Ścieżka prostej obfitości. 365 dni do życia w harmonii i radości - Sarah Ban Breathnach - ebook

Ścieżka prostej obfitości. 365 dni do życia w harmonii i radości ebook

Sarah Ban Breathnach

3,5

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Ponad 5 milionów sprzedanych egzemplarzy! Nieprzemijająca klasyka literatury inspirującej.

Ścieżka Prostej Obfitości od lat jest światowym bestsellerem i ważną lekturą dla kolejnych pokoleń kobiet. Inspirujące medytacje na każdy dzień oraz praktyczne rady pomogły milionom czytelniczek odzyskać swoje prawdziwe ja, odnaleźć równowagę w najtrudniejszych chwilach życia i na nowo odkryć szczęście i piękno codzienności.

Niezwykle mocne przesłanie Ścieżki Prostej Obfitości jest jeszcze bardziej potrzebne i aktualne dziś, w pełnym niepokojów świecie. Z charakterystyczną szczerością, dowcipem i mądrością Sarah Ban Breathnach zaktualizowała swój poradnik z myślą o nowym pokoleniu kobiet, które potrzebuje go jeszcze bardziej niż poprzednie.

Ścieżka Prostej Obfitości, z nowym wstępem, częściowo zupełnie zmienionymi medytacjami i comiesięczną listą prostych radości, jest niezawodnym przewodnikiem dla kobiet, które chcą żyć świadomie i być wierne swemu Autentycznemu Ja. Książka Sarah uczy nas celebrowania wewnętrznej radości i szukania piękna w prostych przyjemnościach i dobrze spędzonych chwilach każdego dnia.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 1036

Oceny
3,5 (8 ocen)
2
4
0
0
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
magdalenawoz

Nie polecam

dramat! bełkot i gniot z tysiącem stron
00

Popularność




Jej oko, jej ucho były kamer­to­nami, soczew­kami, które łapały naj­drob­niej­sze zała­ma­nia fal czy echo myśli albo uczu­cia […]. Sły­szała głę­boką wibra­cję, coś w rodzaju zwie­lo­krot­nio­nego echa, we wszyst­kim, co powie­dział pisarz i czego nie powie­dział.

Willa Cather (1873–1947)

Dla Chris Toma­sino

z miło­ścią i wdzięcz­no­ścią

i

dla Kate,

która zawsze jest naj­głęb­szą wibra­cją.

Jedna dla tej książki poru­szyła Niebo,

a druga – Zie­mię.

Glo­riana/Alle­luja

W cza­sie, gdy bra­kuje prawdy i pew­no­ści, w cza­sie prze­peł­nio­nym lękiem i roz­pa­czą żadna kobieta nie powinna bać się wysiłku odda­nia światu, dzięki swej pracy, czę­ści swego zagu­bio­nego serca.

Louise Bogan (1897–1970),

ame­ry­kań­ska poetka,

pierw­sza kobieta w Sta­nach Zjed­no­czo­nych

pia­stu­jąca sta­no­wi­sko Poet Lau­re­ate

W 25. rocz­nicę pierw­szego ame­ry­kań­skiego wyda­nia

Ścieżki Pro­stej Obfi­to­ści

365 dni do życia w har­mo­nii i rado­ści

Przed­mowa

Przez całe wieki kobiety mówiły o wielu spra­wach, o któ­rych my teraz mówimy, a które czę­sto uwa­żamy za coś nowego.

Dale Spen­der,

austra­lij­ska naukow­czyni

Droga Czy­tel­niczko,

Witaj. Jeśli jesteś nową zna­jomą, to mam nadzieję, że pod koniec wspól­nie spę­dzo­nego roku będziesz myśleć o mnie jak o przy­ja­ciółce. Jeśli jesteś drogą towa­rzyszką, witaj ponow­nie. Jak wspa­niale być znowu z tobą! Bez względu jed­nak na głę­bię naszej zna­jo­mo­ści, myślę, że ocze­ku­jesz, iż lek­tura tej książki będzie dla cie­bie taką samą przy­jem­no­ścią, jaką dla mnie było jej prze­ży­wa­nie i pisa­nie. To nowe, uak­tu­al­nione wyda­nie Ścieżki Pro­stej Obfi­to­ści jest dzie­łem, któ­rego pisa­nie dało mi jak do tej pory naj­wię­cej szczę­ścia.

Trudno sobie wyobra­zić, że minęło już dwa­dzie­ścia pięć lat od pierw­szego wyda­nia tej książki w 1995 roku. W codzien­nych notat­kach dzie­li­łam się obja­wie­niami, które mnie spo­ty­kały, gdy sta­ra­łam się pogo­dzić swoje naj­głęb­sze duchowe i twór­cze tęsk­noty z czę­sto przy­tła­cza­ją­cymi obo­wiąz­kami rodzin­nymi i zawo­do­wymi. Od dawna podej­rze­wa­łam, że nie jestem osa­mot­niona w swo­ich fru­stra­cjach i pra­gnie­niach, ale nic nie mogło mnie przy­go­to­wać na reak­cję kobiet – milio­nów kobiet – na całym świe­cie. Zaczy­namy wspól­nie eks­cy­tu­jącą przy­godę, która jest dla mnie nie­usta­ją­cym źró­dłem wdzięcz­no­ści, łaski i speł­nie­nia. Mam nadzieję, że dla was będzie ona tym samym.

Naj­pierw tro­chę histo­rii

Opo­wieść jest świętą wizu­ali­za­cją. Spo­so­bem na powta­rza­nie doświad­cze­nia.

Terry Tem­pest Wil­liams,

ame­ry­kań­ska pisarka, dzia­łaczka na rzecz ochrony przy­rody

Jak dotąd naj­czę­ściej zada­wane mi pyta­nia na spo­tka­niach autor­skich i wykła­dach doty­czą genezy powsta­nia Ścieżki Pro­stej Obfi­to­ści. Jak i dla­czego napi­sa­łam tę książkę? Jak udało mi się prze­lać na papier to, o czym myśli tak wiele kobiet? No i pyta­nie, na które wszy­scy chcą znać odpo­wiedź: Jak dosta­łam się do pro­gramu Oprah Win­frey?

Przez lata nauczy­łam się, że naj­bar­dziej fascy­nu­jącą czę­ścią każ­dej książki, filmu czy osoby jest jej histo­ria, opo­wieść ukryta mię­dzy wer­sami. Kiedy patrzę wstecz, naj­bar­dziej zdu­miewa mnie to, że mistyczne ogniwa w łań­cu­chu moż­li­wo­ści, które spro­wa­dziły tę książkę na świat, do mojego serca, do two­ich rąk, były rezul­ta­tem wszyst­kich moich „nie­wy­słu­cha­nych modlitw”. Ta tajem­nica każe mi się uśmie­chać z peł­nym wdzięcz­no­ści zdu­mie­niem, ponie­waż nie potra­fię wyja­śnić, dla­czego łzy, które wyle­wamy nad naszymi klę­skami, przy­go­to­wują duszę na wzrost potrzebny do przy­szłych suk­ce­sów.

Ścieżka Pro­stej Obfi­to­ści była moją trze­cią książką. Dwie poprzed­nie doty­czyły życia wik­to­riań­skiej rodziny i mia­łam wła­śnie pisać trze­cią na temat wik­to­riań­skich deko­ra­cyj­nych dro­bia­zgów. Jed­nakże per­spek­tywa myśle­nia przez rok o koron­kach i ozdób­kach wzbu­dziła w moim sercu lęk. Chcia­łam prze­czy­tać książkę, która by mi poka­zała, jak pogo­dzić moje naj­głęb­sze duchowe, auten­tyczne i twór­cze tęsk­noty z czę­sto przy­tła­cza­ją­cymi i sprzecz­nymi obo­wiąz­kami – wobec mojej córki, mojego mał­żeń­stwa, nie­peł­no­spraw­nej matki, pracy w domu, pracy zawo­do­wej, rodzeń­stwa, przy­ja­ciół i spo­łecz­no­ści. Wie­dzia­łam, że nie jestem jedyną kobietą pędzącą przez to życie, jakby było ono doświad­cze­niem eks­te­rio­ry­za­cji. Wie­dzia­łam, że nie jestem jedyną kobietą prze­mę­czoną, przy­gnę­bioną, u kresu sił. Wie­dzia­łam jed­nak także, że z pew­no­ścią nie jestem kobietą, która ma gotowe odpo­wie­dzi. Nie zna­łam nawet pytań.

Nie mogłam zna­leźć takiej książki. Toni Mor­ri­son, która zdo­była Nagrodę Nobla w dzie­dzi­nie lite­ra­tury w 1993 roku, zauwa­żyła: „Jeśli jest taka książka, którą bar­dzo chcia­ła­byś prze­czy­tać, ale nie została jesz­cze napi­sana, to ty musisz ją napi­sać”. Wzię­łam sobie jej radę do serca.

Pra­gnę­łam tylu rze­czy – pie­nię­dzy, suk­cesu, uzna­nia, auten­tycz­nego twór­czego wyrazu – ale nie mia­łam zupeł­nie poję­cia, czego tak naprawdę potrze­buję. Nie­kiedy moje ape­tyty były tak wiel­kie, że mogłam się z nimi upo­rać jedy­nie poprzez wypar­cie. Byłam pra­co­ho­liczką, osobą nado­pie­kuń­czą i per­fek­cjo­nistką. Nie pamię­ta­łam, kiedy ostat­nio byłam dla sie­bie miła. Czy w ogóle kie­dyś byłam? Czę­ściej, niż chcia­ła­bym przy­znać, byłam roz­gnie­waną, zawistną kobietą, cią­gle porów­nu­jącą się z innymi i pełną urazy z powodu tego, czego – jak mi się zda­wało – bra­kuje mi w życiu, cho­ciaż nie potra­fi­ła­bym ci powie­dzieć, co to takiego.

Pie­nią­dze były olbrzy­mią, emo­cjo­nal­nie obcią­ża­jącą kwe­stią, która spra­wo­wała kon­trolę nad moją zdol­no­ścią do odczu­wa­nia szczę­ścia, ponie­waż na to pozwa­la­łam. Pie­nią­dze były dla mnie jedyną miarą suk­cesu i poczu­cia wła­snej war­to­ści. Jeśli nie otrzy­my­wa­łam czeku za swoje doko­na­nia, one się nie liczyły. Sfru­stro­wana i nie­zdolna pojąć, dla­czego nie­które kobiety pro­wa­dzą – jak się wydaje – bar­dziej speł­nione życie, mimo że sumien­nie łączy­łam wszyst­kie kropki na rysunku, oscy­lo­wa­łam mię­dzy poczu­ciem, że mar­nuję życie, a poczu­ciem, że skła­dam je na ołta­rzu wła­snych ambi­cji.

Byłam kobietą, która roz­pacz­li­wie potrze­bo­wała Pro­stej Obfi­to­ści.

A dla­czego moje życie musiało się zmie­nić? Jak dla pięć­dzie­się­ciu milio­nów innych ame­ry­kań­skich pra­cu­ją­cych matek moja codzienna harówka stała się prze­cią­ga­niem liny mię­dzy żąda­niami i ocze­ki­wa­niami innych ludzi a moimi sprzecz­nymi pra­gnie­niami i zawie­dzio­nymi nadzie­jami. Sza­leń­czo wyko­ny­wa­łam wiele zadań naraz, prze­cho­dząc od jed­nego obo­wiązku do dru­giego tak szybko, że mój duch cią­gle pędził, by mnie dogo­nić. I w końcu mu się uda­wało, gdy lądo­wa­łam w łóżku. Naj­więk­szym źró­dłem lęku były poranki; mój pierw­szy świa­domy oddech był wes­tchnie­niem; budzi­łam się z myślą, jak prze­brnąć przez dzień. Oczy­wi­ście ni­gdy się nikomu nie żali­łam, ale jęcza­łam przed sobą i przed Bogiem, aż w końcu dźwięk mojego wła­snego narze­ka­nia dopro­wa­dził mnie pra­wie do sza­leń­stwa.

Pew­nego ranka obu­dzi­łam się fizycz­nie wyczer­pana i zruj­no­wana duchowo. Pie­nię­dzy też bra­ko­wało. Stra­ci­łam dwie lukra­tywne posady kon­sul­tantki, a rynek wol­nych strzel­ców szybko się kur­czył, ponie­waż jedyne cza­so­pi­smo w mie­ście redu­ko­wało zatrud­nie­nie. Mia­łam dość sku­pia­nia się na tym, czego bra­kuje w moim życiu, Nie­biosa wie­dzą, że nie mia­łam zamiaru o tym pisać. Czu­łam się znu­żona, wyczer­pana, znie­chę­cona. Zamar­twia­nie się o pie­nią­dze zuży­wało moje naj­cen­niej­sze zasoby – czas, twór­czą ener­gię i emo­cje. Poczu­łam więc pilną potrzebę, aby natych­miast, w tej chwili, usiąść przy kuchen­nym stole i zacząć spi­sy­wać to, co w moim życiu było dobre. Wyobraź­cie sobie Pol­ly­annę na Pro­zacu. Kiedy skoń­czy­łam po sze­ściu godzi­nach, ku mojemu wiel­kiemu zdzi­wie­niu stwo­rzy­łam mistrzow­ską listę wielu bło­go­sła­wieństw, które spo­tkały mnie w życiu, a które prze­oczy­łam. Było ich ponad sto pięć­dzie­siąt i żadne nie miało nic wspól­nego z pie­niędzmi! I wtedy poja­wiło się coś, co nazy­wam codzienną epi­fa­nią: uświa­do­mi­łam sobie, że nie potrzeba mi niczego z wyjąt­kiem świa­do­mo­ści, jak bar­dzo jestem pobło­go­sła­wiona. Wtedy po raz pierw­szy ski­nęła na mnie Wdzięcz­ność – zachę­cała mnie, abym wyko­rzy­stała jej prze­mie­nia­jącą moc, nie po to, by zmie­nić swe życie, lecz by zacząć się nim cie­szyć. Nie­miecki mistyk z prze­łomu XIII i XIV wieku Mistrz Eckhart stwier­dził: „Jeśli jedy­nym sło­wem, jakim modlisz się przez całe życie, jest «dzię­kuję», to wystar­czy”. Odkry­łam, że miał abso­lutną rację, i tak się tym prze­ję­łam, że zaczę­łam codzien­nie dopi­sy­wać do mojej listy pięć nowych rze­czy, za które mogłam być wdzięczna.

Zanim jed­nak ta książka mogła powstać, musia­łam zro­bić szcze­gó­łowy bilans moc­nych i sła­bych stron swo­jego życia. Być może po raz pierw­szy musia­łam być bez­względ­nie szczera zarówno w swym wnę­trzu, jak i na zewnątrz. W cza­sie tej głę­bo­kiej intro­spek­cji zna­la­złam sześć prak­tycz­nych, twór­czych i ducho­wych Łask – Wdzięcz­ność, Pro­stotę, Porzą­dek, Har­mo­nię, Piękno i Radość – które stały się kata­li­za­to­rami pomoc­nymi w okre­śle­niu sensu życia. Pew­nego ranka obu­dzi­łam się ze świa­do­mo­ścią, że nie­mal nie­po­strze­że­nie sta­łam się kobietą szczę­śliwą, doświad­cza­jącą wię­cej chwil zado­wo­le­nia niż cier­pie­nia. Z tą nową pew­no­ścią sie­bie zapro­po­no­wa­łam napi­sa­nie książki o tym, jak spo­wol­nić tempo życia, dla kobiet, które tak jak ja chcą się kie­ro­wać wła­snym świa­tłem.

Książka, którą macie przed sobą, w niczym jed­nak nie przy­po­mina tej, którą wtedy zaczę­łam pisać. Ścieżka Pro­stej Obfi­to­ści powsta­wała przez pięć lat i – podob­nie jak ja – prze­szła w tym cza­sie nad­zwy­czajną meta­mor­fozę. Każ­dego ranka ducho­wość, auten­tycz­ność i kre­atyw­ność łączyły się na tych stro­ni­cach w oso­bi­ste poszu­ki­wa­nie Pełni. Zaczę­łam pisać na temat eli­mi­no­wa­nia bała­ganu, a skoń­czy­łam na safari wła­snego ja i Ducha. Nikt nie jest tym bar­dziej zdu­miony niż ja sama.

Gdy Ścieżka Pro­stej Obfi­to­ści ewo­lu­owała od stwo­rze­nia zno­śnego stylu życia do życia w sta­nie łaski, ja z led­wo­ścią roz­po­zna­wa­łam kobietę, którą kie­dyś byłam. Pro­sta Obfi­tość umoż­li­wiła mi doświad­cza­nie codzien­nych epi­fa­nii, znaj­do­wa­nie Sacrum w zwy­czaj­no­ści, misty­cy­zmu w spra­wach przy­ziem­nych i wkro­cze­nie w sakra­ment chwili obec­nej. Nawet śmia­łam się czę­ściej niż dotąd, zwłasz­cza z samej sie­bie.

Doko­na­łam nie­ocze­ki­wa­nego, lecz eks­cy­tu­ją­cego odkry­cia, że wszystko w moim życiu jest wystar­cza­jąco ważne i warte tego, aby stać się nie­wy­czer­pa­nym źró­dłem reflek­sji, obja­wie­nia, zespo­le­nia: zła fry­zura, zmienne nastroje, pod­wo­że­nie dziecka do szkoły, napięte ter­miny, debet na kon­cie ban­ko­wym, brudna pod­łoga, zakupy w skle­pie spo­żyw­czym, zmę­cze­nie, cho­roba, braki w gar­de­ro­bie, nie­spo­dzie­wani goście, nawet zgu­bie­nie ostat­nich dwu­dzie­stu pię­ciu fun­tów. Pro­sta Obfi­tość dawała mi trans­cen­dentną świa­do­mość, że auten­tyczne życie jest naj­bar­dziej oso­bi­stą formą kultu. Codzienne życie stało się moją modli­twą.

Jed­nakże spro­wa­dze­nie Ścieżki Pro­stej Obfi­to­ści na świat było naj­więk­szym wyzwa­niem w moim życiu. Mimo że od dwu­dzie­stu lat byłam publi­ko­waną dzien­ni­karką, znaną w całym kraju, autorką dwóch ksią­żek, to zna­le­zie­nie wydawcy, który chciałby mnie wes­przeć, było znie­chę­ca­jącą i trudną walką. Przez ponad dwa lata pra­wie trzy­dzie­ści razy odrzu­cano moją pro­po­zy­cję. I w końcu, aby łago­dzić ciosy, moja agentka Chris Toma­sino, prze­ka­zy­wała mi nowe wia­do­mo­ści w kilku bole­snych listach naraz. Powód odmowy? Pro­stota jest nie­ko­mer­cyjna, a książka o życiu opar­tym na wdzięcz­no­ści? Zapo­mnij.

Dwa­dzie­ścia pięć lat, sie­dem milio­nów egzem­pla­rzy i trzy­dzie­ści języ­ków póź­niej oka­zało się, że jest ina­czej.

Przy­go­to­wu­jąc tę nową przed­mowę, zaj­rza­łam do zacho­wa­nych doku­men­tów, aby prze­śle­dzić, jak doszło do tego cudu. Czy­ta­nie nie­któ­rych listów z odmową na­dal jest tak przy­kre, że aż się krzy­wię z bólu. Nic dziw­nego, że pła­ka­łam w poduszkę wię­cej razy, niż można sobie wyobra­zić. Następ­nego ranka mówi­łam sobie jed­nak: „Spró­bu­jemy jesz­cze raz”, i zaczy­na­łam kolejną medy­ta­cję. Z cza­sem myśli, zdań, aka­pi­tów i stron było coraz wię­cej, zaczęły nabie­rać twór­czej pręd­ko­ści. Od początku zawsze czu­łam, że Ścieżka Pro­stej Obfi­to­ści jest wspól­nym pro­jek­tem Wiel­kiego Stwórcy i moim, ponie­waż tytuł obja­wił mi się w bły­sku jaskra­wo­ne­ono­wego świa­tła. Byłam uważna, kiedy to się stało. Moja praca, tak jak ją postrze­ga­łam, pole­gała na codzien­nym sta­wia­niu się i pisa­niu. Szcze­góły zna­le­zie­nia odpo­wied­niego wydawcy nale­żały do nieba i do Chris.

Nie chcę jed­nak cię oszu­ki­wać, bar­dzo trudno zacho­wać opty­mizm, kiedy świat cią­gle cię odrzuca, zatem dla pod­trzy­ma­nia na duchu stwo­rzy­łam tablicę wydaw­ni­czych nastro­jów i umie­ści­łam ją nad biur­kiem. Pew­nego popo­łu­dnia w 1993 roku, na dwa lata przed uka­za­niem się Ścieżki Pro­stej Obfi­to­ści, wzię­łam listę best­sel­le­rów „New York Timesa”, zama­lo­wa­łam jeden tytuł korek­to­rem, a w jego miej­sce wpi­sa­łam Ścieżkę Pro­stej Obfi­to­ści, zmie­nia­jąc datę na czer­wiec 1996 roku. Zawie­si­łam ją nad ekra­nem kom­pu­tera. Obok umie­ści­łam piękną wido­kówkę z obra­zem Roberta Spe­ara Dun­ninga Zbie­ra­nie cze­re­śni nama­lo­wa­nym w 1866 roku, który przed­sta­wia męski słom­kowy kape­lusz obok dam­skiego słom­ko­wego kape­lu­sika, leżące na tra­wie obok koszyka peł­nego cze­re­śni. Była to dosko­nała ilu­stra­cja prawdy, że „wszystko, co masz, to wszystko, czego potrze­bu­jesz”. I tak pra­co­wa­łam każ­dego dnia, a moja przy­szłość wpa­try­wała się we mnie inten­syw­nie. Musia­łam nauczyć się wie­rzyć, że Niebo i „Książka” wie­dzą wię­cej ode mnie.

Począt­kowo wyobra­ża­łam sobie Ścieżkę Pro­stej Obfi­to­ści jako jedną z pięk­nych kolo­ro­wych ksią­żek na temat stylu życia, które były modne na początku lat dzie­więć­dzie­sią­tych XX wieku, ale na próżno. Kiedy po dwóch latach i trzy­dzie­stu odrzu­ce­niach minę­li­śmy apo­geum, Liv Blu­mer z War­ner Books zapy­tała Chris, czy była­bym gotowa zmie­nić Ścieżkę Pro­stej Obfi­to­ści w inspi­ru­jący dzien­nik. Uzna­łam to za absur­dalne. Jak mogę być dla kobiet źró­dłem inspi­ra­cji, skoro sama tak roz­pacz­li­wie poszu­kuję sie­bie? Chris popro­siła, abym się z tym pomy­słem prze­spała.

Następ­nego dnia rano wzię­łam ręko­pis i prze­ro­bi­łam tekst na eseje na każdy dzień. Byłam zdu­miona tym, jaka siła tkwi w nie­wiel­kiej, dają­cej otu­chę opo­wie­ści, którą mamy prze­czy­tać i roz­wa­żyć jed­nego dnia. Potem usły­sza­łam, jak ten cichy, współ­czu­jący Głos, który zaczę­łam nazy­wać Duchem, pyta: „Czy możemy teraz wziąć się do pracy?”. I wzię­li­śmy się. Potrzeba było jed­nak kolej­nych dwóch lat, aby tę pracę ukoń­czyć. Oczy­wi­ście mia­łam wiele tema­tów, które chcia­łam z tobą omó­wić.

Kiedy Ścieżka Pro­stej Obfi­to­ści uka­zała się w końcu w listo­pa­dzie 1995 roku, wydawca powie­dział mi, że to jest „kobieca książka”, że będzie się „powoli wypa­lać” i zale­żeć od prze­kazu „z ust do ust” mię­dzy kobie­tami. Wyra­że­nia „kobieca książka”, „powolne wypa­la­nie” i reko­men­da­cja „z ust do ust” były eufe­mi­zmami wydawcy ozna­cza­ją­cymi „brak reklamy”. I oczy­wi­ście przez pierw­sze mie­siące nie było żad­nej innej reklamy oprócz pla­ka­tów w lokal­nych księ­gar­niach.

Jakież to było przy­gnę­bia­jące i roz­dzie­ra­jące serce – pięć lat pracy, zma­gań, potu i łez i żad­nej reklamy? Ścieżka Pro­stej Obfi­to­ści miała się tylko prze­śli­zgnąć przez szcze­liny i znik­nąć? Nie mogłam na to pozwo­lić. Nie mia­łam dokąd zwró­cić się o pomoc, mogłam tylko paść na kolana. Następ­nego dnia Niebo szep­nęło mi do ucha: „Wyślij trzy­dzie­ści egzem­pla­rzy do pro­gramu Oprah Win­frey Show, po jed­nym dla każ­dej kobiety z jej per­so­nelu. Zoba­czymy, czy uda się skło­nić kobiety, by prze­mó­wiły”.

Był to bar­dzo nie­zwy­kły spo­sób zare­kla­mo­wa­nia książki i nastą­pił, jesz­cze zanim Oprah zało­żyła swój słynny klub czy­tel­ni­czy, który zachę­cał kobiety do czy­ta­nia i roz­mów na temat ksią­żek w nowy, eks­cy­tu­jący spo­sób. Pra­cow­nicy działu reklamy mojego wydawcy dostar­czyli już jeden egzem­plarz książki pro­du­cen­tom pro­gramu Oprah, tak więc, co zro­zu­miałe, moja suge­stia została uznana za grubą prze­sadę i tylko ich zde­ner­wo­wała.

Tym­cza­sem był okres waka­cji i moi przy­ja­ciele wspa­nia­ło­myśl­nie wyda­wali pry­watne przy­ję­cia pro­mu­jące moją książkę, zapra­sza­jąc swo­ich przy­ja­ciół i przy­ja­ciół ich przy­ja­ciół. Odzew był entu­zja­styczny.

Wyna­ję­łam sto­isko na waka­cyj­nym baza­rze Washing­ton Wal­dorf School, który zawsze jest zatło­czony. Ludzie zazna­czają go w kalen­da­rzu na rok wcze­śniej, ponie­waż jest to naj­lep­szy waka­cyjny bazar, na jaki można pójść. Sprze­da­łam sto egzem­pla­rzy w kilka godzin, wszyst­kie z auto­gra­fem. Zauwa­ży­łam też coś nie­zwy­kłego. Kobiety kupo­wały po kilka ksią­żek. Kupo­wały je dla swo­ich sióstr, przy­ja­ció­łek, córek, syno­wych, matek, teścio­wych, sio­strze­nic, kuzy­nek, sze­fo­wych i sekre­ta­rek. Kobiety, które nabyły książki na przy­ję­ciach, póź­niej ści­gały mnie, aby kupić ich wię­cej! Było to cudowne zasko­cze­nie, które wywo­łało oszo­ło­mie­nie.

Cią­gle jed­nak nie mogłam wybić sobie z głowy myśli o Oprah. Ponow­nie zwró­ci­łam się do działu reklamy i zapro­po­no­wa­łam, że zapłacę za książki, lecz popro­si­łam, aby to redak­cja je wysłała, gdyż nie chcia­łam wyglą­dać na zde­spe­ro­waną autorkę, którą w isto­cie byłam. Przy­pusz­czam, że dosły­szeli żar­li­wość w moim gło­sie, bo w końcu się zgo­dzili i wysłali trzy­dzie­ści egzem­pla­rzy jako waka­cyjne pre­zenty dla per­so­nelu pro­gramu. (I nawet nie musia­łam za nie pła­cić!)

Mniej wię­cej po tygo­dniu otrzy­ma­łam wia­do­mość, że choć wszyst­kim kobie­tom książka się podo­bała, to zespół redak­cyjny stwier­dził, że nie nadaje się ona na pod­stawę pro­gramu. Aby zacho­wać twarz, odpar­łam: „Któ­re­goś dnia Oprah chwyci książkę i prze­czyta coś, co do niej prze­mówi, a wtedy powsta­nie pro­gram”.

Nad­szedł sty­czeń 1996 roku, przy­no­sząc światu wietrzną pogodę, a mnie palący temat: „Kiedy wresz­cie dostanę praw­dziwą pracę?”. Gdy po tygo­dnio­wej prze­rwie odwio­złam córkę do szkoły, jakaś kobieta poma­chała do mnie w pod­nie­ce­niu i ruszyła w moim kie­runku przez par­king. Miała mi tyle do powie­dze­nia, że aż bra­ko­wało jej tchu. Poło­żyła mi ręce na ramio­nach i patrząc pro­sto w oczy, zaczęła mi gorąco dzię­ko­wać za Ścieżkę Pro­stej Obfi­to­ści. Powie­działa, że jej teściowa jest kar­dio­chi­rur­giem dzie­cię­cym, ale zre­zy­gno­wała z pracy, gdyż nie mogła pogo­dzić się z tym, że jej mali pacjenci umie­rają, mimo że tak bar­dzo się sta­rała im poma­gać.

„Dali­śmy jej Ścieżkę Pro­stej Obfi­to­ści na Gwiazdkę i wie pani co? Ma zamiar wró­cić do pracy, ponie­waż teraz roz­po­znaje swój auten­tyczny dar i czuje, że ta praca jest jej prze­zna­cze­niem”. Obie mia­ły­śmy w oczach szczę­ście i wdzięcz­ność.

Wtedy, w tam­tym miej­scu, cał­ko­wi­cie odda­łam Duchowi swoje obawy o los Ścieżki Pro­stej Obfi­to­ści. Uzna­łam i zaak­cep­to­wa­łam fakt, że ta książka zawsze nale­żała do Nieba. To, że ją napi­sa­łam, samo w sobie było bło­go­sła­wień­stwem, i ta moż­li­wość wzbu­dziła we mnie ogromną wdzięcz­ność. Modli­łam się tylko, żebym mogła zna­leźć pracę, która pozwoli mi wyko­rzy­stać moje talenty.

Zaczęły do mnie przy­cho­dzić listy od czy­tel­ni­czek z całego kraju, w któ­rych dzię­ko­wały mi za Ścieżkę Pro­stej Obfi­to­ści i pisały, że nie czują się już tak samotne.

W pierw­szym tygo­dniu LUTEGO dosta­łam tele­fon od Oprah Win­frey Show. Oprah weszła do swo­jej gar­de­roby i zoba­czyła moją książkę na bla­cie. „Co to za różowa książka, którą wszę­dzie widzę?” – zacie­ka­wiła się. Otwo­rzyła ją i prze­czy­tała coś, co do niej prze­mó­wiło, a po tygo­dniu zapro­szono mnie do Chi­cago. Zapy­ta­łam, czy mogę wziąć z sobą trzy­na­sto­let­nią córkę. Było to naj­lep­sze doświad­cze­nie typu: „zabierz dziecko do pracy”, jakie kie­dy­kol­wiek prze­ży­łam!

Przy­je­cha­ły­śmy do Chi­cago dzień przed nagry­wa­niem pro­gramu. Wyszły­śmy z hotelu na krótki spa­cer, aby rozej­rzeć się po Michi­gan Ave­nue i oko­licy. Zna­la­zły­śmy Terra Museum of Ame­ri­can Art. Zbli­żała się godzina jego zamknię­cia, a więc szybko prze­cho­dzi­ły­śmy przez sale. Na dru­gim pię­trze skrę­ci­łam w pustą gale­rię. I jak myśli­cie, co zna­la­złam? Zbie­ra­nie cze­re­śni Roberta Spe­ara Dun­ninga. Obraz z kartki pocz­to­wej, na którą codzien­nie patrzy­łam z miło­ścią, pisząc Ścieżkę Pro­stej Obfi­to­ści. Cią­gle czuję dreszcz zachwytu, wspo­mi­na­jąc tę chwilę, gdy czas zato­czył pełne koło i otrzy­ma­łam duchowe potwier­dze­nie, że ni­gdy nie byłam sama w tej wędrówce nie­wy­słu­cha­nych modlitw. Podob­nie jak ty nie jesteś.

Łaska Wdzięcz­no­ści

Nie ma na świe­cie nic rów­nie potęż­nego jak pomysł, któ­rego czas wła­śnie nad­szedł.

Vic­tor Hugo (1802–1885),

fran­cu­ski poeta, powie­ścio­pi­sarz i dra­ma­turg

Nie wiem, który frag­ment Ścieżki Pro­stej Obfi­to­ści prze­mó­wił do Oprah, ale wyczu­wam, że miał coś wspól­nego z Wdzięcz­no­ścią, a nikt nie sze­rzy ewan­ge­lii lepiej od Oprah. Wiele mówi na temat prze­mie­nia­ją­cego wpływu pro­wa­dze­nia Dzien­nika Wdzięcz­no­ści i poświę­ciła wiele pro­gra­mów Ścieżce Pro­stej Obfi­to­ści. Zanim się zorien­to­wa­łam, „gorączka wdzięcz­no­ści” opa­no­wała kraj.

Pięć lat wcze­śniej, w 1991 roku, kiedy zaczę­łam eks­pe­ry­men­to­wać z Wdzięcz­no­ścią jako ducho­wym kata­li­za­to­rem prze­miany życia, byłam roz­cza­ro­wana tym, że tak nie­wiele napi­sano na ten temat. Jedy­nym wyjąt­kiem była skromna medy­ta­cja bene­dyk­tyń­skiego mni­cha Davida Ste­in­dla-Rasta Gar­te­ful­ness. The Heart of Prayer („Wdzięcz­ność. Serce modli­twy”). Z pew­no­ścią nie było cze­goś takiego jak Dzien­nik Wdzięcz­no­ści. Musia­łam go stwo­rzyć, ponie­waż codzienna wdzięcz­ność była dla mnie tak cudowną nową prak­tyką.

Dzi­siaj, gdy wpi­suję słowo „wdzięcz­ność” w wyszu­ki­warkę, znaj­duję 154 miliony lin­ków do ksią­żek, stron inter­ne­to­wych, arty­ku­łów, new­slet­te­rów i pro­jek­tów badaw­czych, a liczba ta z każ­dym dniem rośnie. Jed­nym z moich ulu­bio­nych jest opa­sły tom The Psy­cho­logy of Gra­ti­tude („Psy­cho­lo­gia wdzięcz­no­ści”), wydany pod redak­cją Roberta A. Emmonsa i Micha­ela E. McCul­lo­ugha. Jest to pierw­szy zbiór empi­rycz­nych, badań nauko­wych nad wdzięcz­no­ścią prze­pro­wa­dzo­nych przez wybit­nych naukow­ców doku­men­tu­ją­cych pozy­tywny wpływ wdzięcz­no­ści na nasz umysł, ciało i ducha.

Dzielę się tym z tobą, ponie­waż jeśli Pro­sta Obfi­tość jest dla cie­bie czymś nowym, to – czy jesteś tego świa­doma czy nie – słu­cha­łaś o niej przez lata, ile­kroć sły­sza­łaś roz­mowy na temat wdzięcz­no­ści lub mia­łaś do czy­nie­nia z Dzien­ni­kami Wdzięcz­no­ści. W isto­cie temat ten tak czę­sto gościł w roz­mo­wach Ame­ry­ka­nów, że stał się nie­mal popkul­tu­ro­wym, psy­cho­lo­giczno-beł­ko­tli­wym odpo­wied­ni­kiem muzaka.

Chcia­łam się do tego bez­po­śred­nio odnieść i przy­znać, zanim wyru­szysz ścieżką Pro­stej Obfi­to­ści pro­wa­dzącą do zna­le­zie­nia swo­jego Auten­tycz­nego Ja. Być może sądzisz, że znasz moc Wdzięcz­no­ści, lecz dopóki oso­bi­ście nie doświad­czysz jej cudu, tak nie jest. W tej popra­wio­nej wer­sji książki świa­do­mie zosta­wi­łam sekwen­cję medy­ta­cji, abyś sama odkryła moc Wdzięcz­no­ści, jak to było w pier­wot­nej wer­sji Ścieżki Pro­stej Obfi­to­ści. Dotrzesz do tych stron, tak jak wcze­śniej zro­biły to inne kobiety. Pra­gnę cię zapew­nić, że uznasz swoje poszu­ki­wa­nie auten­tycz­no­ści za uświę­cone zada­nie.

To pro­wa­dzi nas do Auten­tycz­nego Ja, kolej­nego syna mar­no­traw­nego, który przez minione dwa­dzie­ścia lat był wyko­rzy­sty­wany na wiele spo­so­bów i który rów­nież stał się bana­łem. Obie­cuję jed­nak, że jeśli potra­fisz usu­nąć z umy­słu wszystko, co jest zwią­zane z czy­jąś inną wer­sją Auten­tycz­nego Ja, odkry­wa­nie samej sie­bie dostar­czy ci wiele rado­ści.

Prawda czy wyzwa­nie

Co by się stało, gdyby jedna kobieta powie­działa prawdę o swoim życiu? Świat by się roz­padł.

Muriel Rukey­ser (1913–1980),

ame­ry­kań­ska poetka i dzia­łaczka poli­tyczna

Kiedy pisa­łam Ścieżkę Pro­stej Obfi­to­ści, pisa­łam ją tylko dla jed­nej czy­tel­niczki: dla cie­bie. Codzien­nie przez pięć lat two­rzy­łam pry­watną chwilę wytchnie­nia dla nas obu od stresu tego świata i naszej pogoni za dosko­na­ło­ścią. Mówi­łam prawdę o swoim życiu i być może także o twoim. Jeste­śmy pokrew­nymi duszami.

Pod wie­loma wzglę­dami Ścieżka Pro­stej Obfi­to­ści była pier­wo­wzo­rem kobie­cego bloga, ponie­waż jej forma dzien­nika trak­to­wała o wszyst­kim, co należy do naszych codzien­nych zajęć.

Szybko się też roz­prze­strze­niała. Kobiety kupo­wały Ścieżkę Pro­stej Obfi­to­ści, aby ją poda­ro­wać innym na waka­cje, z oka­zji uro­dzin, rocz­nic i ukoń­cze­nia nauki; otrzy­my­wały ją na Dzień Matki lub od przy­ja­ció­łek na pocie­sze­nie po roz­wo­dzie, utra­cie pracy bądź otrzy­ma­niu dru­zgo­cą­cej dia­gnozy. Kiedy jeden tele­fon spra­wiał, że kobieta dozna­wała wstrząsu, roz­pa­dały się jej marze­nia i życie, które dotąd znała, „różowa książka” poja­wiała się rów­nie czę­sto jak garnki z zapie­kanką. Psy­cho­te­ra­peuci mówili mi, że prze­pi­sy­wali ją jak lekar­stwo, prze­ka­zy­wały ją sobie uczest­niczki pro­gramu „dwu­na­stu kro­ków”; kobiety mal­tre­to­wane znaj­do­wały ją na biblio­tecz­nych pół­kach. Czy­tały ją kobiety cze­ka­jące na che­mio­te­ra­pię, a potem zosta­wiały pie­lę­gniar­kom, które tak czule się nimi opie­ko­wały. Aby świę­to­wać, współ­czuć, pocie­szać, roz­we­se­lać, ale przede wszyst­kim aby się poro­zu­mie­wać, kobiety na całym świe­cie – od Con­nec­ti­cut, przez Chor­wa­cję, po Chiny – dzie­liły się Ścieżką Pro­stej Obfi­to­ści i bło­go­sła­wiły życie, które odna­la­zły mię­dzy jej wer­sami: swoje życie.

Dla­czego ta książka, dla­czego teraz?

Ludzie muszą się cza­sami dowie­dzieć nie tylko, jak wiele musi przy­jąć serce, ale także jak wiele może znieść głowa.

Maria Mit­chell (1818–1889),

pierw­sza kobieta astro­nom w USA,

w 1847 roku odkryła kometę panny Mit­chell

Jako kobiety od uro­dze­nia zosta­ły­śmy przy­pi­sane do grup wie­ko­wych, które już nam nie pasują ani nie służą. Jak w tej chwili opi­sa­ły­by­śmy sie­bie? Kobieta z poko­le­nia mile­nial­sów, z poko­le­nia X, uro­dzona w wyżu demo­gra­ficz­nym? Czy­tel­niczki Ścieżki Pro­stej Obfi­to­ści prze­ciw­sta­wiają się tym ogra­ni­cza­ją­cym kate­go­riom. Nie pisa­ła­bym dzi­siaj tej uak­tu­al­nio­nej wer­sji, gdyby nie było nowych mile­nial­so­wych czy­tel­ni­czek, które pisały mi, jak bar­dzo podoba im się Ścieżka Pro­stej Obfi­to­ści, ale czy nie mogła­bym jej dla nich uak­tu­al­nić? Michelle Obama, która jest dla mnie sztan­da­ro­wym przy­kła­dem Auten­tycz­nego Ja, mówi: „Jeśli nie zde­fi­niu­je­cie sie­bie, bar­dzo szybko zosta­nie­cie zde­fi­nio­wane przez innych”.

Zabierzmy się więc do tego, spo­ty­ka­jąc pośrodku. Jeste­śmy wspa­nia­łymi i zachwy­ca­ją­cymi „anty­kami z połowy wieku XX”. Bez względu na to jed­nak, w jakim jeste­śmy wieku i jakie jest nasze nasta­wie­nie, nasze serca i głowy potrze­bują odro­biny pocie­sze­nia, rów­no­wagi, rado­ści i uśmie­rze­nia bólu. I sądzę, że znaj­dzie­cie je na tych stro­ni­cach. A co powie­cie na tro­chę pogody ducha w odmie­rzo­nych daw­kach? Dzi­siej­sza kul­tura szybko zmie­nia­ją­cych się, skom­pli­ko­wa­nych i zwy­kle nie­po­ko­ją­cych, nie­ustan­nie napły­wa­ją­cych wia­do­mo­ści „z ostat­niej chwili” ata­kuje nas na każ­dym kroku, pozba­wia­jąc poczu­cia bez­pie­czeń­stwa. Zmniej­sza naszą zdol­ność do odczu­wa­nia szczę­ścia, wyczer­puje nas i odbiera siły. Spra­wia, że jeste­śmy napięte, kru­che i prze­ra­żone.

Więk­szość z nas każ­dego dnia przy­zna­łaby, że nie wie, skąd przy­cho­dzi i dokąd zmie­rza. Cią­gle czu­jemy się roz­ko­ja­rzone – nawet w towa­rzy­stwie osób, które kochamy. Czę­sto jeste­śmy bli­skie łez „bez żad­nego powodu” i czu­jemy, że nie mamy nikogo, z kim mogły­by­śmy poroz­ma­wiać i kto by nas zro­zu­miał. Co jesz­cze bar­dziej zdu­mie­wa­jące, to cią­głe poczu­cie nie­po­koju, przy­tło­cze­nia i emo­cjo­nal­nego wyczer­pa­nia w jakiś spo­sób stało się akcep­to­waną w naszej kul­tu­rze „nową normą”. Nie­mal każda kobieta, którą znam, przy­znaje, że budzi się zmę­czona, wręcz wyczer­pana, i czę­ściej niż kie­dyś myśli o cze­ka­ją­cych ją trud­no­ściach. To jed­nak nie jest ani nor­malne, ani zdrowe. I ktoś musi to wresz­cie powie­dzieć.

Ja będę pierw­sza.

To nie jest nor­malne.

Żyjemy w nie­zwy­kłych cza­sach, ale one nie są nową nor­mal­no­ścią. Ponie­waż nie ma nic nor­mal­nego w tym, co dzieje się każ­dego dnia. I jedy­nym spo­so­bem, aby ochro­nić sie­bie i naszych bli­skich, jest uświa­do­mie­nie sobie i przy­zna­nie, że tech­no­lo­gia musi mieć swoje gra­nice. Jak to zro­bić? W taki sam spo­sób, w jaki kobiety zawsze się chro­niły: poprzez stwo­rze­nie bez­piecz­nej emo­cjo­nal­nej i psy­chicz­nej przy­stani, która ochroni to, co dla nas święte. Dla­tego wró­ci­łam.

Poprzed­nia edy­cja Ścieżki Pro­stej Obfi­to­ści uka­zała się w 2005 roku, w dzie­siątą rocz­nicę pierw­szego wyda­nia. Czter­na­ście lat temu jed­nak tech­no­lo­gia nie domi­no­wała w naszym życiu w takim stop­niu jak dzi­siaj. A kiedy tech­no­lo­gia raz zawład­nęła naszym życiem, sta­li­śmy się jej zakład­ni­kami. Film science fic­tion Stan­leya Kubricka z 1968 roku 2001: Ody­seja kosmiczna stał się żywą histo­rią. Zamiast super­in­te­li­gent­nego kom­pu­tera HAL pły­ną­cego w prze­stwo­rzach mamy teraz Alexę wyko­nu­jącą nasze pole­ce­nia w domu i Siri wska­zu­jącą nam kie­ru­nek jazdy samo­cho­dem. I my się zasta­na­wiamy, dla­czego nie mamy cier­pli­wo­ści, aby wysłu­chać do końca nawet jed­nej myśli?

Posta­no­wi­łam dogłęb­nie zre­wi­do­wać tekst, mając na uwa­dze czy­tel­niczkę nie sprzed dwu­dzie­stu pię­ciu lat, lecz współ­cze­sną. Nie­które medy­ta­cje odświe­ży­łam, inne prze­ro­bi­łam, a wiele zastą­pi­łam nowymi. Dusza Ścieżki Pro­stej Obfi­to­ści pozo­staje jed­nak nie­tknięta: wszystko, co mamy, to wszystko, czego nam trzeba. Musimy tylko mieć świa­do­mość tego, jakim bło­go­sła­wień­stwem jest dla nas każdy dzień. Te z was, które już są dro­gimi przy­ja­ciół­kami, znajdą wiele nowych spraw do roz­wa­że­nia. Dla waszych córek jest tro­chę lek­kich kuk­sań­ców, któ­rych potrze­buje się w mło­do­ści, i wiele zachęt, aby wyru­szyły na safari wła­snego ja. Jest w tym magia: kiedy pisa­łam tę wer­sję, zjed­no­czy­łam się na nowo z dziew­czyną, którą zosta­wi­łam za sobą, i teraz jestem na wła­snym nowym safari. Mam nadzieję, że dla każ­dego, kto prze­czyta Ścieżkę Pro­stej Obfi­to­ści, będzie ona tak samo inspi­ru­jąca.

Pod koniec każ­dego mie­siąca, oprócz zak­tu­ali­zo­wa­nych Pro­stych Rado­ści, jest część zaty­tu­ło­wana „Wypró­buj to w domu”. Znaj­dziesz tam pro­po­zy­cje, jak przy­go­to­wać Szafę Prze­zor­no­ści. Ta awa­ryjna szafa będzie zawie­rać wszystko, czego możemy potrze­bo­wać, gdy­by­śmy musiały szybko opu­ścić dom. Przy­naj­mniej będziesz miała dość zapa­sów, by prze­trwać kolejny śnie­gowy „arma­ge­don”, który – jak się wydaje – zda­rza się coraz czę­ściej w naszych cza­sach.

Boska sztuka

Boską sztuką jest opo­wia­da­nie.

Isak Dine­sen (1885–1962),

pseu­do­nim lite­racki duń­skiej pisarki

Karen Bli­xen-Finecke

Będąc pisarką irlandzką, bar­dziej wie­rzę w to, co nie­wi­dzialne, niż w to, co widoczne. Zga­dzam się z Fran­zem Kafką, że pisa­nie jest najbar­dziej oso­bi­stą formą modli­twy. Na każ­dej stro­nie mię­dzy wer­sami są moje dzięk­czynne wpisy dla Wiel­kiego Stwórcy – w któ­rym się poru­szam, piszę, żyję, kocham, znaj­duję swoją istotę i sens.

Emily Dic­kin­son uwa­żała, że Dom jest inną nazwą Boga. Helen Kel­ler opi­sała Boga jako „Świa­tło w moich ciem­no­ściach, Głos w moim mil­cze­niu”. Czter­na­sto­wieczna mistyczka Juliana z Nor­wich mówiła swoim nowi­cjusz­kom: „Bóg jest odzie­niem, które nas otula, obej­muje i ota­cza”. Za każ­dym razem, gdy pod koniec dłu­giego, męczą­cego dnia wśli­zguję się w mój wygodny szla­frok, wiem, że miała rację.

W tra­dy­cji żydow­skiej toż­sa­mość Wszech­moc­nego jest tak święta i ukryta, że wła­ści­wego imie­nia Boga nie można wypo­wia­dać. My zapi­su­jemy je jako YHWH – cztery święte litery przed­sta­wia­jące czas prze­szły, teraź­niej­szy i przy­szły słowa „być”. Bóg powie­dział Moj­że­szowi, żeby zwra­cał się do niego „Jestem, który jestem”, i kiedy Moj­żesz to robił, morze się roz­stę­po­wało i jego lud był kar­miony codzien­nie w cza­sie czter­dzie­sto­let­niej wędrówki przez pusty­nię. Wielu z nich praw­do­po­dob­nie patrzyło w niebo, nazy­wa­jąc Boga Manna – imie­niem nie­bie­skiego pokarmu, który trzy­mał ich przy życiu.

Każda kobieta, która wie­rzy w Boga, nazywa go jakimś kon­kret­nym imie­niem. A te, które nie wie­rzą albo prze­ży­wają wiarę ina­czej niż ty czy ja, wybiorą inne słowo na opi­sa­nie Boga, może Kosmos albo Jedyny, albo Dobry Porzą­dek. W moich książ­kach czę­sto nazy­wam Boga Duchem, ponie­waż nie chcę narzu­cać wła­snych poglą­dów na temat Bosko­ści czy­tel­nicz­kom, z któ­rych każda czci sacrum w zwy­czaj­no­ści: Źró­dło Wszel­kiej Tajem­nicy, Tego, Który Roz­wiewa Wąt­pli­wo­ści, Roz­pa­la­ją­cego Nadzieję, Zawsze Obec­nego Żywi­ciela, Współ­czu­ją­cego Słu­cha­cza, Straż­nika Ognia, Święte Źró­dło czy Mat­czyną Obfi­tość, która jest dla mnie nie­ustan­nym źró­dłem kie­row­nic­twa.

Oto wska­zówka: Jeśli natkniesz się na słowo pisane wielką literą, to wiedz, że sta­ram się nim nazwać, jak­kol­wiek nie­udol­nie, aspekt Bosko­ści, który był dla mnie pocie­sze­niem, wspar­ciem i rado­ścią.

Nie­chaj lek­tura Ścieżki Pro­stej Obfi­to­ści będzie doda­jącą otu­chy roz­mową z przy­ja­ciółką, która jest wdzięczna za to, że nasze drogi się spo­tkały. Kiedy przy­glą­dam się roz­po­ście­ra­ją­cej się przed nami ścieżce codzien­nej łaski, widzę cze­ka­jące nas wspa­niałe dni. Bło­go­sła­wione jeste­śmy mię­dzy kobie­tami i jakie to cudowne, że obie o tym wiemy.

Mnó­stwo miło­ści, podzię­ko­wań i bło­go­sła­wieństw dla two­jej odwagi,

Sarah Ban Bre­ath­nach

maj 2019

STY­CZEŃ

A teraz powi­tajmy Nowy Rok

pełen rze­czy, któ­rych dotąd nie było.

Rainer Maria Rilke (1875–1926),

poeta austriacki

Zaczyna się sty­czeń, mie­siąc nowych począt­ków oraz dro­gich wspo­mnień. Nie­chaj zima tka swój cudowny czar – zimne, rześ­kie dni, my w weł­nia­nych sza­li­kach, dłu­gie, ciemne wie­czory, smaczne kola­cje, namiętne dys­ku­sje albo samotne rado­ści. Na zewnątrz spada tem­pe­ra­tura, a śnieg otula wszystko mięk­kim płasz­czem. Cała przy­roda odpo­czywa. My także powin­ni­śmy. Gro­madź­cie się przy kominku. Jest to mie­siąc snu, spo­glą­da­nia w przy­szłość i wędrówki w głąb sie­bie.

1 STYCZ­NIA

Prze­ło­mowy rok rado­ści i odkryć

Ist­nieją lata sta­wia­nia pytań i lata odpo­wie­dzi.

Zora Neale Hur­ston (1891–1960),

afro­ame­ry­kań­ska pisarka i antro­po­lożka

Nowy Rok. Nowy start. Pusta kartka. Nowy roz­dział w życiu, który czeka na zapi­sa­nie. Nowe pyta­nia, na które trzeba będzie odpo­wie­dzieć, zro­zu­mieć je i poko­chać. Nowe odpo­wie­dzi, które trzeba roz­wa­żyć, a potem nowe wybory, któ­rych trzeba doko­nać w tym prze­ło­mo­wym roku rado­ści i odkry­wa­nia sie­bie.

Czy możesz zna­leźć spo­kojną chwilę, w któ­rej będziesz marzyć? Jakie są twoje nadzieje na przy­szłość? Gdy zasta­na­wiasz się nad minio­nymi latami, nie martw się zbyt­nio prze­szło­ścią. Dzi­siaj zosta­łaś pobło­go­sła­wiona kolejną szansą. Czy może być coś cen­niej­szego? Pani Pomyśl­ność podró­żo­wała przez czas i prze­strzeń, aby rzu­cić nam pod nogi obfi­tość moż­li­wo­ści – mnó­stwo łaski i przy­chyl­no­ści. Wyko­rzy­stajmy to jak naj­le­piej.

Każ­dego roku otrzy­mu­jemy cztery wspa­niałe pory roku, dwa­na­ście mie­sięcy tajem­nicy, pięć­dzie­siąt dwa tygo­dnie cudów i trzy­sta sześć­dzie­siąt pięć codzien­nych cykli, a każdy z nich jest wypeł­niony dwu­dzie­stoma czte­rema miar­kami czasu – darami świtu, poranka, połu­dnia, zmierz­chu, zmroku i wie­czoru. Godziny i minuty. Chwile i ude­rze­nia serca. Będą nie­spo­dzianki, które wywo­łają zarówno uśmie­chy, jak i głę­bo­kie wes­tchnie­nia, mądrość zdo­by­wana i w końcu doce­niona, kra­jo­brazy roz­le­glej­sze niż te, które możesz dostrzec teraz, momenty ocze­ki­wa­nia. Wię­cej bło­go­sła­wieństw, niż możemy zli­czyć i zmie­ścić w tor­bie podróż­nej.

Tylko marze­nia rodzą zmiany. Stop­niowo, gdy sta­niesz się panią wła­snego zado­wo­le­nia, nauczysz się wyra­żać łagodne tęsk­noty swego serca. Jed­nak w tym roku zamiast posta­no­wień spi­suj swoje naj­bar­dziej oso­bi­ste pra­gnie­nia. Tęsk­noty, które odkła­da­łaś, bo zawsze poja­wiały się nie w porę. Uwierz, że nad­szedł wresz­cie wła­ściwy czas. Zada­waj pyta­nia. Ścieżka Pro­stej Obfi­to­ści daje pew­ność, że odpo­wie­dzi nadejdą i odkry­jemy – dzień po dniu – jak nimi żyć.

2 STYCZ­NIA

Poko­chać pyta­nia

Żyje się tylko raz – lecz jeśli zrobi się to dobrze, ten raz wystar­czy.

Joe E. Lewis (1902–1971),

ame­ry­kań­ski arty­sta estra­dowy

Jak czę­sto w prze­szło­ści odwra­ca­łaś się od wszyst­kiego, co nie­roz­wią­zane w twym sercu, ponie­waż bałaś się sta­wiać pyta­nia? Co by się jed­nak stało, gdy­byś wie­działa, że ten rok – począw­szy od dnia dzi­siej­szego – możesz prze­żyć w spo­sób bar­dziej twór­czy, rado­sny, speł­niony? Jak byś go sobie wyobra­żała? Jak by to było? Jakie poczy­ni­ła­byś zmiany? Jak i od czego byś zaczęła? Czy rozu­miesz, dla­czego te pyta­nia są tak ważne?

„Bądź­cie cier­pliwi wobec wszyst­kiego, co nie­roz­wią­zane w waszym sercu, i spró­buj­cie poko­chać pyta­nia – napo­mina nas Rainer Maria Rilke. – Nie szu­kaj­cie odpo­wie­dzi, które nie mogą być wam teraz udzie­lone, ponie­waż nie byli­by­ście zdolni ich prze­żyć. Pro­blem polega na tym, aby żyć wszyst­kim. Żyj­cie teraz pyta­niami…”

Odpo­wie­dzi przyjdą, ale dopiero kiedy poznasz, które pyta­nia warto zada­wać. Cze­kaj. Naj­pierw żyj pyta­niami, dopiero potem pytaj. Bądź otwarta na zmiany, które w spo­sób nie­unik­niony poja­wią się wraz z odpo­wie­dziami. To może tro­chę potrwać, ale czas jest szczo­drym bło­go­sła­wień­stwem Nowego Roku. Uwierz w sie­bie. I uwierz, że ist­nieje kocha­jące Źró­dło – Siewca Marzeń, który tylko czeka, aby pomóc ci zre­ali­zo­wać twoje marze­nia. Po pro­stu obfity rok, któ­rym należy się delek­to­wać.

3 STYCZ­NIA

Co masz zamiar robić przez resztę życia?

Obym miał dziś odwagę

Wieść życie, które bym kochał,

Nie lek­ce­wa­żyć już marzeń

I robić to, po co przy­sze­dłem,

Nie mar­nu­jąc serca.

John O’Dono­hue (1956–2008),

irlandzki poeta, pisarz, filo­zof

A jed­nak się wahamy. Czy to dla­tego, że dar nowego początku poja­wia się w życiu zawi­nięty w szary papier? Czy nauczy­ły­śmy się powścią­gać swój nowo­roczny entu­zjazm żela­zną deter­mi­na­cją i znu­że­niem? A może dla­tego, że już wiemy, iż każdy począ­tek zaczyna się od zakoń­cze­nia? Może zakoń­cze­nie, któ­rego się nie spo­dzie­wa­łaś, wła­śnie nastą­piło, i na­dal zma­gasz się z nowymi oko­licz­no­ściami i trudną zmianą. Nie masz pomy­słu, jak znowu zacząć.

„Początki czę­sto nas prze­ra­żają, ponie­waż wydają się samot­nymi podró­żami w nie­znane. A jed­nak tak naprawdę żaden począ­tek nie jest daremny ani osa­mot­niony – zapew­nia nas popu­la­ry­za­tor cel­tyc­kiej ducho­wo­ści, filo­zof i poeta John O’Dono­hue w swo­jej głę­bo­kiej książce o mocy bło­go­sła­wień­stwa To Bless the Space Between Us («Bło­go­sła­wić prze­strzeń mię­dzy nami»). – Myślimy, że począ­tek jest wyru­sze­niem z samot­nego punktu w jakimś kie­runku w nie­znane. Ale tak nie jest. Schro­nie­nie i ener­gia oży­wają, kiedy przyj­miemy począ­tek. Począ­tek jest osta­tecz­nie zapro­sze­niem, aby otwo­rzyć się na dary i wzrost, które są nam prze­zna­czone. Odmowa może być aktem wiel­kiego zanie­dba­nia wła­snych potrzeb. Nie ma potrzeby bać się początku. Naj­czę­ściej on zna cze­ka­jącą nas wędrówkę lepiej niż my sami. Być może sztukę zbie­ra­nia ukry­tych bogactw w naszym życiu można naj­le­piej opa­no­wać, kiedy naj­więk­szym zaufa­niem obda­rzymy sztukę zaczy­na­nia”.

Zatem, jak się wydaje, jest tylko jedno pyta­nie, na które trzeba sobie odpo­wie­dzieć. Co masz zamiar robić przez resztę życia?

4 STYCZ­NIA

Wła­ściwe rze­czy we wła­ści­wym cza­sie

Nie wymy­ślisz spo­sobu na nowy rodzaj życia. Możesz tylko żyć na swój spo­sób według nowego rodzaju myśle­nia.

Henri J.M. Nouwen (1932–1996),

holen­der­ski ksiądz kato­licki i pisarz

Kiedy zamy­kasz oczy, aby wyobra­zić sobie inny spo­sób życia, jak wygląda twój dzień? Potra­fisz sku­pić się na jed­nej sce­nie? A może twoje myśli roz­bie­gają się w tysiącu róż­nych kie­run­kach – w iry­tu­ją­cej plą­ta­ni­nie? Czy możesz przy­wo­łać jakieś nowe szczę­śliwe obrazy? To nie jest pod­chwy­tliwe pyta­nie, ponie­waż ostat­nio sama mia­łam z tym ćwi­cze­niem tro­chę trud­no­ści i jeśli ty też je masz, to nie bez powodu. Cza­sami kiedy myślimy, że prze­brnę­ły­śmy już przez coś, cokol­wiek by to było, z czego nie mogły­śmy się otrzą­snąć (a wszyst­kie mamy coś takiego), znaj­du­jemy „to” wszę­dzie: wpa­trzone w nas pro­wo­kuje do myśli, by zosta­wić prze­szłość tam, gdzie jej miej­sce – we wstecz­nym lusterku.

Może pró­bo­wa­łaś upo­rząd­ko­wać świą­teczne ozdoby, aby zebrać je w jed­nym miej­scu, i zna­la­złaś znisz­czone brą­zowe pudełko upchnięte gdzieś w głębi szafy. Otwie­rasz je, a ono jest pełne pamią­tek i foto­gra­fii z lat, które były jesz­cze szczę­śliwe, zanim stały się paskudne. W jed­nej krót­kiej chwili twój rado­sny nastrój gaśnie. Nagle jesteś wykoń­czona i zdez­o­rien­to­wana. Czu­jesz się, jakby nie­bez­pieczny prąd wessał cię na powrót do wiel­kiego bagna nie­spra­wie­dli­wo­ści i krzywdy.

Tak było z tobą. I ze mną też. Poznaj dwóch taj­nych agen­tów auto­sa­bo­tażu, bliź­nięta: Żal i Wyrzuty Sumie­nia. Ten pokrę­cony duet nie robi nic dobrego i jest zde­cy­do­wany nie odstę­po­wać cię ani na krok. Dla­tego wła­śnie karmi nasze smutne i mroczne emo­cje. Chce, abyś była przy­gnę­biona i nie­obecna, roz­cza­ro­wana i smutna, by on mógł cię roz­pra­szać tak długo, jak będzie chciał. Ponie­waż w tym roku nie tylko masz zwięk­szyć świa­tło w twoim życiu, ale też zwięk­szyć świa­tło, które zanie­siesz światu. I ten intry­gancki duet będzie usi­ło­wał ci to unie­moż­li­wić za pomocą ogrom­nego kosza bole­snych wspo­mnień, gdy tylko pojawi się pierw­szy pro­myk two­jego szczę­ścia, uzdro­wie­nia i nadziei.

I tak oto, total­nie znie­chę­cone, zosta­wiamy świą­teczne ozdoby roz­sy­pane po całej sypialni i dopi­jamy ajer­ko­niak (nie może się prze­cież zmar­no­wać), i zja­damy wszyst­kie świą­teczne sma­ko­łyki, które tylko jeste­śmy w sta­nie zna­leźć. A może bute­leczkę wina, którą trzy­ma­ły­śmy na spe­cjalną oka­zję? (Już sły­szę, jak mówisz: „A kiedy niby mia­łaby się ona zda­rzyć?”). I gdy w końcu docie­ramy na kanapę albo do łóżka, to dla­czego nie usu­nąć wresz­cie z Face­bo­oka daw­nego chło­paka, zwłasz­cza teraz, gdy się oże­nił. (O ile pamię­tam, to ty z nim zerwa­łaś). Tak więc prze­sta­wiamy się na pilota i włą­czamy jakiś stary film albo pro­gram tele­wi­zyjny, aby pomóc się zaszklić naszym zapuch­nię­tym oczom.

Może naszym spo­so­bem na odwle­cze­nie decy­zji jest wyprze­daż ciu­chów online albo tele­za­kupy, naj­bar­dziej prze­ko­nu­jące tuż przed wscho­dem słońca. Jeśli gapisz się wystar­cza­jąco długo, zaczy­nasz wie­rzyć atrak­cyj­nym ener­gicz­nym gospo­da­rzom pro­gramu obie­cu­ją­cym luk­sus, styl, cerę bez zmarsz­czek albo szczu­płą syl­wetkę bez cel­lu­litu, które mogą być twoje dzięki uży­ciu Easy­Pay. Sen przy­nosi wszystko, czego naj­wy­raź­niej potrze­bu­jesz, aby pomo­gło ci sobie radzić, patrzeć, żyć i czuć się lepiej, dokład­nie w tej chwili, gdy sobie przy­po­mnia­łaś, że twój świat kom­plet­nie się zawa­lił i spło­nął. I tak, musisz zacząć od nowa.

„Czy masz nadzieję, tak jak ja, że pojawi się jakaś osoba, rzecz lub zda­rze­nie, aby dać ci w końcu to poczu­cie wewnętrz­nego dobro­stanu, któ­rego tak pra­gniesz? Czy nie mówisz sobie: Niech ta książka, pomysł, kurs, wycieczka, praca, kraj albo rela­cja spełni moje naj­głęb­sze marze­nie?” – zwie­rza się Henri J.M. Nouwen w swo­jej doda­ją­cej otu­chy książce Życie Umi­ło­wa­nego. Jak żyć duchowo w świec­kim świe­cie, wyja­śnia­jąc, dla­czego znaj­do­wa­nie sacrum w rze­czach zwy­czaj­nych jest tak nie­ocze­ki­wa­nym i pocie­sza­ją­cym obja­wie­niem, nie­za­wod­nym w kar­mie­niu dusz i uzdra­wia­niu zła­ma­nych serc.

„Ale tak długo, jak długo będziesz cze­kać na tę tajem­ni­czą chwilę, będziesz się zsu­wać po równi pochy­łej, zawsze nie­spo­kojny i pełen obaw […] ni­gdy w pełni zado­wo­lony. Wiesz, że to kom­pul­syw­ność każe nam być cią­gle w ruchu i cią­gle czymś się zaj­mo­wać, lecz jed­no­cze­śnie zmu­sza nas do zasta­no­wie­nia się, czy w osta­tecz­nym roz­ra­chunku w ogóle dokądś dotrzemy. To jest droga do ducho­wego wyczer­pa­nia i wypa­le­nia”.

Dni wpra­wia­jące w osłu­pie­nie i dłu­gie, ciemne noce spa­dają na nas wszyst­kie. Jed­nakże kiedy potra­fimy nauczyć się być dobre dla sie­bie na wiele małych, krze­pią­cych spo­so­bów, to wierz czy nie, spo­tkają nas nie­spo­dzie­wane nagrody. Tylko, pro­szę, zacho­waj dla mnie tro­chę mię­tó­wek w cze­ko­la­dzie.

5 STYCZ­NIA

Pro­sta Obfi­tość – wewnętrzna wędrówka

pro­sty – przym. 1. bez upięk­szeń, ozdób; 2. pro­stota formy i myśli; 3. zasad­ni­czy, pod­sta­wowy

obfi­tość – rzecz. 1. duża ilość; 2. bogac­two; 3. dosta­tek

pro­sta obfi­tość – 1. wewnętrzna wędrówka; 2. duchowy i prak­tyczny kie­ru­nek twór­czego życia; 3. gobe­lin zado­wo­le­nia

Dzisiaj chcia­ła­bym, abyś zdała sobie sprawę, że masz już całą wewnętrzną mądrość, siłę i kre­atyw­ność nie­zbędne do tego, aby twoje sny stały się jawą. Więk­szo­ści z nas trudno jest to sobie uświa­do­mić, ponie­waż źró­dło nie­ogra­ni­czo­nej oso­bi­stej mocy jest zagrze­bane głę­boko pod rachun­kami, pod­wo­że­niem dzieci, ter­mi­nami, wyjaz­dami służ­bo­wymi i bie­li­zną do pra­nia, tak że rzadko dociera do nas w codzien­nym życiu. Jeśli nie poznamy naszych wewnętrz­nych źró­deł, doj­dziemy do fał­szy­wego prze­ko­na­nia, że szczę­ście i speł­nie­nie może nadejść tylko z zewnątrz – jako że wyda­rze­nia zewnętrzne zazwy­czaj przy­no­szą nam pewien rodzaj zmiany. Tak więc nauczy­ły­śmy się łączyć przy­śpie­sze­nia czy opóź­nie­nia naszego życia z oko­licz­no­ściami zewnętrz­nymi. Jed­nak wcale nie musi tak być. Możemy się nauczyć, jak stać się kata­li­za­to­rem wła­snych prze­mian.

Istotą ścieżki Pro­stej Obfi­to­ści jest auten­tyczne prze­bu­dze­nie, które pobrzmiewa w two­jej duszy. Masz już wszystko, czego potrzeba, byś była auten­tycz­nie szczę­śliwa. Twoje prze­bu­dze­nie dokona się dzięki wewnętrz­nej wędrówce, która zro­dzi emo­cjo­nalną, psy­chiczną i duchową prze­mianę. W twoim praw­dzi­wym życiu pojawi się głę­boka wewnętrzna prze­miana, wią­żąc cię z twór­czą ener­gią Wszech­świata. Taka zmiana będzie moż­liwa, kiedy zapro­sisz Ducha, aby otwo­rzył oczy two­jej świa­do­mo­ści na obfi­tość, która już do cie­bie należy.

Pro­sta Obfi­tość jest przy­wró­ce­niem pasji, zna­le­zie­niem pocie­sze­nia i odkry­wa­niem sacrum w tym, co zwy­czajne. Pro­sta Obfi­tość jest wyobra­że­niem sobie na nowo ducha, stylu i istoty two­jego codzien­nego życia. Pro­sta Obfi­tość jest zro­zu­mie­niem tego, co nie­zbędne do prze­ży­wa­nia zado­wo­le­nia; zasta­no­wie­niem się, co chcesz robić, co chcesz mieć, kim chcesz być albo czego chcesz doświad­czyć w życiu, bez względu na to, co ktoś sądzi na temat two­ich wybo­rów, ponie­waż to są twoje wybory.

Pro­sta Obfi­tość jest odzy­ska­niem tej czę­ści two­jego „ja”, którą być może z powo­dów prag­ma­tycz­nych porzu­ci­łaś już dawno temu. Może sta­wia­łaś potrzeby innych przed swo­imi. Wszyst­kie tak robimy. Zaj­mo­wa­nie się innymi, a nie sobą, to stan­dar­dowa kobieca postawa.

Niech Pro­sta Obfi­tość sta­nie się dla cie­bie codzienną, ści­śle tajną, oso­bi­stą zachętą do odzy­ska­nia utra­co­nych marzeń albo stwo­rze­nia zupeł­nie nowych. Będziesz budo­wać od pod­staw styl życia, za któ­rym tęsk­ni­łaś od lat.

Sześć Łask będzie dla nas prze­wod­nicz­kami pod­czas wędrówki przez ten rok. To sześć nici obfi­tego życia, które – gdy splotą się razem – utkają mate­rię zado­wo­le­nia, która otuli nas wewnętrz­nym poko­jem, dobrym samo­po­czu­ciem, szczę­ściem i poczu­ciem bez­pie­czeń­stwa. Pierw­sza z nich to Wdzięcz­ność. Kiedy doko­namy umy­sło­wej i ducho­wej samo­oceny wszyst­kiego, co mamy, uświa­do­mimy sobie, że jeste­śmy naprawdę bogate. Wdzięcz­ność toruje drogę Pro­sto­cie – pra­gnie­niu oczysz­cze­nia się, usu­nię­cia wszyst­kiego, co zbędne, i uświa­do­mie­nia sobie, co tak naprawdę jest nam potrzebne do dobrego życia. Pro­stota przy­nosi z sobą Porządek, zarówno wewnętrzny, jak i zewnętrzny. Dba­łość o porzą­dek w naszym życiu daje nam Har­monię. Har­mo­nia dostar­cza wewnętrz­nego spo­koju, potrzeb­nego, aby­śmy doce­niły Piękno, które ota­cza nas każ­dego dnia, a piękno z kolei otwiera nas na Radość. Ale jak w każ­dym pięk­nym gobe­li­nie, trudno zauwa­żyć, gdzie koń­czy się jeden ścieg, a zaczyna drugi. Podob­nie jest z Pro­stą Obfi­to­ścią.

Weź wraz ze mną igłę do ręki i zrób pierw­szy ścieg na płót­nie swego życia. Zaproś Ducha, aby otwo­rzył oczy twej wewnętrz­nej świa­do­mo­ści. Bądź spo­kojna i cze­kaj z nadzieją, wie­dząc, że osnowa i wątki two­jego codzien­nego życia, takiego, jakie wie­dziesz dzi­siaj, jutro staną się zło­tymi nićmi Pro­stej Obfi­to­ści.

6 STYCZ­NIA

To nie jest próba gene­ralna

Kiedy grasz… prze­kra­czasz sie­bie – jesteś więk­sza, potęż­niej­sza i pięk­niej­sza. Przez kilka minut jesteś boha­terką. Oto moc. Oto chwała na ziemi. I co wie­czór należy ona do cie­bie.

Agnes de Mille (1905–1993),

ame­ry­kań­ska tan­cerka i cho­re­ografka

Praw­do­po­dob­nie sły­sza­łaś powie­dze­nie: „Życie to nie próba gene­ralna”. Nie­stety wiele z nas nie­świa­do­mie postę­puje tak, jakby wła­śnie nią było. Powstrzy­mu­jemy się, oszczę­dzamy, podob­nie jak aktorka, która tylko powta­rza ruchy, aby swą twór­czą ener­gię zacho­wać na pre­mierę. Na­dal jadasz na wyszczer­bio­nej por­ce­la­nie? Sypiasz na wygod­nym mate­racu? Czy masz na noc­nym sto­liku porządną lampę do czy­ta­nia? Wycie­rasz się sta­rym ręcz­ni­kiem, a potem odprę­żasz w wypło­wia­łym i postrzę­pio­nym T-shir­cie? Może tak jak ja rzadko się stro­isz, kiedy jesteś sama w domu. Czy ma to jakieś zna­cze­nie, jeśli nie gramy przed publicz­no­ścią?

To dobre pyta­nie. Warto je sobie zadać, gdy zaczyna się nowy rok, a my chcemy zba­dać jakość naszej rze­czy­wi­stej ducho­wej wędrówki. Ładne nakry­cie stołu zaj­muje tro­chę czasu, ale za to jaka przy­jem­ność jedze­nia! Samotne czy mężatki, osiem­na­sto­let­nie czy osiem­dzie­się­cio­let­nie, wszyst­kie czu­jemy się lepiej, kiedy rano wcho­dzimy do posprzą­ta­nej kuchni. A te kilka dodat­ko­wych minut na uło­że­nie wło­sów czy zro­bie­nie maki­jażu to inwe­sty­cja w odpo­czy­nek na cały dzień, ponie­waż kiedy nie myślimy o tym, jak wyglą­damy (dobrze czy źle), możemy się sku­pić na innych ludziach, co jest istotą uroku oso­bi­stego. Każda aktorka zna magiczną siłę kostiumu i rekwi­zy­tów w stwo­rze­niu szcze­gól­nego nastroju na sce­nie i poza nią.

Od żad­nej z nas nie można ocze­ki­wać, że będzie grała w każ­dej minu­cie swego życia. Jed­nak wiele z nas mogłoby czę­ściej korzy­stać z siły, eks­cy­ta­cji i wspa­nia­ło­ści praw­dzi­wego życia, gdy­by­śmy przy­dzie­liły sobie we wła­snym życiu główną rolę – choćby raz.

7 STYCZ­NIA

Kobieta, jaką chcia­ła­byś być

Dzi­siaj wiele kobiet odczuwa smu­tek, któ­rego nie potrafi nazwać. Cho­ciaż zre­ali­zo­wa­ły­śmy wiele z naszych zamie­rzeń, czu­jemy, że cze­goś nam w życiu brak i – bez­owoc­nie – szu­kamy odpo­wie­dzi na pyta­nie czego. Czę­sto bra­kuje nam po pro­stu auten­tycz­nego poczu­cia tego, kim jeste­śmy.

dr Emily Han­cock,

ame­ry­kań­ska psy­cho­lożka i pisarka

Czy i tobie się to przy­tra­fiło? Myjesz twarz i nagle nie roz­po­zna­jesz kobiety, która patrzy na cie­bie z lustra. „Kto to jest?” – pytasz. Żad­nej odpo­wie­dzi. Kobieta z lustra wygląda niby zna­jomo, ale ma nie­wiele wspól­nego z osobą, którą spo­dzie­wa­łaś się tam zoba­czyć. Psy­cho­lo­go­wie nazy­wają to zja­wi­sko „prze­su­nię­ciem jaźni”. Poja­wia się ono naj­czę­ściej w chwi­lach sil­nego stresu (który codzien­nie jest udzia­łem więk­szo­ści z nas).

Co jed­nak jest nie w porządku? Czym jest ten smu­tek, któ­rego nie potra­fimy nazwać? Czy możemy dziś pochy­lić się nad tym pyta­niem z ser­deczną uwagą, na jaką zasłu­guje? Być może istotą two­jej melan­cho­lii jest to, że nie jesteś tą kobietą, którą chcia­łaś być. Zgu­bi­łaś swoje Auten­tyczne Ja. Pocie­sze­niem niech będzie, że nawet jeśli przez dzie­się­cio­le­cia lek­ce­wa­ży­łaś jego pro­po­zy­cje („Noś czer­wień… Zetnij włosy… Stu­diuj sztukę w Paryżu… Naucz się tań­czyć tango…”), twoje Auten­tyczne Ja cię nie porzu­ciło. Wprost prze­ciw­nie, cze­kało cier­pli­wie, aż je roz­po­znasz i się z nim zespo­lisz. W tym roku odwróć się od świata i zacznij słu­chać. Wsłu­chuj się w szept wła­snego serca. Patrz do wewnątrz. Twoja mil­cząca towa­rzyszka zapali latar­nie miło­ści, aby oświe­cić ci ścieżkę do Pełni. Wędrówka, do któ­rej jesteś prze­zna­czona, w końcu się zaczęła.

8 STYCZ­NIA

Stać po kolana w wodzie i umie­rać z pra­gnie­nia

Kiedy jestem głodna, jem. Kiedy chce mi się pić, piję. Kiedy chcę coś powie­dzieć, mówię.

Madonna,

ame­ry­kań­ska pio­sen­karka, autorka tek­stów, aktorka

Kiedy po raz pierw­szy usły­sza­łam pio­senkę coun­try Sto­jąc po kolana w wodzie (Umie­ra­jąc z pra­gnie­nia) w wyko­na­niu Kathy Mat­tei, jecha­łam wła­śnie po córkę do szkoły. Nagle musia­łam zje­chać na bok, ponie­waż tak bar­dzo pła­ka­łam, że prze­sta­łam widzieć drogę przed sobą. Aż do tej chwili ten dzień był bar­dzo pra­co­wity, ale udany. Nie uświa­da­mia­łam sobie żad­nego smutku ani przy­gnę­bie­nia. Dla­czego zatem tak się rozpła­ka­łam?

Kiedy Kathy śpie­wała o przy­ja­cio­łach, któ­rych trak­tuje się jak coś oczy­wi­stego, o swo­ich chło­pa­kach i pięk­nym świe­cie peł­nym nie­zna­jo­mych, któ­rzy tylko cze­kają, żeby nas poznać – a my odwra­camy wzrok – poru­szyło się we mnie coś głę­boko ukry­tego we wnę­trzu. Tak wiele w życiu bra­łam za oczy­wi­stość. Nie chcia­łam na­dal żyć w nie­świa­do­mo­ści.

Rewe­la­cyjne odkry­cie, że mamy wszystko, czego w życiu trzeba, aby­śmy byli szczę­śliwi, ale po pro­stu nie potra­fimy tego świa­do­mie doce­nić, może być odświe­ża­jące jak lemo­niada w upalny dzień albo może na nas podzia­łać jak kubeł zim­nej wody znie­nacka wylany na głowę. Jak wiele z nas prze­cho­dzi przez życie wypa­lone i puste, pra­gnąc szczę­ścia, pod­czas gdy tak naprawdę sto­imy po kolana w rzece obfi­to­ści?

Nie dajmy się zwieść. Wszech­świat przy­cią­gnie naszą uwagę w taki czy inny spo­sób, dając nam się napić lub nas oble­wa­jąc. Uga­śmy pra­gnie­nie „dobrego życia”, które – jak sądzimy – wiodą inni, uzna­jąc dobro, które już ist­nieje w naszym życiu. Wtedy będziemy mogły ofia­ro­wać Wszech­światowi dar z naszych wdzięcz­nych serc.

9 STYCZ­NIA

Jak szczę­śliwa jesteś w tej chwili?

Być może gdy­by­śmy wie­dzieli, kiedy naprawdę byli­śmy szczę­śliwi, mogli­by­śmy poznać, co jest nam potrzebne do życia.

Joanna Field (1900–1998),

pseu­do­nim Marion Mil­ner,

bry­tyj­skiej psy­cho­ana­li­tyczki i pisarki

Jak szczę­śliwa jesteś w tej chwili? Czy w ogóle to wiesz? Więk­szość kobiet wie, co uszczę­śli­wia ich rodzi­ców, part­ne­rów czy dzieci. Kiedy jed­nak przy­cho­dzi nam uświa­do­mić sobie te dro­bia­zgi, które wywo­łują uśmiech na naszych twa­rzach i wypeł­niają zado­wo­le­niem nasze serca, bra­kuje nam pomy­słów.

W 1926 roku młoda Angielka, Marion Mil­ner, znana pod pseu­do­ni­mem Joanna Field, poczuła, że nie pro­wa­dzi auten­tycz­nego życia i nie wie, co czyni ją szczę­śliwą. Aby jakoś temu zara­dzić i prze­ko­nać się, co wywo­łuje u niej szcze­gólne zado­wo­le­nie, pod­jęła eks­pe­ry­ment i przez sie­dem lat pro­wa­dziła dzien­nik. Został on opu­bli­ko­wany w 1934 roku pod tytu­łem Wła­sne życie. Autorka wyznała, że pisała go w duchu powie­ści detek­ty­wi­stycz­nej, aby prze­śle­dzić szcze­góły swo­jej sza­rej egzy­sten­cji w nadziei, że znaj­dzie klucz do tego, czego w niej bra­kuje.

Na co dzień bra­kuje nam świa­do­mo­ści, że naprawdę cie­szymy się życiem, które mamy. Trudno jest prze­ży­wać momenty szczę­ścia, jeśli nie jeste­śmy świa­dome tego, co tak naprawdę kochamy. Musimy nauczyć się roz­ko­szo­wać drob­nymi, auten­tycz­nymi chwi­lami, które dają nam zado­wo­le­nie. Poświęć tro­chę czasu na uło­że­nie bukietu, tak by pod­kre­ślić kolory, zapach i piękno kwia­tów. Znajdź pie­kar­nię nie­da­leko two­jej pracy i pozwól sobie na sła­bostkę, kupu­jąc dwa ciastka o róż­nych sma­kach; jesteś cze­ko­la­dową dziew­czyną, to dla­czego nie zafun­du­jesz sobie kru­chego cia­steczka z toffi oble­wa­nego cze­ko­ladą? Zapisz na swo­jej liście zaku­pów skład­niki potrzebne do cia­sta, które upie­czesz w week­end. Roz­ko­szuj się kil­koma cia­steczkami, jesz­cze cie­płymi po wyję­ciu z pie­kar­nika. Resztę zamroź – dzięki temu zawsze będziesz miała sma­ko­łyk „na wszelki wypa­dek”. Jeśli jesteś sma­ko­szem her­baty, to czy wiesz, że na świe­cie jest 1500 jej gatun­ków? Przez tydzień eks­pe­ry­men­tuj z róż­nymi mie­szan­kami, może znaj­dziesz swoją ulu­bioną. Zatrzy­maj się na pięć minut, aby pogła­skać myją­cego się kota albo poba­wić się z psem. Jest mnó­stwo pro­stych przy­jem­no­ści, które codzien­nie na cie­bie cze­kają. Zrób w swoim życiu miej­sce na te, któ­rych tak czę­sto nie dostrze­gasz albo które lek­ce­wa­żysz.

Joanna Field odkryła, że radość spra­wiają jej czer­wone buty, dobre jedze­nie, nagły wybuch śmie­chu, czy­ta­nie po fran­cu­sku, odpi­sy­wa­nie na listy, włó­cze­nie się w tłu­mie po rynku oraz chwile, „kiedy budzą się w niej nowe pomy­sły”.

Spró­bujmy i my mieć nowe pomy­sły w tym roku. Spró­bujmy uświa­do­mić sobie to, co czyni nas praw­dzi­wie szczę­śli­wymi. Zasta­nówmy się nad oso­bi­stymi upodo­ba­niami (nawet tymi, które sta­no­wią wyzwa­nie) i z wyro­zu­mia­ło­ścią udzielmy sobie pozwo­le­nia, aby je roz­po­zna­wać, zaspo­ka­jać i cie­szyć się momen­tami praw­dzi­wego szczę­ścia, które należy tylko do nas.

10 STYCZ­NIA

Nie­do­ce­niony dzień

Żaden obo­wią­zek nie jest tak czę­sto przez nas lek­ce­wa­żony jak obo­wią­zek bycia szczę­śli­wym. Jako ludzie szczę­śliwi roz­sie­wamy po świe­cie ano­ni­mowe dary.

Robert Louis Ste­ven­son (1850–1894),

szkocki powie­ścio­pi­sarz, poeta i repor­ta­ży­sta podróż­nik

Może uwa­żasz, że była­byś szczę­śliw­sza, gdy­byś miała więk­szą kuch­nię albo nową pracę, albo dosko­na­łego part­nera, z któ­rym mogła­byś dzie­lić życie. A czy nie zechcia­ła­byś uczy­nić ze swego szczę­ścia codzien­nego nawyku już dzi­siaj? Co rano, kiedy się budzimy, dosta­jemy wspa­niały poda­ru­nek – kolejny dzień życia. Zróbmy zatem z niego jak naj­lep­szy uży­tek. Nikt za nas tego nie zrobi. „Szczę­ście to nie wła­sność, którą można posiąść – napi­sała Daphne du Mau­rier w swej naj­sław­niej­szej powie­ści Rebeka. – To jakość myśli, stan umy­słu”.

Przyj­mijmy ten nowy stan umy­słu. Prze­stańmy myśleć, że szczę­ście da nam coś, co znaj­duje się poza naszą kon­trolą.

Oczy­wi­ście, że prze­me­blo­wa­nie kuchni, otrzy­ma­nie wyma­rzo­nej posady czy zna­le­zie­nie tego kogoś wyjąt­ko­wego może uczy­nić nas – przy­naj­mniej chwi­lowo – szczę­śliw­szymi. Jed­nak magiczne nasiona zado­wo­le­nia tkwią głę­boko w nas. Szczę­ście, któ­rego nie może nam ode­brać świat, zakwita w tajem­ni­czym ogro­dzie naszej duszy. Opie­ku­jąc się naszym wewnętrz­nym ogro­dem i wyry­wa­jąc chwa­sty zewnętrz­nych ocze­ki­wań, możemy wyho­do­wać auten­tyczne szczę­ście w taki sam spo­sób, jak kar­mimy coś deli­kat­nego, pięk­nego i żywego. Szczę­ście jest żywą emo­cją.

Co wię­cej, twoje szczę­ście nie jest bła­hym, dają­cym się czymś zastą­pić luk­su­sem. Prze­czy­taj to zda­nie jesz­cze raz. Teraz powoli wypo­wiedz je na głos, jak­byś mówiła w obcym języku: „Moje szczę­ście nie jest bła­hym, zbęd­nym luk­su­sem”. Brzmi jak jakaś odlo­towa idea, prawda? Ale to nie spra­wia, że jest mniej praw­dziwa.

W isto­cie ame­ry­kań­scy Ojco­wie Zało­ży­ciele uwa­żali dąże­nie do szczę­ścia za tak ważne, że uznali je za nie­zby­walne prawo, gwa­ran­to­wane w Sta­nach Zjed­no­czo­nych. Oni jed­nak nie gwa­ran­tują tego, co uczyni nas szczę­śli­wymi, lecz prawo, by do szczę­ścia dążyć. By je roz­po­zna­wać. Poświę­cili swoje życie, mają­tek i honor, aby nasze dąże­nie do szczę­ścia nie było tylko sło­wami zapi­sa­nymi na zaku­rzo­nym sta­rym per­ga­mi­nie, ale boskim bło­go­sła­wień­stwem tu, na ziemi. Dwa wieki póź­niej to dzie­dzic­two miło­ści, ochrony i tro­ski zasłu­guje na to, by je doce­niać.

W końcu praw­dziwe szczę­ście można sobie uświa­do­mić tylko wtedy, gdy zobo­wią­żemy się uczy­nić z niego oso­bi­sty prio­ry­tet naszego życia. Dla nie­któ­rych z nas może to być coś nowego i onie­śmie­la­ją­cego. Bądź dla sie­bie łagodna. Wszystko roz­wi­nie się w swoim cza­sie. Dzi­siaj nawyk szczę­ścia może ci być obcy. Ale jak każ­dego nowego zacho­wa­nia, dąże­nia do szczę­ścia też można się nauczyć.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Tytuł ory­gi­nału: Sim­ple Abun­dance

Copy­ri­ght © 1995, 2005, 2019 by Sarah Ban Bre­ath­nach

This edi­tion publi­shed by arran­ge­ment with Grand Cen­tral Publi­shing, New York, New York, USA.

All rights rese­rved

Copy­ri­ght © for the Polish e-book edi­tion by REBIS Publi­shing House Ltd., Poznań 2020

Infor­ma­cja o zabez­pie­cze­niach

W celu ochrony autor­skich praw mająt­ko­wych przed praw­nie nie­do­zwo­lo­nym utrwa­la­niem, zwie­lo­krot­nia­niem i roz­po­wszech­nia­niem każdy egzem­plarz książki został cyfrowo zabez­pie­czony. Usu­wa­nie lub zmiana zabez­pie­czeń sta­nowi naru­sze­nie prawa.

Redak­tor: Elż­bieta Ban­del

Ilu­stra­cja na okładce oraz pro­jekt i opra­co­wa­nie gra­ficzne okładki: Zuzanna Miśko

Wyda­nie I e-book (opra­co­wane na pod­sta­wie wyda­nia książ­ko­wego: Ścieżka Pro­stej Obfi­to­ści, wyd. I, Poznań 2020)

ISBN 978-83-8188-809-7

Dom Wydaw­ni­czy REBIS Sp. z o.o.

ul. Żmi­grodzka 41/49, 60-171 Poznań

tel. 61 867 81 40, 61 867 47 08

e-mail: [email protected]

www.rebis.com.pl

Kon­wer­sję do wer­sji elek­tro­nicz­nej wyko­nano w sys­te­mie Zecer