9,99 zł
Tia Saunders omal nie wpadła pod koła samochodu Anatola Kyrgiakisa. Anatol zaopiekował się nią wówczas i tak się zaczął ich romans. Było pięknie do momentu, w którym Tia oznajmiła, że jest w ciąży. Anatol – grecki milioner, biznesmen – uznał, że Tia chciała wymusić na nim małżeństwo. Zamiast ślubu było rozstanie. Spotykają się ponownie po kilku latach, w zupełnie nowej sytuacji…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 137
Tłumaczenie:Agnieszka Baranowska
Nad cmentarzem wisiały ciężkie, ciemne chmury, a zimowe powietrze nabrzmiało chłodem i wilgocią. Christine stała obok świeżo wykopanego grobu, a po jej policzkach spływały krople zmrożonego deszczu zmieszane ze łzami. Musiała pożegnać się z jedynym człowiekiem, który przyszedł jej z pomocą, gdy straciła wszystko, co kochała.
Łagodne i hojne serce jej wybawiciela, Vasilisa Kyrgiakisa, w końcu się poddało, czyniąc z niej wdowę. Nowe, smutne słowo rozbrzmiewało w jej głowie, gdy stała nad grobem męża. Wszyscy byli dla niej mili, Vasilis zdobył sobie szacunek wśród sąsiadów, choć wielu z nich początkowo dziwiło się, że Grek pojął za żonę kobietę o połowę młodszą od siebie. Jednak gdy się okazało, że zaskarbił sobie przychylność Barcourtów, najbardziej prominentnej rodziny w okolicy, nikt się nie odważył zadawać zbędnych pytań. Christine do końca pozostała lojalna wobec męża, któremu tyle zawdzięczała.
Słuchając słów księdza podczas składania trumny do grobu, pochyliła głowę i pozwoliła łzom popłynąć po policzkach. Jak przez mgłę widziała kwiaty i garście ziemi lądujące na trumnie, podczas gdy żałobnicy przechodzili koło niej, chyląc głowę w kondolencyjnym geście. Byłaby tak stała jeszcze nie wiadomo jak długo, gdyby nie ksiądz, który delikatnie ujął ją pod łokieć i ruszył w kierunku wyjścia. W pewnej chwili Christine potknęła się, uniosła odruchowo głowę i rozejrzała się nieprzytomnie. Zamarła, gdy przy bramie cmentarza dostrzegła czarną limuzynę zaparkowaną obok karawanu. Oparty o maskę samochodu stał wysoki, ubrany na czarno mężczyzna, którego nie widziała od długich pięciu lat. Mężczyzna, którego wolałaby już nigdy więcej nie spotkać.
Anatol przyglądał się szczupłej postaci ubranej na czarno i wspartej na ramieniu księdza przy grobie jego wuja. Wuja, którego nie widział od czasu jego absurdalnego ożenku. Mimo upływu lat zatrząsł się ze złości, na siebie i na kobietę, która wmanipulowała jego dobrotliwego wuja w małżeństwo. Nadal nie wiedział, jak tego dokonała, ale gnębiło go poczucie winy, że jej nie powstrzymał. Nie dostrzegłem w porę, że zasiałem ziarno niezdrowej ambicji, pomyślał gorzko. Najpierw próbowała usidlić jego, bez powodzenia, by następnie zwrócić się ku bezbronnemu staruszkowi, łagodnemu uczonemu, nieznającemu się na kobiecych sztuczkach kawalerowi. Teraz, gdy zauważyła go za ogrodzeniem cmentarza, wyglądała na wstrząśniętą. Anatol odwrócił się szybko, wsiadł do samochodu i odjechał z piskiem opon, pozostawiając po sobie wirujące w powietrzu odpryski żwiru ze spokojnej wiejskiej ścieżki. W głowie miał zamęt, wspomnienia sprzed pięciu lat osaczyły go nagle…
Anatol stukał niecierpliwie palcami o deskę rozdzielczą. Słynne londyńskie korki w godzinach szczytu nie oszczędzały nawet bocznych uliczek, jednak to nie spowolnienie ruchu drogowego wprawiało go w podły nastrój, ale prospekt wieczoru z Romolą. Jego czarne oczy błyszczały gniewnie, a zmysłowe usta tworzyły cienką linię niezadowolenia. Chciała upolować go sobie na męża, na co kompletnie nie miał ochoty!
Przypomniał sobie kompletną porażkę, jaką okazało się małżeństwo jego rodziców – pobrali się jako rozwodnicy, a jego pojawienie się na świecie siedem miesięcy po ślubie dowodziło niezbicie, że w poprzednich związkach nie traktowali poważnie przysięgi wierności. W nowym związku niewiele się zmieniło i po jedenastu latach matka Anatola opuściła męża. Obydwoje ponownie zawarli kolejne małżeństwa.
Zapewnienie ich jedynemu dziecku stabilnego domu nigdy nie figurowało wysoko na ich liście priorytetów. Teraz, gdy miał już dwadzieścia parę lat, pracował ciężko, by nie zrujnowali rodzinnej firmy swym rozpustnym stylem życia i kosztownymi rozwodami. Na szczęście oprócz dyplomu z ekonomii na jednym z najlepszych uniwersytetów na świecie i ukończonych studiów MBA, posiadał jeszcze naturalny dryg do interesów, więc korporacja Kyrgiakis rosła w siłę. Anatol pracował intensywnie i z równym entuzjazmem korzystał z uroków życia, trzymając się z dala od toksycznych więzów małżeńskich.
Pomyślał znowu o Romoli i skrzywił się z niechęcią. Jak wiele innych modelek, aktorek i gwiazdeczek pragnęła zamienić swoje nazwisko na jego. Nie rozumiał tego – dlaczego one wszystkie marzą, by zostać moją żoną? Miał tego szczerze dość! Zauważył, że kilkanaście metrów przed nim, przy pasach światło zmieniło się na zielone, wcisnął więc pedał gazu. Dokładnie w tym samym momencie jakaś kobieta weszła wprost pod koła jego samochodu…
Oczy szczypały ją od z trudem powstrzymywanych łez, a w jej głowie panował chaos. Jej podopieczny, biedny pan Rogers, odszedł tego ranka po długiej chorobie. Jego śmierć przywołała bolesne wspomnienia sprzed dwóch lat, gdy matka Tii przegrała nierówną walkę z przeznaczeniem. Ze spuszczoną smutno głową Tia ciągnęła za sobą swą jedyną, nieporęczną, starą jak świat walizkę, by jak najszybciej dotrzeć do agencji i otrzymać kolejne zlecenie. Jako opiekunka zakwaterowana w domu swych podopiecznych wraz z ich odejściem traciła dach nad głową. Biuro znajdowało się po drugiej stronie ulicy, tak zakorkowanej, że Tia postanowiła nie tarabanić się z walizką aż do przejścia dla pieszych, tylko przecisnąć się pomiędzy stojącymi w korku samochodami. Zeszła z krawężnika, unosząc przeraźliwie ciężką walizkę i…
Anatol nie zdawał sobie nawet sprawy, że potrafi reagować aż tak szybko – nadepnął z całych sił na hamulec i dłonią uderzył w klakson, ale nawet jego niezrównany refleks na nic się nie zdał. Głuchy dźwięk błotnika uderzającego w coś twardego wypełnił kabinę. Anatol poczuł, że żołądek podchodzi mu do gardła. Przeklinając paskudnie, wybiegł z samochodu. Na środku ulicy klęczała kobieta, którą od samochodu oddzielała wielka, stara walizka, z której wysypały się ubrania. Kobieta podniosła głowę i spojrzała na Anatola nieprzytomnym wzrokiem. Jakby nie zdawała sobie sprawy z niebezpieczeństwa! Nie wytrzymał.
– Co ty wyprawiasz?! Zwariowałaś?! – krzyknął, jednocześnie czując, jak kamień spada mu z serca, gdyż jedyną ofiarą wypadku wydawała się zniszczona walizka. Kobieta, zamiast mu odpysknąć, nieoczekiwanie wybuchła płaczem. Złość przeszła mu jak ręką odjął. Anatol przykucnął przy łkającej kobiecie.
– Wszystko w porządku? – zapytał.
W odpowiedzi nieznajoma wybuchnęła jeszcze bardziej żałosnym płaczem. Westchnął ciężko i zaczął zbierać porozrzucane ubrania, ale zepsutej walizki nie dało się już zamknąć. Ujął kobietę pod ramię.
– Wróćmy na chodnik, tak będzie bezpieczniej – zaproponował. Nie zwracając uwagi na szloch kobiety, zmusił ją, by wstała. Dopiero wtedy zauważył dwie rzeczy: była dużo młodsza, niż mu się początkowo wydawało, i niewiarygodnie śliczna. Miała blond włosy, twarz w kształcie serca, błękitne oczy i pełne usta… Poczuł, jak coś się w nim zmienia, nawet jego głos przeszedł transformację.
– Nic ci nie jest – powiedział łagodnie, bez cienia złości. – Otarłaś się o niebezpieczeństwo, ale udało ci się wyjść z tego cało.
– Tak mi przykro! – wydukała przez łzy.
Anatol potrząsnął głową.
– Nic się nie stało. Szkoda tylko twojej walizki.
Kobieta spojrzała na zniszczoną torbę i skrzywiła się żałośnie.
Anatol błyskawicznie podjął decyzję. Chwycił walizkę i wrzucił ją do bagażnika swojego samochodu, po czym otworzył drzwi od strony pasażera.
– Zawiozę cię tam, dokąd się spieszysz. Wskakuj – zachęcił ją, świadom narastającej złości kierowców zablokowanych przez jego samochód.
Kiedy zaczęła nieśmiało protestować, ujął ją za ramię i pomógł wsiąść do środka. Wskoczył za kierownicę i odpalił silnik. Ciekawe, czy byłbym taki skory do pomocy, gdyby gapa, która weszła mi pod koła, nie miała ślicznej twarzy otoczonej złocistymi puklami, pomyślał.
– Dokąd?
Spojrzała na niego z zakłopotaniem.
– Właściwie to muszę się dostać tam, na drugą stronę ulicy – bąknęła.
Anatol ruszył, ale samochody toczyły się powoli, miał więc czas, by się przyjrzeć swej niespodziewanej pasażerce. Pociągała nosem i wycierała mokre policzki dłońmi. Kiedy znowu stanęli w korku, wyciągnął z kieszeni marynarki chusteczkę i sam zaczął wycierać jej twarz. Kobieta otworzyła szeroko oczy, wpatrując się w niego ze zdumieniem. Uśmiechnął się do niej powoli.
Tia gapiła się na niego, a jej serce waliło jak oszalałe. Od płaczu miała ściśnięte gardło. Kiedy kierowca samochodu, przed którym tak bezmyślnie weszła na ulicę, krzyknął na nią, łzy powstrzymywane przez cały ranek, nagle trysnęły z jej oczu rwącymi strumieniami. Rozpacz i bezsilność w obliczu śmierci towarzyszącej jej od rana, nagle wydały jej się nie do zniesienia. Dopiero teraz, gdy nieco się uspokoiła, zwróciła uwagę na mężczyznę troskliwie ocierającego łzy z jej policzków. Nie wierzyła własnym oczom. Czarne jak smoła włosy, piękna, jak wyrzeźbiona w marmurze, twarz i ciemne oczy ocienione długimi, gęstymi rzęsami hipnotyzowały ją. Miał wysokie kości policzkowe, a usta… zmysłowe i nieco kapryśne. Poczuła nagle dreszcz w całym ciele. Wyglądał jak żywcem wyjęty z jej marzeń! Siedziała obok najbardziej niesamowitego mężczyzny jakiego spotkała w życiu!
Z drugiej strony, w swym smutnym, dusznym, pełnym ograniczeń życiu pozbawionym atrakcji nie miała szansy spotkać nikogo atrakcyjnego. Jako nastolatka opiekowała się matką, a zaraz potem podjęła pracę jako opiekunka i całe dnie spędzała ze swymi schorowanymi podopiecznymi. Brakowało jej czasu na romanse, chłopaków, ciuchy i inne ekscytujące przyjemności. Jedyne przygody, jakie jej się przytrafiały, to te w wyobraźni. A teraz naprawdę siedziała obok mężczyzny z krwi i kości, wyglądającego tak, jakby go sobie wyśniła: był wysokim, nieprzyzwoicie wręcz przystojnym brunetem o zniewalającym uśmiechu.
– Lepiej? – zapytał prawie szeptem.
Pokiwała tylko głową, nie była w stanie wykrztusić ani słowa, potrafiła jedynie wpatrywać się w niego wielkimi jak spodki oczyma. Ale po chwili dotarło do niej, że podczas gdy on wyglądał jak ucieleśnienie wszystkich jej marzeń, ona w niczym nie przypominała kobiety, która mogłaby się pojawić w męskich fantazjach. Miała czerwone oczy, kapało jej z nosa, była rozczochrana i ubrana w znoszone dżinsy i workowaty, stary sweter. Kompletna porażka… Światło zmieniło się na zielone i Anatol skręcił w boczną uliczkę, którą mu wcześniej pokazała.
– A dokąd teraz? – zapytał.
Ze zdumieniem zdał sobie sprawę, że nie miał wcale ochoty dojechać szybko na miejsce i rozstać się ze swą nową znajomą. Szybko przegnał tę myśl. Zawieranie znajomości na ulicy to kiepski pomysł, stwierdził stanowczo. Chociaż… Zerknął na nią ponownie. Naprawdę wygląda cudownie, pomyślał, nawet z czerwonymi oczyma, ubrana w jakieś koszmarne ciuchy. Jak wyglądałaby, gdyby się postarała?
Natychmiast zganił się w myślach. Dowieź ją na miejsce i wróć do swojego życia, rozkazał sobie.
– Przykro mi, że się przestraszyłaś. – Anatol usłyszał swój własny głos. – Mam nadzieję, że nigdy już nie będziesz próbowała przebiegać przez ulicę na skróty.
– Przepraszam, strasznie cię przepraszam – powtórzyła zachrypniętym głosem. – Za ten wybuch płaczu też. To nie przez ciebie, to znaczy, kiedy na mnie nakrzyczałeś…
– Przestraszyłem się, że cię zabiłem – przyznał ze skruchą. – Nie chciałem cię doprowadzić do płaczu.
Potrząsnęła żywo głową.
– To nie przez ciebie, ja…
Zamilkła. Przypomniała sobie długą noc i ponury ranek spędzone przy łóżku umierającego starszego pana.
– Tak? – Anatol zerknął na nią ponownie. Miał ochotę przyglądać się jej bez końca.
– To przez biednego pana Rogersa! – wykrztusiła w końcu. – Umarł dziś rano. Byłam przy nim, opiekowałam się nim. Był już wiekowy, ale mimo wszystko to bardzo smutne. Przypomniało mi się, jak umierała moja mama… – Zamilkła znowu. Anatol czuł, jak młoda kobieta walczy, by znów się nie rozpłakać.
– Przykro mi – powiedział po prostu, bo nic innego nie przyszło mu do głowy. – Twoja mama zmarła niedawno?
– Dwa lata temu, chorowała na stwardnienie rozsiane. Opiekowałam się nią po tym, jak mój tata zginął w wypadku. Dlatego zostałam profesjonalną opiekunką, miałam doświadczenie, nic innego zresztą nie umiałam robić. Nie mam jeszcze własnego mieszkania, dlatego wybieram klientów wymagających stałej opieki, zapewniających zakwaterowanie. – Z przerażeniem zdała sobie sprawę, że powiedziała za dużo. Opowiadała o sobie całkowicie obcemu mężczyźnie! – Właśnie idę do agencji po nowe zlecenie – dodała ostrożniej. – To już tutaj! – Wskazała niepozorny budynek.
Anatol zatrzymał samochód przy krawężniku. Dziewczyna wysiadła i podeszła do drzwi agencji, ale były zamknięte. Dołączył do niej i wtedy zauważył zawieszkę informującą, że biuro jest już nieczynne.
– I co teraz? – usłyszał swój własny głos.
Rzuciła mu szybkie spojrzenie, ale zdążył zauważyć, że w jej oczach czaiło się przerażenie.
– Cóż, przenocuję dzisiaj w jakimś tanim hotelu, na pewno znajdę jakiś w okolicy.
Anatol szczerze w to wątpił. W dodatku musiałaby dźwigać wielką, pogiętą walizkę z zepsutym zamkiem. Wyglądała na zagubioną i bezradną. I była taka śliczna…
Znów podjął decyzję pod wpływem impulsu, choć głos rozsądku podpowiadał mu, by nie zachowywał się jak idiota. Uśmiechnął się szeroko.
– Mam lepszy pomysł – powiedział. – Nie poradzisz sobie z tą walizką, a znalezienie taniego hotelu w centrum Londynu to raczej mrzonka. Mam więc dla ciebie propozycję: zatrzymaj się w moim mieszkaniu. – Kiedy dostrzegł, jak jej śliczne błękitne oczy robią się okrągłe z przerażenia, dodał szybko: – Sama, mnie tam nie będzie. Rano kupisz sobie nową walizkę i pójdziesz do agencji. Co ty na to? – Uśmiechnął się na zachętę.
Wpatrywała się w niego z niedowierzaniem.
– Jesteś pewien? – zapytała ostrożnie, jakby się bała uwierzyć we własne szczęście.
– W przeciwnym razie nie proponowałbym.
– To niesamowicie miły gest. – Opuściła głowę. – Ale narobiłam ci wystarczająco dużo kłopotów.
– Nieprawda. A więc zgadzasz się?
Uśmiechnął się ponownie; używał tej broni, gdy chciał kogoś do czegoś przekonać. Zawsze mu się udawało. Dziewczyna z wahaniem pokiwała twierdząco głową. Ignorując lamentujący nad jego głupotą głos rozsądku, Anatol pomógł nieznajomej wsiąść z powrotem do samochodu i ruszył w stronę Mayfair, gdzie znajdował się jego apartament.
Pasażerka siedziała nieruchomo, z dłońmi splecionymi na kolanach, i patrzyła przez okno. Wyglądała na spłoszoną. Zdał sobie sprawę, że jej nagłe, i dość dramatyczne, pojawienie się w jego życiu, sprawiło, że zapomniał o dobrych manierach.
– Powinienem się przedstawić, przepraszam. Jestem Anatol Kyrgiakis.
Przeważnie obracał się wśród ludzi, którzy rozpoznawali go natychmiast albo przynajmniej słyszeli wcześniej o nim. Nazwisko Kyrgiakis zazwyczaj robiło na ludziach wrażenie. Jednak tym razem w odpowiedzi usłyszał jedyne uprzejme:
– Tia Saunders. – Śliczna blondynka uśmiechnęła się nieśmiało.
– Miło mi – odpowiedział niskim głosem i uśmiechnął się kącikami ust.
Policzki Tii natychmiast pokryły się rumieńcem. Z trudem odwrócił wzrok, by skupić się na prowadzeniu auta. Gdy podjechał przed swoją elegancką kamienicę, Tia nadal wydawała się spięta. Wprowadził ją do środka, taszcząc jej koszmarną walizkę, i skinąwszy portierowi, udał się wprost do windy. Kiedy weszli do mieszkania na ostatnim piętrze, Tia zakryła usta dłonią, a jej oczy zrobiły się wielkie niczym spodki.
– Nie mogę tu nocować! – wykrztusiła. – Jeszcze coś zniszczę!
Przyglądała się z niemym zachwytem wielkiej białej sofie pokrytej jedwabnymi poduszkami, niebieskoszaremu grubemu dywanowi i pasującym do niego aksamitnym zasłonom wiszącym w wielkich oknach. Miała wrażenie, że znalazła się na planie filmowym, gdzie wszystko było nieskazitelnie czyste i straszliwie drogie.
Anatol roześmiał się.
– Najgorsze, co możesz nabroić, to rozlać kawę.
Potrząsnęła gwałtownie głową.
– Nawet tak nie żartuj! – wykrzyknęła.
Podszedł do niej i, niewiele myśląc, wziął ją za rękę. Ścisnął niewielką dłoń, by dodać swemu gościowi otuchy.
– Skoro już mówimy o kawie, oddałbym wszystko za filiżankę kawy. Masz ochotę?
Pokiwała głową.
– Tak, dziękuję – bąknęła.
– W porządku, włączę ekspres, ale pozwól, że najpierw pokażę ci twój pokój. Może chcesz wziąć prysznic, odświeżyć się? Pewnie jesteś wykończona po takim dniu.
Niechętnie wypuścił z ręki jej dłoń i dźwignął przeklętą walizkę. Musiał poprosić konsjerża, żeby jak najszybciej załatwił nową.
Tia podążyła posłusznie za nim do jednej z sypialni, rozglądając się nerwowo wokół. Przyszło mu do głowy, że zapewne nigdy wcześniej nie widziała podobnego wnętrza. Niespodziewanie poczuł satysfakcję, że może uraczyć biedną dziewczynę odrobiną luksusu. Zapragnął, by miło wspominała tę noc. Wskazał Tii drzwi do łazienki, po czym udał się do kuchni.
Pięć minut później kawa się parzyła, a on wyciągnął się na sofie i sprawdzał mejle, z całych sił starając się nie myśleć o kobiecie, która stała teraz naga pod prysznicem… Był pewien, że nie tylko jej twarz była czarująca. Mimo szczupłej, drobnej sylwetki, miała krągłości, których nie zdołały ukryć nawet te paskudne ubrania. Zazwyczaj spotykał się z wyższymi kobietami, może dlatego, że sam miał ponad metr dziewięćdziesiąt, a może dlatego, że wybierał partnerki dorównujące mu pod każdym względem: pewności siebie, ambicji i wzrostu. Takie jak Romola. Zanim jeszcze Tia wpadła pod jego samochód, postanowił wysłać kochance wiadomość, informując ją, że ich wspólny czas się skończył. Nie miał wyrzutów sumienia. Gdy czuł, że kobieta próbuje go osaczyć, bezlitośnie zrywał relację. Dlatego teraz bez wahania wysłał pożegnalnego esemesa do Romoli i odetchnął z ulgą.
Uśmiechnął się do siebie – pierwszy raz od dłuższego czasu miał wolny wieczór i pomysł, jak go miło spędzić. Skoro już gościł u siebie Kopciuszka, mógł się trochę postarać. Gotów był się założyć, że nigdy nie piła szampana podczas wytwornej kolacji! Oczywiście nie zamierzał się posunąć za daleko, czyli na przykład zostać na noc. Jego ojciec wynajmował na stałe apartament w hotelu Mayfair, Anatol mógł tam przenocować. Niezależnie od tego, jak śliczna była Tia, wspólna noc nie wchodziła w rachubę. Pod żadnym pozorem.
Tytuł oryginału: The Greek’s Secret Son
Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2018
Redaktor serii: Marzena Cieśla
Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla
© 2018 by Julia James
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2019
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie. Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe. Harlequin i Harlequin Światowe Życie Duo są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B lokal 24-25
www.harpercollins.pl
ISBN 9788327644022