Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Po raz pierwszy prezentujemy polskiemu odbiorcy dzieło, w którym Józef Życiński przedstawia summę swoich wieloletnich badań na gruncie filozofii nauki. W erudycyjnym i usystematyzowanym wywodzie Życiński pokazuje ukryte mechanizmy rządzące ewolucją nauki od jej początków aż po czasy nam współczesne.
Józef Życiński skupił swoją uwagę na jednej rewolucji, i to nie rewolucji przebiegającej w nauce, lecz rewolucji, jaka dokonała się w poglądach na naukę, czyli na rewolucji metanaukowej. Została ona wywołana przez dwie wielkie rewolucje naukowe uwieńczone (ale nie zakończone) powstaniem teorii względności i mechaniki kwantowej. Jeszcze raz okazało się, że nauka jest „częścią większej całości”. To, co się dzieje w nauce, ma oddźwięk – niekiedy bardzo daleko idący – w szeroko rozumianej przestrzeni kultury; szeroko rozumianej, bo obejmującej duże obszary życia współczesności. (…) Życiński zawsze głęboko przeżywał piękno naukowej przygody – piękno i element transcendencji: „Mimo niedoskonałości i braków prawdziwa nauka ma swoje piękno, które ujawnia się w przeobrażeniu tajemnicy w informację”. Samo to przeobrażenie jest piękne i tajemnicze.
[Ze Wstępu Michała Hellera]
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 285
Tytuł książki Józefa Życińskiego, którą przekazujemy polskiemu Czytelnikowi, nawiązuje oczywiście do słynnej książki Thomasa Kuhna Struktura rewolucji naukowych, która ukazała się w 1962 roku (pierwsze polskie wydanie w roku 1968) i od razu wywołała żywy oddźwięk. Istnieją w przestrzeni kultury „wrażliwe miejsca”, jakby punkty niestabilności – jeżeli ktoś w nie trafi, może wywołać reakcję łańcuchową. Zbyt długa dominacja pozytywistycznej wizji nauki budziła reakcję, lecz reakcja ta była jeszcze zbyt nieśmiała, by przełamać obowiązujące poglądy. Wprawdzie postęp nauki nie bardzo się liczył z dekretami filozofów, ale rzesze „pracowników nauki” nadal jeszcze powtarzały pozytywistyczne slogany. Chociaż wielcy uczeni – Einstein, Planck, Dirac – od dawna głosili nieortodoksyjne poglądy i były one chętnie publikowane na różne sposoby, ich istotne przesłanie bardzo powoli przesiąkało do świadomości tych, którzy powinni je zrozumieć znacznie wcześniej. Dopiero młody absolwent Harvardu powiedział coś, co nagle zostało usłyszane. To był początek końca pewnego – by użyć terminu ukutego przez Kuhna – paradygmatu w filozofii nauki.
Ale tytuł książki Życińskiego nie jest kopią tytułu Kuhna. Kuhn usiłował uchwycić prawidłowości wszystkich (ważniejszych) rewolucji naukowych, Życiński natomiast skupił swoją uwagę na jednej rewolucji, i to nie przebiegającej w nauce, lecz rewolucji, jaka dokonała się w poglądach na naukę, czyli na rewolucji metanaukowej. Została ona wywołana przez dwie wielkie rewolucje naukowe uwieńczone (ale nie zakończone) powstaniem teorii względności i mechaniki kwantowej. Jeszcze raz okazało się, że nauka jest „częścią większej całości”. To, co się dzieje w nauce, ma oddźwięk – niekiedy bardzo daleko idący – w szeroko rozumianej przestrzeni kultury; szeroko rozumianej, bo obejmującej duże obszary życia współczesności. Życińskiemu chodzi zwłaszcza o te przemiany, które znajdują swój wyraz w poglądach filozoficznych. Nie można wszakże pisać o warstwie metanaukowej, nie odnosząc się do nauki. Nic zatem dziwnego, że w książce Życińskiego jest wiele analiz interesujących dla samej nauki, jej ewolucji i jej metody.
Do opisu istoty metanaukowej rewolucji Życiński używa dwóch terminów Platońskich: episteme i doksa. Episteme było dla Platona wiedzą pewną, której „nie imał się ząb czasu”; doksa oznaczała wiedzę niepewną, opinię raczej niż wiedzę, która odznaczała się nie pewnością, lecz prawdopodobieństwem. Życiński używa tych wyrażeń raczej symbolicznie. W jego ujęciu rewolucja metanaukowa, którą się zajmuje, polegała na przejściu od episteme do doksa: od nauki rozumianej rygorystycznie, która nie zostawia miejsca na rozważania filozoficzne, różne od drobiazgowych analiz logicznych i językowych, do nauki, która sama prowokuje do filozoficznych spekulacji. Bo w gruncie rzeczy Życiński walczy o miejsce dla filozofii w „kontekście nauki”. Filozofia wciska się do ludzkiego myślenia wszystkimi możliwymi szparami i dlatego wyznaczenie tego miejsca nie jest sprawą łatwą. Wszystkie te elementy, które ingerują w uprawianie nauki, ale nie dają się do nauki zredukować, Życiński określa mianem ideatów i stara się wyłowić prawidłowości w ich funkcjonowaniu. Prawidłowości te nazywa po lakatosowsku ideologicznymi programami badawczymi, czym oczywiście zdradza źródło swoich inspiracji.
W filozofii nauki od dawna istnieje spór, który od czasu do czasu odnawia się w różnych formach i przybiera na sile: czy filozofia funkcjonuje tylko w kontekście odkrycia naukowego, czy również w jakiejś formie ingeruje w kontekst uzasadnienia? Zmagania Życińskiego z tym problemem wynikają między innymi stąd, że wyróżnienie tych dwóch kontekstów nie zawsze jest dość wyraźne, co otwiera duże pole niejednoznaczności. Na przykład elementy spekulacji filozoficznych często pojawiają się w interpretacjach „otaczających” teorie naukowe; niekiedy nie mają one nic wspólnego z tym, co stanowiło inspirację do stworzenia danej teorii, ale na pewno nie odgrywają też żadnej roli w jej uzasadnieniu. Wiele przykładów takich „ideatów” można znaleźć w analizach Życińskiego.
Zawarte w tej książce analizy Życińskiego, chociaż należą raczej do wczesnego okresu jego twórczości i nawiązują do dyskusji, które już dziś trochę przebrzmiały, zachowują zaskakująco wiele aktualności i zasługują na ponowne przemyślenie. Józef Życiński – i jako profesor, i potem jako biskup – żył głęboko zanurzony w swojej współczesności i z reguły pisał „na potrzeby chwili”, ale miał wzrok przenikliwy i błyskotliwą inteligencję. Jeżeli nie dać się uwieść jego reporterskiemu stylowi i wniknąć pod powierzchnię wartko płynących zdań, można znaleźć ważne myśli i idee, które warto rozwijać.
Idąc właśnie po tej linii, chciałbym podjąć wątek, który z pewnością byłby bliski Życińskiemu. Owszem, trzeba się zastanawiać nad relacjami pomiędzy nauką a filozofią, ale czy sama nauka nie jest po trosze filozofią, a przynajmniej nie spełnia pewnych funkcji filozoficznych?
Samo istnienie nauki jest swego rodzaju „faktem filozoficznym”. Wszechświat, w którym możliwa jest nauka, jest inny od wszechświata, w którym nauka byłaby niemożliwa. I nie chodzi tylko o to, że naukę mogą uprawiać istoty rozumne, a wszechświat musi zapewniać odpowiednie warunki, aby mogły zaistnieć. Wszechświat musi także „dać się poznawać”. Relacja pomiędzy złożonością ludzkiego mózgu (bo innych istot rozumnych poza nami we wszechświecie nie znamy) a złożonością wszechświata musi być tego rodzaju, żeby nasz mózg był w stanie „odwzorowywać w sobie” (w przybliżeniu) przynajmniej pewne elementy struktury wszechświata.
Śledząc ewolucję nauki i jej metody, możemy także powiedzieć coś więcej o poznawalności wszechświata i o naszym własnym sposobie poznawania. Może właśnie dlatego używana kiedyś powszechnie nazwa „metodologia nauk” została zastąpiona przez określenie „filozofia nauki”. Każde poznanie naukowe niesie w sobie jakieś przesłanie filozoficzne.
I jeszcze jedno, samo istnienie nauki i jej ewolucja stawiają wielki problem wartości – problem wieloaspektowy, bo nie chodzi tylko o etyczność niektórych zastosowań nauki, lecz przede wszystkim o naukę jako wartość dla ludzkości i o naukę jako dziedzinę twórczości człowieka.
Rozważania Życińskiego trzeba jeszcze uzupełnić jedną uwagą. Życiński bronił doksa przed zbyt rygorystycznie rozumianą episteme, promował rozluźnienie pozytywistycznych reguł na rzecz miejsca dla filozofii „w kontekście nauki”. Obecnie sytuacja pod tym względem uległa drastycznej zmianie. Metanaukowa rewolucja zapoczątkowana przez Kuhna zrobiła swoje. Słuszna skądinąd krytyka pozytywistycznej interpretacji nauki wyzwoliła falę oskarżeń pod adresem nauki, które cechował w równej mierze brak kompetencji i nadmiar gorliwości w ferowaniu wyroków.
Doprowadziło to do rozpanoszenia się różnego rodzaju irracjonalizmów, często przybierających pozę wyrafinowanych intelektualnie filozofii. W ostatniej fazie swojego życia Arcybiskup Życiński skierował przeciwko tego rodzaju nadużyciom ostrze swojego polemicznego talentu, stawał w obronie racjonalnej filozofii nauki przeciwko zakusom różnego rodzaju postmodernizmów, fundamentalizmów i antyewolucjonizmów. Nie znaczy to, że jego analizy zawarte w Strukturze rewolucji metanaukowej przestały być aktualne lub że należy je jakoś inaczej odczytywać. Życiński nigdy nie walczył z racjonalnością, domagał się tylko, by nie narzucać jej zbyt ciasnych granic. Irracjonalność może atakować z dwu kierunków: albo starając się ograniczyć racjonalność do bardzo małego wycinka, albo zezwalając jej na wszystko. Życiński widział oba niebezpieczeństwa i starał się je zneutralizować.
Ale w Strukturze rewolucji metanaukowej nie należy się dopatrywać tylko polemik i utarczek z przeciwnikami. Życiński zawsze głęboko przeżywał piękno naukowej przygody – piękno i element transcendencji: „Mimo niedoskonałości i braków prawdziwa nauka ma swoje piękno, które ujawnia się w przeobrażeniu tajemnicy w informację”. Samo to przeobrażenie jest piękne i tajemnicze.
Michał Heller
Tarnów, grudzień 2012 r.
Pojęcie rewolucji jest jednym z najbardziej nadużywanych terminów w krytycznej analizie historii nauki. Doniosłe odkrycia w astronomii, psychiatrii czy naukach społecznych często bywają uznawane za „rewolucje”, a nowe propozycje metodologiczne nierzadko są określane jako „rewolucyjne” przez zwolenników dramatyzacji terminologicznej. Można jednak zauważyć również przeciwną tendencję, w myśl której pewne przełomowe zmiany w podstawach dynamicznie rozwijającej się nauki są traktowane jako zwyczajne, błahe zjawiska. Sformułowana przez Wernera Heisenberga w 1927 roku zasada nieoznaczoności oraz odkrycie epistemologicznych implikacji fizyki relatywistycznej zainicjowały znaczące zmiany w tradycyjnych metanaukowych zasadach określających zasięg poznania naukowego, kryteriów pewności dla danych procedur badawczych, ich podatności na przyszłe modyfikacje i tym podobnych. Lata trzydzieste XX wieku były okresem szczególnie intensywnej metanaukowej refleksji w wielu ośrodkach badawczych. Mimo że większość sformułowanych wtedy propozycji metodologicznych okazała się wyrazem przesadnego optymizmu poznawczego, podjęcie fundamentalnych kwestii dotyczących natury wiedzy naukowej jest niezaprzeczalną zasługą Moritza Schlicka, Rudolfa Carnapa, Karla Raimunda Poppera i Hansa Reichenbacha.
Poszukiwanie optymalnej teorii wiedzy naukowej rozgrywało się nie w wyidealizowanych przestrzeniach czysto logicznych relacji, lecz w kontekście wyjątkowo efektywnego rozwoju nauk przyrodniczych. Charakterystyczną cechą rozwoju tych nauk w ostatnim czasie było załamanie wykładniczego tempa rozwoju nauki.
Na początku XX wieku Henry Adams ogłosił, że nauka rozwija się w wykładniczym tempie, a jej zawartość informacyjna podwaja się co 50 lat. Socjologom nauki łatwiej było jednak oszacować wskaźniki jej instytucjonalnego rozwoju niż treści. Ich analizy z lat pięćdziesiątych, dokonane na podstawie badań zinstytucjonalizowanych struktur naukowych z ostatnich trzech stuleci, pokazują, że liczba pełnoetatowych pracowników naukowych, kongresów i stowarzyszeń podwaja się co 10–20 lat[1]. Gdyby podobne tempo wzrostu zostało utrzymane w najbliższej przyszłości, to dwudziestopierwszowiecznym odpowiednikiem proletariuszy zostaliby naukowcy. Wyjątkowość okresu, w którym żyjemy, przejawia się więc w tym, że krzywa opisująca rozwój nauki niejako załamuje się na naszych oczach. Nie jest już krzywą wykładniczą, skoro nie można o nauce z roku 1985 powiedzieć, by w stosunku do roku 1970 podwoiła swe społeczne i organizacyjne struktury.
Najefektywniejsza, ostatnia faza wykładniczego rozwoju nauki dostarczyła szczególnych treści do krytycznej rewizji licznych wcześniejszych naukowych programów badawczych. Wielu filozofów nauki wciąż nie jest świadomych jej konsekwencji, gdyż zmiany na poziomie metanaukowym zachodzą z pewnym opóźnieniem w stosunku do zmian na poziomie badań naukowych. Zarówno zakres, jak i dynamika owych zmian utrudniają pełen opis metanaukowych konsekwencji tych spośród nich, które zachodzą w paradygmacie współczesnej nauki. Wśród prób ilościowego oszacowania tychże konsekwencji można wskazać opinię, że odkrycia naukowe dokonane w ciągu ostatniego półwiecza przerastają zasób wiedzy zgromadzonej we wszystkich wcześniejszych fazach rozwoju gatunku homo sapiens. Podobne zestawienia są kontrowersyjne, ponieważ nie dysponujemy kryteriami umożliwiającymi porównanie wagi odkrycia koła lub ognia z odkryciem energii atomowej czy też początkiem podróży kosmicznych. Nie można jednak zaprzeczyć, że konsekwencje odkryć związanych z teorią ewolucji wszechświata, fizyką czarnych dziur, limitacyjnymi twierdzeniami metalogiki czy z wyłonieniem się wielu nowych dyscyplin naukowych są blisko związane z wielkimi filozoficznymi pytaniami nurtującymi ludzkość od jej zarania.
Wstrząs intelektualny nastąpił wraz z pojawieniem się geometrii nieeuklidesowych, wykazujących umowny charakter przedstawionych w Elementach aksjomatów, które w zasadzie nie były podważane przez 21 wieków. Paradoksy, zarówno te związane z antynomiami, jak i te w podstawach teorii kwantowej oraz teorii względności, dostarczyły nowych kryteriów heurystycznych. Ich paradoksalność okazała się ich wartością. Stwierdzenie Nielsa Bohra, że teoria naukowa musi być do pewnego stopnia szalona, aby była prawdziwa, samo w sobie stanowiło wyraz odejścia od tradycyjnych założeń dotyczących roli zdroworozsądkowych kryteriów racjonalności w nauce. Znacząca ewolucja ocen wielu teorii – takich jak teoria stanu stacjonarnego czy interpretacja mechaniki kwantowej Hugh Everetta – w okresie gdy ich status empiryczny ani wartość eksplanacyjna nie uległy zmianie, jasno dowodzi jednak, że socjologiczne oddziaływania, psychologiczne predylekcje i tym podobne czynniki odgrywają ważną rolę w rozwoju nauki.
Falsyfikacja metanaukowej teorii obiektywnej nauki, która miała nie znać granic, była szokiem dla wielu badaczy. Gdy Kurt Gödel odkrył niezupełność systemów logicznych, zaprzestał uczestnictwa w dyskusjach Koła Wiedeńskiego. Po zapoznaniu się z twierdzeniami Gödla Percy W. Bridgman rozważał, czy pewna wersja solipsyzmu, w myśl której jedyną rzeczywistością jest podmiot niezdolny do wyzwolenia się od własnego, subiektywnego oddziaływania, nie jest bardziej wiarygodna od operacjonizmu. Chociaż Bridgman ostatecznie uniknął solipsyzmu, uderzający jest kierunek, jaki przybrała ewolucja jego poglądów oraz poglądów wielu współczesnych zwolenników metodologicznego anarchizmu i tak zwanej eksternalistycznej teorii nauki[2]. Takie interpretacje stanowiły naturalną reakcję psychologiczną na wcześniejszą mitologię naukową, w której nauka była obdarzona surrealistycznymi cechami, podczas gdy raczej niezbyt precyzyjnie zdefiniowaną metodę naukową uważano za panaceum na wszelkie problemy poznawcze. Gdy we współczesnej filozofii nauki mówi się o zasadniczych różnicach między metodami naukowymi, ci, którzy cenią sobie radykalizm i zbyt dosłownie traktują postulaty Paula K. Feyerabenda zawarte w jego książce Przeciw metodzie, chcieliby zredukować całą metodologię do zasady „wszystko wolno”. To przejście od pierwotnego rygoryzmu do radykalnego liberalizmu w filozofii nauki jest nieuzasadnione choćby z tego powodu, że rewolucja, która nastąpiła w ostatnim okresie w epistemologii, nie jest pierwszą rewolucją metanaukową. Trzy wieki wcześniej, w wyniku zmiany paradygmatu nauki, doszło do podobnej rewolucji.
Aż do czasów Galileusza w zachodniej nauce próbowano poznać świat za pomocą subiektywnych analogii i modeli. Akceptowano i antropomorfizm, i antropocentryzm, a fizyka była uprawiana more biologico. W nauce po Galileuszu zaczęło dominować przeciwne podejście metodologiczne. Bogactwo subiektywnych doświadczeń zaczęto redukować do obiektywnych danych, a mechanikę uznano za ideał wszelkiej wiedzy. Wybór pomiędzy dwoma zupełnie różnymi sposobami uprawiania nauki, między organicznym paradygmatem sięgającym Arystotelesa a paradygmatem mechanicystycznym leżącym u źródeł nowożytnej nauki, nie był łatwy. Sam Johannes Kepler w latach 1597–1621 zmieniał poglądy na ten temat czterokrotnie, ponieważ nie był w stanie rozstrzygnąć, czy w ludzkim wysiłku poznania właściwiej jest traktować wszechświat jako wielką maszynę, czy też jako wielki organizm, w którym poszczególne elementy noszą ślady racjonalności i piękna, oraz czy planety także mają dusze. Ostatecznie zarówno praktyczne konsekwencje nowej fizyki, jak i jej teoretyczny rozwój zaowocowały odrzuceniem paradygmatu obowiązującego przez dwa tysiące lat.
Rozwój świadomości metanaukowej przebiegał równolegle do rozwoju badań w naukach przyrodniczych, które miały wpływ na wyłonienie się nowego paradygmatu. W rezultacie niektóre stare kontrowersje epistemologiczne zniknęły. W dążeniu do epistemologicznej czystości nauki zostały wyeliminowane charakterystyczne dla nauki średniowiecznej interpolacje natury etycznej, estetycznej i egzystencjalnej. Dzięki dokładniejszemu wytyczeniu granic między nauką, rzemiosłem i sztuką następcy Willisa nie musieli powtarzać za nim pytania: „Czy chemik może być dżentelmenem?”.
Bezdyskusyjne osiągnięcia metodologiczne nauki nowożytnej doprowadziły do powstania mitu jednej, nieograniczonej i zunifikowanej nauki. Podzielający to przeświadczenie Otto Neurath pisał jeszcze w 1931 roku: „Praca nad zunifikowaną nauką zastępuje całą dotychczasową filozofię. (...) Fizykalizm to forma, jaką w naszych czasach przyjmuje praca w zunifikowanej nauce. Reszta wypowiedzi albo nie ma znaczenia, albo jest tylko środkiem wyrażenia emocji, »poezją«”[3]. Dychotomia pomiędzy szlachetną i doskonałą nauką a bezsensowną poezją metafizyki okazała się wyrazem nowej metanaukowej poezji. Jej iluzoryczny charakter został dostrzeżony po odkryciu zasad ujawniających zasadnicze ograniczenia w racjonalno-empirycznych interpretacjach świata. Niezupełność bogatych systemów logicznych i zasada randomizacji w fizyce czarnych dziur, zasada nieoznaczoności w fizyce kwantowej oraz epistemologiczna zasada niedookreślenia to tylko część ograniczeń, które narzuca nam natura. Ujawniają one umowny charakter wcześniejszych rozróżnień, w których szlachetny duch badań naukowych był przeciwstawiany filozoficznym spekulacjom. Kwestionowanie tych ograniczeń oraz podzielanie dziewiętnastowiecznego optymizmu epistemologicznego byłoby równie niekrytyczne, jak tęsknota za doskonałym światem nadksiężycowym arystotelesowskiej fizyki.
Porzucenie marzeń arystotelików było szokiem, lecz nie tragedią. Nasz świat, różny od świata idealnego, w który wierzono aż do czasów Galileusza, nosi w sobie piękno, a jeżeli rozważymy jego opisy w modelach relatywistycznych, nie powinniśmy z sentymentem wspominać starożytnych schematów. Podobnie jest z nauką. We wczesnych fazach jej rozwoju człowiek tęsknił za nauką doskonałą i absolutnie pewną. Obecnie, gdy krytyczne analizy metanaukowe ujawniają niedoskonałości wielu wcześniejszych programów badawczych, mamy jeszcze większą świadomość nierealistycznej natury wielu niekwestionowanych w przeszłości założeń.
Analizy te nie usprawiedliwiają jednak proponowanych współcześnie antynaukowych, całkowicie eksternalistycznych programów. Mimo niedoskonałości i braków prawdziwa nauka ma swoje piękno, które ujawnia się w przeobrażeniu tajemnicy w informację. W naukowych programach badawczych, poza zweryfikowanymi zdaniami empirycznymi i teoriami o różnym stopniu konfirmacji, mają swoje miejsce również elementy filozoficzne, ideologiczne i estetyczne. W przeszłości podejmowano próby usunięcia ich z nauki. Teraz widzimy, że podobne działania byłyby wyrazem pewnej ideologii wielokrotnie falsyfikowanej praktyką badawczą. Dzięki wyzwoleniu się z iluzji wcześniejszego metanaukowego radykalizmu możemy wreszcie docenić rolę pozanaukowych inspiracji służących rozwojowi nauki. Odrzucając jej scjentystyczne bałwochwalstwo, możemy jednocześnie dostrzec konsekwencje tego, że pośród wszystkich znanych stworzeń to przedstawiciele gatunku homo sapiens są jedynymi istotami, które potrafią udoskonalać metody badawcze z taką pasją, z jaką ich przodkowie doskonalili narzędzia umożliwiające im walkę o byt.
Rezultatem owych ulepszeń jest metanaukowa rewolucja, która wyznacza koniec tak zwanej epistemetycznej (epistemetic) teorii nauki kontynuującej platońsko-arystotelesowską tradycję episteme, wiedzy pewnej i niepodważalnej. Marzenia wielu pokoleń pozytywistów, by stworzyć doskonałą naukę przyrodniczą, która zastąpiłaby dawną filozofię, okazały się jedynie snami. Ich ostateczną wersję rozwijali niektórzy członkowie Koła Wiedeńskiego łączący Hume’owską krytykę metafizyki z bezkrytycznym wychwalaniem zalet nauki. Pozytywizm logiczny odegrał w dwudziestowiecznej nauce podobną rolę jak mechanicyzm w fizyce XIX wieku. Obydwa wymienione prądy przyczyniły się do rozwoju nauki. Obydwa okazały się też ostatecznie wytworem nierealistycznego maksymalizmu. Ich falsyfikacja umożliwiła rewolucyjne przeobrażenia zarówno w obrębie fizycznej, jak i metanaukowej wiedzy.
Po rewolucji metanaukowej epistemetyczna teoria nauki została zastąpiona przez teorię doksatyczną, która kontynuuje platońską tradycję doksa, wiedzy prawdopodobnej, pozbawionej metodologicznej perfekcji. Racjonalne i empiryczne elementy są w jej epistemologicznej strukturze połączone z takimi składnikami, jak osobiste zaangażowanie, niepoparte dowodami domniemania, i artystyczna kreatywność. W przeszłości jedynie sztuka była traktowana jako dziedzina, w której wszystko jest dozwolone, nie obowiązują żadne zakazy[4]. Obecnie wyznawcy metodologii „wszystko wolno” usiłują traktować naukę jako działalność artystyczną, w której „aprioryczne” ograniczenia mogą jedynie krępować postęp.
Prawdą jest, że możliwe zaślepienie epistemologicznym liberalizmem postrewolucyjnej filozofii nauki może w przyszłości mieć negatywne konsekwencje dla rozwoju nauki. Prawdą jest również, że nastanie tego liberalizmu wskazuje na koniec epistemologicznego totalitaryzmu, w którym wszelkie wartościowe naukowo procedury miały podlegać jednolitemu wzorcowi zasad metodologicznych. Swoiste piękno naukowej przygody przejawia się w tym, że prawdziwa nauka okazuje się czymś zupełnie innym niż iluzoryczne metanaukowe ramy nakreślone przez zwolenników nierealnej racjonalności. Prostej i optymistycznej wizji wewnętrznej doskonałości nauk bronił w roku 1934 Rudolf Carnap, twierdząc, że „nauka jest jednością, wszystkie empiryczne stwierdzenia mogą być wyrażone w jednym języku, wszystkie stany rzeczy są jednego rodzaju i możliwe do poznania za pomocą jednej metody”[5]. Jest oczywiste, że żaden z autorów pragnących utrzymać przy życiu ducha Koła Wiedeńskiego nie zaryzykuje dziś obrony tezy Carnapa.
Metanaukowa rewolucja zastąpiła ambitne marzenia o epistemologicznym i metodologicznym monizmie krytyczną akceptacją pluralizmu, w którym uznawane jest naukowe znaczenie różnorodnych metod i procedur poznawczych. Początki tej rewolucji opierały się na przełomowych metanaukowych zmianach będących rezultatem naukowej rewolucji Alberta Einsteina i Maxa Plancka. Upadek mechanicyzmu, porażka programu Davida Hilberta, klęska postulatów Koła Wiedeńskiego wraz z odkryciem limitacyjnych twierdzeń metalogiki oraz istotnych ograniczeń w dziedzinie nauk przyrodniczych rozpoczęły nowe stadium w filozofii nauki. Jego istotną cechą jest porzucenie epistemetycznej teorii jednej, pewnej, wszechobejmującej wiedzy oraz przyjęcie doksatycznej nauki napiętnowanej pluralizmem poznawczym, zasadniczą niedoskonałością i rozwojem w czasie. Obszar metanaukowej rewolucji mieści się pomiędzy nieosiągalną episteme a uchwytną doksa.
[1] Por. D.J. de Solla Price, „Discovery” 1956, nr 17.
[2] Teoria ta jest opisana i poddana krytyce w rozdziale 5 niniejszej książki.
[3] O. Neurath, Philosophical Papers 1913–1946, red. R.S. Cohen, M. Cohen, Dordrecht 1983, s. 87.
[4] Por. W. Zonn, A. Finkelsztejn, O nauce, tłum. E. Milewska-Zonn, Warszawa 1977, s. 155.
[5] R. Carnap, The Unity of Science, London 1934, s. 32.