Życie modelki - Julia James - ebook

Życie modelki ebook

Julia James

3,7
9,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Modelka Thea Dauntry ma jednego wroga – bezwzględnego biznesmena Angelosa Petrakosa. Pięć lat temu pozbawił ją pracy i domu. Dlaczego musiała spotkać go ponownie teraz, gdy po raz pierwszy w życiu poczuła się bezpieczna i planowała zacząć nowe życie…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 139

Oceny
3,7 (50 ocen)
17
13
12
3
5
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Julia James

Życie modelki

Tłumaczenie:

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Angelos Petrakos delektował się drogim winem ze znakomitego rocznika. Powiódł wzrokiem po gwarnej sali modnej restauracji w Knightsbridge, na moment tracąc skupienie, z jakim słuchał słów towarzyszącego mu mężczyzny.

Poczuł, że ktoś mu się przygląda. Kobieta. Ciekawe, czy zainteresował ją jako człowiek, czy też raczej bajecznie bogaty właściciel potężnej międzynarodowej korporacji?

Jego owdowiały ojciec nie potrafił uczynić takiego rozróżnienia. Obdarzony wyjątkowym wyczuciem w interesach, co rusz padał ofiarą chciwych bogactwa i wpływów młodych piękności. Syn otrzymał wtedy ważną lekcję. Postanowił nie ulegać pokusom i ściśle rozdzielać przyjemności od interesów. Nigdy nie pozwolił się wykorzystać obdarzonej urodą i ambicją kobiecie.

Dalej wodził wzrokiem po sali, przysłuchując się teraz uważniej wywodom towarzysza. Wtem mocniej ścisnął wysmukły kieliszek. Po przeciwnej stronie pod ścianą dostrzegł profil kobiety. Zamarł, po czym powoli odstawił wino. Nie odrywał od niej stalowego spojrzenia. Po chwili uprzejmym tonem przerwał dywagacje gościa, przeprosił i wstał od stołu. Płynnym krokiem ruszył ku swej ofierze.

Thea podniosła szklankę w geście toastu i skosztowała wody mineralnej. Nigdy nie piła alkoholu, nie uległa więc namowom Gilesa, który proponował jej wyborne chablis. Nie chodziło o puste kalorie; alkohol był po prostu niebezpieczny.

Giles spojrzał na nią z nieśmiałością w oczach. Nerwy Thei były napięte do ostateczności. Niech już wreszcie to powie… Tak długo i ciężko pracowała na tę chwilę.

– Thea… – zaczął Giles z determinacją.

Na stolik przykryty obrusem z adamaszku padł długi cień.

Angelos pomyślał, że to dziwne, że rozpoznał ją bez wahania po blisko pięciu latach. To była ona, nie miał co do tego żadnych wątpliwości. Poczuł przypływ wzruszenia, za co natychmiast skarcił się w duchu.

Na twarzy Thei spoczęło ciężkie spojrzenie czarnych oczu. Przez moment widział ją taką, jaka pragnęła ukazać się światu.

Była wprost oszałamiająco piękna. Każdy mógł stracić dla niej głowę.

Wyglądała teraz inaczej, niż zapamiętał. Jasne, lśniące jak jedwab włosy upięła na karku w kształtny kok, makijaż był tak subtelny, jakby się nie umalowała, w uszach połyskujące kolczyki z pereł, satynowa suknia w kolorze szampana z długim rękawem i skromnym dekoltem.

Z wysiłkiem stłumił śmiech. Szykowna, stonowana, była teraz tak odmieniona! Nie do poznania! Oto potęga iluzji.

Podniosła głowę i zobaczył w jej oczach cień przestrachu. Niemal od razu odzyskała opanowanie, co było godne podziwu. Piękna twarz przybrała maskę doskonałej obojętności na widok „nieznajomego”.

Czuł dla niej podziw zmieszany z… nie był pewien, jak to określić. Przez pięć długich lat to uczucie tkwiło w nim głęboko ukryte. Niegdyś wrzące jak lawa, zastygło w litą bazaltową skałę. Aż do tej chwili.

Z wewnętrznej kieszeni marynarki wyjął wizytówkę i rzucił przed nią na stół.

– Zadzwoń do mnie – rzucił obojętnym głosem.

Zanim wrócił do stolika, wykonał krótki telefon.

– Blondynka. Chcę mieć jej pełne dossier, kiedy wieczorem wrócę do siebie. – Po sekundzie wahania dodał: – Oraz jej lubego.

Wsunął aparat do kieszeni i zajął miejsce przy stole. Z miłym uśmiechem poprosił gościa o kontynuowanie tematu.

– Thea? Zechcesz mi to wytłumaczyć? – W charakterystycznym dla klas wyższych akcencie Gilesa brzmiało rozbawienie.

Podniosła wzrok. Była wyraźnie wzburzona.

– Angelos Petrakos – przeczytał Giles z eleganckiej kremowej wizytówki.

To nazwisko wyłoniło się nieoczekiwanie z niekończących się czeluści czyśćca. Pięć długich lat…

Początkowa fala szoku przerodziła się w dławiącą panikę. Thea zwalczyła ją z niesłychanym wysiłkiem, odzyskując wreszcie zbawcze opanowanie. Wprawdzie kruche, ale tyle na razie wystarczy. Musiała sobie poradzić.

Dam radę, powtarzała te słowa jak znajomą mantrę. Przywykła do nich przez wszystkie trudne lata. Dzięki nim osiągnęła to, co miała.

Zmusiła się, by skupić wzrok na szczerym obliczu Gilesa. Był uosobieniem jej najskrytszych pragnień i tęsknot. Jeszcze nie wszystko stracone… Zadrżała pod wpływem nowego ataku paniki. Giles popatrzył za oddalającym się intruzem.

– Ewidentny brak dobrych manier – orzekł z dezaprobatą.

Thea zdusiła śmiech rosnący w gardle. Spodziewać się dobrych manier po Petrakosie, który pięć gorzkich lat temu nazwał ją… Nakazała sobie nie myśleć o tym, nie wspominać nawet przez chwilę!

Giles coś do niej mówił. Zmusiła się do słuchania, byle tylko nie rozpamiętywać, co się właśnie zdarzyło. Angelos Petrakos, człowiek, który ją zniszczył, wyrządził jej liczne krzywdy, objawił się na powrót niczym złowrogi demon z dna piekieł.

– Może chce cię zaangażować – rzekł Giles. – Przyznam, że zabrał się do tego niezbyt zręcznie… No cóż, nie mówmy już o tym. – Spojrzał jej prosto w oczy. – Zanim ten gbur nam przeszkodził, zamierzałem zapytać, czy zechcesz… – urwał i chrząknął niepewnie.

Thea zamarła ze wzrokiem utkwionym w siedzącym naprzeciw niej mężczyźnie.

– Czy zechcesz – podjął już spokojniejszym tonem – wyświadczyć mi ten zaszczyt i wyjść za mnie?

Przymknęła oczy, czując pieczenie łez pod powiekami oraz kosmiczną wręcz ulgę.

– Ależ z wielką chęcią, Giles – odrzekła miękkim, zdławionym ze wzruszenia głosem, kołysząc się na falach bezbrzeżnego ukojenia. Po raz pierwszy w życiu była całkowicie bezpieczna i nic – nikt! – nie mogło jej zagrozić.

Uspokojona oświadczynami odczuła pokusę posłania znienawidzonemu Grekowi buntowniczego spojrzenia. Wolała jednak, by sądził, że go nie rozpoznała. Był mimowolnym świadkiem jej triumfu, choć przecież nie mógł wiedzieć, co ją naprawdę spotkało i jak cudownie odmieni się teraz jej życie. Panika i szok ustąpiły miejsca złośliwej satysfakcji.

Nie pozwoliła mu zniszczyć sobie życia, a teraz zdobyła wszystko, na czym jej zależało. Idź do diabła, Petrakos! Wynoś się z mojego życia i nigdy nie wracaj!

Spojrzała w jaśniejące uczuciem oczy Gilesa, mężczyzny, którego niedługo miała poślubić.

Oczy Petrakosa były zimne jak lód.

Reszta wieczoru upłynęła spokojnie. Początkowa ulga i wdzięczność Thei zmieszały się z lekkim zaniepokojeniem. Wiedziała, że nie jest idealną parą dla Gilesa, ale zamierzała zrobić wszystko, by okazać się godną miana jego żony i nie zawieść pokładanych w niej nadziei. Złożył u jej stóp bezcenny dar i nie chciała, by kiedyś tego pożałował.

Powtórzyła w duchu swoje zaklęcie dodające jej sił i z uwagą słuchała słów Gilesa opowiadającego o pradawnej rodzinnej rezydencji Farsdale w Yorkshire, którą w przyszłości odziedziczy.

– Wiem, że mnie nie zawiedziesz – zapewnił z przekonaniem, ujmując ją za rękę. – Będziesz najpiękniejszą, najlepszą wicehrabiną w historii naszej rodziny!

Stojąc przy panoramicznym oknie w obszernym londyńskim apartamencie, Angelos spoglądał na ciemną wstęgę rzeki w dole. Odbijały się w niej światła pobliskich kamienic.

Wielu pragnęło zamieszkać w tej dzielnicy bogaczy, ale tylko nieliczni osiągnęli cel. Niełatwo było zdobyć klucz do sukcesu.

Najważniejsze były pieniądze. Przed bogatymi drzwi otwierały się same. Czasem jednak nie było to konieczne, bo liczyły się inne atrybuty. Oczy Angelosa zwęziły się niebezpiecznie. Zwłaszcza gdy się było kobietą.

Skorzystała ze starej i skutecznej metody, choć tym razem mierzyła wyżej niż w jego przypadku, o czym dobitnie świadczyło dossier.

„Szlachetnie urodzony Giles Edward St. John Brooke, jedyny syn piątego wicehrabiego Carriston z Farsdale w Yorkshire. Od roku regularnie widywany w towarzystwie obiektu z okazji rozmaitych wydarzeń. Według kolumn plotkarskich związek może się skończyć małżeństwem, o ile zgodzą się na to rodzice wyżej wymienionego, którzy woleliby widzieć u boku syna bardziej odpowiednią żonę”.

Angelos powtarzał w duchu ostatnie słowa. Ciekawe, czy wicehrabiostwo zebrali informacje na temat przyszłej żony dziedzica tytułu i majątku. Jeśli tak, to dowiedzieli się tylko tego, co jego własna ochrona.

„Thea Dauntry lat dwadzieścia pięć, modelka. Posiada trzypokojowe mieszkanie w Covent Garden. Narodowości brytyjskiej, urodzona w Maragui w Ameryce Środkowej. W wieku sześciu lat straciła zatrudnionych w organizacji charytatywnej rodziców, którzy zginęli tragicznie podczas trzęsienia ziemi. Po powrocie do kraju uczyła się i mieszkała w internacie szkoły pod auspicjami kościoła anglikańskiego. Po osiągnięciu pełnoletniości przez dwa lata podróżowała. W wieku dwudziestu jeden lat rozpoczęła karierę modelki. Obowiązkowa, bez nałogów. Brak innych relacji niż z Gilesem St. Johnem Brookiem. Nienotowana, żadnych skandali”.

Ogarnęła go furia. Odsunął się od okna i wrócił w głąb pokoju.

Nie mogąc zasnąć, Thea wpatrywała się niewidzącym wzrokiem w ciemny sufit londyńskiego mieszkania. Z ulicy dochodziły stłumione o tej porze odgłosy, choć miasto nigdy nie usypiało. Znała je jak chroniczną chorobę, wszak spędziła tu całe życie. Ale nie w tym Londynie. Ten Londyn był odległy o lata świetlne od znanego jej niegdyś miasta, do którego już nigdy nie powróci.

Zresztą i tak niedługo opuści stolicę. Z radością zamieszka wśród smaganych wiatrem wrzosowisk Yorkshire i rozpocznie wytęsknione nowe życie. Na zawsze będzie bezpieczna.

Skuliła się na wspomnienie mrocznego cienia, który rzucił jej wizytówkę. Okrutny głos wyłonił się z trzewi przeszłości. Nie, przeszłość nie wróci. Nie mogła na to pozwolić.

Giles zadzwonił rano z propozycją wyjazdu do Farsdale, gdzie chciał wręczyć zabytkowy pierścionek zaręczynowy i przedstawić narzeczoną rodzicom. Thea wymówiła się sesją zdjęciową, przekonując, że będzie lepiej, jeśli sam powiadomi ich o oświadczynach.

Słoneczny poranek przegonił nocne troski. Czuła się lekka, jakby w jej żyłach płynął szampan zamiast krwi. Przeszłość umarła, by już nigdy nie powrócić. Przekonywała samą siebie, że objawiony nagle demon nie ma nad nią władzy. Co z tego, że przebywa w Londynie i rozpoznał ją bez wahania? Tym większy jej triumf, że wyrwała się z jego morderczych szponów i sama coś osiągnęła. Dokazała tego, co kiedyś jawiło się niemożliwością.

Nie pozwoli się znów strącić w otchłań.

Angelos postukiwał palcami w mahoniowy blat biurka. Z jego miny nie można było nic wyczytać. Naprzeciwko siedziała jego asystentka, czekając na instrukcje. Sporadycznie odwiedzał Londyn, bo wolał zarządzać swoim imperium z drugiej strony Kanału, miała więc rzadką okazję przyjrzeć mu się ukradkiem. Wysoki i barczysty, odziany w lekko połyskujący, szyty na miarę garnitur, emanował twardym męskim urokiem. O ciarki przyprawiało ją zwłaszcza spojrzenie czarnych, nieodgadnionych oczu i lekkie skrzywienie miękkich zmysłowych warg.

– Jesteś pewna, że nie było wczoraj żadnych innych telefonów?

– Tak, proszę pana – odparła spłoszona. – Tylko te, które zanotowałam.

Twarz Angelosa przybrała mroczny wyraz. Widocznie zależało mu na telefonie, którego nie było. Przelotnie pomyślała ze współczuciem o osobie, która naraziła się na niezadowolenie szefa.

O zmierzchu pewnego wczesnoletniego dnia Thea wracała do domu z biblioteki. Czuła się teraz o wiele spokojniejsza. Giles miał jutro wrócić do Londynu. Nie było powodu do obaw czy strachu. Zbliżając się do budynku, w którym mieszkała, kątem oka zauważyła zaparkowaną po przeciwnej stronie czarną limuzynę. Zważywszy na bliskie sąsiedztwo opery, uznała, że to szofer czeka na pracodawcę. Przystanęła przed wejściem z kluczem w ręku. Wtem usłyszała kroki za plecami i stanął przy niej jakiś mężczyzna. W ułamku sekundy wepchnął ją na klatkę schodową. Thea była jak sparaliżowana, ale szybko zadziałał instynkt samozachowawczy i odwróciła się na pięcie, gwałtownie unosząc kolano. Mężczyzna syknął i zgiął się w pół, lecz nim zdążyła zaprawić go łokciem w kark, została mocno popchnięta do tyłu. Z góry spojrzały na nią czarne bezlitosne źrenice. Przywarła do zimnej ściany.

Strach. Panika. I znacznie potężniejsze od nich niechęć i odraza.

– Jak zawsze dzika i nieobliczalna – wycedził Petrakos. – Poradzę sobie – dodał, mierząc wzgardliwym spojrzeniem wciąż trzymającego się za brzuch ochroniarza. – Na górę – zwrócił się do Thei.

– Idź do diabła – warknęła z nienawiścią. Nie spuszczając z niego zwężonych oczu, wyjęła z torebki komórkę. – Dzwonię na policję.

– Proszę bardzo – rzucił z fałszywą uprzejmością. – Prasa będzie miała sensację, z pewnością zainteresuje to czytelników w Yorkshire.

Ręka Thei opadła wzdłuż boku. Serce pompowało adrenalinę jak szalone. Musiała za wszelką cenę odzyskać kontrolę nad sytuacją. Wyprostowała się powolnym ruchem. Przyda się choćby złudzenie opanowania.

– Dlaczego tu przyszedłeś?

– Kazałem ci do mnie zadzwonić – wycedził.

– Ale po co?

– Omówimy to w twoim mieszkaniu. – Zobaczył, że się waha, i dodał: – Usłuchaj, to w twoim najlepszym interesie.

Bez słowa ruszyła na górę. Wiedział, dlaczego nie skorzystała z ciasnej windy. Poszedł za nią, napawając się gracją jej ruchów. Miała na sobie swetrową sukienkę, legginsy i krótkie kozaczki, strój z pozoru zwyczajny, ale kaszmir i najwyższej jakości miękka skóra świadczyły o luksusie. Nosiła go z elegancją, jak wiedział – wyuczoną, tak samo jak jej kulturalny akcent z wyższych sfer.

Wszystko w niej było kłamstwem, które zamierzał obnażyć.

– Słucham, mów – powiedziała, gdy weszli do mieszkania. Stanęła w postawie wojowniczej, podparta pod boki, z wysoko uniesioną brodą.

Przez chwilę mierzył ją uważnym spojrzeniem. Nie tyle się zmieniła, ile dojrzała jak wyborne wino. Nieśmiały podlotek stał się pięknością w rozkwicie kobiecości. Jej wdzięk porażał męskie zmysły.

W jego sercu wezbrało uczucie, lecz wiedział, że musi poskromić ten niewczesny wybuch. Taktyka dziewczyny była oczywista. Atakowała, żeby nie musieć się bronić, bo przecież nie miała niczego na swoją obronę. Pokazał jej posiadane atuty, wspomniawszy na dole o Yorkshire, a ona natychmiast pojęła skalę zagrożenia. Czy rozumiała, jak bardzo się przed nim odkryła, rezygnując z wezwania policji? Udowodniła, że jest całkowicie bezbronna.

Oczywiście nie zaprzestanie walki, choć jak zwykle było to daremne.

Wpatrywał się w nią oczami bez wyrazu. Niczego nie przyspieszał. Pozwalał, by rosło w niej napięcie. Po długiej chwili powiódł wzrokiem po gustownie urządzonym saloniku.

– Powodzi ci się, jak widzę. – To mógł jej przyznać, ale nic więcej.

Skinęła niemo głową.

– Ale to nie koniec twoich planów na przyszłość. Czy naprawdę wierzysz – spytał z jawną drwiną – że Giles Brooke ożeni się z kimś twojego pokroju?

– Już przyjęłam jego oświadczyny – wycedziła przez zaciśnięte zęby i poczuła, że zemsta naprawdę jest słodka.

Z lubością patrzyła, jak twarz mu mrocznieje, a z oczu wyziera zimna wściekłość. Słodycz odpłaty była nieziemsko przyjemna.

Nagle twarz Angelosa stała się jak maska. Usiadł wygodnie na sofie, wyciągając przed sobą długie nogi i kładąc ramiona na oparciu. Widział po Thei, że niezbyt jej się spodobał ten brak skrępowania.

– Thea Dauntry – wyrzekł z namysłem, nie kryjąc drwiny. – Nazwisko wprost wymarzone dla żony prawdziwego arystokraty. Wielce szanowna pani Gilesowa Brooke, a w przyszłości wicehrabina Carriston – zaintonował śpiewnie, po czym zaległa złowroga cisza.

Żołądek Thei skurczył się boleśnie. Wiedziała, co zaraz nastąpi.

Wodził po niej wzrokiem, powoli, obraźliwie, a potem przemówił głosem przesyconym jadem:

– Powiedz mi, co Giles myśli o twoim małym sekrecie? Jak się zapatruje na znajomość… – przyszpilił ją złowrogim spojrzeniem – z niejaką Kat Jones…?

Mur odgradzający przeszłość od teraźniejszości runął z bezgłośnym hukiem. Zalała ją cuchnąca fala brudnych wspomnień.

Tytuł oryginału: From Dirt to Diamonds

Pierwsze wydanie: Silhouette Books, 2011

Redaktor serii: Marzena Cieśla

Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla

Korekta: Hanna Lachowska

© 2011 by Julia James

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2013, 2017

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne.

Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25

www.harlequin.pl

ISBN: 978-83-276-3382-8

Konwersja do formatu EPUB: Legimi Sp. z o.o.