Sprawdź, czy ktoś za tobą nie stoi - Nacht Ina - ebook + audiobook + książka

Sprawdź, czy ktoś za tobą nie stoi ebook i audiobook

Nacht Ina

3,6

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Kiedy tłumaczka Sonia przeprowadzała się do osady Białe, leżącej w Kotlinie Kłodzkiej, spodziewała się ciszy i spokoju. Stary dom oczarował ją atmosferą, a dziki ogród dawał iluzję harmonii z przyrodą. Jednak już kilka dni później okolica zaczęła odkrywać przed nową mieszkanką swoje sekrety.

Karina to młoda policjantka, która po znajomości dostała pracę w kłodzkim wydziale kryminalnym. Trafia do zespołu niezbyt pracowitych samców alfa. Jeden z nich postanawia zawładnąć jej życiem.

 

Sprawdź, czy ktoś za tobą nie stoi. Bo nie wszystkie historie mają dobre zakończenie.

 

 

„Nieoczywiste rozwiązania fabularne, zaskakujące zwroty akcji i kontrowersyjna bohaterka – wszystko to sprawia, że książka jest świetnym debiutem. Polecam serdecznie, ale uprzedzam, że tej lektury nie da się odłożyć, dopóki nie doczyta się do ostatniej strony” – Hanna Greń.

 

„Kotlina Kłodzka pełna sekretów, pełna tajemnic... Ina Nacht z niezwykłą wrażliwością i wnikliwością połączyła tradycyjny kryminał z opowieścią o najgorszej możliwej przemocy. Polska kryminałem stoi, a ten smakowity debiut jest tego najlepszym przykładem!” – Olga Kowalska z WielkiBuk.com.

 

„Rodzinne sekrety, pogańskie rytuały i przeklęty hotel w dziczy Kotliny Kłodzkiej. Polecamy!” – Magazyn literacko-kryminalny „Pocisk”.

 

Ina Nacht (właściwie Ilona Gniadek-Czaińska) – autorka lifestylowego bloga marudazewsi.pl. Absolwentka Uniwersytetu Wrocławskiego. Z zawodu i zamiłowania psycholog. Prywatnie mama, miłośniczka psów i wędrówek. Mieszka w okolicach Kotliny Kłodzkiej. Przeprowadziła się w góry w poszukiwaniu spokoju i harmonii, ale odnalazła tu również mroczną inspirację do swoich książek.

Sprawdź, czy ktoś za tobą nie stoijest pierwszym tomem serii z Kotliny Kłodzkiej. Jej głównymi bohaterami są policjanci kłodzkiego wydziału kryminalnego, Karina i Aleks, którzy razem rozwiązują zagadki kryminalne, choć ich własne dusze również skrywają mroczne emocje i tajemnice. Zbrodnie, góry oraz okrucieństwa namiętności tworzą mieszankę wybuchową, której trudno się oprzeć! Już wkrótce kolejny tom serii pod roboczym tytułem: Dziewczyny nienawidzą kobiet.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 230

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 6 godz. 24 min

Lektor: Ina Nacht
Oceny
3,6 (421 ocen)
124
114
104
47
32
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Recenzent

Z braku laku…

Raczej kiepski tekst
20
annakostro

Nie polecam

Początek wlecze się. Reszta albo przegadana albo pełna przemyśleń, za dużo politycznych wtrętów i "ogromnie ważnych społecznych" tematów. Końcówka wreszcie coś w sobie ma, ale mi zabrakło cierpliwość.
21
nurwadi

Nie polecam

nie nadaje się do słuchania strata czasu. lektorzy położyli to totalnie.
10
zgurboda

Z braku laku…

Przez fatalną lektorkę książka nie do odsłuchania...
10
EvkaSka

Całkiem niezła

ma potencjał. dość denerwujące są niektóre infantylne opisy, szczególnie w momentach kulminacji akcji, opisywanie jakiś głupot bez znaczenia.Jesli autorom wydaje się, że to spowoduje wzrost napięcia, to niestety, tylko wkurzenie. Nie chcąc zdradzać szczegółów, to powiem tylko, że wątek gwałtu wydaje mi się w tym wypadku naciągany i stawia policjantki w bardzo idiotycznym świetle. Wiem, policjantki, to też kobiety jednak raczej powinny wiedzieć pewne rzeczy....
10

Popularność




-SONIA-

Ze snu wybudza mnie ostre szarpnięcie samochodu i garstka przekleństw wypowiedzianych podniesionym głosem.

– Jak te osły jeżdżą! – Kaja unosi lewą rękę i wymachuje nią gniewnie, jakby chciała w ten sposób ukarać niewidocznych już „osłów".

Zdrętwiałą dłonią przecieram powieki i poprawiam się na siedzeniu. Po przebudzeniu potrzebuję dłuższej chwili, żeby dojść do siebie.

– Wszystko w porządku? – pytam sennie moją rozzłoszczoną towarzyszkę.

– Tak – odpowiada oschle Kaja. – To znaczy nie. Jeżdżą na tym zadupiu jak stado baranów! Nienawidzę wiejskich kierowców. W ogóle nienawidzę wsi. – Głośno wypuszcza powietrze i zaczyna bębnić palcami w kierownicę.

– To dlaczego się tam przenosimy? – pytam z uśmiechem, starając się obrócić jej irytację w żart.

Kaja przez chwilę milczy, a potem odpowiada cicho:

– W sumie to nie wiem.

Obracam się na bok i uważnie się jej przyglądam. Siedzi sztywno niczym manekin. Ramiona ma spięte i podciągnięte prawie do uszu, a jej czoło zdobi gruba bruzda.

Rozsadzają ją emocje. Ale to nie jest nic niezwykłego.

– Będzie dobrze – mówię i uśmiecham się do niej promiennie. – Przecież tam się wychowałaś.

Kaja prycha gniewnie.

– Dzięki za pocieszenie, Soniu – odpowiada moja zirytowana dziewczyna. – Szkoda, że ty nie chcesz wracać tam, gdzie się wychowałaś.

Ups. Czuję, jak spina się całe moje jestestwo. Kaja trafiła w czuły punkt.

Ale nie będę w to brnąć, nie mam ochoty na kłótnie. Prostuję plecy i próbuję się skupić na krajobrazach.

Wrocław minęłyśmy dobrą godzinę temu. Pola, łąki i wsie zdawały się ciągnąć bez końca. To tam musiałam przysnąć.

Teraz teren jest inny, niezaprzeczalnie piękny. Porośnięte starymi sadami pagórki przeplatają się z wyższymi wzniesieniami, zacienionymi przez majestatyczne sosny i wiekowe buki. Senne wioski, pełne poniemieckiej, urokliwej zabudowy, wiją się wzdłuż krętych, zdecydowanie zbyt wąskich dróg.

– Chyba już niedaleko – mruczę pod nosem, bardziej do siebie.

– Jeszcze z pół godziny i będziemy na miejscu – odpowiada Kaja równie cicho.

Ta informacja sprawia, że spoglądam przez ramię i bacznie wpatruję się w tylne siedzenie.

Na wyścielonej kocem samochodowej kanapie śpią dwa kłęby sierści. Jeden jest zdecydowanie większy, brązowo-rudy, długi i gęsty. To Misiek – dziesięcioletni owczarek niemiecki długowłosy. Właściwie Misiek jest bardziej psem Kai, bo gdy się poznałyśmy, miała go od ponad roku, ale teraz to chyba ja zajmuję więcej miejsca w Miśkowym sercu.

Drugi kłąb jest dwa razy mniejszy, biało-beżowy, z uroczą czarną plamą w okolicy grzbietu. To Zara, kundel pospolity. Zara jest w naszej rodzinie od niespełna pięciu miesięcy. Znalazłyśmy ją podczas jednej z weekendowych wypraw. Biedne psisko, porzucone przez właścicieli i przywiązane do drzewa smyczą, skomlało tak straszliwie. Początkowo byłyśmy przekonane, że mała jest ranna. Jednak oprócz niewątpliwego urazu psychicznego Zara czuła się dobrze. Szybko zadomowiła się w naszym szczecińskim mieszkaniu i została zaakceptowana przez Miśka.

Teraz psy leżą wtulone w siebie, a ich ciała podskakują na każdym wyboju.

– Myślisz, że wytrzymają tak długo? – pytam zmartwiona. – Zatrzymywałyśmy się ponad dwie godziny temu.

Kaja przewraca oczami.

– Dadzą radę – zapewnia. – Ale ty z takim podejściem daleko tam nie zajedziesz. Miłość do zwierząt nie jest popularna na wiosce. Przynajmniej nie tam, dokąd jedziemy.

– Poradzę sobie – odpowiadam.

– Do sezonu polowań pewnie tak. Później może być ciężko. – W głosie Kai słyszę prawdziwą troskę. Często traktuje mnie jak jajko, jakbym miała się za chwilę rozbić o twardy grunt.

– Do jesieni jeszcze sporo czasu. Zdążę się przyzwyczaić – zapewniam, chociaż drżę wewnętrznie na myśl o odgłosach polowania.

– Tak, dużo czasu – zgadza się ze mną Kaja. Chyba nie chce już rozmawiać, zresztą ja też nie.

Ale to prawda, dziś jest trzydziesty czerwca. Jeśli nasza przeprowadzka w ogóle ma się udać, do jesieni powinnyśmy być już obeznane z wiejskim stylem życia.

Trzydziesty czerwca. Pełnia lata.

Jest jeszcze przyjemnie jasno, mimo że mała wskazówka zegara dawno przekroczyła ósmą. Promienie zachodzącego słońca skrywają się powoli za leśną gęstwiną, a ja nie mogę powstrzymać ogarniającej mnie nostalgii.

Jeden rozdział mojego życia się kończy. Drugi zaczyna.

Trzydziesty czerwca. Idealny dzień, aby zacząć od nowa.

Przymykam oczy i głośno wypuszczam powietrze. Nierówności drogi i ciche buczenie radia sprawiają, że ponownie odpływam w krainę snów. Kiedy się budzę, Kaja parkuje na żwirowym podjeździe. Jest prawie ciemno. I przerażająco cicho.

Jesteśmy u celu.

-TEN POKÓJ, ROK 1994-

Brzozy za oknem powoli zaczynają tracić liście. Przyjemnie było patrzeć na ciepłe barwy jesiennych drzew. Dawno nie widziałam czerwonego koloru. Zresztą żółtego też.

Oczywiście nie licząc farb, które dostaję od Pani. Tam mam całą gamę kolorów, a jeśli któregoś brakuje, doskonale wiem, jak go stworzyć, mieszając ze sobą farby.

Ale to nie to samo: kolory na płótnie i kolory w życiu.

Nie bardzo wiem, jak długo tu jestem. Nie znam się za dobrze na kalendarzu. W szkole interesowałam się głównie plastyką i śpiewem. Trudno mi zliczać dni i miesiące.

To chyba już druga jesień, jaką widzę przez to okno, ale nie jestem pewna. Czasem wszystko mi się miesza. Dni zlewają się w jedną całość, nie wiem, czy minął tydzień – czy dwa.

Tak tu pusto.

Tak tu biało.

Białe ściany, podłoga, szafa, stolik i sztaluga.

Mam bardzo ładne łóżko – pojedyncze, ze stelażem, zasłane nieskazitelnie białą pościelą. Śpię w nim sama. W domu zawsze spałam z rodzicami. Nie miałam własnego pokoju. Teraz mam. Cały biały. Jedyną odskocznią od monotonii koloru jest szary parapet i okno z widokiem na zalesiony teren.

Gdyby nie to okno, chyba już bym umarła. Od tej bieli bym umarła. Ale jestem.

Mam biały pokój z szarym parapetem i cudowne przybory do malowania. Tak bardzo chciałabym wrócić do domu. Do mamy i taty.

-KARINA-

– Jasna cholera! – żachnęła się Karina, po czym szeptem dorzuciła wiązankę bardziej wulgarnych przekleństw.

Plama z kawy na jasnym materiale dżinsów nie zapowiadała niczego dobrego. A przecież to dopiero trzeci dzień w nowej pracy.

Tej prawdziwej, wymarzonej pracy policjantki wydziału kryminalnego.

W złości Karina przygryzła dolną wargę tak mocno, że na jej powierzchni pojawiła się kropelka krwi. Ze świstem wypuściła powietrze i ponownie włączyła silnik zatrzymanego w panice samochodu, tylko po to, żeby zaparkować bezpiecznie na poboczu.

– Cholerny jeleń! – przeklinała dalej Karina, podnosząc przy tym głos. – Cholerne zadupie. Jak tu jeździć, skoro co chwila pod maskę wybiegają dzikie bestie, no jak?

Pytania Kariny trafiały w pustkę, bo w samochodzie znajdowała się tylko ona. Jechała zacząć trzeci dzień pracy. Z brązową plamą na jasnych dżinsach.

– Nienawidzę tego zadupia – mruczała pod nosem.

Wysiadła z auta, wyciągnęła chusteczkę i szybkimi ruchami zaczęła czyścić materiał spodni. Na pewno się spóźni!

Kiedy doprowadziła ubranie do względnego porządku, ponownie wsiadła do zdezelowanego opla i przyjrzała się swojej twarzy w lusterku wstecznym.

Może w innych profesjach uroda ułatwia życie, ale nie w zawodzie policjantki.

A ona była piękna. Niezaprzeczalnie. Delikatna, blada twarz z wypukłymi kośćmi policzkowymi, wydatnymi ustami i niebieskimi oczami otoczonymi gęstym parasolem rzęs. Metr siedemdziesiąt pięć wzrostu, pełne biodra i niebotycznie długie nogi. Tak wyglądała Karina Maj. Od niedawna sierżant Karina Maj. Blond włosy o ciepłym odcieniu, długie i delikatnie falujące, dziś związała w skromny kucyk. Spore piersi skrzętnie ukryła w ciasnym sportowym staniku i nie pozwoliła sobie na ani gram makijażu.

Choć Karina dopiero poznawała kolegów z pracy, widziała ich pełne sarkazmu spojrzenia, słyszała powtarzane szeptem komentarze.

„Gdzie taka lala do brudnej roboty?"

„Sierżant Modelka!"

„Chyba pomyliła adres"

„Nie, nie pomyliłam" – pomyślała hardo Karina, choć jednocześnie wiedziała, że udowodnienie swojej wartości zawodowej nie przyjdzie jej łatwo. Nawet jeśli koledzy ją zaakceptują, mogą traktować ją protekcjonalnie ze względu na jej młody wiek i atrakcyjny wygląd.

I za to, że trafiła do dochodzeniówki po zaledwie dwóch latach patrolowania ulic i wlepiania mandatów. Po znajomości.

O tak, za to przede wszystkim mogą jej nie lubić.

Ale Karina Maj nie należała do osób, które łatwo się poddają. Zrobiła dwa głębokie wdechy, rozluźniła ramiona i wrzuciła pierwszy bieg.

***

Jechała krętą drogą na wschód. Choć był piękny letni dzień, w Kotlinie Kłodzkiej zalegały mgły. Ale tak to już jest, kiedy mieszka się w jednym z najzimniejszych regionów kraju.

Rozległy las porastał prastare góry, a wielkie sosny i dorodne buki utrudniały dostęp czerwcowemu słońcu. Te kotliny toną w mroku niezależnie od warunków atmosferycznych czy pory roku. Teren raz się obniżał, raz wznosił. Domów było niewiele. Kto by chciał mieszkać w takim miejscu?

Wieczny chłód, kapryśna pogoda, wszechobecny cień, stałe problemy z zasięgiem, niedziałające odbiorniki radiowe, znachorzy, bezrobocie, kilka starych, zapomnianych kopalni… Karina mogłaby wyliczać w nieskończoność wady półdzikiej Kotliny Kłodzkiej.

– Co za przeklęte zadupie – mruknęła po raz kolejny.

Ale musiała tu być. Taki był jej obowiązek. I choć wynikał z czystej miłości, czasami miała wrażenie, że dusi się od ziemistego zapachu lasu i mroku starych sosen.

Na co dzień Karina Maj stroniła od głębokich uczuć, jednak istniała na świecie osoba, którą kochała ponad wszystko. Babcia. Babcia, która ją wychowała, gdy zabrakło rodziców. Babcia, która w każdy weekend kleiła trzydzieści pierogów dla studiującej w mieście wnuczki. Babcia, która miała tylko ją – Karinę.

Nie mogła jej teraz zostawić. Staruszka była schorowana, a utrzymanie wiejskiego domu zaczynało być ponad jej siły. Karina doskonale zdawała sobie sprawę, że babcia Zosia prędzej umrze, niż wyprowadzi się ze swojej chatki w Dzi kowcu.

Przecież starych drzew się nie przesadza, prawda?

Tak, tak. Karina dobrze o tym wiedziała. Teraz musiała być tu dla babci.

I jest jeszcze ON, człowiek, który załatwił jej pracę. Od razu w wydziale kryminalnym. Marzenie każdego absolwenta szkoły policyjnej, który odrobił już dwuletnią pańszczyznę na posterunku.

– Masz szczęście, dziewczyno! – szepnęła do siebie Karina. – Teraz zbieraj pośladki i do roboty.

Ze świstem otworzyła drzwi komendy policji w Kłodzku. Lekkim krokiem wbiegła na pierwsze piętro, gdzie znajdowały się biura wydziału kryminalnego. Przed wejściem wyprostowała plecy i starała się przybrać neutralny wyraz twarzy.

„Nie mogą zobaczyć twojego strachu" – upominała się w myślach młoda policjantka.

Kiedy otworzyła drzwi, rozmowy prowadzone przez kolegów ucichły. Pozostały jednak sarkastyczne miny, bo ułożenia mięśni twarzy nie zmienia się tak prędko jak głosu. Karina wiedziała: rozmawiali o niej. Obgadywali ją. Śmiali się z niej. Mówili, że sobie nie poradzi. Aleks, Dawid i Oskar. Trzech samców alfa w jednym pomieszczeniu.

No cóż, pora ich rozczarować. Samce alfa nie zawsze mają rację.

– Dzień dobry – powiedziała donośnie. Chciała, żeby jej głos brzmiał hardo i ostro, jak na stróża prawa przystało.

– Witam! – dobiegło zza jej pleców. – Trzeci dzień w robocie i już spóźnienie? Brawo, sierżant Maj.

To był głos Artura Starskiego, szefa wydziału.

Karina obróciła się na pięcie i spojrzała w rozbawione oczy pięćdziesięciolatka. Z początku myślała, że szef jest po jej stronie. Doskonale pamiętała słowa, jakie wypowiedział do niej pierwszego dnia: „To nie jest praca biurowa. Nie myśl, że będziesz tu przerzucać papierki. Potrzebuję kogoś do wysyłania w teren".

Te słowa mile ją połechtały i dały cień nadziei, że szef w nią wierzy. Jednak szybko pojęła, że próbował ją tylko nieudolnie nastraszyć. Komendant Starski zdawał się wątpić w umiejętności Kariny nie mniej niż reszta zespołu. Mimo to dziewczyna posłała mu swój najmilszy uśmiech i przepraszająco kiwnęła głową.

– Sorki, szefie. Miałam bliskie spotkanie z jeleniem.

Po tym wyznaniu za plecami Kariny nastąpił wybuch śmiechu.

– Nie wierzę – szepnął Dawid.

– A co, wbiegł do salonu fryzjerskiego? – zabuczał donośnie Oskar.

Jego pytanie zostało nagrodzone gwizdami i jeszcze głośniejszymi salwami śmiechu.

Artur Starski się nie śmiał, ale w jego oczach lśniło rozbawienie, którego nie był w stanie zamaskować.

– Dobra, chłopaki, odpuśćcie – powiedział ciepłym głosem. – Stresujecie koleżankę, nie widzicie? Zrób sobie kawę, Karino, i podejdź do mnie. Dziś mam już dla ciebie zadanie.

– Jasne, szefie – ożywiła się zarumieniona ze wstydu Karina. Odwiesiła cienki sweter na oparcie swojego krzesła i nie zawracając sobie głowy przygotowaniem kolejnej tego poranka dawki kofeiny, ruszyła wprost do klitki przełożonego.

Przejęta i uradowana usiadła na krześle.

– Słucham, szefie – powiedziała.

– Widzisz, Karino, nie mamy teraz zbyt wiele pracy. Chłopaki działają w swoich sprawach, pomocy na ten moment nie potrzebują. Wakacje dopiero się rozkręcają. Pomyślałem, że w tym tygodniu możesz się zająć uporządkowaniem naszego archiwum. Znajduje się na parterze. Aleks cię zaprowadzi. Prosta robota: bierzesz poszczególne akta i sprawdzasz, czy wszystko jest. Jeśli wszystko jest, odhaczasz, że okay. Tu masz listę akt, jest też dostępna w systemie, ale ty na razie nie masz do niego dostępu. Do końca tygodnia powinnaś go dostać. Na razie muszą ci wystarczyć papier i ołówek.

Porządkowanie akt. Super. Mina Kariny mówiła wszystko.

– To bardzo ciekawe, intrygujące sprawy – powiedział szef zachęcająco. – Zaginięcia, morderstwa, ciężkie pobicia. Poduczysz się i poznasz historię regionu. To będzie dla ciebie dobra lekcja.

– Myślałam, że nie będę siedzieć w papierach… – zaczęła grzecznie Karina.

– Zaczniesz od lat osiemdziesiątych. A teraz zmykaj, bo muszę zadzwonić w jedno miejsce.

– Tak, szefie – powiedziała Karina i ze spuszczoną głową ruszyła do wykonania swojego pierwszego zadania.

Porządkowania akt.

-SONIA-

Budzi mnie donośne pianie kogutów. Nie przywykłam do takich odgłosów. Zwierzęce śpiewy są tak głośne, że mimo wczesnej pory wyganiają mnie z łóżka wprost w chłód poranka.

Rześkość powietrza i obecna w domu wilgoć sprawiają, że szybko zamieniam krótką piżamę na wypłowiałe dżinsy i ciepłą bluzę.

Podchodzę do łóżka i przyglądam się śpiącej Kai. Z burzą krótkich blond loków i spokojną we śnie twarzą wygląda jak anielica. Śpiąca Królewna.

Wymykam się z sypialni najciszej, jak potrafię. Chcę, żeby Kaja się wyspała i wstała w dobrym nastroju.

Każdy mój krok na starych schodach rozbrzmiewa radosnym skrzypieniem. A przed kuchnią czekają już na mnie dwa futrzaki, merdając na mój widok ogonami.

– Dzień dobry, słońca – głaszczę oba psy i otwieram stare drewniane drzwi wejściowe, pokazując Miśkowi i Zarze, że mogą wyjść na dwór.

Nie znają tego – takiej swobody. Wychodzenia z domu bez smyczy i kagańca. Jednak zaskakująco szybko pojmują, o co mi chodzi, i szczęśliwe wybiegają na rozpościerającą się za drzwiami łąkę.

– Będzie wam tu dobrze, zwierzaki – mruczę.

Pytanie, czy mnie będzie dobrze. Ale to się okaże.

Pełna entuzjazmu wkraczam do typowo wiejskiej kuchni. Jest w niej kaflowy piecyk, duży stół otoczony narożnymi ławami i okno z widokiem na podwórze. Za naszym domem rozpościera się dziki krajobraz. Łąkę pokrytą wysokim kwieciem przecina mała rzeczka, a zaraz za nią rozciąga się las pełen wysokich drzew iglastych, paproci i mchu.

I, choć nadal nie mogę w to uwierzyć, ten las jest nasz.

Mamy kawałek lasu. Hektar.

Dla mnie, dziewczyny urodzonej i wychowanej w aglomeracji Górnego Śląska, coś takiego jest niemal nie do zaakceptowania. Jak można posiadać las?

Ale w Kotlinie Kłodzkiej to nic wielkiego. Sąsiad ma trzy hektary, sąsiadka dwa, a ty masz hektar. Normalka. Tak przynajmniej opowiadała mi Kaja.

Z kubkiem gorącej herbaty w dłoni chwilę napawam się widokiem przyrody i naszych zwierzaków buszujących radośnie w wysokiej trawie. I w tej chwili jestem bezmiernie szczęśliwa. Będzie dobrze. Mimo wszystko.

Z zapałem zabieram się za przygotowanie śniadania dla mnie i Kai. Nie pomijam też Miśka i Zary. Ich podpisane miseczki napełniam kolejno wodą i garścią suchej karmy.

Dla nas będą bułki z serem i szynką podsmażane na maśle. Ulubione śniadanie mojego dzieciństwa.

Wczoraj po przyjeździe poświęciłyśmy dobre dwie godziny, żeby wszystko rozpakować, dzięki czemu teraz bez problemu kroję, smaruję i smażę. Rozlany z bułek ser skwierczy radośnie na patelni, a ja zaczynam zakochiwać się w tej starodawnej kuchni. Bo choć pomieszczenie ma przyzwoite rozmiary, to meblowane było chyba w latach siedemdziesiątych. Na zielonych ścianach widnieją brązowe wzory – taka moda była popularna wieki temu. Drewniany stół z jedną nogą innego koloru prosi się o renowację, a od jasnych ław pourywały się poręcze. Jedynym odświeżonym meblem jest genialna komoda, w której półki uginają się od ciocinych skarbów różnej maści.

To miejsce na pewno wymaga pracy, ale jego klimat, nisko zawieszony sufit i piec z mozaiką zielonych kafelków sprawiają, że mam ochotę zakasać rękawy już dziś.

Kończę smażyć tosty, ale zapach kawy i pieczonego sera wbrew moim oczekiwaniom nie wywabia Kai z pokoju. Postanawiam więc zjeść sama, oczywiście na zewnątrz.

Na przydomowy „ogród" składają się szutrowy podjazd i niewielki plac przy wschodniej ścianie domu, wysypany warstwą żwiru. Na placyku stoją trzy gliniane donice, ale jeśli coś w nich kiedykolwiek rosło, to zostało wyparte przez dziką trawę i chwasty. Drewniana dwuosobowa ława, przypominająca meble dożynkowe, stanowi jedyne miejsce, w którym mogę zjeść śniadanie.

Nie jest to romantyczny sielski ogród jak na prowansalskiej wsi. To istna dzicz. Ale z zaskoczeniem stwierdzam, że wcale mi to nie przeszkadza.

Siedząc na skraju drewnianej ławy, z radością pałaszuję grzanki i wpatruję się w okwieconą o tej porze roku łąkę. Czysta ekspansja. Natura pożera tutaj wszystko. Wchodzi na podjazdy, do okien, do domów. Jestem pewna, że gdybym zostawiła tu samochód na dłużej, zarósłby bluszczem i mchem.

Ale tak jest dobrze.

Jedyne odstępstwo od tego niezmąconego ludzką ręką krajobrazu stanowi spora hałda ziemi, usypana obok równie pokaźnego dołu.

Na jesieni ciotka Kai rozpoczęła budowę tarasu. Miała być kostka brukowa, a na niej meble ogrodowe. Miały być iglaki z marketu i kilka rododendronów. Jednak cioci już nie ma, a hałdę ziemi porasta trawa z drobnymi białymi kwiatkami. Rozkopany teren sprawia sporą frajdę psom, które są szalenie zainteresowane zarówno dołem, jak i nasypem.

Dobrze mi.

Nagle czuję ciepłe ręce oplatające mnie wokół szyi.

– Chcesz pojechać do miasta? – słyszę szept za plecami.

Z radością patrzę w rozbawione oczy Kai. Nic nie cieszy mnie bardziej niż jej szczęście.

– A jest tu jakieś miasto? – odpowiadam i całuję w policzek kobietę mojego życia.

– Może nie uwierzysz, ale za tym lasem jest całkiem elegancki hotel – mówi z uśmiechem Kaja. – Mogę cię tam nawet zabrać na dobry obiad.

– Kusisz, ale chyba wolę twoją kuchnię i to siedzisko – ze śmiechem poklepuję wytarte deski.

Tak, właśnie tu się zaszyjemy. Tu Kaja zapomni, dlaczego boi się w nocy spać.

-KARINA-

Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej

Po śmierci ojca Eliza Caine postanawia porzucić Londyn i objąć stanowisko guwernantki w posiadłości Gaudlin Hall. W starym domu nie zastaje jednak pracodawcy.

Wita ją tylko… dwoje dzieci.

Tajemnica, o której nikt nie chce mówić. Klaustrofobiczna atmosfera angielskiej prowincji. I seria wypadków wskazujących na siły nadprzyrodzone. Kiedy wychodzi na jaw tragiczny los poprzednich guwernantek, Eliza Caine pojmuje, że w Gaudlin Hall stoczy bój o życie swoje i swoich podopiecznych.

Wzorowa rodzina: matka nauczycielka, ojciec przedsiębiorca, dwoje dzieci. Jednak pozorna idylla zmienia się w koszmar, gdy córka Alicja po raz pierwszy sięga po narkotyki i wsiada na szaleńczą karuzelę kręcącą się coraz szybciej. Czy stało się tak za sprawą jednej złej decyzji, czy wieloletnich błędów uznawanych powszechnie za błahe? Jak rodzice mogą ustrzec dzieci przed narkotykami? Jak one same mogą się przed nimi bronić?

Mam na imię Alicja. Jestem narkomanką to pierwsza część trylogii pod tytułem Dziewczyny na smyczy poświęconej problemom nastolatek.

Jedna z najpopularniejszych brytyjskich komedii literackich!

Kiedy Reginald I. Perrin, pracownik Słonecznych Deserów, obudził się pewnego czwartkowego poranka, bynajmniej nie zamierzał nazwać swej teściowej hipopotamem. Lecz później wszystko uległo diametralnej zmianie.

Reggie poczuł, że musi zmienić swoje życie. Nie chciał,

by ograniczało się do nudnej pracy i przewidywalnego małżeństwa. Przewraca więc swój świat do góry nogami. Czy to pozwoli mu odwrócić złą kartę?

Brytyjski humor w najlepszym, starym stylu!

Czwarta część najpopularniejszego literackiego sitcomu ostatnich lat!

Spokój na zamku zostaje zakłócony. Personel musi zmierzyć się z falą przestępstw przetaczających się przez Kostkę.

Czy w obliczu tak dramatycznych wydarzeń można zachować dobry humor? Oczywiście! Nowi bohaterowie, nowe wątki i kolejna dawka doskonałej rozrywki. Evžen Boček mistrzowsko bawi się konwencją, serwując gagi i humor sytuacyjny, za które pokochały go setki tysięcy czytelników!

Pamiętnik surrealistyczny. Gwarancja czeskiego humoru.

Przewrotny humor i galeria nietuzinkowych osobowości gwarantują dobrą zabawę. Obok historii opowiedzianej w taki sposób nie można przejść obojętnie. Mamy do czynienia z jedną z najzabawniejszych książek XXI wieku!

Rodzina Kostków powraca z Ameryki do Czech, by przejąć dawną siedzibę rodu – zamek Kostka. W zamku zastają dotychczasowych pracowników: kasztelana, ogrodnika oraz kucharkę. Jak nowi właściciele poradzą sobie w nowej rzeczywistości? Jak odnajdą się w rolach dotychczas nieodgrywanych?

Thriller psychologiczno-sądowy.

Jedna z najważniejszych powieści grozy ostatnich lat.

Szkocja, 1869 rok. W zapomnianej przez Boga i ludzi osadzie zostaje popełnione potrójne morderstwo. Do winy przyznaje się siedemnastoletni Roderick Macrae. Czy rzeczywiście jest odpowiedzialny za zbrodnię. Co mogło sprawić, że postanowił zrealizować swe krwawe zamiary?

Finalista Nagrody Bookera 2016

Zdobywca Nagrody Saltire 2016 w kategorii Najlepsza Powieść 2016 Zdobywca Nagrody Vrij Nederland w kategorii Najlepszy Thriller 2017 Finalista Nagrody Los Angeles Times w kategorii Najlepsza Książka Grozy 2017

Finalista Sunday Herald Culture Awards w kategorii Autor Roku 2017

Trybecz, pasmo górskie na Słowacji. Od dziesięcioleci krążą o nim legendy z powodu tajemniczych zaginięć. Niektóre ofiary zostały znalezione martwe. Niektóre zniknęły bez śladu. A jeszcze inne powróciły – ranne i niezdolne do życia.

Igor zdobył tytuł magistra. Po pięciu latach wreszcie może zacząć karierę jako… robotnik budowlany. Na swojej pierwszej budowie odkrywa tajemniczy sejf. Znajduje w nim płyty gramofonowe sprzed kilkudziesięciu lat. Słyszy na nich głos człowieka, który przez ponad trzy miesiące błąkał się w górach Trybecza.

Legenda, mistyfikacja czy przerażająca rzeczywistość?

Świetna powieść najpopularniejszego słowackiego pisarza. Jozef Karika staje twarzą w twarz z legendą Trybecza.

Szczelina zdobyła najważniejszą słowacką nagrodę literacką

ANASOFT LITERA w kategorii NAGRODA CZYTELNIKÓW!

Jakie wydarzenie najbardziej zmienia świat dorosłego mężczyzny? Oczywiście narodziny dziecka.

Dziecko w wieku przedszkolnym to zbiór opowieści napisanych przez tatę trzyletniej Wiki. M. M. Cabicar opisuje rodzicielską rzeczywistość bezkompromisowo, czasem dosadnie, ale przede wszystkim z rozbrajającą szczerością i kapitalnym poczuciem humoru. Nie zdejmuje różowych okularów nawet w najbardziej kłopotliwych sytuacjach, wychowując dzięki temu niezwykle pogodne dziecko!

Jeremiasz jest inny. Żyje w świecie, w którym dni tygodnia mają swoje kolory, a najlepszą zabawką jest zamek błyskawiczny. Jeremiasz wychodzi z domu tylko z olbrzymią pokrywką.

Jeremiaszem opiekuje się siostra Pamela. Dlaczego to właśnie ona rozumie go najlepiej? Chłopiec, jego siostra oraz ich mama przeprowadzają się do kolejnego miasta. Muszą rozpocząć życie na nowo. Czy tym razem im się to uda?

Ta pełna ciepła i humoru historia łamie serca i uczy zrozumienia.

Ta powieść chwyta za gardło i trzyma do ostatniej strony!

Zmęczony metropolią Wiktor wyjeżdża z Pragi, by zostać kasztelanem morawskiego zamku. Pragnie odnaleźć wewnętrzną równowagę i zażegnać kryzys małżeński. Jednak wizja spokojnego życia wśród zabytkowych mebli i dzieł sztuki szybko odchodzi w zapomnienie. Na zamku czeka dość zagadkowy personel oraz… demony przeszłości.

Tajemnicze odgłosy i niewyjaśnione zdarzenia przejmują władzę nad Wiktorem i jego rodziną. Czy mają swoje wytłumaczenie? Czy racjonalny umysł Wiktora rozwikła tajemnicę zamku?

Pamiętajcie: niczemu się tutaj nie dziwcie!

Zabawna powieść o kobietach i mężczyznach. Tę książkę kupił co setny Czech!

Ekożona stawia wiele aktualnych pytań: Czego oczekujemy od swoich partnerów? Jakie jest znaczenie porodu naturalnego? Co tak naprawdę oznacza życie w zgodzie z naturą i z samym sobą? Czy naturalny jest na przykład ogród? Albo małżeństwo?

Poruszane przez autora poważne tematy zostały ubrane w brawurową narrację. Szczerość, autoironia i humor sprawiają, że mamy do czynienia z powieścią niezwykle inteligentną i nowoczesną.

Kiedy Mojmirowi pęka aorta, jego świat oraz światopogląd ulegają gwałtownym zmianom. Mojmir zmienia się z butnego racjonalisty… no właśnie, w kogo?

W tej brawurowej narracji pełnej ciętych ripost Michal Viewegh z humorem i autoironią opowiada o byciu pacjentem VIP oraz o poszukiwaniu nowej drogi życiowej po osobistym kataklizmie.

Ekomąż to jedna z najważniejszych powieści najpopularniejszego czeskiego pisarza.

Jeden na milion to zbiór czternastu opowiadań jednego z najpopularniejszych czeskich prozaików. Martin Reiner zabiera nas na łąki pełne hipisów, na próby chóru więziennego, do Ameryki – a szerokiemu wachlarzowi tematów towarzyszą różnorodne formy literackie. Lektura dla smakoszy!

MISTYCZNY PORNO-GASTRO THRILLER Z XIX-WIECZNEJ PRAGI

Nadchodzi nowy rok. Kiedy praski Orloj wybija północ, odkryta zostaje bestialska zbrodnia. Śledztwo w tej sprawie prowadzi ekscentryczny komisarz Durman. Czy jego nietypowe metody doprowadzą do ujęcia sprawcy? Jak powstrzymać mordercę, który zawsze o krok wyprzedza policję? I czym jest tajemnicze Ordo Novi Ordinis?

Pewien praski bankier z braku innego pomysłu kupuje synowi na Boże Narodzenie świnkę morską. Jak dalece to niewinne wydarzenie zmieni życie rodziny? Jakie sekrety skrywa bank narodowy? I czy przed kryzysem finansowym można schować się w beczce?

W żadnym innym utworze literatura czeska nie zbliżyła się do twórczości Franza Kafki tak bardzo, jak w Świnkach morskich. (Milan Exner)

Powracający w rodzinne morawskie góry praski dziennikarz dokonuje bilansu swojego życia.

Siekiera jest dowodem na to, że sytuacja człowieka w społeczeństwie i w rodzinie nie zmieniła się w przeciągu ostatniego półwiecza tak bardzo, jak zwykliśmy sądzić. Ta powieść wciąż jest niezwykle aktualna.

Mistyczny thriller przesiąknięty strachem.

Po rozpadzie kilkuletniego związku Jożo Karski powraca do rodzinnego Rużomberka. Tam czeka na niego puste mieszkanie rodziców, najmroźniejsza od kilku dziesięcioleci zima i podnóże góry skrywające mroczną tajemnicę.

Wkrótce w sąsiedztwie zaczynają znikać dzieci.

Pamiętacie, jak to jest: mieć czternaście lat i być zagubionym, wrażliwym, lekkomyślnym, romantycznym i niezwykle napalonym nastolatkiem? Przypomni Wam to Nick Twisp – młody buntownik, którego zna cała Ameryka!

Miłość, bunt, inicjacje seksualne, młodzieńcze przyjaźnie, problemy w szkole, problemy w domu – i szalone wakacje. A to wszystko doprawione czarnym humorem i przezabawnymi dialogami.

Uczniowie Cobaina to pełna dzikich przygód i humoru historia grupy nastolatków uwielbiających Johna Lennona i Kurta Cobaina. Razem przeżywają imprezy, zakładają zespoły rockowe i próbują osiągnąć sukces.

To również – a może przede wszystkim – poszukiwanie źródeł wyalienowania i bezradności w dzisiejszym świecie. Co czeka bohaterów, gdy karuzela młodości nieubłaganie się zatrzyma?

Puchar od Pana Boga to zbiór tekstów, w których sport stanowi pretekst do opowieści o sprawach najważniejszych: życiu i śmierci, miłości, przyjaźni i pasji. Ota Pavel mówi o zwycięstwach i porażkach równie pięknie, jak o sarnach i rybach.

Lektura dla czytelników w każdym wieku i wspaniała lekcja życia.

Lucynka, Macoszka i ja to opowieść o sile przeszłości, o miłości do dziecka i tęsknocie za samym sobą. Ta książka – choć w dużej mierze oparta na prawdziwych wydarzeniach – zabiera czytelników do innego świata. Znacznie piękniejszego.

Czytelnik ma tu do czynienia z prozą niemal doskonałą. (Pavel Janoušek, „Tvar”)

Chcesz wygrać z Barceloną, a potem zostać mistrzem świata w piłce nożnej? Musisz być biednym rolnikiem i mieć jedenastu synów. Załóż drużynę piłkarską, a potem będzie już z górki. Rozgrywki ligowe, mistrzostwo kraju...

Książka mądra, z uśmiechem. Podróże, relacje z meczów, niekłamane emocje.

Świetna dla dzieci. Wciągająca dla dorosłych.

Spis treści:
Okładka
Karta tytułowa
-SONIA-
-TEN POKÓJ, ROK 1994-
-KARINA-
-SONIA-
-KARINA-
-SONIA-
-TEN POKÓJ, ROK 1994-
-SONIA-
-TEN POKÓJ, ROK 1994-
-KARINA-
-SONIA-
-KARINA-
-SONIA-
-BOŻKÓW, ULICA TULIPANOWA 21, ROK 2008-
-SONIA-
-KARINA-
-SONIA-
-KARINA-
-SONIA-
-KARINA-
-SONIA-
-BOŻKÓW, ULICA TULIPANOWA 21, ROK 2008-
-KARINA-
-BOŻKÓW, ULICA TULIPANOWA 21, ROK 2008-
-SONIA-

Karta redakcyjna

Copyright © Ina Nacht, 2020

Copyright © for Polish edition by Stara Szkoła Sp. z o.o., 2020

All rights reserved

Redaktor prowadzący: Mirosław Śmigielski

Redaktor językowy: Ewa Żak

Korekta: Dagmara Ślęk-Paw

Projekt okładki: František Hříbal

Wszystkie postaci i zdarzenia opisane w niniejszej książce są fikcyjne. Wytworem wyobraźni autorki jest także osada Białe, w której rozgrywa się akcja powieści. Jakakolwiek zbieżność z rzeczywistością jest wyłącznie przypadkowa i całkowicie niezamierzona.

Wydawca:

Stara Szkoła Sp. z o.o.

Rudno 16, 56-100 Wołów

[email protected]

www.stara-szkola.com

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Katarzyna Rek