9,99 zł
Milioner Rafael Sanguardo podczas pokazu mody poznaje modelkę Celeste Philips. Czuje, że jest ona absolutnie wyjątkowa. Chce ją bliżej poznać, lecz Celeste ma powody, dla których nie umawia się z nikim na randki. Rafael jest gotowy na wszystko, by ją zdobyć. Wyjazd za Celeste na Hawaje będzie jego jedyną szansą…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 138
Tłumaczenie:
Celeste stała u szczytu kręconych marmurowych schodów. W holu poniżej, wśród wytwornie ubranego tłumu, kelnerzy roznosili szampana i kanapki. Jej koleżanki – modelki w wieczorowych strojach – krążyły pomiędzy gośćmi przed rozpoczęciem pokazu mody, z którego dochód przeznaczono na cele dobroczynne. Celeste przybyła z niewielkim opóźnieniem do okazałej rezydencji w Oxfordshire. W ostatniej chwili skorzystała z okazji, żeby uciec z Londynu – i przed Karlem Reinerem.
Spochmurniała na samo wspomnienie o szefie. Z początku się go nie obawiała. Znała jego reputację, odkąd została „twarzą” Blonde Visage, jednej z serii kosmetyków pielęgnacyjnych firmy Reiner Visage. Karl Reiner lubił nawiązywać bliższe stosunki ze swoimi modelkami. Kiedy podpisywała umowę, miał już kochankę Monique Silvę, czołową prezenterkę innej linii produktów firmy. Dlatego uległa pokusie i podpisała intratny kontrakt. Nawet po latach pracy w kapryśnej branży mody niełatwo odrzucić szansę zarobienia okrągłej sumki.
Powinna jednak pamiętać, że nigdzie na świecie nie istnieje coś takiego jak łatwy zarobek. Ostatnio Monique znudziła się Karlowi i zaczął zwracać uwagę na Celeste, zakładając, że równie chętnie przyjmie jego awanse. Przyleciał nawet specjalnie z Nowego Jorku, żeby nakłonić ją do przedłużenia kontraktu i zapłacenia ceny, której za to żądał.
Rysy Celeste stwardniały. Bez względu na to, co sobie wyobrażał, nie dostanie tego, czego chce. Trudno, współpraca się zakończy. Celeste straci świetną gażę, ale obecnie już nie musi za wszelką cenę zarabiać jak najwięcej.
Karl Reiner nie przyjął do wiadomości odmowy. Nalegał, żeby wieczorem zjadła z nim kolację w Londynie. Żeby tego uniknąć, zgłosiła się do udziału w pokazie dobroczynnym w późnych godzinach wieczornych.
Na samą myśl o Karlu Reinerze przeszedł ją zimny dreszcz. Powróciły najgorsze, obrzydliwe wspomnienia. Drogo zapłaciła za to, co się stało: odrazą do siebie i osamotnieniem. Żeby zapomnieć o przykrych wydarzeniach, poświęciła całą energię na budowanie kariery. Awansowała o własnych siłach, dzięki ciężkiej pracy i wewnętrznej dyscyplinie. Sama. Zawsze sama. Nie pozwoli, żeby cokolwiek zawróciło ją z obranej drogi. Przybyła tu w celu wykonania konkretnego zadania.
Z wdziękiem uniosła brzeg długiej sukni, lecz zanim ruszyła po marmurowych schodach w stronę holu, coś ją zatrzymało, jakieś przeczucie, że stoi na progu czegoś nowego.
Wzięła głęboki oddech i zrobiła pierwszy krok. Nie istniała dla niej żadna nadzieja na odmianę losu. Nie dla niej nowy, lepszy świat. Nie musiała przywoływać odrażających wspomnień, by o tym pamiętać.
Rafael Sanguardo stał z pustym kieliszkiem po szampanie w barokowej sali, przesadnie bogato zdobionej malowidłami i złoceniami. Fakt, że został sponsorem dobroczynnej imprezy zakrawał w jego oczach na ironię. Powinien tu być zaproszony jako gość, zważywszy na to, że to nieprzebrane bogactwo zostało zbudowane w osiemnastym wieku dzięki wyzyskowi podbitej ludności i eksploatacji bogactw obu Ameryk w czasach kolonialnych podbojów. Jego chłopscy przodkowie też na nie pracowali, choć nie pod rządami Brytyjczyków, lecz Hiszpanów. Teraz historia obróciła koło fortuny. W globalnej wiosce dwudziestego pierwszego wieku kapitał przedsiębiorców z dawnych krajów kolonialnych wytwarzał większość światowego dochodu. Rafael Sanguardo należał do ich grona.
W ciągu niespełna dwunastu lat awansował z nizin na szczyty społecznej hierarchii dzięki własnej determinacji, pracowitości i zdolnościom. Zaczynał jako osierocony nastolatek z maleńkiego środkowoamerykańskiego kraju. Korzystając z fundowanego stypendium, ukończył jeden z najbardziej prestiżowych uniwersytetów w Ameryce Północnej. Później, kosztem ciężkiej pracy i wyrzeczeń, założył sieć dochodowych spółek. Teraz, gdyby tylko zechciał, mógł zamieszkać w takim pałacu.
Nie posiadał jednak własnego domu. Wolał wynajmować mieszkania w Londynie i Nowym Jorku lub pokoje w hotelach w krajach, w których prowadził interesy. Nie szukał sobie stałego miejsca. Madeline zadbała o to, żeby porzucił marzenia o stabilizacji. Jej ostatnie słowa wciąż brzmiały mu w uszach: „Ależ z ciebie purytanin, Rafe!”. Mimo że towarzyszył im szyderczy chichot, wiedział, że przemawiał przez nią gniew. Do dziś budziły w nim odrazę.
Odpędził przykre myśli. Madeline należała do przeszłości. Dawno z nią skończył. Nie była warta wspomnienia. Istniała dla niej tylko jedna wartość: pieniądze, duże pieniądze, za wszelką cenę. Obecnie je posiadała, ale nic więcej. Niegdyś pragnęła jego. I zdobyła.
Oczy Rafaela pociemniały. Namiętność wybuchła pomiędzy nimi jak pożar. Wierzył, że zyskał nie tylko wymarzoną kochankę, ale i bratnią duszę w osobie, która doszła do majątku o własnych siłach, tak samo jak on. Gdziekolwiek się pojawili, budzili powszechny podziw. Rudowłosa angielska piękność i śniady Latynos stanowili idealnie dobraną parę, przynajmniej z pozoru. Później jego świat legł w gruzach.
Znów zobaczył oczami wyobraźni scenę z ostatniego spotkania, jakby oglądał stary film. Madeline leżała na plecach, naga, uwodzicielska, dostępna. Kasztanowe włosy spływały obfitą falą na ramiona.
– Powiedz, że mnie nie pragniesz, Rafe – zamruczała, prowokująco rozchylając uda.
W istocie nie budziła w nim już pożądania, tylko wstręt. Rafael ruszył ku drzwiom sypialni. Przystanął po raz ostatni i popatrzył na nią z odrazą.
– Odejdź, zanim wrócę – rozkazał na odchodnym.
Jej perlisty, drwiący śmiech ścigał go jeszcze na schodach. Liczyła na to, że będzie go prześladował do końca życia, lecz dawno ucichł w jego uszach. Madeline odeszła w przeszłość. Na zawsze. Nie czuł do niej nic prócz obrzydzenia dla jej wyglądu, nastawienia do życia, ambicji i wyznawanych wartości.
Pojawienie się kelnera przywróciło go do teraźniejszości. Z uśmiechem wdzięczności odstawił kieliszek na tacę. Gdy odwrócił głowę, coś przykuło jego uwagę. Piękność o łabędziej szyi i upiętych w kok włosach koloru szampana schodziła po schodach, zwrócona do niego profilem, równie idealnym, jak jej cała smukła sylwetka. Wieczorowa suknia w kolorze ecru, zmarszczona na biodrach, zakrywała jedno ramię, podkreślała drobne piersi i spływała miękkimi falami ku szczupłym kostkom.
Jej postawa, figura i sposób poruszania się wskazywały, że musi być modelką. Gdy zeszła ze schodów, znikła mu z oczu w tłumie. Wyciągnął szyję, ale nie zdołał jej wypatrzyć. Zirytowało go to.
Nagle uświadomił sobie, że od czasu, gdy zerwał z Madeline, żadna kobieta go nie zainteresowała. Wiele próbowało skupić na sobie jego uwagę, lecz po uczuciowej porażce żadna nie osiągnęła celu. Czemu więc zauważył akurat tę? Odpowiedź przyszła sama: ponieważ w niczym nie przypominała Madeline. Kobiece kształty i ognisty temperament samolubnej Madeline z daleka przykuwały wzrok. Blada, chłodna blondynka stanowiła jej dokładne przeciwieństwo, nie tylko pod względem wyglądu.
Madeline z prostej czynności schodzenia po schodach zrobiłaby spektakl teatralny w stylu gwiazdy filmowej, tak żeby każdy ją dostrzegł, podziwiał, zazdrościł jej i pragnął. Natomiast jasnowłosa piękność przemknęła chyłkiem, jak duch, jakby chciała pozostać niewidzialna. Dość nietypowe zachowanie jak na modelkę, o ile rzeczywiście nią była.
Rafael doszedł do wniosku, że najlepiej usiąść, zaczekać i sprawdzić na własne oczy. Wiedział jednak na pewno, że chciałby ją poznać. Oczy mu pociemniały. Nareszcie ktoś wzbudził jego zainteresowanie. Nie potrafił przewidzieć, czy piękna nieznajoma nie straci przy bliższym poznaniu mimo niesamowitej urody. Dręczyło go, czy nie okaże się równie zepsuta jak Madeline.
Orkiestra zaczęła grać. Barokowa melodia Vivaldiego doskonale pasowała do atmosfery wnętrza. Modelki wychodziły w ściśle ustalonym porządku na wybieg ustawiony na środku długiego salonu. Na początku prezentowały suknie, w których chodziły między gośćmi przed pokazem, co Celeste bardzo odpowiadało. Gdyby zaproszono ją w charakterze gościa, wybrałaby taką samą kreację w jednym z ulubionych, stonowanych odcieni. Podkreślała atuty sylwetki, ale nie odsłaniała nic prócz jednego ramienia. Jedna z modelek zauważyła, że chyba lubi pozostawać w tle. Celeste odpowiedziała uprzejmym uśmiechem, ale w duchu przyznała jej rację.
Milcząca, podporządkowana i dyskretna, przestrzegała żelaznych zasad obowiązujących modelki. Na prywatny użytek dorzuciła jeszcze jedną: skromność. Na co dzień też nie nosiła głębokich dekoltów ani krótkich spódniczek. Nawet na plażę zakładała kostiumy jednoczęściowe.
Gdy wkroczyła na wybieg, napięcie stopniowo zaczęło opadać. Wyćwiczyła przez lata odpowiednią postawę i sposób poruszania. Kroczyła pewnie i lekko. Dopiero na końcu wybiegu przystanęła przed zmianą kierunku. I zamarła nagle na widok wpatrzonych w nią ciemnych oczu, pociągłej twarzy o pięknie rzeźbionych rysach i czarnych jak noc włosów. Przez chwilę stała jak zahipnotyzowana, zanim przypomniała sobie, że najwyższy czas wrócić do przebieralni, żeby za kilka minut wystąpić w szkarłatnej sukni. W drodze powrotnej czuła na plecach spojrzenie nieznajomego. Ciekawiło ją, dlaczego tak bacznie ją obserwował.
Jako modelka często budziła zainteresowanie, co nie za bardzo jej odpowiadało, ale do tej pory nie przeszkadzało. Dlaczego więc akurat to spojrzenie wytrąciło ją z równowagi? Co wyróżniało tego mężczyznę spośród innych widzów?
Do czasu kolejnego pokazu zdołała się uodpornić na spojrzenie ciemnych oczu, którego w końcu nie napotkała. Gdy zerknęła w stronę mężczyzny, wystukiwał wiadomość na telefonie komórkowym. Napięcie opadło natychmiast. Zręcznie uniosła spódnicę i ruszyła w drogę powrotną.
Gdyby ponownie odwróciła głowę, zobaczyłaby, że odprowadza ją wzrokiem. Dopiero gdy znikła za drzwiami, wrócił do swojego zajęcia. Nie potrafił jednak skupić uwagi na treści pisanego tekstu.
Pokaz dobiegł końca, oklaski milkły. Goście podążali stopniowo w stronę zimnego bufetu w jadalni przy holu. Rafael również wstał. Liczył na to, że gdy modelki wrócą między gości, zawrze znajomość z prześliczną, wiotką blondynką, zanim jej jasna uroda oczaruje kogoś innego. Ale nie znalazł jej. Przemierzył hol i zajrzał ponownie do salonu, gdzie robotnicy rozmontowywali już wybieg. Nadal ani śladu. W końcu zauważył otwarte szklane drzwi i pod wpływem impulsu wyszedł na taras. Za rogiem znalazł schody prowadzące do ogrodu.
U ich stóp dostrzegł kobiecą postać w jasnej kreacji. Stała nieruchomo z zadartą głową. Oczy Rafaela rozbłysły w blasku gwiazd, gdy schodził ku niej po schodach.
Celeste z zachwytem oglądała nocne niebo. W Londynie gwiazdy świeciły słabo. Tu, na otwartej przestrzeni, migotały srebrnym blaskiem. Droga Mleczna, wyraźnie widoczna, prowadziła gdzieś daleko, ku nieskończoności… Kiedyś marzyła, by jakaś magiczna siła zabrała ją tam wysoko, daleko, jak najdalej od ziemi.
– Starożytni Chińczycy wierzyli, że Żółta Rzeka wypływa z Mlecznej Drogi – usłyszała za plecami.
Odwróciła głowę. Nie potrzebowała światła, by rozpoznać człowieka, który obserwował ją na wybiegu, który przykuł jej uwagę jak nikt inny. W ciemności nie widziała jego rysów, gdy podszedł i stanął obok. Kiedy ponownie przemówił, tembr jego głosu wywołał reakcję, jakiej nie chciała doświadczyć.
– Inna legenda mówi o parze kochanków rozdzielonych przez okrutnych rodziców, którzy zostali umieszczeni po przeciwnych stronach galaktycznej rzeki, czyli Mlecznej Drogi. Widzimy ich jako gwiazdy, patrzące na siebie z daleka przez całą wieczność – ciągnął, nie odrywając od niej wzroku.
Sztywna postawa i napięte rysy twarzy świadczyły o tym, że ją wystraszył, co go mocno zdziwiło. Zwykle przedstawicielkom płci przeciwnej pochlebiało jego zainteresowanie, zwłaszcza Madeline. Lecz ta blada piękność w niczym jej nie przypominała. I bardzo dobrze. Przecież szukał przeciwieństwa dawnej kochanki.
– Trudno sobie wyobrazić kosmiczne odległości, prawda? – zagadnął ponownie w tonie swobodnej pogawędki, by uspokoić zdenerwowaną jego obecnością Celeste. – Istnieją miliardy takich galaktyk jak nasza, a w każdej miliardy gwiazd. Niektóre galaktyki z Ziemi wyglądają jak gwiazdy, na przykład Andromeda… – przerwał i przebiegł wzrokiem niebo.
– Jest tutaj, pomiędzy Pegazem a Kasjopeją – wskazała Celeste. – Nadano jej numer M31, co oznacza ciało Messiera[1] numer 31. Leży nie tyle najbliżej nas, co najbliżej krańca Drogi Mlecznej. Prawdopodobnie złączy się z nią za kilka miliardów lat, tworząc gigantyczną, eliptyczną galaktykę – mówiła, usiłując podtrzymać w miarę bezpieczny temat konwersacji z mężczyzną, który w niepokojący sposób rozpalał jej zmysły.
Rafael podążył za jej spojrzeniem, a następnie zwrócił wzrok na nią. Chciał, żeby na niego spojrzała, żeby ponownie przemówiła.
– Ma pani rozległą wiedzę – pochwalił z uśmiechem aprobaty.
– Lubię gwiazdy – odrzekła, nadal jakby z lękiem. – Są tak daleko…
Nagle chyba uświadomiła sobie, jak dziwnie to zabrzmiało, bo uniosła brzeg sukni, jakby zamierzała odejść.
– Czy to zaleta?
– Tak – potwierdziła krótko.
Sama nie rozumiała, dlaczego podtrzymuje tę nietypową konwersację, dlaczego ten niski głos z wyraźnym obcym akcentem tak silnie na nią działa. Doszła do wniosku, że najwyższa pora zakończyć spotkanie.
– Przepraszam, muszę wrócić do sali – oświadczyła stanowczo.
– Pozwoli pani, że ją odprowadzę?
– Dziękuję, nie trzeba – odrzekła bez wahania i niezwłocznie wkroczyła na schody.
Rafael ze zdumieniem odprowadził ją wzrokiem, zdziwiony raptownym odwrotem. Nie, zdecydowanie w niczym nie przypominała Madeline.
Celeste szybkim krokiem przemierzyła salon. Serce biło jak oszalałe, bynajmniej nie z wysiłku po szybkim wchodzeniu na schody. Co w nią wstąpiło? Przecież zdawała sobie sprawę, że nikt nie rozprawia o astronomii z nieznajomą wyłącznie dla zabicia czasu. Wyszła do ogrodu przede wszystkim po to, żeby opóźnić powrót na kolację, ponieważ przewidywała, że ponownie zobaczy go przy stole. Tymczasem zdołał ją odszukać. Nie ulegało bowiem wątpliwości, że podążył tam za nią. Czyżby pomyślał, że celowo czekała w odosobnionym miejscu, żeby ją zagadnął?
Poczuła, że płoną jej policzki. Postanowiła unikać go aż do momentu, gdy już będzie wypadało opuścić przyjęcie. Wtedy wymknie się dyskretnie do swojego pokoju hotelowego w Oxfordzie. Pozostanie tam najdłużej, jak to możliwe, z dala od Londynu, a zwłaszcza od Karla Reinera. Wolała nie myśleć o tym odrażającym typie ani też o jego atrakcyjnym przeciwieństwie. Mimo że przystojny brunet nieodparcie ją pociągał, nie mogła sobie pozwolić na uleganie pokusom, ponieważ nic i nikt nie zmieni jej przeszłości.
Ból rozsadzał jej serce na myśl, że przejdzie przez życie bez bliskiego sercu mężczyzny u boku. Z wysiłkiem przybrała w miarę pogodny wyraz twarzy, nim podeszła do bufetu z przekąskami na kolację. Na szczęście wypatrzyła koleżankę, Zoe. Wzięły sobie po trochu sałatki bez sosu i po kawałeczku kurczaka. Gdy przystąpiły do konsumpcji swych głodowych porcji, Zoe zagadnęła:
– Czy ten przystojniak, który pożera cię wzrokiem, już cię zaczepił?
– Nie – skłamała Celeste.
– Szkoooda! – westchnęła Zoe. – Ja bym mu uległa. To Rafael Sanguardo, multimilioner z Ameryki Południowej. Bajecznie bogaty! Był związany z taką rudą milionerką z listy dziesięciu najbogatszych osób Madeline Walters. Gorąca kobitka i tęgi łeb! O własnych siłach zbiła fortunę i wyjechała do Stanów zebrać następną kupkę dolców. Oczywiście biega za tobą też Karl Reiner, odkąd rzucił Monique Silvę – dodała, zerkając z ukosa na Celeste. – Wybacz, ale na twoim miejscu wskoczyłabym do łóżka temu wysokiemu, przystojnemu brunetowi. Obleśny Karl nie miałby u mnie szans. Ale szkoda czasu na gadanie. Trzeba zawierać użyteczne znajomości. Widzę tu całą masę nadzianych gości. Poza tym patrzenie na te wszystkie pyszności to istna tortura. Cześć! – Odeszła, zostawiając Celeste sam na sam z kolacją i myślami o Rafaelu Sanguardzie.
Nigdy wcześniej o nim nie słyszała. Z wypowiedzi Zoe wynikało, że należy do owych wolnych i bogatych, z którymi według oceny koleżanki warto zawrzeć znajomość. Lecz Celeste nie zamierzała posłuchać jej rady. Rafael Sanguardo pozostawał poza jej zasięgiem i tak ma pozostać.
– Przynieść pani coś jeszcze z bufetu? – zapytał znajomy, lecz wielce niepożądany głos z lekkim obcym akcentem.
Celeste zesztywniała. Gdy odwróciła się twarzą do niego, po raz pierwszy ujrzała go w pełnym świetle. Zoe trafnie go scharakteryzowała. Wyglądał oszałamiająco z pociągłą twarzą o mocno zarysowanej szczęce, prostym nosie i wysokich kościach policzkowych. Ale to nie pięknie rzeźbione rysy przykuły jej uwagę, lecz ciemne, sokole oczy. Patrzył na nią tak, że z wrażenia zaparło jej dech.
Jak to możliwe? – myślała gorączkowo. Niczyje spojrzenie dotąd nie robiło na niej najmniejszego wrażenia. Wyrobiła w sobie odporność, więc dlaczego nagle ją straciła? Musiała zwalczyć tę słabość, oderwać wzrok od wspaniałej, smukłej sylwetki w szytym na miarę smokingu. Mierzył pewnie ponad metr osiemdziesiąt. Śnieżnobiała koszula doskonale leżała na muskularnym torsie. O coś pytał, ale nie pamiętała o co. Wytężyła umysł, żeby sobie przypomnieć. Nie wypadało zbyć go milczeniem. Ach, prawda! Proponował coś do jedzenia.
– Nie, dziękuję, to mi wystarczy – wymamrotała pospiesznie, pokazując swój talerz.
– Przecież to porcja dla wróbelka! – zaprotestował, mierząc ją wzrokiem od stóp do głów. – Na szczęście nie wygląda pani na zagłodzoną jak niektóre koleżanki – dodał po chwili.
– Modelki muszą być szczupłe! – zaprotestowała Celeste, urażona uszczypliwą uwagą, chociaż w duchu podzielała jego opinię na temat przesadnego odchudzania.
– To hańba, że kobiety z rozwiniętych krajów ulegają głupiej modzie i małpują te, które naprawdę cierpią głód – odparł z nieskrywaną odrazą.
Celeste wzięła głęboki oddech przed udzieleniem szczerej odpowiedzi.
– Ma pan rację – przyznała w końcu. Gdy napotkała jego spojrzenie, utonęła w ciemnych oczach niczym w głębokim, bezkresnym oceanie. Aż zadrżała z wrażenia. Z wysiłkiem odwróciła wzrok.
– Przepraszam za nietaktowną uwagę, ale szkoda, że nie chce pani spróbować czegoś bardziej pożywnego – dodał, wskazując suto zastawiony stół.
– Wszystko wygląda bardzo apetycznie, ale obowiązuje mnie ścisły reżim dietetyczny.
– Nie da się pani skusić? – dopytywał się z wyraźnym rozbawieniem. Figlarny błysk w oku świadczył o tym, że miał na myśli zupełnie inne pokusy niż rozkosze stołu.
Celeste zdecydowanie pokręciła głową. Odstawiła pusty talerz, ponownie spojrzała mu w oczy, żeby uodpornić się na jego urok, i rzuciła uprzejmym, ale stanowczym tonem:
– Proszę mi wybaczyć, ale muszę pochodzić między gośćmi, żeby zaprezentować suknię. – Powiedziawszy to z przelotnym, grzecznościowym uśmiechem, ruszyła w stronę zgromadzonych.
Rafael patrzył, jak znika w tłumie po raz drugi tego wieczoru. Zachodził w głowę, dlaczego przed nim ucieka, ale nie znalazł logicznego wyjaśnienia. Pociągała go nieodparcie. Nie wątpił, że z wzajemnością. Powiedziały mu o tym rozszerzone źrenice i zamglone spojrzenie. Czemu więc go unikała? Czyżby już kogoś miała? Zapragnął za wszelką cenę poznać przyczynę jej rezerwy, ale nie znał nawet jej imienia.
Wziął głęboki oddech dla uspokojenia wzburzonych nerwów. Po chwili namysłu znalazł rozwiązanie. Ponieważ pracowała w agencji modelek, doszedł do wniosku, że najlepiej zebrać wywiad u źródła. Jeżeli uzyska takie informacje, jakich by sobie życzył, zrobi wszystko, żeby odnaleźć i zdobyć tę tajemniczą bladą piękność.
Już widział oczami wyobraźni, jak bierze ją za rękę, przyciąga do siebie, pochyla głowę i całuje drżące, rozchylone wargi. Lecz same marzenia mu nie wystarczały. Postanowił je urzeczywistnić wszelkimi możliwymi sposobami.
[1] Charles Messier – poszukiwacz komet, autor katalogu nieba z 1774 roku, uaktualnianego w miarę odkrywania nowych obiektów do 1966 roku.(przyp. tłum.)
Tytuł oryginału: The Forbidden Touch of Sanguardo
Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2014
Redaktor serii: Marzena Cieśla
Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla
Korekta: Hanna Lachowska
© 2014 by Julia James
© for the Polish edition by Arlekin – Harlequin Polska sp. z o.o., Warszawa 2015
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wydanie niniejsze zostało opublikowane w porozumieniu z Harlequin Books S.A.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne.
Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Znak firmowy wydawnictwa Harlequin i znak serii Harlequin Światowe Życie są zastrzeżone.
Wyłącznym właścicielem nazwy i znaku firmowego wydawnictwa Harlequin jest Harlequin Enterprises Limited. Nazwa i znak firmowy nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone.
Harlequin Polska sp. z o.o.
02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25
www.harlequin.pl
ISBN 978-83-276-1292-2
ŚŻ Ekstra – 582
Konwersja do formatu EPUB: Legimi Sp. z o.o. | www.legimi.com