Siła nadziei - Łuczyńska Ilona - ebook + książka

Siła nadziei ebook

Łuczyńska Ilona

4,0

Opis

Lea od początku nie miała łatwego życia. W dzieciństwie doświadczała przemocy fizycznej i psychicznej, a jej ojciec odszedł, ponieważ nie mógł wytrzymać atmosfery panującej w domu. Gdy dziewczyna w końcu się wyprowadziła, wydawało się, że teraz będzie już tylko lepiej. Jednak jej chłopak okazał się kłamcą, a w konsekwencji Lea została bez dachu nad głową.

Co może począć i gdzie się podziać młoda bezdomna dziewczyna? I czy faktycznie pomysł spędzenia nocy w czyjejś altanie jest dobry?

Lea nie spodziewała się, że Natan, właściciel posesji, na której nocowała, zareaguje w tak niecodzienny sposób. A to był dopiero początek zmian w jej życiu.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 434

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (53 oceny)
28
9
9
3
4
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
dianab

Nie polecam

bzdura dla nastolatek
10
margaret12

Z braku laku…

Nic ciekawego
00
Majtek1978

Nie oderwiesz się od lektury

Rewelacyjna 🙂
00
justyna_gazda

Dobrze spędzony czas

Troche trywialna
00
Aditja

Z braku laku…

Fabuła ciekawa. Styl fatalny.
00

Popularność




Copyright © Ilona Łuczyńska Copyright © 2021 by Lucky
Projekt okładki: Ilona Gostyńska-Rymkiewicz
Skład i łamanie: Mariusz Dański
Redakcja i korekta: Barbara Ramza-Kołodziejczyk
Wydanie I
Radom 2021
ISBN 978-83-66332-96-6
Wydawnictwo Lucky ul. Żeromskiego 33 26-600 Radom
Dystrybucja: tel. 501 506 203 48 363 83 54
Konwersja: eLitera s.c.

LEA

Szłam chodnikiem, nie wiedząc dokąd. Musiałam znaleźć schronienie na kolejną jesienną noc i przetrwać jakoś następny dzień. Ubrana w cienką kurtkę coraz bardziej marzłam, przerażała mnie myśl o spędzeniu kolejnej nocy na dworze. Miałam już dwanaście takich noclegów za sobą. Siedząc pod jakimś biurowcem, bałam się zamknąć oczy choćby na chwilę z obawy, że ktoś wyłoni się z ciemności i mnie zaatakuje. Nie miałam niczego wartościowego, ale nie uśmiechało mi się zostać zgwałconą lub zabitą. Jakkolwiek do dupy było obecnie moje życie, nie chciałam umierać.

Chciałam walczyć.

Chciałam przetrwać.

Nie mogłam pojąć, że tak spieprzyłam sobie życie i skończyłam jako bezdomna.

Boże, jak to słowo strasznie brzmi! Czułam, jakbym spadła na samo dno, jakbym była nikim. Przez nikogo niekochana, samotna, pogrążona w rozpaczy i strachu o to, co będzie dalej, później. Jedyne, co miałam, to kiepsko płatną pracę i trochę rzeczy zostawionych na przechowanie w piwnicy mojej przyjaciółki. Obie byłyśmy kasjerkami na pół etatu w supermarkecie, ale za tę pensję nie dałabym rady nawet wynająć pokoju i się utrzymać, więc wciąż szukałam innego rozwiązania, przeglądałam ogłoszenia o pracę, zostawiałam swoje CV w różnych miejscach. Niestety, był martwy sezon, tuż przed zimą, miałam więc większe szanse na znalezienie zgubionej przez kogoś walizki pełnej pieniędzy niż na zatrudnienie.

Przed ludźmi z pracy ukrywałam, że nie miałam gdzie mieszkać, nawet Ana, u której przechowywałam rzeczy, myślała, że spałam raz u jednej, raz u drugiej koleżanki. Nie chciałam jej mówić, że nie mam się gdzie podziać.

Miałam dwadzieścia siedem lat, złamane serce i zostałam bez dachu nad głową, ponieważ z powodu oszustw mojego, teraz już byłego, chłopaka, wyrzucono nas z mieszkania za niezapłacony czynsz. A on zwyczajnie zwiał, po prostu wyszedł z domu i nie odezwał się od prawie dwóch tygodni. Serce nadal pękało mi z bólu, że zawiódł mnie człowiek, którego kochałam, któremu ufałam i z którym chciałam spędzić resztę życia. Zachował się jak skończony tchórz, uciekł zapewne do mamusi, a ja zostałam na lodzie. Przez kilka dni jeszcze dzwoniłam do niego, pisałam SMS-y, aż uznałam, że ewidentnie nie chce mieć ze mną już nic wspólnego. Nie chciałam dłużej się poniżać i dałam sobie z nim spokój. Niestety, moje serce nie zrobiło tego samego i nadal cierpiało, straszliwie tęskniąc.

Nie ułatwiało mi to radzenia sobie w tej beznadziejnej sytuacji, ale starałam się jakoś trzymać i mimo ogromu przytłaczających mnie trosk – myśleć pozytywnie.

Nie wiedziałam, dokąd mam pójść, przerażała mnie myśl o kolejnej nocy spędzonej na ulicach Essen. W życiu nie bałam się tak bardzo, jak w te ostatnie noce. Do tej pory nie zastanawiałam się, jak żyją bezdomni. Owszem, było mi ich żal, współczułam im, ale nie myślałam o tym, jak marzną w nocy, jak czują się samotni i nikomu niepotrzebni. Teraz marznę ja i czuję się jak gówno, a nie człowiek, jak takie nic.

Kilka nocy temu szłam przez miasto w poszukiwaniu w miarę bezpiecznego miejsca na nocleg. Co chwila oglądałam się za siebie, sprawdzając, czy nikt za mną nie idzie. Zawsze bałam się chodzić sama po zmierzchu, teraz jednak nie miałam możliwości schować się w bezpiecznym domu.

Szłam przed siebie, gdy nagle drogę zastąpił mi jakiś pijany człowiek. Bełkotał, żebym dała mu pieniądze i wymachiwał rękami. Wystraszył mnie. Odwróciłam się, żeby odejść, ale złapał mnie za rękaw i szarpnął, aż upadłam na chodnik. Wtedy, nie wiadomo skąd, pojawiło się dwoje ludzi. Mężczyzna popchnął pijanego i kazał mu się wynosić. Kobieta podała mi rękę i pomogła wstać. Oboje wyglądali na bezdomnych, ale patrzyli na mnie życzliwie.

– Bardzo państwu dziękuję – wydukałam, nadal mocno wystraszona.

– Dziecko, co ty robisz na dworze w środku nocy? – spytała kobieta matczynym tonem. – Tyle niebezpieczeństw czyha na młode dziewczyny, nie warto tak ryzykować.

– No cóż, nie bardzo mam wybór, więc... – Rozłożyłam ręce.

– Chcesz powiedzieć, że nie masz domu? – spytała zatroskana.

– Niestety, nie mam. – Spuściłam głowę zawstydzona. – Szukałam właśnie miejsca na nocleg.

– Tak mi przykro – powiedziała ze współczuciem. – Ale nie martw się, możesz przy nas spędzić noc. Sypiamy w tym zaułku, jest tu względnie bezpiecznie. – Wskazała ręką na ciemny kąt między budynkami.

– Jestem Mary, a ten osiłek to Joseph. Chodź, przygotuję ci miejsce.

Mary rozłożyła na ziemi karton i to było całe moje posłanie. Podłożyłam pod głowę plecak i przykryłam się cienkim kocem, który nosiłam ze sobą. Było mi przeraźliwie zimno i niewygodnie. Ciągle się bałam, dlatego nie udało mi się zmrużyć oka.

Kolejne dwie noce spędziłam w tym samym miejscu. Dowiedziałam się, co sprawiło, że moi nowi znajomi znaleźli się w takiej sytuacji, i ogromnie im współczułam. Po trzech nocach spędzonych z nimi postanowiłam poszukać innego schronienia, w którym czułabym się choć trochę bezpieczniej. Nie znalazłam jednak takiego miejsca; wszędzie było ciemno, zimno i po prostu strasznie.

Ostatnie noce spędziłam pod jednym z biurowców. Wydawało mi się to w miarę sensownym wyjściem, przynajmniej nikt się tam nie kręcił. Mimo wszystko siedziałam skulona pod ścianą w zakątku, z duszą na ramieniu czekając na pojawienie się niebezpieczeństwa. Było to bardzo wyczerpujące psychicznie, a każda noc była przepełniona strachem. Wiedziałam, że muszę znaleźć inne wyjście, bo na dłuższą metę tak się nie dało żyć.

Szłam dalej przed siebie, trzęsąc się z zimna. Napiłabym się gorącej herbaty, ale postanowiłam, że resztkę zawartości termosu, który miałam przy sobie, wypiję, gdy znajdę już jakąś miejscówkę. W życiu bym nie pomyślała, że możliwość napicia się czegoś ciepłego może być takim luksusem, czymś, co tak bardzo cieszy.

Otarłam łzę powoli toczącą się po moim policzku. Boże, jak mi ciężko – myślałam w duchu – nie wiem, co dalej robić, jak wygrzebać się z bagna, w którym się znalazłam przez własną łatwowierność. Często się modliłam. I choć do kościoła nie było mi po drodze, to rozmowy z Bogiem mi pomagały. Teraz modliłam się jeszcze więcej: o jakieś wskazówki, a przede wszystkim o siłę, żeby to przetrwać.

Nie wyobrażałam sobie dalej takiego życia na ulicy. Wciąż pytałam samą siebie, jak mogło mnie to spotkać, dlaczego akurat mnie? Przecież zawsze starałam się żyć tak, by nikogo nie krzywdzić.

Czy Bóg wystawia mnie na próbę, żeby sprawdzić, czy w Niego nie zwątpię? Podobno nie zsyła na nas więcej, niż możemy znieść. Czy to oznacza, że jestem silna? Pewnie szybko przyjdzie mi się o tym przekonać.

Postanowiłam zadzwonić do mamy, choć obawiałam się tej rozmowy. Nigdy nie była dobrym rodzicem. Dzieciństwo spędzone z nią wyryło trwałe ślady w mojej duszy. Najgorsza była przemoc psychiczna, gorsza nawet niż bicie, bo pozostawiała ślady na dłużej. Przez to brakowało mi pewności siebie, a moje poczucie własnej wartości było równe zeru.

Mimo obaw, wybrałam jej numer. Odebrała po kilku sygnałach.

– Cześć, mamo, co u ciebie? – spytałam jak gdyby nigdy nic.

– Cześć, a wszystko dobrze. Zaraz zaczyna się mój serial, więc nie mam za dużo czasu na rozmowę – zgasiła mnie i natychmiast straciłam rezon. Mimo to postanowiłam się odważyć i kontynuować:

– U mnie nie jest za dobrze, mamo, nie mam gdzie mieszkać.

– Jak to, przecież wynajmowaliście z Samem kawalerkę?

– No tak, ale on mnie oszukał. Mówił, że pracuje, a wcale tak nie było, nie zapłacił też czynszu i rachunków, i wywalili nas z mieszkania. A on zwiał.

– No ładnie się urządziłaś! – powiedziała ironicznie. – Wiedziałam, że z tym chłopakiem jest coś nie tak.

– Ale ja nie wiedziałam. Zresztą nie to jest teraz ważne, mam większe problemy. Od prawie dwóch tygodni nie mam się gdzie podziać.

– Przecież pracujesz, nie możesz czegoś wynająć? – spytała.

– Mamo, za mało zarabiam. Jeśli wynajęłabym pokój, to nie starczyłoby mi na jedzenie i rachunki. Szukam lepszej pracy, ale tuż przed zimą mam niewielkie szanse. Nie wiem już, co robić – dodałam prawie z płaczem.

– A co ty myślałaś, że jak wyjedziesz do miasta, to wszystko będzie takie kolorowe?! Dorosłe życie to problemy i zmartwienia!

– Nie, nie myślałam, że wszystko będzie łatwe, ale mamo, ja nie mam gdzie mieszkać, zostałam bez dachu nad głową! Czy nie mogę liczyć na minimum empatii?!

– Jak sobie pościeliłaś, tak teraz masz. Mnie całe życie było ciężko i nie mogłam liczyć na pomoc rodziców. Wyprowadziłaś się, to teraz radź sobie sama.

– Nie wiem, mamo, jak możesz być taka nieczuła. Twoje dziecko śpi na ulicy, w zimnie, narażając się na niebezpieczeństwo, a ciebie to nie obchodzi?! Nigdy nie okazałaś mi krztyny uczuć, więc w sumie nie wiem, dlaczego tym razem spodziewałam się czegoś innego. Zapomnij, że dzwoniłam, a najlepiej – że w ogóle istnieję.

– Nie przesadzaj, weź się w garść i dorośnij, a nie użalasz się nad sobą!

– Jasne, tak zrobię. Dobranoc.

Rozłączyłam się i tym razem już nie powstrzymywałam łez. Ukucnęłam pod jakimś drzewem i zaniosłam się płaczem. Płakała we mnie ta mała, przerażona dziewczynka, po raz nie wiem który odtrącona przez matkę. Klęłam na siebie za swoją naiwność. Czego się spodziewałam? Że mi pomoże? Przecież wiedziałam, że nie mam na co liczyć. A jednak ta mała dziewczynka potrzebowała mamy, która ją wesprze, ochroni. Ostatecznie matka jednak pozbawiła mnie złudzeń.

Kolejny raz zadałam sobie pytanie: czy to ze mną było coś nie tak, czy z moją matką? Nie mogłam pojąć, jak ona mogła być taka bezduszna. Przecież nie byłam kimś obcym, tylko jej córką. Nie wyobrażałam sobie, bym ja mogła nie pomóc swojemu dziecku.

W końcu wytarłam twarz i ruszyłam dalej przed siebie. Zastanawiałam się, gdzie spędzić dzisiejszą noc. Wczoraj spałam na czyjejś eleganckiej posesji za domem. Przeszłam przez płot, cały czas będąc w strachu, że ktoś mnie przyłapie, weźmie za włamywacza i trafię do aresztu. W sumie miałabym przynajmniej ciepłe miejsce do spania, ale nie chciałam paskudzić sobie kartoteki i narażać się na kolejny stres.

Dom był jednopiętrowy z piękną fasadą, dużymi oknami oraz werandą, o jakiej marzyłam, odkąd byłam małą dziewczynką. Złapałam się na tym, że mam ochotę rozsiąść się wśród miękkich poduch na huśtawce zawieszonej pod zadaszeniem, a najlepiej ułożyć się na nich do snu. Wiedziałam, że nie skończyłoby się to dla mnie dobrze, gdyby właściciel domu wyszedł i natknął się na niechcianego gościa. Dlatego udałam się za dom, gdzie znalazłam częściowo zabudowaną altanę. Wewnątrz były ławki i stół, osłonięte niewysokim murkiem, który jako tako chronił przed wiatrem.

Zdecydowałam, że dzisiaj pójdę tam znowu. Ponownie, z duszą na ramieniu, przeszłam przez ogrodzenie. Dochodziła godzina dwudziesta trzecia, w oknach było ciemno, więc miałam nadzieję, że nikt nie wyjdzie z domu.

Zakradłam się do altany, wyjęłam z plecaka koc i położyłam się na jednej z twardych ławek. Ritz to nie był, ale na pewno lepsza taka miejscówka niż dworzec. Tu przynajmniej nie obawiałam się ataku jakiegoś menela.

Byłam tak zmęczona brakiem snu i zamartwianiem się, jak wybrnąć z impasu, że dość szybko zasnęłam i dopiero rano obudził mnie czyjś podniesiony głos, który niemal przyprawił mnie o zawał.

NATAN

Punktualnie o szóstej rano obudziło mnie głośne pikanie budzika. Ledwo mogłem otworzyć oczy i marzyłem, by móc jeszcze pospać, ale praca wzywała, firma sama się nie poprowadzi. Takie są uroki własnej działalności – pracujesz więcej od swoich podwładnych. Gdzie tu sprawiedliwość...

Podniosłem się z łóżka, myśląc z rozmarzeniem o pachnącej kawie. Poszedłem więc do kuchni włączyć ekspres, po czym wskoczyłem pod orzeźwiający prysznic. Jeszcze golenie i będę mógł założyć grafitowy garnitur z fioletową koszulą i szarym krawatem. Nie wiem, kto wymyślił to narzędzie tortur. Jakby sam garnitur nie był wystarczająco niewygodny, to dodatkowo, dla lepszego efektu, trzeba nosić krawat, na którym, chyba w ramach ironicznego prezentu od wynalazcy, można było się powiesić z rozpaczy nad koniecznością noszenia tego całego pancerza.

Kawa już pachniała, dlatego poszedłem za jej aromatem jak w transie. Życiodajny płyn wlewał się w moje żyły, gdy nagle przypomniałem sobie, że wieczorem nie wyjąłem z szopy rakiet do squasha, które chciał pożyczyć mój kumpel.

Szybko dokończyłem kawę, założyłem płaszcz i złapałem aktówkę. Jeszcze klucze, ustawienie alarmu i mogłem wychodzić do pracy.

Przeszedłem do szopy z tyłu domu, wyjąłem z niej rakiety i już wracałem do garażu przylegającego do domu, gdy nagle, kątem oka, zauważyłem coś po lewej stronie podwórka, gdzie stała altanka. Podszedłem bliżej i zobaczyłem jakiś ciemny, podłużny kształt na jednej z ławek. Stanąłem jak wryty, uświadamiając sobie, że tam leży człowiek. Moją głowę przeleciała myśl rodem z horrorów: pewnie leżą tam czyjeś zwłoki! Mimo to podszedłem bliżej i szczęka opadła mi do ziemi na widok tego, co ujrzałem. Na ławce leżała kobieta! A przynajmniej tyle wywnioskowałem po długich pasmach włosów, wystających spod kaptura. Skąd się tu wzięła?! Jezu, miałem nadzieję, że to nie trup! Postanowiłem sprawdzić, czy żyje, więc głośno spytałem:

– Co pani tu robi?

Dziewczyna zerwała się nagle jak oparzona, zrzucając z siebie koc, i przerażonym wzrokiem wodziła dookoła.

– O Boże, ja przepraszam... już sobie idę – jąkała się nieznajoma. Zauważyłem, że wyglądała na dwadzieścia kilka lat i była bardzo ładna. Nie wiedziałem, czy była szczupła, czy tęga, bo miała na sobie pewnie kilka warstw ubrań.

– Spokojnie – odpowiedziałem. – Proszę mi powiedzieć, co pani tu robi? Dlaczego spała pani na moim podwórku?

– Ja... eee... przepraszam, nie miałam dokąd pójść, a nie chciałam spędzić kolejnej nocy na mieście – wydukała zawstydzona.

– Chce pani powiedzieć, że nie ma pani gdzie spać? Nie ma pani domu? – spytałem zszokowany.

– No... tak. Bardzo przepraszam, że wtargnęłam na pana posesję. Przysięgam, że niczego nie ukradłam, chciałam tylko przespać się w bezpiecznym miejscu. Ale już sobie idę, tylko proszę nie wzywać policji.

– Nie zamierzam tego robić. Od kiedy nie ma pani gdzie mieszkać? – spytałem, a serce mi zadrżało na widok zawstydzonej i przerażonej twarzy dziewczyny.

– Od dwunastu dni.

– O Boże! A jak długo śpi pani w mojej altanie?

– Od dwóch nocy.

– A wcześniej gdzie pani sypiała?

– Prawie nie sypiałam, chodziłam po mieście, a jak nie miałam już siły, to spędzałam noc pod jakimś budynkiem, zwykle biurowcem. Tam było bezpieczniej niż na dworcu.

– Jezu, nie wierzę, że to się dzieje naprawdę. Czy nie ma pani rodziny, która mogłaby pani pomóc, przyjąć pod swój dach?

– Niestety nie – odparła ze smutkiem.

– Wie pani, że nie może tak tu spać? Już nawet nie chodzi o to, że mi tu pani przeszkadza, ale idzie zima, nie można spać na dworze. To niebezpieczne i w ogóle nie do przyjęcia.

– Jakoś dam sobie radę – powiedziała odważnie, a zarazem tak, jakby sama w to nie wierzyła.

Stałem jak słup soli i nie miałem zielonego pojęcia, co zrobić. Nie znałem jej, ale nie wyobrażałem sobie, że mógłbym pójść do pracy, a potem wrócić do ciepłego domu, mając świadomość, że ta biedna istota gdzieś tam marznie i się boi. Ale co ja mogłem zrobić? Póki co miałem za duży mętlik w głowie, dlatego postanowiłem dać sobie czas, by spokojnie wszystko przemyśleć.

– Nie chcę być wścibski, ale czy ma pani pracę? – odezwałem się po chwili.

– Tak, pracuję w jednym z marketów na pół etatu.

– Ma pani komórkę? – spytałem.

– Tak, a co? – odpowiedziała i spojrzała na mnie nieufnie.

– Jeśli poda mi pani swój numer, zadzwonię do pani, jeżeli wymyślę, jak można by pani pomóc. Proszę się niczego nie obawiać z mojej strony, chciałbym tylko, żeby miała pani dach nad głową.

Dziewczyna patrzyła na mnie rozszerzonymi ze zdziwienia oczami, nie wiedząc, co ma odpowiedzieć. W końcu z jeszcze większą nieufnością spytała:

– Przecież pan mnie nie zna, dlaczego więc chciałby mi pan pomóc?

– Bo jestem człowiekiem, który ma serce na właściwym miejscu i sumienie. To wszystko.

Zastanawiała się jeszcze przez dłuższą chwilę, a ja, jakby nie było, spieszyłem się do firmy, więc ponownie spytałem:

– To jak będzie z tym numerem? – Niechętnie mi go podyktowała. – Jak ma pani na imię? – dopytałem.

– Lea.

– Miło mi, jestem Natan. Teraz muszę już jechać do pracy. Jeśli znajdę sposób, jak pani pomóc, zadzwonię. A tak w ogóle, to jak pani tu weszła?

– Przez ogrodzenie – odpowiedziała, rumieniąc się.

Uśmiechnąłem się lekko.

– To może tym razem użyje pani furtki? – zażartowałem. – Pracuje pani dzisiaj? – spytałem jeszcze.

– Tak, zaczynam o dziewiątej.

– Dobrze, to jesteśmy umówieni na telefon. Niech pani uważa na siebie.

– Dziękuję i jeszcze raz przepraszam, że się tu znalazłam.

– Lepiej tu niż na dworcu – odparłem pół żartem, pół serio, by rozładować napięcie.

– To fakt, ale już nie będę pana niepokoić i się tu zakradać. Do widzenia. – Poszła w stronę furtki, zarzucając na ramiona ciężki plecak.

Czułem się strasznie, kiedy patrzyłem, jak ta młoda, śliczna dziewczyna idzie z pochyloną głową, jakby chciała ukryć się przed całym światem. Co takiego ją spotkało, że nie miała się gdzie podziać? Chciałem jej pomóc, ale nie wiedziałem, jakim jest człowiekiem. A jeśli to złodziejka, narkomanka albo coś jeszcze gorszego? Biłem się z myślami przez długie godziny pracy, trudno było mi się skupić na dokumentach i kląłem w myślach na to, że coś ją przywiało akurat na moje podwórko. A może los tak chciał, może jest w tym głębszy sens? – pomyślałem. Tego nie wiedziałem, ale zamierzałem się dowiedzieć.

LEA

Gnałam, jakby mnie coś goniło, nie obejrzałam się jednak ani razu, dopóki nie zniknęłam za zakrętem. Dopiero tam zwolniłam, ale cały czas czułam towarzyszące mi panikę i wstyd. Chyba nigdy nie bałam się tak jak wtedy, gdy obudził mnie ten głos. A już na pewno nigdy wcześniej tak się nie wstydziłam. Początkowo myślałam, że umarłam i widzę pięknego anioła, ale zaraz otrzeźwiałam na tyle, by się połapać, że to nie anioł, tylko człowiek z krwi i kości Oczami wyobraźni już widziałam radiowóz i siebie zakutą w kajdanki, z oskarżeniem o włamanie, wtargnięcie czy jak to się fachowo nazywa. A tu szok – facet okazał się całkiem w porządku, nie dość, że nie nawrzeszczał na mnie za to, że spałam na jego podwórku, to jeszcze zaoferował pomoc. Bałam się mieć nadzieję. A jeśli to jakiś psychol, który zwabi mnie do swojego domu i będzie tam torturował albo uczyni mnie swoją seksualną niewolnicą? Aż mnie ciarki przeszły. Trzeba przyznać, że jak na psychola, facet był superprzystojny. Ale Ted Bundy też był niczego sobie, a okazał się seryjnym mordercą.

Postanowiłam, że nie będę tak gdybać. Poczekam, czy w ogóle zadzwoni, choć nie robiłam sobie na to nadziei. Sądziłam, że chciał mnie tylko zbyć.

Było już po siódmej, a to oznaczało, że otworzyli bar na dworcu, w którym można było dostać niedrogie i najlepsze w mieście hot dogi. Ostatnio żywiłam się prawie tylko nimi, bo były tanie i na długo dawały uczucie sytości. Oczywiście w plecaku miałam pół bochenka chleba i ser żółty albo jakiś twór seropodobny, na co wskazywałaby jego cena. Postanowiłam jednak zostawić je na później, a teraz zjeść coś pożywniejszego, by mieć siłę do pracy.

Na dworcu przywitałam się z miłą właścicielką, poprosiłam o hot doga oraz wrzątek, bo w przeciwieństwie do herbaty był bezpłatny, i usiadłam przy stoliku, czekając na zamówienie.

Do pracy miałam jeszcze ponad godzinę – zbyt długo, by wałęsać się po mieście w zimny poranek, więc miałam nadzieję, że właścicielka baru nie będzie miała mi za złe, że tu posiedzę.

Dostałam zamówionego hot doga i rzuciłam się na niego głodna jak wilk. Od dwóch tygodni nie zjadłam normalnego ciepłego posiłku. Dobrze, że wpadłam na pomysł, że kupię termos i będę w pracy robiła w nim herbatę, żeby mieć się czym rozgrzewać w zimne wieczory. Dzięki temu było mi choć przez krótki czas cieplej.

Martwił mnie gwałtowny spadek temperatury, nie byłam w stanie wyobrazić sobie, jak spędzę na dworze kolejne noce. A co, jeśli do zimy nic nie wymyślę? Jak miałabym przetrwać mróz pod gołym niebem? Nie miałam pojęcia, jak inni bezdomni sobie z tym radzą. Myśl o tym napawała mnie takim przerażeniem, że aż nie mogłam oddychać. Przełknęłam łzy wraz z ostatnim kęsem jedzenia i napiłam się gorącej wody, próbując się uspokoić.

Ręce mi drżały, gdy podnosiłam kubek do ust, a serce w panice biło zdecydowanie zbyt szybko.

Nie, nie mogę tak dalej żyć. Może prościej byłoby to zakończyć raz na zawsze. Przecież i tak nikogo nie obchodzę. Matka pewnie nie uroniłaby ani jednej łzy, a tym bardziej mój były. Coraz bardziej traciłam sens życia, czułam, że powoli się poddaję, a nadchodząca zima wcale nie poprawiała sytuacji.

Przyszła pora, żeby pójść do pracy. Tam jest przynajmniej ciepło i choć na jakiś czas mogę się oderwać od zmartwień. Tylko czasem uśmiechanie się do klientów przychodzi z wielkim trudem, bo serce rozdziera mi rozpacz.

W pracy, jak zawsze rano, było spokojnie. Dopiero koło jedenastej zjawiało się więcej klientów, a prawdziwe obłożenie było po południu.

Ana spytała mnie, co słychać, ale odpowiedziałam wymijająco, że wszystko gra. Nie chciałam jej martwić, choć bardzo pragnęłam mieć kogoś, komu mogłabym się zwierzyć. Chciałabym zdjąć z siebie część tych trosk, poczuć czyjeś wsparcie. Nie mogłam jednak jej tego zrobić. Była wspaniałą przyjaciółką, ale miała za małe mieszkanie, żeby mnie przyjąć pod swój dach. Mieszkała w kawalerce z mężem i małym dzieckiem. Gdyby wiedziała, że nie mam gdzie mieszkać, zadręczałaby się tym, a ja chciałam jej tego oszczędzić.

Poranna zmiana minęła bardzo szybko i jak co dzień pojawiło się pytanie, co robić po wyjściu z pracy, gdzie się podziać? Postanowiłam poszwendać się po galerii handlowej, bo było tam ciepło. Potem może pójdę posiedzieć w bibliotece.

Po pracy zamknęłam się w łazience i szybko umyłam przy umywalce. Nie pytajcie mnie, jak to zrobiłam, wolę zaoszczędzić sobie upokorzenia. Grunt, że byłam względnie czysta i nie śmierdziałam. Jak ja marzyłam o prawdziwej kąpieli w wannie pełnej gorącej wody. Prawdą jest, że to, co dobre, doceniamy dopiero wtedy, gdy to stracimy.

Tak też było i ze mną. Dopiero teraz kąpiel stała się dla mnie nie czymś zwyczajnym i oczywistym, czym była do tej pory, ale prawdziwym luksusem, za którym tęskniłam. No ale cóż, trzeba się cieszyć tym, co się ma. Gorzej by było, gdyby w pracy nie było umywalki, bo prysznice na stacjach benzynowych kosztują.

Odświeżona udałam się do centrum handlowego, gdzie przywitał mnie gwar i muzyka z głośników. Przeszłam się po wszystkich piętrach, w końcu usiadłam na jednej z ławek pod sztuczną palmą i zaczęłam się przyglądać mijającym mnie ludziom, zastanawiając się, jakie są ich historie.

Nagle poczułam wibracje w kieszeni i usłyszałam dźwięk swojej komórki. Szybko wyjęłam telefon, zobaczyłam obcy numer i mając nadzieję, że dzwoni ktoś w sprawie pracy, odebrałam połączenie.

– Dzień dobry, z tej strony Natan, spotkaliśmy się dziś rano.

– E, no tak – wyjąkałam zaskoczona. W ogóle nie pomyślałam, że to może być on, więc ledwo mogłam zebrać myśli. Pewnie uzna mnie za infantylną, nieogarniętą dziewuchę.

– Dzwonię, ponieważ wpadłem na pewien pomysł, jak mógłbym pani pomóc. Czy możemy się gdzieś spotkać?

– Nie wiem, co powiedzieć, nie spodziewałam się, że naprawdę pan zadzwoni.

– Nigdy nie rzucam słów na wiatr. Pół dnia myślałem o pani sytuacji i wpadłem, według mnie, na świetny pomysł. Jeśli zgodzi się pani spotkać, to opowiem pani o nim.

– Dobrze, to może w McDonald’s w galerii handlowej Karstadt? Kiedy panu pasuje?

– Za pół godziny będzie dobrze?

– Tak.

– W takim razie do zobaczenia – powiedział mężczyzna.

– Do zobaczenia – odparłam, nadal zszokowana.

I co ja mam zrobić? Iść tam czy nie? A jeśli zaproponuje mi wynajęcie mieszkania w zamian za usługi seksualne? Byłam tak zdesperowana, że kto wie, czy i na to bym się nie zgodziła. Rany, co też mi przyszło do głowy?! Jednocześnie uświadomiłam sobie, do czego zdolny jest człowiek, gdy znajduje się w sytuacji podbramkowej. Zadziwiało mnie to i jednocześnie przerażało. Ucieszyłam się, że spotkamy się w miejscu publicznym. Jeśli coś wyda mi się podejrzane, będę mogła po prostu wyjść i już nigdy nie zobaczę gościa.

Poszłam w stronę McDonalda, weszłam do środka i zajęłam wolny stolik. Zostało jeszcze siedem minut, ale nie miałam czasu nawet złapać oddechu i się uspokoić, gdy drzwi się otworzyły i wszedł wysoki mężczyzna w garniturze i czarnym płaszczu.

Boziu, jaki on był piękny! Rano nie zauważyłam tylu szczegółów co teraz, widocznie byłam za bardzo przerażona. Ale teraz widziałam. Gęste, starannie przystrzyżone włosy, szczupłą sylwetkę i szerokie ramiona. Ile bym dała, by móc się bezpiecznie zatopić w takich ramionach choć na kilka chwil.

Nie chcę wiedzieć, jak głupią miałam minę, podziwiając ten symbol seksu. Na ziemię sprowadził mnie jego głos – przywitał się, obdarowując mnie pięknym, ciepłym uśmiechem.

Ten facet onieśmielał mnie tak bardzo, że zaczęłam się obawiać o swoją elokwencję. Nie chciałam wyjść na idiotkę, ale on sprawiał, że język stawał mi kołkiem. Ciekawe, ile mógł mieć lat? Obstawiałabym jakieś trzydzieści. Usiadł i spytał, czy chciałabym coś zjeść. Odparłam, że nie, choć naprawdę byłam głodna. Stwierdził, że sam umiera z głodu i byłby mi wdzięczny, gdybym zjadła razem z nim, bo inaczej nie zje wcale.

Zapędzona w kozi róg zgodziłam się. Podejrzewałam, że zrobił to specjalnie dla mnie, żeby nie pozbawiać mnie resztek dumy, i byłam mu za to wdzięczna. Poprosiłam o Big Maca, a on zamówił do tego mnóstwo innego jedzenia, zmuszając mnie potem, bym pomogła mu to wszystko zjeść. Niezły wybieg.

W końcu się odezwał:

– Zanim powiem, co wymyśliłem, chciałbym dowiedzieć się trochę o pani. Ale może najpierw zaczniemy się zwracać do siebie po imieniu? Jestem Natan.

Wyciągnął do mnie dłoń, którą uścisnęłam ze słowami:

– Lea, miło mi – przedstawiłam się po raz drugi.

– Dobrze, czy możesz mi powiedzieć, co takiego się wydarzyło, że znalazłaś się bez dachu nad głową?

O rany, miałam ochotę stamtąd uciec. Jak mam mu powiedzieć, że byłam tak naiwna, że dałam się oszukać swojemu chłopakowi? Jednak musiałam to zrobić.

– Mieszkałam z chłopakiem, który dwa miesiące temu stracił pracę. Nic mi o tym nie powiedział, nadal wychodził z domu, niby do pracy, ale okazało się, że jak przyszła pora płacenia rachunków, to był spłukany. W rzeczywistości chodził do matki, a nie do pracy. Mnie nie było stać na pokrycie wszystkich kosztów, pensji ledwo starczało mi na opłacenie swojej części czynszu. Dlatego właściciel kazał nam się wyprowadzić. Ot i cała historia.

– Bardzo mi przykro – odrzekł. – A co się stało z tym chłopakiem, jeśli mogę zapytać?

– Zwiał, tak po prostu. Nie miał odwagi przyznać się do oszustwa, więc wyszedł z domu i nie wrócił. Nie mam z nim kontaktu i już nawet nie chcę mieć – odpowiedziałam zażenowana.

Natan wyjął z kieszeni wizytówkę i podał mi ją ze słowami:

– Jestem właścicielem firmy inwestycyjnej, zajmującej się aktywami naszych klientów. Początkowo myślałem, by znaleźć dla ciebie zatrudnienie w swojej firmie, ale na razie nie mamy wolnych miejsc. Dlatego mam inną propozycję. Przydałby mi się ktoś, kto zajmowałby się domem. Chodzi mi o gotowanie i sprzątanie, zajmowanie się podwórkiem, kwiatami. Nie musiałabyś sprzątać codziennie, tylko w miarę potrzeby. Miałabyś jednocześnie czas, żeby wykonywać dalej swoją pracę w supermarkecie. Nie musiałabyś z niej na razie rezygnować, zanim się nie przekonasz, jak będzie ci się pracowało u mnie. Możesz mieszkać w pokoju nad garażem, gdzie miałabyś prywatność, bo jest z niego wyjście bezpośrednio na zewnątrz. Znajduje się tam też mała łazienka z prysznicem i aneks kuchenny.

Siedziałam jak zamurowana, a on po chwili dodał:

– A oto moja propozycja wynagrodzenia.

Podał mi karteczkę z napisanymi na niej cyframi. Starałam się nie rozszerzać oczu ze zdziwienia, ale było to bardzo trudne. Żeby zarobić w markecie kwotę, jaką mi zaoferował, musiałabym pracować dwa miesiące i to na pełen etat.

– Aha! I żeby było jasne: mieszkanie jest bezpłatne.

Teraz to dopiero opadła mi szczęka, zupełnie nie wiedziałam, co powiedzieć.

– Nie masz się czego obawiać z mojej strony – kontynuował. – Podpiszemy legalną umowę, jeśli zgodzisz się przyjąć tę pracę. Wyświadczysz mi przysługę, bo naprawdę przydałby mi się ktoś do pomocy w domu. Potrzebujesz czasu na przemyślenie?

– Kilka minut chciałabym się zastanowić, rozważyć wszystko – odpowiedziałam.

– To może umówmy się, że pojadę teraz zatankować auto i po małe zakupy, potem wrócę tu i powiesz mi, co zdecydowałaś, dobrze? Jeśli przyjmiesz tę pracę, mogłabyś od razu jechać ze mną do domu, bo pewnie dziś też nie masz gdzie spać? – spytał, a ja spłonęłam rumieńcem i miałam ochotę zapaść się pod ziemię, ale nieśmiało skinęłam głową, przyznając rację Natanowi.

Wyszedł, a ja zostałam przy stoliku z milionem myśli w głowie. Strach kłócił się z nadzieją i radością. Chciałam z kimś porozmawiać, poradzić się. Pomyślałam o Anie, ale bałam się, że odkryje, że nie miałam gdzie spać.

Mimo to postanowiłam zaryzykować i zadzwoniłam do niej. Odebrała po kilku sygnałach, a w tle słychać było gaworzenie małej Sary.

– Cześć, Ana, chciałam się ciebie poradzić w pewnej sprawie. – Opowiedziałam jej, trochę naginając prawdę, jak poznałam Natana, że niby składałam CV w jego firmie i oddzwonił z propozycją pracy u niego, ale w domu, a nie w firmie. Na koniec spytałam, co o tym myśli.

– Mam nadzieję, że nie jest to jakiś niebezpieczny, zboczony typ. Jeśli jest normalny, co może być trudne do ocenienia na początku, to praca spadła ci z nieba. I jeszcze darmowe lokum, super. Problem w tym, czy można mu zaufać. Podaj mi nazwę jego firmy, to od razu sprawdzę ją w internecie. Może będzie tam też coś o nim.

Zrobiłam, jak prosiła. Po dłuższej chwili milczenia odpowiedziała, że jest taka firma, a jej właściciel nazywa się Natan Wagner.

– O, i jest nawet jego zdjęcie. O rany! Ale ciacho! Ciemne włosy, wiek trzydzieści trzy lata, kawaler, założył firmę w wieku dwudziestu pięciu lat i z tego, co piszą, radzi sobie z nią świetnie. Ma zamożnych rodziców, ale to nie jest rodzinna firma. Wiesz, wydaje mi się, że mamy wiarygodne informacje o nim, więc to chyba nie jest żadna lipa.

– Okay, dzięki wielkie, uspokoiłaś mnie. W takim razie przyjmę tę pracę, nie mam w sumie wielkiego wyboru. Przynajmniej nie będę musiała martwić się o dach nad głową.

– Powodzenia, kochana.

– Dziękuję ci, że mnie wspierasz. Jesteś jedyną osobą, której na mnie zależy.

– Oczywiście, że mi zależy! Jesteś moją najlepszą przyjaciółką i życzę ci jak najlepiej. Trzymam kciuki, by ci się powiodło z tą pracą.

– Dzięki. Kończę, muszę sobie wszystko jeszcze poukładać w głowie, zanim Natan wróci.

– Trzymaj się i zadzwoń wieczorem, pa.

– Pa, zadzwonię.

Rozłączyłam się i powoli uśmiechnęłam się do siebie, choć wciąż byłam pełna obaw. Bo czy to nie było zbyt piękne, by było prawdziwe? Nagle pojawia się rycerz na białym koniu, oferuje mi pracę i mieszkanie, a gdzie tu haczyk? I to mnie właśnie martwiło, że gdzieś musi jakiś być.

No ale nic, zobaczymy, jak będzie. Jeśli zacznie zachowywać się dziwnie, to się zmyję. Z tym postanowieniem starałam się rozluźnić i spokojnie poczekać na powrót Natana.

Po upływie ponad dziesięciu minut od zakończenia mojej rozmowy z Aną, Natan wszedł do środka, więc wstałam od stolika i podeszłam do niego.

– Chcesz mi już odmówić, czy najpierw zobaczysz dom i swoje lokum? – zapytał, uśmiechając się.

– Chcę zobaczyć, jaka praca na mnie czeka – odparłam z takim samym uśmiechem.

– W porządku, to jedziemy.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki