Chaos - Katarzyna Wolwowicz - ebook + audiobook
NOWOŚĆ

Chaos ebook i audiobook

Wolwowicz Katarzyna

5,0

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

268 osób interesuje się tą książką

Opis

Olga znajduje w swoim domu ciało zastrzelonego przyjaciela. Wie, że podejrzenia o zabójstwo padną na jej męża Kornela, dlatego chce zrobić wszystko, aby temu zapobiec. Nawet jeżeli będzie to niezgodne z prawem. Oddycha z ulgą, kiedy się dowiaduje, że z ramienia prokuratury sprawę poprowadzi ich wspólny znajomy Robert Kowalik. Wydaje się jednak, że radość jest przedwczesna, ponieważ pan prokurator ma do ukrycia więcej niż małżeństwo Mureckich.  

Judyta jest młodą mężatką, która niedawno poślubiła pułkownika Borysa Żukowskiego, dyrektora więzienia. Jedyne czego pragnie, to spełnić wyśrubowane oczekiwania mężczyzny i dać mu w końcu powód do dumy. Jednak mimo nieustannych prób wciąż zawodzi i musi przyjmować z pokorą karcące reprymendy męża. Podczas weekendu w górach, zorganizowanego dla wysokich rangą mundurowych, Judyta daje z siebie wszystko i jest pewna, że tym razem zyska aprobatę Borysa. Niestety, zamiast uznania otrzymuje od męża karę, którą zapamięta do końca życia. A kiedy kilka dni później matka Judyty na łożu śmierci zdradza jej długo skrywaną tajemnicę, kobieta wie, że musi zacząć działać.  

Czy Oldze i Kornelowi uda się rozwikłać zagadkę zabójstwa Dawida i oczyścić dobre imię przyjaciela, tak bardzo nadszarpnięte po jego śmierci? Czy Judycie uda się wyrwać ze spirali przemocy? I w końcu, co łączy ze sobą obie te sprawy? Prawda bywa czasem bardziej zaskakująca, niż możemy sobie wyobrazić… 

Katarzyna Wolwowicz powraca w najlepszym stylu! 

 

Katarzyna Wolwowicz, urodzona w 1983 roku. Magister stosunków międzynarodowych i psychologii klinicznej. Absolwentka studiów podyplomowych z mediacji.        

Dorastała w malowniczej górskiej miejscowości – Szklarskiej Porębie. Kocha przestrzeń, wolność i naturę, ale także ogień trzaskający w kominku, saunę i morsowanie w górskich wodospadach. Uwielbia sport, zwłaszcza narciarstwo alpejskie, a także taniec towarzyski i latynoamerykański.        

Autorka serii kryminalnej z komisarz Olgą Balicką, serii z komisarzem Tymonem Hanterem, serii z Carmen Rodriguez oraz thrillerów: W otchłani, W obłędzie i Śladami twojej krwi.      

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 382

Rok wydania: 2025

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 7 godz. 59 min

Rok wydania: 2025

Lektor: Kosior FilipFilip Kosior

Oceny
5,0 (5 ocen)
5
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
selena26

Nie oderwiesz się od lektury

Rewelacja, polecam
00
Lewan86

Nie oderwiesz się od lektury

jak zawsze świetna! tylko domyśliłam się co łączyło Dawida i Judytę 🤷‍♀️
00



Ty­tuł ory­gi­nału: Chaos
© Co­py­ri­ght by Ka­ta­rzyna Wol­wo­wicz, War­szawa 2024 © Co­py­ri­ght for the Po­lish edi­tion by Wy­daw­nic­two Zwier­cia­dło Sp. z o.o., War­szawa 2025
Re­dak­cja: Anna Je­zior­ska
Ko­rekta: Jo­anna Wy­słow­ska
Zdję­cia okład­kowe: pe­xels.com/Fer­nando Ser­rano (twarz);pe­xels.com/Luca Dross (las)
Pro­jekt okładki: Eliza Luty
Kon­sul­ta­cja po­li­cyjna: pod­ko­mi­sarz Mar­cin Ba­jek, były po­li­cjant pionu kry­mi­nal­nego Ko­mendy Miej­skiej Po­li­cji w Je­le­niej Gó­rze
Re­dak­tor ini­cju­jąca: Blanka Woś­ko­wiak
Dy­rek­tor pro­duk­cji: Ro­bert Je­żew­ski
Wszel­kie po­do­bień­stwa zda­rzeń, in­sty­tu­cji i osób są przy­pad­kowe i nie­za­mie­rzone. Opo­wieść sta­nowi li­te­racką fik­cję.
Wy­daw­nic­two nie po­nosi żad­nej od­po­wie­dzial­no­ści wo­bec osób lub pod­mio­tów za ja­kie­kol­wiek ewen­tu­alne szkody wy­ni­kłe bez­po­śred­nio lub po­śred­nio z wy­ko­rzy­sta­nia, za­sto­so­wa­nia lub in­ter­pre­ta­cji in­for­ma­cji za­war­tych w książce.
Wy­da­nie I, 2025
ISBN: 978-83-8132-653-7
Wy­daw­nic­two Zwier­cia­dło Sp. z o.o. ul. Wi­dok 8, 00-023 War­szawa tel. 22 312 37 12
Dział han­dlowy:han­dlowy@gru­pa­zwier­cia­dlo.pl
Wszel­kie prawa za­strze­żone. Re­pro­du­ko­wa­nie, ko­pio­wa­nie w urzą­dze­niach prze­twa­rza­nia da­nych, od­twa­rza­nie, w ja­kiej­kol­wiek for­mie oraz wy­ko­rzy­sty­wa­nie w wy­stą­pie­niach pu­blicz­nych tylko za wy­łącz­nym ze­zwo­le­niem wła­ści­ciela praw au­tor­skich.
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.
.

Po­wieść jest wy­two­rem wy­obraźni au­torki i je­śli wy­stę­puje ja­kie­kol­wiek po­do­bień­stwo do praw­dzi­wych osób i zda­rzeń, jest ono przy­pad­kowe.

Dom Olgi i Kor­nela

Chaos. Czuła tylko tyle i aż tyle. Przez kilka se­kund nie wie­działa, co ro­bić. Trzy­mała na rę­kach dwu­let­nią có­reczkę, któ­rej oczy prze­sło­niła czapką. Mała chi­cho­tała, prze­ko­nana, że ba­wią się w jej ulu­bioną za­bawę „nie ma, nie ma, a jest!” i na ra­zie nie zda­wała so­bie sprawy ze swo­jego od­kry­cia. Olga miała je­dy­nie chwilę, by zde­cy­do­wać się na ja­kiś ruch. Ale je­dyna myśl, jaka po­ja­wiła się w jej gło­wie, to za­brać stąd Zu­zię. Tak, to córka prze­ka­zała jej dzie­cię­cymi pół­słów­kami, że na pod­ło­dze w sa­lo­nie śpi wu­jek Da­wid, a po­ka­zu­jąc Ol­dze krew na swo­ich pa­lusz­kach, oznaj­miła, że wu­jek na­bru­dził. Może je­żeli te­raz szybko za­bie­rze stąd có­reczkę, ob­raz Da­wida le­żą­cego z prze­strze­loną na wy­lot głową nie wy­ryje się w pa­mięci dziecka na tyle, by po­wra­cał w sen­nych kosz­ma­rach. Kto jak kto, ale Olga do­sko­nale wie­działa, że wspo­mnie­nia z dzie­ciń­stwa po­tra­fią wra­cać na­wet po la­tach i do­piero wtedy do czło­wieka do­ciera, czego na­prawdę był świad­kiem.

– Mama! – Zu­zia kla­skała w rączki. – Ne ma, ne ma?

Olga nie od­po­wie­działa. Przy­trzy­my­wała cza­peczkę na oczach Zuzi, upew­nia­jąc się, że mała nie pod­cią­gnie ma­te­riału. Co ro­bić? Co, do cho­lery, po­winna w tej sy­tu­acji zro­bić? Go­rącz­kowo prze­stę­po­wała z nogi na nogę. Za­częła się trząść i na­gle po­czuła dziwny, silny ból głowy, jakby ja­kaś me­ta­lowa, cia­sna ob­ręcz z każdą se­kundą za­ci­skała się co­raz moc­niej. Szum w uszach zle­wał się z od­gło­sem sil­nika sa­mo­chodu zbli­ża­ją­cego się do ich domu. I kiedy do Olgi w końcu do­tarło, że to może być po­li­cja, na­tych­miast rzu­ciła się w stronę okna. Czy za­mknęła drzwi na klucz? Nie pa­mię­tała. Je­żeli tak i je­żeli to fak­tycz­nie któ­raś ze służb mun­du­ro­wych do­stała we­zwa­nie i do­tarła na miej­sce za­bój­stwa, to Ol­dze nie po­zo­stało dużo czasu na za­tar­cie śla­dów. Ale wie­działa, że musi zro­bić wszystko, by się ich po­zbyć.

Ode­tchnęła z wy­raźną ulgą, wi­dząc za oknem służ­bowe auto Kor­nela, któ­rym po pracy miał po­je­chać do szkoły po Olę. Po­mimo eks­tre­mal­nie wy­so­kiego pulsu i na­si­la­ją­cych się za­wro­tów głowy na­tych­miast ze­brała się w so­bie. Szyb­kim kro­kiem ru­szyła do przed­sionka, a po­tem otwo­rzyła drzwi i uśmiech­nęła się do ich star­szej córki.

– Cześć, Oleńko. Jak było w szkole? – za­py­tała, pod­cho­dząc i da­jąc jej bu­ziaka w po­li­czek. Chyba wznio­sła się na ab­so­lutne wy­żyny swo­ich zdol­no­ści ak­tor­skich.

– Wspa­niale – od­po­wie­działa Ola z uda­wa­nym za­chwy­tem. – Ka­dra na­uczy­ciel­ska jest prze­miła i pro­fe­sjo­nalna, a ja na­uczy­łam się dziś tylu przy­dat­nych rze­czy, które będę mo­gła wy­ko­rzy­stać w do­ro­słym ży­ciu, że aż sama nie mogę się do­cze­kać tego mo­mentu. A, i jesz­cze ró­wie­śnicy... – do­dała z wes­tchnie­niem, jakby za­po­mniała o czymś nie­zwy­kle istot­nym. – Ucznio­wie uczęsz­cza­jący do tej pla­cówki to cu­downi, po­mocni i em­pa­tyczni mło­dzi lu­dzie, z któ­rymi spę­dzi­łam dziś dzień pe­łen po­zy­tyw­nych emo­cji i czuję, że bar­dzo się roz­wi­nę­łam w tej ma­te­rii. – Wy­szcze­rzyła zęby, na któ­rych lśnił apa­rat or­to­don­tyczny.

– Na­prawdę? – Olga zer­k­nęła na nią zdzi­wiona, bo przez mę­tlik w gło­wie wzięła słowa córki na po­waż­nie.

– No co ty, mamo, zwa­rio­wa­łaś? – Ola spoj­rzała na nią, jak na ko­goś nie­spełna ro­zumu, i z tyl­nego sie­dze­nia sa­mo­chodu wy­tar­gała swój zbyt ciężki ple­cak, który opadł na be­to­nową kostkę. Z uda­waną nie­mocą dźwi­gnęła go na ra­mię. – Było den­nie i nudno, jak zwy­kle. Mogę już iść do sie­bie? – za­py­tała i nie cze­ka­jąc na od­po­wiedź, od razu ru­szyła do domu. Po chwili jed­nak za­trzy­mała się i spoj­rzała wy­mow­nie na Olgę. – Ja tam matką jesz­cze nie je­stem, ale ma­te­riał na no­sie dwu­latki ra­czej nie po­zwala na od­po­wiedni do­pływ tlenu do mó­zgu – skwi­to­wała, przy­glą­da­jąc się ma­łej Zuzi, która grzecz­nie cze­kała na dal­szy ciąg za­bawy z na­cią­gniętą na twarz czapką.

– Stój! – krzyk­nęła Olga i pod­bie­gła do drzwi pro­wa­dzą­cych do domu. Z im­pe­tem do nich przy­warła i za­gro­dziła córce wej­ście do środka. – Tam trwa de­ra­ty­za­cja. Tato za­bie­rze was te­raz do babci i dziadka.

– Co trwa? – Kor­nel, który wła­śnie skoń­czył roz­ma­wiać przez te­le­fon, pod­szedł zdzi­wiony do żony i po­ca­ło­wał ją w po­li­czek.

– Tata! – Zu­zia, sły­sząc ojca, ze­rwała czapkę pulch­nymi dłońmi, po czym wy­cią­gnęła do niego spra­gnione rączki.

– Chodź, ko­cha­nie. – Prze­chwy­cił córkę z ra­mion Olgi. – Mamy szczury? Po­waż­nie?

– Ujek aaa i ble – wy­ja­śniła mu Zu­zia z po­ważną miną.

– Wu­jek śpi i co? – Zmru­żył oczy i przez chwilę prze­rzu­cał spoj­rze­nie z córki na żonę, aż ze wzroku Olgi wy­czy­tał, że coś się stało, a ona nie może po­wie­dzieć wprost, o co cho­dzi.

Zbli­żyła się do jego ucha i naj­ci­szej, jak umiała, ale za­ra­zem na tyle wy­raź­nie, żeby zro­zu­miał, wy­szep­tała:

– Sy­tu­acja jest bar­dzo po­ważna. Za­wieź dzieci do mamy i zo­staw je u niej na noc. Po­wiedz, że mamy de­ra­ty­za­cję. Nie mar­nuj czasu i wróć jak naj­szyb­ciej. Ni­komu nic wię­cej nie mów. Nie od­bie­raj te­le­fo­nów ani nie za­pra­szaj ni­kogo do nas.

Wa­hał się tylko przez chwilę i tylko dla­tego, że po­dobna rzecz jesz­cze ni­gdy im się nie przy­tra­fiła.

– Chodź­cie. – Wy­cią­gnął rękę do star­szej córki. – Ekipa od po­zby­wa­nia się z domu gry­zoni wła­śnie roz­pyla u nas szko­dliwe dla dzieci che­mi­ka­lia i roz­kłada trutki. Prze­śpi­cie się dzi­siaj u dziad­ków.

– Tato, no! – Ola przez chwilę opo­no­wała. – Ja je­stem już pra­wie do­ro­sła!

– Pra­wie robi róż­nicę, ko­cha­nie. Nie sły­sza­łaś, jak mó­wili o tym w re­kla­mie? – Pu­ścił do niej oko, bo wie­dział, że musi za­cho­wy­wać się nor­mal­nie, je­żeli nie chce wzbu­dzać żad­nych po­dej­rzeń.

Kiedy sa­mo­chód ru­szył, Olga na­tych­miast rzu­ciła się w stronę domu. Wbie­gła do środka, za­mknęła za sobą drzwi na klucz i zdjęła buty, żeby nie zro­bić wię­cej śla­dów. Na dwo­rze za­czy­nało już zmierz­chać, więc i we­wnątrz nie było naj­ja­śniej. Po­za­pa­lała wszyst­kie moż­liwe świa­tła. Chciała po­szu­kać po­ten­cjal­nych tro­pów, ale pierw­sze, co mu­siała zro­bić, to wy­trzeć z broni od­ci­ski pal­ców. Uznała to za oczy­wi­stość, bo skoro Da­wid zo­stał za­strze­lony z pry­wat­nego pi­sto­letu Kor­nela, a jego ciało ja­kimś cu­dem zna­la­zło się w ich za­mknię­tym na klucz domu, to praw­dziwy za­bójca bę­dzie chciał wro­bić w tę zbrod­nię jej męża.

Nie miała wiele czasu. W każ­dej chwili mo­gli zja­wić się mun­du­rowi. Na­gle do niej do­tarło, że je­żeli ze­trze wszyst­kie od­ci­ski pal­ców, a ja­kimś cu­dem na broni ostał się choć je­den ślad praw­dzi­wego za­bójcy, to nie zy­skają żad­nego praw­dzi­wego tropu. Za­zwy­czaj nie wie­rzyła w cuda. Skoro ktoś za­dał so­bie tyle trudu, aby od­po­wied­nio za­in­sce­ni­zo­wać mor­der­stwo, to z pew­no­ścią strze­lał w rę­ka­wicz­kach. Mimo wszystko za­wsze ist­niał choć pro­mil na­dziei na to, że w ja­kimś mo­men­cie się za­po­mniał.

Wzięła do ręki ścierkę, wi­szącą na ha­czyku w kuchni, owi­nęła nią le­żącą na pod­ło­dze broń i po­szła z nią do ła­zienki. Szyb­kimi, nie­zgrab­nymi ru­chami po­szu­kała w szafce bia­łego pu­dru, który kie­dyś do­stała od ko­le­żanki. Gruby pę­dzel, uży­wany cza­sem do na­kła­dała różu na po­liczki, le­żał w wi­docz­nym miej­scu. Po­tarła nim mocno o pa­pier to­a­le­towy, żeby po­zbyć się osa­dzo­nych na nim dro­bi­nek. Za­nu­rzyła pę­dzel w pu­drze i mu­snęła nim po­wierzch­nię pi­sto­letu, który wcze­śniej de­li­kat­nie odło­żyła wraz ze ścierką na pod­łogę. Przyj­rzała się uważ­nie i za­uwa­żyła kilka ewi­dent­nych od­ci­sków. Po­bie­gła do ga­bi­netu i drżą­cymi dłońmi prze­szu­kała szu­flady w biurku.

– Jest! – krzyk­nęła z ulgą w gło­sie.

Chwy­ciła prze­zro­czy­stą ta­śmę kle­jącą. Po dro­dze do ła­zienki zaj­rzała do szafki pod ku­chen­nym bla­tem, gdzie trzy­mali no­życzki. W po­śpie­chu po­cięła ta­śmę na kil­ku­cen­ty­me­trowe ka­wałki i przy­kła­dała ją do miejsc na pi­sto­le­cie, na któ­rych do­strze­gła od­ci­ski pal­ców. Nie była pewna, czy ten do­mowy spo­sób się spraw­dzi, ale za­wsze le­piej mieć coś niż nic. Tą samą me­todą ze­brała od­ci­ski z dru­giej strony broni, a po­tem do­kład­nie po so­bie po­sprzą­tała, scho­wała frag­menty ta­śmy do fo­lio­wych wo­recz­ków i wsu­nęła je do kie­szeni płasz­cza. Wie­działa, że bę­dzie mu­siała ukryć je gdzieś poza do­mem, żeby po­li­cjanci ich nie zna­leźli, kiedy przyjdą prze­szu­ki­wać po­miesz­cze­nia, a być może rów­nież ich rze­czy oso­bi­ste. Wy­myła broń szmatką na­są­czoną pły­nem do my­cia szyb i umie­ściła do­kład­nie w ta­kim sa­mym uło­że­niu, ja­kie za­pa­mię­tała. Do­piero te­raz po­zwo­liła so­bie przyj­rzeć się ciału Da­wida.

– Prze­pra­szam – wy­szep­tała, po­chy­la­jąc się nad nim. – Ale ty prze­cież wiesz, jak jest.

Czuła się tro­chę winna, że nie we­zwała od razu po­li­cji i ka­retki, że nie oka­zała na­le­ży­tej aten­cji jego śmierci, że nie usia­dła naj­pierw przy ciele, by po­że­gnać się ze zmar­łym. Ale ro­zu­miała, że musi dzia­łać i że je­żeli przy­ja­ciel pa­trzy na nią z góry, to wie, że jego za­bójca bę­dzie usi­ło­wał wro­bić Kor­nela, a z pew­no­ścią Da­wid nie chciałby, żeby tak się stało.

Kuc­nęła przy za­strze­lo­nym i zro­biła głę­boki wdech. Czuła, jak po­wie­trze drży, prze­cho­dząc przez jej po­spi­nane mocno mię­śnie. Co się, do cho­lery, stało?!

– W co się wplą­ta­łeś? – za­py­tała. – Dla­czego przy­sze­dłeś do nas po broń i dla­czego, na­ra­ża­jąc na ta­kie nie­bez­pie­czeń­stwo, nie wta­jem­ni­czy­łeś nas w sprawę? Prze­cież by­śmy ci po­mo­gli – za­pew­niała, sta­ra­jąc się nie pa­trzeć mu w sze­roko otwarte mar­twe oczy.

Nie chciała wi­dzieć prze­strze­lo­nej głowy. Dziury wlo­to­wej i wy­lo­to­wej. Ka­wał­ków mó­zgu, które roz­bry­znęły się na dy­wa­nie, ścia­nie i ka­na­pie. Nie chciała, ale wie­działa, że ten ob­raz, ogar­nięty wzro­kiem tylko przez se­kundę, gdy we­szła do domu, już za­wsze przy niej bę­dzie.

Mó­wiła do Da­wida tak, jakby jego duch był z nią w po­koju, jakby uno­sił się po­wie­trzu i mógł od­po­wie­dzieć jej na wszyst­kie nur­tu­jące ją py­ta­nia, ale nie­stety żadna z od­po­wie­dzi do niej nie do­tarła.

Usły­szała szczęk zamka w drzwiach i znów się spięła. Po­czuła silny strach i ukłu­cie w sercu. Jakby ktoś dźgnął ją w to miej­sce grubą igłą.

– Olga?! Zna­la­złem Na­boja błą­ka­ją­cego się na ze­wnątrz. Za­mkną­łem go w ogro­dzie. Co się dzieje?

Z ko­ry­ta­rza do­cho­dził do niej głos Kor­nela. Po chwili usły­szała też jego kroki. Za chwilę mąż sta­nie obok niej i zro­zu­mie, że to je­den z naj­gor­szych dni w jego ży­ciu. A ona bę­dzie mu­siała zro­bić wszystko, żeby mu po­móc. Spoj­rzała na niego ze smut­kiem i wy­ma­lo­wa­nym na twa­rzy po­czu­ciem winy, choć prze­cież nie uczy­niła nic złego.

– Nie! – po­wie­dział sta­now­czo, wi­dząc na pod­ło­dze mar­twego przy­ja­ciela. – Nie!!! – wrza­snął.

Rzu­cił się zroz­pa­czony w kie­runku nie­ru­cho­mego ciała i ukląkł przy nim. Mimo szoku za­cho­wy­wał się ostroż­nie. Uwa­żał, żeby nie za­trzeć po­ten­cjal­nych śla­dów. Zła­pał Da­wida za dłoń, a w jego oczach po­ja­wiły się łzy. Krę­cił prze­cząco głową, chcąc za­kląć rze­czy­wi­stość. Ma­jąc na­dzieję, że to wszystko jest je­dy­nie po­nu­rym żar­tem, że Da­wid za­raz wsta­nie i po­wie, że są w ukry­tej ka­me­rze, że to ja­kieś ma­ka­bryczne przy­ję­cie hal­lo­we­enowe. Cze­kał, ale nic ta­kiego się nie wy­da­rzyło.

– Spraw­dza­łaś puls? – za­py­tał na­gle, prze­su­wa­jąc dłoń na nad­gar­stek Da­wida, a palce dru­giej przy­ło­żył do tęt­nicy szyj­nej. – We­zwa­łaś ka­retkę? Olga! Dla­czego nic nie mó­wisz? Trzeba we­zwać po­go­to­wie, rusz się!

Nie mo­gła na to pa­trzeć. Serce pę­kało jej na mi­lion ka­wał­ków, kiedy ob­ser­wo­wała Kor­nela w tym sta­nie. Po­de­szła do niego od tyłu, kuc­nęła i przy­lgnęła do jego ple­ców. Cały drżał.

– Ko­cha­nie, Da­wid nie żyje – wy­szep­tała. – Już nic nie da się zro­bić.

– Nie! Da się. On jest jesz­cze cie­pły. Da się coś zro­bić! – wy­rzu­cał z sie­bie za­pew­nie­nia, jakby mo­gły zmie­nić rze­czy­wi­stość. – Ura­tu­jemy go. Zo­ba­czysz. Ura­tu­jemy!

Wy­cią­gnął z kie­szeni spodni te­le­fon.

– Prze­stań. – Chwy­ciła jego iPhone’a i za­brała mu go ener­gicz­nym ru­chem. – Ni­g­dzie nie dzwoń. Mu­simy usta­lić wspólną wer­sję.

– Od­daj. – Spoj­rzał na nią groź­nym wzro­kiem. – Od­daj mi ten cho­lerny te­le­fon. Ura­tu­jemy go!

– Prze­stań! – wy­krzyk­nęła w końcu. – Otrzą­śnij się!

Po­de­rwała się z miej­sca i ode­szła od ciała. Wie­działa, że Kor­nel pój­dzie za nią, i wo­lała sta­nąć jak naj­da­lej od miej­sca zbrodni, żeby jej mąż nie zo­sta­wił tam wię­cej swo­ich śla­dów, niż już to uczy­nił.

– Da­wid nie żyje, ro­zu­miesz?! Ktoś za­bił go w na­szym domu i ten ktoś za chwilę spro­wa­dzi na nas po­li­cję. Mu­simy się na to przy­go­to­wać, ro­zu­miesz? – Po­trzą­snęła nim, bo za­cho­wy­wał się jak w amoku.

– My je­ste­śmy z po­li­cji – od­po­wie­dział.

– Tak, ale w tej sy­tu­acji sta­no­wimy stronę w śledz­twie, które za chwilę się roz­pocz­nie. A ty bę­dziesz głów­nym po­dej­rza­nym. Po­słu­chaj... – Chwy­ciła go za ra­miona i spoj­rzała mu pro­sto w oczy. – To ty bę­dziesz głów­nym po­dej­rza­nym. To z two­jej broni go za­strze­lono. Wy­czy­ści­łam ją, ale może po­win­ni­śmy ją scho­wać?

– Wy­czy­ści­łaś? Scho­wać? – po­wta­rzał, jakby nie do­cie­rał do niego sens usły­sza­nych słów.

– Kor­nel! – Po­now­nie nim po­trzą­snęła. – Po­trze­buję cię tu­taj, ro­zu­miesz? Ktoś chce nas w coś wpa­ko­wać. Cie­bie chce w coś wpa­ko­wać, a my nie wiemy, kto, w co i dla­czego! Mu­sisz się opa­no­wać i za­cząć trzeźwo my­śleć. Chodź.

Zła­pała go za rękę i po­cią­gnęła do ła­zienki. Kiedy sta­nęli przy umy­walce, prze­krę­ciła ku­rek i wbiła spoj­rze­nie w Kor­nela.

– Ob­myj twarz. Mu­sisz na­tych­miast za­cząć ra­cjo­nal­nie my­śleć – po­wtó­rzyła. – Ro­zu­miesz?

Spoj­rzał na nią i przez mo­ment mie­rzyli się wzro­kiem, ale wy­ko­nał po­le­ce­nie. Zimna woda na­tych­miast go otrzeź­wiła.

– Ro­zu­miem – od­parł już przy­tom­niej.

– Na ża­łobę przyj­dzie czas, ale póź­niej. – Po­ło­żyła Kor­ne­lowi dłoń na ra­mie­niu, kiedy pa­trzył bez emo­cji w swoje od­bi­cie w lu­strze. – Te­raz mu­simy po­my­śleć i usta­lić fakty i ze­zna­nia.

Wi­działa, jak wzbiera w nim złość. Nie na nią, a na praw­dzi­wego mor­dercę. Do­brze. Uznała, że złość jest lep­sza od po­czu­cia bez­sil­no­ści. Złość może na­krę­cać do dzia­ła­nia i do­da­wać ener­gii i mocy spraw­czej. Mu­siała tylko uwa­żać, by ta złość go nie za­śle­piła. By przyj­rzał się fak­tom.

– Czy po­wiemy po­li­cji, że Da­wid był u nas dwa ty­go­dnie temu i mó­wił, że wplą­tał się w po­ważną sprawę? – za­py­tała, kiedy wy­szli z ła­zienki i sta­nęli w anek­sie ku­chen­nym.

– Tak – rzu­cił. – Nie – na­tych­miast się po­pra­wił.

– Słu­chaj, może po­win­ni­śmy o tym po­wie­dzieć – od­parła ostroż­nie Olga. – Przy­szedł zde­ner­wo­wany, po­trze­bo­wał noc­legu, uśpił nas pro­chami, czym na­ra­ził na nie­bez­pie­czeń­stwo na­szą córkę. A co wię­cej, wy­cią­gnął wtedy z sejfu twoją broń, któ­rej kra­dzież zgło­si­łeś. Tak więc mu­simy to po­wie­dzieć. Ina­czej ze­zna­nia nie będą się zga­dzały. Moim zda­niem nie mo­żemy tego prze­mil­czeć.

– Nie zgłosi prze­cież, że to on ją ukradł – oznaj­mił z wy­pi­sa­nym na twa­rzy po­czu­ciem winy.

– Słu­cham? – Spoj­rzała na niego z nie­do­wie­rza­niem.

Do­piero kiedy za­dała mu to py­ta­nie, przy­po­mniała so­bie, że już jej o tym mó­wił, ale zu­peł­nie wy­le­ciało jej to z głowy. A może po pro­stu to wy­parła, bo od po­czątku po­stę­po­wa­nie Kor­nela w tej spra­wie bu­dziło w niej głę­boki, we­wnętrzny sprze­ciw.

– Nie zro­bi­łem tego – wes­tchnął. – Wie­dzia­łem, że mu­siał mieć pro­blemy. I to bar­dzo duże pro­blemy, skoro nas o nich nie po­in­for­mo­wał. Ukry­wał się. Nie mo­głem mu tego zro­bić. Zgło­si­łem kra­dzież, ale nie sprawcę. Nie opo­wie­dzia­łem, jak było na­prawdę.

– Nie mo­głeś mu tego zro­bić?! – wark­nęła. – Prze­cież Da­wid dzia­łał z roz­my­słem. Świa­do­mie przy­szedł do na­szego domu, w któ­rym wy­cho­wu­jemy na­sze dzieci. Wpa­ko­wał się w ja­kieś szambo, o któ­rym nie chciał ni­czego po­wie­dzieć, odu­rzył nas, za­brał broń i uciekł. To dla­tego nas uśpił, żeby mieć czas na ulot­nie­nie się. Do­sko­nale wie­dział, że to zgło­sisz, li­czył się z tym, i na pewno chciał, że­byś to zro­bił. Nie wpa­ko­wałby cię w taką hi­sto­rię, na­ra­ża­jąc na utratę pracy, w przy­padku gdy­byś go krył, a z two­jej broni on by ko­goś za­bił. Bo pew­nie to za­mie­rzał. Ina­czej by jej nie po­trze­bo­wał. A ty mi mó­wisz, że tego nie zgło­si­łeś?

– Nie. I nie mam ni­czego na swoją obronę. My­śla­łem, że wie, co robi, i chcia­łem dać mu czas.

– To jak wy­tłu­ma­czy­łeś, że nie uszko­dzono sejfu? Tylko Da­wid znał szyfr do niego. Trzeba było to zgło­sić. Te­raz wyj­dzie na to, że sfin­go­wa­łeś kra­dzież, żeby go za­bić. – Za­częła cho­dzić w tę i z po­wro­tem po cia­snej prze­strzeni aneksu.

– To nie tak – od­parł szybko Kor­nel. – Po­cze­kaj. Zgło­si­łem kra­dzież ca­łego sejfu, w któ­rym trzy­ma­łem broń.

– Prze­cież ten sejf tu jest i po­li­cjanci, któ­rzy tu przy­jadą, na pewno po­wiążą fakty. – Zła­pała się za bo­lące skro­nie. – Boże! Co ty naj­lep­szego zro­bi­łeś?

– Olga! – pod­niósł głos. – Te­raz to ty się uspo­kój. Tak jak mó­wi­łaś, nie mamy czasu. I wcale nie dla­tego, że za­bójca na­śle na nas służby. Skoro na­dal nie wi­dzimy na pod­jeź­dzie po­li­cyj­nych ko­gu­tów, to pew­nie nic ta­kiego się nie sta­nie. Ale to nie jest dla nas do­bre.

– Dla­czego? – za­py­tała prze­stra­szona. Kom­plet­nie nie wie­działa, jak po­winni ogar­nąć ten te­mat.

– Bo to my mu­simy za­wia­do­mić po­li­cję, i to jak naj­szyb­ciej. Będą spraw­dzać czas na­szej re­ak­cji. Wy­py­ty­wać są­sia­dów, o któ­rej przy­szli­śmy do domu. Spraw­dzać lo­go­wa­nia te­le­fo­nów ko­mór­ko­wych. Z ła­two­ścią od­kryją, że mi­nął zbyt długi czas jak na pra­wi­dłowe za­cho­wa­nie się po od­kry­ciu we wła­snym sa­lo­nie trupa.

– Po­wiemy, że by­li­śmy w szoku, że... Nie. – Po­trzą­snęła głową. – To bez sensu. Masz ra­cję.

– Tak. Dość czę­sto pro­wa­dzimy do­cho­dze­nia w spra­wie mor­derstw i znamy pro­ce­dury. Mu­simy za­dzwo­nić.

– Co z tym sej­fem? Gdy od­kryją, że kła­ma­łeś przy zgła­sza­niu kra­dzieży, i spraw­dzą, że to z two­jego pi­sto­letu za­strze­lono Da­wida, to czeka cię nie tylko oskar­że­nie o za­bój­stwo, ale i po­stę­po­wa­nie ad­mi­ni­stra­cyjne w spra­wie upo­zo­ro­wa­nia wła­ma­nia. Wtedy mo­żesz stra­cić prawo do po­sia­da­nia broni, a co za tym idzie, do wy­ko­ny­wa­nia za­wodu.

– Je­śli mnie za­mkną, to i tak nie bę­dzie mi to do ni­czego po­trzebne. A sejf jest nowy.

Przez chwilę Olga my­ślała, że się prze­sły­szała.

– Jak to nowy?

– No, zgło­si­łem kra­dzież sta­rego, ra­zem z bro­nią, więc na­le­żało się po­zbyć sta­rego. Za­ko­pa­łem go w le­sie. I ku­pi­łem nowy, iden­tyczny z wy­glądu, ale z in­nymi nu­me­rami iden­ty­fi­ka­cyj­nymi. Cza­sem za­bie­ramy do domu broń służ­bową, więc mu­simy mieć sejf albo me­ta­lową szafę. Wi­dzisz, na­wet nie za­uwa­ży­łaś tej wy­miany. Nie martw się, o wszystko za­dba­łem.

– Tak czy siak, Da­wida za­bito z two­jego pi­sto­letu.

– Nie mam pro­chu na rę­kach ani mo­tywu, zresztą prze­by­wa­łem gdzie in­dziej – od­parł Kor­nel. – Jak do­brze pój­dzie, sprawę do­staną nasi. Mó­wimy prawdę. Poza in­for­ma­cją, że Da­wid się u nas po­ja­wił. Trzy­mamy się tego, że go nie było i nie wiemy, kto ukradł broń. Nie wiemy też, dla­czego Da­wid zna­lazł się tu­taj dzi­siaj. Miał za­pa­sowe klu­cze do na­szego domu, więc mógł wejść bez pro­blemu, kiedy tylko chciał, i to bez na­szej wie­dzy. Po­winni sko­ja­rzyć, że mógł to zro­bić rów­nież tej nocy, gdy skra­dziono sejf. Dwie go­dziny temu na­wet nie było nas w domu, a pew­nie wtedy do niego strze­lono. Nie martw się. I usta­lamy, że...

Olga pa­trzyła na męża i po­ta­ki­wała. Sta­rała się nie oce­niać, czy plan jest do­bry, czy zły. Naj­waż­niej­sze, żeby był spójny i żeby oboje mó­wili to samo.

– Do­brze. Dzwoń, a ja po­jadę od­dać ta­śmy Ja­go­dzie.

– Ta­śmy Ja­go­dzie? – Na czole Kor­nela po­ja­wiła się po­przeczna zmarszczka.

– Za­nim wy­czy­ści­łam broń, ze­bra­łam od­ci­ski na pu­der i ta­śmę kle­jącą. Mu­szę je gdzieś scho­wać, ale naj­le­piej bę­dzie od razu za­wieźć je do tech­ni­ków kry­mi­na­li­stycz­nych. My­ślę, że mo­żemy za­ufać Ja­go­dzie. Przyj­mie próbki i spraw­dzi je poza ofi­cjal­nym pro­to­ko­łem. Gdy przy­je­dzie po­li­cja, po­wiedz, że po­je­cha­łam za­wieźć rze­czy dzieci do dziad­ków, bo wie­dzia­łam, że mu­szą zo­stać tam na noc. We­zmę torby i na­prawdę pod­rzucę im ciu­chy. Wra­cam za go­dzinę.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki