9,99 zł
Podczas pokazu mody w Londynie Marc Derenz, chcąc się uwolnić od natrętnej Celine, mówi jej, że jest związany z modelką Tarą Mackenzie. Jednak Celine nie wierzy i nie zamierza odpuścić. Ponieważ wkrótce ma być jego gościem w willi we Francji, Marc jest zmuszony prosić Tarę, którą widzi po raz pierwszy w życiu, o pomoc. Proponuje jej duże pieniądze za to, żeby pojechała z nim na tydzień jako jego narzeczona na Lazurowe Wybrzeże…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 142
Julia James
Romans na Lazurowym Wybrzeżu
Tłumaczenie: Anna Dobrzańska-Gadowska
HarperCollins Polska sp. z o.o. Warszawa 2020
Tytuł oryginału: Billionaire’s Mediterranean Proposal
Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2019
Redaktor serii: Marzena Cieśla
Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla
© 2019 by Julia James
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2020
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25
www.harpercollins.pl
ISBN 978-83-276-5476-2
Konwersja do formatu EPUB, MOBI: Katarzyna Rek / Woblink
Razem z innymi modelkami Tara lekkim krokiem weszła do sali konferencyjnej w prestiżowym hotelu na West Endzie. Nadal miały na sobie wieczorowe kreacje, które przed chwilą prezentowały na wybiegu, a teraz miały z bliska pokazać bogatym gościom na prywatnym pokazie.
Kiedy przechodziła obok wystawnego bufetu, nagle zaburczało jej w brzuchu, ale zignorowała to. Niezależnie od tego, czy jej się to podobało, czy nie – a zdecydowanie jej się nie podobało – kariera modelki wiązała się z ostrą dietą, której celem było utrzymanie bardzo szczupłej, mówiąc oględnie, sylwetki. Powrót do normalnego jedzenia miał być jedną z pierwszych radości, jakich chciała doświadczyć po zakończeniu kariery i przeprowadzce na wieś, o czym od dawna marzyła. I realizacja tego marzenia była coraz bliżej – realizacja marzenia o ucieczce do malutkiego domku wśród krzewów róż w hrabstwie Dorset, który kiedyś należał do jej dziadków, a teraz, po ich śmierci, do Tary.
Za życia dziadków był to jedyny prawdziwy dom, jaki kiedykolwiek miała. Jej rodzice służyli w wojsku, obydwoje, i prawie cały czas spędzali na misjach zagranicznych, a ją, gdy tylko skończyła osiem lat, wysłali do szkoły z internatem. Dziadkowie zapewnili Tarze dom i spokojne życie, czego rodzice, z racji swego zawodu, nie byli w stanie zrobić.
Teraz Tara, pragnąc zamieszkać w odziedziczonym po dziadkach domu na stałe, poświęcała każdy zarobiony grosz na konieczne naprawy i remont – od nowego pokrycia dachu po nowe rury, ponieważ najzwyczajniej w świecie nie dało się tego uniknąć.
Prace były już na ukończeniu. Trzeba było tylko zainstalować nowe urządzenia kuchenne i sanitarne, co wymagało kolejnych dziesięciu tysięcy funtów.
Właśnie dlatego Tara nie przebierała w zleceniach i bez wahania przyjęła także i to. Nie mogła się już doczekać, kiedy wreszcie zamieszka na wsi, w domku, z którym wiązały się jej najlepsze wspomnienia. Zachwyt karierą modelki osłabł już dawno i dziś świat mody wydawał jej się jedynie nudny i męczący. Nie podobało jej się, że stale jest przedmiotem taksujących spojrzeń i aż zbyt często skupia na sobie uwagę mężczyzn, którzy interesowali się nią wyłącznie ze względu na jej tymczasowy zawód.
Na chwilę mimo woli zanurzyła się we wspomnieniach. Związek z Julesem należał do odległej przeszłości i już dawno przebolała jego koniec. Była wtedy bardzo młoda i głupia, i wierzyła, że naprawdę chodzi mu o nią, podczas gdy on widział w niej tylko coś w rodzaju trofeum, zdobyczy, którą mógł imponować swoim kumplom.
Była to trudna, bolesna lekcja ostrożności. Od tamtego czasu traktowała mężczyzn chłodno i z dystansem, doskonale wiedząc, że będzie to działało na nich zniechęcająco, mimo jej urody. I zazwyczaj ta sytuacja w ogóle jej nie przeszkadzała – być może przejęła od rodziców skłonność do trzeźwej oceny ludzi i podświadomie zaakceptowała ich pouczenia, by zawsze trwać przy własnym zdaniu, nikomu nie przytakiwać i w żadnym razie nie dać się zwieść pozorom.
Cóż, Tara nie miała najmniejszego zamiaru rozpływać się z zachwytu nad ludźmi, z którymi dane jej było spędzić ten wieczór. To, że wszyscy oni byli oszałamiająco bogaci, absolutnie nie czyniło ich lepszymi od niej. Z wysoko uniesioną głową i obojętnym wyrazem twarzy przeszła po sali, raz, drugi i trzeci, ponieważ za to właśnie jej płacono.
Przyjęcie miało się niedługo zakończyć i wtedy wreszcie będzie mogła wrócić do domu.
Marc Derenz przełknął szampana i uprzejmie odpowiedział na jakąś uwagę Hansa Neubergera. Był w ponurym nastroju, który jeszcze pogarszał się z każdą chwilą, lecz oczywiście nigdy nie okazałby swemu rozmówcy, że coś jest nie tak.
Hans był bliskim przyjacielem zmarłego ojca Marca i stał u boku Derenza juniora przez cały najmroczniejszy okres po śmierci jego rodziców w katastrofie helikoptera. Marc dopiero skończył wtedy dwudziestkę i bardzo potrzebował wskazówek Hansa, dzięki którym udało mu się poznać wszystkie zawiłości odziedziczonego w tak młodym wieku ogromnego majątku.
Nieocenione doświadczenie Hansa, właściciela jednej z największych firm inżynieryjnych w Niemczech, a także jego mądrość, dobroć i uczciwość, na zawsze pozostały nie tylko w pamięci, ale i sercu Marca. Od śmierci rodziców Hans był jedynym człowiekiem, wobec którego młody człowiek poczuwał się do lojalności.
I teraz właśnie ta lojalność przysparzała mu sporych problemów. Zaledwie półtora roku wcześniej Hans, niedawno owdowiały, lekkomyślnie poślubił kobietę, która zdaniem Marca polowała na bogatego męża.
Celine Neuberger, która tego wieczoru zjawiła się tu, by wzbogacić swoją i tak już obfitą kolekcję kreacji z warsztatów najsławniejszych projektantów mody, bynajmniej nie ukrywała przed Markiem ani tego, że podstarzały mąż mocno ją nudzi, ani tego, że jego dużo młodszy przyjaciel budzi w niej zupełnie odmienne uczucia.
Marc mocno zacisnął usta. Celine wpatrywała się w niego intensywnie, na co on starał się nie zwracać najmniejszej uwagi. Gdyby była żoną kogoś innego, bez chwili wahania powiedziałby jej, co o niej myśli. Bezwzględność była cechą, którą jako spadkobierca wielomiliardowej fortuny Derenzów musiał opanować bardzo wcześnie. Kobiety uwielbiały pieniądze i od samego początku musiał oganiać się od tych, które dałyby wszystko, żeby stanąć z nim na ślubnym kobiercu.
Wiedział, że kiedyś wybierze jedną z nich, lecz decyzję planował podjąć wtedy, gdy sam uzna to za stosowne, i pod jednym warunkiem – kobieta, która zostanie jego żoną, będzie nie mniej bogata od niego.
Takiej właśnie rady przed laty udzielił mu ojciec. Matka Marca także była dziedziczką dużego majątku. Ojciec ostrzegł również młodego człowieka, że nawet wybierając sobie kochanki, powinien szukać ich wśród kobiet ze swojego świata, kobiet, które nie mogły narzekać na brak pieniędzy czy przywilejów. Tak jest dużo bezpieczniej, powiedział.
Marc nigdy nie wątpił w słuszność ojcowskich przemyśleń i zignorował je tylko raz.
Celine Neuberger mówiła coś do niego z ożywieniem i akurat w tej chwili był jej wdzięczny za to, że wyrwała go z zamyślenia. Przed chwilą wrócił do wspomnień, których wolałby się pozbyć, wspomnień z okresu, gdy był młody i naiwny, i gdy musiał zapłacić złamanym sercem za poważny błąd.
Jednak słowa Celine tylko pogorszyły jego nastrój.
– Mówiłam ci już, że Hans obiecał mi kupić willę na Lazurowym Wybrzeżu? Na dodatek wpadłam na cudowny pomysł, słowo daję! Moglibyśmy prowadzić poszukiwania odpowiedniego domu z tej twojej cudownej willi na Cap Pierre! Powiedz, że się zgadzasz!
Marcowi daleko było do zachwytu, ale nie bardzo mógł odmówić. Za życia jego rodziców Hans i jego pierwsza żona często gościli w posiadłości Villa Derenz. Młody Marc cieszył się wtedy towarzystwem syna Neubergerów, Bernhardta, i razem z nim z entuzjazmem pływał w basenie i krystalicznie przejrzystym morzu u stóp skał Cap Pierre. Dobre wspomnienia…
– Bien sur! – odparł teraz z wymuszonym uśmiechem. – Cała przyjemność po mojej stronie.
„Przyjemność” była ostatnim określeniem, jakim mógł się posłużyć w celu opisania przebywania w towarzystwie Celine, która niezmordowanie robiła do niego słodkie oczy, ale ze względu na Hansa nie mógł odpowiedzieć inaczej.
Kobieta ze zwycięskim uśmiechem odwróciła się do męża.
– Kochanie, jeśli nie masz ochoty, nie musisz nudzić się tu ani chwili dłużej. Marc może odwieźć mnie do hotelu.
Hans z uśmiechem odwrócił się do przyjaciela.
– Będę ci bardzo wdzięczny – powiedział. – Muszę zadzwonić do Bernhardta, omówić z nim parę spraw przed czekającym nas wkrótce zebraniem zarządu.
Czy Marc mógł odmówić Hansowi, nie podając mu konkretnej przyczyny? Nie mógł, rzecz jasna.
W momencie, kiedy Hans wyszedł, Celine, co było do przewidzenia, poczuła się wolna.
– Powiedz mi, w której z tych sukni byłoby mi najlepiej – zwróciła się do Marca, szerokim gestem ogarniając przechadzające się w pobliżu modelki.
Zrezygnowany Marc skupił wzrok na znajdującej się najbliżej dziewczynie, pragnąc jak najszybciej pozbyć się Celine, jednak nagle wszystkie myśli o żonie starszego przyjaciela wyfrunęły mu z głowy.
Podczas pokazu mody, zajęty telefoniczną rozmową, nie zwracał uwagi na niekończącą się paradę kobiet na wybiegu i dopiero teraz zauważył tę dziewczynę.
Była wysoka i bardzo szczupła, co w jej fachu było koniecznością, oczywiście, jednak jej niezwykle gęste, lśniące kasztanowe włosy okalały twarz, od której po prostu nie mógł oderwać wzroku. Wyraźnie zaznaczone kości policzkowe robiły wrażenie wyrzeźbionych w marmurze, duże oczy miały morski odcień, a szerokie, piękne wargi, w tej chwili lekko zaciśnięte, były naprawdę niezwykłe. Na tej zachwycającej twarzy malował się wyraz zawodowej obojętności, ale wszystkie zmysły Marca zareagowały natychmiast i na wszelkich możliwych częstotliwościach.
Dziewczyna była zachwycająca, co tu dużo mówić.
Uniósł dłoń, przywołując ją bliżej, i przez sekundę był przekonany, że nie dostrzegła jego gestu, jednak po dłuższej chwili podeszła. Naprawdę nie mógł oderwać od niej oczu. Przez głowę przemknęła mu myśl, że przecież to modelka, a modelki prawie nigdy nie pochodziły z tej warstwy społecznej, z której wybierał sobie kolejne kochanki, ale ta…
Nie miał pojęcia, co takiego miała w sobie, lecz jego reakcja na nią była niewątpliwie niebezpieczna. Gdy patrzył na tę dziewczynę, trudno mu było pamiętać o regułach obowiązujących w jego świecie.
Była całkowicie oszałamiająca. Kiedy zbliżyła się i przystanęła przed nim, zagapił się na nią bezwstydnie, chłonąc wzrokiem jej zapierającą dech w piersiach urodę. I nagle drgnął, ponieważ w jej oczach błysnęło coś, co z całą pewnością nie było satysfakcją, raczej wręcz odwrotnie. Tak, nie była zadowolona, że jej się przygląda.
Zmrużył oczy, całkowicie zaskoczony. Była modelką, więc z czym miała problem? Płacono jej za to, że inni patrzyli na ubrania, które prezentowała. Jeśli o niego chodziło, równie dobrze mogłaby mieć na sobie parciany worek, to fakt, ale przecież nie powinno jej przeszkadzać, że on podziwia jej urodę, nie suknię.
Pośpiesznie przybrał neutralny wyraz twarzy, starannie maskując swoje zainteresowanie. Nie miało znaczenia, jak bardzo była piękna, bo przywołał ją tu z konkretnego powodu i tylko ten powód był istotny.
– Co powiesz na tę suknię? – odwrócił się do Celine.
Pomyślał, że im szybciej skłoni tę przeklętą babę, by wydała pieniądze Hansa na tę czy jakąkolwiek inną suknię, tym prędzej będzie ją mógł odwieźć do hotelu i pozbyć się jej, przynajmniej na ten wieczór.
Znowu popatrzył na modelkę. Suknia, którą nosiła, miała odcień głębokiego, winogronowego fioletu i subtelnie spływała po jej smukłym ciele. Gdy tamta pierwsza reakcja wróciła, ponownie postarał się nad nią zapanować, bez szczególnego powodzenia.
– Hm… – powątpiewająco zamruczała Celine. – Zbyt ponury kolor jak dla mnie, nie, zdecydowanie.
Niedbałym ruchem odprawiła modelkę, ale Marc ją zatrzymał.
– Proszę obrócić się dookoła – polecił.
Suknia była prawdziwym arcydziełem, podobnie jak i dziewczyna. Jej niebieskozielone oczy znowu błysnęły niezadowoleniem, którego Marc zupełnie nie potrafił zrozumieć.
Suknia była bez pleców i odsłaniała jej jasną skórę o delikatnym połysku. Kiedy znowu odwróciła się przodem, przez jej twarz przemknął dziwny wyraz, chyba wrogości.
Co z nią jest nie tak? – pomyślał z rozdrażnieniem. Skąd ta niechęć? Nie do takiej reakcji przywykł w kontaktach z kobietami – nie spotkał jeszcze takiej, która nie chciałaby zwrócić na siebie jego uwagi. Od wczesnej młodości miał problem z trzymaniem kobiet na dystans i bez cienia zarozumiałości mógł śmiało stwierdzić, że przyciągał je nie tylko jego majątek. Matka Natura wyposażyła go w cechy, których nie można było kupić – blisko dwa metry wzrostu i atrakcyjny wygląd.
Cóż, na tej dziewczynie jego męska uroda najwyraźniej nie robiła żadnego wrażenia. Trudno.
– Marc, cherie, ta suknia naprawdę jest nie w moim stylu – kapryśnie zauważyła Celine.
Kazała odejść modelce, która oddaliła się szybkim krokiem. Oczy Marca podążyły za nią, lecz po chwili tłum zasłonił ją i połknął.
Szkoda, że to modelka, pomyślał. Była najprawdziwszą pięknością, to prawda, ale nie należała do jego świata i powinien machnąć ręką na nią i własną reakcję na jej urodę.
Szkoda.
Tara odwróciła się na pięcie i szybko przeszła na drugą stronę sali. Serce galopowało w jej piersi jak szalone i doskonale znała przyczynę tego stanu rzeczy. O, tak…
Zamknęła oczy, starając się wyrwać z tego miejsca, przynajmniej myślą, nie udało jej się jednak uwolnić od dwóch emocji, z którymi się zmagała. Trudno jej było określić, która z nich jest silniejsza.
Pierwsza pojawiła się w momencie, gdy się zorientowała, że ten mężczyzna na nią patrzy, gdy sama spojrzała na niego pierwszy raz. Była przekonana, że nie było go na pokazie mody, lecz z drugiej strony nie mogła zaprzeczyć, że kiedy wchodzi na wybieg, nie patrzy na widownię.
Tak czy inaczej, gdyby spostrzegła go wcześniej, na pewno by go zapamiętała, nie miała co do tego najmniejszych wątpliwości. Żaden mężczyzna nigdy nie zrobił na niej tak silnego wrażenia jak ten, wysoki, ciemnowłosy i oszałamiająco przystojny. Włosy miał krótko ostrzyżone, gęste jak sierść soboli, twarz o wyrazistych, rzeźbionych rysach, orli nos i zaciśnięte usta. I oczy o spojrzeniu tak przenikliwym i ostrym, że mógłby zdzierać nim farbę ze ścian.
O spojrzeniu, które mimo całej swojej ostrości mówiło jej, że podoba mu się to, co widzi.
Najwyraźniej podobała mu się tak bardzo, że aż strzelił palcami, każąc jej podejść bliżej, by mógł się jej dokładnie przyjrzeć. No, dobrze, może nie strzelił palcami, ale jednak przywołał ją rozkazującym gestem, co wcale nie było lepsze. Na dodatek zmierzył ją nieprzeniknionym wzrokiem od stóp do głów i…
I Tara doskonale wiedziała, że jego zainteresowania wcale nie wzbudziła ta cholerna suknia.
To drugie uczucie, które wtedy ją ogarnęło, do złudzenia przypominało dotknięcie elektrycznego kabla pod napięciem. Przestań, ale już, skarciła się ostro. Co z tego, że jego spojrzenie wywołało w niej bunt? Co ją to mogło obchodzić? Ta wymalowana blondynka, która mu towarzyszyła, potraktowała ją dokładnie tak samo, więc dlaczego zirytowało ją tylko jego zachowanie?
Oni oboje, ten facet i blondynka, pochodzili ze świata, do którego Tara nigdy nie należała i który miała okazję obserwować jedynie z zewnątrz, tak jak podczas dzisiejszego prywatnego pokazu mody.
No, właśnie… Dziewczyna przywołała się do porządku i z kamienną twarzą ruszyła w trasę po sali, prezentując suknię, na którą w żadnym razie nie byłoby ją stać. Była tu w pracy, zarabiała potrzebne pieniądze, i tyle.
Gdyby tylko do końca mogła trzymać się tej strony sali, jak najdalej od źródła tych zupełnie zbędnych, niechcianych emocji…
– Cherie, ta jest idealna, nie sądzisz?
Głos Celine przypominał mruczenie głaskanego kota, lecz Marca drażnił jak dźwięk przeciągania paznokciami po tablicy. Żona Hansa wreszcie znalazła kreację, która przypadła jej do gustu, i teraz z zachwytem muskała dłonią złocistą satynę, w ogóle nie patrząc na prezentującą suknię modelkę. Dziewczyna z wyraźną nadzieję uśmiechała się do Marca, ten jednak nie zdradzał najmniejszego zainteresowania.
Co innego, gdyby znowu pojawiła się tamta… Pośpiesznie odsunął nieposłuszną myśl i skupił się na najważniejszym w tym momencie problemie – jak w końcu pozbyć się żony Hansa.
– Idealna – przytaknął.
Ulga okazała się krótkotrwała, ponieważ uzbrojone w szkarłatne pazury palce Celine zacisnęły się na jego ramieniu.
– Obejrzałam już wszystko, co chciałam obejrzeć – oznajmiła. – Umówię się na przymiarkę tej złotej sukni, ale teraz bądź tak dobry i zabierz mnie gdzieś na kolację, aniele. Później moglibyśmy wyskoczyć do jakiegoś klubu, co ty na to?
Marc szybko pozbawił kobietę złudzeń, że będzie miała go do dyspozycji przez resztę wieczoru. Uprzejmy ton zachował wyłącznie ze względu na Hansa, i tak trudno mu jednak było spokojnie myśleć o tym, że stary przyjaciel jego ojca wpadł w szpony tej okropnej wiedźmy. Naprawdę nie miał pojęcia, jak to się stało, że Hans w ciągu pierwszych pięciu minut nie przejrzał jej intencji.
Pamięć zaraz podsunęła mu jednak mroczne wspomnienie – sam przecież także pozwolił się kiedyś oszukać i zwieść, i co z tego, że był wtedy bardzo młody. On też wyszedł na głupca, ulegając zachwytowi, jaki budziła w nim Marianne.
Nie chciał pamiętać, jak wszedł do tamtej restauracji w Lionie i ujrzał ją z innym mężczyzną, starszym i jeszcze bogatszym niż on, wówczas dwudziestodwuletni, beznadziejnie ufny idiota. Marc długo patrzył wtedy na tamtych dwoje, na łaszącą się do kochanka Marianne, i czuł, jak coś umiera w głębi jego serca.
Parę chwil później Marianne zauważyła go i, nawet nie próbując się tłumaczyć czy przepraszać, podniosła kieliszek z szampanem w taki sposób, aby młody mężczyzna zobaczył duży brylant na jej palcu. Niedługo potem została trzecią żoną człowieka, z którym siedziała przy stoliku, a Marc nigdy nie zapomniał lekcji, którą wtedy dało mu życie.
– Jestem już z kimś umówiony na kolację – chłodno poinformował Celine.
– Och, jeśli to spotkanie w interesach, będę bardzo grzeczna – zapewniła go, ani na chwilę nie wypuszczając jego ramienia z uścisku. – Często towarzyszę Hansowi w czasie tych jego śmiertelnie nudnych kolacji, więc doskonale wiem, co należy robić. A kiedy skończysz rozmowy, może jednak wybierzemy się gdzieś jeszcze, co?
Marc zdecydowanie potrząsnął głową.
– Nie, to nie jest biznesowa kolacja – rzekł twardo.
Celine zmrużyła oczy.
– Wiem, że teraz nie spotykasz się z żadną kobietą – zamruczała. – Gdyby było inaczej, plotki szybko by do mnie dotarły.
– Niewątpliwie wkrótce tak się stanie – odpalił Marc.
Nie miał najmniejszej ochoty na dalsze dyskusje z Celine. Zależało mu jedynie na tym, by rozstać się z nią, zanim jego cierpliwość zostanie poważnie wystawiona na szwank.
– Więc kto to jest? – rzuciła, wydymając wargi.
Marc czuł, że lada chwila wybuchnie i pewnie dlatego powiedział pierwszą rzecz, jaka akurat przyszła mu do głowy.
– Modelka.
– Modelka?
Powtórzyła to słowo takim tonem, jakby chodziło o sprzedawczynię z supermarketu, kelnerkę albo sprzątaczkę. W oczach Celine kobiety, które nie były bogate, po prostu nie istniały.
– Która? – spytała nieustępliwie. – Jest może tutaj?
Rzuciła mu wyzwanie, które podjął bez chwili wahania.
– Tak, ta w sukni, która ci się nie spodobała.
– Ona?! Przecież nawet na ciebie nie spojrzała!
– Nie może spoufalać się z klientami w czasie pracy.
Ledwo to powiedział, a już zaklął w myśli. Do diabła, dlaczego wdał się w całą tę rozmowę? Dlaczego „wystawił” Celine akurat tę dziewczynę, tę, która pod jego spojrzeniem natychmiast stała się sztywna jak kij od szczotki?
Cóż, dobrze znał odpowiedź na te pytania. Zrobił to dlatego, że nadal starał się przestać o niej myśleć, całkowicie bezskutecznie. Podczas gdy Celine zachwycała się wybraną suknią, on błądził wzrokiem po sali, szukając tamtej modelki, zirytowany i tym, że nie może się powstrzymać, i tym, że nie może jej znaleźć.
Trzymała się z daleka, czyżby dlatego, że wolała go unikać? Ta myśl przyniosła ze sobą sprzeczne emocje. Po pierwsze, dziewczyna w fioletowej sukni w ogóle nie powinna go interesować, z powodu wszystkich zasad, których zawsze się trzymał. Niestety, niezależnie od tego, jak często przywoływał się do porządku, i tak całym sobą pragnął znowu ją zobaczyć.
Może nawet więcej niż tylko zobaczyć.
Niewykluczone, że przyczyną jego wzburzenia było to, że potraktowała go obojętnie i chłodno. Może właśnie to zaskoczyło go i zaintrygowało.
Nie miał czasu dłużej się zastanawiać, ponieważ Celine najwyraźniej postanowiła go sprawdzić.
– Koniecznie mi ją przedstaw, cherie!
Było oczywiste, że mu nie uwierzyła. Marc zacisnął usta. Nie zamierzał dać się wmanewrować w niewygodną sytuację i był gotowy praktycznie na wszystko, byle tylko wreszcie pozbyć się żony Hansa.
– Oczywiście – mruknął, przywołując wymuszony uśmiech. – Chwileczkę…
Ruszył na drugą stronę sali, szukając wzrokiem swojego celu. Gdy ją zobaczył, poczuł mocne ukłucie tego samego podniecenia, które ogarnęło go za pierwszym razem. Ten niezwykły wdzięk, ten idealny profil i niebieskozielone oczy, które teraz nagle na nim spoczęły.
Z wyrazem nieprzyjemnego zaskoczenia i nieskrywanej wrogości.
Trudno, pomyślał. Jej uczucia nie obchodziły go, nie w tej chwili. Stanął przed nią, jak tarczą zasłaniając ją sobą przed wzrokiem Celine, i od razu przeszedł do rzeczy. Może kierował nim jakiś idiotyczny impuls, może zwykła próżność, tak czy inaczej, to też go nie obchodziło.
Spojrzał w oczy dziewczyny, której oszałamiająco piękna twarz była zimna jak kamień.
– Chciałaby pani może zarobić dziś wieczorem pięćset funtów? – zapytał.
Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej