Seks bez cycków, czyli seks dobrze zaprojektowany - Monika Ewa Łukasiewicz - ebook

Seks bez cycków, czyli seks dobrze zaprojektowany ebook

Monika Ewa Łukasiewicz

4,5

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Książka dla każdej kobiety, tej z cyckami i tej bez.

Swoiste vademecum zdrowia seksualnego dla wszystkich kobiet, ze szczególnym uwzględnieniem kobiet po raku piersi. Poradnik, w którym poruszono kwestie dotyczące między innymi orgazmu, masturbacji, diety, sportu czy medytacji. Vademecum seksu, które prowadzi nas nie tylko do wiedzy o naszych erotycznych fantazjach i marzeniach, ale także o nas samych.

To książka dla kobiet, które chcą zmienić, poprawić, a może po prostu mieć udane życie seksualne. Można ją czytać jak się chce. Pomijać rozdziały, robić notatki, cytować i kwestionować. Warto też pamiętać, że nie zawsze będzie tak, jak sobie wymyśliłyśmy dawno temu. Nie będzie zgodnie z planem. Trochę jak w życiu, gdzie najlepsze scenariusze są jeszcze przed nami.

Zapraszamy do stworzenia swojego wymarzonego życia seksualnego.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 250

Oceny
4,5 (8 ocen)
5
2
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
amigos92

Nie oderwiesz się od lektury

jest ok
00

Popularność




Wstęp

Wstęp

Kiedy jestem dobra, jestem bar­dzo dobra, ale kiedy jestem zła, jestem jesz­cze lep­sza.

Mae West3

Roz­pocz­nij od początku… a póź­niej czy­taj, póki nie dotrzesz do końca: wtedy prze­stań czy­tać.

Lewis Car­roll4

W trak­cie naszego życia, my kobiety, mamy jedną na osiem szans, że zacho­ru­jemy na raka piersi. O dwa oczka wię­cej niż na kostce do gry. Albert Ein­stein upar­cie twier­dził, że Bóg nie gra w kości… A może jed­nak gra? Ja wyrzu­ci­łam ósemkę w czerwcu 2020 roku.

Jestem gine­ko­lo­giem, endo­kry­no­lo­giem i sek­su­olo­giem. Mój zawód to moja życiowa pasja. Powszechna opi­nia mówi więc, że nie prze­pra­co­wa­łam ani jed­nej godziny… Na co dzień zaj­muję się dia­gno­styką i tera­pią par nie­płod­nych, pro­wa­dze­niem ciąż oraz tera­pią zabu­rzeń sek­su­al­nych – zwłasz­cza pochwicą, dys­pa­reu­nią oraz obni­żo­nym libido. Od kilku lat poma­gam kobie­tom z zabu­rze­niami sek­su­al­nymi po tera­pii nowo­two­ro­wej. Fakt, że sta­łam się ósemką, spra­wił, iż posta­no­wi­łam zro­bić w życiu tro­chę wię­cej… Moi przy­ja­ciele i pacjentki zawsze twier­dzili, że powin­nam napi­sać książkę o sek­sie. Wzbra­nia­łam się latami. W sumie nie wiem dla­czego? Prze­cież już pięt­na­ście lat temu, będąc na początku mojej kariery zawo­do­wej, wymy­śli­łam „Warsz­taty zarzą­dza­nia sek­sem”. Jeź­dzi­łam po Pol­sce i poma­ga­łam kobie­tom zro­zu­mieć, na czym polega ich sek­su­al­ność. A to, że dodat­kowo wozi­łam torbę gadże­tów, żeby zapre­zen­to­wać, jak działa wibra­tor, kulki czy masa­żer na łech­taczkę, wzbu­dzało mnó­stwo emo­cji. Pomysł napi­sa­nia książki zro­dził się, kiedy czu­łam, że ktoś zabiera mi moją kobie­cość. To wła­śnie rak spra­wił, że zaczę­łam widzieć wię­cej. Książka poru­sza zatem wiele tema­tów tabu doty­czą­cych seksu po tera­pii raka piersi. Tema­tów, o któ­rych leka­rze i pacjentki nie mówią.

Napi­sa­łam ją dla każ­dej kobiety, tej z cyc­kami czy bez. Jest swo­istym vade­me­cum seksu, gdzie czarne konie, czyli orgazm i mastur­ba­cja, ści­gają się z bia­łymi – dietą, spor­tem i medy­ta­cją. Tro­chę jak nić Ariadny, która pro­wa­dzi nas do wie­dzy o nas samych, o naszych fan­ta­zjach i marze­niach. Książka jest dla kobiet, które chcą zmie­nić, popra­wić, a może po pro­stu mieć wystar­cza­jąco udane życie sek­su­alne. Można ją czy­tać dowol­nie. Tro­chę jak Grę w klasy Cortázara. Pomi­jać roz­działy, robić notatki, cyto­wać i kwe­stio­no­wać. Taki mały rol­ler­co­aster sek­su­alny. I pro­szę pamię­taj­cie, że nie zawsze będzie tak, jak sobie uło­ży­ły­ście dawno temu. Nie będzie zgod­nie z pla­nem. Tro­chę jak w życiu, gdzie naj­lep­sze sce­na­riu­sze są jesz­cze przed nami. Zapra­szam więc do stwo­rze­nia oso­bi­stego wyma­rzo­nego filmu o wła­snym życiu sek­su­alnym. O dobrze zapro­jek­to­wa­nym życiu sek­su­alnym.

Do współ­pracy zapro­si­łam Asię, która zro­biła rysunki do książki. Wybór jej zupeł­nie nie jest przy­pad­kowy. Kiedy w sierp­niu 2020 roku, mie­siąc po ope­ra­cji, wie­dzia­łam już, że chcę napi­sać książkę, natra­fi­łam na jej rysunki na Insta­gra­mie. Zako­cha­łam się. Nawią­za­łam z nią kon­takt. Wie­dzia­łam jedno: moja książka i jej rysunki stwo­rzą nie­po­wta­rzalną kopal­nię wie­dzy i inspi­ra­cji dla KOBIET.

Jest to książka zarówno dla kobiet hete­ro­sek­su­al­nych, jak i homo­sek­su­al­nych, cho­ciaż uży­wam zwrotu „part­ner part­nerka”. Po pro­stu zamień­cie „part­ner part­nerka” na „part­nerka part­nerka”, pro­szę. I nie każ­cie mi pisać koń­có­wek. Nie zabi­jaj­cie za to, że cza­sem być może nie napi­sa­łam pro­fe­sorka czy gine­ko­lożka, bo nie w koń­ców­kach jest sens naszej kobie­cej wol­no­ści. Omi­jaj­cie roz­działy, które was nie doty­czą. Nie­na­wi­dzę dygać, a czę­sto dygam. Peszą mnie auto­ry­tety i cią­gle czuję, że kobiety za mało wycho­dzą w świat. Bar­dzo sza­nuję też męż­czyzn. Myślę, że w obec­nym świe­cie czują się pogu­bieni i potrze­bują naszej uwagi oraz miło­ści. A nie bycia tylko face­tem, który zara­bia na dom. Całe życie poświę­ci­łam pracy z kobie­tami, sza­nuję każdą indy­wi­du­al­ność, a naj­bar­dziej na świe­cie cenię wol­ność wyboru. Ważne jest, co czu­jemy i jaką mamy wraż­li­wość. Więk­szość pro­ble­mów doty­czących życia sek­su­al­nego u par homo­sek­su­al­nych i hete­ro­sek­su­al­nych jest podobna i nie­odmien­nie zwią­zana z samym nowo­two­rem i jego lecze­niem. Pisząc tę książkę, wró­ci­łam już do nor­mal­no­ści. Znowu pra­cuję po kil­ka­na­ście godzin na dobę, zapo­mi­nam, co prze­szłam, i chcę żyć zwy­czaj­nie. Cza­sem jed­nak w nocy, kiedy położę się na pra­wym boku i nie czuję piersi z pro­tezą, zaczy­nam być wdzięczna. Wdzięczna za to, że pro­teza mnie budzi i mówi: Żyj. Bądź wolna, szczę­śliwa i żyj. Uwa­żam, że bli­zny należy sza­no­wać, bo to one przy­bli­żają nas do ducho­wo­ści i akcep­ta­cji teraź­niej­szo­ści. To one nocą szep­czą, że nie wszystko jest zawsze zgodne z pla­nem. A cza­sem w ogóle nic nie jest tak, jak sobie wymy­śli­ły­śmy.

Chcę też zło­żyć swo­isty hołd Micha­li­nie Wisłoc­kiej. Cudow­nej lekarce i kobie­cie, która „roz­biła sys­tem patriar­chalny”. Wal­czyła z całym świa­tem. Ceniła wol­ność wyboru part­nera czy part­nerki. Kiedy czy­tam jej Sztukę kocha­nia, myślę, że Micha­lina była po pro­stu genialna. W świe­cie, w któ­rym rzą­dzili męż­czyźni, napi­sała arcy­dzieło i się nie pod­dała.

Przed napi­sa­niem wstępu, który oczy­wi­ście powstał na końcu, prze­czy­ta­łam Czułą prze­wod­niczkę Nata­lii De Bar­baro. Wspa­niała psy­cho­lo­gia kobie­cej duszy. Według Nata­lii to TY, kobieto, jesteś swoją czułą prze­wod­niczką. Masz więc prawo do uda­nego i speł­nio­nego życia sek­su­al­nego. Bez zakła­ma­nia, wstydu i uda­wa­nia. Bez fał­szy­wej skrom­no­ści i uda­wa­nego femi­ni­zmu. Bez nie­na­wi­ści do męż­czyzn, bo coś w życiu nie wyszło. Możesz wybie­rać, jed­nak bez dyga­nia w podzięce. Możesz wspie­rać innych, nie będąc męczen­nicą. Możesz być cudowną kochanką, ale tylko wtedy, kiedy ty sama tego chcesz. Będę prze­wod­niczką po świe­cie two­jej sek­su­al­no­ści, ale potem zosta­wię cię samą. I to ty podej­miesz decy­zję, co z tą wie­dzą i w ogóle z życiem chcesz dalej zro­bić. Kobiety, kocham was wszyst­kie i zawsze będę was wspie­rać. Aha, i tu wła­śnie się pory­cza­łam :).

1. PIERSI

1

PIERSI

Życia nie mie­rzy się ilo­ścią odde­chów, ale ilo­ścią chwil, które zapie­rają dech w pier­siach.

Maya Ange­lou5

Roz­dział 1Epi­de­mio­lo­gia raka piersi i wszyst­kie nudne dane, które chce się pomi­nąć, a może jed­nak nie?

Roz­dział 1

Epi­de­mio­lo­gia raka piersi i wszyst­kie nudne dane, które chce się pomi­nąć, a może jed­nak nie?

Żyje się tylko raz, ale jeśli robisz to wła­ści­wie, jeden raz wystar­czy.

Mae West6

Wszy­scy mamy dwa życia. To dru­gie zaczyna się w chwili, gdy zdamy sobie sprawę, że mamy tylko jedno.

Kon­fu­cjusz7

Stop loss, czyli uni­kamy strat

Dane epi­de­mio­lo­giczne naj­czę­ściej wydają się nudne, a sta­ty­styka prze­wi­dy­walna, upo­rząd­ko­wana i czę­sto uspo­ka­ja­jąca. Tak myśla­łam, aż do momentu kiedy wpa­dła mi w ręce książka Nassima Nicho­lasa Taleba Czarny łabędź. Jak nie­prze­wi­dy­walne zda­rze­nia rzą­dzą naszym życiem. Autor dzieła jest ame­ry­kań­skim eko­no­mi­stą, filo­zo­fem i tra­de­rem. Uro­dził się w Liba­nie i czę­sto w swo­ich książ­kach powo­łuje się na wie­lo­kul­tu­rowe wycho­wa­nie i dzie­ciń­stwo.

Liban za cza­sów jego mło­do­ści był rajem na ziemi, gdzie prze­pla­tały się kul­tury Wschodu i Zachodu. Przy­cią­gał rze­sze szpie­gów, pro­sty­tu­tek, pisa­rzy, poetów, teni­si­stów, nar­cia­rzy i han­dlow­ców. Można tam było spo­tkać na każ­dym kroku kopię Jamesa Bonda, który pijąc mar­tini, roz­ma­wiał z piękną kobietą o przy­jem­no­ściach życia. Dzięki Tale­bowi i jego kom­plet­nie nie­kon­wen­cjo­nal­nemu podej­ściu do rze­czy­wi­sto­ści poko­cha­łam sta­ty­stykę. Zaczę­łam czę­ściej sku­piać się na przy­pad­ko­wo­ści, praw­do­po­do­bień­stwie i nie­pew­no­ści. Prze­korny pro­fe­sor Taleb, pisząc o sta­ty­styce, czę­sto pod­kre­śla, że pro­wa­dzi ona do błęd­nych i abso­lut­nie bez­sen­sow­nych wnio­sków. Uwiel­biam stwier­dze­nie, że w naturę praw­do­po­do­bień­stwa wli­czone są cuda, ale i słynne czarne łabę­dzie. Dla­czego czarne? W sta­ro­żyt­no­ści uwa­żano bowiem, że łabę­dzie zawsze są tylko i wyłącz­nie białe.

Zoba­cze­nie czar­nego ptaka było uwa­żane więc za zda­rze­nie nie­zwy­kłe i pra­wie nie­moż­liwe. Współ­cze­śnie czarny łabędź jest meta­forą sytu­acji, która nastę­puje nagle, nie­ocze­ki­wa­nie i ma ogromny wpływ na rze­czy­wi­stość. Czarne łabę­dzie to wszyst­kie regu­larne, ale bar­dzo rzad­kie wyda­rze­nia, kom­plet­nie poza ludz­kim wyobra­że­niem. Kiedy jed­nak się zda­rzają, cał­ko­wi­cie nas zaska­kują. Spo­koj­nie egzy­stu­jąc we współ­cze­snym świe­cie, zakła­damy, że wojny, nowo­twory, ataki z 11 wrze­śnia, wybu­chy nukle­arne oraz śmier­cio­no­śne pan­de­mie nas nie dotkną. Rynek eko­no­miczny przy­swoił czarne łabę­dzie szybko i wpro­wa­dził poję­cie paniki gieł­do­wej. Oka­zuje się bowiem, że w trak­cie nie­prze­wi­dy­wal­nych zda­rzeń docho­dzi do gwał­tow­nego wzro­stu sprze­daży akcji. Skut­kuje to dzienną około dzie­się­cio­pro­cen­tową stratą na gieł­dzie i docho­dzi do jej zała­ma­nia. Taleb uważa, że nie da się prze­wi­dzieć czar­nych łabę­dzi i nie ma sensu mar­no­wać na to czasu. W zamian trzeba budo­wać pewną odpor­ność port­fela na nega­tywne wyda­rze­nia. Inwe­sto­rzy wymy­ślili tak­tykę stop loss, gdzie ryzyko jest z góry defi­nio­wane i kon­tro­lo­wane. Czy czu­je­cie, co mam na myśli, mówiąc wam o całej tej gieł­dzie, ryzyku i eko­no­mii? Oczy­wi­ście, że czu­je­cie. Nam, kobie­tom, grozi ryzyko, że jedna z nas na osiem zacho­ruje na raka piersi. W związku z tym, zgod­nie z zasadą stop loss, powin­ny­śmy wyko­ny­wać bada­nia mam­mo­gra­ficzne i usg piersi raz na rok, żeby zmi­ni­ma­li­zo­wać to ryzyko i zabez­pie­czyć się przed stra­tami zdro­wot­nymi i sek­su­al­nymi, które nastę­pują po raku. A jeżeli stop loss zawie­dzie i mimo wszystko znaj­dziemy się w Eks­tre­mi­sta­nie, to na pewno z goto­wymi roz­wią­za­niami do prze­trwa­nia. Jaki Eks­tre­mi­stan, zapy­ta­cie? Taleb w Czar­nym łabę­dziu podzie­lił rze­czy­wi­stość na Prze­cięt­no­stan i Eks­tre­mi­stan. Rok 2020 był swo­istym Eks­tre­mi­stanem dla świata. Łabędź mru­gnął i cała ludz­kość z maskami na twa­rzach i nie­pew­no­ścią jutra zaczęła funk­cjo­no­wać w „nowej nor­mal­no­ści”. Glo­bal­nie już wie­cie, o co cho­dzi z tymi zda­rze­niami nie­prze­wi­dy­wal­nymi, tak więc…

Witamy w Prze­cięt­no­sta­nie

W tej kra­inie zawsze obo­wią­zuje krzywa Gaussa, ina­czej zwana roz­kła­dem nor­mal­nym. To jeden z naj­waż­niej­szych roz­kła­dów praw­do­po­do­bień­stwa w sta­ty­styce. Krzywa ma kształt dzwonu i więk­szość zda­rzeń mie­ści się w 90% pod dzwo­nem. Tylko po około 5 pro­cent „wystaje” z dzwonu w jedną i drugą stronę. Łatwo można zatem przy­ciąć nie­sforne końce. Krzywa Gaussa pro­muje prze­cięt­ność. Wszystko jest prze­wi­dy­walne i w zasa­dzie wiemy, jak się skoń­czy. Punk­tem wyj­ścia jest nor­malny stan rze­czy, a wyjątki są rzad­ko­ścią. Nie ma ostrych sko­ków i nie­cią­gło­ści. Cho­dzimy do pracy, zakła­damy rodziny i mamy dzieci. Nie ma żad­nych trzę­sień ziemi, nie otrzy­mu­jemy milio­no­wych spad­ków po cioci z Ame­ryki. Pory roku nastę­pują po sobie regu­lar­nie, na Gwiazdkę ludzie kupują pre­zenty, a w lipcu lub w sierp­niu jeż­dżą na waka­cje.

Tym­cza­sem w Eks­tre­mi­sta­nie

To już zupeł­nie inna per­spek­tywa sta­ty­styczna. Wszystko jest dozwo­lone i zaka­zane jed­no­cze­śnie. Punk­tem wyj­ścia Eks­tre­mi­stanu są wła­śnie wyjątki i nie­zmier­nie rzad­kie sytu­acje. Czę­sto mamy do czy­nie­nia ze skraj­nymi war­to­ściami, któ­rych nie można prze­wi­dzieć. Zupeł­nie jakby szklanka zawsze spa­dała ze stołu do góry, a nie w dół. Jed­nak bycie w Eks­tre­mi­sta­nie spra­wia, że moż­liwa jest na wielką skalę każda zmiana. Czy rak piersi jest takim wła­śnie czar­nym łabę­dziem? Czy z per­spek­tywy jed­nostki tra­fiamy wła­śnie do takiego oso­bi­stego Eks­tre­mi­stanu i doko­nu­jemy wiel­kich czy­nów? Niby wiemy, że rak piersi zda­rza się czę­sto i praw­do­po­dobne jest, że kie­dyś i my zacho­ru­jemy. Jed­nak w rze­czy­wi­sto­ści Prze­cięt­no­stanu zawsze myślimy, że sta­ty­styka doty­czy kogoś innego. Uspo­kaja nas stwier­dze­nie, że „tylko” jedna na osiem kobiet zacho­ruje. I w zasa­dzie, dopiero kiedy leżymy zupeł­nie same na sali ope­ra­cyj­nej, to powoli zda­jemy sobie sprawę, że pod sufi­tem lata czarny ptak. I wcale tak szybko się go nie spo­dzie­wa­ły­śmy w naszym życiu i nie jeste­śmy przy­go­to­wane na jego widok. Nie pomo­gła tak­tyka eko­no­miczna stop loss, a może giełda zała­mała się zbyt gwał­tow­nie. Teraz to już nie­ważne… Trzeba stwo­rzyć nowe, fascy­nu­jące życie w Eks­tre­mi­sta­nie. I zamiast być skrzyw­dzoną przez los kobietą po raku, bądźmy od teraz kobietą sta­ty­stycz­nie wyjąt­kową – kobietą numer osiem.

Cyfry i życie

Rak piersi sta­nowi 22 pro­cent (¼) wszyst­kich nowo­two­rów roz­po­zna­wa­nych u kobiet. Jeden na osiem zgo­nów z powodu wszyst­kich nowo­two­rów doty­czy wła­śnie tego raka. Na świe­cie w roku 2018 roz­po­znano raka piersi u 2,09 miliona kobiet. Sza­cuje się, że rocz­nie umrze z powodu tego nowo­tworu pół miliona kobiet. W licz­bie lud­no­ści do wymar­cia to taki powiedzmy Gdańsk. Ogól­nie, jak twier­dzi Świa­towa Orga­ni­za­cja Zdro­wia, na raka w 2018 roku zmarło 10 milio­nów ludzi, a u jed­nej na pięć osób roz­wi­nął się jakiś rak przed 75. rokiem życia.

W Pol­sce rocz­nie na raka piersi cho­ruje około 18 tysięcy kobiet, a w ciągu ostat­nich pię­ciu lat roz­po­znano nowo­twór sutka u 68 tysięcy kobiet. Zacho­ro­wal­ność na te wła­śnie nowo­twory wzro­sła dwu­krot­nie na prze­strzeni trzech ostat­nich dekad. Szcze­gól­nie doty­czy to popu­la­cji kobiet w wieku 20–49 lat, czyli przed meno­pauzą i przed zakoń­cze­niem ich życia repro­duk­cyj­nego.

A jed­nak prze­ży­wamy

Zna­cząco wzrósł jed­nak odse­tek kobiet z prze­ży­ciem pię­cio­let­nim. Około 77 pro­cent kobiet po dia­gno­zie raka piersi prze­żyje ponad dzie­sięć lat. W Pol­sce na prze­strzeni ostat­nich pię­ciu lat roz­po­znano raka u około 70 tysięcy kobiet. Znacz­nie popra­wiła się dia­gno­styka, wcze­sna wykry­wal­ność i metody lecze­nia. Rak piersi dotyka coraz czę­ściej kobiety aktywne zawo­dowo, rodzin­nie i sek­su­al­nie. Zacho­ro­wal­ność na ten nowo­twór staje się już pro­ble­mem spo­łecz­nym i eko­no­micz­nym. Polki, nie­stety, w porów­na­niu do Euro­pe­jek, mają przy tej cho­ro­bie mniej­sze szanse na prze­ży­cie. Pro­gnoza przy­go­to­wana na pod­sta­wie danych Kra­jo­wego Reje­stru Nowo­two­rów (KRN) na lata 2010–2025 wyka­zuje znaczny wzrost zacho­ro­wal­no­ści na raka piersi we wszyst­kich gru­pach wie­ko­wych, a szcze­gól­nie w gru­pie 50–69 lat.

Seks na pro­cen­tach

Oka­zuje się, że zabu­rze­nia sek­su­alne po nowo­two­rze sutka wystę­pują u około 70 pro­cent, a nawet u 90 pro­cent kobiet, według nie­któ­rych badań sta­ty­stycz­nych. Czę­sto też pro­blemy intymne pozo­stają z kobietą przez wiele lat, długo po zakoń­cze­niu tera­pii. Nie­które z pań mówią, że czują się tak, jakby ktoś wyłą­czył im w gło­wie chęć na seks. Nagle usły­szały „pstryk” i wszystko zga­sło. Bada­nia wyka­zują, że naj­czę­ściej zabu­rze­nia sek­su­alne poja­wiają się u kobiet po lecze­niu che­mio­te­ra­pią. Sta­ty­styka jest bez­względna i nikomu nie odpusz­cza. Z powodu dys­funk­cji sek­su­al­nych cier­pią kobiety zarówno przed meno­pauzą, jak i po niej. Naukowcy zauwa­żyli rów­nież, że czę­sto sama che­mio­te­ra­pia sil­nie nisz­czy libido. Jego obni­że­nie zaś nie ma związku z rodza­jem prze­pro­wa­dzo­nej ope­ra­cji. Doty­czy bowiem w rów­nym stop­niu kobiet po cał­ko­wi­tym wycię­ciu piersi, jak i po ope­ra­cji oszczę­dza­ją­cej. Potwier­dza to bada­nie prze­pro­wa­dzone na gru­pie 304 kobiet będą­cych przed meno­pauzą i leczo­nych z powodu prze­wo­do­wego nowo­tworu sutka. Po osiem­na­stu mie­sią­cach obser­wa­cji oka­zało się, że kobiety, które miały ope­ra­cję piersi, radio­te­ra­pię, a nawet przyj­mo­wały tamok­sy­fen, zacho­wały swoje libido. U pań, u któ­rych zasto­so­wano dodat­kowo che­mio­te­ra­pię, pożą­da­nie istot­nie sta­ty­stycz­nie się zmniej­szyło. Ponadto więk­szość badań dowo­dzi, że głów­nym sprawcą pro­ble­mów z życiem ero­tycz­nym jest wywo­łana lecze­niem przed­wcze­sna meno­pauza. Nie ma zna­cze­nia, czy odpo­wie­dzialna jest za nią che­mio­te­ra­pia, tera­pia hor­mo­nalna, obu­stronne wycię­cie jaj­ni­ków czy przyj­mo­wa­nie ana­lo­gów gona­do­tro­pin, które blo­kują funk­cję hor­mo­nalną jaj­ni­ków. Pro­blem jest olbrzymi i w więk­szo­ści mini­ma­li­zo­wany lub nego­wany przez leka­rzy. Prze­stra­szone pacjentki boją się zapy­tać o skutki uboczne lecze­nia. Cią­gle poku­tuje stwier­dze­nie: „Naj­waż­niej­sze, że pani żyje”. Oczy­wi­ście, że naj­waż­niej­sze. Ale co dalej? Dunki w tej kwe­stii zabrały głos i to dość jed­no­znacz­nie. Co druga kobieta w Danii z roz­po­zna­nym rakiem piersi zgło­siła bowiem potrzebę kon­sul­ta­cji z pro­fe­sjo­na­li­stą doty­czą­cej ich życia sek­su­alnego i intym­nego. Więk­szość pań zade­kla­ro­wała chęć uczest­ni­cze­nia w takiej tera­pii wraz z ich życio­wym part­ne­rem. Co druga badana Dunka uwa­żała też, że kon­sul­ta­cje sek­su­olo­giczne powinny się odby­wać wkrótce po roz­po­czę­ciu tera­pii prze­ciw­no­wo­two­ro­wej, a nie po jej zakoń­cze­niu.

Kru­chość i Anty­kru­chość

Nassim N. Taleb, znowu do niego wrócę, wpro­wa­dził te dwa poję­cia jako odpo­wiedź na czar­nego łabę­dzia. Są one moim zda­niem rewe­la­cyj­nym punk­tem wyj­ścia do pora­dze­nia sobie w naszym małym Eks­tre­mi­sta­nie. W trak­cie dia­gnozy i ocze­ki­wa­nia na ope­ra­cję lub che­mię jeste­śmy kru­che i bez­bronne. Wra­ca­jąc do eko­no­mii, która jest dosko­nałą meta­forą tego stanu rze­czy, ogła­szamy cał­ko­wity spa­dek na naszej gieł­dzie życia. A więc bio­rąc pod uwagę sta­ty­stykę, mamy wię­cej do stra­ce­nia niż do zyska­nia. Z per­spek­tywy eko­no­micz­nej mamy więk­szy poten­cjał spadku niż wzro­stu. Nasze akcje lecą na łeb. Możemy stra­cić życie, zdro­wie, pierś, pracę i strasz­nie dużo marzeń. A co zysku­jemy, moje dro­gie? Pro­tezę, współ­czu­cie, perukę i grupę inwa­lidzką. Nie podoba mi się taka asy­me­tria. W zasa­dzie to zawsze, kiedy o tym myślę, mam łzy w oczach i natych­mia­stową chęć dzia­ła­nia. I tu znowu pomógł mi Taleb, eko­no­mia i Anty­kru­chość (Jak żyć w świe­cie, któ­rego nie rozu­miemy) jako ewi­dentne zaprze­cze­nie współ­czu­cia. Czyli uczymy się wpro­wa­dzać w nasze życie sytu­acje, w któ­rych wię­cej zysku­jemy, a nie tra­cimy na tym pie­przo­nym raku. A więc poten­cjalne zyski z raka prze­wyż­szą poten­cjalne straty. Brzmi tro­chę jak uto­pia, ale ja w to wcho­dzę. A wy?

Stra­te­gia sztangi

Aby wytwo­rzyć w sobie per­fek­cyjną anty­kru­chość, pro­po­nuję zgod­nie z teo­rią Taleba zasto­so­wać stra­te­gię sztangi, nazy­waną także stra­te­gią bimo­dalną. Sztanga ma dwa końce z cię­ża­rami, a pomię­dzy nimi jest pręt, czyli stra­te­gia środka. My jed­nak nie chcemy w naszym życiu po raku sto­so­wać teo­rii cen­tral­nej i bez­piecz­nej. Moja pro­po­zy­cja jest prze­korna. Z jed­nej strony zmi­ni­ma­li­zujmy straty po raku jak naj­lep­szym i wła­ści­wym lecze­niem w każ­dej postaci, z dru­giej zaś wpro­wadźmy w życie metody, które zrów­no­ważą naszą kru­chość wywo­łaną tera­pią. Ryzyko śmierci spo­wo­do­wane rakiem zrów­no­ważmy zmia­nami, któ­rych zawsze się bały­śmy, anty­kru­cho­ścią, jak by powie­dział Taleb.

Pobawmy się zatem tro­chę w eks­tre­malne roz­wią­za­nia. Pozwo­li­cie, że wam przy­po­mnę, iż żyjemy w Ektre­mi­sta­nie. Kupmy różową perukę, nośmy duże implanty piersi, pod warun­kiem, że takie chcia­ły­śmy. Nie dajmy sobie wmó­wić, że skoro mamy 60–70 lat, to i tak nikt ich nie będzie oglą­dał. A może będzie i po ope­ra­cji chcemy pójść na plażę nudy­stów. Zmieńmy pracę, jeśli chcemy, albo żyjmy w Biesz­cza­dach i nie pra­cujmy przez kilka mie­sięcy. Wszystko jedno, każdy w swo­jej gło­wie ma poten­cjalne strefy bez­sen­sow­nego kom­fortu i powta­rza w kółko te same błędy poznaw­cze. Uwa­żasz, że nie lubisz seksu oral­nego? Spró­buj. Nie odpo­wiada ci opieka nad wnu­kami? To się nie opie­kuj. Chcesz prze­je­chać Europę na moto­cy­klu? To prze­jedź. Chcesz, żeby twoje życie sek­su­alne było rewe­la­cyjne? To pro­szę bar­dzo. Jest taka moż­li­wość. Nie masz part­nera i 70 lat? Kup, pro­szę, wibra­tor. Tylko prze­kon­sul­tuj ze swoim gine­ko­lo­giem roz­miar i wiel­kość. Teo­ria sztangi zakłada eks­tre­malne roz­wią­za­nia, które pro­wa­dzą do szczę­ścia, a z per­spek­tywy eko­no­micz­nej – powo­dują hossę na gieł­dzie życia.

Azart, czyli o co cho­dzi ze szczę­ściem i sta­ty­styką

Czy jesteś szczę­śliwa? Kiedy jesteś szczę­śliwa? Dla­czego ludzie, kiedy pytasz ich o szczę­ście, spusz­czają wzrok i mam­ro­czą: „No jak każdy, życie jest cięż­kie, w pew­nym wieku już tylko praca i odpo­wie­dzial­ność”. Czy szczę­ście dla każ­dego zna­czy to samo? Jak bar­dzo nasze życie sek­su­alne zależy od poczu­cia szczę­ścia? I w zasa­dzie, czy prawdą jest, że udane życie ero­tyczne nas uszczę­śli­wia, czy może jest odwrot­nie? Dużo pytań, a mało odpo­wie­dzi. Poczu­cie szczę­ścia nie jest oparte na bada­niach nauko­wych i fak­tach, jest ulotne i dar­mowe. Nauka mówi jed­nak, że eks­tra­wer­tycy są szczę­śliwsi niż intro­wer­tycy, a pary bez­dzietne są bar­dziej szczę­śliwe niż te, które mają dzieci. Ludzie, któ­rzy mają udane życie sek­su­alne, są szczę­śliwsi niż ci, któ­rzy go nie mają. Alko­hol daje chwi­lowe szczę­ście, po któ­rym poja­wia się kata­stro­falna depre­sja w postaci kaca. Naj­szczę­śliw­szym kra­jem jest Islan­dia, a nie jakieś tam kraje, gdzie słońce świeci całymi dniami. Mitem jest, że szczę­śliwe są biedne afry­kań­skie kraje. Fak­tem nato­miast, że w pań­stwach, gdzie jest naj­więk­sza dys­pro­por­cja spo­łeczna mię­dzy boga­tymi i bied­nymi, szczę­ścia za bar­dzo nie widać. Może wyjąt­kowo po lek­tu­rze tego roz­działu sią­dziesz i pomy­ślisz, czym jest dla cie­bie szczę­ście i dla­czego tak trudno ci zna­leźć odpo­wiedź? Ten aka­pit powstał przy­pad­kowo. Gdyby nie film, który obej­rza­łam, nawet słowa bym nie napi­sała o szczę­ściu. Jaka byłaby to strata dla książki. Film nosi tytuł Jak dogo­nić szczę­ście. Młody angiel­ski psy­chia­tra – Hec­tor stwier­dził, że nie może pomóc swoim pacjen­tom, ponie­waż sam nie wie, czym jest szczę­ście. Posta­no­wił więc poszu­kać go na świe­cie. Poje­chał do Fran­cji, Chin, Afryki i Tybetu. Wszę­dzie robił notatki. Nie ma co ukry­wać, były pro­ste i rewe­la­cyj­nie tra­fione. Po pro­stu popłyńmy ze szczę­ściem, bez zbęd­nych komen­ta­rzy. „Wiele osób myśli, że szczę­ście ozna­cza bycie bogat­szym i waż­niej­szym”, „szczę­ście to moż­li­wość kocha­nia wię­cej niż jed­nej kobiety”, „aby być szczę­śli­wym, cza­sem lepiej nie wie­dzieć wszyst­kiego”. I moje ulu­bione, które bar­dzo odpo­wiada tech­nice sztangi: „uni­ka­nie nie­szczę­ścia nie pro­wa­dzi do szczę­ścia”. Hec­tor stwier­dził także, że „szczę­ście to reali­za­cja powo­ła­nia”, „szczę­ście to bycie kocha­nym za to, kim jesteś” oraz „szczę­ście to potrawka ze słod­kich ziem­nia­ków”. Dla nas, kobiet sta­ty­stycz­nie wyjąt­ko­wych, ważne są dwa stwier­dze­nia Hec­tora: „szczę­ście to poczu­cie, że się żyje” oraz „szczę­ście to umie­jęt­ność świę­to­wa­nia”.

Pro­szę, prze­nie­śmy się teraz do Rosji, kraju Kata­rzyny Wiel­kiej, Dosto­jew­skiego i Pusz­kina. Azart8 po rosyj­sku zna­czy suk­ces, ale zawsze nie­odmien­nie zwią­zany z ryzy­kiem, pasją i z eks­cy­ta­cją. Widzę azart jako syno­nim anty­kru­cho­ści. Rosja to naród doświad­czony przez mrozy, poli­tykę i biedę. Podobno Moskwa uznana jest za naj­mniej przy­ja­zne mia­sto na świe­cie. Rosja­nie stwo­rzyli więc azart jako odwet i otu­chę, żeby prze­trwać ból, cięż­kie czasy i roz­pacz. Rosja­nie są emo­cjo­nalni, nie pro­wa­dzą bła­hych, nie­istot­nych roz­mów o niczym. Prze­cho­dzą do sedna i mówią wprost, co myślą. Są emo­cjo­nalni, auten­tyczni i poka­le­czeni poli­tyką. Mówi się, że azart jest jak rzut kostką do gry, jak zako­cha­nie albo jak ruletka. I znowu ta moja uko­chana kostka i numer osiem. Rzut kostką zwią­zany jest z ryzy­kiem, to wyj­ście poza strefę kom­fortu. Może to być obcię­cie cycka albo małe spo­tka­nie ze śmier­cią. Ale potem, kiedy wygramy, trzeba umieć świę­to­wać. Jest szó­sta rano, ciemno i zimno, ale idź, pobie­gaj, bo potem, kiedy wró­cisz, będzie przy­jem­nie i poczu­jesz satys­fak­cję. Pocze­kaj z przy­jem­no­ścią. Pozwól sobie za czymś zatę­sk­nić. Azart to wycho­dze­nie z raka, z cier­pie­nia. Wycho­dze­nie z suk­ce­sem, pasją i deter­mi­na­cją. Cza­sem, zanim osią­gniemy szczę­ście, kro­czymy na kra­wę­dzi, pła­czemy na kola­nach przy łóżku i jedziemy na che­mię. A potem, kiedy prze­ży­jemy i wygramy, wszyst­kie czu­jemy ten przy­pływ dopa­miny – szczę­ście. Można znowu cie­szyć się życiem i świę­to­wać swoje dru­gie, świa­dome naro­dziny. Helen Rus­sell w książce Atlas szczę­ścia napi­sała: „[…] pozwala mi zro­zu­mieć, jak Rosja­nie radzą sobie z mroźną zimą, śnie­życą albo cięż­kimi cza­sami. Dusza ludzka jest nie­złomna. I może – jest cień moż­li­wo­ści – wszy­scy mamy w sobie ten zapał, ten ogień, azart”9.

Roz­dział 2Piersi – pośladki z przodu, czyli ewo­lu­cja ma zawsze rację

Roz­dział 2

Piersi – pośladki z przodu, czyli ewo­lu­cja ma zawsze rację

Lubimy o sobie myśleć jako o upa­dłych anio­łach, ale w rze­czy­wi­sto­ści jeste­śmy małpą, która cho­dzi na dwóch nogach.

Desmond Mor­ris10

Cel ewo­lu­cji jest czy­sto este­tyczny, nie cho­dzi jej o żadne przy­sto­so­wa­nie. Ewo­lu­cji cho­dzi o piękno, o osią­gnię­cie naj­bar­dziej dosko­na­łej formy każ­dego kształtu.

Olga Tokar­czuk11

Pasz­port gene­tyczny do uda­nego seksu czy miłość roman­tyczna

Praw­dziwy ewo­lu­cjo­ni­sta wie, że naj­waż­niej­sza jest repro­duk­cja i dobór natu­ralny. W świe­cie ssa­ków mono­ga­mia nie ist­nieje, wszy­scy z natury jeste­śmy poli­ga­miczni. Według maga­zynu „Time” 72 pro­cent męż­czyzn do 55. roku życia myślało o zdra­dzie. Ile kobiet o tym myślało, nie­stety, nie podali… Ostat­nie bada­nia poka­zują, że nawet samiec słyn­nej nor­nicy pre­rio­wej, który ucho­dził za wzór mono­ga­micz­nego stwo­rze­nia, żyje ze swoją part­nerką, ale raz na jakiś czas pozwala sobie jed­nak na skok w bok. Ten sie­lan­kowy obraz zbu­rzony został przez naukow­ców z Ohio, kiedy oka­zało się, że około 60 pro­cent ojców mło­dych nor­nic nale­żało szu­kać poza rodzin­nym gniaz­dem. Wier­ność obu płci nie jest uwa­run­ko­wana bio­lo­gicz­nie, tylko świad­czy raczej o uczu­ciu i zasa­dach moral­nych. Celem ewo­lu­cyj­nym kobiety jest zna­le­zie­nie naj­bar­dziej odpo­wied­nich genów dla swo­jego przy­szłego potom­stwa. Przy wybo­rze part­nera pomocna jest grupa genów zwana Głów­nym Ukła­dem Zgod­no­ści Tkan­ko­wej (MHC, Major Histo­com­pa­ti­bi­lity Com­plex). Kobiety pod­świa­do­mie wybie­rają męż­czyzn, któ­rzy róż­nią się od nich cał­ko­wi­cie wła­śnie tymi genami. Róż­no­rod­ność w tym zakre­sie daje zdrow­sze i bar­dziej odporne potom­stwo, co wpływa korzyst­nie na prze­dłu­że­nie gatunku. Grupa bada­czy pod kie­run­kiem Steve’a Gan­ge­stada opu­bli­ko­wała cie­kawy arty­kuł w „Psy­cho­lo­gi­cal Science”. Pod naukową lupę wzięto 48 par i prze­ba­dano je w kie­runku róż­no­rod­no­ści anty­ge­nów zgod­no­ści tkan­ko­wej. Oka­zało się, że im bar­dziej podobne anty­geny, tym pożą­da­nie mię­dzy part­ne­rami było mniej­sze, a także poja­wiła się więk­sza liczba zdrad. Kobiety z par o podob­nych anty­ge­nach pod­czas owu­la­cji były dużo bar­dziej atrak­cyjne dla innych męż­czyzn. Steve Gan­ge­stad i Randy Thorn­hill zapro­jek­to­wali też inne bada­nie doty­czące MHC. Grupa 49 losowo wybra­nych kobiet wąchała pod­ko­szulki, w któ­rych przez dwie noce spali męż­czyźni nie­uży­wa­jący żad­nych per­fum. Zada­niem kobiet była ocena atrak­cyj­no­ści męż­czyzn tylko na pod­sta­wie ich zapa­chu. Badane panie za najbar­dziej atrak­cyj­nych wyty­po­wały panów o kom­plet­nie innych niż ich wła­sne anty­ge­nach zgod­no­ści tkan­ko­wych. Oka­zuje się, że wybie­ramy part­ne­rów według zmy­słu powo­nie­nia, czę­sto nie zda­jąc sobie z tego sprawy. Męż­czyźni nato­miast wywą­chują kobiety z syme­tryczną, atrak­cyjną twa­rzą oraz te, które mają powszechny MHC. Pospo­lite MHC zmniej­sza ryzyko wystą­pie­nia rzad­kich (cho­ro­bo­twór­czych) genów i wpływa korzyst­nie na płod­ność kobiety. I jak nie kochać ewo­lu­cji? Potrafi tak spryt­nie połą­czyć repro­duk­cję z pożą­da­niem i nazwać to miło­ścią roman­tyczną. Ewo­lu­cja wybiera nam part­ne­rów sek­su­al­nych, a my akcep­tu­jemy jej wybory z zamknię­tymi oczami. Wróćmy jesz­cze do męż­czyzn i ich pre­fe­ren­cji ewo­lu­cyj­nych. Celem płci męskiej jest prze­ka­za­nie genów jak naj­więk­szej licz­bie kobiet. Kobiety nato­miast w wybo­rze part­nera czę­sto kie­rują się jego dostę­pem do wła­dzy i pozy­cją spo­łeczną. Z per­spek­tywy ewo­lu­cyj­nej dla męż­czyzn naj­waż­niej­sza jest po pro­stu „płodna uroda”. Liczy się zatem gładka, czy­sta skóra, pełne wargi, błysz­czące włosy, ener­gicz­ność oraz oży­wiona mimika. Jako piękne ucho­dzą kobiety o twa­rzach syme­trycz­nych, rysach sub­tel­nych, z dużymi oczami i małym pod­bród­kiem. Twa­rze takie najbar­dziej przy­po­mi­nają twarz dziecka i wzbu­dzają w męż­czyznach instynkt opie­kuń­czy. Cie­kawe jest, że – pomimo kultu wręcz chu­dej syl­wetki – męż­czyźni zazwy­czaj wolą panie o prze­cięt­nych kształ­tach od tych bar­dzo szczu­płych. Nie­stety, inte­li­gen­cja nie jest jedną z najbar­dziej pożą­da­nych kobie­cych cech wymie­nia­nych przez panów w ankie­tach. Męż­czyźni pra­gną part­nerki, która będzie wierna w przy­szło­ści, czyli chcą kobiet z prze­wi­dy­walną lojal­no­ścią sek­su­alną. Nie ma chyba sensu kłó­cić się z ewo­lu­cją, ponie­waż natura jest, jaka jest. My jed­nak mamy wła­sny rozum, prze­my­śle­nia, prze­ży­cia i psy­cho­lo­giczne uwa­run­ko­wa­nia. Same decy­du­jemy, jakie życie i z kim chcemy pro­wa­dzić oraz komu chcemy być wierne. Warto jed­nak znać mecha­ni­zmy, które spra­wiają, że cza­sem – wbrew logice i moral­no­ści – decy­du­jemy się na pewne dzia­ła­nia. Rozum i etyka swoje, a ewo­lu­cja i tak chwyta nas za rękę i cią­gnie w miej­sca, gdzie nie świecą latar­nie. Ewo­lu­cja jest okrutna i twier­dzi, że nasza atrak­cyj­ność zależy od naszych cyc­ków. I o tym wła­śnie będzie ten roz­dział. O włą­cza­niu latarni w miej­scu, gdzie „kobietę bez piersi” zapro­wa­dziła ewo­lu­cja. Pro­po­nuję po pro­stu wypić kawę z ewo­lu­cją i dowie­dzieć się, po co nam te dwa ster­czące z przodu wzgórki? A potem spo­koj­nie poże­gnać się z nią i zde­cy­do­wać, co chcemy z tą wie­dzą zro­bić. Bo cycki cyc­kami, ale to mózg czyni cuda.

Pośladki z przodu, ale cho­dzimy na dwóch nogach

Ewo­lu­cja tu znowu nie owija w bawełnę. Kobieta jako posia­daczka wypu­kłego biu­stu sta­nowi wyją­tek w natu­rze. U naczel­nych ssa­ków gru­czoły pier­siowe służą tylko do kar­mie­nia potom­stwa. Gdy nie wytwa­rzają mleka, pozo­stają nie­ak­tywne i pła­skie. Sygnały sek­su­alne wysy­łane przez samice innych naczel­nych pocho­dzą głów­nie z tyl­nej czę­ści ciała. Kiedy samica ma ruję, w oko­li­cach jej geni­ta­liów wystę­pują widoczne obrzęki i wydziela ona cha­rak­te­ry­styczny zapach. Jeżeli samiec zła­pie się na ten potężny sek­su­alny magnes, to wspina się na łapach i pokrywa samicę od tyłu. Homo sapiens wstał z czte­rech łap i przy­jął pozy­cję pio­nową. Oka­zało się, że kiedy sto­imy do sie­bie twa­rzami, pod­sta­wowy wabik sek­su­alny pozo­staje zupeł­nie nie­wi­doczny. Mam na myśli pośladki. Natura wypo­sa­żyła więc kobietę w atrapę poślad­ków i dała jej… piersi. Kobiece piersi, jak twier­dzi Desmond Mor­ris, są więc niczym innym jak tylko imi­ta­cją poślad­ków, żeby wzbu­dzić zain­te­re­so­wa­nie sek­su­alne. Tezę tę popiera fakt, że gru­czoły pier­siowe zbu­do­wane są w dwóch trze­cich z tkanki tłusz­czo­wej, która nie wiąże się z pro­duk­cją mleka. Wyeks­po­no­wa­nie ich z przodu spra­wiło, że kobieta ewo­lu­cyj­nie zyskała na atrak­cyj­no­ści, sto­jąc przo­dem do roz­mówcy. Mię­dzy pier­siami jest cha­rak­te­ry­styczna bruzda, która imi­tuje szparę poślad­kową. Jeżeli bruzdę tę poka­żemy w dekol­cie, to jędrna pupa z przodu gotowa. Mor­ris w swo­ich dywa­ga­cjach poszedł jesz­cze dalej. Uważa on bowiem, że pod­świa­do­mie za pośladki, z uwagi na obły kształt, mogą ucho­dzić nawet odkryte ramiona i złą­czone kolana. Jaka ta ewo­lu­cja sprytna… nie wystar­cza już jej jedna pupa, potrze­buje kolej­nych trzech.

Małpa w każ­dym z nas Fransa de Waala i inne kon­tro­wer­sje, czyli nie musimy czy­tać :)

Kiedy bonobo bie­gają bez­wstyd­nie po dżun­gli, wypi­na­jąc pośladki, kobiety zakry­wają piersi sta­ni­kami, żeby było moral­nie. Może opo­wiem wam tro­chę wię­cej o tych wyjąt­ko­wych mał­pach. Szym­pansy czarne lub kar­ło­wate, ina­czej zwane bonobo, mają zgrabną i ele­gancką budowę ciała, palce pia­ni­stów i małe głowy. Samice jako pra­wie jedyne wśród małp człe­ko­kształt­nych są posia­dacz­kami wysta­ją­cych, drob­nych piersi. Two­rzą spo­łe­czeń­stwa matriar­chalne. Pozo­stają ze sobą w głę­bo­kich rela­cjach, iskają się i upra­wiają razem seks.

Bonobo są bar­dzo łagodne i rzadko wdają się w kon­flikty. Jeżeli nawet wywiąże się mię­dzy nimi sprzeczka, to – w celu pogo­dze­nia się – bar­dzo szybko i natu­ral­nie prze­cho­dzą od razu do seksu. Pro­wa­dzą bar­dzo pro­mi­sku­ityczne życie sek­su­alne. W ciągu doby odby­wają kil­ka­na­ście sto­sun­ków płcio­wych. Nie bywają zazdro­sne. Więk­szość swo­ich pro­ble­mów roz­wią­zują, aran­żu­jąc kon­takty sek­su­alne. Frans de Waal opi­suje wiele inte­re­su­ją­cych spo­so­bów inte­rak­cji w sta­dzie. Kiedy, na przy­kład, młoda samica nie mogła przejść po drze­wie, bo samiec ją zablo­ko­wał, naj­pierw lekko go ugry­zła, a potem zaczęła ocie­rać się o niego łech­taczką i swo­bod­nie, bez agre­sji prze­szła dalej. Wyko­rzy­stała seks, żeby osią­gnąć cel. W świe­cie naukow­ców, przy­zwy­cza­jo­nych do patriar­chal­nych spo­łe­czeństw, bonobo wzbu­dzają liczne pole­miki. Domi­nu­jącą pozy­cję samic trak­tuje się jak coś nie­oczy­wi­stego i kon­tro­wer­syj­nego, a rów­ność sek­su­alną i bisek­su­alizm jako coś wyjąt­ko­wego. Oka­zuje się, że spo­łecz­ność oparta na wyso­kim wskaź­niku aktyw­no­ści sek­su­alnej i małej agre­sji wydaje się nam, ludziom, nie­na­tu­ralna. Bonobo są sek­su­al­nie wyzwo­lone. Sto­sują wiele pozy­cji sek­su­al­nych, mastur­bują się i dopusz­czają różne kom­bi­na­cje part­ner­skie. Nie czują ogra­ni­cze­nia i wstydu. Mają duży reper­tuar zacho­wań sek­su­al­nych. Z łatwo­ścią prze­cho­dzą od fel­la­tio do „szer­mierki na penisy”, gdzie samce, zwi­sa­jąc z drzew, pocie­rają się wza­jem­nie człon­kami. Seks i brak agre­sji im sprzyja. To wła­śnie samiec szym­pansa bonobo żyje dłu­żej i pozo­staje w lep­szym zdro­wiu niż samiec „macho” szym­pansa zwy­czaj­nego. W świe­cie szym­pan­sów zwy­czaj­nych panuje bowiem patriar­chat i agre­sja. W świe­cie szym­pan­sów kar­ło­wa­tych osob­niki płci męskiej pozo­stają długo pod opieką matek, które je chro­nią i usta­lają przy­szłą hie­rar­chię synów w sta­dzie. Samce, w odróż­nie­niu od samic, nie naj­le­piej two­rzą wspólne rela­cje… Tu nie mogę się opa­no­wać, żeby nie wspo­mnieć, że mate­riał gene­tyczny kobiet i męż­czyzn jest w 98 pro­cen­tach zgodny z DNA bonobo. Aha, i jak powie­dział Frans de Waal na jed­nym z kon­gre­sów: „Bonobo ist­nieją, czy nam się to podoba, czy nie” i zamknął wszel­kie dys­ku­sje. Podobno od bonobo prze­ję­li­śmy więzi mię­dzy sami­cami, ale rodzinę nukle­arną stwo­rzy­li­śmy już sami. Rodzina nukle­arna to mała rodzina, skła­da­jąca się z matki, ojca i dzieci. Ludzie prze­cież się zako­chują, pra­gną wier­no­ści oraz cenią sta­bilne, mono­ga­miczne rela­cje spo­łeczne. Porzą­dek spo­łeczny jest wpi­sany w nasz gatu­nek. Daje czło­wie­kowi bez­pie­czeń­stwo oraz pozwala na dłu­go­trwałą opiekę nad potom­stwem. Męż­czy­zna opie­kuje się kobietą, ochra­nia potom­stwo, a kobieta w zamian pozo­staje mu wierna, czyli daje mu pod­świa­domą gwa­ran­cję ojco­stwa. Podobno nawet spo­łe­czeństwa patriar­chalne powstały tylko po to, żeby kobiety pozo­stały wierne swo­jemu męż­czyź­nie. Już widzę to zdzi­wie­nie na twa­rzach. Cho­dzi o to, że męż­czyźni ni­gdy nie mogą być pewni, czy wycho­wują swoje dziecko. Potrze­bują gwa­ran­cji, że wszyst­kie jego ciężko zaro­bione i pomno­żone pie­nią­dze nie przejdą na potomka, który nie jest ich. Wszel­kie formy znie­wo­le­nia kobiety spra­wiają, że pew­ność ojco­stwa staje się pra­wie stu­pro­cen­towa. Przy­po­mi­nam, pas cnoty w cza­sach śre­dnio­wiecz­nych został podobno stwo­rzony po to, żeby kobiety nie miały licz­nych kon­tak­tów sek­su­al­nych i się nie mastur­bo­wały. No, ale jak to? Prze­cież kobiety przez wieki były mono­ga­miczne, nie lubiły seksu, speł­niały mał­żeń­ski obo­wią­zek, a głów­nym ich celem było podo­ba­nie się męż­czyznom i rodze­nie dzieci. Oka­zało się, że orgazm przy­wró­cono nam dopiero kil­ka­dzie­siąt lat temu. No, dość iro­nii. Fakt fak­tem, że nasza sek­su­al­ność wzbu­dzała zawsze wiele kon­tro­wer­sji, roz­pę­ty­wała wojny, zmie­niała testa­menty i roz­bi­jała mał­żeń­stwa. A my, porządne kobiety, nic przez wieki nie czu­ły­śmy. Nasze koszule miały wycięte dziurki i z zamknię­tymi oczami „kocha­ły­śmy się za Wik­to­rię”. Podobno to wła­śnie ta kró­lowa udzie­liła swo­jej córce rady przed nocą poślubną: „Zamknij oczy i myśl o Anglii”. To tylko prze­cież wyuz­dane kocha­nice kró­lów czuły roz­kosz, zmie­niały histo­rię, ale o tym za chwilę.

Bogini z Wil­len­dorfu i Ama­zonki, porno i nie­za­leż­ność

Z per­spek­tywy histo­rycz­nej kobiece piersi są wiel­kim atry­bu­tem sek­su­al­nym, ale sta­no­wią rów­nież ważny sym­bol płod­no­ści i macie­rzyń­stwa. Sek­sowną kobietę i matkę w jed­nym z pew­no­ścią może przed­sta­wiać pre­hi­sto­ryczna figurka Wenus z Wil­len­dorfu. Figurkę z epoki gór­nego pale­olitu odna­le­ziono w 1908 roku w pobliżu mia­steczka Wil­len­dorf w Austrii, a można obej­rzeć ją w Natur­hi­sto­ri­sches Museum w Wied­niu. Z miej­sca zało­żono, że jede­na­sto­cen­ty­me­trowa postać sym­bolizuje bogi­nię płod­no­ści: bujne kształty, obfity biust, wydatny brzuch, grube uda i pośladki, bar­dzo dobrze widoczne łono, brak ust, oczu, nosa. Na mar­gi­ne­sie, cie­kawa inter­pre­ta­cja płod­no­ści sprzed pra­wie trzy­dzie­stu tysięcy lat. Jak twier­dzą nie­któ­rzy, podobno nie była wcale sym­bolem płod­no­ści, lecz dzie­cięcą zabawką albo nawet por­no­gra­ficzną lalką. Nie jest jasne, jaką rolę w tam­tych spo­łe­czeń­stwach odgry­wały takie figurki. Uważa się, że miały magiczną moc i wią­zały się z kul­tem płod­no­ści. Cie­kawe, że w 2018 roku Face­book zabro­nił publi­ka­cji zdję­cia Wenus z Wil­len­dorfu na swo­ich stro­nach ze względu na cha­rak­ter por­no­gra­ficzny dzieła. Dyrek­tor wie­deń­skiego muzeum uznał, że nie ma żad­nego powodu, żeby zakry­wać Wenus ani w muzeum, ani w mediach spo­łecz­no­ścio­wych. I wygrał sprawę w sądzie.

Z pale­olitu prze­nie­śmy się do antyku. W wielu zakąt­kach impe­rium rzym­skiego odkry­wano figurki przed­sta­wia­jące postać bogini z wie­loma pier­siami, wize­ru­nek wie­lo­pier­śnej Arte­midy z Efezu. Do dziś nie usta­lono, czy sfe­ryczne, wypu­kłe obiekty wokół jej torsu to kobiece piersi. Nie­któ­rzy twier­dzą, że są to bycze jądra, pta­sie jaja lub owoce gra­natu, które w tym rejo­nie uzna­wane są za sym­bol płod­no­ści. Fak­tem jest, że czczono tę bogi­nię jako matkę i opie­kunkę płod­no­ści.

Gre­cja też ma swoją pier­sia­stą Wężową Bogi­nię. Fajan­sową figurkę pocho­dzącą z kul­tury minoj­skiej odna­le­ziono w 1903 roku na Kre­cie, w ruinach pałacu Knos­sos. Bry­tyj­ski arche­olog Arthur Evans ziden­ty­fi­ko­wał ją jako kapłankę lub bogi­nię. Ma ona na gło­wie koronę z wize­run­kiem pan­tery i w roz­ło­żo­nych rękach trzyma dwa węże. Jej krą­głe piersi są wyeks­po­no­wane i nagie, co zgodne było z ówcze­sną modą. Według nie­któ­rych inter­pre­ta­cji Wężowa Bogini może być sym­bo­lem sek­su­al­no­ści, kobie­co­ści, wol­no­ści i odna­wia­ją­cej się siły życia.

Mityczne Ama­zonki, czyli „te, które nie mają piersi”, pocho­dziły od boga wojny Aresa i od nimfy Har­mo­nii. Spo­łecz­ność tę two­rzyły jedy­nie kobiety, a rzą­dziła nimi kró­lowa. Ponoć obci­nały sobie jedną pierś, żeby lepiej posłu­gi­wać się bro­nią. Ama­zonki były bar­dzo waleczną grupą kobiet, które świet­nie strze­lały z łuku i rzu­cały oszcze­pem. Wła­śnie brak jed­nej piersi pozwa­lał im na spraw­niej­sze nacią­ga­nie cię­ciwy czy wypro­wa­dza­nie rzutu. Podobno żyły i wal­czyły w oko­li­cach Kapa­do­cji w Azji Mniej­szej. Raz do roku współ­żyły z cudzo­ziem­cami, zacho­dziły w ciążę i rodziły dzieci. Zacho­wy­wały przy życiu głów­nie dziew­czynki, które wycho­wy­wały na dzielne wojow­niczki. Ama­zonki nie pro­wa­dziły domu, wal­czyły, były nie­za­leżne i nie bar­dzo lubiły męż­czyzn. Według psy­cho­lo­gii Junga Ama­zonki są odbi­ciem kobie­cego ukry­tego Ja, wyła­ma­niem się z tra­dy­cyj­nego wzorca. Nie wycho­dziły za mąż, nie chciały mieć synów i wal­czyły na licz­nych woj­nach. Nosiły hełmy ozdo­bione pió­rami, posia­dały tar­cze w kształ­cie pół­księ­życa i dum­nie poka­zy­wały jedną pierś. W kul­tu­rze Zachodu stały się sym­bo­lem kobiet odważ­nych, wojow­ni­czych i nie­za­leż­nych. Sym­bo­lem kobiet po raku piersi.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1. Albert Ein­stein – cytat przy­pi­sy­wany temu fizy­kowi, brak danych źró­dło­wych (wszyst­kie przy­pisy pocho­dzą od autorki, chyba że wska­zano ina­czej). [wróć]

2. Robert Frost, Droga nie wybrana, tłum. S. Barań­czak. [wróć]

3. Mae West – cytat przy­pi­sy­wany tej aktorce, brak danych źró­dło­wych. [wróć]

4. Lewis Car­roll, Przy­gody Ali­cji w Kra­inie Cza­rów, przekł. M. Słom­czyń­ski. [wróć]

5. Maya Ange­lou – cytat przy­pi­sy­wany tej pisarce i akty­wi­stce, brak danych źró­dło­wych. [wróć]

6. Mae West – cytat przy­pi­sy­wany tej aktorce, brak danych źró­dło­wych. [wróć]

7. Kon­fu­cjusz – cytat przy­pi­sy­wany temu myśli­cie­lowi, brak danych źró­dło­wych. [wróć]

8.Азарt (z ros.) – hazard, lecz także eks­cy­ta­cja, zapał, zapa­mię­ta­nie, gorącz­ko­wość, pasja, pod­nie­ce­nie (przyp. red.). [wróć]

9. Hel­len Rus­sell, Atlas szczę­ścia, przeł. D. Malina. [wróć]

10. Desmond John Mor­ris, Naga małpa, przekł. T. Bie­licki, J. Konia­rek, J. Pro­ko­piuk. [wróć]

11. Olga Tokar­czuk, Pro­wadź swój pług przez kości umar­łych. [wróć]