Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
W drugim tomie Neale ponownie podejmuje dialog z Bogiem, koncentrując się tym razem na ogólniejszych tematach w stosunku do kwestii natury osobistej i jednostkowej, poruszanych w pierwszym tomie. Przeczytamy o tajemnicach czasu i przestrzeni, o polityce, a nawet o pikantnym seksie, jednak książka ta nie ma na celu szokować. Jest to szczere spojrzenie na pewne fundamentalne sprawy, istotne dla nas wszystkich na naszej planecie, a także obraz tego, jak mógłby wyglądać nasz świat, gdybyśmy byli skłonni do większej otwartości umysłu oraz samodzielnego prowadzenia dialogu z Bogiem.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 269
Nade wszystko pragnę uhonorować To, Co Jest Wszystkim, co stanowi Źródło wszelkich rzeczy, wraz z niniejszą książką. Czy nazwiecie to Bogiem, jak czynię to ja, czy inaczej, to nie ma znaczenia – Źródło było, jest i będzie Źródłem po wsze czasy, a nawet nieskończenie dłużej.
Dalej, chciałbym spłacić mój dług wdzięczności wobec rodziców, za których pośrednictwem spłynęło na mnie tyle niezapomnianych doświadczeń i przez których doznawałem źródłowej obecności Boga w życiu. Razem tworzyli niesamowity zespół. Postronny obserwator mógłby mieć inne zdanie, ale oni sami ani przez chwilę w to nie wątpili. Mama mówiła o tacie, że jest „utrapieniem”, a on o niej, że jest „trucizną”, której nie potrafi się oprzeć.
Moja matka Anne była nadzwyczajną kobietą – przepełnioną niewyczerpanym współczuciem, głębokim zrozumieniem, zawsze skorą do wybaczania, do dawania z siebie wszystkiego, o niespożytej cierpliwości, łagodnej mądrości i niezachwianej wierze w Boga, która sprawiła, że gdy umierała, ksiądz, nowicjusz, udzielający jej ostatniego namaszczenia, z podziwem wyszeptał: „Mój Boże, to ona pocieszała mnie”.
Najwyższym hołdem dla Mamy niech będzie to, że wcale mnie to nie zdziwiło.
Mój ojciec Alex nie należał do potulnych. Był szorstki w obejściu, potrafił dotkliwie urazić, a niektórzy powiadają, że często postępował okrutnie, szczególnie wobec mojej matki. Nie chcę go za to osądzać (ani za cokolwiek innego). Matka nie wyrzucała mu tego ani nie potępiała go (wręcz przeciwnie, w swych ostatnich słowach wypowiadała się o nim bardzo pochlebnie), dlatego też nie widzę dla siebie żadnych korzyści w odrzuceniu jej przykładu. Ponadto ojciec miał mnóstwo zalet, o których moja matka nigdy nie zapominała. Należały do nich wiara w niezłomność ludzkiego ducha oraz jasne przeświadczenie, że niczego nie zmieni się narzekaniem. Nauczył mnie, że mogę osiągnąć wszystko pod warunkiem, że zaangażuję w to całą swoją duszę. Zawsze można było na niego liczyć, do samego końca. Był wzorem lojalności, człowiekiem czynu; zawsze zajmował stanowisko, nie zrażał się przeciwnościami, które pokonały tylu innych. Nawet wobec najbardziej niepomyślnych kolei losu miał swą mantrę. „Och, nie ma się czym przejmować”, zwykł mawiać. Sam stosowałem tę zasadę w najcięższych chwilach mojego życia. Zadziałała za każdym razem.
Najwyższym hołdem dla Taty niech będzie to, że wcale mnie to nie zdziwiło.
Znalazłszy się między nimi, odczułem wezwanie zarówno do nabrania całkowitej pewności siebie, jak i do poczucia bezwarunkowej miłości dla każdego. Co za połączenie!
W pierwszej części złożyłem podziękowania pozostałym członkom rodziny i kręgowi mych przyjaciół, którzy w nieoceniony wprost sposób wpłynęli na moje życie – i nadal wpływają. Chciałbym do tej listy dołączyć dwoje niezwykłych ludzi, z którymi się zetknąłem od czasu napisania tamtej książki i którzy poruszyli mnie do głębi.
Leo i Lethę Bushów… którzy unaocznili mi swoją codziennością, iż to, co najpiękniejsze w życiu, można znaleźć w chwilach bezinteresownej służby, troski, życzliwości oraz we wzajemnej miłości i niezachwianej wierze w siebie nawzajem. Była to dla mnie nie tylko nauka, ale i inspiracja.
Również na tych stronicach pragnę wyrazić swoje uznanie innym specjalnym nauczycielom, aniołom zesłanym przez Boga, dzięki którym dotarły do mnie rzeczy o wielkim znaczeniu, co teraz jasno widzę. Niektórzy przekazali mi to osobiście, inni z oddali, jeszcze inni z tak odległego punktu w Macierzy, że pewnie nie są świadomi mego istnienia. Mimo to moja dusza wchłonęła ich energię. Mowa tu o myślicielach, przywódcach, pisarzach i towarzyszach w podróży po Duchowej Drodze; ich wkład w Zbiorową Świadomość dopomógł w powstaniu skarbnicy mądrości, która stanowi Umysł Boga, albowiem stamtąd pochodzi. Z tego właśnie Źródła wziął się materiał zawarty w Rozmowach z Bogiem. Dzieło to jest ukoronowaniem mych nauk, doświadczeń i poszukiwań, teraz dostępnym dla każdego w postaci mych dialogów z Bogiem. Tak naprawdę we wszechświecie nie powstają żadne nowe idee, wszelkie nowości są zaledwie kolejnym wyrazem Odwiecznej Prawdy.
Oprócz tego chciałbym też podziękować następującym osobom, które wzbogaciły moje życie:
Kenowi Keyesowi… którego dar wglądu miał wpływ na życie tysięcy ludzi (również moje). Ken powrócił już do Domu, odegrawszy swą rolę niezrównanego posłańca.
Doktorowi Robertowi Muellerowi… którego praca na rzecz światowego pokoju okazała się dobrodziejstwem dla nas wszystkich i tchnęła w świat nową nadzieję.
Dolly Parton… której muzyka, uśmiech i cała osobowość urzekły naród i radowały moje serce – nawet gdy było złamane i nic nie mogło go uleczyć. To szczególna magia.
Terry Cole-Whittaker… której bystrość, głębia i pogoda ducha oraz absolutna uczciwość od chwili naszego poznania stały się dla mnie wzorcem i natchnieniem. Swym cudownym oddziaływaniem objęła tysiące.
Neilowi Diamondowi… który swój artyzm czerpie z głębi duszy i dlatego przenika do mojej oraz do duszy całego pokolenia. Jego talent, hojność, z jaką dzielił z nami swoje uczucia, są wyjątkowe.
Thei Alexander… której pisarstwo mną wstrząsnęło i objawiło mi możliwość wyrażania miłości bezgranicznie, bezboleśnie, bez goryczy zazdrości i ukrytych celów, bez oczekiwań i bez potrzeb. Rozpaliła w nas na nowo niespokojnego ducha nieskrępowanej miłości oraz naturalne pragnienie radosnego rozkoszowania się seksem, przywracając jego piękno, tajemnicę i niewinną czystość.
Robertowi Rimmerowi… który dokonał dokładnie tego samego.
Warrenowi Spahnowi… który udowodnił mi, że dążenie do doskonałości w każdej dziedzinie życia polega na postawieniu sobie najwyższej poprzeczki i upartym przy niej obstawaniu; wymaganiu od siebie maksimum, nawet kiedy minimum nie zwróciłoby niczyjej (a może zwłaszcza wtedy) uwagi. Gwiazda sportu pierwszej wielkości, bohater na polu walki, wzór w życiu codziennym, niestrudzenie dążący do przekraczania siebie bez względu na to, ile to kosztuje wysiłku.
Jimmy’emu Carterowi… który dzielnie sobie poczyna w międzynarodowej polityce, kierując się sercem i swym przekonaniem o tym, co w myśl Najwyższego Prawa jest słuszne, i wnosi do zatęchłego świata polityki ożywczy powiew.
Shirley MacLaine… która pokazała, że rozrywka i intelekt się nie wykluczają; że można wznieść się ponad to, co przyziemne i banalne. Że można poruszać sprawy wielkie i drobne, ważkie i lekkie, głębokie i płytkie. Stara się ze wszystkich sił nadać naszym rozmowom wyższy wymiar, a tym samym i naszej świadomości; oddziaływać twórczo na giełdę poglądów.
Oprah Winfrey… która robi dokładnie to samo.
Stevenowi Spielbergowi… który robi dokładnie to samo.
Ronowi Howardowi… który robi dokładnie to samo.
Hugh Dwonsowi… który robi dokładnie to samo.
Oraz Gene’owi Roddenberry… którego Duch z pewnością słyszy moje słowa i uśmiecha się… albowiem miał w tym wszystkim wielki udział; podjął ryzyko; stanął na skraju; ruszył dalej niż ktokolwiek przed nim.
Ludzie ci stanowią skarb, jak i my wszyscy. Jednak w odróżnieniu od nas, postanowili hojnie darzyć innych skarbami swojej Jaźni, poświęcić się i zaryzykować, wyrzec się prywatności i złączyć swój los z burzliwymi kolejami świata, aby obdarzyć innych swą prawdziwą istotą. Nie mogli przewidzieć, czy ich dar z siebie zostanie przyjęty. Mimo to nie szczędzili siebie.
Jestem im wszystkim wdzięczny. Dziękuję wam, gdyż wzbogaciliście moje życie.
To nadzwyczajne dzieło.
Stanowi przesłanie Boga, który sugeruje w nim rewolucję społeczną, seksualną, oświatową, polityczną, gospodarczą i teologiczną o skali dotąd na planecie niespotykanej, rewolucję, o jakiej śniło się niewielu.
Sugestie te nawiązują wprost do pragnień wyrażanych przez nas jako mieszkańców Ziemi. W myśl naszych własnych deklaracji dążymy do zapewnienia godnego życia dla wszystkich, podniesienia poziomu świadomości i tworzenia podwalin nowego świata. Bóg nie potępi nas, cokolwiek wybierzemy, jeśli jednak zdecydujemy się właśnie na to, chętnie pokaże nam drogę. Lecz nie będzie siłą narzucał nam swych poglądów, ani teraz, ani nigdy.
Słowa zawarte w tej książce są dla mnie zarazem porywające i niepokojące, budujące i prowokujące. Porywa mnie rozmach i zasięg jej koncepcji. Niepokoi obraz, jaki się z niej wyłania, obraz mnie samego i całej ludzkiej rasy. Prowokuje śmiałość, z jaką stawia mi wyzwania, nakazuje przekraczać samego siebie, stać się Źródłem świata, wolnego od małostkowej zazdrości, złości, zaburzeń seksualnych, ekonomicznej niesprawiedliwości, nierówności społecznej, ogłupiającej edukacji, zakulisowych machinacji i walk o władzę. Buduje zaś to, iż daje nam nadzieję na przyszłość, pokazuje, że to wszystko jest w zasięgu naszych możliwości.
Czy naprawdę możemy stworzyć taki świat? Bóg mówi, że tak, i wszystko, co do tego trzeba, to jednomyślne postanowienie, wybór dokonany przez każdego z nas.
Książka ta stanowi wierny zapis dialogu z Bogiem. Jest drugą częścią planowanej trylogii Rozmów z Bogiem, trwających już kilka ładnych lat – po dziś dzień.
Może trudno ci będzie uwierzyć w to, że to wszystko istotnie pochodzi od Boga, zresztą to nie jest wcale konieczne. Dla mnie liczy się przede wszystkim to, czy materiał tu zawarty sam w sobie ma wartość, czy wnosi nowe spostrzeżenia, budzi i odnawia, zachęca do wprowadzenia zmian w nasze codzienne życie na Ziemi. Bóg wie, tak dalej być nie może. Musimy się zmienić.
Całe przedsięwzięcie zaczęło się od księgi pierwszej, opublikowanej w maju 1995 roku. Traktowała ona głównie o sprawach osobistych i odmieniła moje życie. I wielu innych ludzi. W ciągu kilku tygodni stała się prawdziwym bestsellerem. Nakład przeszedł najśmielsze oczekiwania, niebawem miesięcznie sprzedawało się 12 tysięcy egzemplarzy i liczba ta nadal rosła. Oczywiście „autor” tej książki nie był postacią nieznaną. I to właśnie sprawiło, że intrygowała i miała taką moc oddziaływania.
Jestem zaszczycony, że mogę uczestniczyć w tym procesie, dzięki któremu doniosłe prawdy ponownie stają się udziałem tysięcy ludzi. Cieszę się, że tak wiele osób skorzystało z tego dzieła.
Pragnę jednak wyznać, że z początku strasznie się bałem. Obawiałem się, że zostanę posądzony o urojenia, o manię wielkości. Z drugiej zaś strony, bałem się, że gdy czytelnicy naprawdę uwierzą, iż te słowa pochodzą od Boga, posłuchają zawartych tam rad. Lecz dlaczego się tego lękałem? To proste.
Przecież we wszystkim, co napisałem, mogłem się mylić.
Wówczas zaczęły napływać listy. Z całego świata. Wtedy już wiedziałem. Wiedziałem w głębi serca, że się nie myliłem. Tego właśnie było potrzeba światu w tej określonej chwili.
Teraz ukazuje się kolejna księga i znów daje o sobie znać strach. Mowa w niej o szerszym wymiarze naszych pojedynczych istnień, jak również o sprawach politycznych i gospodarczych o zasięgu ogólnoświatowym. Podejrzewam więc, iż ta druga książka może okazać się dla przeciętnego czytelnika znacznie bardziej kontrowersyjna. I stąd obawa. Obawa, że może nie przypaść ci do gustu to, co tutaj przeczytasz. Że dostanie mi się po głowie. Że książką tą „wkładam kij w mrowisko”, „wywołuję burzę”. Ponadto znów się boję, że mogę nie mieć racji.
Doświadczenie winno było już mnie nauczyć, że mój strach jest bezpodstawny. Jednak znów odzywa się moja ludzka słabość. Spieszę wyjaśnić, iż nie jest moim zamiarem nikim wstrząsnąć. Pragnę jedynie wiernie i skwapliwie przekazać to, co usłyszałem od Boga w odpowiedzi na me pytania. Obiecałem to Bogu – że udostępnię te rozmowy ogółowi – i nie mogę tej obietnicy złamać.
Ty również nie możesz się wycofać. Z pewnością podjąłeś postanowienie, że będziesz otwarty na wszelkie nowe idee, poglądy i przekonania, że będziesz gotów przewartościować to, w co wierzyłeś do tej pory. Przyrzekłeś sobie, że będziesz nieustannie się rozwijał. Inaczej bowiem ta książka nie trafiłaby do twych rąk.
Tkwimy więc w tym razem. I nie ma powodu do obaw. Jesteśmy tacy, jacy jesteśmy, i stąd wynika nasze postępowanie. Widzę teraz wyraźnie to, czego do tej pory zaledwie się domyślałem – jesteśmy posłańcami, ty i ja. Gdyby tak nie było, nie czytałbyś teraz tej książki, a ja bym jej nie pisał. Mamy więc zadanie do wykonania. Po pierwsze, musimy się upewnić, że dobrze zrozumieliśmy przesłanie, jakie niosą Rozmowy z Bogiem. Dalej, musimy uczynić z tego przesłania użytek w naszym życiu codziennym. I wreszcie, musimy głosić je innym, własnym przykładem zaświadczać o jego prawdzie tym, z którymi się stykamy.
Rad jestem, że postanowiłeś dołączyć do mnie w tej wyprawie. Z tobą raźniej i przyjemniej. Przejdźmy więc wspólnie przez te stronice. Czekają nas tu i ówdzie wyboje. Nie tak jak w księdze pierwszej. Księga pierwsza była czułym uściskiem Boga. Druga część, równie promieniująca miłością, raz po raz lekko tobą potrząsa. Jest jak pobudka, wyzwanie, abyś nie ustawał w drodze.
Zawsze masz przed sobą coś do odkrycia. Twoja dusza nie lubi spoczynku – jej udziałem tu, na Ziemi, ma być najbogatsze, nie najuboższe doświadczenie. I choć wybór należy do ciebie, twa dusza wolałaby, abyś nie popadał w samozadowolenie czy gnuśność. Zbyt wiele trzeba bowiem w świecie zmienić, zbyt wiele musisz jeszcze zrobić, aby stworzyć siebie. Zawsze jest nowy szczyt do zdobycia, nowa rubież do zbadania, nowy lęk do zwalczenia. Wspanialszy stan, śmielsza wizja, wyższa koncepcja.
Dlatego też książka ta może narazić cię na pewne niewygody. Ale nie uciekaj, pozostań na pokładzie, nawet jeśli tobą rzuca. I żyj w nowym paradygmacie. A jeszcze lepiej, cudownym przykładem swego życia przyczyń się do jego powstania.
Neale Donald Walsch Ashland, Oregon, marzec 1997
Witaj. Cieszę się, że jesteś ze mną.
Byliśmy ze sobą umówieni, to prawda; ale mimo to mogłeś nie przybyć na spotkanie. Mogłeś postanowić inaczej. Tymczasem wybrałeś tę godzinę, to umówione miejsce, aby ta książka trafiła w twoje ręce. I za to ci dziękuję.
Jeśli jednak nie uświadamiałeś sobie do końca, co robisz i dlaczego, i ta sprawa wydaje ci się trochę tajemnicza, należy ci się małe wyjaśnienie.
Zacznę od zwrócenia ci uwagi na to, iż książka ta zjawiła się w twoim życiu w samą porę, w najwłaściwszym momencie. Teraz jeszcze nie zdajesz sobie pewnie z tego sprawy, ale kiedy będziesz miał już za sobą doświadczenie, które jest dla ciebie przygotowane, zyskasz co do tego absolutną pewność. Wszystko przebiega w doskonałym porządku, a pojawienie się tej książki w twoim życiu nie jest wyjątkiem od tej reguły.
Znajdziesz tu to, czego od dawna poszukujesz, za czym od dawna tęsknisz. Czeka cię tu najprawdziwszy kontakt z Bogiem, być może pierwszy w twoim życiu, a na pewno najnowszy.
To jest kontakt jak najbardziej realny.
Bóg przemówi do ciebie przeze mnie. Kilka lat temu nie ośmieliłbym się czegoś takiego powiedzieć; teraz mówię, ponieważ sam tego doświadczyłem i stąd wiem, że to jest możliwe. Nie tylko możliwe – odbywa się nieustannie. Tak jak dzieje się ta rzecz pomiędzy nami za pośrednictwem tych słów, tu i teraz.
Trzeba, abyś znał swój w tym udział, podobnie jak przyczyniłeś się do tego, że ta książka trafiła w twoje ręce. Wszyscy bez wyjątku odpowiadamy za wydarzenia występujące w naszym życiu i wspólnie z Jedynym Wielkim Stwórcą powołujemy do istnienia okoliczności, które do każdego z tych wydarzeń prowadzą.
Pierwszy etap moich rozmów z Bogiem w twoim imieniu miał miejsce w latach 1992–1993. Napisałem wówczas gniewny list do Boga, domagając się wyjaśnienia, dlaczego moje życie jest jednym pasmem tarć i niepowodzeń. Dosłownie wszystko, począwszy od miłosnych związków, przez pracę, do stosunków z dziećmi i do zdrowia – wszystko – naznaczone było walką i porażką. W liście zażądałem, aby Bóg odpowiedział mi dlaczego – i czego potrzeba, aby zaczęło mi się wreszcie w życiu układać.
Ku mojemu zdumieniu, Bóg mi odpisał.
Sposób i treść tych odpowiedzi dały początek książce, opublikowanej w maju 1995 roku pod tytułem Rozmowy z Bogiem, księga pierwsza. Może o niej słyszałeś, niewykluczone, że ją przeczytałeś. Jeśli tak, to nie potrzebujesz dalszego wprowadzenia do niniejszej książki.
Jeśli pierwsza część nie jest ci znana, mam nadzieję, że wkrótce zmieni się ten stan rzeczy, gdyż szczegółowo opisuje ona to, jak doszło do jej powstania, i zawiera odpowiedzi na wiele pytań na temat życia każdego z nas – dotyczących pieniędzy, miłości, seksu, Boga, zdrowia i choroby, jedzenia, związków z innymi ludźmi, „godziwej pracy” i wielu innych codziennych spraw, którymi tutaj się nie zajmujemy.
Gdybym miał prosić Boga, aby uczynił teraz coś dla świata, poprosiłbym o przekazanie wiedzy, która znalazła się w części pierwszej Rozmów z Bogiem. Zgodnie z przyrzeczeniem (Zanim zapytasz, otrzymasz odpowiedź) Bóg już to uczynił.
Mam więc nadzieję, że po przeczytaniu niniejszej książki (a może nawet w trakcie czytania) sięgniesz po pierwszą część. To sprawa wyboru, a Wolny Wybór przywiódł cię do tych stronic w tej chwili. Tak jak wytworzył wszelkie twoje doświadczenia. (Koncepcję tę wyjaśnia właśnie część pierwsza).
Wstęp do księgi drugiej powstał w marcu 1996; ma on na celu krótkie wprowadzenie do jej treści. Podobnie jak w części pierwszej, informacje docierały do mnie w sposób zadziwiająco prosty. Na pustej kartce papieru pisałem pytanie – dowolne… zazwyczaj pierwsze, jakie przyszło mi do głowy, i ledwo kończyłem pisać, już powstawała w mym umyśle odpowiedź, jakby Ktoś szeptał mi do ucha. Wyglądało to jak dyktando!
Z wyjątkiem tych kilku początkowych uwag cały materiał tej książki zapisany został między wiosną 1993 roku i latem roku następnego. Pragnę przedstawić ci go tak, jak go otrzymałem…
* * *
Jest Wielkanoc 1993 roku. Zgodnie z poleceniem, wyczekuję z ołówkiem w ręku i kartką papieru, gotowy do dzieła, do drugiego etapu.
Powinienem jednak wyjaśnić, że to Bóg mnie o to poprosił. Wyznaczył mi datę. Dziś mamy rozpocząć pisanie drugiej książki z planowanej trylogii – książki, która będzie wspólnym doświadczeniem Boga, moim i twoim.
Nie mam pojęcia, o czym będzie w niej mowa, jakie poruszymy tematy. To dlatego, że nie mam żadnej jej wizji w głowie. Nie mogę. Nie ja mam decydować, co się w niej znajdzie, lecz Bóg.
Rok temu – w Wielkanoc – Bóg nawiązał ze mną dialog. Wiem, że to brzmi niepoważnie, ale to istotnie miało miejsce. Jakiś czas temu nasza rozmowa dobiegła końca. Nakazano mi odpoczynek… i zarazem wyznaczono termin wznowienia dialogu.
Ty też jesteś z nami umówiony. I pojawiasz się tak, jak było ustalone. Widzę wyraźnie, że ta książka powstaje nie dla mnie, lecz dla ciebie przeze mnie. Zapewne poszukiwałeś Boga – wypatrywałeś znaku od Niego – od dawna. Ja również.
Dziś razem odnajdziemy Boga. To niezmiennie najlepszy sposób na trafienie do niego. Razem. Nigdy nie znajdziemy Boga oddzieleni. Mam tu na myśli dwa znaczenia. Chodzi mi o to, że nigdy nie znajdziemy Boga, dopóki sami będziemy oddzieleni jeden od drugiego. Pierwszym bowiem krokiem do odkrycia, że nie jesteśmy oddzieleni od Boga, jest odkrycie, że nie jesteśmy oddzieleni od siebie nawzajem. Tak długo jak nie uświadomimy sobie, że wszyscy stanowimy Jedność, tak długo nie możemy wiedzieć, że my i Bóg to Jedność.
Bóg nie jest od nas oddzielony, nam tylko się zdaje, że my istniejemy osobno.
To błędne przekonanie jest szeroko rozpowszechnione. Wydaje nam się też, że istniejemy w oderwaniu od drugiego człowieka. Najszybszym sposobem na „znalezienie Boga”, jak się przekonałem, jest odnalezienie siebie nawzajem. Wyjście z ukrycia przed drugim człowiekiem. I oczywiście przed samym sobą.
Najprędzej można to osiągnąć, głosząc prawdę. Każdemu. O każdej porze.
Zacznij mówić prawdę teraz i nigdy nie przestawaj. Na początek mów prawdę o sobie. Następnie powiedz sobie prawdę o drugim człowieku. Potem ogłoś prawdę o sobie drugiemu i drugiemu prawdę o nim samym. Na koniec mów prawdę każdemu o wszystkim.
Oto Pięć Stopni Głoszenia Prawdy. To pięciostopniowa droga do wolności. Prawda cię wyzwoli.
W tej książce jest mowa o prawdzie. Nie mojej, lecz Boga.
Nasz początkowy dialog – Boga i mój – zakończył się przed miesiącem. Zakładam, że ten przebiegać będzie podobnie jak za pierwszym razem. To znaczy, ja stawiam pytania, a Bóg odpowiada. Chyba przerwę pisanie i zadam Bogu pytanie.
Boże, czy tak właśnie potoczy się nasza rozmowa?
Owszem.
Tak jak przypuszczałem.
Tyle że w tej książce sam poruszę pewne tematy, z własnej inicjatywy. W pierwszej części raczej tego nie praktykowałem, jak wiesz.
Wiem. Dlaczego wprowadzasz tę innowację?
Ponieważ ta książka powstaje na Moje życzenie. Nakazałem ci się tu stawić – jak sam zauważyłeś. Pierwszą książkę ty zainicjowałeś. Miałeś swoje sprawy do załatwienia. W tej książce nie masz swoich spraw. W tej książce wypełniasz jedynie Moją wolę.
Tak. Masz słuszność.
Słuszność, Neale, to bardzo dobra rzecz. Życzę jej tobie – oraz innym – jak najwięcej.
Ale sądziłem, że Twoja wola jest moją wolą. Jak mogę nie wypełniać Twojej woli, jeśli pokrywa się z moją?
To dość zawiła kwestia – i dobrze się stanie, jeśli od niej zaczniemy ten dialog.
Wróćmy do tego, co powiedziałeś. Ja przecież nigdy nie twierdziłem, że Moja wola jest twoją wolą.
Jak to? W poprzedniej książce oznajmiłeś mi wyraźnie: „Twoja wola jest Moją wolą”.
Istotnie – ale to nie to samo.
Czyżby? Więc dałem się nabrać.
Kiedy mówię: „Twoja wola jest Moją wolą”, to nie znaczy to samo co Moja wola jest twoją.
Gdybyś zawsze spełniał Moją wolę, nic nie stałoby już na przeszkodzie, abyś osiągnął Oświecenie. Proces już by dobiegł końca. To już by się stało.
Gdybyś choć przez jeden dzień czynił wyłącznie Moją wolę, dostąpiłbyś Oświecenia. Gdybyś wypełniał Moją wolę przez te wszystkie lata swojego życia, czy potrzebowałbyś naszych rozmów? Chyba nie.
Zatem nie wypełniasz Mojej woli, co więcej, nawet jej nie znasz.
Nie znam?
Właśnie.
To dlaczego mi jej nie oznajmisz?
Oznajmiam, ale ty nie słuchasz. A kiedy słuchasz, tak naprawdę nie słyszysz. A kiedy usłyszysz, nie wierzysz, a kiedy uwierzysz w to, co słyszysz, i tak nie stosujesz się do zaleceń.
Stwierdzenie, że Moja wola jest twoją wolą, mija się więc mocno z prawdą.
Z drugiej jednak strony, twoja wola istotnie jest Moją wolą. Po pierwsze, ponieważ ją znam. Po drugie, ponieważ ją akceptuję. Po trzecie, ponieważ ją pochwalam. Po czwarte, ponieważ ją kocham. Po piąte, ponieważ uznaję ją za swą własną i nazywam Moją.
Wynika stąd, że ty masz wolną wolę postępowania, jak ci się podoba – a Ja, powodowany bezwarunkową miłością, przyjmuję ją jako Moją własną.
Tak więc, aby Moja wola stała się twoją, musiałbyś zrobić to samo. Po pierwsze, musiałbyś ją znać. Po drugie, musiałbyś ją zaakceptować. Po trzecie, musiałbyś ją pochwalać. Po czwarte, musiałbyś ją pokochać. Po piąte, musiałbyś ją uznać za swą własną.
W całej historii ludzkiej rasy niewielu stosowało się do tych zasad konsekwentnie. Garstka stosowała się do tego niemal zawsze, wielu często, jeszcze więcej od czasu do czasu. Właściwie każdemu zaś zdarzyło się zastosować do nich choć raz – chociaż są tacy, którzy nie uczynili tego nigdy.
Do której kategorii ja się zaliczam?
Czy to ważne? Do której kategorii chcesz należeć od tej chwili? Czy to nie trafniejsze pytanie?
Owszem.
I jak brzmi twoja odpowiedź?
Chciałbym należeć do pierwszej kategorii. Chciałbym znać i wypełniać Twoją wolę zawsze.
To chwalebne, lecz raczej niewykonalne.
Dlaczego?
Ponieważ musisz jeszcze przebyć długą drogę rozwoju, nim będziesz mógł to o sobie oświadczyć. Ale powiadam ci: mógłbyś to osiągnąć, mógłbyś dostąpić Boskości w tej sekundzie, gdybyś zechciał. Twój rozwój nie musi trwać tak długo.
To dlaczego zabiera mi to tyle czasu?
W rzeczy samej. Dlaczego? Na co właściwie czekasz? Nie sądzisz chyba, że to Ja cię wstrzymuję?
Nie. To dla mnie jasne, że sam się wstrzymuję.
To dobrze. Jasność widzenia to pierwszy krok do doskonałości duchowej.
Chciałbym osiągnąć duchową doskonałość. Jak tego dokonać?
Czytaj dalej tę książkę. Zabieram cię właśnie w tamtym kierunku.
Chyba nie wiem, dokąd ta książka zmierza. Nie jestem pewny, od czego zacząć.
Dajmy sobie czas.
Ile jeszcze czasu nam potrzeba? Upłynęło jużpięć miesięcyod napisania pierwszego rozdziału. Ludziom może się wydawać, że to wszystko spływa na papier jednym, niekończącym się strumieniem. Nie uświadamiają sobie, że początek tego rozdziału dzieli od końca poprzedniego całe dwadzieścia tygodni. Nie rozumieją, że czasami chwile natchnienia zdarzają się w odstępach półrocznych. Ile jeszcze czasu mamy sobie dać?
Nie o to mi chodziło. Chciałem powiedzieć, abyśmy wzięli sobie czas za pierwszy punkt naszych rozważań.
Ach tak. Zgoda. Ale skoro jesteśmy przy tym zagadnieniu, dlaczego ukończenie jednego akapitu zabiera nieraz długie miesiące? Dlaczego robisz sobie takie przerwy?
Mój drogi i wspaniały synu, nie robię sobie długich przerw. Nigdy nie oddalam się od ciebie. Po prostu nie zawsze jesteś świadomy.
Dlaczego? Dlaczego nie uświadamiam sobie Twojej obecności, jeśli zawsze jesteś przy mnie?
Ponieważ uwikłany bywasz w różne życiowe sprawy. Powiedzmy sobie szczerze: byłeś mocno zabiegany przez ostatnie pięć miesięcy.
To prawda. Tyle się ostatnio działo.
I dopuściłeś, aby to stało się ważniejsze ode Mnie.
To nie jest zgodne z moją prawdą.
Zachęcam cię do zastanowienia się nad twym postępowaniem. Głęboko pochłonęło cię życie w wymiarze fizycznym. Zaniedbałeś sprawy duszy.
Musiałem sprostać wielu wyzwaniom.
Tak. Tym bardziej więc powinieneś był włączyć w to swoją duszę. Z Moją pomocą znacznie łatwiej byś się z tym wszystkim uporał. Mogę ci coś doradzić? Nie trać kontaktu.
Staram się nie oddalać, ale zatracam się – pogrążam, jak to określasz – we własnych dramatach. I jakoś nie znajduję czasu dla Ciebie. Nie medytuję. Nie modlę się. I nic nie piszę.
Wiem. Na tym polega ironia życia – kiedy najbardziej potrzebujesz bliskości ze Mną, odsuwasz się.
Jak z tym zerwać?
Zerwij z tym.
No właśnie. Ale jak?
Po prostu przestając to robić.
To nie jest takie proste.
Jest.
Życzyłbym sobie, aby tak było.
W takim razie naprawdę będzie proste, ponieważ twoje życzenie jest dla Mnie rozkazem. Pamiętaj, Mój kochany – twoje pragnienia są Moimi. Twoja wola jest Moją.
Zgoda. W porządku. Wobec tego życzę sobie, aby ta książka została ukończona do marca. Teraz mamy październik. Nie życzę sobie więcej pięciomiesięcznych przerw w dopływie materiału.
Tak też się stanie.
Świetnie.
Chyba że będzie inaczej.
Dajże spokój. Znowu zaczynasz swoje gierki?
Nie. Ale do tej pory tak właśnie postępowałeś ze swoim Życiem. Wciąż zmieniasz zdanie. Pamiętaj, życie to nieustanne tworzenie. W każdej minucie stwarzasz swoją rzeczywistość. Decyzja, którą podejmujesz dziś, często rozmija się z wyborem, jakiego dokonujesz jutro.
Lecz oto sekret wszystkich Mistrzów: wybieraj wciąż to samo.
Wciąż na nowo? Raz nie wystarczy?
Wciąż na nowo, aż twoja wola objawi się w rzeczywistości.
U niektórych może to trwać latami. U innych miesiącami lub tygodniami. U tych, którzy bliscy są doskonałości, ziścić się to może w ciągu kilku dni, godzin, a nawet minut. Mistrzowie zaś tworzą natychmiast.
Poznasz, że jesteś na drodze ku doskonałości, gdy zauważysz, że zamyka się przepaść dzieląca Wolę od Doświadczania.
Powiedziałeś: „Decyzja, jaką podejmujesz dziś, często rozmija się z wyborem, jakiego dokonujesz jutro”. I jaki stąd płynie wniosek? Że nigdy nie powinniśmy sobie pozwalać na zmianę zdania?
Ależ zmieniaj sobie zdanie do woli. Wiedz jednak, że każda zmiana postanowienia nadaje nowy kierunek biegowi wszechświata.
Gdy coś postanawiasz, wprawiasz wszechświat w ruch. W procesie tym biorą udział moce wykraczające poza twoje rozumienie – natury bardziej subtelnej i złożonej, niż możesz sobie wyobrazić. Dopiero teraz powoli zaczynacie poznawać tę zawiłą dynamikę.
Siły te, ten proces, wchodzą w skład misternego splotu różnorakich form energii wzajemnie na siebie oddziałujących. Obejmują one całość bytu, a więc to, co zwiecie samym życiem.
W istocie są one Mną.
Zatem, kiedy zmieniam zdanie, utrudniam Tobie sprawę, tak?
Dla Mnie nie ma rzeczy trudnych – ale możesz sam sobie skomplikować życie. Toteż wytyczaj sobie jeden cel, bądź jednej myśli. I nie rozpraszaj umysłu. Zogniskuj go, ześrodkuj swoje siły, aż urzeczywistnisz swój cel.
Na tym polega niepodzielność umysłu. Jeśli coś wybierasz, włóż w to wszystkie swoje siły, całe serce. Nie angażuj się połowicznie. Idź naprzód! Zdążaj do celu.
Bądź wytrwały.
Nie zrażaj się przeciwnościami. Otóż to.
A jeśli racja jest po stronie przeciwności? Jeśli to, czego pragniemy, nam nie służy, nie przyniesie nam żadnego dobra? Wówczas nam tego nie dasz, prawda?
Nieprawda. „Dam” wam, cokolwiek przywołacie, niezależnie od tego, czy jest dla was „dobre”, czy „złe”. Przyglądałeś się ostatnio swemu życiu?
Ale mnie uczono, że nie zawsze możemy mieć to, czego pragniemy – że Bóg nam tego nie da, jeśli nie służy to naszemu najwyższemu dobru.
Tak twierdzą ci, którzy chcą ci oszczędzić rozczarowania danym rezultatem.
Przede wszystkim raz jeszcze postawmy jasno sprawę naszych wzajemnych stosunków. Ja nic ci nie „daję” – ty przywołujesz to sam. Część pierwsza wyczerpująco wyjaśnia, jak to się dzieje.
Po drugie, nie osądzam tego, co powołujesz do istnienia. Nie uznaję czegokolwiek za „dobre” czy „złe”. (Przydałoby się, abyś ty również tego zaniechał).
Jesteś przecież istotą twórczą – uczynioną na obraz i podobieństwo Boga. Możesz mieć, cokolwiek wybierzesz. Ale nie możesz mieć wszystkiego, co chcesz. W gruncie rzeczy nie dostaniesz niczego, jeśli chcesz tego mocno.
Wiem. To również wytłumaczyłeś mi w części pierwszej. Powiedziałeś, że pragnienie czegoś odsuwa od nas tę rzecz.
Tak, a czy pamiętasz dlaczego?
Ponieważ myśli są stwórcze. Myśl o tym, że czegoś chcemy, jest oświadczeniem wobec wszechświata, stwierdzeniem prawdy, którą wszechświat potem wprowadza do mojej rzeczywistości.
Dokładnie! Trafiłeś w sedno! Nauczyłeś się jednak. Rozumiesz. To świetnie.
Tak właśnie to działa. Z chwilą, gdy wypowiesz słowa: „Ja chcę” (czegokolwiek), wszechświat odpowiada: „Zaiste chcesz” i zsyła dokładnie to doświadczenie – doświadczenie „chcenia” tego!
Cokolwiek umieścisz po „Ja”, staje się stwórczym nakazem. Dżinn w butelce – którym jestem Ja – nie może nie wykonać polecenia.
Ja stwarzam to, co ty przywołujesz! Ty przywołujesz to, co myślisz, czujesz i mówisz. Nic prostszego.
Wyjaśnij mi więc raz jeszcze – dlaczego tyle czasu zabiera mi stworzenie rzeczywistości, którą wybieram?
Składa się na to wiele przyczyn. Nie wierzysz, że to, co wybierasz, się spełni. Nie wiesz, co wybrać. Próbujesz ustalić, co dla ciebie „najlepsze”. Chciałbyś gwarancji z góry na to, że twój wybór okaże się „słuszny”. A do tego wciąż zmieniasz zdanie!
Nie wiem, czy dobrze rozumiem. Nie powinienem próbować ustalić, co dla mnie najlepsze?
„Najlepsze” to pojęcie względne i zależy od setki zmiennych. To niesłychanie utrudnia wybór. Przy podejmowaniu decyzji należy mieć na względzie tylko jedno – czy to mnie wyraża? Czy daje świadectwo temu, Czym Postanawiam Być?
Całe twoje życie powinno o tym świadczyć. I w gruncie rzeczy świadczy. Tylko że ty możesz sprawić, aby odbywało się to z przypadku albo ze świadomego wyboru.
Życie z wyboru jest życiem świadomego działania. Życie z przypadku jest życiem nieświadomej reakcji.
Reakcja to ni mniej, ni więcej tylko działanie, które podjąłeś już kiedyś w przeszłości. Kiedy reagujesz, to w istocie oceniasz napływające dane, odnajdujesz w swoim banku pamięci identyczne lub zbliżone zdarzenie i postępujesz tak jak wtedy. To dzieło twojego umysłu, a nie duszy.
Dusza kazałaby ci przeszukać jej „pamięć”, abyś zobaczył, jak stworzyć autentyczne doświadczenie siebie w Chwili Teraźniejszej. Na tym polega „zgłębianie duszy”, o którym zapewne słyszałeś wiele razy, ale trzeba „postradać rozum”, aby tego dokonać.
Trwonisz czas, główkując nad tym, co jest dla ciebie „najlepsze”. Powiadam ci: lepiej oszczędzać czas, niż trwonić go bez żadnego pożytku.
Odrzucenie rozumu pozwala uniknąć straty czasu. Decyzje podejmuje się szybko, wybory wprowadza w życie bezzwłocznie, gdyż dusza tworzy wyłącznie na podstawie obecnego doświadczenia, nie przegląda, nie analizuje, nie roztrząsa zdarzeń minionych.
Zapamiętaj to: dusza jest kreatywna, umysł – reaktywny.
W swej mądrości dusza wie, że to, co spotyka cię w Tej Chwili, jest doświadczeniem, które zesłał tobie Bóg, zanim zdążyłeś sobie to uświadomić. Bóg uprzedza twoje życzenie – jeszcze zanim poprosisz, otrzymasz. Każda Chwila Teraźniejszości to wspaniały dar Boży, to Boża obecność.
Dusza intuicyjnie wyszukuje sytuacje, okoliczności, jakich właśnie potrzeba do uzdrowienia złej myśli, sprzyjające poznaniu w doświadczeniu Twej Prawdziwej Istoty.
Pragnieniem duszy jest pojednać cię z Bogiem, przyprowadzić z powrotem do Mnie.
Dąży ona do poznania siebie doświadczalnie – i w ten sposób do poznania Mnie. Rozumie bowiem, że Ty i Ja to Jedno, nawet jeśli umysł zaprzecza tej prawdzie, a ciało tę negację odgrywa.
Toteż podejmując doniosłe decyzje, odrzuć rozum i sięgnij w głąb duszy.
Dusza rozumie to, co dla rozumu niepojęte.
Jeśli będziesz zastanawiał się, co dla ciebie „najlepsze”, twoje wybory zdławi ostrożność, podejmowanie decyzji przedłuży się w nieskończoność i wyruszysz w podróż życia po morzu oczekiwań.
Jeśli nie będziesz uważał, utoniesz.
To dopiero odpowiedź! Ale jak słuchać duszy? Skąd mam wiedzieć, co właściwie słyszę?
Dusza przemawia przez uczucia. Słuchaj głosu uczuć. Kieruj się nim. Szanuj go.
To dlaczego wydaje mi się, że właśnie szanowanie własnych uczuć wpędza mnie w kłopoty?
Ponieważ rozwój kojarzysz z „kłopotami”, a zastój z „bezpieczeństwem”.
Powiadam ci: uczucia nigdy nie przysporzą ci „kłopotów”, gdyż stanowią twoją prawdę. Jeśli chcesz przeżyć życie, nie słuchając głosu uczuć, lecz każde uczucie poddając obróbce Umysłu, proszę bardzo. Opieraj się na analizie sytuacji dokonanej przez Umysł. Ale nie sądź, że znajdziesz w tych machinacjach radość, że będziesz mógł opiewać swą prawdziwą istotę.
Pamiętaj: świętowanie życia odbywa się bez umysłu.
Jeśli wsłuchasz się w duszę, dowiesz się, co dla ciebie „najlepsze”, ponieważ to, co jest dla ciebie najlepsze, stanowi zarazem twoją prawdę.
Gdy działasz zgodnie ze swoją prawdą, przyspieszasz własny duchowy rozwój. Kiedy stwarzasz doświadczenie oparte na twej „obecnej prawdzie”, zamiast powielać doświadczenie oparte na „prawdzie przeszłej”, powstaje „nowy ty”.
Dlaczego tyle czasu trwa stworzenie rzeczywistości, którą wybierasz? Oto dlaczego: ponieważ nie żyjesz zgodnie ze swoją prawdą.
Poznaj prawdę, a ona cię wyzwoli.
Lecz gdy raz ją poznasz, nie zmieniaj wciąż swojego zdania na ten temat. Tak właśnie przejawia się dążenie umysłu do określenia, co jest dla ciebie „najlepsze”. Przestań! Opamiętaj się! Odrzuć rozum i zdaj się na zmysły!
Oznacza to powrót do tego, co czujesz, a nie do tego, co myślisz. Myśli są tylko tym – myślami. Konstruktami umysłu. „Wymyślonymi” tworami. A uczucia? One są rzeczywiste.
Uczucia są mową duszy. Dusza to twoja prawda.
To tyle. Czy to wydaje ci się spójne?
Czy mam przez to rozumieć, że należy wyrażać wszelkie uczucia – jakkolwiek by były szkodliwe czy negatywne?
Uczucia nie są ani szkodliwe, ani negatywne. Są prawdą. Wszystko sprowadza się do tego, jak ją przekazujesz.
Gdy wyrażasz ją z miłością, skutki ujemne, negatywne, występują rzadko, a jeśli wystąpią, to dlatego, że druga osoba postanowiła odebrać twoją prawdę w sposób negatywny. W takim przypadku raczej nic nie można na to poradzić.
Z pewnością nie jest rzeczą właściwą nieokazywanie swojej prawdy. Mimo to ludzie nieustannie to robią. Tak się boją sprawić czy narazić na przykrość, że skutecznie ukrywają swoją prawdę.
Wiedz jedno: o wiele większe znaczenie od tego, jak została odebrana wiadomość, ma to, jak została nadana.
Nie możesz brać odpowiedzialności za to, jak kto inny przyjmie twoją prawdę; możesz tylko zadbać o to, aby została właściwie przekazana. Przez „właściwie” rozumiem nie tylko jasno, ale również z miłością, współczuciem, wrażliwością, odważnie i do samego końca.
Nie pozostawia to miejsca na niedopowiedzenia, na „brutalną” czy „szczerą” prawdę. Chodzi tu o prawdę, całą prawdę i tylko prawdę, tak ci dopomóż Bóg.
Ten ostatni człon, „tak ci dopomóż Bóg”, wzbogaca prawdę o Boski wymiar miłości i współczucia – Ja ze swej strony zawsze cię w tym wspomogę, jeśli o to poprosisz.
Tak więc wyrażaj swoje, jak je określasz, najbardziej „negatywne” uczucia, ale nie w sposób destrukcyjny.
Niedopuszczenie do wyrażania (czyli wypchnięcia na zewnątrz) uczuć negatywnych bynajmniej nie sprawi, że one znikną. One pozostaną w środku, stłumione. Uwięziona w ten sposób negatywność szkodzi ciału i ciąży duszy.
Ale jeśli druga osoba pozna każdą niepochlebną myśl, jaką ma się na jej temat, z pewnością odbije się to na związku, choćby przekazywana była z miłością.
Mówiłem, że trzeba wyrazić (wypchnąć na zewnątrz) negatywne uczucia – nie powiedziałem jednak ani jak, ani do kogo je kierować.
Nie trzeba okazywać wszystkich negatywnych uczuć osobie, wobec której się je żywi. Należy przekazać je drugiemu tylko wtedy, gdy nieujawnienie ich narazi na szwank twoją wewnętrzną uczciwość albo przedstawi sytuację w fałszywym świetle.
Postawa negatywna nie ma nic wspólnego z ostateczną prawdą, nawet jeśli w danej chwili wydaje ci się twoją prawdą. Może ona brać się z jakiejś nieuzdrowionej cząstki ciebie. W gruncie rzeczy zawsze stąd się bierze.
Dlatego tak ważne jest, aby wyrzucić z siebie szkodliwe, ujemne myśli. Tylko wtedy gdy je uwolnisz, umieścisz przed sobą na widoku, dojrzysz je na tyle wyraźnie, aby osądzić, czy naprawdę im wierzysz.
Wszystkim wam zdarzyło się mówić rzeczy – przykre rzeczy – po to, aby się przekonać, że raz wypowiedziane przestają być „prawdziwe”.
Wszystkim wam zdarzyło się wyrażać uczucia – od strachu do złości i gniewu – po to, aby się przekonać, że raz wyrażone, nie oddają naprawdę tego, co odczuwacie.
Uczucia mogą być zwodnicze. Są one mową duszy, ale musisz się upewnić, że słuchasz głosu swoich autentycznych uczuć, a nie tworów swego umysłu pozorujących prawdziwe uczucia.
O nie, więc nawet nie mogę ufać własnymuczuciom? Wspaniale! Sądziłem, że stanowią drogę do prawdy! Sądziłem, że tego właśnie mnie uczysz!
Bo tak jest. Posłuchaj. Na twoim obecnym etapie wydaje ci się to niezrozumiałe, ale pewne uczucia są autentyczne, zrodzone w duszy, inne zaś nie, gdyż powstają w umyśle.
Innymi słowy, wcale uczuciami nie są – tylko myślami. Myślami przebranymi za uczucia.
Myśli te oparte są na twych wcześniejszych doświadczeniach i doświadczeniach innych ludzi, które podpatrzyłeś. Widzisz, jak ktoś się wykrzywia, gdy mu wyrywają ząb, i sam się wykrzywiasz, gdy wyrywają ząb tobie. Może wcale cię nie boli, ale i tak robisz cierpiącą minę. Twoja reakcja nie ma żadnego związku z rzeczywistością, tylko z tym, jak ją postrzegasz w ramach doświadczeń innych ludzi albo własnych przeżyć w przeszłości.
Największym wyzwaniem dla ludzi jest Bycie Tutaj Teraz, zerwanie z nieustannym wymyślaniem rzeczy! Przestań tworzyć myśli na temat teraźniejszości. Bądź w niej obecny! Pamiętaj, że stanowi ona dar dla Jaźni. Ta chwila kryła w sobie zalążek doniosłej prawdy. Pragnąłeś tę prawdę zachować. Lecz gdy nadszedł ten moment, od razu przystąpiłeś do snucia o niej myśli. Zamiast być w tej chwili, stanąłeś na zewnątrz i osądziłeś ją. Potem nastąpiła reakcja, czyli postąpiłeś jak poprzednim razem.
Przyjrzyj się tym dwóm słowom:
REAKCJA KREACJA
Zauważ, że to jedno i to samo słowo. Tylko „K” zostało przesunięte! Gdy postawisz „K” na właściwym miejscu, stajesz się Kreatywny.
To bardzo sprytne.
Tego można się po Bogu spodziewać.
Lecz, jak widzisz, chodzi mi przede wszystkim o uwypuklenie pewnej prawdy: otóż gdy podchodzisz do każdej chwili bez obciążeń przeszłości, wolny od wcześniejszych myśli, możesz stworzyć siebie na nowo, zamiast odgrywać to, kim już byłeś.
Życie to proces tworzenia, a ty żyjesz tak, jak gdyby polegało ono na odtwarzaniu!
Ale jak rozumna istota może odrzucić swoje uprzednie doświadczenia w chwili, gdy coś się dzieje? To chyba normalne, że odwołujesz się do swojej wcześniejszej wiedzy na ten temat i nią się kierujesz?
Normalne może tak, ale nie „naturalne”. „Normalne” jest coś, co robi się zwykle. „Naturalne” jest twoje postępowanie, kiedy nie próbujesz być „normalny”!
To dwie różne rzeczy. W danej chwili możesz zrobić to, co robisz normalnie, albo to, co przychodzi do ciebie naturalnie.
Mówię ci: nie ma rzeczy bardziej naturalnej niż miłość.
Kierowanie się miłością oznacza działanie naturalne. Kiedy zaś reagujesz strachem, urazą, złością, może zachowujesz się normalnie, ale nigdy nie osiągniesz naturalności.
Ale w jaki sposób mogę kierować się miłością, jeśli całe moje wcześniejsze doświadczenie ostrzega mnie, że dana „chwila” z pewnością przysporzy mi bólu?
Zignoruj wcześniejsze doświadczenia i zanurz się w chwili obecnej. Bądź Tutaj Teraz. Zobacz, co możesz wykorzystać w tej chwili do tworzenia siebie na nowo. Pamiętaj, że właśnie o to tutaj chodzi.
Przychodzicie na ten świat tak, a nie inaczej, w tym czasie, w tym miejscu, aby dowiedzieć się, Kim Jesteście – i urzeczywistnić to, Kim Pragniecie Być.
Taki jest cel całego życia. To ciągły, niekończący się proces tworzenia na nowo. Tworzycie od nowa swoją jaźń na obraz najwyższego o sobie mniemania, które wciąż się zmienia.
To przypomina mi sytuację człowieka, który skoczył z dachu najwyższego budynku, przekonany, że potrafi latać. Zignorował swoje „wcześniejsze doświadczenie” i „doświadczenie innych, które podpatrzył” i skoczył, ogłaszając: „Jestem Bogiem! Jestem Bogiem!”. To niezbyt roztropne.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki