Uroki Grecji - Julia James - ebook

Uroki Grecji ebook

Julia James

3,8
9,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Lyn Brandon po śmierci siostry stara się o adopcję siostrzeńca. Mały Georgi jest jedyną rodziną, jaka jej została. Niespodziewanie zjawia się u niej krewny chłopca, grecki milioner Anatol Telonidis, który chce zabrać dziecko do Grecji. Ponieważ Lyn nie zamierza oddać siostrzeńca, Anatol proponuje, by pojechali w trójkę.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 140

Oceny
3,8 (33 oceny)
14
6
7
5
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Julia James

Uroki Grecji

Tłumaczenie:

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Anatol Telonidis patrzył posępnie na wnętrze przestronnego, bogato urządzonego salonu. Nie mogło być inaczej, w końcu apartament znajdował się w najmodniejszej i najbardziej luksusowej części Aten. Wszystkie rzeczy wciąż stały na swoim miejscu, zupełnie jak wtedy, gdy jego młodszy kuzyn Marcos Petranakos zaledwie przed kilkoma tygodniami wyszedł z domu, by już nigdy do niego nie powrócić.

Kiedy zadzwonił dziadek, Timon Petranakos, nie mógł uwierzyć w straszliwą wiadomość: „Anatol, on nie żyje! Marcos, mój ukochany wnuk Marcos nie żyje!” – Starszy mężczyzna krzyczał do słuchawki, nie panując nad sobą. Anatol czuł się zdruzgotany. Jego kuzyn w wieku zaledwie dwudziestu pięciu lat zginął w wypadku. Jechał za szybko swoim świetnym, nowiutkim samochodem podarowanym przez dziadka.

Dla nestora rodu śmierć ukochanego wnuka, którego rozpieszczał bez umiaru, od kiedy Marcos, jako nastolatek stracił rodziców, była strasznym ciosem. Kiedy dowiedział się, że jest chory na raka, odmówił leczenia, czekając na śmierć, w której upatrywał końca rozpaczy.

Anatol rozumiał ból dziadka i z trudem przeżywaną żałobę, ale śmierć Marcosa wpływała także na życie wielu innych rodzin. Potężne przedsiębiorstwo, jakim było Petranakos Corporation, bez spadkobiercy musiało przejść w ręce dalszych krewnych, którzy nie mając żadnego doświadczenia, prędzej czy później doprowadzą firmę do upadku, a tym samym tysiące ludzi stracą pracę. Timonowi było to jednak obojętne.

Mimo że Anatol prowadził własne przedsiębiorstwo, poświęcając mu wiele czasu, energii i pracy, wiedział, że gdyby Marcos nie zginął, z charakterystycznym dla siebie zaangażowaniem pokierowałby młodszym kuzynem, aby stał się odpowiedzialnym szefem rodzinnej firmy. Niestety, potencjalny nowy właściciel – zarozumiały i zadufany w sobie arogant w średnim wieku – nie życzył sobie żadnej pomocy.

Z rosnącym przygnębieniem i frustracją spowodowaną nieuchronnym końcem Petranakos Corporation, Anatol zabrał się za porządkowanie rzeczy kuzyna. Na początek postanowił przejrzeć zawartość biurka i bardzo szybko doszedł do wniosku, że Marcos był najbardziej niezorganizowaną osobą, jaką znał. Paragony, rachunki, służbowa i prywatna korespondencja – wszystko było wymieszane i stanowiło niezbity dowód, że Marcos miał bardzo swobodne i beztroskie podejście do życia. Szybkie samochody, liczne przygody miłosne, imprezy, zabawy do białego rana. Taki styl życia był zupełnie obcy Anatolowi, który, zajęty pracą, nie miał czasu na nic innego. Niekiedy spotykał się z kobietami, ambitnymi bizneswoman, ale nie udało mu się stworzyć trwałej relacji. Nie to go jednak martwiło. Większym zmartwieniem było przejęcie firmy przez żółtodzioba, który nie miał pojęcia o zarządzaniu.

Po raz kolejny pomyślał zmartwiony, że wszystko wyglądałoby zupełnie inaczej, gdyby tylko Marcos był żonaty i miał syna, który w przyszłości odziedziczyłby przedsiębiorstwo po Timonie. Anatol mógłby utrzymać na powierzchni Petranakos Corporation do czasu, aż dziecko by dorosło. Niestety, dla takiego niebieskiego ptaka jak Marcos małżeństwo było ostatecznością. Zawsze powtarzał, że na to przyjdzie jeszcze czas, kiedyś, później. Jak się okazało nie było żadnego „później”…

Z posępną miną zaczął segregować papiery. Służbowe na jedną stertę, osobiste na drugą. Prywatnej korespondencji nie było wiele, co wcale go nie zdziwiło, w końcu żyli w dobie mejli. Zwrócił jednak uwagę na trzy koperty adresowane do Marcosa z londyńskim stemplem i znaczkiem Zjednoczonego Królestwa. Tylko jedna była otwarta.

Anatol zmarszczył brwi. Jasnoliliowa koperta i adres napisany ładnym charakterem pisma sugerowały, że nadawcą była kobieta. Mimo że dramatyczna śmierć Marcosa była obtrąbiona we wszystkich greckich tabloidach, brytyjska dziewczyna jego kuzyna mogła o tym nie wiedzieć. Najrozsądniej byłoby ją powiadomić. Nagle uwagę Anatola przykuły daty na stemplach. Każdy z listów został wysłany co najmniej dziewięć miesięcy wcześniej. Dlaczego Marcos ich nie otworzył?

Anatol wyjął z jedynej rozerwanej koperty pojedynczą kartkę i zaczął czytać krótką wiadomość napisaną po angielsku. Kiedy skończył, przez dłuższą chwilę stał bez ruchu, porażony tym, co odkrył…

Lyn opuściła salę wykładową i westchnęła przygnębiona. O ileż byłaby szczęśliwsza, gdyby mogła studiować ukochaną historię. Niestety, nauki humanistyczne były mało praktyczne w przeciwieństwie do księgowości, po ukończeniu której będzie mogła zarabiać przyzwoite pieniądze, a to było najważniejszym celem. Zwłaszcza, jeśli miała przekonać sąd, że jest w stanie samotnie wychować dziecko – małego Georgiego. Dopóki go nie zaadoptuje, jest tylko przybraną opiekunką, tymczasową rodziną zastępczą. Zdawała sobie sprawę, że sąd wolałby, aby Georgiego przygarnęła jedna z wielu bezdzietnych par, ale Lyn postanowiła, że nie dopuści, by ktokolwiek zabrał jej dziecko. Nikomu na to nie pozwoli!

Nieważne, ile będzie musiała włożyć wysiłku, by wytrwać na studiach, jednocześnie opiekując się dzieckiem, zwłaszcza że brakowało jej pieniędzy. Jakoś sobie poradzi! Z żalem pomyślała, że gdyby wcześniej poszła do college’u, teraz miałaby już odpowiednie kwalifikacje, by pracować. Nie mogła jednak zaraz po szkole kontynuować nauki. Musiała zostać w domu i zaopiekować się Lindą. Nie miała serca, by zostawić młodszą siostrę pod opieką wiecznie pijanej i obojętnej matki. A gdy Linda po ukończeniu szkoły wyjechała do Londynu, gdzie znalazła pracę, i Lyn wreszcie mogła pomyśleć o sobie, zachorowała matka. Płuca i wątroba, od lat zatruwane alkoholem i nikotyną, w końcu się zbuntowały i nie było nikogo poza Lyn, kto mógłby się zaopiekować schorowaną kobietą.

A teraz był jeszcze mały Georgi…

– Lyn Brandon? – Przed nią stała jedna z pracownic uniwersyteckiego sekretariatu. – Ktoś chciałby się z panią zobaczyć – dodała, wskazując ruchem głowy drzwi w końcu korytarza.

Lyn podziękowała za wiadomość i ruszyła w stronę służbowego pomieszczenia, w którym czasami odbywały się informacyjne spotkania ze studentami. Weszła energicznie do środka i zatrzymała się w progu zdziwiona.

Przy oknie stał mężczyzna, którego nigdy wcześniej nie widziała. Był wysoki, dobrze zbudowany, miał na sobie czarny kaszmirowy płaszcz i czarny kaszmirowy szalik, okręcony luźno wokół mocnej szyi. Ciemna karnacja i kruczoczarne włosy pozwalały przypuszczać, że nie był Anglikiem. Lyn wpatrywała się w niego jak zaczarowana. Powiedzieć, że był przystojny, to za mało. Był fascynujący.

W jego oczach dostrzegła błysk zaskoczenia, a może rozczarowania? Patrzył na nią z ustami zaciśniętymi w wąską linię i zadartym podbródkiem, jakby się spodziewał kogoś innego. Pozioma zmarszczka przecinała jego czoło.

– Panna Brandon?

Wypowiedział jej nazwisko tonem sugerującym, że wciąż nie jest pewien personaliów młodej, skromnie ubranej dziewczyny, która weszła do pokoju.

Utkwił w niej surowe spojrzenie czarnych jak węgiel oczu i Lyn poczuła, że zaczyna się rumienić. Obecność tego eleganckiego mężczyzny, niczym w jaskrawym świetle obnażyła jej braki. Lyn do tej pory nie przejmowała się własnym wyglądem, ale nagle zdała sobie sprawę, że włosy ma niedbale związane w kucyk, na twarzy ani śladu makijażu, a jedyną zaletą jej stroju była praktyczność.

Po chwili uświadomiła sobie, kim może być ten obcokrajowiec. To nie kto inny jak tylko…

Śródziemnomorski typ urody, drogie ubranie, wyniosłe spojrzenie, aura władzy i respektu… Lyn poczuła, że żołądek skręca jej się boleśnie ze strachu, jakby jechała zbyt szybko na karuzeli.

Anatol dostrzegł panikę na jej twarzy. Nie było to jednak aż tak istotne jak fakt, że wreszcie odnalazł kobietę, która, jak wyśledzili prywatni detektywi, urodziła chłopca.

Czy był synem Marcosa? To pytanie rozbudzało nadzieję. Ponieważ, jeśli Marcos rzeczywiście ma syna, to wszystko się zmieni. Wszystko!

Gdyby jakimś cudem potwierdziły się jego przypuszczenia, zabrałby chłopca do domu, do Grecji, a Timon, który słabł z każdym dniem, mógłby zyskać bodziec do walki w chorobą. Poza tym dziadek z pewnością podjąłby inną decyzję dotyczącą firmy, gdyby tylko wiedział, że jego ukochany Marcos ma syna, prawowitego dziedzica Petranakos Corporation.

Anatol nie szczędziłby sił, żeby utrzymać przedsiębiorstwo na dobrym poziomie aż do pełnoletniości chłopca, dbając jednocześnie o miejsca pracy dla wszystkich zatrudnionych.

Kiedy dowiedział się od prywatnych detektywów, gdzie należy szukać niejakiej Lindy Brandon, wyruszył natychmiast, ale teraz nie był pewien, czy dobrze trafił. Marcos nigdy nie spojrzałby na taką dziewczynę drugi raz. Musiał być bardzo pijany, gdy szedł z nią do łóżka.

– Panna Brandon, to pani? – powtórzył niecierpliwie.

Dziewczyna kiwnęła głową, w jej oczach malował się strach.

– Jestem Anatol Telonidis – oświadczył poważnym, uroczystym tonem. – Jestem tutaj z powodu mojego kuzyna, Marcosa Petranakosa, z którym… jak sądzę… – szukał odpowiedniego wyrażenia – …miałaś do czynienia.

Znów obrzucił ją pełnym wątpliwości spojrzeniem. W guście Marcosa były blondynki o pełnych kształtach, a nie chude dziewczątka o ciemnych włosach. Jej reakcja świadczyła o tym, że jest tą, której szuka. Widział, jak zmienia się wyraz jej twarzy, gdy się przedstawił. Cokolwiek ją łączyło z Marcosem, nie miała chyba najlepszych wspomnień.

– A więc nawet nie chciało mu się samemu przyjechać, tylko wysłał kuzyna? – rzuciła szorstko.

– To nie tak, jak myślisz – zamilkł na moment. – Muszę z tobą porozmawiać, ale to… będzie trudne.

Lyn odchyliła głowę do tyłu, czując przypływ adrenaliny.

– Nie, to wcale nie będzie trudne – zripostowała. – Cokolwiek chciał mi przekazać Marcos, to nie ma dla mnie żadnego znaczenia. Georgi, jego syn, świetnie sobie radzi bez niego.

– Jest coś, co muszę ci powiedzieć – naciskał Anatol.

– Nie wysilaj się… – zaczęła, ale ostry, poważny głos mężczyzny zagłuszył jej słowa.

– Mój kuzyn nie żyje.

Nastała cisza. Absolutna cisza. Anatol nie chciał, by dziewczyna się dowiedziała w ten sposób, ale nie mógł znieść jej wrogości i pogardy, gdy Marcos leżał w zimnym grobie.

– Nie żyje? – Jej głos łamał się pod wpływem szoku.

– Przykro mi. Nie powinienem był ci tego mówić tak brutalnie – usprawiedliwił się.

– Marcos Petranakos nie żyje? – powtórzyła, wciąż nie dowierzając.

– Wypadek samochodowy. Dwa miesiące temu. Minęło trochę czasu, zanim udało mi się ciebie odnaleźć – wyjaśnił ponuro.

Lyn zachwiała się, jakby miała zaraz upaść. Anatol zareagował natychmiast, podbiegł i przytrzymał ją za łokieć, a kiedy zobaczył, że odzyskuje równowagę, puścił jej rękę i cofnął się.

– Nie żyje? – powtórzyła jak w transie. Ojciec Georgiego zginął…

– Powinnaś usiąść, uspokoić się. Przykro mi, że musiałem ci przekazać taką wiadomość. Wiem… – tym razem ostrożnie dobierał słowa – …jak bardzo był ci bliski, ale…

Zdumiony wyraz jej twarzy powstrzymał go przed dalszym wywodem.

– Był mi bliski?

– No, tak – przyznał. – Wiem z twoich listów, które, wybacz, przeczytałem, jak bardzo byłaś przywiązana do mojego kuzyna, jak pragnęłaś stworzyć z nim rodzinę, niestety on…

– Nie jestem matką Georgiego – przerwała mu szybko.

Anatol przez chwilę sądził, że może źle usłyszał albo nie zrozumiał tego, co mówiła do niego po angielsku. Kiedy jednak spojrzał jej w oczy, wiedział, że zrozumiał doskonale.

– Co? – wrzasnął. – Powiedziałaś, że nazywasz się Linda Brandon! – rzucił w nią twardym oskarżeniem.

– Jestem… Jestem Lynette Brandon – oświadczyła, wciąż blada na twarzy. – Lindy… Linda była moją siostrą. – Z trudem przychodziły jej kolejne słowa. – Ona, to znaczy matka Georgiego, nie żyje. Zmarła, wydając go na świat. Nikt nie się spodziewał, że to się stanie, ale stało się…

Podniosła oczy na Anatola, dostrzegając w jego wzroku współczucie i zrozumienie dla jej cierpienia. Obydwoje stracili bliskie sobie osoby. Nagle uświadomiła sobie, kto w tej sytuacji jest najbardziej poszkodowany. Nie żyli rodzice Georgiego. Nawet nie zdążył ich poznać, poczuć ich obecności.

Po policzkach popłynęły jej gorzkie łzy.

– Powinnaś usiąść – zarządził stanowczo Anatol, podprowadzając ją do krzesła.

Jego umysł wypełniało jedno zasadnicze pytanie: Gdzie jest syn Marcosa? Gdzie on jest? Musiał to wiedzieć natychmiast. Przeniknął go zimny strach. Noworodki pozbawione legalnej opieki są obiektem pożądania bezdzietnych par. Czy syn Marcosa został już adoptowany? Jeśli tak, to czy uda się odzyskać dziecko? I czy adopcyjni rodzice na to pozwolą?

Przełknął ślinę, ze strachem wypowiadając pytanie, które nie dawało mu spokoju.

– Gdzie jest syn mojego kuzyna?

Starał się, by jego głos nie brzmiał szorstko, władczo, ale musiał to wiedzieć.

Dziewczyna uniosła głowę, spoglądając mu w oczy.

– Jest ze mną – usłyszał odpowiedź, krótką, zaciętą, pełną tłumionych emocji.

– Z tobą?

Lyn zaczerpnęła powietrza, zaciskając jednocześnie dłonie na oparciu krzesła.

– Tak! Jest ze mną! I zostanie. To wszystko, co musisz wiedzieć.

Zerwała się na nogi, bliska paniki. Ostatnio wydarzyło się zbyt wiele, jedna tragedia za drugą. Obawiała się, że już więcej nie zniesie, nie wytrzyma.

– Panno Brandon. – Anatol podszedł bliżej, jego głos zdradzał zniecierpliwienie. – Musimy porozmawiać, przedyskutować…

– Nie! Nie mamy o czym dyskutować! – krzyknęła i zanim zdążył odpowiedzieć, odwróciła się na pięcie i wybiegła z pokoju. W głowie jej huczało od nadmiaru wrażeń. Nie potrafiła się nawet skupić na tyle, by przypomnieć sobie, w której sali odbędzie się kolejny wykład. Powtarzała bezgłośnie: Georgi jest mój. Mój, mój, mój!

Lindy powierzyła jej synka na łożu śmierci, to była ostatnia prośba umierającej i Lyn nigdy by jej nie zawiodła. Nigdy! Wciąż dźwięczał jej w głowie słaby, przepełniony bólem głos siostry.

– Opiekuj się Georgim…

To były ostatnie słowa Lindy, zanim ciemność zamknęła się nad udręczonym gorączką umysłem.

Nie zawiodę cię! Będę się nim opiekowała całe życie i nigdy nie pozwolę, by ktokolwiek go skrzywdził. Nigdy go nie opuszczę!

– Tylko ty i ja, Georgi – wyszeptała, gdy po wykładach odebrała siostrzeńca ze żłobka i szła na przystanek autobusowy, by wrócić do domu. W jednej ręce trzymając torbę z książkami, a drugą obejmując dziecko, nie zwróciła uwagi na czarny samochód zaparkowany przy ulicy, który spokojnie ruszył za autobusem.

Dwie godziny później Anatol stał przed brzydkim, pokrytym wulgarnymi napisami kilkupiętrowym blokiem. Budynek, nie dość, że stary i zniszczony, położony był w brzydkiej, odpychającej dzielnicy. To nie było odpowiednie miejsce dla wnuka wielkiego Timona Petranakosa. Nie pozwoli, by jego bratanek wychowywał się w takiej biedzie i upokorzeniu.

Z pełną gotowością, by przeprowadzić swoją wolę, zadzwonił do drzwi.

Tytuł oryginału: Securing the Greek’s Legacy

Pierwsze wydanie: Mills & Boon Limited, 2014

Redaktor serii: Marzena Cieśla

Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla

Korekta: Hanna Lachowska

© 2013 by Julia James

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2015

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wydanie niniejsze zostało opublikowane w porozumieniu z Harlequin Books S.A.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne.

Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25

www.harlequin.pl

ISBN 978-83-276-1861-0

Konwersja do formatu EPUB: Legimi Sp. z o.o. | www.legimi.com