Śluby milczenia. Nadużywanie władzy za pontyfikatu Jana Pawła II - Gerald Renner, Jason Berry - ebook

Śluby milczenia. Nadużywanie władzy za pontyfikatu Jana Pawła II ebook

Gerald Renner, Jason Berry

4,7

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Wznowienie wstrząsającego reportażu ukazującego bezkarność Kościoła katolickiego.

Prywatny detektyw diecezji chicagowskiej przeszukuje przed procesem śmieci ofiary, by znaleźć na nią haka. Papież, który nie staje po stronie ofiar, lecz zaleca duchownym milczenie. Kontrowersyjny Legion Chrystusa założony przez narkomana i gwałciciela chronionego przez Watykan.

Jason Berry i Gerald Renner odsłaniają skrzętnie ukrywane mechanizmy działania hierarchów kościelnych, które kojarzą się raczej z organizacją przestępczą, niż instytucją religijną. Naginanie prawdy, wpływanie na zeznania świadków, zmowa milczenia, szantaż, korupcja czy niszczenie dowodów – to tylko wierzchołek góry lodowej. Kościelne procedury uniemożliwiają dojście do prawdy, a udokumentowane skargi giną w watykańskich urzędach. Kłamstwo i zapłata za milczenie, to zwyczajowa metoda postępowania hierarchów kościelnych. Dobro ofiar nie interesuje nikogo. Liczy się tylko Kościół.

Na potrzeby nowego wydania autorzy uzupełnili książkę o dodatkowy rozdział skierowany do polskiego czytelnika.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 560

Oceny
4,7 (15 ocen)
13
0
2
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Pro­log

Histo­ria, którą opo­wie­dział Juan Vaca, była zawiła i prze­ra­ża­jąca, lecz zale­żało mu na tym, by biskup John Ray­mond McGann dobrze zro­zu­miał przy­czynę jego przy­by­cia do sie­dziby die­ce­zji Roc­kville Cen­tre na Long Island. Był kwie­cień 1976 roku. Ojciec Vaca miał trzy­dzie­ści dzie­więć lat, czarne, przy­pró­szone siwi­zną włosy i ciemną cerę. Jeśli biskup był spo­strze­gaw­czy, mógł dostrzec melan­cho­lię w jego oczach i prze­ni­ka­jący go smu­tek. W póź­niej­szych latach Vaca posta­no­wił stu­dio­wać psy­cho­lo­gię, aby – jak powie­dział – „usta­lić, gdzie koń­czy się cho­roba, a zaczyna zło”a1.

Vaca roz­po­czął pracę w die­ce­zji na Long Island zaraz po przej­ściu na eme­ry­turę poprzed­nika McGanna. Człon­ko­wie zako­nów, takich jak jezu­ici lub fran­cisz­ka­nie, czę­sto peł­nili posługę w die­ce­zjach, lecz nie­wielu z nich pro­siło o ofi­cjalną zmianę swego sta­tusu z zakon­nika na księ­dza die­ce­zjal­nego. Ojciec Vaca miał nie­pod­wa­żalne kwa­li­fi­ka­cje. W Orange w sta­nie Con­nec­ti­cut peł­nił przez pięć lat funk­cję ame­ry­kań­skiego prze­ło­żo­nego Legionu Chry­stusa – zakonu reli­gij­nego kie­ro­wa­nego z Rzymu.

Legion Chry­stusa został zało­żony w Mek­syku w 1941 roku przez Mar­ciala Maciela Degol­lado. Pod rzą­dami ojca Maciela legio­ni­ści zbu­do­wali w Mek­syku sieć szkół i uni­wer­sy­te­tów, po czym roz­sze­rzyli dzia­łal­ność, zakła­da­jąc szkoły pod­sta­wowe i śred­nie oraz semi­na­ria w Hisz­pa­nii, Ame­ryce Łaciń­skiej, Irlan­dii, a ostat­nio w Ame­ryce Pół­noc­nej. Wraz ze wzro­stem Legionu rosła pozy­cja Maciela w oczach kurii rzym­skiej. Do 2003 roku Legion mógł się pochwa­lić zało­że­niem jede­na­stu uni­wer­sy­te­tów i ponad stu pięć­dzie­się­ciu szkół niż­szych szcze­bli na całym świe­cie.

Vaca, zwer­bo­wany przez Maciela w Mek­syku jako dzie­się­cio­letni chło­piec, wycho­wy­wał się w Legio­nie, stu­diu­jąc w semi­na­riach zakon­nych w Euro­pie. Bisku­powi McGan­nowi powie­dział, że od dwu­na­stego roku życia był przez Maciela wyko­rzy­sty­wany sek­su­al­nie. Nuestro Padre – Nasz Ojciec, jak nazy­wali gene­rała-zało­ży­ciela legio­ni­ści – upra­wiał z nim per­wer­syjne prak­tyki sek­su­alne, dopóki Vaca nie ukoń­czył dwu­dzie­stu pię­ciu lat. Jego zda­niem Maciel rzą­dził Legio­nem po dyk­ta­tor­sku, a jego samego zdo­mi­no­wał, izo­lu­jąc od rodziny. Biskup McGann przy­jął to wszystko do wia­do­mo­ści, po czym zadał kla­sycz­nie ame­ry­kań­skie pyta­nie: Czy nikt nie pod­niósł alarmu?

„Nic mi o tym nie wia­domo” – odparł Vaca.

Die­ce­zja McGanna obej­mo­wała hrab­stwa Suf­folk i Nassau. Funk­cjo­no­wała dzięki hoj­no­ści potom­ków irlandz­kiej, wło­skiej i hisz­pań­skiej imi­gra­cji kato­lic­kiej, z któ­rych wielu miało na Man­hat­ta­nie posady, o jakich ich przod­ko­wie nie mogli nawet marzyć. Pra­wie trze­cią część naj­le­piej zara­bia­ją­cych pre­ze­sów firm sta­no­wili rzym­scy kato­licya2. McGann nale­żał do poko­le­nia bisku­pów, które stwo­rzyło sieć para­fii, szkół, uczelni i insty­tu­cji usłu­go­wych, dzięki któ­rym kato­licy, pozo­sta­jący przed­tem na mar­gi­ne­sie życia spo­łecz­nego, stali się grupą zamożną i wpły­wową.

Złe sek­su­alne pro­wa­dze­nie się księży nie było w tam­tych latach tema­tem medial­nym. W śro­do­wi­sku kle­ry­kal­nym krą­żyły cza­sami opo­wie­ści o księ­żach współ­ży­ją­cych z kobie­tami, a nawet z męż­czy­znami. Wie­dziano, że duchowni nie są ludźmi wol­nymi od grze­chu. Mimo to w oczach milio­nów kato­li­ków Kościół był ostoją moral­no­ści. Oskar­że­nia, które wysu­nął ojciec Vaca, wykra­czały daleko poza zwy­kły „grzech”. McGann został powo­łany na sta­no­wi­sko biskupa przez papieża Pawła VI i był przed nim odpo­wie­dzialny. Duchowny, który mu pod­le­gał, utrzy­my­wał, że prze­ło­żony mię­dzy­na­ro­do­wego zakonu dopu­ścił się bar­dzo nie­mo­ral­nych występ­ków. Należy powia­do­mić o tym Ojca Świę­tego. Ojciec Vaca pro­sił swego biskupa o pomoc.

McGann już nie żył, kiedy w 2002 roku roz­sze­rzona ława przy­się­głych na Long Island ogło­siła obszerny raport potę­pia­jący die­ce­zję Roc­kville Cen­tre za sys­te­ma­tyczne ukry­wa­nie przy­pad­ków mole­sto­wa­nia dzieci przez księży i okła­my­wa­nie rodzin tych dzieci. W przy­padku ojca Vaki biskup pró­bo­wał zro­bić to, co powi­nien.

McGann powie­dział mek­sy­kań­skiemu duchow­nemu, że poin­for­muje Waty­kan o postę­po­wa­niu Maciela. Vaca był scep­tyczny. Uwa­żał, że Maciel ma w kurii rzym­skiej wpływy, które zablo­kują docho­dze­nie. McGann zapew­niał, że prze­każe wia­do­mość odpo­wied­nimi kana­łami, że napi­sze do wysłan­nika papieża w Waszyng­to­nie. Jed­nakże doku­ment o takiej wadze musi być kon­kretny: to Vaca powi­nien uczy­nić następny krok. Przez całe lato Vaca peł­nił posługę w para­fii mia­sta Bal­dwin. W dniu 20 paź­dzier­nika 1976 roku, prze­by­wa­jąc na pro­bo­stwie św. Krzysz­tofa, wysłał dwu­na­sto­stro­ni­cowy list do Maciela. Podzię­ko­waw­szy mu za zwol­nie­nie z Legionu, pisał bez ogró­dek:

Dla mnie, Ojcze, hańba i udręka moralna zaczęły się owej nocy w grud­niu 1949 roku. Pod pre­tek­stem, że źle się czu­jesz, kaza­łeś mi pozo­stać w twoim łóżku. Nie mia­łem jesz­cze trzy­na­stu lat. Wie­dzia­łeś, że Bóg dotąd ustrzegł mnie przed nie­czy­sto­ścią, przed wszelką plamą na nie­win­no­ści mego dzie­ciń­stwa, ty zaś wła­śnie tej nocy, przy­pra­wia­jąc mnie o strasz­liwe zmie­sza­nie i cier­pie­nie, odar­łeś mnie z męskiej cnoty. Przy­by­łem do Legionu w dzie­ciń­stwie, nie mając żad­nego doświad­cze­nia sek­su­al­nego. (…) To wła­śnie ty roz­po­czą­łeś tej nocy występne, świę­to­krad­cze wyko­rzy­sty­wa­nie mnie. Trwało ono przez trzy­na­ście bole­snych lata3.

Cri de coeur ojca Vaca jest doku­men­tem wstrzą­sa­ją­cym nawet na tle obec­nej fali dzia­łań praw­nych prze­ciwko księ­żom i zain­te­re­so­wa­nia mediów podwój­nym życiem tak wielu przed­sta­wi­cieli kleru. Vaca wska­zał dwu­dzie­stu męż­czyzn o mek­sy­kań­skich lub hisz­pań­skich nazwi­skach, poda­jąc w nawia­sach ich miej­sca zamiesz­ka­nia: „Wszy­scy ci dobrzy i uzdol­nieni mło­dzi chłopcy (…) oso­bi­ście powie­dzieli mi, że byli przez cie­bie tak samo wyko­rzy­sty­wani sek­su­al­nie, a Bóg mi świad­kiem, że mówię prawdę”.

Vaca skry­ty­ko­wał rów­nież Regnum Chri­sti, orga­ni­za­cję, którą Legion stwo­rzył, by pro­pa­go­wać wśród osób świec­kich ewan­ge­li­za­cję na rzecz kró­le­stwa Chry­stusa na ziemi. Napi­sał, że „sam ruch RC z jego taj­nymi pro­ce­du­rami, abso­lu­ty­zmem i sys­te­mem pra­nia mózgów prak­ty­kuje raczej metody taj­nych sto­wa­rzy­szeń niż otwarte, pro­ste metody ewan­ge­liczne (…) [oraz] wyko­rzy­stuje ludzką skłon­ność do próż­no­ści i pychy, [wpa­ja­jąc swoim człon­kom] zwod­ni­cze prze­ko­na­nie, że są ludźmi uprzy­wi­le­jo­wa­nymi, wybra­nymi przez Boga”. Vaca miał sio­strę, która wcze­śniej zło­żyła w Mek­syku śluby w Regnum Chri­sti jako „kobieta kon­se­kro­wana”. Doma­gał się, by Maciel ode­słał ją do rodziny. Chciał, by pozwo­lono mu w samot­no­ści odbu­do­wać swoje życie. Na koniec „dla dobra Kościoła” wzy­wał Maciela: „Zrzek­nij się swego sta­no­wi­ska”.

Ni­gdy nie otrzy­mał od Maciela odpo­wie­dzi na swój list.

Chłodna ana­liza tego listu każe wziąć pod uwagę trzy moż­li­wo­ści. Pierw­sza to moż­li­wość, że Vaca był czło­wie­kiem nie­zrów­no­wa­żo­nym i sfa­bry­ko­wał oszczer­czy obraz prze­ło­żo­nego; druga – że Maciel był winny i nie chciał ryzy­ko­wać odpo­wie­dzi, która byłaby samo­oskar­że­niem; trze­cia – która zapewne przy­szła na myśl bisku­powi McGan­nowi – to moż­li­wość, że Vaca w zasa­dzie powie­dział prawdę, cho­ciaż nie wszyst­kie jego oskar­że­nia, takie jak zarzut pra­nia mózgów, można by udo­wod­nić.

Zgod­nie z kodek­sem prawa kano­nicz­nego McGann miał obo­wią­zek zająć się taką sprawą lub tego odmó­wić, zależ­nie od swo­jej oceny cha­rak­teru i wia­ry­god­no­ści autora listu. Jedną spo­śród dwu­dzie­stu ofiar, które wymie­nił Vaca, był ksiądz z tej samej die­ce­zji na Long Island. Wie­lebny Félix Alar­cón, wtedy czter­dzie­sto­trzy­letni, wycho­wał się w Hisz­pa­nii i wstą­pił do Legionu w wieku kil­ku­na­stu lat. W 1965 roku zało­żył ośro­dek Legionu Chry­stusa w Con­nec­ti­cut, a rok póź­niej prze­szedł do die­ce­zji Roc­kville. „Zabrał­bym to ze sobą do grobu – powie­dział póź­niej ojciec Alar­cón – lecz gdy mój biskup zapy­tał, czy potwier­dzam to, co powie­dział Vaca, zała­ma­łem się”a4. Przy­znał, że gdy był semi­na­rzy­stą, Maciel czę­sto wyko­rzy­sty­wał go sek­su­al­nie. McGann skon­sul­to­wał się ze swym praw­ni­kiem kano­nicz­nym, księ­dzem Joh­nem A. Ale­san­dro. Ten przy­go­to­wał dossier obej­mu­jące potwier­dze­nie przez Alar­cona zarzu­tów, które Vaca zawarł w liście do Maciela. Ojciec Ale­san­dro wysłał te mate­riały do dele­gata papie­skiego w Waszyng­to­nie. Ręcząc za oby­dwu eks-legio­ni­stów, McGann i Ale­san­dro ape­lo­wali do osoby, która miała usta­loną pozy­cję w struk­tu­rze wła­dzy kościel­nej w Rzy­mie, o wsz­czę­cie waty­kań­skiego śledz­twa.

Nie przy­nio­sło to rezul­tatu. Żaden waty­kań­ski urzęd­nik nie popro­sił o dodat­kowe infor­ma­cje w tej spra­wie. Na wia­do­mość, że zało­ży­ciel mię­dzy­na­ro­do­wego zakonu jest pede­ra­stą, a jego orga­ni­za­cja sto­suje pra­nie mózgów, Rzym zare­ago­wał chłod­nym mil­cze­niem.

Dwa lata póź­niej, w sierp­niu 1978 roku, Vaca udał się do Mek­syku, aby być ze swoją rodziną w okre­sie, gdy jego ojciec umie­rał na raka. Sio­stra na­dal nale­żała do Regnum Chri­sti i opie­rała się jego namo­wom, by opu­ściła tę grupę. Vaca prze­ży­wał jed­nak głęb­szy kry­zys. Zako­chał się w kobie­cie i miał wyrzuty sumie­nia, że pozo­staje księ­dzem. Po powro­cie na Long Island powie­dział o tym bisku­powi McGan­nowi i popro­sił go o zwol­nie­nie ze zobo­wią­zań stanu duchow­nego. Wyma­gało to wysła­nia pety­cji do Rzymu. Jako jeden z powo­dów swego odej­ścia Vaca raz jesz­cze podał sek­su­alne wyko­rzy­sty­wa­nie go przez Maciela.

Bio­rąc pod uwagę jego trudne doświad­cze­nia, biskup suge­ro­wał, by Vaca wziął urlop i upo­rząd­ko­wał swoje życie. Nama­wiał go też na wizytę u psy­chia­try. Po paru mie­sią­cach Vaca zakoń­czył swój romans i powró­cił do funk­cji duchow­nego. Pono­wił też sta­ra­nia o usu­nię­cie Maciela. Kano­ni­sta Ale­san­dro znowu prze­słał dossier do wysłan­nika Sto­licy Apo­stol­skiej w Waszyng­to­nie. W dniu 16 paź­dzier­nika 1978 roku papie­żem został arcy­bi­skup Kra­kowa, kar­dy­nał Karol Woj­tyła, który przy­brał imię Jana Pawła II. Waty­kań­ska kon­gre­ga­cja ds. zako­nów potwier­dziła odbiór skargi. Gdy w 1997 roku Gerald Ren­ner zapy­tał ojca Ale­san­dro, dla­czego nic się nie działo w tej spra­wie, usły­szał nie­chętną odpo­wiedź: „Mogę powie­dzieć tyle, że ist­nieją różne szcze­ble odbie­ra­jące takie infor­ma­cje. Naszym obo­wiąz­kiem było prze­ka­za­nie tego we wła­ściwe ręce. Nie wiem, dla­czego nic nie zro­biono. (…) Jest to ważne donie­sie­nie, na które powinno się zare­ago­wać”a5.

„Zdu­mie­wa­jące – zauwa­żył ojciec Alar­cón. – W Rzy­mie są wpły­wowi ludzie, któ­rzy tego uni­kają”.

Juan Vaca porzu­cił stan kapłań­ski po psy­cho­te­ra­pii i dal­szych zma­ga­niach z celi­ba­tem. W dniu 31 sierp­nia 1989 roku oże­nił się, zawie­ra­jąc ślub cywilny, a 28 paź­dzier­nika napi­sał sied­mio­stro­ni­cowy list do papieża Jana Pawła II z prośbą o zwol­nie­nie go ze ślu­bów kapłań­skich. Mimo że nie peł­nił już funk­cji duchow­nego, Vaca i jego żona chcieli, by ich mał­żeń­stwo zostało pobło­go­sła­wione przez Kościół. W przy­padku byłego księ­dza lub biskupa wymaga to zgody papieża.

Także ten list został wysłany przez ojca Ale­san­dro do amba­sady apo­stol­skiej w Waszyng­to­nie. I tym razem nade­szło potwier­dze­nie odbioru z Rzymua6. Vaca pisał tak, jakby roz­ma­wiał oso­bi­ście z Janem Paw­łem II, opi­su­jąc mu swoje życie, swoje sła­bo­ści i swoje mał­żeń­stwo. Pisał, że był „źle przy­go­to­wany” do kapłań­stwa „z powodu wie­lo­let­niej traumy wsku­tek sek­su­al­nego i psy­cho­lo­gicz­nego wyko­rzy­sty­wa­nia mnie przez zało­ży­ciela i gene­rała [zakonu] Mar­ciala Maciela (…) w ten sam spo­sób, w jaki, o czym wkrótce się prze­ko­na­łem, postę­po­wał on z innymi semi­na­rzy­stami”.

Cztery lata póź­niej Vaca otrzy­mał dys­pensę, jedną z tysięcy pod­pi­sa­nych przez papieża. Ni­gdy nie prze­ka­zano mu ani słowa na temat Maciela i zarzu­tów, które mu sta­wiał. W 1997 roku Maciel w odpo­wie­dzi na nasze pyta­nia zaprze­czył tym zarzu­tom i na­dal to czyni.

Dla­czego papież Jan Paweł II ochra­niał Maciela?

Waty­kan nie ma obo­wiązku udzie­la­nia pomocy w śledz­twie dzien­ni­kar­skim. Przez sie­dem lat od chwili, gdy po raz pierw­szy wystą­pi­li­śmy do biura rzecz­nika papie­skiego Joaqu­ina Navarro-Val­lsa, pro­sząc, by sko­men­to­wał oskar­że­nia o wyko­rzy­sty­wa­nie sek­su­alne wysu­nięte wobec Maciela przez dzie­wię­ciu byłych człon­ków Legionu, Waty­kan odma­wiał komen­ta­rza w tej spra­wie. Żaden urzęd­nik waty­kań­ski ni­gdy nie powie­dział nam, że Maciel jest nie­winny. Nie było po pro­stu żad­nej odpo­wie­dzi na oskar­że­nia rela­cjo­no­wane przez media. Donie­sie­nia do waty­kań­skiego sądu prawa kano­nicz­nego, które w 1998 roku zło­żyli prze­ciwko Macie­lowi Vaca i inni, tra­fiły do szu­flad. Nie było żad­nej decy­zji. Nato­miast w 2001 roku, pod­czas obcho­dów sześć­dzie­sią­tej rocz­nicy powsta­nia Legionu, papież Jan Paweł II chwa­lił Maciela. Ten sym­bo­liczny akt unie­win­nie­nia doko­nany przez papieża, który bro­nił praw czło­wieka w reżi­mach dyk­ta­tor­skich, jest przy­gnę­bia­ją­cym świa­dec­twem stanu spra­wie­dli­wo­ści wewnątrz Kościoła.

Nasz pierw­szy mate­riał doty­czący Maciela, opu­bli­ko­wany w piśmie „Hart­ford Courant” z 23 lutego 1997 roku, opie­rał się na tym, co mówili Vaca, Alar­cón i sied­miu innych daw­nych semi­na­rzy­stów. Maciel odmó­wił udzie­le­nia wywiadu. Legion Chry­stusa zatrud­nił znane waszyng­toń­skie biuro adwo­kac­kie w celu pod­wa­że­nia tych infor­ma­cji. We wła­snej pra­sie i w inter­ne­cie zamiesz­czał tek­sty swo­ich publi­cy­stów i apo­lo­ge­tów, przed­sta­wia­jące Maciela jako ofiarę fał­szy­wych oskar­żeń. Wśród osób popie­ra­ją­cych Maciela byli nie­któ­rzy naj­bo­gatsi oby­wa­tele Hisz­pa­nii i Ame­ryki Łaciń­skiej, z któ­rych wielu kształ­ciło swoje dzieci w szko­łach i uczel­niach pro­wa­dzo­nych przez Legion. Ame­ry­ka­nami bro­nią­cymi Legionu byli m.in. Geo­rge Weigel, bio­graf papieża Jana Pawła II, oraz Wil­liam J. Ben­nett, piszący i pro­wa­dzący wykłady na temat war­to­ści moral­nych. Do obroń­ców Maciela nale­żeli też: wie­lebny Richard John Neu­haus, wydawca pisma „First Things”, Wil­liam Dono­hue, prze­wod­ni­czący kato­lic­kiej Ligi na rzecz Praw Wyzna­nio­wych i Oby­wa­tel­skich, Mary Ann Glen­don, pro­fe­sor prawa z Uni­wer­sy­tetu Harvarda, oraz Deal Hud­son, redak­tor maga­zynu „Cri­sis”.

Więk­szość kato­li­ków w świe­cie anglo­ję­zycz­nym nic nie wie o ojcu Macielu, o dziw­nej histo­rii Regnum Chri­sti ani o sto­so­wa­nych przez Legion meto­dach pre­sji psy­cho­lo­gicz­nej. W Ame­ryce pro­wa­dzone przez Legion szkoły bywają kry­ty­ko­wane, a ich dawni zwo­len­nicy roz­go­ry­czeni, lecz rów­no­cze­śnie zakon ten pla­nuje zało­że­nie uni­wer­sy­te­tów w Sacra­mento w Kali­for­nii i w hrab­stwie Wes­t­che­ster w sta­nie Nowy Jork. W Ame­ryce Łaciń­skiej i w Hisz­pa­nii legio­ni­ści sta­no­wią domi­nu­jący ruch reli­gijny, a w Mek­syku wręcz insty­tu­cję naro­dową.

W jaki spo­sób sądy waty­kań­skie trak­tują oskar­że­nia o poważne naru­sze­nia moral­no­ści popeł­niane przez księ­dza, który jest w bli­skich rela­cjach z papie­żem? Jak Waty­kan reaguje na zja­wi­sko nad­użyć sek­su­al­nych w śro­do­wi­sku kleru? Pyta­nia te wiążą się nie tylko ze sprawą Maciela i postawą wielu bisku­pów wobec mole­sto­wa­nia dzieci przez księży, lecz także z ero­zją wyobra­żeń o spo­so­bie życia kleru. Wie­lebny Donald B. Coz­zens, były rek­tor semi­na­rium, pisząc, że kapłań­stwo „jest lub staje się pro­fe­sją gejów”a7, powtó­rzył tezę, którą w 1992 roku wysu­nął Jason Berry w książce Lead Us Not into Temp­ta­tiona8.

Według praw­niczki z Dal­las, Sylvii Dema­rest, pro­wa­dzą­cej obszerny rejestr takich spraw, wśród 2100 księży, prze­ciw któ­rym od lat sie­dem­dzie­sią­tych toczyły się w USA postę­po­wa­nia sądowe, ogromną więk­szość sta­no­wią drę­czy­ciele kil­ku­na­sto­let­nich chłop­ców. Tera­peuci z kilku insty­tu­cji spe­cja­li­zu­ją­cych się w lecze­niu takich księży ape­lo­wali do bisku­pów o sfi­nan­so­wa­nie badań, które pozwo­li­łyby oce­nić obser­wa­cje kli­niczne. „Biskupi odrzu­cili ten wnio­sek – mówi dr Leslie Loth­stein, psy­cho­log kli­niczny z Insti­tute of Living w Hart­ford w sta­nie Con­nec­ti­cut, który od dawna zaj­muje się lecze­niem prze­stęp­ców sek­su­al­nych. – Tym, czego nie życzą sobie ludzie Kościoła, jest porów­na­nie dewia­cyj­nych zacho­wań sek­su­al­nych wśród duchow­nych pro­te­stanc­kich, żydow­skich i kato­lic­kich. Znamy ponad dwie­ście przy­pad­ków księży mole­stu­ją­cych nasto­lat­ków lub dzieci. (…) Spo­śród około pięć­dzie­się­ciu dusz­pa­ste­rzy innych wyznań, któ­rym udzie­la­łem porad, ogromna więk­szość anga­żo­wała się w związki z doro­słymi i z kobie­tami”a9.

W czerwcu 2002 roku, trzy lata po opu­bli­ko­wa­niu tego spo­strze­że­nia Loth­ste­ina, ame­ry­kań­scy biskupi powo­łali Kra­jową Komi­sję Lustra­cyjną (Natio­nal Review Board) w celu zebra­nia w die­ce­zjach danych doty­czą­cych prze­stępstw sek­su­al­nych kleru. Bada­nia te były w toku, gdy przy­go­to­wy­wa­li­śmy naszą książkę. Nego­wa­nie przez bisku­pów prze­stępstw sek­su­al­nych, któ­rych dopusz­czali się ich pod­władni, było nie­za­mie­rzoną kon­se­kwen­cją zasady celi­batu. Nie zna­czy to, że celi­bat jest przy­czyną sek­su­al­nego wyko­rzy­sty­wa­nia dzieci, podob­nie jak insty­tu­cji mał­żeń­stwa nie można uznać za przy­czynę kazi­rodz­twa. Zacho­wa­nia sek­su­alne zako­rze­nione są w roz­woju oso­bo­wo­ści. Gejow­ska kul­tura księży, która roz­wi­nęła się w ostat­nim poko­le­niu, to jeden z efek­tów ubocz­nych celi­batu sta­no­wią­cego kamień węgielny obo­wią­zu­ją­cego sys­temu. Jak papież Jan Paweł II zare­ago­wał na te zmiany tra­wiące cen­tralny układ ner­wowy Kościoła? Sta­wiamy to pyta­nie my, wycho­wani w kato­lic­kich rodzi­nach i w kato­lic­kich szko­łach, dobrze wspo­mi­na­jąc księży i zakon­nice, któ­rzy byli naszymi men­to­rami, i mając przy­ja­ciół wśród księży. Żaden z nas nie był wyko­rzy­sty­wany ani sek­su­al­nie, ani w inny spo­sób.

Naj­moc­niej­szy efekt tego kry­zysu wystą­pił w Irlan­dii, kraju, który ma naj­bar­dziej kato­licką kul­turę na świe­cie, a w któ­rym dziś semi­na­ria świecą pust­kami. Bada­nia wyka­zują, że nastą­piło głę­bo­kie znie­chę­ce­nie Irland­czy­ków – nie do wiary, lecz do nie­rze­tel­nych mecha­ni­zmów kon­tro­l­nych w urzę­dach Kościołaa10. Roz­cza­ro­wa­nie to roz­po­wszech­niło się w latach dzie­więć­dzie­sią­tych, po skan­da­lach w Ame­ryce Pół­noc­nej, Austra­lii i Euro­pie Zachod­niej, osią­ga­jąc masę kry­tyczną w 2002 roku wraz z medialną reak­cją łań­cu­chową na donie­sie­nia „Boston Globe”. Co działo się, zanim papież wezwał ame­ry­kań­skich kar­dy­na­łów do Rzymu na nad­zwy­czajne spo­tka­nie w kwiet­niu 2002 roku? Aby odpo­wie­dzieć na to pyta­nie, prze­śle­dzi­li­śmy geo­gra­fię kry­zysu i drogi, któ­rymi odpo­wie­dzial­ność zań pro­wa­dzi do Rzymu.

Zba­da­li­śmy sze­reg czyn­ni­ków, które zawa­żyły na tym, że Jan Paweł II zanie­dbał tę sprawę. Jed­nym z nich było prze­ko­na­nie Waty­kanu, że cały skan­dal jest wytwo­rem nie­od­po­wie­dzial­nych sądów ame­ry­kań­skich oraz anty­ka­to­lic­kich mediów. Wpraw­dzie w naszych mediach o cha­rak­te­rze roz­ryw­ko­wym nie­wąt­pli­wie wystę­puje pro­stacka skłon­ność do nagła­śnia­nia wia­do­mo­ści zwią­za­nych z tablo­ido­wymi obse­sjami, lecz ame­ry­kań­skie donie­sie­nia pra­sowe były spra­woz­da­niami z wyda­rzeń sądo­wych. Wło­ski sys­tem prawny, ina­czej niż w kra­jach opie­ra­ją­cych się na angiel­skim com­mon law, nie zapew­nia dzien­ni­ka­rzom łatwego dostępu do pro­ce­sów cywil­nych, więc media wło­skie znacz­nie rza­dziej je rela­cjo­nują.

W przy­padku ojca Maciela mamy do czy­nie­nia z tuszo­wa­niem sprawy przez papie­stwo. Jego kariera jest typo­wym przy­kła­dem świa­do­mej dez­in­for­ma­cji – prze­ina­cza­nia prawdy w celu osią­gnię­cia wła­dzy i sfa­bry­ko­wa­nia obrazu wła­snej cno­tli­wo­ści wbrew rze­czy­wi­stym, pato­lo­gicz­nym zacho­wa­niom. Lecz Waty­kan poma­gał mu w tym przez lata, igno­ru­jąc poważne oskar­że­nia. Maciel, który 20 marca 2003 roku ukoń­czył osiem­dzie­siąt trzy lata, jest zapewne naj­bar­dziej efek­tyw­nym współ­twórcą majątku dwu­dzie­sto­wiecz­nego Kościoła kato­lic­kiego. Gdy odda­wa­li­śmy tę książkę do druku, na­dal rzą­dził Legio­nem. Szkoły zakła­dane przez ruch Maciela są narzę­dziem zdo­by­wa­nia pie­nię­dzy i moc­nej pozy­cji we wła­dzach kościel­nych. Legion dekla­ruje, że ma 500 księży i 2500 semi­na­rzy­stów w dwu­dzie­stu kra­jach oraz „dzie­siątki tysięcy” osób świec­kich, a także die­ce­zjal­nych księży i dia­ko­nów zrze­szo­nych w Regnum Chri­sti. Nie wąt­pimy w oso­bi­stą uczci­wość wielu z tych ludzi, lecz wszyst­kie świa­dec­twa prze­ma­wiają za tym, że Legion jest rzym­sko­ka­to­licką sektą zbu­do­waną na kul­cie osoby jej zało­ży­ciela. Maciel roz­wi­nął w niej ducha walki, naśla­du­jąc faszy­stow­skie zasady, które podzi­wiał u hisz­pań­skiego dyk­ta­tora Fran­ci­sco Franco. Co gor­sza, legio­ni­ści sto­sują cha­rak­te­ry­styczne dla sekt tech­niki przy­musu psy­cho­lo­gicz­nego.

Kościół uważa Legion za zakon reli­gijny. W zako­nach o wie­lo­wie­ko­wej tra­dy­cji, jak fran­cisz­ka­nie i jezu­ici, składa się śluby ubó­stwa, czy­sto­ści i posłu­szeń­stwa. Legio­ni­ści Chry­stusa skła­dają dwa dodat­kowe śluby „pry­watne”, zobo­wią­zu­jące do tego, by ni­gdy nie mówić źle o Macielu i o innych zwierzch­ni­kach oraz dono­sić na tych, któ­rzy to czy­nią, ni­gdy też nie aspi­ro­wać do pozy­cji przy­wód­czych. W ślu­bach tych szpie­go­wa­nie trak­to­wane jest jako chlubne świa­dec­two wiarya11. W okre­sie, gdy odko­py­wa­li­śmy histo­rię Maciela i jego orga­ni­za­cji, zacho­wa­nia sek­su­alne w kul­tu­rze kleru stały się mię­dzy­na­ro­do­wym tema­tem wia­do­mo­ści pra­so­wych i jedną z wiel­kich tra­ge­dii insty­tu­cjo­nal­nych naszych cza­sów.

Papież Jan Paweł II, jego biskupi i doradcy z kurii rzym­skiej mogli powstrzy­mać ten pro­ces, gdyby wzięli pod uwagę pro­ro­cze ostrze­że­nia pocho­dzące z ich wła­snego śro­do­wi­ska. Ksiądz Tho­mas P. Doyle, duchowny domi­ni­kań­ski, który na początku lat osiem­dzie­sią­tych pra­co­wał jako praw­nik kano­niczny w amba­sa­dzie waty­kań­skiej w Waszyng­to­nie, szu­kał spra­wie­dli­wo­ści bar­dziej upo­rczy­wie i kon­se­kwent­nie niż kto­kol­wiek inny.

Ojciec Doyle jest kape­la­nem, pod­puł­kow­ni­kiem sił powietrz­nych USA. Jego kariera rzuca nowe świa­tło na tę histo­rię. Kolejne jego przej­ścia – jako mło­dego semi­na­rzy­sty we wcze­snych latach sześć­dzie­sią­tych, wytraw­nego spe­cja­li­sty w latach osiem­dzie­sią­tych, a potem wygnańca i pariasa – przy­pa­dły na czasy, w któ­rych wielka obiet­nica reform zwią­zana z Dru­gim Sobo­rem Waty­kań­skim natra­fiła za pon­ty­fi­katu Jana Pawła II na silny opór. Pod­czas gdy Waty­kan sta­rał się uci­szyć teo­lo­gów pro­wa­dzą­cych rze­telne bada­nia nad naucza­niem Kościoła, sek­su­alne pod­zie­mie w życiu kleru, ukry­wane przez kościel­nych urzęd­ni­ków, wysta­wiało na pośmie­wi­sko ofi­cjalną orto­dok­sję. Przez ponad dwa­dzie­ścia lat Tom Doyle dzia­łał od wewnątrz Kościoła – pisząc raporty, ostrze­ga­jąc bisku­pów, infor­mu­jąc kar­dy­na­łów, upo­mi­na­jąc się o spra­wie­dli­wość, a potem sta­jąc u boku ofiar i ich peł­no­moc­ni­ków, poma­ga­jąc dzien­ni­ka­rzom i przez cały ten czas szu­ka­jąc nowego sensu w swoim życiu. Jest on kato­lic­kim uoso­bie­niem czło­wieka zbun­to­wa­nego, któ­rego postawę opi­sał Albert Camus: „Czło­wiek, który mówi nie, lecz któ­rego odmowa nie impli­kuje rezy­gna­cji. (…) Bunt nie może ist­nieć bez uczu­cia, że w jakimś sen­sie jesteś uspra­wie­dli­wiony”. Czło­wiek zbun­to­wany „mówi zara­zem tak i nie. Przy­znaje, że ist­nieją gra­nice, a także że prze­czuwa – i pra­gnie zacho­wać – ist­nie­nie pew­nych rze­czy poza tymi gra­ni­cami”a12.

W 2002 roku, gdy sek­su­alne nad­uży­cia kleru stały się mię­dzy­na­ro­do­wym tema­tem medial­nym, Doyle prze­by­wał w bazie woj­sko­wej w Ram­stein na tere­nie Nie­miec i był oble­gany przez repor­te­rów pra­so­wych i tele­wi­zyj­nych z wielu kra­jów. Był gło­sem sumie­nia, jed­nym z nie­wielu księży, któ­rzy mówili prawdę wła­dzom swego Kościoła.

W Ślu­bach mil­cze­nia odsła­niamy tajem­nice Waty­kanu, uka­zu­jąc je w świe­tle życia dwóch księży, Doyle’a i Maciela. Pierw­szy doma­gał się spra­wie­dli­wo­ści, drugi był for­tecą niespra­wie­dli­wo­ści. Spo­rzą­dza­jąc kro­nikę waż­nych wyda­rzeń, któ­rych byli uczest­ni­kami lub świad­kami, poka­zu­jemy też szy­ka­no­wa­nie teo­lo­gów i myśli­cieli kato­lic­kich pod rzą­dami kar­dy­nała Jose­pha Rat­zin­gera. To współ­cze­sne polo­wa­nie na cza­row­nice jest prze­ja­wem tej samej postawy, którą przyj­mo­wał Jan Paweł II, gdy nie chciał zmie­rzyć się z wiel­kim kry­zy­sem w śro­do­wi­sku kleru, co wyma­ga­łoby dopusz­cze­nia swo­bod­nej dys­ku­sji nad alter­na­tywą dla celi­batu księży.

Sek­su­alne wyko­rzy­sty­wa­nie mło­dych ludzi przez księży nie jest w Kościele rzym­skim zja­wi­skiem nowym. Św. Ber­nard z Cla­irvaux radził Euge­niu­szowi III, swemu daw­nemu uczniowi z zakonu cyster­sów, jak ma postę­po­wać po wybo­rze na papieża w 1145 roku: „Nie możesz być ostat­nią osobą, która dowia­duje się o nie­po­rządku w swoim domu. Pod­noś rękę na win­nego, ponie­waż brak kary powo­duje lek­ko­myśl­ność, która otwiera drzwi do wszel­kich eks­ce­sów. Kar­dy­na­ło­wie, twoi bra­cia, muszą uczyć się na twoim przy­kła­dzie, że nie należy trzy­mać w swoim oto­cze­niu mło­dych, dłu­go­wło­sych chłop­ców ani atrak­cyj­nych męż­czyzn”a13. Nie podzie­lamy ide­olo­gicz­nego sta­no­wi­ska tych, któ­rzy twier­dzą, że kry­zys w śro­do­wi­sku kleru został spo­wo­do­wany przez „sieć homo­sek­su­alną”a14. Ale nie wyzna­jemy też zasad popraw­no­ści poli­tycz­nej, które spra­wiają, że pewni komen­ta­to­rzy medialni i aka­de­miccy uni­kają kry­tyki jakich­kol­wiek aspek­tów kul­tury gejow­skiej. Ana­li­zu­jąc kry­zys sek­su­alny w sys­te­mie obo­wiąz­ko­wego celi­batu, sta­ramy się uwzględ­niać prze­strogę Pas­cala, filo­zofa fran­cu­skiego, który powie­dział, że świa­dec­twem cnoty nie jest „trzy­ma­nie się jed­nej skraj­no­ści, lecz obej­mo­wa­nie obu i wypeł­nia­nie całej prze­strzeni mię­dzy nimi”.

* * *

Czy­tel­nicy nie­obe­znani z hie­rar­chią Kościoła kato­lic­kiego mogą sko­rzy­stać z dia­gra­mów poda­nych na początku tej książki.

CZĘŚĆ PIERW­SZA

Ody­seja Tho­masa Doyle’a

Roz­dział pierw­szy

Być księ­dzem

Patrick Doyle był nowi­cju­szem w rzym­sko­ka­to­lic­kim semi­na­rium na pół­nocy stanu Nowy Jork, gdy w 1962 roku zaczy­nał się sobór Vati­ca­num II. Dra­ma­tyzm sytu­acji, w któ­rej Kościół zwo­łuje swo­ich bisku­pów i naj­lep­szych teo­lo­gów, osza­ła­miał go. Jego przy­ro­dzona potrzeba wła­dzy mogła spra­wić, że wybrałby karierę w FBI. Jako chło­piec towa­rzy­szył ojcu na polo­wa­niach, a mając jede­na­ście lat, wstą­pił do Natio­nal Rifle Asso­cia­tion1, któ­rego człon­kiem pozo­staje do dziś. Lecz osiem­na­sto­letni Pat Doyle zapra­gnął poma­gać ludziom i być bli­sko Boga. Wiel­kie wido­wi­sko w Rzy­mie wzmoc­niło jego poczu­cie powo­ła­nia jako daru od Boga.

Zwo­łu­jąc sobór, pierw­szy od 1870 roku, papież Jan XXIII wzy­wał do aggior­na­mento – uno­wo­cze­śnie­nia czy też odnowy. Ten wspa­niały papież ema­no­wał życz­li­wo­ścią i ojcow­ską dobro­cią, która ocza­ro­wała miliony ludzi w tych wcze­snych latach tele­wi­zji. Miał też wro­dzone pre­dys­po­zy­cje do spra­wo­wa­nia wła­dzy: był – by użyć wło­skiego słowa – furbo, prze­zorny i bystrya15. Wybrany przez kole­gium kar­dy­na­łów w 1959 roku (mie­siąc przed ukoń­cze­niem sie­dem­dzie­się­ciu sied­miu lat) jako papież przej­ściowy, Jan XXIII zasko­czył kurię rzym­ską zwo­ła­niem rady eku­me­nicz­nej. Jego rady­kal­nym, choć nie­zbyt pre­cy­zyj­nym pro­gra­mem było „otwar­cie okien” Kościoła na nowo­cze­sny świat. Zmarł w 1963 roku, nie dokoń­czyw­szy dzieła. Jego następca, papież Paweł VI, miał duże doświad­cze­nie i wie­dzę, lecz bra­ko­wało mu cha­ry­zmy „dobrego papieża Jana”.

W 1964 roku Pat Doyle prze­niósł się do domi­ni­ka­nów, ist­nie­ją­cego od sied­miu­set lat zakonu kazno­dziej­skiego, i wstą­pił do semi­na­rium w Dubu­que w sta­nie Iowa, noszą­cego imię św. Toma­sza z Akwinu – śre­dnio­wiecz­nego domi­ni­ka­nina, który przy­swoił teo­lo­gii myśl Ary­ste­te­lesa. Stu­denci i nauczy­ciele tego semi­na­rium popie­rali posta­no­wie­nia Vati­ca­num II, gdyż jego kie­row­nic­two sta­rało się urze­czy­wist­niać stwo­rzoną przez Jana XXIII wizję miej­sca Kościoła w zmie­nia­ją­cym się świe­cie. Domi­ni­ka­nie tra­dy­cyj­nie nada­wali swoim nowi­cju­szom nowe imiona. Patrick Michael Doyle (uro­dzony 3 sierp­nia 1944 roku w She­boy­gan w sta­nie Wiscon­sin) został Tho­ma­sem. Przy­jął tę zmianę bez emo­cji. Krewni na­dal nazy­wali go Pat. „Nie byli­śmy rodziną szcze­gól­nie reli­gijną – wspo­mina Doyle. – Moi rodzice naprawdę się kochali. Lubili prze­by­wać ze sobą i byli bar­dzo zżyci. Moje sio­stry, Shan­non i Kelly, miały udane, trwałe mał­żeń­stwa”a16.

Mimo że naj­waż­niejsi człon­ko­wie kurii, oba­wia­jąc się zmian, chcieli zakoń­czyć sobór, Paweł VI pro­wa­dził go kon­se­kwent­nie do 1965 roku. Kościół zaczął wyco­fy­wać się z mszy łaciń­skiej na rzecz litur­gii w języ­kach lokal­nych. Co wię­cej, Sobór ogło­sił, że sze­re­gowi kato­licy są „ludem bożym”, co było istotną zmianą: poję­cie Kościoła, dotąd uosa­bia­nego przez bisku­pów i księży, objęło wszyst­kich kato­li­kówa17.

Przo­dek Toma, Patrick Doyle uro­dzony w 1830 roku w Irlan­dii w hrab­stwie Wic­klow, przy­pły­nął do Ame­ryki w 1850 roku i osie­dlił się w sta­nie Wiscon­sina18. Ojciec Toma, Michael Doyle, miał pięt­na­ścioro rodzeń­stwa, które roz­pro­szyło się po Środ­ko­wym Zacho­dzie. Jako mene­dżer w fir­mie agro­che­micz­nej prze­niósł się wraz z żoną, synem i dwiema cór­kami do Corn­wall w Onta­rio, gdzie Patrick dora­stał. Kiedy wstą­pił do zakonu domi­ni­ka­nów i przy­brał imię Tho­mas, rodzina miesz­kała w Mont­re­alu. Gdy w 1965 roku przy­je­chał do domu na Boże Naro­dze­nie, jego pięć­dzie­się­cio­dwu­let­nia matka Doris cho­ro­wała na raka piersi.

Ojciec R. J. Mac­Do­nald, ich dusz­pa­sterz z Corn­wall, regu­lar­nie przy­jeż­dżał do szpi­tala. Dwu­na­sto­let­nia Kelly w swoim pokoju wysłu­chi­wała brata, który deli­kat­nie przy­go­to­wy­wał ją na śmierć matkia19. Odpra­wiw­szy cere­mo­nię pogrze­bową Doris, Mac­Do­nald ofia­ro­wał Tomowi pamiąt­kowy róża­niec. Mac­Do­nald był szorst­kim Szko­tem o wiel­kim sercu. Jego rela­cje z rodziną Doyle’ów były typowe dla kul­tury ame­ry­kań­skiego kato­li­cy­zmu w poło­wie dwu­dzie­stego wieku. Księża nawią­zy­wali wów­czas ze swo­imi para­fia­nami bra­ter­skie więzi. Matki chęt­nie widziały ich w domach i uwa­żały za wzo­rzec oso­bowy dla swo­ich dzieci. Celi­bat ota­czała mistyczna atmos­fera świę­tej dys­cy­pliny. „Ksiądz zaj­mo­wał się świę­tymi spra­wami i posłu­gi­wał świę­tym języ­kiem – wspo­mi­nał pewien arcy­bi­skup. – Być księ­dzem sta­no­wiło naj­wyż­szą pozy­cję życiową, do jakiej mógł aspi­ro­wać chło­piec”a20.

Irlandzcy księża ukształ­to­wali kato­li­cyzm Ame­ryki Pół­noc­nej i Austra­lii. Dla dzie­więt­na­sto- i dwu­dzie­sto­wiecz­nej fali imi­gran­tów z Irlan­dii, osie­dla­ją­cej się w ubo­gich dziel­ni­cach miast, księża byli nie­oce­nio­nym wspar­ciem: poma­gali miesz­kań­com w spra­wach podat­ko­wych i szkol­nych, w kon­tak­tach z urzę­dami i w sta­ra­niach o pracę – w ogło­sze­niach czę­sto dekla­ro­wano: „Irland­czy­ków nie przyj­mu­jemy”a21. Z kul­tury tej wywo­dzi się wielu kar­dy­na­łów i arcy­bi­sku­pów, któ­rych przod­ko­wie byli Irland­czy­kami, jak Spel­l­man w Nowym Jorku, Cashing w Bosto­nie, McIn­tyre w Los Ange­les, Man­nix w Mel­bo­urne – ludzi rów­nie dobrze radzą­cych sobie z poli­ty­kami, jak z magna­tami biz­nesu.

Tom Doyle wró­cił do semi­na­rium św. Toma­sza z Akwinu i do następstw waty­kań­skiego trzę­sie­nia ziemi. Wybu­chały frak­cyjne spory doty­czące litur­gii – czy pod­czas mszy wolno uży­wać gitar, czy należy zanie­chać śpie­wów łaciń­skich? Doyle kochał mszę łaciń­ską. Nie lubił swo­bod­nych impro­wi­za­cji, czer­pał poczu­cie bez­pie­czeń­stwa z dźwięku dzwon­ków roz­brzmie­wa­ją­cych w usta­lo­nych momen­tach mszy i z aro­matu palą­cego się kadzi­dła. Wie­rzył w odwieczny porzą­dek. W wielu kra­jach księża i zakon­nice doma­gali się znie­sie­nia obo­wiązku celi­batu i uczy­nie­nia go dobro­wol­nym wybo­rem. Papież Paweł VI zamknął ten temat w ency­klice z 1967 roku, nazy­wa­jąc celi­bat „wspa­nia­łym klej­no­tem” Kościoła – tym, co „nie­wąt­pli­wie zapew­nia księ­dzu, nawet w wymia­rze prak­tycz­nym, mak­sy­malną efek­tyw­ność i naj­lep­szą dys­po­zy­cję psy­cho­lo­giczną i reli­gijną, dzięki usta­wicz­nemu ćwi­cze­niu się w dosko­na­łej czy­sto­ści”a22. Papież nie przy­wo­ły­wał żad­nych badań psy­cho­lo­gicz­nych nad dosko­nałą czy­sto­ścią – nie było wtedy co przy­wo­ły­wać.

Tuż przed Bożym Naro­dze­niem 1967 roku księża naucza­jący w semi­na­rium zebrali się na wspól­nym obie­dzie. Przeor – kapłan wybrany na zwierzch­nika zgro­ma­dze­nia – oświad­czył wów­czas, że opusz­cza szkołę, gdyż zamie­rza się oże­nić. Zebrani roze­szli się, tar­gani sprzecz­nymi uczu­ciami. Na dźwięk dzwonu Doyle i jego kole­dzy z semi­na­rium zgro­ma­dzili się we wspól­nej sali, gdzie zako­mu­ni­ko­wano im tę wia­do­mość. Poczu­cie zdrady popeł­nio­nej przez przy­wódcę znisz­czyło świą­teczny nastrój. Nie­któ­rzy pytali, dla­czego nie mogą się oże­nić i pozo­stać księżmi. W następ­nych mie­sią­cach ode­szli dwaj dalsi księża z kadry naucza­ją­cej, nie­któ­rzy roz­cza­ro­wani semi­na­rzy­ści uczy­nili to samo. Spo­śród dwu­dzie­stu sze­ściu męż­czyzn, któ­rzy wstą­pili do semi­na­rium razem z Doyle’em, wyświę­co­nych zostało sze­ściu. W 2002 roku tylko trzej z nich na­dal byli księżmi.

Czy Vati­ca­num II wywo­łało rewo­lu­cję? Czy sobór ten uka­zał pro­ro­czą wizję, czy też ska­pi­tu­lo­wał wobec spo­łecz­no­ści ode­rwa­nej już od swo­ich fun­da­men­tów? Jego spu­ści­zna wpro­wa­dziła Kościół na błędną drogę, którą wkro­czył póź­niej w nowe mile­nium.

Dzi­siej­sze bole­sne skan­dale mają źró­dła w pro­ble­mach, któ­rych wtedy nie roz­wią­zano.

Stu­diu­jąc teo­lo­gię, Doyle poznał prace eku­me­nicz­nych myśli­cieli soboru, takich jak nie­miecki jezu­ita Karl Rah­ner, bel­gij­ski domi­ni­ka­nin Edward Schil­le­beckx, fran­cu­ski ksiądz Yves Con­gar. Wysu­wane przez nich idee Kościoła intro­spek­cji, otwar­tego na roz­sądne zmiany, były w latach pięć­dzie­sią­tych, za pon­ty­fi­katu Piusa XII, przy­czyną wyklu­cze­nia ich ze wspól­noty wier­nych. Wszy­scy zostali zre­ha­bi­li­to­wani przez Jana XXIII.

Desta­bi­li­za­cja w semi­na­rium św. Toma­sza z Akwinu trwała. Nie­do­ro­zwi­nięty brat zakonny, który wyko­ny­wał prace porząd­kowe, nagle znikł. Cho­dziły słu­chy, że nakła­niał stu­den­tów do seksu i został wysłany na kura­cję do ośrodka w Nowym Mek­syku. Doyle dowie­dział się póź­niej, że tam zmarł. Teo­log, który stu­dio­wał w Insty­tu­cie Men­nin­gera, zaczął mówić o homo­sek­su­ali­zmie jako o czymś, co nie jest grze­chem, lecz sty­lem życia. Na nie­któ­rych semi­na­rzy­stach zro­biło to wra­że­nie. Czło­wiek ten opu­ścił potem stan duchowny i po latach umarł na AIDS. Kilku kole­gów z rocz­nika Doyle’a wyrzu­cono jako gejów.

Gdy w 1968 roku świa­tem wstrzą­sały pro­te­sty stu­denc­kie, Tom Doyle szu­kał bli­sko­ści Boga w orto­dok­sji. Kata­strofy w życiu semi­na­rium trak­to­wał jako próby, któ­rym pod­daje ich Bóg. Odczu­wał tym więk­szy pociąg do tajem­nic wiary, pra­gnął udzie­lać łaski Bożej za pomocą sakra­men­tów. „W latach nauki w semi­na­rium cho­dziło mi o to, aby prze­trwać” – wspo­mina. Dzięki żądzy wie­dzy szybko został magi­strem filo­zo­fii, a póź­niej dodał do tego cztery dal­sze stop­nie magi­ster­skie – w dzie­dzi­nie teo­lo­gii, nauk poli­tycz­nych, prawa kano­nicz­nego i admi­ni­stra­cji kościel­nej.

Zanim wybrał kapłań­stwo, zerwał ze swą przy­ja­ciółką ze szkoły śred­niej w Corn­wall. Nie był nie­czuły na uroki kobiet, lecz list papie­ski z 1967 roku w spra­wie celi­batu trak­to­wał jako prze­kre­śle­nie wszel­kiej szansy na zmianę tej reguły.

W dniu 29 lipca 1968 roku papież Paweł VI ogło­sił ency­klikę Huma­nae Vitae, w któ­rej potę­pił wszel­kie formy sztucz­nej anty­kon­cep­cji. Wywo­łało to mocne reak­cje. Teo­lo­go­wie w Euro­pie i Ame­ryce Pół­noc­nej otwar­cie prze­ciw­sta­wili się poglą­dowi papieża, cytu­jąc sta­no­wi­sko liczą­cej sześć­dzie­się­ciu czte­rech człon­ków komi­sji, która zaj­mo­wała się tą sprawą i któ­rej więk­szość opo­wie­działa się za sto­so­wa­niem pigu­łek umoż­li­wia­ją­cych kon­trolę uro­dzeń. Przez dwa lata po powsta­niu taj­nego raportu tej komi­sji Paweł VI zapo­zna­wał się z zagad­nie­niami bio­etyki i roz­ma­wiał ze swymi dorad­cami w iście ham­le­tow­skiej roz­terce. Czy powi­nien zanie­chać naucza­nia, zgod­nie z któ­rym pary pra­gnące unik­nąć ciąży mają powstrzy­my­wać się od seksu w okre­sie płod­no­ści kobiety? Czy też powi­nien prze­kro­czyć próg i uznać współ­ży­cie płciowe bez pło­dze­nia dzieci za dopusz­czalnea23? Wybrał dawną odpo­wiedź. Wkrótce po uka­za­niu się jego listu angiel­ski kar­dy­nał oświad­czył, że kato­licy sto­su­jący środki anty­kon­cep­cyjne mogą przy­stę­po­wać do sakra­men­tów.

Ponie­waż księża, zakon­nice i ludzie świeccy w wielu kra­jach sta­nęli w obro­nie wol­no­ści sumie­nia, wielki mur kato­lic­kiej jed­no­ści zaczął pękać. Doyle dowie­dział się, że dwie jego kuzynki uży­wają pigu­łek anty­kon­cep­cyj­nych. Zna­joma para mał­żeń­ska prze­szła do Kościoła epi­sko­pal­nego. A w każ­dym razie ency­kliki Pawła VI nie trak­to­wano jako prze­jawu papie­skiej nie­omyl­no­ści.

Tho­mas P. Doyle otrzy­mał świę­ce­nia 16 maja 1970 roku w Dubu­que w sta­nie Iowa. Michael Doyle ofia­ro­wał synowi ślubną obrączkę i zarę­czy­nowy pier­ścio­nek jego zmar­łej matki. Złot­nik z Mont­re­alu wto­pił je w kształ­cie krzyża cel­tyc­kiego w srebrny kie­lich, któ­rego Tom uży­wał zawsze, gdy cele­bro­wał Eucha­ry­stię. Odpra­wiał póź­niej cere­mo­nie ślubne swo­ich sióstr, Shan­non i Kelly. Nawet jeśli tro­chę zazdro­ścił sio­strom poży­cia mał­żeń­skiego i domów, w któ­rych wkrótce poja­wiły się dzieci, wła­sne życie dawało mu satys­fak­cję. Sub­li­mo­wał popęd płciowy przez ćwi­cze­nia fizyczne, dłu­gie lek­tury, inten­sywne modli­twy i liczne przy­jaź­nie, które nawią­zał w śro­do­wi­sku para­fian i braci domi­ni­ka­nów. Miał dwa­dzie­ścia osiem lat, gdy pewna kobieta pod­czas spo­wie­dzi zapy­tała go, czy prze­ży­wa­nie orga­zmu jest grze­chem. Bez namy­słu odpo­wie­dział, że nie – ciesz się orga­zmami, skoro ich doświad­czasz!

W 1971 roku, gdy Doyle peł­nił funk­cję wika­rego w para­fii św. Vin­centa Fer­rera w River Forest na przed­mie­ściu Chi­cago, pewien roz­wie­dziony męż­czy­zna popro­sił go o pomoc. Czy jego pierw­sze mał­żeń­stwo można anu­lo­wać, tak by następne mógł zawrzeć w kościele? W poko­le­niu rodzi­ców Toma roz­wody kato­li­ków były rzad­ko­ścią. Wielu z nich żywiło prze­ko­na­nie, że roz­wod­nicy ni­gdy już nie otrzy­mają ślubu kościel­nego, mimo że prawo kano­niczne dopusz­czało stwier­dze­nie nie­waż­no­ści mał­żeń­stwa. Tym, któ­rzy zawarli drugi ślub jako cywilny lub uczy­nili to w innym wyzna­niu, nie wolno było przy­stę­po­wać do komu­nii. Doyle odwo­łał się do dzia­ła­ją­cego w chi­ca­gow­skiej archi­die­ce­zji try­bu­nału zło­żo­nego z księży i pra­cow­ni­ków świec­kich, który roz­strzy­gał pro­blemy z zakresu prawa kano­nicznego.

Unie­waż­nie­nie było trud­niej­sze niż roz­wód cywilny, jeśli jed­nak udo­wod­niło się porzu­ce­nie lub sys­te­ma­tyczne krzyw­dze­nie przez męża czy żonę, try­bu­nał mógł uznać zwią­zek sakra­men­talny za „nie­ważny” i otwo­rzyć drogę do następ­nego ślubu. Doyle pomógł swemu para­fia­ni­nowi otrzy­mać takie unie­waż­nie­nie, a potem udzie­lił mu ślubu. I nagle wielu ludzi zaczęło zwra­cać się doń z prośbą o pomoc w takiej samej spra­wie. Wysłu­chi­wał kobiet, które z pła­czem mówiły, że są od lat bite przez mężów, spo­ty­kał zahu­kane dzieci z pato­lo­gicz­nych rodzin, słu­chał opo­wia­dań kobiet o ozię­bło­ści i wyko­rzy­sty­wa­niu ich w dzie­ciń­stwie. Widział, jak miękną twarde twa­rze męż­czyzn, gdy ci odsła­niają przed nim sek­su­alne sekrety tra­piące ich od lat: jedni byli impo­ten­tami, inni homo­sek­su­ali­stami, i choć kochali swoje rodziny, chcieli wyco­fać się z mał­żeń­stwa. Poznaw­szy te skry­wane udręki, Doyle uznał, że Kościół Chry­stusa musi poma­gać swoim cier­pią­cym człon­kom.

„Kar­dy­nał Cody chce się z tobą zoba­czyć” – powie­dział mu pew­nego dnia jego domi­ni­kań­ski pro­win­cjał.

Rezy­den­cja kar­dy­nała arcy­bi­skupa Chi­cago miała widok na Lin­coln Park w czę­ści śród­mie­ścia nazy­wa­nej Gold Coast. Kar­dy­nał Cody trzy­mał naj­więk­szą w kraju archi­die­ce­zję żela­zną ręką. Wielu star­szych księży wyrzu­cił z para­fii, w któ­rych spra­wo­wali posługę od lat. Poja­wiał się na pro­bo­stwie bez uprze­dze­nia, cze­kał godzi­nami, aż ksiądz się zjawi, po czym naka­zy­wał mu natych­mia­stowe odej­ście. Jego decy­zje bywały dzi­waczne. Gdy psy­cho­log Eugene Ken­nedy radził mu, by pod­dać tera­pii pew­nego wyczer­pa­nego ner­wowo księ­dza, Cody dał mu pie­nią­dze i bilet lot­ni­czy do Paryża. Ksiądz ten zała­mał się osta­tecz­nie i wylą­do­wał w nowo­jor­skim szpi­talu. „Któż mógł czy­tać w myślach Cody’ego? – mówi Ken­nedy. – Chciał wszyst­kim rzą­dzić”a24.

Jako arcy­bi­skup Nowego Orle­anu Cody przez cztery lata nad­zo­ro­wał budowę o war­to­ści 30 milio­nów dola­rów i wal­czył z segre­ga­cją rasową. W Chi­cago musiał zamknąć szkoły kato­lic­kie w ubo­giej czę­ści śród­mie­ścia z powodu swego nie­for­tun­nego pro­jektu wewnętrz­nej sieci tele­wi­zyj­nej dla para­fii. Stra­cił 2 miliony dola­rów, inwe­stu­jąc fun­du­sze kościelne w firmę, która upa­dła. Ale w Chi­cago mieszka ponad 2 miliony kato­li­ków, któ­rych lojal­ność umoż­li­wiła Cody’emu wrę­cza­nie finan­so­wych darów człon­kom kurii rzym­skiej pod­czas jego wypraw do Waty­kanu. Ten syn stra­żaka wstą­pił do semi­na­rium jako czter­na­sto­la­tek, z cza­sem uzy­skał dok­to­raty z filo­zo­fii, teo­lo­gii i prawa kano­nicz­nego, a w latach trzy­dzie­stych posadę w waty­kań­skim sekre­ta­ria­cie stanua25. W Chi­cago despo­tyczne zacho­wa­nia Cody’ego wywo­łały falę złej prasy i spe­ku­la­cje na temat jego nie­zrów­no­wa­że­nia, które docie­rały do Rzymu. „Dopóki jestem w porządku wobec Boga, nie dbam o to, co mówią moi kry­tycy” – powie­dział hardoa26. W 1978 roku, pod­czas cho­roby papieża Pawła VI, ks. Andrew M. Gre­eley odno­to­wał przy­by­cie kar­dy­nała z kurii rzym­skiej:

W naszym mie­ście prze­by­wał Seba­stiano Bag­gio. Zatrzy­mał się sekret­nie w dro­dze do Ame­ryki Łaciń­skiej i odbył spo­tka­nie z kar­dy­na­łem Codym, prze­ka­zu­jąc mu „prośbę” papieża, by oddał rządy. Kar­dy­nał już mówi ludziom o tej wizy­cie. Dowia­duję się, że do póź­nej nocy z willi kar­dy­nała, poło­żo­nej na tere­nach semi­na­rium w Mun­de­lein, dobie­gały gniewne, pod­nie­sione głosy, bo kar­dy­nał sta­now­czo odma­wiał speł­nie­nia owej prośby. (…) Kar­dy­nał czę­sto nie odpo­wia­dał na listy od róż­nych kon­gre­ga­cji rzym­skich, a w jed­nym przy­padku przez parę mie­sięcy nie odpo­wia­dał na list napi­sany odręcz­nie przez papieża Pawła VI (chwa­lił się, że zigno­ro­wał ten list, mówiąc, iż „to Bag­gio nakło­nił papieża, by go napi­sał”)a27.

Dwa dni póź­niej papież zmarł. Cody pole­ciał do Rzymu na pogrzeb i kon­klawe, które wybrało kar­dy­nała Albina Lucia­niego jako Jana Pawła I. Mie­siąc póź­niej zmarł i ten papież. Cody znów udał się do Rzymu i uczest­ni­czył w kon­klawe, które wybrało kar­dy­nała Woj­tyłę, arcy­bi­skupa Kra­kowa, jako pierw­szego pol­skiego papieża Jana Pawła II.

Na długo przed tymi wyda­rze­niami Tom Doyle, nieco spe­szony, zna­lazł się w biu­rze Cody’ego. Znany z kapry­śnego humoru kar­dy­nał, w oku­la­rach, z obwi­słym pod­bród­kiem, zapy­tał go o wykształ­ce­nie, o życie w zako­nie domi­ni­ka­nów, o para­fię. Ojciec Doyle odpo­wia­dał uprzej­mie i zgod­nie z prawdą. Nawią­zu­jąc do jego pracy wśród roz­wie­dzio­nych, Cody spy­tał, czy Doyle zna prawo kano­niczne. „Nie­zbyt bie­gle, Wasza Emi­nen­cjo”. Cody był znawcą kano­nów doty­czą­cych mał­żeń­stwa. Jego chłodny spo­sób bycia zmie­nił się na rubasz­nie cie­pły, gdy chwa­lił mło­dego księ­dza za pomoc udzie­laną ludziom, któ­rym Kościół jest potrzebny.

Tak zaczęła się ich dziwna przy­jaźń. Doświad­cze­nie Doyle’a, zdo­byte dzięki wysłu­chi­wa­niu wyznań roz­bi­tych mał­żeństw, kazało mu widzieć w Codym osobę nie­zdolną do wyar­ty­ku­ło­wa­nia swego cier­pie­nia. Sta­rał się nie odgry­wać wobec kar­dy­nała roli tera­peuty. Do gabi­netu raz po raz wcho­dziły sekre­tarki z doku­men­tami wyma­ga­ją­cymi pod­pisu. Cody miesz­kał sam w dużym domu, wśród sto­sów papie­rów. Doyle, mający dużą rodzinę i wielu przy­ja­ciół, był opty­mi­stycz­nie nasta­wiony do życia. Cody opo­wia­dał mu o księ­żach alko­ho­li­kach, któ­rym pomaga finan­sowo, i o wspar­ciu udzie­la­nym mat­kom nie­ślub­nych dzieci. Ich ojcami są księża, ojcze! Doyle nie został spo­wied­ni­kiem Cody’ego, lecz gdy Cody mówił o swoim współ­czu­ciu, Doyle widział samot­nego czło­wieka tęsk­nią­cego za uczu­ciami, któ­rych nie mógł zna­leźć z powodu gwał­tow­no­ści swego uspo­so­bie­nia.

Ambitni mło­dzi ludzie zwy­kle szu­kają star­szych, wpły­wo­wych osób, któ­rych nie muszą lubić, lecz któ­rym oka­zują względy z myślą o wła­snej karie­rze. Ale Tom Doyle szcze­rze polu­bił tego sta­rego czło­wieka. Cody nie tylko zachę­cał go do pracy wśród ludzi roz­wie­dzio­nych, lecz także wsparł finan­sowo jego stu­dia w dzie­dzi­nie prawa kano­nicz­nego. Doyle udał się do Rzymu na kursy kościel­nej jury­spru­den­cji. Miesz­kał w Ange­li­cum, uni­wer­sy­te­cie domi­ni­kań­skim, i uczest­ni­czył w zaję­ciach pro­wa­dzo­nych w Gre­go­ria­num, uni­wer­sy­te­cie jezu­ic­kim. Widy­wał legio­ni­stów Chry­stusa masze­ru­ją­cych parami niczym żoł­nie­rze. Pod­czas zajęć tak wiele mówili oni o orto­dok­sji, że „wyda­wało się to para­no­idalne, kom­plet­nie pozba­wione samo­dziel­nej myśli” – wspo­mina Doyle. Poza tym nie­wiele o nich wie­dział.

Z Rzymu Doyle poje­chał do Ottawy, gdzie uzy­skał sto­pień magi­stra prawa kościel­nego na Uni­wer­sy­te­cie św. Pawła, a następ­nie prze­niósł się do Ame­ry­kań­skiego Uni­wer­sy­tetu Kato­lic­kiego w Waszyng­to­nie, by zro­bić dok­to­rat. Ta kato­licka uczel­nia – nazy­wana „małym Waty­ka­nem” z racji zało­że­nia jej w 1887 roku decy­zją papieża Leona XIII – zaj­mo­wała obszar o powierzchni 144 akrów w pół­nocno-wschod­niej czę­ści Waszyng­tonu. Od frontu, przy Michi­gan Ave­nue, stała bazy­lika Naro­do­wego Sank­tu­arium Nie­po­ka­la­nego Poczę­cia, o poły­skli­wej, nie­bie­skiej kopule. Doyle miesz­kał po dru­giej stro­nie ulicy, w domi­ni­kań­skim House of Stu­dies – dużej neo­go­tyc­kiej budowli z rzę­dem wież. W cza­sie wol­nym od zajęć pobie­rał lek­cje pilo­tażu i uzy­skał licen­cję pilota.

W 1978 roku wró­cił do para­fii w River Forest i zaj­mo­wał się unie­waż­nie­niami mał­żeństw w try­bu­nale chi­ca­gow­skim. Grupa uczo­nych przy­go­to­wu­ją­cych popra­wione wyda­nie kodeksu kano­nicz­nego z 1917 roku popro­siła go o udział w pra­cach nad kano­nami doty­czą­cymi mał­żeństwa. Doyle odno­wił wtedy swoje kon­takty z kar­dy­na­łem Codym, który był coraz bar­dziej nie­po­pu­larny w Chi­cago, lecz pozo­sta­wał w dobrych sto­sun­kach z papie­żem Janem Paw­łem II.

W 1981 roku kano­ni­sta zatrud­niony w amba­sa­dzie waty­kań­skiej w Waszyng­to­nie zre­zy­gno­wał z tej posady, by objąć funk­cję prze­ora domi­ni­ka­nów. Dele­ga­tem apo­stol­skim, czyli wysłan­ni­kiem papieża, był wło­ski arcy­bi­skup Pio Laghi. Doyle był zasko­czony, gdy otrzy­mał zapro­sze­nie do Waszyng­tonu na roz­mowę w spra­wie zatrud­nie­nia go na sta­no­wi­sku praw­nika kano­nicz­nego.

Wznie­siony w 1939 roku trzy­pię­trowy budy­nek w stylu flo­renc­kim na Mas­sa­chu­setts Ave­nue’s Embassy Row mie­ścił się naprze­ciwko ofi­cjal­nej rezy­den­cji wice­pre­zy­denta. W kra­jach, w któ­rych Sto­lica Apo­stol­ska nie ma przed­sta­wi­ciel­stwa dyplo­ma­tycz­nego, wysłan­nik papieża, repre­zen­tu­jący go wobec miej­sco­wych bisku­pów, zwany jest dele­ga­tem apo­stol­skim; jeśli nato­miast ma rangę amba­sa­dora, nosi tytuł nun­cju­sza. Sekre­tarz stanu za pon­ty­fi­katu Jana Pawła II, kar­dy­nał Ago­stino Casa­roli, pod­jął nego­cja­cje z admi­ni­stra­cją Reagana, aby zapew­nić przed­sta­wi­ciel­stwu Sto­licy Apo­stol­skiej sta­tus dyplo­ma­tyczny. Sto­sunki z Waty­ka­nem Stany Zjed­no­czone zerwały w 1867 roku pod naci­skiem pro­te­stan­tów.

Pio Laghi, uro­dzony 21 maja 1922 roku w Casti­glione, był synem chłopa. Został księ­dzem i awan­so­wał, uzy­sku­jąc dok­to­raty z teo­lo­gii i prawa kano­nicz­nego. Miał trzy­dzie­ści lat, gdy papież Pius XII powo­łał go do kor­pusu dyplo­ma­tycz­nego. Jak przy­stało oso­bie o tak wyso­kim tytule, pięć­dzie­się­cio­dzie­wię­cio­letni Laghi miał bystry umysł i ele­ganc­kie maniery. Był szczu­płym męż­czy­zną o ciem­nych oczach, krótko przy­cię­tych sre­brzy­stych wło­sach i – według słów sena­tora Johna Heinza z Pen­syl­wa­nii – „fru­stru­jąco cel­nym for­hen­dzie na kor­cie teni­so­wym”a28. Znał bie­gle cztery języki, peł­nił służbę w Nika­ra­gui pod­czas rzą­dów Somozy, potem w Indiach, Jero­zo­li­mie, na Cyprze i w końcu w Argen­ty­nie, gdzie pobory bisku­pom wypła­cał reżim woj­skowy.

Służbę dyplo­ma­tyczną w Argen­ty­nie Laghi peł­nił w okre­sie „brud­nej wojny” pro­wa­dzo­nej przez tam­tej­szą dyk­ta­turę, która tor­tu­ro­wała więź­niów i powo­do­wała „zni­ka­nie” tysięcy oby­wa­teli. Nazy­wał to „naj­bar­dziej nie­wdzięczną” funk­cją w swo­jej karie­rze. Dzia­ła­cze na rzecz praw czło­wieka z gory­czą zarzu­cali mu przy­po­chle­bia­nie się reżi­mowi – czemu potem Laghi zaprze­czał, ponie­waż oskar­że­nia te zagra­żały jego karie­rzea29.

Doyle nie wie­dział o tej kon­tro­wer­sji, gdy w 1981 roku zna­lazł się w obszer­nym biu­rze Laghiego, gdzie na hono­ro­wym miej­scu wisiała foto­gra­fia papieża. Laghi, ze zło­tym łań­cu­chem pra­łata na piersi, mówił mu o potrze­bie wła­ści­wej selek­cji kan­dy­da­tów na bisku­pów i spraw­dza­nia ich kwa­li­fi­ka­cji, by Ojciec Święty otrzy­my­wał listę trzech kan­dy­da­tur do wyboru. Topo­gra­fia Kościoła zmie­niała się. Pod­czas gdy potom­ko­wie kato­li­ków irlandz­kich, pol­skich i wło­skich zasie­dlili zamożne przed­mie­ścia na pół­noc­nym wscho­dzie i środ­ko­wym zacho­dzie kraju, napływ Haitań­czy­ków, Kubań­czy­ków i Nika­ra­gu­ań­czy­ków na Flo­rydę, a Sal­wa­dor­czy­ków i Mek­sy­ka­nów na tereny połu­dniowo-zachod­nie i do Kali­for­nii roz­sze­rzał gra­nice Kościoła. Laghi pod­kre­ślał koniecz­ność mia­no­wa­nia nowych bisku­pów, w miarę jak Rzym two­rzy nowe die­ce­zje.

Potem Laghi mówił długo o potrze­bie lojal­no­ści bisku­pów wobec wizji Kościoła, jaką ma Ojciec Święty, i o naci­sku kła­dzio­nym przez niego na ewan­ge­li­za­cję. Doyle otrzy­mał sto­pień magi­stra nauk poli­tycz­nych za pracę na temat leni­now­skiej teo­rii rewo­lu­cji spo­łecz­nej. Jako arcy­bi­skup Kra­kowa Karol Woj­tyła dzia­łał w okrop­nych warun­kach komu­ni­zmu. Jako papież sygna­li­zo­wał swoją dez­apro­batę Ame­ryce Łaciń­skiej, gdzie rzecz­nicy teo­lo­gii wyzwo­le­nia trak­to­wali poprawę bytu ludu żyją­cego w ubó­stwie jako część swo­jej misji ducho­wej. Papież uwa­żał, że teo­lo­go­wie ci ule­gają wpły­wom myśli mark­si­stow­skiej. Gdy arcy­bi­skup Laghi cią­gnął swoje wywody, Doyle, który zmie­rzał w swej karie­rze do sta­no­wi­ska biskupa lub dyplo­maty, w myślach zada­wał sobie pyta­nie: Dla­czego ten facet tyle paple? Czy nie obcho­dzi go, kim ja jestem?

Roz­mowę prze­rwał asy­stent, infor­mu­jąc, że przy­byli goście.

Wkro­czył kar­dy­nał John Krol z Fila­del­fii, wysoki, siwo­włosy, o kró­lew­skiej postu­rze (jak przy­stało oso­bie noszą­cej nazwi­sko, które w języku pol­skim ozna­cza monar­chę), w towa­rzy­stwie dwóch nowo mia­no­wa­nych bisku­pów pomoc­ni­czych. Laghi wpro­wa­dził Ame­ry­ka­nów do jadalni, gdzie kana­dyj­skie zakon­nice fran­cu­skiego pocho­dze­nia ser­wo­wały uro­czy­sty posi­łek z winem, przy­go­to­wany na cześć dwóch nowych człon­ków hie­rar­chii. Jeden z bisku­pów zapro­po­no­wał „toast za Ducha Świę­tego”. Doyle uwa­żał to za głu­pie, nie można jed­nak nie wypić za Ducha Świę­tego, gdy sie­dzi się z dele­ga­tem apo­stol­skim i kar­dy­nałem Fila­del­fii. Roz­mowę pro­wa­dzili głów­nie Laghi i Krol, roz­trzą­sa­jąc nie­dawny zamach w Rzy­mie na Ojca Świę­tego, doko­nany przez turec­kiego ter­ro­ry­stę Meh­meta Ali Agcę. Snuto spe­ku­la­cje na temat domnie­ma­nych powią­zań Agcy z Buł­ga­rią i sowiec­kim KGB. Spi­sek mający na celu zabi­cie papieża uznano za naj­po­twor­niej­szą formę zła.

Po lun­chu kar­dy­nał i obaj biskupi odje­chali.

Zapro­szony na kawę Doyle ocze­ki­wał pytań.

– Kiedy możesz się tu prze­nieść? – zapy­tał Laghi.

Doyle odparł, że musi wyja­śnić to ze swo­imi zwierzch­ni­kami.

– Dobrze – powie­dział rze­czowo Laghi. – Jedź i zapy­taj ich.

I tak to się odbyło – żad­nych pytań, po pro­stu przy­jeż­dżaj, gdy twoi zwierzch­nicy zgo­dzą się, byś pra­co­wał dla Ojca Świę­tego. Doyle podzię­ko­wał arcy­bi­sku­powi Laghiemu, rozu­mie­jąc, że posada została mu zapro­po­no­wana. Dele­ga­cja waty­kań­ska! Leciał do Chi­cago ura­do­wany, bra­cia domi­ni­ka­nie zło­żyli mu gra­tu­la­cje.

Dzien­ni­ka­rze „Chi­cago Sun-Timesa” zaczęli docie­kać, na jakie cele Cody wydaje fun­du­sze archi­die­ce­zji. Wykryli mię­dzy innymi, że udzie­lił pokaź­nego zasiłku kobie­cie, z którą przy­jaź­nił się od dzie­ciń­stwa. Doyle nie przy­wią­zy­wał wagi do plo­tek o ich sek­su­al­nym współ­ży­ciu. Cody twier­dził, że wycho­wy­wali się razem jak rodzeń­stwo. Jed­nakże jego dziwne mani­pu­la­cje w spra­wach podat­ko­wych skło­niły urząd pro­ku­ra­tora USA do pod­ję­cia docho­dze­nia. Praw­nicy Cody’ego dowo­dzili, że chroni go kon­sty­tu­cyjny roz­dział Kościoła od pań­stwa. Jego główny peł­no­moc­nik, Don Reu­ben, przy­pi­su­jący sobie wpływy we wła­dzach mia­sta, oświad­czył, że Cody „jest odpo­wie­dzialny wobec Rzymu i Boga, nie wobec «Sun-Timesa»”a30.

Cody powie­dział, że praca w dele­ga­cji papie­skiej będzie nie­ła­twa, ale wie, że Doyle dobrze sobie z nią pora­dzi. Doyle dzię­ko­wał mu, mając złe prze­czu­cia co do dal­szych losów biskupa. Po wielu poże­gna­niach spa­ko­wał swoje nie­zli­czone książki i poje­chał do Waszyng­tonu, gdzie znów zamiesz­kał w domi­ni­kań­skim House of Stu­dies, który miał być jego domem w okre­sie, gdy jako praw­nik kano­niczny pra­co­wał w dyplo­ma­cji dla swego naj­wyż­szego zwierzch­nika, papieża Jana Pawła II.

W służ­bie Waty­kanu

Ojciec Doyle gło­so­wał na Ronalda Reagana. Cenił nacisk, jaki jego admi­ni­stra­cja kła­dła na silną obronę naro­dową i ogra­ni­cza­nie inge­ren­cji rządu w gospo­darkę. Codzien­nie uczest­ni­czył w poran­nej mszy i jechał do amba­sady na poranne modły, odby­wa­jące się w kaplicy peł­nej drew­nia­nych rzeźb Sta­cji Drogi Krzy­żo­wej, które Laghi spro­wa­dził z Włoch. Zakon­nice przy­go­to­wu­jące posiłki miesz­kały na tere­nie amba­sady. Praca zaczy­nała się od con­gresso – zebra­nia, któ­remu prze­wod­ni­czył Laghi. Czte­rej wło­scy księża zaj­mo­wali się jego kore­spon­den­cją, rapor­tami i depe­szami do Rzymu lub z Rzymu. Doyle był jed­nym z czte­rech księży ame­ry­kań­skich. Jeden z nich pisał prze­mó­wie­nia Laghiego, drugi był jego sekre­ta­rzem i asy­sten­tem, trzeci peł­nił obo­wiązki eco­nomo – kwa­ter­mi­strza i księ­go­wego, pla­nu­ją­cego zaję­cia i nad­zo­ru­ją­cego pracę amba­sady. Doyle wypeł­niał jedno z naj­waż­niej­szych i naj­bar­dziej pouf­nych zadań, spraw­dza­jąc kwa­li­fi­ka­cje przy­szłych bisku­pów.

Laghi spo­ty­kał się z bisku­pami indy­wi­du­al­nie i za pośred­nic­twem Kato­lic­kiej Kon­fe­ren­cji USA – insty­tu­cji z sie­dzibą w pół­nocno-wschod­niej dziel­nicy Waszyng­tonu, sta­no­wią­cej dla bisku­pów zaple­cze w ich dzia­ła­niach (po połą­cze­niu z Kra­jową Kon­fe­ren­cją Bisku­pów Kato­lic­kich utwo­rzyła póź­niej Kon­fe­ren­cję Bisku­pów Kato­lic­kich USA). Pod­sta­wową zasadą pracy wyko­ny­wa­nej przez Doyle’a była pouf­ność. Nie­wielu dzien­ni­ka­rzy wie­działo, kim jest, co mu bar­dzo odpo­wia­dało. W lipcu 1981 roku Laghi wywo­łał poru­sze­nie swoim listem do bisku­pów ame­ry­kań­skich, w któ­rym stro­fo­wał die­ce­zjalną prasę za „brak sza­cunku dla Kościoła i jego magi­ste­rium”a31. Słowo magi­ste­rium ozna­cza nauczy­ciel­ski auto­ry­tet papieża, Kościoła i bisku­pów. Mimo że Laghi nie wymie­nił z nazwi­ska żad­nego dzien­ni­ka­rza, jego list został powszech­nie ode­brany jako kry­tyka Andrew M. Gre­eleya – księ­dza, któ­rego tek­sty dru­ko­wano w wielu die­ce­zjal­nych gaze­tach. Gre­eley, socjo­log i czo­łowy kry­tyk ency­kliki z 1968 roku w spra­wie kon­troli uro­dzeń, prze­wi­dy­wał mil­czący opór milio­nów mał­żeństw kato­lic­kich, które będą sto­so­wać pigułkę i inne środki anty­kon­cep­cyjne, na­dal przy­stę­pu­jąc do sakra­men­tów. Laghi łajał prasę kato­licką za to, że „szko­dzi wie­rze ludu”, publi­ku­jąc arty­kuły, które kwe­stio­nują naukę Kościoła. Jeden z redak­to­rów zażar­to­wał: „Jak odpo­wie­dzieć na list, w któ­rym nie ma żad­nych kon­kre­tów? Można jedy­nie powie­dzieć: pro­simy bar­dziej do rze­czy”.

Doyle widział w tym liście strzał ostrze­gaw­czy, wzy­wa­jący do lojal­no­ści. Kato­licy sta­no­wili 24 pro­cent lud­no­ści USA, a więc około 62 milio­nów ludzi w naj­bo­gat­szym kraju świata. Jan Paweł II chciał, by bez­względ­nie respek­to­wali oni także te punkty nauki Kościoła, które były nie­zgodne z ten­den­cjami kul­tury maso­wej. Doyle żywił coraz więk­sze wąt­pli­wo­ści co do słusz­no­ści zakazu sto­so­wa­nia środ­ków anty­kon­cep­cyj­nych przez kato­lic­kie mał­żeń­stwa. Wszak decy­zje w tej spra­wie mają naj­bar­dziej oso­bi­sty cha­rak­ter. Wie­dząc, że zostałby zwol­niony, gdyby zakwe­stio­no­wał naucza­nie Kościoła, Doyle trak­to­wał auto­cen­zurę jako cenę pła­coną za rato­wa­nie auto­ry­tetu Kościoła, który jed­nak musi się zmie­nić. Przed ame­ry­kań­ską wojną domową Kościół tole­ro­wał nie­wol­nic­two, Jan Paweł II opo­wiada się za pra­wami czło­wieka. Poglądy Kościoła w spra­wach ludz­kiej sek­su­al­no­ści nie uwzględ­niają w nale­ży­tej mie­rze dorobku nauk spo­łecz­nych. Pew­nego dnia Rzym będzie musiał zaapro­bo­wać nowe idee teo­lo­giczne.

Doyle poznał Jana Pawła II w paź­dzier­niku 1979 roku, gdy papież spo­tkał się z księżmi z Chi­cago pod­czas swo­jej pierw­szej podróży do Ame­ryki. Jawił się niczym jakaś nie­biań­ska super­gwiazda – przy­stojny, o wyra­zi­stych, sło­wiań­skich rysach twa­rzy, sze­ro­kim czole i sta­now­czym spoj­rze­niu. Jego cie­pły uśmiech był, według uwiel­bia­ją­cych go mediów, oznaką wznio­sło­ści ducha. Więk­szość komen­ta­to­rów zigno­ro­wała prze­kaz bar­dziej sub­telny, na który zwró­cił uwagę histo­ryk Garry Wills w eseju opu­bli­ko­wa­nym przez „Colum­bia Jour­na­lism Review”. Zwra­ca­jąc się do teo­lo­gów w Waszyng­to­nie, Jan Paweł powie­dział: „Wierni mają prawo nie przej­mo­wać się teo­riami i hipo­te­zami, któ­rych nie są w sta­nie kom­pe­tent­nie oce­nić, a które bywają uprasz­czane lub wyko­rzy­sty­wane przez opi­nię publiczną w celach obcych praw­dzie”. Wills dostrzegł w tych sło­wach „tę samą co daw­niej obronę cen­zury teo­lo­gicz­nej. (…) Ktoś, kto tak mówi, nie będzie skłonny podej­mo­wać pytań poja­wia­ją­cych się w pra­sie, która może «uprasz­czać» lub znie­kształ­cać odpo­wie­dzi”a32.

Burz­liwe lata spę­dzone w semi­na­rium zahar­to­wały ojca Doyle’a. Spo­tkał się z wice­pre­zy­den­tem Geo­rge’em Bushem i jego żoną. Był na lun­chu z kato­lic­kimi dorad­cami Bia­łego Domu. Choć ni­gdy nie wyobra­żał sobie, że tak ułoży się jego życie, polu­bił to i chciał kon­ty­nu­ować.

Więk­szość czasu spę­dzał na pisa­niu wewnętrz­nych rapor­tów na uży­tek Laghiego i Sekre­ta­riatu Stanu w Rzy­mie. Spraw­dza­jąc kan­dy­da­tów na bisku­pów, pole­gał na opi­niach osób, które ich znały. Otrzy­my­wały one kwe­stio­na­riusz opa­trzony zastrze­że­niem: KAŻDE NARU­SZE­NIE TEJ TAJEM­NICY STA­NOWI NIE TYLKO POWAŻNY BŁĄD, LECZ TAKŻE PRZE­STĘP­STWO POD­LE­GA­JĄCE ODPO­WIED­NIEJ KARZE KOŚCIEL­NEJ. Zawie­rał on pyta­nia o postawę danego duchow­nego wobec sta­no­wi­ska Waty­kanu w kwe­stii „świę­ceń kapłań­skich kobiet, sakra­mentu mał­żeń­stwa, etyki sek­su­al­nej i spra­wie­dli­wo­ści spo­łecz­nej (…), lojal­no­ści i posłu­szeń­stwa wobec Ojca Świę­tego, Sto­licy Apo­stol­skiej i hie­rar­chii, posza­no­wa­nia i akcep­ta­cji celi­batu księży”a33.

Przy­szłego biskupa ni­gdy nie zapra­szano na roz­mowę i nie infor­mo­wano, że roz­waża się jego kan­dy­da­turę. Przy­go­to­wu­jąc ocenę kan­dy­da­tów, Doyle roz­ma­wiał z bisku­pami i księżmi. Laghi nie chciał, by ich nazwi­ska były ujaw­niane. Cały pro­ces jest „tajem­nicą pon­ty­fi­kalną”. Osoby, które otrzy­mują list od dele­gata, „nie mogą nikomu o tym powie­dzieć ani dys­ku­to­wać z kim­kol­wiek tre­ści swo­jej odpo­wie­dzi”a34.

Tę wielce dys­kre­cjo­nalną pracę Doyle uwa­żał za nudną. Wolał pisać spra­woz­da­nia z sytu­acji w die­ce­zjach, wyko­rzy­stu­jąc dane demo­gra­ficzne i sta­ty­styki kościelne w ana­li­zie infra­struk­tury, liczeb­no­ści kleru, roz­woju szkół i uni­wer­sy­te­tów oraz dzia­łal­no­ści cha­ry­ta­tyw­nej. Tym, co pomi­jał w swo­ich spra­woz­da­niach, była przy­czyna spadku liczby księży: co roku około 1200 Ame­ry­ka­nów porzu­cało stan duchowny, więk­szość z zamia­rem zawar­cia mał­żeń­stwa. Podobną skalę przy­bie­rało to zja­wi­sko w Kana­dzie, Austra­lii i Irlan­diia35. Zasada obo­wiąz­ko­wego celi­batu oraz zakaz kon­troli uro­dzeń zbie­rały przy­kre żniwo.

Mil­cze­nie miało w kościel­nej kul­tu­rze ogromne zna­cze­nie – to, że się cze­goś nie mówiło, mogło być rów­nie ważne jak słowa w porę wypo­wie­dziane. Za pon­ty­fi­katu Jana Pawła II żaden ksiądz, który chciał zostać bisku­pem, nie mógł wypo­wia­dać się prze­ciwko celi­ba­towi, prze­ciwko zaka­zowi kon­troli uro­dzeń ani na rzecz wyświę­ca­nia kobiet. Doyle wie­dział, że jakaś część kan­dy­da­tów na bisku­pów nie podziela sta­no­wi­ska Rzymu. Histo­ria znała sytu­acje, w któ­rych Kościół musiał wziąć w rachubę sen­sus fide­lium – spo­sób myśle­nia wier­nych. Doyle powie­dział sobie, że dopóki moment taki nie nadej­dzie, on sam będzie dzia­łać na rzecz więk­szego dobra. Laghi pochwa­lił na con­gresso jego raport o archi­die­ce­zji chi­ca­gow­skiej.

Pod­czas pobytu w Chi­cago, wie­czo­rem 24 kwiet­nia 1982 roku, Doyle odwie­dził sie­dem­dzie­się­ciocz­te­ro­let­niego Cody’ego w salo­niku jego rezy­den­cji. Ciało umie­ra­ją­cego na nie­wy­dol­ność serca kar­dy­nała było tak spuch­nięte, że jego głowa wyda­wała się maleńka. Pod gra­dem donie­sień „Sun-Timesa” fede­ralna wielka ława przy­się­głych zażą­dała doku­men­ta­cji pię­ciu rachun­ków ban­ko­wych archi­die­ce­zji. Cody sta­rał się utrud­nić jej wgląd w swoje wydatki. Sta­rzec wspo­mi­nał z Doyle’em szczę­śliw­sze dni, dopóki pie­lę­gniarka nie powie­działa, że powi­nien odpo­cząć.

Nad ranem Doyle’a obu­dził tele­fon: Cody umarł. Laghi pole­cił odszu­kać oso­bi­ste papiery kar­dy­nała. Cody był jed­nym z kar­dy­na­łów, któ­rzy wybie­rali na kon­klawe dwóch kolej­nych papieży. Gdyby jego papiery dostały się w ręce śled­czych, notatki, które robił, mogłyby prze­ciec do prasy. Doyle musiał więc prze­szu­kać biuro i rezy­den­cję Cody’ego. W jego sypialni zna­lazł listy pisane do cho­rych i poda­runki od dzieci. Plu­szowy niedź­wia­dek sym­bo­li­zo­wał radość, jaką ten zamknięty emo­cjo­nal­nie czło­wiek znaj­do­wał w dzie­cię­cych pre­zen­tach. Doyle zabrał ze sobą do amba­sady pewne mate­riały, odci­na­jąc śled­czym dostęp do nich.

Śmierć Cody›ego zakoń­czyła ponury spek­takl fede­ral­nego śledz­twa. Papież już wcze­śniej zaapro­bo­wał sekret­nie kan­dy­da­turę arcy­bi­skupa z Cin­cin­nati Jose­pha L. Ber­nar­dina jako nowego arcy­bi­skupa Chi­cago. Pocho­dzący z połu­dnia Ber­nar­din był znany z uprzej­mego, kon­cy­lia­cyj­nego spo­sobu bycia już od lat sie­dem­dzie­sią­tych, gdy odgry­wał ważną rolę jako sekre­tarz gene­ralny kon­fe­ren­cji bisku­pów w Waszyng­to­nie. Jak na iro­nię dawny surowy sędzia Cody’ego, prze­wod­ni­czący Kon­gre­ga­cji ds. Bisku­pów kar­dy­nał Bag­gio, pró­bo­wał zablo­ko­wać kan­dy­da­turę Ber­nar­dina. Bag­gio był fawo­ry­zo­wany przez papieża Pawła VI, gdyż wyszu­ki­wał kan­dy­da­tów na człon­ków hie­rar­chii wśród duchow­nych umiar­ko­wa­nych i łagod­nie uspo­so­bio­nych. Nato­miast Jan Paweł II „był zanie­po­ko­jony donie­sie­niami, że nie­któ­rzy biskupi w Sta­nach Zjed­no­czo­nych nie wypo­wia­dają się jasno w spra­wach kon­troli uro­dzeń, abor­cji i roz­wo­dów”, jak pisał waty­kań­ski kore­spon­dent „Time’a” Wil­ton Wynn. Wymie­rzone prze­ciwko Ber­nar­dinowi posu­nię­cia Bag­gia spa­liły na panewce. Zde­gra­do­wany przez Jana Pawła Bag­gio narze­kał: „Jestem dziś nikim w kurii – nikim!”a36.

Gdy Joe Ber­nar­din wpro­wa­dzał się do rezy­den­cji w Chi­cago, Doyle i Pio Laghi, przy­byli na inau­gu­ra­cję, też zatrzy­mali się w tym dużym domu. Ber­nar­din był prze­ci­wień­stwem swego poprzed­nika: łatwy w obej­ściu, uważ­nie słu­cha­jący innych, skłonny do zgody. Wystą­pie­nie adre­so­wane do chi­ca­gow­skich księży zaczął sło­wami: „Jestem Joseph, wasz brat”. Jan Paweł II wkrótce mia­no­wał go kar­dy­na­łem. W dro­dze na uro­czy­sto­ści Doyle, jadąc z nim limu­zyną, cie­pło wspo­mi­nał dawne czasy, pod­czas gdy za oknem prze­su­wało się Chi­cago.

Gdy Doyle napo­mknął Laghiemu o swo­jej roz­mo­wie z Tomem Kel­lym, domi­ni­ka­ni­nem, który prze­jął po Ber­nar­di­nie funk­cję sekre­ta­rza gene­ral­nego kon­fe­ren­cji bisku­pów, ten ostrzegł go przed zbyt­nią zaży­ło­ścią z bisku­pami. Kelly (który wkrótce miał zostać arcy­bi­sku­pem Louisville) powie­dział mu: „Jesteś teraz bar­dzo ważny dla Ber­nar­dina”, mając na myśli to, że kon­fe­ren­cja chce mieć wpływ na osta­teczną listę kan­dy­da­tów na bisku­pów. Laghi zaak­cen­to­wał bar­dzo mocno, że pewien ksiądz, który kie­dyś pra­co­wał w nun­cja­tu­rze – jak teraz nazy­wano amba­sadę waty­kań­ską – został z niej usu­nięty za zła­ma­nie tajem­nicy. Hie­rar­chia rzym­sko­ka­to­licka jest two­rem rów­nie poli­tycz­nym jak Kon­gres USA czy Kreml. Biskupi mają do czy­nie­nia z roz­ma­itymi kon­gre­ga­cjami waty­kań­skimi i dają świa­dec­two swo­jej jed­no­ści z Rzy­mem. W zamian ocze­kują kole­gial­no­ści – dopusz­cze­nia ich w jakiejś mie­rze do udziału we wła­dzy. Paweł VI doko­nał zmian w Kole­gium Kar­dy­na­łów. Wcze­śniej zło­żone w więk­szo­ści z Wło­chów, teraz stało się cia­łem mię­dzy­na­ro­do­wym, co odzwier­cie­dlało wiel­kie zróż­ni­co­wa­nie świa­to­wego Kościoła. Zmiana ta dopro­wa­dziła pośred­nio do elek­cji pierw­szego pol­skiego papieża.

Jan Paweł II, znawca filo­zo­fii, w mło­do­ści aktor, był cha­ry­zma­tycz­nym obrońcą praw czło­wieka. W 1979 roku komu­ni­styczne wła­dze pol­skie pozwo­liły, choć nie­chęt­nie, na wiel­kie zgro­ma­dze­nia wier­nych pod­czas jego pierw­szej papie­skiej podróży do kraju. Pod­czas mszy odpra­wia­nej na war­szaw­skim placu Zwy­cię­stwa mówił on do zebra­nych tam 250 tysięcy ludzi: „Chry­stusa nie można oddzie­lać od histo­rii czło­wieka w żad­nej czę­ści globu”. W innym miej­scu powie­dział: „Ten papież przy­był tu, aby dać Chry­stu­sowe świa­dec­two (…), mówić wszyst­kim, Euro­pie i światu, o tych czę­sto zapo­mi­na­nych ludziach i naro­dach”a37. Wziął na sie­bie nie­zwy­kłe zada­nie z dzie­dziny poli­tyki zagra­nicz­nej – potęgą słów i sym­bo­liką swego urzędu prze­ciw­sta­wiał się tyra­nii. Taj­nymi kana­łami prze­sy­łał wia­do­mo­ści uwię­zio­nym przy­wód­com „Soli­dar­no­ści” i moni­to­ro­wał pomoc udzie­laną nie­jaw­nie naro­do­wemu ruchowi oporua38. Wielu kato­li­kom wyda­wało się, że jego przy­wią­za­nie do zakazu kon­troli uro­dzeń jest sprawą mar­gi­nalną, nie­mal bez zna­cze­nia.

Akcje Doyle’a wzro­sły, gdy w 1983 roku wydaw­nic­two Pau­lis Press opu­bli­ko­wało popra­wiony, liczący 1154 strony kodeks prawa kano­nicz­nego z komen­ta­rzami. Jako autor czę­ści doty­czą­cej mał­żeń­stwa stał się naj­więk­szym auto­ry­te­tem w tej dzie­dzi­nie. Pro­wa­dził na ten temat wykłady na Uni­wer­sy­te­cie Kato­lic­kim.

Z uwagi na rela­cje wła­dzy mię­dzy Rzy­mem a Ame­ryką teo­lo­gia była nie­bez­piecz­nym zaję­ciem. Teo­lo­go­wie podej­mo­wali ryzyko, zagłę­bia­jąc się w sprawy etyki i sumie­nia. Mie­wali kło­poty z Kon­gre­ga­cją Dok­tryny Wiary (tę oso­bliwą nazwę nadał Paweł VI daw­nemu Świę­temu Ofi­cjum). Jej pre­fek­tem był Nie­miec, kar­dy­nał Joseph Rat­zin­ger. W cza­sach Vati­ca­num II Rat­zin­ger, wów­czas młody ksiądz, uwa­żany był za postę­po­wego teo­loga. Dora­dzał hie­rar­chii w swoim kraju, pisał o „pro­ro­czym pro­te­ście prze­ciwko zadu­fa­niu insty­tu­cji. (…) W całej histo­rii Bóg stał nie po stro­nie insty­tu­cji, lecz po stro­nie cier­pią­cych i prze­śla­do­wa­nych”a39. Wró­ciw­szy do Nie­miec, Rat­zin­ger został dzie­ka­nem teo­lo­gii na Uni­wer­sy­te­cie w Tybin­dze. Pod­czas pro­te­stów, które ogar­nęły Europę w 1968 roku, stu­denci oku­po­wali sale wykła­dowe Rat­zin­gera i jego szwaj­car­skiego kolegi Hansa Künga. „Było to nie­przy­jemne nawet dla kogoś o tak sil­nej oso­bo­wo­ści jak moja – usły­szał od Künga bio­graf Rat­zin­gera, John L. Allen Jr. – Dla kogoś tak nie­śmia­łego jak Rat­zin­ger było to prze­ra­ża­jące” a40. Rady­ka­ło­wie sta­rali się akty­wi­zo­wać masy stu­denc­kie. Allen pisze: „Rat­zin­ger powie­dział póź­niej, że doświad­cze­nie z Tybingi uka­zało mu «instru­men­ta­li­za­cję reli­gii przez tyrań­skie, bru­talne i okrutne ide­olo­gie. Doświad­cze­nie to spra­wiło, że zro­zu­mia­łem, iż nad­uży­wa­niu wiary należy się sta­now­czo sprze­ci­wiać, jeśli chce się pod­trzy­my­wać wolę poro­zu­mie­nia»”.

Gdy w maju 1978 roku papież Paweł VI mia­no­wał Rat­zin­gera arcy­bi­sku­pem Mona­chium, jego teo­lo­giczne zain­te­re­so­wa­nia sku­piły się nie – jak dotąd – na zmia­nach struk­tu­ral­nych, lecz na sta­bil­no­ści insty­tu­cji. Po upły­wie mie­siąca papież mia­no­wał go także kar­dy­na­łem. W sierp­niu, na kon­klawe po śmierci Pawła VI, Rat­zin­ger spo­tkał kra­kow­skiego kar­dy­nała Woj­tyłę, z któ­rym od wielu lat wymie­niali się książ­kami. Mie­siąc póź­niej Woj­tyła został papie­żem Janem Paw­łem II. Nieco wcze­śniej doszło do gło­śnego kon­fliktu mię­dzy Rat­zin­gerem a Han­sem Küngiem. Kry­ty­ku­jący papie­ską nie­omyl­ność ksiądz Küng był rzecz­ni­kiem zmian w struk­tu­rach kościel­nych. Jego wizja Kościoła pod­da­nego głę­bo­kiej zmia­nie struk­tu­ral­nej zde­rzyła się z wizją nie­miec­kich bisku­pów i Kon­gre­ga­cji Dok­tryny Wiary, która w 1979 roku ogło­siła, że nie ma on kwa­li­fi­ka­cji do naucza­nia teo­lo­gii kato­lic­kiej.

Rat­zin­ger mówił potem, że to nie on, lecz jego dawni kole­dzy się zmie­nili. W 1981 roku Jan Paweł II powie­rzył mu kie­ro­wa­nie Kon­gre­ga­cją Dok­tryny Wiary.

Gdy Doyle spo­tkał go w 1983 roku, Rat­zin­ger przy­go­to­wy­wał sprawę prze­ciwko ks. Char­le­sowi Cur­ra­nowi, wpły­wo­wemu teo­lo­gowi moral­no­ści z Kato­lic­kiego Uni­wer­sy­tetu Ame­ryki. Cur­ran odwo­ły­wał się do syme­trii mię­dzy teo­lo­gią a bio­lo­gią. Jak można godzić nie­zmienne od wie­ków naucza­nie Kościoła w spra­wach ludz­kiej sek­su­al­no­ści z postę­pami nauki? Dla Rzymu nie­roz­wią­za­nym pro­ble­mem pozo­sta­wała rola, którą Cur­ran ode­grał w 1968 roku jako lider teo­lo­gów sprze­ci­wia­ją­cych się zaka­zowi kon­troli uro­dzeń. Rat­zin­ger żądał posłu­szeń­stwa wobec nauki Kościoła. Gdy Kon­gre­ga­cja for­mu­ło­wała zarzuty wobec Cur­rana, teo­lo­gowie uwa­żali, że Rat­zin­ger zdra­dza idee Vati­ca­num II. To nie­prawda, twier­dził Rat­zin­ger. Jego zda­niem „pod szyl­dem rze­ko­mego «ducha soboru» poja­wił się postę­pu­jący pro­ces deka­den­cji”a41.

Doyle podzie­lał odrazę Rat­zin­gera do prą­dów kontr­kul­tury, które łamały cywi­li­zo­wany porzą­dek. Lubił jed­nak kul­tu­ral­nego Char­liego Cur­rana i uwa­żał, że nie sta­nowi on zagro­że­nia dla Kościoła. Rat­zin­ger zaś przy­go­to­wy­wał grunt do pozba­wie­nia go upraw­nień nauczy­ciela teo­lo­gii. W odróż­nie­niu od Notre Dame, Geo­r­ge­town i innych nie­za­leż­nych uni­wer­sy­te­tów kato­lic­kich Ame­ry­kań­ski Uni­wer­sy­tet Kato­licki, jako zało­żony przez papieża, był zależny od Rzymu. Doyle nie ode­grał żad­nej roli w tej dys­pu­cie, z czego był zado­wo­lony. Na kon­fe­ren­cji w Dal­las w 1983 roku Doyle mówił do urzęd­ni­ków kościel­nych o war­to­ściach moral­nych. Po swoim wystą­pie­niu usiadł z Rat­zin­gerem, któ­rego siwe włosy i uprzejmy spo­sób bycia suge­ro­wały dobro­tli­wość. Doyle cenił jego inte­li­gen­cję i odda­nie Waty­ka­nowi, choć nie wszyst­kie jego poglądy podzie­lał. Była to kul­tura wła­dzy i każdy dzia­łał w jej ramach, choć cza­sem z ocią­ga­niem. Rat­zin­ger chęt­nie słu­chał, tak jakby był gotów poświę­cić nie­ogra­ni­czoną ilość czasu temu, co ma do powie­dze­nia Tho­mas Patrick Doyle. Jed­nakże toczone przez Rzym bitwy z teo­lo­gami nie har­mo­ni­zo­wały z dusz­pa­ster­skim doświad­cze­niem Doyle’a. Ludzie przy­gnie­ceni cię­ża­rami życia szu­kają pocie­sze­nia, a nie reguł nakła­da­nych na seks. Doyle sta­rał się nie powie­dzieć za dużo.

Świa­dec­two tego, czego nie­na­wi­dził Rat­zin­ger, zna­la­zło się na jego biurku w Rzy­mie w 1983 roku: anto­lo­gia ese­jów A Chal­lenge to Love: Gay and Les­bian Catho­lics in the Church wydana przez Roberta Nugenta, daw­niej księ­dza z archi­die­ce­zji fila­del­fij­skiej, który w Yale uzy­skał sto­pień magi­stra teo­lo­gii. Nugent bez śladu oso­bi­stych pre­ten­sji prze­ciw­sta­wiał się arcy­bi­sku­powi Waszyng­tonu Jame­sowi Hic­key­owi w spra­wie New Ways Mini­stry, ośrodka dla gejów i les­bi­jek, który zało­żył razem z zakon­nicą Jean­nine Gra­mick na przed­mie­ściu Waszyng­tonu. Hic­key zabro­nił im dzia­łal­no­ści w swo­jej die­ce­zji i pod­jął dłu­go­trwałe śledz­two w związku z naru­sze­niem przez nich dok­tryny kościel­nej. W krót­kim wstę­pie do książki Nugenta biskup Wal­ter Sul­li­van z Rich­mond w sta­nie Wir­gi­nia cyto­wał list paster­ski bisku­pów ame­ry­kań­skich z 1976 roku, wyra­ża­jący współ­czu­cie dla osób, które „nie z wła­snej winy mają homo­sek­su­alną orien­ta­cję”. Sul­li­van pisał: „Jedni wzy­wają nas do oka­zy­wa­nia miło­ści i akcep­ta­cji homo­sek­su­al­nym kato­li­kom, dru­dzy do zro­zu­mie­nia ludz­kiej sek­su­al­no­ści”a42. Przy­je­chaw­szy do Rzymu, Sul­li­van zło­żył wizytę Rat­zin­ge­rowi, który wska­zu­jąc książkę, zapy­tał: „Co to ma zna­czyć?”a43. Pole­cił Sul­li­va­nowi usu­nąć swoje nazwi­sko z okładki przy­szłych wydań. Sul­li­van pod­po­rząd­ko­wał się temu pole­ce­niu. Kon­gre­ga­cja Dok­tryny Wiary zażą­dała, by sal­wa­to­ria­nie, zakon Nugenta, zapo­bie­gli wzna­wia­niu książki, czego oczy­wi­ście nie mogli uczy­nić.

Esej Nugenta stwier­dza­jący, że wielu księży kato­lic­kich jest gejami, naru­szał zasadę pouf­no­ści w życiu Kościołaa44. W 1961 roku rzym­ska Kon­gre­ga­cja ds. Zako­nów ostrze­gała: „Przy­stę­po­wa­nie do ślu­bów i świę­ceń reli­gij­nych jest nie­do­pusz­czalne w przy­padku osób dotknię­tych grzeszną skłon­no­ścią do homo­sek­su­ali­zmu lub pede­ra­stii, dla któ­rych warunki życia i pracy dusz­pa­ste­rza stwa­rzają poważne nie­bez­pie­czeń­stwo”a45. Doyle znał księży będą­cych homo­sek­su­ali­stami, wśród nich paru takich, któ­rzy tego pra­wie nie ukry­wali. Dopóki ktoś nie demon­stro­wał tej skłon­no­ści, Doyle był tole­ran­cyjny. Znał jed­nak wspól­noty reli­gijne głę­boko podzie­lone w kwe­stii orien­ta­cji sek­su­al­nej. Jedni byli napa­stliwi wobec gejów, inni nazy­wali homo­fo­bię grze­chem zada­wa­nia ran ducho­wych. Doyle był zado­wo­lony, że także w śledz­twie Hic­keya nie ode­grał żad­nej roli.

Wery­fi­ku­jąc kan­dy­da­tów na bisku­pów, Doyle eli­mi­no­wał osoby, na któ­rych cią­żył zarzut upra­wia­nia seksu. Ale nawet naj­do­kład­niej­sze sys­temy selek­cji nie są nie­za­wodne, o czym prze­ko­nał się wiele lat póź­niej, gdy w toczą­cym się w Ari­zo­nie spo­rze praw­nym (w któ­rym uczest­ni­czył praw­nik kano­niczny, ojciec Robert Tru­pia) wokół zarzu­tów o sek­su­alne wyko­rzy­sty­wa­nie kil­ku­na­sto­lat­ków ujaw­niono fakt, że w 1980 roku biskup James Rausch z Pho­enix pła­cił za seks ulicz­nej pro­sty­tutce. Zanim Rausch zna­lazł się w skła­dzie hie­rar­chii, peł­nił funk­cję sekre­ta­rza gene­ral­nego kon­fe­ren­cji bisku­pów w Waszyng­to­nie. Od dawna już nie żył, gdy pod­czas pro­cesu fakt ten wyszedł na jaw. Jego kwa­li­fi­ka­cje spraw­dzano jesz­cze przed poja­wie­niem się Pio Laghiego w Waszyng­to­nie, kiedy Tom Doyle nawet nie przy­pusz­czał, że kie­dy­kol­wiek będzie pra­co­wał w amba­sa­dzie waty­kań­skieja46.

Jest to bar­dzo wpły­wowe sto­wa­rzy­sze­nie bro­niące kon­sty­tu­cyj­nego prawa Ame­ry­ka­nów do posia­da­nia broni pal­nej (przyp. tłum.). [wróć]

Roz­dział drugi

O czym się nie mówiło

Spo­śród bisku­pów, któ­rych Tom Doyle poznał, pra­cu­jąc w amba­sa­dzie, żaden nie wywarł na nim tak korzyst­nego wra­że­nia jak Ber­nard Law.

Uro­dzony w Mek­syku w 1931 roku jako jedyne dziecko lot­nika i matki nawró­co­nej na wiarę kato­licką, pod koniec nauki w szkole śred­niej w St. Tho­mas na Wyspach Dzie­wi­czych został przez swych w więk­szo­ści czar­no­skó­rych kole­gów wybrany na prze­wod­ni­czą­cego samo­rządua47. Zaczy­na­jąc stu­dia w Harvar­dzie, dzie­lił pokój w aka­de­miku z dwoma Żydami i połu­dnio­wym bap­ty­stą. Ukoń­czyw­szy uczel­nię, spę­dził dwa lata w klasz­to­rze bene­dyk­tyń­skim w Luizja­nie, a potem sześć lat w Pon­ti­fi­cal Col­lege Jose­phi­num w Colum­bus w sta­nie Ohio. W 1961 roku, ostat­nim roku pobytu Lawa w semi­na­rium, urzęd­nicy kościelni dowie­dzieli się, że jeden z księży, któ­rzy tam nauczali, zwa­biał mło­dych chłop­ców do swego miesz­ka­nia i kazał im sta­wać nago przed lustrami, mówiąc: „Jezus kocha cie­bie i twoje ciało”a48. Został on usu­nięty z semi­na­rium.

Wycho­wany na Kara­ibach Ber­nie Law łatwo poro­zu­mie­wał się z ludźmi o innym kolo­rze skóry. Jako młody ksiądz w Jack­son w sta­nie Mis­si­sipi wyda­wał die­ce­zjalną gazetę, w któ­rej wypo­wia­dał się na rzecz praw oby­wa­tel­skich, w czym histo­ria przy­znała mu rację. W 1973 roku został mia­no­wany bisku­pem w die­ce­zji Spring­field-Cape Girar­deau w sta­nie Mis­so­uri, gdzie popu­la­cja kato­li­ków była nie­wielka. Tom Doyle lubił roz­mowy z Lawem, który bywał w amba­sa­dzie na ruty­no­wych spo­tka­niach z Pio Laghim. Ambitny, mający wyro­bione poglądy Law był gorą­cym zwo­len­ni­kiem sta­no­wi­ska pro-life. Gdy Doyle zapy­tał go o opi­nię w spra­wie wyda­nego przez Rzym nakazu, by w szpi­ta­lach pro­wa­dzo­nych przez zakony nie wyko­ny­wano zabiegu pod­wią­zy­wa­nia jajo­wo­dów, Law wyra­ził prze­ko­na­nie, że ope­ra­cje, któ­rym pod­dają się kobiety pra­gnące nie rodzić wię­cej dzieci, są nie­zgodne z kato­lic­kim naucza­niem w kwe­stii kon­troli uro­dzeń. Doyle wpraw­dzie nie apro­bo­wał sto­so­wa­nej przez zakon­nice tak­tyki uni­ków, lecz miał wąt­pli­wo­ści co do tego, czy zabieg pod­wią­za­nia jajo­wo­dów, który nie doty­czy zarodka ludz­kiego, można przy­rów­nać do abor­cji. W szpi­ta­lach tych prze­stano pod­wią­zy­wać jajo­wody.

W 1984 roku papież mia­no­wał Lawa, popie­ra­nego przez Doyle’a, arcy­bi­sku­pem Bostonu.

Teo­re­tycz­nie każdy biskup odpo­wiada przed papie­żem, ale bez­po­śred­nio komu­ni­kują się oni z dele­ga­tem papie­skim w Waszyng­to­nie oraz z roz­ma­itymi kon­gre­ga­cjami w Waty­ka­nie. Biskupi mają sporą swo­bodę w kie­ro­wa­niu swo­imi die­ce­zjami. Mimo iż Jan Paweł II kładł duży nacisk na lojal­ność, nie­wielu bisku­pów gło­siło kaza­nia w spra­wie kon­troli uro­dzeń. Wszak z ław kościel­nych trzeba było zbie­rać pie­nią­dze.

Więk­szą wagę biskupi przy­wią­zy­wali do pro­ble­mów Kościoła w Ame­ryce Łaciń­skiej. Admi­ni­stra­cja Reagana wysy­łała do Ame­ryki Środ­ko­wej broń i wspar­cie woj­skowe. W Gwa­te­mali pod rzą­dami chrze­ści­jań­skiego fun­da­men­ta­li­sty woj­sko mor­do­wało indiań­skich chło­pów. W Nika­ra­gui ide­ali­styczni księża sprzy­jali rzą­dom san­di­ni­stów, kar­dy­nał arcy­bi­skup Mana­gui zwal­czał mark­si­stow­ski reżim, a par­ty­zantka con­tras toczyła wojnę z san­di­ni­stami. W Sal­wa­do­rze arcy­bi­skup Oscar Romero bro­nił „pre­fe­ren­cyj­nej opcji dla ubo­gich”, o którą w 1968 roku ape­lo­wała kon­fe­ren­cja bisku­pów Ame­ryki Łaciń­skiej. Za wzy­wa­nie władz swego kraju do respek­to­wa­nia praw czło­wieka Romero zapła­cił życiem: został zastrze­lony pod­czas odpra­wia­nia mszy. Zabój­stwo to obu­rzyło bisku­pów, zwłasz­cza arcy­bi­skupa Hic­keya z Waszyng­tonu, który wie­dział o zakon­ni­cach z Sal­wa­doru gwał­co­nych i mor­do­wa­nych przez szwa­drony śmierci.

Laghi nie kry­ty­ko­wał poli­tyki ame­ry­kań­skiej. Papie­ski sekre­tarz stanu, kar­dy­nał Casa­roli, sta­rał się o przy­wró­ce­nie sto­sun­ków dyplo­ma­tycz­nych mię­dzy Waszyng­to­nem i Sto­licą Apo­stol­ską. W 1984 roku Laghi został ofi­cjal­nym amba­sa­do­rem, a Waszyng­ton wysłał swego repre­zen­tanta do Waty­kanu. Jed­nakże kon­fe­ren­cja bisku­pów zaczęła kry­ty­ko­wać admi­ni­stra­cję USA, ogła­sza­jąc obszerne listy paster­skie w spra­wie broni nukle­ar­nej i gospo­darki, co wywo­łało ogól­no­na­ro­dową debatę. W 1985 roku list napi­sany z ini­cja­tywy arcy­bi­skupa Mil­wau­kee Rem­berta G. Weaklanda zarzu­cał poli­tyce Reagana zanie­dby­wa­nie ludzi ubo­gich i klasy robot­ni­czej. Więk­szość bisku­pów była umiar­ko­wa­nie lewi­cowa w spra­wach wewnętrz­nych, wyjąw­szy kwe­stię abor­cji. W 1982 roku, gdy po zain­sta­lo­wa­niu przez USA w Euro­pie rakiet z gło­wi­cami ato­mo­wymi roz­prze­strze­nił się ruch na rzecz zamro­że­nia zbro­jeń nukle­ar­nych, kar­dy­nał Ber­nar­din popie­rał prace nad doku­men­tem The Chal­lenge of Peace (Wyzwa­nie pokoju), który kwe­stio­no­wał eska­la­cję zbro­jeń i moralną dopusz­czal­ność uży­cia broni jądro­weja49.

Doyle, który akcep­to­wał poli­tykę ame­ry­kań­skiej admi­ni­stra­cji wobec Związku Radziec­kiego, przy­glą­dał się z mil­czącą apro­batą, jak kar­dy­nał Rat­zin­ger bie­rze Ber­nar­dina na cel za prze­kra­cza­nie gra­nic wyzna­czo­nych przez Waty­kan auto­ry­te­towi nauczy­ciel­skiemu Kościoła. Rat­zin­ger był ini­cja­to­rem spo­rzą­dze­nia raportu, w któ­rym kuria rzym­ska ostrze­gała Ber­nar­dina i jego kole­gów przed „opi­niami opar­tymi na oce­nie czyn­ni­ków tech­nicz­nych lub mili­tar­nych”a50. Suge­stia, że sta­no­wi­sko władz pań­stwo­wych będzie apro­bo­wane przez Rzym, zado­wa­lała kon­ser­wa­ty­stów. Jed­nakże ogła­sza­nie listów paster­skich miało źró­dło w wysu­nię­tej przez Vati­ca­num II idei kole­gial­no­ści. Wystę­pu­jąc jako nauczy­ciele moral­no­ści, biskupi chcieli mieć wię­cej do powie­dze­nia w kie­ro­wa­niu Kościo­łem. W sytu­acji, gdy Pio Laghi był pośred­ni­kiem mię­dzy bisku­pami a Rzy­mem, Doyle odgry­wał rolę złego poli­cjanta, popie­ra­jąc jako kan­dy­da­tów na bisku­pów dok­try­nal­nych „kon­ser­wa­ty­stów” (w prze­ci­wień­stwie do księży umiar­ko­wa­nych i bar­dziej ela­stycz­nych, uspo­so­bio­nych dusz­pa­ster­sko). Trzy­ma­jąc się z dala od poli­tycz­nych pro­ble­mów kon­fe­ren­cji bisku­pów, Doyle respek­to­wał pole­ce­nia Rzymu.

Przy całej aktyw­no­ści bisku­pów i ich swa­rach wewnętrz­nych ni­gdy nie była publicz­nie dys­ku­to­wana sprawa naj­bliż­sza życiu każ­dego z nich: rewo­lu­cyjne zmiany w sta­nie duchow­nym.

Od czasu Vati­ca­num II list doty­czący kon­troli uro­dzeń oraz ana­chro­niczna zasada celi­batu odstrę­czały tysiące poten­cjal­nych księży. Malała liczba semi­na­rzy­stów, a rów­no­cze­śnie wielu męż­czyzn porzu­cało stan duchowny. W latach 1970–95 Irlan­dia stra­ciła 35 pro­cent swo­ich księży i zakon­nic. Nabór do semi­na­riów stop­niał tam o bli­sko 80 pro­cent. W Sta­nach Zjed­no­czo­nych wystę­po­wały porów­ny­walne zja­wi­skaa51. Przy śred­niej wieku ame­ry­kań­skich księży die­ce­zjal­nych wyno­szą­cej 60 lat spa­dek liczby semi­na­rzy­stów był nie­po­ko­ją­cym pro­ble­mem. Pogłę­biało go poja­wie­nie się i roz­wój kul­tury księży gejów.

W latach sie­dem­dzie­sią­tych, gdy stan duchowny opusz­czało co mie­siąc około stu Ame­ry­ka­nów, więk­szość z zamia­rem zawar­cia mał­żeń­stwa, pro­por­cja homo­sek­su­ali­stów wśród księży wzra­stała. W poło­wie następ­nej dekady w pro­bo­stwach, zako­nach i wielu semi­na­riach wystą­piły pierw­sze oznaki eks­pan­sji kul­tu­ro­wej świata gejów. Zapewne pro­cent homo­sek­su­ali­stów wśród duchow­nych był zawsze więk­szy niż wśród ogółu męż­czyzn. Prawa kościelne są świa­dec­twem dłu­giej histo­rii nie­po­ko­jów zwią­za­nych z upra­wia­niem seksu z osobą tej samej płcia52. W 1051 roku św. Piotr Damian wysłał do papieża Leona IX słynne donie­sie­nie o aktach homo­sek­su­ali­zmu wśród kleru; papież podzię­ko­wał mu i zigno­ro­wał tę wia­do­mość. Leon IX „był pierw­szym papie­żem, który chciał zaka­zać księ­żom zawie­ra­nia mał­żeństw, czemu Kościół zachodni nie­zbyt kon­se­kwent­nie się sprze­ci­wiał”a53.

Celi­bat kleru uza­sad­niano, przy­wo­łu­jąc przy­kład Jezusa. Jed­nakże nie­któ­rzy apo­sto­ło­wie mieli żony i przez wiele poko­leń księża i biskupi zawie­rali mał­żeń­stwa. Pod koniec XI wieku papież Grze­gorz VII wsz­czął kam­pa­nię na rzecz zakazu zawie­ra­nia mał­żeństw przez księży. Nie­po­ko­iło go zwłasz­cza to, że dzieci księży zapo­cząt­kują dyna­stie, w któ­rych wła­sność kościelna będzie dzie­dzi­czona. „Wyrwane ze swo­ich domów” żony wielu księży bar­dzo cier­piały, „ich honor był zruj­no­wany, ich rodziny roz­bite”a54. Kary za upra­wia­nie seksu z nie­let­nimi wystę­po­wały w całej histo­rii prawa kano­nicz­negoa55. Semi­na­ryjne doświad­cze­nia Tho­masa Doyle’a i Ber­narda Lawa – przy­padki usu­wa­nia z semi­na­riów zwierzch­ni­ków, któ­rzy nakła­niali stu­den­tów do kon­tak­tów sek­su­al­nych – były cha­rak­te­ry­styczne dla cza­sów sprzed Vati­ca­num II, gdy hete­ro­sek­su­al­ność uwa­żano za normę. Kiedy semi­na­ria były pełne, ich rek­to­rzy pozby­wali się osób, które wyda­wały się nie­zdolne do zacho­wa­nia męskiej god­no­ści.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Vaca udzie­lił Jaso­nowi Berry’emu pierw­szego wywiadu przez tele­fon w 994 roku. Gerald Ren­ner spo­ty­kał się z nim i prze­pro­wa­dzał obszerne wywiady w latach 1996, 1997 i 2001. Oso­bi­ste i tele­foniczne roz­mowy obaj auto­rzy kon­ty­nu­owali w latach 2002–03. [wróć]

Eugene Ken­nedy: Re-Ima­gi­ning Ame­ri­can Catho­li­cism, New York, Vin­tage 1985, s. 9. [wróć]

List, który Vaca napi­sał do Maciela 20 paź­dzier­nika 1976 roku, był w języku hisz­pań­skim. Na angiel­ski prze­ło­żył go dla biskupa McGanna. [wróć]

Tele­fo­niczny wywiad Geralda Ren­nera z Feli­xem Alar­co­nem, 25 czerwca 2002; wywiad z Vaką, 12 sierp­nia 2002, Port Jef­fer­son, stan Nowy Jork. [wróć]

Gerald Ren­ner, Jason Berry: „Head of Worl­wide Catho­lic Order Accu­sed of History of Abuse”, Hart­ford Courant 1997, 23 lutego. [wróć]

Ibi­dem. [wróć]

Donald Coz­zens: The Chan­ging Face of the Prie­sthood