Teraz oto jestem. Edward Stachura we wspomnieniach - Jakub Beczek - ebook

Teraz oto jestem. Edward Stachura we wspomnieniach ebook

Beczek Jakub

4,1

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Ponad 30 wspomnień o Stachurze – ludzi dobrze go znających i takich, którzy zetknęli się z nim raz lub dwa razy. Ulotne wrażenia, głębsze analizy, zaskakujące konstatacje, czasem nawet sprzeczne oceny. Obraz poety widziany z różnorodnych perspektyw, odkrywający nieznane aspekty jego osobowości. Właściwie nowa biografia.

Wśród wspominających są osoby publicznie znane, jak Daniel Olbrychski czy Adam Jasser oraz niemal anonimowe, jak motorniczy kierującego pociągiem, który potrącił Stachurę w 1979 roku. Są fani Stachury i osoby traktujące go z dużym dystansem. Czytelnik otrzymuje sugestywne tropy, ale ostatecznie na ich podstawie sam musi zbudować swój osobisty portret Edwarda Stachury.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 381

Oceny
4,1 (27 ocen)
12
7
7
0
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




biedny poeta Stachura

niedaleko brudnego koryta rzeki Wisły pasło się stado świń i wieprzy pospołu z dziećmi Apollina

do tej stołówki przywędrował z dalekiej krainy Janko muzykant chłopiec opętany poezją rzucał perły przed wieprze śpiewał grał na złotym grzebieniu aż usłyszał głosy i oszalał

był jak motyl w pajęczynie

rozmawiałem z nim raz w życiu w jakimś domu pracy twórczej stanął w drzwiach mojego pokoju i poprosił o kartkę papieru

powiedziałem że mam tylko papier z makulatury w kratkę uśmiechnął się grzecznie podziękował odszedł z trzema kartkami

czasem myślę że chodziło mu o coś innego

że chodziło o jego i moje

Wstęp

Edward Stachura – poeta, prozaik, autor piosenek, tłumacz. Rozdział w historii polskiej literatury i strona w słownikach. Ale Stachura to nie tylko encyklopedyczne hasło. To przede wszystkim barwna biografia, a także filozofia życia i pisania, która dość wcześnie znalazła wielu wyznawców i była żywo komentowana przez krytyków. Tuż po swojej przedwczesnej śmierci Edward Stachura stał się idolem młodych ludzi. Jego legenda rosła błyskawicznie i jeszcze w stanie wojennym przybrała niewyobrażalne jak na polskie warunki rozmiary. Moda na Stachurę trwała niemal do końca lat 80. W całym kraju urządzano wieczorki poetyckie, recytacje i konkursy, a gdzieniegdzie nawet seanse spirytystyczne, podczas których duch poety podpowiadał, jak żyć. Jednak przede wszystkim organizowano liczne stachuriady[1], czyli zloty młodzieży grającej i śpiewającej Stachurę, słuchającej tego, co miał do przekazania. W czasach, gdy o mediach społecznościowych nie śniło się nawet na Zachodzie, Stachura był bohaterem wydarzeń, w których łącznie brało udział tysiące młodych ludzi. Pojawiały się korespondencyjne kluby, w prasie zamieszczano ogłoszenia o poszukiwaniu książek, a trudne do zdobycia utwory przepisywano w zeszytach. Dla wielu osób był to pierwszy kontakt z poezją w ogóle.

Stachura, a właściwie „Sted”, jak brzmiał pseudonim, którego niemal wszyscy familiarnie używali – łączył i integrował. Słychać było kolejne interpretacje pieśni (w formie koncertów i nagrań, między innymi z muzyką Jerzego Satanowskiego, Jana Kondraka, Marka Gałązki i Starego Dobrego Małżeństwa), rekordy popularności bił spektakl słowno-muzyczny Msza wędrującego (z udziałem Anny Chodakowskiej) – wydany również na płycie i kasecie jako zbiór protest songów, z którymi młodzi się utożsamiali. Na płytach dostępne były także archiwalne piosenki w wykonaniu samego poety. Dwudziestopięciotysięczny nakład jednej z nich rozszedł się w ciągu tygodnia niczym najnowsze longplaye popularnych wówczas zespołów rockowych. No i przede wszystkim sprzedawany spod lady, a potem na czarnym rynku, „dżinsowy” pięcioksiąg dzieł Stachury. Był dwukrotnie dodrukowywany, a i tak dla wszystkich nie starczyło. Nic dziwnego, że plakat ze zdjęciem pisarza, obok gwiazd show-biznesu, pojawił się nawet w popularnym tygodniku „Razem”. Każdy chciał zawiesić zdjęcie Stachury nad łóżkiem. „Guru-Stachuru” – mówiono żartem. I rzeczywiście, Stachura, który pod koniec życia marzył o tym, by nauczać tłumy, po śmierci został niemalże duchowym przywódcą. Wystawę zorganizowaną w warszawskim Muzeum Literatury w 50. rocznicę urodzin poety zwiedziło przeszło trzydzieści tysięcy osób. Witold Leszczyński przeniósł na ekran Siekierezadę, a nieco wcześniej na temat pisarza powstał film dokumentalny Andrzeja Brzozowskiego Wszystko jest poezja. Fabułę o Stachurze miał nakręcić sam Andrzej Wajda, ale plany pokrzyżował inny obraz tamtych burzliwych czasów: Człowiek z żelaza.

Stachura z żelaza nie był. Miał chlebak, gitarę, zeszyt do notowania i w dżinsowym uniformie wędrował po świecie. I taki właśnie, wolny, a może lepiej: rozpaczliwie poszukujący wolności – podobał się pogrążonej w PRL-owskiej szarzyźnie młodzieży. Do dziś trwają spory, ile w jego postawie było autentyku, a ile pozy i chłodnej kalkulacji. Wiele głosów krytycznych padło też pod adresem tak zwanej stachuromanii – że powierzchowna i egzaltowana, choć warto raczej zwrócić uwagę na to, że ten swoisty fenomen wciąż nie został gruntownie opisany. Jedno jest pewne: wtedy, w dobie pustych półek i mięsa na kartki, w czasie walki władzy z opozycją, konsekwentnie apolityczny Stachura wskazywał inną drogę – metafizycznego buntu (choć niektórzy mówią, że podobnie jak festiwal w Jarocinie – ten prawdziwy bunt kanalizował), a zarazem świętego spokoju. I taką postawą fascynował. Bez względu na wykształcenie czy – jak się wtedy pisało – przynależność klasową czytelników.

Z czasem popularność pisarza traciła na intensywności, ale – co trzeba podkreślić – przez kolejne lata utrzymywała się na niższym już, choć zawsze równomiernym poziomie. Poeta znalazł swoją niszę i grupę wiernych odbiorców, regularnie zasilaną kolejnymi rocznikami młodych ludzi, odkrywającymi swojego Stachurę. I to się sprawdzało, bo – jak ktoś słusznie zauważył – Stachura nigdy nie pisał dla konkretnego pokolenia.

W lata 90. i następne Stachura wszedł zwycięsko i bardzo świeżo. Myślę tu zwłaszcza o mocnej, grunge’owej wersji piosenki Zobaczysz zespołu Hey, ale też o kolejnych publikacjach czy filmach dokumentalnych[2] poświęconych poecie. W 1996 roku w Teatrze Telewizji wyemitowano spektakl Pogodzić się ze światem w reżyserii Jerzego Zalewskiego ze znakomitą rolą Mirosława Baki. Pod koniec wieku Robert Gawliński zagrał Stachurę w głośnym filmie Wojaczek, a na początku nowego raper Peja zsamplował słynną wypowiedź poety o powołaniu artysty. Przełomem był rok 2012, kiedy to duet Babu Król wydał płytę Sted. Stachura powrócił w wielkim stylu również dlatego, że do tej pory nikt go tak nie śpiewał. Trzy lata później na dziedzińcu Politechniki Warszawskiej wybrzmiał koncert Wszystko jest poezja, gdzie nadzwyczaj świeże wersje Stachurowych piosenek wykonali między innymi Leniwiec, Czesław Mozil, kwintet Wojtka Mazolewskiego i Organek, który pozostawił te utwory w swoim repertuarze. I coś z ostatniej chwili – pod koniec października 2019 roku, w ramach toruńskich spotkań „Pejzaż bez Ciebie”, odbył się inny wielki koncert poświęcony pamięci Stachury. Wśród śpiewających jego piosenki byli: Małgorzata Ostrowska, Anna Wyszkoni i Artur Żmijewski. We współczesnych interpretacjach słowa Stachury nabrały nowych sensów. Przy czym piosenki, choć najbardziej chwytliwe, nie były jedynymi tekstami, które zwróciły uwagę.

Intensywnie i w miarę równomiernie biły też inne źródła tej twórczości. Wznowieniom książek pisarza towarzyszyły publikacje rzeczy nowych, które – jak w przypadku prozy rozproszonej, a zwłaszcza dwóch tomów korespondencji i wyboru dzienników – dostarczyły wiele ciekawego materiału literackiego[3] i biograficznego[4].

Jak widać, zmieniają się aranżacje, style i czytelnicze upodobania, ale artystyczna wartość i przesłanie tekstów Stachury nie wietrzeje. Może dlatego, jak sam niedawno mogłem się przekonać w dziale muzycznym jednego z hipermarketów, obok przebojów polskich dancingów i klasyki disco wyłożono płytę z piosenkami Stachury. A nuż się sprzeda.

Bo w ogóle ostatnio Stachury jakby więcej. Jego nazwisko znów przyciąga, sama twórczość jest na nowo interpretowana[5], powstają kolejne filmy[6]. I jeśli krytyka zadaje przewrotne pytanie, kto dziś pamięta Edwarda Stachurę, to śmiało można odpowiedzieć, że całkiem sporo osób. Rękopisy na aukcjach określane są jako „rzadkie”, wszelkie pamiątki po nim nie straciły statusu relikwii, a na forach internetowych pojawiają się nowe dyskusje. To znakomity czas na ponowne odkrywanie tego pisarza – gdy opadł już pył stachuromanii i można otworzyć jego książki bez żadnych zobowiązań czy uprzedzeń.

I właśnie teraz, czterdzieści lat po śmierci, Edward Stachura wraca we wspomnieniach. „Wraca”, a nie „pojawia się” czy „ukazuje”. Bo wracanie to „odzyskanie poprzedniego stanu”, „zjawienie się w miejscu, z którego się wyszło”. No a Stachura wraca w tej książce wprost z lat 50., 60. i 70., wraca dzięki tym, którzy pamiętają, jak się poruszał, rozmawiał, śmiał, w jaki sposób się zachowywał, odwracał głowę. Wraca we wspomnieniach tych, którzy się z nim stykali, przebywali w jego towarzystwie.

Tom czterdziestu różnorodnych wspomnień poświęconych Edwardowi Stachurze może oczywiście wywołać zakłopotanie. Oto twórca najbardziej chyba kojarzony z przenikaniem się życia i pisania, życiopisaniem, utożsamianiem się z bohaterami swoich tekstów; autor przywiązujący ogromną wagę do własnej biografii i konstruujący ją według przemyślanych zamierzeń – opowiedziany zostaje przez innych: przyjaciół, znajomych, osoby napotkane w drodze. I to opowiedziany na wiele sposobów, dzięki czemu powstał portret wielokrotny, miejscami zaskakujący, ale też pełen kontrastów, nierzadko sprzeczności. Czy takie świadectwa potrafią zrekonstruować prawdziwy obraz człowieka i jego życia? A może wspominanie, obciążone subiektywizmem opowiadających, sprawi jedynie, że pozostaną portrety równoległe, tworzące zaledwie zarys postaci? W przypadku książek wspomnieniowych zawsze pojawia się przecież mniejsze lub większe ryzyko „uskoku”, polegającego na tym, że opis nie nadąża za bohaterem, istnieje obok, w narracjach towarzyszących. Nad tym nie zapanujemy. Myślę jednak, że wielokrotność „spojrzeń z boku” rzuca światło na rzeczy nowe, zakryte, a szeroki dobór autorów, przypisanych następującym po sobie punktom biografii, zapewnia przestrzeń dla takiego patrzenia. Ów „szeroki dobór” był możliwy dzięki licznym znajomościom poety.

Przez całe swoje życie Stachura zapełniał prywatny atlas osób i miejsc. Ten oryginalny zbiór zawiera mapy o bardzo zróżnicowanym ukształtowaniu i rozległym zakresie. Obejmują spędzone we Francji dzieciństwo, powojenny powrót do Polski, podróże po kraju, wyprawy zagraniczne. Z biografii Stachury wyłania się świat wielkich aglomeracji i prowincjonalnych miasteczek, luminarzy kultury i ludzi prostych, przechodniów. W książce Teraz oto jestem…, wspólnie ze wspominającymi, czytelnik wędruje przez Warszawę, Paryż, Meksyk, Oslo i Budapeszt, mija Ann Arbor, Lublin, Poznań, Xalapę, ale też Aleksandrów Kujawski, Czewujewo czy Daćbogi. Staje się świadkiem wypadku kolejowego w Bednarach, w którym Edward Stachura stracił cztery palce prawej ręki, towarzyszy próbom powrotu pisarza do zdrowia, aż wreszcie przygląda się wyprawie ostatniej, z której relacji nikt już nie przyniesie. Wszystkie te sytuacje rozpisane zostały na głosy. W orbicie Stachury pojawiło się ich wiele, reprezentują różne środowiska. Czasem wspólne drogi poety i jego przyjaciół czy znajomych biegły równolegle, kiedy indziej krzyżowały się, ulegając gwałtownym perturbacjom. Wszystkie związki tworzą fascynującą topografię, której pola i przecięcia mają swe odniesienia w konkretnych relacjach międzyludzkich – o różnej intensywności i formie. Autorzy wspomnień odtwarzają te układy, przywołują ich znaczenie, a nierzadko wpływ na swoje późniejsze życie. Starają się także zmierzyć z tajemnicą Stachury, z jego wyborami, filozofią życia i dorobkiem intelektualnym, który odcisnął ślad i w dalszym ciągu inspiruje. Bo przecież mowa w tej książce również o twórczości Stachury, o literaturze, poprzez którą poeta chciał dokonać więcej, niż była ona w stanie unieść. Dopełnieniem wspomnianych podróży są zawarte w tym tomie anegdoty i z życia wzięte historie pokazujące pisarza z innej strony, jasnej. One też stają się pełnoprawną opowieścią o człowieku. Tak dynamiczny, mieniący się wielością ujęć zbiór odtwarza Stachurę w ruchu, unikając jednoznacznych określeń i definicji. A wszystko na tle realiów Polski Ludowej, życia kulturalnego tamtych czasów, pokoleniowych rozrachunków, w których pisarz do pewnego stopnia brał udział. O tym, czy wyłaniający się z tych wspomnień obraz pomoże zrozumieć Edwarda Stachurę, zachęcając do nowych poszukiwań oraz badań nad jego życiem i twórczością – zdecydują sami czytelnicy.

*

W książce znalazły się wyłącznie teksty przygotowane z myślą o tej edycji. Pierwotny zamysł tomu zakładał zebranie reprezentatywnych wspomnień, wcześniej już drukowanych. W trakcie gromadzenia materiałów dotarłem jednak do wielu nowych osób, które Stachurę znały bądź tylko zetknęły się z poetą, co wystarczyło, żeby spotkanie pozostawiło w pamięci niezatarty ślad. Taka tendencja wpłynęła na przeorientowanie całej książki, a w konsekwencji na skompletowanie tekstów powstałych specjalnie do tego tomu. Niektórzy nigdy wcześniej nie byli o Stachurę pytani, natomiast osoby, które wypowiadały się już na temat poety, raz jeszcze podjęły próbę portretu, by z perspektywy lat wydobyć nowe aspekty i problemy. Od przyjętej koncepcji odbiega jedynie wiersz Tadeusza Różewicza[7], który to utwór w roli tekstu wspomnieniowego pojawia się po raz pierwszy. Jako apendyks włączony został wielowarstwowy esej Piotra Müldnera-Nieckowskiego, ukazujący pisarza w szerokim kontekście zdarzeń i znajomości.

Ostatecznie w czasie pracy nad tekstami zrezygnowałem ze znanych szerzej wspomnień rodzinnych oraz maksymalnie ograniczyłem dobór autorów zaliczanych do najbliższych przyjaciół poety, którzy swoje wspomnienia niejednokrotnie zamieszczali już w różnorakich publikacjach. Czytelnik nie znajdzie tu więc relacji Wincentego Różańskiego, Wacława Tkaczuka, Jerzego Satanowskiego czy Janusza Andermana, pisarza wspominają natomiast między innymi Stefan Ehrenkreutz, Jan Jastrzębski, Daniel Olbrychski, Marek Zalejski, a także Teresa Grubczak czy Barbara Kołek, które spotkały Stachurę jeden jedyny raz i na potrzeby tej publikacji opowiedziały o swoim doświadczeniu.

Niestety, kilku osób nie umiałem przekonać, aby ich wspomnienia wzbogaciły książkę. Część odmówiła swojego udziału (czasem po udzieleniu wstępnej zgody lub w momencie autoryzacji), wykazując jednak życzliwość i zainteresowanie. Niektóre rozmowy zostały przerwane i niepodjęte z przyczyn ode mnie niezależnych. Choć nie bez żalu, przyjąłem wszystkie te decyzje z jednakim zrozumieniem, a zarazem cichą nadzieją, że tom w swym finalnym kształcie prezentuje wystarczająco bogatą i rozległą perspektywę.

Teksty opracowane na podstawie przeprowadzonych przeze mnie rozmów (w większości nagranych) zostały opatrzone odpowiednią informacją. W przypadku jej braku wspomnienie pochodzi bezpośrednio od autora. W czasie prac redakcyjnych starano się zachować pierwotny kształt wspomnień. Skróty stosowano najczęściej w przypadku powtórzeń wątków i wyraźnych dygresji. Do minimum ograniczono noty biograficzne autorów. Przypisy pogrupowano według przyjętych kryteriów. Komentarze dotyczą postaci, miejsc i wydarzeń, które zaistniały w biografii lub twórczości poety, a także adresów bibliograficznych niezbędnych dla zrozumienia kontekstu. Wszelkie informacje pochodzące od autora opracowania ujęto w nawiasy kwadratowe. Do tomu dołączono skrócone kalendarium życia Edwarda Stachury, z myślą, że pomoże ono czytelnikom uporządkować podstawowe fakty dotyczące jego osoby.

Należy również wspomnieć o tytule książki. Słowami: Teraz oto jestem rozpaczliwie wolny… [oryg. *** (maintenant me voici désespérément libre…)] rozpoczyna się wiersz quebeckiego pisarza Jacques’a Braulta. Stachura opublikował ten utwór w swoim tłumaczeniu na rok przed śmiercią[8]. Myślę, że widoczna w kontekście tomu wspomnień przewrotność tych trzech wyjętych z incipitu słów dobrze oddaje ducha niniejszego zbioru, który z jednej strony sprzyja przyswajaniu nowej wiedzy na temat poety, z drugiej ugruntowuje przekonanie, że wszelki opis, podobnie jak zawsze niedoskonały ze swej natury przekład, wskazuje jedynie kierunek poznania, pozostawiając pole dla własnych poszukiwań i odkryć.

*

Praca nad książką trwała pięć lat. Jestem wdzięczny wszystkim osobom, które podczas kompletowania przeze mnie materiałów zgodziły się opowiedzieć o poecie. Czasem były to długie relacje, kiedy indziej zwięzłe uwagi powstałe na marginesie oddzielnych tematów. Wszystkie one stworzyły frapujący obraz pisarza.

Ogromnie dziękuję autorom za to, że znaleźli czas i zechcieli wziąć udział w tym przedsięwzięciu, dzieląc się swoimi cennymi wspomnieniami i wiedzą na każdym etapie powstawania tomu. Dziękuję za niezapomniane spotkania, wspólne rozmowy, cierpliwą lekturę tekstów i pomoc w ich opracowywaniu, wytrwałość oraz przekonanie, że wydłużony okres pracy nad publikacją zaowocuje wreszcie długo oczekiwanym drukiem. Dzięki Państwu wielokrotnie czułem prawdziwą obecność Stachury, co pozostanie dla mnie największą wartością.

Pragnę podziękować wydawnictwu Bellona za podjęcie tematu i przychylność, która sprawiła, że książka wpisała się w rocznicowe upamiętnienie poety. Serdecznie dziękuję redaktor tomu, pani Aleksandrze Janiszewskiej, za wszelkie cenne uwagi i sugestie, a także za ciekawe rozmowy „wokół Stachury”.

Książkę zapowiadały jej fragmenty, które wydrukowano na łamach „Charakterów”, „Kuriera Podlaskiego”, „Twórczości” i „Tygodnika Płockiego”, co spotkało się z zainteresowaniem czytelników.

Gorąco dziękuję wszystkim, którzy swoim zaangażowaniem przyczynili się do powstania tej publikacji i wsparli ją dobrą myślą.

Jakub Beczek

1Pierwszą Stachuriadę (pisaną wielką literą), od której nazwę wzięły wszystkie kolejne tego rodzaju wydarzenia, przygotował w stołecznym Teatrze Stara Prochownia Wojciech Siemion jesienią 1979 roku. Najsłynniejsze takie spotkania to organizowana w latach 80. toruńska „Scheda Steda” i istniejąca od 1983 roku do dziś Stachuriada w Grochowicach. Cykliczne stachuriady odbywają się od kilku lat m.in. w Tomaszowie Lubelskim. W Łazieńcu imprezy te przyjęły tytuł „Biała Lokomotywa”.

2Zob.Edward Stachura(1992), real. Włodzimierz Czwartosz, Dorota Latour;Niedokończona opowieść. Edward Stachura(1996), scen. i real. Ewa Wanat;Stachury miasto przeklęte(1999), scen. i reż. Natasza Ziółkowska-Kurczuk. W 1992 roku ukazała się pionierska książka Mariana Buchowskiego pt.Edward Stachura. Biografia i legenda.

3Zob. Edward Stachura:Listy do pisarzy, oprac. Dariusz Pachocki (2006);Listy do Danuty Pawłowskiej. Listy równoległe[aut. Danuta Pawłowska-Skibińska], wstępem opatrzył i oprac. Dariusz Pachocki (2007);Moje wielkie świętowanie, zebrał Janusz Kukliński, oprac., posł. i przyp. opatrzył Dariusz Pachocki (2007);Dzienniki – zeszyty podróżne. 1i 2; wybór, przygot. z rękopisu do druku, przypisy i posł. Dariusz Pachocki (2010–2011);Przekłady, oprac. krytyczne i posłowie Artur Truszkowski (2019).

4Zob. np. Waldemar Szyngwelski,Sted. Kalendarium życia i twórczości Edwarda Stachury(2003); Marian Buchowski,Buty Ikara. Biografia Edwarda Stachury(2014).

5Zob. Anna Małczyńska, Z padłych wstawanie. O melancholii w pisarstwie Edwarda Stachury(2014);Edward Stachura: formy pamięci, znaki czasu(zbior., pokłosie konferencji na UMK w Toruniu, 2016),Taśmy Stachury, oprac. Dariusz Pachocki (2018).

6Zob.Edward Stachura z tego świata, scen. i reż. Teresa Kudyba (2014),Biała Lokomotywa, scen. i reż. Daria Kazuła (2014).

7Pierwodruk: Tadeusz Różewicz,biedny poeta Stachura, „Kwartalnik Artystyczny” 2004, nr 1.

8Zob. „Twórczość” 1978, nr 6.

Jerzy Klechta Dziennikarz, publicysta. W latach 70. i 80. redaktor naczelny czasopisma „Radar”, twórca programu telewizyjnego „Bliżej świata”

Idol

Stachura pojawił się w Lublinie na KUL-u w 1957 roku. KUL przyjmował wtedy różnych rozbitków, wśród których znalazłem się i ja (po wydarzeniach październikowych zostałem usunięty z innej uczelni). Przyjechałem z rodzinnej Łodzi. Sted przybył z ziemi kujawskiej, wyróżniał się jednak tym, że dzieciństwo i wczesną młodość spędził we Francji. Pochodził z rodziny emigrantów.

Lublin był miastem, w którym życie skupiało się plus minus na trasie: okolice KUL-u, Ogród Saski do Starego Miasta (katedra, zamek). Na tej trasie spotykał się każdy z każdym. Nieraz przemierzaliśmy tę drogę ze Stedem, chętnie zaglądając do kawiarenek i knajp.

Poznałem go w pierwszych tygodniach roku akademickiego 1957/58. Przebywaliśmy w grupie, nazwijmy ją, poetyckiej. Jedni pisali wiersze, drudzy mówili, że piszą, jeszcze inni chcieli pisać i nawet jeśli nie mieli ku temu twórczych możliwości, uważali się za piszących. Sted był naszym guru. Pewnego razu powiedział do mnie mniej więcej tak: „Ty, Ramona (była to moja lubelska ksywa, wzięła się stąd, że kiedyś w jakiejś knajpie zaśpiewałem Ramonę, imitując Armstronga), jesteś jednym z najzdolniejszych, ale poetą nie będziesz, za mało pracujesz nad sobą, nad tym, co piszesz”. Miał rację.

Gdy Stachura przyjechał do Lublina, nie niosła go jeszcze żadna poetycka legenda, wyróżniały go natomiast dżinsy. W tamtych latach to był rarytas, widziało się je jedynie we francuskich i włoskich filmach, które zaczęły się pojawiać na polskich ekranach po Październiku ’56. Chodził w nich zawsze, przez wiele lat, nawet ślub z Zytą[9] brał w dżinsach.

Stachura, żyjąc wiele lat we Francji, poznał to, czego w Polsce wtedy nie było. Choćby jazz. Sam również grał na gitarze, śpiewał, świetnie tańczył. Był gwiazdą, choć jeszcze nie poetycką. Ale okazało się dość szybko, że poezja to cały sens jego życia. Już wtedy wszystko było dla niego poezją.

W Lublinie często zmieniał miejsce zamieszkania, raz mieszkaliśmy w akademiku, kiedy indziej u kogoś znajomego lub u jakiejś znajomej dziewczyny. Ale już wówczas rodziła się jego legenda – poetyckiego wagabundy. W przestrzeni poetyckiej towarzyszyli mu przede wszystkim Andrzej Babiński[10] i Wacek Tkaczuk[11]. Zawsze była wokół niego jakaś grupka osób.

Studiowałem historię, Stachura romanistykę, łączył nas wspólny lektorat języka łacińskiego. Na KUL-u istniał wtedy Wydział Nauk Humanistycznych, podzielony na sekcje: języka romańskiego, języka klasycznego, anglistykę, germanistykę, historię, historię sztuki i polonistykę. Łacinę prowadziła pani Kunicka, która była piękną kobietą. Byliśmy ze Stedem wrażliwi na urodę kobiet, więc patrzyliśmy na nią okiem dorastających mężczyzn. Dzięki temu, że Stachura znał francuski, łatwiej aniżeli jego rówieśnicy przyswajał sobie inne języki. On bardzo poważnie tę łacinę traktował. Trzygodzinny lektorat odbywał się trzy razy w tygodniu o ósmej rano. Stachura tych zajęć nie opuszczał. Był zawsze przygotowany, co sprawiało, że mobilizował i mnie. Dzięki niemu byłem na łacinie wyróżniającym się studentem. Obaj należeliśmy do najlepszych w grupie. Rano przed lektoratem piliśmy kufel piwa, kupowaliśmy papierosy marki „Mazury” i szliśmy na zajęcia. Stawialiśmy się jako pierwsi, ale po godzinie ogarniała nas senność. Pani Kunicka szybko nas rozgryzła. Gdy pomyliłem się przy deklinacji czy koniugacji, ratowała sytuację, głosząc publicznie, że to nie błąd, tylko licentia poetica. Lubiła i mnie, i Steda.

Z tego okresu pamiętam też pewne wydarzenie na egzaminie z historii filozofii, gdy profesor Stępień wstawił Stachurze dwóję. Sted rzucił w jego stronę indeksem i wyszedł. Był na uczelni traktowany jako enfant terrible. Traf chciał, że w tym czasie „Tygodnik Powszechny” po raz pierwszy wydrukował Edkowi jego opowiadanie[12]. Była to dla niego nobilitacja. Chodził jak paw. Pamiętam, jak szedł z numerem tego „Tygodnika”, mówiąc: „Patrz, Ramona, tamten wstawił mi dwóję, a ja drukuję w »Tygodniku«”. Pokazał tym, którzy tylko czekali na stosowny moment, aby pozbyć się go z uczelni, ile jest wart, skoro jego opowiadanie znalazło się w „Tygodniku”. Wszak czytało się w nim to, czego gdzie indziej w krajowej prasie nie drukowano, publikował między innymi ówczesny biskup krakowski Karol Wojtyła. Stachura wykupił wszystkie numery w kiosku znajdującym się przy knajpie „Wisła”.

Przez całe życie żył poezją. Z Andrzejem Babińskim spędzali godziny przy kawie i piwie, rozmawiając wyłącznie o poezji. Nikt wówczas nie zdawał sobie sprawy z zagrożenia, że tryb życia, jaki Sted prowadził, brak mieszkania, alkohol, nieprzespane noce, przygodne dziewczyny – wszystko to, plus jego nadwrażliwość, za czas jakiś zgotują mu piekło na ziemi.

Był znakomitym karciarzem. W życiu nie grał, zawsze wykładał karty na stół, walił prosto z mostu, co nie przysparzało mu przyjaciół. Nie starał się pokazywać lepszym, niż jest. Nie był skromny, jak na przykład Babiński, nie krył tego, że jest dobrym poetą – był pewny, że wejdzie na Olimp. Co innego przy kartach. Był graczem wysokiej klasy. Plotka, że kiedyś po ograniu jakiegoś księżula wyleciał z KUL-u, jest o tyle niedorzeczna, że najpierw musiałby z uczelni wylecieć sam rzekomy donosiciel. A po drugie, nie takie rzeczy działy się wówczas na KUL-u. Bo chociaż były to czasy przedsoborowe, to uczelnia skupiała przeróżne typy spod ciemnej gwiazdy, rozbitków życiowych, pogubionych i zdradzonych. W tych latach na KUL-u schronienie znajdowali więźniowie – skazani za walkę z ludową ojczyzną, byli partyzanci z lat wojennych, którzy dopiero co wyszli na wolność. Ach, co to była za groźna, bogata i piękna mozaika! Gra w pokera stanowiła dziecinną zabawę.

Sporo czasu spędzaliśmy w „Lubliniance” – przedwojennej kawiarni, położonej niedaleko placu Litewskiego. Piękne panie i jeszcze piękniejsze kurtyzany przebywały tam od świtu do zmierzchu. Siedzieliśmy sobie ze Stedem na tak zwanej górce, gdzie do tańca pogrywał kwartet. Sted co jakiś czas łapał jakąś pannę wpół i szalał. Pamiętam, że jedno z wydarzeń było tyle komiczne, co dramatyczne. Sted był na parkiecie, gdy nagle schodami zaczął kroczyć kelner trzymający tacę metr na metr. Na tacy poustawiane były napoje, butelki wina, ciastka i inne drobnostki. Sted tego kelnera nie widział. Szalał. Wtem jakimś cudem partnerka mu się wymknęła i z całą siłą wylądowała na tacy, taca zaś, wraz z tym, co się na niej znajdowało, zmiotła kelnera z hukiem. Pociągnąłem opierającego się Edka, ktoś otworzył okno i znaleźliśmy się na dachu. W ten sposób, biegnąc po dachach lubelskich kamienic, ocaliliśmy swoją skórę. Przygód mniej i bardziej groźnych było zresztą wiele.

Edward Stachura, lata 60.

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.

9Zyta Oryszyn (1940–2018) – pisarka, działaczka opozycji demokratycznej w PRL. W latach 1962–1972 była żoną Edwarda Stachury.

10Andrzej Babiński (1938–1984) – poeta, studiował teologię świecką, a następnie psychologię na KUL-u, gdzie pod koniec 1958 roku poznał Edwarda Stachurę i został jednym z jego najbliższych przyjaciół.

11Wacław Tkaczuk (1942–2018) – absolwent filologii polskiej na KUL-u, poeta, krytyk literacki, dziennikarz, długoletni kierownik literacki Teatru Polskiego Radia. Bliski przyjaciel Edwarda Stachury.

12Chodzi o debiut prozatorski StachuryNajlepszy człowiek świataw „Tygodniku Powszechnym” w styczniu 1958 roku (nr 3). Po latach utwór ukazał się w zbiorzeMoje wielkie świętowanie.

Wstęp, wybór i opracowanieJakub Beczek

Projekt okładki i stron tytułowychPaweł Panczakiewicz

Redaktor prowadzącaAleksandra Janiszewska

Redaktor merytorycznaAnna Richter

KorektaTeresa Kępa

Redaktor technicznyMarcin Adamczyk

IndeksAndrzej Krupa

Źródła zdjęć: (okładka i s. 6) archiwum Jakuba Beczka, (s. 23) Danuta B. Łomaczewska/East News, (s. 37) Muzeum Literatury/East News, (s. 53) Muzeum Literatury/East News, (s. 97) Muzeum Literatury/East News, (s. 105) archiwum Janiny Januszewskiej-Skreiberg, (s. 107) Janina Januszewska-Skreiberg/archiwum własne, (s. 157) Barbara Czochralska/zbiory Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego, (s. 195) Grzegorz A. Dominiak/archiwum własne, (s. 287) Piotr Müldner-Nieckowski/archiwum własne, (s. 293) archiwum Krystyny Cybińskiej

Copyright © Jakub Beczek 2020 Copyright © Dressler Dublin Sp. z o. o., Ożarów Mazowiecki 2020

Wydawca: Bellona ul. Hankiewicza 2 02-103 Warszawa

www.bellona.pl

Dołącz do nas na Facebooku:www.facebook.com/Wydawnictwo.Bellona

Księgarnia internetowa:www.swiatksiazki.pl

Dystrybucja: Dressler Dublin sp. z o.o. ul. Poznańska 91, 05-850 Ożarów Mazowiecki tel. (+ 48 22) 733 50 31/32 e-mail: [email protected] www.dressler.com.pl

ISBN 978-83-11-15927-3

Skład wersj ielektronicznej [email protected]