ale zejść nie lubił. Ciocia wzdychała i mówiła: „idę po ciebie, kotko na gorącym blaszanym dachu”. W każdym razie, jak trzeba było owoce z najwyższych gałązek pozbierać, to Karol wiedział, że to jego robota. Zawieszał sobie na szyi koszyk, żeby ręce mieć wolne do wspinaczki, i właził na sam czubek. Sprytny taki był przy tym, bo zaczynał od samej góry i zsuwał się coraz niżej. Jak mu się koszyk wypełnił, to schodził, opróżniał go i znów właził. My zbieraliśmy z niższych gałęzi, dziadkowie stawali na drabinach, a pradziadkowie stali na dole i podtykali dziadkom koszyki. Wszystko bardzo sprawnie i płynnie szło. Najważniejszy był oczywiście Karol. Raz tak się wygłupiał i popisywał, że zleciał z dziesięciu metrów. Trzymał się takiej małej gałązki, zachwiał się i runął w dół. Wszyscy przy tym byliśmy i staliśmy jak słupy. A spadał jakby w zwolnionym tempie. I stał się cud. Na ostatniej gałęzi się zatrzymał. Zaczepił się o spodnie i zawisł jakiś metr nad ziemią. Pradziadek Staszek odzyskał natychmiast równowagę psychiczną i go zdjął. Karol w ogóle się nie przejął. Zeskoczył z rąk pradziadka jakby nigdy nic i w następnej sekundzie już się na powrót wspinał i wrzeszczał do nas, żebyśmy się swoją pracą zajmowali, bo on już tam wie, co robić. Dziadek Ryszard tylko krzyknął, żeby trzymał się obiema rękami, bo raz się udało kręgosłupa nie złamać, ale kto wie, jak drugi raz będzie. Karol odkrzyknął, że musi się trzymać jedną ręką, bo drugą zbiera, więc żeby mu tu dziadek nie mówił, jak ma być. Babć i prababć przy tym nie było, one się innymi rzeczami zajmowały i nie miały świadomości, do czego mężczyźni dopuszczają. Raz jeden tylko prababcia Andzia przyszła po coś tam i jak zobaczyła Karola dyndającego na czubku wiśni, to się przeżegnała, zaczęła po włosku wrzeszczeć i dopiero Karol byłby spadł. Pradziadek Staszek się wtedy nasłuchał, że aż czerwony był na twarzy. Próbował się tłumaczyć, że przecież czuwa, ale pra Andzia (bo tak prababcię nazywaliśmy) do głosu mu nie dała dojść, a jak perorował, to go ścierką waliła po plecach i to było bardzo śmieszne. Karol był strasznie dumny, że tyle uwagi mu się poświęca, i zły na pra Andzię, więc zejść nie chciał. Mieliśmy więc ubaw, bo pra Andzia chciała dobrze, żeby Karol zszedł na ziemię, żeby nie spadł, a on siedział na drzewie, udawał, że nie słyszy, i nawet się posunął do przejścia po gałęziach na gruszkę, która stała obok, co pra Andzię niemalże do zawału doprowadziło, a my zaczęliśmy się niepokoić, że teraz Karol to naprawdę zleci i kark skręci. Takie to mam wspomnienia ze zbierania owoców na dżemy i konfitury.
KONFITURA TRUSKAWKOWA
• 3 kg dojrzałych truskawek (najlepiej średniej wielkości)
• ok. 2,2–2,4 kg cukru (ilość w zależności od słodyczy owoców)
Truskawki dobrze wypłucz, pozbaw szypułek i osusz. Jeśli są duże – przekrój je na pół. Wsyp owoce do dużego szerokiego rondla z grubym dnem. Gotuj je na wolnym ogniu, mieszając, tak żeby truskawki się rozgotowały i nie przywarły do dna garnka, a woda odparowała. W pierwszym dniu gotuj owoce przez ok. 5–6 godzin. Zdejmij rondel z ognia i pozostaw bez przykrywki. Następnego dnia ponownie zagotuj owoce i przez ok. 30–40 minut podsmażaj na wolnym ogniu. Później dodaj cukier i mieszając, dalej smaż na wolnym ogniu, aż powstanie gęsta masa.
Gorącą konfiturę przełóż do wyparzonych słoików, zakręć je, odwróć do góry dnem i pozostaw na ściereczce do wystygnięcia, przykryte kocykiem. Kiedy konfitura całkowicie wystygnie, ostrożnie sprawdź, czy słoiki są szczelnie zamknięte.
KONFITURA TRUSKAWKOWA Z JAŚMINEM
• ¾ kg truskawek odszypułkowanych
• 2 cytryny
• ¾ kg cukru trzcinowego żelującego
• 1 szklanka świeżo zerwanych płatków jaśminu
Połowę truskawek rozgnieść na miazgę, dodaj cały cukier żelujący i sok z 2 cytryn. Dokładnie wymieszaj i odstaw. Po upływie godziny dodaj płatki jaśminu i gotuj całość 5 minut. Gorącą konfiturę przelej do wypieczonych w piekarniku słoików i dokładnie zakręć wyparzonymi pokrywkami. Postaw do góry dnem aż do wystygnięcia.
PACHNĄCA LASEM KONFITURA POZIOMKOWA
Prawdziwą mistrzynią w zbieraniu poziomek była Ania. Miała swoje sposoby i tajemnicze miejsca, więc często wracała z lasu z koszyczkiem pełnym czerwonych pachnących kuleczek. A babcia Bronia robiła z nich przepyszną konfiturę. Kiedy w środku zimy pozwalała otworzyć cenny słoik, dom wypełniał zapach lata i lasu.
• ½ kg poziomek
• ½ kg cukru
Poziomki przebierz, szybko przepłucz na sicie i pozostaw do całkowitego osuszenia. Suche owoce zasyp ¼ kg cukru i odstaw na ok. 6–7 godzin.
Z ¼ kg cukru i ½ szklanki wody przygotuj syrop: cukier wsyp do rondla, zalej wrzątkiem i na średnim ogniu mieszaj do całkowitego rozpuszczenia cukru. Na wrzący syrop wrzuć owoce z cukrem, którym były zasypane. Gotuj przez ok. 20–25 minut na małym ogniu. Nie mieszaj, ale co kilka minut potrząsaj porządnie rondlem. Na wierzchu pojawi się piana – zdejmuj ją łyżką cedzakową. Następnie zdejmij konfitury z ognia i zostaw do przestygnięcia.
Następnego dnia podsmażaj konfiturę na wolnym ogniu przez ok. 20–25 minut, aż stanie się szklista i lekko przejrzysta. Poziomki powinny w większości pozostać w całości.
Gorącą konfiturę przełóż do wyparzonych słoików, zakręć je, odwróć do góry dnem i pozostaw na ściereczce do wystygnięcia, przykrywając drugą ściereczką. Kiedy zupełnie wystygnie, ostrożnie sprawdź, czy słoiki są szczelnie zamknięte.
KONFITURA Z ANTONÓWEK
• 2½ kg antonówek
• ok. 2 kg cukru
• 2 cytryny
• 3 laski cynamonu (opcjonalnie)
Jabłka dobrze umyj, osusz, obierz ze skórki, wytnij gniazda nasienne i pokrój w ćwiartki. Następnie pokrój ćwiartki w niewielką kostkę (ok. ½ cm). Pokrojone w kostkę jabłka zważ, a następnie odważ dokładnie tyle samo cukru.
Wsyp owoce do dużego szerokiego rondla z grubym dnem i wymieszaj je z cukrem.
Cytryny dokładnie umyj, wyparz wrzątkiem i osusz. Wciśnij sok do jabłek z cukrem. Skórkę z 1 cytryny możesz pokroić w cienkie paseczki i dodać do konfitury. Do jabłek możesz też dodać laski cynamonu. Rondel wstaw na średni ogień i mieszając, doprowadź owoce do wrzenia. Następnie zmniejsz ogień i smaż konfiturę, aż masa zgęstnieje, a kawałki jabłek staną się przezroczyste. Uważaj, żeby się nie przypaliła!
Jeśli dodałaś laski cynamonu – wyjmij je.
Gorące konfitury przełóż do wyparzonych słoików, zakręć je, odwróć do góry dnem i pozostaw na ściereczce do wystygnięcia, przykrywając drugą ściereczką. Kiedy zupełnie wystygną, ostrożnie sprawdź, czy słoiki są szczelnie zamknięte.